Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-05-2012, 19:07   #221
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
W porównaniu z pełnymi śniegu bezdrożami, przez które się musili całymi dniami przedzierać, ulice Arabel zdały się Xanderowi ósmym cudem świata. I równocześnie bardzo hałaśliwym cudem.
Jak wypadało na zdrożonych wędrowców, tudzież ludzi niezbyt obytych z tym akurat miastem, nie szli zbyt szybko. Xander przyglądał się zarówno otaczającym ich budynkom, jak i krążącym po ulicach ludziom. Bardziej jednak chodziło mu o wypatrzenie jakiejś znajomej twarzy, niż o panującą aktualnie modę. Był pewien, że ich ukochany kapitan nie puści im płazem samowolnego oddalenia się, w dodatku z czymś, co można było śmiało nazwać mieniem wojskowym.
- Mam pomysł - powiedział, zwalniając nieco, by Tim znalazł się tuż obok niego. - A nawet kilka. Nie wiem tylko, czy nas stać na takie... fanaberie.
- Jak sądzisz - mówił dalej, na pozór odbiegając od tematu - co zrobi nasz kochany kapitan gdy się dowie, że bez jego wiedzy poszliśmy sobie na przepustkę?
- No nie wiem, nie wiem - odparł Tim drapiąc się po głowie i przyjmując minę jakby się nad czymś mocno zastanawiał - Ale wspominał coś, że to niby dożywotnia służba jest. Pfffff ale chyba dałem mu wystarczająco do zrozumienia, że raczej mam to w nosie... - zaśmiał się Tim - Tak szczerze? To co on może? Szukanie nas to jak szukanie igły w stogu siana.
- Wie, w którą stronę ruszyliśmy. Jesli się nudzi, albo przykład chce dac, to może spuścić ze smyczy swoje pieski. A w powietrzu nie lecieliśmy - stwierdził Xander. Zastanawiał się, na ile kapitan jest uparty. Albo, co pewnie bardziej oddałoby charakter sprawy, zawzięty.
- Gdyby nas kto szukał w tym mieście, to z pewnością zacznie od wypytywania strażników. - Xander kontynuował rozważania. - Zrobimy im zatem przyjemność i zakwaterujemy się “U Kowala”. Potem coś zjemy. Z tym się chyba zgodzisz? - spojrzał z nieco kpiącym uśmiechem na swego towarzysza, który uroków stołu nigdy nie unikał. - Następnie, zamiast - jak by to zrobił każdy rozsądny wędrowiec - odpocząć, zrobimy małe zakupy, żeby dobrze wyglądać.
- Masz na myśli - pójdziemy wykupić duży wygodny pokój z dwoma łóżkami, ciężkimi drzwiami i zamykanymi na zamek okiennicami, kupimy spory dzban piwa i nawalimy się za wszystkie czasy? Na pocieszenie trudów i ku pamięci poległych. Tylko czy to tak wypada... żałoba niby powinna być. Chociaż po prawdzie... kurde może to i niezbyt uprzejmie z mojej strony, ale nie czułem się jakoś sentymentalnie powiązany z naszymi zmarłymi. No to i żałoby wielkiej nie czuję. Popijawa, popijawą, ale co dalej? A co jeśli nas jednak znajdą? Tym bardziej, że chcesz zostać w miejscu łatwym do odnalezienia. To, to chyba mało rozsądne jednak. Lepiej zalegać na kacu gdzieś ukrytym. No i przede wszystkim... - Tim dawno nie był tak rozgadany. Czy to wizja złocistego trunku, którego sporo czasu już nie miał w ustach czy też upragnione miasto rozwiązały mu usta? Trudno było rzec, ale mag był w całkiem niezłym humorze - ... przede wszytkim to co robimy dalej? Dostaliśmy chyba tyle misji, że by nam starczyło na parę miesięcy. Tylko chyba większość z tych prac byłaby teraz charytatywna, wie można je raczej porzucić. Szczęściem trochę kiesy jest - powiedział Tim brzęcząc monetami w kieszeni.
- Pamiętasz, dokąd chciał nas wysłać Tarman?
- To chyba Yhaunn się nazywało. W Sembii gdzieś. Chyba blisko morza skoro mieliśmy statkiem płynąc. Ale geografem to ja nie jestem. Obieżyświatem to i owszem, ale początkującym.
- Masz wielką ochotę tłuc się czterysta mil do Yhaumn? - spytał Xander. - Jeść byle co i odmrażać sobie tyłek? Dlatego też pytałem - mówił dalej, by Tim nie posądził go o chęć zrezygnowania z misji odszukania Althariasa - czy nas stać na większy wydatek. Co byś powiedział, żebyśmy tutaj znaleźli maga, który by nas przeniósł prosto do Yhaumn?
- Hmm... dobrze kombinujesz. Czajnik widzę pracuje - ucieszył się mag stukając się w głowę - W Arabel się na pewno jakiś magus znajdzie. Tylko czy nas na niego stać. Chętnie sam bym ci portal wyczarował, ale biorąc pod uwagę mój brak praktyki to JA bym osobiście wolał w niego nie wchodzić
- Pomysł na czarną godzinę... Stawiasz portal tuż za drzwiami, a potem będziemy tam wpychać tych, co nam źle życzą - uśmiechnął się Xander. - Gdzie trafią, to już ich zmartwienie. A co do kosztów... Trochę ciekawych gadżetów po potyczce w jaskini zostało, to się w razie czego sprzeda. W końcu... Ile taki portal kosztuje? Majątek to nie powinien być.
