Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-11-2008, 21:17   #91
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Wszyscy wywlekali z wieży trupy a i Silia chciała się jakoś przecież przydać. Przez moment w pojedynkę próbowała targać po ziemi jednego z umarlaków – kobietę z wielkim nosem, ale i ona okazała się dla półelfki zbyt ciężka. Porzuciła więc truchło w pół drogi i zaczęła rozglądać się za czymś na jej możliwości. Wzrok zatrzymała dopiero na zombie, które jej zaklęcie rozparcelowało na kawałki. Wyglądało to paskudnie i na moment zebrało jej się na mdłości, ale przekrzywiła głowę i zmusiła się by złapać za parę obutych stóp. Nogi były ze sobą co prawda połączone, ale powyżej pasa nie było już nic oprócz postrzępionego ochłapa mięsa. Ciągnęła po schodach zwłoki, a raczej ich dolny fragment, przystając co chwilę i zatykając dłonią usta powstrzymując odruchy wymiotne. I jeszcze ten wszędobylski odór w niczym jej nie pomagał. Obrzydlistwo.

Mimo wszystko gdy wychodziła z wieży była już spokojniejsza. Łzy zdążyły obeschnąć, a i na sercu zrobiło się nieco lżej. Elev co prawda trochę ją zaskoczył, ale miała nadzieję, że wojownikowi wkrótce minie i przestanie się do niej odzywać w ten, skądinąd, krępujący sposób.

Na wewnętrznym dziedzińcu Jens zmagał się z kilkoma trupami układając je w schludny stos, chociaż „schludny” to może nie było i najlepsze porównanie. Śmierdząca kupa nadgniłego mięsa i goblińskie ścierwo tworzyły teraz jakiś makabryczny kopiec. Trzeba to spalić czym prędzej i wymazać z pamięci. Widok to obrzydliwy i przyprawiający o dreszcze, tym bardziej, że sami byli sprawcami tegoż niezbyt chlubnego dzieła. Pierwsza przelana krew splamiła więc już jej dłonie. Cały ten dzień sprawił, że okres dziecinności został nagle daleko za nią i coś pchnęło ją w dorosłość. Ta myśl była przytłaczająca. Podeszła cichutko do Jensa zajętego wrzucaniem martwego goblina na stos. Stanęła za jego plecami przyglądając się w ciszy zarysowi jego sylwetki.

Tam w wieży powiedział jej kilka miłych słów, ale nie tylko słów po nim oczekiwała. Chciała by ją przytulił, oplótł ramionami i pogładził po włosach. Tymczasem wyręczyła go Lilla. Nie żeby nie była wdzięczna paladynce za ten przyjazny gest. Była, i to bardzo. Ale oczekiwała po prostu od Jensa czegoś więcej. Z drugiej strony, może trochę się przeliczyła?

Bo jak w zasadzie jest między nią a Jensem? Myśliwy był jej szczególnie bliski z całej ich kompanii, nie była jednak pewna jakie łączą ich relacje. Czy tylko dziecięce psoty, czy może umizgi dwojga dojrzewających ludzi? Lubiła to ich przekomarzanie. Lubiła płatać mu żarty, i gdy on odpłacał jej się wygłupami. Stała jeszcze chwile za niczego nieświadomym chłopakiem, aż w końcu niepodziewanie oplotła go od tyłu rękoma. Dłonie wślizgnęły się pod jego kubrak i przylgnęły do ciepłego brzucha. W pierwszym momencie aż podskoczył, a Silia zachichotała, ewidentnie z siebie zadowolona. Dłonie miała zimne jak dwa sople lodu. Zawsze takie były, niezależnie od pogody. Taka już widać jej wrodzona przypadłość. Domyślała się, że dotyk zimnych palców na rozgrzanej skórze nie należał do przyjemności, ale zamierzenie to zrobiła.

- To za karę, żeś nawet nie podziękował, że cię uratowałam przed chodzącym trupem – szepnęła i cicho się zaśmiała – I żeś mi łez nie otarł jak się rozkleiłam.

Uśmiechała się szeroko, ale za moment zorientowała się, że może się za daleko posunęła? To co w zamiarze miało być figlarną złośliwością, nasunęło jej na myśl sprośne skojarzenia. Obejmowała w pasie dorosłego mężczyznę przytulając policzek do jego pleców. Dotykała jego skóry, od której biło przyjemne ciepło... Stała tak blisko. Stanowczo za blisko...

Jego skóra zaczęła ją nagle parzyć więc cofnęła dłonie rumieniąc się potwornie. Tak samo szybko jak do niego wpierw przylgnęła tak błyskawicznie odskoczyła w tył niby spłoszony zając...
Chciała coś powiedzieć, jakoś się wytłumaczyć, ale dziwne skrępowanie odebrało jej głos. Jej wypieki skutecznie jednak przemawiały za nią.
~Parszywe rumieńce. Zdrajcy przeokrutni. Znikajcie! Znikajcie natychmiast!~

Jens zaśmiał się serdecznie widząc, iż sama spaliła swój dowcip, który obrócił się przeciw niej. Poprawił kubrak i jeszcze raz odruchowo się wzdrygnął na wspomnienie jej lodowatych rąk.

- Wystraszyłaś mnie paskudo – rzekł w końcu podchodząc do rumieniącej się Silii. Po chwili wahania ostrożnie ujął jej dłonie – A ręce zaiste masz pieruńsko zimne – Złożył jej obie dłonie i zamknął w swoich, mocno, choć z wyczuciem pocierając je, by pobudzić krążenie pod zziębniętą skórą. Nie spuszczając z niej wzroku podniósł jej drobne palce wprost do ust i chuchnął w nie delikatnie, by wreszcie pocałować - Dziękuję Silia.
Zaskoczona dziewczyna nie była zdolna się poruszyć. Nie dlatego, że nadal ją trzymał, bo choć robił to stanowczo, to wiedziała, że może w każdej chwili zabrać ręce. Jednak było w tym dotyku coś zniewalającego, czemu nie mogła, a może nie chciała się oprzeć. Patrzyli tak przez chwilę na siebie z niepewnością, ale i ciekawością samych siebie, jakby coś ich przy sobie trzymało, ale i nie pozwalało się bardziej zbliżyć. W końcu Jens pierwszy przełamał tę niewidzialną barierę. Pochylił się ku czarodziejce i…

- Hola, mości pogromco złych nekromantów, może byś oddał przedmiot który ci pożyczyłem.
Głos Aldyma zadziałał na oboje jak kubeł zimnej wody. Silia odskoczyła od Jensa rozglądając się panicznie na czym się tu skupić, a Jens z nieukrywanym zawodem i lekką irytacją w głosie odparł do kapłana:

- No tak – rzekł chłodno – Zostawiłem go na górze… zaraz po niego skoczę…

* * *

Trzeba było doprowadzić się do porządku. Co prawda bardziej niż wiadro zimnej wody przydałaby jej się parująca balia, ale naprędce przeprowadzona toaleta przyniosła jako takie efekty. Zmyła krew z twarzy i rąk oraz zmoczyła lekko włosy. Ciemne kosmyki były pozlepiane posoką i plątały się wśród nich strzępy ludzkich wnętrzności. Sukienka za to była w opłakanym stanie i Silia nijak nie mogła temu zaradzić. Przydałoby jej się zapewne jakieś nowe odzienie. Ta jedna sprawa przemawiała za tym, by na moment wrócić do rodzinnego domu, choć wcale jej się to nie uśmiechało.

Szrama na twarzy piekła nieznośnie. Przez moment Silia przyglądała się swojemu odbiciu w wiadrze wody i sycząc wściekle dotknęła rozharatanego policzka.
- Myślisz, że zostanie blizna? - zapytała stojącego nieopodal Jensa – Wiem, że kobieca próżność przeze mnie przemawia, ale powiedz, czy dużo na uroku straciłam? Czy jest jeszcze szansa, że mnie ktoś zechce? - mrugnęła do niego okiem i się roześmiała.

Palenie trupów do przyjemności też nie należało. Szczególnie dlatego, że smród palonych zwłok gryzł w gardło aż zbierało się na mdłości. Szybko przenieśli się więc na zewnętrzny dziedziniec i tam się dopiero rozsiedli przy niewielkim ognisku. Jedli w milczeniu, choć Silia dwa kęsy jedynie przełknęła, bo żołądek nadal miała ściśnięty i było jej niedobrze. Obracała w rękach kawałek suszonego mięsa, po czym ostatecznie oddała go Kołtunowi. Kocur nie odstępował dziewczyny ani na krok odkąd opuścili wieżę. Może wyczuwał jej nastrój przygnębienia i teraz łasił się do niej i ocierał o nogi, dając znać, że jest obok i w razie czego służy pomocą.

Elev pojawił się na moment i zniknął równie szybko gnając konia na zabój. De Singwa zaś zwrócił się do niech i ciągnął swój wywód, co wywołało w Silii kolejną falę dezorientacji.

- Nie rozumiem o co się panu rozchodzi, panie De Singwa. Zjawa wykorzystuje przepowiednie i wciska nam kłamstwa żebyśmy zajęli się sprawą parszywych świeczek? To się kupy nie trzyma. Dlaczego po prostu nas o to nie poprosił tylko musiał zmyślać tą całą historię, a pierścień miałby stworzyć na poczekaniu? Prosta hipoteza i ławo zapewne ją było wygłosić, ale zważ w tym wszystkim, że ja też coś czuję! Ni stąd ni zowąd dowiaduję się, że mam ojca, a zaraz później ty rozwiewasz moje złudne nadzieje twierdząc, że mnie oszukano...
Spuściła z rezygnacją głową, a później zdjęła z palca pierścień i wetknęła go do jednego z mieszków przy pasie.
- Zaczynam być skołowana. Zjawa mówi, że świat nam trzeba przed smokiem ratować, ty panie, że świat się nie zawali jeśli wyzwania nie podejmiemy... I znów bądź tu mądry i wydumaj co robić i kogo posłuchać...
- Jedno tylko pewne. Przygoda ta dobra jak i każda inna. Księstwo Midd? Dlaczego nie. Na wyprawę i tak pójdę. Może duch kłamał, kto wie? Prościej mi będzie tak właśnie zakładać. Dlatego proszę też was abyście te bzdury o lady Horn i zamku puścili w niepamięć. Nawet nie miałabym jak potwierdzić, czy istotnie mój ojciec na tym zamku mieszkał. Nic to. Nieważne. Bez ojca sobie dotychczas nieźle radziłam, więc i teraz jego brak nie będzie mi niczym niezwykłym. Żałuję tylko, że trzeba mi było w głowie tak namieszać i dałam się w to wszystko tak gładko wmanipulować – urwała nagle i zmieniła już temat.
- Skoro wracać mamy do Talgi to lepiej się zbierajmy. A wy przyjaciele także do Midd chcecie się udać? Może nie powinniśmy ryzykować? Może wypada baczniej sprawie świec się przyjrzeć? A jeśli to faktycznie poważna sprawa i tylko my możemy coś zaradzić? Odnajdźmy arcymaga. Może na jego barki później tą sprawę zrzucimy, ale wpierw radziłabym odszukać choć pierwszego z jedenastu.

