Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-12-2008, 18:40   #111
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Cytat:
- Bo widzisz. Ja wiem, że baby to gadają brednie częściej niż co mądrego, ale… tak wolej bym nie kusić złego. Słuchaj… Czy jak się kto z czarodziejką… hmm… no wiesz… tak jak z inną dziewką, to czy od tego… może us… może się stać co złego?
No pięknie...Skoro Jens się o takie rzeczy pyta, to widać się spietrał i dziewczynie zawód zrobił. Nieładnie...przez chwilę się zastanawiał czyby go nie postraszyć. Ale zmienił zdanie, wszak intencją jego było dwoje młodych zbliżyć do siebie. Nie bardzo wiedział, co Silia widzi w myśliwym, bo byli jak ogień i woda. Ale czy jemu wolno było wyroki Sune oceniać?
Zamyślił się na dłużej, po czym rzekł.- Tobie o jakąś konkretną czarodziejkę chodzi, co ? Bo widzisz, ponoć elfki szczególnie przez naturę temperamentem obdarzone, to im zwodzić mężczyzn na pokusę łatwo, a i przeżycia łóżkowe z taką kochanką, ponoć wielce przyjemne. A dziewczęta półkrwi elfiej pewnikiem równie gorące w łożu. Oczywiście czarodziejki to inny format, nieśmiałe zrazu wielce...ale i szybko arkana rozkoszy opanowują i pewnikiem, łóżkowe zapasy, uczynić wielce przyjemnymi potrafią. Co do plotek o rożka miłości uschnięciu...wiary im nie dawaj. Toć nie czarodziejki, a wampirzyce... w łożnicy uschnąć mu dają. Czarodziejki potrafią go raczej pobudzić.-Nie wszystko co Aldym mówił prawdą było, ale też kapłan tym się nie przejmował. Swój cel, bowiem zamierzał osiągnąć. A że kłamstwem? Cóż, co prawda Elisabethą nie był, ale też i etos kapłański miał dość elastyczny i kłamstwem w dobrej sprawie, się nie brzydził.- Ino ten problem z czarodziejkami, że to rodzaj dumny i raz odrzucone, niełatwo się dają uprosić o ponowne dopuszczenie do swych wdzięków. Więc moja rada brzmi, wino załatw, jakieś kwiaty...Poematu jakiegoś się naucz. I przy najbliższej okazji, romantyczny wieczór, owej czarodziejce urządź. Kto wie, może ci się poszczęści.
Wkrótce zaś drużyna ruszyła w drogą, Aldym od razu zaroponował Elisabethcie, iż jej pakunki poniesie i niechętnie zauważył, iż Jensowi szarmanckości zabrakło. Z drugiej jednak strony, może i Jens dobrze zrobił.Kowalówna chyba pół kuźni brała ze sobą...Co w połączeniu z ciężarem własnego plecaka, nieźle się Aldymowi dawało we znaki. Tak więc szedł objuczony ponad miarę, zipiąc i wpatrując się w drogę...Krok, za krokiem, ciągle naprzód. Dlatego też nie wypatrywał niczego, ani nie podziwiał widoków, w myślach prosząc Sune ,by przyjęła go do swej dziedziny. W końcu jeśli umrze tu, na tej drodze, to w imię miłości.Nic więc dziwnego, że na resztę drużyny baczenia nie miał i wlókł się na szarym końcu.

***
Aż w końcu dotarli do Krull, co Aldym przyjął z ulgą, a jego plecy z jeszcze większą ulgą.
Krull otoczone winnicami sprawiało przyjazny widok. Elev zaprowadził grupę do sołtysa, który gościł u siebie kupca o imieniu Tybald, jadącego w kierunku Midd. Elev ochoczo zajął się negocjacjami. Zaś Aldym gapił się przez okno na kota podkradającego się wróbli. Targowanie miało małe znaczenie dla kapłana, pieniądze bowiem nie były czymś, czym kapłan się przejmował. Poza tym, zziajany wędrówką z dwoma plecakami, nie garnął się do mówienia.
Gdy Elev postanowił uzgodnić to zresztą, Aldym milczał, przez chwilę. Dopiero potem rzekł.- Mi tam zajedno.. Będzie co ma być.
Gdy Silia i paladynka oddalały się, kapłan na tyle odetchnął, by odzyskać zdolność mówienia, zapytał więc.- Powiedzcie mości Tybaldzie, co tam w wielkim świecie. Czy jakieś ciekawe wieści o Midd udało wam się usłyszeć. Jakie jest wasze zdanie o tym mieście. Zapewne częstym gościem tam jesteście. Więc wiecie wiele.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-12-2008 o 12:46.
abishai jest offline  
Stary 12-12-2008, 23:15   #112
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
To pewnie nie było zupełnie w porządku, najpierw wymyślać w nocy co jeszcze może być niezbędne poszukiwaczowi przygód, dokładać do plecaka kolejne rzeczy, które ojciec pozwalał zabrać, nie stukając się znacząco w czoło tylko dlatego, że bardziej niż śmiać chciało mu się płakać, że puszcza tę okropną, najmłodszą córkę w świat, zapewniać jeszcze rodziców, że plecak wcale nie jest taki ciężki, by potem stękaniem i narzekaniem na ciężar bagażu wyłudzić od Aldyma ofertę pomocy.
Chociaż może Aldym lubił ją na tyle, że pomógłby i bez półsłówek i wymownych westchnięć. Może Elizabethcie wygodniej było udawać, że ten troskliwy czyn był wynikiem jej misternego planu. Bo to doprawdy była rzecz, nad którą długo będzie jeszcze przechodzić do porządku - kapłan lubił ją naprawdę.
Po drodze kilka razy prawie oświadczyła, że dosyć już tej pomocy, sama trochę poniesie swój plecak, nie jest aż takim strasznym słabeuszem przecież, ale coś powstrzymywało ją przed tym gestem. To byłoby jak przyznanie się do błędu, i do tego, że ma sumienie i łatwo ją przez to urobić. A przecież planowała zostać wielkim oszustem. Arcyłgarzem. Czempionem w stawianiu na swoim.
Toteż Aldym męczył się cały dzień.

Inna rzecz, że Elizabetha wyszła na tym nietęgo. Marsz zmęczył ja mniej niż innych i przez to miała dużo czasu na rachunek sumienia. A wyrzuty miała i kiedy patrzyła na Aldyma i kiedy zerkała na Eleva a najgorzej się czuła patrząc na skacowaną Silię, bo Lady Horn minę miała nieszczególną i jakoś blisko Elizabethy się trzymała, pewnie przydałaby się jej bratnia dusza do rozmowy, a rudowłosa nie mogła się jeszcze zdobyć na ten gest przyznający, że wydarzenia w zamku i cały ten tytuł, to wcale nie była Sili wina.
W rezultacie, choć akurat dla niej mogła to być przechadzka przyjemna i ona powitała jej koniec jak zbawienie.
Dzięki dobrej sławie Eleva nie mieli problemów z noclegiem. Elizabetha lubiła spać na sianie i nie była z tych dziewcząt, co byle myszy mogą się wystraszyć.
Ale z przyjemnością posiedziała w ciepłej izbie sołtysa. Elev targował się świetnie, i pewnie rezultat byłby lepszy gdyby dziewczyny nie wspomniały o pomocy za darmo.
- Właśnie - przytaknęła Jensowi - tylko Sili i Lili trzeba wytłumaczyć na następny raz, nie ma nic za darmo… poza zamkami – ostanie słowa burknęła pod nosem, nawet nie jako złośliwość tylko puentę, której nie mogła powstrzymać, bo niestety idealnie pasowała.
Potem nagle zorientowawszy się, że została sama z chłopakami, na ławce między Aldymem i Elevem, pożegnała się ze wszystkimi.

Podeszła do schodów. Dzieci na jej widok zerwały się do ucieczki.
- Łap! – Elizabetha rzuciła w ich stronę rajskie jabłko – to działało świetnie i na dzieci, i na dorosłych. W porę wydane polecenie, obudzona ciekawość i natychmiast zapomniały, że chciały zwiać przed obcą dziewczyną.
- Pokazać wam sztuczkę? – właściwie lubiła dzieci, takie w sensownym rozmiarze, co umiały już mówić, chodzić i formułować całe zdania.
- Wyciągnę twemu bratu z brudnych uszu kamień – mrugnęła do dziewczynki – to dlatego ostatnio niedosłyszy. – płowowłosa dziewuszka roześmiała się, a chłopiec zaczerwienił.
Elizabetha lubiła robić takie sztuczki, chętnie ćwiczyła obracanie monetą między palcami, wyciąganie niespodzianek zza cudzych kołnierzy, lub ze swego rękawa. Nie zawsze jej to wychodziło, ale ćwiczenie czyni mistrza - poranny trening Lilli i Eleva podziałał i na Elizabethę, choć ona trenować niczego o świcie zamierzała.
- Ciekawie wyglądamy? O czym tak szeptaliście przed chwilą? Zachowaj ten kamień –uśmiechnęła się do chłopca – przyniesie Ci szczęście.

W stodole dołączyła do paladynki i czarodziejki. Walnęła swój bagaż obok rzeczy dziewcząt, dźwigając go całe kilka metrów z domu do stodoły. Po czym padła przed towarzyszkami na kolana i wzniosła do góry ręce w teatralnym geście.
- Zaklinam was na wszystkich bogów, których imion nie wspomnę tylko, dlatego, że mi się mylą i na wszystkie cuda i blaski tego świata, nigdy przenigdy nie mówcie zamożniejszym od nas kupcom, że możemy dla nich pracować za darmo.
Po czym wstała i otrzepała kolana.
- Mówię serio Lilla. Jak nie będę zarabiać, za dwa tygodnie nie będę miała, za co jeść. Sprowadzisz mnie na drogę występku swoją niemądrą uczynnością.
 
