Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2009, 19:23   #571
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Psioniczka skupiona na przepatrywaniu wrogów ukrytych w gęstwinie i wodzie, na chwilę zamknęła oczy, by nic jej nie rozpraszało. Ta chwila wystarczyła by ich sytuacja ze złej zamieniła się w jeszcze gorszą.
Nie widziała Elisabethy, ani Jensa, ale nadal działająca moc pozwoliła jej stwierdzić, że przynajmniej są żywi. Choć ranni i najwyraźniej otoczeni przez wrogów. Także Silia została zraniona i gdyby nie Angela z czarodziejka byłoby naprawdę kiepsko. Jedynie paladynka, która wzięła na siebie ciężar walki z dwoma przeciwnikami naraz, jak na razie radziła sobie z nich wszystkich najlepiej.
Zauważyła też że Albert najwyraźniej nie był przyuczony do bezpośredniej walki z dużo silniejszym, lub dużo zwinniejszym od siebie przeciwnikiem. Ponieważ niejako z jej winy znalazł się w sytuacji, w której nie radził sobie najlepiej, gdy tylko stała się ona krytyczna, Alexandra porzuciła myśl o walce ze strzelcami i skupiła na bezpośrednim niebezpieczeństwie. Uderzenie, które skierowała na stwora atakującego kapłana, oszołomiło go na tyle, że ten ostatni zdołał się wyrwać i uderzył go swoja laską i pobiegł w kierunku poranionej czarodziejki. Kolejna porcja mocy osłabiła gada już bardzo mocno, ale ciągle jeszcze trzymał się chwiejnie na nogach i był w stanie zaatakować i poważnie zranić, gdyby ktoś niedoświadczony odważył się do niego podejść.

Alexa znała swoje ograniczenia. W bezpośredniej walce nie miała szans, ale z drugiej strony używanie mocy mogłoby się okazać jej wielkim marnotrawstwem. Wrogów było jeszcze tak wielu!
Chwyciła za kuszę, która nosiła wsunięta na wierzchu plecaka i wyszarpnęła szybko. Porwała bełt i naciągnęła cięciwę. Jak dobrze, ze tropiciel wymagał od niej doskonalenie tej czynności. Po wielu godzinach ćwiczeń potrafiła ją wykonać bardzo sprawnie i szybko. Wycelowała i skupiła się na obiekcie. Teraz potrzebna jej była koncentracja i spokój. Na szczęście te umiejętności ćwiczyła całe życie. Głęboki oddech zaradził drżeniu dłoni.
Przypomniała sobie kolejna naukę tropiciela: ~Celuj w najsłabsze, najczulsze miejsce, odkryty brzuch, oko, szyja. Tam gdzie twój pocisk ma szanse przebić skórę lub pancerz.~
To cholerstwo całe było pokryte zrogowaciałą skórą, a przy umiejętnościach strzeleckich Alexy trafienie w oko graniczyło praktycznie z cudem. Do tego chyba zwróciło uwagę na stojącą psioniczkę bo na lekko chwiejnych nogach ruszyło w jej stronę. Cud był jej teraz zdecydowanie potrzebny i jakby w odpowiedzi na jej cicha modlitwę stworzenie otwarło paszczę i zaryczało przeciągle. Dziewczyna strzeliła. Jakby w zwolnionym tempie patrzyła jak bełt leci i trafi prosto w miękką tkankę na środku jego gardła. Ryk urwał się gwałtownie, a gad zwalił na ziemię.

Alexandra poczuła jak kropla potu spływa po jej czoła. Otarła ją pośpiesznie i popatrzyła na rozgrywająca się obok walkę. Z przerażeniem zobaczyła jak jeden z gadów atakuje leżąca na ziemi Lilę. Paladynka osłaniała się tylko tarczą przed wielkimi zębami. Jej miecz leżał poza zasięgiem reku, zatopiony w czaszce powalonego stwora. Psioniczka wiedziała już, ze nie powali go jednym swoim uderzeniem, ale może chwilowa dezorientacja pozwoli się wyrwać Lilli i sięgnąć po broń? Musiała jej pomóc. Skupiła się więc na swych myślach. Widziała jak Albert z Silią przesuwają się w kierunku watahy wilków. Postanowiła do nich dołączyć gdy tylko zdoła pomóc swojej przyjaciółce. Bo choć Lilla mogła teraz myśleć inaczej, uczucia Alexy do niej były cały czas bardzo silne.
W tym momencie zauważyła jak obok służki Tyra pojawia się wilk, a potem wszystko spowiła gęsta mgła.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 27-09-2009 o 19:27.
Eleanor jest offline  
Stary 27-09-2009, 19:46   #572
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Kulejąc i brocząc obficie krwią, cofnął się głębiej po kolana w bajoro. Bólu jeszcze nie czuł, ale wiedział, ze rana jest poważna. Zimno i odrętwienie rozlało się po całym udzie. Tymczasem łucznik zakładał już kolejną strzałę. Tym razem celował w wilka...
- Miszka, do mnie! - krzyknął słabo gdy dzikus napiął cięciwę. Wilk sprężył się i wybiwszy z przewróconego uprzednio wroga skoczył w wodę obok myśliwego, zmuszając dwóch dzikusów do chwilowego odstąpienia. Strzała świsnęła i uderzyła tępo w jakiś pień. Jens zaś wykorzystując moment zaskoczenia uderzył niezbyt precyzyjnie w tego z maczugą, bo tylko on musiał trzymać bliski dystans. Kaftan chroniący tors dzikusa, pękł z trzaskiem, a ostrze ześliznęło się po żebrach odsyłając go z krzykiem w tył na kępę mchu. Przewrócony jednak już wstawał, a strzelec ponownie napinał łuk. Sytuacja wyglądała tragicznie. Myśliwy rzucał desperackie spojrzenia otoczeniu w poszukiwaniu nadziei dla siebie. Zawiódł. Przedobrzył. Jasper go ostrzegał przed takim zachowaniem na obcym terenie. Teraz przypłaci to życiem swoim i przyjaciela... Zbijając kolejne pchnięcie włócznią, znów się cofnął. Warkot gotowego do skoku Miszki i jego rohatyna chroniły ich na razie przed śmielszymi atakami. Stojący jednak z tyłu łucznik już mierzył w myśliwego starając się tak wycelować, by nie trafić przez przypadek swoich. Jens spojrzał bezradnie za ramię. Dobrych dwadzieścia metrów do przyjaciół. W życiu nie dałby rady z tą nogą nawet gdyby łucznika nie było. I jeszcze to bajoro, które utrudnia poruszanie... Ostatni pomysł...
- Uciekaj Miszka! – krzyknął do wilka. Ten nie rozumiejąc szczeknął na niego – No już! - Machnął gniewnie rohatyną na wilka jakby go przeganiał. Wilk odskoczył na bok, a dzikusi wykorzystując ich rozdzielenie się, skoczyli na myśliwego – Biegnij do Silii i reszty!
Miszka pobiegł. A myśliwy widział już dwie włócznie i maczugę na niego wznoszone. Nie miał już nic do stracenia. Najbliższą włócznie zbił, kolejnej z trudem uniknął. Zamaskowany napastnik z maczugą wpadł jednak na niego, po niecelnym uderzeniu. Myśliwy jęknął i wypuścił z rąk rohatynę. Złapawszy przeciwnika za jego skórznię, ku jego zaskoczeniu pociągnął go na siebie do tyłu, gdzie w głębszej wodzie utonęło już cielsko bestii. Jens nabrał w płuca powietrza zanim runęli do ciemnobrunatnej wody. Nogami odpychał się dalej, byle głębiej. Cały czas mocno trzymając dzikusa, spod którego maski wydobywały się kaskady bąbelków. Ten miotając się kopnął myśliwego w udo. Prawie pociemniało mu w oczach z bólu... ale nie wypuszczał. Umiał wytrzymać ból. Czy jednak aż taki? Strzała ocierała się delikatnie o mulaste dno, wywołując porażające fale pulsujące w całym barku... i jeszcze ten coraz paniczniej miotający się dzikus. Jens zamknął oczy, skupiając się tylko na tym, by nie zwolnić uścisku i nie krzyknąć wypuszczając cały zapas powietrza. I tak było już niemal ciemno. Brudna woda, w której zalegała cała masa butwiejących roślin i robactwa umożliwiała zobaczenie na powierzchni zaledwie zarysów postaci przeszukujących włóczniami trzęsawisko. Byle nie zdążyli się w muł zanurzyć... Po chwili dzikus znieruchomiał. Jens jednak zaczynał już odpływać. Ból znów zaczął być jakiś odległy, a i odgłosy pluskania na powierzchni jakby przycichły. Czy tak wygląda śmierć. Czy tak samo czuli się Aldym i Drago? Tak po prostu... nic? Nagle wizja Silii, z którą będzie wychowywać stadko dzieci, nie była taka zła. Znów widział tę wieżę, którą oczyścili z goblinów. I znów widział tam siebie i ją. Uśmiechała się krnąbrnie jak to ona, niosąc od strony lasu koszyk z jagodami. Jakże ładnie wyglądała. Jakże on ją kochał... Silia... Jej krzyk? Silia! Sil! Otworzył oczy, wypuszczając kurczowo trzymane zwłoki i machając na oślep ramionami, by dostać się do powierzchni. Płuca zaczęły boleśnie kłuć klatkę piersiową. Jeszcze kawałek...
Wynurzył się głębokimi haustami wciągając powietrze. Z trudem powstrzymywał kaszel targający jego ciałem, czemu towarzyszył ból tkwiącego w barku grota. Dookoła była jednak tylko gęsta mgła przez którą nie było prawie nic widać.

