Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-02-2010, 18:20   #201
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Wydarzenia ostatnich dni (a właściwie towarzyszące im emocje) wciąż układały się w głowie Maeve. Dla niej jasne było, co dzieje się między paladynem, a Lidią. Lusus patrzył na tropicielkę w niemalże taki sam sposób jak Hourun zwykł patrzeć na nią. Coś w zaklinacze pękło, chciała im coś powiedzieć, ale duma jej nie pozwalała. Chciała poradzić im aby nigdy nie rezygnowali, nigdy nie zaniedbali tego, co rozwija się między nimi, bo to właśnie jest największy dar jaki ludzkość dostała od swoich bogów. To było coś, co ich łączyło. Niezależnie od wyznania, zawodu czy przekonań, każdy człowiek nosił w sobie potrzebę bliskości z drugą osobą. Często nieuświadomioną, jednak zawsze obecną.

Niegdyś i ona była jedną z tych osób, które nie zauważały istnienia tego uczucia. Uważała, że to bzdury i należy to włożyć między bajki. Tak było dopóki sama nie spotkała miłości swojego życia. A potem ją straciła… To wszystko wydawało się takie odległe w porównaniu z tym, co działo się teraz. Zupełnie jakby wydarzyło się lata wcześniej, a nie miesiące. Wspomnienia zaczynały blaknąć i musiała się ich desperacko łapać aby nie znikły. Jakkolwiek przykre by one nie były, były częścią niej, składały się na to kim jest. Nie mogła pozwolić im odejść, bo wtedy zatraciłaby samą siebie. Może innych by to ucieszyło, może stałaby się milsza. Ale ona nie czułaby się dobrze z samą sobą. A czucie się komfortowo z samym sobą było rzeczą ważną, przynajmniej w mniemaniu rudowłosej.

Samo przebywanie na jarmarku, poznanie młodej bardki (na imię miała bodajże Sorg, ale zaklinaczka nie była pewna) oraz spotkanie rodziny Lidii budziło wspomnienia, które myślała, że straciła. Przypominało jej się dzieciństwo, gdy jeszcze czuła się kochana przez przybranych rodziców. Cudowne, błogie dzieciństwo wypełnione uczuciem… A ona wszystko zaprzepaściła, jak to ona. Jeśli wspomnienia jej nie myliły, gdy była mała rodzice zabrali ją na jarmark… A może i nie… Może to wszystko się tylko rudowłosej wydawało? Tego wyjątkowo nie była pewna. Wspomnienia związane z rodziną były jednymi z tych, które nie zachowały się gdzieś głęboko. Być może dlatego, że się na nich zawiodła (do głowy jej nie przyszło, że być może oni zawiedli się na niej, gdy uciekła), a być może dlatego, że nigdy szczególnie często nie wracała myślami do tamtego okresu w swoim życiu. Hourun mówił jej, że nie warto czegokolwiek żałować w swoim życiu, bo i tak nie jesteśmy w stanie zmienić przeszłości. Trudno było się stosować do tej zasady, gdy był w pobliżu, a jeszcze trudniej, gdy go nie było. Na dobrą sprawę, po jego odejściu zaklinaczka musiała na nowo nauczyć się żyć. Było to prawdziwe wyzwanie, być może dlatego tak ochoczo zaciągnęła się do karawany kupca. W tłumie w końcu zawsze łatwiej…

Rozmyślając tak nad tym wszystkim, co doprowadziło ją do tego momentu nie bardzo zwracała uwagę na to, co dzieje się dookoła niej. Była dość milcząca jak na siebie. Przez dłuższy czas obyło się bez zjadliwych komentarzy, czy nawet mruczenia przekleństw pod nosem. Niektórzy mogli nawet pomyśleć, że jest chora, bo ta cisza była w jej przypadku wręcz nienaturalna. Tak samo jak chodzenie w to samo miejsce, gdzie wszyscy. Ta kobieta ceniła sobie wolność i przygodę, jak już większość zdążyła się przekonać. Robiła to, co chciała i kiedy chciała. Kochała czuć zew przygody, wiatr we włosach… Strach też nie był uczuciem, którym gardziła. Bo kiedy on mijał w jej ciele krążyła przyjemna adrenalina, a tym uczuciem to już chyba nikt by nie pogardził.

Rodzina Lidii opowiadała historie, które im się przydarzyły. Drużyna siedziała i słuchała z zapartym tchem ich opowieści tak długo dopóki było czego słuchać. W pewnym momencie Kalel znudzony zaczął się gdzieś szwędać (młodych chłopaków zawsze gdzieś nosiło według opinii Maeve, toteż nie zdziwiło ją to specjalnie), a Tua machała nogami znudzona. W pewnym momencie to siedzenie znudziło się i Meave, więc zdecydowała się przejść.
- Idę na mały spacer, zanim moje kości zamienią się w kamienie. – Rzuciła niby to w kierunku drużyny, niby to w powietrze. Właściwie to adresat tych słów był nie znany. To nie było też ważne. Ważne było, że usłyszeli wiadomość.

Przechadzając się po jarmarku miała nadzieję dostrzec jakąś znajomą sylwetkę. Najchętniej zobaczyłaby tam Houruna (ciągle desperacko trzymała się myśli, że jej dawny ukochany wciąż żyje), jednak w tym tłumie nigdzie nie było widać jego charakterystycznej sylwetki. Nie miała pojęcia ile czasu spędziła z dala od towarzyszy. Na pewno wystarczająco dużo by odpocząć od nich trochę. Mimo iż powoli nawiązywała się więź pomiędzy nimi, czasami Maeve potrzebowała trochę powietrza, odpoczynku. Bała się za bardzo przywiązać do swoich towarzyszy, nie chciała aby to wszystko źle się skończyło. Dlatego najbezpieczniej dla wszystkich było, jeśli będzie trzymała się na dystans. Nie chciała tym nikogo ranić, wręcz przeciwnie, to była forma samoobrony. Bała się zaangażować w cokolwiek by znowu kogoś nie stracić. Tak wiele obiecała Mystrze za życie młodego paladyna… Na początku swojego sporu z nim żałowała swojego czynu, ale widząc uczucie tlące się w oczach Lidii zmieniła zdanie. Zaczęła jednak towarzyszce nieco zazdrościć. Bywały takie chwile, że zastanawiała się czy nie poprosić Bogini o wskazanie jej drogi do Houruna. Wiedziała jednak, że jej dawny towarzysz nie pochwalałby takiego zachowania.

Tak więc wędrowała po jarmarku nic nie kupując, na nic uwagi nie zwracając, pustym wzrokiem przebiegając tłum, z nikłą nadzieją, że on jednak tam będzie. Ale go nie było. W końcu zrezygnowana wróciła do towarzyszy czekać na młodego paladyna.
 
Callisto jest offline  
Stary 11-02-2010, 21:53   #202
 
Bażna =^^='s Avatar
 
Reputacja: 1 Bażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumny
Post pisany wspólnie z madmanem

Łuczniczka słuchała jak Sorg wypytywała Gerarda, Darisso i Tiru-kana. Lidia zatopiła się w opowieściach stryjostwa. Znała je przecież tak dobrze, a mimo to nawet słyszane po stokroć, dla niej nie blakły i wciąż coś w sobie miały. Jednak nigdy wcześniej historia Rudej Wiedźmy i Urgula Nekromanty, nie była tak interesująca jak właśnie teraz.

- ... Ale ja mogę ci rzec, że Ruda Wiedźma jest jedną z najlepszych i najbardziej godnych szacunku osób, jakie w życiu spotkałem...
W tonie Gerarda, złotooka wyczuła jak wyjątkową osobą musi być w jego mniemaniu Eletniena. Ta myśl jak i fakt, że sławetna Wiedźma pomogła Podkosianom, dawało jej cień otuchy iż pomoże ona ponownie. Z rozmyślań wyrwały ją słowa Sorg, z których Lidia mogła zaczerpnąć wiedzy o nowopoznanej. Była ciekawa historii półelfki, która z takim zafascynowaniem spoglądała na Gerarda, Darisso i Tiru-kana. Łuczniczka mogła sobie tylko wyobrazić jak Sorg świeciłyby się oczy gdyby cała drużyna wuja Oratisa była w komplecie; brakowałoby tylko jego, Nikkodema i szlachetnej Shannen. Lidia sama ubolewała, że nigdy nie dane jej było zobaczyć ich wszystkich razem (ramie w ramie) jako drużyny wspaniałych i wiernych sobie przyjaciół. Nigdy nie poznała Shannen...

Mimo, że łuczniczka uciekła w swe wspomnienia i rozważania, to miała podzielną uwagę. Delikatny uśmiech ponownie zagościł w kąciku jej ust gdy patrzyła na starania młodego towarzysza. Kalel udając się po obiecane Sorg karmelki, nie widział, że łuczniczka pilnowała pleców towarzysza dopóki ten nie zniknął jej z oczu. Nieco smutniejszym acz równie troskliwym spojrzeniem odprowadziła oddalającą się Meave. Oglądanie jej w takim mizernym stanie, niepokoiło coraz bardziej i bardziej.
Tropicielka, mimo radości ze spotkania stryjostwa, myślami cały czas była przy Lususie. Straciła jednak rachubę czasu i nie zauważyła, że już powinni czekać na niego w umówionym miejscu. Wtem spojrzała na Sorg i swoją rodzinę. Widząc jak stryj Gerard gromi badawczym wzrokiem bardkę, w kąciku ust łuczniczki pojawił się ten delikatny uśmiech, który jedynie stryjenka Darisso wychwyciła. Lidii nie bawiło to, że stryj przyprawiał bardkę o zmieszanie. Ona jedynie wspominała dawne, piękne czasy. Tak bardzo kochała stryja. Tyle wspomnień z dzieciństwa; tyle nauk i tyle opowieści... jak i jeszcze więcej zabawy. Jak powiedział Tiru-kan "...ludzie tak szybko się starzeją...". Szkarłatnowłosa ubolewała, że mimo iż stryjostwo ma w sobie tyle werwy, czas płynie nie ubłaganie i może za kilka lub kilkanaście lat... może, jak bogowie dadzą to za nawet za kilkadziesiąt, pewnego dnia, Lidia zostanie sama. Odejdzie matka, wuj i stryjostwo... Jedynie, jeśli jej dane będzie dożyć późnych lat, to zostaje nadzieja, że zanim umrze, spotka swego ojca. Marzenie, że połączy na powrót swoich rodziców, nadal w niej kiełkowało. To ono przecież zaprowadziło ją na szlak.

Słuchając jak młoda bardka wypytywała o Ruda Wiedźmę, Lidia zwróciła się po chwili do paladyna.
- Stryju, mówisz, że Eletniena jest jedną z najlepszych osób jakie w życiu spotkałeś - rzekła po dłuższej chwili Lidia - a jak ją poznałeś?

- Sama wiesz, dziecko, że dużo podróżowaliśmy, chroniąc karawany, wsie i miasteczka... Ale im dalej na północ tym bardziej niebezpieczne bestie się spotyka: smoki, harpie, dziwaczne i nienaturalne bestie. A im gorszy potwór tym trudniej go pokonać i tym częściej trzeba się uciekać do pomocy magii. Toteż jak uzbieraliśmy wystarczającą ilość złota, wyruszyliśmy do Elethieny zwyczajnie zamówić czarodziejską ochronę. A nie ma wielu na prawdę potężnych magów w Królestwie takich, co mogli by niektóre rzeczy wykonać. A potem... a potem dużo wody upłynęło i jeszcze nie raz ją spotkaliśmy.

- A kiedy ostatni raz mieliście okazje się widzieć? – w oczach łuczniczki pojawił się blask, towarzyszy zafascynowanemu dziecku, gdy to czuje w powietrzu ciekawą historię.

- Kilka lat temu - machnął ręką wuj. - Ale to nie jest znajomość, o której łatwo się zapomina.
Szpiczastoucha tropicielka chciała zapytać o więcej. Czuła, że stryj Gerard uraczyłby ich wszystkich wyjątkową i ciekawą opowieścią. Wiedziała, że wystarczy pociągnąć za odpowiednią strunę a Gerard będzie chętny do snucia jedynych w swoim rodzaju historii.
Jednak coś sprawiło, że Lidia nie zadała kolejnego pytania… coś odwróciło jej uwagę…

***

Gdy Lusus dostrzegł swych towarzyszy niezwłocznie skierował swe kroki w ich stronę. Na widok Lidii przyspieszył, twarz miał promienną, radosną. Szkarłatnowłosa kontem oka dostrzegła znajomą sylwetkę. Na jego widok twarz łuczniczki wypiękniała o śliczny uśmiech i charakterystyczny dla pewnego błogiego stanu, blask oczu. Bez słowa wstała od stołu i ruszyła w stronę Lususa. Nie zdążyła nawet za bardzo przyspieszyć kroku, gdyż już po chwili był przy niej i objął ją swymi silnymi ramionami i mocno przytulił. Ona wplotła smukłe palce w jego czarne, opadające na ramiona włosy. "Jesteś tutaj...", wyszeptała w myślach, aby nie zagłuszać głosu bicia jego serca. Biło jak dzwon, biło tak szybko, biło tylko dla niej. Po krótkiej chwili uniosła głowę do góry i odnalazła jego usta. Pocałował ją czule po czym ujął jej twarz w swe szorstkie dłonie i spojrzał głęboko w złociste oczy. Spojrzenie to mówiło jej: „Jest dobrze, jadę z tobą, nie zostawię ciebie”. Półelfka położyła dłonie na jego dłoniach. Popatrzała w te zielone spojrzenie, a z jej ust nie znikał uśmiech. Jego oczy aż lśniły z radości. "O Selune... dzięki Ci...'', tropicielka wyczytała z oczu ukochanego, że zostanie przy niej.

Młodzieniec odczuwał wielką radość jednocześnie zastanawiał się co by zrobił gdyby służba skierowała jego kroki w inną stronę. Nie wiedział czy byłby w stanie porzucić Lidię w imię obowiązku co do Królestwa. Mocno w to wątpił.
Dostrzegł też grupę osób mu nieznanych siedzących przy stoliku wraz z resztą drużyny. Szlachcic skłonił się grzecznie w ich stronę.

- Nie było mnie raptem kilka chwil a wy już zdołaliście się w coś wplątać? – skierował swe żartobliwe słowa w stronę przyjaciół.

Lidia uśmiechnęła się na jego słowa.
- Choć, przedstawię Cię - delikatnie chwyciła dłoń Lususa i razem podeszli do ław, na których siedzieli pozostali. Zwróciwszy się tak do stryjostwa jak i do Sorg rzekła:
- To jest Lusus de Crowfield, sługa boga Helma - spojrzała na ukochanego o zielonych oczach i dodała - a to moja rodzina; stryj Gerard, paladyn boga Torma, stryjenka Darisso, kapłanka naszej Selune oraz stryjek Tiru-kan.
Lusus uścisnął po męsku prawicę Gerarda, oddał głęboki pokłon pełen szacunku kapłance i z uśmiechem skinął głową na przywitanie niziołka.

