Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-12-2010, 15:40   #71
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
- Sorg... pamiętasz, jak mówiłaś, żebym pogadał z paladynem? - Kalel sam się dziwił, że jego głos brzmi tak słabo i niepewnie - No to pogadałem. I wiesz co? Sam nie wierzę w to co się stało. - W tym momencie, dla zwiększenia dramatyczności przerwał swoją wypowiedź, czekając na reakcję Sorg.
Bardka czekała co powie dalej ale widząc jak się zaciął szturchnęła go łokciem w bok i rzekła: - No gadaj i co!
Kalel z urazą spojrzał na przyaciółkę - Nie musisz mnie tak poganiac, przecież już mówię - Rzucił grom spojrzeniem, lecz po chwili przeszedł do meritum sprawy: - Sam nie wiem czemu posłuchałem cię i już zupełnie nie mam pojęcia czemu powiedziałem, że chcę zostać paladynem. - Błagalnym wzrokiem spojrzał na Sorg i sie zapytał - Może ty cokolwiek z tego rozumiesz? Bo ja sam już nie wiem co robię...
Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę i patrząc na niego zaczęła kiwać potakując głową, najpierw niepewnie potem coraz pewniej. Po czym poklepała go po ramieniu mówiąć: - Dobrze robisz! Na pewno dobrze robisz! A na czym to giermkowanie będzie polegać? Będziesz jeździł przed nim i mu gałęzie z drogi usuwał? Czy będziesz z nim walczył na miecze? A może jeszcze coś? - dopytywała się ciekawie. Przypomniał jej sie giermek, którego poznała na Jarmarku, był taki... taki napuszony, że jest giermkiem. Miała nadzieję, że Kalel się tak puszyć nie będzie .
- Tak na miecze to dużo będzie. I coś jeszcze ale nie pamiętam. Jestem pewien, że wspominał, ale tylko o mieczach zapamiętałem. A teraz głupio mi się go pytać, bo pomyśli, że nie traktuję poważnie. Może ty się go zapytasz? - Świadom tego jak głupio to zabrzmiało ugryzł się w język, ale było już za późno.
- Mogę spytać... czemu nie on taki miły. Wiesz, że ma żonę i dzieci? A jak o nich opowiada to robi taka śmieszną minę... mówię Ci - odparła mu bardka po czym zagadała o to co jej w tym momencie przyszło do głowy: - Kalel... ale ty nie będziesz musiał z nim sypiać co? Bo wiesz giermek to chyba musi być cały czas przy swoim tym... no... rycerzu.
- Nie z nim, ale w tym samym namiocie - Poprawił z godnością. Moje obowiązki nie dotyczą wspólnego sypiania Sorg. Obruszony spoglądał na bardkę zastanawiając się co miała na myśli. Na wszelki wypadek jeszcze dodał - A Tobie tylko jedno w głowie....
- Co? - spytała patrząc na niego.
- A co miała znaczyć Twoja sugestia? - pytaniem odpowiedział Kalel.
- Jaka sugestia?- zdziwiła się dziewczyna - No chodziło mi czy u niego w namiocie będziesz sypiał, aby być na jego każde skinienie. Wiesz, pomóc mu zdjąć te jego paladyńskie buciory, potem pomóc mu je założyć, zbroję i resztę. Toć chyba nie będzie się wydzierał na całe obozowisko jak będzie chciał to zrobić? - zaczęła gestykulować rękoma, aby jeszcze bardziej naświetlić swój punkt widzenia giermka.
Im bardziej Sorg naświetlała Kalelowi, tym bardziej on zdawał sobie sprawę, że bardka ma rację, i tym bardziej spuszczał nos na kwintę. - Wiesz, czy dobrze mi się wydaje, że zostałem właśnie służącym? - Łotrzyk poczuł, że właśnie spada z piedestału i z bohatera który niejednemu drowowi dał radę zmienia się w pomoc rycerską. Coraz bardziej zastanawiał się co mu to da, lecz... postanowił nie wycofywać się. Zabrał się za to, to będzie kontynuował tak długo jak da radę. A co z tego wyniknie... okaże się.
- Oj tam służącym od razu. Giermkiem Kalel GIERMKIEM! - odparła dziewczyna jak zwykle poklepując go pocieszająco po plecach - A może ty się wycofaj co? -nie chciała się przyzna, że zaczyna mieć wyrzuty iż go w to paladynowanie wmanewrowała. W pierwszym momencie widziała go jako bohatera, który nie musi martwić się już o swój byt, ale teraz już nie była pewna czy chce aby chłopak się zmieniał. - Kalel... a jak myślisz jego koni też będziesz musiał doglądać?
- Jak wszystko, to wszystko. Namiot, buty, konie. - Westchnął ciężko. - Ciekawe czy bardzo czepliwy jest, bo wcześniej specjalnie się nie przykładałem gdy robiłem to dla siebie i może nie być zadowolony z tego jak mu buty wyczyszczę. - Spojrzenie chłopaka mimowolnie powędrowało w kierunku stóp i faktycznie - nie było się czym chwalić. A to dopiero początek przecież.
- To może chodź zaprzyjaźnijmy się z jego koniem - pokazała głową w kierunku konia paladyna. - Jakieś jabłko mu po drodze zagarniemy z naszych zapasów. Może Cię nie pogryzie co? Słyszałam że takie konie potrafią być wredne. Może zapytajmy jak mu na imię co?- dodała obserwując konia z uwagą, w myślach już widząc Kalela bez ręki. Coraz mniej jej się podobało to jego germkowanie, coraz bardziej czuła się źle z tym, że go na to namówiła.



- Dobra myśl Sorg. Lepiej od razu łapać byka za rogi. - Kalel uśmiechnął się niepewnie na widok rogu na elemencie zbroi osłaniającym głowę konia. - Im szybciej się zaprzyjaźnimy, tym lepiej. - Oderwał oczy od konia i zwrócił się do swojej towarzyszki - To mówiłaś, że gdzie są te jabłka? - Nie czekając na odpowiedź skierował się do swoich bagaży, z których po krótkich poszukiwaniach wydobył owoc, przyjrzał się mu i tak na wszelki wypadek wziął jeszcze drugi.
W czasie gdy chłopak grzebał po bagażu w poszukiwaniu jabłka bardka podeszła do paladyna i spytała go o imię konia. Ten spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale odparł: - Na imię ma Persival.
Podziękowała z uśmiechem i popędziła w stronę Kalela, który jeszcze nie podszedł do konia i podzieliła się zdobytą właśnie wiedzą.
- Persival... - powtórzył chłopak. - Ładne imię. - Pamiętając o tym, że należy podchodzić od strony głowy, podszedł do konia. Już niemal wyciągnął owoc by podać zwierzęciu, gdy nagle do głowy wpadła mu myśl - Posłuchaj Sorg, to może być niebezpieczne. Konie bojowe są odpowiednio szkolone, więc nie wiadomo jak on zareaguje. - Po czym, zamiast podać jabłko z ręki, to popchnął je do Persivala po ziemi, tak że potoczyło się aż do jego nóg. Koń popatrzył nieufnie na podarunek i zignorował go. - Widzisz - szepnął Kalel do bardki - jest wytresowany by nie jeść gdy obcy daje.
- To może odejdźmy kawałek, jak sobie pójdziemy to on je wszamie co?
- spytała bardka w zadumie zerkając na konia, spojrzała też na Kalela w duchu go podziwiając, ze był taki przezorny i łap do pyska tej bestii nie pchał.
Zrobili tak. Cofnęli się o parę kroków i zatrzymali czekając na to co zrobi koń. Ten spojrzał na nich, zastrzygł uszami i nachylił się. Po chwili dało się słyszeć odgłos chrupania i zaraz było po jabłku. Bez wątpienia uzyskali zainteresowanie wierzchowca, gdyż nie spuszczał ich teraz z oczu, najwyraźniej zainteresowany drugim jabłkiem. Sorg popchnęła chłopaka i szepnęła - Widzisz? Lubi cię. - Kalel zdecydował się w końcu i zrobił to co mówiła dziewczyna. Spokojnie, tak żeby jabłko w jego ręce cały czas było na widoku podszedł do konia, położył dłoń na jego chrapach i cichutko szeptał - Spokojnie, będziemy musieli się zaprzyjaźnić, a teraz na dobry początek mam coś dla ciebie. - W końcu podal koniowi jabłko, a ten ostrożnie wziął je z ręki i zjadł.
Sorg podeszła pocichu do chłopaka i wyszeptała: - Będzie z ciebie i dobry giermek i dobry paladyn Kalel, jak tylko tego zechcesz.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 09-12-2010 o 07:56.
Epimeteus jest offline  
Stary 10-12-2010, 09:06   #72
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Rozmowa, która w założeniu miała odbyć się dnia następnego, wskutek nieprzewidzianego spotkania z driadą odbyła się nieco później. Może to i dobrze. Wszyscy już nieco się poznali i najgorszy chłód we wzajemnych kontaktach zniknął. Co prawda osoba Maeve była nadal zagadką, ale Złocisty za dobrą monetę przyjął słowa Tui i postanowił szukać pomocy u niej, skoro czarodziejka przypadkowo nie miała dostępu do zaklęcia które mogło uchylić rąbek tajemnicy. Uprosił Maeve i Tuę o towarzystwo w czasie próby rzucenia modyfikowanych zaklęć. Wybrał do tego miejsce niedaleko obozowiska wśród kępy olch chroniących przed wiatrem i śniegiem, ale i ciekawskim wzrokiem, rozjarzył je Światłem. Zagadnął dziewczęta by odwrócić nieco ich uwagę od mrozu:
- Czy wasz sen bardzo się nasila? To w jakiś sposób zależy od odległości od Pyłów czy raczej upływającego czasu? - pytał pamiętając fragment z listu Elethieny Froren, w którym stwierdziła ona o zagrożeniu, fizycznym zagrożeniu dla dusz obu dziewcząt.
Tua pokiwała głową.
- Są dużo wyraźniejsze. Ale zło w, w tamtej górze czaszek jest ciągle takie samo. Nie czuć od niego większą złością, ani niczym innym. I po pierwszym naszym spotkaniu nie śnił mi się on, ale za to inny, też o Pyłach. - dziewczyna dokładnie opisała sen - Ci ludzie, to byli wszyscy, których twarze pokazywała nam driada. I ten sen był inne niż pozostałe o Pyłach. Był bardziej... zwykły. To był tylko sen, nie byłam tam.
- Możesz zanucić melodię która rozbrzmiewała od ruin? - elf nagle zmrużył oczy, przypominając sobie fragment ze zdobytego listu mówiący - zapewne, tylko zapewne - o Sticku. I o “nutach” które ten zdobył. Czyżby oznaczało to że bard dotarł już do zniszczonego Levelionu?
Czarodziejka zastanowiła się, starając sobie dokładnie przypomnieć dźwięki, jakie wtedy usłyszała.
- Nie jestem zbyt umuzykalniona, ale mogę spróbować - i zaczęła nucić, choc trochę nieporadnie. Melodia była dziwna. Nierytmiczna i jakby wołała słuchacza by za nią poszedł... Trudno było ją odtworzyć, zwłaszcza Tui, która nigdy muzyką specjalnie się interesowała. Jednak udało jej się mniej więcej powtórzyć melodię.



Kilka jej taktów rozpoznała i Maeve - to one we śnie oderwały od niej Houruna!
- Ta melodia.... ona odrywa ode mnie Houruna... - Mruknęła pod nosem Maeve.
- Gdzie ją słyszałaś? - spytał elf.
- We śnie tak, jak Tua. - Odpowiedziała zaklinaczka.
- Podążamy za bardem, tym Stickiem - to jedyny trop który mi się nasuwa w związku z tą melodią... - odpowiedział Aesdil trochę bezradnie ale pilnie przysłuchiwał się nuconemu utworowi, choć bez jakichś większych nadziei. Oczywiście nie znał go, choć rozpoznawał że przesycony jest pasmami Splotu - i zdawał się w daleki sposób podobny do zaklęcia Plastycznego metalu. Na pewno nie zagrałby go by bawić publiczność. Ale … by wabić, niczym w pułapkę, urokiem? Ciekawe... Westchnął.
- Tua, gdybyście poczuły że któryś ze snów staje się zbyt realny - i wybudziłybyście się, rzecz jasna - albo gdyby na jawie działo się coś dziwnego - dajcie mi znać. Może udałoby mi się pomóc... przerwać bodaj na chwilę takie oddziaływanie... - powiedział elf, mając nadzieję że jednak do tego nie dojdzie.
Słowa elfa wzbudziły w czarodziejce zaciekawienie:
- A niby w jaki sposób mógłbyś to zrobić? - Ona nie miała pojęcia w jaki sposób można by wpłynąć na te wizje, a Laure najwyraźniej wiedział coś na temat więcej, a nawet był w stanie coś z tym zrobić!
- Eee - Laure miał ochotę palnąć się po łbie - trochę już czasu spędził z Iulusem, Helfdanem i Raydgastem, gdzie jeden drugiemu w te sprawy nie zaglądał i nie wziął pod uwagę ciekawości czarodziejki - To takie połączenie magii bardów i zaklinaczy, może … pochłonąć … niektóre efekty. Nie mówię że to musi być skuteczne, ale jakaś tam szansa istnieje na to by przerwać szkodliwe oddziaływanie.
- Aha - Tua mruknęła z zastanowieniem w odpowiedzi. Miała nadzieję, że może sama byłaby w stanie jakoś zabezpieczyć się na wypadek zbyt intensywnego snu.
“Każdy ma swoje tajemnice” - nagle gorzko zadudniło Aesdilowi pod czaszką. Chętnie powiedziałby Tui o Płomieniu, ale od dawna już wiedział że im mniej osób wie czym tak naprawdę jest “ogniste zaklęcie” tym bezpieczniej dla niego. Zamiast tego mruknął:
- Tak przy okazji, Wasz … domek zrobił na mnie wielkie wrażenie. Naprawdę jesteście w stanie przywołać go co noc?!
Czarodziejka skinęła głową:
- Tak. Choć nie potrafię rzucać innych aż tak skomplikowanych zaklęć... - przyznała się - Ale za to noc w ciepłym i suchym łóżku na prawdę uprzyjemnia podróż - i wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Noce spędzone w namiocie, nim jeszcze przyznała się do magii nie wspominała dobrze.
- Ha, to i balię tam pewnie macie, przyznajcie się - zachichotał Aesdil. Sam w drodze korzystał z zaklęć, a to by oczyścić siebie czy zwierzę, a to by ekwipunek naprawić, a to by wyleczyć dolegliwości czy rany. Zaraz jednak spoważniał - Jak na takich młodzików za jakich wszyscy Was biorą zdajecie się mieć … spory potencjał. Nie mówię że w walce, zresztą sami mówicie że w ręcznym boju nie jesteście najlepsi. Maeve, jakie znasz zaklęcia? Tua wspominała że bardzo jej pomogłaś w nauce. Rozumiem że również jesteś czarodziejką?
Maeve uśmiechnęła się lekko, gdy wspomniał, że Tua uznała ją za pomocną. Zawsze było miło takie rzeczy słyszeć.
- Zaklinaczem, jeśli mam być dokładna. Nie posługuję się taką samą magią jak Tua, zapewne to i lepiej. Mam kilka czarów, które przydatne raczej są w walce niż w innych okolicznościach.
- Zaklinacz? - ucieszył się Aesdil - Nie wiem czy Tua wspominała że ja również mam dar ku temu rodzajowi magii - wpatrzył się z zaciekawieniem w dziewczynę. Zaraz jednak odchrząknął. Z lekkim grymasem wspomniał słowa Iulusa. Że też ten nie wydobył czegoś więcej. A przecież umawiali się że spróbują stworzyć jakąś taktykę użycia magii w ich dyspozycji. Zerknął na czarodziejkę.
- Tua pochwaliła się znanymi jej zaklęciami i jestem pełen podziwu ponieważ okazało się że nauczyła się już Niewidzialności, w przeciągu paru miesięcy! Czarodzieje ze Scornubel czy Beregostu dłużej, oj dużo dłużej muszą się uczyć by taki czar mieć w swojej dyspozycji. A Ty jakie konkretnie znasz zaklęcia? Może coś co odegnałoby nieumarłych?
- Cóż... Nie mam jakiejś imponującej listy, ani moje zaklęcia jakieś specjalnie imponujące nie są. Ot, moje czary to: dotyk zmęczenia, wykrycie magii, tańczące światła, widmowy odgłos, nieprzenikniona mgła, magiczny pocisk oraz porażający dotyk. Nic specjalnego i chyba nic do walki z nieumarłymi, ale co ja tam wiem. - Odpowiedziała na pytanie Maeve.
Laure szybko oszacował czary Maeve i zmarszczył brwi, przejrzał w myślach listę oferowanych mu w Uran zwojów. Albo zaklinaczka coś ukrywała, albo uczennica przerosła mistrzynię. Że jednak Maeve i tak przerastała go liczbą znanych, przydatnych w walce czarów nic nie powiedział na ten temat.
- Właśnie, Maeve, Wykrycie magii. Tua niestety nie jest w stanie go użyć, ja natomiast zauważyłem że w Królestwie część moich czarów, czy to nowych czy, hmmm, zmodyfikowanych przeze mnie - rzekł z niejaką dumą, ponieważ lubił takie eksperymenty - nie działa poprawnie. A raczej nie działa w niektórych przypadkach. Pomyślałem że gdybyś zechciała użyć tego zaklęcia być może odkryłabyś powód dla którego tak się dzieje - powiedział z trudem przyznając sam przed sobą ile to dla niego znaczy
 