* * *

Gdy rozpoczęli marsz z powrotem do wsi zrównała się z myśliwym i zaczęła rozmowę:
Jens, pójdziesz z nami, prawda? Przygoda na nas czeka, a ja za nic nie chcę by ciebie obok zabrakło – znów się cała spłoniła, bo już nawet ukrywać przestała, że Jensa bardzo lubi – Bo wiesz... Ja w Taldze nie zostanę, podjęłam już decyzję. Nic mnie tam nie trzyma. Nawet na tą jedną noc do domu nie wrócę. Skoro się już dobitnie z nimi pożegnałam to wstyd się znów na oczy pokazywać. A i pewnie Garrik by mi spuścił łomot, żem go nie posłuchała i na zamek polazła. Dlatego Jens... - zaczęła się trochę jąkać w przypływie zdenerwowania – Ja wiem, że nie powinnam cię prosić, ale może mogłabym u ciebie w stajni albo stodole tą jedną noc się przespać? Ojca lepiej nie pytaj, bo będzie ciekaw czemu tobie akurat zależy bym dach nad głową miała. O ile ci zależy oczywiście – znów spuściła oczy. To, że stawiała go w takiej sytuacji trochę ją krępowało, ale wolała wszystko inne niż powrót do domu z podkulonym ogonem – A jeśli ktoś mnie przyłapie powiem, żeś nic o tym nie wiedział. Nie chce byś przeze mnie miał kłopoty, ale do domu nie wrócę. W ogolę żałuję, że do wsi leziemy a nie wyruszamy w wyprawę od razu.
 
liliel jest offline  
Stary 30-11-2008, 21:19   #92
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Dziewczynie kręciło się w głowie i ogarniały ją mdłości. Najchętniej położyła by się w kącie, skuliła w kłębek i zapłakała gorzko. Nie mogła sobie jednak na to pozwolić, przynajmniej dopóki miała obowiązki. Ostrożnie znosiła zwłoki przy pomocy kompanów. Pamiętała tych ludzi z wioski i czuła ogromny żal, że można tak zbeszcześcić czyjąś śmierć. Miała nadzieję, że ich bliscy z Talgi się o tym nigdy nie dowiedzą. Z pewną atencją potraktowała również gobliny, mimo , że byli ich wrogami Lilla nie czuła nienawiści. Raczej żal. Myśli odnośnie tego czy te zielone stworki miały coś co można by nazwać rodziną, bliskimi, którzy będą cierpieć po ich śmierci , niczym natrętne muchy krążyły po jej umyśle i za nic nie chciały uciec. Paladynka nigdy nie zabiła nic większego niż mucha. Gdy na gospodarstwie było świniobicie uciekała daleko w las, by nie słyszeć odgłosów zarzynanych zwierząt, do których tak szybko się przyzwyczajała. Na szczęście zawsze było dość rąk do pracy i nikt nie przymuszał jej do udziału w uboju.
Westchnęła cicho. Teraz zabiła żywe istoty, rozumne żywe istoty. O ile w przypadku zombie czuła, że przyniosła im ulgę, o tyle w przypadku goblinów... Czuła się strasznie zmęczona, ale jednak wiedziała iż postąpiła słusznie.
Gdy zapłonął stos nie wpatrywała się w niego, z pomocą Jensa zdjęła zbroję. Jej płócienna koszula na szczęście nie przesiąkła krwią. Próbowała się pomodlić, nadszedł ten czas. Ale nie dała rady. Potężne torsje targnęły jej ciałem. Zwróciła śniadanie i wczorajszą kolację. Organizm uspokoił się dopiero, gdy żołądek nie mógł już nic z siebie wydalić. Blada jak pobielona ściana umyła się w potoku i dopiero wtedy przystąpiła do modłów. Modliła się długo, jakby chciała znaleźć wszystkie odpowiedzi na dręczące pytania.

Do pozostałych przyjaciół wróciła gdy już zjedli. Wysłuchała rewelacji Leonardo jakby przychylniej niż do tej pory.

- Dłuższa wędrówka będzie wymagała koni dla wszystkich -
powiedziała jakby było już postanowione, że ruszają i westchnęła cicho. Zawsze marzyła by mieć konia!
- Wydaje się, że powinniśmy wrócić do domu, wziąć co potrzebne i wyruszyć jak najszybciej. Bez zbędnej zwłoki. Ten nekromanta może mieć przyjaciół. I faktycznie nocowanie tutaj nie jest dobre - wzdrygnęła się patrząc w kierunku wieży.
 
Nadiana jest offline  
Stary 30-11-2008, 23:00   #93
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dziewczyny nigdzie nie było. Szlak do wsi był w miarę jasny. Zboczyć za bardzo nie było gdzie, a patrzyć starał się uważnie. Jednakże przecież Elizabetha mogła na moment zejść, chociażby odpocząć, położyć się w trawie, przysnąć krzynkę. Wprawdzie obserwował także pobocza ścieżki, a potem traktu, ale cóż, jakże łatwo było przepatrzeć leżącą kobietę. Szkoda! Zależało jej na pośpiechu, a wziąłby ją na siodło i dotarliby konno znacznie szybciej. A tak? Ech, Elev miał pretensje do siebie, iż nie pomyślał o koniu wcześniej i że nie wyperswadował dziewczynie tego pomysłu. Jednakże to się stało tak nagle! Pocałunek. Pierwszy w jej, a wtóry w jego życiu. Tamten z Katią smakował wiśniami, ten, krwią, ale mimo tego był słodki, miękki i budził w nastoletnim chłopaku pokłady czegoś ekscytującego, czego wcześniej nie doświadczał. Kiedy czuł miękkie Elizabethy wargi, niepewność błyszczącą w oczach oraz przez moment splatał swój język z jej … Jak szukanie pewnej granicy, którą się chciało przekroczyć, a jednocześnie bało. Przełknął głośno ślinę, starając się odpędzić myśl, która nawet w tej chwili sprawiała, że gardło mu zaczęło wysychać, a musiał się skupić na jeździe i poszukiwaniach.

Do wsi dotarł późnym popołudniem.
- A co ty, nie poszedłeś z nimi? – Spytał Szymek, syn Bartnika, którego widział tam, wśród zombie. Na chwilę znowu wróciła groza walki w wieży. – Konia masz?
- To tego podróżnika, co to z nami poszedł. A w wieży byłem. Wracam właśnie stamtąd. Idę teraz do Hildy i wójta, boć im należy się pierwsza relacja.
- A inni? Co z nimi
? – Zaniepokoił się.
- Ano wszyscy zdrowi?
- Gobliny naszliście?
- Ano jakieś tam drobiazgi były, ale najpierw … wiesz co Szymek, mam prośbę do ciebie. Ja idę do Hildy, a ty przywiąż konia i zawołaj wójta, co by przyszedł do kapłanki. Daj mu trochę wody i obroku.
- Ano, nie ma problemu. A jak się wójt zapyta, czego chcę, to co mu gadać?
- Powiedz po prostu prawdę. Że wróciłem z zamku i chciałem mu powiedzieć parę ważnych słów oraz że czekam u Hildy, bowiem kapłanka też musi usłyszeć.
- Ano dobra, zawołam go. Pewnie teraz zebrał się właśnie od krów i szykuje do karczmy. No cóż, zamiast do karczmy, pójdzie do kapłanki. Duża odmiana. Kapłanka wściekła, jak kto do niej pójdzie pijany, to będzie musiał zrezygnować z kilku początkowych kufelków
- zachichotał. Elev lubił piegowatego Szymka, który był jednym z najbardziej uczynnych chłopaków we wsi. Ładnie śpiewał oraz przygrywał na mandolinie. Teraz nie miał odwagi powiedzieć, co się stało z jego ojcem. Wolał, żeby to uczyniła kapłanka, najlepiej, kiedy już stąd odejdą.

