Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-09-2009, 11:23   #561
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie, choć nie należała do tych najprzyjemniejszych i najspokojniejszych w życiu Alexy.
rano przystąpili do wykonywania planu Silii i już na wstępie ponieśli sromotna porażkę.
Więzień czmychnął zanim reszta zdążyła się zorientować. Był idealnie przystosowany do życia w takiej kniei, a jego umiejętność przemieszczania się z pomocą zwisających z drzew grubych pnączy po prostu imponująca. W tych warunkach, nawet zaznajomiony z lasem tropiciel miał niewielkie szanse na znalezienie śladów. Zresztą podążanie tropem uciekiniera z pewnością nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Nie wiadomo w jaką pułapkę mógłby ich wpakować.

Potem skromnie posiliwszy się swoimi niewielkimi zapasami wyruszyli w głąb puszczy. Prosto na południe jak wskazywał swoją niematerialną dłonią duch z ruin, tak gdzie jak sadzili znajduje się jej serce i być może właściciel kolejnej świeczki. Choć w to akurat dziewczyna zaczynała coraz bardziej wątpić.
Przedzieranie się przez gęste, dziko zarośnięte bory, nie jest tym, co eleganckie, wychowane w mieście psioniczki lubią najbardziej. Nisko rosnące gałęzie smagały ja po twarzy, a ich końców zaczepiały się we włosy. Trzeba było zwracać uwagę na to, gdzie stawia się każdy kolejny krok. Na ziemi butwiały stare, spróchniałe gałęzie, a w ziemi drążyły otwory jakieś podziemne żyjątka. Chwila nieuwagi, mogła kosztować nieostrożnego wędrowca co najmniej zwichniętą kostkę albo stłuczone kolano. Potem zaczęły się niewielkie mokradła. Alexa każdy krok stawiała z obawą, że przy podniesieniu drugiej nogi zagłębi się w grząskim bagnie. Nie mieli przewodnika, nie znali się na tym terenie. Jedyną ich szansa były umiejętności Jensa, który idąc na przedzie wybierał odpowiednia drogę. Do tego to dziwaczne poczucie, że cały czas obserwują ich nieprzyjazne oczy jakiejś potężnej istoty. Pewnie w większej mierze było to spowodowane raczej obcym i nieprzyjaznym dziewczynie otoczeniem niż realną groźbą, ale na psychikę Alexy nie wpływało to najlepiej.

Pod wieczór, który określili raczej bardziej po stopniu swojego zmęczenia niż po widoku słońca, którego promienie, prawie nie docierały przez geste konary prastarych drzew, dotarli do kolejnych ruin. Oczywiście po drodze mijali ich więcej, ale teraz jakby zbliżyli się do większego ich zgrupowania. Psioniczka właśnie odprężyła się lekko gdy wokół świsnęły wypuszczone z głuszy strzały. Na szczęście po za lekkim draśnięciem Alberta nikomu nie stało się nic poważnego, ale było to tylko kwestia czasu, kiedy strzelcy wybija ich wszystkich, jeśli zaatakowani nie zareagują odpowiednio szybko. Zareagowała automatycznie przystępując umysłem do sondowania otoczenia i wyczuwając natychmiast kilka inteligentnych istot wokół nich. Pewnie ta reakcja kosztowała by ja poważne obrażenia, gdyby nie Alex, który powaliwszy dziewczynę na ziemie, osłonił ja przed strzałami własnym ciałem. Szybko poderwali się jednak w górę, bo inne istoty, wyglądające jak przerośnięte jaszczurki na sporych nogach i z wielkimi paszczami, zaczęły otacza ich półkolem.
- Możesz rzucić na mnie jakieś ochronne zaklęcie? - Szepnęła do stojącego obok kapłana, a potem dodała zwracając się zarówno do niego, jak i do stojącego obok Alexa:
- Jeśli zdołacie mnie osłonic, na tyle by te stwory nie zbliżyły się do mnie spróbuję unieszkodliwić te niewidoczne istoty kryjące się po krzakach.
Obaj pokiwali głowami, a Albert wykonał nad nią jakieś nieznaczne gesty szepcząc pospiesznie:
- Nie ochroni Cię to przed samymi strzałami, ale masz teraz jakby boskie wzmocnienie własnej odporności na obrażenia.
Psioniczka odsunęła się od bezpośredniego gadziego niebezpieczeństwa, zostawiając je chroniącym ją towarzyszom i schroniła się pod najbliższym drzewem. Musiała im zaufać, bo potrzebowała maksymalnej koncentracji. Zamknęła oczy, do wyśledzenia ukrytych istot nie potrzebowała zwykłego narządu wzroku, zdecydowanie łatwiej było jej teraz posługiwać się mocą umysłu, tym bardziej, że zaklęcie wykrycia ciągle jeszcze działało.
Pierwszy czaił się niedaleko. Wolała nie szafować mocą, ale z drugiej strony nie była w stanie przewidzieć jaka istoty posiadają wrodzoną odporność. Postanowiła wiec zdwoić zwoje uderzenie.
Wiedziała, że zdolność wykrywania niedługo się skończy, a było ona dość kosztowna. Alexa wyjęła z kieszeni Berniego i połączyła swój wzrok z jego. Umiejętności przepatrywania otoczenia prze psi-kryształ przekraczały zdecydowanie jej własne i mały pomocnik był teraz dla niej doskonałym przewodnikiem. Jego małe nóżki wysunęły się, a on sam podążył w kierunku, w którym dziewczyna zapamiętała, że przynajmniej jeszcze przed chwilą przebywały wrogie postacie.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 22-09-2009 o 11:27.
Eleanor jest offline  
Stary 22-09-2009, 20:42   #562
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Plan z małpoludem spalił na panewce. Więzień pognał przed siebie w takim tempie, że nie było szans aby go gonić. Pozostawało dotarcie do miejsca które wskazywała zjawa. Tyle dobrego, że Albert wypoczął po odbębnieniu swojej warty. Pomimo tego, że nie był przyzwyczajony do nocowania po gołym niebem, a odgłosy kniei były czasem niepokojące – sen zmorzył go szybko i zbudził się dopiero gdy kompani zaczęli zwijać obozowisko.
I znowu w drogę... Las miejscami był gęsty i przez to tempo nie było zbyt duże, ale i tak koło południa Albert niczego tak nie wyglądał, jak popasu zarządzanego przez Jensa. Rozmyślał cały czas o spotkanym duchu. Widział co prawda tylko chwilę twarz tej istoty, ale jej rysy były mu nieznane. W każdym razie nie były ludzkie, ale też zupełnie odmienne od tych u uwolnionego więźnia. Cienista Knieja miała swoje tajemnice…