Callisto jest offline  
Stary 10-12-2010, 09:11   #73
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Zaciekawiona czarodziejka uprzedziła Meave w odpowiedzi. Nie mogła się powstrzymać:
- Tworzyłeś nowe czary? I modyfikowałeś stare?
- zapytała ze zdziwieniem i podziwem. Ona nigdy czegoś takiego nie próbowała, Madrag jej nawet o tym nie wspominał. Miała wystarczająco dużo do nauki już znanych wszystkim zaklęć.
- Tak. Mam do tego talent
- powiedział elf bez fałszywej skromności w głosie - I mam czas na eksperymenty. W waszej rachubie mam jakieś szesnaście lat, choć faktycznie żyję od stu dziesięciu. A nie kontentuję się tym co z dawien dawna zapisane przez mądre głowy. Chcę dużo osiągnąć. Maeve zapewne to potwierdzi - wszak jest zaklinaczką - skinął głową dziewczynie. W zasadzie Laure zawsze kłopotały takie pytania. Przecież magia zaklinaczy czy bardów nie jest związana z księgami i magicznymi formułkami - no, może nie całkiem - ale tkwi w nich. A każdy jest inny. Dlaczego zdecydowana większość poprzestawała na określonych zaklęciach dających się wręcz opisać konkretną nazwą? Gubił się w domysłach. Imiogaliela nie miała chyba żadnego “zwykłego” czaru w swoim repertuarze. Ale sądząc po wyglądzie Złotołuskiej bliżej już było do istoty z któregoś z magmowych Planów niż do elfiej kobiety. Temperamentem również.
Mrugnął do Tui.
- Jestem pewien że i ty wymyślisz nowy - masz dryg do magii, skoro w tak krótkim czasie nauczyłaś się tylu zaklęć
- powiedział serdecznie i zachęcająco.
Czarodziejka
podniosła ze zdziwieniem brwi słysząc ile lat ma Laure, a także to jak taki szmat czasu przekłada się na mniej niż jej wiek. Wiedziała o tym, ze elfy żyją strasznie długo, ale dopiero teraz spotkała się z tak dokładnym tego opisem.
Na słowa Aesdila zapewniające, że i ona ma stworzyć w przyszłości jakiś nowy czar uśmiechnęła się. Chciałaby kiedyś posiąść tak wielką wiedzę by móc swobodnie stwarzać zaklęcia. Ale może kiedyś jej się to uda. I może faktycznie ma taki potencjał, skoro sama Ruda Wiedźma zapraszała ją do swego domu widząc w niej uczennicę swojej wychowanki.
- A jakie zaklęcia znasz ty, Laure? - skoro obie przyjaciółki powiedziały o swoich umiejętnościach wszystko to w mniemaniu Tui im należało się to samo zaufanie.
- Magiczną osłonę o nazwie Zbroja maga
- powiedział Aesdil natychmiast i rzeczowo, już przygotowany na pytanie - zaklęcie leczące podobne do kapłańskiego i moja duma - Eksplozja krzyku. Nie jest przeznaczona do użycia na duże odległości, ale … potrafi się przydać - usta Laure drgnęły w tłumionym śmiechu - Dalej, Celny cios i jeżeli mogę coś Tuo doradzić - bo zakładam że ta … kula o której mówiłaś jest rodzajem pocisku - warto byłoby żebyście miały zwój czy dwa z tym czarem by w razie czego trafić bezbłędnie. Do tego ogniste zaklęcie no i hmmm, czar który może zneutralizować niektóre efekty magicznych ataków - bezpośrednich - elf nieco się spocił mimo mrozu - poza tym pomniejsze czary, przydatne w walce czy podróży, bo chyba o inne sytuacje nie pytacie - Aesdil nagle odchrząknął i uśmiechnął się pod nosem - Więc coś by oczyścić ubranie, zbroję czy rany, zaklęcie naprawy, wykrycie i odczytanie magii, światło, i zaklęcie które przydało mi się w najmniej oczekiwany sposób, zmiękczające metale... Ach, byłbym zapomniał - gdyby któraś z was się przeziębiła, może uda mi się pomóc. Mam też zwoje z różnorodnymi czarami, z których najcenniejszy jest chyba zwój z Rozproszeniem magii. W zasadzie to wydałem wszystko co miałem na zwoje, więc w razie gdybyś Tuo miała jakiś na sprzedaż obawiam się że nie byłbym w stanie zapłacić od razu... - powiedział z westchnieniem - Poza tym jesteśmy w stanie z Sorg wesprzeć wszystkich pieśniami. W walce, ale i przy szczególnie trudnych czynnościach.
- Chyba faktycznie masz racje z tym Celnym ciosem... I my mamy kilka zwojów: zranienie nieumarłego, wykrycie, ochrony przed złem i zobaczenie niewidzialnego. A w walce przydać się jeszcze może lustrzane odbicie. A czy tylko magią się posługujesz? A może... potrafisz dobrze strzelać z łuku? - spytała czarodziejka z nutą nadziei w głosie.
- Dobrze strzelam
- Złocisty powiedział po prostu - a i mieczem posługuję się nie najgorzej. Zdarzało się że trzeba było walczyć wręcz.
- A zechciałbyś mnie od czasu do czasu pouczyć strzelania z łuku? -
zapytała nieśmiało Tua - wcześniej uczyła mnie Lidia, ale odkąd nas opuściła sama tylko trenuję, gdy mam ku temu okazję.
- Bardzo chętnie Tuo
- ucieszył się Aesdil - bardzo lubił posługiwać się łukiem, akurat ten fragment elfiego dziedzictwa był mu szczególnie bliski - Hmm, a jakim łukiem się posługujesz? Ja długim refleksyjnym, a ty? Aha, jeszcze jedno - nie wiem czy nie wzbudzi to objawów zazdrości niektórych … dżentelmenów z wyprawy - na ustach elfa błąkał się uśmiech.
Czarodziejka
zmieszała się ostatnimi słowami elfa. Nie żeby odczuwała coś specjalnego do Kario, a nawet zaczęła się irytować jego ciągłą... obecnością.
- To chyba nie ma większego znaczenia - odpowiedziała niewyraźnie - A mam łuk krótki.
Laure
pokiwał głową. Gdyby był odrobinę słabszy sam pewnie musiałby zrezygnować ze swej ciężkiej broni.
- Mógłbym rzucić w wolnej chwili okiem na wasze zwoje? Tak z czystej ciekawości - powiedział - W przeciwieństwie do ciebie, Tuo, Maeve i ja zapewne nie nauczylibyśmy się nawet zapisanych na nich zaklęć.
- Mam je nawet teraz przy sobie
- odpowiedziała dziewczyna wyciągając z torby zwoje, o których wspomniała Lauremu i podała mu je.
Aesdil
zawahał się.
- Tuo, może na spokojnie przysiądziemy nad nimi w tym całym Atmeeilu? Nie chcę byście cierpiały chłód dłużej niż jest to potrzebne
- nagle ożywił się - A mam pewien zwój który powinien cię szczególnie zaciekawić...
Czarodziejka
nie wiedziała dlaczego elf to tak przedłużał. Nie było też w końcu aż tak zimno. Z resztą i tak cały dzień na tym mrozie siedzieli, więc jaką różnice zrobi te kilka, kilkanaście minut? Ale jej było to w sumie obojętne. Wzruszyła ramionami. Uwagę jej zwróciły słowa o zwoju, który mógłby zaciekawić dziewczynę. Może jakieś jego własne zaklęcie? Albo jakieś dziwne?
- Co to za zwój? - spytała wyraźnie okazując zainteresowanie.
- Niespodzianka
- powiedział elf z uśmiechem - Niech nie wszystko będzie wiadome od razu. Ale jestem przekonany że nie pożałujesz oczekiwania...
Zagadki... Tua była ich fanką. Ale nie lubiła, gdy się ją w ten sposób wystawiało. Pokazywało smakołyk, a potem zaraz go chowano. Jednak elfowi udało się już rozbudzić ciekawość dziewczyny, choć jego tajemniczość nieco ją zirytowała.
Złocisty
uśmiechnął się raz jeszcze po części odgadując myśli czarodziejki:
- Wiesz że na każdy zwój należy rzucić zaklęcie Odczytania magii. Samo przejrzenie zawartości waszych zwojów zajęłoby mi kilka dni. Podobnie zresztą jak przez was - moich
- pokazał dwa pasy z ponad dwudziestoma zwojami przechodzące przez prawe ramię.
Szybko spoważniał:
- Jeśli dobrze zrozumiałem wymowę listu od Elethieny Froren nie ma zbyt dużo czasu by powstrzymać tego … upiora. Byliście u Elethieny w połowie Marpenotha, pisała że za pół roku od tego momentu zagrożenie stanie się realne. Czy ktoś oprócz was śnił to samo? Lusus może, Sorg, Lidia?

- Nie. Tylko my w nocy odwiedzamy Pyły, prawda Meave? - odpowiedziała bardowi Tua.
- Taaaak, tylko my. Nie wiem dlaczego, ale tak jest.
- Powiedziała Maeve.
- Nie zazdroszczę wam
- Aesdil pokiwał głową. - Więc u elfów nie ma co marnotrawić czasu - powiedział, zaraz jednak uśmiechnął się do Tui i poprosił - Czy będę mógł poobserwować jak przygotowujesz zwój czy dwa? Może nie od razu - dodał spokojnie widząc niepewne spojrzenie dziewczyny - przy zapisywaniu któregoś z kolei chętnie bym ci towarzyszył...
- Dobrze -
zgodziła się czarodziejka - zawołam cię kiedy będziesz już mógł obserwować.
Laure
zastanowił się chwilę. Wspomnienie Pyłów przypomniało mu o czymś jeszcze.
- Czeka nas niedługo … swego rodzaju narada wojenna. Jeśli mogę doradzić nie rwijcie się do głosu od razu, dajcie się innym wypowiedzieć. Jestem pewien że dyskusja będzie …
- Aesdil zawahał się nie wiedząc czy nie rozpędza się za bardzo, ale przypomniał sobie w jakich okolicznościach grupa była w stanie się kłócić i pozbył się skrupułów - bardzo zażarta i pełna emocji, że tak to nazwę. A niezależnie od tego co zostanie ustalone pamiętajcie - ale to tylko rada - by trzymać się blisko Iulusa Manoriana i Silvercrossbowa. Oczywiście gdy będzie to możliwe. Iulus jest obdarzony mocą odpędzania nieumarłych a nawet niszczenia ich, co widziałem na własne oczy. Z kolei paladyn potrafi wyczuć przesycone złem istoty i chyba miejsca - mruknął niepewnie - a to z kolei porada najbardziej dla ciebie Maeve, bowiem jeśli twój przyjaciel wpadł w sidła … no, tego co czai się w Pyłach, to również jego wizerunek może zostać użyty przeciwko tobie - dodał przepraszająco - i moce Raydgasta mogą cię powstrzymać przed włożeniem, dosłownie i w przenośni, głowy w paszczę zła... - przyglądał się zaklinaczce niepewny jak zareaguje na te słowa.
Maeve
skinęła głową, przyjmując do wiadomości słowa barda. Jej samej przyszło raz czy dwa do głowy, że Hourun z jej snów to oszustwo, tak samo jak to, co wydarzyło się u Meyayi. Nie miała pewności w końcu, że jej ukochany żyje, choć uczepiła się tej nadziei wręcz kurczowo.
Czarodziejka
również bez komentarza przyjęła słowa elfa. W duchu zgodziła się z nim, gdy radził, by trzymały się przy Iulusie i Raydgaście. Iulus, jako osoba duchowna z wyraźnym powołaniem wzbudzał w niej zaufanie, a i paladyn przypadł jej do gustu nie zmuszając grupy młodych do swoich racji, jak czynił to Helfdan.
Aesdil
z prawdziwą ulgą przyjął może nie entuzjazm, ale też brak sprzeciwu dziewcząt. Zawsze to dobra prognoza. A faktycznie w towarzystwie “wybrańców bogów” powinny być bezpieczniejsze.
- Ciekawe czy w Pyłach czekają nas żywi przeciwnicy
- Złocisty mruknął w zamyśleniu - Jak uważacie? Ruda Wiedźma wspominała coś o Sticku czy innych chętnych do ożywienia Urgula? Maeve, kiedy ostatni raz widziałaś Houruna?
- Nie przypominam sobie, żeby wspominała. Z drugiej strony jednak... Nie uważałam wtedy zbytnio. -
Wzruszyła ramionami zaklinaczka. Wtedy zagrożenie nie wydawało jej się do końca realne. - A Houruna nie widziałam od czasu wizyty u Meyayi.. Jakby...jego siły wyczerpały się po tym, jakby to był ostatni zryw. - Powiedziała Maeve.
- “Nie widziałaś”... -
powiedział elf do siebie i poprosił - Opowiedzcie mi o tej Meyai. Wierzycie jej, jak rozumiem?
- Tak, bo.... jej przepowiednia się w pewnym sensie pokryła z tym,co już wcześniej usłyszałam. I to wszystko, co się wydarzyło... Może Tua opowie, bo ja nie jestem w stanie... To był szok,ale...przemówiła głosem mojego dawnego towarzysza...I o mało przez to nie umarła.... To było...straszne. Czułam, jakby to była moja wina, że ona tak.... nagle osłabła. -
Powiedziała Maeve, urywając co chwila, jakby nie mogła o tym mówić.
Czarodziejka
kiwała głową na potwierdzenie słów przyjaciółki i chcąc ją jakoś wesprzeć, delikatnie położyła rękę na jej ramieniu.
- Wezwanie? Kiedy ostatni raz widziałaś Houruna, ale mam na myśli że ciałem a nie … ten, no, duchem … -
Aesdilowi trochę język się zaplątał, bowiem sam już nie wiedział jak mówić o przyjacielu Maeve - po takim czasie Hourun najpewniej … “Ale zaraz, sam przecież nie wiem” - przypomniał sobie, więc zamknął się i czekał odpowiedzi.
- Ciałem? Chyba rok niedługo będzie odkąd znikł bez śladu
.... - Odpowiedziała Maeve na pytanie z wyraźnym wysiłkiem. - Któregoś razu po prostu...odszedł bez słowa. Myślałam, że mnie zostawił, ale już nie jestem tego taka pewna....
Elf
miał ochotę zapytać o coś jeszcze, ale jeden rzut oka na dziewczynę powiedział mu że to nie najlepszy pomysł. Pokiwał tylko głową i postanowił ponowić pytanie w Atmeeilu. Może tam Maeve poradzi sobie z bólem wyraźnie malującym się na jej twarzy...
- Spróbujemy później ułożyć jakiś sensowny plan wykorzystania magii w naszej dyspozycji, dobrze? W tym również zaklęć Iulusa Manoriana. Mam nadzieję że uznacie to za interesujące doświadczenie... -
pokiwał głową z uśmiechem przypominając sobie Las Ostrych Kłów i swoje wysiłki by z nielicznych dostępnych drużynie zaklęć stworzyć realne wsparcie. Pokręcił głową widząc spojrzenia dziewcząt - Wspomnienia. Miłe. Mówię o tym dlatego że jeśli z samymi nieumarłymi mielibyśmy do czynienia to nasze czary mogą się okazać mniej skuteczne niż modlitwa kapłana. Choć widmo powstałe z drowa udało mi się jakoś pokonać w podziemiach Fortecy - przyznał wspominając ile Płomienia wtedy zużył by zemścić się na duchu za sparaliżowanie go.
- To chyba dobry pomysł -
odpowiedziała Tua. Skoro mają w grupie tyle osób władających magią to dobrze by było jakoś rozsądnie nadać im odpowiednie funkcje, przydzielić odpowiednie czary.
- Tym bardziej trzeba to zrobić ponieważ w dawnym Levelionie możemy natknąć się na Alehandrę -
bard powiedział spokojnie, nie zdradzając żadnych uczuć - a nieźle poharatała mnie i Helfdana ostatnim razem. Wzięła nas z zaskoczenia, mam nadzieję że tym razem … karta się odwróci...
- Co o niej wiecie? Jak silną magią włada? Sorg i Kalel widzieli jak wywołała w karczmie burzę śnieżną... -
zaciekawiła się czarodziejka.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"

