Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-12-2009, 00:09   #31
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Wszystko będzie dobrze. Na pewno wszystko będzie dobrze. Tak bardzo chciał jej to powiedzieć. Szalony czas spędzony z Alissą, wspomnienie dotyku jej aksamitnej skóry, pocałunków i spełnienia powodowały, że kapłan nie był w stanie logicznie myśleć o niczym innym. Nie dbał o to, że czuł się tak wycieńczony, iż nie mogło to być wynikiem tylko ich kochania się. Nie miał wyrzutów sumienia, pomimo tego że wiedział kim jest kobieta. Coś się zmieniło w Albercie, na razie jeszcze nie wiedział na dobre, czy na złe. Jej słowa, które szeptała wychodząc z komnaty powtarzał sobie wielokrotnie w myślach, próbując przezwyciężyć niemoc swego ciała. Doskonale zdawał sobie sprawę, co powiedzieliby inni kapłani w Mauzoleum. Zauroczyła go, przecież to chleb powszedni dla wyższych wampirów, to dlatego chce jej pomóc. A kiedy szarm minie, zrozumie i nie będzie w stanie uwierzyć, że mógł tak myśleć. Ale na razie co za szkoda zastanowić się nad tym co mówiła… Zaraz też zdał sobie sprawę z tego, jak niewiele o niej wie i co ważniejsze jak niewielka jest jego wiedza o istotach jej podobnych. Nie poddała się klątwie, wciąż jest sobą, a jednak trwanie w tym stanie… Jest gotowa zaryzykować życie, aby wrócić do życia, tego prawdziwego. Albert wiedział co powinien zrobić jako kapłan Kelemvora. Była zagrożeniem, była istotą z którą uczono go walczyć, a jednak może zostało w niej coś co kazało jej oszczędzić go. Bo to że był wjej mocy i na jej łasce nie miał żadnych wątpliwości. Nie piła jednak jego krwi. Jakby chciała tylko zabawy czy sił witalnych z jego organizmu, po co by szeptała te słowa?

Kiedy wyczerpany do cna dotarł do chatki, zamarł w progu. Znowu zawiódł, ale teraz psiakrew nic na to nie mógł poradzić. Zamiast pogrążyć się swoim zwyczajem w poczuciu winy i niemocy, rzucił się w wir pracy. Podszedł do Angeli i zobaczył, że sam nie zrobiłby nic więcej co uczyniła Lilla. Usunęła bełt z rany fachowo, nie powodując dodatkowych obrażeń, ale rana była paskudna. Grot się nie rozpękł, ale rana była w takim miejscu, że Angela miała dużo szczęścia, że w ogóle jeszcze żyła. Początkowa fascynacja wielkim miastem ulotniła się szybko, gdy zrozumiał, że swoją mocą nie może pomóc kobiecie. Zrozumiał w jednej chwili jak bardzo tu był bezradny i nienawidził tego uczucia. Podana mikstura ledwo wystarczała aby powstrzymać krwawienie, a z oczywistych powodów nie mogli skorzystać z wyższej magii świątynnej. Rozwiązanie z zakupem mikstury leczenia poważnych ran było jedynym wyjściem. Albert nie zastanawiał się tylko sięgnął do sakiewki i przeliczył ile monet mu pozostało. Dał Alexie 15 sztuk złota i zabrał się zaraz za opatrunki przyjaciół. Na szczęście rana Lilli nie była głęboka, choć na pewno bolesna, gdyż ostrze miecza przecięło skórę na długość dłoni. Z kuferka wyjął ostatnią miksturę leczenia lekkich ran i wylał jej połowę biodro paladynki, zakładając ciasno bandaż. Resztą płynu nasączył bandaż i przewiązał głębokie cięcie na przedramieniu Gabriela, gdyż te dwa obrażenia wydały mu się najpoważniejsze. Owinął czystym płótnem szramy na plecach wojownika, smarując je przedtem maścią ukręconą z jensowych ziół. Opatrzył łuk brwiowy paladynki, na szczęście ta rana nie wymagała szycia, ciut gorzej było z policzkiem Gabriela. Tu musiał złapać trzema pojedynczymi szwami, ale rana nie powinna być bardzo widoczna, z naciskiem na bardzo. Poprawił opatrunki założone sobie przez Quinna smarując rany maściami, obejrzał też Jensa.
Był wściekły. Nie było go, gdy przyjaciele walczyli o życie i nieważne że był nieużyteczny, nie było go z nimi. Zaciskał pięści, patrząc na Angelę i słuchając relacji przyjaciół z ostatnich wydarzeń.

- Albercie -
Alexa podeszła do kapłana kiedy juz skończył - Może udasz się rano razem ze mną po miksturę? Rzeczywiście lepiej byśmy nie chodzili sami, Lilla jest ranna, Alex zostanie przy Angeli, a chłopcy pójdą sprawdzić gospodę.
- Oczywiście
- powiedział kapłan bez zastanowienia - Wyruszymy przed świtem, znam miejsce gdzie kupimy miksturę, mały sklepik gnomiego czarodzieja i wynalazcy. Dla Angeli będzie to ciężka noc, nic nie poradzę w tym przeklętym przez bogów mieście. Ten eliksir, którym napoiła ją Lilla ledwie utrzymuje ją przy życiu. Musimy się spieszyć, ale po nocy niczego nie osiągniemy. Jak Pan Zmarłych pozwoli jej doczekać, zdążymy. Ja... nie potrafię - odchrząknął unikając wzroku psioniczki - nie dałbym rady jej pomóc nawet gdybym użył łaski Kelemvora, jestem za słaby, nie umiem leczyć takich ran.
- Tak rozumiem, to bardzo poważna rana. Powinniśmy się chyba przy niej zmieniać w nocy. Alex nie może czuwać cały czas...
- W nocy ja się nią zajmę, tyle ile dam radę. Trzeba tylko mieć baczenie aby nie zatchnęła się krwią. Alex mnie zmieni nad ranem, bo muszę choć na chwilę przymknąć oczy. Przy postrzale pierwsze godziny decydują. Jak organy wewnętrzne nie za bardzo uszkodzone, powinna przetrzymać do rana.

Alexa zamknęła na chwilę oczy, a potem westchnęła i powiedziała:
- Mam nadzieję, że przeżyje. Z całym szacunkiem dla twego boga, ale nie mam ochoty oglądać śmierci kolejnego towarzysza.
- Ja też -
powiedział cicho - do tego nikt nie może się przyzwyczaić, a ja nie jestem wyjątkiem.
Spojrzał na Angelę, ale nie dostrzegł mlecznobiałej poświaty wokół jej sylwetki. Zerknął na Alexę i zdecydował, kolejna bariera pękała:
- Ja mam... potrafię czasami dostrzec aurę śmierci. Widzę jak ktoś ma umrzeć, widzę vis vitae opuszczającą ciało w chwili przechodzenia na drugą stronę. Nikomu wcześniej prócz mego mistrza nie powiedziałem o tym - on uważa to za wielki dar, błogosławieństwo. Nie widzę aury Angeli, ale ostatnio się przekonałem, że to... niewiele znaczy.
- To chyba raczej przekleństwo
- Alexa pomyślała, że wiedzieć, że ktoś umrze może być koszmarem.
- Jakaś część mnie też tak myśli, ale teraz to nieważne - uśmiechnął się smutno - Teraz wiele rzeczy stało się nieważne. Jak Kelemvor pozwoli jej doczekać, jutro kupimy miksturę. Psiakrew, choć tyle jej jesteśmy winni.
Albert znów popatrzył na Angelę i Alexa.
- Chciałbym z wami iść na spotkanie z Lordem Henrym - powiedział po prostu.
Psioniczka spochmurniała jeszcze bardziej:
- Wiesz, że to może być... bardzo niebezpieczne.... - Popatrzyła w oczy kapłana - Chyba rzeczywiście niepotrzebnie się wyrwałam z tym mówieniem o świecy i smoku... ale... wtedy wydawało mi się to słuszne.
- Nie wiemy nic pewnego, musimy spróbować wszystkiego co daje szansę na uzyskanie jakichkolwiek informacji. Co więcej pewnie podobnie myśli teraz Lord Henry. On trzęsie tym miastem, jeśli podejmie decyzję o naszej śmierci, nie będzie ważne czy na spotkanie z nim pójdziemy wszyscy, czy tylko ty sama. Może uda się go przekonać do naszych intencji. Sam chyba bym zrobił podobnie na twoim miejscu. Wbrew pozorom, jak uda nam się dogadać, lord powinien zadbać o swoją inwestycję w nas. Mam wrażenie że wszyscy ludzie , którzy chcą nas powstrzymać wiedzą dokładnie, co zamierzamy, gdzie się znajdujemy. Być może sojusznik w Cienistej Twierdzy pozwoli nam to wszystko przetrwać. Jakoś marnie widzę szansę na wykradzenie świecy spod jego nosa.

- Tyle jest niewiadomych w tej układance... czasami.... chciałabym znowu mieszkać w wieży Kallora - Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
- Tak, czasami też myślę że trzeba było mi wracać do Mauzoleum. Ta wyprawa... wiele zmieni. Już wiele zmieniła, trzeba mieć nadzieję że na lepsze.
- Mistrz Martus miał jednak rację... muszę nauczyć się życia z ludźmi. Nawet jeśli czasami jest to takie bolesne.
- Ona wyjdzie z tego, ja w to wierzę. Wiesz, właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że tyle razem przeszliśmy a nawet nie wiem skąd ona pochodzi. Oboje mamy wiele do nauczenia, na szczęście człowiek uczy się całe życie.
- Tak niewiele wiemy o Angeli, ale może to się zmieni.... -
Popatrzyła na nożowniczkę - Tak... nauczyłam się przez te kilka miesięcy więcej niż przez kilka lat nauki. Przede wszystkim o sobie...
Albert popatrzył na Alexę poważnie, jej słowa, szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń były boleśnie prawdziwe w odniesieniu do młodego kapłana.

Po miksturę ruszyli razem z Alexą jeszcze przed słońcem. Albert padał z nóg, niewiele wypoczął w nocy doglądając Angeli. Dziewczyna ciągle oddychała płytko i ciężko, kapłan obawiał się że bełt naruszył przeponę. Na szczęście mikstura zatamowała krwawienie i płyn nie blokował płuc. Było jeszcze szaro, kiedy szli szybkim krokiem z Alexą do sklepiku gnoma z kupieckiej dzielnicy. Podczas zakupów sprzętu alchemicznego i komponentów, mały sklepikarz chwalił się też kolekcją mikstur, eliksirów i dekoktów na sprzedaż, które sam wytwarzał. Dniało, kiedy Albert niecierpliwie łomotał srebrną kołatką w drzwiach. Zaspany właściciel mocował się chwilę z monoklem, kiedy chciał się przyjrzeć przez wizjer natrętowi dobijającemu się po nocy, ale wzrok jego złagodniał nieco, kiedy zobaczył twarz kapłana. Odkluczył wrota i Alexa z Albertem pobiegli do szafki z miksturami. Gnom podał im tą właściwą, a psioniczka z sakiewki wyciągnęła zapłatę, na którą się złożyli wcześniej. Zaraz ruszyła też z powrotem tak jak się umówili, a Albert podszedł do niewielkiego człowieczka i wyłuszczył mu kolejną prośbę.
Gnom spojrzał na niego ciekawie i powiedział:
- Nie wymagasz czasem kapłanie ode mnie za wiele? Klienci nie mają dostępu do mojego laboratorium, i dlatego pewnie właśnie nazywam je moim laboratorium. Co ty chcesz w nim w ogóle majstrować? Chyba nic nielegalnego, co?
- Nie i nie zajmę ci wiele z twego czasu, potrzebuję tylko dostępu do bardziej zaawansowanego sprzętu. Za składniki zapłacę, jestem też gotów, jako symbol oczywiście zrekompensować ci niewygody. Będę też nalegał na dyskrecję, najlepiej w ogóle jakbyś zapomniał o tym, że tu byłem.
- No teraz, to mnie zaciekawiłeś. Gadaj zaraz co chcesz robić w ciągle moim prywatnym laboratorium
– powiedział akcentując ostatnie słowa i zaczynając tym samym negocjację ceny dyskrecji.
- Nie mogę, ale na prawdę nic nielegalnego. Będę potrzebował też "Compositium de compositis” Abertusa Magnusa, eliksir nigredo, trochę sproszkowanego srebra i kwasu królewskiego.
- Lapis infernalis chcesz utoczyć, piekielny kamień? Na cóż ci to świństwo? –
gnom szybko dokonał prawidłowej kalkulacji, ale widząc minę kapłana nie indagował dalej.