Z zamyślenia wyrwał go dopiero zmieniający się krajobraz. Zrujnowane budynki znowu zaczęły przebijać się przez las zarastający relikty wymarłej cywilizacji. Najpierw pojedyncze kamienie, potem kolumny oplątane pnączami. Albert ucieszył się na ten widok, zbliżali się przecież do ostoi w tym wrogim im środowisku i przede wszystkim do końca wędrówki na dziś. Strzały nadleciały tak niespodziewanie, że kapłan zorientował się co się stało gdy jedna z nich zadzwoniła zgrzytliwie na zbroi Lilli. Widząc że paladynce nic się nie stało, Albert ujął kostur i zaczął prosić Pana Zmarłych o łaskę błogosławieństwa dla kompanów, jednakże w połowie modlitwy poczuł palący ból w ramieniu. Upuścił kostur i chwycił się prawą ręka za zranione miejsce, krew zaraz zaczęła płynąć przez zaciskające się na ranie palce. Strzała rozorała mu bark, ale szczęściem nie utkwiła w ranie. Albert otrząsnął się, i opanował ból i zaskoczenie. Cofnął się kilka kroków i krzyknął:
- Aegis aeternum, in Kelemvor dei gratiam! Wokół niego powietrze w niewielkiej sferze zafalowało, a następny pocisk lecący w jego stronę, w ostatniej chwili zmienił swój tor i zarył w ziemię. Zobaczył jak obok Alexa podnosi się z ziemi, a wraz z nią nożownik, który ją osłonił. Na jej słowa szybko skinął głową i modląc się w skupieniu dotknął w końcu dłonią czubka jej głowy. Powietrze tym razem zafalowało i zrobiło się gęste, przesłaniając i rozmazując twarz kobiety. Objaśnił po krótce jak działa łaska Pana Zmarłych w postaci Tarczy Wiary i spojrzał z przerażeniem na wyłaniające się z pobliskich zarośli monstra. Kątem oka dostrzegł jak psioniczka wycofuje się pod drzewo rosnące opodal, a Alex zajmuje pozycję przed nią aby osłonić ją przed atakiem. Albert przełamał wreszcie strach i podbiegł w jego kierunku. Bestie stanęły wokół drużyny półksiężycem, ale Albert nie czekał na ich atak. Sam znów pochylił głowę i zaczął szeptać:
- Kelemvorze, udziel mi siły i spraw abym mógł ukształtować mgłę i wilgoć w broń, która uderzy w mych wrogów. Poraź ich, o Panie Zmarłych swą mocą!
Z wyciągniętej ręki kapłana trysnął snop eterycznego światła, które zestaliło drobiny wody unoszące się nad bagnistym terenem. Ostre jak sztylety okruchy lodu sypnęły się na dwa najbliższe monstra. Jedno z nich już w skoku atakowało Alexa, który widząc modlitwy Alberta zaabsorbował sobą jego uwagę. Magia uderzyła w stwora, który stracił równowagę i gruchnął na ziemię. Jego rany nie były poważne, ale wybicie za skoku dało chwilę czasu na to aby Alex doskoczył do potwora i przyszpilił go silnym ciosem do ziemi. Drugi z celów, skulił się tylko gdy okruchy rąbnęły w jego skórę, ale powierzchowne rany tylko go rozjuszyły. Wydał z siebie przeraźliwy pisk i ruszył na pałąkowatych nogach do ataku. Albert spojrzał błyskawicznie na Alexa, miał nadzieję, że nożownik wiedział, że tej bestii wystarczy dwie modlitwy aby zeżreć kapłana razem z butami. Nie zdążył nawet umagicznić swojego kostura, a teraz już nie było na to czasu. Wystawił jego głownię w kierunku szarżującego monstra, starając się spowolnić jego szarżę. Widział że nie może się cofnąć, bo zostawiłby samą psioniczkę z Alexem jako jedyną obroną. Gdy bestia zaatakował, Albert zamierzył się aby przyłożyć jej w łeb z jak największego i bezpiecznego dla niego dystansu, a potem odskoczyć w bok, tak aby Alex mógł zaatakować z flanki. Przez głowę mu jeszcze przeleciała jak błyskawica myśl, że jeśli strzelców było więcej niż Alexa ze swoimi niesamowitymi możliwościami mogła sobie poradzić, to będzie nieciekawie. Mógłby spróbować unieruchomić jednego z nich, wzywając boskiej pomocy, ale na razie byli poza jego zasięgiem… Tyle dobrego, że psioniczka nie odbiegła daleko od walczących kompanów i w razie poważniejszych obrażeń mógł próbować odciągnąć ranną osobę i próbować leczyć ją w pobliżu kryjówki Alexy.
 
Harard jest offline  
Stary 22-09-2009, 20:45   #563
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
To była ciężka noc, jedna z trudniejszych w niedługim życiu Lilli. I nie chodziło bynajmniej o natrętne owady, o niewygodę, o poczucie zagrożenia, nie, chodziło tylko i wyłącznie o Alexandrę. Dziewczyna nie zaprotestowała przeciwko ustaleniom wart przez Silię tylko i wyłącznie co by nie wzbudzać sensacji. Te kilka godzin wspólnej warty dłużyło się niemiłosiernie, w milczeniu wypatrywały zagrożeń unikając patrzenia na siebie. Zaiście ponure były myśli paladynki w tą letnią noc, a poranne słońce nie przyniosło tradycyjnego ukojenia.

***

Koń, koniecznie musi sobie sprawić ogiera, albo klacz, gniadą. To nic, że w tych gęstych chaszczach, na podmokłej glebie wierzchowiec by sobie nie poradził - każda myśl o czymś co w przyszłości może złagodzić wysiłek była miła. Pełna zbroja, miecz, tarcza, to wszystko sprawiało, że z Kalvarówny lało się jak z cebra. Dyszała ciężko starając się nie opóźniać pozostałych, a i tak wlekła się na końcu. Gdy dotarli na miejsce nieomal bez tchu padła na ziemię. I to uratowało jej życie, kiedy pierwsza z strzał świsnęła ponad głową odłupując korę ze starego dębu tuż za nią. Cicho tylko jęknęła.
- Lathanderze dodaj mi, nie, dodaj nam sił . Pomóż nam w tej walce i niech twa moc nas poprowadzi!
Trudno odpowiedzieć dlaczego odwołała się do Pana Poranka, może kwestia odruchu? Albo świadomości, że już nie raz ratował ją i wskazywał drogę? Tak jak i zadziałał tym razem. Wszyscy przyjaciele paladynki, tak jak Alex i Angela, zostali otoczeni bladomleczną poświatą, która jakby wtopiła się w ich sylwetki. Nagła odwaga zagościła w ich sercu, a broń trafiała prosto do celu. Ta krótka modlitwa możliwa była tylko i wyłącznie dzięki ukucnięciu i zakryciu się tarczą. Czuła strzałę odbijającą się i ześlizgującą się po naramienniku, była gotowa by w tej pozycji zrobić wypad, zaatakować łuczników, ale wyskoczyło nowe zagrożenie. Dwa jaszczury od razu wybrały sobie na cel paladynkę przyskakując do niej. Sytuacja zrobiła się krytyczna, ale dziewczyna nie traciła ducha. Czuła jak moc obu boskich opiekunów ją wypełnia i dodaje sił, a także rozmysłu. Póki co nie atakowała, metodycznie parowała ciosy pazurów przesuwając się coraz bardziej w prawo. Napierające na nich bestie nie zauważyły nawet, że zostały ustawione pomiędzy nią, a łucznikami. Tym samym albo leśni ludzie zaprzestaną strzelania do świętej wojowniczki, albo zaryzykują życie bestyji. Czując się znacznie pewniej, z bojowym okrzykiem lekko opuszczając stal, ruszyła naprzód. Jedno ze stworzeń dało się nabrać i widząc niczym nieosłoniętą dziewczynę rzuciło się mordą prosto na błyskawicznie podniesioną tarczę. Impet uderzenia zamroczył go na krótką chwilę i ta chwila wystarczyła do podniesienia miecza i zatopienia go w karku pradawnej istoty. Krew chlusnęła szeroką fontanną obryzgując lśniącą stal. Do ataku ruszyło kolejne stworzenia, Lilla była gotowa.
 
Nadiana jest offline  
Stary 22-09-2009, 23:01   #564
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Swego czasu, w Taldze, niedaleko obejścia kowala, za letnim domkiem był sobie staw. Zarastał glonami, sitowiem i tatarakiem i w dniu gdy wyruszyli w świat dawno przestał już istnieć, ale jeszcze babka Elizabethy wspominała czasy kiedy woda sięgała aż do wzgórza, staw był jeziorkiem i można było na niego wyprawiać się łódką. Kowal swoim dzieciom nie pozwalał kapać się w zarośniętym bajorze, uznając to za zbyt niebezpieczne. Naturalne więc, że jego najmłodsza latorośl chodziła tam, kiedy tylko mogła, bo jak tu nie doskonalić sztuki pływania gdy woda tuż za progiem. Może mało przejrzysta, lecz jakże kusząca zakazem.
No i kiedyś zaplątała się w wodorosty. Wylazła potem na brzeg prawie nieprzytomna i nawet zwidy miała, że ojciec z nieżyjącą rudą babką nad nią stoją, i śmieją się do rozpuku.