***

- Czyżbyście wrócili?
- Nie, matko, witaj
– Elev się skłonił. – Sława tobie i wielkiej Chauntei.
-Ale nie przyszedłeś do mnie mówić o sprawach bogini, nieprawdaż. Tym bardziej, że za swoja patronkę uznałeś wędrowniczą Selune, a nie patronkę wieśniaków, jak my.
- Jak zwykle, macie rację, ale … nieważne
– machnął ręką.
- Mów od początku.
- A cóż to się stało
– przerwał nagle otwierający drzwi wójt. – Szymek mnie naszedł, że jakieś wieści macie. Witajcie, Hildo – zwrócił się do kapłanki.
- Kapłanko szlachetna i mości wójcie. Najpierw wam rzekę, ze wszyscy są cali, chociaż nieco poranieni, ale z tym obie damy radę. Nie potrafię mówić, ale tam naprawdę były gobliny. Tego zabitego, tośmy znaleźli w lesie, ale w zamku było znacznie więcej. Podłe i okrutne są stwory, ale daliśmy im radę. Nieduże wydawałoby się, ale zażarte i ostro bijące. Uzbrojone w sprzęt niezbyt chędogi, ale raniący normalnie. Łuki i miecze mieli. Aleśmy ich pokonali, zwłaszcza dzięki czarom Silii i mieczowi Lilii. Zresztą i da Singwa sprawił się nieźle.
- A nie mówiłem
– wtrącił wójt, - że doświadczony z niego podróżnik. Pod jego przewodem i inni dobrze walczyli. Ale że jednak gobliny? Tutaj? Mimo wszystko miałem nadzieję, że to jakaś bujda, alboli nie wiem, ale wolałbym …
- Cichajcie wójcie, a ty Elevie mów dalej
– napięty glos kapłanki przerwał wójtowi.
- Myśleliśmy na początku, że to wszystko.
- Ale to nie było wszystko? Co ty mówisz? Nie tylko gobliny
? – Zdenerwowany wójt znowu zarobił karcące spojrzenie kapłanki.
- Znacznie gorzej. Trzeba będzie kilku chłopa ze wsi popchnąć na zamek i pewnie wam się, szanowna Hildo pofatygować – przerwał na moment. – Zombie.
- Zombie
– powtórzyli wójt i kapłanka. On bezmyślnie, ona z niedowierzającym zdziwieniem przechodzącym w niekłamana grozę.
- Chłopcze o czym ty gadasz? – Skoczyła
- Właśnie, o czym? Chciałbym wiedzieć – zgodził się z nią wójt.
- Zombie to chodzący martwi. Jakby żywi, ale nie żywi.
- Co wy gadacie, Hildo? Ciężko sobie wyobrazić.
- To co jest. Uwierz wójcie i nie wyobrażaj sobie. Naprawdę sobie nie wyobrażaj.
- Był tam Aldym. Szczęście, że wszedł do wieży i zdołał je nieco przepędzić. Potem znowu była walka i najpierw Silia, Lilia i Elizabetha się sprawiły
– mówił dosyć ponuro, mając za wspomnienie swój strach oraz idiotyczny atak, który tylko dzięki przełamaniu bariery przez paladynkę nie zakończył się totalną porażką. - Potem jeszcze Jens zabił strasznego człowieka rzucającego magię.
- Jakiego człowieka. Mówże normalnie Elevie.
- Czarownik znalazł się w wieży. Czarny mag. Przeklęte jego imię, jakiekolwiek jest. Jens go ubił szczęśliwie, wielkim męstwem się wykazując. Mnie trzasnął takim czarem, że rzygałem, jak po wierdkowej wódce.
- Opowiesz dokładnie? Co za zombie? Co za czarodziej?
- Darujcie, matko, ale nawet teraz kołkiem mi język staje. Kiedy reszta towarzyszy przyjdzie, to opowiedzą wam szczegółowo, nie tak jak ja. Wybrałem się tutaj wcześniej na koniu, co by wam powiedzieć, że owe zombie to byli nasi ludzie … wioskowi. Lepiej wójcie, żeście ich nie widzieli. Nasi ludzie! Ech, znajomi. Tego czarodzieja to Jens trafił Morgensternem. Lepiej, żeby wam opowiedział on oraz inni, a ja iść muszę. Teraz chciałem tylko was prosić, matko, żebyście tam się udali i sprawili naszych, jak należy. Wszak dobrzy to byli sąsiedzi. Tylko czarownik ów podły to namotał zło. Pewnie niedługo zresztą wszyscy wrócą, a mnie trzeba im na powitanie.
- O czym ty mówisz, chłopcze. Zastań tu oraz dokładnie opowiedz
– zażądała Hilda. – Napij się czego, jeśli chcesz. Bo jak trzeba to pójdę, odprawię modły. Wyprawie wszystko, co trzeba. Chaunteo, co to się działo? Och, Elevie.
- Czy wy naprawdę mówicie o tym, o czym ja myślę, że mówicie
? – Wtrącił milczący przez jakiś czas wójt.
- Obawiam się, że tak
– stwierdziła smutno Hilda. – Wystarczy spojrzeć na twarz tego chłopca. Ale naprawdę musisz zostać.
- Nie mogę matko.
- Nie mówisz wszystkiego
– orzekła.
- Nie mówię – przyznał. – Nie chce więcej mówić, nie chcę pamiętać – starał się zbić jej myśli na inny tor, zwalając swoje milczenie na własny przestrach. Przecież nie będzie jej wspominał o sprawach Slii czy nowych wypraw. Milady miała swoją tajemnicę. Czymże byłby, gdyby rozgłaszał jej sekrety obcym? Będzie chciała, sama powie. Nie, to nie. – Wiecie, matko, a najlepszy dowód, jak bardzo chciałem was zawiadomić, że nawet rodzicieli nie odwiedziłem idąc do was.
- Wioska bezpieczna
? – Wtrącił wójt.
- Tak, wioska bezpieczna. Naprawdę muszę iść. Wybaczcie. Reszta niedługo będzie, to więcej powiedzą. Pewnie więcej wiedzą niżeli ja - wymknął się mimo gniewnej miny Hildy oraz niepewnego wójta.

***
Koń stał pod żłobem, a Szymek dosypywał mu kolejną porcję sieczki.
- Niezła szkapina – westchnął. - Chyba tego podróżnika.
- Tak, Dobra, chociaż trochę narowista. Silnej ręki wymaga, wykształconej do takich koni. Dlatego ciężko ją czasem utrzymać w ryzach. Niby jeździłem konno więcej niż ktokolwiek ze wsi, ale gdzież tam naszym biednym konikom do tego. Bobrze, ze przeczyściłeś ją, Szymku. Trzymaj się. Daj jeszcze, proszę, znać moim rodzicom, że wróciłem, tylko muszę jeszcze pojechać na jeszcze trochę
.
Wrzucił siodło, ściągnął popręgi i wyruszył na powrót na szlak. Trzeba znaleźć Elizabethę. Trzeba po prostu. Dziewczyna była sama, tymczasem nie tylko gobliny mogły znaleźć się na podróżnym szlaku.
 
Kelly jest offline  
Stary 01-12-2008, 19:17   #94
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
~ Co za pech!! Właśnie teraz musiał się napatoczyć!

Jens biegł po schodach na samą górę gdzie zostawił morgensztern Aldyma. A jednak im bardziej ten moment się odwlekał tym większe zdecydowanie odczuwał młody łowczy. Z początku gdy tańczyli przy buchającym wysoko w niebo ogniu paleniska na festynie patrzył na jej prężne ciało z chęcią przeżycia jeno egzotycznej przygody. Teraz jednak w głowie miał mętlik. Nie chciał ruszać gdzieś w zupełnie niezrozumiałym dla niego celu, tylko dlatego, że jakaś dusza pokutna coś wyjęczała. Z kolei powrót do wioski oznaczałby konflikt gdyby ojciec się dowiedział o zapędach Jensa, a młody myśliwy jakoś nie myślał się pogodzić z tym, że to koniec ich niewinnych podchodów. Czy to dusza łowcy się w nim odezwała, czy też coś zgoła odmiennego i mniej trywialnego, Jens wiedział, że na pewno nie pozwoli, aby Silia wyruszyła gdziekolwiek bez niego zwłaszcza, że pokazała, że w nosie ma idące za pochodzeniem głupie wielkopańskie uprzedzenia.

~ O bogowie… ojciec jak by… eh… tak by mi rzyć przetrzepał, że długo bym nie usiadł… co mnie napadło?


Chwycił broń kapłana i opuścił pustą już wieżę. Na dole inni zaczęli już zbierać drewno na zewnętrznym dziedzińcu. O suche drewno nie było trudno gdyż zdawało się, że wraz z upadkiem zamku, najbliższe drzewa zaczęły podsychać… a może po prostu dlatego że fosa wyschła… Jens w każdym razie oddawszy Aldymowi jego morgensztern przyłączył się do tej niewesołej pracy. Choć z drugiej strony mogło być znacznie gorzej, gdyby musieli grzebać, któregoś z poległych towarzyszy.

Stos może nie był imponujący, ale powinien wystarczyć. Tak przynajmniej uznał łowczy krzesając iskry na odrobinę zebranej kory. Po dłuższej chwili płomień był już na tyle duże, że Leonardo zarządził palenie zwłok. To była najgorsza rzecz jaką w całym życiu młody łowczy robił. Truchła buchały żółtawym dymem gryzącym w oczy i drapiącym gardła z takim wstrętnym słodkawym posmakiem. Jens musiał choć na chwilę zrobić sobie przerwę i oddalić się, by nie iść w ślad Lilli, która cała blada i miotana dreszczami walczyła, z odruchem wymiotnym.

Znalazł Silię na wewnętrznym dziedzińcu przy zrujnowanej studni. Dziewczyna z początku go nie zauważyła i w swojej pobrudzonej sukni przeglądała się w swoim odbiciu w wiadrze wody, robiąc przy tym momentami śmieszne miny. Dojrzawszy łowczego stanęła z owym wiadrem niczym groźbą.

- Myślisz, że zostanie blizna? Wiem, że kobieca próżność przeze mnie przemawia, ale powiedz, czy dużo na uroku straciłam? Czy jest jeszcze szansa, że mnie ktoś zechce? - mrugnęła do niego okiem i się roześmiała.
Przyjrzał się uważnie ranie udając, że nie dopatrzył się żartu i zmarszczył brwi.
- No nie wiem… - rzekł śmiertelnie poważnie - Szansa niby jest, ale…

Oczywiście nie chciał jej mówić wprost, że uważa, że szrama najpewniej po tygodniu zniknie, a niewielka blizna nawet jeśli będzie to doda jej zadziorności, a nie ujmie urody. Nie zdążył się jednak roześmiać z jej zaciętej i wściekłej miny, ponieważ nim się obejrzał, zawartość wiadra z wściekłym „och Ty!” chlusnęła na niego z takim impetem, że prawie i dnem oberwał.
- Silia! – krzyknął śmiejąc się i otrząsając się z zimnej wody. Nie miał wątpliwości, że sobie zasłużył – zgrywam się jeno, a ty od razu z wiadra!
- Jasne, zgrywasz się… - dziewczyna była zdecydowanie nieprzekonana, o prawdziwości jego słów… a może udawała. Tak czy inaczej sam zapędził się w róg, w którym trzeba się tłumaczyć.
~ A ty to byś chciała, żeby Ci wszystko od razu powiedzieć

- No pewnie, że tak. Spójrz tylko – odgarnął jej ten sam złośliwy kosmyk z policzka – ranka niewielka. Po paru dniach znać nie będzie. A nawet gdyby było to i dla mnie dziesięć takich ranek by nie starczyło byś przestała wyglądać jako… - przez chwilę szukał w pamięci, czegoś ładnego - ostatnia gwiazdka o poranku… - uśmiech sam zszedł z jego ust, a on sam zaniemówił pozostawiając je niezbyt inteligentnie niedomknięte uświadomiwszy sobie, że powiedział za dużo. Wyraz twarzy czarodziejki mimo iż nie wyrażał już złości, był dla niego nieodgadniony. Nie czekając aż Silia wybuchnie śmiechem odwrócił się i oddalił w stronę płonącego stosu goblińskich trupów. Później się umyje.

Za bramą dostrzegł paladynkę. Dziewczyna wyglądała bardzo słabo i Jensowi aż głupio się zrobiło, że on sobie przerwę zrobił gdy ona nadal taszczyła martwe gobliny do stosu.
- Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie. Wstyd mu na chwilę przesłonił złość na siebie, że się tak dał w maliny wpuścić w rozmowie z Silią. Lilla tymczasem sama zaczynała przypominać zjawę z zamku. – W rogu w wewnętrznym jest studnia, żeby się obmyć… pomóc Ci iść?
Pokręciła głową i wskazała tylko na zaczepy swojej zbroi. Szybko je rozpiął i pomógł paladynce zdjąć pokryte krwią i tkanką żelastwo. Kiwnęła głową w podziękowaniu i odeszła na wewnętrzny dziedziniec.

Podszedł do pozostałego tu Aldyma:
- Trzeba jeszcze ciała pochować – rzekł krótko – jeśli uważasz, że przyda im się modlitwa to chodźmy gdzieś poza zamek znaleźć miejsce.

