Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-10-2011, 20:46   #401
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Po zbiciu krzyształów zostały już tylko duchy... Jednym z nich był Hourun, jej ukochany Hourun. Ten dla którego Maeve tu przybyła. Wszystko zepsuła. Łzy spłynęły jej po policzkach, gdy spojrzała na niego. Nie chciała się żegnać. Nie teraz, nie nigdy. Całą tą drogę to właśnie myśl o nim motywowała ją i pchała do działania. Miała poczucie, że zawiodła, że wszystko mogło się potoczyć inaczej gdyby nie ona. Tak bardzo chciałaby go znowu dotknąć, przytulić się. To wszystko nagle przestało mieć sens. Głos miał rację. Ofiarowała swoje życie, a to on nim był. To on motywował ją, pchał ją do przodu nawet, gdy nie było go w pobliżu. A teraz, gdy zrozumiała, że już naprawdę go zabraknie to wszystko przestało mieć jakikolwiek znaczenie. Przestała już nawet myśleć o wydostaniu się. Chciała umrzeć i odejść wraz z Hourunem.
- Ja... - zaczęła słabo, głos uwiązł jej w gardle. - Zawiodłam. - Nie była w stanie więcej powiedzieć, patrzyła na niego ze swoimi bursztynowymi oczami utkwionymi w jego rozmywającej się twarzy.
- Nie gadaj głupot - ofuknął ją Hourun, choć Maeve bardziej domyśliła się niż usłyszała szorstkie słowa. - Zrobiłaś co należało... i przeżyłaś - półprzeźroczyste usta ułożyły się w krótką pochwałę, lecz przy ostatnich słowach głos zaklinacza lekko zadrżał.
- Przeżyła, ale nie mamy jak się stąd wydostać. - Tua nie musiała więcej dopowiadać. Zginą jeśli stąd szybko nie uciekną. Może przynajmniej wtedy Meave będzie ze swoim ukochanym...

Elidor spojrzał w górę oceniając szanse wspinaczki. Ślady po smoczych pazurach tworzyły niezłe stopnie; gdyby mieli haki można by spróbować. Pozostawał tylko problem dosięgnięcia komina.
Tua podążyła za wzrokiem ducha, a w jej głowie zaczął się wykluwać pomysł.
- [i]Dziękuję - powiedziała i cofnęła się parę kroków sięgając do plecaka Laure. Przy ostatnim pożegnaniu Maeve z Hourunem chciała im dać choć odrobinę więcej prywatności.
- Może i przeżyłam, ale co to za życie... Dużo rzeczy niedopatrzyłam, a gdybym dopatrzyła może byłoby inaczej...Może ciągle byś ze mną był - Dodała Maeve, płacząc cicho. Tak bardzo chciała objąć go, poczuć ciepło jego ramion poraz ostatni. - Nie zdawałam sobie sprawy, że gdy obiecuję Mystrze moje życie może się to odbić na tobie. Nie zdawalam sobie sprawy, że to ty byłeś moim życiem. Sny o tobie dawały mi siłę, to one motywowały mnie do działania...- Naraz coś sobie przypomniała. - W jednym ze snów miałeś pierścień trzech życzeń...Śpiewałeś o nim...O co w tym chodzi? Ciągle tego nie wiem.
Hourun potrząsnął głową. - Sam wybrałem tą drogę, znając jej kres. Nie masz powodu się obwiniać. Może to ja byłem głupcem... - zamilkł, zaciskając w złości szczęki. Na ostatnie pytanie odpowiedział Elidor.
- Pierścień powinien tu być... tak myślimy. Był potrzebny do rytuału.... a może był jednym z jego efektów? Nie udało nam się tego dojść, Pathox pilnował swych sekretów. Szukajcie. I uważajcie na lustro! - krzyknął do Tui, która zaczęła obszukiwać salę i za niewielkim załomem znalazła bagaże wrogów. Zaniepokojony podpłynął do niej, migocząc intensywnie.
Tua słysząc ostrzeżenie zatrzymała się. Wyprostowała się znad przedmiotów i spojrzała pytającym wzrokiem na ducha.
- Uwięzi was w środku, tak jak nas uwięziło. Nie patrz w nie - ostrzegł.
- Dziękuję. - Dziewczyna skinęła głową duchowi. - Pierścień na prawdę może tu być? Mamy zwój z zobaczeniem niewidzialnego. Myślisz, że to wystarczy? - Tua nie dowierzała.
- Nie wiem... ale nie mamy... nic do stracenia... prawda? - odparł duch. Widać było, że z coraz większym trudem utrzymuje się na realnym planie.
- Jeśli uda nam się przeżyć... Możemy jakoś Ci się odwdzięczyć? Zrobić coś dla Ciebie?
- Znajdzcie moją córkę... -Elidor zawahał się. -Powiedzcie jej matce... że przepraszam. W Atmeeil jest list... - elf przymknął oczy. - Dziękuję...
- Traf szybko przed oblicze swego boga - pozżczyła mu Tua, nie wiedząc co powinna powiedzieć na odchodnym zmarłej osobie. Hourun stał jeszcze chwilę przed zaklinaczką, lecz ta milczała. Mężczyzna zrobił gest, jakby chciał ją pogłaskać, lecz w końcu tylko westchnął boleśnie i rozmył się w nicość. Maeve zacisnęła zęby, ocierając łzy wierzchem dłoni. “Jesteś twarda” powtarzała sobie, jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc.
 
Callisto jest offline  
Stary 28-10-2011, 21:20   #402
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Laure był na prawdę dobrze przygotowany do tej wyprawy, a pewnością lepiej niż ona, Tua. Całe szczęście, że ocalał jego plecak, tylko on może ich teraz uratować. Czarodziejka otworzyła plecak i wyciągnęła z niego Kulla. Aesdil ukrył go tu, by ptak nie odniósł obrażeń w czasie walki. Teraz chowaniec był przestraszony i wyrywał się dziewczynie. Była w stanie jedynie stwierdzić, że nie ma żadnych poważniejszych ran. Wypuściła go z uścisku i ptak poleciał od razu ku otworowi w sklepieniu groty.

Czarodziejka zaczęła wyciągać z plecaka inne rzeczy. Znalazły się zestaw wspinaczkowy i lina. Był też zwój z Wystrzeleniem przedmiotu. Wiedziała, że marne są szanse, że wszyscy cało się wydostaną z tego miejsca, ale nie zamierzała zrezygnować. Mogło im się udać. Tego należało się trzymać. Zebrali też wszystkie porozrzucane wokół przedmioty. Część była ich, część przeciwników. Niektóre potężne. Uważając, by nie spojrzeć w lustro, Tua zawinęła je w jakąś szmatkę i schowała jak resztę przedmiotów. Będą się nimi dzielić, gdy uda im się stąd wydostać.

Pierścienia niestety nie znaleźli. Tua poprosiła Meave, by rzuciła wykrycie magii i razem z Kariem zaczęli szukać artefaktu. Wtedy pwrócił Sherin. Zdał im relację z odejścia smoka, a także z powietrznych walk, które się nad nimi toczyły. I wtedy znaleźli artefakt! Był w jednym z zagłębień po krysztale na ołtarzu. Najwyraźniej w czasie walki sami musieli go tam wrzucić, nawet nie zauważając tego. Najemnik z pewnym wahaniem wręczył go czarodziejce, a ta przyjrzała się znalezisku dokładnie, nie zauważając nawet niepewności Karia. Niestety, jedno z oczek pierścienia wyglądało na już zużyte, a w każdym razie niemagiczne. Drugie było stłuczone. Zdatne do użytku było jedno oczko. Jedno życzenie.

- Pierścień trzech życzeń - powiedziała cicho Tua, ale wszyscy ją słyszeli. - Bardzo potężny. Z łatwością mógłby nas stąd wydostać, ale byłoby to marnotrawienie takiej szansy. Myślę, że byłby w stanie ocalić Sorg, jeśli tylko właściwie byśmy wypowiedzieli życzenie. - Spojrzała po towarzyszach czekając na ich reakcję. Atoli był osowiały; wyglądało jak gdyby nie tylko los Sorg, ale i jego własny przestał go interesować. Z twarzy Karia jak zwykle nic nie można było wyczytać.
“Jedno życzenie”. Te dwa słowa rozbrzmiewały w głowie zaklinaczki pustym echem. Jedno. Nici z jej planów. Miała zamiar wykorzystać jedno życzenie dla siebie...By ożywić Houruna. A Tua chciała ocalić Sorg....Jaki był w tym sens? Sorg i tak nie pomogłaby im się stąd wydostać, a Hourun na pewno. Inna kwestia, czy pochwaliłby takie zachowanie...Zaklinaczka wierzyła, że gdyby go wskrzesić na pewno dałby im pomocną dłoń, w końcu był w tym doświadczony.
- Tua...Mogę go potrzymać na moment? Pierścień? Chcę zobaczyć z bliska to, co mi się śniło. - Powiedziała. Czuła się źle okłamując przyjaciółkę, ale to było najlepsze wyjście. Przecież nie mogła zdradzić jej swoich planów.
Tua nie wyczuła prawdziwych intencji Meave. Może powinna to przeczuwać, w końcu widziała jak bardzo kocha Houruna, ale z drugiej strony... traktowały się przecież jak siostry. Bez słowa, od razu oddała przyjaciółce artefakt.
Maeve wzięła artefakt do ręki. Pogładziła lekko pierścionek. Nagle Atoli, który stał obojętnie koło sterty łupów, poderwał głowę i z gardłowym rykiem skoczył w stronę zaklinaczki, by wyrwać jej skarb. Kario rzucił się, by go powstrzymać - a może również przejąć pierścień - i obaj wpadli na kobietę. Pierścień upadł i potoczył się po posadzce, a mężczyźni zwarli się w walce. Niestety starszy i cięższy Atoli szybko zyskał przewagę nad szczupłym łotrzykiem i, usiadłszy na nim, obiema rękami chwycił go za gardło. Kario zaharczał, szarpiąc ręce najemnika, lecz nie mógł oderwać ich od swojej szyi.