Ostatnio edytowane przez Lynka : 11-12-2010 o 11:00.
Lynka jest offline  
Stary 10-12-2010, 09:16   #74
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
za Romka

- No i właśnie - muszę wypytać Sorg i Kalela o tą … burzę. Nie chcę was teraz trzymać na mrozie opisując po kolei różdżki których użyła i zaklęcia, może w elfiej osadzie będzie ku temu lepsza sposobność, dobrze Tuo? Tym bardziej że nie wiem jak potężna jest to magia i po prawdzie -elf odkaszlnął, zmieszany - miałem nadzieję że kiedy opiszę wam te czary właśnie wy mi powiecie jak silna jest ta magini i jej przedmioty. Łamię głowę jak sobie z nią poradzić już od ładnych kilkunastu dni...
Tua
skinęła głową w odpowiedzi na słowa elfa. Sama pewnie nie za wiele będzie mogła powiedziec o Alehandrze, ale może, przy odrobinie szczęścia, Madrag zdoła im pomóc?
- Świetnie -
ucieszył się Laure - Spiszę dla pewności wszystko co wiem, na wypadek gdyby coś mi się przytrafiło. A to ważne - powiedział nagle tonem zimnym i poważnym - pokonała nas bez trudności, była idealnie przygotowana do zasadzki.
- I pewnie zna już teraz wasze umiejętności bardzo dobrze? -
na pół spytała, a na pół stwierdziła czarodziejka.
- Nie wiem
- przyznał elf uczciwie - Miała w sobie … i na sobie tyle magii że nie zdziwiłbym się gdyby sprawdziła to czym dysponowaliśmy i przygotowała się tak że nie mielibyśmy najmniejszej szansy wyrządzić jej krzywdy. Z wami jednak sprawa jest inna - jeśli nie weszliście jej wcześniej w drogę jest szansa że wasze moce okazałyby się dla niej śmiertelną pułapką.
- Ale skoro włada tak potężną magią, to pewnie już wie o nas i może się na to przygotować -
powiedziała Tua.
- Tuo, nie wiem dokładnie czym dysponuje. Dlatego przemyślę jeszcze raz wszystko to co o niej wiem i opowiem Ci to. Sama zdecydujesz na co może to wskazywać, tym bardziej że znaczną część zaklęć rzucała z różdżek -
Laure nie był zachwycony wnioskami Tui ale podobało mu się że nie boi się okazać wątpliwości. Jemu samemu również było łatwiej przyznać się jej do niewiedzy w wielu rzeczach.
Dziewczyna
zgodziła się odłożyć na później rozmowę o Alehandrze. Nie zadawała więcej pytań.

- Maeve, przygotujesz się do rzucenia zaklęcia? -
poprosił Aesdil, rozejrzał się i zaczął odkładać niektóre rzeczy - Przedmioty magiczne - wyjaśnił cicho, zerkając na dziewczęta - nie chcę żeby ich aura zakłóciła działanie Wykrycia magii. Feth, jaki mróz... - mruknął po zdjęciu płaszcza, zignorował jednak zimno - skutkiem ubocznym władania Płomieniem było to że chłód rzadko się go imał. Poczekał na zaklęcie Maeve, w tym czasie zdecydował którego zaklęcia użyć..
“Celny cios - będzie najlepszy, nie przyciąga uwagi...”
- pomyślał i dotknął tarczki u nadgarstka.
- Phaos Azyre Hysh Jill Klao Aksho!
- zadeklamował powoli, twarde sylaby w smoczym języku bez pośpiechu kształtowały zaklęcie do spółki z gestami dłoni. Elf splatał czar bez jakiejś szczególnej obawy bowiem pilnował się by emocje nie wzięły góry. Pierwsze zaklęcie zadziałało poprawnie i Laure poczekał dłuższą chwilę by Maeve mogła dokładnie sprawdzić aurę pozostałą po modyfikowanym zaklęciu. Przesunął się o kilka kroków by aura następnego zaklęcia nie nałożyła się na pierwsze i powtórzył je. Dopiero jednak trzecie nie zadziałało i elf obrócił spojrzenie ku Maeve.

Maeve
w skupieniu powtarzała słowa “wykrycia magii”. Choć wiedziała, iż czar ten nie służy jedynie do wykrywania czarodziejskich przedmiotów, pierwszy raz używała go do badania cudzych zaklęć. Obawiała się, że braki w formalnej edukacji również dadzą o sobie znać, lecz ku jej uldze zaklęcia Aesdila nie były zbyt skomplikowane, a i pokrewieństwo talentu ułatwiało sprawę. Z przyjemnością obserwowała spływajacą do niego magię, gdy Laure skandował kolejne formułki, a potem niewidzialne błyski, gdy aktywował splecione już zaklęcia, a magia na powrót rozpływała się po świecie. Przy trzecim czarze zauważyła jednak, że coś jest nie tak - jakby zaklęcie elfa miało błąd, jakby czegoś w nim brakowało. Pasma Splotu przędły osnowę czaru, ale był on... dziurawy. Dziurka nie była duża, wystarczyła jednak, by zaklęcie zakończyło się spektakularnym rozbłyskiem - niegroźnym, lecz zirytowana mina elfa wskazywała, iż bardzo niepożądanym.
Aesdil
nie skomentował niepowodzenia. Zamiast tego znowu przesunął się i ponownie przywołał zaklęcie, raz i drugi - tym razem bez problemu. Przeczesał włosy i westchnął, podszedł do swoich rzeczy, ubrał się i założył resztę ekwipunku.
- Maeve, coś zaobserwowałaś?
- powiedział spokojnie - Jeśli udało ci się to, innym razem poproszę cię o podobne sprawdzenie, ale w trochę odmiennych warunkach - z tym że to będzie groźniejsze dla mnie.
- Przy trzeciej próbie to wyglądało jakby....zaklęcie było dziurawe, jeśli wiesz o co mi chodzi... Właściwie to nie znam się na tym, więc w sumie chyba nie posłużę pomocą w wykrywaniu błędów. - Odpowiedziała Maeve. W sumie jak się tak zastanowiła, to wszystkie jego zaklęcia brzmiały ciut inaczej od tych, które obie rzucały. Ale może po prostu to była kwestia różnicy w czarach i tyle?
- Więc błąd?
- zapytał powoli elf. Zacisnął szczęki i pięści, zaraz jednak uspokoił się i spojrzał na Tuę. Uśmiechnął się blado: - Widzisz, Tuo, i tyle z moich przechwałek. - Wrócił spojrzeniem do Maeve. - Wręcz przeciwnie, to mi dużo powiedziało. Widzisz, spodziewałem się że to jakiś zewnętrzny wpływ, cokolwiek - aura nad Królestwem, na przykład, czy bliskość Pyłów. Tymczasem - zwyczajny błąd. Ale, zaraz, dlaczego to się dzieje przy zaklęciach modyfikowanych... - bard zakłopotał się - Maeve, spróbujemy jeszcze raz czy dwa? Może kiedy się oswoisz z użyciem tego zaklęcia dowiesz się jeszcze czegoś?
Maeve
skinęła głową. - Możemy spróbować. Trochę praktyki mi nie zaszkodzi.
- Dziękuję
- zaklinacz powiedział z wdzięcznością.
* * *

Po zakończeniu badania magicznej aury czarów elfa i przedyskutowaniu jej wyników Tua od początku zaciekawiona spytała:
- Co to za magiczne rzeczy, które odłożyłeś?

Aesdil
spojrzał z niedowierzaniem na Tuę. Okazało się że czarodziejka jest chyba tak samo wścibska jak on - a może bardziej? Uśmiechnął się jednak.
- To pytanie zawiera się chyba w ramach wzajemnego zaufania? Płaszcz zabezpiecza przed żywiołami - a i dzięki jego magii co dzień można zjeść coś niecoś, wystarczy sięgnąć do kieszeni. W tej butelce
- pokazał - odnawia się woda lub ciepła herbata - co zademonstrowałem ci pierwszego wieczoru. Buty pozwalają znaleźć zwierzęta, schronienie, potwory, dowiedzieć się o kształcie terenu, wodzie i wielu innych istotach i rzeczach, sam dopiero zapoznaję się z ich działaniem. Zwoje - wskazał pasy z pergaminami - są różne i nie będę wam wzbraniał przeczytania ich bo w większości to podstawowe czary, zaś ta torba pozwala zmniejszyć wagę i rozmiary rzeczy. Mam jeszcze kilka innych przedmiotów, ale, błagam, nie każcie mi wszystkiego teraz opisywać! - powiedział ze śmiechem.
Elfowi udało się wzbudzić w Tui podziw dla swojego ekwipunku. Buty wzbudziły w niej należne im zainteresowanie, ale najbardziej zaciekawił ją i tak płaszcz i kubek. Sama też by chciała kiedyś mieć takie wspaniałe przedmioty. Choć na pewno to, co ma przy sobie Laure jest wart majątek. Mimo swojego ciekawstwa okazała jednak na tyle przyzwoitości, by nie pytać skąd te wszystkie rzeczy ma i skąd wziął na nie pieniądze.
A elf odetchnął z ulgą...
- Czy Elethiena Froren wspominała coś na temat tego co może zniszczyć … upiora? Jakaś inna magia, pocisk, cokolwiek innego?
- zapytał poważnie - Wiecie coś o jakimś ataku na nią? Znaleźliśmy taką informację w jednym ze zdobycznych listów...
- Ataku na Rudą Wiedźmę?!
- spytała poruszona Tua ignorując chwilowo pierwsze pytanie elfa - Ale jakiego ataku? Przed naszą wizytą u niej czy po?
- Zaraz, zacytuję - bard wytężył pamięć - Dobra, cały list, co mi tam:

“Do Wielce Szanownego Pana na Wzgórzach z życzeniami bla, bla, bla.

Sprawy nasze wszelkie pomyślnie się układają, co przekazuję ci ku twemu i swemu ukontentowaniu.

Orły na skale w spadającą gwiazdę się wpatrują, jej światłem zmamieni - zauważcie że bardziej o ludzi chodzi niż zwierzęta, sądząc po konstrukcji
- elf spojrzał po dziewczynach i o cudzie - zarumienił się przybierając kolor czerwonego złota - po czym skupił na wiernym powtórzeniu treści listu miast jego interpretowaniu - a topór stępiony okryty jest płaszczem Pana Nocy. Ostrzeżeniom starszych nikt wiary nie da. Zadbamy by nadal śnili swój sen o pokoju, dufni w swą siłę i mądrość, a mali jak robactwo leśne w obliczu niezwyciężonego Pana.
Do rudej wiewiórki czarne już posłałem, by jej orzech skradły, lecz na wieści poczekać musim - swoją drogą, jakoś dziwacznie ten ktoś pisze, archaicznie niczym Iulusowa gadka -
wtrącił elf - Powodzenia nie wróżę, lecz i z porażki korzyść wyciągnąć możemy.
Klejnot naszego Pana na Jarmarku się pojawił i na północ podąża. Opieszałych ukarano, rysopis rozesłano. Wróż mój powiada, że sam na swe miejsce dotrze, więc troskać się nie trzeba.

Pieśniarz na wschód ruszył, orły zestrzelił, raporty regularnie przysyła, potrzebne nuty zdobył. W pyle i znoju odnajdzie klucz do księżycowych wrót, a miejsce pierwszego zwycięstwa Potężnego ponownie będzie świadkiem jego wiecznej mocy i chwały.