Hellian jest offline  
Stary 14-12-2008, 00:00   #113
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Tybald rozpromienił się wyraźnie, gdy padały propozycje i zgody co do wspólnego podróżowania. Przypił do Eleva, z którym to przyszło mu negocjować.
-Cudownie! W grupie i raźniej i weselej, zwłaszcza, że jak widzę zróżnicowaną kompaniją jesteście. Do Midd samego kilka ładnych dni drogi, ale jak faktycznie teren niebezpieczny się okaże, to dorzucę coś jeszcze. Trzydzieści srebrników lub pięćdziesiąt cztery, gdy przyjdzie walczyć z jakowymś niebezpieczeństwem.
Kupiec, jak to kupiec, najwyraźniej lubował się w liczbach i podobało mu się ich wymienianie. Ale wstał nagle, zatoczył się nieco, dopiero teraz pokazując, że również ma już trochę w czubie i uścisnął mocno dłoń Eleva i wszystkich innych, którzy jeszcze przy stole zostali. Samych mężczyzn trzeba dodać. Usiadł znów i zwrócił się ku twarzy Aldyma.
-O Midd? Wielem o Midd słyszał, nie tylko mieście, ale księstwie całym. Chociaż to i bez większej tradycji krainka, ot mieli to szczęście, że na skrzyżowaniu szlaków wylądowali. Będzie jeszcze czas o tym porozmawiać.
Przypił znów do wszystkich, całkiem niezłym winem z tutejszych winnic. W Taldze to wino również się pojawiało, ale rzadko, bowiem jego ceny były całkiem wysokie i wolano kupować "sikacze" od kupców z mniej urodzajnych ziem. Tybald i Sigurd popijali je jeszcze długo, wymieniając się plotkami i informacjami. Towarzyszyliście im jeszcze przez chwilę, potem udając się do stodoły, wzorem dziewczyn. Była spora, sam stryszek spokojnie mógł was wszystkich pomieścić. Dodatkowo dano wam koce, dzięki którym nie marzliście w tą jeszcze niezbyt ciepłą noc. Sen nadszedł szybko.

***

Rano obudziły was pokrzykiwania dzieci, rżenie koni i ogólne zamieszanie panujące przed karczmą sołtysa. Gdy się wygramoliliście z siana i wytoczyliście na zewnątrz, waszym oczom ukazały się dwa wozy, do których dwóch chłopaków, dość topornej postury i tylko nieco młodszych od was, zaprzęgało cztery konie, po dwa do każdego wozu. Tybald stał już obok, instruując pomocników.
-Przywiąż je mocno. Obroku dajcie i zabierajcie się za ładowanie wina. Niedługo ruszamy.
Dostrzegł was nagle, uśmiechając się i machając ręką na przywitanie. Wydawał się być praktycznie odporny na brak snu i wypite nie tak wcale dawno wino.
-Ach, wstaliście wreszcie! No już, śniadanie już czeka. To Janko i Hanko, moi pomagierzy i woźnice jednocześnie. Śpieszcie się, niedługo wyruszamy! Droga długa jeszcze, a już takich przyjaznych i ciepłych dachów nad głową po drodze nie będzie aż do samego Midd!
Śniadanie, w postaci jajecznicy ze skwarkami faktycznie czekało i prawie jeszcze nie wystygło. Zjedliście i podziękowaliście gospodarzom, którzy nie chcieli nic za poczęstunek i nocleg wziąć. Gospodarze jeszcze was żegnali, a dzieciaki biegły za wozami, krzycząc i machając, gdy odjeżdżaliście, zgodnie z zapowiedziami Tybalda - zaraz po śniadaniu.

Wozy były wypełnione winem dość dokładnie, ale jechaliście na nich dość wygodnie. Jedna osoba mieściła się jeszcze na koźle, obok mrukliwych i niezbyt inteligentnych tak na oko pomocników kupca. Po dwie siedziały całkiem wygodnie pomiędzy beczkami z winem a niekiedy również na nich. Podobnie jak sam Tybald, który okazywał się bardzo rozmownym towarzyszem podróży i chętnie odpowiadał na wasze pytania. Dowiedzieliście się, że handlował głównie winem i przyprawami, poruszając się po całym Vast, zależnie od pory roku i zbiorów. Wina, które kupił w Krull, były już kilkuletnie i osiągały teraz świetne ceny w Tsurlagol. "Mieście do którego nie lubię jeździć" jak sam mówił. Za to o Midd opowiadał chętnie.

-Małe księstewko, teraz wasal Tsurlagol. Same lasy, wiecie. Przy miastach trochę wykarczowali, ale poza drewnem to oni nie mają czym handlować.
Oczywiście nawiązanie do handlu obchodziło was tyle, co zeszłoroczny śnieg.
-Niewiele można o nich powiedzieć. Udało im się, jak brukowany szlak postawili. Teraz tam tylko karczma na karczmie, tawerna na tawernie. Przybytek na przybytku. - uśmiechnął się radośnie i mrugnął do chłopaków - Wiecie jak to jest. Co i raz przejeżdżają tam kupcy i podróżnicy. Oni z tego żyją. I z targów. Sprzedają wszystko. Cholera wie czy odkupują od wędrownych kupców takich jak ja czy kradną z przejeżdżających z wozów. Ale sprzedają.
Wzruszył ramionami, milcząc przez chwilę. Przejeżdżaliście właśnie przez jakąś małą osadę, której już nie kojarzył nawet Elev.
-Oczywiście są też inni. Smolarze, drwale, leśnicy. Żyją poza miastami, w lasach. W końcu to dzięki nim Midd zarabia na drewnie. Ale ja nigdy z traktów nie zbaczałem, więc i więcej wam o nich nie powiem.
Wzruszył ramionami, jakby ten temat zupełnie go nie interesował.
-Małe osady są jak wasza Talga dawniej. Czytałem o poprzednim trakcie, wtedy jeszcze nie podróżowano na północ zbyt często. W Midd też są zameczki, chociaż mało, w lasach im nie potrzebne bo i za bardzo nie widać. A odkąd zajęli ich ci z Tsurlagol, to nawet nie budują. Nie są im potrzebne. Wolą swoje leśne rezydencje.
Roześmiał się wesoło i zmienił temat.

Pod wieczór dojechaliście do głównego, brukowanego traktu. Był szeroki na trzy wozy, całkiem równy, chociaż remont wcale nie byłby taki nie na miejscu. Stał przy nim drogowskaz, z wymalowanym "Księstwo Midd, 2 dni". W drugą stronę było "Procampur, 5 dni". Tu już zaczynały się lasy, które miały ciągnąć się po kilka dni w każdą stronę. Pojechaliście jeszcze kilka godzin, zgodnie z poleceniem Tybalda, który zdawał się wciąż doskonale orientować w okolicy. I rzeczywiście - trafiliście na położoną lekko z boku polankę, na której wybudowano wiatę chroniącą przed wiatrem i deszczem, a także koryta na paszę dla koni. Wozy zjechały na bok, ale nawet nie zdążyliście pomyśleć o wysiadaniu, gdy sześć postaci wyszło spomiędzy drzew. Były zakapturzone a trzy z nich trzymały wycelowane w was kusze.
-Tylko spokojnie, a nikomu nic się nie stanie!
Jeden z nich wyszedł przed pozostałych. Głos miał młody, zakładaliście, że nie był od was starszy, chociaż w zapadającym mroku i pod kapturami, nie dało się dostrzec twarzy napastników.
-Dawajcie całe złoto. Eee.. i srebro.
Kiwnął swoim mieczem, jakby chcąc popędzić. Z boku odezwał się szept.
-Miedziaki też niech oddadzą. I może jakąś beczkę oddamy?
Przywódca bandy odchrząknął i machnął na tamtego.
-Cichaj. Miedź też oddajcie! I... co wieziecie właściwie?
Przerażeni Janko i Hanko tylko unieśli ręce w górę, Tybald zaś pochylił się nad Elevem.
-Uważajcie, są niedoświadczeni, ale te kusze mogą trafić...
Podeszli jeszcze bliżej, otaczając pierwszy wóz półkolem. Było ich za mało na oba, ale na pierwszym siedział kupiec, wyraźnie się wyróżniający, co ułatwiało im sprawę. Na nim też skupiali swoją uwagę. Skupieni na drugim wozie Silia, Jens i Elizabetha mieli w zasadzie wolną rękę. Mająca zaś najlepszy wzrok rudowłosa, wskazała jednego z napastników i syknęła do ucha czarodziejki.
-Patrz! To ten z blizną, którego poparzyłaś!
Faktycznie, wyglądał bardzo podobnie, chociaż chyba tylko Elizabetha mogła go rozpoznać. I ci z pierwszego wozu, gdyby się przypatrywali konkretnym twarzom. Przywódca bandy wskoczył na kozła.
-No dalej!
Ręce mu się chyba trzęsły. Ale kusze to kusze. Tybald powoli zaczął sięgać do pasa, w stronę sakiewki. Rudowłosa i Jens dostrzegli zaś szansę w czym innym. Do pierwszych drzew mieli tylko kilka kroków, a nikt w zasadzie na nich nie patrzył. Zajście tamtych od tyłu powinno być przecież dziecinnie proste! Tylko jak sprawić, by kusznicy nikogo nie trafili?
 
Sekal jest offline  
Stary 14-12-2008, 14:04   #114
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kępa krokusów rozkwitała na polanie tuz za chałupą Sigurda. Były piękne, różnokolorowe: żółte, liliowe, białe, czasem o barwie kremowej, a czasem znowu tworzącej miks wszystkich wyżej wspomnianych. Cieszył się, że trafił na nie, bo pewnie o tej porze roku nic, oprócz właśnie krokusów, przebiśniegów i przylaszczek, nie barwiło swoimi kolorami świeżej, zielonej trawy, która właśnie odradzała się po porze mrozów i śnieżnych burz.


