Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-04-2011, 17:43   #81
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Praca, praca, praca. Na szczęście przeplatana odrobiną odpoczynku. I, znów na szczęście, jakimś cudem nikt nie zauważył, że Tim uciekł. Oczywiście niziołki należą do rasy, która się nie rzuca w oczy, ale żeby aż tak? Ale nie zamierzał narzekać. Zawsze istniał cień szansy, że dzięki Timowi zjawi się jakiś ratunek.

W żadnym wypadku Xander nie spodziewał się, że ratunek przybierze taką nieoczekiwaną formę. I że on sam, podczas owego niby-ratowania dostanie w zęby, uderzony przez jakiegoś sadystycznego, nadgorliwego kretyna. A może, jak to powiadają, trafili z deszczu pod rynnę? Jak na razie wyglądało na to, że pod tym deszczem było przyjemniej...
Na szczęście sprawa się wyjaśniła. W dużej mierze dzięki Timowi, ale... jeśli szanowni rycerze wiedzieli wcześniej o tym, że w obozie są jeńcy, to czemu ich tak potraktowali? Ze zwykłej ostrożności, czy z bezmyślnej nadgorliwości? Wyglądało raczej na to drugie.

Namiot, w którym się znaleźli, stanowił chyba skrzyżowanie sypialni z magazynem, bowiem w stojących pod ścianami skrzyniach leżały różne dobra. Niekoniecznie znalezione. Wyglądało na to, że nieszczęśników, którzy wpadli w ręce maga i jego podwładnych było więcej i wszyscy stracili jeśli nie życie, to przynajmniej dobytek.
Wśród licznych przedmiotów zwalonych bezładnie na stosy Xander znalazł nie tylko swoją broń, ale i medalion oraz lutnię, która - zapewne - nie przypadła do gustu żadnemu ze strażników i - na szczęście - nie została przeznaczona na opał. Plecak również tam leżał, a pewne braki, spowodowane zapewne działalnością przejściowych właścicieli uzupełnił wykorzystując znajdujące się tutaj zapasy.
Nieco gorzej rzecz się miała z sakiewką, której zawartość zniknęła w łatwych do odgadnięcia okolicznościach. W związku z tym Xander postanowił przełożyć do swego plecaka parę drobiazgów, o porównywalnej wartości i łatwych do zamiany na gotówkę. Nawet gdyby były więcej warte, to i tak jakieś odszkodowanie za straty moralne im się należało...

Poszukiwania zakończyły się nad podziw dobrze. Przynajmniej tak ocenił to Xander. Stan posiadania drużyny zwiększył się o dwa medaliony, zwiększające klasę pancerza, z których jeden pozostał w rękach znalazcy, magiczny sztylet, dziwny miecz, którego magowie nie byli w stanie zidentyfikować, trzy kołczany ze strzałami, dwie tarcze, pięć mikstur leczenia i dwie mikstury niewidzialności.
Były też oczywiście miecze, kusze, łuki, zbroje, normalne ubrania. Miłą niespodzianką było również znalezienie gotówki, wynoszącej w przeliczeniu czterysta osiemdziesiąt siedem sztuk złota.
Łatwo było wyliczyć, że na każdego z biorących udział w przygodzie wypadło osiemdziesiąt jeden sztuk złota. Ostatnią monetę Xander postanowił schować i pozostawić do podziału przy najbliższej okazji.
Włożywszy do plecaka po jednej miksturze z każdego rodzaju resztę przedmiotów położył na stół. Gdy tylko zakończył uzupełnianie ekwipunku położył się na pryczy, czekając aż przyjdzie ktoś i udzieli im ewentualnych wyjaśnień.

Okazało się wnet, że najpierw oni mają się stać źródłem informacji.
W gruncie rzeczy do relacji Kaldora nie trzeba było zbyt wiele dodawać. Xander nie miał pojęcia, czemu nie zostali natychmiast zabici lub zamienieni w bezwolne kukły, ani w jaki sposób mag owładnął tamtymi niewolnikami. Ani też czego tutaj szukał. A chciałby wiedzieć, prawdę mówiąc. Nie sądził jednak, by Tarman zechciał udzielić mu wyjaśnień. Mimo wszystko postanowił spróbować zdobyć choć garść informacji. Jeśli nie będzie pytać, nie dowie się nic.

- Jestem Xander - przedstawił się. - Tak jak wspomniał mój towarzysz zjawiliśmy się tutaj, by odszukać zielarkę z Cienistego Zakątka. Znaleźliście ją może? Poza tym chciałem wspomnieć o jednym drobiazgu, o którym chyba Kaldor nie wspomniał. Ci strażnicy, którzy wpadli w nasze ręce, mieli tatuaże. Zdaje się, że miały one jakiś wpływ na ich zachowanie i ich stosunek do tego maga.
- A w związku z tym magiem...
- Xander pytał dalej. - Czy moglibyśmy się dowiedzieć, w co takiego się wpakowaliśmy? Jak się zwie ten mag i czym się zajmuje? Czego tu szukał? Znalazł to coś, czy może wy to znaleźliście? Szukaliście właśnie jego, czy też przez przypadek znaleźliście się w tych okolicach? A ta jego rudowłosa pomocnica? Złapaliście ją może, czy też uciekła wraz z tamtym?
 