Przy okazji pokornie śmiem prosić o fundusze, gdyż ze względu na orcze wojny o szybkie zwierzęta ciężko, więc się bydłem posiłkować muszę, co nierzadko efekty dalekie od zaplanowanych daje.

Gnę kark z szacunkiem i odpowiedzi łaskawej wypatruję - J.S.”


Czarodziejka
w skupieniu wsłuchiwała się w słowa elfa. Podziwiała jednocześnie jego pamięć - ale w końcu był bardem, musiał mieć ją dobrze wyćwiczoną.
- Czy to jest ten list, o którym mówiłeś, ze szyfrem napisany?
- spytała dla uściślenia.
- Nie
- potrząsnął głową bard - dwa listy w drowim języku mam jeszcze. Ale zaraz, jeszcze jeden list wam zacytuję, tym razem jego treść poznaliśmy w Podkosach - i chyba to wasz kupiec go wiózł, zaś starsi wioski odkryli. Jak on szedł... mam - i Laure zacytował, pomijając potrzebne chłopakowi przerywniki:

“Do Levelonu najemnik posłany, w pieczęć Potężnego wyposażon. Bać się nie musicie, że samopas poszedł. Pieśń i miecz go prowadzą, a obcy najemny lepszy niż niejeden tutejszy, bo strachu nie zna, jeno chciwość go gna. Mocy jego i wiedzy się nie bójcie, imion naszych nie zna. Usiecze się go potem i tyle. Starym elfom ani śni się swe skarby sprzedawać - załatw złodzieja niegildiowego, co do dworów w Wilczym Lesie włamać się zdolny będzie. W dowód zaufania przekażę ci skrawek duszy Potężnego, jak tylko odzyskać się nam go uda. O księżycowym pierścieniu nadal nie wiem nic. Tulipowi nic nie mów, z sobie wiadomych źródeł wiem, że konszachty z Upadłymi ma, co zgubę na nas niechybnie przywiodą.”


- Pieczęcie nic nam nie powiedziały
- dodał.
Ten list był dużo jaśniejszy i Tua po raz pierwszy spojrzała na tą sprawę inaczej. Jak na plan. Jak na czyjąś drogę do osiągniecia określonego celu, sukcesu, przestępstwa, ogromnego zła. Dotychczas widziała w tym tylko swoją rolę nie patrząc na sytuację całościowo, bo i niby skąd miała wziąć potrzebne informacje? Zdziwiła się tylko, że Hallus był w to wszsytko zamieszany. Jakoś nigdy wcześniej nie przyszło jej to na myśl. Co się stało, że go zabili? Ktoś jeszcze jest pewnie chętny na elfie bogactwa... W reszcie odpowiedziała elfowi na zadane przez niego wcześniej pytanie:
- Przed domem Rudej Wiedźmy, chcąc do niego wejść zostaliśmy zaatakowani przez jakichś mężczyzn. Byli wśród nich i władający magią. Udało nam się ich pokonać cho
ć niemal niektórzy z nas życia nie postradali i zapewne nie byłoby nas tutaj, gdyby nie szybka magia lecząca.
- Szczęście w nieszczęściu więc że jeśli już wdaliście się w walkę to w otoczeniu legendarnej bohaterki Królestwa
- elfowi śmiały się oczy do walecznych dziewcząt.
- Taa... szczęście - wspomniała z nutą ironii w głosie Tua. Walka była pod jej domem. Gdyby wcześniej zareagowała, albo jej uczennica wybrała krótsze zaklęcie może nie trzeba by było ich ratować...
Laure
spojrzał na Tuę już bez uśmiechu. Nietrudno było zgadnąć o czym myślała - przynajmniej ogólnie.
- Podobno weteranem stajesz się po jednej bitwie. W drugiej już wiesz co robić żeby zachować życie... A dlaczego WY?
- zapytał naraz poważnie - Skąd te sny? Dlaczego wy obie poczułyście na sobie … to co się zaczyna budzić w Pyłach?
Czarodziejka
wzruszyła ramionami:
- Nawet Ruda Wiedźma nie odpowiedziała nam na to pytanie. Możliwe, ze to przez to, że posługujemy się magią i jesteśmy bardziej podatne na wpływy. Ale ty też magikiem jesteś, a jakoś ci się nie śnią, choć blisko Pyłów jesteśmy. Myślisz, że ci zbóje to ci sami, co wiewiórce z listu skraść mieli orzech? A doszliście może do tego do kogo ten list miał dotrzeć albo kto Hallusa zamordował wtedy? -
zapytała niespokojnie.
Aesdil
skrzywił się na wspomnienie swoich koszmarów. To że przeżywał je co noc od dziesiątków lat nie uczyniło ich bardziej pożądanymi. Ale były jego i żadne Pyły nie miały z nimi nic wspólnego. “Lepsze zło znane i własne...”
- Dziwi mnie że Sorg na nie cierpi na podobne sny - bardowie również posługują się magią. Ale to nieważne i tym lepiej dla niej -
machnął ręką - Gorzej że faktycznie, mogą to być ci zbóje. Pokonaliście ich, w porządku i chwała wam za to, ale co oznacza: “Powodzenia nie wróżę, lecz i z porażki korzyść wyciągnąć możemy”. Jaką korzyść? Nie wiemy do kogo list był skierowany - ten “Pan na Wzgórzach” jest jakąś podpowiedzią, ale nie będąc obeznanymi z Królestwem - nie dowiedzieliśmy się o kim mowa. Z kolei w tym drugim Tullip jest wspomniany... Kto zamordował Hallusa - nie pamiętam już czy pisałem o tym w liście który zostawiłem w Podkosach - elf skrzywił wargi z jakiegoś powodu - zdaje się że drowy tego dokonały.
- Może sposób w jaki bardowie splatają swoją muzyką magię nie przyciąga tych widzeń? Ale ty przecież też zaklinaczem jesteś wiec też powinieneś Pyły odwiedzać! Więc może to z innego powodu tylko my dwie to widzimy... - Tua rzuciła niepewne spojrzenie w stronę Meave. Umysł jej przyjaciółki mógł być tam przyciągany przez jej ukochanego, ale jej? Jaki ona może mieć związek z Levelionem? - Gdybym ja wysłała kogoś po coś ważnego to cieszyłabym się z jego porażki tylko wtedy, gdybym dobrze mu nie życzyła, albo gdyby jego przegrana dała mi jakieś nowe informacje - powiedziała z zastanowieniem - ale nie wiem jakie nowe informacje może dać śmierć kilku ludzi pod domem Elethieny Froren. Chyba tylko tyle, że Ruda Wiedźma wciąż jest w formie... - skrzywiła się, bo jej rozmyślania i tak niczego konkretnego nie wniosły - A może Pan na Wzgórzach to też o Tulipie?
- A czyż magia Twoja i Maeve nie różnią się diametralnie?
- zapytał Aesdil sceptycznie - Nie, jeśli o mnie chodzi to diabli mnie nie bio... to znaczy nie śni mi się nic podobnego do tego co Was nawiedza...
- Różnią się, ale chyba jednak są bliższe sobie niż na przykład magia czarodziejska, a bardzia... Chociaż ja to się tam nie znam i tak -
powiedziała Tua.
Bard
wzruszył ramionami.
- Teraz najpewniej do tego nie dojdziemy, a zapytać nie ma kogo. Ale możesz mieć rację -
powiedział po zastanowieniu - mówię tu o tych informacjach. Spójrz na to w ten sposób - zbójcy mieli “wiewiórce” coś skraść, prawda? Więc taki atak może dać jej do zrozumienia że to czego strzeże - tego … “orzecha” - nie jest już bezpieczne w jej posiadaniu i należałoby się tego pozbyć czy przenieść w inne miejsce? Nie wiem Tuo co z tym Panem na Wzgórzach - właśnie was chciałem o to zapytać, wszak Wy jesteście stąd... - mimo wszystko uśmiechnął się do Tui z podziwem - podobało mu się że rozgryza problem z taką pasją i dociekliwością jak on sam zwykle...
- Tylko czym jest orzech? Ruda Wiedźma dała nam kulę mającą pochłonąć demona. Powiedziała, że jest to jej najpotężniejszy przedmiot magiczny do walki przeciw złu. Tego wykraść chyba nie chcieli? Choć... jeszcze jedno zdarzyło się u Rudej Wiedźmy. Chcąc dowiedzieć się czy to nie klątwa jakaś powoduje nasze sny rzuciła na nas Wykrycie magii i wtedy zwróciła uwagę na przedmiot Kalela. Był to mały czarny kamień, ale po otwarciu pudełka wszyscy poczuliśmy... strach. To było dziwne, bardzo magiczne i przypominało... jakby wiatr z Levelionu. A wszystko od razu się skończyło, gdy Elethiena zamknęła pudełko. Nie chciała nam powiedzieć co to tak na prawdę jest, ale z jednej z moich ksiąg, wynika, że to...
- czarodziejka zerknęła niespokojnie na Meave, wcześniej, w natłoku różnych zdarzeń, swoim towarzyszom o tym nie mówiła, ale teraz wydawało się to jakoś bardziej znaczące - kamień duszy. I to duszy Urgula. Jeden z tych, które stworzyła Ruda Wiedźma, by Urgul nie mógł się odrodzić. Tylko jakim cudem znalazło się to w rękach pracodawcy Kalela? I gdzie były kamienie z innymi częśćmi duszy Urgula? Jakby tak pomyślec to Ruda Wiedźma powinna je wszystkie jakoś odpowiednio schować. Może to właśnie to mieli wykraść ci ludzie?

- Och... A czy to nie byłby “skrawek duszy Potężnego, jak tylko odzyskać się nam go uda”? A to też jest ciekawe: “Klejnot naszego Pana na Jarmarku się pojawił i na północ podąża. Opieszałych ukarano, rysopis rozesłano.” Może i ten “orzech” Elethieny Froren to jeden z kamieni duszy? Choć pewnie nazwany zostałby “kolejnym klejnotem” albo “skrawkiem”?
- powiedział Aesdil podchodząc bliżej do Tui. Jego miedziana skóra w blasku Światła zmieniła kolor na istne czerwone złoto - Ruda Wiedźma mogła ukryć je ale raczej rozdała zaufanym przyjaciołom, i to takim zdolnym obronić przedmioty. Możliwe że jednak przeliczyli się ze swoimi siłami. Pytaliście Kalela skąd wziął ten kamień?!
- Może i masz rację... - z wachaniem powiedziała Tua. Wszystko to było takie niejasne i wieloznaczne - Może w wiosce elfów uda nam się więcej na ten temat wywiedzieć? A Kalel mówił Wiedźmie, że miał go komuś dostarczyć, ale nie wnikał co jest w pakunku, a ni skąd jego pracodawca go miał. Ale zapytać można. Może teraz, wiedząc o tym więcej przypomni sobie coś jeszcze.
- Dobry pomysł - osiedle leży blisko Pyłów, kto wie? Może i słowo o Elethienie Froren zjedna nam pomoc w Atmeeilu? Masz rację, zapytajmy … a może raczej zapytajcie -
elf pohamował się nagle, przypominając sobie że Kalel jest towarzyszem dziewcząt - Waszego drucha o ten kamień.
Dziewczyna
skinęła głową. Na pewno zapyta, zagadka ją wciągnęła. Miała ogromną ochotę ją rozwiazać.
- Elethiena nie wspominała o Sticku? Ani o tym co jeszcze mogłoby razić upiora?
- zapytał jeszcze, bowiem przypomniał sobie swoje dywagacje wcześniej na ten temat.
- O Sticku ani słowa. Pewnie nie miała o tym pojęcia. Wiedziała, że tam się wybieramy i na pewno by nas ostrzegła. Sama tez nie wiedziała co może czekać na nas w Pyłach. Kulę nam dała na demona. Mówiła, że nie wie czy takiego w ogóle spotkamy i ze nie będzie on naszym głównym przeciwnikiem. Nic więcej na ten temat nie rzekła.

- Zapewne
- powiedział Laure i skupił się na drugiej części słów Tui - Więc nie ma co pochopnie używać tej kuli. A to oznacza że zapewne trzeba będzie polegać na sile, magii i żelazie - znowu...
- Tylko ile da żelazo przeciw mogącym się odradzać nieumarłym?

Aesdil pokiwał głową.
- Będziemy musieli być bardziej sprytni od przeciwników - kimkolwiek lub czymkolwiek by byli
- uśmiechnął się do Tui, na powrót pełen energii i entuzjazmu. Dawno tak się nie czuł.
- Trudno być sprytnym w ogniu walki - powiedziała smutno czując ukłucie wyrzutu sumienia w sercu. Gdyby ona była sprytna Sherin miałby chociaż jednego rodzica... Jednak widząc optymistyczny uśmiech barda odepchnęła nieprzyjemne myśli i sama również poweselała i dokończyła z pewnością w głosie - ale nam się to uda!
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"

Ostatnio edytowane przez Lynka : 11-12-2010 o 11:00.
Lynka jest offline  
Stary 10-12-2010, 09:16   #75
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
- Po co wróciliście do Podkosów? - Aesdil naraz zapytał, gdy już powoli szli do obozowiska.
Czarodziejka
rzuciła niepewne spojrzenie swojej przyjaciółce i odpowiedziała:
- Nie możemy o tym mówić.

Laure
przyjrzał się przez chwilę obu dziewczętom, pogłówkował i wzruszył wreszcie ramionami.
- Jeśli macie jakiś zatarg z władcą Podkosów, tym całym … Tullipem, to uważajcie -
nienawiść zadźwięczała w jego głosie - Już i tak oskarżył was o wypuszczenie mantikory.
- NAS?! To on chciał ją jako swoje zwierzątko domowe! Porąbaniec jeden. Mój brat usiłował u niego popracować, ale szybko się zmył. Wariat. Po prostu... brak słów. - Oburzyła się Maeve.

