Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-12-2010, 18:14   #301
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Part.3

Do uszu elfki doszedł, jakby koci pomruk. Wiedziała, że na nią patrzy, zapewne wędrował wzrokiem za palcami. Słyszała uderzenia bijącego o powierzchnię wody ogona. Acaleem choć z trudem się opanował, bowiem jego głos przypominał charczenie. -Zapewne ...wiesz... w oczach mężczyzny, masz bardzo ładne i zgrabne nogi. Tobie też coś chyba podoba się w ciele mężczyzny.
- To zależy jakiego mężczyzny. -odparła na to kapłanka nie przerywając swojego mycia.
-Tego mężczyzny.- mruknął w odpowiedzi mnich i sięgnął po bukłak nerwowo zaczął pić wino, dużymi haustami drżąc na ciele.
Aaaaaaaaaaa tego mężczyzny! No tak w ciele t...e...g...o mężczyzny zapewniam cię, że też coś mi się podoba - odparła kapłana nie podnosząc wzroku znad miejsca, które akurat myła.
Acaleem zanurzył się w wodzie, mrucząc cicho.-Stanowczo za bardzo mi się podobasz.-
Wynurzył się z wody, czerwony od wypitego wina, żądzy i gorącego ukropu. Powoli podchodził do balii elfki, lekko chwiejnym krokiem.
Zoe zerknęła na zbliżającego się mnicha, wyciągnęła rękę w której trzymała myjkę i z niewinnym uśmiechem powiedziała: - Mówiłeś, że myłeś plecy... masz więc już wprawę, mogę prosić o umycie moich? Tylko wyszoruj porządnie jak już tu jesteśmy, to niech i one mają coś z tego
Te słowa otrzeźwiły nieco Acaleema, podszedł i wziął myjkę bez słowa i kucnął tuż za nią, jedną dłonią obejmując jej ramię, drugą powoli metodycznie myjąc plecy elfki. Skupiając się tylko na powolnym ruchu myjki na jej plecach mnich powoli tłumił rozbudzone żądze... i prawie mu się to udało. Prawie. Przybliżył usta do szpiczastego uszka Zoe i wargami pieszczotliwie błądził po nim, dodając do tego lekkie liźnięcia od czasu do czasu. Ogon mnicha przestał uderzać nerwowo na boki, spowalniając do leniwych ruchów.
Oparła czoło o wystające z wody kolana i przymknęła oczy, rozkoszując się gorącą kąpielą i odczuciami wywołanymi przez poczynania diablęcia.
Język mnicha błądził to po uszko to po szyi elfki, raz delikatniej raz drapieżniej, ręka z myjką wiła się po jej plecach, bowiem Acaleem przykładał się do tej roboty, druga wolna dłoń głaskała ramię dziewczyny. A on sam nie wiedział co robić. Wiedział co prawda czego robić nie powinien, ale pokusa była zbyt wielka...a żeby było mu wygodniej, przybliżył się do jej pleców, obejmując ją kolanami. Wargami wrócił do pieszczot jej uszka szepcząc jej cicho.-Jesteś śliczna, wiesz?
Roześmiała się słysząc te słowa i spytała mnicha zerkając na niego.- Każdej kobiecie to mówisz?
-Nie kąpałem się jeszcze z żadną brzydką, ani też nie kochałem.-odparł mnich spoglądając na Zoe. Przesunął dłoń, na brzuch dziewczyny i przesuwając w górę chwycił delikatnie, acz drapieżnie jej pierś...-Tu też myć?
- Jeżeli uważasz że to plecy -odparła dziewczyna ze śmiechem i dodała - Czyli jak większość mężczyzn wybierasz te ładniutkie? A gdybym tak miała brodawki na nosie, albo brzuch nie mieszczący się w tej bali - też byś mi zaproponował wspólną kąpiel?
-Spójrz na mnie... gdybym był jeszcze brzydszy. Przyjęłabyś zaproszenie?- odparł mnich, po czym dodał ugniatając i masując pierś Zoe dłonią.-Zaprosiłem cię tutaj, bo cię lubię... wygląd nie ma z tym nic wspólnego. Przyznaję, że... twoja uroda sprawia, że cię dotykam, pieszczę...-nachylił się do jej ucha i wyszeptał.-..całuję.-wargi mnicha przez moment spoczęły na szyi elfki. A następnie mnich dodał.- Nie wiem, czy bym się do ciebie dobierał... cóż, może byłoby lepiej gdybym, nie. Ale to jak z winem... wiesz, że jutro czeka cię kac, ale czy to powstrzymuje cię przed upiciem?- mnich przycisnął nagle swe ciało do ciała Zoe i elfka poprzez skórę pleców poczuła, to co Acaleem wczoraj używał do zaspokajania Gween. Dotąd tylko czasem na to zerknęła, ale teraz czuła go...oraz drżenie mnicha, wynikające z ledwo kontrolowanych żądz.
Zoe przytuliła się na chwilę do diablęcia po czym sięgając dłonią do tyłu rzekła: Dziękuję za umycie pleców, resztę chyba dam radę sama
-Nie ma za co...-Acaleem wstał i pogłaskała głowę Zoe, jakby była małym kociakiem. Powoli ruszył w stronę swej balii i zanurzył się w niej nie mówiąc nic więcej.
Dziewczyna umyła się pospiesznie do końca i rozglądając sie w około w poszukiwaniu płótna, którym by mogła się wytrzeć wynurzyła się z balii. Po jej ciele spływały strużki wody na podłogę na której stała. Sięgnęła ręką i niespiesznie owinęła się w półtno po czym odwracając się w stronę mnicha zapytała: To może teraz ja tobie umyję plecy w ramach odwdzięczenia się za mycie moich?
-Nie dość cię dziś męczyłem?- odparł mnich leżąc plecami do balii kobiety i chichocząc.-Te wszystkie całusy i dotykanie... chyba nie powinienem... jeszcze wymagać, takiej uprzejmości.
Dziewczyna roześmiała się i odpowiedziała mnichowi: - Obiecuję, że ja cię nie będę męczyć. To jak z tymi plecami?
Szkoda...- odparł żartobliwie mnich i usiadł na brzegu balii by mogła go umyć bez wchodzenia do balii, jego ogon znów poruszał się leniwie jak u kota, oddając nastrój Acaleema.
- Czyli rozumiem, że tak... - rzekła Zoe zbliżając się wolno do pleców mnicha. Po chwili jej dłoń wraz z myjką przesuwała się po jego plecach. Starannie myła każdy mięsień widoczny na nich. Kiedy skończyła opuszkami palców przejechała delikatnie po fascynującym ją tatuażu. Zerknęła na niego jeszcze raz i skuszona przytuliła do niego swoje usta. Czując jak Acaleem zadrżał uniosła głowę i zrobiła krok do tyłu: - Twoje plecy chyba wyglądają już jak należy...
Mnich wstał nieco drżąc, spojrzał na nią rozpalonym spojrzeniem, podszedł, chwycił palcami za ręcznik owijający jej talię, zsunął go z niej i chwycił w swe ramiona. Usta Acaleema drapieżnie wbiły się w wargi dziewczyny, jej ciało przycisnął do siebie owijając ogonem ją w pasie.
Przyciskając ją do siebie drżał, ale mimo wargami wędrował po jej ustach, policzkach i szyi, dłonie masowały jej plecy, a ogon wił się po jej nagich pośladkach.
Zoe zarzuciła mu ramiona na szyję i wtulając się w niego odwzajemniała pocałunki. W ostatnim przebłysku świadomości wysunęła się z jego ramion i oplatającego ją ogona i odeszła kilka kroków mówiąc. - Nie dokończyłeś kąpieli... Obiecałam ci wszak że nie będę cię męczyć a ja słowa dotrzymuję. Sięgnęła po płótno, które było przeznaczone dla diablęcia, owinęła się nim i wyszła za zasłonkę, którą on wcześniej zasunął wokół ich balii.
Mnich wyszedł z kąpieli pół godziny później, już całkowicie ubrany. Po czym zaczął szukać Zoe.
Nie musiał szukać długo, siedziała niedaleko zasłonki machając nogą, którą miała założoną na drugą nogę. Widząc mnicha jak wychodzi uśmiechnęła się do niego, podniosła i mijając go weszła za zasłonę aby włożyć na siebie swoje ubranie. Po paru minutach wynurzyła się już ubrana i gotowa do powrotu.
Acaleem podszedł do dziewczyny, objął ją w pasie dłońmi. Ustami pieszczotliwie objął jej nosek, całując delikatnie. Po czym szepnął.-Jesteś zadowolona? To ostatnie chwile... zapomnienia. Potem będą już tylko trudy i wampiry.Tak chciałaś je spędzić?
Przesunęła opuszkami po jego wargach i nachylając się do jego ucha wyszeptała: Czyż nie mówiłeś, że mamy tutaj jeszcze kilka dni do spędzenia. Kto wie jak one miną … przesunęła ustami poprzez jego policzek w stronę ust i musnęła je delikatnym pocałunkiem.
-Wszystko zależy od tego, jak szybko Yon wydobrzeje.-odparł mnich spoglądając jej w oczy, po czym westchnął.-Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybyśmy nie czuli do siebie mięty.
- Zawsze możemy omijać się szerokim łukiem- mrugnęła do niego kapłanka i roześmiała się. Mnich się nie roześmiał, tylko spytał.-A chciałabyś tego? Wiesz... ja przywykłem do tego, że mam dziwne relacje z kobietami: z Morgan, Gween, Thillą. - pogłaskał ją po włosach dodając.-Nie jesteś dla mnie ciężarem, ale jeśli ja jestem dla ciebie.
Przytuliła wnętrze dłoni do jego twarzy i odrzekła mu spoglądając w oczy: - Przecież nie noszę cię na rękach Acaleemie...
-Ale musisz znosić moje dłonie na sobie... i usta i ogonek.-odparł mnich i uśmiechnął się ciepło.- No...ale teraz jesteś ubrana, to i pokusa mniejsza.
- Czyli muszę być zawsze ubrana... to będziesz miał mniejszą pokusę Acaleemie - uśmiechnęła się - A twój ogonek jest milusi...
Mnich skinął głową, dodając.-Tak... ale będę pamiętał o tym co czujesz do mnie, Zoe.
Nachylił się i powoli pocałował jej usta delektując się ich miękkością, i wędrując dłońmi po pośladkach elfiej kapłanki. A po pocałunku dodał.-Tooo...wracamy?
Zoe zajęło chwilę, aby mu odpowiedzieć: - Tak... wracajmy, chyba już pora

