Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-09-2014, 22:08   #151
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Leśny jar stał w cieniu rzucanym przez rozłorzyste dęby oraz liczne jesiony. W wykrotach powalonych drzew rosły w podszycie wysokie po pas paprocie. Przewodnik małego oddziału zatrzymał się wznosząc rękę do góry. Stanęli w ciszy i skupieniu. W oddali, na porośniętej mchem leśnej półce zbocza, spuszczone, długie liście zielonych paproci skrywały czarną dziurę pod korzeniami wiekowego dębu. Zwiadowca wskazał naturalną jamę. Mogła być miejscem ukrycia rzekomego złota zrabowanego poległym naczelnikom Beorna. Mogła być również domem leśnego drapieżnika, choć las zdawał sie być raczej opuszczonym przez zwierzynę. Przynajmniej w tej okolicy, sąsiadującej z obozem Valtera.

Mężczyzna przykucnął przenikliwym wzrokiem oglądając ściółkę. Strażnicy pilnujący Mikkela spokojnie, czujnie i cierpliwie obserwowali okolicę. W końcu przewodnik wstał i skierował kroki ku podejściu do dziury. Reszta powoli ruszyła w jego ślady. Oderic z Mikkelem w środku, pochód zamykała łucznicza para Ludzi ze Wschodu.

Wszyscy niespiesznie minęli schowane w leśnym runie wnyki Rathara. Wszędobylski, ukryty na górze u zejścia do jaru, leżał niezauważony przez nikogo obok włóczni oraz sterty kamieni. Obserwował jak zwiadowca posłał blondyna w zielonej opończy do bliższego zbadania otworu. Mężczyzna ochoczo odłączył się od grupy żwawo pokonując strome zbocze. Kiedy doszedł do dziury, która była na tyle duża, że człowiek był w stanie wcisnąć się w jamę, zapalił przygotowaną na dole prowizoryczną pochodnię i ostrożnie zajrzał do środka. Najwyraźniej ośmielony tym co zobaczył, a przynajmniej niczym nie odstraszony, zagłębił sie po pas zakrywając swym ciałem blask ognia z wnętrza ziemi. Nagle zaczął pospiesznie wycofywać się energicznie kopiąc nogami.

Wszyscy zbrojni z podniesioną uwagą przyglądali się zachowaniu blondyna. Tylna straż wzniosła gotowe do strzału napięte łuczywa. Jako, że połowa z przeciwników Wszędobylskiego stała do niego tyłem a reszta, choć bokiem, to uwagę skupiała na jamie, Rathar podjął decyzję ataku. Podejrzewał, że dogodniejszej okazji być może mieć nie będzie. Ostrożnie wstał z ziemi i z przysiadu, wciąż pod osłoną paproci, mocarnie cisnął włócznią w plecy dowódcy oddziału. Sześciostopowa Żmija cięła leśne powietrze. Rathar z dobytym toporem zbiegał już na dół.

Jeden łuczników nie dał się zaskoczyć. Opuszczając cięciwę barkiem pchnął kamrata obejmując go ramionami i obaj runęli w paprocie zbocza, w ostatniej chwili unikając ostrza przelatującej między ludźmi beorneńskiej Żmiji.

Mikkel był gotowy. Obnażony, długi miecz rycerza, sztychem aż do połowy ostrza zagłębił się z ukosa w bok łucznika. Wszedł pod żebra cudzoziemca i wyszedł pod łopatką na plecach. Krew natychmiast buchnęła z ust Człowieka ze Wschodu. Zwiotczał wypuszczając łuczywo. Wyszarpnięta stal spływa obficie juchą a nieżywy mężczyzna upadłszy w trawy, potoczył się na dno jaru.

W tym samym czasie, blondyn właśnie wyskoczył desperacko z jamy, nieświadomy zasadzki, którą egzekwował Wszędobylski z Mikkelem. Upadł na plecy i zsunął się w dół po trawie wierzgając przy tym nogami. Syn Thoralda zobaczył, że u gardła wojownika uczepiony był wilczek. Kudłata, szara kula zaskowyczała przejmująco, oderwała od człowieka i wpadła w paprocie. Drugi wilk, zbyt duży aby móc być nazwanym szczeniakiem i wciąż za mały, aby uchodzić za dorosłego, z obnażonymi kłami wyskoczył z otworu. Wylądował z pazurami na powalonym człeku, którego zakrwawiony sztylet przed chwilą zagłębił się w ciele rodzeństwa.

Rathar miał przed sobą Człowieka ze Wschodu z dobytym, zakrzywionym mieczem oraz dowódcę oddziału z obnazonym sztychem, długiego oręża.
Wybiegający naprzeciw Wszędobylskiemu wojownik nim zdążył się zasłonić przed spadającym na niego Zewem, oberwał w ramię i cofnął o krok klnąc z bólu.

Blondyn szamotał się paprociach krótką chwilę, aż w końcu poradziwszy sobie z wilczkiem, trzymając za krwawiąca szyję, wstał i dobył miecza. W porę, bo Dalijska stal nie czekając na niego, już spadała prowadzona ręką Mikkela. Jeździec z Rohanu trafiony w piersi przeżył tylko dzięki koszulce kolczej, którą nosił pod zielonym płaszczem. Ból jednak malowniczo wykwitł na jego zakrwawionej twarzy, umorusanej spod żuchwy gęstą czerwienią juchy z poszarpanej skóry podgardla.

- Ty Dalijski psie! – wycharczał i zaatakował.

Mikkel zrobił unik pewnym krokiem w bok. Minął się z tnącym powietrze mieczem. Uderzył odsłonięte ramię przeciwnika powalając wroga na kolana. Blondyn jednak ani myślał kapitulować. Wystrzelił miecz prostym pchnięciem dosięgając męża Kronikarki pod żebro, tuż nad miednicą Dalijczyka. Ostrze, na kilka palców zagłębiło się w miękkie ciało między łączeniami rycerskiej zbroi. Ból musiał dodać furii synowi Thoralda. Cios, który spadł na głowę jasnowłosego był druzgocący i niemal odrąbał ją od korpusu Południowca.

Mikkel nie miał czasu poświęcać uwagi odniesionej ranie. Oderic uciekał w las, zwinnie lawirując między drzewami nieświadomy licznych wnyków przykrytych ściółką przez górala. Dalijczyk zdążył zauważyć wilczy ogon i siwy zad ściągającego młodego Beorneńczyka basiora.

W tym czasie Rathar musiał bronić się przed atakiem rosłego trapera i scimitaru cudzoziemca.
Sparował uderzenie topora czując, że trzon oręża wroga rozorał mu przedramię ześlizgując sie po trzonie Zewu. Przed zapędami Człowieka ze Wschodu obronił się kucając ku ziemi. Zakrzywiony miecz przeleciał ponad głową Beorninga. Rathar chciał od dołu wyprowadzić cios przeciwko odsłonietemu wrogowi, gdy poczuł zagłębiające się w łopatce kły warczącej bestii co spadła na plecy olbrzyma. Upadł pod ciężarem rozpędzonego wilka i potoczył ze zwierzęciem w dół jaru.

Rathar zniknął z oczu Mikkela, gdy Dalijczyk obrócił głowę. Syn Thoralda najpierw widział rannego łucznika i szykującego się do ataku dowódcę zwiadu a dopiero potem kątem oka dostrzegł kotłowaninę w jarze, gdzie góral zmagał się z zapędami wściekłego wilka.