Tua rzuciła się od razu w stronę mężczyzn. Nie wiedziała co wstąpiło w Atolego, ale szybko podbiegła, dotknęła jego ramię i wypowiedziała słowa zaklęcia. Atoli wrzasnął, gdy porażająca magia przepłynęła przez jego ciało. Kario z łatwością uwolnił się teraz ze zdrętwiałych rąk mężczyzny. Celnym ciosem w podbródek posłał go na ziemię, po czym zaczął wiązać jedną z lin, nim Atoli zdołał otrząsnąć się z oszołomienia i bólu wywołanego magią.

Maeve z początku zaskoczyło to, co się wydarzyło. Jednak nie zastanawiała się długo nad tym. Pierścionek nie mógł wpaść w niepowołane ręce, dlatego też ona od razu rzuciła się w kierunku pierścionka, biorąc go do ręki. Po chwili włożyła go na palec i wypowiedziała życzenie: “Życzę sobie aby Hourun powrócił do życia wśród ludzi, ożył. Był tu z nami ciałem i duszą, zachowując wszelkie wcześniejsze wspomnienia i swoją osobowość”. Pierścień zalśnił, ostatnie oczko błysnęło i zmatowiało, a migocząca dusza Houruna znów pojawiła się w sali i zaczęła błyskawicznie wypełniać się.... realnością. Maeve ledwie zdążyła mrugnąć, a w komnacie stał jej ukochany - nieco blady, ale cały i zdrowy, równie zaskoczony co i ona.



Maeve rzuciła się w kierunku ukochanego, cała szczęśliwa, że znowu go widzi. Łzy radości ciekły jej po policzkach. Pocałowała go czule w oba policzki, ściskając mocno. Wszystko przestało się liczyć na tą chwilę. Byli tylko oni dwoje. Tua, Kario, Atoli... Zupełnie nikt. - Udało się! Zadziałało! Jesteś tutaj! - Wykrzyknęła.
Hourun spojrzał na nią półprzytomnie, próbując zorientować się co się wydarzyło. Poruszył ustami raz i drugi, próbując chyba ofuknąć Maeve, lecz w końcu tylko chwycił ją w ramiona i mocno przytulił. Zaklinaczka cieszyła się, że znowu go ma. Znowu był z nią i tym razem nie miała zamiaru go stracić. Będą razem już na zawsze. Pocałowała go czule, po czym pociągnęła w stronę przyjaciółki i Karia.

Tua zaskoczona patrzyła na to co zrobiła Meave, na stojącego obok Houruna i związanego Atolego. Teraz dopiero doszło do niej, że przyjaciółka ją oszukała, najemnik również chciał pierścień wykorzystać do swoich celów, podczas gdy Tua chciała spokojnie z nimi przedyskutować jak najlepiej wykorzystać daną im szansę. Oto co robi z człowiekiem tak wielka potęga i moc.
- Powariowaliście oboje - stwierdziła tylko. Była rozczarowana. - Witaj Hourunie wśród żywych - rzuciła tylko i poszła do Karia, by razem z nim przygotowywać liny i wszystkie inne rzeczy do transportu na górę.

Plan był taki: do sztyletu przywiążą linę i z użyciem zwoju z Wystrzeleniem przedmiotu wbiją go jak najwyżej w kominie. Wtedy będą mogli się wspiąć po linie i dotrzeć do komina, raczej bez większych problemów. Największe problemy zaczną się wyżej. Ustalili, że z zestawem wspinaczkowym i resztą pozostałych im lin pierwszy na górę pójdzie Kario. Gdy już tam dotrze umocuje na górze linę i na dół wraz z nią spuści zestaw wspinaczkowy. Kolejna osoba od wysokości komina będzie miała już asekurację. Dodatkowo, mieli ze sobą pierścień i płaszcz po harpiach, które czterem osobom mogły zminimalizować obrażenia, jeśli by spadły. Tylko, że odkąd Meave sprowadziła na dół Houruna, była ich piątka. Maeve podeszła do przyjaciółki i zapytała, czy nie potrzeba jej pomocy. W końcu im lepiej to zrobią tym większe były szanse na to, że się wydostaną.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 31-10-2011, 11:51   #403
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Nieziemski blask bijący z centrum miasta powoli przygasał. Kolumna światła migotała, rzednąc coraz bardziej. Przez rozegnane magią chmury prześwitywało słońce, nieśmiało oblewając ciepłym blaskiem zbiorową mogiłę Levelionu. Ten sam blask sprawiał, że zjawa sharyckiego demona zdawała się słabnąć i znikać - jednak wszyscy czuli, iż ta istota nie podda się jasności, wykorzysta nawet najmniejszą szansę na zawładnięcie kolejnym nosicielem i nowe życie. Z mrożącym krew w żyłach wrzaskiem, od którego zadrżał nawet magicznie ułożony gryf, rzuciła się na Helfdana i Aidę. Było za późno by zawracać po kulę, za późno by uciekać i szukać innych rozwiązań. Głęboki zaśpiew mężczyzn połączył się z wysokim głosem leśnej elfki. Magia nabrała formy i pomknęła w stronę Tancerki, lecz tropiciel jakby tego tego nie zauważył. Widział jedynie wbity w siebie wzrok eterycznej elfki, przepełniony tak głęboką nienawiścią i żądzą mordu, jakiej nie spotkał dotąd u żadnej istoty, żywej czy nieumarłej. A za nimi migdałowe, zielone oczy Sorg - równie nienawistne, lecz przepastne jak leśne sadzawki - zaś na dnie tych sadzawek widział prośbę i determinację równie mocną jak jego. Wiedział, że nie powinien tam zaglądać - wzrok zjawy mroził go do głębi, grzebał w jego duszy szukając punktu zaczepienia, a eteryczne palce wyciągały się w jego stronę. Nie mógł jednak odwrócić oczu od Sorg - był jej to winien. Magia buchnęła jasnym płomieniem, a czarne ostrze cięło głęboko, od obojczyka po biodro, odrzucając przeciwniczkę w bok. Na policzek Helfdana spadła mokra, przeźroczysta kropla... Zwycięski okrzyk Feliksa zagłuszył pełen wściekłości i rozczarowania wrzask znikającej Tancerki, a ciało Sorg runęło w dół.
Dziewczyna nawet nie poczuła ciosu. Z chwilą gdy opuściła ją służebnica Shar czuła tylko spokój i wdzięczność, że wreszcie jest znowu sobą. Żałowała, że umiera, lecz nie była sama - z góry, znad głowy gryfa wyciągały się ku niej ramiona Helfdana, który próbował złapać spadające ciało. Spróbowała unieść ku niemu dłoń, lecz ta nie chciała jej słuchać. Wpatrywała się więc tylko w jego wąskie, ciemne oczy, coraz większe i większe, aż w końcu ich barwa przesłoniła półelfce cały świat i dziewczyna zatonęła w mroku śmierci.


***



“Walka skończona. Meave, Tua, Kario, Atoli na dole. Nie mamy jak się wydostać. Pomóż.”

Stojąc nad zakrwawionym ciałem półelfki, Helfdan ściskał w dłoni zwitek pergaminu, w który zmieniła się mała jaskółka. Więc jednak ktoś przeżył... mimo ducha, smoka i zawałów. Jakimś cudem jednak się tym cholernym farciarzom udało...
- Czekaj! - rzekł, widząc jak Melchior przygotowuje ciało Sorg do pochówku; czyli spalenia. Tropiciel nie był sentymentalny, ale... Delikatnie dotknął jej brudnej twarzy, po czym ostrożnie wyciągnął spod zbroi bardki wisiorek. Koniec górskiego kryształu był ubity, zapewne jego własnym mieczem, ale reszta była cała. Srebrny łańcuszek nosił jeszcze resztki ciepła Sorg. Schował pamiątkę i ostrożnie owinął Sorg jej własnym płaszczem. - Zaczynaj.
Buchnęły płomienie. Feliks monotonnym głosem recytował inkantacje, mające pomóc duszy półelfki wyzwolić się spod władzy Shar, Pyłów i dotrzeć do dziedziny jej bóstwa. Melchior milczał, przeczesując wzrokiem otoczenie. Usta Aidy poruszał się bezgłośnie. Wreszcie kapłan zakończył modły i tylko swąd palonego ciała unosił się jeszcze w powietrzu.
- Chcesz zabrać jej prochy? - spytał, wskazując na niewielką kupkę popiołu i podając Helfdanowi nieduży, rzeźbiony pojemnik.

Po krótkiej dyskusji znów wzlecieli w powietrze. Melchior uznał za mało prawdopodobne, że list może być pułapką i zgodził się podjąć akcję ratunkową miast zawalić dziurę, jak wcześniej planowali. Gdy dolecieli nad szyb, gramolił się właśnie z niego półżywy ze zmęczenia Kario, a unoszący się wokół niego Sherin popiskiwał radośnie, wysyłając chaotyczne, telepatyczne sygnały. Tropiciel potwierdził tożsamość chłopaka, Feliks zaś jego prawdomówność.
- Skoro tak, zostań tu by im pomóc, a potem dołącz jak szybko dasz radę - rzekł mag. - My zajmiemy się smokiem. - rzekłszy to przyzwał kolejne istoty i, usadziwszy Aidę za sobą, ruszył na północny wschód, gdzie prowadziły ślady gada. Dwa zwoje lewitacji to jedyne, czym mógł ich wspomóc.