Kerm jest offline  
Stary 17-04-2011, 21:18   #82
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Ręce, niczym mechanizm miarowo wykonywały tą samą czynność już od jakiegoś czasu. Trzonek kilofa w tym czasie na dłoniach kapłana zostawił znaczne odciski, które za każdym razem kiedy na nie spojrzał, kwitował uśmiechem.
'Pokora...'
Lecz czy to była by słuszna pokora, niczym owad pod kuflem czekać na śmierć?
Wtem przez głowę przeleciały mu myśli, które zrzuciły z niego ciężar bezradności. Obojętność, która gościła w nim opuściła go uciekając jak wampir przed promieniami słońca. Raz jeszcze spojrzał na swe dłonie, potem zaś na pozostałych współwięźniów. Wszyscy mniej, lub bardziej obojętnie pracowali, czekając na nieznane.
Kluczący wzrok kapłana nie mógł jeno napotkać małego czarodzieja. Może pracuje trochę dalej, albo... nie, nie może być.
Czas zdawał się stanąć w miejscu, a praca nie mieć końca. By nie odejść powoli od zmysłów, starał sobie przypomnieć jakąkolwiek pieśń, zasłyszaną wcześniej. I przypomniał sobie. Cicho, trochę głośniej niż pod nosem zaczął sobie przyśpiewywać spoglądając co jakiś czas na współwięźniów

Powiedz wdzięczna kobzo moja,
u mnie lico - duma twoja,
Cóż może być piękniejszego,
Nad człowieka rycerskiego


Cóż nad pograniczne kraje,
Kędy skoro lód roztaje,
Ujrzysz pola nieprzejrzane,
Młodą trawą przyodziane.


W zaśpiewaniu kolejnej zwrotki przeszkodził mu strażnik oznajmiając, że zaraz przyniosą jedzenie. Zaprowadzono pracujących pod ognisko, gdzie choć na chwile mogli ogrzać swe dłonie o rozpalone tam ognisko.

Chwile potem od strony ruin, głośnymi krokami nadciągała rudowłosa kobieta, która już jakiś czas temu miał okazje zobaczyć. Z tego co było mu wiadome, to łowca z którym ostatnio podróżował miał z nią na pieńku. Za nią, w niewielkiej odległości szło zaś kilku innych typów z workami. Ruda najwidoczniej miała o więźniach złe mniemanie. Wzrok jakim ich obdarzyła mówił sam za siebie.

Dopiero kiedy wyszła, wraz z swymi przydupasami jeden z pilnujących ich mężczyzn podał kapłanowi worek, znacznie już opróżniony polecając mu by rozdał resztę pozostałym. Lekko skinąwszy głową wstał z niemałym trudem, podchodząc do każdego z osobna. To była jedna z chwil kiedy mogli sobie spojrzeć w oczy z bliższej odległości.
Rozdał po równo, a nawet pozostałym trochę więcej niż samemu sobie. W takich chwilach wolał bardziej troszczyć się o pozostałych, niż o samego siebie.

Rozdawszy już wszystko co było można rozdać, wgryzł się w kawałek chleba jak gdyby nigdy wcześniej go nie jadł. Żując miarowo i powoli wpatrywał się w ogień błądząc w nim od lewa do prawa. Dopiero jako jeden z ostatnich usłyszał, że w oddali dało się słyszeć coś dziwnego. Dopiero po chwili, na równi z strażnikiem wszczynającym alarm rozróżnił co to za dźwięk. Konnica.

W szeregach pilnujących ich ludzi zapanowała wrzawa. Wszyscy chwycili za broń i przyparli do fragmentu muru czekając na atak. Asgard, nie dowierzając temu co się dzieje spojrzał przez ruiny czy to aby prawda. I ta prawda mogła kosztować go wiele. W powietrzu zaświszczały bełty razem z strzałami. Nogi samoczynnie ugięły się pod nim, ratując mu życie.

Salwa bełtów lecących w stronę ruin trafiła, i co trzeba dodać bezbłędnie. I co trzeba dodać na pewno, trafiając tylko i wyłącznie tych, którzy dobyli broni. To był kolejny dowód na to, że Kord nie opuścił go nawet w tych trudnych chwilach.

Po chwili tak krótkiej, jak oddech, albo też uderzenie serca wszystko się skończyło. Przynajmniej tak zdawało się kapłanowi. Po usunięciu problemu w postaci obrony, zbrojni zsiadając z swych wierzchowców podbili do zmarnowanej drużyny z kajdanami.
'No pięknie. Z rąk do rąk...'
Szukając błędnie jakiejkolwiek okazji do przejęcia obroni, pojął że coś mu w tych typach nie pasuje. A mianowicie symbole na zbroi. Widniał tam znak Korda, który widniał także na jego tarczy, która bóg jeden wie gdzie się znajdowała.

Chcąc otworzyć usta i krzyknąć 'Bracia, jam swój' zorientował się, że to teraz nie ma sensu, nawet najmniejszego. W amoku po walce jeden pies mogło znaczyć czy to swój, czy też nie. Panowała w sumie jedna, niepisana i mało znana zasada, ze Bóg pozna swoich, lecz jemu mimo wszystko śpieszno nie było.