Z trudem wyszedł na stały grunt. Wycieńczony, ranny i ociekający wodą... ale siły powoli wracały. Nie na darmo dzień w dzień stary łowczy doprowadzał Jensa do stanu wycieńczenia. Sięgnął szybko za ramię i ze stłumionym jęknięciem złamał wystającą strzałę. Potem zdjąwszy z pleców łuk, który był jego ostatnią niezbyt pasującą do warunków bronią i nałożywszy nań strzałę, ruszył słabo w kierunku gdzie po raz ostatni widział czarodziejkę...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 27-09-2009 o 21:39.
Marrrt jest offline  
Stary 27-09-2009, 21:27   #573
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Pierwsza myśl była czystą ciekawością. Jak skubaniec przemieszczający się pod wodą rozróżniał w tej bagnistej breji kierunki? Dopiero w następnej sekundzie ucieszyła się, że oto jeden z napastników sam pcha jej się w ręce.
Ale szczęście rudowłosej było tylko pozorne. Nie było żadnego wróbla w garści, nagle zmieniła się determinacja poukrywanych strzelców, strzały świstały koło zwinnej dziewczyny i spomiędzy drzew wyłonili się nowi napastnicy.

Walka była dla Elizabethy obcym żywiołem a jednak wciągała i pociągała ją tak, że już dwukrotnie poddała się jej słodkiemu czarowi. Wtedy, gdy kiedy zabiła szarego krasnoluda w Kaar - Razan i w pierwszej walce pod murami Kaar – Adun. Karuzela prawdopodobieństw, chodzenie po linie, szczęście i precyzja. Nie miała determinacji Angeli lecz z łatwością zatracała się w tańcu. Nie dlatego, że tak jej kiedyś radziła okrutna nożowniczka, ale bo w tym było piękno i prawda. Udo krwawiło lecz nie czuła bólu, kolce pałki boleśnie wryły jej się w plecy ale i to bardziej wiedziała niż czuła. Gdzieś walczyli jej przyjaciele, ale nie miała czasu wypatrywać ich sylwetek.

Nie była stworzona do zabijania za to miecz wykuty przed latami przez ojca tak. Jeszcze nie posługiwała się nim dobrze, choć o tyle lepiej niż wiosną, ale wtopił się w jej duszę całkowicie i była w tym najprawdziwsza magia i moc i choć nie słyszała o takiej runie z pewnością musiała istnieć, runa serca przypisująca broń do osoby, splatająca ciało i żelazo w jedno. I teraz gdy nie mogła ufać rozumowi, który krzyczał, że zabija żywych, zaufała broni, pozwoliła by to ona mówiła jej jak tańczyć. Mężczyzna z przeciętymi ścięgnami wył z bólu, miała wrażenie, że maski atakujących ją napastników wykrzywia grymas nienawiści. Instynktownie zmniejszyła dystans, i włócznia i maczuga potrzebowały miejsca do swoich figur.

Cięła mężczyznę z włócznią, pod szyję, zadecydował fakt, że był wyższy. Jednocześnie wyprowadziła kopnięcie w krocze. W jej nozdrza nieoczekiwanie uderzył zapach obcego potu. Skojarzył jej się z miłością. Ponownie uniknęła włóczni, maczuga znowu uderzyła dziewczynę, teraz z mniejszym impetem, niechętna zbyt małej odległości, za to uderzenie łokcia mężczyzny z tyłu, wbiło głębiej w ranę przedmioty, które w niej tkwiły. Ze zdziwieniem słuchała swego jęku. Odturlała się w stronę najbliższego drzewa ledwo łapiąc oddech. Mężczyzna cięty w szyję chyba się zataczał, ale nadal nie miała czasu patrzeć. Płacząc z bólu wciągnęła się na górę między konary. Wyrwała z pleców szklany bolec z maczugi. Mimowolnie przekręciła tkwiący na jej palcu pierścień i wyobraziła sobie postać.

Na ziemię zeskoczył Aerandir.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 30-09-2009, 16:10   #574
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Mgła pojawiła się nagle, szybko ogarniając całą okolicę i otulając walczących białymi, wilgotnymi pasmami magii. Zdezorientowani drapieżcy i tubylcy przez chwilę rozglądali się wokół, nieprzywykli do tak nagłych zjawisk. To i kiepska widoczność uratowało bohaterów, biegnących, idących lub nawet pełznących tylko w kierunku szczerzących długie kły wilków, szukając swojej ostatniej nadziei na ratunek. Może to było naiwne, może szalone. Pewnie gdyby nie Lord, nawet nie pomyśleliby o tej możliwości. Ale teraz szli i udawało się im!

