Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-11-2008, 18:53   #81
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Oh, jak to boli! Jak boli! Dlaczego ta pieprzona podłoga nie jest trochę niżej? – Szeptał do siebie Elev wstając powoli oparty na rapierze, niczym dziadunio na swojej lasce.

Potrząsnął głową, a długie ciemne włosy zawirowały wokół tworząc na moment aureolę. Nie wiedzieć czemu, ten ruch jakby przywrócił mu trochę energii. A może to był widok kilku zombie, których załatwili jego towarzysze? Zachwiał się, niczym pijany, ale utrzymał na nogach. Ruszył jedną ręką. Działa! I nawet trzyma rapier. Druga była słabsza i uniesienie jej spowodowało kolejny atak bólu, ale także poruszała się kierowana wysiłkiem woli chłopaka.

Obok trwała walka. Silie z dekoltem bryzganym jakimś świństwem ciskały właśnie jakiś czar, Jensy walczyli, Lilie i Elisabethy szaleńczo przebijały się przez kordon nieumartych stworów, a dwóch Aldymów kierowało przeciwko nim swoje kapłańskie moce. Nekromantów także było dwóch oraz para szarych magów stawiających im opór.
- Kurde! – Ocenił błyskotliwie. – Jak na zdrowym kacu.

Wprawdzie jeszcze nigdy się tak nie spił, żeby widzieć podwójnie, ale niejednokrotnie słyszał, ze to dosyć normalny objaw po kilku głębszych. Jednak on nie pił, no, nie licząc łyka z manierki Wierdka na odwagę. Elisabetha tak dziwnie wyglądała po spróbowaniu, że on także po cichu ukradkiem spróbował. Za to nieźle oberwał. Ból, zmęczenie i powoli, powoli zjeżdżający się obraz rzeczywistości. Powoli, zbyt powoli, do pieprzonej onucy na giczołach największego brudasa Talgi! Tylko kto był tym zasmarkanym brudasem? Trudno powiedzieć, teoretycznie kandydatów było kilku, zastanawiał się ruszając do przodu, wpatrzony w dwóch nekromatow otoczonych przez mieszankę Lilio-Elisabetho-zombistyczną.

Czerń oczu, czerń duszy nakromatów, i kontrastująca biel Lilii, które niby stalowy grot porannego słońca przebijały się powoli przez magiczna barierę wzniesiona przez złowrogich czarodziejów. Dwa zombie atakujące paladynki rozpadły się po ciosach pary mahoniowłosych dziewcząt, które leżały teraz na podłodze komnaty płaczące i bezsilne. Ból, zmęczenie, chaos. Teraz była już tylko ona, Lilia, podwójna, zbliżająca się do czarnych mężczyzn, których twarze mogłyby swoją złością przerazić największego zabijakę z Talgi, nie mówiąc już o Elevie. Chłopak się bał, bał strasznie, spuścił wzrok, żeby tego nie widzieć, nie patrzyć w czarnych mężczyzn. Który z nich? Który? Zadawał sobie nagłe pytanie. Pieprzyc to! Pełen rozpaczy trzasnął rapierem w środek, pomiędzy nich. Odbiło się. Szlag! Jakby walił drewnianym mieczem w watowaną kurtkę ojca. A potem jeszcze raz i jeszcze. Ech! W łeb! I jeszcze, aż z przemęczonej, pokrytej krwią i potem dłoni wyśliznęło się bezsilnie ostrze na podłogę, a niepewny i zdezorientowany chłopak …

- Ty … ! – Krzyknął coś, czego sam nie rozumiał, kierując przekrwione ręce ku jego szyi, nie myśląc i nie pamiętając o jakiejkolwiek pindolonej barierze. Dopóki, dopóki palce nie zacisnęły się na sinej grdyce mężczyzny, zaskakując jego samego, paladynkę i chyba najbardziej samego nekromantę, który właśnie stracił czar ochronny. Elev nie łudził się, ze to jego zasługa. Lilia! Znowu był jej dłużnikiem. Ale tymczasem miał, miał w rękach ową siniejącą szyje i ręce, które chciały coś zrobić, i nagle wytrzeszczone oczy oraz charczące usta, próbujące wypowiedzieć zaklęcie. Kciuki naciskały przód, a reszta palców wpijała się z całą mocą, jakby chciała nie udusić, ale rozerwać wrogie gardło. Nienawiść buchająca z oczu mężczyzny zmieniła się w strach. Ręce uniesione do czarów opadły i kurczowo chwyciły nadgarstki Eleva, usiłując oderwać je od swojej szyi. Potężny czarodziej, który jeszcze nie tak dawno niszczył szarego maga i walczył jednocześnie z nimi zmieniał się w zwykłego, przerażonego człowieka, walczącego o własne życie. Marzącego już nie o zwycięstwach i potędze, ale przetrwaniu i ucieczce. Oczy! Właśnie głębiny źrenic skrywały strach, który wylewał się powoli na zewnątrz, a potem przerażenie i rozpacz. Zaś zaciśnięte dłonie Eleva trzymały niczym szczęki wilka zaciskając się coraz mocniejszym chwytem.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 24-11-2008 o 19:42.
Kelly jest offline  
Stary 25-11-2008, 10:44   #82
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sytuacja przerosła drużynę, która nie tak dawno gromiła gobliny. A Aldym musiał stwierdzić, iż sir Leonardo ma rzadki i przydatny, acz irytujący talent do znikania, gdy pojawia się niebezpieczeństwo. De Singwa zniknął z pola widzenia kapłana. Póki co Elev radził sobie fatalnie, Jens...największa nadzieja na zwycięstwo, prawie zginął. A Aldym mógł jedynie odganiać. Nie mógł się angażować w walkę z nieumarłymi. Liczył więc, iż reszta grupy przejrzy jego intencje i skupiwszy się blisko niego zaatakuje nekromantę. Zombie może i śmierdziały i wyglądały strasznie ( Co prawda nie dla Aldyma, który uczestniczył w pochówku wielu zwłok i pomagał kapłankom Sune w upiększaniu niektórych trupów. Co by się ładnie przy pochówku prezentowały.), ale nie były nawet w połowie tak niebezpieczne jak czarownik.
Niestety Lilla, zamiast atakować zombie, do czego, jako paladynka bóstwa nienawidzącego nieumarłych była niejako zobligowana przed kodeks paladynów. Przynajmniej tak sądził Aldym. Niestety, córka Kelvarów wolała zaatakować magiczną tarczę osłaniającą nekromantę, wystawiając się na ataki nieumarłych. Skupiony na odganianiu zombie kapłan mógł tylko patrzeć na otaczający go chaos i zmieniać pozycje tak by odganiać nieumarłych od zagrożonych członków drużyny. Która tak się rozproszyła, iż Aldym był zmuszony do przemieszczania się od jednej do drugiej osoby. Widział dramatyczną walkę dwóch magów, ale nie martwił się jej wynikiem. Póki co wygasający z powodu profanacji grobów bliskich mu przyjaciół gniew, zagłuszał strach i rozpacz. Widział jak Elisabetha atakuje desperacko nieumarłego nacierającego na Lillę, widział jak zwycięża...Widział też, jak osuwa się i płacze. I zrobił coś głupiego. Nie dbając o sytuację, podbiegł do Ognistej Beth, kucnął i objął ją delikatnie ramionami niczym małego dzieciaka.
- Ciii...Nie płacz. Nie czas teraz na łzy. Potem sobie popłaczesz. Teraz musisz wstać, musisz walczyć, musisz pokazać jaka jesteś silna. Nie bój się, jestem przy tobie i cię obronię.- szeptał jej do ucha.- Proszę ...wstań. Nie bój się...Jesteś bezpieczna.-
Aldym bał się. Teraz ona była bezbronna, teraz jej może coś się stać. Starał się ją zasłonić swym ciałem, ale i tak strach o jej bezpieczeństwo powoli pętał kapłana. Ta dwuznaczna sytuacja mogła wprawdzie rozgniewać Beth. Dziewczyna mogła dać mu kuksańca, mogła odepchnąć...Ale kapłan nieco na to liczył...Nawet strach lub gniew były lepsze od rozpaczy, która opanowała Elisabethę.
Kątem oka zauważył Eleva w głupim i desperackim ataku...Zaskakująco skutecznym ataku. O ile nekromancie nie został jakiś czar bojowy i dość umiejętności i opanowania by go rzucić. Cóż...dopóki Elisabetha, była w tym stanie, Aldymowi pozostała tylko cicha modlitwa o cud łaski do Sune. A nóż drugi czarodziej zabije nekromantę, bądź Jens, bądź uwolniona od zombi paladynka, bądź Elev...Nie miało to juz dla Aldyma znaczenia. Liczył się tylko ostateczny rezultat walki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-11-2008 o 10:50.
abishai jest offline  
Stary 25-11-2008, 15:22   #83
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://sites.google.com/site/muzykadosesji/Home/10-NoSleepTonight.mp3[/MEDIA]