Znacznie później przy ognisku nadal była ich tylko czwórka nie licząc de Singwy. Jens był już jednak zbyt zmęczony, by przejmować się towarzyszami. Usiadł więc tylko na ziemi i nawet nie próbując się posilić wysłuchał kolejnej opowieści. Tak jak się spodziewał, nie wiele mu ona wyjaśniła, poza tym, że nic w tych opowieściach nie jest pewne poza jakimś smokiem sprzed prawie dwustu lat. Silia i Lilla zdawały się być jednak pewne tego należy robić, on więc nie mając lepszego pomysłu uznał, że nie ma co dłużej tego roztrząsać. Udowodnili już, że dadzą sobie radę sami więc i wyprawa do Midd nie wydawała się jakaś straszna wbrew ostrzeżeniom de Singwy. Jedna tylko rzecz nie dawała mu spokoju.
- Do Midd jest daleko, a skoro Pan panie de Singwa twierdzisz, że ten nekromanta był słabeuszem, to znaczy, że pewnie ich wielu, bo im słabszy zwierz tym go więcej na ogół. Skąd pewność więc, że ktoś nie wróci po ostatnią świecę w czasie gdy nas nie będzie? Zjawa mówiła coś o jakimś czarze ochronnym, ale ja cały czas widzę to miejsce, a i świeca nie znikła. Może lepiej zabrać ją stąd?


Irytacja na siebie i zmęczenie przeszły mu bo i nigdy nie umiał się długo boczyć, ale nadal nie dawało mu spokoju co też teraz sobie Silia myślała. Zdziwił się toteż i ucieszył setnie gdy czarodziejka jakby nic zagaiła do niego.
- No pewnie Silia, że nie dam Ci samej na szlak iść. Mnie też w Taldze nic nie trzyma, bo i z ojcowizny nic nie zostało, a i nie uśmiecha mi się do końca życia polowanie na dziki i jenoty. – odrzekł na jej pytanie choć sam nie był pewien, czy prawdę mówi. Łowiectwo wszak nie jest takie złe…

Z drugiej strony Jens zawsze był na swój prosty sposób ciekaw wielkiego świata i bynajmniej nie w rozumieniu okolicznych wsi. Może było w tym trochę winy Jaspera, bo stary nakładł mu do głowy trochę bajek o driadach, elfach i druidach, co w lesie żyją i swoje święte gaje mają, ale więcej należało zrzucić raczej na karby natury najmłodszego syna Bjorna.

- A co do spania, to nie przejmuj się. Do chaty Cię pewnie nie przemycę, ale ojciec dobudował ostatnio strych w oborze, by było gdzie słomę trzymać. Wiem, że to niewiele, ale nic lepszego chyba nie wymyślimy. Poza tym daliśmy radę wieży pełnej goblinów i nieumarłych, to Talga nam przecież nie będzie taka straszna, hm? – spytał z uśmiechem lekko szturchnąwszy zakłopotaną Silię w bok. Czarodziejce chyba jednak nie było do śmiechu na wspomnienie domu i Garrika, a ponieważ robiło się zimno zdjął z siebie pelerynę z wilczego futra i okrywszy nią półelfkę, objął ją ramieniem, bo pewnie w samej mokrej i brudnej sukni marzła nieco. - Nie martw się.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 01-12-2008, 20:01   #95
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Biegła bardzo szybko i bardzo długo. Jak na siebie. Chyba dłużej niż dwadzieścia minut. Potem niestety musiała zadowolić się szybkim marszem a i tak oddech szalał i przyśpieszał. Schowała się, gdy tylko usłyszała tętent. I zdziwiła się nieco widząc Eleva, choć pewnie, że wcale to takie dziwne nie było. Elev był odpowiedzialny i na pewno martwił się przez tę jej samotną eskapadę. Ciekawe czy samowolnie wziął konia? To by się rudowłosej spodobało. Ale póki co, nie chcąc zostać znalezioną, liczyła w głowie do stu, żeby uspokoić serce bijące wskutek wysiłku za głośno. Leżała pod iglastym drzewem, cała umorusana i patrzyła na uciekającego przed jej dłonią pająka. Zapach ziemi działał uspokajająco. Jednocześnie Elizabetha czuła dreszcz podniecenia. Zapewne dlatego, że lubiła się ukrywać, ale może bardziej jeszcze lubiła … kłopoty. Zaczęła sobie wyobrażać, że to nie Elev, ale podły nekromanta, któremu zalazła za skórę. W pewnej chwili mało nie krzyknęła, bo wydawało jej się, że chłopak coś usłyszał i patrzy przez gęstwinę wprost na nią. Na szczęście było to tylko złudzenie.

Jeździec odjechał w stronę Talgi i po chwili Elizabetha podjęła swój marsz.
Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo nie chciała, aby ją znalazł. Chyba znowu zrobiła nieliche głupstwo. I nie może teraz spędzać z Elevem za dużo czasu. Zwłaszcza sam na sam. Długowłosy chłopak był mądry i na pewno nie potraktował tego wszystkiego poważnie. Na pewno. Tylko, dlaczego to wydaje się trochę smutne? Przecież nie mogła z tym pocałunkiem czekać w nieskończoność.

Elizabetha wiedziała, że jej głupstwa mają tendencję do spiętrzania się i że nie umie odmawiać swoim zachciankom. A zachcianki ciągnęły ją niedwuznacznie w stronę grubszej awantury.
To wszystko wina tej głupiej wsi i święta. I wianków, i plotek, i uścisków Aldyma, i Sili z Jensem i tego, że Lilla robiła jej wymówki, a Leonardo traktował jak dziecko. I Eleva, który był za poważny i zemdlał i musiała coś z tym zrobić. I Hansa, co sobie pojechał. A także tego nekromanty i całej tej cholernej lordowskiej historii. Wszystko się sprzysięgło i zmusiło Elizabethę do pocałowania Eleva.
Z każdym kolejnym wymyślonym powodem zasępione czoło dziewczyny wypogadzało się. W końcu Elizabetha roześmiała się w głos.
- To nie moja wina – wykrzyknęła w las.
A jutro pocałuję Aldyma – dodała już nieco ciszej.

Wnioski i postanowienia wyczerpały trochę Elizabethę. Przypomniało jej się jak bardzo Elev był ranny i miała nadzieję, że Aldym go wyleczył przed drogą, przypomniało jej się, co trzeba powiedzieć w wiosce i w końcu, że nierzeczywisty mag mówił chyba o jakimś demonie, że jeśli w zamku naprawdę coś złego jest ukryte, to marna mogła być przyszłość Talgi.
Talgi w której nie chciała żyć, ale którą kochała.
Na starym trakcie mocniej prześwitywało popołudniowe słońce. I rudowłosa wreszcie poczuła wdzięczność za wszystkie dzisiejsze uśmiechy losu.
- Och, dobra Tymoro, wybacz mi wszystkie głupoty. Dziękuję za szczęście, którym obdarzyłaś dziś nas wszystkich. Obiecuję sławić Twe imię i obiecuję jak tylko będę mieć złoto, wielki datek w Twojej świątyni, tylko miej nas dalej w swojej opiece.
Wyciągnęła wiszącą na rzemyku, ukrytą pod koszulą niewielką monetę i ucałowała podobiznę bogini.

Minęły kolejne godzinny monotonnej wędrówki. Kiedy znowu usłyszała jeźdźca schowała się tylko za drzewem, tak w razie czego, gdyby to jednak nie był nikt z Talgi. Gdy zobaczyła Eleva wyszła na stary trakt.
- Jeździsz w kółko, zamiast odpoczywać? – miała zamiar powiedzieć coś miłego, ale wyszło jej naburmuszone pytanie. – Ukradłeś konia Leonardo? – nie zdołała powstrzymać złośliwego błysku w oczach.
- Nie, sam mi go dał – parsknął śmiechem. – Może to kwadratowy goguś, ale rzeczywiście martwił się o ciebie, jak wszyscy zresztą. Ba, nawet dal mi miksturę leczenia, a to naprawdę nie byle co – dodał poważnie.
- Po mnie jechałeś? – ups niepotrzebne pytanie, więc zaraz zadała inne - Byłeś w Taldze? Powiedziałeś o zombie? Co robi reszta?
- A po kogo innego? Cieszę się, ze cię znalazłem. Najpierw przepatrywałem drogę, kiedy jechałem do wsi … no, spokój, malutki – rzucił do konia, który nagle zaczął tańczyć kopytami i machać ogonem odganiając jakiegoś natrętnego owada. – No, ale wtedy jakoś musieliśmy się minąć. Pechowo, bo zabrałbym cię od razu. Gobliny niby wybite, ale wilki się zdarzają także od czasu do czasu. Wprawdzie człowieka nie atakują, ale teraz, zaraz po zimie … - urwał. – No, nieważne, grunt, ze teraz się udało. A co do Talgi. Powiedziałem o goblinach oraz zombie. Skoro mieli pochować … no wiesz … musieli się dowiedzieć tak czy siak. Nie mówiłem jednak o Silli. To jej tajemnica, a nie moja. Mój tatko mówił: Jeżeli masz tajemnice, zachowaj je dla siebie. Jeżeli znasz tajemnice swoich przyjaciół, zachowaj je dla nich. Stwierdziłem, że to mądra rada.
- A co ty myślisz, że ja jakaś głupia jestem i bym im wszystko wypaplała? – dla Elizabethy ostatnie zdania Eleva brzmiały jak pouczanie – Mówiłam Ci, że o zombich chcę powiedzieć, to znaczy, że tylko o zombich. Niczyich sekretów nie zdradzam, zresztą sprawy Lady Horn obchodzą mnie tylko jako źródło moich ewentualnych korzyści. –kończyła poważnym tonem nie swoimi słowami.
- Ja wracam do Talgi, ty rób jak chcesz – dodała.
Elev przeczekał wybuch Elizabethy.
- Wskakuj na konia – pochylił się podając jej rękę.
Miała wielką ochotę na tę przejażdżkę. Wbrew ostrym słowom usadowiła się na koniu.
- Pojedziemy galopem? Umiesz? Ależ on jest piękny.
- Trzymaj się dobrze – rzucił. – Piękny to on pewnie jest rzeczywiście. Jakże inny, niż nasze wioskowe konie o grubych nogach i szerokich zadach. Do orki i wozu zdatne pewnie najbardziej. No, jest jeszcze ze dwa lekkie pod siodło, ale ten, to wielki, lecz popatrz, jak pięknie mu pęciny chodzą i jak reaguje na nacisk pięt – popędził rumaka szybciej.
 