- A to Lususie jest Sorg; bardka, która ocaliła z opresji sakiewkę Tuai - Lidia posłała półelfce serdeczny uśmiech. Może to fakt, że dziewczyna z ciekawym tatuażem, była półelfką sprawił, że tropicielka chcąc nie chcąc (w końcu półelfów na dzisiejszym jarmarku na oglądała się sporo) żywiła cień sentymentu do nowopoznanej? A może jednak to, że ta odbiła mieszek z pieniędzmi i oddała go właścicielce, liczył się dla Lidii bardziej?

Młody giermek z przyjaznym uśmiechem pokłonił się i młodej śpiewaczce. Wciąż ubrany w dobrej jakości kolczugę niemal pełną, z rękawami i suknią, zdobioną herbem rodzinnym przedstawiającym czarną wierzbę na żółtym tle, wyglądał dosyć imponująco jak na swój wiek. Do pasa przypięty miał miecz oburęczny, który był prawie tak długi jak on sam. Był wysoki i dobrze zbudowany, chociaż widać było, że jego postura i masa ciała nie wykształciły się jeszcze w pełni. Z tych powodów jak i tego, że był zmęczony i ubrudzony podróżą wyglądał na osiemnaście do dwudziestu lat. Jednak spojrzenie i gładka cera zdradzały jego młodość, nie mógł mieć więcej jak siedemnaście wiosen.
Machnął na kręcącego się w okolicy kupczyka i zamówił dla siebie kufel piwa. Giermek i łuczniczka usiedli obok siebie. Ten pociągnął tęgi łyk; po poprzedniej jego wypowiedzi słychać było, że ma gardło suche jak wiór. Po chwili otarł wąsy z piany i zabrał głos.

- A więc kiedy ruszamy? Proponował bym jak najszybciej, jeszcze przed zmrokiem. Najpóźniej jutro. Dostanę wytyczne odnośnie celu naszej podróży. Przypominam również o obietnicy jaką wszyscy złożyliśmy. Dobrze by było nie rozpowiadać o tym co nas spotkało w przeciągu ostatnich kilku dni. – słowa te były bardziej skierowane do drużyny niż reszty.

Łuczniczka popatrzała po swoich towarzyszach i po chwili rzekła:
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli wyruszymy jutro. Dziś zaopatrzymy się w prowiant i rzeczy potrzebne nam w podróży. Dotarcie do Północnego Lasu zajmie konno nawet do trzech tygodni - mówiąc spoglądała to na Lususa, to na Meave, Tuai i Kalela. Zostało ich już tylko pięcioro. Lidia przez chwilę zatęskniła za obecnością miłej, troskliwej Verny oraz walecznego Ranga.
- Jednak po drodze mamy miasteczko w Słonecznych Wzgórzach a o kolejne pięć dni oddalona jest Twierdza Złamanego Topora, także mamy dwa miejsca, gdzie można uzupełnić zapasy w trakcie drogi - wzięła łyk soku i dodała - A dziś to przydałby się odpoczynek. Jak sądzicie?

Z wahaniem, nie do końca przekonany o sensie wracania do sprawy drowów, głos zabrał Kalel
- Chodzi mi po głowie myśl o kompanach Dilija. Z tego co mówił Dimitrij oni są gdzieś tutaj i być może już wiedzą co się stało. Zastanawiałem się...- przełknął ślinę niepewny reakcji towarzyszy - zastanawiałem się czy nie powinniśmy sprawdzić, czy czegoś przeciw nam nie szykują.

Tropicielka zerknęła na Kalela, po potem zbadała reakcję pozostałych. Czekając na ich zdanie w tej sprawie, usłyszała jedynie ciszę... Wtem po chwili odezwała się Tua.

- Stryjostwo Lidii było tak miłe, że dali nam mapę! - ogłosiła radosną nowinę podniecona Tua. - Teraz bez problemu trafimy do tej czarodziejki i będziemy mogli pomóc chłopom!

- Mapa? To miłe z ich strony stron. - Lusus ponownie pokłonił się wujostwu Lidii z szacunkiem i wdzięcznością. - Chociaż na pewno zostałbym również dokładnie pokierowany przez moich mistrzów. Wysłali mnie tam z misją więc upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu.

- Oo. To świetnie! Los nam sprzyja! - ucieszyła się Tua. Nie chciała tracić kolejnego członka z drużyny, którą stworzyli.

"Misja? To teraz będę również narażony na niebezpieczeństwa związane z jakąś paladyńską misją? Jakby moich kłopotów było mi mało" - Kalel oklapł po słowach Lususa, lecz poza tym niczym nie okazał swojego zdziwienia. "No ale za to raźniej będzie, Lusus wie jak sobie radzić", po chwili pocieszył się odrobinkę.

Szkarłatnowłosa, wyczytawszy na przywitaniu z radosnego spojrzenia Lususa, że ten zostanie przy niej i towarzyszach, nie spodziewała się jednak aż tak korzystnego obrotu sprawy. "Kwestie Dilija pewnie omówimy później...", pomyślała.
- Masz racje Tuai - odparła łuczniczka uśmiechając się do towarzyszki - Los nam sprzyja.
Spojrzała na ukochanego i dodała:
- Jakie to szczęście, że Twoja misja pokrywa się z naszą - mówiąc to położyła dłoń na jego dłoni, a Lusus od razu ujął ją i ścisnął mocniej. Szkarłatnowłosa tak bardzo się bała z jakim nastawieniem i wieściami wróci Lusus. Wolała nawet nie myśleć co by było gdyby nazajutrz miała się z nim żegnać... Nie wyobrażała sobie już dnia bez niego.

- To dla mnie zaszczyt poznać rodzinę Lidii. Ogród w którym wyrosła tak piękna róża musi być wspaniałym miejscem pełnym dobra, magii i cudów, z boginiami przechadzającymi się po nim i pielęgnującymi go. – Lusus skierował swe słowa do starszych, którzy w milczeniu skinęli mu głowami. – I choć ta róża dojrzała i opuściła dom to wciąż rozsiewa jego blask. Wciąż przecież młodość rządzi się własnymi prawami. – jego wzrok skierował się w stronę bardki.
 
Bażna =^^= jest offline  
Stary 11-02-2010, 22:03   #203
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
posta wspólnego częśc dalsza

- Sorg, tak? Bardzo dzielne i honorowe było coś uczyniła. Szczególnie, że naraziłaś siebie a przecież nie jesteś wojownikiem, odwagi twego serca pozazdrościłby ci niejeden. Chociaż wiele nie posiadamy to oprócz naszej wdzięczności jakaś nagroda ci się należy. Jeżeli mogę coś dla ciebie zrobić lub w czymś pomóc to śmiało mów. – giermek był w dobrym nastroju, było to dosyć niespotykane w jego przypadku. Śmiały się jego oczy a twarz miał pogodną. W duszy czuł dużą ulgę. Zostanie z przyjaciółmi.

Sorg uśmiechnęła się na słowa nowo przybyłego towarzysza reszty i odparła:
- Dziękuję... nagrodę już otrzymałam... Kalel kupił mi obiecane karmelki... Chcesz jednego? - spytała podsuwając paczuszkę pod nos Lususa.
- Z przyjemnością. – odparł młodzieniec uśmiechając się i pakując rękę do paczki ze słodkościami. – A co ciebie tutaj sprowadza? Oprócz łapania złodziejaszków oczywiście. Zapewne liczyłaś na zdobycie sławy swym melodyjnym głosem i snutymi balladami. Jakieś sukcesy? – zapytał aby uprzejmie podtrzymać rozmowę.
- Wygrałam konkurs dla bardów... więc sukces jest. I na pamiątkę po tym zostały mi piękne kryształowe kolczyki. Śpiewam ballady o potworach i jak każdy bard o bohaterach - zerknęła w kierunku rodziny Lidii - a teraz... zastanawiam się co robić dalej.
- O potworach i bohaterach… - powtórzył w zamyśleniu młodzieniec. – Szkoda, że nie było ciebie z nami kilka dni temu. I my mieliśmy do czynienia z nie lada bestią. Ja z nią chciałem walczyć ale Maeve postanowiła spalić ją w celi w której była zamknięta… chłopiec nieco przygasił i zamyślił się na te wspomnienia. -… chociaż dzisiaj jestem gotowy przyznać jej racje…- dodał cicho spoglądając magiczce w oczy smutnym spojrzeniem. - … a niebawem może będę gotowy aby prosić ją o wybaczenie. – dodał jeszcze ciszej.

Kalel prawie się zakrztusił gdy usłyszał słowa Lususa. Był już tak przyzwyczajony do jego konsekwencji w trzymaniu się swoich racji, że początkowo myślał, że się przesłyszał. Gdy jednak rozejrzał się i na twarzach pozostałych dostrzegł wyrazy zdziwienia odetchnął spokojniej - wszystko z jego słuchem było w porządku. Powrócił wzrokiem do twarzy młodego paladyna i przyjrzał się jej z uwagą. "Coś musiało się stać w obozie helmitów, coś co dało giermkowi do myślenia...", pomyślał zaintrygowany.

Na słowa Lususa na twarzy Meave pojawiło się coś na kształt wątłego uśmiechu. Chciała dać nim znak, że jego słowa o przyznaniu racji jej wystarczą. Może była dumna i uparta, ale nie aż tak. Nie miała zamiaru znowu domagać się swego, zaprzepaścić tej wątłej nici porozumienia, która zdawała się ponownie nawiązywać.

Słowa jego sprawiły, że na twarzy szkarłatnowłosej łuczniczki pojawił się lekki uśmiech, ale inny niż przedtem. Zerknęła na Meave obserwując jej przygaszony uśmiech. Młoda magini od jakiegoś czasu wydawała się jakby gasnąć. Dni mijały a rudowłosa kobieta coraz rzadziej się odzywała. Tropicielka troskliwym wzrokiem odprowadziła ją gdy ta poszła się przejść po jarmarku. Jednak Meave, nawet gdy wróciła, nie wydawała się być ani o cień bliższa tej Meave, jaką poznali na początku ich wędrówki. Może i ją tak jak i Lususa gnębiło to trujące uczucie gniewu, jakie narodziło się tam, w Przeklętej Twierdzy? Może przekleństwo tamtego miejsca miało i moc niszczenia kiełkujących, obiecujących przyjaźni? Bądź co bądź, Lidia miała nadzieję, że dłoń jaką wyciągnął Lusus, zostanie przyjęta przez Meave. Może nie teraz, może nie od razu, ale początek przynajmniej był.

- Z tego co słyszę jedziecie do Rudej Wiedźmy... może przydałaby się Wam bardka?... aby potem zaśpiewać balladę o Waszej wyprawie - dziewczyna wypaliła, zanim pomyślała co mówi. Myślała o tym już, a teraz te myśli zostały ubrane w słowa i wypowiedziane na głos. Spojrzała po ich twarzach, czekając na odpowiedź z zapartym tchem.

Tropicielka spojrzała z lekkim zaskoczeniem na bardkę. Nie wiedziała co ją bardziej zdumiało; bezpośredniość Sorg czy jej chęć przyłączenia się do dopiero co poznanych ludzi? Jednak po chwili przypomniała sobie z jaką fascynacją młoda bardka patrzała na jej stryjostwo. "Może widząc ich... myślisz, że i przy naszym boku spotkają Cię takie przygody...?", myśli Lidii popłynęły znów do Przeklętej Twierdzy. "O taką przygodę zapewne Ci nie chodzi...", w mniemaniu szpiczastouchej łuczniczki, młoda bardka pragnęła opiewać swym głosem przygody godne przekazania ich dalej kolejnym pokoleniom. Lidia wątpiła czy to co się zdarzyło w twierdzy, a przynajmniej ubicie Bastora i raniące słowa, było tym o czym Sorg chciałaby zaśpiewać balladę. Wtem wspomniała Vernę... Jej piękny, przejmujący głos, który pieścił uszy gdy siedziały we trzy wraz z Eleną nad rzeką w Podkosach. Lidię nawiedziła dziecinna myśl: jakby było przyjemnie dla ucha mieć przy sobie ponownie bardke mimo, że z jej talentu było jej dane się cieszyć jak dotąd tylko raz. "Wszak taki motyw nie powinien być brany pod uwagę przy podejmowaniu decyzji...", łuczniczka wspomniała swoje próby przyłączenia się do pierwszej karawany, aby bezpiecznie poruszać się po szlaku. Pamiętała czym grozi wybranie nie właściwej kompaniji... A młoda bardka najwyraźniej szukała nie tylko okazji do zbierania natchnienia, ale i bezpiecznego towarzystwa. "Mówisz, że już otrzymałaś nagrodę - ale jakoś nie dam wiary, że karmelki Cię nasycą", tropicielka rozmyślając patrzyła na Sorg. Po chwili spojrzała na Lususa, a ten ku jej zdziwieniu wzruszył ramionami. Lidia odniosła wrażenie, że nie tylko ją tym zaskoczył. Mimo to, jego nastawienie ją bardziej ucieszyło niż zdziwiło. W Lususie poczęło się coś zmieniać. Ona to czuła, widziała i chciała tego chronić. Bała się, że zajście w twierdzy i egzekucja w Podkosach mogą zniszczyć chłopaka, którego zaczęła kochać. Modliła się do bogini o cud... bogini wysłuchała... więc ona postara się, żeby to błogosławieństwo życia jakie mu na powrót dano, nie ostało się w czerstwym i zatrutym sercu.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"

Ostatnio edytowane przez Lynka : 12-02-2010 o 21:26.
Lynka jest offline  
Stary 12-02-2010, 00:03   #204
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
i ciąg dalszy

Dziewczyna zasłuchana w odpowiedzi na pytania, które padły nawet nie zauważyła kiedy siedzący obok niej chłopak się ulotnił. Dopiero moment kiedy siadał on z powrotem na ławce w uśmiechu szczerząc zęby, podając jej karmelki w miodzie uświadomił jego chwilową nieobecność. Wzięła od chłopaka paczuszkę z karmelkami i oczy jej zabłysły na ich widok. Podziękowała mu bez słowa pięknym uśmiechem. Zanim sięgnęła po pierwszego karmelka odwróciła się w stronę pozostałych siedzących na ławach i poczęstowała wszystkich. Sięgnęła do paczuszki ujęła w palce lepkiego od miodu karmelka i z błogim uśmiechem wsadziła go sobie do ust. Przymknęła oczy rozkoszując się smakołykiem. "Uwielbiam je... są przepyszne... nic nie dorównuje ich smakowi", pomyślała czując smak rozpływającego się na języku karmelka. Na jej usta wypłynął błogi uśmiech kiedy je oblizywała. Otworzyła oczy i lekko się zarumieniła czując na sobie wzrok siedzącego obok Kalela. Chłopak przyglądał jej się z lekkim zdziwieniem. "A niech sobie myśli co chce", pomyślała próbując zapanować nad rumieńcem.