To była zupełnie inna walka, niż ta z goblinami. Tu nie lała się krew, a miazga z rozbitej czaszki nieumarłego, która zachlapała Silię i Jensa, była marnym porównaniem z posoką stworów, które zabijaliście na dziedzińcu. Przy czym to tutaj było znacznie bardziej obrzydliwe, cuchnące ponad wszelkie wyobrażenie i przerażające. Powalaliście kolejnych zombich, których powolne, lecz potężne ciosy, śmigały w powietrzu wszędzie, gdzie nie docierał blask amuletu Aldyma. Gdy w końcu padł ostatni z nich, zabity przez Elizabethę, wiedzieliście, że w tej malutkiej bitwie zwyciężyliście. A raczej: zwyciężył kapłan, gdyż to jego magia przyczyniła się do zwycięstwa nad nieumarłymi najbardziej, chociaż on na dobrą sprawę nic sam nie unicestwił.

Nieumarli nie byli jednak waszymi głównymi przeciwnikami. To były tylko przeszkody, które chroniły cel. Cel, który wciąż koncentrował się na magicznym i najwyraźniej również mentalnym pojedynku z szarą zjawą innego czarodzieja. Pierwsza jego uwagę zwróciła Silia, lecz błyskawica, rzucona niedbałym wręcz gestem, miała rozwiązać ten problem. Nekromanta koncentrował się na przeciwniku ze wszystkich sił, toteż Lilla, która pierwsza podeszła blisko, dostrzegła krople potu, spływające po jego zaciętej twarzy. Wyzwoliła swoją moc, uderzając w magiczną barierę. Światło z jej dłoni zaiskrzyło i zaczęło zbliżać się do maga. Prawdopodobnie nawet tego nie czuł i dopiero wściekły atak Eleva i dłonie zaciskające się na jego szyi, sprawiły, że stracił koncentrację i przez chwilę szamotał się, próbując złapać oddech. Za chwilę jednak machnął dłonią, a Elev odskoczył, łapiąc się za brzuch i wymiotując obficie, mimo, że przecież nic nie jadł. Magia! Również Silia zorientowała się, że ten człowiek bez problemu rzucił czar, nie wypowiadając przy tym nawet słowa! Czy byliście w stanie pokonać kogoś tak potężnego?!

Nekromanta odwracał się już, by unicestwić stojących za nim i raz na zawsze odpowiadając wam na to retoryczne pytanie, lecz nie zdążył. Jens dopadł go pierwszy, trafiając morgenszternem w ramię i gruchocząc je. Tuż za nim pojawił się de Singwa, wbijając w maga swój rapier. Ale i to mogłoby nie wystarczyć, gdyby nie białe wyładowanie oślepiającej magii, która trafiła nekromantę z ogromną siłą. Człowiek drgał, uwieszony w powietrzu i upadł ciężko na posadzkę, gdy magia wreszcie zgasła.

Nagle wszystko ucichło.

Starzec w szarych szatach wyprostował się. Mogliście się mu teraz bliżej przyjrzeć. Bystre, niebieskie oczy, siwe włosy sięgające prawie do pasa, niewielka broda i sieć zmarszczek na postarzałej mocno twarzy. Wyglądał na siedemdziesiąt lat, lecz nie był człowiekiem. Był zjawą, unoszącą się nad płonącą teraz pewnie świecą; zjawą, patrzącą na was spokojnym i łagodnym wzrokiem; zjawą, która przemówiła. Jej głos odbił się od ścian wieży, cichy i świszczący jak wiatr.
-Podejdźcie, moje dzieci. Nie zostało mi wiele czasu.
Wiedzeni tylko sobie znanymi powodami, wykonaliście polecenie, prośbę w zasadzie. Gdy już zebraliście się półkolem wokół szarego maga, ten przemówił ponownie, bacznie patrząc po waszych twarzach.
-Jestem Kossuth de Blight. Jeden z Dwunastu, bękart rodziny książęcej i Arcymag Szarej Wieży. A raczej jestem tym, co z niego pozostało.
Jego twarz była smutna, chociaż wzrok wciąż bacznie was obserwował. W końcu zatrzymał się na Silii. Usta podniosły się w lekkim uśmiechu a cała postać wykonała dworski ukłon. To musiał być dworski ukłon, chociaż nigdy wcześniej takiego nie widzieliście.
-Witaj, Lady Horn. Czekaliśmy na ciebie.
Zdumiona Silia wytrzeszczyła na niego oczy, ale nie tylko ona była zdziwiona. Wszyscy mieszkańcy Talgi byli zaskoczeni, by nie powiedzieć - wstrząśnięci. Ona?! Tylko Leonardo stał spokojnie, wciąż ściskając w dłoni rapier i słuchając słów starca.
-Nie mam wiele czasu. On... - wskazał drżącym palcem na de Singwe - ...zna legendy i przepowiednie. On wam powie wszystko czego ja nie zdołam. Ale słuchajcie uważnie.
Nabrał oddechu, a raczej sił, by mówić dalej.
-Dokładnie sto siedemdziesiąt lat temu, dwunastka najpotężniejszych magów, kapłanów i druidów Vast a nawet całego Faerunu, przelało cząstki swoich dusz do dwunastu świec. Miały one strzec duszy stwora potężniejszego, niż potraficie sobie to wyobrazić. Ukryte tutaj, na szczycie wieży zamku Ellendila Horna, elfa, który zgodził się przyjąć ludzkie nazwisko i tytuł, by również poświęcić się pilnowaniu tego miejsca. Ale po stu latach czary kryjące to miejsce osłabły a teraz zostały złamane na zawsze. A Ellendil zniknął nagle, wiele lat tamu, zdradzony i oszukany. Teraz ty jesteś jego dziedziczką, a to, że jesteś córą z ludzkiej kobiety, świadczy o tym, że Horn żył jeszcze dwadzieścia lat temu.
Nagle przed magiem zmaterializował się srebrny sygnet, który wskazał Silii. Gdy ta go wzięła, rozbłysnął nagle i zgasł równie szybko. Przedstawiał herb - srebrny róg myśliwski na tle wielkiego drzewa przypominającego wiekowy dąb.
-To twój herb i twoje dziedzictwo. Twój ojciec polecił mi go dać, jeśli kiedyś pojawi się ktoś jego krwi. Nikt inny nie może nosić tego pierścienia.
Zadumał się na chwilę, opuszczając wzrok. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu, ale nie fizycznego.
-Ale to oznacza coś jeszcze. Opiekę nad duszą Asterghornossorodina. Musisz odzyskać pozostałe świece. Nie wiem gdzie są, nekromanta odsyłał każdą do jej właściciela lub w miejsce, gdzie spoczywają jego szczątki. Wielu z nas już nie żyje, ja również. Ta cząstka duszy, którą zostawiłem, pozwala mi z wami rozmawiać i rzucić jeszcze jedno zaklęcie ochronne, które powinno ukryć to miejsce. Ale tylko na pewien czas. Potem będziecie musieli bronić go sami, aż do zebrania wszystkich świec.
Zjawa zaczynała migotać, jej czas wyraźnie się kończył.
-Każdy z nas rzucał czary niezależnie i nie znaliśmy się nawzajem, by nie ułatwiać zadania naszym wrogom. Teraz to się mści. Ale nekromanta wzywał nas po kolei. Widziałem tego, którego duszę złamał przed moją. A on musiał widzieć tego przed nim. To może być klucz do sukcesu. Ten przede mną zwie się Martus Kallor. Nie wiem, czy jeszcze żyje, ale za moich czasów przebywał w stolicy księstwa Midd. To jedyne co wiem... Żegnajcie, moje dzieci...
Rozpłynął się nagle, a powietrze zawirowało, powoli otaczając całą komnatę. Pozostała tylko paląca się świeca i wy.