Lilla wyrwała swój oręż, korzystając z nieuwagi gada i natarła z okrzykiem swojego boga na ustach. Ten uniknął, raz, drugi. Nagle zachwiał się jednak, a pojawiająca się mgła jeszcze bardziej go zdezorientowała. Potężne cięcie prawie oderwało głowę od jego tułowia, a prąca naprzód paladynka ujrzała znikającą głębiej we mgle Alexandrę. To jej moc musiała wytrącić z równowagi drapieżnika. Ale i psioniczka w końcu ujawniła swoją pozycję. Pomknęły strzały, ale tylko jedna trafiła, przecinając skórznię i raniąc ciało. Ale nie wbiła się, twardy materiał uchronił dziewczynę przed głębszą raną. Obie dziewczyny pierwsze dobiegły do wilków, które rozstąpiły się, warcząc, węsząc i bacznie się przyglądając.
Angela i Alex również skorzystali z pojawienia się mgły. Uderzyli na swoich przeciwników w tych ułamkach sekundy, gdy te były rozproszone. Zwierzęta nie potrafiły skupić uwagi na kilku rzeczach jednocześnie, co skończyło się jednoznacznie i definitywnie. Ale i ludzie byli poranieni. Chłopak wyraźnie utykał, a dziewczyna trzymała się za przejechany pazurem bok. Oboje rozejrzeli się wokół, szukając reszty towarzyszy.
Silia miała szczęście. Pomoc kapłana przyszła w niemal ostatniej chwili, gdy pozbawiona sił leżała już na wilgotnym mchu, pochłonięta przez mgłę i, jak jej samej się wydawało, zapomniana. Ale wyobraźnia myliła się. Albert uniósł jej nieduże ciało, nie bez problemów przenosząc w pobliże wilków. Zaklęcie zatamowało upływ krwi i pozwoliło dziewczynie odzyskać nieco sił, chociaż ulga w bólu i zmęczeniu była niewielka.

Najtrudniej mieli odosobnieni. Jens wynurzył się z wody, brnąc do przodu resztkami sił. Pokonał jednego z wrogów, ale pozostali nie zamierzali odpuścić od razu. Kierując się bardziej odgłosami niż wzrokiem, ruszyli za nim, znacznie szybciej przechodząc przez podmokłe podłoże. Niby się rozdzielili, ale w końcu jeden dostrzegł jego plecy. Zaryczał zwycięsko, a chwilę potem przeszedł w rzężenie. Z jego szyi sterczała rękojeść sztyletu. Udało mu się dotrzeć do miejsca, gdzie widział Silię, a teraz Angela i jemu pomagała, obejmując w pasie i podtrzymując. W końcu i oni dotarli do wilków, chwilę tylko przed Elizabethą. Jej zagranie było sprytne, chociaż tubylcy nie zareagowali tak, jak na to miała nadzieję. Zdziwili się wyraźnie i pokrzykiwali coś do siebie, ale zamiast paść na ziemię, uciec lub zaatakować od razu, jeden z nich wyciągnął linę. Śmignęły kolejne strzały, ale mgła uniemożliwiała niemal trafienie. Bethy skorzystała więc tylko, wycofując się i dołączając do towarzyszy i wilków.

Te ostatnie jak na komendę rozproszyły się nagle, znikając gdzieś w zaroślach. Zajęci wstępnym opatrywaniem swoich ran nawet nie zdążyli pomyśleć o dalszych działaniach, gdy mgła się ostatecznie rozwiała. Widzieli trupy gadów, te tubylcze były za daleko. Nie było też żywych ludzi w maskach, zapewne wrócili do krycia się, bo niemożliwe było, by uciekli. Nie atakowali jednak.
A z drugiej strony pojawił się uśmiechnięty drapieżnie Lord, trzymając w rękach tę swoją dziwaczną kuszę. Pociągnął kilka razy nosem, zaciągając się jak jakąś pysznie pachnącą potrawą.
-Ahhh, słodka krew! Nie mogłem się oprzeć, by za wami nie podążyć. Pachniecie tak cudownie.
Roześmiał się głośno, szaleńczo, po swojemu.
-Spodziewaliście się, prawda? Dobrze. Nie jest tu bezpiecznie, chodźcie. W obozie będziecie lizać swoje rany. Jest blisko.
Wskazał drogę, a bezpieczna przystań i tak była potrzebna. Albert szybko wyczerpał swoje leczące możliwości, rannych było zbyt wielu. Ale dzięki temu Silia, Jens i Bethy bez większych trudności, chociaż z bólem, mogli przejść kawałek kniei.

Gabriel:

Ponowne pojawienie się Eleva w Taldze było zaskakujące. Przyjechał konno, ubrany zupełnie inaczej niż w chwili, gdy stąd wyjeżdżał. Wytarte skóry zastąpiła płytkowa zbroja, dwa miecze - jedynie długi sztylet przypięty do pasa, co było już wystarczająco dziwne. Ale dodatkiem do tego był dziwny tatuaż, przypominający błyskawicę, a teraz wijący się wokół oka chłopaka. Pierwszego dnia tylko przejechał obok, pędząc w kierunku ruin. Potem jednak wrócił, zatrzymując się u rodziny. Zmężniał, spoważniał, chociaż na jego twarzy gościł też jakiś dziwny smutek.
Gabriel podjął już decyzję o opuszczeniu rodzinnej wsi. Chciał coś osiągnąć, a widok starego znajomego tylko podsycił to pragnienie. Elev się zmienił, czemu więc on sam nie mógł się zmienić? Ale to też nieco zmieniło jego plany co do kierunku podróży, w końcu w grupie i ze znajomymi raźniej. Może nie utrzymywał z nimi jakiś bardzo bliskich kontaktów, gdy jeszcze tu mieszkali, ale to wciąż byli swoi. Zagadał więc do chłopaka, otrzymując całkiem satysfakcjonującą odpowiedź.
-Wiesz, że to ciężkie życie? Zmienisz się, już tu nie wrócisz. Nie masz rodziny, owszem, ale czasem się tęskni. Ale chodź ze mną, jeśli decyzję podjąłeś. Udamy się do Midd, tam mój nauczyciel wskaże ci dalszą drogę.

I rzeczywiście. Kilka dni potem znaleźli się w wielkim, jak na standardy Gabriela, mieście, pełnym ludzi, nieludzi, zwierząt i towarów. Elev to już widział, dla niego to już było zwyczajne życie. A przecież wyruszyli w świat tak niedawno! Zaprowadził byłego członka wiejskiej straży do swojego mistrza, co wyjaśniło chociaż tatuaż na twarzy chłopaka. Martus Kallor był człowiekiem nieokreślonego wieku, umięśnionym, łysym i pokrytym całą siatką tatuaży.
-Chcesz do swoich, tak? Elev musi zostać ze mną, zbyt mało jeszcze umie, a moc, którą posiada, jest zbyt niebezpieczna. Wyślę cię do reszty. Mam nadzieję, że przygotowałeś się na wyprawę.
Nie mówiąc nic więcej przymknął oczy. A po chwili Gabriela wypluło pośrodku jakiegoś małego obozu, w środku znacznie większego lasu. A do obozu właśnie wchodzili starzy znajomi. Wszyscy poranieni i wyglądający na wycieńczonych. Czy tak wyglądało życie bohaterów?