- Karmelka? - podetknęła mu pod nos paczuszkę z przysmakami. Chłopak wyciągnął karmelka i uśmiechnął się w podziękowaniu.

Częstując innych raz po raz sięgała do paczuszki po kolejne. Zajadanie się słodyczami, przerwało jej stwierdzenie Maeve, że idzie się przejść. Do tej pory ta młoda kobieta siedziała nic się nie odzywając. Odprowadziła wzrokiem jej oddalające się plecy. Po chwili zniknęła jej ona z oczu, jednak bardka dalej patrzyła w ślad za nią. "Trochę dziwna z niej kobieta. Nie odezwała się ani razu, niby jest ich współtowarzyszką, a jednak pozostaje jakby z boku. Ech... to pewnie moje wrażenie, nie znam ich w sumie. Nie wiem co ich łączy i nie wiem tak naprawdę czy są ze sobą związani, czy po prostu przez przypadek podążają razem. Darisso pewnie miała rację, kiedyś może o nich zaśpiewam balladę. Ciekawe czy uda im się odnaleźć Rudą Wiedźmę? Chyba nie powinni mieć z tym kłopotu mając mapę. Gdyby tak mnie ze sobą zabrali, widziałabym wszystko na własne oczy... ", przelatywały przez głowę dziewczyny kolejne myśli. Rozmyślania przerwało jej gwałtowne poderwanie się Lidii z ławy. Spojrzała w kierunku w którym patrzyła rozpromieniona półelfka. W ich stronę zbliżał się młody mężczyzna w zbroi, jednak gdy podszedł bliżej bardka zauważyła, że to jeszcze nie mężczyzna, młodzieniec który mógł mieć 16-18 lat. Lidia przedstawiła mu swoją rodzinę, a następnie zwróciła się w stronę bardki i przedstawiła ich sobie. Chłopak zagaił rozmowę, a Sorg skorzystała z okazji i wypowiedziała pytanie, które od kilku minut cisnęło się jej na usta.

- Z tego co słyszę jedziecie do Rudej Wiedźmy... może przydałaby się Wam bardka?....

"Wreszcie o to spytałam", pomyślała czekając na odpowiedź. "Czy pozwolą mi do siebie dołączyć? Czy nie będzie im przeszkadzało, że jestem obca? Sami chyba też jeszcze są trochę dla siebie obcy... Może zgodzą się abym jednak z nimi podążyła..." Jedna myśl goniła drugą, minuty jakie mijały od zadanego na głos pytania wydawały jej się rozciągać w godziny... Czekała...

- Sorg - zwróciła się Lidia do bardki - jeśli reszta drużyny nie ma nic przeciwko, to Lusus i ja zgadzamy się.

Słysząc słowa Lidii bardka spojrzała na pozostałych, czekając co oni powiedzą. Jej wzrok przesuwał się z jednej twarzy na drugą.

Tua podniosła brwi słysząc prośbę Sorg. Jeszcze wyżej zaś, gdy usłyszała, że Lusus nie ma nic przeciwko. Przecież to właśnie on zwracał towarzyszom uwagę by nie rozpowiadali wszystkim ich przygód, a teraz chce przyjąć osobę, której o to właśnie chodzi, o zdobycie tematu do pieśni?

- Byłabym rada widzieć cię w naszej drużynie, Sorg, ale nie zapominajmy, że mieliśmy nikogo nie wtajemniczać w to, co żeśmy przeżyli. Nie możemy opowiedzieć ci o szczegółach tego, przez co ostatnio przeszliśmy. A gdy uda nam się nakłonić Wiedźmę do pomocy, to w podróż do wioski, gdzie kończy się nasze zadanie, też nie będziemy mogli raczej cię ze sobą zabrać. Ale jeśli nie są to dla ciebie problemy, to będę szczęśliwa móc z tobą podróżować. -
uśmiechnęła ciepło.

Kalel spojrzał zaintrygowany na Sorg. Jej słowa go zaskoczyły, bo choć od razu było widać, że bardka jest otwartym człowiekiem to jednak łatwość z jaką przyszło jej dołączyć się do nich była dla niego zaskoczeniem. Nie mniej nie miał nic przeciwko temu, żeby ich grono się powiększyło o kogoś, kto potrafi sprytnemu złodziejaszkowi wyrwać sakiewkę, więc pewnym głosem powiedział - Bardzo nam się przyda ktoś, kto umili nam drogę śpiewem, coby się nie dłużyła. Lecz zanim wyrazimy zgodę będziesz musiała zaprezentować co potrafisz. - oczywiście żartował, co okazał szczerząc zęby do Sorg, lecz nie mógł powstrzymać się od kpiny.

Meave postanowiła dodać swoje trzy grosze. W końcu ona też była częścią drużyny.
- Nie wiem czy to dobry pomysł byś wraz z nami podróżowała. Nie mam nic przeciwko, nie zrozum mnie źle, ale przed nami żmudna i zapewne pełna niebezpieczeństw podróż. Nie czułabym się dobrze, gdyby coś ci się stało. Bądź co bądź, jesteś bardką, a nie wojownikiem.


Sorg spoglądając na dziewczyny odparła:
- Od dwóch lat przemierzam trakty... spotkałam różne niebezpieczeństwa. Jadąc po skończonym Jarmarku do domu, też mogę trafić na niebezpieczeństwo. Też może mi się coś stać. Może nie jestem wojowniczką, ale nie jestem też jakąś tam ciapą. Nie chcecie, abym z Wami podążała... rozumiem. Jestem w sumie obca. Po co Wam kłopot na głowie? - zakończyła przygaszona. Zerknęła jeszcze w stronę Kalela, aby usłyszeć jego zdanie i słysząc ostatnie jego słowa nie namyślała się długo. Ujęła lutnię i zaśpiewała:

"Pewien chłopak bardzo młody kupił mi karmelka
Gdy ja sięgam do paczuszki on łakomie zerka
Widząc wzrok ten bez namysłu szybko mu oddaje
Bo karmelek cały w miodzie jeszcze w gardle stanie ..."


Po czym wcisnęła mu paczkę z resztą karmelków w dłoń i rzekła:
- Wystarczy? - po czym odwracając się ku pozostałym dodała - Nie będę dla Was ciężarem. Nie ma potrzeby, abyście się o mnie martwili. Więc jak będzie?

Kalel wyszczerzył się jeszcze bardziej słysząc przyśpiewkę i kiwając głową powiedział:
- Nadajesz się!

Bardka uśmiechnęła się słysząc słowa chłopaka. Spojrzała jeszcze raz na wszystkich i rzekła:
- To ja na chwilę muszę Was zostawić... Mam coś jeszcze do załatwienia.... - zabrała swoją lutnię i skierowała się w stronę Jarmarku.

Dziewczyna szła szybkim krokiem rozglądając się z uwagą w poszukiwaniu wuja. "Muszę z nim porozmawiać. Powiedział, że nie powinnam uciekać, tylko im powiedzieć, więc teraz powiem!", myślała, próbując sama siebie przekonać, że dobrze robi. Ujrzawszy go w tłumie podeszła i ujęła za łokieć...
- Wuju! Wuju... muszę z Tobą pilnie porozmawiać. To dla mnie ważne... bardzo ważne - słowa wypływały z jej ust w wielkim pośpiechu.
- No co się stało, dziecko? - wuj uprzejmie przeprosił kupca, z którym właśnie rozmawiał, po czym odszedł z Sorg na bok.
- Wujku spotkałam dziś kogoś... Pytałeś mnie ostatnio co chce robić. Już wiem... Chcę jechać z nimi do Rudej Wiedźmy... To może moja jedyna szansa ujrzenia jej na własne oczy... Nie chcę uciekać po cichu... Nie chcę abyś się martwił, że w coś się znów wpakowałam. Dlatego proszę Cię o zgodę na moją podróż - wyrzuciła z siebie słowa na jednym oddechu. I spojrzała na elfa jak zareaguje na nie.
- Jeszcze kilka dni temu żarliwie przekonywałaś mnie, że chcesz się w Gildii Bardów szkolić na prawdziwego barda, a teraz z takim samym żarem pędzisz już za innym celem. Czasami sądzę, że nie myślisz dalej jak do obiadu. Uważaj, żebyś sobie konia nie zajeździła w tym pośpiechu - cierpko i wieloznacznie rzekł wuj.
- Oj wujku... Gildia Bardów nie ucieknie mi... Rudej Wiedźmy mogę nie mieć już szansy spotkać. Ty nigdy nie zmieniałeś swoich planów, jak nadarzyła się okazja? Jako bardka, chyba powinnam - spytała lekko urażona, że elf wytyka jej zmianę planów.

Raelis spojrzał na Sorg z mieszaniną irytacji i czegoś, czego bardka nie umiała rozszyfrować. "Zupełnie jak jej matka... Brak elementarnej stabilności emocjonalnej. Czyżby to było dziedziczne? A może to rezultat ciągłego przebywania wśród ludzi?", zafrasował się, po czym wzruszywszy ramionami rzekł: Sama wiesz, że wedle standardów... eee... ludzkich jesteś już dorosła i możesz chodzić gdzie chcesz. Ale doceniam, że pofatygowałaś się do mnie, miast zniknąć bez słowa. Lia będzie niepocieszona, że nie wracasz z nami do domu - umilkł na chwilę. - Choć co do Gildii mam poważne wątpliwości - myślisz, że za miesiąc czy dwa ktoś będzie pamiętał twój występ? Na egzamin ciągną tłumy, a jeden lepszy od drugiego; nierzadko są to ludzie szkoleni wcześniej przez wychowanków gildii... Ale cóż - twoja wola. Ponoć życie włóczęgi jest dla niektórych bardów... odpowiednią nauką. A co to za ludzie, których spotkałaś?

- Paladyna Gerarda, kapłankę Darisso, niziołka Tiru-kan, Lidię, Tuę, Meavę, Kalela, Lususa... - wyliczyła dziewczyna, zaczynając od bohaterów. "Wujo pewnie o nich słyszał, więc od nich lepiej zacząć", pomyślała - Wiem wuju, że za miesiąc nikt już nie będzie pamiętał jak śpiewałam. Bardzi śpiewają o bohaterach, o Rudej Wiedźmie, a ja ją może zobaczę...

- No i co, że ją zobaczysz? Będziesz śpiewać o jej rudych włosach? O tym, jak ma urządzoną wieżę, jakie zioła sadzi w ogródku? Czy myślisz, że ci opowie jak to sobie dawniej wojowała? - z sarkazmem przerwał jej elf.

- Może opowie... Wujku jak nie pojadę to się nie dowiem. A o jej rudych włosach, śpiewają inni bardowie, którzy jej nie widzieli, więc ja nie muszę - odparła trochę zadziornie.

- Taaak... opowie... raczej pokarze ci drzwi, zarozumiała dziewucho - sarknął wuj, rozeźlony już do reszty. - Zmarnujesz czas i tyle. Ale skoro znalazłaś karawanę skłonną cię ze sobą zabrać - dobre i to. Przynajmniej się nie będę martwił, że sama się po traktach włóczysz - Raelis nie rzekł tego, co mu najbardziej na duszy leżało, ale wstyd było powiedzieć: że dziewczyna z którejś wyprawy z brzuchem jak jej matka wróci i na tym się jej bardowanie skończy. A pomyślawszy o tym zdenerwował się jeszcze bardziej. - No to pokarz mi tych ludzi, z którymi chcesz wyruszyć; niech ich sobie chociaż zobaczę, żebym wiedział u kogo potem twojego trupa szukać. Na daleką północ się wybierać na jesieni, gdy bandy potworów i nie tylko po lasach i traktach grasują... Nie do wiary!

- To chodźmy wujku... - dziewczyna ruszyła w kierunku, gdzie zostawiła pozostałych
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 12-02-2010, 21:41   #205
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
Obóz paladynów późnym popołudniem tętnił życiem. Giermkowie, chłopcy nie wiele młodsi od Lususa, krzątali się przy koniach, czyszcząc je i przygotowując do podróży, znak że większość rycerzy zamierzała opuścić Srebrny Jarmark przed wieczorem dnia następnego, gdy oficjalnie się on kończył. Widać uroczysta uczta, jaką kończył się jarmark, nie była wystarczająco ważna dla szlachetnych mężów by zostać choć dzień dłużej.
Także przed namiotem Ulfa i Ulfreda panowało sporo ożywienie. Rycerze, giermkowie wychodzili i wchodzili do namiotu zdając raporty i odbierając rozkazy. Lusus czekał dłuższą chwilę zanim pozwolono cmu wejść. Namiot, choć ogromny i podzielony na trzy izby, był skromnie urządzony. W samym centrum umieszczono niewielki proporczyk z symbolem Helma.
- Tędy - wskazał ręką rycerz, który go wprowadził. - Ulf i Ulfred czekają na ciebie chłopcze - dodał dobrotliwie.
Rzeczywiście w środku nad stołem, na którym rozłożono różnego rodzaju mapy, stali bracia. Ubrani byli w zwykłe rycerskie szaty, ciężkie pancerze leżały na stojakach.
- Cieszę, że cię widzę młody Lususie - rzekł Ulf znad map. - Czy odpocząłeś przed podróżą?
- Tak -
odpowiedział młdzieniec prostując się przy tym, jednocześnie czując jak przenikliwy wzrok starego paladyna go lustruje.
- To dobrze... to dobrze - stwierdził paladyn.
- Wierzę, że dopilnowałeś by twoi towarzysze nie rozgłaszali tego co widzieli w Zapomnianej Fortecy - wtrącił, nieco niegrzecznie, Ulfred.
- Tak.
- Wyśmienicie. Myślę, że możemy przejść prosto do rzeczy. Ulfie?
- Nie da się ukryć -
stwierdził Ulf, po czym odszedł od stołu, podszedł do niewielkiego kufra stojącego nieopodal i wyjął z niego niewielką tubę, wykonaną z drewna, którą wręczył młdemu giermkowi. Tuba, choć nieduża, była wyjątkowo ciężka. - W środku jest list do Elethieny Czarodziejki. Co jest w liście nie mogę ci Lususie powiedzieć. Nie dlatego, że ci nie ufam, ale ponieważ tak będzie dla ciebie bezpieczniej... chodź nie sądzę by coś ci groziło. Jeżeli jednak masz jakieś pytania lub wątpliwości dotyczące tego zadania, to pytaj. Spróbuję, na ile to możliwe, odpowiedzieć- rzekł Ulf.