Opasłe tomisko Albertusa rozłożył na starym stole i wodził chwilę palcem po pożółkłych stronach. Myśli znów powróciły do Alissy. Znajdź sposób, a jeśli nie to mnie zabij… Płynne srebro, roztwór z lapisu było jednym i drugim zarazem. Mistrz Berthold uczył go, że gdy przemiana nie dobiegła jeszcze do końca, gdy życie nie przeszło w nie-życie, płynne srebro mogło usunąć spaczenie, przekleństwo lub mroczny dar, zależnie z jakiego punktu widzenia spojrzeć. Tyle tylko, że jeśli przemiana się zakończyła, oznaczało to szybką śmierć, kiedy płynne srebro reagowało z wampirzą krwią zamieniając ją w rzekę ognia. Albert podgrzewając królewski kwas zastanawiał się co go tu przywiodło. Wiedział, że lapis infernalis oznacza prawie pewną śmierć dla Alissy. Nie było możliwym aby przemiana zatrzymała się, aby nie-życie zdążyło jej się na tyle uprzykrzyć żeby się zwróciła się do niego a jednocześnie aby przemiana nie była kompletna. Cień nadziei jednak był, gdyby wierzyć słowom kobiety, o tym że pozostałą sobą. Teraz właśnie wychodziła niewiedza kapłana. Niczego nie był pewny, ale mimo to podgrzewał kwas aż żółte opary zaczęły uchodzić okapem nad paleniskiem. Może to było ostateczne zabezpieczenie, ostateczna droga, kiedy wszystko inne nie odniesie sukcesu. Krok, który musi podjąć Kapłan Pana Zmarłych, gdy Albert pragnący Alissy zawiedzie. Gdy gorący kwas kręcił się już w wirówce, dosypał srebrnego proszku i obserwował jak alchemia zaczyna swe czary. Oddziel to co cięższe od tego co lżejsze, to co lepkie od tego co suche, to co silne od tego co słabe. Zalecenia i instrukcje Albertusa Wielkiego były precyzyjne. Po chwili na ściankach wirówki zaczęły się osadzać niewielkie białawe kryształki, lapis infenalis. Zebrał produkt gdy kwas ostygł i delikatnie pincetą przełożył go na bibułę. Piekielny kamień dobrze rozpuszczał się w wodzie, szczególnie po podgrzaniu, tworząc płynne srebro, jak nazywał miksturę stary mistrz alchemii. Eliksir nigredo zapobiegał sedymentacji, stabilizował mieszaninę i powodował że można było ją długo przechowywać bez utraty właściwości. Albert żałował, że tak mało wiedział o jej zastosowaniu. Jak wyjaśnił mu mistrz Berthold mało wampirów z własnej woli decydowało się na taką kurację, a te które napotkał na swej drodze dużo bardziej bezpiecznie było niszczyć modlitwą lub zwykłym srebrem i magią, niż poić miksturami. Mieszając w niewielkim tyglu, Albert rozmyślał nad szeptem Alissy, gdy mówiła, że tylko kapłan Kelemvora może stwierdzić, czy zasłużyła na łaskę Pana Zmarłych. Kobieta mówiła że tylko tyle się dowiedziała, a kapłan zastanawiał się smutno, ile w tych słowach było prawdy. Czy nie była to czasem tylko rozpaczliwa nadzieja zdesperowanej dziewczyny. Gdy mikstura nabierała srebrnego metalicznego połysku, zdał sobie sprawę, że decyzję podjął dużo wcześniej. Zważył napełnioną płynnym srebrem fiolkę w dłoni i opanował silne uczucie aby nie roztrzaskać jej o ścianę. Ostateczny krok gotowy, teraz potrzebuje wiedzy. Gdy przyjdzie na to czas, musi porozmawiać z Alissą.
 
Harard jest offline  
Stary 12-12-2009, 18:03   #32
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nigdy wcześniej nie była zmuszona, by kogoś zabić. Wydarzenia tej nocy zmieniły ten stan i chociaż była prawie pewna, że sama nie zabiła żadnego z tych ludzi, to wymówka ta była bardzo słabiutka i Katrina o tym wiedziała. W końcu inaczej to ona sama leżałaby w kałuży swojej krwi. A przecież deklarowała, że zostanie i pomoże i to tak niedawno, jeszcze w rozmowie z Lillą! Teraz już nie była pewna swojego wyboru, próbując uprzątnąć izbę z pozostałości własnych zaklęć. Podłogi nie było jej żal, życie było zdecydowanie ważniejsze od jakiś zwyczajnych rzeczy, powinni to zrozumieć.
Ale gdy wpadli mężczyźni, niosąc ciężko ranną czarnowłosą dziewczynę to nawet nie spytali co stało się tutaj. Najwyraźniej ciągła walka była dla tej grupy dość zwyczajna, a droga ku zdobyciu świec napotykała na przeszkody niemalże wszędzie. To było wręcz przerażające, ale i nie mogła dać po sobie poznać, że jest słaba. W lesie wystarczyło mieć odpowiednią wiedzę i umiejętności, by przetrwać. Czyżby miasto było po prostu innym lasem, w którym jest za dużo tych, którzy posiedli taką wiedzę? Drapieżniki były za bardzo skupione w jednym miejscu i terytoria łowieckie musiały nakładać się prawie wszędzie.

Wkrótce przybyli i pozostali, wdając się w dyskusję, z której Katrin ostrożnie się wycofała, gdy przebrzmiała już kwestia pieniędzy na leczącą miksturę. Rozpaliła za to ogień, uklepała też część ziemi, zakrywając ją wyrwanymi wcześniej deskami. Odrobina magii powinna to naprawić, ale wolała na razie ją oszczędzać - to zaklęcie było proste, tylko, że Katrina nie wierzyła, że kłopoty się skończyły. Wolała przy pomocy mokrej szmaty zetrzeć krew, której kropelki były niemal wszędzie, pokrywając ściany i podłogę. Kilka usuwała nawet z sufitu, jednym uchem wciąż słuchając dyskusji. Bała się wtrącić, mówiąc chociażby o tym, że człowiek z rozprutym brzuchem i wyżartą przez kwas twarzą nie wyglą na pijanego. Może tu i tak nikt nie pytał?

- Katrino, umiesz wykrywać magię? Może przeszłabyś się do gospody razem z Quinnem i Jensem?
Gdy Alexandra zwróciła się do niej bezpośrednio, Katrina dość mocno zdziwiona uniosła głowę tak, jakby nie wierzyła, że to faktycznie do niej były skierowane te słowa. Zapytała o magię, a w tej chwili tylko ona się tu na niej znała, albo chociaż myślała, że znała. Skinęła głową, powoli, z rozmysłem. Mówiła powoli, gdy się odezwała.
- Tak, umiem wykrywać magię i jeśli tylko nie ma tu zakazów, by jej używać pod gołym niebem to pójdę.
Umilkła i już chciała wracać do sprzątania, gdy przypomniała sobie o czymś jeszcze. Tym razem wypowiedziała na głos swoje myśli.
- Będę w stanie odkryć tylko magię zaklętą w samym budynku lub aktualnie tkaną. Jeśli ci z którymi macie... mamy się spotkać będą mieli ze sobą czarodzieja, który utka zaklęcie, zrobi to tuż przed spotkaniem. Nie posiadam wielkich umiejętności, ale myślę, że mogę się tam wtedy przydać.
Wyglądała przez chwilę jakby chciała dodać coś jeszcze, ale ostatecznie pochyliła tylko głowę, wracając do swojego zaklęcia. Tyle mogła chociaż zrobić, brak znajomości przekreślał jej przydatność w innych sprawach.
 
Lady jest offline  
Stary 16-12-2009, 16:50   #33
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ciężko byłoby wyspać się tej nocy. Nawet oczywiście nie chodziło o jakieś hałasy, czy natręctwo tutejszych mieszkańców, którzy to poznikali szybko w swoich chałupach, ale raczej o całą resztę. Ranną, majaczącą i gorączkującą Angelę, trupy ułożone na stertę przy wejściu, bałagan i emocje, które towarzyszyły tej nocy każdemu. Tylko Gabriel zasnął kamiennym snem, wyczerpany ranami i działaniem zaklęcia.
Najpierw należało pozbyć się ciał. Na szczęście nawet jeśli ktoś faktycznie wezwał Ostrza, te nie zamierzały się zbyt szybko fatygować do slumsów. Noc była ciemna, a na takich uliczkach latarnie stały rzadko, jak również nie wszystkie z nich były regularnie zapalane. Wystarczyło zarzucić płaszcze na bezwładne ciała i wytaszczyć je na zewnątrz, co oczywiście nie było też takie łatwe. Trzeba było robić to pojedynczo, Jens i Quinn brali każdego trupa z obu stron i wynosili na tyle daleko, na ile mogli, chowając w jakimś rynsztoku. Całe przedsięwzięcie zajęło prawie dwie godziny, ale chata w końcu była pusta, sprzątana dokładnie z krwi przez kobiety. Gdyby nie dziura w podłodze, o świcie można byłoby stwierdzić, że nic takiego się tutaj nie wydarzyło. Tylko co z tego, jeśli wrogowie wiedzieli dokładnie, gdzie znajduje się kryjówka?

Badanie mapy i znajdujących się na niej symboli nie przyniosło w zasadzie żadnych rezultatów. Sam rysunek przedstawiał dzielnicę slumsów, a oznaczone budynki można było na pewno odnaleźć przy odpowiednio długim szukaniu, tylko pozostawało pytanie o sens. No i chodzenie z kartką w dłoni po takich miejscach mogłoby przyciągnąć niechcianą uwagę, a jeśli potencjalni sojusznicy, by to dostrzegli, to nawet z rozszyfrowaniem symboli na niewiele ta mapa by się zdała. Quinn wiedział o tym doskonale. Zresztą przy decyzji o zakupieniu bardzo drogiej mikstury, mającej wyleczyć Angelę, łamanie szyfru nie było już tak konieczne i niezbędne.
Razem ze świtem przyszedł czas na wyprawę do składu alchemicznego, gdzie wśród wielu różnych specyfików znajdowała się też mikstura mogąca pomóc rannej dziewczynie. Ciężka sakiewka przeszła z rąk do rąk w zamian za niewielką buteleczkę ciemnoniebieskiej, gęstej cieczy, która wlana w usta i delikatnie polana po ranie, zaczęła czynic cuda. Rany zasklepiały się, pozostawiając po sobie tylko czerwoną skórę, oddech się wyrównywał a gorączka odchodziła. Angela przeszła w łagodny, regenerujący sen, z którego na razie nie można było jej budzić, gdyż mimo zaleczenia ran, wciąż miała w sobie niewiele krwi. Ale jej życiu nie groziło już niebezpieczeństwo, o ile oczywiście nikt znów nie zaatakuje chaty.