***


Obóz, do którego prowadził Lord, był zlepkiem kilkunastu prostych szałasów, zbudowanych z zebranych tu i ówdzie konarów czy młodych drzewek i przykrytych rozłożystymi liśćmi rośliny, którą tylko Jens mógłby rozpoznać. Otoczone to wszystko było ostrokołem i umieszczone na jakiejś sporej polanie. Nie było innych zabezpieczeń, które byście dostrzegli, dzikusi w maskach najwyraźniej wiedzieli gdzie nie należy się zapuszczać.
Mieszkańców ów obozu, przynajmniej w chwili, gdy tam wchodzili, było ledwie kilku - mężczyźni, młodzi lub w średnim wieku, wszyscy dość mocno owłosieni i rozebrani do połowy tak, że można było podziwiać mięśnie na ich torsach i ramionach. Bujny zarost i dziki wyraz oczu, gdy patrzyli na wchodzących, świadczyły o podobnym pochodzeniu i bliskości z Lordem. Tego bowiem pozdrawiano skinięciami głów. Nie mieli jednak siły, by przyglądać się wszystkiemu dokładnie - ich uwagę bardziej przyciągnęło rozpalone na środku ognisko. I portal, który pojawił się nagle, wypluwając z siebie dużego blondyna w waszym wieku. Był ubrany i zdecydowanie nie tak dziki jak tutejsi mieszkańcy, notabene równie zaskoczeni nagłym pojawieniem się obcego. Zanim jednak ktoś wyciągnął broń, nastąpiło rozpoznanie. Gabriel, wioskowy "strażnik" i rolnik jednocześnie, nie był może niczyim przyjacielem tam w Taldze, ale podobnie jak Albert był "swój". A w samym portalu bezbłędnie wyczuliście wtrącenie się Kallora.

Powitania, ze względu na rany, nie mogły być zbyt żywiołowe. Usiedli wokół ogniska, chociaż było ciepło, to jednak parno i wilgotno, a dodatkowa walka na moczarach sprawiła, że wszyscy byli mokrzy i potrzebowali tego tak samo jak opatrunków. Lord i jego towarzysze nie posiadali bandaży, ale użyczyli jakiś maści, które miały znacznie przyspieszyć gojenie. Z tym co mieli oni sami i resztką mocy Alberta udało się jakoś doprowadzić wszystkich do porządku, przynajmniej względnego. Potrzeba było tylko odpoczynku. Długiego, najlepiej. Podzielono się mięsem, ale surowym, więc najpierw należało się upiec. Nie wiadomo, czy warto było pytać z czego to mięso. Adrenalina już opadła, powrócił ból. A z jednego z szałasów wyszła kobieta, którą pamiętaliście jako ducha. Albo ktoś do niej podobny, ubrany w długą, brązową szatę z kapturem. Gdy usiadła przy ogniu, dokładnie widzieliście jej twarz, trochę ludzką, a trochę gadzią.


Odezwała się we wspólnym, głosem starym jak świat, brzmiącym minionymi eonami. Istota, która zasiadła między nimi nie mogła być zwykłym śmiertelnikiem.
-Dziękuję wam, że przybyliście, nawet jeśli nie zupełnie z własnej woli. Nie wskazałam wam jednak tego kierunku bez powodu. Jestem Elistrea'skixx, jeśliby tłumaczyć moje imię na wasz język. Jestem boginią tego miejsca! Ale teraz pozbawioną wyznawców.
Spojrzała na otaczające ją twarze, jakby chciała zbadać efekt. Nie wydawał się chyba odpowiedni, bowiem syknęła, bardziej po gadziemu niż człowieczemu.
-Wyleźli spod ziemi, zaskoczyli mnie! Zbeszcześcili świątynię, wyznawcy jakiegoś obcego bożka! Zabrali wyznawców, mamiąc ich swoją plugawą magią! Nie mogłam im się przeciwstawić, nie znałam tego splotu, a bez wyznawców moja moc jest za słaba.
Z jej ust wyrwał się wściekły syk, gdy przypominała sobie tamte wydarzenia.
-Dam wam co zechcecie, albo nie, spełnię trzy wasze życzenia, trzy łącznie, gdy przywrócicie mi władzę i wyznawców. Ci którzy mnie wygnali mają hebanową cerę i spiczaste uszy. Są szczupli, trochę jak ona. - wskazała Silię - Było chyba też kilka jasnych. Nie jest ich wielu, chociaż dysponują swoją magią. Mnie i kuzynów waszego znajomego wyczują. Ale wam dam amulety, dzięki nim nie zobaczą waszych umysłów swoją magią. Wszystko inne tak, ale umysły będą ukryte.
Wyjęła proste wisiorki z drewnianym symbolem kła. A potem zielony kryształ, tlący się wewnątrz jakąś energią.
-Gdy usuniecie ich bluźniercze symbole z mojej świątyni i umieścicie ten kryształ na postumencie, moi wyznawcy wam pomogą. Ale musicie się spieszyć. Do świątyni są cztery dni drogi, ale oni zaczęli już rytuały, które mnie zniszczą. Macie tylko dekadzień. Ten, którego szukacie, jest właśnie tam. Swoją mocą zrobię wszystko, by nie pozwolić im użyć ich magii do ucieczki. Jeśli zaś nie zgodzicie się... odejdźcie w pokoju.
Zamilkła, kładąc amulety i kryształ obok siebie.
 
Sekal jest offline  
Stary 02-10-2009, 22:32   #575
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Sugestia Silli, by zbliżyć się do szczerzącego zębiska wilczego stada, choć pozornie wydawała się posunięciem szalonym, okazała się zbawienna. Napastnicy najwyraźniej nie mieli ochoty atakować ich w takim towarzystwie. Gdy rozwiała się mgła w polu widzenia znajdowały się już tylko trupy gadów. Nikt nie kwapił się na poszukiwania ewentualnych ciał tubylców. Wszyscy mieli dość walki i byli zmęczeni, nikt nie wyszedł z tej potyczki bez obrażeń. Nawet Alexa, która cały czas próbowała kryć się jak najskuteczniej została jednak zraniona strzałą, na szczęście była to tylko powierzchowna rana i dziewczyna nawet nie próbowała zawracać głowy kapłanowi. Miał dość problemów z pomaganiem tym ciężej rannym i leczeniem ich ran za pomocą ograniczonej przecież mocy.
Najważniejsze było jednak to, że przeżyli wszyscy i udało im się przynajmniej na tę noc znaleźć bezpieczne schronienie. Widok uśmiechniętego Lorda także na twarzy psioniczki wywołał lekki uśmiech:
- Dziękujemy - powiedziała do likantropa z wdzięcznością. Może był trochę dziwny, ale z pewnością właśnie uratował im tyłki.
Dziewczyna podziękowała także Albertowi i Alexowi za osłanianie je w czasie walki, a potem wszyscy z mniejszym lub większym trudem wyruszyli za przewodnikiem. Obóz znajdował się niedaleko i był bardzo prymitywny, ale dla kogoś, kto jak Alexa z lękiem myślał o spędzaniu kolejnej nocy pod gołym niebem w tym dzikim miejscu, jawił się niczym najpiękniejsza oaza pełna wody i kokosowych orzechów, dla wędrującego od kilku dni bez wody po pustyni wędrowca.
Mieszkańcy tego ustronia byli równie pierwotni jak szałasy w których mieszkali, było w nich jednak jakieś proste piękno. Silnie umięśnione ciała świadczyły o ciężkim życiu i nieustannej walce. Z pewnością nie było łatwo tu przetrwać. Jednak dla tych istot, przez większość „normalnego” społeczeństwa traktowanych jako odszczepieńcy, mogło być ono jedyną szansą na egzystencję. Przyglądali się spokojnie wymęczonym wędrowcom bez słowa, pozdrawiając prowadzącego ich Lorda skinieniami głowy. Alexa też starała nie gapić się na nich zbyt natarczywie.