Teraz czuła się podobnie. Tonęli w bujnej roślinności Cienistej Kniei i tylko czekała na pierwsze halucynacje. Zapadali się w gęstym poszyciu po kolana, z wysiłkiem brnęli między drzewami, pnączami i wielkimi liśćmi nieznanych roślin, nawet Angeli pot chwilami rosił czoło, udowadniając, że ponura dziewczyna jednak jest człowiekiem i tylko Jens radził sobie jako tako, najmniej chyba przerażony ciemnozieloną otchłanią.

Na początku Elizabetha próbowała poruszać się jak małpolud, który im tak zwinnie uciekł. Wypatrywała lian na drzewach, ale był to sposób męczący dla niewprawionej osoby i kilka razy wylądowała boleśnie na tyłku, robiąc przy tym stanowczo za dużo hałasu. Po trzecim upadku w sam środek kolczastego krzewu, którego nazwę znał tylko łowczy, co wiedziała, bo ją z niego wyciągnął, znowu gadając do siebie, zaprzestała zabawy, nie czekając nawet na słowa dezaprobaty, bo i zresztą ochoty już nie miała na dalsze zadrapania i siniaki, i co tu dużo mówić, mięśnie bolały jak zaraza od takiej akrobacji.

Mogłaby podzielić tę ich całą wyprawę na etapy według kolorów. Wyruszyli wiosną i wszystko było jasnozielone, białym kwieciem kwitły jabłonie, już gdzieniegdzie różowiły się śliwy i wiśnie, wszystkie barwy były jasne, blade i delikatne, dopiero miały intensywnieć w dni upalne, które oni jednak teleportowani przez Kalora powitali bielą i szarością gór. A teraz znowu zieleń, tylko tak ciemna, że chwilami wydawała się czernią, jakby kolor trawiła choroba zbytniej obfitości, nasycenia, w którym zatracał swą tożsamość. Miała wrażenie, że tylko jej włosy w tej dżungli świecą pomarańczowym światłem. I że po tygodniu nawet one nabrałyby zielonego odcienia. Nagle odkryła przywiązanie do marchewkowego koloru okalającego jej twarz.

Pierwsze ruiny przywitała z ogromną ulgą. Wreszcie coś nienaturalnego, co nie rosło, nie mnożyło się, nie jadło, jeszcze chwila wśród samych roślin a spotkaliby samą Mielikki. W sumie kowalówna właśnie odkryła, dlaczego ta bogini jest ruda, ile ukojenia może dawać plama koloru w wszechobecnej zieloności. Nie czuła smrodu od tych ruin, może dlatego, że bagniste podłoże zagarnęło zmysł powonienia dla siebie, tu chyba nawet człowiek-wilk miałby problem z wyodrębnieniem innych zapachów niż ten bijący od gnijących roślin. I nie wyczuła zapachu niebezpieczeństwa. Dopiero świst strzały położył ją na ziemi - co za nieprawdziwe słowo na określenie roślinno-wodnego dywanu, w który musiała upaść.
Widziała, że Jens strzela, Silia czaruje, Alexa ostrzegała ich o przeciwnikach, a ona nic nie mogła zrobić. Napięła cięciwę i wypuściła strzałę, która nawet nie przebiła się przez zwisające zewsząd konary i zgubiła się po dwóch metrach w ich gęstwinie, zapewne w przyszłości wypuści liście i korzenie, wchłonięta przez potworną knieję.

Mogli wycofać się w domniemanym kierunku centrum ruin, według jensowego dziennika tam byliby chwilowo bezpieczni, nawet zwierzęta otoczyły ich półkręgiem, jakby omijając zakazane miejsce. I tak miała zamiar w razie czego zrobić, ale to nie rozwiązałoby zagadki kto i dlaczego do nich strzelał. Jaszczurki zresztą wystraszyły Elizabethę dużo mniej niż ludzcy łowcy, nie były nawet w połowie tak obrzydliwe jak trole czy dziwne jak ettin, a już na pewno nie tak przerażające jak łupieżcy umysłów, którzy mimo, że ich nigdy nie widziała, w jej wspomnieniach wyrośli do rangi najgorszych potworów na świecie.

Znowu kusiły ją oplatające drzewa liany, gdyby tak pofrunąć na któregoś strzelca, skoczyć na niego i korzystając zaskoczenia obezwładnić, tylko co potem, nie odskoczy przecież z ciężkim ciałem pod pachą. Zamiast tego posyłała w las kolejne strzały. Dopiero kiedy Jens czarem opętał przywódcę wielkich jaszczurów spróbowała je wyminąć. Potrzebowali jeńca, elokwentniejszego od poprzednika. Nawet jeśli ruiny dałyby im tymczasowe schronienie, nadal nie zbliżyliby się na krok do celu jakim był świeczka. Korzystając ze swoich umiejętności pozostawania niezauważoną marnie dostosowanych do tego środowiska, chciała dostać się w pobliże któregoś z napastników i go ogłuszyć.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 22-09-2009, 23:24   #565
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Życie potrafi kopać człowieka po dupie, Silia coś o tym wiedziała. Do niedawna zaczynała przyjmować porażki jak chleb powszedni. Pomysł ze śledzeniem paskuda wydał się nietrafiony, ale co tam.

Była zmęczona i zła. Nocna warta z Albertem upłynęła raczej milcząco, za to sen był już absolutnym nieporozumieniem. Cały czas coś uwierało ją w tyłek, nocne odgłosy lasu nie pozwalały jej się skupić i zwyczajnie zasnąć, nie wspominając o tym, że od twardej i wilgnej ziemi biło przejmującym chłodem. Myślała w kółko o tym, że nabawi się wilka.

Przekręciła się na drugi bok i chwilę szamotała się z własnym kocem, czym mało Jensa nie obudziła. Ułożyła się wreszcie płasko na plecach i zamknęła na siłę oczy. Na pół minuty może... Znów było jej niewygodnie. Usiadła gwałtownie i po omacku obmacywała ziemię. Szybko znalazła winowajcę, kamyk wielkości paznokcia, który wpijał się łopatkę. Syknęła ze złością i odrzuciła go daleko w las. Uderzył chyba w pobliski zrujnowany mur i odbił się rykoszetem trafiając którąś ze śpiący nieopodal sylwetek.

I jak tu oko zmrużyć? Dobrze chociaż, że po swojej warcie położyła się obok Jensa, czym niechybnie zyskała dla siebie nieco ciepła. Łowczy chyba trochę się na nią pogniewał, ale uznała, że nie ma co się nad tym rozwodzić. Jak będą spać razem to wyjdzie jakby się już pogodzili i rano będzie miała czyste konto. Nim zasnęła wtuliła się w niego plecami i dodatkowo oplotła rękami. ~Jak jajko w przytulnym gniazdku...~

Rano ziewała na umór. Na dodatek środek jej czoła zdobił wielki czerwony bąbel, prezent po nocnym spotkaniu z jakimś milutkim owadem. Przez większość porannego posiłku przysłaniała czoło ręką ale Jens szybko ją przejrzał i koniecznie chciał sprawdzić co półelfka ukrywa. Jego śmiech sprawił, że poczerwieniała na całej twarzy i zacisnęła zawzięcie usta.

Wtedy Aleks zaczął wygłaszać swoje pretensje.
-To oznacza rozdzielenie się grupy...
Silia tylko przetarła podpuchnięte oczy i odparła ze stoickim spokojem:
- Kiedy tamta trójka szła zapolować na małpoluda rozdzielanie jakoś nie stanowiła wtedy problemu...
Poirytowana wstała z miejsca i odeszła w drugi kąt obozowiska.

Dotrzymanie tempa małpoludowi istotnie było nierealne, a tropienie wydało się trudniejsze niż czarodziejka zakładała. Jens zaczął się solidnie wściekać bo brzydal więcej trasy pokonywał w powietrzu niźli na ziemi. Ostatecznie poszli na południe, w kierunku, który wskazała im zjawa. Ten plan to już był w ogóle szczytem geniuszu. Opierać się na wytycznych ducha... No ale było to w obecnej sytuacji jakby jedynym punktem zaczepienia.