***

Elev przez chwilę jeszcze przyglądał się Silii, ostatecznie wzruszając ramionami i wyciągając pergamin.
-Gdybym od razu zaczął wypalać ci tatuaż na ramieniu, to prawie na pewno żyłabyś w koszmarze, póki nie wymyśliłabyś sposobu, jak się tego pozbyć. Najpierw wykonam szkic, potem będziemy mogli wziąć się za twoją rączkę.
Uśmiechnął się, jakby myśl o sprawieniu jej bólu była w pewien sposób ekscytująca. A może chodziło po prostu o sam tatuaż?
-Prześpij się, ja nie potrzebuję snu prawie w ogóle ostatnio. Zrobię szkic, potem mi powiesz czy to pasuje. Możesz skorzystać z mojego łóżka, w wieży jest tylko jeden pokój gościnny.
Zabrał się za szkicowanie, pozornie nie zwracając już na Silię uwagi. Ale potem, gdy już leżała, odezwał się jeszcze raz.
-Teraz, gdy już wiem trochę o mocy, ciekaw jestem jak taka niecierpliwa istotka jak ty zdobyła taką wiedzę i umiejętności. Musisz mieć sporo tego oleju w głowie.
Wyszczerzył się do niej radośnie, więc raczej nie mówił tego poważnie. Ale przyglądał się jej jeszcze przez jakiś czas.

Rankiem przybył Kallor, a jego przywitanie z Ellendilem było... chłodne. Nie wrogie, a raczej pozbawione jakiś głębszych emocji, jakie zazwyczaj pojawiały się przy spotkaniu przyjaciół, którzy nie widzieli się od dawna. Ale może oni po prostu tacy byli, nie starając się ukazywać nic, co nie było potrzebne. Elev w międzyczasie skończył już szkic, w skali jeden do jednego, pokazując go Silii i wysłuchując krytycznych uwag. Obiecał, że zacznie go dziergać w wolnej chwili, ale na tą oczywiście nie mieli co liczyć, gdy wezwano ich do gabinetu, gdzie dwaj wiekowi mężczyźni już rozmawiali od jakiegoś czasu. Pierwszy odezwał się oczywiście Kallor, który nie zmienił się w ogóle.
-Ustaliliśmy, że to co się dzieje, nie może pozostać bez szybkiej reakcji. Udacie się do waszych towarzyszy w Tsurlagol, gdzie wrócicie do swojej misji.
To raczej nie wyglądało na pytanie, ale Elev pozostał spokojny i opanowany. Albo już poznał dobrze arcypsiona, albo jego opanowanie aż tak wzrosło. Zapewne oba. Wybuch Silii próbował uspokoić tylko Ellendil.
-Wybacz, córko. Uznaliśmy, że tak będzie lepiej i bezpieczniej, chociaż niekoniecznie tak to może wyglądać. My udamy się do wieży, gdzie spróbujemy zabezpieczyć portal i zebrać jeszcze kilka osób do pomocy.
Kallor tylko skinął głową, a za jego plecami pojawił się portal.
-Przygotujcie się i przejdźcie przez niego. Przeniesie was prosto do domu waszych towarzyszy. Oni wiedzą wszystko, co musicie wiedzieć, ostrzegę tylko raz jeszcze: siły, które próbują nie dopuścić do ponownego zabezpieczenia smoczego więzienia, w końcu przestaną was lekceważyć i ponownie rozważą niebezpieczeństwo, jakie dla nich stanowicie.
Żadnych pożegnań. Kallor wstał, kierując się schodami w dół, do warsztatu.
-Do tej wieży nie będzie już powrotu, gdy ją opuszczę. Cokolwiek się stanie, nie zbliżajcie się do niej, moi wrogowie niedługo tu będą.
Zniknął na dole, a do czarodziejki podszedł elf, trochę nieporadnie przytulając ją do siebie.
-Uważaj na siebie, moja jedyna, ukochana córo.
Pocałował ją w czoło i sam również skierował się do swoich zająć, przygotowując się na podróż.

***

Dzień można było spokojnie przeznaczyć na przygotowania do spotkań, jak również na własne sprawy, których wciąż podejmowali się niektórzy. Angela nie budziła się jeszcze, pojona tylko regularnie przez Alexa, który też przestał się za bardzo zamartwiać o jej stan.
Odnalezienie karczmy nie było trudne, gdy już się skierowało do odpowiedniej dzielnicy. Umieszczona w środku najbardziej tłocznej części miasta, wśród targów, rzemieślniczych zakładów i wszechobecnych tłumów, była pewnie jednym z lepszych przybytków tutaj, ogromny, dwupiętrowy budynek, do którego dodatkowo przylegała duża stajnia i wozownia przynajmniej na cztery powozy i dyliżanse. Przy wejściu stał wykidajło, ale okna nie były zabezpieczone kratami, za to były szklane. Ciężko było coś więcej powiedzieć o tym miejscu bez dokładnego zwiedzania wnętrz, ale okolica wydawała się spokojna i prawdopodobnie nawet w nocy kręcili się tutaj zawsze ludzie. Nie można było spowodować burdy i liczyć, że nie pojawią się Ostrza. Katrina rzuciła swoje zaklęcie, ale budynek był za duży, by mogła dokładnie przyjrzeć się mu pod względem jego umagicznienia. Na pewno nie było zaklętych czarów w samym budynku, a małe przebłyski wykorzystania splotu pojawiały się nieregularnie i było ich niewiele, zapewne chodziło więc o przedmioty magiczne, nie zaś zabezpieczające czary.

Wieczorem obudziła się Angela i chociaż wciąż niezwykle słaba, mogła przynajmniej powiedzieć o co chodziło z tą mapą. Ciężka rana nie zmieniła jednak jej charakteru i zwięzłości odpowiedzi.
-Nazywają się Grzebaczami, nie jest to nawet w pełni gang. Ale grzebią w ziemi. To są przejścia. Potrafią wejść do Cienistej Twierdzy, a tam przecież chcieliście iść. Gildia... skrytobójców, własność Henrych. Tamci wpadli, kwestia czasu... jak wpadnie reszta. Z tej drogi trzeba korzystać szybko...
Westchnęła jeszcze raz i napiła się wody, znów usypiając i nie odpowiadając na kolejne pytania. Chociażby to, jak szybko należało z dróg korzystać.

A rano następnego dnia wróciła Silia, wraz z wygolonym prawie na łyso i pokrytym tatuażami Elevem.
-Wreszcie się spotykamy! - spojrzał na Alexandrę - Wiem już skąd u ciebie taki charakter. Przebywanie z Kallorem... uczy dyscypliny.
Zaczął się witać ze znajomymi i przedstawiać nieznajomym.
 
Sekal jest offline  
Stary 19-12-2009, 15:04   #34
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
To nie była noc, w czasie której można by wypocząć. Zanim doprowadzili wnętrze chaty do jako takiego stanu, było już bardzo późno. Alexandra długo nie mogła zasnąć, ponownie rozpatrując wydarzenia wieczoru i sprawę audiencji. Może popełniła błąd, może niepotrzebnie powiedziała zbyt wiele. Niepotrzebnie ryzykowała. Teraz już jednak nie można było tego cofnąć, i należało wykorzystać sytuacje jak najlepiej dla ich celu.
Gdy budziła się co jakiś czas z płytkiego snu, słyszała krzątaninę Alberta przy rannej Angeli. Dziewczyna była twarda i Alexa miała szansę, że wytrwa. Dość było już śmierci wokół nich.

Poranek przyjęła z radością, mogli w końcu wraz z Albertem udać się po miksturę dla nożowniczki.
Z niepokojem wracała do domu, a potem śledziła działania Lilli aplikującej leczący środek. Widziała już kilka razy działanie mikstur czy boskiej interwencji kapłanów, a jednak za każdym razem patrzyła z podziwem jak szybko rany kobiety zasklepiły się. Odetchnęła z ulgą. Przynajmniej na razie nikt ich nie opuści przechodząc na drugą stronę.
Wtedy dopiero poczuła jak jest zmęczona, a że nie miała tego dnia nic ważnego do zrobienia postanowiła wypocząć. Gdy obudziła się po kilku godzinach w chatce byli już wszyscy z powrotem. Także ci, którzy wybrali się na rekonesans gospody.
- Są tam jakieś pokoje w których można by się ukryć? Jakieś piętro? Macie konkretny plan jak przygotować się na spotkanie? - Pytała raczej z ciekawości zorganizowanie spotkania zostawiając raczej Quinowi i Lilli i tym, którzy postanowili się z nimi wybrać.

Zaskoczyło ją trochę oświadczenie Alberta, że chce towarzyszyć jej na audiencji, ale skoro taka była jego wola nie widziała powodu by się sprzeciwiać. Gdzieś jednak tkwiła w niej myśl czy to nie sprowadzi na nich kłopotów. Pamiętała postawę kapłana, gdy driada zleciła mu zabicie Aleandira. Przez swoje poglądy mógł wtedy poważnie przeszkodzić ich planom.
Postanowiła iść na spotkanie w nowo zakupionym, prostym ale porządnym odzieniu. Ciemne spodnie, jedwabna, fioletowa koszula i czarny kaftan prezentowały się całkiem przyzwoicie, a dziewczyna nie miała zamiaru wydawać pieniędzy na zbytki. Mikstura dla Angeli była kosztowna, a przecież takie sytuacje mogły się jeszcze powtórzyć.

Pojawienie Silli ucieszyło psioniczkę, a Eleva trochę zaskoczyło. Nie spodziewała się zobaczyć go tak szybko. Wyglądał... inaczej. Niewiele było w nim z dawnego chłopaka, trochę więcej z Kallora. Zwłaszcza ogolona głowa i tatuaże mocno przypominały jej mistrza. Dziwnie było patrzeć na niego ze świadomością kim stał się teraz. W jakiś sposób mógł jej być najbliższy ze wszystkich członków drużyny. Pamiętała uśmiechniętego, uprzejmego chłopaka z wizyty u jej dziadków. Zamkniętego w sobie, wyizolowanego wojownika z dnia kiedy ich opuścił. Jaki był teraz. Czy zmienił się mocno? Na te pytanie uzyska pewnie odpowiedzi w najbliższym czasie, skoro miał im towarzyszyć.
Już jego pierwsze słowa świadczyły o tym, że zmiany były nie tylko fizyczne. Był teraz pewniejszy siebie, opanowany, ale nie stracił swojego poczucia humoru. Uśmiechnęła się słysząc jego powitalny komentarz.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 19-12-2009, 20:23   #35
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Po powrocie od gnomiego maga, Albert schował fiolkę z płynnym srebrem w swojej sakiewce i od razu podszedł do Angeli. Jej stan bardzo się poprawił, to już nie była śmiertelna śpiączka – teraz nożowniczka po prostu spała. Alex siedział cały czas przy niej. Kapłan rozglądnął się po chacie, ślady walki były jeszcze dobrze widoczne. Podszedł do każdego z ranionych kompanów i sprawdził opatrunki.
Cały czas myślał o Alissie. Ostateczne zabezpieczenie było gotowe, jednak to tylko powodowało że Albert jeszcze bardziej chciał znaleźć rozwiązanie. Być może mistrz Berthold znalazłby jakiś sposób, tyle tylko że równie dobrze zwracając się o pomoc do Mauzoleum może skazać Alissę na śmierć. Kapłani mogliby nie zrozumieć tego, dla nich przecież Alissa była czymś co należało unicestwić. Rozmyślał siedząc przy Angeli nad innymi sposobami. Pewien pomysł kiełkował mu w głowie, ale jego realizacja i przede wszystkim wynik był niewiadomą. Tak mało wiedział… Dlatego też chciał się wybrać z Alexą do Lorda Henry’ego. Chciał się przekonać jakimi… osobami są jej rodzice.