Pierwszy poruszył się Leonardo. Wytarł rapier o szatę martwego nekromanty i wsadził go do pochwy. Spojrzał na was, uśmiechając się pokrzepiająco do Silii.
-To wszystko teraz twoje. Ten zamek i okoliczne ziemie. Jedyną osadą, którą władał Horn była Talga. Niewielu o dziwo go pamięta w waszej wiosce, tak jakby działało częściowe zaklęcie zapomnienia. Ja również wiem o nim niewiele, przykro mi.
Objął półelfkę ramieniem, ale szybko puścił.
-Sam sygnet nie da ci władzy, ale każdy kapłan może potwierdzić, że to co mówił Kossuth jest prawdą. Również Hilda. Ale... jeszcze będzie czas na rozmowy. Trzeba pochować te ciała. I spalić te należące do maga i goblinów.
Chwycił zwłoki maga, ciągnąc je ku zejściu na dół. Chyba faktycznie szybko chciał się ich pozbyć. Nagle się jednak zatrzymał, widząc, że Silia wciąż się nie ruszyła.
-To wielka odpowiedzialność, moja droga. Może zbyt wielka na twoje barki. Ale jeśli ją teraz porzucisz... nie stanie się nic dobrego. Ale najpierw ciała. Zombich można zrzucić przez tą dziurę, nie mają w sobie krwi więc nie usmarują całego dziedzińca.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 25-11-2008 o 15:53.
Sekal jest offline  
Stary 25-11-2008, 20:18   #84
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ellendil Horn...
Powtarzała w myślach te dwa słowa jakby sam fakt, że wryje jej sobie w pamięć mógłby sprawić, że nabiorą dla niej osobistego znaczenia. Ale nie nabrały. Anonimowy człowiek. Obcy mężczyzna. Jej ojciec. Szlachcic, który zostawił jej swoje dziedzictwo. Zrujnowany zamek i nic nie warty tytuł. Bo co niby się zmieniło? Nadal była wieśniaczką. Biednym jak mysz kościelna mieszańcem wykluczonym poza margines społeczny.

Ojciec... To słowo brzmiało tak obco, tak nierealnie. Zachciało jej się płakać. Teraz kiedy dowiedziała się wreszcie kim był, on znów wymknął jej się z rąk. Umknął, niby dym przelatujący przez palce i rozmył się w powietrzu...
Kim był? Dlaczego zniknął? Czy to naprawdę ważne? Nie zadał sobie nawet trudu by dowiedzieć się o jej istnieniu! Skazał ją na osiemnaście bolesnych lat, podczas których wychowywał ją obcy mężczyzna, który jej nienawidził. Ale Ellendil Horn miał to zapewne w głębokim poważaniu! W tym momencie czuła jedynie złość i żal. Pretensje wobec człowieka, który okazał się być jej ojcem. Zacisnęła pięści tak mocno, że pobielały jej kostki. Na dodatek nie dość, że opuścił ją kolejny raz to jeszcze zepchnął na jej barki nierealne do wykonania zadanie. Opiekę nad duszą Aster...cozegoś tam i odzyskanie pozostałych jedenastu świec. Bagatela! I jak niby ona ma tego dokonać? Jest tylko niepoważnym podlotkiem. Nic nie potrafi, jak ma więc sprostać wszystkim przeciwnościom? Bo zapewne sporo takich się pojawi.

- Opowiesz później panie De Singwa o jakich to legendach i przepowiedniach mówił ten mag - powiedziała nad wyraz opanowana – Starzec mówił, że więcej faktów znasz, a ja mu wierze. Pewnie żeś nawet nie przypadkowo nas tu przywiódł, prawda? Ale nie czas teraz na pretensje. I ten potwór... Co to takiego? Jeśli dwunastu najpotężniejszych magów podjęło starania by strzec jego duszy to musi to być coś niewyobrażalnie groźnego, racja? Teraz kiedy pozostała tylko jedna świeca czy istnieje możliwość, by sam jakoś się stąd wyrwał? I ile mamy czasu? I... - chciała jeszcze coś dodać ale zamilkła – Wiem, zbyt dużo pytań. Później panie... Później wszystko wyjaśnisz. Na razie istotnie pozbądźmy się ciał.

Tak bardzo chciała zapytać o Elendilla, ale nie miała odwagi. Jeśli zacznie o niego wypytywać, to przyzna się przed samą sobą, że jej na nim zależy, że pragnie by ojciec zaistniał w jej życiu. Ale ta myśl raniła. Co jeśli go nie odszuka? Kolejne rozczarowanie w jej życiu? Lepiej o nim nie myśleć.
Wciąż jednak słowa szarego maga kołatały w jej głowie:
„A Ellendil zniknął nagle, wiele lat tamu, zdradzony i oszukany.”
Kto go zdradził? Kto oszukał? Co się wydarzyło? I przede wszystkim, czy jest choć nikła szansa, że on nadal żyje?

- Cóż więc postanawiamy? - zapytała z powagą swoich towarzyszy – Podejmujemy się zadania? Martus Kallor. Stolica księstwa Midd. Niewiele wiemy, ale jest jakiś punkt zaczepienia. - Nie dała po sobie poznać jakie wrażenie wywarło na niej to całe zdarzenie. Zdławiła to w sobie i postanowiła dłużej się nad tym nie rozwodzić. Wyglądała prawie obojętnie. Jej twarz nie zdradzała cienia radości lub choćby emocji.

Chwyciła umarlaka pod ramiona i zerknęła na stojącego nieopodal Eleva:
- Elev, złap go za nogi. Skoro trzeba truchło spalić, to nie ma co tego odwlekać.
Chłopak wpatrywał się w nią inaczej niż dotychczas, lustrując uważnie bystrymi ciemnymi oczami. Silia aż się zawstydziła i przygładziła włosy strzepując z nich resztki zgniłych kawałków mięsa. O co mu się rozchodzi? To pewnie przez to, że cała jest juchą i wnętrznościami wysmarowana.
- No co się tak na mnie patrzysz, Elev jakbyś mnie wcześniej na oczy nie widział? – wymuszając na sobie łobuzerski uśmiech – Łap za kulasy i ciągniemy parszywca.
- Tak, milady, spalić trzeba, ale pozwól, że ja się tym zajmę – i nie bacząc na nią zaczął umarlaka w pojedynkę taszczyć.
- Elev, no coś ty – krzyknęła za nim – Jaka milady? Daj ty sobie spokój. Przecie to ja, Silia. Ten zombie aż tak mocno cię w łeb zdzielił, że ci całkiem rozum odjęło?
Chłopak spojrzał na nią poważnie i zaczął mówić znów tym samym oficjalnym tonem:
- Znałem, milady, kiedyś Silię z mojej wioski, ale to było dawno i nieprawda. Jeżeli powinszowania takiego prostaka jak ja mogą być ci, szlachetna pani, przyjazne, racz przyjąć słowa radości, że wstąpiłaś na dziedzictwo swego przodka oraz życzenia rychłego odbudowania fortuny.
- Ej, no raczysz sobie żarty ze mnie stroić, prawda? - zapytała zdezorientowana - Jeszcze nie tak dawno żeś mnie za warkocze ciągnął, a teraz mnie jak damę traktujesz? Od gadki tej zjawy ani mi rozumu ani ogłady nie przybyło. To nadal ja. Ta sama. Mam ci robaków za kołnierz nasypać żeby cię przekonać?
- Wolałbym nie, ale jeżeli sobie tak życzysz milady, choć długo mi zajmie potem kapotę czyścić – i zniknął za progiem ciągnąc trupa po ziemi.
Silia odgarnęła z twarzy splątane kosmyki włosów i zerknęła strapiona na resztę:
- Anim się o to nie prosiła, ani nawet mnie to nie cieszy. Wy też macie zamiar traktować mnie inaczej? To, że mam pierścionek na palcu niewiele według mnie zmienia. Nie czuję się szlachcianką. A już ostatnia rzecz jakiej mi potrzeba to żebyście się na mnie uwzięli. Pół życia mnie piętnowano, że gorsza jestem, a teraz będziecie mnie piętnować, bo niby mam być lepsza? Nie jestem przecież. Nie mam zamiaru nosa zadzierać ani się wywyższać. Proszę was... - posmutniała wyraźnie – Nie odwracajcie się ode mnie. Nie teraz, kiedy pierwszy raz w życiu czuję, że znalazłam przyjaciół.