Dotarli do karczmy, chwilę później, weseli i zadowoleni. Jakby w łaźni nic się nie stało.
Albo... jakby to co się zdarzyło w łaźni, nic nie zmieniło między nimi.
Acaleem dowiadując się, że drużyna zamierza ruszyć jutro z rana. Nachylił się i szepnął do ucha Zoe.- Tak to jest. Lepiej łapać szansę, gdy się trafiają. Drugiej okazji już może nie być.
Kapłanka uśmiechnęła się do niego i odszepnęła mu muskając jego ucho wargami: To łap Acaleemie... to łap...
-Ja zawsze łapię. Mam nadzieję, że ty też. Nie warto mieć straconych okazji.- odparł mnich cicho.
Zoe uśmiechnęła się tajemniczo do diablęcia nic nie mówiąc już na ten temat... jej mina mogła świadczyć o wszystkim. Interpretacje jej jednak pozostawiła mnichowi.
Ten tylko uśmiechnął się wesoło. Kobiety były jedną z tych zagadek, które już dawno przestał zgłębiać. Były czymś z zasady nieodgadnionym.
Szybko też wyklarowała się sytuacja. Paladyni nalegali na wyruszenie zaraz, ale mnich oraz Yon byli przeciw. W sumie każdy z innych powodów. Tak czy siak, grupkę raczej czekał kolejny wieczór i noc w Mulmaster.
A potem...
NA WĄPIERZE!
ŚMIERĆ KRWIOPIJCOM!
Oby.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-12-2010 o 18:38.
abishai jest offline  
Stary 20-12-2010, 22:32   #302
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wyprawa do gniazda wampirów jeszcze na dobre się nie zaczęła, a już utknięto w miejscu. Ledwie żywy Yon wymagał stanowczej i szybkiej opieki medycznej, co jedno i drugie zostało jemu co prawda przez Zoe zapewnione, szkody fizyczne, znikające niemal natychmiast, nie mogły chyba jednak równać się ze szkodami umysłowymi. Mężczyzna w chwili obecnej potrzebował nieco czasu, by dojść do siebie po koszmarnej nocy, termin wyprawy legł więc w gruzach.

Wszak mieli się spotkać z Zorą w południe, które już nastało, oni zaś nadal przebywali w karczmie odległej o kilka godzin konno od Twierdzy Żelazny Kieł. Nikt z kolei nie miał zamiaru tam wkraczać już dosyć późnym popołudniem, gdy pozostało już tak niewiele czasu do zachodu słońca, i opuszczenia przez cholernych umarlaków swych trumien.

Sama kwestia Zory również była - delikatnie mówiąc - mocno kontrowersyjna. Wszak i ona wzięła udział w brutalnej przemianie Yona w wysuszone truchło, jakie więc były szanse, że dotrzyma obietnicy pomocy, i wpuści ich do twierdzy?. W chwili obecnej chyba tylko szaleniec by jej zaufał... no właśnie?.


~


Na wszelki wypadek zmieniono również karczmę. "Stary Bucior" nie był już tak przyjemny, jak poprzedni przybytek, najważniejsze jednak, że był dach nad głową, ciepła strawa i procenty do zniszczenia. Zapijaczone gęby i ogólnie nieco podejrzana klientela były już tylko zwyczajowym dodatkiem do codzienności, z jaką borykali się w wielu miejscach śmiałkowie.


W końcu ich nakryła.

Prędzej czy później musiało dojść do podobnej sytuacji, w tym konkretnym przypadku było to jednak "prędzej". Lekko podpity Acaleem znowu obściskiwał Zoe, a konkretniej to na korytarzu, gdy rozległo się za nimi dziwne stukanie. Była to oczywiście Gween, zwracając na siebie ich uwagę, uderzając po prostu piąstką w ścianę. Ogon zaskoczonego Diablęcia puścił szybko niemniej zaskoczoną Elfkę.
- Bo... to... - Zaczęły się tłumaczenia skierowane do wściekłej "Błazenki".

Na niewiele się jednak zdały.

Jej twarz, ubiór, i makijaż przybrały dobrze już mężczyźnie znane, złowieszcze barwy.

Zoe poczuła nagle dziwny ucisk, zupełnie jakby jakaś niezwykła moc starała się zmiażdżyć jej umysł, pojawiał się coraz mocniejszy, świdrujący ból, po chwili zaś z jej nosa pociekła stróżka krwi. Mnich w tym czasie, widząc co się święci, zrobił krok w kierunku Gween i... został nagle zdmuchnięty z korytarza potworną siłą, która rzuciła go na jakieś przypadkowe drzwi. Te ustąpiły, roztrzaskując się na drobnicę, a sam Acaleem wpadł do jakiejś pustej izby.

Wszystko jednak skończyło się również niespodziewanie, co zaczęło, a Gween uciekła ze łzami w oczach.


~


Sever, mając w nadmiarze czasu, oraz zbyt wiele (często) dziwnych myśli, postanowił pospacerować po mieście. Dobrze zdawał sobie sprawę, że Mulmaster nie jest o wiele lepsze od pamiętnego Melvaunt, szczerze jednak powiedziawszy... miał to gdzieś. Radził sobie już wielokrotnie w dziwacznych sytuacjach, niech no więc tylko naprzykrzy się Aasimarowi jakiś cholerny bandzior uliczny.

Tak się jednak nie stało.

Zamiast tego, trafiła się jemu wyjątkowo pozytywnie zaskakująca sytuacja. Spotkał oto na swej drodze nikogo innego, jak samego Zanros'a Falconsflight'a zwanego "Świętym". Doświadczonego Paladyna Tyra o naprawdę sporej sławie, człowieka, wokół którego krążyły już małe legendy w klerze, rozpoznał już z daleka, krok za krokiem nabierając coraz więcej pewności względem mężczyzny, i planu jaki nagle pojawił się w głowie Severa.



Sever bowiem miał zamiar poprosić Zanrosa, by przyłączył się do ich wyprawy na wampiry, co byłoby naprawdę na miejscu, biorąc pod uwagę fakt, że sam "Święty" miał ze sobą pięciu swych oddanych ludzi. I naprawdę to nie było tak bardzo istotne, że owym "pomocnikom" jakoś tak dziwnie ślepia mrygały...


~


Jakoś tak się złożyło, że Yon wraz z Ronirem zabrali się do ustalania jako-takich taktyk, które można by zastosować w trakcie wyprawy do Twierdzy Żelazny Kieł, mające głównie za zadanie ustalenie "kto z kim, jak i czym" by już w trakcie samej walki nie dochodziło do zbyt dużych zgrzytów, które mogły okazać się fatalne w skutkach dla biorących udział w ekspedycji. Szło to dosyć opornie, biorąc pod uwagę stan Early'ego, jako tako sobie jednak radzili.

Pozostała część zbrojnego ramienia Tempusa, mogła zaś chwilkę odsapnąć od wymagającej musztry i rozkazów samego Ronira. Paladyn nie "drylował" ich jednak tak usilnie z jakiś sadystycznych zamiłowań, lecz z obawy o życie swoich ludzi...


~


Większość towarzystwa przebywała w głównej sali nowej karczmy, gdy zjawił się właśnie Sever wraz z Zanrosem i jego małą kompaniją. I większość towarzystwa od razu, choć skrycie, dostała dziwnej awersji do "Świętego".

- Bij zabij wąpierza! - Wydarł się wesoło Zanros, szczerząc ząbki w głupawym uśmiechu do zebranych, a w szczególności do przebywających między nimi dwóch kobiet - Pozwólcie, że się przedstawię, jam jest Zanros Falconsflight zwany "Świętym", "Oddanym Sługą", i "Cichym Sędzią", Paladyn Tyra, gotowy poprowadzić was do zwycięstwa nad zastępami nieumarłych, by (moja)nasza chwała jeszcze bardziej urosła w sile, i by opiewano nas w całym Faerunie w pieśniach i balladach!... panie pozwolą, miło mi bardzo, rączki całuję...

Szczególnie polubił go Mnich.

- Czaaaaaaaaaart!! - Ryknął "Święty" na widok Acaleema, dobywając swego miecza. Na szczęście (trudno powiedzieć dla kogo) wszystko szybko wyjaśniono. Mimo jednak tego, Zanros nie miał zamiaru przebywać w odległości bliższej niż dwa metry od Acaleema.

Ech.



~



Następnego dnia w końcu ruszyli.

Kilometr za kilometrem, godzina za godziną, konno ku przeznaczeniu. Pogoda dopisywała, słońce świeciło, wiał miły wiaterek, a humory były wyjątkowe. Czysto epicka wyprawa, wszak nie będzie inaczej, pokonają umarlaki we własnej siedzibie, wytną je w pień i położą kres ich okrucieństwu, a następnie w glorii i chwale oddadzą się innym, mniej lub bardziej podobnym przygodom. A może i nieźle się obłowią w ich siedzibie, wszak taka twierdza pełna drogocennych rzeczy, można by na dłużej odpocząć od wojaczki i nastawiania karku?.

Im jednak bliżej "Żelaznego Kła", tym bardziej poważnieli.

Wkrótce już całkowicie ucichły wszelkie rozmowy.

Twierdza prezentowała się tak, jak sobie ją wyobrażali. Surowa budowla wychodząca prosto ze skał, bez jakichkolwiek okien, bez blank, bez... niczego. Wydawało się, że do środka nie sposób wejść bez użycia jakiejś plugawej magii, znanej tylko cholernym mieszkańcom owego miejsca.

Czy było już dokładnie południe, czy Zora dotrzyma słowa, i im pomoże, mimo całego dnia spóźnienia?.





Po cichym, przeprowadzonym przez Acaleema i Gween zwiadzie, odkryto na szczęście upragnione, tylne wejście. Odesłano więc konie, by hasały sobie po okolicy samopas, wszak nie wiadomo jak długo będą tam przebywać, a głupotą byłoby je gdzieś przywiązywać, gdyby zostały zaatakowane przez jakiegoś drapieżnika, nie miałyby zbyt wielu szans. Z drugiej zaś strony... mogli ich już "później" nie potrzebować.

Nie było się co łudzić, parę osób rozważało możliwość zejścia z tego świata.