Elev znalazł je poprzedniego dnia wieczorem po kolacji i negocjacjach z kupcem. Poszukiwał kilku kawałków drewna, z których mógł zrobić ćwiczebny oręż. Bo nie ma gadania, ojciec Jensa zupełnie słusznie zwrócił im uwagę na to, ze ostra broń nie jest najlepszym pomysłem treningowym. Dla niego, syna cieśli wioskowego, sporządzenie kilku atrap mieczy mniej więcej tej samej wagi, jaka używali on i Lilla nie stanowiło problemu. Jasne, wieczorem nie był już w stanie tego zmajstrować. Następnego dnia jednak, na wozie, ostro się wziął za struganie i związywanie parciami tak, ażeby pasowało do oręża, którego używają. Obciążył nieco kawałkami drutu, by waga się także na oko zgadzała i udało mu się stworzyć coś, co od biedy mogło stanowić bezpieczną broń treningową. O sobie i Lilli wiedział, że będą trenowali, tak jak postanowili. Dlatego tez skoncentrował się właśnie na jej mieczu, oraz rapierze i krótkim mieczu Eleva. Miał jednak odpowiedni zapas materiału, toteż już jadąc z Tybaldem spytał wszystkich pozostałych, czy mają na to ochotę. Jeśli ktoś wyraził chęć posiadania takiej symulacji broni i trenowania z nią, chętnie zabierał się za robotę. Jeżeli nie, cóż, mówi się trudno.

Rano, jeszcze przed wyruszeniem wyskoczył właśnie na to pole krokusów i zerwał trzy dla dziewcząt w drużynie.
- Na szczęście – powiedział wręczając.
- Dla ciebie, Lillo, biały jak twe serce.

- Dla ciebie, Silio, żółty, jak słoneczko w twoich oczach.

- Dla ciebie, Elizabetho, kolorowy, jak wszystkie barwy świata. Oby udało się zobaczyć Ci jego najpiękniejsze barwy.

A potem ruszyli. Jadąc Elev zastanawiał się, co mógłby zrobić, żeby poprawić relacje w drużynie. Zazwyczaj uważa się, że baby zdecydowanie są bardziej irracjonalne od chłopów. W ich drużynie wyraźnie wszystko stało na głowie. Ale trudno. Dlaczego Aldym tak go nie lubił? Kompletnie nie rozumiał. Przecież był kapłanem dobrej bogini miłości. Miłości! Tymczasem on zwyczajnie nie cierpiał Eleva. Owszem, nie zgadzali się w sprawie goblinów, ale tutaj Aldym nie zgadzał się z Silią i Jensem także. Z Elizabethą również dosyć średnio. Zresztą, większość zdecydowana mieszkańców wsi podchodziła do sprawy identycznie, jak Elev. Dlaczego więc uczepił się Aldym właśnie jego? Odrzucił próbę pojednania na uczcie wieczorem w Taldze. Przy omawianiu negocjacji z Tybaldem wszyscy wyrazili swoje zdanie, oprócz kapłana, który stwierdził, że mu to obojętne. Więc dlaczego?

Czyżby sprawa mahoniowlosej piękności, do której wyraźnie kapłan smalił cholewki? To, że całowała się w ruinach zamku z Elevem, na które to wspomnienie, nagle zrobiło mu się dziwnie sucho w gardle, serce natomiast zabiło przez moment znacznie mocniejszym rytmem? To naprawdę był pocałunek, o którym się nie zapomina, pozostający ciągle niemal realną chwilą, kiedy tylko przypominał sobie miękkość jej ust i nieśmiałą pieszczotę, gdy zetknęły się koniuszki ich języków. Ale, ale! Przecież kapłan nie miał o tym zielonego pojęcia. Chyba, że Elizabetha mu to powiedziała? Ale absolutnie w to nie wierzył. To nie było w stylu dziewczyny. Dumnej, która to cecha bardzo upodobniała ją do Eleva. Na pewno więc nie zwierzałaby się kapłanowi, skoro prosiła wcześniej Eleva, ażeby sam o tym nikomu nie wspominał? Dlaczego Aldym miał więc jakieś pretensje? Ale dobra. Elev miał nadzieję, że czas zmaże dziwną wrogość kapłana, że mogą być normalną drużyną. Obiecał sobie, iż nie będzie zważał na dziwne oznaki niechęci i traktował go dokładnie jak resztę. Może to przekona Aldyma, że nikt tu nie chce wojny i nie ma sensu się boczyć na siebie. Miał szanse na to tym bardziej, że kupiec usadził ich razem na pierwszym wozie. Milczeć tak przez cały dzień nie ma sensu, dlatego Elev starał się go zapytać o kilka spraw, które go nawet ciekawiły:

- Jeżeli masz chwilę – a przecież obydwoje wiedzieli, że miał, bo cóż robić na wozie – powiedz coś o Sune. W naszej osadzie raczej czci się Chaunteę, tymczasem ty wybrałeś za swoja patronkę Sune. Dlaczego akurat ta droga? A ty, Lillo? Droga paladyna, jak słyszałem, jest bardzo uciążliwa i wymaga wielu wyrzeczeń, podobnie jak kapłańska. Skąd więc owo powołanie? Niewielu mężczyzn wszak je wybiera, a co dopiero dziewczyna, i to tak ładna jak ty? – Umyślnie wciągał sympatyczną, choć o nieco zbyt kostycznych poglądach, dziewczynę w dyskusję. Dlatego, że chciał rzeczywiście się dowiedzieć i choć czasem prawomyślność paladynki mogła narobić kłopotu, nie mógł jej nie podziwiać za stałość przekonań oraz idealistyczna wizję świata. Ponadto Lilla, był przekonany, wzięłaby każdego z nich w obronę. Dodatkowo, udział Lilli mógł także zachęcić Aldyma do rozmowy i wykazać mu, że Elev nie jest taki straszny, jak mu się to właśnie wydaje. Skoro mieli spędzić ze sobą jakiś czas, zawsze to lepiej utrzymywać jaki taki pokój, niż prowadzić wojnę. Szczególnie, ze każdy z nich mógł mieć w swoim ręku los drugiej osoby.

A teraz jechali. Borem, lasem, mijając od czasu do czasu kamienie milowe. Aż do chwili, gdy szóstka niedorobionych bandziorów zagrodziła im drogę, gdy właśnie wjechali na polankę. Gdyby nie kusze, nie mieliby szans. Sama Silia miałaby mozliwość, na dzień dobry, uśpić kilku, a pozostali byliby w zdecydowanie mniejszej liczebności. Tym bardziej, że nie wyglądali na doświadczonych bandytów, ale gnojków, którzy właśnie zaczynają karierę rabusiów.

- Stać! - Wzywał ich herszt. -Dawajcie całe złoto. Eee.. i srebro.


Trzy kusze, trzy ostrza. Oni nie mieli nic do stracenia, bo byli biedni, ale jeżeli dali Tybaldowi słowo, że będę go chronić, to trzeba było cos zrobić. Słowo zostało dane, koniec dyskusji. Tylko, co zrobić, jeżeli mierzą w ciebie trzy bełty. Na pierwszym wozie oprócz niego i kupca był jeszcze Aldym i Lilla. Teraz zaś jeszcze wlazł herszt bandziorów, próbując od kupca wziąć sakiewkę. Trep! Bowiem w ten sposób nie dość, że przyblokował swoich strzelców, którzy teraz nie mieli pewności, czy nie trafią na pewno swojego szefa, to jeszcze wystawił się na ciosy tybaldowej ochrony. Bardziej rozgarnięci i doświadczeni zażądaliby, by wszyscy najpierw zeszli i ustawili się obok siebie, aby żeby kusznicy mogli ich przypilnować, albo kazaliby kupcowi rzucić im sakiewkę na parę metrów.

Tymczasem ich szef sam właził mu pod sztylet. Co za idiota! I właśnie płacił za ten idiotyzm. Pieniądze kupca przysłoniły mu rozsądek. Pierwszą rzeczą, która zrobił Elev po pojawieniu się bandytów, było wyciągnięcie sztylete i ustawienie go tak, że przedramię osłaniało ostrze. Opuszczona ręka, zapadający powoli zmrok, beczki oraz tłok na wozie spokojnie go przysłaniały. Ech! Czego ci idioci napadli właśnie na nich. Elev jeszcze nikogo nie zabił i nie chciał, jakże bardzo nie chciał zmieniać tej zerowej statystyki, ale teraz, teraz … cóż teraz miał przez chwilę nadzieję, ze uda mu się utrzymać ten stan. Kupiec, sakiewka i nagły ruch ręki, wyglądający początkowo całkiem naturalnie. Ostrze przy szyi herszta i głośny okrzyk:
- Staaaać! Bo on zginie.
Chwila. Moment nagłego milczenia, w którym wszyscy zastanawiali się co robić.
~ Zwiewajcie ~ błagał ich w myślach Elev. ~ Zostawcie nas i zwiewajcie.
Niepewne twarze, nagle zaskoczenie. Co robić? Co robić? Zostawić, uciekać, strzelać, walczyć? Chwila czasu. Chwila czasu, którą wszyscy mogli wykorzystać, zwłaszcza Elizabetha, Silia i Jens znajdujący się na drugim wozie.

Ci z bronią ręczną stali niepewni wiercąc się w miejscu, dwóch z kuszami położyło broń, ale jeszcze jeden, który wcześniej miał ją nieco opuszczoną, nagle, chyba w przypływie desperacji, podniósł i właśnie … z jego broni poleciał bełt. Poleciał wprost na herszta, którego Elev popchnął rozpaczliwie w stronę usiłującego strzelać bandziora. Pewnie docelowo miał dostać kupiec, ale to było zbyt szybko, zbyt gwałtownie, żeby cokolwiek myśleć. Mgnienie oka, nagle podniesienie kuszy przez rozbójnika i pchniecie Eleva, który usiłował zasłonić zaskoczonym i przestraszonym hersztem Tybalda.