Przysiadł się do Quinna badającego mapę. Nowy kompan zrobił mu miejsce przy stole i obaj wodzili palcami po ulicach, placach i skwerkach Tsulargol. Znaki naniesione na plan w niczym nie przypominały oznaczeń jakie znał kapłan. Był to jakiś szyfr, którego znaczenia nie umiał zrozumieć. Spojrzał na Angelę, ale nie chciał jej budzić. Mieli trzy drogi, którymi mogli podążyć i akurat ta proponowana przez nożowniczkę podobała mu się najmniej.
- Dobrze znosisz te rewelacje – powiedział przypatrując się uważnie mężczyźnie – ja przez dłuższy czas nie mogłem tego poskładać tak, aby wiedzieć co się wokół dzieje. Mogłeś w tym zaułku zginąć i nawet nie bardzo miałbyś pojęcie dlaczego. To chyba mój sposób powitania was w kompanii – uśmiechnął się krzywo, patrząc na Katrinę.

Myślał też nad tym co powiedziała Alexa. Teraz już nabrał pewności że musi iść na spotkanie umówione w operze. Trochę martwiło go to, że według słów posłańca Lord Henry będzie oczekiwał wszystkich zainteresowanych. Obawiał się tego spotkania, z różnych zresztą przyczyn, ale wiedział że się nie cofnie. Słowa Alissy o jej siostrze nieprzyjemnie utkwiły mu w głowie. Cała rodzina… Zastanawiał się tylko czy będzie mu dane tak blisko podejść do jego lordowskiej mości i ewentualnie innych uczestników spotkania, aby skorzystać ze swoich uzdolnień. Teraz już wiedział, że potrafi wyczuć tą specyficzną aurę, która otaczała Alissę. Wspomnienie ekstatycznego, lodowatego dotyku, przyprawiającego o dreszcze spowodował, ze aż zaczerwienił się i spojrzał po kompanach. Myślał o tym, co powinni powiedzieć władcy Cienistej Twierdzy. Psioniczka uczyniła pierwszy krok, ale dalsze w dużej mierze zależały od zachowania się Lorda Henry’ego.

Wysłuchał relacji zwiadu, przeprowadzonego w miejscu drugiego spotkania. Niepokoiło go to wszystko, przede wszystkim to że znów się będą musieli rozdzielić. Dlatego tez pojawienie nowych posiłków przyjął z wielką radością. Silia najwyraźniej była zdrowa i cała co bardzo ucieszyło kapłana. Podszedł zaraz do niej i do wytatuowanego mężczyzny. Przedstawił mu się i chwilę spędził na zastanawianiu się skąd go zna. Gdy Lilla uświadomiła mu że to Elev, Albertowi dopiero wskoczył trybik. Nie zdziwił się, że kolejny talgijczyk pomaga w wyprawie, wspomniał też co o jego udziale mówiła mu paladynka. Tyle tylko że chłopak zmienił się tak bardzo, że Albert nie mógł wyjść ze zdumienia.
Resztę czasu do wieczora spędził na przygotowaniach do spotkania w budynku rady miejskiej. Wybór ubrania nie był problemem, bo nie miał specjalnie w czym wybierać. Różnica ze spotkania z Alissą byłą jedna. Symbol Kelemvora wisiał mu dumnie na piersi, połyskując srebrną mocą.
 
Harard jest offline  
Stary 19-12-2009, 21:19   #36
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Zmęczenie było zbyt duże, by była w stanie myśleć o tym wszystkim. Wydarzenia działy się tak szybko, że mogła tylko położyć się i usnąć, śpiąc tyle, ile jej dano. Życie w lesie było w pewnym sensie trudniejsze, za to nie było tam żadnych terminów, a rzadko kiedy coś trzeba było robić natychmiast. Regularny sen, do niego się przyzwyczaiła. Dlatego, gdy ją obudzili, wciąż nie była wystarczająco wypoczęta, aby móc przywrócić resztę straconej w nocy mocy. Ale też to, co musiała dokonać, nie było niczym nadzwyczajnym. Wystarczyło jedno słabe zaklęcie i odrobina skupienia, przecież był to środek miasta, nawet jeśli wiedziałaby co może zrobić więcej, to nie wiedziałaby jak się do tego zabrać wśród tłumów ludzi.

Pierwsze dalsze wyjście do miasta. Katrina szła w szoku, obijając się i następując ludziom na stopy, chociaż przecież w lesie nigdy nie była niezdarna! Ale tu ludzi było więcej niż w lasach było drzew, a już ulica, gdzie stała ich chata, była prawie największym zgrupowaniem ludzi, jakie widziała. A w porównaniu do całego Tsurlagol, nawet Midd było malutkie. Całe swoje życie poświęciła ignorancji, a jej matka pogrążała je coraz bardziej w samotności. Nie odezwała się przez całą drogę do karczmy, tylko rozglądając się na lewo i prawo. Pewnie Jensowi i Quinnowi było wstyd, że poruszają się z taką dzikuską, ale w tamtych chwilach nie dbała o to.
Przy karczmie skupiła bardziej swoje myśli i znów mocno stanęła na ziemi. Pierwszy szok już minął, co pomagało i uspokajało. Wzięła kilka głębszych oddechów, ale zanim utkała zaklęcie, zwróciła się do swoich towarzyszy.
- Czy rzucanie czarów jest tu zabronione? Tak bezpośrednie korzystanie ze splotu... chyba może wywołać niezadowolenie, albo i reakcję obcych?
Ostatecznie zdecydowała się nie kusić losu i zaklęcie wypowiedziała stojąc za jakimś straganem, osłaniana przez mężczyzn. Potem skupiała się na splocie przez dłuższy czas, próbując dowiedzieć się czegoś więcej o skupiskach magii. Nic dużego, nic niepokojącego.
- Nie ma tu nic, co zwróciłoby moją uwagę. Prócz niewielkich dawek magii w przedmiotach. Takiej ich liczby w życiu nie widziałam, a to tylko jedna karczma.
Zastanawiała się, czy magia była aż tak powszechna? Tak łatwo dostępna? To podważało wyjątkowość tych talentów. Gdy wracali, kiwała do siebie głową, podejmując trudne decyzje.
- Chyba powinnam się tu udać razem z wami. Może tuż przed spotkaniem pojawi się coś nowego.

W "domu", tak teraz przecież mogła nazywać ten budynek, znów oddała się objęciom snu, odsypiając tyle, ile musiała. Rytuał powrotu magii do jej głowy wymagał wypoczęcia i czystego umysłu, kilka razy próbowała przeprowadzić go już niewyspana i skutki były nieprzyjemne. Matka powtarzała jej, że powinna wykształcić jakiś prosty, własny sposób na to, Katrina wciąż jednak korzystała z tego, który wyuczyła się jako pierwszego.
Zamknęła drzwi do sypialni kobiet, gdzie rozebrała się do naga, a na podłodze usypała z ziemi symbol koła przeciętego prostopadłymi liniami. Symbol Matki Ziemi, który wyrysowała sobie ziemią zmieszaną z wodą na brzuchu. Usiadła na przecięciu linii i przyzwała swoją moc, skupiając ją wewnątrz swojego umysłu. Wrażenie nie było tak silne jak w lesie, gdzie siedziała na gołej ziemi, ale wystarczało. Wyprostowała plecy i zastygła w tej pozie z zamkniętymi oczami. Ktoś chyba wchodził i wychodził, ale nie poświęcała temu uwagi, ta była skupiona na medytacji, której nie mogła rozproszyć. Dopiero po pół dzwonu, gdy poczuła już powrót inkant, wstała i starła błoto, ubierając z powrotem spódnicę i gorset. Musiała też zamieść ziemię, co było niedogodnością w porównaniu do robienia tego poza miastem. Wreszcie poczuła się lepiej, a moc była w niej, chociaż tym razem pochodziła na równi z ziemi i kamienia. Przez resztę dnia i tak nie wyszła już z budynku.

Gdy przybyli kolejni znajomi jej nowych towarzyszy, Katrina przypatrywała im się z jawną fascynacją. Oboje byli niezwykle oryginalni i chociaż nie widziała wcześniej żadnego elfa, w wyglądzie dziewczyny odnalazła podobieństwo do tej rasy, chociaż ona sama nie była czystej krwi. To musiała być Silia, o której opowiadała paladynka. A ten drugi nie ustępował jej oryginalnością. Tatuaże i wyraz oczu, podobny nieco do tego Kallora. Z zachowania wszystkich dookoła wywnioskowała, że muszą go znać, a jego słowa zanegowały rodzinne koneksje. Katrina uśmiechnęła się do nich, podchodząc całkiem szybko. Nie wiedziała tylko jak się przywitać, więc wykonała lekki, prosty ukłon, którego kiedyś nauczyła ją matka. Znów pewnie wyglądała jak idiotka. W końcu westchnęła i zrobiła to, co zdążyła podpatrzeć - podała im dłoń.
- Jestem Katrina, mistrz Kallor poprosił o moją pomoc, a ja się zgodziłam.
Krótko, jasno i bezpośrednio. Wolała zrobić to sama. Złapała się na tym, że nie może oderwać od nich wzroku. Dłużej zatrzymała go na Silii, podobnej i niepodobnej do tej dziewczyny, którą widziała kilka razy czytającą opasłe księgi.
- Podglądałam cię kilka razy, wiesz? Kiedyś myślałam, że też będę musiała mieć taką grubą księgę, by móc tak pięknie czarować.
Zaśmiała się miękko, szczerze, sympatycznie, chociaż mogło się okazać, że półelfka dzieli poglądy swojego mistrza co do takich osób jak Katrina i jej matka.
- Miło móc porozmawiać, bez wrogości. Wcześniej bałam się gniewu twojego nauczyciela. Raz sprawił, że swędziało mnie całe ciało przez kilka dni! Potem już bałam się zbliżać.
 
Lady jest offline  
Stary 19-12-2009, 22:23   #37
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Jak większość z nich Lilla nie położyła się spać; usiadła w kącie i delikatnie dotykała mandoliny. O nie, nie grała na niej, mając na uwadze stan Angeli i jej potrzebę spokoju; układała tylko palce i snuła w głowie nić melodyczną. Uspokoiło to ją do tego stopnia, że zaczęła się cichutko modlić. Modlitwa do Lathandera i Tyra szybko przybrała formę pieśni, która wyśpiewywana szeptem przyniosła na tyle ukojenia, że nad ranem paladynka zapadła w zdrowy sen.

Obudzona została koło południa przez Alexę powracającą z cennym zakupem. Mikstura leczenie została wzięta i z odpowiednim namaszczeniem ( w końcu to fizyczny przejaw boskiej mocy!) zaaplikowała nożownice. Rezultaty były natychmiastowe i jeszcze raz potwierdziły słuszność drogi życiowej obranej przez Lillę. Bo czy mogło być coś piękniejszego niż dawanie nadziei? A właśnie ją wszyscy otrzymali.

Reszta dnia minęła spokojnie na dalszym sprzątaniu chatki. Kalvarówna czuła co prawda, że być może niedługo przyjdzie im opuścić niebezpieczną kryjówkę, którą już zaczęła nazywać domem, ale nie przejmowała się tym. Byleby byli razem, a wtedy wszystko będzie dobrze.