Marsz znów był forsujący dlatego kolejne ruiny powitała z nieskrywaną ulgą. Już miała położyć się na trawie kiedy nad uchem świsnęła strzała. Półelfka wyczarowała barierę ochronną aby ochronić się przed ewentualnym postrzałem. Wtedy dostrzegła jaszczury, które zbliżały się niespiesznie z opuszczonymi ku ziemi pyskami. Wyglądały demonicznie a ich zgrabne ruchy wręcz hipnotyzowały...

Stwory otoczyły ich pierścieniem. Silia zamarła niezdolna całkowicie się ruszyć.
- Sil, nie uciekaj! To je sprowokuje - usłyszała za sobą głos łowczego.
Nie trudno było wykonać jego polecenie. Stopy nie ruszyły się z miejsca jakby wrosły w ziemię. Nic a nic nie chciały jej słuchać.

Jens wysunął się w przód i zajął się jednym z jaszczurów. Co dokładnie za hokus pokus odprawiał, Silia nie była pewna, ale musiała wierzyć, że w jego szaleństwie jest metoda. Kawałek dalej stały obok siebie dwa kolejne gady i zbliżały się w ich stronę. Silia rzuciła zaklęcie, nie była w tym momencie nadmiernie ciekawa czy zabiegi Jensa już przyniosły rezultat. Dwa jaszczury zostały oplecione czymś na kształt pajęczych nici. ~Oby utrzymało ich to w ryzach na jakiś czas.~

Kolejne pociski nadlatywały od strony lasu. Albo ci dziwni ludzie w maskach mieli fatalnego cela albo nie specjalnie chcieli w nich trafiać. Obstawiała to drugie. Musieli być doskonale wyszkoleni. Sprawiali wrażenie duchów, pojawiali się znikąd i tak samo rozpływali się w powietrzu.

Jeden ze strzelców napinał właśnie łuk. Silia ponownie użyła zaklęcia pajęczyny. Nie chciała nikogo zabijać, przynajmniej dopóki nie dadzą im ku tego poważniejszych powodów. Miała za to dużą nadzieję, że któryś z pajęczej sieci się nie wyplącze, a wówczas będą mogli przesłuchać kolejną osobę. Mielmy nadzieję, bardziej rozumną niż ta ostatnio.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 22-09-2009 o 23:32.
liliel jest offline  
Stary 23-09-2009, 00:26   #566
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Czasem w ogóle jej nie rozumiał. Raptem wczoraj się pogodzili, a ona już dziś szukała powodów do zwady. Że się rządzi to już trudno, że głupstwa plecie o ganianiu się z małpoludem po krzakach to też trudno. Ale jeśli jeszcze raz będzie się z nim szarpać o jego rzeczy to nie skończy się na glebięciu tyłkiem na suchych liściach. Skoro taka z niej władczyni lasu to niech się przekona ile wie o lesie. A teraz niech sobie czyta sama i śpi sama. I tak tylko mu ciepło zabiera. Usiadł na swoim miejscu i po wyjęciu z zielnika roślin tam po umieszczanych, powsuwał w uchwyty z nitek zebrane razem z Libby rośliny. Nie pachniały jak zioło wioskowego łowczego, ale gruby papier powinien odparować wodę i doprowadzić do zbliżonego wyglądu.

Miszka wrócił później. Wyraźnie skonfundowany swoim niepowiedzeniem. Widać nie znalazł niczego. Za to z chęcią przegryzł kawałek suszonej sarniny, którą dostali od karczmarza we wsi.

Wzięli drugą zmianę. Angela okrywszy się swoim płaszczem siadła pod resztką murku osłaniającego obozowisko od słabego wiatru jaki przedostał się do lasu, a Jens nieopodal pod drzewem, na którym ulokowała się Libby. Wycia umilkły i jedyne co było teraz słychać to szare tło odgłosów nocnego życia lasu. Pohukiwania, szelesty, ciche popiskiwanie nietoperzy, gra świerszczy... muzyka natury. Myśliwy wyjął z kieszeni resztkę nadal bezkształtnego drewienka zabranego z twierdzy krasnoludzkiej i zaczął skrawać go dalej. Angela zaś przymknęła oczy. Dało się jednak poznać, że nie śpi.
- Wydawałaś się rozbawiona podczas... przez większość wieczoru - rzekł cicho nie unosząc głowy znad dzieła rąk - Nie zgadzasz się z podjętymi decyzjami?
-Jesteście zbyt delikatni. Ja potencjalnych wrogów nie odsyłam, by najpierw się zwierzyli a potem wrócili z kolegami.
- Każdy w dziczy jest potencjalnym wrogiem, Angela. Każdego zabijesz?
- Jeśli wiem, że zagraża mi bezpośrednio i uda mi się go złapać? Czemu nie. Oszczędza to problemów. I nie chodzi tu o bezmyślne zwierzęta, ten tu był wrogiem, lub był przez wroga kontrolowany.

- Bezpośrednio tobie? - podniósł głowę - a jednak powiedziałaś, że zabijesz także mnie jeśli zrobię coś prawie nieznanym ci dziewczynom. Chwila słabości? Czy faktyczny powód twojej obecności tutaj?
- Uznaj, że to pośredni powód. Bezpośredni jest taki, że z wami nie można się nudzić. Nie lubię nudy. - wzruszyła dość ramionami lekceważąco
Spojrzał ponownie na trzymane w dłoniach drewienko. To był jakiś drapieżnik. Kuna? Tak. Bez dwóch zdań kuna.
- Ciężko cię polubić. Jeśli pod pojęciem nie nudzenia się rozumiesz przeszło czterdzieści dni za murami przed którymi poległo dwóch naszych towarzyszy, to mam nadzieję, że szybko będziesz musiała się nami znudzić. Idę po chrust.

Nazajutrz okazało się, że plan czarodziejki wypalił na panewce. Nie było mu specjalnie przykro z tego powodu, bo i specjalnie nie wysilał się daremnie. Śledzenie tubylca i najpewniej jakiegoś zwiadowcy nie należało do najłatwiejszych rzeczy, a i znalezienie miasta, czy innego osiedla tych małpoludów, myśliwy uważał za zbyt ryzykowne. Toteż gdy szybko wrócili z Libby z nieudanych łowów, wzruszył tylko beztrosko ramionami jakby nie uważał tego, ani za specjalną porażkę, ani za niespodziankę.
- Co teraz rozkażesz, Pani? - spytał zaskoczoną czarodziejkę naśladując dworski ukłon jakim zwykli raczyć Amidalę jej służący. Zwężyła usta w króciutka krezkę i zmrużyła oczy. Wyglądała przeuroczo. I pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo pasuje do tej kniei, która w przeciwieństwie do ksiąg aż zdawała się tętnić w jej oczach. Nie mógł się opanować, żeby się z nią nie podroczyć.
- I co? Wyczytałaś co mądrego w księdze? - uśmiechnął się złośliwie.

Wytyczanie drogi, przy kierunku, który wskazała zjawa nie było tak łatwe jak mu się to wydawało. Knieja była gęsta i nieprzyjazna. Zwalone stare drzewa nawet po swojej śmierci, były pełne niegościnnego życia, które niechętnie umykało spod nóg zostawiając na płaszczach ślady w postaci pajęczyn i torfu. Nawet szum drzew niósł ze sobą dziwny basowy pogłos, który myśliwy mógł przypisać jedynie do trzeszczenia zdrewniałego wnętrza grubych pni. Las budził respekt, a Jensowi przestało być do śmiechu. Skoncentrowany na trasie starał się w najwyższym stopniu wykorzystać swoją niewielką jeszcze przecież wiedzę, by nie wywieść towarzyszy w jakiś potrzask. Miszka zaś znów się gdzieś ulotnił... Las zdawał się go wzywać i wołać na wiele sposobów odwołując się do jego natury... i Jens nie chciał mu w tym przeszkadzać. Nie chciał go oswajać. Oswoić można świnie, czy krowę. Nie przyjaciela. Wiedział, że wróci.