Na dole czas płynął o wiele wolniej. Teraz, gdy zniknęły kryształy, jedynym źródłem światła były magiczne pochodnie oraz szary poblask płynący z komina. Tua nieco dziwnie czuła się w obecności Maeve i zmartwychwstałego Houruna. Była zła, zawiedziona i miała poczucie, że wszystko jest na jej głowie - wydostanie się z jaskini, martwienie się o Sorg, Aesdila, dylemat co zrobić z Atolim, kogo pozbawić ochronnych właściwości magii... O zmarłych - Raydgaście, Rado, Kalelu - oraz Iulusie, którego ciała nie widziała w sąsiedniej komnacie, wolała nie myśleć. Z braku lin najemnika trzeba było rozwiązać, jednak ten wrócił do swego apatycznego stanu; nie przeszkadzał i pomagał tylko na rozkaz.

Gdy już minął pierwszy szok Hourun aktywnie włączył się w akcję. Co prawda nie miał mocy by przywołać jakiekolwiek zaklęcia, jednak służył swoją wiedzą. Doradził aktywować Chatkę Leomunda i wspiąć się do szybu po jej dachu, dopiero tam wykorzystując Wystrzelenie przedmiotu. W plecaku Maeve znalazł eliksir Kociej gracji, którym napoił Karia, oraz Przyzwanie potwora, który mógł pociągnąć najemnika choć kilkadziesiąt metrów w górę. Teraz Tua w pełni zrozumiała to, co mówił jej w posiadłości Pathoxa Raydgast o różnorodnym wykorzystywaniu mocy. Wreszcie zaopatrzony w magiczne przedmioty, zestaw wspinaczkowy i liny chłopak ruszył w górę, a za nim poleciał popiskujący z podniecenia pseudosmok, który miał nieść zapasowe liny i zwoje tak długo, jak da radę. Podczas tak wyczerpującej wspinaczki każda pomoc, nawet najmniejsza była na wagę złota.

Kario wspinał się. Czekającym na dole ludziom czas dłużył się niemiłosiernie, zwłaszcza gdy słyszeli jak chłopak ześlizguje się w dół, lub uskakiwali przed spadającymi kamieniami. Wgłębienia po smoczych pazurach dawały dobre oparcie, koniec końców jednak najemnik musiał polegać na sile własnych mięśni; jego ciężki oddech wypełniał szyb jak świst wichru.
Wreszcie usłyszeli triumfalny okrzyk, a na dach chatki spadło trochę ziemi i śniegu - Kario wydostał się na górę. Jeśli jednak nie znajdzie nic, do czego można by przywiązać linę... Minuty mijały, mijały i nic się nie działo! Wreszcie z tunelu dobiegł szmer i o dach uderzył owinięty liną płaszcz, a w nim... dwa zwoje! Po dłuższej chwili pojawił się również Sherin, radośnie obwieszczając, że na górze czeka Helfdan z gryfem, który pomoże wyciągnąć “sieroty” na górę.





Tymczasem Laure pełznął w stronę gór. Bez trudu znalazł wyrwę w murze, przez którą opuścił miasto, oraz kilka cieków wodnych, w których ugasił pragnienie znacznie łatwiej, niż zlizując resztki śniegu z murów. Nieopodal znalazł jakieś powolne, żywe stworzenie, lecz smak krwi tylko pobudził jego apetyt. Woń magii i śmierci motywowała go do wysiłku, lecz góry były tak piekielnie daleko, a on był tak zmęczony... Do tego by tam dotrzeć musiał przejść przez połacie nagiej ziemi i to go nieco niepokoiło. Dotychczasowa monotonia wędrówki i brak zagrożeń sprawiły, że odzyskał nieco jasność myślenia. Nie był już przerażonym pisklęciem, pchanym jedynie instynktem przetrwania. Zaczął myśleć, oceniać, kalkulować.... a w głębinach smoczej osobowości kotłowały się elfie wspomnienia, w których dominowała walka, ból i strach. Te wspomnienia dezorientowały nieco smoka, gdyż zupełnie nie mógł ich dopasować do swojej osoby. Powoli zaczynał jednak rozumieć, że posiada jakichś wrogów, potężnych, magicznych wrogów, których miał tutaj pokonać. Ma również towarzyszy... i potomstwo, co było o tyle dziwne, że nie był jeszcze wystarczająco dojrzały do godów. A towarzysze... pamiętał zapach krwi i śmierci. Potrząsnął łbem. Myśli były jego, ale jakby nie jego, nie z jego ciała i życia, i ta rozbieżność była bardzo irytująca. W zamyśleniu obejrzał się raz i drugi, aż w końcu dostrzegł na niebie zbliżające się szybko punkty. Nie było gdzie się skryć, ale stworzenia były za małe by stanowić zagrożenie; prędzej posiłek. Dopiero po niewczasie zorientował się, że na istot jest więcej - na jednych lecą drugie. Ludzie zawisnęli w bezpiecznej odległości, przyglądając mu się. Łuski zaczęły go swędzieć, niechybnie wskazując że ktoś otacza go magią. Laure nastroszył skrzydła i syknął ostrzegawczo, choć nic się nie stało.

Melchior i Feliks wahali się. Smok okazał się miedziany, a metaliczne smoki niezwykle rzadko schodziły na złą drogę; poza tym zamieszkiwały ciepłe południe, nie lodowatą północ. Z drugiej strony pojawił się wraz ze światłem Shar, choć zaklęcia nie wskazywały by był zły lub pod wpływem jakimś czarów. Był młody, więc Pathox łatwo mógł go oszukać lub przekupić. Było w nim jednak coś dziwnego, innego. Jeśli był tworem Shar lub Urgula, zapewne nie byli wystarczająco uzdolnieni by to odkryć. Czy powinni ryzykować? W końcu czarodziej zwinął dłonie wokół ust i wrzasnął: Czego tu szukasz, smoku?!
 
Sayane jest offline  
Stary 04-11-2011, 18:18   #404
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Był głupcem… i niestety swoje grzechy brał na swoje barki. Mógł wyrzucać utalentowanym i naznaczanym przez przeznaczenie, że mając broń do pokonania demona nie wykorzystali jej. Mógł zbesztać Melchiora za to, że nie powiedział mu o tym że żyła… bo przecież ten stary sukinsyn doskonale to wiedział. Mógł spiorunować spojrzeniem Feliksa za ten okrzyk radości kiedy to Sorg kończyła życie… mógł, on wszystko mógł. To jednak tego nie uczynił. To on dzierżył oręż, to on go użył i to on będzie z tym żył. Swój błąd zrozumiał w chwili kiedy spod nienawistnego całunu Tancerki wyłoniła się dziewczyna którą znał… spojrzenie jej zielonych oczu. ONA ŻYŁA! Chciało mu się zawyć… Wiedział, że to spojrzenie będzie towarzyszyć mu przez wiele miesięcy... a może i lat. Wiedział, że dźwięk rozcinanych mięśni i ścięgien półelfki będzie przy jego uchu kiedy będzie wypijał siódme morze wódki… widok spadającego ciała bardki na długi czas przygwoździło jego wzrok do ziemi…



Podniósł głowę kiedy zabierał wisior, który będzie mu przypominał o tym co tutaj popełnił…

Podniósł wzrok kiedy Feliks był łaskaw zaproponować mu zabranie szczątek półelfki. – Gdybym woził ze sobą szczątki każdego kogo zamordowałem to by wozu mi nie starczyło!

Podniósł też wzrok kiedy komunikował, postara się wyciągnąć tych młodzików z jaskini zamiast latać za jakąś przerośniętą salamandrą.


***


Tropiciel z wielkim zapałem zabrał się do akcji ratunkowej. Jak wiadomo nic tak nie uspokaja gorącej głowy jak chwile spędzone w zamtuzie w towarzystwie miłych dzierlatek i dobrego trunku… jednak nie miał takiej możliwości dlatego zagłuszał sumienie wysiłkiem. Postawił na nogi najemnika, dając mu dostęp do eliksirów i okowity… sam zaś zajął się przygotowywaniem lin, haków i innych pierdół niezbędnych do wspinaczki. Szczególnie dla tych, którzy na tej wspinaczce znają się tak dobrze jak Helfdan na szydełkowaniu. Czasie, kiedy to wszystko przygotowywał… łącznie ze skrzydlatym wierzchowcem, którego siła będzie im bardzo przydatna dał Kario czas na streszczenie mu tego co się wydarzyło i co może na dole zastać. SMOK… to było coś co go najbardziej zaniepokoiło, musieli się spieszyć… chociaż Złotousty mógłby się cieszyć z nieobecności tropiciela w spotkaniu z magami… w końcu to co Helfdan gwarantował to ocalenie i szybką śmierć…co Sorg i Kalel coś o tym wiedzieli. Może metamorfoza w zimnokrwistego gada nie powinna go aż tak dziwić w końcu bard był osobnikiem, który zawsze kalkulował na chłodno, a uleganie jakimś namiętnością to zdecydowanie nie było w jego stylu. To już zakochana zaklinaczka wykazująca się aż tak wielką determinacją żeby nie nazwać tego mocniej… była aż nadto ludzka. Jednak Helfdan nie był ostoją moralności, więc i niemoralnych zachowań nie miał zamiaru komukolwiek wypominać. Zwisało mu to, czy ktoś będzie się zastanawiał czy było warto…

Wspinaczka, przeciskanie się przez szczeliny i obłocone nowopowstałe komory nie było łatwym zadaniem dla kogoś doświadczonego w tych sprawach… nie wspominając już kompletnych nowicjuszy. Ponadto, których siły zostały w ciągu ostatnich tygodni poważnie nadwyrężone… a ostatnie godziny musiały być wręcz nadludzkim wysiłkiem… zarówno jeżeli chodzi o fizyczne jak i psychiczne wyczerpanie. Dlatego półelf zdecydował się zejść sam i rozeznać jak tam wygląda sytuacja. Potem zaczęli się ogarniać i jakoś to poszło… było cholernie ciężko, ale dali radę, pewno gdyby nie te zwoje wyjście zajęłoby to znacznie więcej czasu. Po całym tym wyciąganiu ludzi i sprzętu sapiąc spróbował podsumować ich sytuację. - Dobra poprawcie mnie jeżeli w którymś momencie się mylę. Zaczął spokojnie wyliczankę. - Ray zginął, tak jak Rado, Iulius zginął w jakimś cholernym świetle. Elfia gąsienica zamieniła się w pięknego smoka. Pathox, Stick i jego wesoła trupa zginęli… a Sorg wessał demon, przed którym przestrzegała Ruda Wiedźma. I też już nie żyje. Na potwierdzenie tych słów wyciągnął z kieszeni wisior należący do bardki. – Ale kotki, jaszczurki i ptaszki są zdrowe i całe. No i okazało się, że stara miłość nie rdzewieje i pokona wszystko… nawet śmierć.