Brzdęk puszczanej cięciwy. Opuszczony spust i nagłe zachwianie mężczyzny, z którego pleców wyszedł podrdzewiały szpic zbójeckiego bełtu. Krew, nagle chrapnięcie ust, które zapewne usiłowały coś powiedzieć i głuche łupnięcie spadającego z wozu, bezwładnego bandyty. Czas biegnący przez kilka chwil niczym spowolniony nagle wrócił do swojego normalnego tempa.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 14-12-2008 o 16:30.
Kelly jest offline  
Stary 14-12-2008, 18:59   #115
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Wstała już w lepszym humorze. Zjadła obfite śniadanie i nawet kierowana jakimś niewytłumaczalnym impulsem kopnęła Jensa pod stołem, jak to zwykła czynić wcześniej. Obiecała sobie też, że porozmawia z nim później. Przecież nie mogą się droczyć w nieskończoność. Ona za nim przepadała a i on przecież wcześniej do niej garnął. Nie może być tak jak dawniej? Wspólne psoty i przekomarzania? A jeśli znów ją pocałuje to już nie ucieknie. I wina wcześniej pić nie będzie. Ani jednej kropli, bo umysł zamąca.

Elev dał wszystkim dziewczętom kwiaty, co na co Silia odparła radośnie:
- Dziękuję Elev. Dobrze kwiaty dostawać od przyjaciół - w pierwszym odruchu uścisnęła go za szyję.
~Jeszcze lepiej kwiaty dostawać od kogoś miłego sercu, ale to już ciężka sprawa – dodała w myślach. - Mężczyźni niedomyślni są jak gęsi a i się lubią droczyć bez powodu. Że ja się droczę to w pełni zrozumiałe, ale że on fochy stroi to już nie wiem czemu. Ale ja zadbam by mu prędko przeszło.~ dumała tak zerkając, niby przypadkiem, na Jensa, po czym zatknęła sobie kwiat za ucho i lekko podśpiewując wdrapała się na wóz.

Podczas podróży siedziała na splecionych nogach na jednej z pękatych beczek wina. Pochłonęła ją nauka i, tylko od czasu do czasu, robiąc chwilę przerwy głaskała drzemiącego tuż przy niej kocura. Dopiero gdy wóz zatrzymał się raptownie i usłyszała poruszenie na zewnątrz wyszła na ubity trakt obserwując całe zajście. Wpierw żądanie napastników a potem szybką akcję Eleva, który przykładał ostrze do gardła herszta bandytów. Elizabetha wskazała jej też jednego z mężczyzn, i faktycznie, z trudem rozpoznała w nim Hugo z Talgi.
- Czy ty mnie aby nie prześladujesz? - jęknęła, bardziej do siebie niż do pozostałych, podchodząc w stronę pierwszego wozu.

Mężczyźni ponaglani przez Eleva rzucili broń, lecz później walka błyskawicznie rozgorzała. Jeden z obwiesiów zastrzelił omyłkowo swojego przywódcę, a i Hugo, chłopak z poparzoną twarzą, rzucił się by na powrót poderwać z ziemi kuszę. Był zbyt wolny. Silia skończyła właśnie inkantować zaklęcie i kusza poszybowała w las, niby rzucona tam przez jakąś niewidzialną siłę.
Hugo zaklął pod nosem i błyskawicznie rzucił się w tamtą stronę. Silia znowu była szybsza. Tak jej się przynajmniej wydawało. Pognała między krzaki co sił i zdołała podnieść kuszę, ale wtedy poczuła kopniaka w zgięcie kolana. Zobaczyła gwiazdy i skuliła się z bólu. Chciała jeszcze odwrócić się prędko i wycelować w napastnika, ale ten zamachnął się mieczem i wytrącił jej zdobyczną broń z ręki. Kusza upadła na ziemię i Silia niewiele myśląc rzuciła się do desperackiej ucieczki. Gałęzie smagały ją po twarzy, raz też wywróciła się o jakiś wystający korzeń i upadła twarzą w gęsty mech. Wstała, dysząc ciężko, i rozejrzała się wokoło. Chyba straciła orientację. Najwidoczniej miast wrócić w kierunku drogi popędziła głębiej w las i teraz w zapadającym zmroku nie wiedziała już zupełnie jaki kierunek obrać.
~ Trakt musi być niedaleko – pomyślała.- Trzeba się tylko wsłuchać. Dobrze chociaż, że w tym szaleńczym biegu zgubiłam tego parszywego natręta.~

Nie zdążyła zareagować. Gdzieś za jej plecami usłyszała cichy trzask pękającego patyka a później ktoś szarpnął ją za włosy i z impetem uderzył jej czaszką o pień starego dębu. Kompletnie ją zamroczyło. Na kilka chwil straciła chyba przytomność ale później zaraz podniosła głowę. W uszach jej dzwoniło, a przed oczami tańczyły jasne plamy. Ujrzała nad sobą rozmazaną wstrętną twarz Hugo a później usłyszała, jakby w zwolnionym tempie, jego wesołe pogwizdywanie i syczący głos.
- Silia, Silia Silia... - cmoknął i zaśmiał się paskudnie - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. Tym razem tak łatwo mi się nie wywiniesz ptaszyno.

Rzeczywistość wciąż do niej nie docierała, ale wiedziała, że musi działać. Skupiła się z trudem i próbowała wypowiedzieć zaklęcie, ale chłopak znów, jakby od niechcenia, walnął jej głową o drzewo, aż huknęło.
- Nie myślisz, że drugi raz pozwolę sobie na ten sam błąd? - uniósł ją do pionu brutalnie wykręcając w tył ręce – I co teraz czarodziejko? Potrzebujesz chyba wolnych rąk i języka żeby sobie poczarować? Powinienem cię związać. A może i zakneblować, ale obawiam się, że pozbawiłbym się wówczas części przyjemności, które mam zamiar czerpać z twojego towarzystwa.

Była przerażona. Serce waliło jej jak młotem chcąc wyskoczyć z piersi.
- Hugo, proszę nie rób mi krzywdy. Ja... Ja przepraszam, że cię tak wtedy potraktowałam. Ale cóżże miałam zrobić? Nie jesteś złym człowiekiem przecież. Proszę cię, nie czyń mi krzywdy – łzy spływały po jej policzkach. Stała z wykręconymi do tyłu rękami i policzkiem przytkniętym do chropowatej kory drzewa. Poczuła na szyi jego świszczący oddech gdy przycisnął ją do pnia swoim ciałem aż zabrakło jej tchu.
- Przeceniasz się Silia. Zdaje ci się żeś taka mądra? Że zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie? To zaraz się okaże...

Na moment puścił jej ręce i szarpnął za dekolt sukienki aż rozerwał materiał. Poczuła jego dłonie na piersiach i udach aż szarpnęła nią fala obrzydzenia. Próbowała się wyrwać, jednak bezskutecznie. Odwrócił ją ku sobie i spoglądając w oczy odgarnął włosy z twarzy.

- Nie bój się złotko... Nie będzie bolało – kolejny obrzydliwy grymas wykrzywił mu usta – No, może trochę, jak będziesz bardzo oporna... A teraz przeproś grzecznie żeś mi lico spaskudziła do końca życia. Twoja to wina, że za dziewki odtąd muszę albo płacić albo siłą brać.

Silią wstrząsnął szloch
~ Co robić? Co robić? - myślała z desperacją – Wolę zginąć niżby miał mnie gwałtem wziąć~
- Ratunku! – krzyknęła ile sił w płucach lecz chłopak tylko zdzielił ją pięścią w twarz aż z nosa trysnęła jaskrawoczerwona krew, a później odrzucił ją na ziemię niby szmacianą kukłę.
- Miałaś przeprosić a nie się wydzierać gołąbeczko. Krzyczeć będziesz zaraz. Z rozkoszy... - jego paskudny rechot niósł się echem w jej głowie.

Przez moment zmagał się z rozporkiem lecz wtedy coś go zaskoczyło. Kołtun wyskoczył nie wiadomo skąd i wylądował na jego ramionach drapiąc zaciekle po twarzy.
Jedna chwila, gdzie Silia upatrzyła swoją szansę. Skupić się. Skupić. Choć umysł miała rozdygotany wszystko potoczyło się w ułamku sekund. Przyparta do muru dziewczyna szepnęła kilka słów i złożyła dłonie w błyskawicznym geście. Sama aż się zdziwiła jak prędko działało ciało w ekstremalnej sytuacji. Z jej palców wystrzelił czerwony drapieżny promień energii, zakończony ostro niby klinga miecza, trafiając go bezbłędnie w pierś. Mężczyzna zatoczył się, spoglądając na półelfkę nic nie rozumiejącym wzrokiem, a później zwalił się wprost w kępę krzaczków jagód. Mocno broczył krwią i łapał się obiema rękami za otwartą ranę w okolicy serca.
Silia zerwała się na równe nogi i wyciągnęła z buta sztylet. Nie wahała się. Nie czuła litości. Tylko strach i gniew. Wbiła ostrze w jego pierś aż po samą rękojeść. Nóż wszedł jak w masło. Tak łatwo... Tak łatwo było pozbawić kogoś życia.

Stała nad miotającym się Hugo jeszcze dłuższą chwilę i obserwowała jego agonię. Wił się zaciekle tocząc z ust czerwoną pianę. Wyciągnął jeszcze w jej stronę rękę w ostatnim błagalnym geście ale dziewczyna, niewzruszona tym widokiem, uczyniła kilka kroków w tył. Patrzyła bezmyślnie, najpierw jak jego oddech zwalniał stopniowo, a potem jak całkiem ustał. Jego pierś przestała się po prostu unosić a twarz zastygła w jakimś groteskowym grymasie totalnego zaskoczenia. Jakby jego własna śmierć zadziwiła go nie mniej niż ją. Zabiła. Zabiła człowieka...
Silia zmusiła się by przyklęknąć przy nim i palcami zamknąć mu powieki. Czy zasłużył aż na tak tragiczny los? Miała jego krew na rękach. Była odpowiedzialna za tą śmierć i teraz nic już tego nie zmieni.