Jak dobrze to już okazało się na drugi dzień rano, kiedy wirujący portal zwiastował kolejny „prezent” od Kallora. Dar okazał się najlepszym z możliwych sprowadzając im poważniejszego Eleva i, będącą jakby trochę nie w sosie, Sillę. Czując w końcu jakiś radosny impuls Lilla rzuciła im się na szyję i wyściskała zdrowo. Posadziła za stołem, nakarmiła, opowiedziała ostatnie wydarzenia i wysłuchała ich opowieści. O tak, jej dom był tam gdzie mieli dostęp jej bogowie i gdzie byli jej przyjaciele.
 
Nadiana jest offline  
Stary 20-12-2009, 00:13   #38
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nadszedł wreszcie czas rozstania. Kallor otworzył portal i, ku Silii zaskoczeniu, nie wessała ją weń żadna siła, nie przeniosło ją też bez uprzedzenia do Tsurlagol. Mistrz-szybki-teleport miał dziś chyba dobry dzień. Pozwolił im oswoić się z sytuacją a nawet dał chwilę na pożegnanie.
Portal trwał cierpliwie kilka kroków od niej i jarzył się delikatnym błękitnym światłem. Nęcił obietnicą powrotu do towarzyszy. Nęcił i odstręczał zarazem. Nie chciała zostawiać Elendilla. Stał jeszcze przy niej a już zaczynała odczuwać zalewającą ją falę tęsknoty. Będzie jej żal, tego była pewna.
Ojciec przytulił ją mocno i szepnął miłe słowo. Pokrzepiająca scena rodzinnego rozstania. Silia przylgnęła do niego łapczywie a łzy zakręciły się w oczach nie pytając ją wcale o zgodę. Mogłaby tak przestać całe wieki. Ale czas naglił.
Elev musiał ją chwycić za rękę i pociągnąć za sobą. Poszła, nie oponowała dłużej. Wyszeptała ciche „Kocham cię, tato” nie mogąc od twarzy elfa oderwać wzroku. Jakby zdanie to powtarzała mu setki razy wcześniej. Naturalnie, ciepło, z ogromną goryczą.
Błękitne światło całkiem ją wtenczas pochłonęło a świat znowu zawirował gdzieś pod jej stopami. Ale była na to gotowa. Po przeciwnej stronie wyszła wyprostowana jak struna, żwawo krocząc przed siebie.

* * *

Dziwnie było stać znów pośród niedawnych towarzyszy podróży. Pożegnali się ledwo dwa tygodnie temu, a Silia miała wrażenie, że całe wieki upłynęły.
Tym razem nie wypadła, o dziwo, z teleportu żeby sobie zedrzeć kolana oraz wypluć trzewia. Wyszła z niego gładko, pewnym i nonszalanckim krokiem trzymając na rękach wiercącego się Kołtuna. Czarny kocur prychnął niezadowolony, zeskoczył na podłogę i pognał gdzieś do kuchni, obrażony na cały świat. Nie był chyba amatorem teleportacji.
Silia uśmiechnęła się szeroko na widok znajomych twarzy.
Niektórych z nich mogłaby nazwać przyjaciółmi, innych dobrymi znajomymi, a co do pewnej osoby mogłaby pokusić się o stwierdzenie, że to miłość jej życia. Oczywiście niespełniona.
Jens stał w niedbałej pozie, oparty o framugę drzwi, z ramionami luźno zaplecionymi na piersi. Wyglądał na zmęczonego. Pod oczami odznaczały się brzydkie szare cienie, kilkudniowy zarost zakrywał skutecznie ostre rysy jego twarzy. Wzbudził w niej ten widok jakieś ciepłe uczucia. Bez namysłu wzięła rozpęd i w trzech susach dopadła do łowczego skacząc na niego jak dziki kot i oplatając się nogami wokół jego pasa. Słowa nie zdążyła z siebie wykrztusić, ale zaśmiała się perliście a później wpiła ustami w jego ciepłe wargi. Nie zaprotestował ale nie odwzajemnił też jej namolnej pieszczoty. Złapał ją jedynie za pośladki żeby nie runęła na podłogę bo już zaczynała mu się z rąk wymykać.
- Tęskniłam za tobą jak jasna cholera – wyszczerzyła się uroczo i gibko zeskoczyła na podłogę. Pognała do reszty.
Uścisnęła wszystkich po kolei.
- Lilla! - pocałowała paladynkę i rozczochrała palcami jej jasną czuprynę.
- Aleksa! - kolejny mocny uścisk, pełen entuzjazmu i radości.
- Albert! - do kapłana przytuliła się już trochę mniej zaborczo, nie mogła się jednak powstrzymać aby również jego nie wycałować w policzki, na dodatek oba.
Gabriela poklepała po ramieniu i obdarzyła szerokim uśmiechem.
Ponieważ Silia była drobniejsza i niższa niż każda ze stojących tutaj osób musiała się zdrowo nagimnastykować, wspinać na palce i ciągnąć wszystkich za kołnierze aby móc spojrzeć w oczy no i soczyście wycmokać. Biła od niej radość i jakaś beztroska. Wyraz twarzy zmienił się dopiero kiedy ujrzała bladą jak płótno Angelę, przykutą do pobliskiego łóżka i najwidoczniej nieprzytomną. Klęknęła przy nożownicze i, niemalże z czułością, pogładziła po rozpalonym gorączką czole.
- Co jej się stało? Wyjdzie z tego? - zapytała stojącą najbliżej Aleksandrę.
- Daliśmy jej miksturę leczącą. Teraz już dochodzi do siebie. Potrzebuje tylko wypoczynku, ale wczoraj było z nią ciężko. Dostała bełtem pod serce. Na szczęście to twarda dziewczyna.
- Kto jej to zrobił? - małe piąstki czarodziejki zacisnęły się tak mocno, że aż zbielały jej kostki. Nie znała Angeli dobrze ale coś jej ostatnimi czasy obiecała. A teraz nie opuszczało ją wrażenie, że dała ciała na całej linii.
- Jak wynika z jej słów, dopadła ja gildia skrytobójców, gdy próbowała zdobyć dla nas sposób na dostanie się do Cienistej Twierdzy, od innej organizacji, której skrytobójcy najwyraźniej nie lubią. W zasadzie z relacji tych co byli z Angelą wynika, że ona dostała przypadkowo. Głównie chcieli dopaść jej informatorów.
- Nie byłabym taka pewna – Silia mocno się zamyśliła. - Angela obawiała się powrotu do Tsurlagol. Sugerowała mi, że ktoś może jej szukać i... chyba chcieć ją zabić. Nieważne zresztą...
Wówczas dopiero dostrzegła dwie całkiem jej obce osoby. Wstała niespiesznie i wbiła w nich przepełnione nieufnością spojrzenie. Chłodne niebieskie oczy zwęziły się w cienkie szparki.
- A ci to kto?
- W czasie Twojej nieobecności odwiedził nas Kallor. Usłyszał moją wiadomość - Opowiedziała czarodziejce sen, który mieli pierwszej nocy po rozstaniu z nią. - Przybył razem z nimi, by do nas dołączyli. Dziewczynę chyba znasz, to córka Talgijskiej wiedźmy... - psioniczka popatrzyła z wahaniem czarodziejkę.
- Mój mistrz kilka razy o wiedźmie wspominał. Lepiej żebym go na głos nie zacytowała... - zaśmiała się lekko na wspomnienie kwiecistych bluzgów staruszka.
Wtedy właśnie ośmielona ich spojrzeniami dziewczyna podeszła bliżej dygając i wyciągając dłoń w geście powitania. Silia uścisnęła ją zdecydowanie, jak to zwykli czynić mężczyźni.
Tamta przedstawiła się z marszu i zagadnęła odnośnie lat młodzieńczych. Silia istotnie Katrinę kojarzyła, głównie z opowieści mistrza.
- (...)Raz sprawił, że swędziało mnie całe ciało przez kilka dni! Potem już bałam się zbliżać.
Silia uśmiechnęła się na wspomnienie dziecinnych lat w Taldze. Ale Katrinę nadal prześwietlała świdrującym spojrzeniem. Mistrz jej wiele prawd do łba nawciskał, jako to zaklinacze gorsi są od czarodziei. Pomyślała o dziewczynie jak o swego rodzaju konkurentce. Kto się lepiej mocą posługuje, kto bieglejszy jest w czarach? Tamta, bo z mlekiem matki tą wiedzę wyssała czy Silia, która poświęcała cenny czas i energię na studiowanie i naukę? Ją to zdecydowanie więcej wyrzeczeń kosztowało. Mozolnych ćwiczeń i przepastnych ksiąg. Musiała jak wół harować żeby dojść do punktu, w którym teraz stała. A zaklinacze? Nie mieli poszanowania dla wiedzy. Dostawali wszystko za piękne oczy, choć dar ich był bardzo okrojony. Ich spuścizna była w zasadzie ich ograniczeniem.

Silia poklepała dziewczynę po ramieniu.
- Cieszę się, że Kallor cię do nas sprowadził Katrino. Swoją drogą, szybko mi zastępstwo znalazł... Ale, jak mawiał mój mistrz, co dwa czaromioty to nie jeden, prawda? Dojdziemy do porozumienia. Prędzej czy później...

* * *

Silia podeszła wtedy do drugiego z nowych. Mężczyzna wydał się nie tyle intrygujący co chciała Jensowi na złość trochę zrobić bratając się z innym, na domiar dosyć przystojnym, osobnikiem.
- Witaj – nie podała mu dłoni, za to uśmiechnęła się krzywo, jak lis na widok kury. - Masz jakieś atuty poza gładkim licem? Mieliśmy tu takiego jednego, wiesz? Panny do niego lgnęły jak do miodu, a jak przychodziło co do czego to w walkę się nie mieszał. Twierdził, że gobliny nie są winne temu, że bogowie ich stworzyli jako szkaradne i złośliwe stworzenia. I że zabijać się nie godzi niczego co żyje. Mam nadzieję, że twoje poglądy aż tak radykalne nie są. I że poza zgrabnym tyłkiem masz inne zalety. Na przykład umiesz mieczem robić.
Puściła mu oko. I odeszła bez słowa, ani się nie przedstawiając ani też nie pytając o jego imię.