Wszystkich już wyraźnie zżerały nerwy, Zoe przygryzała bowiem wargę, Qvross zaś... trzeszczał. Kapłan trząsł się nieco, przez co dawała się we znaki noszona przez niego zbroja. Jak na razie pozostawali jednak niezauważeni. Czając się w pobliżu solidnych, żelaznych drzwi, spoglądali w napięciu po sobie. Drzwi najprawdopodobniej wcześniej były ukryte magią, inaczej mógł zauważyć je bowiem każdy głupiec szwendający się w pobliżu. Tu jednak chyba nikt się nie szwendał, nic nie ćwierkało, ani nie zapuszczały się żadne zwierzęta, nawet nie szumiały drzewa. Panowała bowiem niemal absolutna cisza, naruszana jedynie słabymi odgłosami wodospadów z drugiej strony twierdzy.

Gween przeszły wyraźne dreszcze.

W końcu duże drzwi, wyglądające jak wejście do samego piekła, skrzypnęły.


Pojawiła się w nich jakaś postać, pozostając jednak w cieniu wnętrza twierdzy, i wyraźnie unikając mocno świecącego słońca. To chyba była Zora. Po chwili zaś zniknęła, lecz drzwi pozostały otwarte. Yon poczuł zaś wyjątkowo nieprzyjemne uczucie w mostku, trwające jednak tylko drobną chwilę.

Ruszyli więc niepewnie przed siebie, wchodząc do siedziby wampirów z dłońmi mocno ściskającymi oręż, i mrużąc oczy.W środku znajdowały się jedynie nagie, popękane ściany, oraz prymitywne schody, prowadzące gdzieś w górę. Panował również spory półmrok, nie było to jednak zbyt duże utrudnienie dla oczu...



- Więcej dla was zrobić nie mogę - Rozległ się znajomy szept, dochodzący gdzieś z góry, Zory nigdzie jednak nie było widać.

I nie odpowiedziała już ani słowem.

Wkrótce wkroczyli do niezwykle obszernego, dosyć porządnie zaciemnionego holu. Wychodziło na to, że w całej twierdzy brakowało okien, a lampy i świece, które znajdowały się na ścianach, miały tu bardziej dekoracyjne zadanie, niż pełnienie swoich prawowitych funkcji. Wszak wampiry widziały doskonale i w zupełnym mroku. Pojawił się więc pierwszy schodek całej wyprawy, przyjście bowiem do ich siedziby w środku dnia w sumie nie dawało chyba aż tak wiele jak się spodziewali...


Dróg do wyboru były aż cztery. Korytarzem w prawo lub lewo, szerokimi schodami do góry, lub prosto przed siebie, ku śpiącym tam gdzieś nieumarłym w swoich trumnach.



















***

Komentarze jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 20-12-2010 o 22:56.
Buka jest offline  
Stary 28-12-2010, 15:36   #303
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Post napisany przy współudziale Gettora

Yon czuł się niczym pełnosprawny inaczej.
Teoretycznie kuracja w wykonaniu Zoe postawiła go nogi. Niby wróciły mu wszystkie siły, zarówno fizyczne, jak i psychiczne, to jednak stale nie czuł się w pełni sobą i zdecydowanie wolałby siedzieć spokojnie w fotelu i regenerować siły w spsób bierny, niż zmuszać umysł do zastanawiania się nad problemami walki z wampirami.
Skoro jednak sam paladyn Tempusa zaszczycił go swą własną osobą...
Spotkania z jakimkolwiek paladynem Yon nie poczuwał sobie ani za zaszczyt, ani też za przyjemność, ale - jak powiadają - gość w dom...
- Siadaj - wskazał nowo przybyłemu krzesło. - Cóż cię sprowadza? - spytał.
Może powinien był poczekać, aż gość sam wyłuszczy, z czym przybywa, ale wolał mieć gościa z głowy jak najszybciej.
- Poczęstuj się. - Yon wskazał na stół, na którym leżało kilka kawałków chleba, ser, jakaś wędlina. Stał tam też dzbanek z winem i trzy kubki.
- Dobrze się już czujesz? - spytał wprost paladyn siadając. - Co się tam właściwie stało, pamiętasz cokolwiek?
Yon skrzywił się.
- Niewiele. I mam nadzieję, że sobie nie przypomnę więcej - odparł po chwili. - Jak obudziłem, byłem w towarzystwie Yalcyn. Wampirzyca, z którą mamy na pieńku od ładnych paru miesięcy. Ostatnie co pamiętam to to, ze złamałem jej nos. Chyba się wkurzyła...
- No tak... Z tego co słyszałem, mamy jak wejść do tej twierdzy. Ale co dalej, jaki macie plan działania kiedy będziemy już w środku? Porozglądać się i mieć nadzieję, że lesze nie zaczną na nas skakać ze wszystkich stron?
- Jeśli zjawimy się tam w środku dnia, to może nie będzie tak źle - powiedział Yon. Przegryzł kawałek chleba kawałkiem sera. - Nie wiem, czy spędzają dni w trumnach, czy też mają inne legowiska... Zaskoczone w pierwszej chwili nie powinny być zbyt groźne. Szkoda, że nie możemy ze sobą zabrać światła słonecznego, ale ogień się przyda. Oliwa być może. A w ogóle to proponowałbym zacząć od podziemi. Walczyłeś kiedyś z wampirami?
- Nigdy. - przyznał Ronir. - Dotąd zajmowałem się niemal wyłącznie heretykami. W życiu widziałem może ze dwa ghoule i ghasta. Co zaś do tego światła słonecznego... słyszałem o mieczach zakonników Kelemvora, które potrafią rozbłysnąć nagle słonecznym blaskiem zabójczym dla kogoś takiego jak wampiry. No ale niestety my z zakonu Tempusa nie specjalizujemy się w tępieniu nieumarłych, mogliście wybrać lepszy kler. - uśmiechnął się złośliwie. - Swoją drogą, jakie masz możliwości bojowe Yonie? Oprócz rzecz jasna "mięsa armatniego", co zaprezentowałeś nam już dzisiejszego ranka.
- A oliwa będzie zbędna. - dodał po chwili. - Mam ze sobą kilka słonecznych pręcików. Zapala się je znacznie szybciej niż pochodnie i dają dwukrotnie więcej światła.
- Nie myślałem o pochodniach - Yon zignorował ton i słowa Ronira. I nie zdradził, że jego opinia o paladynie obniżyła się o kilka punktów. - Wampiry bardzo ładnie się palą, a dobrze użyta oliwa nieźle im w tym pomaga.
- O ile nie będzie to srebrny ogień, to zadziała dokładnie tak samo jak mój miecz. - syknął Ronir. - A oliwą jeszcze mógłbyś sam się podpalić przez przypadek.
- Jak ktoś nie potrafi używać, to niech nie używa - odparł spokojnie Yon. - A ty skąd wiesz, skoroś ni razu z wampirami nie walczył?
- Ale słyszałem o nich od "starszych" kolegów. Stąd wiem, że tylko srebro i słoneczne światło na nie skutecznie działa. Pod znakiem zapytaniem są osikowe kołki, zaś czosnek jest największą bzdurą pod tym względem.
- Nie zamierzam obwieszać się czosnkiem - odparł Yon. - A z tego co pamiętam, płonący wampir jest nieco wytrącony z równowagi. Kołki w akcji też widziałem. Cios w serce i wampir zamienia się w pył.
- Rób jak uważasz. - paladyn machnął ręką. - Zobaczymy na miejscu na ile twoja metoda będzie skuteczna.
- Bez wątpienia przekonamy się, czy twój miecz jest tak samo skuteczny, jak płomienie.
Ronir wzruszył tylko ramionami, po czym zabrał się za ser i wędliny z chlebem.
- Zaczniemy wycieczkę od dołu, czy od góry? - spytał Yon.
- Pewnie lepiej by było od góry. - stwierdził paladyn po chwili namysłu. - Chociaż w gruncie rzeczy to raczej zgadywanka. Gdybym był wampirem to bym pomyślał, że ci którzy mnie ścigają zaczną od dołu, dlatego zaszyłbym się na górze.
- Zdecydowanie nas za mało, by się rozdzielać - powiedział Yon. - Jeśli zaczniemy od parteru, to do podziemi będzie bliżej.
- Pewnie masz rację. Jak już mówiłem, to zgadywanka, więc kryterium "gdzie jest bliżej" jest równie dobre jak każde inne. Jednak wciąż nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Ja mam swój miecz, Acaleem swoje pięści, a ty...?
- A ty sobie kpisz ze mnie, czy o drogę pytasz? - spytał Yon, z zainteresowaniem spoglądając na Ronira i zastanawiając się, czy ten jest ślepy, czy tylko myśleć nie umie. - Chyba widziałeś, jak jestem uzbrojony. Sądzisz, że noszę to dla ozdoby? Maskuję się? Zapewniam cię, że nie.
- Bardowie noszą lutnię, ale czy to znaczy że tłuką nią po łbach? Albo słyszałeś kiedyś o czymś takim jak broń ozdobna? Najwyraźniej nie, skoro tak się oburzasz - westchnął. - To będzie ciężka współpraca...
Kiep. To jedyne co przyszło Yonowi do głowy.
- Widziałeś w życiu wiele osób, które wykorzystywały rapier zamiast laseczki, albo kuszę w charakterze instrumentu? I chyba nie przyjrzałeś się ani jednemu, ani drugiemu, skoro uważasz, że służą do ozdoby.
- Nie przyglądam się czemuś co nie jest moje. To by było co najmniej nieuprzejme. Wolałem spytać.
- Serio? - zdziwił się Yon. - Nie do wiary. Nigdy bym nie sądził, że ktoś może się przejmować czymś takim... Wszak czymś innym jest rzucenie okiem, a czymś innym nachalne wygapianie się. No ale każdy postępuje tak, jak uważa za słuszne.
- A jednak zdaża się i coś takiego - stwierdził spokojnie Ronir. - Rozumiem, że ktoś twojego pokroju nigdy o tym nie słyszał, ale to się nazywa “dobre wychowanie”.
- To się nazywa głupota, dobry człowieku - odparł Yon. - Ale skoro, jak wspomniałem, nie odróżniasz chamskiego wygapiania się od zwykłego rzucenia okiem, to nie mamy o czym rozmawiać. Ciekaw tylko jestem, jak sobie radzisz chodząc z zamkniętymi oczami. A tak na marginesie... Używanie słów “ktoś twego pokroju” świadczy o braku dobrego wychowania. Ale nie przejmuj się, może kiedyś się poprawisz, nabierzesz ogłady.
- Ta dyskusja nie ma dalszego sensu. - paladyn wstał od stołu. - Chyba, że chcesz abyśmy skoczyli sobie do gardeł, na co wskazują pewne... rzeczy. Z tego powodu, do widzenia. Do jutra, tak ściślej.
- Do jutra - odparł Yon. Dopilnował, by za paladynem zamknęły się drzwi.
Chyba nie miał szczęścia do przedstawicieli tej szlachetnej profesji. Jedynym prawdę mówiąc, chwalebnym wyjątkiem, była Mara. Ale ona odeszła...