Ruiny. Zjawa więc mogła się wydawać przyjazna, skoro wskazywała kolejne bezpieczne miejsce. Potwierdzały to słowa, o ile tak można je nazwać, nietoperzy. Jednak nie tylko oni jak widać szukali schronienia w przedwiecznych pozostałościach. Pociski wystrzelono bez ostrzeżenia. Nie było więc mowy o rozmowach. Gdy pierwszy grot stuknął o zbroję Lilli, Jens błyskawicznie wymierzył do jednego z napastników i oddał strzał. Nie celował specjalnie. Istotnym było, żeby wrodzy strzelcy wiedzieli, że i oni mają łuki i żeby się na chwilę pochowali dając im odrobinę czasu. Skutecznie, czy nie, nikt nie wydawał się ranny poza trzymającym się za ramię Albertem. Kapłan skinął głową, że jest cały i podczołgał się do Alexy, która zdaje się miała jakiś pomysł. Myśliwy nie zdążył jednak się wsłuchać w ich słowa, gdyż zza zwalonego wiązu wyskoczyły gadopodobne stworzenia całkiem słusznych rozmiarów. Żółte zębiska błysnęły groźnie gdy z gardzieli wydobył się niecierpliwy warkot, a bestie zwyczajem drapieżników otoczyły ich niewielką grupkę. Myśliwy doskonale czuł kierujący nimi instynkt. Instynkt drapieżcy. Dorwać uciekającą ofiarę i zatopić w niej zęby. Był tak wyraźny jak litery spisane w księgach Silii. Spojrzał na czarodziejkę, która stała najbardziej na widoku otulona jasną poświatą. Na nią też bestie zwróciły najpierw uwagę...
- Sil! Nie uciekaj! - krzyknął do półelfki - To je sprowokuje!
Szybko oczami omiótł stado szukając konkretnego osobnika. Po lewej, obok paproci. Chyba największa z tych bestii. Przez zrogowaciały pysk przechodziła długa szrama jakby od cięcia, które wyprowadziła broniąca się w zębatym uścisku poprzednia ofiara... Przewodnik. Myśliwy wiedział co trzeba zrobić. Nie czekając aż bestie zaatakują wyskoczył z ukrycia przed gada przykuwając tym samym wzrok najbliższych na sobie. Zaskoczony stwór cofnął się o krok i ryknął okropnie otulając myśliwego zapachem fermentującego w żołądku bestii mięsa. Stojący przed nim człowiek nie bał się i nie uciekał. Nawet nie miał broni poza nie zdjętą z pleców rohatyną i w dłoniach trzymał tylko krótki zwój liny. Jens kucnął i patrząc bestii w głęboko osadzone czarne oczy, podniósł z gruntu grudkę ziemi z mchem. Gdzieś z boku walka rozgorzała gdy krusząc w zebrany w dłoni żywioł lasu przywoływał w myślach siły natury. A wszystko trwało zaledwie dwie, lub trzy sekundy. Gdzieś z tyłu dał się słyszeć krzyk Lilli i inkantacje Alberta i Silli. A bestia przed Jensem nagle przestała warczeć i jęknęła smutno jakby w zagubieniu. Liście z boku zaszeleściły. Myśliwy instynktownie rzucił się na ziemię gdy mniejszy osobnik skoczył na niego z szeroko rozcapierzonymi pazurami wpadając w kępę paproci, z których w powietrze poleciały tylko liście. Pomysł wpadł mu do głowy zupełnie znikąd. Niby wiedział, że to bzdura, ale jakoś tak poczuł uniesienie własnej odwagi. Czy to przez tą poświatę? Nie spuszczając wzroku z dziwnie się oglądającego stworzenia, szybko się do niego zbliżył. Stwór warknął gniewnie, ale nie zaatakował. Jens zaś spokojnie wyciągnął rękę w stronę pyska i szybkim zdecydowanym ruchem zarzucił pętle na szyję bestii. Ta zerwała się stanąwszy dęba przyozdabiając myśliwego o nową szramę na ramieniu. Nie puścił. Zwiększył dystans i nagle wybiwszy się z solidnego pnia skoczył na grzbiet potwora. Ciężar człowieka tylko na chwilę przygniótł bestię do ziemi. Skoczyła w tył i strzeliła z tylnych łap chcąc strącić natrętnego intruza, ale Jens zdążył już mocno objąć bestię udami i trzymał solidnie pętlę. Teraz trzeba było skierować gniew bestii na właściwych wrogów. Spojrzał najpierw w stronę czarodziejki, czy nic jej nie jest, a potem na przyczajonych łowców... Wyjął z buta długi myśliwski nóż, bo rohatyna nie nadawała się do walki jedną ręką i ruszył na strzelców.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 25-09-2009, 15:34   #567
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://sites.google.com/site/muzykadosesji/Home/01-ToVictory.mp3[/MEDIA]

To, jak dobrze przygotowani byli mieszkańcy z Cienistej Kniei do życia w tutejszych warunkach, ludzie poznawali nadzwyczaj szybko i to głównie ograniczając się do poznawania tutejszych drapieżników. Te zaś najwyraźniej polowały stadnie i doskonale sobie radziły w koordynacji. Rzuciły się do przodu prawie w jednej chwili, zmuszając do rozpaczliwej prawie obrony grupkę stłoczoną między starymi ruinami a gęstymi krzakami, tam gdzie najtrudniej strzałom było trafiać. Lecz nie był to oddział żołnierzy, nie było dyscypliny, nie było zbytniej koordynacji. Tu każdy wierzył w możliwości swoje, nikt nie wykrzykiwał rozkazów i nie próbował zapanować nad podwładnymi, bo i przecież podwładnych nie było. Oj nie, nie byli to żołnierze. Tacy nigdy nie rozbiegliby się po okolicy. Nie próbowali upolować wrogów na własną rękę, bo prawdziwa siła tkwiła we współdziałaniu. Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby w krzakach krył się ktoś inny od bohaterów. Prawdziwych i dzielnych poszukiwaczy przygód.

Cichą, chociaż groźną knieję, rozdarły nagle odgłosy starcia. Ryki bestii zlały się z odgłosem wyciąganych mieczy, okrzyków bojowych, inkant i wibracji uwalnianych mocy. Grupa prawie od razu została rozdzielona, gdy doszło do zwarcia z wielkimi jaszczurkami.

Wyskok Jensa tylko na chwilę zatrzymał sam atak, a moc natury, którą przywołał, wypełniła jego ciało i duszę. Stwór zatrzymał się i obwąchał, ale wcale nie zamierzał zatrzymywać innych. To w końcu były drapieżniki i to nie takie jak wilki, które polowały w stadzie. Te były za duże, by w stadnym poruszaniu się starczyło im zwierzyny. Do wspólnego ataku musiało skłonić je zupełnie co innego. Na szczęście dla łowczego, zaklęcie podziałało i z problemami, ale udało mu się dosiąść zwierzęcia. Chwycił nóż, zdając sobie sprawę, że to żadna broń i pognał do przodu, ku gęstym krzakom, przy których widział wcześniej jednego ze strzelców. Ale zgubiła go ufność, zarówno w swoje możliwości jak i w zaklęcie, którego użył. Zauroczony stwór wciąż pozostawał wierny byłym panom, tak samo jak pozostawał drapieżnikiem. Nie mogąc zrzucić przymusowego jeźdźca wierzganiem i pędem biegu, skoczył nagle w bok i łupnął w drzewo z ogromną siłą. Tropiciel uderzył w twardą przeszkodę barkiem, odbijając się i spadając prosto do wody. Nóż wypadł mu z ręki, tonąc błyskawicznie gdzieś obok. A on sam, tak samo jak stwór, walczył przez chwilę z oszołomieniem.