* * *

- A co w sprawie Strigorija? Mamy jakiś punkt zaczepienia? - konkretne pytanie znów zadawała Silia Aleksandrze.
- Nawet kilka: Po pierwsze droga, którą zdobyła dla nas Angela, ale z tego co słyszałam, może stać sie niedostępna w każdej chwili... no i jest nielegalna... Po drugie: Mamy na wieczór wyznaczona audiencję w siedzibie rady miasta i po trzecie, ktoś kto twierdzi, że nie należy ufać władzy ofiarował sie nam pmóc i zaprosił nas na spotkanie dokładnie w czasie audiencji.
- Czy to przejście do wieży, o które zadbała dla nas Angela, szybko może stracić na aktualności?
- Podobno tak.
- Hmmm – półelfka potarła energicznie czoło. - Szkoda taką szansę zmarnować, może się nie powtórzyć....Osobiście sugerowałabym skorzystać z tych planów, no i nie tracić czasu. Dobrze by było żeby choć ze dwie osoby mi towarzyszyły skoroście wszyscy tacy zajęci. Trzeba by iść po zmroku, jak wieża będzie uśpiona. Trochę to może bezmyślne skoro nie wiemy precyzyjniej gdzie mamy właściwie szukać, ale ja jestem skłonna zaryzykować. Najwyżej nas złapią i wtrącą do lochów – zaśmiała się na ostatnie zdanie. Trudno było wyczuć ile w tym żartu a ile przekory. - Strigorijowi się zmarło, prawda? Szukamy więc jego nagrobka, a ten musi być... no gdzieś w katakumbach pod wieżą.
- Silio... podejrzewam, a Kallor w zasadzie potwierdził, że to uzasadnione podejrzenia, że Strigorij dalej żyje i że jest to obecny lord Henry... - Aleksa zastanowiła się chwilę - Nie wiem czy dostanie sie do twierdzy tamtą drogą bardziej nam nie zaszkodzi niż pomoże. Żona lorda Henrego jest arcymaginią... w Twierdzy mogą być zabezpieczenia magiczne.
- Żyje? - półelfka uniosła brwi w wyrazie zaskoczenia. - W takim razie świeca może być jakby... wszędzie. Szlag by to trafił – opadła na najbliższe krzesło wypuszczając ze świstem powietrze. - Ale możemy nie mieć później możliwości dostać się do wieży. No dobrze. W takim razie poczekamy może aż obie grupy wrócą z umówionych spotkań. Na audiencji z Henrym spróbuj się wywiedzieć gdzie może trzymać świecę. Jeśli sam dobrowolnie nie udzieli nam pomocy możliwe, że będziemy zmuszeni skorzystać z drogi Angeli.
- Tak, jesli wszystko inne zawiedzie... bedziemy musieli spróbować tej drogi. Oczywiście jesli tylko bedzie to realne. A że do wieczora i tak nie mamy nic konkretnego do zrobienia może opowiesz nam co się działo u Ciebie - Obrzuciła czarodziejke ciekawym spojrzeniem - Trochę się zmieniłaś przez te kilka dni...
Silia znów się zaśmiała i zdjęła wreszcie kaptur, który zasłaniał jej twarz aż po czubek nosa. Kaskada granatowoczarnych splotów spłynęła na ramiona.
- Eh, w Midd sprawiłam sobie nowe odzienie, taki tam babski kaprys – błysnęła białymi równiutkimi ząbkami. - Elev obiecał zrobić mi tatuaż na ramieniu. A co do Elendilla... Nie będę kryć, że nie łatwo jest budować relacje z kimś kogo się kompletnie nie zna. To milczący i zamknięty w sobie mężczyzna, całkiem inny niż ja sama. Ale chyba się stara. Cieszę się, że dane mi było choć ten krótki czas podróżować u jego boku. Nawet jeśli zamieniłam z nim tyle zdań, że mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki – znowu parsknęła śmiechem, ale nie kpiącym, dość nawet przyjemnym.
Półelfka wyszła na moment do kuchni i zagarnęła stamtąd dorodne jabłko, w które zaraz wgryzła się łapczywie. Żeby utrzymać konwersację z psioniczką krzyczała więc na całe gardło by tamta usłyszała ją w sąsiedniej izbie.
- A co u ciebie Alekso? Przyłożyłaś się do obietnicy danej driadom? Uczyniłaś wreszcie coś spontanicznie i bez pomyślunku? Czy może na mnie czekałaś żebym ci, zgodnie z obietnicą, dopomogła?
- Powiedziałam Henremu dlaczego chce się z nim spotkać, o świecy, smoku i celu naszej misji. To było spontaniczne i bez pomyslunku. Już mnie za to Jens zdążył zrugać - Alexandra podniosła głos, by usłyszała ją przebywająca w kuchni Silia.
- Świetnie – Silia klapnęła na powrót przy stole. Znów psionickę uścisnęła. Zmierzwiła potem palcami jej nienaganną fryzurę aż włosy na czubku głowy jej się napuszyły a warkocz tracił swoją nieskazitelną formę. - To znaczy, fakt, głupie to było. Myślę, że nie powinnaś była gadać tak prosto z mostu o całej sprawie ze smokiem. Ale może wyszło dobrze. Dobrze, ze względu na ciebie. Wreszcie trochę życia zakipiało w twych żyłach. Nie da się być idealnym Alekso. Im wcześniej to zrozumiesz, tym lepiej. „Popełniaj błędy” mawaiał mój mistrz. „Popełniaj, ale później ucz się na nich i wyciągaj wnioski.” Hehe, zawsze miałam problemy aby tą ostatnią frazę zastosować w życiu.
Fioletowooka dziewczyna uśmiechnęła się zakładając za ucho kosmyk włosów, który przy działaniach Silli wokół jej fryzury wusunął się i zaczął ją łaskotać:
- Mam nadzieję, ze juz więcej nie zrobie takiej głupoty.
Potem spoważniała i popatrzyła uwaznie na czarodziejkę:
- Sil.... - Zdrobnienie, które słyszała od Jensa wydawało się najlepsze do tego co chciała jej przekazać:
- Elisabetha odeszła...

Oczy Silii zrobiły się wielkie i okrągłe niczym złote monety. Wyraźnie nie rozumiała sensu słów, które właśnie padły. A może rozumieć po prostu nie chciała.
Kęs jabłka utknął w pół drogi gdzieś w gardle półelfki i zaczęła się na to opętańczo krztusić. Moment minął nim się uspokoiła. Stała wyprostowana z falującą ze wzburzenia piersią i zamglonymi oczami.
- Jak to odeszła? To znaczy, na chwilę, prawda? Coś musi załatwić? No, wróci przecież? Jakby mogła nie wrócić? Przecież jest, do cholery, moją najlepszą przyjaciółką.! Nie wierzę, że mogłaby mnie opuścić, nie wierzę... – nie przestawała kręcić przecząco głową, jakby chciała tę potworną myśl od siebie odepchnąć.
Psioniczka popatrzyła na czarodziejkę ze współczuciem. Nigdy nie miała przyjaciółki, ale pewnie gdyby miała jej utrata byłaby ciężkim przeżyciem.
- Zabrała wszystkie swoje rzeczy. Chyba... rozmawiała z Jensem. Może on wie coś więcej. Lilla szukała jej, ale nie odnalazła śladu.
Nie wiedziała jak ją pocieszyć.

- I szlag trafił dobry humor... - skwitowała Silia waląc zaciśniętą pięścią w stół i krzywo się przy tym uśmiechając. Sposób w jaki przebierała w powietrzu palcami, w jaki zagryzała wargę czy nerwowo przytupywała... Wszystko to zdradzało ogromne wzburzenie. Nie dziwota zresztą, bo z Silii dało się zawsze czytać jak z otwartej księgi. - Może jednak wcale nie była moją przyjaciółką? Widać nic a nic ją nie obchodziłam... Nieważne. Wszystko nieważne... Mój mistrz mawiał „nie oglądaj się za siebie Silio. Trzeba ci dziecko patrzeć w przyszłość”. Nigdy nie słuchałam jego durnych rad, ale tym razem zrobię chyba wyjątek. Nie będę spoglądać w przeszłość. Ani razu już o Bethy nie pomyślę.

* * *

Trochę czasu spędziła przy majaczącej w malignie Angeli. Nie była pewna po co tam sterczy ale nie mogła puścić gorącej dłoni nożowniczki.
Długo rozmyślała. W końcu oznajmiła późnym popołudniem:
- Przejdę się z wami do tej karczmy, jeśli nie macie nic naprzeciw. A Angelę lepiej by było stąd zabrać. Może znowu ktoś czyhać na jej życie, a nas cały wieczór nie będzie w pobliżu. Alex, może powinieneś zabrać ją do jakiejś gospody i tam spędzić z nią noc? Wiem, że jej stan nadal pozostawia wiele do życzenia, ale chyba lepiej nie ryzykować, że ktoś złoży wam nieproszoną wizytę gdy będziecie sami?

 

Ostatnio edytowane przez liliel : 20-12-2009 o 09:14.
liliel jest offline  
Stary 22-12-2009, 21:49   #39
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Powitania zajęły trochę czasu, pojawienie się dwójki nowych starych towarzyszy znów ożywiło nieco grupę, a przynajmniej jej część i sprawiło, że na chwilę można było zapomnieć o problemach, jakie stały przed nimi tego dnia. Ale one wróciły i wróciły całkiem szybko, podczas opowieści, jaka należała się Silii i zwłaszcza Elevowi, który wiedział jeszcze mniej niż czarodziejka. Alex, wskazany do zostania krzywił się straszliwie i marszczył brwi, walcząc ze sobą i z tym co miał powiedzieć, ale ku jego nieskrywanej za bardzo radości - wyręczył go w tym nowy uczeń Kallora.
-Ja zostanę z Angelą. I tak nie wiem, co mógłbym tam mówić i do czego się przydać, za dużo zaległości.
Poparzył na bladą nożowniczkę, lustrując ją dość dokładnie.
-Nawet jak nic nie będzie mówiła, to nie będzie to złe towarzystwo. Alex, możesz iść z nimi, zaopiekuję się... właśnie, kim ona właściwie dla ciebie jest?
To już nie był ten sam Elev, który wyszedł z nimi z Talgi i odłączył się po spotkaniu arcypsiona. Poklepał czarnowłosego chłopaka po ramieniu, a tamten zapatrzył się na chwilę na Angelę, nie wiedząc chyba co odpowiedzieć.
-Najbliżej jej chyba do mojej siostry, chociaż nie łączy nas zwykłe pokrewieństwo krwi. Ale jak siostrę ją traktuję. Mam nadzieję, że tego nie słyszy, bo mnie zamorduje.
Zaśmiał się nerwowo, chociaż nie do końca brzmiało to jak żart. Ale to co miało być ustalone zostało ustalone, reszta dnia mijała więc powoli i spokojnie. Ranna szybko dochodziła do zdrowia i przed wieczornym wyjściem siedziała już normalnie na łóżku i nawet praktycznie bez pomocy poszła się załatwić. Rana wcale nie zmieniła jej w gadatliwą dziewczynę, ale w pewnej chwili uścisnęła dłoń Jensowi, Quinnowi i Gabrielowi, w ten sposób dziękując im za pomoc. Przysługa za przysługę. Wzięła mapę i kiwnęła na Eleva.
-Przetłumaczymy to. Będziesz pisał, umiesz prawda? Moja ręka jest słaba.
Wyraźnie irytował ją ten fakt. I to, że wszyscy prócz niej, Eleva i Gabriela, który pozbawiony magicznej pomoc był w gorszym od niej stanie, wychodzili właśnie.

***

Budynek rady miejskiej nie należał do małych. Kamienny gmach miał kilka pięter, a jego fronton zajmował cały jeden bok jednego z miejskich placów. Umieszczony w dzielnicy rzemieślniczej miał być dostępny w zasadzie dla wszystkich, a pracujący w środku urzędnicy załatwiali sprawy ludu. Przynajmniej w teorii rzecz jasna, ale nikt z nich w tej chwili nie zastanawiał się nad systemem i sprawnością działania machiny urzędniczej i prawnej, której zawiłości przerosłyby pewnie najtęższe głowy. Mieli umówione spotkanie i ku niemu podążali, zagłębiając się w nieznane im pomieszczenia wyłożone marmurem. Styl był tu podobny do tego z budynku opery, tyle, że nie było tu praktycznie ozdób, a tylko duże, surowe, kamienne wnętrza.
Jakiś urzędnik wyszedł im na spotkanie, doskonale najwyraźniej wiedząc czego się spodziewać. Tylko mała liczba "gości" trochę musiała go zaskoczyć.
-Tylko trójka? Powiadomiono mnie, że osób ma być więcej, ale trudno. Proszę za mną.
No właśnie, prośba Lorda Henrego była wyraźna. Czy zignorowanie jej miało mieć jakieś poważniejsze konsekwencje? Głupotą byłoby zakładać, że władca Tsurlagol niczego o nich nie wiedział. Urzędnik zaś prowadził, najpierw po schodach na górę, aż na ostatnie piętro, które było wyłożone dywanami, nieco ciaśniejsze a przez to i bardziej przytulne. Paliło się niewiele świec, więc panował półmrok. Późna godzina sprawiała oczywiście, że za oknami panowała ciemność, chociaż widok był i tak niezły z okien najwyższego piętra. Na podziwianie nie było oczywiście czasu.