Gdy dotarli do miejsca, gdzie rozpalono ognisko powietrze nagle zafalowało. Zanim zdążyli się zastanowić co się dziej obok ognia pojawił się portal, a z niego dosłownie wyrzucony został jakiś młody chłopak. Ubrany dość skromnie blondyn wyglądał na nieco zagubionego i zaskoczonego. Jeśli nawet zdecydował się na taki sposób podróżowania z własnej woli, to raczej z pewnością nie spodziewał się jego niemiłych efektów. No i miejsce lądowania było dość mało zachęcające.
Psioniczka jeszcze raz popatrzyła na mieszkańców obozu i na nich samych, ubłoconych, poranionych i wycieńczonych. Z pewnością nie wyglądali zbyt zachęcająco jako partnerzy do konwersacji.
Ku zaskoczeniu dziewczyny okazało się, ze to kolejny znajomy z Talgi, a został do nich przerzucony za sprawą mocy Kallora. Biedak pewnie nie tego się spodziewał pragnąc spotkać „bohaterów” i wyglądał na dość... rozczarowanego?
Alexa zostawiła powitania talgijczykom i usiadła przy ognisku. Z przyjemnością ogrzała się w jego cieple i zaczęła właśnie smażyć nadziany na niewielki patyk kawałek mięsa, gdy z jednego z szałasów wyszła ubrana w kaptur kobieta. Ponieważ jak dotąd widziała w obozie tylko przedstawicieli płci męskiej z ciekawością przyglądała się jej, gdy podchodziła do palącego się ognia. Ze zdziwieniem zauważyła, ze wygląda ona jak zjawa, która spotkali w miejscu wczorajszego odpoczynku. Miała ludzko gadzie twarz i psioniczka musiała przyznać, ze nigdy wcześniej nie widziała podobnej istoty. Jej słowa były jeszcze dziwniejsze. Była jakąś boginka pozbawiona wyznawców. Czy wyznawcy o których mówiła były to małpoludy? Przecież sama wyczuła, że schwytany przez nich przedstawiciel tego gatunku, był kierowany jakąś obca złą wolą. To by było zgodne z tym co powiedziała kobieta.
Po opisie istot, które zniewoliły wyznawców i zbezcześciły świątynię boginki wyglądały na drowy. Czarne elfy, które wyszły spod ziemi... tak to się zgadzało. Alexandra podzieliła się swymi przemyśleniami zresztą towarzyszy. Najwyraźniej nie mieli innej drogi jak pomóc, ale o tym musieli zdecydować wszyscy. Sama jednak wyraziła gotowość do działania, słysząc zaś obietnicę spełnienia trzech życzeń powiedziała z lekkim uśmiechem:
- Jedno powinniśmy zdecydowanie zużyć na bezpieczne wydostanie się z tego koszmarnego miejsca.
Wzięła ostrożnie do ręki jeden ze złożonych na ziemi amuletów.
 
Eleanor jest offline  
Stary 03-10-2009, 00:00   #576
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Albert kapłańską magią powstrzymał krwawienie bolących pleców. Kolejny w ich „drużynie”, który wierzył, że istnieją odpowiedzi ostateczne. Miała ochotę mu nawrzucać. Powstrzymała się. Zdecydowanie wolała metody magiczne od szycia, bez którego nie obyło się ostatnio. Chwilowo odpuściła więc paskudnym komentarzom. Kapłan w skupieniu modlił się o błogosławieństwo nad jej ranami, a głupia elizabethowa próżność, mimo bólu, kniei, ludzi w maskach i wilków, kazała kowalównie się zastanawiać jak jej plecy teraz wyglądają i czy kapłan krzywi się oglądając stare i nowe blizny na cienkiej, jasnej skórze i jak bardzo jest to wstrętne.
- Wyglądam okropnie? – na to pytanie mógł odpowiedzieć tylko w jeden sposób. Chyba, że chciał oberwać.

Chędoży wszystkich popapranych bogów. Poza Drago oczywiście. Albo lepiej odwrotnie.

Zapewne przeżyli tę utarczkę cudem, ale nie miała siły na uczucie ulgi, ani radości. Wymamrotała do Alberta „dzięki Aldym” i nawet nie poczuła smutku po tej pomyłce, tylko wzruszyła ramionami, co zresztą zabolało, w plecach, i wymusiło przeciągłe syknięcie. Stare blizny niby zagojone wracały nowym bólem, spotęgowanym krwawymi zadrami w żywej tkance. Plecy Elizabethy zdecydowanie źle wychodziły na ostatnich przygodach.
- Jednak twój bóg to też niezły popapraniec. Powiedz mi, Albert, w bitwach wspiera swoich czy nagradza przyzywaniem do królestwa w zaświatach? Jednym słowem jesteś dobrym czy złym kapłanem? – zaśmiała się ponuro. Tak to było wredne, ale jak można obrać sobie za pana kogoś, kto by nagrodzić wyznawcę musiał go uśmiercić. Albert miał nasrane w głowie. Dobrze, że chociaż umiał leczyć. Fakt, że nie leczył w Twierdzy wypomni mu kiedy indziej.

Cały czas zastanawiała się czy zabiła jednego z wrogów. Powinno to mieć znaczenie, po raz pierwszy zabiłby stworzenie nie złe ze swej istoty. Nawet kurze nie ukręciła nigdy łba, choć jej współczucie dla drobiu nie sięgało stołu. Właśnie. Rosół to by chętnie zjadła. Bo chyba miała gorączkę i coś słabo jej było, a przecież nic tak nie pomaga na słabość jak ciepły wywar. Tak mawiali jej rodzice i dziadkowie i każdy, kto miał trochę oleju w głowie i lat więcej niż trzydzieści
.
Co prawda podejrzewała, że to od zabójstwa. Cięła napastnika z włócznią głęboko, czuła to z pewnością, chwiał się jakby miał upaść. Był człowiek i już go nie ma. Tym razem za jej przyczyną. To musi mieć fizyczne reperkusje. Inaczej nic nie ma sensu, życie i śmierć jednako nieznaczące, albo z znaczeniem ograniczonym do ciebie samego. Dla innych nieważne czy jesteś.
- Od kiedy Ty umiesz czarować Jens? – wymsknęło jej się nagle, przypomniało ni z gruszki ni z pietruszki, gdy nagły podmuch wiatru przywiał zapach wnętrzności jaszczura, a nozdrza Lorda pod wpływem smrodu rozszerzyły się błyskawicznie.

Znowu ją naszła refleksja, że zmieniają się za szybko. Wczorajsi wieśniacy dzisiejsi pogromcy legend. Bez Eleva, Aldyma i obcego Drago, wieśniacy z Tagi co biorą się za bary ze światem. Plus Alexa, jej obecność albo ich usprawiedliwiała, albo nienajlepiej świadczyła o zdolnościach stetryczałego umysłu Kalora. W sumie Elizabetha stawiała na to drugie.

W pewnym sensie robią to regularnie. Włażą komuś do domu i go zabijają, jak nie Ettina, to ludzi w maskach. Takie to bohaterstwo całe.