- Popatrz! - Zmienił nagle temat. - Nasz zajazd... I wymarzony odpoczynek. A zatem mały posiłek, idziemy się odświeżyć, znajdujemy maga i kolację jemy w Yhaumn? Co ty na to?
- No to umowa stoi - odparł niziołek. Oczy mu rozbłysły na widok kuszącego szyldu i na myśl o ciepłej strawie i kuflu piwa w tłumnej i gwarnej gospodzie przy akompaniamencie jakiegoś grajka i pośród wybuchów śmiechu i zaczątków awantur, a może i klasycznej karczemnej burdy. Tak... to była wedle niziołka miła odmiana w stosunku do ostatniego tułania się po bezdrożach. Tim popatrzył w dół po sobie i zaciągnął się głęboko powietrzem - Ale najpierw to chyba balia z wodą....

‘U kowala’ było typową gospodą. Próżno było doszukiwać się czegoś szczególnego - ot kolejna gospoda, w której zatrzymuje się statystyczny przejezdny, żeby się napić, przespać i pogadać z miejscowymi. Wejście Tima i Xandera nie przyciągnęło uwagi nawet psa śpiącego przy kominku. Miejsca wyglądało na idealne.

- To co? Najpierw pokój? - zagaił Tim gdy już ogarnął izbę spojrzeniem.

Xander pokręcił głową.
- Najpierw spróbujemy - powiedział - co ma do zaoferowania tutejsza kuchnia. Jeśli się nie sprawdzi, to pewnie reszta też będzie do niczego. Zimna woda w balii, brudna pościel... Zacznijmy od małej przekąski i odrobiny wina. Potem kąpiel, jeśli to pierwsze przypadnie nam do gustu - zaproponował.
- Prowadź ‘miszczu’ - nieco ironicznie wyraził zgodę Tim.
Na odgłos rozmowy z kuchni wychynął potężnie zbudowany mężczyzna, posturą faktycznie bardziej pasujący do kowala, niż oberżysty.
- Co ma być? - spytał.
- Coś dobrego na pobudzenie apetytu, i dzban grzanego wina, bośmy zmarzli nieco - powiedział Xander. - A potem kąpiel.

Z przyjemnym ciężarem w żołądkach, wykąpani, wybrali się do miasta, by przed wizytą u maga uzupełnić nieco swą garderobę. Każdy inaczej patrzy na elegancko ubranych panów, a inaczej na dwóch obdartusów. Xander sprawił sobie nową koszulę i płaszcz. Tim za namową kompana oderwał się od straganu z książkami by również zakupić jakieś czyste ubranie. Choć nie były to wyszukane atłasy to przynajmniej czyste, schludne i pachnące. No i wszystko byłoby super, gdyby nie to, że na to wszystko niziołek zarzucił sfatygowaną i uwaloną od wędrówki podróżną kamizelkę z tyloma kieszonkami, że próżno byłoby je liczyć. Po tym Tim znów wyglądał jak przystrojona choinka, ale przynajmniej choinka dobrze pachnąca.

- Maga chyba najłatwiej nam będzie znaleźć pośród Wojennych Magów w garnizonie nie sądzisz? Tylko czy oni świadczą jakiekolwiek usługi...
- Zawsze sądziłem, że wojenni magowie nie zajmują się takimi drobiazgami - odparł Xander. - Ale nawet jeśli nie pomagą nam w sensie dosłownym, to mogą nam wskazać jakiegoś porządnego maga w mieście. Żebyśmy na jakiegoś oszusta nie trafili.
- Gdzie znajdziemy garnizon? - spytał przechodzącego wojaka. - Z magami trzeba nam porozmawiać. Jeden nam wystarczy, prawdę mówiąc.
Żołnierz obrzucił ich spojrzeniem od stóp, do głów, potem stwierdził:
- Do garnizonu to trzeba prosto, prosto i jeszcze raz prosto, a potem po lewej, na samym końcu szerokiej ulicy zobaczycie garnizon. Trudno przegapić. Ale jeśli niekoniecznie potrzebny wam wojenny mag, to dwie przecznice dalej skręćcie w prawo. Dom Quintusa znajdziecie bez trudu. Ale - znacząco spojrzał na kamizelkę Tima - on nie należy do tanich.

Drzwi z czarnego dębu od licznych innych, położonych przy tej ulicy, odróżniały się nie tylko kolorem i rodzajem materiału, ale przede wszystkim tym, że pozbawione były klamki, zaś zrobiona z brązu kołatka przedstawiała mantikorę, według wiedzy Xandera - nader udanie odtworzoną w metalu.
Na stukanie nikt dość długo nie reagował. W końcu jednak drzwi uchyliły się i stanął w nich niewysoki człowieczek, przyodziany w coś na kształt liberii. Uważne spojrzenie omiotło sylwetki obu gości, na dłużej zatrzymując się na podniszczonej kamizelce Tima.
- W sprawie?
- My do maga Quintusa - odparł Xander.