Przezwyciężając niechęć do ruszenia się z miejsca Yon wstał ze stołka. Trzeba było zrobić kilka drobnych zakupów. Ogień alchemiczny, trochę kwasu i inne takie tam drobiazgi.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-12-2010, 22:10   #304
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Nieczęsto widywało się, jak kogoś leczą z wampirzego ukąszenia. Wyglądało to co najmniej niezwykle... Jakby Zoe tchnęła w Yona nowym życiem. Nie przywróciła to stare, którym tętnił jeszcze poprzedniego dnia, ale... nowe.

Jednak to był zmarnowany dzień, który powinni byli spędzić na dotarciu do Twierdzy zamiast bezczynnemu siedzeniu.
Cholera by to wszystko wzięła...
Później odwiedził Yona chcąc go pokrzepić duchowo, porozmawiać i może omówić kilka spraw. Spodziewał się nieśmiałości, niechęci do rozmowy, może lekkiego strachu przed wspomnieniem tego co się stało...
Ale wrogość? Tego Ronir nie przewidział. Było to tak niespodziewane, że aż... odwzajemnione.

W rezultacie zakończyli rozmowę we wzajemnej antypatii ustaliwszy... że Yon będzie używał oliwy i że zaczną zwiedzanie Twierdzy od góry. Czyli tyle co nic.

Na przybycie "Świętego" zareagował sceptycznie, zwłaszcza po tym jak próbował zaatakować mnicha. Kiedy ktoś się go zapytał czy Ronir popiera zabranie go ze sobą, paladyn stanowczo zaprzeczył.
- To idiota jakiś, który tylko wygląda jak Zanros. Na Acaleema zareagował wielkim wrzaskiem i wyciągnięciem broni. W Twierdzy prędzej zabije siebie i nas, niż w czymkolwiek pomoże.

Następnego dnia wyruszyli w towarzystwie nerwowych nastrojów i strachu który rósł w miarę zbliżania się do Twierdzy.
Któż by się nie bał? Chyba tylko chory psychicznie.
Mieli przecież zmierzyć się z jednymi z gorszych nieumarłych, jacy chodzili po tym świecie. W słowniku Ronira od leszych gorsze były tylko lisze, niektórzy z mieszkańców Planu Cienia, oraz oczywiście Drakolicz...

No dobra, lista nie była aż tak krótka. Ale mogłaby być dłuższa.
O dziwo zanim się zorientował już dostrzegali Twierdzę na horyzoncie, już stali w jej progu, już byli w środku...
STOP! To wszystko działo się za szybko jak na spotkanie z potencjalną śmiercią.

Ronir otrząsnął się z zamyślenia.
- A więc gdzie idziemy? - paladyn spytał Yona szeptem, wyciągając przy okazji broń. - Na górę, jak wczoraj ustaliliśmy?
- Na górę - Yon skinął głową. W dłoni trzymał rapier, a drugiej butelkę z ogniem alchemicznym. - W dół się szybciej biegnie. W razie czego. Poza tym pod górę się trudniej atakuje.
Ronir skinął głową.
- Cholera, trochę tu za ciemno... ale zapalanie jakiegoś światła mogłoby zwrócić uwagę gospodarzy. - spojrzał pytająco znów na Yona wyciągając jeden ze swoich słonecznych pręcików.
- Jeśli nie widzisz w ciemności, to lepiej zaryzykować alarm, niż wpakowanie się w jakiegoś wampira.
Ronir skinął głową, po czym zapalił pręcik. Przypomniał sobie także o pewnym magicznym amulecie, który posiadał, a który mógł się sprawdzić w miejscu w którym aktualnie byli.
Nazywano go "skarabeuszem golemów", a służył do informowania o obecności tych drugich, jak również wielce uskuteczniał walkę z nimi.

Co prawda w najbliższej okolicy żadnego nie było, o czym amulet właśnie powiedział paladynowi, jednak ten zamierzał go używać co kilkanaście metrów by się upewnić że w dalszej wędrówce żadne konstrukty ich nie zaskoczą.

Gorzej z wampirami, niestety.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 28-12-2010 o 22:25.
Gettor jest offline  
Stary 01-01-2011, 13:00   #305
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Zoe spakowała swoje rzeczy, rozejrzała się po pokoju i widząc, ze nic nie zostawiła wyszła na korytarz. Zdecydowali się na zmianę karczmy, ale czy to coś pomoże, zeszła na dół zastanawiając się nad tym. Wampiry dopadły Yona w tej karczmie, to co za różnica, gdzie spędzą kolejną noc? Nie dyskutowała jednak z innymi, nie przekonywała, gdyż znalazła dla siebie własny cel w tych przenosinach. W nowej karczmie poczekała aż Acaleem wybierze pokój wraz z Gween, a potem sama wybrała jak najdalej znajdujący się od ich pokoju. Miała nadzieję, że tej nocy się wyśpi, że nie będzie nasłuchiwać odgłosów dobiegających z pokoju obok. I wszystko szło po jej myśli dopóki nie spotkała na korytarzu idąc coś zjeść diablęcia. Jak zwykle zanim się obejrzała, już ją obejmował jego ogon, już stał obok niej już z niewinną miną przepraszał za jego poczynania. Tylko tym razem skończyło się to inaczej, dojrzała za jego plecami ruch i zanim cokolwiek zdążyła zrobić, diable z wielkim hukiem uderzyło o jedne z wielu drzwi znajdujących się w korytarzy. Czuła narastający ból w głowę, miała wrażenie, że jeszcze jedna sekunda a głowa jej się rozpadnie na tysiące kawałków, że z jej mózgu nie zostanie nic. Czuła stróżkę krwi płynącą z nosa, próbowała coś powiedzieć, ale z gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. I znów zanim się obejrzała, wszystko się skończyło, pozostał tylko dźwięk zatrzaskujących się za Gween drzwi i pamięć jej załzawionych oczu. Kapłanka uniosła dłoń do góry i starła jej wierzchem spływająca stróżkę krwi. Podeszła do Acaleema i widząc, że nic mu się nie stało bez słowa odwróciła się i wróciła do swojego pokoju.

Podeszła do miski, nalała do niej wody z dzbanka i patrząc w lustro opłukała z twarzy krew. Odechciało się jej już jedzeni, odechciało się właściwie wszystkiego, czuła... sama nie wiedziała co czuła. Podeszła do łóżka, zdjęła buty i nie fatygując się rozbieraniem rzuciła się na nie. Przewracała niespokojnie dopóki nie zapadła w sen. Schodząc rankiem do głównej sali zajęła miejsce jak najdalej od diablęcia i Gween. Siedziała zastanawiając się czy coś zjeść czy nie kiedy okrzyk “Czaaaaaaaaaart!!” sprawił , że podniosła głowę aby ujrzeć nowo przybyłego, który atakował diable mieczem. Kiedy sytuacja została już opanowała spoglądała na “Świętego” sceptycznie, jednak nie oponowała nad pomysłem, aby zabrać go ze sobą do walki z wampirami. “W sumie będzie więcej osób, może będzie łatwiej poradzić sobie ze złem tam zamieszkującym”, przemknęło jej przez myśl. Ze sceptyzmem podchodziła do paplaniny mężczyzny i jego przechwałek.

Nadszedł czas, że wyruszyli wreszcie w drogę, ku swojemu przeznaczeniu. Kiedy dotarli na miejsce i puścili luzem konie kapłance przez myśl przeleciało pytanie: “Kto z nas wróci? Komu będą one potrzebne?” i wzrokiem zaczęła przesuwać po twarzach współtowarzyszy. Czuła niemiłe mrowienie w karku kiedy wraz z innymi wolnym krokiem weszła do wampirzej siedziby. "Czy byli gotowi na to co tam zastaną?... No cóż... czas pokaże...", przemknęło jej jeszcze przez myśl.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 05-01-2011, 14:29   #306
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To w jakich kierunkach rozwijała się ta cała sytuacja, bardzo się mnichowi nie podobało. Wierzył, że Zora chce powrócić do normalności, ale wiedział też że jest marionetką w rękach Yilcyn? Yulcyn? Yalcyn czy jak tam ją zwali.
Co gorsza wampirzyca Y wiedziała, zapewne o ich wyprawie. Jeśli nie od Zory, to zapewne znalazła inny sposób by się dowiedzieć. Ba, nawet nie musiała się dowiedzieć. Łatwo się było domyślić. A to oznaczało jedno, leźli w pułapkę.
No cóż... nikt nie powiedział, że będzie łatwo prawda?

Nadmiar alkoholu, nadmierna bliskość Zoe, ogon wędrujący po jej ciele. Zabawne prawda?
Ciągle napotykał takie kobiety. Kobiety które lubiły jego dotyk. Które lubiły samego Acaleema. Po pijaku nie był tak czujny, zwłaszcza, że bliskość elfiej kapłanki upijała niczym wino. Silne uderzenie w plecy przypomniało mu o istnieniu tej drugiej.

Zazdrość... czasami Acaleem odczuwał to uczucie. Zazdrościł innym normalnego wyglądu i urody. Ale nigdy nie sądził, że ktoś może być zazdrosny o niego. Przecież nie był ważny dla nikogo. Mylił się.

Rozpoczęła się gonitwa, ale nie uliczkami miasta. A dachami. Dwójka mnichów w powietrznym pokazie akrobacji przemierzała miasto.