- Aaaaaaaaaaaa! - wrzasnął Easterling padając na ziemię zupełnie nieoczekiwanie, gdy jego but ugrzązł w stalowych szczękach ratharowego wnyku.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 03-10-2014, 11:15   #152
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Sapnął, czując jak nogi tracą oparcie i ciężar wilka obala go na strome zbocze jaru. Miękka ziemia amortyzowała upadek, wystające korzenie wszędzie wokół zapewniały kolekcję siniaków. Przez moment toczyli się razem, człowiek i zwierzę. Potem posiadanie chwytnych kończyn ujawniło pewną przewagę i odłączyli się od siebie na samym dole naturalnego, leśnego zagłębienia. Doskonałe miejsce na norę, ciche, potencjalnie bezpieczne. Życie nie oszczędzało nikogo. Czasem szczęście lub jego brak decydowały o wszystkim.
Rathar podniósł się jako pierwszy, nacierając od razu na wilka. Topór przeciął powietrze i zagłębił się w futrzastym ciele, które zdołało wydać z siebie jedynie cichy, żałosny skowyt. Na górze wciąż trwała walka i ku niej popędził Beorning, nie oglądając się na swoje dzieło.

Nie było wysoko, a wydawało się wiecznością. Wbiegając na górę zobaczył, że Mikkel poradził sobie z traperem. Olbrzym wypuścił powietrze, oddychając z ulgą po wydostaniu się z jaru. Ranny łucznik, krzywiąc się z bólu i cierpiąc przy tym, próbował uwolnić się z potrzasku. Póki co solidne wnyki z Esgaroth dawały radę mu się przeciwstawić.
- Nic ci nie jest, potrzebujesz pomocy? Widziałeś gdzie uciekł?
Rathar krzyknął do Mikkela, zamierzając gonić sześciopalcego jeśli jego pomoc w tym miejscu nie była już potrzebna.
- Nic - sapnął tylko w odpowiedzi Beorneńczykowi po czym pośpiesznie wskazał mieczem kierunek ucieczki Odericka - Wilk za nim ruszył... prędko...
Nie otarłszy nawet krwi z brzeszczota i ignorując zimne otępienie jakim tętniła rana, ruszył pędem za wielkoludem.

Pościg nie trwał długo. Po niecałych trzydziestu metrach okazało się, że zwierzę owszem, dogoniło Odericka, ale było już martwe, a chłopak wyciągał z niego swoje ostrze. Nadbiegając robili tyle hałasu, że musiał ich dostrzec. Stanął plecami do starego, szerokiego dębu, gotów do obrony.
- Nie podłoże głowy pod topór! - krzyknął hardo. - Nie zasłużyłem!
Wszędobylski dobiegł pierwszy, ale nie zbliżył się za bardzo, obchodząc chłopaka w dość bezpiecznej odległości, zamykając mu drogę ucieczki i trzymając go pomiędzy sobą a nadbiegającym z drugiej strony Mikkelem.
- Jak teraz nie rzucisz broni, właśnie się pod topór wystawisz - krzyknął do Odericka olbrzym. - Nie masz z nami szans, wszyscy ludzie fałszywego króla nie żyją. Nie zabiję cię, jeśli mnie do tego nie zmusisz.

Słowa jeszcze nie zdążyły przebrzmieć, kiedy nadeszło dziwne ostrzeżenie syna Thoralda. Towarzysz przemówił też do chłopaka, który zaczął opuszczać miecz. Czujny nagle Rathar instynktownie uniósł tarczę, czując jak wbija się w nią strzała. Zdradziecki pomiot krył się gdzieś w krzakach, Beorning poczuł jak nagle przepełnia go złość, niemal zwierzęca. Dał Mikkelowi znak, aby zajął się Oderickiem, a sam pognał za łucznikiem. Zobaczył poruszenie, gdy tamten rzucał się do ucieczki wgłąb lasu. Niedoczekanie. Ryknął niczym niedźwiedź z jego snów, przedzierając się przez krzaki i wymijając drzewa. Uciekinier wydawał się mieć szybsze nogi, ale Wszędobylski był zawziętym góralem. Zacisnął zęby, zmuszając się do wytężenia ruchów. Szybkość to nie wszystko, liczyła się także wytrzymałość. Nie zwalniając przełożył topór do drugiej dłoni, puszczając na moment tarczę, teraz wiszącą tylko na rzemieniu przełożonym przez przedramię. Prawą ręką wyszarpnął z pochwy sztylet i cisnął nim z całej siły, mając nadzieję spowolnić łucznika.
Ku nawet własnemu zaskoczeniu ostrze weszło w środek pleców i kilka kroków dalej na ziemię zwaliło się już martwe ciało uciekiniera.

Zdyszany Rathar zatrzymał się nad nim i wreszcie ukucnął, wyjmując swój sztylet i wycierając o ubranie trupa. Przeszukał go szybko i ruszył ku kompanowi, mając nadzieję, że ten poradził sobie z Oderickiem. Musieli szybko wrócić do jaru. Ukrywanie ciał nie miało sensu, ale Beorning chciał je przeszukać i odzyskać włócznie i wnyki. Potem należało wrócić po Ragnacara i czym prędzej oddalić się od tego, co nazywał się królem. Zabijając łucznika opóźnił pościg, był jednak pewien, że on nadejdzie.
 
Sekal jest offline  
Stary 06-10-2014, 23:03   #153
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rathar! Był. Jednak przygotował zasadzkę! Dalijczyk odetchnął. Jego dłoń zaś jakby wiedziona ulgą i pewnością jakie zagościły w sercu rycerza w bezbłędnej chwili dobyła miecza. Ereborskie ostrze szybko rozprawiło się z zaskoczonym easterlingiem po czym zwarło się z brzeszczotem Rohańczyka. Klingi spięły się, tylko na chwilę. Nadal widać oszołomiony zasadzką blondyn nie zdzierżył tego pojedynku i Mikkel miał chwilę by osądzić sytuację… A ta w ogniu walki docierała do niego powoli. Wilki??? Co za zrządzenie Cienia, że akurat teraz się tu pojawiły! Jeden obezwładnił chwilowo Rathara. Drugi zaś pogonił za nieświadomym tego Oderickiem. Więcej Mikkel nie dostrzegł, ale to się mogło łatwo zmienić, bo nawet nie zaznajomiony z lasami Dalijczyk wiedział, że bestie te w stadach żyją i łatwo dają się zwieść wpływowi cienia…
Bolesny wrzask easterlińskiego zwiadowcy przeważył o decyzji. Trzeba było zakończyć jak najszybciej walkę tu i dać czas Ratharowi na uporanie się z wilkiem… Przez ułamek sekundy mignął mu leżący na ziemi łuk drugiego z easterlingów… Mgnienie oka oceny sytuacji… Nie zdąży… Ruszył z mieczem ku traperowi. Tamten nie zamierzał mu odstąpić pola. Klinga miecza nie sięgnęła grubej baranicy, za to wyprowadzony w odwecie cios, któremu towarzyszyło warknięcie i jakby przekleństwo w ponuro brzmiącej mowie. I to już Dalijczyk poczuł. Zaostrzony klin dość boleśnie zahaczył o kolczugę, szczęśliwie jednak nie rozcinając jej pierścieni. Tu jednak Mikkel poczuł, że to nie jest pierwsza jego rana. Ze już wcześniej był ranny… Krew gęsto, a ciepło spływała po jego pasie i spodniach przyklejając nogawice do uda…
Poczuł jak niepokój zaczyna go wypełniać. Oderick gdzieś odbiegł, Rathar też nigdzie nie było. O Ragnacarze nie wiedział nic... Ale wtedy przypomniał sobie po co to robił. I dla kogo.
Ciął mocno. Z pasją i determinacją. Miecz przebił spóźnioną zasłonę trapera. Reszty dokonała ulepszona krasnoludzka klinga. Valteryjczyk na ziemię upadał już martwy…

Po chwili obaj z Ratharem, który wydostał się z jaru, pędzili za Oderickiem. Szybko go znaleźli. I nie tylko jego.