Gdy wyszła na skraj kniei wciąż była w szoku. Całym ciałem targały dreszcze a z oczu skapywały rzęsiste łzy. W dłoniach nadal trzymała mocno zaciśnięty umorusany krwią sztylet. Złapała tylko rąbek dekoltu by naciągnąć suknie na na wpół odkryte piersi. Krew lała się jej z nosa skapując na ubranie a w głowie ciągle się kołowało po uderzeniach w potężny pień drzewa. Zerknęła nieoprzytomniałe na pozostałych. Kto wygrywa? Kto przegrywa? To nie było w tej chwili ważne. Pragnęła przygód, chciała zostać bohaterem a jak na razie spotykały ją same potworności. Może trzeba jej było zostać we wsi.
Usiadła na ziemi i przytuliła ukochanego kota do piersi czerpiąc siłę z jego ciepła i bliskości.
- Ciii Kołtun – głaskała go raz za razem po miękkiej sierści – Nie mieliśmy wyjścia, prawda kochany? Musieliśmy go zabić bo inaczej on skrzywdziłby nas. Powiedz, że postąpiliśmy słusznie. Powiedz, że nie można było inaczej...

Spojrzenie miała przez cały czas nieobecne a oczy wbite w ziemię. Potrzebuje chwili dla siebie. Musi pomyśleć. Ochłonąć. Zabiła. Zabiła człowieka. Nie anonimowego bandytę. Zabiła współmieszkańca Talgi, którego znała od pacholęcia. Zrobiła to z premedytacją. Gdy wbijała ostrze w jego pierś kipiała od gniewu. Nie było w tym nic szlachetnego. Nie broniła kupca Tybalda. To była jej osobista sprawa. Zabiła Hugo. Nie, nie zabiła. Zamordowała go z zimną krwią.
 
liliel jest offline  
Stary 15-12-2008, 02:30   #116
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Jens wstał jeszcze przed kurami. Wczoraj co prawda przeszli dość solidny kawałek, ale tempo utrzymywali umiarkowane i ostro też wcześniej zabarłożył toteż zmęczenia specjalnego nie odczuwał. Wręcz przeciwnie sen nie trzymał się go długo, bo młody łowczy nie mógł już doczekać się kolejnego dnia ich wyprawy do Midd. Wszystko robiło się takie nowe i takie inne, że zachłyśnięty tym Jens zaczynał zdawać sobie sprawę, że nawet jeśli powróci kiedyś do Talgi to chyba długo już tam nie usiedzi. Wstał i ziewnąwszy donośnie mlasnął z uśmiechem ukontentowania rozejrzał się po reszcie śpiących. Dopiero widok Silii zmienił nieco jego nastawienie choć nie tak bardzo jak przypuszczał. Bo czy i jaka krzywda mu się stała od tego uroku? Aldym uspokoił go i Jens nie zaprzątał już sobie głowy głupimi myślami, ale fakt, że czarodziejka się wczoraj nie odzywała był nieco dziwny. No ale któż odgadnie rozum babski? Kapłan Sune twierdził, że wystarczy jeno wino, kwiaty i o zgrozo poemat. Jens nie miał głowy do słów. Proste gierki słowne i owszem, ale by sklecić coś tak jak Neli zwykła to czynić? To zdecydownia wykraczało poza jego możliwości.

Otworzył szeroko wrota stodoły wpuszczając do środka wschodzące promienie słoneczne, w których dopiero teraz można było dostrzec gęsto wiszący w powietrzu pył młockarniany i przeciągnął się głośno. To będzie dobry dzień. Na pewno. Obejrzał się na śpiącą czarodziejkę. Nie mógł sobie jednak wyobrazić, by cokolwiek zrobiła było efektem wyrafinowania, czy mściwości. Nowy powiew zimnego powietrza z zewnątrz sprawił, że półelfka przełknęła przez sen ślinę i lekko zadrżała. Podszedł do niej i sięgnął, by poprawić otulający ją koc. Ciche, ale wymowne fuknięcie dochodzące z boku Silii sprawiło, że młody łowczy zwolnił ruchy.
- Spokojnie Kołtun – szepnął i delikatnie poprawił koc – Ale z ciebie pamiętliwe kocisko…
Wyszedł na zewnątrz, by odnaleźć strumień, umyć się i ogolić, bo już czas ku temu był, co stwierdził przejeżdżając ręką po swoim ostrym zaroście. Gdy wrócił, wozy Tybalda były w trakcie załadowania, a Elev i Lilla już ćwiczyli, podobnie jak poprzedniego dnia. Nie mógł się powstrzymać, by podczas pozornego przejścia nie podstawić lekko chłopakowi nogę. Ten co prawda nie stracił równowagi, ale nie mógł już żadną z broni zasłonić się przed punktującą paladynką.
- Warunki bitewne Elev – rzekł do niego wesoło i spojrzawszy na nich, czy aby się nie obrażają, za to wtargnięcie, puścił oko do obojga.


Droga mijała powoli choć miło. Łowczy nie omieszkał odnotować zaczepki Silii gdy śniadali rano, ale jakoś niesporo mu szło zagajenie rozmowy z nią. Z Hankiem również nie dawało się o niczym pogwarzyć, toteż po pewnym czasie wpdali z Elizabethą na pomysł w parę lat temu zarzuconej gry w pikuty. Ruda Libby zrobiła też to, na co Jens jeszcze zdobyć się nie mógł, czyli zapytała czarodziejki, czy do nich dołączy. Ta jednak grzecznie podziękowała i wyjęła ze swojego plecaka księgę w solidnej oprawie. Na trzęsącym wozie gra ta miała niewielki sens, bo i ciężko było utrzymać sztylet kowalówny w równowadze i ganiać potem jeszcze za nim i na powrót za wozem więc po paru próbach ograniczyli się do utrzymywania sztyletu na czas na palcu. Trzeba było młodemu łowcy przyznać, że ruda Libby miała dryg do tej wykutej zapewne przez jej ojca broni. Ostrze zdecydownie łatwiej słuchało jej gładkich i zręcznych dłoni, podczas gdy Jens skupiał się głównie na balansowaniu całym ciałem i wytłumianiu nierówności. A już w momencie gdy złapała spadający już sztylet lewą ręką, nie pozostało mu nic innego jak z podziwem skomentować:
- O żeż w mordę. To było niezłe Libby…

Silia w tym czasie pogrążyła się w swojej księdze tylko co jakiś czas zerkając na nich, co w większości przypadków kończyło się upadkiem sztyletu z jensowego palca. Pod wieczór jednak kiedy oboje z Elizabethą mieli już dość gry, bo i palce od tego bolały, Jens usiadł na beczce obok Silii, która jak gdyby nic go nie zauważywszy, dalej czytała księgę poruszając bezgłośnie ustami.
- Silia?
Odpowiedziało mu jedynie milczenie. Przyszło mu do głowy, że może czarodziejka potraktowała jego grę z Elizabethą jako próbę wywołania zazdrości i głupio mu się zrobiło, a w efekcie przygotowywane przez pół dnia słowa, uciekły mu z głowy i poszybowały gdzieś zapewne w stronę lasu. Sam nie wiedział, czemu tak się denerwował. Przecież niczego złego nie uczynił. A jednak, czuł się trochę nieswojo i… winnie.
- Tak sobie pomyślałem… - zaczął i zobaczył zatknięty za jej lekko szpiczaste ucho, żółty krokus, który wręczył jej rano Elev.
~ Znowu gafa. A przecież Aldym mi mówił. Niech no się na popas zatrzymajmy, a już ja też jej kwiatka znajdę...
- … tak sobie pomyślałem – ciągnął – że powinienem Cię przeprosić, żem wczoraj ni słowem się nie odezwał.
Nadal milczała, ale już nie poruszała ustami. Wyraźnie czekała na to co dalej powie.
-Ale tak jakoś mi się we łbie ubzdurało, że… Ty tak jeno wiesz… z samej…
-Tylko spokojnie, a nikomu nic się nie stanie!


Silia odruchowo wstała, by zobaczyć co się dzieje, a on i Elizabetha pozostali z tyłu wozu. Szóstka rozbójników zdawała się nie być zbyt pewna siebie. Kusze, które dzierżyła trójka z nich były poważnym mankamentem. Jens widział kiedyś jak bełt z czegoś takiego przeleciał na wylot przez dorosłego kabana, a bestie te są przecież okrutnie mocne.

Ześlizgnął się z wozu i korzystając z przejmującego inicjatywę Eleva chyłkiem ruszył w kierunku paru młodych dąbczaków przygotowując łuk. Czas nie był po jego stronie, ale uświadomił to sobie dopiero gdy usłyszał szczęk luzowanej cięciwy. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. Pozostałych dwóch obwiesiów podniosło swoje kusze, lecz nim Jens zdążył nałożyć strzałę czarodziejka skoczył inkantację i jeden ze strzleców został rozbrojony, a przynajmniej tak się młodemu łowczemu wydawało. Silia gdzieś mignęła mu kątem oka gdy wypuścił w końcu swoję strzałę w kierunku trzeciego kusznika. Pocisk poszybował przeszywając ze złowróżbnym świstem powietrze i odnalazł cel. Nie był to idealne, ale strzała przebiła lewe przedramię rozbójnika, który krzyknął i przypadkowo posłał bełt w ziemię. Rana była bardzo lekka, ale przynajmniej nikogo już tą bronią nie przygwoździ... a przynajmniej nie od razu. Drugą strzałę Jens posłał w ostatniego kusznika, który cofał się niepewnie patrząc pytająco na towarzyszy. Ta jednak z głuchym terkotem wbiła się w korę rosnącego obok dębu. Łowczy zaklął szpetnie. Oddał dwa strzały i tylko jeden z nich ledwo bo ledwo, ale sięgnął celu. Nie tak go uczono. Wiedział, że trzeciego strzału już nie odda, bo zbóje bez przekonania mieli się chyba ku wycofaniu się między ocienione drzewa.