Hellian jest offline  
Stary 01-12-2008, 20:47   #96
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gdy Jens wyruszył przynieść aldymowy morgensztern, młody kapłan podszedł do półelfki z dziwnym uśmieszkiem błąkającym się na ustach i rzekł.- Lubczyk...odrobina wywaru z lubczyka dodana do wina, dodaje zarówno chłopcom jak i dziewczętom śmiałości w tych sprawach.-
Aldym jednak nie wytłumaczył jakie to sprawy miał na myśli. Dodał tylko.- Powodzenia.-
I ruszył w kierunku wieży by jak najszybciej odebrać swój oręż. Potem zaś zaczęło znoszenie trupów na jedną kupę i palenie ich. Do czego kapłan podchodził z najwyższą niechęcią. Wtedy też dowiedział się o samowolnej wyprawie Elisabethy...Był to bardzo zły pomysł. O czym zapewne dziewczyna dowie się sama. Powiedzieć ludziom, którzy dopiero co pogodzili się ze stratą swych bliskich, że ich córki, synowie, krewni zostali wykopani, ożywieni nekromatyczną magią , że groby ich bliskich zostały zbezczeszczone...Aldym widział twarze ludzi, którzy chowali zwłoki swych bliskich poszarpane, przetrawione...Rozpacz która była na nich wyryta przyprawiała kapłana o ciarki na grzbiecie. Nigdy dobrowolnie nie podjąłby się tego, co chciała zrobić Elisabetha...Ale cóż, niektórych rzeczy człowiek uczy się w praktyce. Smród palonego mięsa i bilans dzisiejszego dnia powodował , że kapłan nie miał apetytu. Za to wypił resztki wina, by złagodzić moralnego kaca i zły nastrój jaki ogarnął, alkoholem.
Nie mieszał się w rozmowę innych z sir Leonardo. Miał własne zmartwienia na głowie...
Dopiero gdy Silia poruszała sprawę świec...Aldym się odezwał.- Midd? Może być Midd. To na północ na południe czy na wschód stąd, dwie staje trzy...a może cztery ? Zakładam, że któreś z was wie, dokąd trzeba iść?-
Aldym wstał, otrzepał spodnie i udał się nad wodę by się orzeźwić i doprowadzić do porządku. Tam miał chwilę refleksji. Wnioski z niej były proste.Dla świętego spokoju ducha i okolicy, warto byłoby się o tej świeczce prawdy dowiedzieć, a przynajmniej popytać owego arcymaga Midd, o ile jeszcze żyje. Bo tego Aldym nie był taki pewny...A ponieważ rozmowa w cywilizowanym mieście, nie pachniała mu bezsensowny rozlewem krwi w imię „bo oni są źli”, to Aldym nie miał nic przeciwko wyruszeniu...Wiadomo, podróże kształcą. Na razie ruszył za resztą grupy w kierunku wsi, tym razem zamykając grupę i bynajmniej bez podśpiewywania. W ten dyskretny sposób dając innym do zrozumienia, by dali mu spokój.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 03-12-2008, 15:32   #97
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Leonardo kręcił przez chwilę głową z rezygnacją czy czymkolwiek, co ten gest oznaczał. Najwyraźniej zapomniał, że nie rozmawia ze światowcami, a z młodymi ludźmi, wyrwanymi dość nagle ze swojej małej, położonej na uboczu wioski. To wszystko ich musiało przytłaczać, a prawdopodobnie nawet nie potrafili pojąć o co tu dokładnie chodzi. W końcu uśmiechnął się, kierując prawdziwie sympatyczny uśmiech głównie do Silii.

-Nie twierdzę, że to wszystko kłamstwo. Twierdzę jedynie, że słowa zjaw trzeba potwierdzić. Ale masz rację, nie warto się teraz tym obnosić. Ja poszukam informacji w bibliotekach, wy zaś musicie dotrzeć do drugiej świecy, jeśli chcecie się dowiedzieć więcej. Ten drugi, arcymag. Jeśli będzie w stanie to potwierdzić, to już będzie trop, prawda? Tak to działa na świecie, kochani. Może i brzmi to wszystko jak coś strasznie zagmatwanego, ale wątpię, by tak było. Jeśli tylko chcecie zwiedzić trochę świata to idźcie. Jedną tylko mam radę, z dobrego mojego serca. Trzymajcie się razem, tam jest inaczej niż w Taldze. Ale nie wszędzie jest tak strasznie jak tu.

Mrugnął wesoło i wstał. Podszedł do półelfki, kładąc delikatnie dłoń na jej ramieniu.

-Nie ja cię wciągnąłem w to wszystko, moja droga. Nie moim też zamiarem było cię skołować. Chciałem tylko, byś zrozumiała, że nie wszystko musi być tym, czym się wydaje od początku, lub tym, co próbują ci wmówić. Jesteś inteligentną dziewczyną, wierzę, że szybko to zrozumiesz.

Rozłożył ramiona, jakby chcąc was wszystkich na raz objąć, i wciąż się uśmiechając zagadał już do wszystkich.

-Lepiej ruszajmy, moi kochani, bo noc zastanie nas w lesie. Zmarłych pochowają lub przeniosą z powrotem do Talgi jej mieszkańcy, jutro. Będziecie mogli się z nimi udać. Ale teraz ani nie damy rady ich przenieść, ani pochować, drogi Jensie. Chyba, że masz ze sobą jakieś łopaty?

Uśmiechnął się, ale w jego głosie można było dosłyszeć pewne pouczające tony. Zebrał swój niewielki dobytek, większość bowiem została w jukach wierzchowca, i ruszył do bramy, szybko omijając dopalający się już, ale wciąż niesamowicie cuchnący stos ciał.

***

Talga była zaaferowana powracającymi. Oczywiście najwięcej uwagi przyciągnął Elev, wracający jako pierwszy i to na koniu samego Sir Leonardo! Opowieści o tym, że zabito hordę goblinów, rozeszły się po wiosce w tempie błyskawicy, ale Hilda i sołtys postanowili, że nie będą mówić ludziom o zombich. To mogłoby być zbyt wiele dla tych prostych rolników. Ale zorganizowano nosze, rozpowszechniając wieść, że gobliny wykopały ciała zmarłych z ich cmentarza i składowały na zamku, pewnie by ich zjeść. Było to makabryczne, lecz znacznie mniej makabryczne niż prawda. Kapłanka przestrzegła też odjeżdżającego z powrotem Eleva.

-Trzymajcie się mojej wersji. Nie ma sensu wywoływać paniki. O magu możecie potem powiedzieć, ale niech ludzie nie wiedzą, że ich rodziny zza grobu wstały!

Sroga mina Hildy jasno dawała do zrozumienia, co się stanie, gdy zaczną o tym rozpowiadać, więc chłopak już nie myśląc pognał konia w las. Zwierzę już było zmęczone, więc ucieszył się, że dość szybko odnalazł Elizabethę. Gdy we dwójkę wrócili do Talgi, wciąż był dzień, chociaż słonce chyliło się ku zachodowi. Chłopi schodzili się już jednak z pól, kręcąc się przy domach, oborach czy udając się do karczmy. Część też głośno komentowała i pokazywała sobie palcami nowo przybyłych. O pokonaniu goblinów każdy już słyszał.

-Spójrz to na nich. Przecie to nie mogło hordy stwora pokonać, Janko!
-Ba, wiecie kumie, pewnie ten cały Lełonardo potwora wysiekł a oni tera obnoszą się z tym.
-Kto wie, kto wie. Ciekawym czy konia ukradli, czy im ów poszukiwacz dał?
-Mus, że coś się stało, przeca tak by pojedynczo nie wracali. Może ranne które?
-Nie, ale Hilda nosze robić kazała, ponoć na zwłoki naszych z cmentarza!
-O, co ty nie powiesz? A kto je tam pod zamek zatargał?


Słuchać można było dłużej, ale zmęczeni wędrowcy mieli ochotę tylko wykąpać się i przebrać, potem najeść i spać aż do rana. I bez problemu mogli spełnić przynajmniej część z tego, bowiem sołtys już ogłaszał, że wieczorem w karczmie wszystkim opowiedzą jak to było na prawdę. Leonardo pewnie poradziłby sobie sam, ale nie wypadało chociaż nie przyjść. I zresztą to samo czekało pozostałych, którzy dotarli do Talgi późnym wieczorem. Ledwie obmyć się i przebrać mieli czas, jak do karczmy ich zaciągnięto, opowieści z ust jej uczestników chcąc posłuchać.

***

[MEDIA]http://sites.google.com/site/muzykadosesji/Home/07-AHeroComesHome.mp3[/MEDIA]

Karczma wrzała. Wznoszono toasty, śpiewano, tańczono, pito i jedzono. Z boku przygrywała Neli, chociaż była dziwnie cicha i smutna, zwłaszcza jak na jej możliwości. Zagrała tylko raz, w tonie nawet nie do końca pasującym do sielanki i ogólnej popijawy. I śpiewała dla Leonardo, chociaż tak na prawdę nie kierowała nawet na niego wzroku. Ale czuliście to i jej nie przerywaliście. W końcu nie znaliście powodu, czemu ostatecznie z wami nie poszła. Gdy skończyła, rozległy się brawa, bo i śpiewać umiała. A zabawa wróciła do normalnego tempa, trwając aż do chwili, gdy Leonardo już nie mógł dłużej opóźniać swojego wystąpienia i opowieści. Swoim zwyczajem wskoczył więc na stół, mrugając do was dość ostentacyjnie.

-Ach, moi kochani! Cóż to była za wyprawa! Krótka, ale jakże treściwa! Już zeszłego wieczora spotkaliśmy kompanionów moich danych, którzy pokaz szermierki dzielnym bohaterom Talgi dawali! Trzeba wam wiedzieć, kochani, że dzielnie opór Talgianie stawiali, ale ulec musieli wieloletniemu doświadczeniu wielkich wojów!
Przerwał na chwilę, gdyż przez salę przeszły pomruki. Można było z nich wywnioskować, że Hans i Enro przejeżdżali przez wieś i samym tym przejazdem trochę emocji wywołali.
-A potem! Cóż to nie działo się potem! Rankiem zaszturmowaliśmy zamek. Dzięki naszej ognistowłosej zwiadowczyni wiedzieliśmy o hordzie goblinów kryjącej się wewnątrz! Małe, acz przerażające i niebezpieczne stwory! Ruszyliśmy więc...

Opowieść ciągnęła się i dłużyła, lecz tylko wy nie słuchaliście. Siedząc przy osobnym stole mogliście poświęcić się jedzeniu i piciu, które pan Anderson rozdawał wam dziś za darmo. Leonardo koloryzował i dodawał szczegółów, podkreślając rolę każdego w odniesionym zwycięstwie. Nawet Silia dostrzegła, że część ludzi patrzy na nią przychylniejszym wzrokiem. Nie wiedziała tylko nigdzie poparzonego, to był niedobry znak. Pozostali mieli czas dla siebie, chociaż obiecali de Singwie, że jeszcze przez chwilę karczmy nie opuszczą.