Czarodziejka
się zastanowiła. W sumie nie była zaskoczona tą wiadomością. Przecież wiadomo było, że pracownicy Tulipa musieli zwalić na kogoś winę, a że oni akurat im się przyplątali...
“Więc nie o to chodzi”
- pomyślał Złocisty i zerknął na Tuę. Chciał coś powiedzieć ale zrezygnował w ostatniej chwili, zamiast tego dodał:
- Jeśli będziecie o czymś chciały porozmawiać czy zasięgnąć porady - kierujcie śmiało swe kroki do Iulusa Manoriana
- szczery szacunek zabrzmiał w jego głosie - Mogę z czystym sumieniem rzec że jest człekiem łagodnym i rozumnym. Dlaczego mieszkańcy Podkosów nawet po zwróceniu im przez Iulusa kapłańskich parafernaliów Galian ze świątyni na podgrodziu byli tak nieuprzejmi i zacietrzewieni - Bane chyba jeden wie. Nawiasem mówiąc posąg w świątyni pod Fortecą to istne dzieło sztuki - powiedział z zachwytem - godzinami mógłbym o nim rozprawiać...
Jeszcze jedno
- przypomniał sobie nagle - sam mam chowańca, i trochę interesowałem się czarami przydatnymi dla takich stworzeń. Istnieje zaklęcie zabezpieczające małe zwierzęta przed jakimkolwiek zewnętrznym wpływem - a zwie się ono bodajże Kieszeń dla chowańca. Może ono byłoby jakimś rozwiązaniem problemu z Sherinem? Jeśli się nie mylę nie przekraczałoby ono twoich umiejętności Tuo, a że jedziemy do elfiego miasta gdzie o czarodziejów zapewne nie będzie trudno - może znajdziesz jego formułę. Maeve, może ty również znajdziesz tam dla siebie jakiegoś skrzydlatego czy czworonożnego przyjaciela, jeśli do tej pory nie byłaś zainteresowana chowańcem? Nie dostrzegłem u ciebie takowego.
- Bo nie mam takowego. Do tej pory nie chciałam być odpowiedzialna za jeszcze jedno życie, nie ważne czy ludzkie czy zwierzęce. Teraz jednak... nadszedł właściwy czas. -
Powiedziała Maeve.
Czarodziejka
zainteresowała się słowami elfa. Dobrze by było znać takie zaklęcie...
- Dziękuję - odpowiedziała Aesdilowi z uśmiechem.
Złocisty
uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Nie dziękuj. Nie chciałbym żeby coś mu się stało...
- powiedział pokazując wzrokiem nosidełko z Sherinem. Otworzył usta by o coś zapytać ale zawahał się i zamarł na chwilę. Odchrząknął i zapytał lekkim tonem:
- Khmm... Czy twój mistrz kontaktuje się z tobą w jakiś sposób?

Zaskoczona Tua nie wiedziała jak odpowiedziec. Skłamac? Powiedziec prawdę? Po prostu nie odpowiedziec? Zdezorientowana instynktownie zaatakowała:
- A po co ci to wiedziec?
- Oj, nie rób takiej miny
- powiedział rozbawiony elf - pytam tylko o to czy zostawił ci jakiś przedmiot który umożliwia komunikację - to chyba normalne, skoro zapewne nie ukończyłaś jeszcze edukacji, prawda? Może by podpowiedział jakich zaklęć szukać w Atmeeilu żeby zneutralizować magię Alehandry. Jeśli nie, albo nie powinienem o tym wiedzieć - nie ma sprawy.
Czarodziejka
sama miała się wypytać o te wszystkie sprawy swojego mistrza, ale miała nadzieję, ze nikt by później jej nie pytał skąd wzięła swoją wiedzę... Skoro jednak już ją zapytano nie mogła znowu kłamać. To byłoby śmieszne. Nie chciała jednak ani słówkiem zdradzić ducha, by nie miał przez nią problemów. Zbyt wścibski jest ten elf i tyle!
- Mam z nim kontakt, ale nie mówmy o moim mistrzu.
- Odpowiedziała kończąc rozmowę.
- Raz jeszcze dziękuję za pomoc, Maeve. Tuo -
powiedział uprzejmie Aesdil i skinął głową z uśmiechem. Nie on jeden miał swoje tajemnice, najwidoczniej. Ale nie spieszyło mu się do ich poznawania … za bardzo.
- Dobranoc...

Pomachał dłonią na pożegnanie. Kull gładko spłynął z nieba na skórzany naramiennik i osiadł z łopotem skrzydeł.
Maeve
machnęła ręką na znak, że podziękowania nie są konieczne i odwzajemniła uśmiech.
Tua
również się uśmiechnęła do elfa, a potem zwróciła się do przyjaciółki:
- Na prawdę chciałabyś mieć chowańca? A jakiego? - spytała zaciekawiona.
Maeve
uśmiechnęła się na szczere pytanie Tui. Szczerze mówiąc to nie zastanawiała się nad tym, jakiego mogłaby mieć chowańca, choć miała pewien ideał zwierzęcego towarzysza.
- Pewnie się skończy na kocie, bo wiesz, ja sama jestem jak taka kotka, chodzę własnymi drogami i w ogóle. - Odpowiedziała Tui łagodnie.
Dziewczyna
się roześmiała:
- Chyba masz rację, kot by bardzo do ciebie pasował. Ale może porozmawiaj z.. - tu przerwała przestraszona swoją nieostrożnością. Znów niewiele brakowało by się wygadała, a ktoś niepotrzebnie mógłby to usłyszeć. Rozejrzała się czy przypadkiem nikt nie stoi zbyt blisko nich i dokończyła ściszonym głosem - ...z Madragiem. On ci może doradzi.
Maeve
skinęła głową, doceniając radę Tui. Czasami zastanawiała się, kiedy ta dziewczyna zrobiła się taka mądra, bo to, że taka była to fakt niezaprzeczalny. - Tak, masz rację, on będzie wiedział najlepiej. - Uśmiechnęła się lekko. - Dobrze jest go mieć. - Dodała.
- Taak, masz rację - Tua posmutniała - Tylko chyba nie będzie mógł z nami wjechac do Pyłów. Dla niego może to być jeszcze groźniejsze niż dla nas. I boję się, że potem już go nie zobaczymy... - wyznała zmartwionym głosem.
Maeve
objęła delikatnie przyjaciółkę. Rozumiała co czuje. Ona również przywiązała się do ducha zwariowanego Maga, ze wszystkimi jego wadami i zaletami. - Nie bój się, zapewne zobaczymy go jeszcze nie raz i nie dwa. - Pocieszyła ją.
Dziewczyna
westchnęła ciężko:
- Mam nadzieję - odpowiedziała cicho.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"

Ostatnio edytowane przez Lynka : 11-12-2010 o 11:01.
Lynka jest offline  
Stary 10-12-2010, 12:57   #76
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg otworzyła oczy i leżąc na swoim posłaniu zastanawiała się dlaczego się przebudziła. Nasłuchiwała chwilę i dotarło do niej, że ktoś puka w drzwi ich domku. Dotarło wreszcie do jej świadomości, że teraz ich kolej objęcia warty. Wstała niechętnie z ciepłego posłania i Lekko trąciła Kalela , a potem Tuę w ramie. - Wstawajcie, teraz nasza kolej na objęcie warty - patrząc jak przyjaciele wstają ze swoich posłań, zaczęła się ciepło ubierać i szykować do objęcia nocnego czuwania. Wyszła na zewnątrz i wzdrygnęła się czując oplatające ją zimno. Tupnęła kilka razy nogami w ziemię bardziej dla dodania sobie animuszu niż rozgrzewki i podeszła do ognia przy którym już siedział Iulus, który miał z nimi razem pełnić środkową wartę. Zanim usiadła koło niego uśmiechnęła się do Laurego i powiedziała : - Dziękuję, że nas obudziłeś. Działo się coś podczas waszego stróżowania?
- Wszystko w najlepszym porządku - uśmiechnął się Aesdil - Wilki jedynie słychać z oddali i jakieś okazjonalne duchy kręcą się wokół obozowiska, ale nie naprzykrzają się zbytnio - radziłbym jednak uważać kiedy wychodzicie poza obręb światła - rzucił z kamienną twarzą - mogą podglądać.
Zaraz jednak zachichotał widząc minę Sorg i mylnie ją interpretując - Żartuję, tylko żartuję! Żadnych duchów, rzecz jasna. Miłego czuwania. Gdyby coś się działo - budźcie nas bez wahania...
Skinął głową Sorg i innym osobom, po czym bez słowa ruszył do swego namiotu.
Bardka nie skomentowała tych “żadnych duchów” uśmiechnęła się tylko tajemniczo do pleców oddalającego się barda. “Gdybyś wiedział jak bardzo się mylisz”, przemknęło jej jeszcze przez myśl. Kiedy zostali już tylko we czwórkę przy ognisku Sorg mimowolnie wyrwało się pytanie: - Nadal nam nie ufacie Iulusie? Dlatego z nami razem objąłeś tą wartę? Nie wierzycie, że dalibyśmy sobie radę sami... nawet z tak prostym zadaniem jak upilnowanie obozu w nocy? Czekając aż kapłan jej odpowie patrzyła na niego ze smutną miną. Miała nadzieję, że jednak to nie brak zaufania jest przyczyną tego że kapłan siedzi wraz z nimi teraz przy ognisku.
- Raczej nie chcieliśmy byście poczuli się nierówno traktowani; że my tu się w sam środek nocy wysypiamy, a wy stróżować musicie. A poza tym komu, jak nie wam, ufać już pozostało? - dodał z zagadkową miną, wpatrując się w ogień.


- Mogę Cię jeszcze o coś zapytać? - spytała bardka po chwili zerkając niepewnie w stronę kapłana.
- Proszę, proszę, zawsze chętnie odpowiadam. Poszukiwanie wiedzy jest cnotą.
- Czemu twoi przełożeni wysłali Ciebie samego do walki z rodzącym się złem w Królestwie? Bo twoja świątynia jest poza granicami Królestwa prawda?
- Owszem, moja świątynia leży w krainie zwanej Srebrnymi Marchiami. Zajęło mi kilkanaście dekadni dotarcie tu. A ruszyłem sam, ponieważ żadnych dowodów na winę Sticka nie było. Jedno przeczucia, doświadczenia i mądrość starszych. Nie zostałem właściwie wysłany w pościg, a jeno w celu zbadania sprawy. Poza tym starsi kapłani często mają możliwość dialogu z bogami, więc czemuż miałbym nie ufać ich słowom?
- Czemu jak już się dowiedziałeś, że może to być związane ze złem, które rodzi na nowo w Pyłach, nie poprosiłeś innych kapłanów o wsparcie?
- Poprosiłem o wsparcie przedstawiciela królewskich paladynów Thorma - jedyne co otrzymałem to Sir Ryadgast i jego najemnicy, bo rycerstwo królestwa zajęte najazdem orczym. Zresztą i po listach odkrytych w twierdzy zdawało si, iż władza w królestwie skorumpowana i na siłę sprawę Pyłów odwlekała. Możliwe że nasz paladyn również został oddelegowany na śmierć bo w politykę się nie mieszał.
- Myślisz, że specjalnie na stracenie was wysłano, a i nas może z Wami również? Myślisz, że ta sprawa ze Stickiem może być na ten przykład specjalnie sfałszowana?
- Akurat to że jesteście tutaj napawa mnie nadzieją na to, iż nie jest to straceńcza misja i działamy z błogosławieństwem bogów.
- Obyś miał rację Iulusie
- westchnęła bardka przyglądając się kapłanowi po czym spytała: Jak to się stało, że zaczęliście podróżować razem... ty, Laure, Helfdan, Raydgast?
- Właściwie był to przypadek, połączyła nas wspólna tu droga w kupieckiej karawanie. Potem, jako że Helfdan był tropicielem, nająłem go do poszukiwania ciebie, Sorg; przy okazji prosząc również i Laure o wsparcie w tej sprawie. Ten ostatni zresztą musiał odkupić swe winy względem Esper, gdzie sporo namieszał.


Słysząc o namieszaniu Sorg spytała z ciekawości:
- Co takiego Złocisty nawyprawiał w Esper, że aż odkupienia w Pyłach musi szukać?
- Do Pyłów sam już podjął wyprawę; jego odkupieniem miała być pomoc w śledztwie a także wyprawa do Zapomnianej Fortecy. A w Esper - delikatnie rzecz ujmując - chwilowo zachwiał gospodarką, rozpuszczając plotkę o nieistniejącym podatku, skutkiem czego wszelkie statki towarowe natychmiast z miasta odpłynęły i nie dało się ich zawrócić. Same rozumiecie, że w okolicach Srebrnego Jarmarku dla miasta była to tragedia, ponieważ okręty te popłynęły bezpośrednio do Uran, odcinając Esper dostawy. A wszystko to po to, by ratować szyję przed ojcem pewnej uwiedzionej przez niego panny.
- Pamiętam jak mnie wyleczyłeś to padło stwierdzenie, że żadne z nas nie jest złe, że sprawdziłeś. Jak to się więc stało, że ta kobieta co tak pocięła Helfdana podróżowała z wami i nikt nie wyczuł jej zła?

Kapłan zacisnął szczęki i z lekką niechęcią odparł: Nie ja najmowałem tych ludzi, sprawdzenie ich leżało w gestii paladyna. Zbytnio zawierzyłem w jego osąd, to raz. A dwa, ta czarownica nie musiała być z natury zła - wystarczyło, że jej ktoś za to zapłacił. Dlatego właśnie Helfdan wam nie ufał. Czary to jedno, a prosta ludzka chciwość to czasem coś zupełnie innego.
Bardka pokiwała głową ze zrozumieniem i zadała kolejne pytanie jakie jej przyszło na myśl:
- Namawialiście nas abyśmy zawrócili, bo młodzi jesteśmy. Ale przecież ty jesteś młodszy ode mnie, więc też dużego doświadczenia chyba w walce ze złem nie posiadasz? Pyły tak samo dla ciebie jak i dla nas są zagadką? Tak samo jedziesz w niepewność jako i my chyba?
- Zgadza się, lecz domeną Tyra jest również wojna. Od czternastego roku życia uczestniczyłem w zbrojnych wyprawach paladynów. Od szesnastego walczyłem u boku sir Praxtora Manoriana, jednego z najznamienitszych rycerzy, którzy stąpali po ziemi Srebrnych Marchii
- powiedział z dumą Iulus. - Nie przymierzając, prócz prowadzenia scholi, szkolony byłem w walce a, z tego co wiem, większość z was pochodziła raczej z rodzin rolniczych i zaprawą w boju pochwalić się nie może.
- Chwalić może nie mamy i czym, ale nie znaczy to, że nie staramy się naszej niewiedzy i niedouczenia w walce nadrobić. Kalel ćwiczy pod okiem paladyna a i ja mam taki sam zamiar. Wy wszak też z mieczem w dłoni się nie urodziliście,sam rzekłeś, że ćwiczyłeś, my też ćwiczymy. Nie sądzisz, że jak pojedziemy tam wszyscy razem to mamy większą szansę przeciwstawić się złu?
- Nie ujmuję i bardzo doceniam wasz wysiłek - lecz, jak sama powiedziałaś, dopiero zaczęliście ćwiczenia, a to trochę coś innego niż wyuczone przez dziewięć lat odruchy; nie mówiąc już o paladynie, który od młodości z miecza żyje. Poza tym sama pytałaś o doświadczenia zdobyte na trakcie.
- Nie uważasz Iulusie, że mimo iż nie jesteśmy doświadczeni to jednak zgrani,jedno wspiera drugie. Ufamy sobie w przeciwieństwie do was. Z tego co zauważyłam, jesteście doświadczeni, ale cóż po waszym doświadczeniu jak jeden nie ufa drugiemu?
- zadała kolejne pytanie, które ją nurtowało od momentu sprzeczki.