~ Silia ~ Przypomniał sobie, że dzewczyna zniknęła gdzieś w lesie, a przecież tamci jeśli uciekną, to mogą się na nią natknąć. Nim jednak pognał tam gdzie ją widział po raz ostatni, usłyszał szelest liści. Czarodziejka wyłoniła się z zarośli parę metrów za drugim wozem mocno tuląc do siebie swojego czarnego kota. Bezwiednie omiotła okolicę spojrzeniem i usiadła na bruku drogi kurczowo trzymając zwierzaka w objęciach. Jens podszedł do niej i dopiero teraz zobaczył krew na jej potarganej sukience i czerwone ostrze sztyletu.

Serce zabiło mu mocniej, ale wyglądało na to, że nic jej nie jest. Kucnął koło niej słysząc jak mówi coś niewyraźnie do ucha Kołtuna mrugając pełnymi łez oczami i wpatrując się w jakiś niematerialny punkt na ziemi. Drgnęła gdy objął ich oboje, ale poza tym nie poruszyła się. Ostrożnie wyjął z jej prawicy rękojeść sztyletu i odrzucił go na bok spoglądając, czy nic im już nie zagraża.

- Już dobrze – szepnął całując ją w głowę. Dziewczyna nie puszczając prawą ręką kota, chwyciła lewą jego ramię przytulając do niego głowę i cicho pochlipując. Czuł jak on sam dygocze ze strachu i ze złości, że w ogóle się nie sprawdził – Pokaż – rzekł delikatnie odwracając jej głowę w swoją stronę. Na czole miała dwie siniejące w oczach plamy, ale gorzej było z nosem, który mógł być nawet złamany. Poza tym i jej półprzytomnym spojrzeniem wszystko wydawało się być w porządku – Oh ty głupi głupolu. Już nigdy, przenigdy więcej nie spuszczę Cię z oczu – powiedział do niej, choć bardziej zapewniając siebie, drżącym głosem i objął ją mocniej – Aldym!!!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 15-12-2008, 12:19   #117
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Aldym na widok miejsca snu...Tylko westchnął, idealne miejsce do figlowania. Niestety, sposobności do figlów nie było. A szkoda, wdrapał się cicho, co by dziewcząt nie pobudzić i zasnął szybko bo zdrożony był wielce.

Ranek ...pobudka, modlitwa i obmycie się w przy studni. Obnażonemu od pasa w górę, przy tej czynności do pasa Aldymowi przyglądały dwie dziewoje. Młode, hoże dzierlatki, zapewne pełne dumy ze swej urody, a przez to dość śmiałe wobec obcych.
- Kapłanów Sune, toć się ponoć nie spotyka.- rzekła starsza. - Wybrano was z jakiegoś konkretnego powodu, czy też ładnych kobiet w Taldze zabrakło?
I obie zaczęły chichotać.
- Cóż...Oręż mam olbrzymi.- odparł ze śmiechem Aldym.
- Mówicie o tej kolczastej ladze, co wam zwisa u pasa? -rzekła młodsza i dalej obie w chichot.
- W oręż miłości jam hojnie wyposażon. Wszak Sune nie Tempusowi służę.- przekomarzał się kapłan.
- Pokazalibyście, to może byśmy ci uwierzyły kapłanie.- rzekła starsza z iskrą ciekawości w oczach.
- Dyć on nie do pokazywania, tylko do używania. - zaśmiał się Aldym.- Ale czasu nie mam by was uczyć miłosnych zapasów, a i matule wasze, na takie nauki krzywo by patrzyły.
Wytarłszy się z wody nałożył wierzchnie szaty dodając.- A i wy za młode, by miłosnych bojów próbować...Za rok, dwa...kto wie.
- My nie dzieciaki.- obruszyła się starsza. A młodsza dodała wstydliwie.- Całowałyśmy się już...
Aldym podszedł do nich i klepnął obie po głowach.- I na całowaniu pozostańcie, a gdy przyjdzie czas...Sune was poprowadzi.-

***

Podróż się dłużyła Aldymowi niemiłosiernie. Wóz się kołysał na drodze, a trudy wczorajszej wędrówki z dwoma plecakami nadal dawały się Aldymowi we znaki. Nic dziwnego, że przysypiał nieco. Niemniej, wcisnąwszy się pomiędzy dwie beczki, starał się wysłuchać opowieści Tybalda, a nawet wykrzesał z siebie tyle energii by zadać kilka pytań.
- A kto teraz rządzi w mieście? Jaką gospodę byś nam polecił Tybaldzie? Świątynie jakich bóstw są w Midd? A mają tam jakieś rozrywki poza karczemnymi bójkami?
Aldymowi trafił się wóz z Elevem i Lillą...co osobiście uważał za niefortunność losu. Wolałby mieć inne towarzystwo niż milcząca paladynka, czy też Elev. Niemniej był z tego jeden plus...Mógł tę część podróży, po prostu przedrzemać, zwłaszcza że kołysanie wozu na trakcie, działało na Aldyma usypiająco. Jak na ironię losu, Elevowi zebrało się na pogadankę religijną.
Cytat:
- Jeżeli masz chwilę powiedz coś o Sune. W naszej osadzie raczej czci się Chaunteę, tymczasem ty wybrałeś za swoja patronkę Sune. Dlaczego akurat ta droga? A ty, Lillo? Droga paladyna, jak słyszałem, jest bardzo uciążliwa i wymaga wielu wyrzeczeń, podobnie jak kapłańska. Skąd więc owo powołanie? Niewielu mężczyzn wszak je wybiera, a co dopiero dziewczyna, i to tak ładna jak ty? –
Niemniej Aldym zaczął odpowiadać.- Gdy byłem w łonie matki, tatka napadli...-tu przerwał. Przecież Elev musiał znać tą historię. Lebras Garncarz gdy wypił za dużo, lubił ponarzekać każdemu kto się nawinie, jak to go Sune oszukała. Nie widział więc powodu by ponownie opowiadać tą historię. Po dłuższym namyśle rzekł więc.- Sune to bogini miłości i piękna. Jest li co ważniejszego niż miłość? Jest li coś wspanialszego niż piękno? I nie chodzi tu tylko o ładną buzię. Sune naucza iż piękno jest w każdym i we wszystkim. I moim zadaniem jest to piękno wydobyć. Zresztą ty też inną boginię, niż Chaunteę czcisz, nieprawdaż? Wielu oddaje cześć Chauntei w Taldze, bo ona plony pomnaża. Ale to nie znaczy, że wszyscy ją mają za patronkę.
Odpowiedzi udzielonej przez Lillę, przysłuchiwał się jednym uchem, starając się nie angażować w dysputę, która w jego mniemaniu służyła jedynie zabijaniu czasu.

Później nastąpiły te smutne wydarzenia...Banda wyrostków postanowiła zabawić się w bandytów. Początkowo kapłan miał zamiar zauroczyć magią przywódcę tych bandytów od siedmiu boleści. Ale...Elev wkroczył do akcji, polała się krew...I sytuacja wymknęła się spod czyjejkolwiek kontroli.
Kapłan błyskawicznie wyskoczył z wozu i pognał w kierunku najbliższego osobnika, który wziąwszy leżącą na ziemi kuszę, i bełt, nerwowo próbował ją napiąć. Drżenie jego rąk stało się większe, gdy widział rozpędzoną sylwetkę Aldyma, ponura twarz czyniła go bardziej podobnym do sługi Tempusa niż Sune.
Wkurzony Aldym bywał bowiem groźny. Nawet mimo tego, iż morgensztern nadal wisiał przy pasie. Trzymając kuszę, bandyta nie mógł się bronić przed tym co nastąpiło. Rozpędzona po łuku pięść kapłana trafiła go w twarz, pięknym prawym sierpowym...Ale to nie wszystko, ramię kapłana bynajmniej nie zatrzymało się po zadaniu ciosu, tylko nadal gnało po łuku i chłopaczek dodatkowo otrzymał jeszcze solidne uderzenie łokciem w twarz . Ze złamanym nosem, zwalił się więc zszokowany bandyta na ziemię. Ból i strach, które skutecznie zaaplikował mu kapłan, czyniły go niezdolnego do dalszej walki. Sięgając wprost do darów Sune, darów które otrzymywał każdy kapłan przy święceniach, Aldym zmienił się, choć niezauważalnie. Jego rysy stały się ostrzejsze, sylwetka jakby bardziej wyraźniejsza, głos donośniejszy. Aldym stał się bardziej charyzmatyczny. I krzyknął do bandytów.- Won mi stąd psubraty! I żebym was tu więcej nie widział. Do domu wracać, kozy paść! A nie za rozbój się brać!

-Psiekrwie ...rozboju im się zachciewa, łatwej gotówki. Z tego tylko trupy i nieszczęście.- zaklął pod nosem kapłan, machając energicznie ścierpniętą od uderzenia w twarz zbója, ręką. Póki co...dalszą walkę pozostawił towarzyszom. Liczył że jego słowa, wraz z szarżującą postacią paladynki odstraszą resztę zbójów. W zapadającym mroku bowiem, subtelna uroda Lilly była mniej widoczna, a muskuły których nawet Jens by się nie powstydził, o wiele bardziej.
Nie miał jeszcze okazji by zobaczyć, co Elisabetha robi. Przypuszczał jednak, ze z łuku do wrogów mierzy. I tak...stojącego na znokautowanym zbójnikiem doszły go krzyki Jensa.