W końcu opowieść się skończyła, a sir Leonardo zebrał gromkie brawa, które częściowo i do was były skierowane. Zgodnie z poleceniem Hildy nie powiedział jednak o zombich, a mając na uwadze dobro wszystkich - nie wspomniał w ogóle o tym, co znajduje się na szczycie wieży. Ów zły mag był po prostu wielkim złym, który z opuszczonego zamku chciał zrobić swoją posępną twierdzę. Prawdopodobnie nawet wszyscy mu w to uwierzyli. Położył przed wami jakiś zwinięty rulon, siadając przy stole.

-To mapa okolic. Midd jest niedaleko w miarę, nie można nie trafić, gdy już wyjdziecie na główny trakt. Gdy będziecie już w mieście, to zgłoście się do Minilla. Jest trochę gburowaty, ale to mój serdeczny przyjaciel! Na pewno was ugości. Z tyłu mapy zapisałem jak do niego trafić. Powodzenia przyjaciele. I pamiętajcie moje rady. Trzymajcie się razem. Jeśli oczywiście zechcecie wyruszyć. To co mówiła ta zjawa niech pójdzie w niepamięć aż do chwili, gdy będziecie pewni, że mówiła prawdę. Niech Tymora ma was w opiece. Ja z rana ruszam do Procampur.

Wyszczerzył jeszcze raz, przepił do was i ruszył w tany, jako pierwszą do tańca biorąc Neli. Wy zaś mogliście pójść spać, gdyż zmęczeni byliście wielce. Lub porozmawiać. O tym co było lub o tym, co miało dopiero nastąpić.
 
Sekal jest offline  
Stary 03-12-2008, 15:57   #98
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Nareszcie mogli opuścić to straszne miejsce. Lilla tylko raz obejrzała się za siebie. Jedyną zmianą były kłęby dymu z dogasających ognisk, ale w oczach dziewczyny ruiny twierdzy wyglądały zupełnie inaczej. Coś ją zapiekło pod powiekami, więc szybko odwróciła się. Chciała jak najszybciej zapomnieć o tym strasznym miejscu, ale w głębi duszy wiedziała, że zapomnieć się nie da. Bo w tym miejscu całkowicie utraciła swą niewinność i przestała być dzieckiem.

W czasie powrotnej drogi nie odzywała się do nikogo, a i nikt nie odzywał się do niej. Wyglądało na to, że humor dopisywał tylko sir Leonardowi, reszta raczej była zatopiona w swoich myślach. Jeszcze spory kawałek przed zabudowaniami dopadł ich wręcz dyszący z żądzy wiedzy Derek.

- I co i co i co?? Elev mówił, że zabiliście gobliny i złego maga? Ty go siostra zabiłaś???

Paladynka tylko pokiwała przecząco głową i wskazała na Jensa, młodszy brat wydał jej się tak strasznie dziecinny. Towarzyszył jej przez resztę drogi próbując się dowiedzieć czegoś więcej, czegoś czym mógłby imponować dziewkom i kolegom. Siostra go jednak zbyła więc szybko ruszył by męczyć pozostałych.
Po wkroczeniu do wioski Lilla nie poszła do karczmy. Nie, pierwsze kroki skierowała do własnego domostwa, gdzie już czekała reszta rodzeństwa rządna sensacji. Na szczęście przed zamęczeniem dziewczyny, uchroniła ją matka, szybko rozganiając towarzystwo. Gdy tylko zostały same Lilla złożyła głowę na jej podołku i zapłakała gorzko. Mądra, stara kobieta, jaką bez cienia wątpliwości była Anna Kelvar głaskała delikatnie córkę, śpiewając jej cicho kołysankę, która tak lubiła jak była mała.

Było już zupełnie ciemno, gdy przyszła do karczmy. De Singwa zaczynał właśnie swą historię. Zaczepiana przez miejscowych, dziękowała uśmiechem za gratulację, ale jak najszybciej starała się usiąść przy stole gdzie była reszta przyjaciół. Na widok pyszności na stolę, wyposzczony żołądek wreszcie upomniał się o swe prawa i z iście młodzieńczym zapałem Lilla zajęła się pałaszowaniem potraw.

- Ustaliliście już coś? Kiedy ruszamy? -
zapytała między jednym kęsem a drugim, jakby sam fakt, że w ogóle wyruszą nie podlegał dyskusji.
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 03-12-2008 o 16:01.
Nadiana jest offline  
Stary 04-12-2008, 17:56   #99
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Siedział wraz z innymi w karczmie udając, że go ta impreza interesuje. Jeszcze teraz świerzbiała go pięść, która niedawno pocałowała nos ojczyma Silii. Co za szmaciarz! Co za łajdak! Nawet na wspomnienie całej sytuacji zaciskał palce, Aż bielały. Silia miała wielki wkład w pokonanie tych stworów z wieży, a ponadto, póki stąpał po tej ziemi, była jego panią. Póki! Bo nie cieszył się z tej sytuacji i przysiągł sobie, że jeżeli tylko będzie mógł tego uniknąć, nie powróci do Talgi. Zresztą, była towarzyszką wyprawy. Identycznie jak reszta, dlatego broniłby nawet Aldyma, gdyby zaszła taka potrzeba.

Ale, niezaprzeczalnie, były także całkiem miłe aspekty tego wieczora. Na przykład nogi Silii. Podwinięta do ud halka doskonale pokazywała ich smukłość i biel. A wyżej? No, wyżej halka już przesłaniała widok, ale przylegający do skóry materiał doskonale zdradzał zarys pośladków.

~ Ciekawe, czy Elizabetha ma podobnie … ~ zabrakło mu słowa. Coś, pomiędzy „kuszące”, „interesujące”, „dziwnie podniecające”. Wyobraził sobie zamiast ciemnych włosów i szpiczastych, smukłych uszu mahoniowa czuprynę i wyszło mu całkiem nieźle. Silia była nieco niższa i drobniejsza, ale niewiele. Na pewno węższa w biodrach i chyba ociupinę węższą talię. Choć trudno powiedzieć … Elizabetha należała do niezwykle szczupłych dziewcząt, lecz co krew elfia, to elfia. Choć z drugiej strony zdecydowanie krąglejsza pupa ludzkiej dziewczyny kusiła kobiecością. Tworzyło to ciekawszy dla męskiego oka kontrast pomiędzy biodrami a talią. Niewielkie piersi, doskonale ukazujące z boku swój obrys pod halką, kiedy Silia pochylała się nad drewnianą miednicą, wąska szyja, która wydawała się wręcz zbyt delikatna i głowa ozdobiona lekko szpiczastymi uszami zdradzającymi jej pochodzenie. Oblicze Silii wydawało się subtelniejsze niż Elizabethy, bardziej stonowane. Jakby równoważyły się w niej dwie siły: ukryta mądrość czarodziejki, spoglądającej we własne wnętrze oraz radość młodej, spragnionej życia dziewczyny. Natomiast Elizabetha wydawała się wulkanem ognia. Jej twarz tryskała energią, ciekawością świata, pragnieniem luzu i pełnej swobody. Wydawała się tyleż polegać na intuicji, co rozumie. Dwie dziewczyny, dwie twarze, dwa charaktery. Po prawdzie to na wyprawie były trzy, ale Lilla … Lilla była ładna, niewątpliwie, zgrabna, no, ponadto miała się czym pochwalić tam, gdzie pozostałym dziewczynom nieco brakowało, ale … chyba trochę się jej bał, by o niej myśleć w czysto kobiecych kategoriach. Była paladynką, a wiadomo, że paladyni to dziwni ludzie, oj dziwni.

- Ustaliliście już coś? Kiedy ruszamy? – Usłyszał pytanie Lilli, kiedy skończył porównywać dziewczyny. Trochę się zresztą tego wstydził, ale bracia i koledzy tyle opowiadali o nastoletnich pannicach, że czasami zastanawiał się, czy on jako jedyny z całej wiochy się jeszcze do niedawna nie całował. Natomiast o czymś więcej to nie tylko nie było nawet mowy, ale się nie zapowiadało nawet. Z jednej strony czuł, że trochę byłoby mu głupio, kochać się ot tak bez jakiegoś zaangażowania. Z drugiej, był nastolatkiem ciekawym spróbowania zakazanego dotąd owocu. Dziewczyny miały w sobie jakąś naturalna magię, która potrafiła go przyciągać.
~ No, przynajmniej niektóre z nich ~ dodał w myślach. To ponadto strasznie frustrujące, kiedy wszyscy opowiadają ci o swoich podbojach i jakie to rzeczy wyczyniali, szczególnie z Nelli, a ty się zaszywasz w odstani kąt, żeby przypadkiem tobie nie zadali jakiegoś pytania. Ech, machnął ręka, żeby odgonić takie myśli. Obawiał się, ze któraś z dziewczat może zauważyć, że zbyt często zerka w ich stronę i dla odmiany zajął się odpowiedzią na pytanie paladynki:

- Nic o tym nie wiem, ale im szybciej, tym lepiej. Nie wiem, jak wy, ale ja chcę stąd odejść. Jak najszybciej. Szlak wzywa, nawet, jeżeli miałyby na nim czekać kolejne zgraje goblinów. Proponuję, idźmy spokojnie do naszych rodzin, czy gdzie chcemy – uśmiechnął się pod nosem, - następnego dnia rano zjedzmy śniadanie, odpocznijmy krzynę, po obiedzie zaś zgromadźmy się pod karczmą tutaj gotowi do drogi. Normalnie wołałbym wyruszyć rano, ale po pierwsze, lepiej się dobrze wyspać po dzisiejszym, po wtóre, może jeszcze co przygotować trzeba. Ech – rozmarzył się głośno na moment, - gdyby to tak mieć ścigłego ogierka, ale skąd we wsi konie na wyprawę, a nawet jakby były, to wątpię, by ktokolwiek nam je odsprzedał. No, nieważne, własne nogi też nas poniosą, a kiedyś, może się uda kupić takie. Trasę ino trzeba będzie zapamiętać na mapie. Może też jest jaki szlak kupiecki w pobliżu, to gdyby kto jechał wozami do owego Midd, może by nas najął jako ochronę? Zawszeć to parę groszy by wpadło, a i wygodniej by było. Wprawdzie, nie mam pojęcia, czy tak się robi, Alem słyszał od rozmaitych wędrowców w Taldze, że nie raz właśnie tak przemierzali kraje.

Westchnął. Podczas wyprawy do zamku nie tworzyli drużyny. Wiedział to, oni zresztą pewnie także. Byli inni, zbyt inni. Miał jednak nadzieję, że jakoś przezwyciężą te różnice. Jakże bowiem iść na wyprawę mając za partnera kogoś, komu się nie ufa? Zgryzł wargi. Trudno, także on miał w tym swoje nieciekawe trzy grosze, jednakże teraz spróbował coś z tym wszystkim zrobić. Może niewielki to kroczek, ale zawsze lepszy taki, niźli żaden. Ku, może nie tyle przyjaźni, ale partnerstwu i zaufaniu. Zadowolony uśmiechnął się do wszystkich siedzących.