- Rathar! - krzyknął Mikkel ostro na przyjaciela zaraz po tym jak Beorneńczyk pogroził chłopakowi. Niby ganiąc go za wrogość jaką okazał chłopakowi. Jakoś tak jednak niezwyczajnie dla zachowania rycerza, ganiąc - Odstąp natychmiast!
Spojrzeniem pokazał Beorneńczykowi najbliższą mu zasłonę, a następnie znacząco zerknął na krzaki rosnące kilkanaście metrów za Oderickiem. Samemu zaś przesunął się na bok by stanąć w jednej linii z Oderickiem i tymi zaroślami - Oderick! - Dopiero teraz zaczynał w pełni odczuwać odniesione rany. Opuścił miecz i spojrzał w oczy młodzianowi - Nikt nie musi dawać głowy. Uwierz mi. Ale musisz wrócić! I nie przez wzgląd na swoją głowę. Przez wzgląd na Brunhildę.
Oderick opuścił miecz. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, strzała trapera właśnie uderzyła w tarczę górala. Chłopak przywarł plecami do drzewa.
Wciąż zdyszany po walce z wilkiem wyglądał jakby szykował się znowu do biegu ostrożnie przed startem wyglądając zza drzewa w kierunku pozycji trapera.
Przyparł plecami do zmurszałego pnia i skinął na zgodę Ratharowi, który mimo postury szybko znikł mu z oczu w mrokach wilczego lasu.
- Oderick? Oderick! - Nie widział go. Wychylenie się wystawiałoby go na strzał valteryjskiego myśliwego. Już wcześniej jednak widział, że chłopak też się schował. I że gotował się do biegu... - Posłuchaj mnie. Wiem, że nie masz żadnych powodów by mi ufać. Ale proszę cię byś chociaż mnie wysłuchał zanim podejmiesz decyzję. Zgoda?
Nie odpowiedział mu. Ale o ile słuch go nie mylił, chłopak nadal tam był.
- Wiem, że nie jesteś winien śmierci jeźdźców Beorna. I że śmierć Rathfica nie była morderstwem. Ale... ale zrozum, że to co teraz robisz to nic innego jak ucieczka. I nawet nie przed mieszkańcami z Kamiennego Brodu. Uciekasz przed sobą. A kobieta, którą zostawiasz za sobą, w żywy cień się teraz obraca. Przez to, że cię miłuje. Słyszysz Oderick?
Znów milczenie.
- Wróć z nami do Domu Beorna.
Mikkel ostrożnie wychylił się zza pnia…
- Zgoda. Oddam się w ręce Beorna, ale najpierw ruszamy do Kamiennego Brodu. Moja rodzina... wioska jest w niebezpieczeństwie. - powiedział z naciskiem.

Pełen bólu wrzask rozdarł las, a Mikkel nie miał wątpliwości do kogo należał. Beorning dopadł uciekającej ofiary. Po chwili dołączył do nich.
- Wracajmy szybko do jaru - powiedział Dalijczyk pamiętając o pozostawionym tam we wnykach Easterlingu. - I do Ragnacara. Jest w pobliżu.
Rathar kiwnął głową.
- Idźcie za mną. Poukrywałem tu wnyki.
W odpowiedzi rycerz tylko uśmiechnął się do siebie. Szczęście sprzyjało dziś jednak Północy.

- Mamy pecha. Uciekł - stwierdził ciężko Mikkel widząc puste wnyki.
- Tak - przyznał Rathar - Myślałem, że to jego dopadłem tam w lesie. Ale tamten… - tu Beorning podniósł spomiędzy czerwonych liści paproci, strzęp obutej w skórzany mokasyn stopy - Napewno miał obie nogi. To musiał być zwiadowca, który nie spuszczał go z oczu - wskazał na Odericka - Twój cień.
Oderick nic nie odpowiedział.
- Powinniśmy za nim iść? - spytał Mikkel zdając się na talenta Beorneńczyka - Musimy jeszcze zabrać nasze rzeczy stąd. A on bez nogi może może długo wracać do obozu. O ile tam dotrze…
Beorneńczyk patrzył przez chwilę w milczeniu na wyjście z jaru, a Mikkel ruszył po swoją broń, która pozostawała pod pieczą martwego Rohańczyka.
- Dasz sobie radę? - zapytał w końcu.
Nie musiał pytać. Widział, że Rathar nie chce zostawić tej zasadzki... nie zakończonej należycie.
- Dam. Tylko powiedz gdzie Ragnacar i gdzie mamy na Ciebie czekać.
- Chłopak czeka z Rochem na skraju lasu. Szukaj jedynej sosny w linii drzew. A czekajcie na mnie... może w ruinach?
- O ruinach wspomniałem Valterowi. W nich będzie najpierw szukał zaginionego zwiadu. Może lepiej w naszym pierwszym obozowisku?
- Zgoda.
Skinęli sobie głowami.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 07-10-2014 o 00:18.
Marrrt jest offline  
Stary 12-10-2014, 00:46   #154
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Rathar zniknał w gęstwinie bujnego poszycia. Szedł bez trudu wyraźnym tropem kropel krwi. Połamane gałązki znaczyły bezceremonialne przedzieranie się rannego człowieka przez gęste zarośla. Tu i ówdzie padał, co pokazywały Wszędobylskiemu podarte połacie mchu i stratowanych paproci gdzie łucznik turlał się straciwszy równowagę. Najpierw usłyszał a potem zobaczył. W oddali, miedzy drzewami, opierając sie na trzonie topora, kuśtykając biegł desperacko człowiek bez stopy. Szmaty na nodze przewiązane rzemieniem były czerwone od nasączonej krwi. Obejrzał się przez ramię i zobaczył Rathara. Przyspieszył, lecz po kilku krokach upadł zaczepiając się o wystający korzeń. Przez chwile biegł na czworakach, wyraźnie osłabiony. W końcu doczołgał się do powalonego drzewa i oparł plecami o pień ciężko dysząc.

Po kilku chwilach góral był juz przy nim. Łucznik przebył mniej niż połowę drogi do obozu, lecz teraz znajdowali sie w strefie patrolowanej przez zwiadowców. Wszędobylskie nie widział, żadnego znaku wskazującego na obecność nikogo innego, lecz wiedział, że to się może szybko zmienić.

- Litości. – mężczyzna odrzucił topór i wzniósł puste ręce jakby chciał zapłonić się nimi lub stworzyć niewidzialna barierę, której Beorning nie przekroczy.

- Nie zabij mnie. Proszę. Tam w obozie dwa dzieci mam. Będą sieroty... – błagał w łamanej wspólnej mowie westronu.








Mikkel z Oderickiem odnaleźli sosnę. Rosła samotnie górując nad bukami. Ragnacar dosiadając Rocha wyjechał nieznacznie z linii lasu, dobrych kilkadziesiąt jardów dalej. Oderick widząc chłopaka podejrzliwie lecz z zainteresowaniem spojrzał na mieszkańca Kamiennego Brodu.