Ruszył więc pędem w tamtym kierunku i zobaczył rozpaczającego Jensa, obejmującego Silię.
Kapłan westchnął rozpoznając sytuację. Widział wiele ofiar gwałtów, gdyż takie kobiety często właśnie do świątyni w Amberhill (w której nauki pobierał) przychodziły. Żądza towarzysząca gwałtom była bowiem, niesłusznie zresztą, Sune przypisywana. Niewielu bowiem rozumiało, iż to co niszczy piękno, od Sune pochodzić nie może. Bardziej od twarzy martwił się o umysł czarodziejki. Każdy gwałt bowiem, udany czy nie, w duszy bowiem największe spustoszenie czynił. Stokroć gorsze, niż w przypadku ciała. Niemniej przyłożył dłonie do twarzy półelfki i rzekł.- O Sune przynosząca piękno temu światu, ulecz te rany i uzdrów oblicze. Zwróć jej piękno, by mogła swym obliczem chwałę twą rozgłaszać.-
Aldym wiedział, iż nie było to konieczne...Silia nie była poważnie ranna i kapłan w sumie, zmarnował lecznicze zaklęcie. Ale w tej sytuacji, lepiej było przywrócić czarodziejce odrobinę wiary w lepszy świat.
- Weź ją za wozy i przypilnuj jej spokoju. Jak skończy się ta jatka, przyjdę. O wynik walki się nie martw, Elev i Lilla to więcej niż trzeba, na bandę wyrostków. A jeszcze jest Elisabetha.- rzekł Aldym i ruszył w kierunku pola potyczki, by rozeznać sytuację.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-12-2008 o 13:54.
abishai jest offline  
Stary 16-12-2008, 01:37   #118
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Nie lubiła jajecznicy, ale było coś wzruszającego w tym, że traktowano tu ich jak swoich, jak jakichś krewnych czy przyjaciół, nie chciano za nic pieniędzy, wypytywano się życzliwie o plany i szczerze życzono powodzenia. Wiedziała, że to na długi czas ostatnie takie miejsce i nagle nawet te jajka wydały jej się całkiem smaczne.

Chyba wszyscy się wyspali, choć Aldym pewnie jeszcze był trochę obolały po wczorajszej wędrówce, co było widać, gdy parę razy za dużo się przeciągnął rozprostowując zmęczone mięśnie. Teraz tu przy stole, a wcześniej tam przy studni do połowy rozebrany i flirtujący z miejscowymi dziewczętami. Rudowłosa wspinała się wtedy z dzieciakami Sigurda na rozłożysty jesion, gdzie miała obejrzeć starą dziuplę, w której zagnieździły się złotobrązowe sowy. Trochę poczuła się urażona oglądaną sceną i … zdziwiona swoim oburzeniem. Zdziwienie minęło dopiero, gdy ześlizgnęła się z gałęzi, dobrze, że chwyciła się innej, niemniej przeżywała wstyd wielki, bo dzieciaki weszły wyżej.
Ale na ziemi wrócił poprzedni temat i tym razem przyszło jej do głowy, że wygląda na to, że Elev też woli Lilię od niej, bo czy inaczej zrywałby się tak rano na te treningi?
A najgorzej, że wszystkie dylematy zawdzięczała sobie samej, bo przecież miała nie zadawać się chłopakami jeszcze jakiś czas, przynajmniej póki figura jej się nie poprawi, zwiększając prawdopodobieństwo wygranej w tych zawodach.
Łatwo sobie postanawiać.

Niemniej na śniadaniu Elizabetha prezentowała wyśmienity humor, i to wcale go nie udając.

Potem dostały od Eleva kwiaty, każda z jakimś komplementem, i Elizabetha doszła do zaskakującego wniosku, że Elev na czarowaniu dziewcząt zna się całkiem nieźle.
Ale z kwiatów cieszyły się wszystkie i to było bardzo przyjemne uczucie. Po raz pierwszy na tej wyprawie poczuła z Lilą i Silią taką wspólnotę. Podobnie jak Silia wpięła swój kwiatek we włosy mrugając przy tym do Eleva i śmiejąc się serdecznie.
- Dziękuję. Jest cudny. A Ty jesteś bardzo dworny i wygadany. To znaczy elokwentny. Uścisnęłabym cię, ale Silia była pierwsza, a nie można dopuścić do tego, żeby przewróciło ci się w głowie, rycerski Elevie – rozgadała się wsiadając na wóz. Skąd posłała w kierunku chłopaka całusa.

Odjeżdżając pomachała jeszcze potomstwu sołtysa i wykrzyczała obietnicę, że na pewno znowu kiedyś do nich przyjedzie i pokaże nowe sztuczki.

Droga mijała jej szybko dzięki Jensowi, który wymyślił świetną rozrywkę. Co prawda sztylet, co chwila zrzucany z wozu, przestał wyglądać na nowy, ale wiadomo, to tata go kuł i solidnie był zrobiony, nie połamał się ani nawet nie poszczerbił na kamieniach. Zresztą udała jej się niezła sztuczka z łapaniem ostrza lewą ręka i podziw Jensa wart by był i sztyletu.
Poza tym chłopak zgodził się pouczyć ją strzelać z łuku, nie oponując, gdy zaproponowała, że wstawanie o świcie zostawią Lili i Elevowi i znajdą dla tych kilku lekcji dogodniejsze pory.

***

Kiedy na nich napadnięto nieobserwowana Elizabetha wycofała się do linii drzew tak by móc strzelić, albo zajść kogoś od tyłu. I podobnie jak Jensa zdziwił ją niezwykle szybki rozwój wypadków. Nawet nie zdążyła się porządnie najeść strachu. Tylko przez moment czuła nienawiść. Wtedy, gdy jeden z wrogich kuszników wystrzelił.
Swoją strzałę wypuściła z łuku po długim mierzeniu, tuż po drugiej strzale Jensa, a i tak bez wielkich nadziei na trafienie. Zresztą tak naprawdę chciała tylko przyczynić się do dalszego wystraszenia przeciwników. Nigdy by nie pomyślała, że na trakcie może zostać zmuszona do strzelania do swoich rówieśników z sąsiednich wsi. Nie mogła odpędzić od siebie natrętnych myśli, że zapewne ich matki znają nasze, że może ktoś z kimś jest spokrewniony. Skupiła więc swą wrogość na najstarszym - nieszczęsnym herszcie. O pozostałych myśląc jak o jego ofiarach, którym przydałoby się lanie na gołe tyłki spuścić, ale nie zabijać przecież.
Zwłaszcza, że po chwili przewaga ich „ochrony” była tak wyraźnie widoczna, że mogła spokojnie mieć już tylko to pragnienie, by nikt więcej nie zginął.
Elev i Aldym, też wydawali się dążyć do tego samego.
Tego dnia Elizabethy nie zawiodła przyzywana cicho Tymora. Strzała dziewczyny, która miała trafić kusznika, tego ranionego przez Jensa, wbiła się pod nogi innemu z napastników. Młody chłopak, była prawie pewna, że kojarzy te grube rysy, że to jakiś pociotek jej własnych sąsiadów, aż podskoczył, co Elizabetha z cięciwą już znowu naciągniętą wykorzystała natychmiast.
- Wiej! Albo druga będzie w serce.
Nieżyjący herszt, jeden towarzysz sponiewierany, drugi ranny, plus okrzyki Eleva i Aldyma, a może i sam widok zmienionego kapłana zadziałały. Chłopak zaczął uciekać.
 
Hellian jest offline  
Stary 16-12-2008, 11:52   #119
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Obudził ją blask słońca wpadający przez otwarte drzwi stodoły, wstała raźno, nie czując żadnej niedogodności spowodowanej wczorajszym wysiłkiem. Ciężka praca na roli i świątynne treningi przyniosły pożądany efekt. Umyła się i po porannej modlitwie rozpoczęła trening. Drewniany miecz wagowo nie wiele się różnił od normalnego i był prawie idealny, wiec z zadowoleniem skomplementowała wytwórcę. Wysiłek doskonale podziałał na trawienie toteż i śniadanie spałaszowała z apetytem.
Wygodnie się usadowiła na wozie gdy pojawił się Elev z kwiatem.
-Dla ciebie, Lillo, biały jak twe serce.
- Ależ on jest lekko fioletowy - zaśmiała się, ale radośnie wpięła go we włosy.
Podróż spokojnie mijała na miłych pogawędkach odnośnie prawd wiary. Co prawda Aldymowi rozmowa widać nie sprawiała takiej przyjemności jak dziewczynie, ale cóż można na to było poradzić.
Dlaczego została paladynką?
- Myślę, że to Lathander mnie wybrał. Gdy miałam pięć lat rodzice w jakiejś sprawię odwiedzili świątynie. Czekałam na nich, pod opieka starego kapłana Adioakera, który zajął mi czas pokazując różnorakie ryciny i malunki. Na nich między innymi znajdowali się święci wojownicy i ich wielkopomne czyny. Chyba już wtedy przesądził się mój los. W późniejszych latach każdą wolną chwilę spędzałam w domostwie Pana Poranka, aż w końcu jak skończyłam 11 lat zostałam tam na dobre. - Lilla świadomie pominęła fragment o dziwnych, lecz jakże pięknych snach, które od czasu do czasu ją nawiedzały. Zwierzała się z nich tylko kapłanowi Adioakerowi, a kiedy niedawno zmarł została sama ze swym sekretem. Wspomnienie opiekuńczego starca byłoby niewątpliwie niezwykle smutne, gdyby nie świadomość iż, niewątpliwie, przebywa w domu Lathandera.