- Pan Quintus nie przyjmuje niezapowiedzianych gości - odparł portier, stróż, czy kim tam był ów człek.
- No to nas zapowiedz i będzie po sprawie - powiedział Xander. - Jesteśmy przejazdem, zaś mistrza Quintusa polecono nam jako kogoś godnego zaufania. - Podkolorował nieco rozmowę z żołnierzem.
- Zobaczę, co się da zrobić - powiedział po chwili namysłu odźwierny. Jego oczy spoczęły na moment na sakiewce, która jakimś dziwnym trafem pojawiła się nagle u pasa Tima.
Drzwi zamknęły się.
- Może trzeba było zacząć od, hmmm, prezentu, dla tego fagasa? - zapytał Xander, studiując wyraz pyska mantikory. Nie był zbyt obyty z wielkim światem i nie bardzo się orientował, kiedy warto lub należy dać komuś w łapę, a kiedy nie.
- Ja to myślę, że to by nic nie zmieniło. Poza tym... zawsze mi powtarzano, że łapówki to paskudna sprawa, która toczy ten świat zgnilizną. Za każdym razem ojciec tak powtarzał jak wracał z ratusza. Może zaczekajmy spokojnie i zobaczysz, że wszystko się cacy ułoży. - stwierdził Tim.
Drzwi się nie otwierały jeszcze przez chwilę, a potem ponownie stanął w nich ten sam człowieczek.
- Pan Quintus zaprasza, ale przeprasza równocześnie, bo nie będzie mówgł panom poświecić zbyt wiele czasu - oznajmił. Poczekał, aż obaj poszukiwacze przygód weszli do środka i zamknął drzwi na zwykłą zasuwkę. Stojący z boku korytarza posąg poruszył zielonymi oczami, a jego spojrzenie spoczęło na obu wchodzących. Poza tym jednak nawet nie drgnął.
- Pewnie by nas wyrzucił na zbity pysk, gdybyśmy weszli bez zaproszenia - powiedział niezbyt głośno, ale i nie szeptem, Xander. - Faktycznie zamek jest niezbyt potrzebny.
- Łaaaaaał! Fascynujące! - pisnął Tim gdy Xander wskazał mu posąg. Niziołek wyciągnął rękę w stronę posągu, który w tym momencie cofnął się gwałtownie zanim Tim zdążył go dotknąć. Niezrażony porażką czarodziej spróbował jeszcze raz. Posąg wykonał wtedy błyskawiczny rok i trzepnął Tima w wyciągniętą dłoń niczym nauczyciel karcący uczniaka. Niziołek odskoczył jak oparzony, w jego oczach widać było jednak jeszcze większą pasję. - Fascynujące... - rozmarzył się.
- Proszę nic nie dotykać! - uprzedził mężczyzna, który wpuścił ich do wnętrza. Kompani posłuchali i poszli za nim, choć Tim jeszcze długo oglądał się za siebie nie mogąc przeżałować zmarnowanej okazji.

Krótki, oświetlany magicznymi lampami korytarz, doprowadził ich do załomu, za którymi znajdowały się schody wiodące na piętro. Drzwi do znajdującego się na pierwszym piętrze gabinetu maga były uchylone. Ich ‘przewodnik’ gestem polecił im wejść do środka. Wewnątrz zastali wysokiego, szczupłego mężczyznę, którego czarne włosy przeplatane były pierwszymi oznakami siwizny. Ubrany był w elegancką tunikę, a na nosie miał półokrągłe okulary.

- W czym mogę wam pomóc? - zapytał odkładając czytaną książkę na bok i wstając z fotela - Zwą mnie Quintus.
- A no tak się składa, że potrzebujemy na cito maga. Sam magiem jestem, ale dopiero początkującym i woleliśmy zwrócić się do kogoś bardziej z czarowaniem obcykanego. Co prawda niezły jestem w te klocki, ale wiadomo - z magią to żartów nie ma i jak się czego nie do końca potrafi to lepiej się za to nie zabierać tylko iść do profesjonalisty. No a tak to się złożyło, że nigdy przenigdy nie teleportowałem niczego ani nikogo. A my własnie potrzebujemy się przeteleportować. Albo jaki portal stworzyć. W każdym razie na cito musimy być w... hmm właśnie Xanderze, gdzie to?
- Witam, mistrzu Quintusie - Xander skłonił się uprzejmie. - Już parę dni temu powinniśmy byli się znaleźć w Yhaunn. Niestety pewne przeszkody spiętrzyły się na naszej drodze. I stąd nasza wizyta.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.
Cosm0 jest offline  
Stary 23-05-2012, 14:32   #222
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mag popatrzył na nich zdziwionym wzrokiem.
- Mam wam życzyć bezpiecznej podróży? Czy szybkiej? - spytał
- Szybkiej, mistrzu - odparł uprzejmie kapłan. - I bezpiecznej. Chociaż nie o same życzenia nam chodzi, tylko o to, żebyś stworzył...
- Nie tworzę magicznych przedmiotów na zamówienie
- wszedł w słowo Xanderowi czarodziej, mimo iż nie wiedział o co ten chce poprosić.
Xander nawet się nie skrzywił, chociaż zaczął podejrzewać maga o głuchotę albo złośliwość.