Blisko było do obozu Lorda. Ale gdy tam doszła zapomniała już o głodzie, ulokowała się przy ognisku, grzejąc zakrwawione plecy, bo miała wrażenie, że ciepło dobrze im zrobi. Dzięki skórzni nie przemokła za bardzo.
Na widok postaci wychodzącej z portalu roześmiała się szczerze i w głos.
-Won- krzyknęła do nieprzemienionych wilków – to nasz!
Podbiegła do Gabriela. Ściskała go mocno tak, że nie mógł nic powiedzieć.

- Co u Tatki? – wykrztusiła wreszcie – dla niej obecność niewiele starszego sieroty z Talgi w środku Cienistej Kniei nie wydała się niczym nienormalnym.
Zarejestrowała zresztą za długo utkwiony wzrok chłopaka w jej pięknych piersiach.
-Dojrzałam- powiedziała wtulając się w zapach talgijskich łąk.

***

Udawała, że ludzko gadzia postać nie wzrusza jej wcale. Słuchała uważnie i z pytaniem wyrwała się przed innymi.
- Założę ten kryształ gdzie chcesz pod warunkiem, że jedno życzenie będzie moje.W górach przed krasnoludzkimi twierdzami trafiliśmy na wioskę wymordowaną przez watahy kierowane przez łupieżców umysłów. Zgładź ich a pójdę gdzie zechcesz. Inaczej pocałuj mnie w dupę.
- I wy też.- zwróciła się do towarzyszy – albo to życzenie jest moje albo pocałujcie mnie w dupę. I wracam. – Była śmiertelnie poważna. Nagle postanowienie, które powzięła blisko dwa miesiące temu wydało się bliskie realizacji. Łupieżczcy bezkarnie mordujący wieśniaków mogą być powstrzymani. Wiedziała, że innej szansy nie dostanie.
- Teraz moja moc jest żadna, ale jeśli takie będzie wasze życzenie po przywróceniu mi władzy - to zrobię to.-głos kobiety brzmiał w głowie kowalówny zwielokrotnionym echem.

A Elizabetha długo patrzyła na Jensa i Silę. Zapewne także przepraszała. Czasem tak bywa, że tylko jedna droga jest słuszna.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 03-10-2009 o 00:26. Powód: no, jak zwykle sprawy zasadnicze
Hellian jest offline  
Stary 03-10-2009, 00:30   #577
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silią wstrząsały dreszcze. Jej koszula wisiała na niej w strzępach a wokoło panował niewyjęty ziąb. A może tylko jej się zdawało? Czoło miała chyba rozpalone a rany na plecach nadal paliły. Dla Drago by to było pewnie niegroźne skaleczenie, ale ciało Silii było kruche jak wysuszone liście u schyłku jesieni. Chyba pierwszy raz tak poważnie ją zraniono.

Nie była w stanie wykrztusić z siebie zwykłego "dziękuje" kiedy Albert ją opatrzył. Nawet wilków jakoś nie zauważała. Wszystko się działo jak za mgłą. Ale zaraz. Przecież była mgła. Sama ją chyba sprowadziła... Tyle, że gdy mleczny opar się rozmył wrażenie pozostało. Jakby od reszty świata odgradzała ją bariera.

Powlokła się za grupą do obozowiska likantropów. Dopiero tam, przy ognisku, zdjęła z siebie koszulę, i owinęła strzępy materiału wokół biustu. Robiła to nieporadnie, wciąż blada i półprzytomna. Pozostało w niej na tyle rozsądku, by odwrócić się tyłem do towarzyszy, choć i tak nieliczni obozowicze mogli podziwiać jej, wątpliwe na ten moment, wdzięki. Pozostali natenczas rozsiedli się przy palenisku i przypiekali darowane mięso. Silii nie w głowie była wieczerza. Chciała się położyć. Nie odnajdywała w sobie choćby krztyny sił na pogawędki. Ból przyćmiewał całą resztę.

Skąd wziął się tu Gabriel? To był zdaje się strażnik z Talgi... Początkowo zwaliła to na gorączkowe omamy. A później dostrzegła portal i wyczuła znajomą, drażniącą obecność Kallora. Ten to miał mocne wejścia. Jakby ktoś z buta wyważył drzwi gospody.

Choć widziała jak reszta rzewnie wita się z Talgijczykiem to nie podniosła się z miejsca. Uśmiechnęła się tylko. Na więcej stać ją tego dnia nie było.

Wtedy chyba pojawiła się kobieta. Bogini, jak się przedstawiła. Czarodziejka chciała uważnie jej wysłuchać, ale słowa wpadały dosłownie jednym uchem, a wylatywały drugim. Nadal rozedrgana jak osika na wietrze wstała z miejsca.
- Zrobimy jak postanowicie. Ja muszę odpocząć.
Dziesięć dni. Tyle dała im jaszczurza kobieta. To szmat czasu. Zdąży wydobrzeć.

Podeszła do Lorda.
- Gdzie... ja... spać... - chciała by jej wypowiedź zabrzmiała sensownie ale się przeliczyła.

Gestem wskazał jej pobliski szałas. Weszła do środka by z ulgą zwalić się na ziemię. Spała oczywiście na brzuchu bo plecy upominały się sumiennie aby ich nie drażnić. Niemal od razu zapadła w sen. Choć może to nie był wcale sen? Całą noc przez głowę półelfki prześlizgiwały się koszmarne majaki. Jakiś niewytłumaczalny smutek przygniatał piersi i przeszkadzał w oddychaniu.
Widziała pochylającą się nad nią twarz Garricka. I Elendilla, choć go w życiu nie widziała pewna była, że to on. Stał ramię w ramię w jej ojczymem i oboje z niej drwili, wytykali palcami. A ona patrzyła tylko. Patrzyła i myślała, że we śnie pęknie jej serce.
 
liliel jest offline  
Stary 03-10-2009, 11:25   #578
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Lilla nie była mocno ranna, raczej zmęczona, tak bardzo bardzo zmęczona. Nie chciała nic jeść, tylko zdjąć zbroję, zwinąć w kłębek i zasnąć. Nie przyglądała się towarzyszom Lorda, nie zwracała uwagi na przyjaciół. Podczas zdejmowania zbroi (z pomocą Alexa) zdarzyło się coś co ją wyrwało z otępienia. Kolejny portal bezbłędnego Kellora (ciekawe swoją drogą, że nigdy nie wpadł na to by teleportować ich do Midd, by mogli odpocząć choć trochę…), przez który wypadł kolejny Talgijczyk. Znajdowanie świec powoli stawało się ich ulubioną dyscypliną wioskową.