Dał im chwilę, na zaprzeczenie lub potwierdzenie. Potem zdecydował się obwieścić co dalej… nie pytał o zdanie. Zakomunikował swoje. - Wy przyczaicie się w tamtym budynku i na nas poczekacie. My w tym czasie z Tuą spróbujemy dopędzić magów i elfa… smoka czy kim on tam jest. Może uda nam się ich przekonać, że to jednak nie manifestacja Urgula. Tu trochę zawiesił głos bo wiedząc jaką tamci mieli przewagę czasową sądził, że mogło być już pozamiatane. – Potem po was wrócimy i udamy się do reszty grupy magów. Nie wiem czy rozsądnie będzie jak tam sami pójdziecie… mogłoby się to kiepsko skończyć, są trochę nieufni.
 
baltazar jest offline  
Stary 06-11-2011, 11:29   #405
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Zrobili wszystko, co mogli, by przygotować się do wspinaczki. Liny, haki, czary... a jednak ilekroć Tua spoglądała w górę, zdawało jej się, że niebo jest tylko coraz dalej i dalej...

Kario miał iść pierwszy. W nim była nadzieja całej grupy. Nie wydostaną się stąd, jeśli najemnikowi się nie uda. Czarodziejka nie była też pewna ile da czar na zdobytych po harpiach płaszczu i pierścieniu. Czy jeśli Kario spadnie, to zaklęcie ochroni go na tyle, że nic groźnego mu się nie stanie?
- Kario... uważaj na siebie - powiedziała zanim wyruszył. Chłopak uśmiechnął się tylko pocieszająco i zaczął się wspinać. Jednak nawet w jego wzroku Tua widziała niepewność... i ciężar odpowiedzialności.

Oczekiwanie i obserwowanie jak najemnik się wspina nie należało do przyjemnych zadań. Każde obsunięcie jego stopy powodowało małą lawinę spadających na nich kamyków i przyspieszone bicie serca Tui. Nie myślała teraz o zmarłych towarzyszach, o jej zawiedzionym zaufaniu do Meave, o żywym nieboszczyku stojącym niedaleko... Nad nimi właśnie ryzykowała życiem ich nadzieja na wydostanie się stąd, tylko to ją zajmowało.
Dużo czasu minęło nim Kario dotarł do wylotu komina, ale zniknięcie jego sylwetki z widoku spowodowało, że czarodziejka niemal krzyknęła z radości. Udało się! Jeden z nich jest uratowany i dla reszty jest już bliżej do uwolnienia.

Spuszczone im przez chłopaka zwoje i informacje o Helfdanie, przekazane im przez Sherina jeszcze bardziej rozbudziły nadzieję i determinację Tui. Gdy tropiciel pojawił się na dole uśmiechnęła się już radośnie. Wiedziała, że mogą na niego liczyć.
Bogowie im sprzyjali.

Jednak sytuacja bardzo znacząco się nie zmieniła. I tak musieli się wspinać.
Dziewczyna czuła, że jest tu najsłabszą osobą i jeśli komuś się nie uda... to najprawdopodobniej będzie to właśnie ona. Mężczyźni byli wytrzymali, Meave wiele przeszła, była twarda, a Tua? Czarodziejka, którą godziny nauki czarów nie uchroniły przed tą sytuacją. W dzieciństwie nie raz wspinała się na drzewa, ukrywając się przed innymi dzieciakami, ale to było dawno i nigdy nie była w tym najlepsza.

Rzuciła na siebie ochronne zaklęcie i rozpoczęła wspinaczkę. Z dołu słyszała rady towarzyszy, z góry czuła wzrok Karia, a Sherin dopingował ją unosząc się w powietrzu w pobliżu niej. Ale wspinała się sama. Powoli, ostrożnie, z zaciśniętymi zębami. Minuty mijały, a ona wciąż walczyła z odległością. Raz na jakiś czas spoglądała tylko w górę i prosiła Lathandera, by dał jej siłę na pokonanie reszty odległości.





Nie raz po kolejnym obsunięciu stopy, gdy jej życie było na włosku, a ręce już jej omdlewały, kusiło ją by się puścić. Spaść w dół, uderzyć w posadzkę i już nic by ją nie bolało, nic nie martwiło... Chyba tylko z tchórzostwa zmuszała się by podciągać się dalej. A może to natchnienie boże?

Ale wreszcie się udało, udało! Łaskawy Lathander wysłuchał jej modlitw. Kario pomógł jej wyjść na powierzchnię. Śmiertelnie zmęczona Tua wpadła mu w ramiona. Kolana trzęsły jej się z wysiłku, ledwo stała. Rąk nie czuła, piekły ją tylko zadrapania i miejsca gdzie starła jej się skóra, bolały połamane paznokcie.
- Dziękuję - wyszeptała i usiadła na ziemi, zostawiając Kario spuszczenie na dół liny i zestawu wspinaczkowego. Teraz, najchętniej zwinęłaby się w kłębek i usnęła.

Wydostanie się wszystkich zabrało dużo czasu. Tua zdążyła trochę odpocząć, była w stanie działać dalej. Nie bardzo zdziwił ją Helfdan zarządzający akcję ratunkową dla Aesdila. Czasu minęło dużo odkąd ruszyli magowie, mogło być już za późno. Ale istniał cień szansy, że jeszcze będą Lauremu potrzebni, należało ruszać.

***

Trzeba było przyznać, że Tua bała się trochę zbliżyć do gryfa. Zwierzę było duże i choć miała okazję widzieć podobne dziwa na jarmarku to jednak nikt nigdy nie kazał jej na tym usiąść. Zawahała się chwilę, ale w końcu poprosiła Helfdana o wyjaśnienia, co i jak powinna zrobić i w końcu jej się udało.
Lot... był dziwny. Podniecenie i radość skutecznie tłumiły emocje związane z ich sytuacją. Strach o Laure, o resztę, strata przyjaciół, a także zmęczenie... Wszystko to sprawiło, że zamiast cieszyć się z lotu zacisnęła tylko oczy i siłą woli próbowała uspokoić szalejący żołądek.
- Helfdan - powiedziała, gdy zdawało jej się, że może bezpiecznie otworzyć usta. - Wiesz... dzięki, że wróciłeś. Za pomoc.

Tropiciel rzucił przelotne spojrzenie czarodziejce. - Nie wygłupiaj się tylko wypatruj smoka! A podziękowania zostaw sobie na potem dziewczyno! Nie bardzo wiedział jak na takie głupoty zareagować więc postanowił zmienić temat na coś konkretnego.
- Wypatruję, wypatruję... - ostrożnie otworzyła oczy i dopiero teraz dotarła do niej świadomość, że naprawdę leci! Zachłysnęła się powietrzem będąc pod wrażeniem widoku, zaraz jednak skupiła się na obserwacji. Dorzuciła jeszcze tylko:
- Chciałam tylko żebyś wiedział, że jestem wdzięczna i doceniam twój powrót.

Półelf chyba nie był w nastroju na takie dyrdymały… ale jak widać Tua tak. Podniósł się nieco w siodle i przekręcił tułów tak by mógł zerkać na znajdującą się za jego plecami czarodziejkę. Lot na gryfie to nie było idealne miejsce do romantycznych pogaduch dlatego raczej pokrzykiwali do siebie. – Posłuchaj dziewczyno… to ja Helfdan i jak to zwykłem mawiać za dziękuję nic nie kupię. Ci, których by twe słowa rozpromieniły polegli… a ja jestem z innej gliny lepiony. Chwilowo jednak nie jestem zainteresowany manifestacją twojej wdzięczności. Pomimo, iż na jego twarzy wykwitł typowy dla niego wilczy grymas w oku nie było widać dawnego błysku. – Znasz mnie i wiesz, że gdybym nie miał w ratowaniu was jakiegoś interesu bym tego nie zrobił. A teraz zróbmy wszystko aby dorwać El… znaczy smoka i spadać z tego cholernego Levelionu. Każdy z nas dostał tutaj porządnie w dupę i jak nie masz jakiegoś konkretnego pytania lub czegoś ważnego mi powiedzieć to skupmy się na czym innym. Milczenie dziewczyny przyjął za odpowiedź. Obrócił się więc tak by wygodnie mu było kontynuować podróż... po czym po cichu dodał - Nie ma za co.

