Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-06-2009, 22:25   #471
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Zamkniecie się portalu przyjęła z prawdziwą ulgą. Teraz już nie musiała się martwić tym, co może ich spotkać po drugiej stronie magicznego przejścia, gdyby jednak komuś przyszło do głowy w nie wskoczyć. Zdążyła już na tyle poznać swych towarzyszy, by wiedzieć, że wtedy reszta pognałaby za ryzykantem. Zresztą, ona nie była lepsza, zrobiłaby dokładnie to samo!
Za to udało się oczyścić mauzoleum i cmentarz z bezczeszczących je stworów. Po rytuale, który odprawiła Lilla podeszła do paladyni, mocno ją uścisnęła i powiedziała:
- Byłaś cudowna. Cała promieniejesz. Teraz nikt nie będzie miał wątpliwości jakiego boga jesteś czcicielką, nawet bez tego znaku na piersi!
Uśmiechnęła się do niej radośnie, ale ten uśmiech zbladł, gdy spojrzenie psioniczki spoczęło na wychodzącym z kaplicy, ponurym kapłanie. Wolała nie myśleć o tym jaki się okazał samolubny podczas ostatniej potyczki. Co nim kierowało, że nie chciał zabijać złych stworów, które wysysały z nich życie? Czy tego nauczała jego bogini, nie zabijać niczego nawet sług zła? Było to dziwne. Postanowiła przy najbliższej okazji dowiedzieć się czegoś o Sune, ale nie od Aldyma, nie od niego...
Podeszła za to Elisabethy i ją także wyściskała:
- Dziękuję Ci uratowałaś mi życie. Ty i Drago, jego też muszę wyściskać – mrugnęła do rudowłosej - jak uda mi się dosięgnąć jego policzka to może nawet dam mu całusa, a do ciebie to teraz aż miło się przyciskać – dodała ze śmiechem.
Ulga spowodowana kolejną wygraną potyczką ujawniła się w dziewczynie poczuciem humoru. Czuła ogromną radość, że wszyscy przeżyli i nie dali się skusić słudze Shar. Podeszła do wielkiego wojownika i objęła go rękami w pasie:
- Dziękuję.
Potem wytargała za łeb futrzastego przyjaciela Jensa i pochwaliła w myślach Berniego. Ponownie sprawił się dzielnie, choć gdyby nie współpraca Miszki jego wysiłki mogłyby okazać się nadaremne. Niestety jego maleńkie kryształowe ciałko było zbyt słabiutkie.
Gdy bez większych przeszkód wrócili do obozu poczuła się jednak bardzo zmęczona. Energia wyssana przez cienie, przez chwile zastąpiona została przez krążąca w żyłach adrenalinę. Gdy jednak jej poziom się zmniejszył dosłownie padła na posłanie w wozie i zasnęła.

***

Reszta podróży do Kaar-Adun upłynęła jej na odpoczynku i lekcjach elfickiego z Silia podczas jazdy oraz na nauce strzelania z kuszy, których udzielał jej Jens podczas wieczornych postojów.
Próby obrabiania kamienia na trzęsącym się wozie, okazały się zajęciem daremnym, nie była w stanie nic zrobić i gdy kilka razy skaleczyła się w rękę zaniechała tego zajęcia. Po lekcjach kusznictwa zaś, było już zbyt ciemno by się tym zajmować. Cieszyła się, na dłuższy postój w kolejnej krasnoludzkiej twierdzy. Miała nadzieję, że znajdzie tam nowych znajomych, może nawet trafi się kolejny nauczyciel?

Niestety wojna dopadła ich szybciej niż przypuszczali. Pod krasnoludzkimi murami rozbijały się kolejne bandy orków. Nie było ich jeszcze wiele, ale wyraźnie przygotowywały się do oblężenia.
Alexa zastanawiała się ile te może potrwać coś takiego i czy jeśli dotrą do siedziby krasnoludów nie utkną tam na dłuższy czas? W zasadzie jednak nie mieli innego wyjścia wędrowanie samotnie wśród band orków z pewnością skończyłoby się dla nich szybko i boleśnie. W sumie doszła jednak do wniosku, że cała drużyna, no może poza Aldymem, nie miałaby pewnie nic przeciw by ten ich pobyt w Kaar-Adun trochę się przedłużył.
Teraz raczej trzeba się było zastanowić jak dotrzeć do samej twierdzy, tym bardziej że pierwsi przeciwnicy właśnie nadbiegali z lasu na ich spotkanie. Alexa stanęła za przygotowującymi się do obrony krasnoludami i zapytała pospiesznie:
- Czy jest jakieś hasło, które upewni ich że przesłana przeze mnie telepatyczna wiadomość nie jest podstępem wroga? Spróbuję ich zawiadomić o naszym położeniu.
- Mamy
- powiedział lakonicznie dowódca dodając dość skomplikowane słowo w swym ojczystym języku.
Dziewczyna musiała je powtórzyć trzy razy, zanim był wystarczająco zadowolony z efektów jej starań. Potem odwróciła się w kierunku murów obronnych tak by mieć w polu widzenia jak największy ich zasięg i skupiła uwagę, na maleńkich kropkach widocznych między blankami i w głowie wypowiedziała wezwanie do pomocy, określając pozycję i powtarzając w myślach usłyszane przed chwilą hasło.
 
Eleanor jest offline  
Stary 27-06-2009, 13:33   #472
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Podróż dobrze wpływała na Aldyma...Ból w jego sercu, nie zmalał co prawda. Aczkolwiek uległ przytępieniu, o ile zerkał na Alexę. Więc unikał spojrzenia psioniczki i jej samej. Ku zadowoleniu zapewne, obojga zainteresowanych stron. W każdym razie, kapłan czuł się lepiej i ponury nastrój Aldyma nieco ustąpił. Co nie znaczy, że znikł. Wesołość, która cechowała kapłana, przepadła gdzieś bezpowrotnie. Aldym nie był już tym samym kapłanem, który wyruszył z Talgi. I jakoś nie napawało go to radością.
Niemniej szedł trzymając się na uboczu zarówno jeśli chodzi o jego drużynę, jak i krasnoludy. Obecnie, czuł się najlepiej we własnym towarzystwie. Przemierzał szlak napawając się pięknem przyrody i nie myśląc o niczym innym. I o nikim innym.

A gdy Sillia upierała się by wypowiedzieć imię maga, machnął ze zrezygnowaniem ręką.
Miał dość...Dość zamartwiania się o innych. Co sądził o tej sprawie, rzekł w grobowcu. Skoro czarodziejka, kobieta mądrzejsza od Aldyma, tak pragnie mocy, że jest gotów zaryzykować swym umysłem. To czemu on, prosty kapłan, miał stać temu na przeszkodzie ?
Szanował rozum półelfki, szanował jej decyzje, prawo dokonywania wyboru i prawo do popełniania błędów... i obowiązek ponoszenia konsekwencji tych wyborów. Czasami trzeba się poparzyć, by zrozumieć, że potęga nie zawsze jest warta ceny jaką za nią się płaci.