Spięto ich w okowy, bez najmniejszego zapytania o cokolwiek. Prowadząc ich przed siebie, grupka przystanęła na dogodnej pozycji do zlustrowania całego otoczenia, a widok był nie błahy. Atak jaki został przeprowadzony na te ruiny musiał być błyskawiczny, skoro większość 'obrońców' leżała w koszulach i spodniach, bez większości rynsztunku. W zamęcie jaki panował w środku obozu dało się bez większego problemu dojrzeć owego walecznego orka, który teraz starł się w śmiertelnej walce wraz z jednym z atakujących. Zaciętość tego pojedynku była spektakularna, tak więc w pierwszej chwili kapłan nie wiedział czy to sam awatar aby tam na dole nie walczy. A może, bo wygrał...

Po skończonej walce nie miał już wątpliwości. To swoi bracia. Wszyscy, jak jeden mąż , jednym gardłem zaczęli odmawiać modlitwę ku wiecznemu odpoczynkowi poległym. I tuż po niej zjawił się ten, którego brakowało.

***

Tymczasowa stancja, jaką po wstępnych wyjaśnieniach i zaręczeniach Tima im przydzielono spełniała wszystkie warunki polowe jakie teraz mógł sobie sam zapragnąć. W skrzyniach, ku jego uciesze znalazł cały swój wcześniejszy ekwipunek w mało co naruszonym stanie.
Dopinając ostatnie rzemienie, wzrokiem przywitał wchodzącego do namiotu Tarmana. To nazwisko było mu znane, wraz z jego przydomkiem. Jeden z zasłużonych w walce, jak mawiali bracia w klasztorze. Pierwszy podjął się Kaldor, a zaraz po nim do rozmowy wkroczył Xander. Relacja i pytania jakie rzekli były wyczerpujące, tak więc jedyne co mu pozostało, to przywitać się i przedstawić. W końcu nie zawsze spotyka się sławę.

- Brat Asgard -
rzekł wbijając się w chwile ciszy która zapanowała po przemowie Xandera - Tarcza i miecz Korda, wojowniku pana.

Wtem pierwszy raz od dłuższego czasu na twarzy młodego kapłana pojawił się szczery, ciepły uśmiech.

- Tak jak mówili moi przedmówcy, kąpani tej wyprawy zresztą też, przybyliśmy tu odbić zielarkę. Rad jestem, że pan patrzy łaskawym okiem na tego, który niosąc jego słowo i miecz zapędza się za daleko. Ciesze się, że się spotkaliśmy Tarmanie Złobójco.

Poprawiając miecz u boku, i tarcze którą zawadiacko zarzucił przed rozmową wbił na chwile wzrok w zbroje rozmówcy. Coś wspaniałego...

- W razie potrzeby mogę zająć się ranami pozostałych, jeśli zajdzie taka potrzeba - rzekł przeciągając wzrok ku twarzy Złobójcy - nabyłem stosowną do tego wiedzę
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline  
Stary 18-04-2011, 17:35   #83
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Mróz, przenikliwe zimno przeszywający ciało niczym setka małych ostrzy. Nawet ciężka praca z łopatą nie potrafiła rozgrzać na tyle by nie był on odczuwalny, a co grosza spływający po ciele pot w takich warunkach zwiastował nierychłe nadejście choroby. Kopanie jednak przynosiło na myśl wspomnienia, te dobre jak i złe. Dawniej, dzieckiem jeszcze będąc Gerard często pomagał rodzinie na farmie w pracach rolnych, łopatę w dłoniach miał nie raz. Było to dość zabawne gdy teraz o tym myślał. Zwykły farmer który został ostatnim z żyjących członków jednego z najpotężniejszych zakonów magicznych, tkwiący teraz w niewoli innego czarodzieja.

Gerard odrzucał zamarznięta ziemię na bok, miarowymi ruchami kopał coraz głębiej, jego uwadze nie umknęło zniknięcie niziołka ale nie chciał dać po sobie tego poznać. Ich mały towarzysz jednak nie był sam, bowiem Corvus dostał stosowne polecenie szybowania nad nim. Malec oddalił się już na taka odległość iż Gerard nie miał telepatycznego kontaktu z chowańcem, ale gdyby temu coś złego się stało to by to poczuł. Dla tego mag w milczeniu kopał dalej myślami uciekając do wspomnień.

W końcu też nadszedł czas odpoczynku, kiedy to grupa mogła zasiąść przy ognisku i uraczyć się ciepłem, które teraz cenniejsze było od wszelakich skarbów na globie. Ognisty mag kiwnął w podzięce kapłanowi Korda gdy ten rozdawał im żywność. Ile jednak przyjdzie im wytrzymać w takich warunkach? Jak szybko padną zmęczeni głodem czy tez chorobą? Czy taki miał być ich koniec? Te pytania kłębiły się w głowie młodego maga, gdy przeżuwał chleb. Wtedy też w głowie swej Gerard usłyszał głos swego przyjaciela i wiernego kompana, głos który niósł nadzieje.
- Kraaa nadjeżdżają, Kra konie i lśniący, kra!

Corvus miał w zwyczaju nazywać ludzi w ciężki zbrojach lśniącymi toteż mag po cichu liczył na jakąś odsiecz. W gorszym wypadku zmierzały ku nim posiłki wroga, które dorwały małego Tima. Pozostało już tylko czekać.