Dogonienie Gween nie było łatwe. Zwinna i szybka dziewczyna przeskakiwała z dachu na dach niczym łania. Ale mnich też nie był nowicjuszem w skakaniu po dachach. A rozpaczająca dziewczyna, cóż... biegła na oślep. I mnichowi udało przeciąć jej drogę i złapać Błazenkę w swe ramiona. Zacisnął mocno ręce nie pozwalając jej uciec. Po czym.- Przepraszam.
Westchnął głośno i kontynuował.- Przepraszam, za wszystko. Choć nie stało się nic poważnego. Naprawdę. Zoe dopilnowała, a ja...
Mężczyźnie odpowiedział jedynie cichy warkot. Mocno wkurzona Gween nie była jeszcze do końca sobą, co wiązało się ze sporym ryzykiem, które jednak Acaalem postanowił na siebie ewentualnie wziąć...
Mnich osunął się na kolana, nadal obejmując ją rękami i mówił spokojnym głosem.- A ja jestem słaby Gween. Nie bardzo wiem jak to jest być w związku. Właściwie może za lekko traktowałem to co było między nami. Zraniłem cię, choć obiecałem że nie pozwolę na to nikomu. Jest mi wstyd i... w ogóle.
Mnich, obejmując "Błazenkę" w pozycji klęczącej, przytulał się do jej brzuszka, pełen nadziei na bezkrwawe rozwinięcie sytuacji. Gdy poczuł jednak jej nienaturalne pazury dłoni, pojawiające się na jego twarzy, przełknął ślinę.
-Nie wiń Zoe. Dopilnowała by nasze relacje utknęły na przyjaźni. To ja po pijaku i...-Acaleem westchnął idąc w zaparte.- ...mam słabość do kobiet. I nie umiem. Nie wiem jak z wami postępować. Nie wiem jak być dobrym...- właściwie nie wiedział kim jest dla dziewczyny. Przytulił Błazenkę mocniej do siebie.- Echhhh...zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. I zrozumiem jeśli wyrzucisz mnie za drzwi. Należy mi się.
Pazurzaste dłonie, zamiast rozorać jemu gardło, z policzków powędrowały jednak na czubek jego głowy. Gween trzymała po prostu dłonie na głowie Mnicha, słuchając co ma do powiedzenia, a jej cichy, chrapliwy oddech jakby się uspokajał....
-Cokolwiek... postanowisz. Wiedz jedno. Nie mogę cię opuścić. Jesteś pod moją opieką i nadal zamierzam cię chronić. Wiem, to może być i męczące dla ciebie brzemię. Ale obiecałem, że się tobą zajmę i...-Acaleem zamyślił się.-I cóż... Postaram się wyciągnąć wnioski z tej lekcji i trzymać się z Zoe i z innymi kobietami na przyjacielskiej stopie.
Odpowiedzią było słabe pogładzenie po rogatej głowie, a w końcu delikatne dłonie drobnej kobietki objęły głowę Acaleema, tuląc ją do jej podbrzusza. Wybaczyła mu w końcu jednak, i uspokoiła się, minimalnie drżąc na ciele, oddychając jednak już spokojnie.
-I nie będą się mnie trzymać głupie pomysły. Jak ty, ja i Zoe w jednym łóżku.- zażartował mnich chichocząc i nadal trzymając Błazenkę.- Wiem, wiem... nie powinienem.
Dostał lekkiego kopa kolanem w klatę, w końcu jednak wstał, i spojrzeli sobie prosto w oczy, a następnie mocno do siebie przytulili. Gween uśmiechnęła się do Diablęcia, po czym delikatnie ucałowała jego usta. Upiekło się więc rogaczowi...
-W razie czego to prostu wytargaj mnie za ucho.- szepnął cicho Acaleem do dziewczyny.-Po pijaku głupie mi pomysły przychodzą do głowy. Ale tylko pomysły, więc nie masz się co martwić. Trochę mnie popilnujesz...to wiesz, z czasem... będzie ze mnie materiał na męża. Co ty na to? I na ślub w jakiejś kapliczce?

I brak odpowiedzi. I kto tu zrozumie kobiety? Na pewno nie Acaleem.

Ale mu przebaczyła. Zasnęli razem. W jednym łóżku. Dwa przytulone ciała.
A rankiem pełen dobrych chęci mnich próbował odkręcić to co wczoraj się zakręciło.
I namotał jeszcze bardziej, nie zdając sobie z tego sprawy.

Pukanie do drzwi wyrwało Zoe ze snu. I słowa mnicha.- Mogę wejść?
Był ranek. Ranek po wczorajszej niefortunnej nocy, zakończonej... cóż... bólem głowy i dramatycznymi wydarzeniami, których kapłanka była współuczestniczką.
W pierwszym momencie kapłanka chciała udać, że nie ma jej w pokoju, ale doszła do wniosku że to dziecinne zachowanie i otwierając drzwi spytała : - Tak?
Mnich wszedł i spuścił głowę. A jego ogon, zwykle żywotny, teraz zwisał smętnie.-Chciałem prosić o wybaczenie i przeprosić za wczoraj i za zachowanie Gween też. To w sumie moja wina.
Zoe niespokojnie wyjrzała na korytarz i odwracając się w kierunku diablęcia odparła : - Jak Twoja wina? Choć w sumie chyba masz rację. I tak naprawdę się jej nie dziwię, że tak zareagowała widząc jak mnie obcałowywujesz na tym korytarzu. Wyjaśniłeś sobie chociaż z nią co i jak? Czy lepiej abym jej schodziła z oczu, bo znów mi trochę krwi popuści?
-Już żeśmy sobie wszystko wyjaśnili, prawie. Postaram się nie lepić tak do ciebie.- odparł zawadiacko mnich i dodał lekko się uśmiechając.- I wszystko będzie dobrze.
- Jak prawie? - spytała Zoe podejrzliwie spoglądając na diable. - Gdzie dziś spałeś?
-W łóżku, z Gween.- wzruszył ramionami mnich, pocierając czoło.- Ech... między mną a nią, zawsze było skomplikowanie. Nie mam szczęścia do normalnych związków, najpierw była Morgan, potem Gween, Thila, teraz ty. Żaden z nich nie był... zwykły.
Zoe spojrzała na mnicha spod oka i spytała - Jak ja? Jaki związek? Przecież jesteś z Gween... Czy ty chcesz abym następnym razem oberwała jeszcze bardziej?
Acaleem pogłaskał elfkę po głowie dodając.- No właśnie. Żadnego związku. Jeno przyjaźń?
- Pod warunkiem że ta twoja piekielnica nie będzie mnie lać za każdym razem jak nas zobaczy obok siebie. A ty będziesz trzymał swój ogon i resztę kończyn w odpowiedniej odległości ode mnie - rzekła kapłanka zakładając rękę na rękę.
-Obiecuję i … nie wiń jej. To nie do końca... tak.- Acaleem usiadł na łóżku.- To skomplikowane. Ale to co ci zrobiła, nie było jej winą... w niej jest druga Gween, paskudniejsza i mroczna. I czasem wyłazi. A ja pilnuję by nie wyszła za bardzo.
- To pilnuj, pilnuj i daj znać jakby co kiedy najlepiej wiać z poza jej zasięgu. - rzekła Zoe pocierając kciukiem grzbiet nosa.
- Wiesz... jak się na mnie gniewasz. Masz do tego prawo. A co do Gween. To sekret, który zatrzymaj dla siebie, dobrze?- spytał mnich elfkę.
- Dobrze, nie ma się czym w sumie chwalić. Przyłapała mnie na korytarzu, jak jej facet mnie obmacywał i się zezłościła. O czym tu rozpowiadać? - rzekła kapłanka kierując się w stronę swojego bagażu.
-Cieszę się i...- mnich wstał. Chyba miał zamiar ją przytulić, ale zrezygnował. Spojrzał na drzwi i idąc do nich rzekł.-Dziękuję.
- Nie ma za co. - mruknęła Zoe zerkając na niego przez ramię - A nie zezłości się widząc przez przypadek jak wychodzisz z mojego pokoju?
-Nie sądzę.- odparł Acaleem, wzruszył ramionami.- W końcu co można zrobić, przez kilka minut?
Słysząc takie pytanie Zoe sama nie wiedząc kiedy przysunęła się do diablęcia objęła jego twarz swoimi dłońmi i przywarła do jego ust w namiętnym pocałunku. Po czym zrobiła krok do tyłu i rzekła: - Chociażby to...
Ogon uderzył nerwowo parę razy o podłogę, gdy go pocałowała. Acaleem zdrętwiał i spojrzał w bok, stając się bardzo czerwony na twarzy. Po czym wybąkał cicho.- Ale nic takiego nie zajdzie, przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, prawda?
- Ty to wiesz, ja to wiem, ale czy ona w to uwierzy? - dopytywała się kapłanka.
-Uwierzy.- uśmiechnął się mnich i potarł tył głowy.-Jestem kiepskim kłamcą.
- Czyli jak teraz wyjdziesz i ją spotkasz to powiesz, że jesteśmy przyjaciółmi i nic się nie stało? - dopytywała się z uwagą obserwując jego twarz.
-A co się stało? Porozmawialiśmy i nic się między nami nie zmieniło? Prawda?- odparł Acaleem, nerwowo wiercąc ogonem na boki. Westchnął.- Ja was nie rozumiem, ani ciebie, ani jej.
-Masz rację... nic się nie stało... -rzekła Zoe przesuwając opuszkiem po jego ustach. - Jak nie rozumiesz? Czego nie rozumiesz? We mnie, bo w niej to chyba nie będę umiała ci pomóc w rozumieniu
-W kobietach ogólnie. Nie musiałaś całować. Mogłaś powiedzieć, że mogliśmy się całować podczas tej rozmowy.- bąkał mnich nerwowo, a jego ogon przesuwał się po łydce Zoe, gdy ta muskała palcem jego wargi.
Elfka roześmiała się i odparła - Ale czy byłoby to równie miłe? Potraktuj to jako pocałunek na przypieczętowanie naszej przyjaźni.
-Przyjacielski pocałunek tak nie wy...-mruknął mnich, ale uznał, że lepiej zakończyć temat. iI cofnął się. A ogon dotąd pieszczący udo kapłanki, przestał się o nią ocierać. Obecnie muskał czubkiem jedynie jej udo. Westchnął i rzekł.- Niech i tak będzie.
- Yhmmmm... a więc przyjaciele... - mruknęła dziewczyna łapiąc w dłonie koniuszek jego ogona i jak zwykle odruchowo go czochrając.
-Właśnie.- pokiwał szybko głową mnich. Westchnął spoglądając na elfkę. Podszedł do niej i pogłaskał ją po policzku.-W innych okolicznościach, byłoby coś więcej.
- Co ma być... to będzie... -odparła mu kapłanka patrząc w oczy.
-Wyjdę zanim...- odparł mnich spoglądając w oczy Zoe, niczym zahipnotyzowany.- Zanim zrobimy coś szalonego.
- Yhm... lepiej tak... - mruknęła dziewczyna przesuwając wzrokiem po jego twarzy.
Przyciągnął jej twarz do swojej i pocałował w usta drapieżnie, spragniony ich miękkości. Po czym odsunął twarz dodając z nieśmiałym uśmiechem.-To my czekamy na ciebie na dole.-
I ruszył do drzwi nie odwracając się, co by nie kusić losu, czubek jego ogona wyślizgiwał się powoli z jej dłoni. Zoe puściła ogon wolno choć wzbierała w niej chęć zaciśnięcia na nim palców i przyciągnięcia diablęcia z powrotem. “Co się odwlecze to nie uciecze... jak mawiała moja matka”, przemknęło jej przez myśl.