Twierdza Kaar-Adun zrobiła równie paskudne wrażenie na Aldymie, co Kaar-Razan. Kapłan ostatecznie musiał przed sobą przyznać, że gust estetyczny krasnoludów i Aldyma omijają się szerokim łukiem. Ale twierdza zapewne posiadała też i karczmę, co było dla kapłana pewnym pocieszeniem. Gorszą jednak sprawą były orki szykujące się do oblężenia. A to oznaczało siedzenie w twierdzy, aż orkom znudzi się odbijanie od murów potężnej...Kolejna „dobra” wiadomość dla kapłana. Podczas, gdy krasnoludy zaczęły rozważać, różne warianty sytuacji...Orki ruszyły do ataku.
Trudno...Aldym miał już opracowany plan działania, przynajmniej dla siebie.
- O Sune ty która chronisz piękno przed zniszczeniem, dodaj nam siły i wzmocnij nas przed nieuchronnym bojem.- rzekł Aldym sięgając po drewniany medalion Sune rzucając błogosławieństwo, na wszystkie osoby w pobliżu siebie. Kapłan nie zamierzał uczestniczyć bezpośrednio w boju, jaki miał się za chwilę stoczyć. Było tu wystarczająco dużo chętnych do wyżynania się nawzajem. Aldym zamierzał dobrze wykorzystać pozostałe dary Sune na ten dzień, by uleczyć tych, którzy upadną. I używać uderzenia Eldrith jakie potrafił przywołać, do odganiania przeciwników zagrażających rannym.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-06-2009 o 13:39.
abishai jest offline  
Stary 27-06-2009, 18:45   #473
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Krasnoludy obiecały się zająć nekropolią. Dobrze, bardzo dobrze. Mimo, że zdrowy rozsądek podpowiadał Lilli, iż rzucanie się w portal było skrajnym ryzykiem i nieodpowiedzialnością, to serce ciągle wołało by ruszyć za wyznawcą Shar i odnaleźć drugi kryształ. Wiedziała jednak, że krasnoludzcy kapłani zajmą się cmentarzem z pieczołowitością jaką cechuje się cała ta rasa. Pochwały, jakie wkrótce potem zaserwowali jej przyjaciele, przyjęła z pewnym zażenowaniem. Wszak ona sama nic nie zrobiła, będąc tylko narzędziem swego boga.

***

Ośmiodniowa podróż spłynęła dziewczynie na wędrówce i przyglądaniu traperskim pracom przewodników. Gdzie tylko mogła, starała się udzielić pomocy, by nauczyć się jak najwięcej z zachowań w dziczy. Zdawała sobie sprawę oczywiście, że nigdy nie osiągnie biegłości Jensa, ale przez jakiś czas powinna dawać sobie radę pozostawiona w polowych warunkach.
Wieczory spędzała na próbie zrozumienia natury kryształu i rozmowach z Alexą. To pierwsze jednak póki co było poza jej zasięgiem: ani znająca się na kryształach psioniczka, ani cała magiczna wiedza Silii w tej kwestii nie pomagała. W końcu, dwa razy dziennie, po modlitwie, spędzała czas na niedługich medytacjach, mając nadzieję, że Lathander ześle jej łaskę objawienia. Za to częste rozmowy były nieustanną radością. Alexandra opowiadała o swoim dzieciństwie i z ciekawością słuchała, o jakże innym, dzieciństwie przyjaciółki. Z każdym dniem były sobie coraz bliższe, i wkrótce Lilla zdała sobie sprawę, że jeszcze z nikim nie łączyła jej tak silna więź.

Prośbę czarodziejki przyjęła z lekkim zdziwieniem. Spodziewała się, że z racja kapłaństwa świeczkę weźmie Aldym, ale może to i lepiej. Bethy co prawda twierdziła, że dar z artefaktu nie zmienia charakteru, ale ona była dobra i kowal był dobry więc co tu było do zmieniania? A kapłan Sune wyraźnie się zawahał przy pokusie Shar i z pewnością lepiej, że świeca dostanie się bardziej odpornej na pokusy Silii.


***

Widok oblężonej twierdzy sprawił, że paladynce mocniej zabiło serce. Potrzeba by rozprawić się z złymi najeźdźcami sprawiała, że krew szybciej zakotłowała się w jej żyłach. Mocniej chwyciła miecz i czekała na polecenia Kildara. Nie miała zamiaru znów psuć krasnoludzkiego szyku, także była gotowa wykonać każde polecenie. Kątem oka zobaczyła wycofującego się kapłana. Decyzja ta oczywiście wcale jej nie zdziwiła, ale gdzieś głęboko w podświadomości przypomniała sobie rozmowę, którą odbyli, zdawało by się, tak dawno temu. Już wtedy przypuszczała, że jakby doszło co do czego Aldym zostawi ją na polu bitwy, teraz była tego pewna.

Ale nie czas był na to i miejsce. Ustawiła się tak jak przykazał dowódca i z imieniem Lathandera na ustach poczęła plewić zło.
 
Nadiana jest offline  
Stary 27-06-2009, 22:17   #474
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Powietrze zadrżało przejmującym dźwiękiem, jakby ktoś szarpnął strunę skrzypiec. I rozniósł się zapach, na który nie znajdowała porównania. Gdzieś w oddali na ciemnym niebie zerwała się ciemniejsza od niego chmura ptaków. Rudowłosa gwałtownie zawróciła do mauzoleum.
Przejście zamknęło się.
Roześmiała się głośno, co w tym miejscu zabrzmiało jakąś niewłaściwą nutą. Dla niej to wszystko było jej własną grą z boginią, która właśnie jej odpowiedziała. Z trudem powstrzymała wulgarny krasnoludzki gest.
Była szczęśliwa, że wyszli z tego cali, ale cienie w sercu zamierzała zachować.

Radość półelfki następnego poranka była dla niej ogromną ulgą, bo Silię w Kaar Razan coś gryzło i tam nie potrafiła temu zaradzić. Aerandir czy nie, elf niechcący chyba zrobił coś dobrego. Kowalówna z całego serca poparła chęć przyjaciółki wykorzystania świeczki. Nie wierzyła, że jakakolwiek świeczka może zmienić wnętrze Sili.

***

Podróż była dziwna. Noce spędzane z Radgastem nie były już ani trochę tak radosne jak te pierwsze. I podobały jej się bardziej. Jakby ciężar smutku nieuniknionego rozstania był czymś, czego potrzebowała w miłości. Zasypiała zawsze pierwsza a Radgast długo w noc szeptał twarde słowa nazywając skały, złoto i żelazo w języku, który jak żaden inny nasycał je treścią. Bo o taką kołysankę prosiła rudowłosa.

Za dnia męczyła Jensa. Nie korzystała z wozu i chciała koniecznie z łowczym iść na przedzie. Wzbudziła gromki śmiech wszystkich dookoła, gdy na sugestię któregoś brodacza, że są jeszcze miejsca, palnęła, że wozy są dla dziewczyn. Sama też się śmiała, doceniając wdzięk swego stwierdzenia, ale naprawdę uważała, że inaczej nie da się tego ująć. Bo ona to po prostu ona.

O runach opowiadał trochę Jensowi, ale nie była pewna, czy chce słuchać, więc raczej nieśmiało i niewiele. Za to z Radgastem kreśliła patykiem wzory i przywoływała wspomnienie mocy, którą młot nadał jej mieczowi.
- Bo nawet jak już będę w tym dobra, najlepsza – szeptała całkowicie poważnie - moją pracę można będzie rozpoznać na pierwszy rzut oka. Zawsze. Jestem słaba, więc inaczej trzymam narzędzia, gniotę, gdy inni uderzają, a gdy uderzam to płasko, z poślizgiem. Linie są nieznacznie szersze, trochę krótsze. Każda runa jest moja.
- Przyślę Ci młot do Kaar Razan.
- Z runą twardości – żartował, ale się nie śmiali.
Chyba niespodziewanie dostała kogoś na zawsze. Było to piękne i straszne zarazem.