- Chodzi o stworzenie portalu, mistrzu - wyjaśnił uprzejmie. - Stąd, czyli z Arabel, do Yhaumn.
Czarodziej popatrzył na niego dziwnym wzrokiem.
- Ale wiesz, wiewiórki nie są smaczne jeśli ich nie obierzesz przed podgotowaniem - powiedział szeptem ale na tyle głośnym, że i Tim i Xander mógł to usłyszeć.
- Portal powiadasz. - Podrapał się po głowie.
- Dobrze, ale przysługa za przysługę - dodał po chwili.
- A nie wystarczy portal za garść złota i klejnotów? - spytał Xander. Przysługi bywały kłopotliwe i zwykle zajmowały dużo czasu. - Chyba, ze to ma być tam, w Yhaumn.
- Czy sądzisz, że potrzebuję złota czy klejnotów?
- spytał mag, wskazując ręką na znajdujące się za jego plecami meble i dywany, bogato zdobione świeczniki i obrazy. - A przysługi potrzebuję tutaj, na miejscu.
- Kiedy?
- spytał Xander. - I jakiej? Nie zabijamy ludzi na zamówienie.
- Kto mówi o zabijaniu? Poza tym, na zabójcę to ty mi synku nie wyglądasz
. - Z uśmiechem dziadka mówiącego wnukowi, iż ten jest za młody na zabicie smoka popatrzył na Xandera.
- W mieście panoszy się doppelganger. Podszywa się pode mnie, niszcząc mi reputację i kradnąc mi pieniądze. Masz go złapać - powiedział mag.
- Potrawka z bobra powiadasz? To może być ciekawe... - wyszeptał ponownie w lewym kierunku.
- Podszywa się, mistrzu? - spytał Xander. - To jak niby mamy go rozpoznać? Skąd mamy wiedzieć, że rozmawiamy z tobą, a nie z nim? W tej chwili na przykład.
- Czy gdybym był oszustem, to byłbym na tyle głupi żeby wydać na siebie samego wyrok? Poza tym w moim domu nikt po za mną nie może używać magii
- dodał z pięknym uśmiechem.
- Hmmm... - - chrumknął Tim zdziwiony jakby dostał obuchem po głowie. Zakasał rękawy i wypaplał szybko jakieś małe niewinne zaklęcie, żeby wyczarować świetlną kulę.
Po kilku słowach wypowiedzianych przez Tima nie stało się kompletnie nic. Nie powstało nic, nawet mały świetlik. Jak się okazało, słowa czarodzieja niosły prawdę.
- Łaaaaaał. Fascynujące. Zaiście fascynujące - uradował się Tim z nowego odkrycia - Co to jest? Jak to tak? A Ty możesz? Yyyem znaczy Pan może?! - dopytywał czarodziej - Czytałem kiedyś o antymagii. Albo strefach martwej magii. Albo o strefach dzikiej magii. Nooo jest tego trochę ale to chyba nic z tych rzeczy skoro to tylko na wybranych działa. Hmmm hmm. Fascynujące naprawdę... - podniecał się niziołek
Mężczyzna patrzył z rosnącą fascynacją na trajkoczącego niziołka.
- Powiedz mi, nie sprzedałbyś mi go? - zwrócił się do Xandera.
- Heeęę?! - kwiknął zaskoczony Tim - No raczej nie, raczej nie. Chyba, że nagle się Arabel zmieniło w Thay albo Shaar albo jakieś inne paskudztwo. Ale nawet wtedy tanio skóry nie sprzedaję ot co! No chyba, że masz spory zbiór magicznych ksiąg i dupereli. To wtedy mogę rozważyć samosprzedanie się. To jak to jest z tym czarowaniem hmm? Jeśli to nie tajemnica.
Mag wyraźnie się obruszył na słowa małego maga.
- Nie to nie, twoja strata. I nie dowiesz się co takiego zrobiłem że nie rzucisz tu czaru! - na koniec pokazał Timowi język, niczym kilkuletnia obrażona dziewczynka.
Zbiło to niziołka nieco z tropu. Mistrz Quintus był dziwną osobistością. Można chyba było nawet powiedzieć ‘osobliwością’. Niemniej jednak swoją renomę sobie wyrobił.
- A odpowiadając na wcześniejsze podejrzenia to nie na siebie samego, tylko na prawdziwego mistrza Quintusa - odparł niewzruszony Xander. - Jak zatem mielibyśmy go odróżnić od oryginału?
- To już zostawiam wam, drodzy poszukiwacze przygód. Bo za takich można was brać, prawda?
- spytał przyglądając się uważnie Timowi.
- Masz śmieszny brzuszek - dodał głosem kilkuletniej dziewczynki.
- Że ja? Jaki znowu brzuszek? - obudzył się Tim sądząc, że to było do niego - Primo - nie mam brzuszka. I primo - nawet jeśli to jest to mięsień swego rodzaju. A tak przy okazji - może dałoby się dostać jakieś zwoje które mogłyby nam pomóc na doppelgangera? Hmm na ten przykład może zwój prawdziwego widzenia? No to by było cacuszko. Ale zaraz zaraz. Jaki problem jest z tym doppelgangerem, że tak przedni mag sam sobie z nim nie może poradzić a sądzi, że tacy dwoje jak my sobie poradzimy?