Silia starała się zachować kamienną twarz ale coś w niej nagle pękło. Dolna warga zaczęła lekko drżeć, a w oczach błysnęły ślady łez.
Mogła sobie poradzić jakoś z nowinami o ojcu. Mogła nawet znaleźć w sobie wystarczająco dużo odwagi aby wypełnić tą niemożliwą prawie misję. Ale nie sama. Obawiała się najbardziej jednak, że będą znów patrzeć na nią jak na dziwadło. Znała doskonale te spojrzenia. Przywyknąć zdążyła do nich odkąd była dzieckiem. A teraz gdy już myślała, że jej niefart się skończył, znów jak grom z jasnego nieba spadło na nią nowe piętno. Jeśli znów się od niej odwrócą, jeśli zabiorą tą odrobinę normalności jaką jej podarowali przez ostatnie dni... Jeśli znów będzie na uboczu, niechciana i niepożądana...
Tak bardzo chciała zachować powagę, ale nie podołała. Twarz miała stężałą, ale po policzku potoczyła się ciężka gorzka łza.
 
liliel jest offline  
Stary 25-11-2008, 21:06   #85
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Wyczerpana dziewczyna upadła na podłogę obok Elizabeth i Aldyma. Widać było, że użycie mocy boskiej bardziej ją zmęczyło niż walka na dziedzińcu i z zombie. Ale Lathander jej nie zawiódł. Po raz pierwszy w sumie użyła mocy przypisywanej paladynom i była dumna, że bóg jej nie opuścił.

Nie miała sił na dalszą walkę, na szczęście Elev zabił nekromantę, zadusił w sumie gołymi rękami. Chwiejnym, ciężkim krokiem Lilla podniosła się w końcu. Oparła ciężar ciała na głowni miecza i odgarnęła pozlepiane potem kosmyki z czoła i z wytężeniem wsłuchała się w słowa widma. Nie cierpiała nieumarłych, to prawda, ale starzec nie wzbudzał w niej takiej emocji. Wzbudzał zaufanie. Nie wątpiła w ani jedno słowo z jego historii. Obserwowała za to twarz Silli i rysujące się na niej zmiany. Wyraźne rysy półelfki wyrażały zdumienie i strach choć tak bardzo starała się zachować spokój. I trudno się było jej dziwić. Z miejscowego pośmiewiska stała się kimś o kim nie śniła, że będzie w najśmielszych snach. Ta wielka odpowiedzialność na barkach tej drobnej dziewczyny. Lilla już wiedziała, że będzie jej pomagać mimo, że jako paladyn nie była do żadnej służby zobligowana. Opuściła wioskę zbyt dawno temu.

Już miała zalać Leonarda serią pytać , gdy odezwał się Elev. Dziewczyna z niedowierzaniem słuchała jego głosu pełnego pretensji. Jak on mógł być tak zawistny?
Gdy po policzku Silli pociekła łza, Lilla nie wytrzymała. Zbyt dużo razy pocieszała płaczące rodzeństwo i inne dzieciaki ze wsi. Szybkim krokiem zbliżyła się do nowej dziedziczki, nie zwracając uwagi na krew na swojej kolczudze, a ni na pobrudzoną flakami suknie przyjaciółki. Objęła ją swym silnym ramieniem i wyszeptała cicho.
- Nie zostawimy Cie, nie martw się. Przejdziemy przez to razem. -ciepłe słowa jakoś nie współgrały ze wzrokiem, który prawie palił Eleva żywcem.
 
Nadiana jest offline  
Stary 25-11-2008, 23:24   #86
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kilka zdań wymiany z lady Horn, palący wzrok paladynki, smród goblinów. Tyle było po walce, która ledwie przeżyli. Da Singwa wspomniał o goblinach, więc się tym zajął, ale po zaciągnięciu jednego omal nie zemdlał. Mieszało mu się w głowie.
- Silia została lady Horn – uśmiechnął się do siebie usiadłszy na dziedzińcu. Niedaleko wejścia pod scianą. – To dobrze, to bardzo dobrze. Będzie przynajmniej miała drobne zadośćuczynienie za czas spędzony w wiosce. Lepiej ona niż ktokolwiek inny. Ale pewnie nie miała nawet szans zostać panią na tym zamku. Żeby utrzymać coś takiego konieczna była fortuna. Dodatkowo odbudowa, zgromadzenie ludzi. Ech. Kiedyś, jeśliby została wielkim magiem, to zamczysko mogło stać się jej siedzibą, ale nie teraz. Jednak była szlachcianką. Dlatego koniec z jakąkolwiek poufałością - mówił sobie.

Oddalili się, a tak naprawdę nigdy nie stali w jednym szeregu. Aldym, Elisabetha, Lilia i Silia. Skoro zaś Silia, to także Jens. Był sam, jak zawsze zresztą. Widział, jakim wzrokiem patrzyła na niego Lilia. Niech tam. Niby dobrego bóstwa jest sługa, ale zła szuka wszędzie. Nie jest przecież głupia, jednak ma takie klapki na oczach. Tak jest na tym świecie i tak ma być. Szlachta na górze, chłopi na dole. Inaczej wszystko zawaliłoby się w gruzy. Gdyby poddani gadali z władcami jak równy z równym, a rolnicy z posiadaczami zamków? Tak zwyczajnie się nie godzi. Kto by robił wtedy w polu? Kto utrzymywał rycerstwo? Chłop może dorównać urodzonemu albo przez wielką szlachetność, albo czyny, albo wiedzę, albo potęgę, albo bogactwo, albo wreszcie przez wzajemną znajomość, w której każdy zjadł beczkę soli. Innych możliwości nie widział, a żadna jeszcze nie zachodziła. Lilia wyznawała pewnie inne zasady. Ale ona była paladynką. Słudzy bóstw byli warstwą uprzywilejowaną, niczym szlachta. Szkoda tylko, że zamiast go zapytać ud razu oceniła go i osądziła. Podlec! Mówiły jej oczy. Jasne! Tak. Od razu, nie myśląc. Nie zastanawiając się, bo tak najłatwiej.

- Cóż moja dobra, wspaniała paladynko – szepnął. - Lathander na pewno cię za to pochwali – spróbował uśmiechu, lecz wyszło mu tylko skrzywienie popękanych warg. Ech. Dobrze jednak, że tak jest, że inni mogli pomóc Silii, na którą nagle spadły takie nowiny. On nie potrafił. Lubił ją jednak, nawet bardzo lubił. Szkoda, że świat już taki jest, że ludzi dzieli na lepszych i gorszych, bo urodzili się z ojca bartnika lub ojca szlachcica.

Zdjął zbroję. Jedną ręką, rozcinając rzemyki, bo nie miał siły rozwiązać. Skóry było pod dostatkiem, więc z nowymi wiązaniami nie mogło być kłopotu. Ha! Jest. Skóra nabijana ćwiekami zleciała z jego barków. Lewy przypominał jednego, wielkiego siniaka, na którym ktoś urządził sobie siekaninę krwawego mięsa przemieszanego ze skórą. Obok rósł krzak bzu. Obciąl gałązkę, wziął w zęby i wyjął manierkę z wódką. Chlusnął na ranę. Agh! Ciemno przed oczyma i niemal nie zawył z bólu.