Namówiła też Jensa by zabrał ją na polowanie. Choć jej strzała utkwiła już w martwym celu i tak była zachwycona. W ogóle trochę ćwiczyła z łowczym i Alexą strzelanie z łuku. W lesie była dumna ze swojej spostrzegawczości i często prawie w tym samym momencie, co łowczemu udawało jej się wypatrzeć dzikie zwierzę czy ptaka. A gniazdo jastrzębia to ona zobaczyła pierwsza. Nie wiedziała tylko, czym jest. Wdrapali się do niego oboje. Na pół wysokości starej sosny. Elizabetha pierwsza wiedziona ciekawością, która kazała jej dotknąć wszystkiego. Było opuszczone. Zmieścili się w nim we dwójkę.
Gałązki trzeszczały. Patrzyli w dół, w dwadzieścia metrów możliwości skręcenia karku.
- Czego byś żałował najbardziej? –zapytała Elizabetha – Jak któreś odpowie możemy zejść.
Mijały minuty, każdy podmuch wiatru czuli ze zwielokrotnioną siłą, uśmiech łowczego stawał się coraz bardziej niepokorny.
- Wszystkiego – powiedziała pierwsza.
I zaczęła ześlizgiwać się po pniu, a Jens za nią.
Uwolnione od ciężaru wielkie gniazdo spadło z hukiem, wywołując u obojga dreszcze.
Natomiast grotę wypatrzył Jens. Ukrytą w cieniu olbrzymich buków na wysokości zaledwie metra. Niewielki otwór krył głęboki na cztery metry komin, którym zeszli zapierając się o ściany i potem wąskim ostro schodzącym w dół korytarzem doszli do naturalnej komnaty, niezbyt dużej, ale wysokiej niczym świątynia. Nie mieli czasu na dalszą eksplorację, bo tu były kolejne odgałęzienia, ale odkrycie nowego systemu jaskiń bardzo ucieszyło brodaczy, bo aż dwóch towarzyszyło im w tej wyprawie.

No i oswajała Miszkę. To było najtrudniejsze zajęcie. Bo początkowo polegało na siedzeniu w bezruchu bokiem do wilczka, który właściwie był już chyba wilkiem. Niezjedzona w mauzoleum kiełbasa leżała obok i od czasu do czasu przyciągała wzrok zwierzęcia. A najśmieszniejsze, że Jens kazał jej ziewać. To było naprawdę łatwe, bo oswajanie okazało się usypiającym zajęciem. I to Miszka zadecydował, kiedy w końcu podejdzie i weźmie aromatyczną łapówkę, ale nawet wtedy go nie głaskała, bo tak kazał jej Jens. Ale po tygodniu podróży wilk przestał odbiegać, gdy podchodziła do łowczego, a rozentuzjazmowana tym faktem rudowłosa już wmawiała Jensowi, że jeszcze kilka dni i Miszka wyliże ją po twarzy.

***

Potyczka z orkami była czymś, na co czekała. Zwierzęta zjeżyły sierść a Elizabetha zadrżała z podekscytowania. Od starcia z szarymi krasnoludami chciała znowu sprawdzić się w walce. Z materialnym przeciwnikiem. Ale zamierzała też wypełnić konkretne zadanie. Uskoczyła więc w bok w gęstwinę krzewów, nim wyłonili się wrogowie. Skradała się na ich tyły. Ukryta będzie pilnować, aby nikt nie wycofał się po posiłki. Gotowa dopaść każdego uciekającego, żeby nadal dla głównej armii pozostali tajemnicą. Wtedy uderzywszy z dwóch stron razem z wycieczką z twierdzy powiadomionej przez Alexę, mieli szansę z wozami dostać się do środka. Tak przynajmniej jej się wydawało.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 28-06-2009, 15:45   #475
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://sites.google.com/site/muzykadosesji/Home/Nebelhexe-04-CelticCrows.mp3[/MEDIA]

-WAAAAAAAGHHHH!

Okrzyk bojowy orków rozbrzmiał na trakcie, gdy kolejne zielone, potężne sylwetki stworów wybiegały spomiędzy drzew. Kildar również ryknął, przekrzykując przeciwników.
-Tworzyć klin! Ruszać! Ludzie bronią tyłów!
Khazadzi w kilka chwil zmienili szyk na bardziej trójkątny, a woźnice trzasnęli lejcami. Przestraszone konie ruszyły w tej samej chwili, jak pierwsze orki z wrzaskiem i zgrzytem metalu zderzyły się z równym szykiem zasłaniających się tarczami krasnoludów. Huk bitwy zagłuszał już wszystko inne, ale wy mieliście swoje rozkazy. Nie nadawaliście się do utrzymywania szyków z brodaczami, ale i nie mieliście czasu na rozglądanie się wokół. Wozy poruszały się powoli, wy zaś przemieściliście się na tył tego pochodu, przygotowując się na przyjęcie pędzących wrogów. Strzała Jensa śmignęła w powietrzu, zatapiając się w cielsku jednego ze stworów. Łowczy szybko sięgnął po następny pocisk. Łańcuch Drago zachrobotał, gdy pędził na spotkanie wroga, który sparował co prawda nadlatujący ku niemu metal i z rechotał z zadowolenia pędząc dalej, ale zapomniał o tym, że to będzie jeszcze wracać. Praktycznie wybebeszony zdychał teraz na trawie. Silia uwolniła swój czar, powalając jeszcze dwóch a Alexandra moc - kolejny zielony złapał się za głowę, krwawiąc z uszu.

Ale pierwsza runda nie miała się skończyć tak jednostronnie, a wy zrozumieliście po co orki były tak obwieszone toporami - zanim dobiegły, prawie każdy z nich wziął zamach i cisnął potężnym pociskiem, sięgając po kolejny oręż. Cofający się Aldym nawet nie zauważył, jak toporek wbija mu się głęboko w bark, posyłając na deski wozu. Następne co widział to niebo i czerwone plamy przed oczami. Alexa przełknęła ślinę, gdy ostrze wbiło się w deski tuż obok niej, ale Silia już nie miała takiego szczęścia, chociaż oczywiście można tu było dyskutować. Wirujący topór trafił ją prosto w twarz, ale okręcony był akurat w drugą stronę, więc wbił się trzonkiem. Ciśnięty przez potężnego orka okazał się siłą wystarczającą, by praktycznie pozbawić Silię przytomności, a krwotok z uszkodzonego nosa szybko pobrudził jej ubranie. Drago i Lilla zatrzymali pociski swoimi tarczami, ale Jens zdążył wystrzelić jeszcze jeden pocisk, gdy straszliwy ból z lewej strony czaszki zmusił go do wrzaśnięcia. Kątem oka dostrzegł odlatujący topór i spory kawałek własnego ucha! Tylko schowana w krzakach Elizabetha całkiem uniknęła śmiercionośnego kontruderzenia orków. A potem stwory dobiegły.

-WAAAAAGHHHH!

Lilla i Drago poczuli na swoich tarczach potężne uderzenia, a impet wroga cofnął ich oboje. Stojący niedaleko brodacze również poczuli napór nowych przeciwników, ale szyk się nie złamał. Zaczęła się rąbanina na małej przestrzeni i chociaż przeciwnik nie przeważał liczebnie za bardzo, to jednak atakował zażarcie, prawie w szale bojowym. Długie miecze paladynki i barbarzyńcy nie sprawdzały się w takim boju za bardzo i zmuszeni byli praktycznie do parowania ciosów. Na szczęście mieli wsparcie. Jens, wciąż krzywiąc się z bólu, bez problemu trafiał w orki, stojąc na wozie. Alexa dokładniej wybierała cele, uderzając wolniej, ale za to zabójczo skutecznie. Wiedziała tylko, że nie może szafować mocą, bo przecież jeszcze nawet nie zaczęli się przebijać! Silia i Aldym nie nadawali się teraz do niczego, i chociaż Silia powoli zbierała się w sobie, tamując jakąś szmatą swój krwotok, to kapłan nie miał nawet siły, by wyszarpnąć wbite w niego ostrze. A do ogólnego zamieszania dołączyła się szybko Elizabetha, wyskakując z krzaków wprost na tyły orków. Jej krótki miecz bez większych problemów wbił się aż po rękojeść w plecy jednego z zielonych. Ale teraz już była widoczna. Wyszarpnęła swój oręż, uchylając się przed ciosem jakiegoś cuchnącego wroga. Ale nie zauważyła kopnięcia, które zgięło ją wpół i odrzuciło.