Pojawienie się „Świętego” Acaleem przywitał z wymuszonym uśmieszkiem. Kolejny nawiedzony świr i jego banda patałachów. Diablę nie bardzo im ufało, ale zawsze to więcej mięsa armatniego na wampiry. Skoro nie mogli liczyć na zaskoczenie, to w kupie siła.
Przestrzegł jedynie Yona, Rornira, oraz Zoe co by mieli owego herosa i jego przyjemniaczków na oku.
-Nigdy o nim nie słyszałem, a wampirzyca mogła nam podstawić swe zauroczone sługi. Czy coś w tym stylu. Za mało nas, byśmy odrzucali pomocną dłoń, ale... miejcie się na baczności także i przed nim. W razie czego nie wahajcie się zneutralizować zagrożenia.- rzekł do nich cichutko. Severa nie przestrzegł, bo wątpił by paladyn mu uwierzył. A nie był to dobry temat no kolejne swary.

Po drodze wyszło, że większość „bohaterów” marzy o chwale i złocie. Acaleem chętnie by im to odstąpił. Nie zależało mu ani jednym ani na drugim. Bardziej na życiu swoim, Błazenki, Zoe i reszty. Im więcej osób wyjdzie z tej walki żywymi, oraz zdrowymi na ciele i umyśle, tym mnich będzie bardziej zadowolony.

Przeszpiegi we dwoje . Dwa ciche zwinne sylwetki, Acaleema i Gween pomknęły w kierunku twierdzy, kryjąc się w cieniach drzew. To nie był dobry moment na zwracanie na siebie uwagi. Blisko, coraz bliżej zapomnianej mrocznej twierdzy.
Wypatrywanie wampirzej zasadzki okazało się zbędne. Zora otworzyła drzwi i dzielna drużynka zanurzyła się w czeluściach mroku. Mnich sprawdził czy główny jego oręż na wampiry, kołki, są pod ręką i ruszył do środka.

Twierdza była ogromna i mroczna. Kiepskie połączenie.
-Ustalmy priorytety. Najpierw uratować jak jej tam. Lunę. To raz. Zabić Yalcyn. To dwa. Zabić wampirzego demona. To trzy. Reszta pijawkowego tałatajstwa niech czeka na inną okazję. Chyba że się przypałętają. To wtedy ich pech.-powiedział wprost Acaleem. Wdarli się do twierdzy wampirów, ale nie byli zdobyczną armią. Jeśli zbyt długo tu będą przesiadywać, skończą jako przekąski.- Szukamy naszych celów, staramy się cicho zlokalizować wrogów pod drodze. I potem uciekamy z twierdzy jak najszybciej. Jeśli przynajmniej dwa z tych trzech priorytetów uda się zrealizować, będę zadowolony. Jeśli zdążymy się z tym uwinąć przed zmrokiem, będę szczęśliwy. Tak czy siak, mamy tyle godzin na wykonanie robótki ile zostało nam do zmierzchu. Bo gdy zapadną ciemności. Ma nas tu nie być, zrozumiano?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 16-01-2011, 17:03   #307
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Przepraszam za opóźnienie...

olno zaciskał palce na rękojeści miecza... rozmyślał. Po nocnym ataku na Yona nikt nie mógł się czuć bezpiecznie podczas snu. Był gotów w każdym momencie wyszarpnąć ostrze i wbić je w wampira któremu zamarzyła by się jego krew. Spał czujnie nasłuchując odgłosów zarówno z korytarza, dachu jak i sąsiednich pomieszczeń.

(***)

Paladyn kichnął i obudził się. W powietrzu wirowały kłębuszki kurzu, strąconego pewnie z belek stropowych przez zabłąkany wietrzyk. "Stary Bucior" nie był przesadnie czysty, mówiąc szczerze był nieco zapuszczony ale jednocześnie tani więc skusił podróżników na pojedynczy nocleg. Nie raz przecież nocowali przy trakcie "pod chmurką". W pokoju panował półmrok, kominek przygasł już dawno zaś inne źródło światła w izbie stanowiło małe okienko w murze niemal u szczytu dachu. Mimo to niezwykły wzrok jego rasy spisywał się lepiej niźli u większości "normalnych" ludzi. Krew niebios w jego wypadku niosła z sobą wyłącznie same zalety. Pospiesznie się ubrawszy wyszedł na ulicę zroszoną poranną mżawką morskiej bryzy niosącej z sobą orzeźwienie po śnie. Dopiero po chwili zorientował się że właściwie nie wie gdzie go nogi niosą. Miał jednak to przeczucie że powinien iść dalej. Instynkt, jak do tej pory, nigdy go nie zawiódł.

(***)

Niebo pokrywały kłębiaste chmury zaś na uliczkach miasteczka pojawiali się już pierwsi przechodnie. Nie niepokojony przez nikogo przemieszczał się po ulicach podziwiając solidne budynki. Wiedziony tym dziwnym przeczuciem parł przed siebie szczelnie okrywając się płaszczem przed chłodem. Czuł zapach dymu i smażonych oraz gotowanych potraw, toteż jego żołądek coraz bardziej uporczywie domagał się o swoją część tych smakołyków. W tych aromatach kryło się coś więcej - egzotyka, pokusa i nowość. Cóż - pomyślał powinien się tego spodziewać, przecież był tak daleko od domu...Owszem poznał kilka interesujących miejsc lecz z każdym nowym miejscem który zwiedził przekonywał się jak mało wie o świecie.
Jakaś dłoń chwyciła go za pas, błyskawicznie się odwrócił zaskoczony, niemal pewien że to złodziej natomiast naprzeciw niego stała zgarbiona i niemiłosiernie pomarszczona starucha szczerząca się do niego w uśmiechu, ukazującym bezzębne dziąsła i wyciągająca rękę w żebrzącym geście. Odziana była w łachmany.


- Dajśie wielmosny panie miesiaka... - Wysepleniła staruszka.
Sever szanował starszych ludzi. Uważał że cała siła narodu spoczywała w rozsądnych radach najstarszych członków społeczeństwa. Wiadomo, im kto starszy tym więcej widział i lepiej zna się na tym co mówi. Sięgając do sakiewki wydobył dziesięć złociszy po czym skrycie umieścił je w dłoni kobiety.
- Pomódl się za mnie, dobra kobieto, do wszystkich bogów jakich znasz, gdyż jestem zagubiony.
- Wielmosny... - W oczach staruszki pojawiły się łzy - Niechaj si bogofie fynagrosą wielmosny panie, niechaj si fynagrosą!.
- Oby - rzucił aasimar po czym ruszył z wolna przed siebie.

(***)

Jak się później okazało spacer obfitował w niespodziewane zdarzenia. Weteran wojen z niegodziwością - Sir Falconflight podążał ulicą zaledwie kilka kroków przed młodym paladynem. Poznał go zaś po herbie wymalowanym na tarczy, który to przedstawiał pikującego do ataku sokoła. Plotka głosiła że udało mu się zabić kilka orków gołymi rękami. Był to wyczyn który rozsławił go w środowisku rycerskim na całym kontynencie. Przyspieszając kroku by zrównać się z kolegą po fachu, zauważył że ten nie jest sam. Otaczali go zaprawieni w bojach zawadiacy od których promieniowała wręcz pewność siebie. Gdy już zrównali się w marszu młodzieniec postanowił skorzystać z pojawiającej się okazji.
- Panie, mogę prosić o rozmowę ?
- A któż o nią prosi? - Zanros spojrzał poważnym wzrokiem na Severa.
- Brat z pod znaku Tyra będący w potrzebie. - Mówiąc to wydobył swój medalion z pod płaszcza, po czym kontynuował. - Zejdźmy z ulicy do przytulniejszego miejsca i porozmawiajmy a wyłożę całą sprawę o która wymaga naszej uwagi.- Wciąż nie mógł uwierzyć że stoi przed nim słynny Falconfligt we własnej osobie...
Zanros, wraz ze swoją kompaniją zlustrował Severa z góry do dołu, po czym po chwili ciszy "Święty" przemówił, odsyłając gestem dłoni swoich ludzi na bok.
- Wyjaw więc "bracie" swoje imię, przy okazji wyjaśniania owej sprawy...
- Jestem Sever z Neverwinter. Wraz z grupą oddanych towarzyszy ścigamy pewne ugrupowanie wampirów które knują coś większego.- mówił zwięźle i rzeczowo jak na żołnierza przystało -Jest nas zbyt mało aby je samodzielnie wyplenić lecz jednocześnie udało nam się odkryć gdzie te kreatury mają swe leże. Zgodzisz się Panie wyruszyć z nami ? Dodam że zgodnie z naszymi informacjami wampirom przewodzi jakiś potężny demon. Musimy go zgładzić nim zacznie siać większe zło.
- Ha! - Ryknął Falconflight, po czym powtórzył - Ha!. Wampiry i Demony do jasnej ciasnej!. Dawno żadnych nie ukatrupiłem!. Opowiadaj więc szczegóły Severze...
- Pozwól Panie że szczegóły przedstawię już w drodze do karczmy w której kwaterują się moi towarzysze...

(***)

Po pełnej trudnej nocy wreszcie wyruszyli. Patrząc ludziom w oczy widział pełne wyczekiwania napięcie i determinację to mu wystarczyło, by uznał że nie zawahają się w trakcie bitwy. Sam drżąc z ekscytacji przed walką nie mógł się doczekać gdy będzie mógł zatopić ostrze w pomiotach nocy.
 

Ostatnio edytowane przez Grytek1 : 27-01-2011 o 12:58.
Grytek1 jest offline  
Stary 16-01-2011, 19:26   #308
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Myszkująca po twierdzy grupa, nie przebywała w niej zbyt długo, gdy pojawiły się pierwsze kłopoty. Chociaż określenie kłopoty, było zbyt delikatnym określeniem, w parę bowiem chwil zrobił się niezły burdel. Jednak po kolei.

Ruszyli schodami w górę, zgodnie z założeniem Yona i Ronira. Ludzie Zanrosa jako zwiad na przedzie, reszta luźno za nimi, a na końcu Acaleem i Gween. "Święty" wydawał się wyjątkowo uprzedzony do Diablęcia, oznajmił bowiem wszem i wobec, że rogaty i jego panienka mają trzymać się tyłów i mieć oczy szeroko otwarte, a jeśli Mnich spróbuje jakiś numerów... W normalnych warunkach Acaleem strzeliłby zadufanego Paladyna w pysk, w chwili jednak obecnej, z oczywistych względów, musiało to poczekać. Wspinali się więc, starając zachować względną ciszę, co jednak wielu osobom nie wychodziło, robili więc sporo niepotrzebnego hałasu dzwoniąc swym żelastwem.