- Nie panie, nie mam żadnych pytań. – odparł szybko młodzieniec. – Wszystko jest jasne. Poza tym oczywiście jak ją odnaleźć i czy będzie skora rozmawiać zemną. Czy mam się powołać po prostu na zakon Helma czy może mogę zasłonić się waszym sławnym imieniem?

- Możesz powołać się zarówno na zakon, jak i na mnie. Mapy jak do niej dotrzeć dostaniesz od Berlana, to rycerz który cię tu wprowadził. Obawiam się jednak, że możesz nie zastać jej w domu, liczę jednak na twoje umiejętności Lususie. Co do tego czy będzie chciała z tobą rozmawiać... Myślę, że tak, choć lojalnie ostrzegam, że Elethiena nie jest zwykłą śmiertelniczką i częstokroć widzi lepiej i dalej niż można by się tego spodziewać. Pod żadnym pozorem nie lekceważ jej, a w rozmowie z nią waż każde słowo. Jeżeli czegoś ci trzeba, to mów teraz Lususie.


Ostatnie zdanie wprawiło Lususa w zdziwienie. Przecież powinni wiedzieć, na pewno wiedzą co mu jest potrzebne do drogi. Chwilę zastanawiał się jak to najlepiej przedstawić, po czym rzekł:

- Mistrzowie moi. Jak wiecie długa droga za mną. Po utracie mistrza gnałem ile sił w nogach do was aby raport złożyć jak najprędzej. Żołdu żadnego jeszczem nie odebrał a na wyprawę muszę uzupełnić zapasy dla siebie i konia. Za utrzymanie mego rynsztunku w dobrym stanie żem się wykosztował również. Jednym słowem pieniędzy na tą wyprawę będę potrzebował. Kolejną sprawą mą głowę nurtującą jest koń sir Hadalusa. Wiem, że Mistrz rodziny żadnej nie miał a mi dobrze się na tym koniu jeździło. Poczułem więź z tym zwierzęciem. Jestem pewien, że mój mistrz chciałby abym go miał. Wraz z tą drużyną będziemy stanowili liczną grupę i dodatkowy koń przydałby się niezmiernie. Jeżeli zdecydujecie się nie dać mi Kasztana to powiedzcie chociaż co się z nim stanie abym mógł spróbować wyśledzić go i odkupić w przyszłości. Ostatnią rzecz o którą śmiem pokornie prosić to pas i miano rycerskie. Nie jestem na tyle dumny aby twierdzić, że na nie zasłużyłem, ale dostrzegam aurę zła wokoło mnie, pamiętam, że mój mistrz też to potrafił. Czyż nie jest to znak od Helma? Czyż nie oznacza to żem przez niego wybrany, i żem w jego oczach już gotowy? Przecież bardziej poważać będą paladyna Helma niźli jakiegoś obdartusa z mieczem, bo tym będę bez mistrza lub pasa rycerskiego. - młody paladyn ukląkł przed mistrzami na jedno kolano i pokornie pochylił głowę. – Umysł mówi mi, żem niegodny. Ale serce podpowiada, że już czas… - i tak zastygł czekając na chwalebny cios miecza na ramieniu lub upokorzenie.



- Nie miejsce to i czas Lususie de Crowfield na takie sprawy - rzekł dobrotliwie Ulf, podnosząc cię delikatnie. - Pas rycerski, którego pragniesz nie ominie cię, ale gdy nadejdzie czas, a i okoliczności będą bardziej sprzyjające. Wiedz też, że choć stanowimy o sile Królestwa to decyzja o przyznaniu tytułu nie zależy tylko i wyłącznie od nas, ale także od Rady Pięciu Przedstawicieli. Zasiadający w niej kupcy niechętnie słyszą o nowych nominacjach, myślę jednak, że jestem w stanie ich przekonać. Co zaś do zapasów dla ciebie i twojego wierzchowca, to wspomnij o tym Berlanowi. Na pewno da ci wystarczająco pieniędzy byś ty i twój wierzchowiec dojechali najedzeni do Czarodziejki.

- Co zaś do konia Hadalusa -
wtrącił Ulfred, niezbyt przejmując się swoim bratem - to dać ci go teraz nie możemy, choć faktycznie należy ci się on jak mało komu. Będzie jednak potrzebny gdzie indziej. Kasztana bierze Bernard Alstar - podkreślił Ulfred. Nazwisko to było Lususowi, podobnie jak wszystkim rycerzom z jego zakonu, doskonale znane, choć większość z braci nazywało go Łowcą Drowów. Był bowiem Alstar jednym z najzdolniejszych i odważniejszych rycerzy, a także specjalistą w walce z mrocznymi elfami. - i jego ludzie, którzy jeszcze dziś wyruszają na północ. Jeżeli jednak wszystko pójdzie dobrze, to zobaczysz Kasztana niedługo, a wtedy z miłą chęcią ci go przekażemy. - Ulfred popatrzył się na młodzieńca, po czym dodał - A nawet nauczę cię paru sztuczek, bo choć nie wątpię w twoje zdolności jeździeckie, to nie jestem przekonany czy potrafisz walczyć na takim stworzeniu.

Lusus skinął tylko głową. Kamienną twarzą starał się zatuszować rozczarowanie, jednak na pewno zdradzały je lekko zaszklone oczy. Zaś zaciśnięta szczęka sugerowała również złość. Bracia popatrzeli po sobie tylko po czym Ulfred rzekł:
- Pora na ciebie chłopcze. Powodzenia na szlaku. – były giermek zasalutował i sztywnym krokiem i wzrokiem skierowanym przed siebie wyszedł z namiotu. Na zewnątrz Berlan zaopatrzył go w potrzebne mapy i list o przydział żywności. Dostał też pieniądze na podróż i swój żołd. Poszedł pożegnać się z Kasztanem i odebrać Rubina, obciążył konia swoją torbą jak i odebraną ze spichlerza żywnością dla siebie i konia. Było tego sporo. „Do Topora starczy, a tam uzupełnię zapasy.” Myślał Lusus.

Resztę dnia wypoczywał a w nocy wyspał się porządnie. Nareszcie znowu na szlaku. Lususa zawsze gdzieś nosiło, nie znosił przebywać za długo w jednym miejscu, podziwiał za to swego młodszego brata. Jead siedział całe lata w domu i przy księgach ale przynajmniej nie musiał nadstawiać karku w walce. Studiował i przepisywał księgi. Interpretował wolę Bogów i obalał teorie fałszywych proroków, dla Lususa to były nudy. Spanie pod gołym niebem i trakt przed oczyma, nieznane nowe miejsca, przygoda. To wszystko było przed nim, na twarzy miał uśmiech a u swego boku Lidię.
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.

Ostatnio edytowane przez madman : 13-02-2010 o 19:12.
madman jest offline  
Stary 12-02-2010, 22:05   #206
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
_________________________________________
____________________________

Uran, Srebrny Jarmark
(dzień siódmy)


Gerard w milczeniu przyglądał się zarówno czułemu powitaniu, jak i dalszym poczytaniom nowopoznanego członka drużyny bratanicy - a poczynał on sobie nadzwyczaj śmiało. Widział jednak, że Tiru-kanowi zrobiło się przykro, iż zalotnik Lidii nie potraktował go jak mężczyzny; widział też, że chłopak błyskawicznie przejął kontrolę nad roześmianą zgrają, narzucając własne tempo i wymuszając podejmowanie decyzji. Paladyn przez moment zastanowił się, czy i on zachowywał się podobnie na początku swej drogi... Choć wtedy hamował go chyba Oratis. Już on sobie z Ulfredem porozmawia co to za chłystka mają w swojej trzodzie. Z niepokojem - jak każdy opiekun - obserwował zamglone spojrzenie tropicielki, zastanawiając się co z tego dalej wyniknie. Nie było to jednak jego sprawą - każdy musi własne życie przeżyć, a nie poznać z opowieści. Gdy więc Lusus odszedł do swojego obozu, Gerard przytulił Lidię i pogłaskał ją po włosach. Mógł powiedzieć, że lęka się o nią, że helmici mają nawyk narzucania swoich przekonań innym - jak większość paladynów zresztą; że... Wiedział jednak, iż to nic nie da. Zamiast tego rzekł do niej: Powodzenia dziecko. Pamiętaj: cokolwiek by się nie działo zawsze bądź wierna sobie i swoim przekonaniom. To jest w życiu najważniejsze.

Dalsze pouczenia przerwało mu pojawienie się Sorg, która wróciła w towarzystwie poważnego elfa o lekko zirytowanym wyrazie twarzy. Nastąpiła kolejna seria wzajemnych prezentacji, po czym chwila konsternacji gdy okazało się, że elf - wuj Sorg - życzy sobie poznać przyszłych towarzyszy podróży siostrzenicy, a w to towarzystwo nie wchodzą starsi i doświadczeni podróżnicy. Ku rozczarowaniu bardki Raelis nie słyszał również o Bohaterach z Wheelon, więc nie mogła podeprzeć się ich autorytetem. Niemniej jednak po dłuższej rozmowie, w której starsi wyrazili zrozumienie dla obaw wuja, oraz zapewnili, że jakkolwiek trakty są niebezpieczne, to jednak dobrze wyszkolili Lidię w swoim fachu, Raelis niechętnie wyraził swoją aprobatę dla wyprawy Sorg. Co prawda dziewczyna pojechałaby niezależnie od jego decyzji; mimo to zrobiło jej się lżej na sercu. Teraz pozostało jeszcze tylko przeżyć łzawe pożegnanie z Lią - i w drogę!



◊◈


[media]http://sayane.wrzuta.pl/sr/f/2zl80CE1qVt/aion_~_step_to_the_next_world.mp3[/media]
Aion - "Step to the Next World"

Wstaliście bladym świtem, gdy słońce skryte było jeszcze za horyzontem, a strażnicy oparci o halabardy drzemali na miejskich murach. Rozłożywszy bagaże tak, by zanadto nie obciążać koni, wyprowadziliście wierzchowce na trakt, wskoczyliście na siodła i ruszyliście w stronę gór. Poranny chłód szczypał w policzki, rosa osiadała na ubraniach i końskiej sierści, ale wszyscy cieszyliście się, że znów jesteście w drodze. Było to nieco zabawne - większość z was wyrwała się z domu by zobaczyć szeroki świat, wielkie miasta, nowych ludzi, a teraz radowaliście się monotonnym kolebaniem siodła i pustą drogą przed wami. Po jarmarcznym zgiełku była to jednak miła odmiana, szczególnie że pogoda Was rozpieszczała - zarówno ten dzień, jak i kolejny były słoneczne, choć nieco chłodne.

Na polach wzdłuż traktu wrzała praca. Im dalej na północ tym późniejsze zbiory, jednak nawet i tu w wielu miejscach zamiast złotych łanów widzieliście ostre ścierniska, a nawet zaorane pola przygotowane już pod wysiew oziminy. Z dostępem do wody nie mieliście problemu; liczne strumienie dostarczały wam orzeźwiającego płynu, a w przypadku ich braku poratował was jakiś rolnik. Resztki zboża zwabiały stadka głodnych zająców i ptactwa, toteż wasze żołądki nie odczuły zbytnio faktu, że zapomnieliście zrobić zakupów. Co prawda Lidia i Lusus zakupili prowiant, więc reszta nie musiała żywić się tylko pieczonym mięsem, ale mieliście trochę wyrzuty sumienia, że zjadacie ich racje. Z drugiej strony polowania i tak były niezbędne - podróż w obydwie strony zajmie wam ponad miesiąc - wasze kiesy nie były przygotowane na taki wydatek, zwłaszcza że przez zamieszanie związane z morderstwem Pankracego Hallusa nie otrzymaliście od niego oczekiwanej zapłaty! Z trzeciej strony jednak: czyż podróż z karawaną nie rozpuściła was zbytnio? Wyruszywszy z domów rodzinnych żywiliście się tak jak wszyscy: polując, zakładając wnyki, zbierając grzyby, jagody i inne dary natury. Kupno żywności u handlarza wydawało się wręcz marnotrawieniem pieniędzy. Najwyraźniej nie mieliście teraz wyjścia, jak tylko wrócić do dawnych przyzwyczajeń. W zaopatrzeniu drużyny w prowiant celowały się Lidia i Sorg - było widać, że młoda (a może nie taka młoda) bardka nawykła do radzenia sobie w podróży.

Lusus narzucił wyprawie szybkie tempo - pomijając jego ważny list do Elethieny, zanim wrócicie wieśniacy i tak przejdą jeszcze co najmniej trzy cykle przemian, po co więc im dodawać cierpień? Kierowaliście się cały czas na północ, gdzie bielały ośnieżone szczyty Skał.


Niestety szybko okazało się, że piękne dni nie zapowiadają równie pięknych nocy. Jakby na znak, że koniec Śródlecia stanowi zapowiedź zimy, temperatura już pierwszego wieczoru drastycznie spadła, co odczuli głównie Kalel i Tua. Wcześniej wystarczało włożenie dodatkowej pary odzieży czy płaszcza, teraz jednak Lidia musiała użyczyć im swojego zapasowego koca. Również poranne mgły, przy braku choćby jednego namiotu, zaczęły dawać się Wam we znaki. Tylko konie wydawały się niewzruszone zmianą pogody, wędrując z flegmatycznym wręcz spokojem.

Pierwszy dzień podróży minął bez przygód. Na trakcie spotkaliście podróżnych zmierzających z i na Jarmark, kilka wozów ze zbiorami, myśliwych wracających z lasu i wielki wóz drabiniasty, wypełniony po brzegi sianem. Podróżni pozdrawiali was zwykle uprzejmie jak to na trakcie bywa, gdy nigdy nie wiadomo kogo spotkać można i kogo o pomoc przyjdzie prosić. Od czasu do czasu na niebie pojawiali się strażnicy na gryfach. Wieczorem natomiast na równe nogi poderwał was przerażony krzyk Sorg, która chwilę wcześniej odeszła na stronę. Jakoś nikomu z Was nie przyszło do głowy uprzedzić bardkę o jeszcze jednym członku wyprawy... który właśnie sunął za nią z lubieżnym uśmiechem, oglądając ze wszystkich stron nowy nabytek drużyny.

- No, no, bez wrzasków proszę, przecież cię nie zjem - uspokajał Sorg Madrag, szczerząc się wesoło, zarówno z powodu naturalnego przerażenia, jakie wreszcie wywołał, jak i widoków, których oglądanie było jego udziałem. - Popatrzać sobie jedno chciałem na śliczną panienkę... Choć chyba wolałem Vernę; szkoda że sobie poszła, miała większe cy... eee... ćwierkała ładniej, większą skalę głosu miała znaczy się - zacukał się pod wpływem zabójczego wzroku Tui. - Wielki Czarodziej Madrag jestem, do usług - skłonił się dwornie (co ze względu na potargane włosy i szaty nie wypadło zbyt elegancko) i zeznął bardce w dekolt.