Wtedy rozległ się dźwięk rogu.
A orki warcząc odwróciły się i umknęły między drzewa, szybko znikając wam z oczu. Zbierali się do nowego ataku? Wtedy zobaczyliście jak brama Kaar-Adun otwiera się powoli i zaczynają wybiegać z niej krasnoludy. Odsiecz nadchodziła! Ale była jeszcze daleko. Kildar wydawał rozkazy, samemu wciąż prowadząc klin khazadów.
-Szybciej! Rannych na wozy! To dopiero początek!
Wozy przyspieszyły. Goniec i jeszcze jeden z brodaczy pomagali kilku ciężej rannym dostać się na pierwszy z wozów. Nie było czasu na dokładne zajmowanie się ranami. Silia zatamowała jakoś swój krwotok i chociaż zataczała się, oszołomiona i obolała, to mogła rzucać czary, ukryta za beczkami i paczkami. Z Aldymem wciąż było źle, ale wyjęcie toporka mogło stworzyć krwotok, który mógł kapłana zabić szybciej niż tamtemu uda się rzucić czar. Jens owinął głowę bandażem. Połowa jego ucha zniknęła gdzieś, razem ze sporą kępką włosów.

BUM! BUM! BUM! BUM! BUM!

Potężne bicie w bębny odbiło się echem od najbliższej ściany gór, głośno brzmiąc w waszych uszach. Kildar truchtał dość szybko, prowadząc waszą grupę prosto w stronę obozu orków. Obozu, który już wiedział co się dzieje i teraz szykował się do boju. Jedna z grup zielonych ustawiała się na waszej drodze, powarkując i wymachując bronią. Druga zaś kierowała się w stronę nadciągającej odsieczy. Ale tych orków było za mało, by powstrzymać idące od Kaar-Adun krasnoludy. Tylko, że tu chodziło o czas.

BUM! BUM! BUM! BUM! BUM!

Za wami pojawiły się kolejne postaci, wybiegające na trakt z potężnym rykiem. Najwyraźniej wasi napastnicy zebrali razem kilka grup i teraz próbowali zmiażdżyć was w jednym potężnym ataku. Na czele grupy biegły brązowawe bestie, wyższe o dwie głowy od przeciętnego orka. Ich nabijane kolcami maczugi kreśliły w powietrzu duże kręgi. A za nimi zieloni już szykowali swoje topory. Odsiecz nadchodziła, ale jakże wydawała się teraz odległa! Dzieliły was od niej długie chwile, a prący naprzód Kildar i jego wojownicy zbliżali się do drugiej grupy wrogów. Poleciały topory i oszczepy.

-WAAAAAAAAAGH!

Pierwsze z olbrzymich ogrów były już ledwie kilkanaście metrów od was...


 
Sekal jest offline  
Stary 29-06-2009, 03:07   #476
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wilk zachowując pewien dystans podszedł do klęczącej dziewczyny. Ogólnie rzecz biorąc słabo trawił pozostałych członków drużyny. Nie to by była to jakaś uraza osobista. Zwyczajnie śmierdzieli mu człowiekiem. Czy Jens też? Też... Ale Miszka myśliwego postrzegał w tej chwili w zupełnie odmiennych kategoriach. W takich, które dopiero poznawał i które nadal były mu obce. I nadal nie zawsze umiał się z nimi oswoić.
Zatrzymawszy się na metr przed Libby przystanął i wyciągnął pysk do przodu chłonąc zapach z jej dłoni. Instynktownie się oblizał i szczeknął we wrogim niezdecydowaniu na dziewczynę. Wrodzony lęk przed człowiekiem jednak zwyciężył. Miszka szczeknął raz jeszcze i wybiegł z oczyszczonego mauzoleum.
Libby nadal kucając spojrzała za nim wzrokiem pełnym rozczarowania.
- Uparty drań z niego – rzekł Jens stając obok niej. Nagle jednak aż przełknął ślinę i odwrócił wzrok na chwilę w zakłopotaniu. Widok na jej biust z tej perspektywy był... no trudno było o lepszy. Już wcześniej dało się zauważyć, że jakoś po zdmuchnięciu tej świeczki poszło jej w kształty, ale teraz nie miał wątpliwości. Była to najbardziej zniewalająca para cycków jakie widział. Trzeba było nie lada wysiłku, aby utrzymać na wodze pierwotne instynkty. Libby szczęśliwie cały czas patrzyła w stronę wyjścia z mauzoleum – Nieufność wobec ludzi wyssał... z piersi..., to znaczy z mlekiem matki. Taak... Ale jeśli chcesz to pokażę Ci parę sztuczek na wzbudzenie zaufania. Taak... eh... No ale czas nam już ruszać więc może jutro.

***

A potem była dalsza podróż. Długie osiem dni marszu po dość monotonnej okolicy, która zaczęła już nużyć Jensa. Ckniło mu się za tymi lasami...

Na polowanie zgodził się z pewną dozą niechęci. Gdy polował, a ostatnio rzadko miał okazję, zawsze był sam. Nawet polowania z Jasperem były polowaniami samemu. Stary łowczy nigdy nie uciekał się do kooperacji w tym zakresie i nigdy nie pochwalał polowań z nagonką. Było to zwyczajnie prostackie. Toteż i tym razem propozycja wspólnych łowów nie spotkała się z jego strony z dużym entuzjazmem, ale Libby swoim zwyczajem nie zrażała się byle przeszkodami w postaci męskich uprzedzeń i w końcu gdy krasnoludy zarządziły któregoś wieczora wcześniejszy popas ze względu na brak lepszych miejsc dalej na szlaku, Jens stwierdził, że dziewczyna chyba nie da mu spokoju póki się nie zgodzi. No i poszli w dzicz. Późne popołudniowe światło było wystarczające, by przez dwie, lub nawet trzy godziny poszukać tropów. Za nic się w tym czasie nie nudzili. Libby, choć widać było, że zżyła się z krótkobrodym krasnoludem, jakoś nie wydawała się Jensowi przy nim taka naturalna jaką ją pamiętał z Talgi. Jakby starała się samą siebie do czegoś przekonać. Teraz natomiast po staremu, gadali, żartowali i śmiali się. Trochę z Aldyma, trochę z Drago, trochę z siebie samych, zachowując jednak najgłębiej skrywane wątpliwości dla siebie. Dorosłość nie była tak przejrzysta jak wcześniejsze lata. Jens niemniej nie żałował, że dał się wyciągnąć. On jej opowiadał o tym jak szukać tropów i pokazał parę starych, a także dał parę wskazówek jak może zaprzyjaźnić się z Miszką, a ona jemu o krasnoludzkich sztuczkach kowalskich, które runami nazywała. Niespecjalnie temat go interesował, ale mimo pewnej nieśmiałości, którą wykazywała, entuzjazmu tym tematem ukryć nie potrafiła i przez to po części udzielił się on również łowczemu, który ze zdziwieniem zauważył, że wiele z tych run przypomina gwiazdy.
- Wyobrażasz je sobie Libby? – spytał patrząc w niebo. Gdy tak z nią szczerze o głupotach gadał za otoczenie mając jedynie świerki, kręcącego się w oddali Miszkę i wystające gdzieniegdzie z wydartej skałom ziemi, kamienie, nie myślał o jej biuście – jak one wyglądają... Pamiętam jak kiedyś do Twojego ojca przyszedł kupiec i namawiał go na kruszec, co to podobno z nieba spadł. Wtedy śmialiśmy się z tego, ale teraz już nie wiem. Świat zrobił się jakiś taki trudny do ogarnięcia. Może i prawdę wtedy gadał... Może to jedna z gwiazd spadła. Tak czy inaczej fajnie byłoby się przekonać...
W końcu co noc obserwowali gwiazdy nie mając o nich pojęcia. Libby nie zdążyła odpowiedzieć. Znaleźli pierwszy świeży trop. Lis. Długouchy najpewniej, bo żaden inny nie powinien zapuszczać się w góry... no chyba że srebrny, ale to byłby cud. Od tej pory nakazał ciszę. Po paru minutach skradania się znaleźli jamę, a trochę później w odległości może stajanie okaz lisa przemykającego między świerkami. Długouchy tak jak przypuszczał. Gniazdo wypatrzyła pierwsza. Na rzadko porośniętym pionierskimi świerkami, starym i już erodującym gołoborzu, rosło jedno drzewo inne niż wszystkie. Sosna, ale jakaś inna. Szeroki pień i ilość słojów w ułamanych na dole gałęziach świadczyła o wiekowości. Ponieważ jednak, żadnego ptaka w okolicy nie było teraz widać, postanowili wspiąć się na to imponujące drzewo. Przeprawa przez pokryte żywicą gałęzie nie bgyła łatwa, ale oboje podeszli do tego w ten sam sposób. Jak do wyzwania. Toteż parę obdrapań i rozdarć na ubraniu nie było niczym innym jak tylko dodatkowym smaczkiem w tej wspinaczce. Dotarli do celu mniej więcej równo. Gniazdo musiało należeć do jastrzębia. Stare i wyblakłe pióra leżące między gałązkami nie mogły należeć do żadnego innego ptaka. Usiedli na rozłożystej gałęzi delektując się ledwo słabiutkim powiewem ciepłego wiatru dmącego od strony nizin. Widok był imponujący. Przestrzeń od zawsze robiła wrażenie na ludziach, a Jens i Elizabetha nie byli przecież wyjątkiem. Patrzyli więc przez chwilę w milczeniu na prezentowane przed nimi przez naturę rozlewisko potoku płynącego przez wielką górską dolinę porośniętą wyłaniającymi się spod topniejącego śniegu gęstymi trawami i nawet stąd widocznymi fioletowawymi połaciami krokusów.