Dzielni rycerze Korda przybyli niedługo po tym jak kruk odezwał się do maga. Czarodziej skulił się przy reszcie swych towarzyszy w nadziei, iż żaden bełt go nie trafi. Los czuwał nad nimi, bowiem pociski mijały ich ciała, niesione niczym ręką przeznaczenia tylko w stronę wrogów.

Jednak czy wojownicy byli wybawcami?
Zakucie w kajdany i cios wymierzony Xanderowi raczej nie były dobrym omenem, lecz z drugiej strony na zbrojach przybyłych widniał znak Korda, może Asgard ich zna? Na to było trzeba liczyć, a póki co nie wychylać się za bardzo z szeregu i liczyć ze stosunkowej poprawy warunków, przynajmniej kopać nie musieli.

Gdy zaś Gerard zobaczył kruka siedzącego na jednym z namiotów był pewien, że to jednak nie wrogowie. Zaś przybycie niziołka i jego wyjaśnienia tylko utwierdziły go w tym przekonaniu. Los miał ich w opiece, a może do duchy jego mistrzów zesłały mu pomoc by mógł dopełnić swej powinności?

~*~

W namiocie Gerard ze smakiem zajadał się pożywieniem, owijając się swym kocem który znalazł wśród odzyskanego ekwipunku. Jego kostur jak i kusza również się odnalazły, plecak jednak mocno zszabrowany został. Znikły pochodnie i żywność. Papiery zostały podarte, fiolka z atramentem rozbita, oliwa zabrana jak i ogień na opał. Dzięki bogom przynajmniej jego księga zaklęć ocalała!

Gdy Xander dokładniej przeszukiwał skrzynię mag leżał na posłaniu, okryty kocem swe rzeczy zaś ułożył obok. Nie ukrywał zmęczenia i nie miał zamiaru zgrywać nie wiadomo kogo. Bolały go nogi jak i ręce, oraz było mu zimno dla tego wolał odpoczywać niżeli męczyć się potem z choróbskiem. Xandera zaś w skrzyni znalazł kilka ciekawych znalezisk które to Gerardowi pokazał z prośbą o identyfikacje. Mężczyzna ujął w dłoń medaliki oglądając je ze wszystkich stron, zdobiły je runy magiczne. Gerard otworzył swą księgę zaklęć, na stronie z powszechnymi runami, szukając tych widniejących na medalikach. Po chwili odnalazł znaczenie mniej więcej pasujące.
- To medale ochronne, roztaczają dookoła noszącego pewnego rodzaju tarcze ochronną która wzmacnia jego pancerz jak i ubranie. Przydatna rzecz. –mówiąc to oddał jeden wisiorek swemu towarzyszowi drugi zaś zważył w dłoni. – Pozwolisz, że go sobie zatrzymam? Nie przywykłem do noszenia zbroi a ten medalik życie mi uratować może.

Następnie mag na sztylet spojrzał i szybko jego moc poznał, przy pomocy swego spisu run.
- Ostrze zostało wzmocnione, dzięki temu jest ostrzejsze a i widmo może tym zranisz, bo zjawy ponoć magię odczuwają jak i śmiertelnicy. – oznajmił oddając mężczyźni sztylet by na koniec mieczowi się przyjrzeć. Długo w swej księdze szperał, acz odpowiednich symbol nie odnalazł, ostrze oddał kiwając z zawodem głową.
- Wybacz, na obecną chwile nie wiem cóż to za miecz. Może nasz mały przyjaciel Timm rozpozna ten miecz.- powiedział po czym odebrał od Xandera odliczone dla niego złoto. Podziękowawszy wybrał sobie jeszcze z łupu miksturę czyniącą niewidzialnym tego kto ją wypije, jak i taką co rany zaleczyć potrafi.

Potem zaś do namiotu przybył Złobójca którego to towarzysze maga uraczyli szczegółowym streszczeniem wydarzeń. W zasadzie nie było czego dodawać, mimo to mag zabrał głos. Podparł się lekko na ręce wciąż leżąc pod swym ciepłym kocem zwrócił się do wojownika w służbie Korda.

- Moje imię brzmi Gerard, jestem magiem. –przedstawił się.- Wraz z ta oto grupą, o której z dumą mogę mówić iż to towarzysze moi, wybraliśmy się w poszukiwaniu zielarki, reszta zaś została już powiedziana. Na temat zaś tajemniczego tatuażu powiedzieć mogę tyle, iż rozpoznać symboli na nim widniejących nie umiałem.- Gerard uniósł do góry swoją księgę czarów i kontynuował.- Jednak przerysowałem go do tej oto księgi najdokładniej jak umiałem. – po tych słowach mag przerwał na chwilę by napić się napoju stojącego koło jego posłania. – Co do pytań, chętnie usłyszę odpowiedź na te zadane przez moich przedmówców, jednak i jedno chciałbym zadać sam. Czy w czasie waszej podróży szanowny Złobójco natknąłeś się może na ślad ludzi oznaczonych ogniem? Jeden z nich powinien mieć oszpeconą twarz, drugiemu brak ręki, trzeci... trzeci zaś nosi na sobie ślady choroby, osłabiony i wyniszczony. Spotkaliście ich może? – gdy Gerard zadał to pytanie w jego oczach błysnął ogień determinacji, płomień z samego dna serca.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 18-04-2011, 20:13   #84
 
zodiaq's Avatar
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Zmęczenie i szczypiący mróz skutecznie usadziły pół-elfa na miejscu.
Żując nie pierwszej jakości posiłek, w milczeniu lustrował twarze reszty. Nie było mowy o jakimkolwiek zrywie...pozostało tylko czekać.