- Ła! Ła! Ła! - Jakże zbolała. Nie czuł, nie czuł niemal ręki, a raczej czuł jedno wielkie grzęzawisko bólu. Zęby wgryzały się w gałąź. Ręce drżały. Jęczał. Mimo gałęzi. Choć starał się opanować, nie potrafił. Czekać, czekać, czekać. Powoli, dopóki wierdkowa wódka przestanie tak okrutnie palić i przejdzie trochę słabość w nogach. Oddychał ciężko. Wypluł pogryzioną gałąź, a po brodzie ściekała mu ślina. Musiał wyglądać paskudnie.

Trochę wysiłku. Naprężenie woli. Uf. Dał radę wstać. Poczuł się dumnym. Chwiał się niczym strach na wróble na silnym wietrze, jednak stał, choć ręce i nogi drżały. Czuł szum w głowie.

- Ugh! Ugh! – Zakaszlał suchym gardłem, do którego nie napływała odrobina śliny. – Woda! Tak, woda by się przydała. Jednak gdzie, kto ma wodę? Tak, weźmie, napije się, a potem zabierze się za te stwory. Tylko się napije. Przecież, skoro tu była fosa to obok zamku musi być jakieś źródło lub strumyk. Wystarczy wyjść i pójść dookoła i zaraz trafi – mówił do siebie półprzytomnie. – trzeba tylko wyjść za bramę. Troszkę za bramę, a potem jakoś się zaraz znajdzie. Do roboty! Trzeba iść.

Zataczając się niemal wyszedł poza dziedziniec. Krok za krokiem. Potem w bok. Kamień, murek, krzak. Jakoś nogi się zaplatały same, a zbolałe mięśnie nie były w stanie utrzymać pionu. Świeża wiosenna trawa przytłumiła odgłos upadającego, zakrwawionego ciała.
 
Kelly jest offline  
Stary 26-11-2008, 01:58   #87
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Jens przez dobrą chwilę patrzył na swoją prawicę. Kula morgenszterna powiewała swobodnie w powietrzu pod wpływem jego nierównych ruchów, a z paru jej kolcowatych wypustek kapała cicho krew na kamienną posadzkę sali. Młody łowczy przetrawiał powoli to, że właśnie zabili człowieka. Nie to że żal go brał, czy coś. Ubrana w czarne szaty postać z pewnością zasłużyła na taki los tak jak każdy zresztą kto drwił z praw natury i wbrew jej woli wskrzeszał zmarłych. Niemniej jakiś taki dreszcz targnął Jensem, tak że cały wzdrygnął się patrząc na zwłoki maga, a pierwsze słowa eterycznej postaci starca do niego nie dotarły. Dopiero gdy ta jakby nigdy nic im się przedstawiła, łowczy obrócił się i spojrzał w jej stronę.

Potem zjawa zaczęła opowiadać. Szybko i dziwnie. Zbyt szybko i bezsensownie, by Jens mógł to wszystko pojąć i ogarnąć. Że niby jak to? Silia jest córką władcy, który dawniej panował na tym zamku? I co to za Kallor? W ogóle co to za bzdury z tymi świeczkami??? Bez większego zrozumienia spojrzał po reszcie towarzyszy słuchających opowieści Kossutha szukając w ich twarzach bezskutecznie jakichś wyjaśnień. Tylko Leonardo zdawał się chyba spodziewać tego wszystkiego i gdy zjawa rozmyła się w powietrzu szybko zabrał głos planując dalsze ich działania i nie wiedzieć, czemu potwierdzając słowa zjawy. Jens poczuł się cokolwiek zagubiony w tym wszystkim. Przecież to miał być koniec. Udało im się – wybili gobliny i uchronili Talgę przed niebezpieczeństwem, a teraz jeszcze mają gdzieś wyruszyć po jakieś świeczki, bo tak jakaś zjawa i de Singwa chcą? Jakże wielkie było jego zdziwienie gdy się okazało, że Silia też chce iść… Musiał wyjść na zewnątrz… na świeże powietrze, by odetchnąć od tego zaduchu i smrodu. Może myśli będą jaśniejsze. Przez krótką chwilę poczuł żal, że ani razu na niego nie spojrzała, ale odgonił tę myśl niczym komara i już chwycił za nogi jedno z ciał gdy do jego uszu doszła krótka wymiana zdań pomiędzy Elevem a Silią, która zakończyła się odejściem Eleva i łzami czarodziejki. Młody łowczy nie mógł dojść do czego pił ten od rana kąśliwy chłopak. Odprowadził go wzrokiem do pierwszego załamania schodów w dół i spojrzał z powrotem na czarodziejkę, w oczach, której nawet w tym marnym świetle widać było wzbierające kryształki łez. Zaciskając swoje wąskie usta spojrzała na pozostałych wyczekując deklaracji. Jens aż upuścił trupa, by do niej podbiec, ciało jednak złośliwie potoczyło się po schodach w dół znacząc drogę posoką z roztrzaskanej czaszki i łowczy tracąc ułamek sekundy na niezdecydowaniu, czy złapać ciało, czy ruszyć do Silii, został ubiegnięty przez Lillę.

Paladynka nigdy nie traciła czasu na zbędne słowa zawsze wypowiadając ich tylko tyle ile akurat było potrzeba. To też w niej lubił.
Podszedł w końcu, machnąwszy ręką na starego Knupfa, do obu dziewczyn i odwracając głowę tak, by natrafić na spojrzenie czarodziejki.

- Silia… ja nie wiem. Chyba nie wszystko rozumiem z tych wielu rzeczy… - powiedział robiąc przepraszającą minę, poczym na jego ustach pojawił się nieznaczny uśmiech - ale jeśli myślisz, że się nowym stanem wykpisz od robienia ci psikusów, to się grubo mylisz… I nie słuchaj Eleva, bo głupstwa plecie.

Puścił do niej oko i nie czekając na jej reakcję odwrócił się z nieco lżejszym sercem. Choć miał zamiar powiedzieć znacznie więcej, to jednak zapomniał co to miało być, trochę z przejęcie, a trochę z nieustającego podniecenia bitewnego. Miał nadzieję, że ona zrozumie…

Gdy wyjrzał przez umieszczone przy schodach małe okienko, myśl ta sama wpadła mu do głowy po dość oczywistej gafie Leonarda:
- Jak nic racja Panie da Singwa. Trupy można zrzucić na dziedziniec. Gorzej, że tu okropecznie wysoko i mogą się porozpadać. No ale szybciej i łatwiej będzie je wówczas grzebać, a im i tak wszystko jedno. – spojrzał na towarzyszy by stwierdzić, co myślą o tym pomyśle i dopiero zobaczywszy szeroko otwarte z oburzenia oczy Lilli, parsknął śmiechem – No żartowałem przecież…

Ruszył pogwizdując i lekko kuśtykając po Knupfa.
- A miodu toś stary kacapie skąpił jako krasnolud bimbru… No nie rób takiej miny. To nie był mój pomysł z tymi schodami – dochodził ich z połowy piętra jeszcze głos Jensa przerywany miarowymi uderzeniami głowy bartnika o stopnie. Łowczy cieszył się, że w końcu wyjdzie z tej śmierdzącej wieży. Nawet już się tak nie niecierpliwił, by mu ktoś wszystko wyjaśnił.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 26-11-2008 o 19:04. Powód: bo Leo był pierwszy;)
Marrrt jest offline  
Stary 27-11-2008, 15:42   #88
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Obejmujący Elizabethę Aldym nie osiągnął zamierzonego efektu. Dziewczyna nie uspokoiła się ani nie odepchnęła kapłana. Raczej okazał się katalizatorem zachodzącego procesu, jakby płakanie w czyichś ramionach uwalniało dodatkowe pokłady łez.
Dopiero, gdy wezwał ich zwycięski mag, Elizabetha wstała i ulęgając woli silniejszej od jej własnej, podeszła wraz z pozostałymi do starca. Mimo, że nie była ranna i stoczyła tylko jedną walkę czuła się trochę nieprzytomnie, niczym w jakimś strasznym śnie. I najpierw myślała, że się przesłyszała, gdy starzec opowiadał historię Lady Horn. Twarz Elizabethy nie zmieniała wyrazu tylko dłoń coraz mocniej zaciskała się na dłoni Aldyma, której rudowłosa nie puściła od momentu rozpaczy nad ciałem Kaliny.
Dopiero, gdy starzec skończył i zniknął, Elizabetha uwolniła kapłana i odeszła z kręgu talgijczyków.
Dwukrotnie otwierała usta by coś powiedzieć, gdy Leonardo i Jens mówili o wyrzucaniu zwłok przez okna. Bo nie zapaskudzą lordowskiego dziedzińca. Ale w końcu po prostu zrobiła tak jak Elev, wzięła Kalinę pod pachy, a jej niekrwawiącą głowę schowała do plecaka. Wypakowawszy z niego tylko jedzenie. I tak obładowana zeszła po schodach.