Dziewczęta surowo napomniały maga, wzięły Sorg między siebie, uspokajając ją i wyjaśniając kto duch zacz, i jakie środki ostrożności należy przedsięwziąć idąc w jego obecności na stronę. Zadowolony duch podleciał zaś do Kalela, scenicznym szeptem wychwalając przymioty półelfki. Chyba nie uważał, że u Lususa znajdzie zrozumienie dla swojego zamiłowania do podziwiania damskich wdzięków. Wyglądało jednak na to, że nowa kobieta w drużynie definitywnie poprawiła Madragowi humor, gdyż odtąd nie burmuszył się tak często i pojawiał się co wieczór ucząc Tuę nowych czarów. Choć potem zwykle znikał z obozowiska, załatwiając jakieś duszne sprawy, których zdradzić nie chciał nawet swojemu Kwiatuszkowi.




Nocowaliście w zakolach traktu lub zagajnikach - miejscach często używanych przez podróżnych. Toteż nie było niczym dziwnym, że trzeciego wieczora natknęliście się na popasających wędrowców: łysawego mężczyznę w średnim wieku i czterech zbrojnych. Już na pierwszy rzut oka widać było, że służą komuś bogatemu: mieli dobre zbroje, a szaty łysego wybarwiono na niebiesko. Rozstawiony pod drzewami niewielki namiot służył zapewne temu ostatniemu. Na polance stał również ciężki wóz z dużą, drewnianą klatką (a raczej paką), w której coś rzucało się tak, że wyglądało na to, że całość zaraz się wywróci. Zdenerwowane konie pociągowe uwiązano po przeciwnej stronie. Wasze również zaczęły być niespokojne; stały na sztywnych nogach węsząc i rżąc cicho. Jednak zmrok zapadał szybko, nie mieliście więc wielkiego wyboru.



Tamci przywitali was sucho, ale nie zaprosili do ogniska - musieliście rozpalić własne. Hałasy nie ustawały; w czasie posiłku, gdy po polanie rozszedł się zapach pieczystego, wręcz się nasiliły. Strażnicy kilkakrotnie walili bronią w pakę - rzecz jasna bez efektów. Zapowiadała się ciężka noc, tym bardziej, gdy strażnicy zaczęli obficie raczyć się alkoholem i - zerkając obleśnie na dziewczęta - głośno chwalić się swoimi wyczynami. Łysy mężczyzna zniknął w namiocie, zapewne przyzwyczajony do tego typu zachowania swoich podwładnych. Ze słów strażników zorientowaliście się natomiast, że wiozą oni ze Srebrnego Jarmarku zakupioną dla jakiegoś szlachcica mantikorę (czymkolwiek by ona nie była). Głodne i wściekłe zwierze hałasowało dzień i noc nie dając im spać, płosząc konie i spowalniając tym samym podróż. Po jakimś czasie, gdy bimber uderzył im do głowy, zaczęli walić mieczami w klatkę i dźgać nimi do środka, drażniąc zwierze jeszcze bardziej.

Gdy nagle usłyszeliście trzask pękających desek, ogłuszający ryk i przerażone krzyki mężczyzn w pierwszej chwili nie mogliście uwierzyć w to, co się stało. Czy to któryś ze strażników zbyt mocno uderzył w klatkę, czy rzucający się zwierz na tyle osłabił drewno, że ustąpiło pod naporem jego ciała - niemniej klatka nie wytrzymała i potwór wydostał się na zewnątrz, lądując na środku polany i rozrzucając płonące żagwie ogniska na wszystkie strony.



W zagajniku zapanował chaos. Ludzie krzyczeli, konie kwiczały, wy zaś w panice rzuciliście się w stronę swoich bagaży i leżącej tam broni. Łysy wypadł ze swojego namiotu w koszuli nocnej i szlafmycy, zobaczywszy zaś co się dzieje - zwyczajnie uciekł. Mantikora tymczasem wypuściła salwę kolców ze swojego grzbietu, raniąc strażników i trafiając jednego z nich w oko. Mężczyzna zwalił się na ziemię, a bestia skoczyła na niego i, przy wtórze przyprawiającego o mdłości chrupnięcia, zgruchotała mu czaszkę, po czym zaczęła chłeptać wypływający mózg i krew, warcząc i rozglądając się czujnie po otoczeniu.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-02-2010 o 11:36.
Sayane jest offline  
Stary 13-02-2010, 21:51   #207
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
Powolne kołysanie się w siodle sprzyjało rozmyślaniom. Nikt z towarzyszy nie był za bardzo rozmowny, prawdopodobnie wszyscy czuli się trochę niekomfortowo i nieswojo w towarzystwie nowej bardki. Lusus od czasu do czasu przyglądał się Sorg przenikliwym spojrzeniem. Wiedział, że nikt z drużyny, nawet Lidia, nie spodziewał się jego aprobaty do tego żeby ona ruszyła z nimi. Ale jemu było to na rękę. Gdy doszedł wtedy do stolika to wiele osób było w trakcie wielu opowieści i dziewczyna prawdopodobnie już wiedziała za dużo. Łatwiej będzie pilnować o czym pisze swe ballady mając ją przy swoim boku. Poza tym dostrzegał jej upór i zaciętość. Podejrzewał, że jakby się na to nie zgodził to ona by pojechała ich śladem mimo wszystko.

Jego głowę zaprzątały też inne myśli. Wielokrotnie wracał do tamtej rozmowy z paladynami. Zastanawiał się nad swoją rolą. Nie pojmował tego, jego mistrz umarł a nowego mu nie przydzielili, więc giermkiem już nie był. Ale też odmówili mu pasa i statusu więc i paladynem też jeszcze nie był, choć już w dużej mierze i od dłuższego czasu się nim czuł. Już nie giermek, jeszcze nie paladyn? Nigdy nie słyszał o żadnych takich stanach przejściowych. Właściwie to robił teraz za posłańca, nic więcej. Smuciło go, że nie uznali go godnym paladyna. Nie był pewny czy prawdę mówili o tym, że sami podjąć takiej decyzji nie mogli ale wiedział natomiast, że niebezpieczne czasy wymagały szybkich decyzji. Niejednokrotnie w obliczu zagrożenia młodzi giermkowie byli pasowani na rycerzy na traktach, zajazdach lub gospodach przez czasem samych tylko Palatyńskich Mistrzów a nie przez Radę i Kapłana jak to zwykle bywało.
Coraz mniej chęci w nim było na zostanie tym paladynem zresztą. Kiedyś to byłby zachwycony móc przebywać w jednym namiocie z Ulfem i Ulfredem. Jednak zawiódł się na nich i na ich decyzjach.

Zastanawiał się również jak ma się teraz tytułować. „Nazywam się Lusus de Crowfield z rodu Darkwilow. Szlachetnie urodzony… goniec.” Uśmiechnął się sam do siebie zdając sobie sprawę jak śmiesznie to brzmi. Po chwili jednak mina mu zrzedła gdy uświadomił sobie, że owszem byłoby to śmieszne, gdyby tylko niebyło takie żałosne.
Wpierw cieszył się również na myśl o tym, że będą przejeżdżać przez jego rodzinne strony. Cieszył się na myśl o spotkaniu swojej matki i braci. Teraz jednak zastanawiał się czy nie ominąć rodzinnego domu szerokim łukiem. Gdyby matka dowiedziałaby się jaką hańbą okrył swój ród już na pewno wyklęła by go z rodziny. Na co jej taki syn co nawet giermkiem się nie utrzymał i został zwykłym chłopcem na posyłki. A brat Caleb zapewne wyśmiałby mu się w twarz i jeszcze dał kopniaka na drogę. „Nie, nie. Lepiej mi będzie przejechać koło swego domu ze spuszczoną głową. A szkoda może Lidia miała by szczęście poznać Jeada. Ona tak dużo mówi o swoim bogu więc mieli by wspólny temat. Może matka pobłogosławiła by naszą miłość.”

Myślenie o tym wszystkim wprawiało go w zły nastrój. Tylko obecność Lidii powstrzymywała go od dania wszystkim naokoło do zrozumienia, że z nim lepiej teraz nie rozmawiać. Niemniej jednak czas upływał na podróży. Mimo wszystko minę miał pochmurną a uśmiech był zarezerwowany wyłącznie dla łuczniczki. Tak więc nie zwracał zbytniej uwagi na otoczenie ani zapracowanych chłopów na polach. Mijani podróżni również mogli liczyć jedynie na zimne skinienie głową.

***

Duch maga jak zwykle dał się we znaki, tym razem biednej Sorg. Lusus na początku chciał z nim o tym porozmawiać ponieważ w najmniejszym stopniu nie pochwalał takiego nie dżentelmeńskiego zachowania. Jednak zaprzestał na posłaniu mu spojrzenia, które zmroziło nawet jego martwe kości.

***

Trzeciego wieczora polana jaką wybrali sobie na postój była już zajęta, niestety szybko zapadający zmrok zmusił podróżnych do dzielenia pola. Lusus z niepokojem obserwował kupca i jego gwardie, która jak się szybko okazało składała się z pijaków, oprychów a co najsmutniejsze – z głupców. Widząc co rzucało się wewnątrz klatki i w jaki sposób strażnicy obchodzili się ze stworzeniem Lusus rzekł ciszej do wszystkich:
- Nie rozkładajcie się ze swymi pakunkami za bardzo. Może się okazać, że będzie trzeba opuścić obóz w pośpiechu.
On sam wypakował tylko niezbędne rzeczy, koc i miskę. Z niepokojem łypał okiem na pijanych, popisujących się idiotów. Postanowił tej nocy nie ściągać swej kolczugi. Dla bezpieczeństwa był gotów poświęcić wygodne spanie, chociaż wątpił w to, że zmruży oko.
Przed zmrokiem jak nigdy poćwiczył trochę z mieczem aby wybić głupie pomysły z głów strażników. „Niech wiedzą, że nie same dziewczęta w tej kompaniji, i że mogą sporo stracić w imię zabawy, być może wszystko.” Myślał Lusus z zaciętą miną spoglądając w stronę ucztujących wojowników.


Gdy bestia zdołała się uwolnić po obozie poniósł się krzyk ludzi i ryk stworzenia. Łysy kupiec uciekł a jeden ze strażników padł trupem i szybko stał się kolacją potwora. Pozostali trzej lizali rany. Lusus rzucił się do miecza po chwili jednak jego ruchy stały się powolne, ostrożne. Polecenia jakie wypowiedział nadzwyczaj cicho same rzuciły mu się na usta:
- Lidia, Sorg, uspokójcie konie. Kael, Maeve, Tua, spakujcie obóz. Trzymajcie się razem i za moimi plecami, nie wykonujcie żadnych gwałtownych ruchów… zabieramy się stąd.

Zrobił dwa kroki na przód. Myślał szybko. „Bestia będzie się pożywiała jeszcze przez chwile i pewnie odleci. Jeden człowiek jej na razie starczy a atakować nie będzie dalej bo jest niedożywiona i osłabiona. Nie zaatakuje dużej i zwartej grupy nie okazującej strachu. Powinniśmy dać radę oddalić się bezpiecznie.” Gdzieś w środku odezwała się jego oburzona duma i honor. Jakaś część jego rwała się do walki. Wiedział co to była za część, nie zdołał do końca zabić w sobie młodego, porywczego Lususa. Jego mięśnie napięły się, już miał ruszyć w stronę potwora gdy nagle odwrócił się na chwilę do tyłu. Spojrzał na Lidię, już z kołczanem i z łukiem w gotowości pomagała przy koniach, opanowaną twarzą chcąc uspokoić towarzyszy. Jednak młodzieniec dostrzegł w jej oczach strach. On sam też się bał, nie tylko o własną skórę, która przybrała na wartości odkąd młodej łuczniczce zależało na tym , aby była ona w jednym kawałku, ale przede wszystkim bał się o życie osoby którą obdarzył miłością. Miał już dosyć ryzykowania za innych. Na jego skórze dosyć już blizn i dosyć krwi już przelał. Całą swoją krew już przelał, już raz nie żył. A teraz bardziej niż kiedykolwiek ma powód do życia. Długowłosy, szkarłatnowłosy z wielkimi złotymi oczyma.
Powoli, twarzą zwróconą w stronę zagrożenia Lusus począł się wycofywać. Honor ustąpił rozwadze.
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.

Ostatnio edytowane przez madman : 13-02-2010 o 22:04.
madman jest offline  
Stary 18-02-2010, 21:45   #208
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Uzyskawszy zgodę na podróż Sorg o niczym innym już nie myślała, tylko aby spakować się i dołączyć do nowo poznanych. Mimo wszystko tkwiła w niej obawa, że pojada bez niej, że nie poczekają. Pospiesznie ruszyła z wujem do karczmy, aby spędzić z rodziną ostatnią noc razem, przygotować się do podróży, pożegnać się z Lią. Płacz i lamenty kuzynki starała się wytrzymać ze stoickim spokojem. Na początku próbowała jej nawet tłumaczyć, dlaczego tak postępuje. Widząc jednak, że Lidia nie przyjmuje niczego do wiadomości, a wręcz przeciwnie popada w coraz większe lamenty Sorg przestała pocieszać kuzynkę. "Nie wiem czy ucieczka nie byłaby jednak lepszym rozwiązaniem" - pomyślała lekko zirytowana. Rano spakowana, gotowa do drogi, mocno uściskała i wycałowała wciąż szlochającą elfkę, przytuliła się do wuja składając na jego policzku pocałunek, zabrała Skat i ruszyła do nowych towarzyszy wspólnej podróżny.

Jechała na Skat i co rusz czuła na sobie spojrzenie Lususa. "Nie ufa mi pewnie, obserwuje mnie, ciekawe dlaczego zgodził się abym z nimi podążała." Starała się być pomocna, aby towarzysze zobaczyli, że jednak mimo iż jest bardką, potrafi sobie nieźle radzić. Wraz z Lidią zaopatrywała ich w jadło. Mimo iż Lusus narzucił szybkie tempo jazdy bardka nie narzekała, przyzwyczajona do trudów podróżowania. Stick nie raz narzucał jeszcze większe tempo, nie raz wyruszali niespodziewanie i jechali bez odpoczynku wiele godzin oddalając się od ostatniego miejsca pobytu, jak gdyby przed czymś albo przed kimś uciekali. Tak więc ani pogarszająca się pogoda, ani tempo jazdy nie były w stanie popsuć radości Sorg, że współtowarzysze zgodzili się na jej wspólną podróż z nimi.