Silia wypowiedziała zaklęcie, a grube, magicznie stworzone pajęcze nici pojawiły się znikąd, oblepiając krzaki, drzewa, ziemię i przeciwników. Dwóch z nich utknęło i wściekle teraz warczało, próbując wyrwać swoje kończyny lepkim, nieznajomym im mackom. Gdzieś obok mignęła czarodziejce Angela, Jens właśnie dosiadał jednego z tych stworów. Może to właśnie uśpiło czujność czarodziejki? Obok walczyła reszta jej towarzyszy, toteż magini odwróciła się i przeczesała wzrokiem krzaki. Tam byli strzelcy, którzy nie mogli jej nic zrobić. Ich też chciała unieruchomić, czy to z chęci złapania jakiegoś, czy z jakiejś innej, nie wiadomo. Bowiem wyjęła księgę i zaczęła ją wertować szybko. Gdzie było to zaklęcie?! Jest! Akurat na czas, bowiem dostrzegła tubylca w masce. Wyśpiewała inkantę i skierowała dłoń w jego stronę. Nie zobaczyła efektu zaklęcia, gdyż potężne pazury drapieżnika przeorały jej nieosłonięte plecy. Ból był straszliwy, mocniejszy niż jakikolwiek wcześniej. Jak bezwładna lalka, Silia padła na ściółkę, przez mgłę tylko widząc pochylającą się nad nią paszczę. Wciąż jeszcze była pokryta pajęczynami. Mignęły sztylety. Jeden odbił się od twardej łuski gada, drugi zagłębił się w jego oku. Krew trysnęła na półelfkę a przeciwnik odskoczył nagle. Jego miejsce zajęła Angela. Jej skórznia też była rozcięta w kilku miejscach, ale jeden z gadów leżał martwy trochę dalej. Czarodziejka miała jednak problem z poruszaniem się, a potworny ból pleców wydawał się tylko narastać.

Elizabetha, wierna temu, że przyjaciele sobie poradzą, schyliła się i weszła w głębsze cienie. Liście rozłożystych paproci zasłoniły jej przejście, a gady walczące z pozostałymi najwyraźniej nie zwróciły na zwinną, rudowłosą istotkę uwagi. Weszła w wodę, która sięgała jej do pasa. Tu musiała przyznać, że ciasno przylegająca do jej ciała czarna skórznia była całkiem przydatna, i nawet jeśli woda dostawała się pod nią, to sam materiał przecież nie zamakał i nie utrudniał ruchów. Rozglądała się uważnie, nagle to zauważając! Z wody wystawała cienka rurka, poruszając się powoli w jej kierunku. Bethy uderzyła błyskawicznie, branie jeńców w takiej sytuacji było niezbyt bezpieczne. Miecz natrafił na opór, a w wodzie pojawiły się bąbelki i krew. W końcu pojawił się też przeciwni, ranny, ale żyw, krztusząc się wodą próbował powstrzymać krwawienie z barku. Schwytać byłoby go łatwo gdyby nie... świst kolejnych strzał! Uskoczyła w bok, wpadając w krzaki, ale jeden z grotów zahaczył mocno o jej udo. Wstała, trzymając się za nie. Strzelców nie było nigdzie widać, był tylko oddalający się ranny.

Lilla znała już swoje możliwości. Wiedziała też, jak łatwo jest zabić człowieka, gdy tnie się go magicznym mieczem. Zbroja utrudniała jej ruchy, a po całodniowym marszu dziewczyna była zmęczona, ale i tak potrafiła się skupić, a wiara dodawała jej sił. Cięła potężnie jednego gada, krew trysnęła a stworzenie upadło na ziemię. Wciąż żywe, bowiem szybko wstało. Jego bok krwawił, ale nie na tyle mocno, by nie mógł ponownie rzucić się do ataku! To najwyraźniej nie był przeciwnik, którego mogło zabić jedno uderzenie. A drapieżniki wiedziały jak polować. Po chwili bezładnych ataków zaczęły okrążać paladynkę, atakując ją na przemian z obu stron. Kilka cięć i pchnięć miecza trafiło, ale wciąż za słabo. Jej tarczę, zbroję i w dwóch miejscach również ciało poznaczyły szramy po ostrych pazurach. W końcu dostrzegła pewien rytm i przeszła do kontrataku. Uderzyła jednego tarczą i pchnęła mieczem drugiego z drapieżników, przebijając na wylot jego czaszkę. Nie przewidziała jednak, że jej miecz się zaklinuje w twardych kościach! Zanim zdołała go wyrwać, drugi przeciwnik rzucił się na nią. Zdołała zasłonić się tarczą, ale impet był zaskakująco silny. Przeważona przez ciężką zbroję, potknęła się o korzeń i przewróciła. Miecz był daleko, a pysk stwora blisko.

Alex i Albert jako jedyni działali razem. Nie mieli w zasadzie wyjścia, gdy zaatakowały ich trzy gady, rzucając się do przodu. Czar kapłana zatrzymał na chwilę dwa z nich, a do jednego natychmiast przypadł czarnowłosy nożownik, wbijając sztylet w gardło stwora. Ale trzeci skoczył, błyskawicznie pokonując przestrzeń, jaka dzieliła go od kapłana. Ten rozpaczliwie zasłonił się lagą, na której zacisnęła się potężna szczęka drapieżnika. Sama siła pchnęła kapłana na ziemię, a szpon rozerwał jego koszulę i pozostawił paskudną szramę na piersi. Alex, zajęty walką z drugim przeciwnikiem nie mógł mu pomóc, ale zrobiła to Alexandra, uderzając stwora mentalnie. Ten cofnął się z piskiem, ale otrząsnął szybko, pozwalając słudze Kelemvora tylko na wstanie na nogi. Psioniczka, widząc co się dzieje, porzuciła myśli o wyłapywaniu strzelców, a skupiła się na pomocy towarzyszom. Skupianie się na dwóch mocach jednocześnie wyczerpywało szybko jej siły, ale nagły przebłysk i zmiana, uświadomiły jej jeszcze coś.
-Nadchodzą kolejni!
Jej krzyk słyszeli wszyscy. Ale nie wszyscy byli w pobliżu.

Jens otrząsnął się pierwszy i chwytając rohatynę wbił ją mocno w szykującego się już do skoku drapieżnika. Tamten szarpał się jeszcze, ale nie mógł już sięgnąć pazurami do ciała łowcy. Tropiciel zapomniał na chwilę o strzelcach, a przypomniał mu o tym dopiero świst strzały i mlaśnięcie, gdy z impetem wbijała się mu w bark. Zwrócił się ku strzelcowi, ale szybko miał inny problem. Z zarośli wyskoczyło kolejnych czterech tubylców w maskach, tym razem już uzbrojonych w maczugi, włócznie i drewniane tarcze. Miszka pojawił się znikąd, chwytając i przewracając jednego z nich. Drugi z krzykiem zwrócił się ku zwierzęciu, ale Jens i tak już musiał parować ciosy dwóch kolejnych. Odbił maczugę, ale nawet nie zdążył skontrować, gdy włócznia zagłębiła się w jego boku. Dzikus wyrwał krwawiący grot, rycząc triumfalnie. Tropiciel szybko tracił siły, a obserwująca to wszystko Silia znalazła w sobie ostatnie pokłady energii i wstała, opierając się ciężko o drzewo. Widziała też para tubylców wyskakuje z wody z drugiej strony, kilka kroków od niej. Wydawali się tak samo zaskoczeni jak ona, ale zupełnie czym innym. Nawet wymienili kilka słów i wskazali na jej uszy. Jeden przyczepił maczugę do paska i zamiast niej wyciągnął linę. Obaj powoli zaczęli się zbliżać.
Bethy również szybko pojęła powagę sytuacji, w której się znalazła. To nie był jej teren, nie potrafiła się schować wystarczająco dobrze. Towarzysze walczyli zaciekle gdzieś niedaleko, ale szybko przestała myśleć o dostaniu się do nich, bowiem trzej tubylcy zaszli ją prawie niepostrzeżenie. Ich maski pojawiły się niemal znikąd, a już ułamek chwili potem rudowłosa uchylała się przed włócznią jednego z nich. Przeturlała się pod maczugą i cięła pod kolana. Trysnęła krew, wróg upadł, wrzeszcząc. Nie było czasu by cieszyć się chwilą, nabijana kolcami drewniana pałka uderzyła ją w plecy i również posłała na ziemię. Sycząc z bólu przeturlała się i wstała. Śmignęła gdzieś kolejna strzała, ale spudłowała, wbijając się w drzewo za nią.