Czego by żałował? Dobre pytanie. Kolejne dobre pytanie podczas tej wyprawy. Żałowałby na pewno tego, że wcześniej nie zainteresował się Silią. A poza tym... ciężko mu było to stwierdzić. Rzadko coś rozpamiętywał dłużej niż dzień, czy dwa. Tak samo rzadko planował coś na dłużej niż dzień, dwa. Jens żył na ogół tym co jest tu i teraz. Nigdy tym co wcześniej, czy później. A tu i teraz niczego nie żałował. Gdyby jednak to powiedział, to by musieli stąd zejść. Z uśmiechem więc podobnym do tego z jakim wyzywa się kumpla do zawodów w sikaniu na odległość, wyczekiwał aż ona pierwsza się wygada. Wygadała się. I zeszli. Podczas schodzenia jednak nie mógł się nie zamyślić nad tym, że mimo iż wydawała mu się tak bardzo siostrzaną duszą, udzieliła tak bardzo odmiennej odpowiedzi.

Grota mimo iż wejście do niej musiało otworzyć się stosunkowo niedawno, bo nie żyło w niej nic, musiała być bardzo stara. Ametystowe inkluzje w jasnych wapiennych ścianach aż prosiły się o odrobinę pracy górniczej. Nie było jednak zarówno na to czasu jak i na wchodzenie w którąś z licznych odnóg. Odnalazły ich bowiem krasnoludy, który wyszły z obozu by ich odszukać nim zapadnie zmierzch i choć po zejściu do groty wydawały się równie niechętne powrotowi, to same nie mogły się powstrzymać by jeszcze przez parę chwil pooglądać znalezisko badając możliwości jakie daje na ewentualną przyszłość. Jens i Libby też się tym zajęli choć bardziej z ciekawości niż ze względów praktycznych. Obchodząc wielką grotę i oglądając jej piękno w świetle niesionej przez Jensa pochodni, natknęli się na jedną z odnóg. Nie byłoby to niczym dziwnym zważywszy, że blisko pięć podobnych było dookoła, ale z tej jednej wiał mocny zimny wiatr co z kolei pobudziło ich ciekawość. Ogień na płonącej pochodni roztańczył się pod wpływem podmuchów gdy po pokrytej wilgocią karbowanej i wyprofilowanej przez wodę powierzchni weszli w odnogę. Szybko doszli do kolejnej znacznie mniejszej groty, której głównym wartym uwagi elementem była dziura w ziemi ziejąca zimnym wiatrem. Serce biło szybciej gdy podmuch robił się z każdym krokiem coraz silniejszy, a pochodnia coraz słabiej utrzymywała się zapalona. Nachylili się nad ziejącą zimną ciemnością czeluścią. Ściany zboczy czeluści były nierówne i pokruszone niemal w nienaturalny sposób, a gdzieniegdzie Jens dałby głowę, że na kamieniach widać było ślady potężnych pazurów... a może to wyobraźnia już mu figle płatała. Pochodnia w ogóle nie rozświetlała ciemności więc widać nie było nic, a w uszach gwizdał tylko lodowaty odgłos wiatru. Chwila była niemal mistyczna. Prawie przerażająca. Przerażająca w dziecinnie podniecającym sensie. Gdy dwa żywioły ziemia i powietrze rzucały maluczkiemu człowiekowi wyzwanie odwagi.
- Masz drugą pochodnię? - usłyszał drżący głos Libby.
Kiwnął głową i wyciągnął z torby drugą zapasową. Prawie nie odwracając wzroku od czeluści, odpalił drugą pochodnię i po chwili wahania wystawił ją nad przepaść i spojrzał na Libby. Wiedział o co jej chodziło, a i sam był ciekaw, ale jakoś tak samemu niesporo szło. Dziewczyno nieznacznie kiwnęła głową... a może w ogóle nie kiwnęła? Tak czy inaczej upuścił płonące łuczywo, które poszybowało w głąb ziemi. Krótko obserwowali jak ognisty punkcik ginie w oddali, a czeluść ryczała powietrzem tak jak wcześniej.
- Lepiej chodźmy stąd Libby... zanim naprawdę będziemy mieli czego żałować...

Ponagleni przez krasnoludy opuścili wraz z nimi grotę.

***

Dni mijały dalej. Libby szła z nim z przodu wraz z Lillą, oraz jednym z krasnoludów, co zwiadowcą był również. A że dziewczyny nie dość, że nie przeszkadzały, to i były całkiem miłym dla oka towarzystwem, to i myśliwy czuł się przez gro czasu naprawdę przednio. Samiec przewodni prawie. Dla takich chwil warto żyć. Nawet jeśli przez cały dzień trzeba ciężko na to pracować.

Dziennika Sir Parcivala jeszcze nie zaczął czytać, bo generalnie już zielnik wymuszał na nim nie lada wysiłek umysłowy. Specjalistyczne słownictwo używane przez autora nie należało do najprostszego i myśliwy wielokrotnie musiał parę razy czytać niektóre fragmenty. Podziwiał, że Silia potrafi to robić tak o jakby bułkę z dżemem jadła. A jak widział jak jej wzrok przelatuje przez strony książki i to zapisane jeszcze w zupełnie niepodobnym do niczego języku, to już w ogóle czuł się głupi. Wertował więc dalej. Dziennik zostawiając sobie na później. Zielnik, szkolenie dziewczyn w strzelectwie i nauka koncentracji, która wbrew temu co oczekiwał okazała się prawdziwą mordęgą i tak sprawiały, że kładł się obok Silii naprawdę zmęczony. Alexa niestety znała całkiem dużo uciążliwych ćwiczeń na koncentrację i poprawność i regularność ich wykonania egzekwowała metodycznie i niemal bezlitośnie. Szkoła więc choć była ciężka, to stopniowo przynosząc lepsze i lepsze wyniki nie zniechęciła łowczego, który mimo iż z pewnym zdziwieniem zauważył jak dobitnie psioniczka dba o efekty swojego szkolenia, to nie poddawał się i co wieczór trenował na zmianę to skupienie myśli na jakimś banalnym przedmiocie, to na liczeniu słówek w książce.