- A mały Ragnar co tu robi?

- Jestem Ragnacar. – hardo opowiedział młodszy zeskakując z rumaka. – I nie jestem wcale mały. Zabiłem już jednego mordercę. – zacisnął pięść na łuczywie a drugą dłonią posłusznie podał Mikkelowi wodze uzdy Rocha.

Oderick spojrzał spode łba na krajana a potem wymijając wszystkich ruszył skrajem lasu. Zatrzymał się jednak. Odwrócił i wrócił do Mikkela.

- To gdzie jest wasz obóz?








- Myślałem, że jest was więcej... – westchnął Oderick po dłuższym milczeniu.

Rathar z Mikkelem szykowali się do drogi.

- Valter chce podbić te tereny. Ma w planie zacząć od Kamiennego Brodu. Ja miałem mu w tym pomóc jako przewodnik. Nie wie, gdzie dokładnie jest wioska. To bardzo zły i okrutny człowiek. – westchnął. – Musicie zawiadomić Beorna. Ja muszę wrócić do obozu aby wyprowadzić jego ludzi na północ. W tym czasie Beorn będzie mógł zgromadzić armię. Valter może przekroczyć Wielką Rzekę tylko w Starym Brodzie. Tam wojska ludzi Anduiny powstrzymają Krwawego Dalijczyka... – spojrzał hardo na Mikkela. – Lepiej nie traćcie czasu. Wyślą za wami pościg. O mnie się nie martwcie.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 16-10-2014, 11:25   #155
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wytrwałość łucznika była godna podziwu. Tak bardzo chcieć uciec i donieść o zasadzce. Rathar byłby pod wrażeniem, gdyby nie był taki zły. Mogli to przeżyć. Nie pragnął wszystkich zabijać, gdyby nie naszła taka potrzeba i złapanego we wnyki może byłby oszczędził, upewniając się tylko, że nie przekaże swoim wieści za szybko. Beorning wiedział bowiem doskonale, że nie unikną pościgu ani odnalezienia przez zwiadowców fałszywego króla śladów po walce, zasadzce i ucieczce. Nie miał jednak skrupułów odnośnie tych ludzi. Wielu z nich to byli mordercy, wielu innych mordercami dopiero by się stało.

Nie odczytał nuty kłamstwa w stwierdzeniu łucznika i tylko dlatego nie zabił go od razu. Ukucnął w bezpiecznej odległości i wskazał na odrąbaną stopę.
- Mała szansa, że przeżyłbyś - powiedział do niego cicho. - Gdyby jednak, stałbyś się ciężarem. I dla przywódcy, za którym podążasz jak i dla rodziny, jeśli faktycznie ją masz. Mogłeś tam zostać, miałbyś szansę. Nie mogę cię teraz zabrać z powrotem, a muszę chronić innych. To co wiesz jest zagrożeniem dla bardzo wielu niewinnych ludzi. Przykro mi.
Zanim łucznik zdążyłby krzyknąć, Rathar skoczył i przebił włócznią jego serce. Westchnął, na moment zamykając oczy. To nie był czyn honorowy i wielki. Jedynie konieczny.

Przeciągnął ciało do zagłębienia i zasypał ziemią, liśćmi i kamykami, starając się ukryć je szybko i na tyle dokładnie, aby przechodzący w pewnej odległości patrol nic nie dostrzegł. Bliższe oględziny i tak pozwolą im odkryć ślady i krew, więc Rathar nie tracił za wiele czasu. Chwilę później ruszył do obozowiska.

***

Wszędobylski nie spuszczał wzroku z Odericka, bacznie lustrując sylwetkę chłopaka podczas czyszczenia ekwipunku i ostrzenia swojej broni. Puszczenie go wolno mogli popełnić duży błąd, ale nie chciał decydować w tym zakresie.
- Nie możemy zwlekać. Musimy wyjść z lasu i spróbować zgubić tropy. Mamy tylko jednego wierzchowca, nie możemy więc liczyć, że ich prześcigniemy.
Olbrzym spojrzał na Bardinga i wrócił spojrzeniem do sześciopalcego.
- Mikkel, twoja decyzja co zrobimy z Oderickiem. Jeśli chcesz pójść na jego propozycję, dalsze plany omówimy po jego odejściu. Na torturach wszyscy mówią - oczy Rathara stały się zimne, podobnie jak ton, mający dokładnie zasugerować chłopakowi co może się wydarzyć, gdy wróci do obozowiska fałszywego króla.

Kiedy było to już wyjaśnione i żadne niepowołane uszy nie słuchały, Beorning zaproponował plan.
- Mikkel, powinieneś jechać na wierzchowcu, dopóki Ragnacar będzie miał siły. Odpoczywał, gdy my działaliśmy, powinien mieć zapas. Od tego miejsca skierujemy się w fałszywą stronę, spróbuję znaleźć strumień albo twardy teren. Oba mogą ukryć nasze ślady, gdy zboczymy we właściwym kierunku. Podążę na samym końcu i spróbuję sprawić, aby ślady nie rzucały się w oczy, a gdy trafimy na dobry teren spreparuję kilka fałszywych tropów w innym kierunku. W lesie możemy jeszcze kombinować i podążymy nim tak daleko, jak możemy, bo tu mamy podobną prędkość do nich. Jeśli chcemy im uciec, na równinę musimy wyjść w innym miejscu niż oni.
 
Sekal jest offline  
Stary 20-10-2014, 22:58   #156
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- On cię zabije Odericku - stwierdził po chwili milczenia Mikkel patrząc kolejno to na Rocha, to na północ, ale najczęściej jednak na Wilczy Las. Rad był wielce z powrotu Rathara. Także z tego, że doścignięcie zbiegłego Easterilnga nie przysporzyło mu trudności, a im nie sprowadziło srogich kłopotów na głowy. Co do jego losu, nie miał wątpliwości, że zginąć ów musiał. Nie jako on sam. A jako sługa swego pana. Pana, który okazał się czarniejszym niż Mikkel szczerze chciał go uważać. Tak. Wieść o planach Valtera jakby ujęła rycerzowi inicjatywy. Już wczoraj wieczorem wiedział, że potomek girionowego brata oddalił się wielce od postaci, którą stać się winien. I że z rąk kogoś takiego, Odericka należy bezwzględnie wydrzeć. Ale nie przyszło mu do głowy, że człek ten naprawdę może mieć w planach podbój wolnych osad doliny Anduiny - W jego armii służą leśni ludzi. Nie znają oni co prawda okolic Kamiennego Brodu tak dobrze jak ty, ale nie łudziłbym się, że się nie zorientują jeśli spróbujesz opóźnić ich marsz. Co więcej… Valter ci nie ufa. Twój cienisty stróż był tego dowodem. Uważam, że nie powierzy w Twoje ręce losu swoich szalonych marzeń. Prędzej Twoje przewodnictwo nad tą armią, będzie jedynie kontrolowanym testem lojalności. Dlatego ci mówię, miast szlachetnie, acz głupio pchać się drugi raz między wilki, pomóż nam Odericku. O zbójeckiej armii muszą bowiem wiedzieć również Leśni Ludzie. I mocniej Valterowi zaszkodzimy gdy więcej ludzi przeciw niemu połączymy.
Sięgnął po patyk i naszkicował na ziemi kilka punktów. Słyszał pełne dezaprobaty westchnienie Rathara.
- Valter pomyśli, że czym prędzej popędzimy do Kamiennego Brodu by ostrzec mieszkańców, lub Domu Beorna. I nie pomyli się. Nie wie jednak, że mamy Rocha, który po ostatnich dniach jest wypoczęty i silny. A to ogier ze stadniny Ennaldy. Nie łatwo będzie easterlińskim bachmatom go zgonić w dolinie. Poniesie… mnie i Ragnacara do Kamiennego Brodu. Nie mów nie, Rathar. Wiesz, że beze mnie masz znacznie większe szanse zgubić pościg i niezauważenie dotrzeć do krajanów Iwgara. A i tej marszruty valterowcy raczej nie sprawdzą w pierwszej kolejności. Ale, że oczywistym jest, że samotna wędrówka nawet dla takiego zwiadowcy jak Ty Rathar nie jest mądra, to musisz Oderick z nim iść. Rada Starszych musi dowiedzieć się o Valterze.