- Jaki jest problem, jaki jest problem... - przedrzeźniał wyraźnie zły niziołka.
- Taki, że nie ruszam się z wieży! Po za tym co cię to obchodzi?! Mam dla was zadanie, w zamian za wykonanie którego dostaniecie to czego chcecie. Jaśnie wielmożny pan ma jeszcze jakieś pytania? - dodał ociekające ironią pytanie, na które nie oczekiwał odpowiedzi.
- No tak. W zasadzie jedno. - mały mag wyraźnie nie był zrażony sarkastycznym tonem Quintusa - No o ten zwój chodzi - Prawdziwe Widzenie. Czy jakoś tak. Albo może jakieś cacuszko, które rzecz jasna zostanie zwrócone, a które ma taką wspaniałą właściwość?.
Mężczyzna popatrzył na Tima dziwnym wzrokiem. Po chwili nachylił się do niego błyskawicznie i ze śmiechem zaczął łaskotać go po brzuchu.
- Ach, Ty i ten Twój brzuszek, jaki on śmieszny! - mag zdawał się być na prawdę nie lada dziwny.
Tim stał jak wryty totalnie zbity z tropu. Mina niziołka mówiła zresztą sama za siebie gdy spoglądał z konsternacją to na maga, to na swój brzuch no znowu na Xandera, który był równie osłupiały co Tim. Chociaż on przynajmniej nie był molestowany przez podstarzałego maga-dziwaka, który chciał go kupić.
- Przedmiot powiadasz, cacuszko - powrócił do tematu kiedy skończył zabawiać się z brzuchem Tima.
- Coś się znajdzie - dodał i ruszył w głąb swojej “posiadłości”. Kilka przekleństw, huków i stłuczonych elementów później powrócił, dzierżąc w dłoni zwój.
- Proszę - podał niziołkowi.
- Wspaniale. Chociaż od przybytku głowa nie boli i gdyby było więcej to chętnie kupimy.
- Co za bezczelny grubasek. Ale jaki słodki! Hihi - śmiejąc się pod nosem ruszył ponownie do wnętrza wieży. Po chwili przyniósł kilka tub ze zwojami.
- Coś w nich znajdziesz na pewno. A teraz sio, grubasku! - zaczął wyganiać mężczyzn na zewnątrz.
- I nie wracajcie mi bez tego szachraja!
Tim przyjął tuby od Quintusa cały czas mając przedziwny wyraz twarzy, który nie zmienił się już aż do wyjścia z wieży i niziołek nie był w stanie wycedzić ani słowa póki nie stanęli na powrót poza posiadłością maga, a drzwi za nimi zamknęły się. Musiał to być niezły widok - Tim obładowany tubami z szerokim uśmiechem wykwitającym na jego twarzy gdy na nie patrzył i spojrzeniem bezmyślnego orczego niemowlaka.
- Przedziwne spotkanie - zdołał tylko wydusić, co jak na jego standardy było wyjątkowo zdawkowym stwierdzeniem.
- Co tam masz ciekawego, Timie? - spytał Xander.
Tim, radosny niczym dziecko, co zamiast cukierka dostało ich całą garść, zaczął sprawdzać zwoje.
- Tu mam prawdziwe widzenie. To jest to samo. Jakieś leczenie - wyliczał dalej Tim, wręczając zwój Xanderowi. - Wykrycie zła, identyfikacja. I dwie kolejne. O, polimorfia - uśmiechnął się jeszcze radośniej. - Tego się nie spodziewałem.
- On zapewne zgarnął kilka, jakie miał pod ręką, nie patrząc nawet, co komu daje - powiedział Xander. - Od czego zaczynamy?
- Najpierw trzeba by pochodzić i popytać
- odparł Tim. - Skoro Quintus nie wychodzi ze swojej wieży, to ten drugi Quintus musi być doppelgangerem. A jak już go znajdziemy, to rzucę prawdziwe widzenie. - Tim postukał w tubę ze zwojem. - Będziemy mieli pewność. A potem złapiemy. Ale to już twoja rola. - Mały Mag uśmiechnął się rozbrajająco.
- W takim razie przyda nam się jakiś worek i coś z magii, żeby go unieruchomić - powiedział Xander. - Ale w tej materii zdaję się na ciebie i twoje pomysły. Pajęczyna, unieruchomienie, worek plątonogi... Z pewnością wiesz na ten temat więcej, niż ja.
Tim skinął głową. Ruszyli na małe zakupy. I na poszukiwanie fałszywego maga.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-05-2012, 10:29   #223
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Chwila, kapitanie - ponuro odezwał się Aglaron. Ponuro bowiem ostatnie dni dały mu się - i Ilemu - we znaki. Tyleż odcisnęły się na ciele co i na duszy kapłana.
- Ten cały Taen … skąd on się wziął? I niziołek, Tim? Dlaczego tego dupka uczyniliście porucznikiem? - potarł pięścią o pięść.
- To kto kogo czyni porucznikiem to nie wasza sprawa. - warknął w odpowiedzi kapitan. Widać było, iż nie lubi wtrącania się w nie swoje sprawy.
- A czy ciebie Aglaronie ktoś pytał skąd się wziąłeś? - dodał po chwili z wwiercającym wzrokiem.