Nie lubił polegać na innych, jednak ta mała trajkota wydawała się sprytniejsza i bardziej przydatna, niż reszta mogła przypuszczać. Jedyne co musieli robić to sprawiać pozory...nic się nie stało...było nas tylko pięciu...lodowate spojrzenie przebiegło po pozostałych...nic głupiego...

Mimo okropnego smaku wino, którym "uraczyli" więźniów strażnicy wywoływało lekki szum w głowie. Miał ochotę zmrużyć oczy...przynajmniej na chwilę dać odpocząć zmęczonym powiekom.w
Skrzek kruka wybudził go z odrętwienia. Mimo iż nic nie zrozumiał z tego co przekazał magowi ptak, zauważył cień uśmiechu na twarzy Gerarda...wystarczyło czekać.

I to nie długo. Pokaz siły jaki urządziła zgraja blaszaków nie robił na nim wrażenia. Właściwie to w momencie, gdy "rycerze" wyrzynali kolejne tabuny pierzchających orków, niczym nie różnili się od stada rozszalałych bestii...

- Chyba sobie jaja robisz - syknął do zarzucającego na jego nadgarstki wojownika.

-To była dobra walka, bracia. Zło poległo dzięki sile Korda po raz kolejny. To nie ostatnia walka, nie ostatnie ofiary. Złóżmy hołd naszym poległym braciom!
Jedyną reakcją na jaką mógł się w tym momencie pokusić było zduszone prychnięcie...kajdany...
"Prawie jak w Waterdeep"
- Ładnie to zagrałeś - rzucił w drodze do namiotu, obarczając Tima niemrawym uśmiechem - mam dług.

Znalazł prawie wszystko - sztylet, kuszę, swoją skórznię, dwie z trzech sakw, tubę z dokumentami i kilka porwanych, czystych pergaminów. Brakowało jedynie atramentu, pióra i kilku monet...i tak wyglądało to lepiej niż przypuszczał.

- Eryan Levell...nie mam nic więcej do dodania...tylko jedno pytanie...Tarmanie. Powiedziałeś, że mamy bardzo mało czasu przed wyruszeniem w drogę... - zrobił dłuższą pauzę, jednak nie mogąc się powstrzymać dokończył - ...gdzie chcesz nas zabrać?
 
zodiaq jest offline  
Stary 20-04-2011, 12:21   #85
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
ROZDZIAŁ II:Trudne wybory



Ornat, jeden ze strażników małego, kupieckiego miasteczka, znajdującego się na szlaku handlowym, prowadzącym do Wrót Baldura, rozglądał się po okolicy. Zmęczenie dawało mu się we znaki, ziewał bowiem co chwilę. Ta noc była wyjątkowo ciemna. Nawet pochodnie wydawały się płonąć jakby słabiej. Każdy jego krok po drewnianej palisadzie odbijał się głuchym echem, rozrywającym ciszę nocną. Halabarda w ręku niemiło ciążyła.


Mężczyzna ziewnął po raz kolejny i po raz ostatni zarazem. Czarna strzała przebiła jego gardło, dławiąc krzyk bólu wewnątrz. Kilka chwil później w stronę palisady zaczęły zbliżać się płonące strzały. Wbijały się zarówno w mur, jak i domy i magazyny, znajdujące się wewnątrz.


Kilka strzał później rozległy się pierwsze alarmujące okrzyki strażników. Z domów zaczęli wybiegać zaspani ludzie. Kiedy tyko ujrzeli płomienie, które w zastraszającym tempie rozchodziły się po dachach i zabudowaniach, rzucali się do studni, chcąc gasić płomienie. Strażnicy zbiegali z murów, chcąc pomóc w ratowaniu dobytku. Gdyby zostali tam, gdzie mieli być, dostrzegli by zbliżający się szereg postaci z pochodniami. Po chwili w zamknięte na głucho bramy załomotały uderzenia prymitywnych taranów. Przerażeni ludzie nie wiedzieli, co się dzieje. Dotychczas mury bronić ich miały jedynie przed grupami bandytów, chcących okraść magazyny z towarów i kupców ze złota. Strażnicy ustawili się w nierównej linii przed bramą, z lękiem oczekując tego, co miało się wydarzyć.