Wstał nad siedzącym na pniu Oderickiem, słabując nieco na ranionym przez Rohirima boku. Nie sprzeciwiał się gdy Ragnacar by pomóc rycerzowi, lub by być przygotowanym w razie gdyby ów miał uciec się groźby na Odericku, wstał również.
- Nie winię Cię, żeś w jarze, wiedząc od kogo idę, nie pomógł w walce. Ani nie zmuszę Cię do zmiany zdania. Nie po to, narażając przyjaciela, oraz dzielnego syna Hevy, szedłem wyciągać wolnego człowieka, z rąk szaleńca by go teraz do czegokolwiek siłą zmuszać. Ale nie będę ukrywał, że uważam Twój powrót do Valtera za głupotę. Nie dziwi mnie ona, co prawda. Wieść o Tobie głosi, że samotność zawsze przyświecała Twoim wyborom. To i tym razem wybierasz nieinaczej. Samotnie. Ujmująco, jakby pewnie ujęła to moja żona. I głupio. Bo umyka Ci, że masz dla kogo żyć i choć pewnie trudno Ci to zrozumieć, to czyimś życiem odpowiadasz za swoje własne. Czyimś za swoje.
Zrobił krótką pauzę.
- Przemyśl to raz jeszcze. Tam - wskazał dłonią Wilczy Las - jest Twoja samotność. Twoje odosobnienie. Twoja klątwa. I śmierć, które na końcu tych wyborów czekają. Tam zaś - wskazał północ - Tam Ona jest.
Masz chwilę na przemyślenie, bo Rathar ma rację, że czas nam w drogę. Nie. Nie chcę byś odpowiadał od razu. Za ranę, którą odniosłem wymagam spłaty długu. W postaci kilku chwil na przemyślenie tego com Ci rzekł. Potem ruszamy.

- Prędzej pchnie się nożem nim da spętać i wziąć na tortury - powiedział do Rathara gdy Ragnacar przygotowywał Rocha, a Oderick skwapliwie się oddalił na wymuszony przemyślunek.
Rathar w najmniejszym stopniu nie wydawał się przekonany.
Mikkel w zasadzie też nie.
- Nie pytaj czemu. Sam nie wiem. Po prostu muszę go z tego wyciągnąć...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 27-10-2014, 02:50   #157
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Roch gnał przez trawiaste wzgórza zachodniego brzegu Anduiny niosąc na grzbiecie dwójkę ludzi. Ogier był nieprzeciętnym okazem swego rodzaju. Wychowany w Domu Beorna był nie tylko silny, wytrzymały i szybki lecz również posłuszny, wierny i... mądry. Krótkie postoje, aby rozprostować kości, stężałe mięśnie oraz dać odpocząć koniowi, aby mógł posilić się i napoić, były nieliczne w ciągu dnia. Ot tyle, aby nie zamęczyć zwierzęcia podwójnie obciążonego parą jeźdźców. Na noc zatrzymali się tylko na kilka godzin, idąc pieszo po zmroku i tuż przed wschodem słońca. Później gnali przez toczące się, zielone pagórki, obrawszy kierunek lotem kruka na Stary Bród. Czasami musieli przedzierać sie przez podmokłe łąki, trzęsawiska, schodząc z Rocha, grzęznąc po kolana w błocie. Drugiego dnia spadł deszcz być może utrudniając pościg rozmywając trop, lecz i utrudniając zapadającym się kopytom konia w rozmokłej glebie, sprawne poruszanie się w terenie.

Ragnacar nie polował. Posilali się resztkami prowiantu, suszonym mięsem z pszennymi plackami.

Rana Mikkela dokuczała, bo nie mili czasu na spokojny odpoczynek. Opatrunek krwawił w podróży i na każdym, krótkim postoju, należało czyścić otwierającą się ranę, aby nie było zakażenia.

Lagorhadron drugiego dnia powrócił dając do zrozumienia Dalijczykowi, że są w niebezpieczeństwie. Przejeżdżali przez rzadki las liściastych drzew, gdy Mikkel dostrzegł na zachodzie w oddali, jeźdźca.

Przed sobą mieli jeszcze dobę podróży. Pół dnia do zapadnięcia zmroku oraz drugie tyle dnia słonecznego do zawitania w okolice Starego Brodu. Roch instynktownie przyspieszył zmuszając sie do zdwojonego wysiłku. Wkrótce czarny jeździec z mieczem w dłoni pędził za nimi zostając w tyle o dwie długości konia. Beornowy rumak kluczył między drzewami, Mikkel z Ragnacarem kulili głowy przed nisko wiszącymi liściastymi ramionami gałęzi. Syn Thoralda pamiętał o wysychającym dorzeczu Wielkiej Rzeki, które okalało ten zagajnik. Gęste strugi deszczu zacinały z wiatrem chłoszcząc uciekających ludzi, jakby poganiając konia do pośpiechu.

Pokonali linię drzew zbliżając się do koryta, na dnie którego, jeszcze kilka dni temu leniwie płynął strumień. Tym razem Roch nie zatrzymywał się i nikt nie zamierzał zsiadać z konia, aby pieszo pokonać przeszkodę. Ogier ostatkiem sił przeszedł z galopu w cwał i odbiwszy się z muskularnych nóg, poszybował w powietrze ponad rwącym potokiem, rzeźbiącym sobie koryto przez porośnięte trzciną bagno koryta. Przednie pęciny wylądowały po drugiej stronie, lecz tylne kopyta nie znalazły oparcia w stromym i śliskim zboczu. Mikkel z Ragnacarem wylecieli z końskiego grzbietu lecąc przez łeb Rocha i wylądowali w mokrej i miękkiej trawie. Dalijczyk nie puścił wodzy i wpierw na brzuchu, potem na kolanach aż w końcu gdy wstał, cały czas ciągnął ogiera za uzdę krzycząc ku walczącemu o wydostanie sie z krawędzi zwierzęcia.










Beorning z młodzieńcem, który zapewne w tej chwili czuł sie bezpańskim, wolnym duchem, nad którym wisiał miecz sądu Beorna, biegli wzdłuż koryta rzeki zadbawszy o to, aby ich trop nie był łatwym do znalezienia. Zajęło im to na początku sporo czasu, lecz było to jedyne wyjście z sytuacji. Pieszo, nawet gdyby byli najszybszymi gońcami jakich nosiło Śródziemie, nie zdołaliby na długi utrzymać dystansu między konnymi z Wilczego Lasu.