Te wszystkie złośliwe myśli wynikały ze zmęczenia. Wpierw całodzienna wędrówka, potem walka, dziewczyna miała uczucie jakby jej mięśnie przeszywało tysiące małych igieł. Powstrzymała się jednak i z bladym uśmiechem przywitała nowego-starego znajomego. Nie znała go zbyt dobrze, wiedziała, że zajmował się pilnowaniem porządku w spokojnej raczej wiosce. Gdy większość zachwycona podskoczyła do niego, Lilla z ciężkim westchnieniem, usiadła opierając się o pień drzewa. Znów nie dane było jej odpocząć. Tajemnicza, gadzia bogini poprosiła ich pomoc. Straszny jest los opuszczonych bóstw.
Ich cele wydawały się tożsame, więc Lilla nie widziała przeciwwskazań, tym bardziej, że nie wyczuła aury zła. W sumie to nie wyczuła żadnej aury, ale jak większość tego typu bóstw Elistrea'skixx była prawdopodobnie neutralna. A potem się zaczęło.
Wyzwanie, szantaż, który bezczelnie rzuciła im w twarz Elizabeth sprawiło, że zmęczenie odeszło jak ręką odjął. Paladynka poczuła się identycznie jak wtedy, gdy obudziła się ze skrępowanymi kończynami, a obleśny chłopak mówił jej co ma robić. Zimna furia poczęła się rozlewać po jej ciele. Tak miła zazwyczaj twarz wykrzywiła się w grymasie złości. To już, któryś raz gdy rudowłosa pokazywała gdzie ich ma, gdzie ma ich zdanie i ich opinie. Jak sama zgrabnie to ujęła „mogli ją pocałować w dupę”. Nim jednak wojowniczka zdążyła podejść ponownie odezwała się psioniczka
Alexa popatrzyła ze zdziwieniem na rudowłosą
- Mam wrażenie, ze po pierwsze próbujesz dzielić skórę na żywym niedźwiedziu, po drugie nie lubię szantażu, a ta wypowiedź dokładnie tak wygląda. Nie chodzi nawet o to czy to słuszne życzenie czy nie. Wszystko można przemyśleć i przedyskutować, ale stawianie ultimatum...
Jeśli tak stawiasz sprawę to moje zdanie jest następujące: Należy się zastanowić do jakiego stopnia Twoja obecność w tej drużynie jest warta ceny życzenia. Skoro bowiem mówisz takie rzeczy, nie zależy Ci ani na misji którą mamy, ani na ludziach, o których mówisz, że są twoimi przyjaciółmi. Pomyślałaś choć przez chwilę, że to życzenie mogłoby inaczej wykorzystane uratować komuś z nich życie?

Lilla stanęła obok niej, to co było między nimi być może zostało bezpowrotnie zabite, ale w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Razem stanowiły front przeciwko bezczelności i rozpuszczeniu Elizabtehy.
- Żadne życzenie nie będzie twoje, one należą do nas wszystkich, każdy ma takie samo do nich prawo – słowa były spokojne, ale zimne. Jedynymi widocznymi przejawami złości były dłonie sztywno opuszczone wzdłuż ciała i zmrużone oczy – Wracaj, nie potrzebujemy osoby, która innych ma, jak to ujęłaś, w dupie, przez którą mamy same problemy, która nie szanuje nas ani nikogo innego. Wracaj ty samolubny dzieciaku do rodziców, którzy stanowczo powinni używać częściej pasa. Na tym świecie są rzeczy ważniejsze niż ty i twoje humory i albo się tego nauczysz albo WYNOCHA!!!

Ostatnie słowo zostało wykrzyczane. Praktycznie wszyscy mogli po raz pierwszy widzieć takim stanie Kalvarówne, jakby się głębiej zastanowić nie było to zachowanie przystające paladynowi. Lilla się jednak ani przez moment nie zastanawiała, nie analizowała. Pozwoliła sobie na całkowite ujście emocji, emocji zalegających i rosnących w niej od czasu samowolnego i bezczelnego wypuszczenia bandytów.
 
Nadiana jest offline  
Stary 03-10-2009, 13:15   #579
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Krew, wszędzie krew. Człowiek nigdy tak naprawdę nie jest w stanie przywyknąć do jej widoku. Ci, którzy mówią inaczej łżą jak psy. Bitwa się skończyła równie szybko jak się zaczęła. Pozostała tylko krew, rany i ból. Albert wyszeptał modlitwę do Kelemvora, przymykając na chwilę oczy. Nikt z drużyny nie zginął, co w tych okolicznościach było znakiem wielkiej łaski. Przecież wleźli w pułapkę jak barany na rzeź. Zjawy, małpoludy, mordercy w maskach, jaszczury. Teraz przyjazne wilkołaki. Zaczynał mieć dość tego zasranego lasu.
Nienawidził tego przepełniającego go uczucia pustki. Zawsze tak było kiedy wyczerpał do cna zapas łaski Pana Zmarłych. Nienawidził tego, czuł się jak nagi i bezbronny ślepiec. Jakby jego opiekun opuścił go na zawsze. Na leczenie przyjaciół zużył ostatnią iskrę boskiej opieki, ostatnią kroplę czegoś co czyniło go lepszym, przydatnym. Teraz pozostało tylko zmęczenie i pustka.

***

- Wyglądam okropnie?
Cóż, na to pytanie była jedna odpowiedź, jeśli Elizabethcie zależało na szczerości. Ale opatrując jej plecy Albert pomyślał szybko, że na tym akurat chyba jej nie zależy. Nie odpowiedział.
- Jednak twój bóg to też niezły popapraniec. Powiedz mi, Albert, w bitwach wspiera swoich czy nagradza przyzywaniem do królestwa w zaświatach? Jednym słowem jesteś dobrym czy złym kapłanem?
Popatrzył zmęczonym wzrokiem na Bethy, jakby sprawdzając czy mówi poważnie. Pokręcił z rezygnacją głową i odrzekł spokojnie:
- Myślisz, że woda którą gasisz pragnienie jest dobra, a jak zalewa ci płuca gdy się topisz jest zła? Nóż jak kroisz nim chleb jest dobry, a jak wbija ci się w serce jest zły? Woda i nóż tylko jest. Tak jak Kelemvor i śmierć. Śmierć nie jest zła ani dobra, ona po prostu jest. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz.
Myślał, że rozumiała, jak Drago zginął za nią przejmując jej przeznaczenie, jej mleczną poświatę. Albert trochę jej współczuł, choć nie był w stanie tego lepiej wytłumaczyć. Ktoś po prostu albo to rozumie i się z tym godzi, albo… rozumie i próbuje kijem zawrócić rzekę. Albo też nie rozumie, ale wtedy już nigdy nie będzie tego w stanie pojąć.

Gdy portal rozbłysł pośrodku obozu, Albert podniósł głowę i rozglądnął co się dzieje. Jakiś chłopak wypadł z rozżarzonego magią owalu, a owłosieni ludzie z obozu od razu obrócili się zwinnie w jego kierunku, gotowi do ataku. Po słowach Elizabethy zorientowali się, że to swój, wrócili zaraz do swych zajęć. Kapłan podszedł się przywitać, ale nie pamiętał zbyt dobrze Gabriela z Talgi. No, ale zawsze to jeszcze jeden swojak w zasięgu wzroku. Ja to sposób w jaki się tu pojawił był zaiste szczególny. Zastanowił się przez chwilę czy czasem cała ta ich wyprawa nie jest tylko jakąś chorą zabawą Kellora.

Gdy wreszcie zasiedli przy wspólnym ognisku, Albert był już półprzytomny. Zużył całą maść otrzymaną od Lorda i część tej którą dął mu stary kapłan w Kaar Adun. Wypił trochę wody i zjadł porcję mięsa ze swoich zapasów. Podane przez kompanów Lorda jakoś nie mogło mu przejść przez gardło. Zimno, pustka i zmęczenie. Obecność gadziej bogini, w innej sytuacji zrobiłaby na nim ogromne wrażenie. Obcowanie z wieczną istotą nie zdarzało się codziennie. Słuchał uważnie jej słów wpatrując się jednocześnie w jej twarz. Nie zobaczył w niej fałszu, może tylko ukrywaną niemoc, maskowaną złością i determinacją. Zdaje się że nie mieli wyjścia. W konfrontacji z Aerandirem potrzebowali każdego wsparcia. Bez słowa wziął jeden amulet i zawiesił go sobie na szyi. Przyglądnął się też uważnie kryształowi, leżącemu przed nim. Nie miał sił na przemyślenie słów bogini. Będzie na to czas później.