Schody nie prowadziły bezpośrednio prosto w górę, w połowie drogi należało bowiem skręcić w prawo, i pokonywać kolejne stopnie, mając okazję podziwiać na każdym kroku przepych wystroju. Jedno trzeba było przyznać cholernym wampirom, wiedziały jak się urządzić. Wspaniałe trofea, obrazy, gobeliny i tym podobne, niczym w domostwie jakiegoś zamożnego szlachcica. W tym jednak przypadku, zdecydowanie za każdą oznaką bogactwa kryła się z pewnością przelana krew niewinnych.
Na szczycie schodów zwiad dał niemy znak, by się zatrzymać. Każdy więc kucnął, lub starał się stać jednym z poręczą, wypatrując, o co też chodzi. A chodziło konkretniej o dwie niby-dekoracyjne zbroje, stojące na wprost schodów na piętrze. Nauczeni już wcześniejszymi niespodziankami życia, ludzie Falconsflight'a wydawali się wyraźnie przewrażliwieni na wszelkie możliwe pułapki, co wywarło wrażenie na Yonie.

I niestety, mieli rację.

Ledwie jeden z nich, mierząc do kupy nieruchomego żelastwa z kuszy, zrobił dwa kroki na podłodze, draństwo drgnęło. Tuż za nim zaś, druga zbroja z chrzęstem ruszyła się z miejsca.




- Na boki - Syknął jeden z mężczyzn, ściskając mocniej swoją żelazną maczugę. Ożywiona zbroja zrobiła jednak coś, czego raczej nie spodziewał się nikt. Zbliżyła się do wiszącego na ścianie, niewielkiego gongu, po czym zaczęła w niego tłuc swym mieczem. Na schodach posypały się liczne przekleństwa. Nie było już w sumie sensu cackać się w zachowanie ciszy, utracono bowiem właśnie element zaskoczenia krwiopijców w ich trumienkach, czy w czymkolwiek oni tam sobie w trakcie dnia spali.

- Do boju!! - Ryknął Falconsflight, a jego krzyk poniósł się echem po korytarzach.

- "boju...boju...boju..."

No tak.

Dwie zbroje ruszyły na nieproszonych gości znajdujących się na schodach, a ludzie "Świętego" uskoczyli na boki, by je oflankować, reszta zaś miała zamiar jak najszybciej dołączyć do pozostałych, pokonując liczne stopnie.

Niestety, nie było im to dane.

Drewniane schody, wyglądające na kolejny przejaw przepychu, nagle głośno trzasnęły, po czym... przybrały wyjątkowo stromy kształt, przemieniając się na coś w kształt ślizgawki, wiodącej prosto do dużej zapadni, która pojawiła się nagle w połowie owych zdradzieckich schodów. W części grupy szturmującej siedzibę wampirów pojawiło się jeszcze więcej epitetów.

Paladyn Tharven, Zoe, oraz Mnich polecieli na łeb na szyję, zjeżdżając w nieładzie w nieznane. Acaleemowi udałoby się w sumie uniknąć takiego losu, gdyby nie Elfia Kapłanka, która zgarnęła go ze sobą po drodze. Na ten widok, stojąca tuż obok zapadni Gween, i znajdująca się zarówno poza jej działaniem, jak i poza schodami-ślizgawką, wzruszyła nagle ramionami, po czym... wskoczyła w dziurę za pozostałymi.

Yon miał z kolei tyle szczęścia, że zdążył uchwycić się poręczy, podobnie jak Ronir. Jamben, Kever, i sam "Święty" pokonali zaś już schody, a Kapłan Qvross stał w pobliżu miejsca, gdzie przed chwilą była jeszcze "Błazenka". Nie pozostało nic innego, jak jak najszybciej wspiąć się w górę, po czym związać walką ożywione zbroje. Zwłaszcza, że jedna z nich zraniła właśnie halabardą człowieka Falconsflight'a, a wystrzelone bełty zdawały się nie robić na nich żadnego wrażenia.

Na domiar złego, ledwie po paru chwilach tego sporego bigosu, gdzieś na dole twierdzy, coś potężnie ryknęło.




***



Spadając kilka (wyjątkowo długich jak dla lecącego) sekund w ciemnościach, Acaleem zdążył się obrócić wokół własnej osi, po czym dzięki swej Diabelskiej naturze, zdołał zauważyć zbliżającą się podłogę, i na niej bezpiecznie wylądować. Mnisi trening już nie raz uratował jego skórę przed bliższym poznaniem się z szybko zbliżającą podłogą, nie było jednak czasu nacieszyć się zwinnością, prosto bowiem na niego grzmotnęła Zoe, oraz ktoś jeszcze cięższy, oraz bardziej kanciasty (Tharven), efektem czego, trójka obolałych osób zaległa w ciemnościach.

Te nie stanowiły jednak problemu dla Acaleema. Zbierając sią więc z podłogi, czy też może wydostając spod pozostałych, zauważył, jak wyjątkowo miękko ląduje i przy nich Gween.

- Niech to wszystko szlag... - Wychrypiał Tharven.
- Uhhh... - Jęknęła Zoe, dodając własny komentarz do sytuacji.

Nie było jednak czasu na dalszy ciąg.

Złowieszczy, i wyjątkowo głośny zgrzyt w mrocznym pomieszczeniu nie wróżył z całą pewnością nic dobrego. Zatrzęsło, zaskrzypiało, po czym pojawił się już nieustający hałas, oraz mała nerwówka. W sumie nikt nic nie widział.




Poza Diablęciem, które dusząc pod nosem przekleństwo, zauważyło przyczynę stanu rzeczy. Jedna ze ścian, pokryta pordzewiałymi kolcami, zmierzała sobie powoli, choć nieuchronnie w ich stronę...

- Co się dzieje? - Krzyknął mocno już spanikowany Paladyn.

A Mnich zauważył coś jeszcze.












***

Komentarze "za chwilę"
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 24-01-2011, 22:05   #309
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
p1

asimar uważnie przyglądał się mijanym gobelinom i rzeźbom. Nie był wytrawnym znawcą sztuki lecz mimo to potrafił docenić kunszt artystów którzy wykonywali te przedmioty - były piękne, i zapewne drogie jak uznał w myślach młodzieniec. Pozwolił sobie na nieuwagę tylko dlatego że dookoła było aż nadto czujnych spojrzeń by nie musiał się lękać o bezpieczeństwo. Wampiry miały gust i musiały zgromadzić nielichą fortunę w cennych przedmiotach luksusowych. Zadziwiał go jedynie fakt, że nikt nie próbował się zorientować kto zasiedla zamczysko. Wampiry w sąsiedztwie zapewne zaniepokoiły by każdego rozsądnego suzerena. Musiał w duchu przyznać że z przedmiotów które zostały tu nagromadzone przez lata dało by się zaopatrzyć wiele domostw przeciętnych mieszczan, przyszło mu przez myśl że Yalcyn i jej wesoła gromadka wampirów musiały sobie wygodnie żyć tu przez całe miesiące i lata !

(***)

Przechodzili przez kolejne korytarze nie niepokojeni przez nikogo, zamek pogrążony był w śnie zapewne po nocnych łowach na okolicznych wsiach. Gdy wreszcie natknęli się na schody prowadzące na kolejne piętro coś tknęło młodego aasimara. Przecież jeśli wampiry więziły Lunę to trzymały ją w lochach a te zapewne znajdowały się w piwnicach...Młodzieniec kręcił się niespokojnie po bogato zdobionym holu nie wiedząc co czynić. Po chwili na szczycie schodów rozległa się bitewna wrzawa. Chcąc iść z odsieczą towarzyszom ruszył biegiem nie zważając na własne bezpieczeństwo ani na hałas jaki przy tym wydawał...Nim dotarł do celu usłyszał mechaniczny,suchy trzask po czym kilka kroków przed nim otwarła się czeluść która wydawała się nie mieć dna, zaś jednocześnie schody złożyły się przeistaczając się w śmiertelną pułapkę. Widział twarze tych którzy ześlizgnęli się wprost w nieznane. Nie mógł im pomóc. Miał szczęście lub bogowie mu sprzyjali że nie podzielił ich losu. Zamek mimo że wzięty z zaskoczenia nie był bezbronny. Nadzieja na szybki i łatwe zwycięstwo rozwiała się niczym dym niesiony wiatrem. Po chwili przejście zamknęło się, grzebiąc tych którym fortuna nie sprzyjała. Niesiony bitewną pasją paladyn ruszył biegiem po schodach lecz nim dotarł było po wszystkim. Klnąc w duchu postanowił odtąd trzymać się blisko czoła całego pochodu
 

Ostatnio edytowane przez Grytek1 : 27-01-2011 o 12:56.
Grytek1 jest offline  
Stary 20-02-2011, 13:08   #310
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Zoe pokonywała kolejne stopnie starając się robić to jak najciszej. Przed sobą w mroku widziała plecy idącego Tharvena, za sobą słyszała oddech Acaleema. I nagle w ułamku sekundy schody po których się wspinała... znikły? zapadły się? Nie miała czasu aby się nad tym zastanawiać. Czując jak leci w dół starała się czegoś uchwycić, na czymś zatrzymać. Tym czymś, a raczej tym kimś okazał się Acaleem. Mnich nieco zaskoczony, wpadającą na niego elfką otulił ją swym ciałem. Jednak zamiast zatrzymać się pociągnęła go za sobą i teraz już razem w zawrotnym tempie sunęli w dół.