Rathar nie był rozmowny, dokładnie tak samo jak Oderick. Porozumiewali się kiedy było trzeba, kilkoma zdawkowymi słowami. Wyglądało na to, że ani Beorning nie był zainteresowany historią młodego, ani nastolatek czuł potrzebę zwierzania się olbrzymowi. Cel mieli obrany i nic, prócz przebierania nogami, nie było potrzebne do jego realizacji. Języki mogły odpocząć.

Popołudniem drugiego dnia dotarli do miejsca, w którym Rathar zostawił schowaną w zaroślach łódź, po przeprawieniu się przez rzekę kilka dni wcześniej. Po drewnianej łupince nie było śladu innego jak połamane łodygi trzcin. Padający od kwadransa deszcz nie rozmazał jeszcze doszczętnie głębokich śladów końskich kopyt. Przybyły znad rzeki od strony Wilczego Lasu a później, nim znikły rozmyte ulewą, wiodły wyraźnie na północ, wzdłuż koryta Anduiny, w kierunku ich wędrówki. Mogli być to zwiadowcy Waltera wysłani zaraz po pojmaniu Mikkela. Mógł to być ktoś inny.

W kilku oszczędnych słowach Oderick poinformował górala, że żadnych przypadkowych łodzi nad rzeką nie znajdą lub graniczyć to będzie z cudem. Już bardziej prawdopodobnym było, że prędzej zadziobią ich Ponure Jastrzębie. Młodzieniec mógł mieć rację, mógł sie mylić, ale sposób w jaki dobierał słowa, ton i manierę wypowiedzi, cóż mógł działać na nerwy. Było w nim to co drzemie w niemal każdym dorastającym młodzianie, zbyt starym by go nazywać dzieckiem a nazbyt niedojrzałym, aby mógł uchodzić za mężczyznę. W wieku, który zdaje sie być jego właścicielowi tak słusznym, a sama jego osoba taką istotną i ważną, przeciwko której stoi niemal cały świat na przekór... W wieku, gdzie każdy rok jest wiecznością i najważniejszym z każdego dotychczasowego i każdego następnego.

- Łódź, którą ja się przeprawiłem, znajdziemy schowaną przy Kamiennym Brodzie. – Oderick oznajmił pewnym siebie głosem.

A to się miało jeszcze okazać.










Jedynym pocieszeniem dla dalijskiego rycerza i jego młodego, acz dumnego giermka, był widok porwanego nurtem jeźdźca, którego nieszczęsny wierzchowiec wraz ze swym panem, co raz wynurzali się, by niknąć pod spienionymi falami, spływającej z gór wody.

- Reszta musi być niedaleko. – Ragnacar na głos, bez strachu w barwie tonu, potwierdził obawy Mikkela, kiedy Roch bezpiecznie wygrzebał się z pomocą przyjaciół z błota.

Do zmroku zostało jeszcze kilka godzin, gdy Dalijczyk dojrzał w oddali małe sylwetki jeźdźców. Doliczył się tuzina. Roch, jakkolwiek wspaniałe zwierzęcie, był na skraju wyczerpania. Na północy, przed nimi, górowało wzgórze z samotną ruiną kamiennego kręgu, które często wyszczerbionymi zębami głazów zdobiły krajobraz dając testament obecności dawnych fortyfikacji. Znaczyły granice starożytnych królestw i miejsc strategicznych dla armii, których wojny przelały tyle krwi, że mogliby się w niej dzisiaj utopić wszyscy, obecni, nieliczni mieszkańcy doliny Anduiny od Gundabadu u spotkania Gór Mglistych z Szarymi aż po fioletowe Pola Gledden.

Dotarli na wzniesienie przed szybko zapadającym zmrokiem. Nie mieli złudzeń, że w ciągu godziny drogi, zostaną złapani przez zbrojnych z Wilczego Lasu. Psy gończe Waltera Krwawego niestrudzenie parły naprzód. Deszcze ustał i w blasku łuny zachodzącego słońca wzeszła piękna tęcza, łagodnym łukiem spadając z Gór Mglistych poza Wielką Rzekę, niknąc gdzieś tam, gdzie być może teraz, pochylona nad pergaminem, Kronikarka Fanny spisywała, kreślone piórem piękne litery, nieprzypadkowych słów.

Mur fortyfikacji obrośnięty roślinnością sięgał Bardyjczykowi po pierś. Pośrodku szerokiego na trzydzieści kroków kręgu, znajdowało się wypalone ognisko otoczone kamieniami. Ragnacar znalazł w trawie zwój liny długi na kilkadziesiąt jardów. Przemoczony koc spoczywał pod murem, zapewne przeniesiony tam porywistym wiatrem. Niedaleko, oparta o kamienną ścianę, leżała ukryta pod liśćmi krzewu beczułka oleju, którą odkrył Mikkel. Ktokolwiek tam obozował, musiał opuścić to miejsce w wielkim pośpiechu, nie dłużej niż dwa dni temu.

Tuzin jeźdźców widoczny był już jak na dłoni. Można było wyraźnie dostrzec zarysy eartelindzkich hełmów i rozróżnić kolory wierzchowców i płaszczy zbrojnych, jednostajnym szpalerem pokonujących czesane wciąż ciepłym, wieczornym wiatrem trawy.










Następnego ranka słońce wzeszło krwawą łuną spływając znad drugiego brzegu, wylewając się sponad mgieł Mrocznej Puszczy. Jak mawiało stare przysłowie, nocą przelana była krew.

Przed południem Wszędobylski z Oderickiem stanęli na brzegu rzeki zatrzymani przez młodziana.

- Tam jest Kamienny Bród. – wskazał ręką ponad Anduinę, po czym wbiegł po kolana w wodę między szuwary.

Rathar czuł w plecach utkwiony wzrok. Był niemal pewny, że są obserwowani. Przez kogo? Dziwnie cicho było nad rzeką, jakby ptaki i nawet żaby nabrały wody w usta. Kimkolwiek był, musiał czaic się albo w trawach za ich plecami lub na północy bądź w trzcianch a może w każdym z tych miejsc.

- Tutaj schowałem łódź. – powiedział Oderick idąc w kierunku samotnie płaczącej wierzby, moczącej gałęzi wiszących liści niczym włosy w stojącej wodzie nabrzeża.