Przewodnik nie prowadził już daleko. Przed jednym z dość niewielkich gabinetów, mogących pomieścić ledwie ze dwadzieścia osób, stało dwóch członków Ostrzy, mierzących spojrzeniem podchodzących. Urzędnik nie zwrócił na nich uwagi, otwierając drzwi i wpuszczając gości do środka, gdzie znajdował się tylko ustawiony na środku owalny stół, przy którym poustawiano krzesła. Nie siedział na nich jeszcze nikt. Co ciekawe strażnicy nawet nie zapytali o broń i nie próbowali przeszukać. Nie poprosili o jej oddanie.
-Lord zaraz przyjdzie. Usiądźcie.
Sam skłonił się lekko i opuścił pomieszczenie.
Nie było tu okien, pokój umieszczono bowiem w głębi budynku. Na posadzce znajdował się ciemny dywan, a ściany zasłaniały grube zasłony i proste gobeliny, na których nikt nie próbował wyszywać scen z bitew. Za to wszystko sprawiało, że było tu przytulniej. Z drugiej strony nie było to królewskie, ani nawet lordowskie pomieszczenie, a audiencja bardziej miała przypominać naradę miejskich urzędników a nie spotkanie z najpotężniejszą personą tej części Vast.
Nie musieli czekać długo, gdy Lord Victor Henry wkroczył do komnaty, przyjmując w ciszy ukłony swoich gości. Sam również skłonił się lekko i zasiadł przy najbliższym krześle.


Ubrany był na czarno, a jego jasna cera wyraźnie ów czerń jeszcze podkreślała. Za to pasowała do koloru oczu i włosów, a także do ogólnego wyglądu, który prócz wyraźnej szlacheckiej naleciałości i gładkich rysów, miał w sobie również coś niezwykle mrocznego, co sprawiało, że krew wolniej krążyła w żyłach. Władca Tsurlagol nie odzywał się, póki służący, który wszedł tuż za nim, nie rozstawił kielichów, nalewając do nich nieco rozcieńczonego, ale dobrego wina, skłonił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Dopiero wtedy przyjrzał się uważniej wszystkim, długo wpatrując się w oczy Alberta.
-Postanowiliście więc nie przychodzić wszyscy, a przybyli tylko posłańcy. Jest pani tu mile widziana, panno de Blight. Jak również pani przyjaciel
Niespodziewanie skłonił się raz jeszcze ku psioniczce i Alexowi. Ale jego czujne spojrzenie spoczęło znów na kapłanie.
-Czemu postanowiliście zabrać ze sobą tylko jednego z towarzyszy, na dodatek niewolnika pana śmierci?
Uniósł kielich i umoczył usta w czerwonym płynie. W końcu uśmiechnął się, rozbawiony.
-Doprawdy, życie potrafi być ciekawe. Wiem z czym przychodzicie i chociaż sprawa jest poważna, zdajecie nie traktować się jej poważnie. Jak bowiem wyjaśnicie to, że większość z was poszła do karczmy, na spotkanie z kimś całkiem obcym, na podstawie jednej tylko kartki? Nie bądźcie zdziwieni, wiem co dzieje się w moim mieście, chociaż ostatnie wydarzenia są doprawdy intrygujące.
Zamilkł na chwilę, kosztując kolejny łyk płynu, ale czuli, że to jeszcze nie czas, by to oni mówili. Po chwili Lord Henry podjął swoją wypowiedź.
-Pozwolę sobie powiedzieć wprost. Świeca, której potrzebujecie, zawiera cząstkę duszy i informacje, których nie mogę dobrowolnie powierzyć komukolwiek, nawet jeśli misja jest tak ważna. Ale oddam wam ją, jeśli zidentyfikujecie tych, którzy spotykają się właśnie z pozostałymi waszymi towarzyszami. Magii, jakiej używają, nie da się łatwo przełamać, ale wystarczy, że poznam ich tożsamość. Niech to będzie zapłata za moją pomoc. Odpowiem na kilka pytań, jeśli chcecie. Ale o nich wiem tylko tyle, że szykują coś, co będzie wymierzone we mnie, moją rodzinę i całe Tsurlagol. Irytuje mnie moja niewiedza, możemy więc sobie wzajemnie pomóc. Nie musicie też deklarować się w tym momencie. Na pewno będziecie chcieli posłuchać co powiedzieli tamci. W tym wszystkim tylko jedną stronę wybierzecie, nie zwiedziecie ani mnie, ani ich. Ale tylko ja mogę ofiarować wam świecę.
Uśmiechnął się lekko, znów unosząc kielich. Ale tym razem czekał.

***

"Włos Jednorożca" wieczorami najwyraźniej przeżywał istne oblężenie. Zdecydowana większość kupców zakończyła już pracę na dziś, teraz wracając do miejsca zakwaterowania. Do tego dochodziła ich służba, pomocnicy, miejscowi, którzy po prostu przychodzili na piwo lub dwa a także podróżni, którzy dopiero w środku miasta znaleźli miejsce na nocleg. O tyle dobrze, że w niezłym lokalu nie było mieszkańców najgorszych dzielnic, a ochroniarze nie wpuszczali nikogo z bronią. To nie było miejsce na burdy, a liczne patrole Ostrzy zapewne zdusiłyby każdy problem zanim stałby się poważny. O ile wcześniej nie zrobiliby tego wykidajła, zatrudniani przez właściciela.
Zanim jednak zdążyli zbliżyć się do drzwi, podbiegł do nich młody chłopak, ubrany w proste, powycierane ubranie. Jeden z młodych kurierów. Wcisnął Jensowi karteczkę w dłoń, zgarnął miedziaka, którego ktoś mu wcisnął i już go nie było. A słów napisanych było tylko kilka.
"Nie znacie mnie. Nie mówcie za dużo. H."
Tajemnicza informacja, ale literka podpisu nie od razu wszystkim wskazała konkretną osobę. Ale to miało wyjaśnić się wkrótce. Najpierw musieli znaleźć się w środku.

Już na samym początku każdego przeszukano dość dokładnie, poproszono również o oddanie całej broni. W środku miało być bezpiecznie, chociaż tak na prawdę wszyscy, którym na tym zależało, mogliby przemycić coś do karczmy. A wnętrze było zatłoczone, nijak nie było można znaleźć jakiejś konkretnej osoby, czy wolnego stolika. Oni jednak nie musieli czekać. Jeden z kelnerów zbliżył się, poinformowany zapewne jakiś czas temu.
-Państwo na spotkanie? Proszę za mną.
Poprowadził w głąb karczmy, wymijając zwinnie ludzi z zatłoczonej wspólnej izby. Krótki korytarz, po czym wskazał na drzwi, uśmiechnął i odszedł. Osobne pomieszczenia do załatwiania pewnych spraw musiały być tu całkiem powszechne, bowiem w tej części karczmy było ich jeszcze co najmniej kilka. Czarodziejki dzięki temu miały chwilę, by użyć swej mocy, nikogo tym nie niepokojąc. Prócz siebie samych. Macki magicznej energii rozwinęły się wokół, tworząc sieć wykrywającą inną magię. Nie docierały tylko do pokoju, do którego musieli za chwilę wejść, wystarczyło bowiem lekkie dotknięcie ściany, by wszystko zostało wessane przez wir antymagii. Obie pierwszy raz spotkały się z tym zjawiskiem na żywo, chociaż każda słyszała o tym co nieco. Jedno było teraz pewne - w środku nie zostanie użyta żadna magia, moc ani magiczny przedmiot. Ich rozmówcy byli ostrożni, co mogło mieć i zalety i wady.

W końcu ktoś musiał nacisnąć tę klamkę i wejść do środka. Niewielkie pomieszczenie było urządzone bardzo prosto, w końcu była to karczma. Prostokątny stół na środku zastawiony był potrawami i napojami, stojącymi w wielkich dzbanach. Większość krzeseł była pusta, w alkowie zasiadało bowiem jedynie dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich obdarzył nowo przybyłych długim, niezbyt przyjemnym spojrzeniem. Miał dość długie, rude włosy, a broda wskazywała, że od jakiegoś czasu się nie golił. Ostre rysy i mocno zarysowana szczęka współgrała ze skórzanym, ciemnym ubraniem. Wzrok miał nieco mętny, ale za stołem siedział wyprostowany, badając każdy ich ruch.


Drugiego zaś... Silia, Jens i Lilla kojarzyli z początku swojej wielkiej przygody. I oni pojęli wnet znaczenie karteczki, którą wręczył im posłaniec. Hans Midrith siedział w niedbałej pozycji, trzymając w rękach kufel i patrząc na wchodzących z lekkim, raczej ironicznym albo i nawet kpiarskim uśmiechem. Drugą dłonią bawił się nożem do mięsa, przesuwając go sobie między palcami. Nie zmienił się praktycznie w ogóle od pierwszego spotkania przy Strażnicy, za to oczywiście nawet najmniejszym gestem nie dał po sobie poznać, że rozpoznał kogokolwiek z przybyłych. I również nie on się odezwał, bowiem wstał rudy, wskazując miejsca.
-Siadajcie. Żadnych imion. To... wstępna rozmowa.
Był spięty, zupełne przeciwieństwo do Hansa, który skinął głową na powitanie. Ale to nie byli wszyscy, którzy mieli być na tym spotkaniu. Drzwi otworzyły się raz jeszcze, a do środka wśliznęła się kobieta, zapewne ludzkiej krwi, co jednak nie było pewne. Kobieta była ubrana w długą, szeroką i prostą, chociaż uszytą z dobrego materiału suknię szarego koloru, a wokół twarzy miała owinięty woal, który odsłaniał praktycznie tylko jej duże, podkreślone czernią oczy. Zamknęła drzwi na klucz i również usiadła. Szybko poznali, że to właśnie ona była główną postacią tego "widowiska".