- Twoje zdrowie, Aldymie - wzniósł kielich przepijając do kapłana. - Ano, cokolwiek sądzę o sprawach z dziedzińca, toś gracko się spisał w wieży zamkowej. Wstyd powiedzieć, ale bałem się wtedy bardzo. Gdyby nie ty, kto wie, czy siedzielibyśmy tutaj spokojnie popijając. Twoje zdrowie. Takoż i twoje, Jensie. To trzepnięcie aldymową lagą w tego mrocznego gościa – nie chciał używać w karczmie słowa nekromanta, które jeszcze ktoś mógłby podsłuchać - byłoby pewnie pierwszym tematem ballady, gdyby tylko Nelli była wraz z nami – dodał nieco smutniej. – Ano szkoda, ale każdy wybiera swój los. Lillo, jeżeli rzeczywiście zgodzicie się, żeby wyruszyć po obiedzie, czy nie miałabyś ochoty nieco posparować ze mną? Owi towarzysze sir Leonarda przecież wspominali, żeby trenować, kiedy tylko można. Jens to woj dobry, ale łucznik z zamiłowania, nie człowiek miecza. Pozostali zaś inne mają raczej specjalizacje, chociaż, rzecz jasna, wszystkich zapraszam. Ale jakby nie było, szczególnie my, Lillo, musimy polegać na naszych mieczach i nimi służyć drużynie. Dlatego wartoby nawet co dzień pofechtować. Chociażby jutro rankiem? Raz dlatego, żeby własne umiejętności zwiększyć, dwa, ponieważ pewnie nie raz walczyć będziemy ramię w ramię obok siebie. Dobrze jest więc znać swój styl, możliwości. Zawsze to łatwiej nam będzie. Silio, Elizabetho, cieszę się, że jesteście tutaj z nami i że wyruszymy wszyscy razem. Pewnie niejedną przygodę przeżyjemy razem i pewnie nie raz od decyzji każdego z nas będzie zależeć los drugiej osoby, nasz los, dlatego – uniósł kielich – oby nam się i obyśmy zawsze podejmowali właściwe decyzje.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 04-12-2008 o 18:56.
Kelly jest offline  
Stary 04-12-2008, 20:28   #100
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Gdy wracali do wsi szła całkiem milcząca. Reszta też jakoś sposępniała, pewnie dlatego, że właśnie przelali pierwszą w ich życiach krew. Silia poczuła wstyd, że i ona nie zadręcza się tą myślą. Prawda była taka, że coś zgoła odmiennego chodziło jej po głowie.
Rozmyślała na temat tego, co rzekł jej Aldym. Wino i lubczyk. Może to i dobra rada? Kapłan Sune pewnie ma w tych sprawach rozeznanie. Kiedy tam na dziedzińcu Jens ją prawie pocałował czuła jak krew odchodzi jej z twarzy a nogi robią się miękkie jak z waty. Nie miała doświadczenia w postępowaniu z mężczyznami a nie chciała z siebie durnia zrobić kiedy do czegoś z Jensem dojdzie. Jeśli trunek z wina i ziół ma ją pozbawić tego dziecięcego skrępowania to warto jego skuteczności spróbować. Gdy łowczy zgodził się aby ją tej nocy przenocować w głowie dziewczęcia zaczął kleić się plan.

Kilka razy zerknęła na Jensa jakoś tak wymownie, z szelmowskim uśmiechem na ustach, który był zwiastunem obietnicy. A może kolejnego figlarnego podstępu? Tego pewny być nie mógł.
Otuliła się szczelniej jego płaszczem i ukradkiem wciągała powietrze chcąc wychwycić z odzienia zapach myśliwego. Gdy uderzała ją raz za razem ta woń znów pąsowiała na myśl, jakby to było leżeć obok niego i wtulać się w jego włosy i skórę.
~Silia, grzeszna dziewka z ciebie - zrugała się wesoło. – Świństwa ci po głowie chodzą~

Pierwsze kroki skierowała jednak do domu. Musiała chcąc nie chcąc tam zawitać, choćby po to jeno, żeby się umyć i przebrać. Cichcem zakradła się do sypialnej izby i korzystając, że nie wpadła na żadnego z rodziców, złapała tylko świeżą sukienkę i pobiegła żwawo do szopy. Tam stanęła w samej halce w małej balii z wodą, a włosy oplotła na karku rzemykiem. Płócienną haleczkę zawiązała w supeł, tuż pod biodrami. Nogi, ramiona i dekolt obficie wpierw namydliła, a później spłukiwała chłodną wodą nucąc pod nosem i uśmiechając się do siebie lekko rozmarzona. Kołtun tarzał się nieopodal w słomie i radośnie pomiaukiwał w rytm jej wiejskiej przyśpiewki.

Kiedy księżyc wzejdzie, dzionek już przeminie,
Podam ja ci lubczyk w porzeczkowym winie.
Spojrzysz na mnie miły z taka czuła miną,
I powiesz mi wtedy: kocham cię dziewczyno.
A potem prędziutko weźmiesz mnie na ręce
I przysięgniesz: nigdy cie nie puszczę więcej.
Bo taki mój zamysł, gdy wypijesz trunek
Złożysz na mych ustach pierwszy pocałunek...

Nagle usłyszała jakiś dźwięk gdzieś z tyłu. Drzwi szopy skrzypnęły lecz ona nawet się nie obejrzała.
- Kogo niesie? - zapytała spokojnie, pewna, że to któreś z jej licznego rodzeństwa.

- To tylko ja, pani. Elev – usłyszała niski męski głos i zaraz też wojownik wszedł do środka przymykając za sobą drzwi.

- Co? Odwróć się zaraz! Migiem! - pisnęła z przestrachem - Elev? A cóż ty tu w ogóle robisz? I jak długo tam stałeś? - huknęła wściekle a jej oczy ciskały gromy. Naciągnęła halkę zakrywając gołe nogi i totalnie speszona skuliła się w sobie.

- Dopiero przyszedłem, milady - chłopak chyba też czuł się niezręcznie bo spuścił zaraz wzrok, a potem posłusznie odwrócił się do niej plecami dodatkowo przysłaniając oczy ręką - Twoja siostra powiedziała mi, że w szopie jesteś, ale nie przypuszczałem, żeś w tym celu tu poszła. Wybacz, że przeszkodziłem. Chciałem porozmawiać, ale może nie powinienem cię teraz niepokoić...

- Bądź tak łaskaw i daruj sobie tą panią, Elevie. - znów na niego wrzasnęła - Jak zobaczę, że podglądasz to skończysz jak ten chłystek Hugo i już żadna kobieta na ciebie nie spojrzy! Mów więc po co mnie znaleźć chciałeś? – Wyszła w wody i zaczęła się pośpiesznie osuszać.

- Przykro mi, lady Horn, ale to nie jest tak, że ja sobie daruje, czy nie daruję. Czy ty nie zdajesz sobie sprawy, co oznacza, ze jesteś włodarzem tych ziem? Że wszyscy w tej wiosce to twoi poddani? Łącznie z Elisabehą, ze mną, z Jensem? Bo Lillia i Aldym, jako ludzie kościoła, raczej nie, ale wszyscy wioskowi na pewno. Może nie pod względem poddaństwa i pańszczyzny, ale że wioska winna jakieś podatki płacić na zamek, to pewne. Tak, że nie stoi tu przed tobą złośliwy chłopak Elev, ale jedynie twój poddany ... przynajmniej, póki stoimy na twojej ziemi, bo poza nią, możne wrócić dawna Silia, ale tutaj ... tu chyba tylko na twój rozkaz.

- Ładny mi poddany co panią swoją podczas kąpieli podgląda – wnet parsknęła szczerym śmiechem trochę się uspokoiwszy – Żartowałam z tą panią - dodała prędko. - Mam nadzieję, że za poważnie mojego głupiego gadania nie traktujesz. Ale to dobrze, że milady w twoim mniemaniu będę jedynie w Taldze, bo długo tu nie zabawimy przecież. Jutro więc sprawę lady Horn powinniśmy mieć za sobą? Mam nadzieję, że znów mi będziesz po imieniu mówił. Chociaż... Zaraz do karczmy mamy iść. Błagam Elevie, jeśli masz nade mną litość, nie traktuj mnie przy wszystkich jak jakąś szlachciankę, bo się zaczną zastanawiać o co się rozchodzi. Ja nie chcę być tu panią, rozumiesz? Nie chcę nakładać podatków ani mieć poddanych. Nawet zamku nie chcę, chyba, że... - na moment posmutniała – Chyba, że faktycznie to się okaże konieczne i ktoś będzie musiał tam siedzieć by duszy smoka pilnować. Lecz tak daleko w przyszłość wybiegać nie będę. Ale dość o tym. Dziś świętujemy a jutro w drogę nam wyruszać.

- Tak, pani.
- Silia – poprawiła go buńczucznie. – Jeśli potrzebujesz rozkazu by mówić mi po imieniu to potraktuj to jak taki – zachichotała cichutko szarpiąc się z sukienką, która w oporem wchodziła na wilgotną skórę. - Nie wybaczę ci żeś mnie podglądał w negliżu. Ze wstydu się zaraz spalę.

- Nie martw się, pani..tfu.... Silia – zaraz skorygował – Prawie nic żem nie widział. A co do ludzi, nie powiedziałem niczego wcześniej, teraz także nie planuję. Twoja tajemnica pozostaje bezpieczna. Jedynie ty, jeżeli zechcesz....

Nagle drzwi szopy otworzyły się z trzaskiem i w progu stanął Garrik. Patrzył na przemian to na Silię, która nie skończyła jeszcze wiązać tasiemek sukienki, to na nieco zaskoczonego chłopaka. Podszedł blisko pasierbicy, roztaczając wokół swąd alkoholu.

- Dowiedziałem się, żeś wróciła, ale ty miast z ojcem się witać pieprzysz się w szopie z jakimś wyrostkiem? Jaka matka taka córka... Dwie kurwy pod dachem mieć, psia mać... - chłop patrzył na nich z kpiną i wredny uśmieszek tańczył na jego ustach.

- Nawet jeśli się kurwię to nic ci do tego Garriku! - wypaliła Silia zadziornie - Żony nie potrafiłeś przypilnować to i nie dziwota, że córki też nie zdołasz. Za bardzo jesteś zajęty wlewaniem w siebie gorzały...