Góral nie miał najmniejszego cienia wątpliwości, że ktoś zastawił na nich pułapkę. Polował, a oni byli zwierzyną. Jakby na potwierdzenie tej myśli dostrzegł nieznacznie wystający między szuwarami czubek napiętego łuczywa.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 27-10-2014 o 02:58. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 03-11-2014, 00:26   #158
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Kamień, który podniósł wyglądał znajomo. Mógł być podobnym do tych, które tworzyły ruiny pozostałe po wzniesionej nieopodal Haycombe strażnicy. Mógł świadczyć o tym, że i te gruzy tutaj były fortyfikacją tego samego zapomnianego królestwa. Ze i tu gdzieś pośród omszałych kamieni było stare zawalone sekretne wyjście. Mógł. Ale możliwym też było, że los najzwyczajniej w końcu upomniał się o Mikkela. Ze rycerz powinien był wtedy zginąć na tamtym wzgórzu. I że od swojego przeznaczenia nie ma ucieczki.
Valarowie oczami Ragnacara zdawali się potwierdzać drugą opcję. W pokruszonych resztkach nie było śladu po jakimkolwiek wyjściu, ktore nawet jeśli tu było, musiało lata temu się zawalić.
Rycerz spojrzał na swoich trzech kompanów i nie wiedzieć czemu nagle dotkliwiej poczuł otrzymaną w wilczym lesie ranę.
Podszedł do wielkiego konia. Białe obłoki pary unosiły się z jego mokrego od potu grzbietu. Starł żółtą pianę z pyska zwierzęcia. Roch z nadzieją obwąchał jego dłonie, w których rycerz czasem dawał mu wody.
Ragnacar doskoczył z manierką, ale Mikkel pokręcił głową i złapał uzdę przypatrując się wielkim czarnym oczom.
- Wsiadaj - powiedział do Ragnacara. Chłopiec wahał się. Otworzył usta by coś powiedzieć - Milcz i wsiadaj, mówię!
Tym razem usłuchał.
- Jeśli w połowie drogi będziesz pewien, że Cię doganiają, zeskoczysz w galopie i ruszysz najkrótszą drogą do rzeki pieszo. Jeśli zajdzie potrzeba - dotknął mieczyka w jaki uzbrojony był młodzik i spojrzał smutno na konia - Nie zawahaj się. Wiesz co masz przekazać strażom w Starym Brodzie. Słyszałeś co mówił Oderick.
Malujące się w oczach chłopca niedowierzanie skwitował słabym, acz serdecznym uśmiechem. Poklepał chłopca po plecach po czym ponownie stanął przed końskim pyskiem. Przez chwilę milczał, po czym nachylił się do kosmatego ucha i szepnął w nie cicho po bardyjsku:
- Pieprzyć Księżycowego. Jesteś najszybszy.
Podrapał lepką kępe grzywy między uszami i ponownie zwrócił się do Ragnacara.
- Liczę, że gdy dotrę do Kamiennego Brodu, Roch będzie wyczyszczony i zadbany tak jak za pierwszym razem.
Mrugnął do chłopaka po czym klepnął otwartą dłonią w koński zad.

Gwizdem zaimitował głos kosa. Lagorhadron nie kazał na siebie czekać sfruwając na wyciągniętą przez rycerza dłoń.
- Mam do Ciebie trzy prośby. Pierwsza jest taka, że chciałbym byś tu był ze mną do końca. Druga to... bez względu na to jaki by ów koniec był, chcę byś poleciał do Fanny. Leć za dnia. Na noc skryj się w jednym z drzewek. Trzymaj się nisko i uważaj na te ponure ptaki. Trzecia zaś… Postaraj się by tamtym jaskółkom nie chodziło nic głupiego po głowach. A to dasz Fanny.
To mówiąc wyciągnął zwitek papieru taki jak ten, który posłużył mu do napisania wiadomości dla Rathara. Napisał tam krótką notkę o tym, że Stary Bród jest w niebezpieczeństwie. Długo się zastanawiał co dopisać. Tak długo, że aż poczuł jak ręką zaczyna mu drżeć, a oczy zaczynają piec. Dopisał “Przepraszam”. Strasznie wyglądało to słowo. Okropnie. I czuł, że to najgorsza rzecz jaką mógł napisać. Zwinął szybko i podał kosowi.
- Nic nie mów.
Jeśli pościg nie zwolnił to zostały mu niecałe dwa kwadranse… Pozostało się przygotować…

***

Rozpalił małe ognisko na samym środku. Olej rozlał na najdogodniejszym, płaskim wejściu w pierścień ruin, którego zapewne użyją psy gończe Valtera. Broń ukrył pod kocem, tuż obok ogniska. Sam również usiadł obok i strzałą poprawiał palące się leniwie skorupy jakie zostały po baryłce.
Plan był prosty i równie wykonalny co przetrwanie starcia w pojedynkę z dwunastką zbrojnych. Poczekać na pościg, Gdy się zbliżą, cisnąć żagwią w rozlany olej. Nawiązać walkę. Łudzić się, że zdoła w chaosie dopaść z jednego jeźdźca, strącić go, opanować zwierzę, dosiąść je i pogalopować za Ragnacarem. Albo jeśli okaże się to niemożnościa, zabić całą dwunastkę. Cóż. Strzał miał pod dostatkiem. A i włócznia i miecz raczej nie skruszą się pierwsze w tej walce. A rana?
- Chłopaki nie płaczą - powiedział mu Thorald.
Mikkel uśmiechnął się usłyszawszy niemal zapomniany już głos.
- I co ojcze? Pokażemy im Prawdziwych Bardyjczyków?
Ojciec zaśmiał się gromko i dobywszy lśniącej włóczni stanął dumnie obok syna.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 04-11-2014, 10:55   #159
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Piesza ucieczka przed kimś dysponującym armią była w pewnej mierze samobójstwem odłożonym w czasie. Rathara dopadała od czasu do czasu świadomość tegoż, nic jednakże poradzić nie mógł. Głowy pod topór nie podstawi, a mógł dawać tym czas Mikkelowi i Ragnacarowi. Nie odzywał się, narzucając ostre tempo. Odpoczywali mało, prawie wcale, mając świadomość oddechu na plecach. Nie rozmawiali wcale. Beorninga niewiele obchodził sześciopalcy, a gdy się odzywał, wymuszał testowanie cierpliwości.
Długo udawało im się nie napotkać wroga, aż wreszcie szczęście się skończyło. Tuż przy łodzi Odericka. Zasadzka. Dlaczego nie pomyślał, aby ominąć to miejsce! Najwyraźniej nie złapali ich bezpośredniego tropu, a zaczaili się w miejscu, gdzie uciekinierzy musieli dotrzeć. Nie było czasu na rozpamiętywanie.

- Czekaj narwańcze! - Wszędobylski krzyknął do Odericka podążając za nim i zbliżając na metr. Liczył na to, ze kryjący się w szuwarach czeka na to, aż podejdą do łodzi - Zasadzka - syknął na tyle cicho, żeby tylko młodzieniec usłyszał. Okazało się, że za późno już na takie zabiegi. Strzała syknęła obok głowy Rathara, który zaklął i jednym ruchem zdjął z pleców swoją tarczę i odwrócił się. Żmija ciągle pozostawała w jego dłoni, więc od razu gotów był do walki.
Wyszedł mu naprzeciw Człowiek ze Wschodu ze scimitarem., a z trawy na pagórku wstało trzech ludzi. Mieszanka różnych kultur i różnego uzbrojenia. Leśny Człowiek, ktoś z Bree i góral, każdy z bronią ręczną. Wszyscy z tym samym zamiarem dorwania uciekinierów.

- Sprawdź łódź! - Rathar syknął do Odericka i z tarczą w jednej ręce i włócznią w drugiej doskoczył do tego co strzelił, stojącego bliżej od pozostałych trzech. Potężne pchnięcie zaskoczyło wroga i Żmija przebiła go na wylot. Wyrwał ją i szybko się cofnął w stronę łodzi.
- Brakuje wioseł! - odkrzyknął młodzieniec wyszarpując miecz z pochwy.
To przesądziło. Czas na ucieczkę i tak się skończył. Na Rathara ruszyło dwóch przeciwników, Oderick starł się z trzecim. Pierwszy cios Wszędobylski przyjął na tarczę, próbując wybadać wroga i kryjąc za gardą. Rzucił spojrzenie na chłopaka, ale ten wydawał się umieć posługiwać mieczem.