Wieczorem kiedy pozostali grzali się przy ognisku, dziewczyna ujęła lutnię w dłoń i dyskretnie oddaliła się w ustronne miejsce. Oparła instrument o drzewo i zaczęła odpinać spodnie. Spuszczała je właśnie powoli w dół jak poczuła że coś jest nie tak. "Ktoś tu jest?". Obejrzała się i zobaczyła głupkowaty uśmiech stojącego za nią mężczyzny. Nie namyślała się wiele, chwyciła lutnię i biorąc duży zamach walnęła nią w jego głowę. Z gardła wyrwał jej się wrzask paniki, kiedy lutnia nie napotkała żadnego oporu. Krzyczała głośno i histerycznie tak, że pewnie na Srebrnym Jarmarku było ją słychać. Na wrzaski nadbiegły dziewczęta i zaczęły ja uspakajać. Przegoniły śmiejącego się ducha i wytłumaczyły jej kto to i jakie środki ostrożności powinna podjąć udając się w ustronne miejsce. Wracając do ogniska zobaczyła jak duch z entuzjazmem szepcze do Kalela robiąc dłońmi sugestywne gesty. Spojrzała w ich stronę groźnie. "Niech tylko coś skomentuje. Będzie to ostatni komentarz w jego życiu" pomyślała posyłając im jeszcze jedno groźne spojrzenie. Madrag natomiast bezczelnie puścił do niej oko! Usiadła przy ognisku z dala od maga i Kalela i zaczęła delikatnie uderzać w struny lutni i podśpiewywać.



Kolejne dni nie różniły się niczym jeden od drugiego. Bardka tylko pilniej zwracała uwagę na otoczenie jak oddalała się w ustronne miejsce. Nie miała ochoty na kolejny kontakt z magiem i jego opowiastki o tym do innych. Trzeciego wieczora kiedy dotarli do polanki na której już stał rozstawiony namiot, płonęło ognisko a przy nim znajdował się łysy mężczyzna i czterech zbrojnych zaczął zapadać zmrok. Bardka musiała zwrócić większa uwagę na kierowanie koniem, gdyż Skat, która nigdy nie sprawiała jej kłopotu, nagle zaczęła się zachowywać dziwnie. Szła niechętnie w stronę polanki na której był rozbity obóz obcych. Sorg ze zdziwieniem popatrzyła w tamta stronę i ujrzawszy wóz z drewnianą paką , w której coś się rzucało zrozumiała zachowanie konia. "Zawartość tej paki tak niepokoi Skat. Ciekawe co się w niej znajduje. Na pewno coś niezbyt przyjemnego patrząc po zachowaniu, a i konie są bardzo niespokojne, coś je niepokoi". Podążyła jednak za pozostałymi. Zsiadła z konia, przywiązując go obok reszty i zaczęła pomagać rozbijać nocne obozowisko swoim towarzyszom, sugerując się wskazówkami, które udzielił im Lusus. Od strony obozowiska obcych dochodziły odgłosy świadczące o tym że nie żałują sobie alkoholu. Drażnili też raz po raz stworzenie znajdujące się w zamknięciu na wozie - zapewne jednego z potworów wystawianych na Jarmarku. Bardka zerkała w tamtą stronę raz po raz niespokojnie. Nie podobali jej się obcy, gdyby jechała sama nie została by tu na pewno, ale teraz byli w grupie. Wiedziała, że razem nie grozi im zbytnie niebezpieczeństwo ze strony pijanych mężczyzn, najwyżej tylko sprośne zaczepki. Jednak obecność Lususa i Kalela hamowała zapędy amantów, tylko na przechwałkach i obleśnych spojrzeniach jakimi ich obrzucali się kończyło. Usiadła z pozostałymi przy swoim ognisku, po przeciwnej stronie niż obcy. Płonące ognisko zasłaniało ją przed wzrokiem pijanych mężczyzn.

Zapatrzyła się na płomienie i pozwoliła myślom płynąć swobodnie, kiedy nagle z zamyślenia wyrwały ją krzyki paniki i strachu. Uniosła wzrok do góry i poczuła jak krew zastyga jej w żyłach. "To nie może być prawda... to nie może być prawda!" Poderwała się na równe nogi i z przerażeniem zobaczyła jak mantikorę z chrupnięciem wbiła swoje zębiska w czaszkę jednego ze zbrojnych. Do uszu dotarł jej okrzyk Lususa:
- Lidia, Sorg, uspokójcie konie.... - podbiegła więc wraz z dziewczyną do koni i starała się nad nimi zapanować. Zwierzęta były spanikowane z powodu zapachu potwora, krwi i śmierci. Dziewczęta robiły co w ich mocy, aby je uspokoić i zabrać w "bezpieczne" miejsce. Bestia zajęta jedzeniem nie zwracała na razie na nich uwagi. Uspokoiwszy trochę konie, poprowadziły je w stronę drzew rosnących najbliżej traktu. We dwie jednak nie dały rady zająć się piątką zwierząt na raz. Musiały obrócić trzy razy, przy każdym przejściu głaszcząc konie i dmuchając im w chrapy - a raz nawet wieszając się na lejcach, by w tej ryzykowny sposób powstrzymać wierzchowce przez stawaniem dęba i wierzganiem. Jedynie Płowa wykazała względny spokój - choć i ona sprawiała wrażenie, że zaraz zerwie się do galopu. "Ten potwór ma skrzydła.... między drzewa nie wlezie. Może tam będą bezpieczne. Może nie zainteresuje się nimi", przelatywały jej przez głowie pospieszne myśli. A Kalel gdzieś zniknął...
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 18-02-2010, 23:08   #209
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Gdy zniecierpliwiona Tua machała nogami czekając aż Lusus wreszcie wróci i będzie można powziąć plany co do wyjazdu, znudzona obserwowała ludzi przechodzących niedaleko niej. Patrzyła jak robili zakupy, targowali się, rozmawiali, śmiali… Jarmark był z pewnością okazją do zabawy, która wprawiła wszystkich w doskonały humor. Bez większego zainteresowania przesuwała wzrokiem po twarzach ludzi i nieludzi. Tu szła wysoka, ładna blondynka, dalej niziutki wąsaty grubas, a tam… „To on!”, pomyślała Tua i już otwierała usta by coś powiedzieć, krzyknąć, że tam spokojnie idzie złodziej, który całkiem niedawno próbował jej ukraść pieniądze, ale czy jej uwierzą? Nieprzyłapany na gorącym uczynku z łatwością wymiga się od kary, a ją posądzą o oczernianie uczciwych obywateli…
Dziewczynę, wychowaną w duchu uczciwości aż rwało, by wskazać na złodzieja palcem i doprowadzić do ukarania go. Jednak wiedziała, że nic by to nie dało. Narobiłaby tylko sobie i swoim przyjaciołom kłopotów. Wobec tego odwróciła głowę od kupca i starała się o nim zapomnieć. I tak nie odzyska swoich pieniędzy.


***
Gdy tylko oddalili się od miasta na tyle by móc znów oddychać z przyjemnością od razu Tui poprawił się humor. Nigdy nie przypuszczała, że monotonna jazda i perspektywa niezbyt odległego w czasie, a bardzo dokuczliwego bólu pośladków będzie bardziej atrakcyjna niż pobyt w mieście. Choć może to jednak czyste powietrze sprawiało, że cała reszta stawała się nieważna…

Już wkrótce przekonała się, jakim brakiem rozsądku wykazała się nie kupując kilku niezbędnych przedmiotów. Źle się czuła musząc prosić innych o ich pożyczenie. Najgorsze wyrzuty sumienia nią targały, gdy jadła prowiant Lidii i Lususa. Pewnym pocieszeniem było, że nie tylko ona źle przygotowała się do tej podróży, ale i tak starała się jakoś wynagrodzić swój brak przygotowania. Przy nadarzających się okazjach wyszukiwała w lesie grzyby i jagody, pomagała Lidii w polowaniach, na których półelfka jednocześnie podszkalała Tuę w strzelaniu z łuku. Młoda czarodziejka co prawda nie posiadała broni, z której mogłaby strzelać, ale chciała skorzystać z okazji i czegoś się nauczyć. Również z magiem dużo spędzała czasu ucząc się nowych czarów i czasem gawędząc. Wielokrotnie próbowała przemówić do jego przyzwoitości żeby zaniechał podglądania jego współtowarzyszek, ale na nic się to zdało i po każdym incydencie czuła się nieco winna.

Madrag spędzał niewiele czasu z drużyną, bywał tylko wieczorami co nieco zastanawiało Tuę. Poniekąd była to korzystna sytuacja, bo przynajmniej wszystkie kobiety, miały w ciągu dnia spokój, jednak tajemnicze sprawy ducha pobudzały wyobraźnię dziewczyny. Ciekawa była co to za sprawy trzymały go z dala od nich. Jednak po kilku nieudanych próbach wyłudzenia od niego tych informacji zaniechała prób, ale jej wyobraźnia pracowała podsuwając najróżniejsze wytłumaczenia zachowania mistrza.

Wciągu trzech dni podróży Tua często przyglądała się ich nowej towarzyszce – Sorg, a także rozwijającemu się uczuciu Lususa i Lidii. Widząc ich pełne uczucia spojrzenia czuła w sercu pewną melancholię. Sama tęskniła za takim uczuciem, ale jednocześnie cieszyła się z tego co ma. Jej więź z towarzyszami pogłębiała się coraz bardziej. Dzięki wspólnej nauce strzelania z łuku Tua spędzała z Lidią więcej czasu i wieczorami również dużo rozmawiały. Mówiły o swojej przeszłości, i planach, wymieniały się doświadczeniami. Tua opowiadała z pasją o magii, o tym jak ją to fascynuje i jak wielkie miała szczęście spotykając Madraga, który zechciał ją nauczać. Lidia zdawała się być pod wrażaniem postępów dziewczyny w czarowaniu i zapewniała, że zawsze w Tuę wierzyła. Czarodziejce zrobiło się cieplej na sercu. Serdecznie słowa półelfki pobudziły miłe wspomnienia ojca, który też zawsze w nią wierzył… „Byłby ogromnie dumny, gdyby wiedział co udało mi się już osiągnąć.”

Chwile potem Lidia jakby ocknęła się zasłuchana w słowa Tui o jej nauce magii,
wydawało się jakby chciała uchwycić jakąś myśl, po czym rzekła:
- Pamiętasz jak dałam Ci te księgi z pokoju Madraga?
- Taak. – odpowiedziała dziewczyna zaskoczona nagłą zmianą tematu.
- W jego komnacie znalazłam jeszcze jedną małą książeczkę... a właściwie to notatnik - Lidia po tych słowach szybkim krokiem podeszła do jednej ze swoich toreb i poczęła szperać.
Tua zaciekawiona uniosła brwi i obserwowała półelfkę.
Po chwili wyjęła mały notes i szybkim krokiem podeszła do młodziutkiej towarzyszki
- Zupełnie zapomniałam o tym - odparła wręczając go Tui - Skupiłam się na księgach i dlatego gdy ci je dałam to w zapomnienie poszło to owo znalezisko... - popatrzyła w duże mądre oczy młodej czarodziejki i dodała z lekkim uśmiechem w kąciku ust - Jak zgaduję.. - łuczniczka raz jeszcze spojrzała na brudny i poplamiony zlepek papierów - ...to chyba jest jego pamiętnik. Dla mnie nie czytelny, ale jak sądzę dla adeptki magii, przy pomocy tłumaczenia jej mistrza, może na coś się zdać - szpiczastoucha uśmiechnęła się i dodała - Wybacz, ale zupełnie o tym zapomniałam.


Tua wzięła zeszyt w ręce z zastanowieniem. Jeżeli to był pamiętnik to nie powinna go czytać. Przypominając sobie zaraz o rzeczywistości uśmiechnęła się z wdzięcznością do Lidii, podziękowała i wróciła myślami do pamiętnika. Rozejrzała się czy gdzieś niedaleko nie siedzi z nimi Madrag poczym otworzyła zeszycik. Pomiędzy niektórymi stronami zasuszone były jakieś rośliny, kartki zapisane były niewyraźnym pismem, jednak większość Tua była w stanie odczytać. Jednak już po pierwszych kilku zdaniach lektury zorientowała się, że faktycznie jest to pamiętnik i zapisane są w nim osobiste notatki maga. Wychowana w duchu uczciwości i poszanowania dla cudzych rzeczy, zamknęła notatnik. Postanowiła go jednak zatrzymać i porozmawiać o nim przy sprzyjającej okazji z mistrzem.

***

Już w momencie, gdy trzeciego dnia zjechali na zajęty już zagajnik tknęło ją dziwne przeczucie. Ruszająca się, powarkująca paka wprawiła ją w niepokój. Głaskając i szeptając próbowała uspokoić parskającego konia. Najwyraźniej i jemu nie podobało się nowe towarzystwo. Tua przeklinała coraz mocniej ciemniejące niebo, ale z westchnieniem pomagała w rozbijaniu obozu. Już wkrótce zauważyła nieprzyjemne spojrzenia rzucane przez głośnych mężczyzn. Instynktownie sprawdziła czy ma przy sobie swój sztylet. Cały wieczór była bardzo spięta, zauważyła, że Lusus wyjątkowo nie zdjął swojej kolczugi co jeszcze bardziej ją zaniepokoiło.

Strażnicy zachowywali się coraz głośniej, paka również, a Tua zaczęła się zastanawiając czy dane jej będzie dziś spokojnie usnąć przy tym ognisku. Już chwilę potem los dał jej odpowiedź w postaci trzasku pękających prętów klatki i ogłuszającego ryku zwierzęcia. Od razu odwróciła głowę w stronę hałasu, a widok jaki ukazał się jej oczom był przerażający. Ogromny, uskrzydlony potwór stał na środku polany i rozkopywał ognisko, dzięki czemu iskry widowisko buchały spod jego stóp. Tua ze zgrozą, nieświadomie krzyknęła widząc dalsze poczynania potwora. Dopiero spokojny głos Lususa ściągnął ją z powrotem na polanę. Odruchowo zaczęła wykonywać polecenia paladyna. Przestraszyła się tylko, że będzie chciał walczyć z potworem, tak jak poprzednio z Bastorem. Z ulgą przyjęła fakt, że po chwili wahania zaczął również i on powoli się wycofywać. Tymczasem starała się możliwie jak najszybciej i jak najspokojniej spakować wszystko mając jednocześnie na oku poczynania potwora. Nie chciała ryzykować walką z potworem, wiedziała, że nie wyjdą z niej bez szwanku. Zdenerwowana zaczęła sobie powtarzać w myślach znane jej czary, by móc w razie potrzeby z nich szybko skorzystać.

Widząc poczynania drużyny jeden ze strażników, który skończył już wyjmować kolce mantikory z przedramienia, otworzył szeroko oczy i wrzasnął:
- No chyba nas tak nie zostawicie?!
- a mantikora spojrzała na ludzi z nagłym zainteresowaniem. Zdążyła już skończyć z głową i rękami trupa, a teraz warczała z irytacją, gdyż mocna koszulka kolcza skutecznie uniemożliwiała jej dobranie się do korpusu martwego ochroniarza.