Nie skończyła. Usłyszała świst a później poczuła piekący ból na twarzy. Kipiący gniewem ojczym wymierzył Silii siarczysty policzek i zaśmiał się przy tym paskudnie. Dziewczyna syknęła tylko przykładając dłoń do rozwalonej wargi i odskoczyła w tył wbijając w niego nienawistne spojrzenie. Miała coś powiedzieć, ale w tym czasie Elev rzucił się na niego z pięściami.
Kilka błyskawicznych ciosów... Garrik zwijający się na ziemi plujący krwią... Elev jednak na tym nie poprzestał. Kopał go w brzuch i żebra sycząc przez zęby:
- Ty skurwielu... Jeszcze raz ją tkniesz a przysięgam...zabiję jak psa...
- No no, kochaneczku – Garrik mimo iż poturbowany nie przestawał szydzić – Ta suka ci naprawdę w głowie zawróciła. Prawie mi cię żal...
Silia szarpała Eleva tak mocno i uparcie za rękaw aż wreszcie wyszedł z nią z szopy. Krew lała się z jej wargi i wciąż była osłupiała:
- Elev, co ty wyprawiasz? Nie wtrącaj się w sprawy mojej rodziny, dobrze? Nie waż się podnosić ręki na mojego ojca!

W drodze do karczmy nie odezwali się do siebie ani słowem. Dopiero przed drzwiami Silia uśmiechnęła się lekko do Eleva chcąc złagodzić napięcie:
- Wiem, żeś chciał dobrze... Wybacz, że na ciebie naskoczyłam. Ale jutro wyruszamy. Talgę zostawiam za sobą... A teraz chodźmy do przyjaciół. Cieszyć się nam trzeba tej nocy a wszystkie brudy odepchnąć od siebie jak najdalej... Zapomnij o tym coś widział. I nie waż się pochwalić żeś mnie nakrył w bieliźnie bo oczy wydłubię – zażartowała i poklepała chłopaka po ramieniu. W lepszych nieco nastrojach weszli do gwarnej karczmy.

Przy stole przysiedli się do reszty. De Singwa jak zwykle się przechwalał, a i ich przy okazji, co wprawiło tylko półelfkę w kolejne zakłopotanie. Choć musiała przyznać, że przyjazne spojrzenia współmieszkańców jej schlebiały. Wreszcie czuła się doceniona. Wreszcie zaakceptowana.
Wysłuchała słów Lilli i ładnej przemowy Eleva. Podobało jej się, że każdego wspomniał i mówił miłe słowa o zaletach każdego członka drużyny. Mają razem wyruszyć, niezbędne więc jest by się szanowali i dobrze rozumieli. Ona myślała nieco inaczej niż Elev. Bardziej sercem niźli rozumem, ale ponoć to kobiet przywara. Lubiła wszystkich już teraz, razem i każdego z osobna, i nie potrzebowała lat kolejnych by się do nich przekonać. Była pewna, że się głęboko zaprzyjaźnią, że połączą ich podczas wyprawy więzy silniejsze niż pokrewieństwo krwi nawet. Bo przecież muszą na sobie polegać i ufać. Jako rzekł Elev ich życie będzie zależeć od siebie, a to większa zależność niż w najbliższej rodzinie choćby.

- Pięknie Elev gadasz. Bardem możesz zostać. A co do wyprawy, dobra myśl by po południu w drogę ruszyć – dała mu niewinnego kuksańca łokciem siadając obok Jensa. Tego zaś kopnęła lekko pod stołem szepcząc mu do ucha:
- Tęsknił żeś za moimi psotami? - uśmiechała się jak zwykle łobuzersko, a potem, nie czekając co odpowie podeszła do szynkwasu. Mijając jeszcze Aldyma szepnęła tamtemu do ucha.
- Z tym winem i lubczykiem mam nadzieję, że ze mnie nie drwiłeś? Jeśli nie zadziała to będę ci miała za złe – puściła kapłanowi oko i poszła do karczmarza po dwa kubki grzanego wina. Wyjęła z plecaka woreczek z lubczykiem, który zwinęła z zapasów ziół matki, i sypnęła solidnie do obu kubków. Wywaru nie miała czasu przyrządzić, ale chyba aż takiego znaczenia mieć to nie mogło. Wino i lubczyk. Dwa składniki zmieszała więc zadziałać musi.
Swój kubek opróżniła do dna już przy barze. Wino niespecjalnie jej smakowała ale musiała poświęcić się dla wyższego celu. Chciała też by efekt był murowany, postanowiła więc trunku sobie nie żałować. Im więcej wypije tym większej pewnie śmiałości nabierze, a skoro zaplanowała sobie się dziś całować to i wina z tym zielskiem musi wypić sporo.

A jeśli on coś więcej będzie od niej chciał? Ta myśl trochę ją zatrwożyła. Przecież ludzie z nich prawie dorośli... Rówieśnicy jej już dawno uciechom na sianie się oddają a ona nie ma o tym pojęcia zielonego. Wstydu się jeno naje. Nie mówiąc, że gotowa raczej na takie swawole nie jest. Zawsze była rozsądna. Tysiąc razy musi coś przemyśleć zanim decyzje podejmie.
~Eh, niemożliwe. Jens za porządny jest by mnie chciał bałamucić~ - pomyślała, ciągle jednak zmieszana.
Chędożenie. Tak mówił o tym jej ojciec... Brzmiało nieciekawie. Pocałunki były wdzięczne i romantyczne. Ale to? Widziała kilkakroć kopulujące bydło i konie, i widok ten nie był zbyt zachęcający. Młodsza siostra, co już dwójkę dzieci miała, też twierdziła też, że to nic miłego. Ale ponoć mężczyznom to jedno chodzi wciąż po głowach... A jakby Jens ją nakłaniał? Czy ma mu odmówić? Znów poczuła, że się czerwieni. Wino. Wino z lubczykiem. Jedyny ratunek.

Pierwszą kolejkę opróżniła jednym prawie haustem, krzywiąc się i kręcąc nosem jakby był to wstrętny medykament. Paliło ją w gardle i trochę osłabiło ale podała kubek ojcu Neli by na powrót go wypełnił. Ten spojrzał na nią co prawda z ukosa ale nie miał zamiaru odmawiać dziś niczego „bohaterom wioski”.
- Cóżże cię napadło? - karczmarz chciał ją wziąć na spytki – Chcesz się dzisiaj upić?
- To kapłana zalecenie! – odparowała – Ma mnie to jeno... oporów pozbawić.
- Oporów? - zaśmiał się frywolnie aż wielki brzuch zaczął się trząść i podskakiwać rytmicznie – Gdybyś nie była elfim bękartem dziecino to pomyślałbym, że chłopca sobie znalazłaś – określenie „elfi bękart” miało ją nie tyle obrazić co raczej stwierdzić fakt.
- Masz rację, mógłbyś tak pomyśleć – odparła Silia z uśmiechem i opróżniła kolejne pół kubka grzańca. – Ale przecież elfim bękartem jestem, to i niemożliwe by ktoś mnie chciał zbałamucić, prawda? Chociaż jak mawia mój brat – „wszystkie kobiety po ciemku jednakie” - znów zachichotała bezwolnie.
~To wino chyba faktycznie działa – pomyślała rozbawiona – Czy ja właśnie gadam z karczmarzem o tym, że planuję dziś Jensa uwieść? Nie wprost na szczęście, ale jak chłop jest rozgarnięty to się i pewnie domyśli.~
Poprosiła by trzeci raz wina jej dolał a on już tylko na to zarechotał:
- Masz szczęście, że chłopy głupie, Silia. Buzie masz ładną to i wybranek się nie oprze przecież. Ale uważaj dziecinko. Takie jak ty dobre są by z nimi na sianku spółkować. Chuci chłopy łatwo ulegają, ale miej baczność na to, że się z tobą nigdy nie ożeni...
- A jużci się nie ożeni! – syknęła oburzona i ponownie sypnęła do kubków hojnie suszonego zielska. - To się jeszcze okaże.
Gdy wracała do stolika krok miała już leciuchno chwiejny. Humor ją jednak nie opuszczał, choć przez moment faktycznie analizowała w głowie co karczmarz powiedział.
~Nie ożeni się z nią? No pewnie, że się nie ożeni. Ojciec prędzej by go stłukł na miazgę.~

Usiadła jednak ochoczo tuż obok Jensa, uśmiechając się do niego niewyraźnie i wciskając mu w dłonie kubek z ciepłym napojem.
- Wino ci przyniosłam. No pij... - wyczekiwała niecierpliwie aż usta zamoczy czym wzbudziła tylko w myśliwym nieufność.
- A co to za paskudztwo zielone pływa tu na wierzchu? – Jens zrobił kwaśną minę wciąż nie paląc się by trunku skosztować.
- Nic to – odparła Silia niewinnie – Jeno zioła. Dla smaku. Nie strujesz się. Spójrz – i wychyliła z jego kubka kilka solidnych łyków – No co ty Jens, nie ufasz mi?
Nogi zaczynały robić się miękkie a po trzewiach rozlewało się przyjemne ciepło. Zaczęło się też jej trochę kręcić w głowie, ale naturalne hamulce jakby faktycznie gdzieś się ulotniły.
~Wino i lubczyk...Tajemna receptura chyba przynosi rezultaty~ - humor wybitnie jej dopisywał.

- Bethy – odezwała się po chwili do córki kowala – Cieszę się, że szczęśliwie do wioski dotarłaś. Samej w lesie mogło ci się coś przydarzyć, choć ja wiem, że ty sobie sama świetnie radę dajesz. Pójdziesz chyba z nami na wyprawę? Bo już się wszyscy poza tobą określili. Bardzo bym chciała byś i także poszła. To ci dopiero będzie przygoda – wino rozwiązało jej język i dostała nagle słowotoku – Jesteś sprytna i zwinna. Masz wiele talentów, a i przyjaciółką mogłabyś pewnie być niezrównaną. - ujęła dłoń Elizabethy i uśmiechnęła się do niej ciepło, choć oczy miała już nieco rozbiegane a i język się plątał - Prawda Lilla? Bo Lilla to złota dziewczyna. Uosobienie łagodności, choć muskuły ma imponujące – wstała i zaszła paladynkę od tyłu przytulając ją za szyję – My kobiety winnyśmy trzymać się razem. Bez nas panowie zdolni głupstw jakiś narobić. Każdy wie, że niewiasty najwięcej oleju w głowie mają - zachichotała uroczo.
- Ale ja się już zbieram. Czuję się jakoś.. - zabrakło jej słowa. Nie chciała się przyznać, że wino uderzyło jej do głowy, bo przecież brzydziła się alkoholu i w ogóle ludzi, co go nadużywają.- Chodź Kołtun. Czas na nas. - Kot przeciągnął się leniwie ale wyczuwając jej intencje jednym susem wskoczył jej na ręce i pozwolił przytulić się do piersi.
Dopiła jeszcze wino i szepnęła Jensowi do ucha:
- Pokarzesz mi gdzie mogę się przespać tej nocy? - w jej turkusowych oczach tańczyły wesołe ogniki gdy delikatnie, acz stanowczo, pociągnęła go za skrawek koszuli ku wyjściu.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 04-12-2008 o 20:44.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172