Niemniej później i tak oboje z Silią czekali aż wszyscy w zasięgu słuchu usną, sycąc się w tym czasie wyłącznie niezobowiązującą rozmową i niewystarczającą pieszczotą dotyku aż w końcu bez ogródek po prostu oddalali się od obozowiska, by znaleźć dla siebie miejsce oddalone od świata towarzyszy. Miejsce, w którym liczyli się tylko oni. I właśnie w jedną z tych nocy gdy wrócili i kładli się spać po przeżytym w objęciach wyłaniającego się zza płaskowyżu księżyca uniesieniu, półelfka zgasiła go całkowicie. Ślub? Ale... ale po jakie licho u diabła? Nie zdążył jednak nawet spojrzeć na nią gdyż Silia od razu niemal się od niego odwróciła i ułożyła „na łyżeczkę” jakby w ogóle tego pytania nie zadała. On zaś leżąc na plecach patrzył na migające gdzieś wysoko gwiazdy starając się odnaleźć w nich odpowiedź na pytanie „o co chodzi kobietom?”. Oczywiście bez skutku - gwiazdy też były kobietami. No bo przecież był z nią. Tak? Tak. Kochał ją... chyba... no ale tak? Tak...
Podsunięta przez tajemniczego poplecznika Shar wizja jakoś sama nasunęła mu się przed oczy wyobraźni. Niby w ogóle do niego od początku nie trafiła, a jednak zdołała uwić sobie gdzieś w zakątku jego umysłu gniazdo licząc, że wyda jakieś owoce. Ukazała więc myśliwemu wizję. Wizję siebie u boku wspaniałej półelfki. Tak jak u boku trzyma się choćby sakiewkę, miecz, siemię lniane dla konia... czy choćby inną rzecz mającą jakieś zastosowanie. Objął półelfkę, dopiero późno w nocy gdy już dawno spała, nie mogąc pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia uwięzienia w tej poboczności, która go pochłaniała.

***

Atak orków dnia następnego odbył się błyskawicznie. Krasnoludy tyle co zdążyły uformować szyk, już się musiały bronić przed szarżującymi orkami. Oni jednak nie mieli ułatwionego zadania. Od tyłu parła na nich jeszcze większa banda i choć mimo odniesionych ran udało im się odeprzeć pierwszą falę, to już po chwili widzieli jak orki przegrupowują się i tym razem wraz z ogrami szykowali się do kolejnego natarcia. Organizm Jensa od razu wyczuł walkę i fala adrenaliny zimnym gorącem rozlała się po nim oddalając uczucie pulsującego od strony zmasakrowanego ucha bólu. Nie czuł go nakładając kolejne strzały na cięciwę łuku, które z, sam to musiał zauważyć, diablo imponującą precyzją dosięgały swoich celów. Gdy jednak pierwszy z ogrów oberwawszy strzałą w pierś tuż pod szyją nawet się na nią specjalnie nie obejrzał i z rykiem ruszył w stronę wozów, Jens wiedział, że jego skuteczność może teraz zmaleć. Mógł użyć fiolki, którą otrzymał od Silii, ale zanim trucizna zacznie działać, to ogry zdążą ich dopaść.
- Ej, woźnico! Jest tu coś palnego w tych beczułkach?
- Eeee... jest parę baryłek próbnej nafty oblężniczej. Te z mosiężnymi okuciami, a bo co? Z pochodniami zieloni biegną? Ustrzel ich chłopcze, bo się sfajczymy! -
odkrzyknął krasnolud operujący wystraszonymi końmi.
- Nie biegną – rzekł wpół do siebie, wpół do woźnicy i złapał jedną z wspomnianych beczułek. Chwycił dyżurną siekierką będącą na wyposażeniu wozu i rozłupawszy denko, przechylił tak, że rzadka, czarna maź zaczęła wylewać się na drogę.
- Głupiś?! Co robisz?! - krzyknął woźnica, który zdążył się obejrzeć za siebie
- Cichaj ojczulku... - mruknął pod nosem
Ogry, mimo przyśpieszających wozów zbliżały się bardzo szybko z rykiem i dudnieniem kamiennej drogi. Ich gargantuiczne nasieki zdobiły krwawe ślady poprzednich walk. Gdy już mniej niż dziesięć metrów dzieliło je od uciekających wozów, myśliwy zanurzył groty dwóch strzał w wylewającej się cieczy i skopał beczkę, na drogę. Odpalił pierwszą ze strzał od jednej z lamp olejnych w jakie wyposażony był wóz, poczekał aż pierwsze ogry przebiegną przez rosnącą plamę nafty, wymierzył i strzelił.

Ich spojrzenia skrzyżowały się gdy Silia odwróciła wzrok od jego postrzępionego ucha, a on od karminowej od krwi szmaty, którą zakrywała nos. Odsłonił dłonią część materiału by przyjrzeć się ranie półelfki i... uśmiechnął się pocieszająco. Wcale nie było mu do śmiechu, ale jakoś tak nie mógł się powstrzymać od pełnej współczucia myśli, że Sil wciąż przez jakąś przekorną siłę wyższą obrywała po swojej ślicznej buzi. Najważniejsze było jednak to, że jest cała. Tę ranę można było zaliczyć co najwyżej do karczemnych. Niegroźnych, choć zapewne nieznośnych zważywszy na cieknąca strumykiem ze szmaty krew. W ferworze walki w sumie nawet nie zauważył kiedy oberwała. Słysząc świst powietrza oboje odsunęli się od siebie po to by dostrzec jak między nimi przelatuje kolejny toporek, który z głuchym jęknięciem desek wbija się w ściankę wozu. Jens wyrwał toporek i rzucił nim w stronę jednego z nadbiegających ogrów podczas gdy Silia złożyła ręce do jakiegoś czaru. Raniony stwór tylko na chwilę przystanął gdy topór wbił mu się w udo. Wyszarpnął broń i wielkimi susami ruszył w stronę myśliwego. Inny za sprawą zmyślnej sztuczki półelfki runął niefortunnie na ziemię, by zostać w tyle.
- Zostań przy Aldymie - krzyknął do Silii i wrócił na tył wozu. Kołczan był już pusty, a tymczasem wrogowie już ich dopadli. Odrzucił więc łuk i wziął kuszę. Powinna mieć na tyle pary, by przystopować nawet ogra, który zgniótłszy po drodze pod stopami jednego ze swoich pośledniejszych pobratymców doskoczył do ich wozu.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 30-06-2009 o 16:11. Powód: interakcja z działaniem Silii
Marrrt jest offline  
Stary 29-06-2009, 23:19   #477
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silia leżała plackiem na deskach wozu i widziała nad sobą wielorakie jaśniejące konstelacje gwiazd. Trochę to było dziwne zważywszy, że słońce już jakiś czas temu z powodzeniem wstało i zawlekło swoją tarczę na nieboskłon. Tkwiło tam jeszcze przed momentem, ale później zgasło jak płomyk świecy zduszony między poślinionymi palcami. Po prostu zalała półelfkę ciemność. Może nawet na ułamek chwili straciła przytomność? Gdy ponownie uniosła głowę świat rozbłysnął przed oczami jaskrawą feerią barw. Stąd to skojarzenie z gwiazdami. Tak dalece ją to oślepiło, że musiała przysłonić oczy dłonią. Wszystkie te wizualne efekty nie byłyby w zasadzie tak nieprzyjemne, gdyby nie towarzyszył im ten tępy ból całej twarzy, zogniskowany w okolicy nosa. Dotknęła go palcami by wybadać czy kość jest aby cała. Jeszcze tego brakowało, żeby jakiś zielonoskóry palant oszpecił ją do końca życia! Dość, że ma małe cycki to jeszcze musi mieć nos przetrącony? Normalnie pech kocha czarodziejki! A może półelfki? W każdym razie ją, Silię, ubóstwia ponad miarę.

Z ulgą stwierdziła jednak, że nos złamany nie jest, choć spuchł niebotycznie. Ból jednakże był nie do zniesienia! Półelfka zawyła przeciągle i trzasnęła ze złością podeszwą buta o stojącą w pobliżu beczkę.
- Szlag, szlag, szlag – syczała przez zęby próbując zatamować krwawienie. Jaskrawoczerwona posoka lała się dosłownie ciurkiem plamiąc jej nowe ubranie. Do tego miała wrodzony talent! Do tytłania się we własnej krwi!