- Jak najbardziej - posmutniał kapłan - wszak mówiłem żeście bardziej zżyci, problemów sobie nie robicie w zgodzie podróżując. To Wam oddaje i nie neguję, dlatego i za Wami byłem. Ale cóż to ma do doświadczenia w walce i zaufania. Drużyny najemnicze też zżyte i zgrane ze sobą być mogą, tak jak i grupka młodych przyjaciół co nie wiedzą w jakie tarapaty się pchają sądząc iż mogą każdy ciężar razem udźwignąć. Nasz brak zaufania to właśnie problem o którym z Raydgastem prawiłem i który na swoje sposoby rozwiązać próbowalim. Nasz dryg zakonny wymagał taktyki, przemyślenia i hierarchii wojskowej. Nie chcieliśmy jej aż tak narzucać jednak ustanowienie dowództwa moim zdaniem sprawy ułatwia, by w bitwie każdy wiedział czyich rozkazów ma słuchać i co robić, zamiast się głowić, kłócić albo wchodzić sobie pod miecze. Sam zresztą Helfdan chwilami zachowywał się tak jakby uważał nas za osłów i na siłę chciał nas prowadzić ku sobie znanemu celowi...- zamilkł na wspomnienie lochów pod twierdzą
- Mam nadzieję, że nam się uda bardziej sobie ufać zanim dojedziemy do Pyłów. Jak również wyszkolić bardziej w walce abyśmy mieli większe szanse na to iż ta wyprawa nie przyniesie nam klęski. - rzekła bardka w zamyśleniu wpatrując się w ogień i mimowolnie wzdrygając na myśl co ich czeka.

- Uczyłeś się pewnie wiele lat i wiesz więcej o tym co może nas w Pyłach spotkać, jak to Zło może tam na nas działać. Opowiedz proszę. - odezwała się Tua, która dotąd w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie Iulusa z Sorg.
- Młodość spędziłem w świątyni. Niestety w Pyłach spotkać nas może wiele., Działające tam czary nekromancji mogą nas zapewne osłabić, jak i wprost wyssać siły życiowe. Do tego zapewne możemy mieć omamy wzrokowe, słuchowe, koszmary senne, zgniliznę grobową, nie wspominając o traumie, o jaką może przyprawić spotkanie z upiorem. Musicie jednak pamiętać, iż wiara jest tarczą, która będzie nas chronić. Nie dajcie się z niej ograbić! W swych postanowieniach musicie być nieugięci, ponieważ najmniejsze potknięcie może zgubić nas wszystkich, a umysł otwarty jest niczym twierdza, której bramy są niestrzeżone a blanki nieobsadzone.
- A jaki wpływ na nas, na zwierzęta i na magiczne stworzenia jak pseudosmoki może wpływać aura Levelionu?
- Prawdopodobnie może mieć mniejszy wpływ niż na nas. Po części sama moc wpływu zależy od hartu ducha każdego z nas.
- Hmm... a duchy? Myślisz, że to co czeka tam na nas może miec jakiś wpływ na nie? Może rozkazywać im?
- Z pewnością. To prawdopodobnie domena upiornego władcy, który za specjalizację uczynił sobie tak ożywianie martwych, jak i pętanie dusz. Wprawny nekromanta może nawet wywołać dusze ze świata zmarłych i torturować dla własnych celów, lub gwałtem wszczepić je w magiczne przedmioty.

Czarodziejka posmutniała. Będzie musiała się rozstać z mistrzem, nie wiadomo na jak długo, nie wiadomo czy w ogóle jeszcze kiedyś go zobaczy, nie wiadomo w ogóle co się z nimi stanie w Pyłach... Przynajmniej według kapłana Sherin nie będzie w aż takim duży niebezpieczeństwie w jakim mógłby być... Przynajmniej tyle w tym wszystkim dobrego.
- Dusze wszczepiać w magiczne przedmioty? - zdziwiła się czarodziejka - A po co?
- Chodzi o tchnięcie w przedmiot inteligencji, którą można potem wykorzystywać do plugawych rytuałów... Albo, by przedmiot sam z siebie mógł rzucać czary - w takim wypadków pęta się dusze czarodziejów. Ale nie znam konkretów, to domena magów. Takie przedmioty zaś od razu są niszczone.

Tua pokiwała głową. Będzie musiała wypytać o to Madraga.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 10-12-2010, 14:26   #77
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację


Mgła ścieliła się nad ziemią, grubym kożuchem otulając las. Pogoda była wprost idealna by bez zbędnych słów i gestów opuścić karawanę. Hefdan zwinął ciasno swój “namiot”, obciążył wierzchowce dobytkiem, kiwnął głową wartującemu po jego stronie obozu Kario i ruszył stępa w stronę, gdzie poprzedniego dnia Kull zlokalizował elfią osadę. Śnieg chrzęścił pod kopytami; konie parskały cicho, niezadowolone że każe im się tak wcześnie pracować. W gęstej mgle rosnące po bokach drzewa przypominały ludzkie sylwetki żegnające odjeżdżającego tropiciela, który siedział wyprostowany w siodle, czujnym wzrokiem przeczesując las.


Minęła godzina, potem dwie... a może więcej, może mniej - mleczny opar ani myślał się podnosić, utrudniając określenie zarówno kierunku jak i pory dnia. W końcu między drzewami zamajaczył zarys jakichś budynków, toteż konie samoistnie przyśpieszyły kroku. Kolejne minuty dłużyły się jednak w godziny, a osada nie zdawała się ani odrobinę bliżej. Do nozdrzy tropiciela nie docierał zaś ani smakowity zapach gotowanych potraw, ani nawet woń dymu. Dopiero gdy irytacja Helfdana zaczęła wzrastać do niebezpiecznego poziomu, na jego drodze - niemal jak spod ziemi - wyrósł niewysoki elf, okryty ciepłym, błękitnym płaszczem. Z jego ramienia zwisał rzeźbiony, refleksyjny łuk oraz kołczan pełen farbowanych na żółto strzał.
- Witaj wędrowcze. Kręte Twoje ścieżki, skoro zagnały cię w te strony. Czego tu szukasz?

"Psia jucha, dobry jest ten kurdupel", pomyślał tropiciel gdy elf wyskoczył znikąd. Odruchowo rozglądnął się w poszukiwaniu innych wioskowych jednak to był tylko odruch - bezcelowy zresztą, gdyż śnieg zdawał się nietknięty ludzką stopą, a wokół nie było żywego ducha. Po chwili odzyskał rezon i odpowiedział strażnikowi.
- Witaj, już myślałem że to tylko jakieś ułudy. Przyjechałem do was w poszukiwaniu odpowiedzi. Po chwili postanowił dodać jednak coś jeszcze tak żeby nie bawić się w jakieś szarady na mrozie. - W mych żyłach płynie krew tych, którzy przed laty zwali się Elten’ver i to ona mnie tu ściągnęła.
- Nic mi nie mówi to miano, lecz Starsi zapewne będą wiedzieć o czym mówisz - odparł po chwili zastanowienia strażnik, po czym spytał - A gdzie twoi towarzysze?
- Kilka godzin za mną, podróżują z saniami. - Zdziwił się nieco otwartością elfa. Ale to nie jego problem. - Możesz mnie więc zaprowadzić do starszyzny albo przepuścić?
- Podążaj nadal prosto na północ, a po godzinie jazdy staniesz u bram Atmeeilu - elf skinął ręką, po czym zszedł tropicielowi z drogi.
Półelf przyjrzał się jeszcze raz podłożu w pobliżu elfich stóp jakby szukał odpowiedzi skąd on się wziął. A potem już tylko skinął głową w podzięce i ruszył dalej od czasu do czasu rzucając za siebie spojrzenie. Z początku niepewnie jakby spodziewał się jakiejś strzały, a potem zachowywał już czujność na normalnym wysokim poziomie. Strażnik pomachał mu uprzejmie na pożegnanie, a na drzewie nieopodal Helfdan zauważył czarną wiewiórkę. Gdy odwrócił się za którymś razem, żadnego ze stworzeń już nie było.


***

Wierzchowce żwawo przedzierały się przez zaspy, wyciągając szyję i parskając radośnie. Tym razem mgła nie zwodziła oczu wędrowca, toteż nie minęła godzina, gdy Helfdan stanął u bram... wiochy.



Rzeźbione drewniane budowle były istnymi dziełami sztuki, równocześnie doskonale wkomponowując się w leśny krajobraz. Ażurowe mosty wznosiły się nad niskim wodospadem, który z szumem wpadał do niewielkiego jeziorka na środku placu. Buchająca z wody para, podobnie jak zielona trawa wokoło, wskazywały, iż źródło Helfdana nie było jedynym w tej okolicy. Dalsze domy były jednak pokryte śniegiem, a rośliny spały zimowym snem - najwyraźniej mieszkańcy Atmeeily nie wykorzystywali źródła do ogrzewania całego miasta. Po głównym placu kręciło się sporo elfów i elfek, zajętych codziennymi sprawami. Para dzieci przebiegła ze śmiechem przez wodę i zatrzymała się, z zaciekawieniem lecz nie nachalnie przyglądając jeźdźcowi. Atmeeil otaczał niewysoki mur... a raczej coś jakby żywopłot i tylko bielejąca w jego środku brama wskazywała wejście do miasta. Gdy końskie kopyta zadudniły po odśnieżonej ścieżce z wieży stojącej na skraju miasta wyłoniło się dwóch lekkozbrojnych mężczyzn i podążyło w jego stronę.

- Witaj przybyszu. Co sprowadza Cię do naszego miasta? - zapytał wyższy z nich, charakterystycznym melodyjnym głosem. Helfdan skinął im na powitanie i sprawnie zeskoczył z wierzchowca. Nie żeby jakoś chciał się politycznie zachować i nie rozmawiać z nowopoznanymi szpiczastymi z góry, ale zadek mu doskwierał. Od rana był w siodle nie robiąc sobie dłuższej przerwy. A to znaczyło, iż już był czas najwyższy na rozprostowanie nóg.
- Jak już mówiłem waszemu druhowi poszukuję odpowiedzi, jeżeli znajdę kogoś dla kogo krew rodu Elten’ver nie jest zagadką.
- Nikt z tego rodu nie mieszka w Amieteeil. Możesz udać się do biblioteki i poszukać w herbarzach - elf wskazał na wysoki budynek na lewo od mostu - lub spytać któregoś ze Starszych, jeśli zechcą cię przyjąć. Mogę posłać kogoś, by ich powiadomił.
- Wydaje się to uczciwe rozwiązanie. Jeżeli to nie problem to chętnie bym z kimś porozmawiał. - Wizja siedzenia w książkach była raczej mało atrakcyjną perspektywą, dlatego postanowił skorzystać z drugiej opcji, nawet się nie zastanawiając. Dlatego stał cierpliwie w oczekiwaniu na ich decyzję. Czarny trochę był niespokojny dlatego od czasu do czasu szturchał go łbem. Tropiciel odwdzięczył mu się tylko drapaniem po chrapach.
- Posłaniec zawiadomi więc Starszych. W tym czasie rozgość się proszę ty i twoje wierzchowce. Tam jest gospoda - wskazał nieduży owalny budynek nieopodal - za nią zaś stajnia. Możesz zjeść ciepły posiłek i oczyścić się w oczekiwaniu na wezwanie.

I tak też zrobił, nie trzeba mu było dodatkowej zachęty do wypicia i zjedzenia czegoś ciepłego. Najpierw zajął się jednak końmi, miał przedziwne wrażenie, że przyjdzie mu tutaj spędzić naocznie więcej czasu niż by tego sobie życzył. On, lub ojcowie i mężowie tutejszych dziewcząt. Rozkulbaczył wierzchowce i pozbawił je ciężaru ekwipunku, następnie napoił i nakarmił. Sprawdził również czy gdzieś nie miały otarć od pasów albo czy jakaś podkowa się nie poluzowała. Następnie ogarnął siebie, obficie się oblewając wodą by następnie już w pełnej krasie wejść do gospody i zamówić coś do jedzenia. I picia rzecz jasna! I w ten sposób zapominał o teście na cierpliwość jaki pewnie mu przyjdzie zdać nim starsi zechcą z nim pogadać.


Wnętrze gospody nie było tym, co Helfdan nazwałby “karczmą”. Przede wszystkim było nieprzyzwoicie czysto, a na parapetach przejrzystych okien rosły jakieś pachnące rośliny. Zamiast wytartych ław na drewnianej podłodze stały niewielkie, nakryte obrusami stoły, a na krzesłach leżały poduszki haftowane w zimowy motyw. Na półkach za... hm... szynkwasem... stały głównie wina, miody i nalewki, oraz słoje z ciastkami i kandyzowanymi owocami. Prócz właściciela w karczmie nie było nikogo. Co prawda z kuchni słychać było szczęk naczyń, a nozdrzy tropiciela dochodziły smakowite zapachy... tylko czy taki wystrój nie odbierał nieco apetytu na piwo i golonkę?

Tropiciel z niejednego pieca już chleb jadł lub jak kto woli przy niejednym szynkwasie wódę chlał. Chwilę postał czekając aż ktoś się zjawi i wypowie zaklęcie otwierające niejedną sakiewkę - “czym mogę służyć”. Stał tak chwilę podziwiając tutejszy wystrój i zbiory alkoholi... na pierwszy rzut oka stwierdził, że parę miłych wieczorów mógłby tutaj spędzić. Piwo i golonka nie zająć, jak to mawiali. Wino i rybka z rusztu też może dobrze wejść w brzuch. Ale niegodziwością byłby nie rozpocząć od czegoś na poprawienie apetytu, tak nalewka to będzie zdecydowanie dobry wybór. Półelf chrząknął teatralnie... jednak miał świadomość, że zabijać ma tutaj czas w oczekiwaniu na starszyznę i odpowiedzi, nie zaś raczyć się trunkami i potrawami dla samego raczenia. Stojący za kontuarem elfi karczmarz w końcu zrozumiał, że ten oto obcy jegomość nie przyjdzie zamówić co trzeba, toteż ruszył swój chudy zadek, usadził tropiciela koło płonącego kominka i wkrótce na haftowanym obrusie dymiły talerze gorących specjałów oraz duży kubek ostrego, grzanego wina. Minęła jednak kolejna godzina nim przybył posłaniec, by doprowadzić Helfdana tam gdzie trzeba.
 
Sayane jest offline  
Stary 10-12-2010, 22:06   #78
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Mglisty poranek nie zachęcał do wstawania, podobnie jak wieczorne wydarzenia. Oczy wychodzących z namiotu podróżników niemal automatycznie kierowały się w puste miejsce po helfdanowym namiocie. Rozmowa, mająca w zamierzeniu zmienić podróż na lepsze, spowodowała ostateczną katastrofę, której - jak się zdawało - nic już nie mogło odwrócić. Dziewczętom, mimo ich doświadczeń z Lususem, nie mieścił się w głowach taki obrót sprawy - jednak ich czwórka rozumiała się praktycznie bez słów, a wzajemne głupie odzywki czy durne wyskoki zbywane były zwykle milczeniem, lub złośliwym komentarzem, którego i tak nikt nie brał do siebie. Jednak żadne z nich realnie nie zagroziło życiu drugiego - najwyraźniej jednak mężczyźni mieli do siebie dużo poważniejsze żale. A jak to faceci - woleli pielęgnować własne ego niż zwyczajnie wyciagnąć dłoń. Toteż śniadanie przebiegło w ponurym nastroju, zaś po ktrókim treningu, który obecnie co rano Raydgast fundował Kalelowi i Sorg, grupa ruszyła w stronę miasta.