- Zaczyna nią być jak przez takiego kretyna cała wioska traci życie - odpowiedział niespecjalnie wzruszony humorami kapitana kapłan. Spojrzał na Ilego i dodał - Jutro przybędziemy dowiedzieć się co z umarłych udało się wydobyć.
Jego towarzysz skinął jedynie głową na potwierdzenie tych słów i położył dłoń na ramieniu elfa.
- Idźmy, jużże... - szepnął, pomny na nastrój ich dowódcy.
Aglaron już bez słowa wyszedł z pokoju. Potrafił zachować panowanie nad sobą, ale trudy tych ostatnich dni nadszarpnęły rezerwy jego cierpliwości.

Słowa kapitana sprawiły, że na nieciekawej twarzy ludzkiego tropiciela ze ślimaczą ospałością wypełzł pełen złośliwości uśmiech. Choć drżał nawet okrywszy się płaszczem po nocy spędzonej na zmarzlinie dziczy, jasnym było dla Aglarona, jak zadowolony był z otrzymanych rozkazów. Gdy wyszli z gabinetu, intelekt myśliwego i wynikła z zacietrzewienia przebiegłość działały na pełnych obrotach, co wyrażało się w subtelności jaką było mówienie do towarzysza bez patrzenia na niego, rzecz normalna dla paranoika.
- Najpierw kominek... i sen, ale nie na długo. Zanim odpoczniemy zdobędę dokładniejsze mapy tego terenu, określimy, gdzie mogliby dotrzeć. Zabrałbym tylko jedną osobę, najlepiej taką, która zna tereny. Miejsca, może też zamieszkałe i ma na miejscu znajomości jakoweś, na wschód i północ.
- Muszę odpocząć, zapomnieć trochę - mruknął młody Ondoner nawet nie ukrywając że myśli o Brylantowych Pantofelkach. Westchnął jednak i dodał:
- Pomysł niezły. Mapy mam na myśli i znającego teren. Ale … - zatrzymał się na chwilę - kogoś ze sprawdzonych, któregoś weterana jeszcze sprzed powrotu ze Wschodu.
- Aha, Ili, możemy z kimś pogadać o tym pieprzonym Taenie. Pamiętasz Ryo? - rzucił lekkim tonem.
- Mówiszże o tej niewiaście, która nam towarzyszyła, czy która nam ostatecznie nie towarzyszyła...? - zniżył głos z zadowoleniem Ili, jak gdyby mile zaskoczony nowo odkrytą przebiegłością towarzysza - Nie mówże, że po myślach krąży ci dokładnie co i mnie...
- Możemy z nią pogadać - powtórzył młody kapłan. Zawahał się przez chwilę, spojrzał na Ilego.
- Jest coś w niej co nie daje mi spokoju. Jako tropiciel byłem szkolony do walki i tropienia magicznych potworów wszelkiej maści, gdy jestem w ich pobliżu … no, wyczuwam je - powiedział niechętnie. - Jestem pewien że wiesz co mam na myśli. Takie same wrażnie mam gdy Ryo jest w pobliżu.
- Tylko się domyślam. - wzruszył ramionami Ili - Myślałem raczej, o... wypytaniu jej na temat wszystkiego co wie o swoich dawnych towarzyszach. Ale jeżeli masz pomysł na to, zrobimy to po Twojemu.
- Nie no, masz rację, wypytać ją możemy a nawet musimy. Mówię Ci po prostu że w niej jest coś dziwnego.
- Innymi słowy, jest potworem, co i ja z twych ust żem usłyszał! - zarechotał Ili - Rozumiem, że ci wpadła w oko, aczkolwiek nie ma i co się peszyć. Wypytamy ją zatem, ostrożnie. Jeżeli była z grupy towarzyszy naszych zbiegów... Po prostu ostrożnie.
Aglaron zastanowił się przez chwilę. Dziewka była ładna, co automatycznie sprawiało że trudniej było uwierzyć w jakąś jej winę czy “potworność”. Ale jeśli jego podejrzenia były prawdziwe...
- Chodźmy, chyba nie ma co zwlekać...


- Obyś miał rzyć ze stali, bo wiedza ważniejsza dla nas niźli pośpiech. - rzucił do Aglarona banita, wyszedłszy z innego pomieszczenia budynku. Magazyn, w którym się znajdowali, został najęty przez Bezimiennych do przechowywania zaopatrzenia, składników alchemicznych, żywności i niektórych najcenniejszych przedmiotów w dyspozycji Claude’a, w pilnowanych przez wartowników pomieszczeniach. Wszystko, co nie powinno pozostawać w Taborze ani namiotach za miastem. Pomieszczenie było duszne, ciemne zapylone, ale dlatego właśnie spełniało należycie swą funkcję.

- Przygaworzyłem z kilkoma kamratami obeznanymi w te okolice... udział w spełnie i pogłownym to dobra zachęta, jak też swoboda podróży. Nie wiem tylko, ile kapitan nam dał na to, ale nie będę płakał, jeżeli po złapaniu gościa okaże się, że nasz chwalebny regiment sobie wybył z Cormyru. Dobrałżeś sobie już jakieś paskudztwa? - skinął głową w stronę półek z miksturami.