Na dziedzińcu zziajana ciężarem i koszmarem wykonywanej czynności ułożyła zwłoki pod murem, próbując nadać im pozór całości.

Skupiała się na rzeczach, które może zrobić, bo czuła się oszukana los. Dał jej szansę wyrwać się spod władzy rodzicielskiej, uwodził wolnością i złudzeniem niezależności, by teraz skopać po tyłku. Pewnie im szybciej tym lepiej, ale teraz myślała tylko, że niech Lilla i Jens znajdują przyjemność w stosunkach poddańczych, ona z Lady Horn się nie zaprzyjaźni.

Planowała wybrać się z resztą po tę świecę, przynajmniej najbliższą, bo to był jedyny kierunek dla przygody, którą chciała przeżyć. Ale w rozmowach w wieży brać udziału nie zamierzała, nie zamierzyła słuchać legend Leonarda, ani się naradzać, kiedy tak naprawdę nie było nad czym.

A potem usłyszała odgłos upadającego ciała. Niezbyt wyraźny, ale łatwo było go skojarzyć z półprzytomnym Elevem, który właśnie poszedł w tamtym kierunku. Wybiegła z dziedzińca. Elev leżał w trawie. Klęknęła nad nieprzytomnym potrząsając jego poranionymi ramionami. Ból przywrócił chłopakowi świadomość. Elizabetha dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to potrząsanie musiało Eleva naprawdę zaboleć. A tym razem nie chciała, tylko najnormalniej w świecie się wystraszyła. Niemniej liczył się efekt. Wyciągnęła z plecaka wodę. Przytknęła bukłak do ust pogromcy nekromantów. Powoli zaczął przełykać płyn.
- Wiesz kiedy zemdleć - uśmiechnęła się do niego prawie wesoło. – Bo już mnie zgroza ogarniała od własnych myśli.
- Pomogę Ci wstać. Dasz radę?
- Powinien Cię zobaczyć Aldym. Z nogą Jensa tak ładnie sobie poradził. Nie możesz być ciągle taki smutny. Na przemian ze złym i groźnym – poważnie spojrzała w oczy Eleva – chociaż dzisiaj po tym wszystkim jesteś w pełni usprawiedliwiony.
- Pójdziemy do strumienia? Obmyjemy się trochę i poprawię CI opatrunki.
Podtrzymywała Eleva w pasie. Chłopak był zwinny i ładnie zbudowany, ale niezbyt ciężki, więc radziła sobie całkiem nieźle.
- Jak się oporządzimy troszeczkę odprowadzę Cię z powrotem do – przerwała nagle – no tam. Nie pozwól im zrobić nic głupiego z ciałami, dobrze? Żadnego palenia Kaliny. Ona ma swoje miejsce na cmentarzu i tam powinna wrócić. Ja zaraz pójdę do Talgi. Tylko ja nie jestem osłabiona czarowaniem i ranami, a przecież nie damy rady zanieść ich wszystkich – pokazała ręką w kierunku zamku – na cmentarz. Powiem Hildzie, co się stało, to znaczy o zwłokach, sama wezmę od ojca taczki i jutro wstanę skoro świt i jak najszybciej tu wrócę po Kalinę. A Hilda na pewno kogoś przyśle po resztę.
- Wy i tak musicie odpocząć, a nawet gdybyście wyruszyli i dziś to i tak będziecie przez Talge albo obok przechodzić. Jeśli nie spotkamy się tu jutro to jak zrobię, co mam do zrobienia, to Was dogonię.


Woda w strumieniu była bardzo zimna, ale był to ożywczy chłód. Niosący spokój myślom rudowłosej. Delikatnie, czystą szmatką przemywała ramiona Eleva, sama stojąc bosymi stopami w wartkim prądzie wiosennej wody.
- Tylko już nie mdlej – uśmiechała się chłopaka - założę opatrunki bardzo delikatnie. A przynajmniej najdelikatniej jak umiem.
Wiesz teraz już wiem, że nienawidzę nekromantów. Mam nadzieję, że w przyszłości wielu zabiję. – Uśmiechowi na twarzy dziewczyny przeczyło nadzwyczaj twarde spojrzenie.
- I jak się czujesz? Wracamy?
Pogłaskała chłopaka po długich włosach.
- Nici z wesołej bandy awanturników. – Ta myśl wyrwała jej się sama, choć bardzo chciała zatrzymać ją na uwięzi. To w sumie normalna rzecz, że o wielu sprawach najlepiej nie rozmawiać.

- Całowałeś się już Elev? Pokażesz mi jak to się robi? – Nagle uśmiech z powrotem rozjaśnił twarz Elizabethy
Doceniała fakt, że Elev nie czekał z odpowiedzią.
- Robiłem to ... dwa razy ... znaczy tak naprawdę to raz. Z Katią, taką dziewczyną na jednej z farm. I krowa nam wtedy przeszkodziła, bo akurat brat Katii wpędził ją nam na głowy. Potem próbowaliśmy drugi raz, kiedy krowa poszła, ale ów brat zawołał ojca dziewczyny, który mnie pogonił. No, teraz ona ponoć ma już drugie dziecko urodzić, ale staram się raczej nie prowokować jej ojczulka, bowiem raz niemal zarobiłem wtedy widłami. Ale tutaj ...
- ... tutaj nie ma ani mojego ojca, ani wideł – powiedziała bardzo cicho, ale zaraz znowu się roześmiała
-No to może razem się czegoś nauczymy.
Zbliżyła swoją twarz do twarzy chłopaka. Miało być łatwo i prosto i rzecz jasna bez zobowiązań, po to by zająć głowę czymś zabawnym, ale głowa chyba zbyt się przejęła zmianą tematu. Elizabetha czuła swoje rumieńce i już musiała uspokajać przyśpieszony oddech, chociaż zupełnie nic się jeszcze nie stało. Dotknęła wargami ust Eleva by zaraz odskoczyć rozbryzgując wodę.
Potem powtórzyła ten sam ruch tym razem przywierając wargami do warg na dłużej, czując popękane usta Eleva, zlizując delikatnie krew, tak by stały się bardziej miękkie i miłe w dotyku. Oparła się się o chłopaka, zapomniawszy o jego słabości i ranach, potem język Eleva dotknął jej warg i języka i Elizabetha odskoczyła po raz drugi, zmieszana i drżąca i zakłopotana gorącem, które nagle opanowało jej ciało, gotowe choćby zaraz uczyć się dalej wszystkiego, co oferują mu zmysły.
Stała w strumieniu po kolana, wycofując się jeszcze dalej na pierwszy ruch Eleva w jej stronę.
- Nie traktuj tego poważnie. I nic nikomu nie mów.
- Wracajmy.


***
Starała się iść przez las bardzo szybko. Nie chciała potem gonić ich po gościńcu. Przed oczyma migały jej straszne obrazy, turlających się po posadzce głów, wydęty i pełen robaków brzuch Kaliny i nieprawdziwy obraz Sili stojącej w nieziemskim świetle niczym zjawa tego maga i uśmiechającej się dobrotliwie.
I wspomnienie zimnej wody potoku.
Zaczęła biec, aż zmęczenie uwolniło ją od zbędnych myśli.
 