Tua nie wiedziała jaki interes w ratowaniu ich może mieć Helfdan. Czy jego słowa były tylko maską, czy też faktycznie się pomyliła i tropiciel głęboko w poważaniu miał fakt, czy ktoś mu podziękuje za fatygę... nie chciała tego roztrząsać. W końcu miał nawet rację. Nie czas był teraz na słowa, tylko ratowanie Aesdila. Ostatnich słów Helfdana nie dosłyszała...
 

Ostatnio edytowane przez Lynka : 06-11-2011 o 19:42.
Lynka jest offline  
Stary 06-11-2011, 21:25   #406
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Był rozbity... Rozbity psychicznie i fizycznie. Nie był nawet pewien po co idzie przed siebie, dokąd zmierza. Spojrzał za siebie ... widniał tam szlak jaki wyrył w śniegu uciekając ze ... zrujnowanego miasta?

Pyły...

Levelion?

- Czego tu szukasz, smoku?!

Poderwał łeb i odwrócił go ku krzyczącej przekąsce. Wpatrzył się w nią.

Czego tu szukam? Ja? Smokiem?!

Przecież wcześniej nie byłem smokiem, nikt mnie tak nie nazywał! Ale teraz...

Spojrzał w drugą stronę. Las majaczył na horyzoncie, na wzgórzach w które przechodziły poszarpane szczyty. Majestatyczne. I nieosiągalne.

Podniósł głowę ku krzyczącemu. Coś nie dawało mu spokoju. Nie pytanie dwunoga, coś ... innego. Otworzył pysk. Myśl o tym by spróbować coś powiedzieć była zadziwiająca ale i kusząca. W końcu kiedyś mówił i śpiewał. Nie był wtedy smokiem. Dlaczego teraz nim był? I czego tu szukał?

- Jeść - przypomniał sobie i zadudnił, usiłując wyartykułować słowa. Nie dla przekąski - dla siebie, by udowodnić że jest w stanie mówić. - Jeść - spróbował powtórzyć, wsłuchując się w dźwięki wydobywające się z jego gardła i przekrzywiając głowę. Pytanie nadal gdzieś się kryło głęboko pod czaszką, drażniło i uwierało.

Mężczyźni spojrzeli po sobie.
- Czy jesteś sługą Shar, Nocnej Śpiewaczki, Pani Utraty, Pani Nocy? - spróbował jeszcze raz Melchior. Aida poruszyła się niespokojnie, zapewne usiłując odgonić od siebie obraz głodnej paszczy smoka.
Uderzył łapą w śnieg, wzniecając fontannę białego puchu.
- Nie jestem niczyim sługą! - ryknął gniewnie po czym wpatrzył się w ruiny miasta. Wypowiedziane przez przekąskę słowa zaniepokoiły go, na tyle by przysiąść na tylnych łapach i zapomnieć o głodzie i fruwających nad nim kształtach. Gdzieś słyszał te nazwy. Kojarzyły mu się z nienawiścią i bólem i był pewien że walczył z kimś kto miał z nimi coś wspólnego … w Levelionie? Pytanie ciągle go trapiło, było kluczem do … czego? Jak ono brzmiało? Był pewien że to bardzo ważne. Zniechęcony potrząsnął łbem.
- Co robiłeś w podziemiach? - przekąska nie dawała za wygraną.

Co? Pamiętał że walczył, obrazy jakichś ohydnych kształtów przewijały mu się przed oczyma, skaczących na niego, wyciągających łapska i broń, błyszczących kłów i grotów wymierzonych w niego. Czuł że jest o krok od tego by wydobyć z chaosu i ułożyć wszystko, wydarzenia których był świadkiem i sprawcą. Jak by pytania nie były irytujące niemal z nadzieją czekał na następne. Ale też w trzewiach rosła mu zimna kula strachu.

Dlaczego znalazłem się tutaj? Dlaczego nie jestem z innymi??

- Walczyłem - powiedział niepewnie - Najpierw maszerowaliśmy a potem … walczyliśmy - kręcił się niespokojnie. To co po walce się wydarzyło tonęło w bólu i strachu.
- Z kim maszerowałeś? Z elfem?

Już prawie to miał! Smok poderwał się na równe nogi, oddychając gwałtownie i wypuszczając z nozdrzy kłęby gorącej pary, a ludzie szarpnęli uzdy wierzchowców i unieśli obronnie różdżki.
- Jestem elfem! - ryknął i zastanowił się, potrząsnął łbem - Byłem elfem - powiedział spokojniej spoglądając po sobie i rozkładając skrzydła, zadziwiony że panuje nad czymś czego nigdy wcześniej u siebie nie widział. Machnął ogonem obserwując jak ten podnosi istną kurzawę śniegu. Mógłby oszaleć od szturmujących jego smoczy umysł wspomnień gdyby nie nawykł do różnych zadziwiających doświadczeń.
- Veyelis - poderwał nagle głowę - Veyelis, Tua, Maeve i Sorg. Tak, Veyelis, Tua, Maeve i Sorg. Pamiętam. Veyelis, Tua, Maeve i Sorg. Miałem im pomóc. Obiecałem.
- Mów dalej... - krzyknął zachęcająco Melchior. Miało już dość zabijania. Aesdil znów uczuł znajome mrowienie na obrzeżach umysłu.

- Sala? Miały być zjawy, miały być, ale ich nie było - mamrotał przypominając sobie kolejne obrazy - I glify! Ochronne glify. O tak, cała masa, jeden za drugim, w życiu tyle nie widziałem. A nie, glify były wcześniej - oklapł nieco - Zbrojni byli zamiast zjaw, magowie i zbrojni i … Pathox! - przypomniał sobie imię. - Dopadłem go! - ryknął podniecony - Nie, zaraz, złapałem go tylko i wtedy … i wtedy … - zamyślił się i zadygotał - Nie pamiętam! - zaryczał i sfrustrowany uderzył łapą o ziemię. Coraz bardziej bał się że … zostawił towarzyszy?!
- Ogień... To pamiętam, a potem tylko ból... - poskarżył się zmrożonej na kość ziemi. Ale też czuł że jeszcze jeden wysiłek, jedno słowo a przypomni sobie o wszystkim.

Mężczyźni naradzali się chwilę ze sobą. Gdyby nie informacje od elfów nie dali by wiary słowom gada, ale teraz... Niemniej jednak uwięziona między dwoma światami istota była nie mniej - a nawet bardziej - niebezpieczna niż zwykły smok. I o wiele bardziej nieobliczalna.
- Co zrobiłeś z Helfdanem i Silvercrossbowem? - mag spróbował innej drogi, sondując informacje, które mógł i nie mógł posiadać Pathox.
- Silvercrossbowem?! - zaryczał wściekle smok - Ten głupiec! Dawno powinienem go zabić!!! Ale powstrzymałem się - złość w nim przygasła, zamiast tego rozejrzał się bowiem zaśnieżony krajobraz coś mu przypomniał - Atoli go dźgnął! Ale to było na powierzchni - zdziwił się, bowiem był przekonany że pamięta jak maszerowali razem korytarzem. - Silvercrossbow też walczył. Z demonami i … czaromiotem? Atoli też tam był. Wszyscy byli, tylko Kalela nie było i Helfdana - mamrotał usiłując poskładać wszystko w spójną całość - Odeszli. Sorg płakała. Nie, Helfdan uciekł już drugi raz, a Kalel nie odszedł, siedziałem przy nim, leżał nieruchomy i zakrwawiony. Spaliliśmy go! - przypomniał sobie i wstrząsnął nim dreszcz - Zebraliśmy prochy żeby nie został w Levelionie - wyjaśnił, bardziej sobie niż przekąsce - Kerstana i Herso też nie było - nagle go oświeciło, ale dlaczego tak się stało, to już umykało jego pamięci. Zastanowił się nad nieobecnymi - Kull, gdzie on wtedy był? - z jakiegoś powodu się zmartwił. Czuł że jastrząb jest bardzo ważny i mu bliski. Jemu, czyli...
- Aesdil! Tak! Tak mam na imię! - ryknął nagle i wraz z tym odkryciem wspomnienia jęły ustawiać się w szeregu. Przytułek. Scornubel. Beregost i nieśmiała Veyelis. Nowe Elturel i przesycone magią miasto Południa. Stolice Torilu i pełznąca na czworakach dziewczynka. Jego córka! Ból ran odniesionych pod wieżą Urgula i przeszywający do szpiku kości mróz w czasie wędrówki. Cierpienie gdy Płomień palił każdą cząstkę jego ciała, determinacja z jaką wlókł się przez podziemia i gorączka walki po odkryciu kryjówki Pathoxa. Stał niczym posąg sortując i przeglądając obrazy z przeszłości odległej o lata i o godziny, zapomniawszy o unoszących się nieopodal kształtach.