Przez tłum uwijających się mieszkańców przeciskał się krzepki krasnolud, u boku którego dziarskim krokiem maszerował smukły elf. Para przyjaciół przeciwstawiająca się opinii o braku przyjaźni pomiędzy przedstawicielami tych ras zmierzała do bram. Krasnolud wyposażony w masywny młot, zdobiony runami swego ludu, ziewał co chwilę.
- Noż kurwa, nawet wyspać się nie dadzą, pierdolone złodzieje!- warczał pod nosem.
- Zaraz będziesz miał okazję odpłacić im za to. – zabrzmiał w odpowiedzi melodyjny głos elfa, wyjmującego z kołczanu dwie strzały.
Kiedy obaj znaleźli się obok strażników, krasnolud począł ustawiać ich w szeregu tak, aby nie zginęli zaraz po rozpoczęciu walki. Bramy ledwo trzymały się na zawiasach. Kilka bali odpadło już na ziemię, pod naporem uderzeń. Elf, przeskakując po dwa stopnie na raz, wspinał się na bramę, pragnąc ocenić siły przeciwnika. Kiedy znalazł się na górze, jego oczy rozszerzyły się z przerażenia. Pod bramą falowało istne morze sylwetek. Wszyscy wpatrywali się w bramę, a ich oczy błyszczały żądzą mordu. Elf wpatrywał się w całą sytuację z niedowierzaniem.
- Na bogów…- zdołał z siebie wyrzucić, a w tym samym momencie brama ustąpiła pod naporem sporego tłumu.
Krasnolud warknął, zaciskając masywne jak bocheny chleba dłonie na trzonku młota. Kiedy pierwsi napastnicy znaleźli się w zasięgu jego broni, zamachnął się, zabijając wysokiego mężczyznę, trafiając go z klatkę piersiową, i miażdżąc ja. Po potężnym ciosie nie zdołał się jednak zasłonić przed opadającym mieczem, który rozłupał jego głowę na pół. Bezwładne ciało upadło na ziemię, a obok niego leżał młot. Obrońcy miasta nie zdążyli nawet zareagować. Niedoświadczeni strażnicy polegli błyskawicznie pod naporem tłumu przeciwników.
Elf nałożył strzały na cięciwę swojego łuku. Wymierzył, po czym zwolnił strzały. Te pomknęły, trafiając bezbłędnie. Zdołał powalić kilkunastu wrogów, opróżniając cały kołczan. Nie zdołał jednak dobyć krótkiego miecza, aby podjąć walkę z nadciągającymi w jego kierunku mężczyznami.
Pół godziny później cała wioska stała w płomieniach, a jedynym dźwiękiem były okrzyki radości napastników, mieszające się z okrzykami trwogi i bólu obrońców. Do rana z całości pozostały jedynie tlące się zgliszcza.


************************************************** ********


Tarman z uwagą przysłuchiwał się każdemu z towarzyszy. Nie przerywał żadnemu z nich, kiwał tylko co jakiś czas głową. Na jego twarzy malowało się skupienie, co podkreślały zmarszczki na czole. Kiedy historia ich krótkiego pobytu w obozie dobiegła końca, i zadano wszystkie nurtujące pytania, przyszedł czas na odpowiedzi. Postawny kapłan wstał, przeszedł się przez namiot w milczeniu, zbierając myśli. W końcu odezwał się.
- Sprawa wygląda źle, nawet bardzo. – zaczął.
- Ale po kolei. Jeśli chodzi o rudowłosą, to niczego na jej temat nie wiem. W obozie nie było żadnych kobiet, a przynajmniej żadnej nie spotkaliśmy. Co do tatuaży, to są to znaki charakterystyczne tych kultystów. Nikt z bandytów nie pozostał przy życiu, więc przesłuchania nie będą możliwe. – gołym okiem widać było, że fakt uśmiercenia wszystkich nie smucił kapłana zbytnio.
- Jeśli chodzi o twoje pytanie, nie spotkaliśmy nikogo takiego, niestety. – zwrócił się po chwili milczenia do Gerarda z szacunkiem.
- Tobie zaś barcie muszę podziękować za chęć pomocy, jednak nie potrzebujemy pomocy. Nasi bracia zajęli się już rannymi. – dodał z uśmiechem. Po chwili jednak uśmiech znikł z twarzy mężczyzny, zastąpiony skupieniem połączonym ze zmartwieniem.
- Jeśli chodzi o maga, to będę z wami szczery. Jest to postać dość tajemnicza, i posiadamy na jego temat bardzo nikłe informacje. Wiemy, iż jest naprawdę potężnym czarodziejem. Wraz ze swoimi pomagierami czegoś poszukuje, jednak nie wiemy czego. Posiada rozległe kontakty, zarówno wśród ludzi, jak i orków. Co więcej, prawdopodobnie szykuje się do wojny. – słowa zawisły w powietrzu. Atmosfera wewnątrz namiotu zgęstniała niesamowicie. Widmo wojny było raczej rzadkie, a wróg, na temat którego wie się bardzo mało, był dodatkową kroplą do czary goryczy.
- Pragnę wam zaproponować pracę. Jeśli podejmiecie się pewnego zadania, zostaniecie wtajemniczeni w większą część informacji, zarobicie trochę złota, oraz przysłużycie się Krainom. – po tych słowach Tarman zamilkł na moment. Przenosił wzrok po kolei na każdego z towarzyszy zgromadzonych w namiocie.
- Waszym zadaniem będzie zdobycie jak najwięcej informacji na ich temat. Zadanie z pewnością nie będzie należało do łatwych. – ostrzegł kamratów.
- Nikt też nie będzie miał do was pretensji, jeśli odmówicie udziału w zadaniu. – dodał po chwili.
- Niestety, nie dysponujemy czasem, tak więc zmuszony jestem prosić was o udzielenie odpowiedzi teraz. - po czym zamilkł, oczekując odpowiedzi na zadane pytanie.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 20-04-2011, 23:17   #86
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Xander już bez dodatkowych pytań wysłuchał opowieści Tarmana. Informacji nie było zbyt wiele. Tajemniczy i równocześnie niebezpieczny mag, dążący do wojny. I poszukujący w różnych miejscach nie wiadomo czego.
Może gdyby rycerze nie byli tacy szybcy w zabijaniu, to może z któregoś ze strażników dałoby się wyciągnąć choćby informację, co się stało z zielarką. W końcu nie rozpłynęła się w powietrzu. A może zielarką była ta rudowłosa? W końcu nie wiedzieli dokładnie, jak ona wygląda. Co prawda zdawać się mogło, że zielarka powinna być starsza, oraz że Kaldor zna rudowłosą, ale magia mogła czynić cuda.
Jeszcze raz Xander przeklął niepotrzebny pospiech rycerzy, a potem zaczął dalej słuchać tego, co mówi Tarman.