Wobec braku Helfdana i wyznaczenia innej czujki, na przód karawany wysforował Laure, przejmując poniekąd rolę zwiadowcy; choć nie odjeżdżał daleko od reszty. On to pierwszy, po kilku godzinach jazdy, wpadł na leśnego elfa, który wyrósł przed nim dosłownie spod ziemi.
- Witajcie wędrowcy. Rzadko widujemy tu tak liczne grupy. W jakimż to celu podróżujecie to Atmeeil o tej porze roku? - spytał uprzejmie miedzianoskóry elf, rzucając bystre spojrzenia to na Aesdila, to na dojeżdzającą karawanę.

“Bogom niech będą dzięki za to że nie pyta dokąd naprawdę jedziemy” - pomyślał Aesdil, nie dziwiąc się że leśny elf wyłonił się znienacka mimo Kulla krążącego im nad głowami. Po czym zaraz się zganił - to że takie pytanie nie padło nie oznaczało, że zaraz się nie pojawi.
- Witaj krewniaku - odpowiedział równie uprzejmie i ukłonił się - Wieści nam potrzeba i odpoczynku, a nade wszystko spotkania z Waszą Starszyzną. Rozumiem że nasz towarzysz opowiedział Ci się? - rzekł widząc tropy koni Helfdana.
W oczach miedzianego elfa odbiło się lekkie zdumienie - najwyraźniej ten sposób powitania nie był tu powszechny.
- Owszem, choć o inne rzeczy pytał. Nowinek, tak daleko od traktu raczej nie usłyszycie, jednak nasza gospoda chętnie otworzy podwoje przed nowymi gośćmi. Co do Starszyzny - to oni zadecydują o spotkaniu, nie mogę nic rzec w ich imieniu.
Aesdil zmarszczył brwi widząc wrażenie jakie wywarły jego słowa, ale nie skomentował tego, podobnie jak delikatnego podkreślenia niezależności Starszyzny. Zamiast tego zapytał:
- Czy w ciągu ostatniego … półrocza, tak, półrocza, jakiś ludzki bard odwiedzał Atmeeil?
- Nie, już dawno nie mieliśmy gości. Nie licząc oczywiście kupców i myśliwych, ale oni przybywają zwykle wiosną i wczesną jesienią. Kogoś szukacie?
Laure skinął głową.
- Tak, jak najbardziej, ale jeśli pozwolisz chcielibyśmy porozmawiać o tym ze Starszymi. Wybacz, ziąb daje nam się we znaki, a i Twojego czasu nie chcemy marnować.
- Dopóki nie szkodzicie miastu, nic mi do waszych spraw - wzruszył ramionami elf. - Jeźdźcie prosto na północ - u bram staniecie za jakieś... - ocenił obładowanie wierzchowców i wozy - półtorej godziny.
- Dziękuję - uśmiechnął się Złocisty - mam nadzieję że za bardzo nie zmarzniesz.
- Szerokiej drogi - elf odsunął się pod drzewo, by karawana mogła swobodnie przejechać. Ledwie ostatni z konnych przeciął jego ślady, strażnika już nie było. Zgodnie zaś ze słowami miedzianego elfa, nieco ponad godzinę później karawana stanęła u białych bram Atmeeilu.



Wiele miast Królestwa swym budownictwem nawiązywało do architektury starszego ludu; w tak kosmopolitycznym państwie było to nieukniknione. Z drugiej strony jednak nawet Mitrhilaran, gdzie elfy stanowiły znaczącą większość, nie oparło się ludzkim i nieludzkim wpływom, preferując bardziej praktyczny, ale i bardziej toporny (w porównaniu z oryginalnym) styl budowli. Toteż widok Atmeeilu nie był dla Sorg zaskoczeniem, choć z łatwością mogła ocenić jak wiele Srebrna Rzeczka straciła na urodzie, lekceważąc swe elfie korzenie. Reszta grupy zaś, z Laure na czele, wpatrywała się w rozciągające się przed nimi miasto z ustami otwartymi w podziwie.

Wysokie budynki o owalnej podstawie, wieńczone błyszczącymi dachami, wzbijały się w niebo. Bystre oko barda dostrzegło na wolnych od śniegu kopułach niewielkie schody i platformy, umożliwiające wylegiwanie się tam w świetle słońca lub ksieżyca. Wszystkie domy były z drewna rzeźbionego w zawiłe wzory. Z bliska każdy motyw okazywał się unikalny i stanowił istne dzieło sztuki, równocześnie doskonale wkomponowując budynek w leśny krajobraz. Centrum miasta stanowił duży plac, wokół którego stały największe domy - zapewne użyteczności publicznej - oraz wiele sklepów. Ażurowe mosty wznosiły się jeden za drugim nad niskim wodospadem, który z szumem wpadał do niewielkiego jeziorka na środku placu. Buchająca z wody para - podobnie jak zielona trawa wokoło - wskazywały na to, iż gorące źródło Helfdana nie było jedynym w tej okolicy. Dalsze domy były jednak pokryte śniegiem, a rośliny spały zimowym snem - najwyraźniej mieszkańcy Atmeeily nie wykorzystywali źródła do ogrzewania całego miasta.
Całość otaczał niewysoki mur... a raczej coś jakby żywopłot. Ażurowa brama z białego metalu połyskiwała mimo braku słońca, jak gdyby zrobiona z lodu. Laure był jednak pewien, że silna magia spajająca tę misterną pajęczynę jest w stanie powstrzymać niejednego wroga. Co jakiś czas z muru wyrastały białe wieża strażnicze. Czy jednak aby na pewno białe? Z perspektywy Aesdila owszem; jednak jadący nieco z tyłu Iulus widział szarą, pobrużdzoną powierzchnię, jakby ściany obrastała kora, Sorg zaś zdawało się, że wyrastają z nich gałęzie. Jaki czar nie byłby rzucony na wieże, imitował on najwyraźniej aktualne otoczenie; zapewne w okresie wegetacji roślin Atmeeil stawał się całkowicie ukryty przez wzrokiem niepożądanych gości.

Po głównym placu kręciło się sporo leśnych oraz księżycowych elfów i elfek, zajętych codziennymi sprawami. Leśnych było jednak wyraźnie mniej. Para dzieci przebiegła ze śmiechem przez wodę i zatrzymała się, z zaciekawieniem przyglądając się przybyszom. Gdy końskie kopyta zadudniły po odśnieżonej ścieżce z wieży stojącej na skraju miasta wyłoniło się dwóch lekkozbrojnych mężczyzn i podążyło w jego stronę.

- Witajcie wędrowcy. Co sprowadza Was do naszego miasta? - zapytał wyższy z nich, charakterystycznym melodyjnym głosem. Aesdil popędził szlachetnego Indraugnira ku strażnikom.
- Witajcie - bard zsiadł i odpowiedział przyjaźnie w tym samym języku - Driada Seliyi wskazała nam drogę do Atmeeilu i już jestem jej wdzięczny - powiedział wodząc wzrokiem po budowlach i mieszkańcach - Bardzo ucieszy nas możliwość spotkania z Waszą starszyzną, mam nadzieję że znajdzie powody naszego przybycia interesującymi.
- Jeśli zechce się z wami spotkać... - skinął głową strażnik. - Czy to jedyny powód waszej wizyty?
- Przybyliśmy też nabyć kilka przedmiotów, może materiały na zwoje. Nade wszystko jednak pragniemy spotkać się ze Starszymi - uśmiechnął się przepraszająco.
- Sklepów ci u nas dostatek. Może nie tak dobrze zaopatrzonych jak w Bibliotece, jednak jest z czego wybierać - księżycowy elf zatoczył ręką, wskazując na leżący za nim plac.
Laure skinął głową i pokręcił nią w lewo i w prawo, jakby chcąc pozbyć się sztywności szyi. A juści, rozluźnił mięśnie po drodze, ale również upewnił się że nikt poza elfami nie stoi w bezpośredniej bliskości. Przez chwilę zastanawiał się nad następnymi słowami, ale rychło pozbył się skrupułów - niczego nie był winien najemnikom Raydgasta, a pamiętał co podobne im sukinsyny wyczyniały w Elturel z prostym ludem. Dlatego też postąpił krok ku wojownikom.
- Moi towarzysze są zdrożeni, niektórzy z nich od dawna obywają się bez wina i kobiet - powiedział z uśmiechem nie sięgającym oczu - jeśli to nie problem przydajcie nam paru … strażników dbających o porządek, by rozglądając się za kobiecą suknią ktoś nie napytał nam czy mieszkańcom tego pięknego osiedla kłopotów - co prawda Laure był przekonany że paladyn pamięta by pilnować swą sforę, ale z drugiej strony nie raz Raydgast dał dowód że lepszy jest w rzucaniu ironicznych spojrzeń na widok Złocistego pogrążonego w rozmowie z którąś z dziewcząt niż w używaniu rozumu.
- Weźmiemy to pod uwagę - uśmiech księżycowego elfa wyraźnie ochłódł. Skinął na towarzysza, który zniknął w strażnicy.
- O nic więcej nie proszę - skłonił głowę Aesdil.
- Posłaniec zawiadomi więc Starszych, a ja zajmę się twoją... drugą prośbą - strażnik ponuro rzucił okiem na resztę zgromadzonych. Osobliwa dyskrecja Laure nie uszła jego uwagi. - W tym czasie rozgoście się wy i wasze wierzchowce. Tam jest gospoda - wskazał nieduży owalny budynek nieopodal - za nią zaś obszerna stajnia. Możesz zjeść ciepły posiłek i oczyścić się w oczekiwaniu na wezwanie. Wozy się tam nie zmieszczą, możecie je jednak pozostawić po wewnętrznej stronie muru.
Nieopodal strażnicy faktycznie znajdował się spory, choć nieco zaśnieżony placyk - najwyraźniej tam stawiano wozy goszczących tu kupców. Tam też zostawiliście swoje sanie, konie zaś umieściliście na tyłach gospody, którą wskazał strażnik. W stajni posilały się już wierzchowce Helfdana, jego samego nie było jednak ani w zagrodzie ani w gospodzie.

Wnętrze gospody o nazwie “Smoczy Kwiat” (jak szybko przetłumaczyła Sorg) było ciepłe, przytulne i czyste. Na parapetach przejrzystych okien rosły jakieś pachnące rośliny, a na kominku trzaskał wesoło ogień. Zamiast wytartych ław na drewnianej podłodze stały niewielkie, nakryte obrusami stoły, a na krzesłach leżały poduszki haftowane w zimowy motyw. Na półkach za kontuarem stały głównie aromatyczne elfie wina, miody i nalewki, oraz słoje z ciastkami i kandyzowanymi owocami. Prócz właściciela w karczmie nie było nikogo, ten zaś - pomny wcześniejszego spotkania z Helfdanem - szybko zaproponował wam stoły i jadło. Pokoje również się znalazły - zarówno pojedyncze jak i kilkuosobowe. Zdążyliście jednak zjeść, rozpakować się i odpocząć zanim przybył posłaniec z wieścią, że jesteście oczekiwani. Ku niejakiemu zdziwieniu reszty Sorg oświadczyła, że zostanie w gospodzie, Kalel zaś ofiarował się pozostać z nią. Większe zdumienie jednak wywołał Raydgast oświadczywszy, że ma z wami iść przedstawiciel grupki najemników, by i oni byli wprowadzeni w temat. Cóż... paladyn widać uczył się na błędach - na swój sposób...

Spacer przez miasto nie trwał długo, dostarczył Wam nowych wrażeń - nie tylko zresztą Wam. Całe Atmeeil dowiedziało się już o przybyciu gości, toteż dzieciarnia wyległa na ulice, by obejrzeć sobie zimowych podróżników. Laurego zdziwiła zarówno duża ilość dzieci, jak i młodych elfów w ogóle, choć dla ludzi elfy niewiele się miedzy sobą różniły. Mało który z mieszkańców przekroczył czterechsetny rok życia; starszych praktycznie nie było widać. Może gdyby u jego boku była Sorg, wyjaśniłaby mu ten fenomen - Sorg jednak nie było.

Gdy dotarliście do właściwego budynku wprowadzono Was do przestronnej sali o kunsztownie zdobionych kolumnach. Na końcu sali pysznił się niewielki, misternie rzeźbiony tron - zapewne pozostałość po dawnych czasach, gdy elfy (i Królestwo w ogóle) miały nie tylko Rady, ale i własnego króla.



Was skierowano jednak ku dużemu, owalnemu stołowi, przy którym siedziało dwóch sędziwych - nawet jak na standardy tej długowiecznej rasy - księżycowych elfów. Miejsce pomiędzy nimi zajmowała nie mniej sędziwa elfia dama.
- Witajcie podróżnicy - rzekła, podnosząc się z wyściełanego miękkim aksamitem krzesła. - Jestem Amakia Nailon. Moi towarzysze to Tyrion Galondel i Ymel Liadon - wskazała na meżczyzn, którzy skłonili się lekko. - Reprezentujemy starszyznę Atmeeilu. Usiądźcie proszę.

Gdy wszyscy zajęliście już swoje miejsca, Amakia nieśpiesznie spojrzała po Waszych twarzach, po czym rzekła: Z tego, że przybywacie tu dzięki małej Selyi wnoszę, że jesteście tymi, którzy szukają odpowiedzi. Nim jednak zaczniemy rozmowę chciałabym spytać - która z was dwóch to Maeve Talaudrym? - Gdy zaklinaczka niepewnie przyznała się do swojej tożsamości, elfka podniosła się i wyciągnęła do niej dłoń. Chodź dziecko. Mam coś dla ciebie - rzekła, po czym poprowadziła dziewczynę wgłąb sali i zniknęła reszcie z oczu. Po chwili wróciła sama i spokojnie zajęła swoje miejsce, oczekując na Wasze pytania.


***

Maeve została zaprowadzona na tyły sali, do niewielkiej, dyskretnej wnęki z krzesłem, stolikiem i oknem wychodzącym na strumień.
- To pozostawiono w naszej pieczy do czasu Twego przybycia - elfka wskazała na leżący na stoliku ozdobny tubus, po czym zostawiła Maeve samą. Gdy młoda kobieta wzięła przedmiot do ręki w środku coś zagrzechotało, a po otwarciu na jej dłoń wypadł misternie wykonany medalion wraz z łańcuszkiem. Srebro cieniutkimi jak pajęczyna nitkami otaczało osobliwy, błękitny kamień, który zdawał się mienić i falować przy każdym ruchu jak wody Srebrnego Jeziora, przez co gałązki srebrnego drzewa również zdawały się poruszać.


Maeve nie musiała nawet zastanawiać się kto zostawił dla niej taki prezent - Hourun miał podobny wisior, choć bardziej męski. Powoli obróciła klejnot - wyryte z tyłu runy układały się w litery M.T. Z bijącym sercem sięgnęła do tuby, wyjmując dwa zwoje pergaminu. Na chybił trafił rozwinęła
pierwszy z nich...




Żadnego wyjaśnienia, przeprosin, pociechy... Tylko wymięty zwój, dokumenty i medalion. Maeve jeszcze długo siedziała we wnęce ciesząc się, że elfka zostawiła ją samą.