Wreszcie jednak ruch w powietrzu zwrócił jego uwagę. Skrzydlate wierzchowce rozpoznawał, jeźdźców już nie. Zdał sobie sprawę że to oni wypytywali go od dłuższej chwili, teraz zaś dyskutowali przyciszonymi głosami a Aesdil z przerażeniem zdał sobie sprawę że dużo im powiedział, sam natomiast nie wiedział...
- Kim jesteście? - zapytał cofając się o krok i łypiąc ku nim podejrzliwie.
- Magami Królestwa - enigmatycznie odparł młodszy z jeźdźców.
- To wy chcieliście zawalić nam na głowy jaskinie i korytarz?! - warknął czując jak ogarnia go wściekłość - Co z resztą? Sorg, Tuą, Maeve i innymi?!
- My - odparł spokojnie Melchior mimo narastającej agresji smoka. - Co do reszty... część przeżyła. Cztery osoby - dodał; sam nie wiedział zresztą więcej.
- Nie mogliście przybyć dzień wcześniej czy później?! - ryknął Aesdil - Jeden fethowy dzień!!! Gnaliśmy jak głupi żeby zdążyć i upewnić się że Pathoxowi się nie uda! Cokolwiek zamierzał! Walczyliśmy jeszcze wtedy gdy korytarz się walił! - oddychał z furią, ale myślał już o czymś innym.
“Pierścień” - przypomniał sobie. Nowa myśl sprawiła że znowu uniósł głowę.
- Pokonaliśmy Pathoxa i jego służki? - warknął. - Dlaczego tutaj jesteście zamiast pomóc Tui i reszcie?
- Nie wiem, co zdarzyło się na dole, ale zawiedliście. Ofiara została złożona, a służebnica Shar przyzwana - ponuro oznajmił Feliks. - Módl się do swoich bogów, by owa Tua była wśród ocalałych.
Smok spoglądał z furią na maga ale nie odzywał się. Nie pamiętał! Nie pamiętał niczego co wydarzyło się po tym jak chwycił Pathoxa a płynny ogień rozlał się po jego ciele. Tylko ułamki obrazów już po tym jak wydostał się na powierzchnię. Ignorując jeźdźców na nietypowych, latających stworzeniach ruszył ku miastu choć na powrót poczuł jaki jest głodny, jednak wściekłość na razie dodawała mu sił. Musiał dotrzeć do Tui bądź Maeve i przypomnieć im o pierścieniu, a jeśli nie żyją - samemu go znaleźć i użyć. Złość na parszywych magów tego fethowego Królestwa wręcz go dławiła. Ale też wściekłość na samego siebie, że zostawił resztę w potrzebie. Ból ran zadanych w walce z cieniami nie pomagał mu uspokoić nerwów.
“Tua...”
- STÓJ! - głos Melchiora przeszył powietrze, a niewielki magiczny pocisk uderzył w ziemię nieopodal dla dodania wagi jego słowom. - Jak chcesz im pomóc, skoro ledwo się ruszasz? Jeszcze przed chwilą nie pamiętałeś nawet jak się nazywasz. W każdej chwili twoja smocza natura może na powrót przejąć nad tobą kontrolę, a wtedy wszyscy, których napotkasz będą tylko łatwo dostępnym posiłkiem. - jakby na potwierdzenie słów mężczyzny, przez okolicę przetoczył się nieduży grzmot: burczenie w smoczym brzuchu. Laure nie wiedział, że czarodziej obawia się nie tylko o Tuę i resztę, ale również o inną “spiżarnię” - świątynię pełną oczekujących powrotu nauczyciela adeptów magii.

Aesdil zatrzymał się. Uważnie przypatrzył się kraterowi w ziemi, z taką samą uwagą spojrzał na czarodzieja, by ten nie miał wątpliwości czy smok aby błędnie eksplozji nie przypisał jakiemuś kosmicznemu fenomenowi. Dokładnie zakarbował sobie twarz maga w wytrenowanej podczas bardowskiego terminu pamięci. Jego reakcja na groźby była dokładnie taka sama jak w elfiej postaci - zimna wściekłość, podobnie jak determinacja i bezwiedne wręcz splatanie faktów. To przekonało go że smocza natura od zawsze gdzieś w nim tkwiła i przemiana była tylko etapem, nie końcem jednego życia i początkiem następnego.
- Wy jakoś nie spieszycie się do pomocy, wcześniej również, nieprawdaż? Jeśli nie zamierzacie ratować moich towarzyszy to fethujcie się i spieprzajcie stąd; przetrzymajcie tyle co ja, to wtedy możecie zacząć się martwić o moją smoczą naturę! - warknął nie kryjąc co myśli o rozmówcach - Skąd taka troskliwość, magiku Królestwa? Byłem dwa dni temu w forcie i sprawdziłem co nieco Wykryciem magii - i dobrze wiem że już wcześniej węszyliście, żadnej próby kontaktu nie poczynając! Wystawiliście nas i gdyby nie Helfdan pewnie zginęlibyśmy przywaleni przez was skałami, wy skurwysyny! Więc nie mydlcie mi oczu swoją troską. Chcecie pomóc to po moim śladzie łatwo dotrzecie do uwięzionych, a jeśli nie - zejdźcie mi z drogi!
Przygotował się do walki. Płomień już nie gorzał tak mocno, zużyty w dużej części na transformację, więc kombinował że może uda mu się pochłonąć jedno czy dwa zaklęcia i w tym czasie wystartować - jakie by to nie było ryzykowne w tym stanie - i próbować uciec obciążonym jeźdźcami wierzchowcom do granicy przeklętego kręgu i lasu.
- Niczego nie wiesz, choć nie dziwi twoja złość. Ale jeśli się jej poddasz zaszkodzisz i sobie, i swoim towarzyszom; jeśli zdołasz do nich dotrzeć. Potem zaś reszcie Królestwa. A na to nie pozwolimy - odparł mag.

Smok stał i trząsł się z wściekłości. Mag złapał go w pułapkę odpowiedzialności. Aesdil mógł być pewien że “smocza natura” nie weźmie góry, bowiem od zawsze była jego częścią; niestety głodu szarpiącego trzewia nie mógł zignorować. Podobnie walka ze zdradzieckimi magikami nie pomogłaby Tui i reszcie.
- Wydostaniecie moich towarzyszy z podziemi? - zapytał wreszcie zimno.
- Helfdan już się tym zajął.
- Przekażcie żeby pamiętali o śnie Maeve i moim chowańcu w plecaku. Niech Tua albo Sorg zajmą się moją własnością, również wierzchowcami w forcie, wedle swojego uznania; księgi niech rozdzielą między siebie tak jak się dogadają.
Miał chęć przekazać coś Tui, ale nie chciał tego robić przez tych akurat rozmówców. Zamiast tego rzucił:
- Życzcie im ode mnie powodzenia.
Odwrócił się i z ciężkim sercem ruszył w stronę wzgórz. Znienawidzona już przez niego trójka jeszcze chwilę unosiła się w powietrzu, upewniając się, że nie zawróci, po czym poleciała w stronę miasta.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 08-11-2011, 17:37   #407
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Maeve była zadowolona, że Hourun aktywnie włączył się w akcję. Był przydatny, a to z kolei pokazało zawiedzionej nią Tui, że nie postąpiła lekkomyślnie. Może pozbawiony był swojej magii, ale i tak był z nich najbardziej doświadczony. Jego obecność w pobliżu sprawiała, że rudowłosa zaklinaczka czuła się pewniej, silniej i wreszcie miała motywację aby przeć do przodu. Nie żałowała, że wypowiedziała to życzenie, wręcz przeciwnie. Gdyby mogła to przeżyć jeszcze raz, zrobiłaby dokładnie to samo. Gdy Kario ruszył w górę, oni czekali. Mogli mieć tylko nadzieję, że się wszystko powiedzie. Maeve trzymała się najbliżej Houruna jak tylko mogła, nawet gdy się wspinali. Oczywiście, nie na tyle, by było to niebezpieczne, ale jednak. Nie chciała znowu go stracić. Nie po tym, gdy tyle przeszła by go odzyskać.

Gdy w końcu udało im się wyjść na zewnątrz, Helfdan podsumował wszystko, czego się dowiedział. Maeve tylko skinęła głową, aby potwierdzić to, co powiedział. Teraz miała Houruna i nie czuła potrzeby by się kłócić. Nie mówiąc już o tym,że była zmęczona. Pasowało jej to, że Helfdan zadecydował za nich. Tak jak powiedział, wolała z Hourunem przyczaić się w budynku. Teraz nie miała już ochoty na kreatywne myślenie, albo jakiekolwiek myślenie i po raz pierwszy w życiu zdecydowała się słuchać pomysłów i rozkazów innych.

Koniec był już tak blisko i gdy tylko uporządkują wszystkie sprawy tu miała zamiar zabrać się stąd z Hourunem i Łobuzem i wyruszyć w drogę, przed siebie. Już nigdy nie pozwalając Hourunowi się opuścić. Miała zamiar poznać go z bratem i przedstawić rodzicom. Zacząć wszystko od początku. Tym razem porządnie.
 
Callisto jest offline  
Stary 12-11-2011, 12:09   #408
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Lot na gryfie nie był tak piękny, jak można było oczekiwać - zwłaszcza gdy wokół widać było tylko ruiny, a w głowie tłukły się myśli o śmierci. Jednak ulecieli zaledwie kilkadziesiąt metrów nim na horyzoncie pokazały się trzy znajome punkty, które szybko zaczęły zmniejszać odległość.
Helfdan posadził zmęczonego gryfa na ziemi, a magowie wkrótce wylądowali obok. Ich przyzwane wierzchowce - już któreś z kolei - zniknęły w chmurze dymu.
- Smok... elf żyje i ma się dobrze - rzekł Melchior, widząc niespokojne spojrzenie Tui. - Kazał wam przekazać, byście zajęli się jego zwierzętami, pamiętali o śnie Maeve i chowańcu w plecaku oraz rozdzielili między siebie jego rzeczy - recytował powoli, by niczego nie pominąć. - Życzył wam także powodzenia.
- Ale... - zająknęła się Tua. Chciała tyle wiedzieć! - To wróciła mu cała świadomość? Jak się czuje? Ciągle jest... smokiem?

Tropiciel nie śpieszył się z gradem pytań ani z reakcją na słowa Maga. To, że dowiedzieli się że smok to elf… albo że elf to smok już należało traktować jako dobrą monetę. Za bardzo nie wyobrażał jak teraz życie Aesdila mogłoby wyglądać… no ale dzięki bogom on takich problemów nie miał. Swędząca kuśka przy tym to był nic. Zastanowiło go tylko to, że nic nie usłyszał o dziecku… przecież ten piernik miał jakąś małą gdzieś zostawioną pod czyjąś opieką. Ale to ponownie nie był jego problem… Tua miała język więc z niego skorzystała, a półelf się przysłuchiwał.