„Zostawic?” pomyślała Tua. „Nie są aż tak ranni, by nie móc brać nóg zapas, a po dobytek mogą wrócić, gdy potwór przestanie się pałętać po tym miejscu.” Była gotowa ich zostawić i pójść własną drogą, ale przyjaciół nie opuści. Czekała więc co reszta odpowie na krzyk strażnika.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"

Ostatnio edytowane przez Lynka : 18-02-2010 o 23:14.
Lynka jest offline  
Stary 19-02-2010, 05:06   #210
 
Bażna =^^='s Avatar
 
Reputacja: 1 Bażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumny
Post pisany ze wsparciem madmana =^^=

Łuczniczka siedziała wygodnie na stogu siana. Słońce chyliło się ku zachodowi, zaś kupcy leniwie zabierali się za zwijanie swych kramików mając nadzieje, że jeszcze zwabią jakiś klientów. Na kolanach tropicielki leżała drewniana pokrywa od beczki. Było to jedyne i najlepsze co mogła znaleźć w tych warunkach aby mieć twarde, równe podłoże pod papier. Rozciągnięty na drewnie pergamin szybko pokrywał się kolejnymi linijkami tekstu. Lidia co jakiś czas zanurzała gęsie pióro w bezpiecznie osadzonym inkauście i w skupieniu pisała. Ktoś kto jej nie znał, mógłby srodze się pomylić sądząc, iż była teraz łatwym do ograbienia kąskiem. Jednak obecność młodzieńca w zbroi helmickiej, skutecznie odstraszała chłystków i okolicznych złodziejaszków. Lusus raz po raz spoglądał na szkarłątnowłosą. Jej twarz wydawała się taka spokojna, jednak myśli Lidii były dalekie od tego stanu. Właśnie opisywała w liście śmierć Lususa...


***

Nad miastem Uran zapadał już zmrok. Młodzieniec o czarnych, opadających na ramiona włosach siedział wygodnie na kocu w stogu siana. Nad jego głową, wysoko na niebie poczęły lśnić gwiazdy. Oparta o jego pierś dziewczyna o szkarłatnych, rozpuszczonych włosach, nakryła ukochanego jak i siebie kocem. Było już późno i chłodno, jednak okoliczne ogniska pośród wozów i namiotów nadal skrzyły się, dając w miarę jasny obraz otoczenia poza murami miasta. Szpiczastoucha przyglądała się jak ludzie gawędzą przy ogniu, pakują się, kłócą lub... kręcą bez celu. Wtuliła się w ciepłe ciało chłopaka i odetchnęła rozluźniona. Spojrzała w sklepienie nocy.

"Biedni Podkosianie... zanim wrócimy to jeszcze ze trzy razy będą musieli przeżyć te katorgę przemian", zacisnęła powieki na wspomnienie słów jakimi Lusus opisywał to co miało miejsce w piwnicy Fardana. Przywarła mocniej do ciała młodzieńca nakrywając się szczelniej kocem. Wieczory robiły się coraz bardziej przenikliwie chłodne... a wyobraźnia Lidii kwitła, tak jak i jej postrzeganie świata… z każdym dniem coraz bardziej wyłamywało się z utartych przez lata "ram okna", z którego na świat owy spoglądała. Półelfka była otwarte na jego nie zrozumiane tajemnice i sprzeczności. Mówi się, że podróże kształcą...

Oczyściła umysł z trosk o Podosianach. Odprężyła się, znajdując ukojenie i spokój na ramieniu Lususa. Czuła, że jest bezpieczna... Poczęła rozmyślać o dzisiejszym dniu; o tym jak spotkała stryjostwo i jak przyjęli oni jej ukochanego. Stryj przytulił ją tak czule gdy Lusus wrócił do obozu Helmitów. Lidia czuła troskę Gerarda. Wydawało jej się, że stryj nie będzie chciał pogodzić się z faktem, że jego wychowanka, prawie córka, opuściła miejsce gdzie przecież była tak kochana i bezpieczna. A gdy zobaczył jej czułe przywitanie...? Co sobie wtedy myślał...? Co czuła stryjenka i Tiru-kan? Dziewczyna mogła jedynie zgadywać jak odebrali oni Lususa. Nie miała przecież jak porozmawiać z Darisso, zwierzyć się jej. A tak chciała opowiedzieć co się działo dokładnie przez te ostatnie dni... dotrzymując jednak słowa danego Fardanowi. Nic przecież nie stało na drodze aby skreślić kilka... naście długich zdań, ujmując swoje odczucia i myśli w liście do stryjenki Darisso. "Pewnie ciocia..." - tak Lidia zwracała się do Darisso gdy miała możliwość pobyć z nią na osobności - "... już zdążyła przeczytać list". Szkarłatnowłosa z rozrzewnieniem wspomniała reakcję stryjenki gdy Lidia zawitała do jej namiotu. Darisso, jakby dzisiejsze spotkanie na jarmarku w ogóle nie miało miejsca, porwała w ramiona młodą wychowankę. Tuliła ją jeszcze przez długie minuty, a półelfka ściskając ją mocno cieszyła się, że tu jednak przyszła.

- Ciociu... - wyszeptała szczęśliwym głosem.
- Dziecko moje kochane... moje jedyne - Darisso teraz nie mogła lub też nie chciała pohamować łez.
Szpiczastoucha cieszyła się tymi wspomnieniami, choć rozmawiała ze stryjenką zaledwie kilka krótkich chwil. Po czasie ponownie spojrzała w niebo.

"- Powodzenia dziecko. Pamiętaj: cokolwiek by się nie działo zawsze bądź wierna sobie i swoim przekonaniom. To jest w życiu najważniejsze.", słowa stryja Gerarda miały w sobie moc wolności... ale i wołały, żeby nie zapomniała kim jest. Lidia rozważała w sercu słowa opiekuna. Cieszyła się, że ich dziś spotkała. Modliła się w duchu aby dobra Selune miała ich w swej opiece, aby cało i szczęśliwie powrócili z misji... jakąkolwiek by mieli. Szpiczastoucha znała już zbyt dobrze swoją przybraną rodzinę, żeby nie zgadnąć iż i oni sa na szlaku. To jej też dało nadzieję, że tak jak powiedział Tiru-kan, może spotka ona po drodze Nikkodem. Choć szczerze, wolałaby ich widzieć razem; w grupie zawsze bezpieczniej, raźniej... a ich widok, ramię w ramię wiernych sobie przyjaciół, po prostu radował jej serce. "Przyjaciele... ramię w ramię", myśl ta przywołała jej kolejną istotną sprawę z dzisiejszego dnia... Sorg. Młoda bardka, tej samej maści co szpiczastoucha tropicielka, miała być od dziś ich towarzyszką. Czy nie będzie ona żałować tego, że do nich dołączyła? Z takim spokojem i bez pytań przyjęła słowa Tuai, która powiedziała to co Lidia miała w planach rzec do bardki. Łuczniczka przywołała w myślach tamtą sytuacje;

"- ...Sorg, ale nie zapominajmy, że mieliśmy nikogo nie wtajemniczać w to, co żeśmy przeżyli. Nie możemy opowiedzieć ci o szczegółach tego, przez co ostatnio przeszliśmy. A gdy uda nam się nakłonić Wiedźmę do pomocy, to w podróż do wioski, gdzie kończy się nasze zadanie, też nie będziemy mogli raczej cię ze sobą zabrać...

W oczach Lidii, Sorg zdawała się nie mieć problemu z tym, że drużyna nie może być z nią pod tym względem szczera. "Wyrozumiała jesteś... albo tak bardzo spragniona wolności i przygód...", półelfka uśmiechnęła się do swoich myśli. Lusus zauważył na jej twarzy ten łagodny stan. Spojrzał w jej lśniące oczy i uśmiechnął się do niej.

- O czym myślisz?
- Myślę o bardce... Sorg... bez słowa przyjęła to co powiedziała Tuai, że nie możemy jej praktycznie nic powiedzieć co się działo kilka dni temu - Lidia spojrzała na Lususa - a już w ogóle będziemy ją musieli odstawić w jakieś bezpieczne miejsce na czas powrotu do Podkosów. Ona z taką ufnością przyłączyła się do nas...
- Też wydaje mi się to podejrzane. Ale nie martw się nią. Będę miał ją na oku.
W kąciku ust łuczniczki pojawił się ten charakterystyczny uśmiech, który w przyjemny sposób intrygował Lususa.
- Myślę, że ona po części tak jak ja chciała poczuć co znaczy wolność i jak jakie oblicza może mieć przygoda.
- Nie ma w tym nic złego. Każdy chce poczuć się wolny. Uciec od domu. Od przeszłości lub obowiązku. To normalne.
Lidia odgarnęła kosmyk włosów z jego twarzy i spojrzała w te ukochane zielone oczy.
- Wiesz? zaskoczyłeś mnie, że nie miałeś nic przeciwko aby do nas dołączyła... dlaczego? - ostatnie słowo jakoś nie zabrzmiało pytająco. Lusus uśmiechnął się tajemniczo spoglądając w jej oczy.
- Ponieważ za kilka lat to i tak nie będzie miało znaczenia. Ponieważ lepiej aby ktoś znał prawdę i śpiewał o tym jak to naprawdę było. Jeśli by została ludzie nie będą wiedzieli jak to było i zmyślali by głupie rzeczy. - wyszeptał jej do ucha. Złote oczy Lidii skryły się w wachlarzu rzęs gdy usta chłopaka dotknęły jej uszu. Z lekkim rozbawieniem na twarzy rzekła;
- To jest twoja odpowiedź? - spojrzała ponownie w jego pewne siebie spojrzenie, zerkając na tajemniczy uśmiech Lususa.
- Tak. To moja odpowiedz. Chociaż już niczego nie jestem pewien. Odkąd cię poznałem wywróciłaś mój świat do góry nogami. Jedynie pewne jest moje uczucie do ciebie, reszta jest jak sen kręcący się wokół niego...- odpowiedział chłopiec. Jego czułe dłonie błądziły po plecach i ramionach dziewczyny. Pieścił je bardzo delikatnie zupełnie jakby bał się, że zaraz rozpłynie się w powietrzu. Dziewczyna oparła czołem o jego czoło. Ich oczy były teraz tak blisko... a usta o zaledwie ciut dalej.

- Jestem tu dla Ciebie - odparła, a jej słowa zabrzmiały jak obietnica lepszego jutra. - Ja... - położyła dłonie na jego silnych ramionach - ... pamiętam co mi mówiłeś o swojej rodzinie Lusus - popatrzała na niego oczami pełnymi ciepła, jednak troskliwie obserwowała każdą zmianę w twarzy młodzieńca.
- Po drodze do Elethieny będziemy mijać Twój rodzinny dom i wiedz, że... niezależnie co postanowisz lub też jak Twoja rodzina zareaguje na decyzję Ulfa i Ulfreda, ja jestem przy Tobie i nie pozwolę nikomu, nawet Twojej matce czy rodzonemu bratu, źle o Tobie mówić.
Lusus wyraźnie posmutniał na myśl o swym domu i o matce.
- Nie znasz jej. Nikt nie śmie się jej spojrzeć w oczy i przeciwstawić. Płynie w niej prawdziwa błękitna krew. Jej ojcem był wielki władca tamtejszych okolic. On kazał wybudować dla niej tą wspaniałą posiadłość w której się wychowałem. Nienawidził mego ojca za to, że ona kochała bardziej tego szalonego paladyna niż własnego ojca. Nigdy nie poznałem dziadka, podobno rządzi rozległą krainą daleko stąd. Jest srogim zdobywcą a niektórzy mówią, że tyranem. Uwierz mi nie chcesz spotkać się z moją matką ani z Calebem. Chciałbym trzymać cię z dala od ich jadu. A teraz tym bardziej byliby jadowici widząc jak zawiodłem ich, ojca, mistrza... samego siebie. Zawsze chciałem być paladynem a tu popatrz... zrobili ze mnie chłopca na posyłki. Czasami czuje, że to jakiś głupi żart... dlaczego nie mianowali mnie paladynem? - jego głos drgał a oczy się szkliły, samo wspomnienie tamtej decyzji powodowało, że wzbierała w nim złość. Lidia widząc jego smutne oczy, poczuła kłucie w sercu i w pierwszej chwili żałowała, że zaczęła ten temat. Czuła jednak, że Lusus chciałby wyrzucić z siebie to i wiele innych rzeczy. Ponoć to pomaga. Nie mogła mieć pewności czy ulży to i jemu, ale wiedziała, że nie ma on z kim o tym porozmawiać i, że ma tylko ją jako ukochaną, jako przyjaciółkę, jako powierniczkę... Jeśli tylko będzie chciał się otworzyć, to znajdzie u niej zrozumienie.