Hellian jest offline  
Stary 27-11-2008, 21:41   #89
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Aldym powinien się cieszyć...Ale jakoś nie miał z czego. Niby pokonali złego nekromantę i zniszczyli zombie. Ale to co złego się miało zdarzyć. I tak się zdarzyło.
Co z tego, że zły mag był martwy, skoro i tak groby jego znajomych ze wsi były zbezczeszczone. A i śmierć złego czarownika, była tylko smutną koniecznością. Aldym lubił bójki, ale zabijanie...
Zabijanie było sprawą, która nigdy nie napawała go radością, nawet jeśli było konieczne. Obejmował Elisabethę...i powinien się z tego cieszyć. Ale...Nie było iskry, nie było ognia.
Czuł, a właściwie widział, że nie reagowała na jego słowa. Był jej obojętny? Trudno było mu stwierdzić w tej chwili. Ale jej reakcja dała kapłanowi do myślenia. Gdyby był bardziej doświadczony, mógłby poprosić Sune o przewodnictwo, o radę. Gdyby był w świątyni mógłby poprosić Agnes i Kyleen, swe nauczycielki, o pomoc w tej sprawie. Ale był tu i teraz, z taką wiedzą i możliwościami jakie miał...Nic więc dziwnego, że do opowieści widma, jak i do wyjaśnień de Singwy podchodził z małym zainteresowaniem. Niewiele z nich zrozumiał, a jeszcze mniej spamiętał. Generalnie chodziło o zebranie świeczek by spętać ponownie jakiegoś Asterghornossorodina, więc zapewne demona. Imię całkiem długie...Kapłanowi wydawało się, iż im dłuższe imię nosi demon tym potężniejszy być powinien. Policzył więc głoski na palcach. Wychodziło około 20-u, przy pięciu głoskach w Aldymie, to całkiem spory wynik. Musiał to być więc potężny demon. Młody kapłan podrapał się po głowie w zakłopotaniu. Ten duch, czy widmo...W każdym razie, ten umarlak zostawiał półelfce ciężki orzech do zgryzienia. Nawet z tymi informacjami jakie miał, to i tak było ciężko. Księstwo Midd...Nazwa ta nic nie mówiła Aldymowi. Tym bardziej szukać jednej osoby w całym księstwie? Przecież nawet nie wiedzieli gdzie księstwa szukać?! Całą to gadkę o szlachectwie Silii i o dziedzictwie zbył ruchem ramion.
Władczyni nawiedzonej kupy ruin i wioski...Niewiele jej tatuś pozostawił. Aldym miał też nadzieję, że ani Singwa, ani Silia nie wpadną na pomysł by to on potwierdził prawa Silii do Talgi.
Bo duch mylił się...Aldym nie mógłby potwierdzić jej praw. Nie był dość potężnym kapłanem by skutecznie inkantować wieszczące modlitwy.
Aldym niezbyt entuzjastycznie też przyjął tak obcesowe traktowanie zmarłych.
Cytat:
- Cóż więc postanawiamy? – półelfka zapytała z powagą swoich towarzyszy – Podejmujemy się zadania? Martus Kallor. Stolica księstwa Midd. Niewiele wiemy, ale jest jakiś punkt zaczepienia.
- Cóż...skoro trzeba ratować świat.-rzekł bez przekonania Aldym, usiadł na czymś co kiedyś było stołkiem. I dodał - Nie wiem, Silia nie oczekuj szybko odpowiedzi. Z takim sprawami, trzeba się przespać.-
- Mości de Singwa, a jak ty się w to wplątałeś i jaka jest w twym twoja rola...Twoja i twych towarzyszy? Jestem tylko wioskowym kapłanem, w zasadzie nowicjuszem tuż po wyświęceniach. Ale nie uwierzę, że twoi towarzysze zjawili się tu przypadkiem i nie wiedzieli o tym że są gobliny w twierdzy. Wiedzieli, że tu są i wiedzieli że nie są zagrożeniem.-rzekł Aldym po chwili, zwracając się do sir Leonardo.- inaczej wystawiliby warty. Nie wiem co tu planujecie z tym tu duchem. Ale nie jestem głupcem...I nie chcę być wodzony za nos przez następne kilka miesięcy...O ile zgodzę się uczestniczyć w tym...wszystkim.-
Po wypowiedzeniu tych słów i otrzymaniu odpowiedzi, wziął się za wynoszenie ostatniego trupa, wpierw jednak owijając go płaszczem, który pozostał po martwym nekromancie, co by własnych szat nie zabrudzić. Jakoś nie mógł się zmusić do wyrzucenia czyichś zwłok przez okno. Poza tym, zmęczony nie był, więc postanowił znieść go po schodach. Pomysł z paleniem zwłok wcale mu się nie podobał. Myślał raczej umieszczeniu ich w piwnicy, i zasypaniu kamieniami wejścia do niej czyniąc z niej prowizoryczny grobowiec. Kapłan miał fiolkę wody święconej. Więc mógł odprawić ceremonię pogrzebową. Ale o tym chciał powiedzieć gdy już wszystkie zwłoki znajdą się na ziemi.

Późniejsze wydarzenia, tylko wzmogły irytację kapłana. Widział zachowanie Eleva, widział płacz czarodziejki i widział reakcję paladynki. Uznał, że wszystkie one były mocno przesadzone...i działanie Eleva, i reakcja Silii i odpowiedź paladynki. Machnął ręką i rzekł głośno.- Dajcie temu pokój dziewczęta. Elev był dziwny, jest dziwny i zapewne będzie dziwny. Więc po prostu się do tego przyzwyczajcie. Jako, że jemu najbardziej marzy się rola awanturnika. I na pewno na wyprawę wyruszy.-
Jako kapłanowi chaotycznego bóstwa, łatwo było ignorować prawa i zwyczaje, a także takie sprawy jak podział klasowy. Szczególnie, że w życiu szlachcica nie widział. W każdym razie nie dłużej niż parę minut. Przejeżdżało to to w zbrojnym orszaku przez Talgę, nie poświęcając wiosce nawet chwili uwagi. Ot, taka sobie odmiana, po kupcach, wędrownych grajkach i żebrakach.
Powoli schodził po schodach obciążony gnijącymi zwłokami, a także chmurnymi myślami...Wiele nieprzyjemnych wydarzeń zawisło mu na sercu, krwiożerczość walki z goblinami, płacz Elisabethy, mroczna przepowiednia.
- Trzeba było we wiosce siedzieć, albo innej wioski poszukać...A nie, za przygodą się uganiać.- westchnął głośno. Po zniesieniu trupa, zorientował się , że czegoś mu brakuje... Długiego drzewca, zakończonego drewnianą głowicą, nabijaną żelaznymi kolcami. Jego morgenszterna.
Dlatego też udał się na poszukiwanie Jensa.
A napotkawszy go rzekł wesoło.- Hola, mości pogromco złych nekromantów, może byś oddał przedmiot który ci pożyczyłem.-
Co prawda Aldym brzmiał wesoło, ale gdzieś tam w głębni był w naprawdę paskudnym humorze. Jednak jego dobrotliwa natura blokowała skrywane w sercu zgryzoty, nie pozwalając im się uzewnętrznić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 29-11-2008, 11:46   #90
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Leonardo zdawał się hołdować zasadzie, która twierdziła, że praca fizyczna pozwala mózgowi odpocząć. Coś może i w tym było, ale wy byliście skonani, znosząc chociażby te rozpadające się, cuchnące ciała umarłych. Zresztą odruchy wymiotne to rzecz, którą zapamiętacie z tego fragmentu najmocniej. Sam do Singwa zrobił to co zapowiadał - zrzucił truchła, które pozostały po wyniesieniu przez was części z nich, przez dziurę w wieży, nie zawracając sobie głowy ich "dobrem". Były martwe, a dusze dawno z nich uleciały, zdawał się twierdzić. Dopiero potem zszedł na dół, targając za nogi zwłoki nekromanty.

-Rozpalmy ogień na zewnętrznym dziedzińcu. Gobliny i tego tutaj, lepiej po prostu spalić. Już kiedyś widziałem jak toto wstaje, nic dobrego. Ciała ludzi ze swojej wioski możecie pochować, one samoistnie na pewno już się nie podniosą.