Słowa Elizabethy zszokowały go. Historię z górskiej wioski Lilla opowiedziała mu dokładnie, starając się ukrywać własne uczucia na ten temat, choć wiedział że pozostawienie tych ludzi w jaskiniach bez pomocy musiało nią wstrząsnąć. A Bethy nie chciała uwolnić pozostałych jeszcze przy życiu nieszczęśników, chciała zabić ich oprawców. Nie zważając na nic i na nikogo. Nawet na przyjaciół.
Alexa i Lilla stanęły obok siebie i odpowiedziały jeszcze mocniej. Jedna spokojnie, druga z ogniem w oczach. Albert popatrzył jeszcze na Angelę i Alexa. Kobieta znów miała na twarzy dziwny grymas, gdy starała się powstrzymać rozbawienie na swym zwykle nie okazującym żadnych emocji obliczu. Nożownik zaś pokręcił ze zrezygnowaniem głową i powiedział cicho:
-Kłótnia o to nie ma sensu, gdy nie wiemy nawet, czy przeżyjemy. Zdajecie się być większymi dla siebie wrogami, niż ci, którzy czają się w tej kniei.
Albert się nie odzywał. Tu już nie chodziło o życzenia, ale o coś innego. A do tego nie chciał się wtrącać.
 
Harard jest offline  
Stary 03-10-2009, 14:21   #580
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Dam radę – odsunął się stanowczo od ramienia nożowniczki. Nie ze złością, czy niechęcią. Po prostu wiedział, że da radę. I nigdy nie był graczem zespołowym. Zapewne błąd. Ale nie miał innych wzorów do naśladowania.
Angela nie nalegała.

Z jęknięciem usiadł obok półelfki, którą opatrywał Albert. Zdawała się wodzić nieprzytomnie oczami po otoczeniu, ale kapłan skinął głową na znak, że będzie w porządku. Myśliwy odetchnął. Nie powinien był jej zostawiać. Co sobie myślał? Mhmm... no tak. Myślał, że jest już naprawdę niezły. W końcu byli w upragnionej Cienistej Kniei. Miejscu gdzie natura drwi z każdego kto jej nie rozumie. Jak widać on sam też mało rozumiał... Trzeba jednak było iść dalej. Obwiązał sobie skrawkiem z nogawki brzydką ranę na udzie i podniósł się z trudem. Grot dalej uwierał w ramieniu. Gdy jednak kapłan chciał i jemu pomóc, myśliwy powstrzymał go ręką:
- Albert... nie. Pozwól mi – wskazał głową dziewczyny – Dojdę... ale dzięki.
Coś mu się jeszcze pałętało po myślach... chyba to żeby przeprosić, za to że kiedyś młodego dziwaka dla żartu zamknęli ze Swenem i paroma innymi w chlewiku. Za to, że zaszczuty musiał odejść z Talgi... Życie bywa głupie wypominając takie rzeczy w takich chwilach...

W drodze wziął półelfkę pod ramię. Co prawda po uleczeniu szła sama, ale cały czas jakaś taka nieobecna... jakby coś ją wyzuło ze wszelkich sił. Chciał ją wziąć na ręce... ale raniona noga prawie ugięła się pod nim... Baba z ciebie Jens... to tylko mała rana... ale nie ustępowała. Nie dał rady. Przełożył jej więc ramię przez swój kark i tak szli za Lordem. Czarodziejka nawet nie protestowała...

- Do ujarzmiania nie potrzeba czarów, Libby – dobrze, że był wyczerpany, bo by się pewnie speszył – Mówiłem Ci przecież...

Obóz szczęśliwie nie był daleko. Nie spotkali się z żadną agresją więc nie pozostało więc nic innego jak liczyć na to, że jego mieszkańcy nic im nie zrobią. Kimkolwiek byli.

- Gabriel? Witaj brachu... - to jedyne co powiedział do towarzysza z Talgi. Kolejny zbieg okoliczności. Kolejne zrządzenie losu... Bez niego jak można by było zobaczyć tak bratnią duszę pośrodku Cienistej Kniei? Czy w ogóle cokolwiek mogli zrobić sami z siebie? Czy nie było od początku powiedziane co się uda, a co nie? Naturalna kolej rzeczy gdzieś zaczęła myśliwemu umykać... Ależ był zmęczony. Skinął głową na przywitanie Gabriela, ale na przyjacielskiego niedźwiedzia tylko ze śmiechem pokazał rozoraną nogę. I usiadł przy ognisku. W końcu przy cieple i z racją świeżego mięsiwa. Musiało jednak poczekać. Gdy wężowa kobieta zaczęła przemawiać do nich nieludzkim głosem, sięgnął za ramię i w bezgłośnym grymasie bólu, wyciągnął z opuchniętej rany grot. Był wąski i diablo ostry, ale miękka stal natrafiwszy na kość obojczyka, musiała wygiąć się nie czyniąc myśliwemu większej krzywdy. Powąchał ostrożnie w poszukiwaniu nieswoistego zapachu. Żadnego jednak nie wyczuł. Tymczasem kobieta skończyła mówić i rozgorzała dyskusja.
Boginka o ile nią była, zaproponowała sprawiedliwą wymianę. Użyczenie boskiej mocy w zamian za przywrócenie boskości. Tylko, że Jens nigdy nie uważał za rozsądne wtrącanie się w sprawy bogów. To jakby konik polny miał powstrzymać człowieka, który kosi łąką gdzie ten od dawna gra.
- Nie znamy cię E... Elistrea. Nie wierzymy w ciebie – rzekł gdy głosu towarzyszy umilkły. Po chwili zwrócił się do nich – ja bym nie robił tego o co nas prosi. Przywracanie zapomnianym bogom wiernych, to nie nasza rola. Ale dostosuje się. Szczególnie jeśli Albert będzie za. On chyba najwięcej na ten temat wie... A co do życzenia, Lilla... to byłaś tam. Byłaś tam z nami, przed jaskinią gdzie została zniewolona cała wioska. I gdzie tchórzostwo usprawiedliwiamy do tej pory rozsądkiem. Jeśli życzenie Libby nie jest też Twoim, to trudno. Ja też ją mam w dupie, skoro ona tak stawia sprawę... ale czy to się komuś podoba, czy nie, to ma rację - przerwał na chwilę i omiótł towarzyszy wzrokiem - Jest nas szóstka... na razie – spojrzał na Gabriela – i bez balastu – spojrzał bez wyrzutu na Alexa i Angelę - Po jednym życzeniu na dwójkę. I jeśli uznacie za słuszne pomóc tej bogini to ja się pod życzeniem Elizabethy podpiszę więc nie ma o czym mówić.

To powiedziawszy poszedł za obozowisko gdzie widział trochę aloesu. Nazrywawszy poszedł do śpiącej Silii i sprawdził czy dziewczyna ma jeszcze jakieś otwarte rany. Na tę, na które nie starczyło czarów Alberta, podłożył pod prowizoryczny bandaż przeżute przez siebie liście rośliny. Potem sobie zaaplikował to samo i położył się obok niej obejmując mocno. Bardzo drżała.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172