- Nie wiem czy cała... i na jak długo. - odpowiedział Melchior. - I owszem, jest nadal smokiem; możliwe, że zostanie nim do końca życia; nie wiem. Przemienił się niedawno, prawda? Nie sposób określić, czy będzie umiał to cofnąć, czy zwierzęca natura weźmie nad nim górę. Na pewno lepiej by teraz trzymał się z dala od istot, którym niechcący może zrobić krzywdę. - “Lub jak najbardziej intencjonalnie”, dodał w myślach.
- Przemienił się na dole. W czasie walki. Co on teraz zamierza?
- Nie wiem. Nie opowiadał nam się - krótko odparł mag.
- Chcecie zająć się ciałami swych poległych towarzyszy, czy wydobycie ich jest już niemożliwe? - spytał Feliks, przyglądając się dziurze w ziemi. - Jeśli tak, zawalimy jaskinie do końca, by już nikt nigdy nie próbował tam wchodzić.
- Może dałoby się wyciągnąć ciało Raydgasta Silvercrossbowa, ale będzie to ryzykowne. Potrzebowalibyśmy pomocy - rzekła Tua i po namyśle dodała - Nie widziałam ciała Iulusa.
- Możemy pożyczyć wam pierścienie lewitacji, a potem spalimy ciało - zaproponował Feliks. To nie rozwiązywało problemu ryzyka przysypania ich przez walący się sufit, ale czarodziejka uważała, że powinni je podjąć. Rzuciła tropicielowi pytające spojrzenie.


Helfdan pomyślał, że zwały ziemi będą odpowiednim grobowcem dla paladyna. Jego żonie i dzieciom raczej nie przyniesie ukojenia widok jego miecza czy tarczy nad kominkiem. Jednak nie wiedzieć czemu wydawało mu się, ze ten ponurak i służbista chciałby, żeby jego szczątki i przymioty rycerskości znalazły się gdzie indziej. Z jakiegoś powodu nie miał tego w zarośniętym zadku. - Dobra, wyciągnijmy go i zróbmy co trzeba. A potem wezmę jego prochy i część klamotów i zawiozę do wdowy… Kiedy jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Tui wyglądał tak jakby mówił jej „No co? Dziewczyno nawet nic nie mów i przestań się tak gapić”.
Tua skinęła głową ignorując spojrzenie Helfdana. “Niech tak będzie.”

Jako że główna część wyprawy rozgrywać się miała z lotu ptaka, Melchior był dobrze przygotowany na okoliczność poruszania się w powietrzu. Wkrótce Helfdan, Tua i Kario lewitowali w dół komina. Powrót na dół nie był zbyt przyjemny - nie tylko ze względu na klaustrofobiczne wrażenie, że zaraz wszystko się zawali, ale i przez wszechobecny smród zła, krwi i śmierci; tym mocniej wyczuwalny gdy skontrastowany z świeżym chłodem powierzchni. I wspomnieniami tego, co się stało...

Ciało paladyna znaleźli dość łatwo; leżało nieopodal odrzwi; zakrwawione, w zbroi pogiętej i zmiażdżonej uderzeniem potężnych, smoczych łap. Mimo to twarz Raydgast wyglądała tak samo jak przed śmiercią - surowa, zacięta w obowiązku i determinacji. Dłoń ściskała miecz, który można było przekazać rodzinie. Mężczyźni owinęli jego ciało w koce i przygotowali do transportu. Niestety nie udało się wydobyć ciała Rado, ani bagaży Silvercrossbowa; według Karia Iulusa w ogóle nie było.

Ostatnią drogę ze zmarłym przebyto w milczeniu, a proces spopielenia był szybki i beznamiętny. Owszem, Feliks odmówił stosowne modły za rycerza swego boga, lecz dziewczętom zdawało Wam się, że paladyn powinien odejść z większą... pompą? A przynajmniej przy dźwiękach ballady o jego czynach i szczęku zbroi. Niestety bardki,która mogła opisać dokonania rycerza już nie było. Został tylko testament Raydgasta schowany w jej rzeczach...

Po schowaniu prochów Silvercrossbowa w użyczoną przez Feliksa urnę, ruszono dalej. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a mag chciał wrócić do strażnicy przed zmrokiem. Co prawda wiele duchów zostało zniszczone na centralnym placu; wiele rozpierzchło się w trwodze gdy moc kryształów przestała je więzić; nie wiadomo było jednak czy za parę godzin nie powrócą. Ponadto nie tylko nieumarli stanowili zagrożenie na tych ziemiach...

Melchior przyzwał ponownie żywiołaki i wszyscy wznieśli się w powietrze. Tylko Helfdan leciał samotnie na gryfie, by odciążyć zmęczone zwierzę. Lodowaty wiatr szczypał policzki i świszczał w uszach, nie mógł jednak zagłuszyć dzwonienia, które pozostało po wybuchach zawalających feralną jaskinię, oraz niszczących pozostałości rytuału na placu. Echo niszczycielskiej magii dotarło też do wędrującego Aesdila i poniosło się po górach, informując żyjące tam stworzenia o zakończeniu walk.

Powrót nauczyciela powitano w świątyni z trwożliwą radością; śmierć towarzyszy rozpaczą. Helfdan miał wrażenie, że kilka osób ma do niego tyleż irracjonalny co zrozumiały żal, że on - obcy - przeżył, a reszta lotników zginęła. Jednakże tropiciel ochrania Aidę, więc nikt nie rzekł słowa. Pozostała im tylko długa, nużąca jazda do strażnicy - tym razem już konno. Herso przyłączył się do drużyny, wypytując o zdarzenia na dole. Atoli odpowiadał półgębkiem; Kario streścił szybko przebieg walki i również zamilkł. Dopiero teraz, trzęsąc się na końskich grzbietach, wszyscy poczuli ogarniające ich nieludzkie zmęczenie. Maeve kilka razy omal nie spadła z konia uśpiona monotonnym kołysaniem; Tua nie zasypiała tylko dzięki czujnemu Sherinowi. Gdy ustąpiło napięcie ostatnich dni wszyscy marzyli tylko o ciepłym łóżku i długim, długim śnie.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-11-2011 o 15:52.
Sayane jest offline  
Stary 12-11-2011, 12:10   #409
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Droga do strażnicy była monotonna i nużąca. Mimo że koń szedł spokojnie po równym trakcie, Tua czuła jak każdy mięsień i kostka w jej ciele domaga się troski i odpoczynku. Sherim kiwał się rytmicznie siedząc na łęku i tylko od czasu do czasu podszczypywał dziewczynę by nie usnęła w siodle. Większość magów milczała, rozglądając się czujnie dookoła. Nikt nie zaczepiał ocalonych, którzy jechali zbici we własnym gronie. Wyjątkiem był Helfdan, który pilotował gryfa, prowadząc zwierze najkrótszą drogą do bezpiecznej stajni.
- Tuo... - Kario ścisnął swoją klacz kolanami, zbliżając ją do klaczy czarodziejki. Wierzchowce wędrowały teraz noga w nogę, a jeźdźcy niemal stykali się udami. - Mam do ciebie prośbę...

Dziewczyna spojrzała na najemnika ledwo przytomnym wzrokiem. Właśnie niemalże usypiała. To było przyjemne, bo jawa mieszała się ze snem i przez chwilę zdawało jej się, że wszystkie niedawne wydarzenia są tylko wytworem jej wyobraźni.
- Tak? - zapytała, z wysiłkiem wracając do rzeczywistości.
Kario zerknął na pozostałych, którzy także półprzytomnie kiwali się w siodłach i rzekł cicho: Chodzi o Rado... To znaczy o łupy... Ech... Pamiętasz te wizje kryształów, które pojawiały nam się na ścianach? Wtedy ukazały się tam między innymi kobiety w lazarecie w Uran. To rodzina Rado. Potrzebował złota na ich leczenie... i dla dziecka córki. Chciałbym, żebyś spośród łupów wydzieliła równą część przynależną Rado gdyby żył. Dla nich... Wiem, że nie będziesz miała nic przeciwko, ale chodzi o to, by przekonać resztę... - spojrzał na Atolego, a potem w niebo gdzie mały punkt znaczył pozycję tropiciela. Co prawda zdobycze z podziemi mu się nie należały, jednak marudzenie półelfa mogłoby negatywnie nastawić pozostałych.
Czarodziejka skinęła głową. - Dobrze. Postaram się przekonać innych.
Ciepły, pełen wdzięczności uśmiech rozjaśnił twarz młodzieńca. Teraz, gdy przestała wyrażać permanentne zakłopotanie i wyraźne poczucie niższości związane z upośledzeniem, była jeszcze bardziej przystojna.
- Dziękuję. On na prawdę nie był złym człowiekiem... to znaczy nie był najgorszym z najgorszych, za jakiego miał go Raydgast. Po prostu... tak wyszło. A ty co zamierzasz? - spytał po chwili.
- Skoro zaszedł tak daleko, by zdobyć pieniądze na leczenie swojej rodziny, na pewno nie był zły. Jego rodzinie należą się te pieniądze. A ja... - westchnęła cicho. Nie miała siły myśleć o przyszłości. Marzyła o kilku tygodniach odpoczynku. - W podziemiach widziałam moją matkę. Jest ciężko chora. Nie wiem czy zdążę jej pomóc. - Z tonu jej głosu łatwo można było wywnioskować, że ciąży jej ta sytuacja i bardzo martwi.
- Jeśli chcesz to pojadę z tobą, pomogę na ile będę mógł... Mam duże doświadczenie z kapłanami - ostatnie zdanie wypowiedział z goryczą. - Zresztą teraz stać cię na każdy lek... a w ostateczności może nawet na zaklęcie wskrzeszenia - zasugerował z wyraźnym wahaniem, zerkając na Houruna. Powrót z martwych zawsze powodował mieszane uczucia; zwłaszcza w takim miejscu. - W strażnicy był teleport, może namówisz tego Melchiora by przesłał cię jak najbliżej domu?
- Matka by nie zachorowała, gdybym została w domu i pomagała jej w robocie. - Tua było zdeterminowana, czułą się winna choroby matki. Ale czy odważyłaby się na wskrzeszanie? Pomoc Karia pewnie by się przydała, zawsze to większa szansa na powodzenie... - A ty nie masz planów, co zrobisz potem?
- Choroby czasami przychodzą niezależnie od tego co robimy
- filozoficznie rzekł chłopak. - A ja... spodobało mi się podróżowanie; na pewno bardziej niż robota kieszonkowca w Uran. Do domu nie wrócę - wzdrygnął się. - Może... przekwalifikowałbym się na czarodzieja? Ale nie gildiowego; wolałbym się uczyć tak jak ty, w drodze. Może zostałabyś moją mentorką? - spojrzał na nią na poły figlarnie, na poły poważnie.