- Nie wiem - odparła ciepłym głosem, skrywając smutek - Nie mam pojęcia co musi mieć w sobie człowiek, aby przekonać innych ludzi o swej wierze, gotowości i łasce jakie w sobie ma - dotknęła jego twarzy i powolnym ruchem przesunęła rękę w jego czarne włosy - Wiem jednak jedno i jestem tego pewna równie mocno jak tego, że to serce... - położyła jego dłoń na swym ciele, a Lusus poznał jak wyczuwalnie i mocno biło jej serce - ...czekało żeby bić tylko dla Ciebie - po tych słowach jej dłoń spoczęła nieruchomo na jego włosach, druga ręka zaś nadal trzymała dłoń młodzieńca, który czuł gorąco bijące spod jej ubrania.
- Co by nie powiedzieli inni, Ty jesteś rycerzem swojego boga, wiesz to i czujesz to całym sobą. To wiara czyni Cię nim, nie zaś ludzie. Oni tego mogą nie widzieć, nawet nie wyczuwać, ale to dlatego, bo są tylko ludźmi. Dlatego jesteśmy wszyscy tacy niedoskonali. Dlatego wciąż popełniamy błędy i zastanawiamy się co zrobić, aby już nie kręcić się w kółko - odjęła czoło od jego czoła i ujęła obiema dłońmi jego twarz.
- Jesteś paladynem Lususie... - rzekła pewnym głosem - ...mianowany przez mężnych starców, lub też i nie. Z namaszczeniem ich miecza i honorami ziemskimi czy też bez tego, w oczach Helma jesteś paladynem i nie pozwól aby ludzkie ograniczenia Ci to odebrały i pozwoliły myśleć inaczej. Wiem, że pragnąłbyś aby matka Cię zaakceptowała i pasowanie Cię na paladyna upatrujesz jako jedyną szanse na to. Wiem, że czujesz w sobie moc Helma i że ból z rozczarowania po decyzji Ulfa nie daje Ci spokoju. Ale proszę Cię, nie pozwól aby ten żal przysłonił Ci to co już osiągnąłeś, co możesz i powinieneś w sobie rozwijać. Nie ograniczaj siebie do tego co możesz dostać od ludzi lub czego mogą Ci oni odmówić. Lusus... Ty to robisz dla siebie nie dla innych. Wiem, że tytuł paladyna jest prawdziwie Twoim marzeniem... ale nie pozwól aby przylgnął do niego wymóg Twojej matki. Pragnij paladyństwa tylko dla samego siebie a nie żeby po części mieć siłę aby stawić jej czoło - złote oczy tropicielki lśniły, pewnie patrząc na młodzieńca - Lusus, Ty jesteś paladynem i to bez pasowania na rycerza, bez hołdu i wiwatów... bez tego wszystkiego.
Jeśli oni, ludzie tak czcigodni, mężni i posłuszni w swej drodze za Helmem tego nie widzą, to wybacz im, bo są tylko ludźmi. Pomyśl jednak o tym co bóg Ci już dał i odczytaj to jako jego obietnice. Helm sobie Ciebie upodobał i ofiarował Ci cząstkę swej mocy. Może ten doświadczony paladyn tego nie zauważył, ale Helm nie natchnął Cię przez przypadek. Może Twój bóg ma w tym swój cel, może chce Cię jeszcze sprawdzić i dlatego wystawia na te próbę. -
pogładziła jego młodą, zasmuconą twarz - Nie wiemy dlaczego czasem spotyka nas coś co odbieramy jako złe. Nie wiemy dlaczego niebiosa nas doświadczają bólem i rozczarowaniem. Ale wiesz co ja myślę? Wydaje mi się, że nie rozumiemy tego ponieważ bogowie, którzy nas tym doświadczają, są o wiele mądrzejsi od nas i wiedzą co dla nas dobre - a my porostu jesteśmy za ''mali" żeby to pojąć.
Lusus uśmiechnął się smutno i lekko odsunął. Twarz miał nieodgadnioną. Jej słowa przypominały mu słowa młodszego brata Jeada. Pełne spokoju i mądrości. Tak bardzo chciałby się z nim spotkać, potrzebował jego rady. Wiedział jednak, że pomimo słów Lidii nie zdecyduje się na powrót do domu. Nie teraz, nie w taki sposób. Dziewczyna poczuła, że młodzieniec wycofuje się z rozmowy na ten temat. Umyka jej i zamyka się w sobie. Zanim zdołał odsunąć się od Lidii zupełnie, a jego twarz uciekła z jej delikatnych dłoni, półelfka pochyliła się w jego stronę i dogoniwszy to zielone spojrzenie rzekła:

- Lusus, zostań - w jej głosie chłopak poczuł to samo ciepło, które wyrywało się do niego gdy położył rękę na jej sercu.
To co odkryła i wydobyła z tego skrytego i małomównego młodzieńca to tylko czubek góry lodowej. Z tego zdawała sobie sprawę. Wrota jakie przed nią otworzył prowadziły jedynie do kolosalnego rozmiaru korytarza, przepełnionego niezliczoną ilością wrót. Niektóre z nich były uwypuklone, zupełnie jakby jakieś zło z dużą siłą napierało na nie z drugiej strony, tylko czekając aż ktoś je wypuści aby mogło rozlać się po młodym umyśle i duszy, niosąc gniew i piekło. Inne wrota korciły promieniami słońca bijącymi przez nie, ciepłem i odgłosem szumiących na wietrze jabłoni.

- Jestem tutaj. – wyszeptał po chwili lecz pomimo uśmiechu dało się wyczuć zmęczenie w jego głosie. Jasnym było, że młodzieniec nie przywykł do mówienia o sobie. Półelfka pogładziła go po twarzy, patrząc jak jego spojrzenie powoli gaśnie. Jednak jej oczy wciąż patrzały na niego w ten sam sposób; Lusus choćby się chciał przed tym skryć, to widział w nich uczucie, które go wołało do siebie. Gdy patrzał w jej oczy, gdy czuł jej bliskość, wiedział, że żadna krzywda go nie spotka. Miał przed sobą dziewczynę, prawie kobietę, która gdyby tylko jej pozwolił odmieniłaby jego świat bardziej, niż myślał, że już to zrobiła.

- Gdzie jesteś teraz myślami? - zapytała przeczesując ręka jego włosy.
- Myślę… o wielu rzeczach. O rodzinie, o tobie i o mnie. O tym co było i o tym co będzie. Co się zmieniło i co na zawsze pozostanie takie samo. O Diliju… - jego głos słabł cichł ale jednocześnie słowa wzbudzały ciekawość… kryły obietnice opowieści i odkrycia tego co dzieje się w głowie byłego giermka. Łuczniczka spojrzała na ukochanego. "Nie Lusus...", pomyślała "...Ty nie chcesz mi tego opowiedzieć... a przynajmniej jeszcze nie teraz", choć w jej sercu drgnęło coś na znak nadziei, że pewnego dnia sam, bez jakichkolwiek bodźców będzie chciał z nią porozmawiać. Szkarłatnowłosa uśmiechnęła się na te myśl, że kiedyś obdarzy ją takim zaufaniem i otworzy przed nią kolejne z wielu drzwi. Złożyła pocałunek na jego czole, kolejnie na skroniach, na powiekach, nie zapominając o obu policzkach jak i nie skąpiąc tej pieszczoty czubku jego nosa. Młodzieniec z odprężeniem oddawał się pieszczocie. Kosmyki jej włosów łaskotały go gdy pochylona nad nim miarowo całowała jego twarz. Na tym poprzestała zerkając czy Lusus aby nie ma dosyć tego pieszczenia. Gdy spojrzała na niego spostrzegła się, że ma otwarte oczy wpatrzone w nią. Lidia bezbłędnie poznała to spojrzenie i nim zdążyła zagregować (a może niekoniecznie chciała reagować)... Lusus uniósł się do pozycji siedzącej i obejmując ją począł całować bardzo namiętnie usta i szyję. Dłonie pieściły plecy i ramiona, czasem błądząc po krągłych pośladkach dziewczyny. Oddech miał przyspieszony a namiętność między nimi rosła w siłę. Usta Lususa zwarły się w wygłodniałym pocałunku z jej wargami. Szkarłatnowłosej zrobiło się gorąco gdy spragnione usta chłopaka, namiętnie pieściły jej szyję a dłonie coraz śmielej i dalej zagarniały jej, wciąż ubrane ciało. Półelfka czuła jak po jej ciele przebiegają tak przyjemne dreszcze, że nawet ostatnią z jej myśli nie mogłoby być przerwanie tego co się teraz między nimi działo.

- Lusus... - wyszeptała aby przyciągnąć jego uwagę.
- Tak...? - niechętnie przerwał łapiąc oddech i uśmiechając się do dziewczyny.
Czując ile kosztowało go odjęcie ust od jej rozpalonej skóry i widząc jego uśmiech z trudem odparła:
- Lusus... - złapała oddech i przełknąwszy ślinę dodała - ...nie wstaniemy rano... - wiedziała jak infantylnie to brzmi, w jej oczach zaś były też jeszcze inne słowa, które miała nadzieję, mimo pożądania - jej ukochany jakimś cudem odczyta. Chłopiec roześmiał się cicho i przyjaźnie wciąż dysząc. Po czym spojrzał na Lidię i powiedział:

- Masz rację. Śpijmy już. Jutro wstajemy przed słońcem, a i droga długa przed nami. – opadł na ziemię i z uśmiechem na twarzy ułożył się do snu. Lidia jeszcze chwilę pochylała się nad nim po czym zniknęła w jego ramionach gdy ten objął ją mocno i przytulił do swego gorącego ciała. Półelfka wtulała głowę na wyrzeźbiony tors młodzieńca. Jej twarz oblana rumieńcem, wypiękniała o kolejny, pełniejszy uśmiech gdy wsłuchiwała się i czuła w piersi chłopaka przyspieszone bicie jego serca.
Minęły jeszcze długie minuty nim Lidia nakryła ich kocem...

***

Lidia zbudziła się jeszcze przed świtaniem. Ucałowała śpiącego Lususa w policzek i uśmiechnęła się na wspomnienie z wczorajszej nocy. Chłopak spał spokojnie, wydawało jej się, że uśmiecha się przez sen. Całe obozowisko było jeszcze pogrążone we śnie i lekkiej, porannej mgle. Półelfka wstała i ustawiwszy się twarzą w kierunku wschodu, pozwoliła aby pierwsze promienie słońca napełniły ją siłą na nowy dzień. Po chwili rozpoczęła modlitwę do Selune...
Tak zaczynały się kolejne dni; tropicielka wstawała jeszcze przed świtem mając te kilka chwil tylko dla siebie i dla Lususa. Każdy nowy dzień odznaczał się narastającym uczuciem obojga jak i oddaniu czci bogini Selune. Szkarłatnowłosa czuła jak otwiera się na świat. Wierzyła, że jej Srebrna Pani błogosławi jej szczęściu. Na ustach złotookiej coraz częściej gościł uśmiech, co zaowocowało zacieśnieniu się więzi między Lidią a Tuai. Łuczniczka mogła liczyć na jej częste towarzystwo podczas polowań. Młodziutka czarodziejka zdawała się być przemiłym kompanem i z każdym dniem stawała się droższa sercu Lidii.
Szpiczastoucha nadal też troskliwym okiem badała Meave. Czasem jej się wydawało, że magini jakby znów, przez bardzo krótkie chwile była taka jak przedtem, a w oczach miała ten charakterystyczny dla blask. Łuczniczka czekała aby i ona choć raz chciała, choćby po szwędać się z nią po lesie.
Sorg natomiast była bardzo pomocna i Lidia już od pierwszych dni czuła, że zabranie jej ze sobą było słuszną decyzją. Bardka dała się poznać jako dość dobrze obeznana w przebywaniu na szlaku. Co więcej ją ujęło w niej to, że była (w porównaniu do pierwszych kontaktów między drużyną... ) taka otwarta. Jakby skrępowanie obcymi w ogóle było jej obce. Niestety jej zapał nieco opadł gdy po raz pierwszy przyszło jej poznać... jak to Lidia mówiła o nim w duchu, chowańca drużyny - Madraga.
Dni mijały, a ilekroć tropicielka rozwijała mapę podarowaną od stryjostwa, dziękowała im w duchu. Analizując drogę prowadzącą do Północnego Lasu, nie mogła się powstrzymać od rozmyślania co też stryjostwo teraz porabia oraz... kiedy i czy dane jej będzie spotkać na szlaku stryjka Nikkodema. Wiedziała, że i Tua byłaby zachwycona spotkaniem z nim. Miała też nadzieję, że stryj spojrzałby na Lususa łagodniejszym okiem niż Gerard.
Od Uran dzieliły ich zaledwie trzy dni drogi, także Lidii nie dziwiło, że co jakiś czas mijali a to karawanę a to wóz chłopski. Łuczniczka miała wciąż pogodny, wręcz promienny nastrój. To się jednak zmieniło gdy przyszło jej wraz z drużyną dzielić polanę (co się po niedługim czasie okazało...) z kłopotami w postaci podpitych strażników jak i ich obojętnego dowodzącego. Już Rubin nie krył niezadowolenia gdy pojawił się w pobliżu pilnujących wielkiej, tajemniczej paki. Tropicielka podobnie jak jej towarzyszki, nie czuła się komfortowo przy nich. Być może to skłoniło ją aby nie odpinać cięciwy? A im żołdacy więcej bimbru wychylili, tym robiło się mniej przyjemnie. Oszołomienie półelfki było ogromne gdy z rozmów z strażników wynikło, że wiozą mantikorę! "Co za głupcy!", pomyślała "Po kiego czorta drażnią te kreaturę? Żałośni głupcy... nie wiecie z czym macie do czynienia", myśl ta zrodziła się w jej głowie gdy wspomniała opowieści o mantikorach. Zerknęła na Lususa, ten zaś miał wymowne spojrzenie co by zrobił gdyby zapijaczeni żołdacy przypadkiem pomylili ogniska. Przy nim czuła się pewniej, jednak wolałaby uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji między tamtymi strażnikami a jej drużyną... i w tym momencie, gdy o tym pomyślała, usłyszała hałas... i zaczął się horror. Krew, krzyk, miażdżenie kości... a w tym wszystkim paskudne, ogromne stworzenie, nie ustępujące swym szkaradztwem i grozą, Bastorowi. "O niebiosa...", Lidia widząc ogromne skrzydła u potężnej kreatury, jak i to, że bestia celnie strzelała kolcami ze swego ciała, sprawił iż szpiczastoucha już nie miała żadnych wątpliwości. To nie był potwór zamknięty w klatce; to był potwór na otwartej polanie, strzelający kolcami i... mogący w każdej chwili poderwać się z ziemi i zaatakować z powierza. "Na razie nie patrzysz w naszą stronę... a jak już się najesz tamtym to co wtedy?" Łuk Lidii był zaledwie parę kroków od miejsca gdzie akuratnie stała, jednak myśl o zaatakowaniu przez zaskoczenie, nie kalkulował jej się, gdy wzięła pod uwagę fakty jakimi mantikora przeważała nad nimi. Tropicielka mimo rosnącego przerażenia starała się zachować spokój, aby nie "przeszkadzać" bestii a i nie podsycać już i tak ogromnej paniki. Wtem usłyszała kojący głos Lususa:

- Lidia, Sorg, uspokójcie konie. Kael, Maeve, Tua, spakujcie obóz - mówił to nadzwyczaj cicho - Trzymajcie się razem i za moimi plecami, nie wykonujcie żadnych gwałtownych ruchów… zabieramy się stąd.
Lidia po kilku krokach chwyciła strzały i łuk. Pośpiesznie nakładając kołczan, wraz z Sorg w mgnieniu oka i najciszej jak potrafiła, znalazła się przy wystraszonych koniach. Obie starały się zapanować nad zwierzętami, jednak w tej sytuacji było to nie lada wyzwaniem. Półelfka z tatuażem na policzku skinęła na łuczniczkę aby zaprowadzić konie do drzew.

- No chyba nas tak nie zostawicie?! - wrzasnął jeden ze strażników. Tropicielka rozjuszona faktem iż głupiec drze się jak opętały, spojrzała w jego stronę i... jej zapał ostygł. Zobaczyła jak pytanie... a konkretnie sam wydany donośny dźwięk tamtego człowieka, skupiło uwagę mantikory na jej towarzyszach. "Ty durniu jeden ty, ty przeklę...", Lidia w myślach zaczęła wyklinać już prawie wytrzeźwianego żołdaka "... Teraz to nie zostawiajcie nas?! Jak trwoga do to Boga, co? Trzeba było myśleć w przód... a jak masz tyle pary w płucach to i w nogach znajdziesz siłę", łuczniczka gryzła się w język aby myśli nie znalazły ujście w słowach. "Czego oni się spodziewają? Że pomożemy im ją złapać?" Starała się tłumić emocje. Nie chciała jeszcze bardziej skupiać na swej drużynie niepokojącego spojrzenia mantikory.

...
 
Bażna =^^= jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172