Przedstawiona przez Złobijcę propozycja warta była rozważenia. Na pomaganiu Krainom Xanderowi aż tak nie zależało (Krainy nie zrobiły aż tak wiele dla niego), ale wolał pokój niż wojnę. Z oczywistych rzecz jasna względów.
Skoro przy okazji wykonywania misji mógł zdobyć wiedzę, pieniądze, a na dodatek dobrze postawionych znajomych... A że misja wiązała się z niebezpieczeństwem? Cóż, życie samo w sobie było niebezpieczne, a najwięcej ludzi umierało we własnych łóżkach.

- Wezmę w tym udział, jeśli to takie ważne - powiedział. które to słowa nie do końca oddawały powody, dla których się zdecydował.

Podszedł do stołu i schował do plecaka dziwny miecz i mikstury, których nie wiadomo czemu nikt nie chciał.
W zasadzie był gotów do drogi.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-04-2011, 13:17   #87
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Gerard leżąc na swym posłaniu słuchał uważnie odpowiedzi na ich pytania, jednak nie przyniosły one wiele informacji, a może nawet jeszcze więcej pytań?
A potem padła oferta pracy.
Mag spojrzał w górę błądząc wzrokiem po płótnie namiotu. Zadanie to miało swoje zalety i minusy. Do plusów można by zaliczyć możliwość zebrania wielu ciekawych informacji, oraz odkrycie kim jest owy tajemniczy mag. Kompania w czasie podróży też była czymś co miło było mieć przy sobie.No i dawało to możliwości zarobkowe.
Wadą było to iż będzie musiał odsunąć trochę na bok swe zadanie. Jednak sam przecież nie wiedział gdzie ich szukać? Gdzie ukryły się te persony nie wiedział nikt, więc równie dobrze mógł ich szukać wykonując inne zadanie.

- Też przyjmuje zlecenie.- mruknął po Xanderze, przeciągając się. - Zawsze to jakieś zajęcie, a i wspólna podróż mniej się dłuży. Jednak nim wyruszymy chciałbym wrócić do wioski która wysłała nas na poszukiwanie zielarki. Z dwóch powodów.- mag odchrząknął i pociągnął napoju z kielicha. - Po pierwsze uważam, iż należy powiadomić mieszkańców że zielarki nie odnaleźliśmy, inne szczegóły można zataić lub też przeinaczyć, aby nie martwić ich tym dziwnym magiem.- Gerard uśmiechnął się sam do siebie gdy zaczął mówić o kolejnym powodzie swej chęci powrotu do wioski.- A po za tym mam tam swoje rzeczy, oraz Gustaw na mnie czeka, nie chciałbym tam nic zostawiać. Możemy więc tam najpierw się udać? Daleko to nie jest, a jak to już mówiłem jesteśmy winni wyjaśnienia mieszkańcom.

Po tych słowach mag powoli podniósł się z posłania i owinięty kocem zaczął przygotowywać się na drogi, pakując do plecaka wszystko co należało do niego jak i nowe znaleziska. Magiczny amulet zaś założył na szyję.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 24-04-2011, 03:22   #88
 
zodiaq's Avatar
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Cała ta sprawa z dziwnym magiem, bandą orków i rudą ślicznotką właściwie były mu obojętne..."przysłużycie się Krainom"...cudownie, niczego więcej nie potrzeba próbującemu działać w ukryciu niż długu Krain.
Z drugiej strony możliwości...podróże, koniec problemów z wojskiem, dzięki tymczasowemu dołączeniu do jakiejś bandy oberwańców, która będzie karmiła, wiozła i jeszcze płaciła, nie mówiąc o ułatwionej "pracy"....profity, profity...jedyne co trzeba zrobić to nie dać się podpuścić do wyjawienia tożsamości...w końcu nie wiadomo, jak zareagują miłośnicy dobra, jeśli poznają Iana Rosehooda.

-...Daleko to nie jest, a jak to już mówiłem jesteśmy winni wyjaśnienia mieszkańcom.
- Raczej oni są nam winni trochę grosza...dwóch zabitych, reszta poobijana, a ta ich zielarka najprawdopodobniej należy do tej zgrai, którą uznali za zwykłych bandytów...- zrobił pauzę, przebiegając wzrokiem po twarzach reszty - ...nikt chyba nie jest na tyle głupi, żeby taki obóz, ze wszystkimi patrolami i resztą smaczków uznać za bandę łysych obwiesi - mówił nieco teatralnym, podniosłym głosem, uśmiechając się w kierunku Tarmana.