Z kierunku, z którego przyszli, rozległo się nagłe, rozdzierające wręcz, wilcze wycie całego stada. Zbliżało się szybko. Pierwszy, ogromny wilk, zatrzymał się, jakby analizując to co się działo. Chwilę potem dołączyły do niego kolejne. Tubylcy zaczęli krzyczeć do siebie, ale nie zaprzestali walki. Bardziej zagrzewali się do większego wysiłku. Ale nie wyglądało na to, że są to ich sprzymierzeńcy. Nawet gady obejrzały się na chwilę w tamtym kierunku. Wilki jednak nie ruszały się dalej, widząc jak obcy walczą o życie.

 
Sekal jest offline  
Stary 26-09-2009, 00:18   #568
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silia padła ma ziemię powalona impetem ciosu. Gadzie pazury gładko weszły w ciało i rozharatały je aż do samej kości.
A później ból przesłonił wszystko. Wydawało jej się, że umiera, a w zasadzie była tego niemal pewna. Plecy paliły i piekły tak dotkliwie, że marzyła tylko o tym aby zemdleć, aby to się skończyło.

Dlaczego się podniosła? Może chciała po raz ostatni ujrzeć twarze towarzyszy zanim zejdzie z tego świata. Jej lekkomyślność ją zgubiła. Trzeba było walczyć zaciekle od samego początku a nie czekać na cud, że sprawę załatwią polubownie. Więcej nie popełni tego błędu. Jeśli się staje oko w oko z kimś, kto łaknie twojej krwi nie ma miejsca na litość czy skrupuły. Bethy raz przekonała ją, aby puścili doppelgangera wolno a ten później dopadł ich w kazamatach i przyprowadził znajomych. Była na tyle głupia, że dała się wówczas przekonać. A dzisiaj okazała się nie mniejszą idiotką sądząc, że Jens poradzi sobie z całą watahą jaszczurów za pomocą swych trików i potwory po prostu dadzą im spokój. Straciła czujność. I jeszcze ludzie w maskach. Fakt, na początku chybiali, ale teraz działali zadziwiająco skutecznie. Niemal wszyscy byli ranni a łowczy był w największych chyba tarapatach. Zerknęła z przestrachem na pole bitwy. Może właśnie ta nieuchronna wizja śmierci dodała jej sił. Przygryzła z bólu wargi przekonana, że się nie podda. Jeszcze nie w tej chwili.

Za sobą dostrzegła dwa cienie. Ku jej uldze zamaskowani tubylcy odłożyli maczugi i jeden z nich złapał za linę. Okazja stwarza możliwości. Ta lina właśnie jawiła się jako możliwość. Szansa na przeżycie.

Z pasa wyciągnęła fiolkę zawierającą ogień alchemiczny. Cisnęła nią w jednego z napastników przepełniona bezkresną determinacją i gniewem.
~Zdychaj~ pomyślała tylko, a może powiedziała na głos? Nie była pewna bo cała buzowała od emocji, bólu i zwątpienia.

Ogień i tym razem jej nie zawiódł. Jej umiłowany żywioł, nawet zamknięty w butelce, jakby naginał się do jej woli. A może Mystra zerkała teraz na nią swym przychylnym okiem? Fiolka w każdym razie poszybowała w wyznaczonym kierunki zataczając w powietrzu kilka obrotów i spadła wprost na czerep tubylca rozsypując się w pył. Drewniana maska i włosy człowieka migiem zajęły się pomarańczowożółtym płomieniem. Wróg wzniósł paniczny okrzyk i rzucił się na ziemię skręcany konwulsjami.

To trwało tylko chwilę. Silia nie podziwiała efektu swojego rzutu, bo gdy tylko jej dłonie się zwolniły zaczęła inkantę. Lina trzymana przez drugiego z tybylców szarpnęła się samoistnie i zatańczyła woków jego tułowia i przegubów tworząc skomplikowane supły. Mężczyzna stracił równowagę i zarył twarzą w ziemię.
~Chwilowo wyłączony z gry.~

Usłyszała nieopodal zwierzęce porykiwania. Nie była pewna czy brzmią jak wybawienie czy kolejne kłopoty. Ale czy mogło być gorzej? Zresztą frakcja wilków i tubylców chyba za sobą nie przepadały. A więc czy wróg mojego wroga jest moim przyjacielem?
~Wilki może równa się Lord? Lord może równa się ratunek? Gdyby chicał nas zabić, zrobiłby to wcześniej.~

Tylko dlaczego nie interweniują? Niepisane prawo? Kolejna, tylko im wiadoma granica, której nie mogą przekroczyć? Czyli jednak są zdani wyłącznie na siebie?

Jens wydawał się na przegranej pozycji, tylko ucieczka może uratować mu życie. Bethy w ogóle zniknęła jej z pola widzenia. Lilla wyglądała na solidnie poranioną i zziajaną. Angela pochłonięta walką z kolejnym gadem wyglądała w porządku, ale kilku kolejnych przeciwników już podążało w jej stronę, jakby grzecznie czekali na swoją kolej. Jedynie trójka zgromadzona w kupie, Aleksa, Albert i Alex, radzili sobie jako tako. Pytanie jak długo? Wrogów zdawało się wcale nie ubywać. I bogowie jedni wiedzą ilu czai się jeszcze pośród tego zielonego piekła.

Półelfka zakaszlała urwanie i splunęła krwią. Miała wrażenie, że płuca jej zaraz pękną.
Musiała się spieszyć, to pewne. Ból zaraz odbierze jej przytomność.
~Jeszcze jedno zaklęcie. Ostatnie. Dasz radę.~

- Uciekajmy – krzyknęła z trudem, choć starała się by jej głos zabrzmiał doniośle. - W... stronę... wilków...

Rozłożyła ręce na boki jakby chciała zaczerpnąć energii z otaczjącego ją świata. Ale wokół była tylko parszywa woda, bagna i wilgoć... Wymawiała zaklęcie z trudem. To było jak bieg nocą po lesie, gdy trzeba omijać na każdym kroku podstępne wyrastające wprost z ziemi korzenie. Niezwykle forsujące. Każdy kolejny gest wysysał z niej siły witalne. Czuła, że słabnie.

Efekt nie był może tak imponujący jakby tego chciała ale musiał wystarczyć. Gęsta mgła zaległa pomiędzy walczącymi niemal natychmiast, zmniejszając widoczność do jednego metra. Miała nadzieję, że to pomnoży ich szanse, aby bezpiecznie się z tego wycofać.

Przed oczami zamigotały jasne plamy, ciało zwiotczało pod wpływem wysiłku. Silia leżała ponownie na mchu dysząc jak po morderczym wielogodzinnym marszu. Ból w plecach, który łaskawie pozwolił o sobie zapomnieć na te kilka istotnych chwil, teraz odezwał się ze zdwojoną siłą. Wycie i powarkiwania wilczego stada wskazywały właściwą drogę. Czy aby na pewno właściwą? Czy nie było szaleństwem uciekać od jednych potworów w środek gardzieli innych monstrów? W tym momencie półelfce wydawało się, że nie mają nic do stracenia.

Chyba tylko siłą woli zachowywała nadal przytomność umysłu. Mozolnie uniosła się na łokciach i pełzła przed siebie ocierając się brzuchem o ziemię niby jakiś karaluch. Nadzieja, że dotrze do celu wydawała się nierealna jednak z uporem brnęła w przód.

Walka była klęską. Mimo, iż czuła oddech śmierci na karku, nie mogła przestać myśleć o tym jak bardzo spartaczyła robotę, czuła smak porażki wypełniający jej usta jak trujący jad. Haniebna ucieczka, oto do czego doszło. Postawa nie godna bohaterów. Tylko czy nim była? Na przykład dziś, kiedy stała nad płonącym żywcem człowiekiem, wypełniona po brzegi czystą niezmąconą furią? Wciąż zadawała sobie to pytanie. Czy była bohaterem, jednostką zdolną do poświęcenia i ratowania uciśnionych? Oczywiście, że tak. Musiała nim być skoro zabrnęła tak głęboko w tej całej straceńczej misji. Koń by się uśmiał...