Kończąc swoją szaleńczą “jazdę” Zoe grzmotnęła nie o ziemię ale o otaczającego ją ramionami Acaleema. Już miała odetchnąć pełną piersią z ulgi kiedy poczuła jak na jej plecach ląduje Tharven wyrywając jej z piersi ostatni oddech wraz z jękiem. I wgniatając ją swoim ciężarem jeszcze bardziej w diablę.
-Auuuu.- westchnął Acaleem, będąc “poduszką” dla Zoe (nie problem, pomijając zbroję elfka była wagi piórkowej) i dla Tharvena. Ten typek był już cięższy.- Czy ktoś wie co się stało?
- Chyba... chyba wleźliśmy na jakąś pułapkę? - wystękała Zoe starając się wygramolić spod paladyna i zleźć z Acaleema.
-Gween! Gdzie jest Gween ?!- spanikował nagle Acaleem.
- Szła z tobą... nie spadła z nami? - kapłanka starała się dojrzeć coś w otaczającej ich ciemności.
-Nie wiem....Chyba nie.-odparł mnich i... po chwili coś spadło. Acaleem obrócił spojrzenie i krzyknął niemal radośnie.-Gween!
Zoe w tym czasie odchyliła głowę do tyłu i wyjęczała - Tharven złaź ze mnie... ale to już! - sama oparła dłoń o pierś diablęcia próbując ponownie zepchnąć z siebie paladyna i stanąć na własnych nogach. Nagle ciężar na posiniaczonej Zoe zdecydowanie zelżał, mogła więc wstać bez większych problemów. Elfka pomyślała sobie, że Paladyn w końcu łaskawie z niej zszedł, tak naprawdę jednak Gween ściągnęła go z niej wyjątkowo sprawnie i lekko, zupełnie jakby jakieś 100 kilo nie było dla niej zbyt wielkim wyzwaniem. W ciemności wystawiła ząbki w groteskowym uśmiechu prosto do Acaleema, zupełnie jakby i ona...

Nagle pojawiło się jakieś podejrzane, głośne zgrzytanie, a następnie lekkie drżenie. Miarowy hałas gdzieś w ciemności już nie ustawał, budząc obawy przed nieznanym.
- Co się dzieje?! - Krzyknął mocno już spanikowany Paladyn.
-Nie chcecie wiedzieć.- odparł nerwowo mnich po czym zaczął popychać wszystkich w kierunku który zwiastował nadzieję. W kierunku drzwi. Popchając zarówno paladyna, jak i kobiety krzyczał nerwowo.- Tam są drzwi, wymacajcie drzwi, rozwalcie drzwi, szybko.
Zoe dopiero co stanęła na własnych nogach, a już mnich ją popychał. Chciała mu coś powiedzieć na temat szturchania, ale słysząc jego nerwowe słowa, bez ociągania się ruszyła pospiesznie w kierunku w którym ich popychał. “Musiał coś zobaczyć w tych ciemnościach co go zaniepokoiło”, przeleciało jej przez myśl.
Natrafiła na ciężkie drzwi, chłodną stal czuła pod palcami. Nie ona jedna, spanikowany najwyraźniej mnich popychał wszystkich w kierunku drzwi, jakby chciał od czegoś uciec. Drzwi były duże, żelazne... i chyba zamknięte. Kapłanka nerwowo zaczęła przesuwać dłonią po znajdujących się przed nią drzwiach. “Jak je otworzyć? I czemu szybko?”, zastanawiała się przesuwając centymetr po centymetrze palce po zimnym żelastwie, które było drzwiami.
Elfce nie było jednak po omacku natrafić na jakąkolwiek klamkę, czy też uchwyt wszelakiej maści, mogący otworzyć cholerne drzwi. Powód zaś był jeden - takiego tam nie było. Zoe jednak niestety, ale w ciemnościach nie widziała, mogła więc stresować się do woli...
- Jak mam niby coś rozwalić, czego do końca nie widzę?! - Wydarł się Tharven - No i jak mi ktoś stoi przed nosem??.
-Lepiej się pospieszcie.- panikował Acaleem.- Te kolce nie będą czekać, ani wysłuchiwać waszych wymówek.
Zoe poczuła uszczypnięcie w tyłek. Kapłanka w ostatniej chwili ugryzła się w język aby nie syknąć. Wzięła zamach ręką i z całej siły grzmotnęła łokciem pod żebra paladyna. Tym razem z jej ust wyrwał się jęk kiedy poczuła twardy metal pod nim. Przesunęła się w bok i syknęła:
- Proszę już Ci nie stoję pod nosem.... do dzieła rycerzu.

A dziwne zgrzyty w pomieszczeniu stawały się coraz bliższe...
Mnich zaś zaczął się upijać. Szybko wychylił butelkę wina i chwiejnym krokiem do kolców i ostrożnie chwyciwszy je...tak by się na nie nabić. Zaparł się stopami w podłogę i próbował je... jeśli nie zatrzymać, to przynajmniej spowolnić. Plan desperacki, ale... diablę nie miało innego w tej chwili. A siły wzmocnione alkoholem były jedyną jego przewagą w tej chwili.
Stojąc oparta plecami o ścianę Zoe starała się wypatrzeć w ciemności co jest przyczyną tego hałasu. Przypominając sobie co chwilę wcześniej mówił Acaleem spytała:
- Jakie kolce?- i nie czekając na odpowiedź zaczęła poganiać paladyna - Pośpiesz się! Wszak nic oprócz tych drzwi już ci nie stoi przed nosem!
-Długie, ostre i zbliżające się do drzwi, by zrobić z nas krwawą miazgę. Takie kolce.- odparł mnich, zapierając się stopami o podłogę w daremnych próbach zatrzymania pułapki.
Słysząc odpowiedź mnicha kapłanka ponownie zaczęła obmacywać, ale tym, razem ścianę wokół drzwi w poszukiwaniu czegoś co może jednak pomoże im je otworzyć.
Niestety, Zoe niczego nie znalazła... a osobną kwestią pozostawało, czy niczego tam naprawdę nie było, czy jedynie nie umiała odnaleźć poprzez panujące ciemności.
- To z drogi! - Odezwał się Paladyn, a następnie rozległo się dziwne stukanie. Jedynie Acaleem mógł dojrzeć, jak Thavros opukuje drzwi, następnie się cofa, po czym wpada na nie barem... i się od nich odbija z wyjątkowo głośnym trzaskiem blachy. Zmielił siarczystą wiązankę pod nosem.

Był jednak wyjątkowo uparty, pozbierał się bowiem do kupy, po czym wziął ponowny rozpęd... a w tym momencie podbiegła do jego pleców Gween, po czym już w trakcie biegu zaczęła napierać na Paladyna, nadając kupie żelastwa jeszcze większego rozpędu.

Jaaaak nie huknęło!.

Drzwi ustąpiły trzaskając o podłogę, a Thavros wraz z nimi, niemal momentalnie jęcząc. Droga stała jednak otworem.
-Do drzwi...ja na końcu!- mruknął mnich, spocony z wysiłku, być może próżnego.
Kapłance nie trzeba było tego powtarzać, zanim zdążyła mrugnąć powieką już stała po drugiej stronie progu. O mało co nie potykając się o paladyna. Odwróciła się aby zobaczyć czy mnich podąża za nimi tak jak mówił.
Acaleem upewniwszy się że już wszyscy wyszli, puścil kolce i pognał jakby go goniło stado wierzycieli. Dysząc przekroczył próg i kucnął mówiąc.- Niech zgadnę. Przewaga zaskoczenia, to przeszłość?
- A nie była przeszłością od samego początku?- mruknęła pod nosem kapłanka, by po chwili rzec głośniej - Pewnie... tak. - i zaczęła się rozglądać starając coś dostrzec w półmroku korytarza, który na szczęście nie krył kolejnych niemiłych niespodzianek. Po budowie ścian, i znajdujących się tu przedmiotów, można było łatwo wywnioskować, że znajdowali się w lochu.

A tam ponoć miały przebywać wampiry!.

-Co proponujesz paladynie?- Acaleem spytał się wprost Thavrosa, zanim rzuci swoją propozycję.
- Ałaaaaaa - Zajęczał Thavros, wciąż leżąc na podłodze, i łapiąc się za bark - Chyba wybity...
-Pojęczysz później...-westchnął mnich, spojrzał na kapłankę potem na paladyna.- Zoe ci to ładnie nastawi. A teraz skup się. Masz jakiś plan czy zostawisz to nam i nie będziesz się wtrącał? Zoe uśmiechnęła się na samą myśl o nastawianiu po czym energicznie pokiwała głową na potwierdzenie słów mnicha, że nastawi. “Jenak nikt nie powiedział, że muszę być przy tym nastawianiu delikatna”, pomyślała ponownie się uśmiechając pod nosem. Uświadomiwszy sobie, że może w tym półmroku nie widać jej kiwania głową mruknęła: - Nastawi... nastawi...
- A jaki macie plan?. Bo ja w sumie się tak jeszcze nigdy nie szlajałem... - Odpowiedział Paladyn, co Gween skwitowała zrezygnowanym rozłożeniem rąk.
-Pójdę na przeszpiegi, a wy zostaniecie tu...sprawdzę czy droga jest bezpieczna. Pozostaje jednak sprawa, czy idziemy walczyć dalej? Czy szukamy towarzyszy? Czy próbujemy uciec z tego miejsca?-westchnął mnich, pocierając kark.-Musimy zdecydować. Wszyscy.
- Kurde moja ręka... - Marudził Paladyn - Lepiej chyba poszukać reszty? - Dodał.
Podobnie chyba myślała Gween, “Błazenka” bowiem chwyciła za swój sztylet, po czym wyskrobała na ścianie:
- “Lepiej poszukać”.
- Też myślę, że poszukać - poparła swoich przedmówców kapłanka.
-Czyli szukamy.- potwierdził Acaleem słowa poprzedników.
Mnichowi nie pozostało więc nic innego, jak wprowadzić swoje słowa w życie, i ruszyć na zwiad.
Kiedy mnich się oddalił Zoe podeszła do paladyna mówiąc - Nie jęcz jak baba, już nastawiamy. Usiądź wygodnie i oprzyj się o ścianę. Gween... mam prośbę możesz potrzymać go za drugie zdrowe ramie... najmocniej jak potrafisz?
Gdy Thavros zajął już odpowiednią pozycję, gdy wszystko było gotowe, kapłanka podeszła do niego jeszcze bliżej. Ujęła jego wybite ramię w dłonie, oparła stopę o jego bok i uśmiechając się “pocieszająco” szarpnęła z całych sił. W powietrzu rozległ się trzask naskakującego na swoje miejsce barku i wrzask paladyna.
- I już po sprawie, jesteś jak nowo narodzony Thavrosie - rzekła Zoe kiedy paladyn przestał się wydzierać. - Nie pozostało nam chyba nic innego jak poczekać na Acaleema - dodała siadając obok paladyna i podciągając kolana pod brodę.
- Taaa... - Burknął Thavros z dziwną miną, trzymając się za bark - Tak brutalnej Elfki jeszcze nie spotkałem! - Uśmiechnął się dosyć wrednie. Gween również się uśmiechnęła, mrużąc oczka.
- Jakiej brutalnej? - udała zdziwienie kapłanka -Toć tyś chyba nie mięczak... to co narzekasz? - dodała z nutą zadowolenia w głosie.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172