W miarę sprawnie zebraliście trochę drewna, głównie chrustu, który zalegał pod zamkiem, ale i pozostałości z dawnych chat, przynajmniej te, które jeszcze mogły się palić. Elev i Elizabetha gdzieś w tym czasie zniknęli, co zresztą nie do końca było dziwne - byliście brudni, okrwawieni i zmęczeni. Każdy chciał się umyć i odpocząć, ale Leonardo nalegał, by do strzelającego wesoło w niebo ognia wrzucić najpierw wszystkie ciała. Najpierw płonął czarownik, potem gobliny, które trzaskały wesoło jak suche szczapy drewna. No, prawie. Smród był tak nieznośny, że szybko wycofaliście się na wewnętrzny dziedziniec i wreszcie mogliście się obmyć w znalezionej w ruinach z boku wieży studni, w której wciąż była świeża woda. Wiadro co prawda było zniszczone, podobnie jak stara lina, mieliście jednak swoją a z połączeniem z manierkami i bukłakami - wystarczyło by obmyć się bez długiej wędrówki do strumienia. Zwłaszcza, że ubrania i tak już się do niczego nie nadawały, krew praktycznie nigdy z nich nie schodziła. Przynajmniej z tkanin, gdyż skóry, ku zadowoleniu tych, którzy je nosili, były całkiem podatne na czyszczenie.

Rozpaliliście drugie, znacznie mniejsze ognisko, przy którym można było się osuszyć i odpocząć. Jak również coś zjeść, bo nie wszyscy zjedli śniadanie, przy czym jedzenie nie wyglądało teraz zbyt zachęcająco - przy każdym zbliżeniu go do ust widzieliście potworne twarze nieumarłych czy krew tryskającą z goblinich ran. Ohyda. Leonardo miał już zacząć odpowiadać na pytania, gdy na dziedziniec wjechał konno Elev, próbując zapanować nad niesfornym zwierzęciem. Szybko opowiedział o tym co się stało, zatrzymując wzrok na de Singwie, który wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
-Jedź więc po nią.
Chłopak już zawracał wierzchowca, gdy Leonardo podniósł się nagle, szukając czegoś w swojej torbie.
-Czekaj chwilę!
Elev znów szarpnął za wodze, uspokajając konia, chociaż ze średnim skutkiem, nigdy wcześniej nie jeździł na bojowych rumakach a ten tutaj chyba do takich należał. Mężczyzna podszedł do niego wciskając w dłoń małą buteleczkę.
-Wypij to.
Biały, dość gęsty płyn wlał się do gardła, natychmiast sprawiając, że Elev poczuł się lepiej, a przyjemne ciepło rozlewało się po jego ciele. Wszystkie rany zasklepiły się do końca i przestały krwawić. Magia!
-Gdybyś jej nie dogonił lub nie znalazł to jedź do wioski! Jeśli opowiecie wszystko co tu usłyszeliście... to nie skończy się dobrze. Zwłaszcza dla was, wszystkich. Poczekajcie tam na nas. Nie wiem co wasza towarzyszka sobie ubzdurała, ale ona również musi wysłuchać co mam do powiedzenia. Jedź już! - klepnął konia w zad, a ten ruszył sprawnie - Wierzyć w słowa duchów. Musicie się jeszcze wiele nauczyć...
Ostatnie słowa wypowiedział ciszej, jakby do siebie. Wrócił do ogniska, spoglądając po twarzach pozostałej czwórki. Odchrząknął i zaczął.

-Ponad sto siedemdziesiąt lat temu, w Górach Ziemnej Ostrogi, został przebudzony potężny czerwony smok, Asterghornossorodin. Wybuchła wojna, pochłaniając całe Vast i trwała cztery lata. To właśnie po niej uwięziono duszę smoka, by nie mógł już się wyrwać. Nikt nigdy nie wiedział, gdzie to się stało, a ci, którzy to zrobili, złożyli przysięgę milczenia. Teraz, cóż, już to wiemy.
Przerwał, spojrzawszy na wieżę i mlasnął niezbyt zadowolony.
-To akurat jest prawdą i mogę to potwierdzić. Tak samo, jak to, że słyszałem legendę o elfie, który przyjął od ludzi ziemię i nazwisko, by osiąść i pełnić funkcję Strażnika. Elf zawiódł, zniknął, nikt nie wie do końca kiedy i gdzie. Ostatnio zaś pojawiła się przepowiednia. "Pojawi się ten, co z własnej woli odnajdzie dziedzictwo ojca i postanowi kontynuować jego dzieło." Czy jakoś tak, nie lubię przepowiedni. Równie mglista co zazwyczaj, może oznaczać cokolwiek. Zaś zjawa, którą widzieliście, postanowiła to wykorzystać.
Uśmiechnął się smutno do Silii.
-Kossuth za życia był aroganckim skurwielem. Wybaczcie słowo. Nie bez powodu został wyklęty i wydziedziczony ze szlacheckiej rodziny północy. Miał tylko tą swoją moc. To widmo musiało mieć coś z niego, zostało jednak tu samo. Nie powiem ci, moja kochana, czy to co mówił jest prawdą. Ale ostrzegam. Równie dobrze mógł stworzyć ten pierścień na poczekaniu i zmyślić historyjkę. Bo pasowałaś, trafiło się ślepej kurze ziarko, wybacz porównanie. Elfia krew, tylko do ciebie mogło pasować. Dusza smoka może zostać obudzona, lecz ja nie wiem, czy ona tu nawet jest. Ten nekromanta był całkiem przeciętny, widziałem znacznie potężniejszych magów. A jednak odnalazł to miejsce i przełamał potężne, chroniące go czary. I pokonał jedenastu, których nawet cząstka mocy powinna go unicestwić. To dlatego Elizabetha, Elev czy ktokolwiek z was nie może mówić o tym, co tu usłyszało. Plotka szerzy się błyskawicznie. Nie kłamał jednak w jednym - chciał odzyskać świece, podane nazwisko również się zgadza. Arcymag Midd, nawet jak nie żyje, to nie powinno być trudno go znaleźć. Każdy tam o nim słyszał, chociaż ja osobiście w Midd bywałem tylko przejazdem.
Wyjął kawałek suchego mięsa i przekąsił.
-Nigdy nie możecie ufać duchom. Nigdy. Nawet mając dobre intencje mogą wciągnąć was w kłopoty czy swoje gierki. Ja przynajmniej takie mam zasady. Jeśli chcecie przeżyć przygodę, poznać świata - ruszajcie do Midd. Ale równie dobrze możecie zostać w Taldze, świat raczej się nie zawali. Ja wrócę z wami do wsi, ale potem udam się do Procampur. Tamtejsze biblioteki i mędrcy mogą coś wiedzieć o tym. A informacje to rzecz niezwykle istotna. Wrócę tu i nawet jak was nie spotkam, to zostawię informacje. A czego tu szukałem? Legend. Z tym zamkiem wiążą się legendy, a gdy do legend przyłączają się proroctwa... to znaczy, że dzieje się coś niezwykłego i często niezbyt dobrego. A ja to sprawdzam.
Uśmiechnął się rozbrajającego i rozłożył ramiona na boki.
-Życie poszukiwacza to wiele dni udręki, nudnych podróży i krótkie chwile radości, moi kochani. Odkrywanie nowych miejsc, podróże, kultury. To trzeba lubić. Macie jeszcze jakieś pytania? Jeśli nie, to moglibyśmy poczekać jeszcze kilka chwil na waszych przyjaciół, a jak nie wrócą to ruszyć do Talgi. Jakoś nocowanie tutaj nie wydaje się zbyt przyjemne.

***

Elizabetha przedzierała się przez las dość powoli, przynajmniej do chwili, gdy doszła do zarośniętego traktu. Czekało ją kilka godzin samotnej wędrówki, przynajmniej tak sobie to wyobrażała. Dlatego słysząc wierzchowca, jakąś godzinę później, rzuciła się w krzaki i przycupnęła za nimi. Przez trakt przecwałował Elev, siedząc na koniu Leonardo. Rozglądał się na boki, lecz niczego nie dostrzegł, ruszając dalej. Szukał jej, to było pewne. Czy będzie wracał? Czy może dotrze do wioski wyprzedzając ją? Elizabetha odczekała dłuższą chwilę i dopiero wróciła do przerwanego marszu.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172