- Ale tym razem bierzemy w drogę któregoś z weteranów, nie jakiegoś zdradzieckiego przydupasa drowów, jak ten zasrany kapłan, czy ten jego pokurcz, nizioł - mruknął młody Ondoner, trzęsąc się z wściekłości. Wiele go kosztowało by nie rzucić się na “Taena” już w jaskini niezależnie od ryzyka, ale ważniejsze wtedy było by dowieźć ciała do Suzail by je magicznie wybadać.
- Za wysoko go cenisz. Wioska ci dowodem, że mordercy żyją, a bezbronni giną... pierwej. - na widok elfa, banita z trudem stłumił złośliwy uśmiech - W każdym razie sługa drowów raczej by ich ostrzegł i nie pozwolił nam uciec. Dorian i reszta... to inna, nie wyjaśniona historia. Powiedz lepiej, to ostrze coś warte, co żeś kazał je obaczyć?
Elf wahał się przez chwilę, ale nie z powodu o jaki Ili go podejrzewał. Zamiast tego...
- Dopóki nie będą w kajdanach, z połamanymi palcami i wybitymi zębami, tak właśnie będę ich traktował - jako parszywych szpiegusów drowów - mruknął i mimo wszystko zabrał się za edukowanie towarzysza - Może służy jakiemuś innemu Domowi - Domowi, bowiem tak nazywają się klany moich mrocznych pobratymców.
- Ho, ho! Nieco historii! - wyszczerzył zęby Ili - Więc podzieleni są na klany. Czekaj, z opowieści zapamiętałem, że żądzą dziewoje. I twoim zdaniem ten Taen, czy jakkolwiek mu naprawdę na imię, jest ich sługą... na co wskazuje...?
- Zgadza się, kobiety nimi rządzą - przytaknął elf. - A co by wskazywało na to że z drowami się nasz rzekomy kapłan kuma? Ot, chociażby ten jego znajomek, który w niewiadomy sposób odszukał nas właśnie wtedy gdy odnaleźliśmy kryjówkę drowów i służących im ludzi. Poza tym nikt tak naprawdę nie wie jak tamta dwójka znalazła się w Bezimiennych i od razu wkradła w łaski dowódców. Więc dopóki nie przesłuchamy - porządnie - najlepiej ich wszystkich trzech, mam zamiar traktować ich tak jakby byli niewolnikami poddanymi władzy Ilythiiri.
- Mogliśmy zapytać kapitana... uprzejmą formułą. - westchnął Ili - Tak czy owak mam nadzieję, że to twa nienawiść. Nie chciałbym się mieszać w konflikt między drowami, jeśli nie trzeba. Jeżeli chodzi o naukę na dziś do ciebie, dobrześ mi mówił, że oni pod ziemią bytują, tak? Czemuście w jaskini walczyli? Ścigać by nas musieli, a tak mógłby i śnieżnej ślepoty z miejsca się nabawić.
- Wszystko się okaże - mruknął Ondoner - Wystarczy że ich znajdziemy. A co do tego co w jaskini zaszło - czasu nie stało. Przeklęty Ilythiiri dogoniłby nas bez problemu przy każdej pogodzie, jestem pewien. Udało nam się przewagę zdobyć na tyle długo by położyć go trupem, a z resztą poradziliśmy sobie już łatwiej. Pytałeś o przedmioty które znaleźliśmy… - Aglaron pokrótce opisał działanie magii zaklętej w zdobyczach, przytoczył również pomysły które przyszły mu do głowy w związku z otrzymanymi funduszami. I wtedy to doszło do pierwszej … różnicy zdań.

- No dobrze! - Ondoner uniósł ręce w geście rezygnacji - Wiem że nie przepadasz za magią, pozwól więc że ja zadbam o zaopatrzenie nas w potrzebne przedmioty. Po prostu wybierzemy się razem w miasto. Zastanówmy się teraz lepiej kogo zabrać ze sobą w drogę - powiedział obrzucając Ilego spojrzeniem i rozważając o jakich kamratach towarzysz wspominał. - Ryo przydałoby się skaptować... - mruknął nim zdołał ugryźć się w język. Dziewczyna fascynowała go w jakiś sposób, choć i jednocześnie dreszcze go przechodziły w jej obecności - jakby była obleczonym w piękne ciało potworem gotowym gryźć i szarpać … i którego należałoby z miejsca ukatrupić.
- Nie, to zły pomysł - dodał po chwili - Nie dość że demony jedne wiedzą co w niej siedzi, to jeszcze tłuc się z nią w pogoni za jej znajomkami … nie, to nie byłby dobry pomysł - przekonywał sam siebie.
- Przewodnik to jedyny, kogo będziemy potrzebować. Zanim wyruszymy, jak będziesz kołować swoje oręże, fetysze i paciorki przygadam i dowiem się, kto dokładnie z nami jedzie. Gruntem jednak dociec, jak to zrobić. Oni jeszcze teraz dotrzeć, zaryzykuję wręcz, dojść nigdzie nie mogli. Objechałbym te oberże, co są, konno i wypytując jak najszybciej. Dotarcie do nich kręgiem wiele nie zajmie. Na moment wrócim do Suzail zmienić konie i ruszymy w sam pościg. Jeden oberżysta powie nam choć trochę, już inszo więcej wiedzieć będziem. - dość szybko wyłożył swoje stanowisko człowiek - Co do tej Ryo, widzi mi się, żeś ino cnotliwy, bogobojny kapłanie miał po dyspucie chętkę coby ją lepiej poznać. - wyszczerzył się ponownie Ili - Widziałżem, jakeś na nią patrzał przez stół. Wiesz, że w czeluściach jest specjalne miejsce za korzystanie z powabności pokrzywdzonych... choćby brakiem pamięci.