"Informacje, masa ciekawych indywiduów, pieniądze i możliwość podróży pod przykrywką grupy religijnych fanatyków...niczego więcej mi nie potrzeba...a Aidan sam się znajdzie...w końcu to coś większego..."
- Chętnie dołączę - rzucił zawiązując swoją pelerynę - jednak jak już powiedział...nasz przyjaciel - dokończył wskazując na Gerarda - musimy najpierw wrócić do Cienistego Zaułka.
 

Ostatnio edytowane przez zodiaq : 24-04-2011 o 03:47.
zodiaq jest offline  
Stary 26-04-2011, 12:29   #89
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Mag, widmo wojny, cień zła. Wszystko to, co zostało wypowiedziane w namiocie nie wróżyło najlepszych dni na tych ziemiach.
Paladyni faktycznie, nie musieli korzystać z pomocy kapłana, chyba że walka była by bardziej zacięta i zażarta.
Dopinając już ostatnie rzemienie na zbroi, i pas, padło pytanie które wywołało chwilową ciszę, ciszę z początku niezręczną.
Kolejna oferta pracy, zaraz po poprzedniej nie była już zwykłym wyplewieniem zła z jaskini, czy też uleczeniem. To była propozycja, którą on jako kapłan przyjął od razu, zanim jeszcze ona została wypowiedziana. Najwidoczniej pozostali też się na nią godzili z różnymi dopowiedzeniami. Gerard słusznie powiedział, trzeba było odwiedzić tamtą wieś. Zawsze mogli sobie pomyśleć, że nas coś ubiło w lesie i wyślą odsiecz. Pomysł cny, lecz niewykonalny dla wieśniaków. Oni bardziej wolą żyć jak owce, niźli jak wilki.
Ian, elf który egoistycznym zachowaniem wręcz świecił jak góra złota też miał swój powód, lecz nie do końca słuszny. Co do barbarzyńcy i krasnoluda nie mieli żadnych powodów, by za ich śmierć brać jakiekolwiek pieniądze. Polegli w walce, śmiercią może nie do końca przyzwoitą, lecz na pewno nie bierną. Odrywając wzrok od elfa, skierował go w stronę można by powiedzieć 'Pracodawcy'.

- Odpowiedź na to pytanie była mi już znana, zanim zostało ono wypowiedziane - odrzekł dumnie, kwitując uśmiechem - Niezbadane są drogi, na które Kord nas pcha, lecz jeśli mój miecz, i moja posługa zdatna tam będzie, to na pewno będę jednym z pierwszych, który pod koniec zatknie sztandar na truchle tego maga.
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline  
Stary 26-04-2011, 23:35   #90
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Nocna tułaczka w poszukiwaniu ocalenia do najprzyjemniejszych nie należała, jednak paladyni sprawili, że wszystkie troski uciekły w siną dal - niziołek został napojony, nakarmiony i mógł odpoczywać, po 'trudach jakie go spotkały' jak to ujął Złobójca. Gdy nadeszła bitwa Tim nadal wygodnie odpoczywał na jednym z wozów, który jechał wraz z kompanią mścicieli. Generalnie - Tim nie namęczył się tego dnia za wiele, to też był w doskonałym humorze, gdy już wszyscy jego towarzysze i on znaleźli się w namiocie. No i znalazły się jego rzeczy! Pal licho hubkę i krzesiwo, czy jakieś tam sucharki... ale jego ukochana księga magii wróciła do niego w jednym kawałku! Timowi niczego już tego dnia nie było do szczęścia potrzeba. Choć jak mawiają - od przybytku głowa nie boli, to też gdyby znalazły się jakieś zwoje, albo coś co ten tajemniczy magus zostawił po sobie uciekając w pośpiechu - to już w ogóle można by się czuć jak lukier na pączku. Niziołek nie uczestniczył aktywnie w rozmowie, gdyż zdążył już to wszystko powiedzieć paladynom i to kilka razy, i teraz zachodził w głowę czemu Tarmanowi chce się tej samej historii słuchać tyle razy w koło Macieju.

~ Wojna? Tajemniczy mag? Praca? - słowa te przyciągnęły uwagę Tima i sprowadziły ponownie jego uwagę na właściwe tory.

- A dobrze to płacone będzie? bo z leksza spłukany jestem... totalnie można powiedzieć. Jakby mnie kto okraść chciał to bardzo się zawiedzie. A zresztą co mi tam... w takiej grupie to można nawet za frajer pracować co nie? Tylko coś jeść trzeba. O to chyba chodzi w poszukiwaniu przygód co nie? - powiedział niziołek szturchając łokciem rozciągniętego obok Gerarta - Żeby podróżować, rypać po łbie orków, jeść, pić, bawić się i ratować Krainy! Toż to spełnienie marzeń! Jasne, że się na to piszę - wykrzyknął w końcu niziołek - Ale z tą płacą... trochę by się grosza przydało jednak. A no i właśnie bo żeśmy nie wykonali tutaj zadania jeszcze. Chyba nie wrócimy do wioski z niczym he? Trzeba by chociaż truchło znaleźć jeśli ja zaszlachtowali. Chyba nie rozpłynęła się w powietrzu co? Wypadałoby jej poszukać i wrócić, tak jak Gerart mówi do wioski i pogadać z karczmarzem.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.
Cosm0 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172