 
Sayane jest offline  
Stary 12-12-2010, 16:40   #79
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany


Poranek nie należał do rodzaju tych, które zachęcają człowieka do wstawania. Był bardzo mglisty, a atmosfera wciąż była napięta po wydarzeniach wczorajszego wieczora. Nikt nie przewidział, że to się tak skończył, a tym bardziej Maeve i jej towarzysze. Owszem, kilka razy wyglądało jakby Lusus miał się od nich odłączyć, z jej winy zresztą, ale nigdy nie doszło do czegoś takiego. Nikt nie spodziewał się, że ta rozmowa, która miała uczynić tą podróż bardziej komfortową dla każdej ze stron, okaże się taką totalną katastrofą. Wyraźnie jednak mężczyźni mieli sobie dużo więcej do zarzucenia niż ich czwórka... Skąd jednak mogli mieć pewność, że coś takiego się nie powtórzy? Maeve ogarnęły lekkie wątpliwości, czy na pewno dobrze robią jadąc tam wszyscy razem. Czy ona dobrze robi pozwalając wielu z nich mieszać się do czegoś, co tak naprawdę było głównie jej sprawą. Owszem, mała Tua też miała sny, ale reszta... Maeve wiedziała, że gdyby pojechała do Pyłów sama skazałaby siebie na pewną śmierć, ale tak naprawdę.. Skąd wiedziała, że podążając tam z innymi będą bezpieczni? Wszyscy nieustannie przypominali jej, że to niebezpieczna wyprawa, ale ona nie miała zamiaru zmieniać zdania. Cokolwiek by się nie zdarzyła, ona podąży do Pyłów, nie podda się tak łatwo. Może i jej pobudki były dość egoistyczne, w końcu chciała odnaleźć swojego ukochanego, nie bardzo oglądając się na to, co inni chcą, ale jakoś nie czuła wyrzutów sumienia. Hourun był wart wszystkiego, co mogła dla niego zrobić. Takich mężczyzn jak on było bardzo nie wiele i ona miała wielkie szczęście, że go poznała. Dlatego nie miała zamiaru tak łatwo odpuszczać. Owszem, była bliska rezygnacji, starała się żyć jak on by tego chciał. Jednak nie umiała, nie bez niego. On ją uczynił tym, kim jest, jemu zawdzięczała siebie, choć on zapewne nie miał o tym najmniejszego pojęcia.

A teraz była tak blisko, tak blisko celu i jego. Może wreszcie odnajdzie jakieś odpowiedzi na pytania... Miała tylko nadzieję, że one nie usłyszy całego stanowczego zapewnienia, że on nie żyje. Nie mógł umrzeć, po prostu nie mógł. Jeśli tak... To to wszystko nie będzie miało sensu. Ona sama czuła się niczym bez Houruna, ledwie cieniem. Nigdy nie sądziła, że to powie, ale nie potrafiła bez niego żyć. Był jej potrzebny. Gdy była młodsza takie zapewnienia u innych śmieszyły ją, ale teraz, po latach dostrzegała, co tamci mieli na myśli. Sama czuła to, co wcześniej znała tylko z opowiadań. Teraz to już nie była tylko czcza gadanina.

Rozmyślała tak o ukochanym, aż dotarli do białych bram Atmeeilu. Miasto to zachwyciło ją, było to chyba najpiękniejsze miejsce jakie do tej pory widziała. Przyglądała mu się uważnie w niemym zachwycie. Nigdy w całym swoim życiu nie widziała miasta równie pięknego, równie zachwycającego. Do tej pory wydawało jej się, że widziała już wszystko, co mogła zobaczyć. Jednak ta wyprawa stale przypominała jej w jak wielkim błędzie była. Wjeżdżając do miasta, rudowłosa zaklinaczka nie mogła powstrzymać się przez rozglądaniem dookoła. Nigdy nie była specjalną znawczynią sztuki czy architektury, jednak uznała, że to miasto to coś niesamowitego. Gdy dotarli do karczmy, Maeve uśmiechnęła się lekko na ten widok. To wyglądało niczym przytulny dom, nie karczma jaką znała ze świata ludzi. Nie było tam ciężkich ław, za to stały niewielkie stoły. Wszystko sprawiało bardzo przytulne wrażenie i zaklinaczka bardzo chętnie zjadła posiłek i odpoczęła nieco, zanim przybył posłaniec. Przyniósł on wiadomość, że są oczekiwani, co bardzo zdumiało Maeve. Nie odezwała się jednak słowem, gdy Sorg i Kalel postanowili zostać w karczmie, ani gdy paladyn, ku zaskoczeniu wszystkich, oświadczył, że towarzyszyć im będzie jeden z najemników, żeby oni też wiedzieli co i jak. Rudowłosa nie była z tego powodu szczęśliwa, ale nie mieli jakiegoś szczególnego wyboru.

Przejście przez miasto nie zabrało im długo, ale było to dość dziwne przeżycie. Czuła się obserwowana przez wszystkich, którzy wyszli na ulice. Zupełnie jakby byli jakąś atrakcją, Nie było to najmilsze z uczuć, ale musieli to znieść, dopóki nie dojechali do miejsca przeznaczenia. Jego wnętrze przypominało dawne czasy, gdy jeszcze w królestwie rządzili monarchowie, nie tylko rady. Gdy pojawili się w sali, w której stał wielki, owalny stół, przedstawiła im się starsza kobieta, która wkrótce zapytała, która z nich to Maeve. Rudowłosa zaklinaczka niepewna, co ją czeka przyznała się do swej tożsamości, zaciekawiona. Czyżby Horoun coś po sobie dla niej pozostawił? Coś co, by wyjaśniało wszystko? Niepewnym krokiem ruszyła za elfką, która wyprowadziła ją na tyły sali, do niewielkiej, acz dyskretnej wnęki, gdzie dała jej ozdobny tubus, a potem zostawiła ją samą z tym wszystkim. Maeve delikatnie wzięła przedmiot do ręki i usłyszała jak coś w środku zagrzechotało. Otworzyła więc tubus, a na jej dłoń wypadł medalion. Był piękny, z błękitnym kamieniem, który zdawał się falować przy każdym ruchu, zupełnie jak morze po którym niegdyś pływała. Oczywiście rozpoznała wisior, bez trudu. Hourun miał wyjątkowo podobny, oczywiście bardziej męski.
Pamiętała doskonale go, w końcu tyle razy widziała go na piersi ukochanego. Ileż to razy podczas bezsennych nocy wpatrywała się w niego, ile razy bawiła się nim... Powoli obróciła wisior i delikatnie dotknęła wygrawerowanych na nim run, które układały się w jej inicjały. Serce zaczęło jej bić szybciej, gdy wyjęła dwa pergaminy z tuby, na chybił trafił rozwijając pierwszy z nich.

Rozpoznała to pismo. Rozpoznałaby chyba wszystko, co należało do Houruna. Często, za jego plecami, przyglądała się wielu rzeczom, które posiadał, zapamiętując je. Tak samo jak zapamiętała każdy szczegół jego wyglądu. Jego szerokie ramiona i ciemne włosy, umięśnioną klatkę piersiową. Zamykając oczy mogła przywołać do siebie obraz każdej pojedynczej bruzdy na jego ciele, każdego uśmiechu jakim ją kiedykolwiek obdarzył. Zanim zaczęła czytać poczuła jak zaczyna się trząść i wzięła kilka głębokich oddechów by się uspokoić. Musi przeczytać ten list na spokojnie, może zawierać jakieś ważne informacje. Gdy jednak zaczęła czytać, jej starania spełzły na niczym, łzy spływały po jej policzkach, a ona ocierała je jedną ręką. List był bardzo formalny, Hourun w końcu nigdy nie przepadał z pisaniem listów, nie był też osobą, która chodzi dookoła i opowiada o swoich uczuciach. Jednak ona zawsze wiedziała, że ją kocha tak mocno jak ona kocha jego. Sposób w jaki się o nią troszczył, w jaki do niej mówił i w jaki się śmiał z młodej i niedoświadczonej dziewczyny... To zapamięta na zawsze. To on nauczył ją życia, pokazał jej,co i jak.

Jeśli to jednak miał być jego ostatni list do niego... Chciałaby, żeby napisał coś więcej. Przeklęty, dumny głupiec! Czemu on musiał to robić, zostawiać ją samą... Jak ona ma być wystarczająco siła bez niego?! Wielokrotnie podczas ciężkich nocy, tylko myśl o nim pozwalała jej przetrwać. Ba, dzięki niemu w ogóle poradziła sobie w tym świecie. Gdy ją poznał niedawno zeszła ze statku, a jej przybrani rodzice odmówili przyjęcia jej ponownie do domu. Więc szwendała się po mieście, przebrana za mężczyznę, gdyż uznała, że tak będzie bezpieczniej. Wielu udało się nabrać na to, że jest chłopcem, ale nie Hourun. On był zbyt bystry, zbyt uważnie patrzył, by go na to złapała. Odszyfrował ją od razu, ba, był wyraźnie zaintrygowany tą młodą, niepokorną osóbką. Maeve, ze swojej strony była szalenie zdziwiona, że udało mu się dostrzec to, co usiłowała ukryć. Zawsze wydawało jej się, że jest taka świetna w tym, co robi. Dlatego ten mężczyzna zafascynował ją swoją spostrzegawczością. Dlatego zgodziła się wyruszyć z nim w podróż, rozwijać talent, który u niej zauważył. Wydawało jej się, że to było tak dawno temu, jakby w innym życiu. Czytając ten list, wszystko do niej wróciło.

Także tęsknota za Hourunem, która uderzyła dwa razy mocniej. Miała ochotę zacząć krzyczeć, wykrzyczeć wszystko, co leżało jej na sercu. Nie mogła jednak wydobyć z siebie głosu, więc wybuchnęła płaczem, zamykając w dłoni medalion od ukochanego. Nie była silna, po prostu była dobra w oszukiwaniu siebie i innych. Tak naprawdę, była tylko przestraszoną dziewczynką, która chciała swojego ukochanego, swoje jedyne oparcie z powrotem. Była naprawdę zdesperowana, do tego stopnia, że zdecydowała się wziąć udział w wyprawie, która najpewniej skończy się dla niej śmiercią. Uczucia zakłócały jej osąd, do tego stopnia, że nie potrafiła odgadnąć otwierającego go hasła, nic nie przychodziło jej do głowy. Ciężko wzdychając, zawiesiła wisior na szyi, postanawiając, że już nigdy go nie zdejmie. Ponownie delikatnie wzięła medalion do ręki i pogładziła.
- Odnajdę cię. - Obiecała bardziej sobie niż komukolwiek innemu. - Odnajdę cię i tym razem już nie będę się bała ci powiedzieć, co czuję.
Tak, Maeve zawsze żałowała, że nigdy nie powiedziała Hourunowi, co czuje zanim znikł. Założyła, że wie i nigdy nie przejmowała się ubraniem tego w słowa. Ach, jakże teraz była na siebie z tego powodu zła..
 
Callisto jest offline  
Stary 12-12-2010, 16:51   #80
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Drogi ich i Helfdana się rozeszły. Nie dziwiło to paladyna, całą czwórkę wszak łączyła wspólnota interesów jeno... a dzieliło wszystko inne. Zapatrywania na świat, temperamenty, charaktery.
Do samego tropiciela się przyzwyczaił i do jego zachowań też. Czymże bowiem różnił się od przyjaciół rodziny jego żony, jeśli nie etykietą? Pod innymi względami, miał podobne podejście do nich.
Ale cóż... Helfdan nie był do paladyna przyszyty. Miał prawo iść własną drogą, miał prawo opuścić towarzystwo, które mu nie odpowiadało. Paladyn nie zamierzał mu tego prawa odmawiać. Nie zamierzał upraszać o zostanie. Niby z jakiej racji? Niby z jakiego powodu?
Raydgast spoglądał na odjeżdżającego tropiciela w milczeniu.
„-Obyś znalazł swoją drogę.”- pomyślał za oddalającym się półelfem. Ale nie powiedział nic na głos. Nie był dobry, jeśli chodzi o pożegnania. Zresztą, cokolwiek by powiedział, zabrzmiałoby sztucznie.
Obojętne spojrzenie, obojętna twarz...

Tak samo jak wtedy, gdy dziewczyny sięgnęły po magiczne wygody. Na paladynie domek zrobił niewielkie wrażenie. Ot odrobina luksusu w dziczy. A to że ten luksus nie był dla niego dostępny... cóż... jadł w swym życiu i perliczki i zapiekane w cieście i szczury w sosie własnym. Luksus był dla Raydgasta czymś, bez czego mógł się swobodnie obyć.
Najemnicy narzekali na przywilej Kalela, ale na to paladyn miał jedną odpowiedź.- Skoro go wpuszczają, to pewnie mają ku temu powód. Skoro was nie wpuszczają to pewnie też mają ku temu powód. A skoro ja mogę spać pod namiotem, to wy też.

Kolejną sprawą były relacje z najemnikami. Paladyn był dowódcą, oni podwładnymi. Nie mógł się z nimi bratać. Więc zanim dojechali do Amieteeil zebrał swoich ludzi na osobności i zakomunikował im parę spraw. –Po pierwsze to elfie miasto. I macie się tam zachowywać, żadnego chlania na umór, żadnego podrywania dziewek. Każde łamanie czy nawet naginanie prawa, zostanie ukarane z całą surowością. Elfie miasta to nie Uran, nie ma tam burdeli. Więc z wszelkimi tego potrzebami, musicie zaczekać do powrotu. Po drugie, wybierzcie z pomiędzy siebie jednego, który będzie mówił za waszą grupę ze mną. I wszelkie wasze problemy ze mną omawiał.
Ich wybór padł na Herso, a paladyn nie pytał, dlaczego on. Szanował wolność wyboru. To też podstawa prawa. Podstawa dobrego prawa.

Dni ostatnio upływały paladynowi w tym samym rytmie, choć dołączyły do tego obowiązki w postaci treningów Kalela i Sorg. Było to nawet odprężające zajęcie i je Raydgast polubił.
Aczkolwiek nie okazywał tego w żaden spokój. Flegmatyczna natura paladyna maskowała większość jego emocji. W duchu jednak lubił te lekcje szermierki... i brak lekcji śpiewu, którymi chciała odwdzięczyć się Sorg.
Wkrótce też dotarli do Amieteeil, ale uroda miasta nie zrobiła dużego wrażenia na paladynie.
Miał inne sprawy na głowie od podziwiania widoków. No i nigdy nie był wielbicielem elfiej sztuki. Przyzwyczajony do ludzkich miast paladyn czuł się w tym miejscu nieswojo. Ale obsługę w karczmie, mieli porządną.
Silvercrossbow po posiłku przypomniał najemnikom, to co im mówił ostatnio. Kazał nie oddalać się za bardzo od karczmy i dopilnować przy wszystkie konie były rozkulbaczone. Prawdopodobnie i tak zostaną tu na noc. A póki co, Raydgast wraz z większością drużyny i Herso, udał się na rozmowy z elfią starszyzną.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172