Hans wskazał na jedzenie i napitek, równocześnie nalewając wina kobiecie, chociaż mało było prawdopodobne, by odsłoniła się po to, by tego skosztować. Był to raczej tylko grzecznościowy gest.
-Częstujcie się, na nasz koszt. Nie jest zatrute.
Jakby chcąc to udowodnić, ukroił sobie kawałek pieczeni, wkładając do ust i zapijając piwem. Czuł się tu zdecydowanie najswobodniej, chociaż i rudy zaczynał się rozluźniać. Nieznajoma zaś najpierw tylko patrzyła, dokładnie lustrując każdego, kto siedział przy stole. A potem się odezwała. Mówiła szybko i cicho, jakby nie ufała wszystkim tym zabezpieczeniom wokół.
-Dziękuję, że zechcieliście przyjść. Sprawa, którą mam do was jest... delikatnej natury, jak się pewnie domyślacie po tym, co tu zastaliście. Czary pozwalają nam unikać wszędobylskich Ostrzy, ale i tak przejdę od razu do rzeczy.
Wzięła głębszy oddech. Midrith wydawał się za bardzo nie słuchać, pochłonięty jedzeniem i piciem, rudy wstał i podszedł do drzwi, jakby to mogło powstrzymać ewentualnych podsłuchujących.
-Udało się nam... dowiedzieć, czego poszukujecie i kto ów przedmiot posiada. Jesteśmy też skłonni udzielić wam pomocy w osiągnięciu celów, wszystkich w obrębie Tsurlagol. Jesteście tu obcy, nieznani. Jak zapewne się już domyśliliście, osobom, które reprezentuję, nie podoba się obecny stan rzeczy. Władza, która kryje jakąś mroczną tajemnicę, piraci, głupie prawa i brak swobody wiary. I władza, do której dochodzi się w zależności od majątku. Śmierć na ulicach, która jest powszechna, chociaż się jej nie widzi. Chcemy to zmienić, pomóc ludziom, sprawić, by miasto znów stało się miastem prawdziwego prawa. Wiemy, że część waszej grupy udała się na spotkanie z władzami Tsurlagol. Dysponujemy potężną magią, dzięki której wymykamy się Henrym, ale potrzebujemy sprzymierzeńców. Użyjemy czarów, które sprawią, że Victor uwierzy w każde słowo i to, że na prawdę chcecie mu pomóc. A to wystarczy, by odkryć co kryją i ujawnić to przed ludem. A to wystarczy, by ich obalić. Mamy odpowiednią siłę, gdy poprą nas zwykli ludzie.
Spojrzała jeszcze raz każdemu głęboko w oczy.
-To pierwsze nasze spotkanie, dlatego nie powiem wiele więcej. Pytajcie, jeśli chcecie. Jeśli nie... zastanówcie się i najpóźniej jutro przekażcie wiadomość, tutaj, w tej karczmie. Ktoś będzie na nią czekał. Ale gdy się zgodzicie, rytuały, którym zostaniecie poddani, uniemożliwią okłamanie nas i zdradę. Musimy być... ostrożni, a dzięki tym samym rytuałom nawet arcymagini nie przejrzy prawdziwych zamiarów. Unikamy ich już dwa lata, organizując poparcie. Jesteśmy ludem, mówimy w jego imieniu. A jeśli uda nam się zdobyć to czego szukacie i poznać tajemnicę rodu Henrych... uratujecie wiele istnień. Pytajcie, lub odejdzie i zastanówcie się nad naszą propozycją. Prócz naszej pomocy otrzymacie również dowolną równoważność w złocie lub przedmiotach, jeśli tylko wszystko się powiedzie. Wielu kupców jest tu niewyobrażalnie bogatych. Czas to zmienić!
Mówiła z pasją, chociaż nie podniosła głosu. Teraz czekała.
 
Sekal jest offline  
Stary 28-12-2009, 00:10   #40
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
„Włos jednorożca”... Silia zastanawiała się chwilę nad idiotyczną myślą, kto wymyśla nazwy dla tych wszystkich gospód? Jeśli właściciele, to posiadacz tegoż miejskiego przybytku musiał być nie lada romantykiem. „Włos jednorożca”... Cholernie liryczne to brzmiało.
Wnętrze było nawet ładne a i chyba burd za wiele nie mogły widzieć oczy tutejszych bywalców. W nozdrza uderzyły półelfkę przyjemne zapachy jadła i napitków, gwar tłoczącej się przy stołach ciżby brzmiał swojsko i usypiał czujność. Lokal wyglądał na bezpieczny, choć pozory mogą przecież zwodzić. Na głównej sali nikt jednak nie śmiałby ostentacyjnie ich zaatakować co wydawało się nawet pocieszające. Przyszli tu w końcu rozmawiać.

Ochroniarze przy wejściu skutecznie porządku pilnowali i już na wstępie pozbawili ich broni. Silia bez cienia żalu oddała dwa sztylety. Nie czuła się bez nich szczególnie bezbronna. W zasadzie nosiła je przy pasie tylko dla formalności, w końcu to magia była jej prawdziwym orężem. Orężem, którego została niebawem również pozbawiona...
Karteczka dostarczona przez posłańca trochę ją zdziwiła. Tak samo jak enigmatyczny jednoliterowy podpis. H? Czy znali, u diabła, jakiegoś H? I dlaczego mają niewiele mówić? To znaczy i tak nie planowała Silia kłapać dziobem na prawo i lewo i zdawać relację z ich zamiarów, podróży czy choćby własnego dzieciństwa, no ale po co ta ostrożność? Kto ich pouczał i po co niby? Jakby chciał podkreślić, że dobrze im życzy i jest po ich stronie. Takie w każdym razie odniosła czarodziejka wrażenie. Ale to mógł być tylko fortel, kolejne mydlenie oczu. Ufać nie zamierzała nikomu.

Zmartwiła się trochę kiedy skierowano ich do izby na zapleczu. Wolałaby jawne spotkanie wśród tłumu, przynajmniej zapewniłoby to względny spokój. W takich tłocznych miejscach nikt nie rwie się do bitki. Ale w głębi gospody, w odosobnionej sali, to już inna sprawa, Tym bardziej, że oni pozbawieni byli broni, a ci z którymi mieli się spotkać, to już niekoniecznie. Przez chwilę nawet rozważała czy aby nie zawrócić i z całej akcji się po prostu nie wycofać. A jeśli ich tam zamkną i do cna wytłuką? Ryzykowna sprawa. Wahać zaczęła się jeszcze mocniej kiedy odkryła, że pomieszczenie jest monitorowane przez pole antymagi... Teraz to się faktycznie poczuła goluśka jakby bez ubrania pląsała po rynku w południe. Próg jednak przekroczyła, głównie z powodu niezdrowej ciekawości. Chciała się przekonać kim jest zagadkowy „H”.

Wątpliwości zostały rozwiane prędziutko, kiedy tylko przekroczyli próg pokoiku. Hans Midrith zasiadał przy stole w towarzystwie rudego jegomościa. Dołączyła do nich później równie tajemnicza kobieta. Woal na twarzy wydał się już Silii zupełną przesadą. Jakby miała lico odsłonięte to by jej pewnie i tak nie rozpoznali. Jak całej, zresztą, populacji Tsurlagol. Ostrożność wydała się Silii na wyrost. Musiała być osobą publiczną i rozpoznawalną skoro się uciekała do takich metod. A może wcale nie? Może po prostu oni wszyscy cierpią na paranoję widząc wszędzie potencjalnych wrogów? A może faktycznie aż tylu ich mają?

Trochę dziwne to było spotkanie, w takim jeszcze półelfka nie miała przyjemności nigdy uczestniczyć. Nikt się nie przedstawił, każdy mówił ogólnikami, jakby się bał, że za dużo zdradzi. Całość okraszona wibrującą miejscami ciszą, lustrującymi spojrzeniami, a później jeszcze ta śpiewka o truciznach. Na znak dobrej woli Midrith sam skosztował pieczonej gęsi. Szkoda, że Silia wgryzła się sporo wcześniej w jakiś dorodny egzotyczny owoc. Na hasło „zatrute” przełknęła zaskoczona całą zawartość ust i w zdumieniu otworzyła szerzej oczy. Czy dała się właśnie podejść jak jakiś dzieciak ze wsi? Ale, zaraz zaraz. Przecież była w zasadzie dzieciakiem ze wsi... Może więcej powinna myśleć o różnych finezyjnych sposobach, przy pomocy jakich można ich życia pozbawić? Do tej pory uważała, że jeśli będą chcieli ich śmierci to przyjdą pod ich próg uzbrojeni w miecze lub też ciskający zaklęcia. Nagle jakby perspektywa się półelfce poszerzyła i dostrzegła cały wachlarz środków ku ich uśmierceniu. Nie podobała jej się ta myśl w ogóle...

Atmosfera ogólnej konspiracji nawet Silię odrobinę śmieszyła. „Zabawa w szpiegów” - przeszło jej przez myśl i nie mogła się powstrzymać by nie zachichotać. Zaraz jednak zakryła usta dłonią i wbiła wzrok w ziemię. Trochę ją przerażał rudy typ a jego nerwowość wprawiała czarodziejkę w stan ogłupienia. Nie była pewna w co tak do końca tutaj wdepnęli.
Szkoda też, że ta cała niewiedza i konspiratorstwo było tylko jednostronne. Oni na temat nieznajomych (no nieznajomych, za wyjątkiem Midritha) nie wiedzieli nic, tamci za to zdawali się wiedzieć o nich aż zanadto.
Nie zdradziła się, że Hansa rozpoznała. Udawała obojętność i słuchała tylko. Gdy kobieta skończyła Silia wstała od stołu, dając niby znać, że posiedzenie uważa za zakończone. Zawsze lubiła strugać ważniaka, a teraz z pozycji dominującej zakończyć spotkanie tych trzech znamienitych person (bo pewnie nieznajomi zwykłym pospólstwem to nie byli, tego się nie trudno było akurat domyślić).
- Dziękujemy za spotkanie – skinęła lekko głową. - To chyba oczywiste, że nie możemy dać wam z marszu odpowiedzi. Naradzimy się i damy znać co postanowione. Jeśli jutro o tej samej porze pojawimy się tutaj znaczy, że propozycję akceptujemy. Chyba, że wyznaczycie inne miejsce spotkania, wedle waszej woli. Mniemam, że tacy ostrożni ludzie jak wy mogą nie lubić dwa razy używać tego samego lokalu do szemranych spotkań.
Błysnęła ząbkami, zgarnęła jeszcze jabłko z zastawionego suto stołu i puściła oko do rudzielca. Pewnie dlatego, że na myśl jej przywodził Elizabethę.

* * *
Gdy wrócili do domu Silia od razu wygłosiła swoje zdanie.
- Jedną z tych trzech osób znamy. Brunet. To on podesłał nam wiadomość. Nie wiem jednak na ile można mu ufać. Co do propozycji naszej „pani bez twarzy”... Oczywiście brzmi rozsądnie. Stara władza ma swoje wady, każdy kto choć raz stopę postawił w Tsurlagol musi je dostrzegać. Chociażby zakaz magii kapłańskiej, brak swobody wyznania czy łupiący poczciwych ludzi piraci... Strigorij, który uczepił się stołka szmat czasu temu i jest ślepy na zmiany. Mamy dwa wybory – albo obecny władca albo przewrót władzy. Osobiście byłabym skłonna zaufać naszym nowym znajomym, przyświecają im słuszne poniekąd idee. Z drugiej strony, wszyscy wiemy, że nie o idee się tutaj rozchodzi a o dostęp do koryta. Umarł król, niech żyje król. Nowi pragną przyssać się pewnie do władzy jak pijawki, uszczknąć z tego worka złota cokolwiek dla siebie. Stary porządek rzeczy zagości niebawem w niezmienionej formie, tyle, że postacie na szachownicy się zmienią. Zabrzmi to może bezdusznie i sceptycznie, ale problemy Tsurlagol nie są naszymi problemami. My mamy swoją misję i jest nią świeczka. Jeśli Strigorij odda nam ją dobrowolnie, sprawa sama się rozwiąże. Jeśli jednak nie będzie skory do współpracy wówczas skłonna jestem zaryzykować znajomość z naszą bandą konspiratorów. Metoda jest dla mnie jak najbardziej bez znaczenia, liczy się efekt, czyli świeca oczywiście. Piszę się na wszystko co nam ją zapewni. Natenczas poczekajmy z czym wróci Aleksa. Może audiencja rzuci nowe światło na nasze położenie. Chociaż prawa w tym mieście... faktycznie pozostawiają wiele do życzenia. Z dwojga złego jestem skłonna poprzeć tych, hmmm... - uśmiechnęła się na określenie, które nasunęło jej się na myśl - rebeliantów.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 28-12-2009 o 00:15.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172