Odchyliła głowę w tył opierając się plecami o boczną ściankę wozu i podetknęła sobie pod nos kawałek szmaty. Spostrzegła wtedy leżącego tuż obok Aldyma. Kapłan był chyba w jeszcze gorszej niż ona formie. Spora część ostrza topora siedziała zagłębiona w jego barku. Silia podczołgała się do niego i próbowała ocucić. Nadaremnie. Stwierdziwszy, że chwilowo nie jest w stanie mu nijak pomóc podniosła się na rozchwianych nogach aby ocenić choćby pobieżnie ich sytuację.

Jens stał u wylotu wozu i szył z łuku z ogromną wprawą i szybkością powalając kolejnych wrogów, co na pierwszy rzut oka i tak niewiele zmnieniało wśród ich liczebności. Wyglądali jak rój rozwścieczonych os. Było ich od zatrzęsienia, toczyli zajadle pianę z ust i pałali najwyraźniej rządzą krwi. Ich krwi. Aż jej się w głowie zakręciło jak sobie to uświadomiła.

Łowczy zaczął rozprawiać o czymś z woźnicą i, już po chwili, spuścił na wrogów beczkę o, najprawdopodobniej łatwopalnej, zawartości. Półelfka nadal była zdezorientowana, dzwoniło jej solidnie w uszach i docierało do niej co trzecie wykrzykiwane w tym chaosie słowo. Jens wystrzelił wówczas zapaloną strzałę i teraz dopiero pojęła błyskotliwość tegoż planu. Faktycznie część ścigających ich oprawców zajęła się ogniem.

Widok tańczących płomieni obudził w czarodziejce wolę walki, wyrwał ją z marazmu. Stanęła obok łowczego gotowa do działania, choć nie bardzo wiedziała jak można powstrzymać tabun krwiożerczych bestii. Zauważyła kątem oka, że Jens ma zakrwawiony cały tył głowy. Stał jednak pewnie na nogach i, niby w transie, nie przestawał strzelać. Istniała wiec nadzieja, że nie stała mu się jakaś poważna krzywda.

Przeciwnicy nieubłaganie się zbliżali. Część orków rażona ogniem faktycznie zwolniła, ale ogry… Te parły na przód napędzane jakąś iskrą szaleństwa. Gdyby mogły zabijać spojrzeniem to wszyscy na wozie z pewnością już leżeliby martwi. No i te gabaryty! Co tu gadać, trzymetrowa kupa mięsa stworzona do bebeszenia wszystkiego co oddycha. Jeśli znajdą się w zasięgu ramion choćby jednego z nich pewnie zgniecie im czaszki aż będą pękać jak łupiny orzechów.

Przełknęła głośniej ślinę wizualizując swoje myśli. Czy zdążą? Od strony fortu nadciągały co prawda posiłki ale jeśli nie powstrzymają jakoś tej watahy potworów to wsparcie już na nic im się nie przyda. Może jedynie zadba o ich godny pochówek.

Silia uniosła leżący nieopodal zwój liny i cisnęła na brzeg wozu. Szybko wybrała obiekt swojego ataku. Wielkiego rozjuszonego ogra, który był już niebezpiecznie blisko. Wyszeptała inkantę, a gdy jej rozczapierzone palce wystrzeliły przed siebie to samo uczyniła gruba konopna lina. Przeleciała kawałek w powietrzu by zatrzymać się na goleniach potwora i, niby żywe stworzenie, poczęła zataczać wokół nich koła, skutecznie pętając. Ogarnięty szałem stwór nie spostrzegł nawet nieznacznego ruchu na wysokości swoich kolan. Zaraz później rąbnął jak długi o glebę powodując, że wokół uniosły się gęste tumany kurzu a ziemia zadrżała w posadach.

Silia nie zdążyła cieszyć się długo swoją pomysłowością, bo jeden z orków dobiegł wtenczas niebezpiecznie blisko. Odbił się od podłoża, niby urodzony akrobata i gibko wskoczył na wóz, aż zachybotało całą jego drewnianą konstrukcją. Jakiś krasnolud stanął z nim w szranki a kolejny zielony już chciał dołączyć do bijatyki na wozie. Jak na gust półelfki zaczynało robić się tutaj zdecydowanie zbyt tłoczno. Jens nadal strzelał ochładzając zapał pędzącej za nimi hałastrze. Ork już uczepił się żylastymi łapami kantu wozu gdy czarodziejka wypaliła mu prosto z gębę zaklęcie ognistego podmuchu. Jego skóra była jednak dużo odporniejsza niż ludzka, bo nic nawet nie zaskwierczało, nie poczuła też swądu spalenizny. Przeciwnik jednak w naturalnym odruchu zasłonił się przedramieniem przed falą gorąca, i w tym pojedynczym momencie trzymał się wozu tylko palcami lewej ręki. Po tych właśnie palcach czarodziejką błyskawicznie pociągnęła ostrzem sztyletu i patrzyła jak chwilę później ork całuje glebę. Żył jeszcze przez moment, bo zaraz usłyszała szczęk jego pękającego kręgosłupa kiedy przypadkiem nadepnął na niego kolejny pędzący w amoku ogr.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-06-2009 o 13:11.
liliel jest offline  
Stary 01-07-2009, 22:34   #478
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- I czego mordę drą?

Zapytał cierpko Drago, dobijając jakiegoś orka, którego zostawili towarzysze po pierwszym starciu. Barbarzyńca nie był w najlepszym nastroju i miał zamiar sobie go poprawić, wspólnie z goszczącą pod twierdzą hordą. Droga była długa i nudna, wypełniona ćwiczeniami z jego nową bronią i szukaniem sposobu na usunięci plam z jagód z napierśnika, dlatego możliwość bitki, była wreszcie ciekawą odmianą. Przez chwilę bał się, że reszta ekipy zdecyduję się jednak wybrać tajne przejście, na szczęście wykazali się rozsądkiem.

- No co wy, przejdziemy przez nich, jak kapusta przez starą babę! –

Ciężko powiedzieć, czy przekonały ich jego zapewnienia, czy konieczność niesienia ładunku z wozach, na swoich plecach. No i zaczęło się. Tyle, że kazali mu stanąć na tyłach. Jemu. Na tyłach. To nie mogło się skończyć dobrze. I znowu sytuacje uratowali zieloni, którzy do tego przyprowadzili kumpli. I jak tu ich nie lubić?

Szybko pochlastał kilku członków komitetu powitalnego, zostawiając jednak paru żywych, żeby przekazali reszcie, że czuje się obrażony wystawianiem mu za przeciwników takich smarków. W tym czasie brodacze ustawili się w szyk i ruszyli ku twierdzy, skąd, co Drago stwierdził z niesmakiem, również ruszyła odsiecz. Oczywiście jak se człowiek zorganizuje trochę rozrywki, to zaraz zleci się cała banda amatorów darmowej zabawy. Na szczęście zieloni okazji się na tyle przewidujący, że tym razem stawili się w odpowiedniej liczbie i jakości. Ogry były od dwie głowy wyższe od przeciętnego orka, wiec Drago w swoim hełmie był od niech niewiele niższy, ale jednak niższy. Istoty, nad którym nie mógł górować w walce irytowały go niezmiernie, wiec postanowił możliwie szybko naprawić te sytuacje. Jak skróci się ich o głowę, to będzie w sam raz.

- Ja biorę lewą, ty prawą stronę. –
Odezwał się do Lilli, wyrywaj z wozu dwa toporki, pozostałość po pierwszym ataku. Miał jeszcze trzy swoje, ale na takich brudasów szkoda tracić krasnoludzkiej stali.
- Najpierw ogry, jak padną reszta straci zapał. –
W sumie walczył razem z paladynką już kilka razy, ale nadal nie sądził, żeby byli wystarczająco zgrani, żeby pozwolić sobie na zbyty wiele, jeśli chodzi o współprace w walce. Trza było razem ćwiczyć, kiedy był czas na to, psia mać. Teraz pozostało zadbać, aby nie przepuścić zbyt wielu do wozu i uważać wzajemnie na siebie.