Niestety w dalszym kontemplowaniu miłego dnia przeszkodzili ci nieudolni bandyci. Jak bardzo nieudolni okazało się już po chwili, kiedy zabili swego przywódcę. Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie, gdy tylko kuszę przestały zagrażać jej przyjaciołom Lilla rzuciła się z mieczem do ataku na jednego z bandytów. On zachował jednak dość rozsądku by rzucić swą broń i nie oglądając się za siebie uciec w las. Paladynka nie miała szans go dogonić w swej ciężkiej zbroi toteż skupiła się na tym co działo się przy wozach. Nad Sillą pochylali się już Jens i Aldym, a nikt inny nie wyglądał na rannego. Poza jednym ze zbójców. Dziewczyna podeszła do niego i z bliska przyjrzała się ranie wyglądającej na dość poważną. Poczekała aż kapłan pomoże czarodziejce i przywołała go gestem.
- Pomożesz mi go opatrzyć? Bandyta czy nie, jest poważnie zraniony i może umrzeć - tak naprawdę nie sądziła, że ktoś taki jak Aldym może mieć obiekcję, ale była gotowa sama założyć opatrunek.
Kiedy już został opatrzony przyniosła linę i związała go mocno trzy razy sprawdzając więzy. Czekało na nią jeszcze najtrudniejsze zadanie. Z cichym westchnieniem odwróciła się w stronę roztrzęsionego kupca.
- Należałoby go zabrać do Midd, do miejscowego władyki. - już, już widziała jak Tybald otwierał usta by zaoponować, gdy ubiegła go przedstawiając kolejne argumenty - Zostawienie rannego na szlaku na pewno żadnemu dobremu bóstwu się nie spodoba. A pozbywanie się wsparcia Selune na szlaku niezbyt roztropnym mi się wydaje. Nie wspominając o Tymorze, Pani szczęścia. Zostać pod wpływem Beshaby przez długie laty toż doprawdy było by przerażające.
Nie wiedziała, kogo wyznaję kupiec, ale wymieniła te dwie boginie jako najczęściej (obok Waukeen) czczone przez różnej maści handlarzy i miała nadzieję, że tym samym przekona ich pryncypała. Bo jak nie musiała by zostać na szlaku, nie mogąc pozwolić sobie na ostawienie rannego.
 
Nadiana jest offline  
Stary 17-12-2008, 07:03   #120
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Błyszczące słońce zachodziło nad leśną polaną, zdobiąc niebo okrutną purpurą równie czerwoną, jak ludzka krew i żółcią równie złotą, jak monety, które zamierzali im zrabować rozbójnicy .


Elev stał osłupiały ciężko opierając się o beczki na wozie.
- Przecież ja nic nie zrobiłem – szeptał do siebie tak cichutko kiepskie usprawiedliwienie, że chyba tylko elf, albo rusałka mogliby usłyszeć jego niemalże bezgłośną mowę.

Czuł się fatalnie, źle, paskudnie. Jeszcze podczas walki adrenalina dawała o sobie znać. Przynajmniej w pierwszej fazie, bowiem po popchnięciu herszta prosto na bełt kompana stał niczym słup. Walka! To zabijanie ludzi. Pierwszy raz. Pierwszy raz wziął udział w czymś takim. Gobliny były niczym, ale to byli ludzie. Prawdziwi, normalni, nawet, jeżeli wzięli się za bandyckie rzemiosło. Stał, próbował kręcić głową, pocieszać się, że gdyby nie to, to pewnie innych podróżnych by napadli. Pewnie obili, jeżeli nie gorzej, tych, co nie chcieliby oddać dobrowolnie majątku swojego. Pewnie tak, ale tak myśl z trudnością przynosiła jakąkolwiek ulgę. Toż młodzieńcy to byli, jak widać, z okolicznych wsi, nawet z Talgi, z ich rodzinnej Talgi. Nie pamiętał jego imienia, ale pewnie uciekł. I dobrze.
~ Żebyś uciekł z powrotem do domu i nigdy nie wrócił już, chłopie, żebyś nie stał się bandytą ~ pomyślał.

Rozejrzał się. Elizabetha! Dziewczyna żyła i rozglądała się czujnie z łukiem w ręku. Uff! To dobrze. Jak zwykle, wiatr rozwiewający jej mahoniowe włosy tworzył aureole wokół zarumienionej emocjami twarzy. Na momencik ich oczy postały się i na pytające spojrzenie chłopaka skinęła lekko głową. Za to Silia wyglądała znacznie gorzej. Przy niej stali trzymający ją za rękę Jens i Aldym, który sprawdził się w walce znacznie lepiej, niż mogło się to wcześniej wydawać. Ale na krótkie pytanie, czarodziejka odpowiedział drżącym trochę głosem, że nic jej nie jest. Rozerwana w staniku suknia, przestraszone spojrzenie i obita twarz wskazywały na co innego, ale potwierdzenie informacji dziewczyny odnalazł w spojrzeniu Jensa. Przynajmniej tak mu się zdawało, ze gdyby została mocno ranna, albo … zgwałcona, łowczy zachowywał się inaczej. Ona zresztą również. Ale bez wątpienia ktoś usiłował ją skrzywdzić i … nie dala się. Albo ktoś ją obronił, albo ona sama? Była czarodziejką. Miała potęgę magii, ale była też słabą niewiastą, dziewczyną i zaskoczona lub przestraszona mogła stać się ofiara, jak każda inna. Jednak nie stała, na szczęście nie stała. Ani ona, ani Lila, ani Elizabetha. Jednakże uświadomiło mu to, co naprawdę znaczą tak zwane niby przygody. Znacznie bardziej niż potyczka z goblinami, czy nawet starcie z nekromantą. Zrobiło mu się niedobrze. Silia miała magię, Lilla siłę ramienia, ale Elizabetha … spryt, odwaga, zręczne dłonie mogły nie wystarczyć … odgonił od siebie paskudne przebłyski.

Lillę widział niedaleko. Opatrywała jedynego rannego bandytę, którego udało im się pojmać.
- Należałoby go zabrać do Midd, do miejscowego władyki – usłyszał poważny głos dziewczyny. Tybald, jak mu się wydawało, chciał oponować, ale paladynka pragnęła postawić na swoim i miała całkowita rację. - Zostawienie rannego na szlaku na pewno żadnemu dobremu bóstwu się nie spodoba – rzekła, Elev pokiwał zaś głową na znak całkowitej zgody. Narażać się wyższym siłom nie było sensu, lecz także sumienie skłaniało do dobrego czynu. - A pozbywanie się wsparcia Selune na szlaku – mówiła dalej, - niezbyt roztropnym mi się wydaje. Nie wspominając o Tymorze, Pani Szczęścia. Zostać pod wpływem Beshaby przez długie laty, toż doprawdy było by przerażające.
- Całkowicie się zgadzam
– potwierdził słabym głosem. – Mają robić co z nim władze, niech robią, ale ja tam rzeźnikiem być nie chcę. Toż jedyne, co możnaby to zostawić go. Wtedy albo zwierzęta dzikie by go zżarły, co miłosierdziem nazwać by nie można, albo kompanioni, jeżeli wrócą, by uwolnili i dalej wróciłby na szlak. Wiem, mości Tybaldzie, że to was pozbawionoby majątku, ale popatrzcie, nie udało mu się i jesteście dalej cali. Dlatego darujcie mu teraz. Juści on ranny przecie. Władze pewnikiem zabiją go, ale my będziemy w porządku z sumieniem. Zresztą, kto wie? Jeżeli jeszcze nikogo nie zrabowali, może się wykpi jakimiś robotami, czy galerami. Nie będzie wam jednak zagrażał. To pewne, jakoś zaś te dni drogi do Midd wytrzymamy. Ranny zostanie związany, to przecież nie ucieknie.

- A teraz, wybaczcie
– powiedział nie wiadomo do kogo i skoczył w las znacznie szybszym, niż normalnie, krokiem. Żołądek już od jakiegoś czasu dawał mu się we znaki. Krew na trawie, przerdzewiały bełt wychodzący z pleców człowieka, który jeszcze niedawno mówił, groził, ruszał się. Przecież właśnie to on, Elev, zastrzelił go. Nawet, jeżeli nie uczynił tego własnymi rękami. Owszem, prawda, ten człowiek chciał ich zrabować, groził bronią, ale był człowiekiem … człowiekiem. To nie goblin! Człowiek! Próbował się opanować. Ale nie mógł, nie mógł. Wpadł między jakieś krzaki, przebiegł za kępę olszyn. Zaraz dalej minął jakieś kolczaste krzaki jeżyn i przestraszył przebiegającą po gałęzi wiewiórkę, a potem, ugh … żółte wymiociny poleciały na korzenie niewielkiego buka, który zaczynał budzić się po śnieżystej porze snu i puszczał właśnie pierwsze pąki.

Syf potworny. Czuł kapcia obsikanego w ustach, albo onucę nie zmienianą przez kilka miesięcy. Żuł je, smakował i rzygał wszystkim. Skurcz żołądka, kwas w ustach i obrzydlistwo, które leciało na leśne igliwie. Nie jadł dużo. Na szczęście, bowiem czuł, że gdyby miał w sobie trochę więcej strawy, wszystko znalazłoby się tak samo na trawie. Tylko trwałoby dłużej. Starał się pluć przez chwile, a potem chwycił manierkę z woda i przepłukał usta. Potem znowu pluł i potrząsał głową ciężko oddychając.

Uf, powoli się uspokajał, a kilka kolejnych płukań ust przyniosło złagodzenie wstrętnego smaku w ustach i kwaśnego zapachu. Przemył twarz i kolejny raz splunął.
- Muszę wracać – pomyślał. Zdawał sobie sprawę, iż pewnie minęła zaledwie chwila, ale jemu, jeszcze przed momentem zdawało się, że tylko wymiotuje, wymiotuje, a nawet nie minuty, ale godziny, mijają.

Znów był na polanie i rzeczywiście, musiało upłynąć niewiele, bo wszystko, jakby się nie zmieniło. Może tylko ranny był już całkiem opatrzony przez Lillę i może Aldyma. Tego nie wiedział. Elizabetha także stała w innym miejscu i patrzyła nie niego nieco spłoszonym wzrokiem, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie do końca wiedziała, jak i czy to uczynić. Wstydził się swojej słabości, więc umknął wzrokiem przed jej spojrzeniem. Miał nadzieję, iż kapłan zajmie się hersztem. Posiadał doświadczenie. Co jeszcze? Trzeba by było ich przeszukać. Może ranny bandyta zacząłby gadać? Może mają tutaj gdzieś kryjówkę, bowiem przecież nie nocowali na drzewach. Ponadto kwestia późniejszych wart. Jednak przede wszystkim zwrócił się do Silii i Jensa.

- Naprawdę nic ci nie jest?
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172