Lilla – bez dwóch zdań dobra i szlachetna. Bethy – posiadała chyba najbardziej niezachwiane moralne zasady z nich wszystkich. Aleksa – tak idealna, że jej myśli musiały być czyste jak święcona woda. Jens, skłonny zawsze wszystko wybaczyć...

I ona. Ona, która, potrafiła równie gorliwie kochać co i nienawidzić. Żywy płomień, kierujący się sercem, impulsem i afektem. Czy ten płomień ma teraz zgasnąć, tak po prostu? Bez uprzedzenia?

~Mystro, nie pozwól mi zgasnąć... Jeszcze nie chcę. Jeszcze nie... ~
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 26-09-2009 o 11:53.
liliel jest offline  
Stary 27-09-2009, 16:42   #569
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Wielkie zębiska kłapnęły zaciskając się na kosturze. Albert leżąc w wilgotnych mchach gorączkowo myślał co zrobić. Przeciwnik był dużo zwinniejszy i silniejszy od niego. Szamotał się tracąc powoli siły. Rana na ramieniu i piersi szarpały tępym bólem przy każdym ruchu. Nagle bestia puściła kostur i zakwiliła boleśnie. Poruszyła głową i odskoczyła z piskiem do tyłu. Kapłan wiedział, że nadeszła szansa. Chwycił mocniej kostur i już podnosząc się zaczął szeptać modlitwę.
- Kelemvorze, spraw aby symbol mojej wiary stał się bronią zdolną powalić wrogów.
Powietrze wokół kija zadrgało w dobrze znanym kapłanowi rytmie, kiedy brał szeroki zamach znad głowy. Bestia oszołomiona atakiem Alexy Ne zdążyła uskoczyć przed silnym ciosem. Jednakże jej instynkt i piekielna zwinność pozwoliła uniknąć zguby. Granitowa głowica kostura zamiast trafić w tył głowy, łamiąc kark, rąbnęła monstrum w ramię wybijając bark i posyłając potwora na ziemię, ryczącego w spazmach bólu. Albert rozglądnął się szybko i zobaczył jak Alex walczy wirując jak fryga z ostatnim atakującym ich potworem. Niedaleko od siebie dojrzał Silię krwawiącą z paskudnej rany na plecach i Lillę odcinającą się rozpaczliwie dwóm bestiom. Jens i Bethy zniknęli z jego pola widzenia już jakiś czas temu. Czarodziejka krzyknęła o ucieczce i zaczęła krótką inkantę. Dopiero teraz Albert dostrzegł jeszcze wyłaniające się zza drzew wilkołaki. O dziwo nowe bestie nie przyłączyły się do rzezi. Przynajmniej na razie.

Kapłan skoczył do czołgającej się czarodziejki. Przywołana przez nią magiczna mgła spowiła kłębami pole walki. Albert podniósł Silię. Nigdy nie był siłaczem, ale strach i adrenalina zrobiły swoje. Przerzucił kobietę przez ramię, uważając na jej rany na plecach i odbiegł w stronę Alexy i nadciągającej wilczej watahy. Jeśli okażą się one wrogie i tak już im nic nie pomoże, ale sądząc po reakcji strzelców być może czarodziejka miała rację. Położył ją delikatnie na ziemi i rozciął niewielkim nożem cienki materiał na plecach, odsłaniając ranę. Polał szybko ją wodą z bukłaka dobytego z torby, starając się oczyścić ze strzępków materiału i mchów, pochylił zaraz głowę w cichej modlitwie. Dotknął skrwawionych pleców, szepcząc prośby o łaskę do Pana Zmarłych. Z ulgą zauważył, że wokół Silii nie ma mlecznobiałej aury. Przez ręce przeszła fala rozedrganego powietrza, gdy po raz kolejny Kelemvor spojrzał łaskawie na kapłana. Rany po pazurach na ciele czarodziejki przestały krwawić i jej ból nieco zelżał.
- Jesteś poważnie ranna Silio. Mam za mało mocy aby teraz wyleczyć twe obrażenia. Powstrzymałem tylko krwawienie, ale aby zasklepić rany potrzebuję o wiele więcej czasu... a tam nadal trwa walka - powiedział z wahaniem.

Kapłan poderwał się z kolan, nie zważając na palący ogień w ramieniu i piersi. Jego rany mogły zaczekać. Ostatnimi siły przywołał po raz kolejny moc Kelemvora:
- Panie Zmarłych ześlij do pomocy twojemu wiernemu słudze pomocnika w walce z nieprzyjaciółmi.
Zakręcił kosturem nad głową duże koło i wskazał głowicą miejsce spowite teraz mgłą, a gdzie wcześniej widział Lillę. Po chwili dało się stamtąd słyszeć ujadanie i warczenie wielkiego psa, który wspomógł paladynkę w walce.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 27-09-2009 o 16:46.
Harard jest offline  
Stary 27-09-2009, 19:08   #570
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Olbrzymie cielsko zwaliło ją z nóg, wytrącając miecz. Głowa okuta w hełm zaryła w jakiś twardy kamień. Nie było czasu na podniesienie się i chwycenie miecza, bestia już stała na dziewczynie próbując się przebić kłami przez jej tarczę, ostatnie źródło osłony. Cios wyprowadzony okutą w stal rękawicą był instynktowny. Uderzenie prawej dłoni zwiniętej w pięść nie mogło przeszkodzić jaszczurowi, ale mogło dać chwilę czasu. Ten moment niezbędny do wyjęcia sztyletu i zatopienia go w boku potwora, co też zostało uczynione.
Istota zaskowyczała i spadła z dziewczyny. Kalvarówna niesiona wolą przeżycia wstała i rzuciła się ku broni. Ale to był przewidywalny ruch, nawet dla niesionych instynktem kreatur. Opierając się o ostrze miecza stała kolejna istota spozierająca z czystą nienawiścią.

Paladynka zatrzymała się, krótki sztylet nadal tkwił w boku poprzedniego stworzenia, tak więc dziewczyna była kompletnie bezbronna.

- Uciekajmy. W... stronę... wilków...

To chyba była Silia, trudno było orzec w tym wszechobecnym hałasie i szczęku. Świat powoli odpływał, zostały na nim dwie rzeczy: rycerz i gad stojący na jego broni. Niebieskie źrenice z intensywnością wpatrywały się w jaszczurcze, zielone oczy. Przestrzeń między nimi aż wibrowała od wzajemnej nienawiści, w tej wojnie nie było możliwości by brać jeńców. Stali tak nie dostrzegając nic co działo się wokoło, każde czekało na ruch przeciwnika.

Aż czar Alberta przerwał to dziwne połączenie. Olbrzymich rozmiarów pies pojawił się tuż obok, przeważając szalę na korzyść dziewczyny. Rzucił się jaszczurowi do gardła strącając go z miecza. Nie miał najmniejszych szans, już po chwili leżał z rozpłatanym brzuchem, z wnętrznościami, tonąc we własnej krwi. Ale jego poświęcenie wystarczyło, magiczna broń nieomal sama odnalazła drogę do ręki dziewczyny.

Potężny miecz o czarnej głowni zafurkotał w młynku nad głową Lilli, ta broń fizycznie dodawała jej sił, dodawała hartu, pewności siebie. Gdy spadała, niczym grad, na szarpiącą ścierwo psa bestie było to widać.

Nie wiedziała czy zabiła wroga, potężna mgła otuliła ich w momencie zetknięcia się broni z cielskiem jaszczura. Nie widząc kompletnie nic na odległość dłoni paladynka zamknęła oczy.
~ Tyrze, prowadź !
Wiedziona słuchem podążyła w stronę wilków, które zdążyła przedtem zarejestrować kątem oka.
 
Nadiana jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172