Dziewczyna przyjrzała się chłopakowi. Rozmawiało się z nim całkiem inaczej, przyjemniej niż jeszcze tego ranka... Ranka, który wydawał się być odległy o całe wieki.
- Wciąż mało umiem, zresztą sam na dole bardzo dobrze sobie radziłeś. Jak to się w ogóle stało?
- Nie wiem -
Kario stłumił uśmiech. Nawet jeśli wiedział (a COŚ na pewno wiedział, to było widać), to nie chciał powiedzieć.Tua spojrzała na chłopaka podejrzliwie. Czemu miałby jej nie mówić? Dziwna myśl przyszła jej do głowy... Lekko przestraszona zapytała:
- Czy coś jeszcze zmieniło się po tym jak kryształy cię wyleczyły?
- Khem... - chłopak odchrząknął z wyraźnym zakłopotaniem. - Nie, tego... Jestem taki jak byłem przed... pobiciem. Tyle że wszystko pamiętam lepiej, rozumiem wyraźniej, nawet te rzeczy, które przeżywałem jako... no, wtedy. Jakby były gdzieś w mojej głowie, tylko wcześniej nie mogłem do nich dotrzeć. No i umiem czarować; a raczej umiałem, teraz już nie pamiętam użytych zaklęć - westchnął smutno. Nie posiadał przecież księgi zaklęć, z której mógł się ich ponownie nauczyć.
Dziewczynie wyraźnie ulżyło. Kryształy mogły różnie interpretować jej słowa i bała się, że mogły zmienić w chłopaku zbyt wiele. I tak dziwne było, że znał zaklęcia i potrafił je skutecznie użyć. Uśmiechnęła się Karia:
- Pomogę ci, na ile będę w stanie, jeśli chcesz.
- Bardzo chcę!! - entuzjastycznie przytaknął najemnik pochylając się w jej stronę i spontanicznie złapał ją za rękę. Zaraz też poczerwieniał i puścił dziewczynę. Jednak trochę nieśmiałości w nim zostało... Tua była zaskoczona, ale nie odsunęła się od chłopaka. Uśmiechnęła się, widząc jego zawstydzenie.
- No to postanowione. - Cieszyła się z takiego obrotu tej rozmowy. Nie będzie podróżować sama. Kario również wyszczerzył się radośnie.
- Moglibyśmy przenieść się teleportem do Uran, spieniężyć łupy, oddać część złota rodzinie Rado, a potem konno pojechać w stronę Futenberg... albo przepłynąć część drogi przez Srebrne Jezioro, tak będzie chyba szybciej... - na fali entuzjazmu chłopak zaczął planować podróż, jakby zmęczenie zupełnie go odeszło.
Wyglądało na to, że podróżowanie z Kariem to dobry pomysł.
- Gdy tylko matka wyzdrowieje ruszymy w dalszą drogę. A w tym czasie oboje będziemy się uczyć - postanowiła
Kario przytaknął i resztę drogi zajęło mu planowanie podróży: miejsc, które mogą odwiedzić i rzeczy, których mogą się nauczyć. W końcu mieli na to pieniądze, dużo czasu i żadnych ograniczeń. Tak przynajmniej im się wydawało...

Mimo optymistycznej rozmowy z Kariem zdawało się, że minęła cała wieczność nim bramy strażnicy rozwarły się ze zgrzytem, a silne, troskliwe ręce ściągnęły bohaterów z koni i powiodły do nagrzanych komnat. Dziewczęta jak przez mgłę pamiętały obcych koniuszych, którzy odbierali od nich wierzchowce; uprzejme czarodziejki, pomagające im się umyć i rozdziać, wciskające im w dłonie kubki z korzennym winem i karmiące chowańce. Helfdan pamiętał to lepiej - widział wśród czekających ludzi napięcie nie związane bynajmniej z Levelionem i postawną kobietę koło trzydziestki, której z pewnością nie było w forcie wcześniej. Gdy zebrani w głównej sali zaczęli świętować zwycięstwo i opłakiwać zmarłych, obca zniknęła wraz z Melchiorem i Feliksem, udając się na piętro.



 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-11-2011 o 15:53.
Sayane jest offline  
Stary 12-11-2011, 12:10   #410
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

21 Alturiak

Levelion. Strażnica



Świt przyszedł wcześnie; zbyt wcześnie dla wyczerpanych bohaterów Levelionu (jak wśród magów nazywano grupę Tui). Pobudkę ogłoszono brutalnie głośnym dzwonieniem w patelnię (okazało się, że Kerstan nieoczekiwanie odnalazł się w roli dorywczego kucharza gildii), a po śniadaniu Melchior zebrał wszystkich na dziedzińcu. Obok niego i jego rycerzy stała obca kobieta. Feliks siedział na ławie nieco z boku; jego stara twarz była poszarzała i skurczona.
- Spisaliście się świetnie - zaczął nauczyciel i umilkł. Helfdan nie sądził, że mag z wyraźną skłonnością do patetycznych przemówień nie będzie mógł znaleźć słów, ale najwyraźniej właśnie to miało miejsce. Wreszcie czarodziej przemówił ponownie. - Chciałbym powiedzieć wam jak jestem z was dumny, omówić zasługi i błędy tej wyprawy... Zapłakać nad zmarłymi i wręczyć medaliony tym, którzy na nie zasłużyli ze stosowną pompą... Nie mamy jednak na to czasu. - przerwał na chwilę, po czym zacisnął szczęki i uniósł wyżej głowę. - Fort na Skale został zdobyty. Mamy rozkaz natychmiast teleportować się do Darrow, gdzie każdy z Was otrzyma przydział do odpowiedniego oddziału wojska, stosownie do umiejętności. - po tłumie przeszedł pełen trwogi szmer, który szybko przerodził się w gorącą dyskusję. Minęły dziesięciolecia odkąd orki zdołały tak zdecydowanie przełamać obronę Królestwa. Wszyscy obyci w historii wiedzieli, że atak na Darrow był teraz kwestią czasu. - Wyruszamy za dwie godziny. Za kwadrans niech wszyscy uczestnicy ekspedycji do Pyłów zaczną się do mnie zgłaszać w kolejności alfabetycznej po nadania i medaliony Gildii. Ci z was, którzy nie przeszli Próby zostaną teleportowani do Biblioteki i tam oczekiwać będą przydziałów do ochrony wsi i miast zachodniej i północnej części Królestwa. To wszystko!
Adepci, służba i młodzi magowie błyskawicznie zbili się w grupki dyskutując zawzięcie. Melchior zaś popatrzył na grupkę bohaterów. Chodźcie ze mną na górę.

Gdy wszyscy rozsiedli się w komnacie nauczyciela Gildii, ten rzekł:

- Przykro mi, ze spotkaliśmy się w tak niefortunnych okolicznościach; dążąc do tego samego celu stanęliśmy po przeciwnych stronach... Wiem, że żadne przeprosiny nie wynagrodzą Wam tego co się stało, więc wam ich oszczędzę - odchrząknął. Widać było, że (mimo przekonania o słuszności swojej decyzji) dałby wiele, by nie być zmuszonym do podjęcia wczorajszych działań. - Wiem, że jesteście członkami Gildii - zwrócił się do Tui, Maeve, Houruna i... Herso?! - jednak podłością z mojej strony byłoby teraz żądanie, byście poddali się rozkazom Królestwa i ruszyli na wojnę. Zresztą ona i tak was dopadnie... Zapewne za kilka tygodni ktoś w Gildii sobie o was przypomni i dostaniecie wezwanie. - westchnął i spojrzał na wszystkich zebranych. - Póki co mogę was teleportować do dowolnego z pięciu głównych miast Królestwa lub w miejsca, gdzie jest stacjonarny teleport. Oczywiście możecie też wrócić konno; nie mam prawa Was ograniczać w tym względzie. Pamiętajcie jednak, że im dalej na północ i zachód tym bardziej niebezpiecznie. Z gór z pewnością zejdzie wiele potworów, zwabionych wojenną pożogą i łatwym łupem. Powinni się nimi zająć paladyni Helma, jednak... czuję że oni mają własne kłopoty. To nie jest zwykła orcza zima... - potrząsnął głową, odganiając ponure myśli, i zmierzył was wzrokiem. - Gdzie więc chcecie się udać?



 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-11-2011 o 18:24.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172