- No to sru! –

Stwierdził filozoficznie i wyrzucił obydwa toporki w stronę najszybciej zbliżającego się ogra. Obydwa wbiły się w potężny tors, jedynie nieco spowalniając stora. Naszpikowane ostrzami zwieńczenie łańcucha rudowłosego wojownika zakończyło jego żywot, z głośnym mlaśnięciem masakrując mu wykrzywiony ryj. Drago tym czasem kręcił już kolejne koła wokół siebie, celując w następnego potwora. Ten miał coś w rodzaju pokrzywionej tarczy i instynktownie się nią zasłonił widząc nadlatujący pocisk. Drago to przewidział i wycelował w jego nogi. Łańcuch zawinął się wokół nich zwalając ogra na ziemię i posłusznie wrócił do rąk właściciela. Drago tym czasem pędził już naprzeciw napastnika. Postanowił przyjąć pierwszych w pewnej odległości od uciekających wozów, przy okazji dobić lezącego. Mało honorowe zagranie, ale i Drago poczucie honoru miał specyficzne. Chlasnął niezgrabnie gramolącego się z ziemi przez łeb i z rykiem natarł na następnych.

- WWWWRRRRAAAGGGGHHHH!!!!!!!!!! -

Smocza krew buzowała w barbarzyńcy, który poruszał się jak dziki zwierz, rozdawając ciosy na prawo i lewo. Atakował mieczem i tarcza, jednego orka nawet zdzielił zakutą w stal głową w czoło. Posoka bryzgała wokół niego na wszystkie strony i bogowie tylko raczyli wiedzieć, ile w niej było jego własnej. Wokół szalejącego wojownika zaroiło się od wrogów i w sumie o to mu chodziło, bo odciągnął ich o wozów i reszty. Przyszedł jednak już czas do nich wracać, bo zaraz łatwiej będzie mu się przebić w drugą stronę, tą, z której przyszli. Drago ryknął po swojemu raz jeszcze i zakręcił kolejne dwa okręgi śmiercionośnym łańcuchem, robiąc sobie trochę miejsca i rzucił się na zagradzającego mu drogę do reszty drużyny ogra. Tylko cudem uniknął jego maczugi, która ześlizgnęła się niegroźne po tarczy. Tylko po to by zaraz opaść na ziemie, razem z trzymającą ją ręką, odciętą przez smoczego barbarzyńcę. Był szybki, nawet teraz sporo szybszy od ścigającej go już watahy. Kilka toporów śmignęło mu koło głowy i już zaczynał myśleć, że trzeba było się zebrać kilka uderzeń serca wcześniej, gdy tuż za nim, a przed ścigającymi coś wybuchło, dając mu kolejne kilka cennych sekund.

Tego mu było trzeba, w kilku krokach dopadł ostatniego wozu i natarł wściekle oblegające go stwory. Atakował ich do tyłu, byli praktycznie bezbronni, więc ciosy ząbkowanego ostrza bez ostrzeżenia spadły na ich karki i czaszki.

- Wszyscy cali, w jednym kawałku?! –

Rzucił jeszcze, prze chwilę tylko spoglądając na resztę ekipy. Brzmiało to trochę dziwnie w ustach pokrytego krwią i wnętrznościami człowieka. Zwłaszcza, że w amoku Drago nadal miałby problem ze stwierdzeniem ile z tego wylało się z niego samego. Gdyby w ogóle się tym kłopotał. W ferworze walki jednak, bywały dziwniejsze i przede wszystkim ważniejsze rzeczy. Poza tym, niektórzy nie wyglądali dużo lepiej. Drago nie tracąc czasu odwrócił się w stronę kolejnych atakujących, z zamiarem zabić każdego śmierdzącego bydlaka, który zbliżyłby się do wozu i jego pasażerów, na odległość łańcucha lub miecza. No, nie licząc krasnoludów.
 
malahaj jest offline  
Stary 02-07-2009, 11:10   #479
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
- Ja biorę lewą, ty prawą stronę.

Skinęła głową, że rozumie. Kompletnie, zresztą, niepotrzebnie, Drago już wywijał toporkami nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.

- Lathanderze; pomóż mi powalić te bestie!!!

Z okrzykiem na ustach rzuciła się przed siebie. Ogry były sporo od niej większe, dlatego wpierw zaatakowała nogi, osłaniając tarczą głowę. Gdy cięła na wysokości kolan, poczuła silne uderzenie w tarcze, które wprawiło w wibracje całe jej ramię. Ale utrzymała osłonę. Cielsko potwora pozbawione dolnych kończyn zachwiało się niebezpiecznie i upadło na plecy trzęsąc się w konwulsjach. Nie było nawet czasu by go dobić. Kolejni wrogowie, kolejne trupy.

Było coraz ciężej, z orkami sobie radziła, ale ogry miały przewagę długości ramienia. W pewnym momencie jedna z tych istot wytrąciła jej tarczę z ręki. Pozbawiona tej osłony poczuła się jakby naga i w nagłym przypływie paniki, parując mieczem poczęła się cofać. Lilla czuła, że traci siły, że przegrywa, gdy kątem oka zobaczyła, za plecami, ruch. To Silla i Alexa rzucały swoje czary i to prosto na nie sprowadzała niebezpieczeństwo. Zaciskając mocniej zęby rzuciła się w lewą stronę, uchyliła się szybko, by nie dostać uderzenia z morderczego łańcucha barbarzyńcy. Atakujący ogr nie miał już tyle szczęścia. Zostawiając dokończenie sprawy Drago rzuciła się szybko po swoją tarczę. Z tą osłoną, głośno krzycząc rzuciła się na kolejnych wrogów.
 
Nadiana jest offline  
Stary 02-07-2009, 12:06   #480
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Źle oceniła sytuację i ale nim to odkryła i wypadła z krzaków na tyły orków chyba wszyscy byli już ranni. Niemniej przynajmniej ten pierwszy atak udało jej się wymierzyć precyzyjnie. Jej nowy stary miecz poznał smak krwi.
Ale gdy odleciała w tył od potężnego kopnięcia pomyślała, że to koniec jej szczęścia. Myliła się. Wtedy właśnie z twierdzy wyszła odsiecz i przeciwnik wycofał się na moment, otwierając rudowłosej drogę na wóz. Kowalówna wpadła między przyjaciół wołając przepraszam.

Kiedy rozpoczął się następny atak, najpierw strzelała z łuku. Duża grupa przeciwników dawała szansę trafienia nawet marnemu strzelcowi. I Elizabetha ją wykorzystała. Naciągała cięciwę, w myślach powtarzając wszystkie rady Jensa i wypuszczała strzały wolno, ale z determinacją, bez drżenia rąk i ciała.

Grzmiały bębny, jęki i krzyki zlewały w harmonijny dźwięk, któremu ton zdawał się nadawać Drago. Obok policzka Elizabethy śmignęła magicznie wprawiona przez Silię w ruch lina, a wielki ogr stanął w ogniu wznieconym przez Jensa i fala gorąca uderzała ją z zewnątrz równie mocno jak od środka. Dziewczyna również zaczęła krzyczeć. Jej khazalidzkie jesteście trupami i zabijemy was wszystkich brzmiało mocno i donośnie. Wiedziała, że powinna się bać, ale zamiast tego czuła euforię. Nawet to, że wszyscy krwawili wydawało się w tej chwili błahostką. Zapomniała i o Radgaście, który zajmował miejsce w szyku z przodu krasnoludzkiego klina.

A gdy dystans nie pozwolił strzelać, walczyła mieczem. Balansując na jadącym wozie, korzystając z przewagi, jaką dawała jej wysokość. Nie było w tym planu i rozwagi, ale jak umiała starała się osłaniać walczące magią i umysłem dziewczyny.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172