- Dojść? - zdziwił się Aglaron - Przecież wierzchowce mieli, jeden z nich to PODOBNO kapłan, drugi zaś mag, trzeci - demony jedne wiedzą. Przygotować nam się mus że od razu trzeba będzie ruszyć tropem … kto wie czy i nie pod ziemią... - mruknął. - Ryo - uśmiechnął się - urodziwa bestyjka, niestety ta “bestyjka” mogłaby okazać się problemem. Nieważne. Jakiegoś jucznego i zapasowego wierzchowca też by nam trzeba było zabrać. W porządku, mogę jechać sam. A wiesz że jeśli masz rację co do tych trzech … - splunął - to tracimy czas ruszając za nimi w pościg, miast zajmując się drowami? - odpowiedzią Iliego było jedynie wzruszenie ramion.
- Azaliż elf wziął się znikąd. Pieszo był, raczej zagwozdka, skąd przyszedł, aleś śledził go po śladach. - banita upuścił przed siebie worek i rozpakował by przejrzeć zakupioną na podróż żywność i najdroższą i najtrudniejszą do zdobycia rzecz... niewielki komplet dobrze wyprofilowanych wytrychów - Nie znają drogi. Nie mieli mapy. Nie umieją szukać schronień ani się ogrzać. Nie mieli żywności. Konie do teraz są już może zjedzone, jeśli zlodowaciałe. Jeśli zeszli do podziemi, to nas nie interesuje... i tak ich nie znajdziemy. - westchnął, zastanawiając się w oczywisty sposób, jaki wpływ na jego szanse przetrwania będzie miała nienawiść Aglarona do drowów - Posłuchaj. Powinniśmy się rozdzielić. Jeśli będziem mieli szczęście, a pora roku może sprzyjać, i nie będzie padać jeszcze trochę, dojdziesz do wioski, a potem złapiesz ich ślad i będziem mieli kierunek, z mapą dowiemy się, gdzie zmierzają. Gdybyś ruszył do wioski a potem ich tropem, byłoby najzacniej. Ja i przewodnik, ktokolwiek się skusi na żłoto ostatecznie, objedziemy te sześć oberży jak najszybciej i ruszymy za tobą... nie patrz tak, nie będę wieszał ani palców łamał, uprzejmie popytam, złotem zarzucę. Jeśli będzie padać, możesz na nas równie dobrze poczekać w wiosce, choć drowy dotąd już pewnie wiedzą co i jak, więc dobrze gdybyś nie zachodził do jaskini. Planuję jeszcze wypytać kapitana... uprzejmie... kto wcielił poszukiwanych przez nas jegomości. Co sądzisz?
- Śledziłem go tyle ile się dało, mając na karku truchło tego ciemnego sukinsyna którego tu przywieźliśmy - Aglaron wskazał kciukiem salę w której zrzucili obu umarlaków, na wypadek gdyby Ili jakimś cudem zapomniał z czym i po co przyjechali do Suzail. - Słuchasz mnie? Powiedziałem że jeden z nich to chyba kapłan, a drugi jest magiem - więc to że map nie mają czy żywności o niczym nie świadczy. Ale to bez znaczenia - poszukiwania i tak musimy rozpocząć, więc twój plan dobry jak każdy inny.
Aglaron przerwał po tych słowach, zastanowił się.
- Dość na teraz. Idziesz ze mną do Pantofelków? Potem zahaczę o kilka sklepów by coś niecoś kupić, więc byłoby dobrze gdybyś ze mną się wybrał. Zawsze to bezpieczniej jeśli o naszą gotowiznę chodzi.
- Konsultowałem się z... mapą. - odburknął człowiek, po raz ostatni broniąc swojego stanowiska co do przegranej pozycji zbiegów - Zwietrzyłem trop, elfie... Wieszli, że nie przepadam za Pantofelkami. Nic się nie stanie, jeśli o nie zahaczysz, a przegadasz mnie tłumacząc, na co ci twardy pieniądz, bo magiczne kwestie całkiem mi nieznane. Myślę, że ruszę od razu, a co do słuchania... Wiem, że jedne kapłan a drugi mag, ale co z tego? Strawy nie wyczarują, schronienia też nie. - wzruszył ramionami - Chyba, że o czymś nie wiem i świat pustszy sprawiedliwości niż za zbrodni.
- Dobra - na tyle długo się już znali że Aglaron nie czuł wewnętrznej potrzeby przekonywania Ilego do swoich racji. Jakoś się dogadywali i to wystarczało. - Zobaczymy się później. Trochę mi zejdzie - rzucił żartem, bowiem humor mu się poprawił, mimo tego że wyglądało na to że nie będzie uczestniczył w niweczeniu podstępu drowów. Kto wie, może jeszcze będzie okazja dobrania się jakiemuś Ilythiiri do skóry?
 
-2- jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172