Nie miał pojęcia co stało się potem. Wykonał niecelne pchnięcie włócznią, zaledwie na wypróbowanie wojownika ze znacznie krótszym toporem, kiedy tamten w jakiś sposób nie tylko odskoczył, ale również przeszedł jednocześnie do ataku. Tarcza uniosła się za późno.
Broń dotarła do celu.
Padając na ziemię Wszędobylski zastanawiał się przez krótką chwilę co zrobił źle. Irracjonalna, głupia myśl, która zgasła wraz z pozostałymi wraz z uderzeniem w ziemię.
 
Sekal jest offline  
Stary 09-11-2014, 20:38   #160
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Słońce już zaszło godzinę temu, lecz w kamiennym kręgu nie było ciemno. Ogień na środku ruiny oświetlał trawę prawie aż po mur, po którym pełzał mrok przeganiany żarliwszymi zrywami płonących żagwi, by powrócić gdy przygasną. Syn Thorlada siedział przy palenisku naprzeciw wejścia do dawnego fortu. Wiedział, że jeśli wrogowie zechcą go zabić, zrobią to, nie wychodząc z mroku. Był jak na dłoni wyraźnym celem i nawet nie wiedziałby skąd nadlecą strzały do czasu, gdy byłoby już za późno aby ich uniknąć. Lagorhadron dał mu znać, że wróg nadchodzi. Mikkel nie słyszał ich podejścia. Więcej niż pół tuzina zbrojnych stanęło w progu wychodząc z mroku w milczeniu. W ich rękach prócz broni trzymali liny i sieć.

I widział ich pewne siebie twarze o złych spojrzeniach.

- Cóż za spotkanie Dalijczyku. To miło z twej strony, że przygotowałeś nam obóz. Osuszymy się. – wbrew życzliwym słowom, ton głosu brodacza na przodzie był kpiąco złowrogi. - Pozwolisz, że weźmiemy sobie twój ogień?

Mikkel cisnął żagwią ku wejściu, jakby chciał mu powiedzieć „Ależ proszę bardzo!”

Rozlany na trawie olej zajął się płomieniami, może nie aż tak szybko i nie tak wielkim kłębem ognia jakby sobie tego życzył syn Thoralda, wszak ziemia mokra była, lecz na tyle wystarczająco, aby zajęły się trzy zielone płaszcze. Oni pierwsi uciekli w dół zbocza tarzając się w trawach chcąc tym ugasić ogień; próbowali zdjąć zajęte płomieniami ubranie. Pozostali odskoczyli w rożnych kierunkach, byle dalej od niespodziewanego zagrożenia. Dwóch w głąb kręgu. Dwóch lub trzech, ciężko było orzec w okamgnieniu dokładną liczbę wrogów, zostało za ścianą wznieconego żywiołu.

Mikkel wstał i posłał włócznię Króla Bladorthina w najbliższego walterowego. Wojownik upadł odnosząc obrażenia a dalijska stal ześlizgnęła sie po stalowym naramienniku i poszybowała poza krąg. Drugi porzucił trzymaną sieć i wyszarpnąwszy miecz skoczył do wychodzącemu naprzeciw rycerzowi z Dalji. Ze starcia zwycięsko wyszedł Mikkel poważnie raniąc napastnika swym długim mieczem trzymanym w jednej ręce. Uchwycił pewniej uchwyt tarczy i wskoczył w ścianę ognia nie zamierzając zatrzymywać się wcale. Zobaczył jak jeden z wrogów leżał nieruchomo całkowicie zajęty trawiącymi go żarliwie płomieniami. Drugi krzyczał z bólu szamocząc się, czym utrudniał kompanowi próbę gaszenia. Mikkel zobaczył stojące w ciemności konie. Niespokojne rumaki, w małych grupkach, szarpały łbami szamocząc wodze uwiązane do bitych w ziemię włóczni. Mąż Kronikarki, jakby dostał skrzydeł umknął przed atakującymi niemal z każdej strony z ciemności wojownikami. Przyjął tylko jeden cios toporu, który ześlizgnął się po tarczy. Biegł dalej wprost ku koniom. Kiedy był juz blisko, naprzeciw karego, rumak stanął dęba. Mikkel zatrzymał się i odskoczył. Z pomiędzy koni wynurzył się długowłosy wojownik. W obu rękach trzymał długi trzon zakończony wielkim toporem. Rycerz nie miał czasu na taktykę obrony, lada moment spaść miał mu na plecy atak goniących go pozostałych zbrojnych. Zaatakował pierwszy. Topornik jęknął przeciągle smakując dalijskiej stali, lecz nie był to cios wystarczający aby, go powalić z nóg. Z wściekłością krzyknął odpłacając się rycerzowi. Syn Thorlada poczuł ból w boku, gdzie topór ugodził zatrzymany przez tarczę i skórzany kaftan, a mimo to obijając żebra a może nawet łamiąc jedno.

Mikkel poprawił a długowłosy upadł w trawy. Rycerz w pospiechu uspokoił ogiera uwalniając i płosząc pozostałe trzy konie, które jakby z ulgą pierzchły w ciemną noc. Kiedy był już w siodle przeszedł z miejsca w galop chcąc wziąć rozpęd na pokonanie stromego wzniesienia najszybciej jak mógł. Za plecami słyszał krzyki wrogów, nie musiał sie oglądać by wiedzieć, że będą go gonić. Dwie strzały przeleciały obok uciekiniera, trzecia z głuchym uderzeniem wbiła się w przerzuconą na plecy tarczę. Jeszcze przez jakiś czas słyszał tętent kopyt, potem odgłosy pogoni ustały. Psy Waltera musiały zaniechać. O świcie trop będzie wyraźny, ich konie wypoczęte.

Mikkel jechał przez przerwy przez godzinę zdając sobie sprawę, że to on ma teraz większe szanse na dotarcie do Starego Brodu niż Ragnacar. Roch był wyczerpany i bez odpoczynku chłopak daleko nie ujedzie. Póki co młodego beorneńczyka, i jego trop, skrywała w zielonej dolinie Anduiny ciepła letnia noc.










Rathar poczuł ból w piersiach, który wyrwał go z nieprzytomności. Było już po walce a właściwie zaraz być miało. Okrakiem na góralu siedział odziany w skóry wojownik o czarnych , kręconych włosach. Kolanem zaparł pierś Wszędobylskiego szybując się do dobicia Beorninga myśliwskim nożem. Twarz wroga zlepiona był krwią. Był rany w głowę a jucha sączyła się wolno spomiędzy strąków tłustych kudłów, krzepnąć na czole, nosie i policzku. Rathar poczuł przy dłoni twardy przedmiot. Zerknął z ukosa. Była to rękojeść topora. Wokoło leżały nieruchomo ludzkie ciała poległych. Uchwycił broń i uderzył w bok głowy kudłacza. Krople krwi z rany wroga zalały oczy Beorningowi, ale napastnik zwiotczał i bezwładnie runął na górala. Wszędobylski zepchnął truchło z siebie. Pole bitwy było spokojne, wiatr głaskał trawy, szumiały liście płaczącej wierzby a rzeczne fale z pluskiem obijały sie o drewnianą łódkę w szuwarach.

Oderick leżał twarzą w piachu nabrzeża z toporem w plecach. Palce wciąż zaciskały się na długim mieczu. Olbrzym z gór dryfował na wodzie. Zakrwawione fale powracały na brzeg obmywając porzuconą Żmiję. Ostatni z wrogów był pozbawiony głowy czystym cięciem miecza. Na niebie kołował Ponury Jastrząb niecierpliwe czekając albo na odejście człowieka, albo wsparcie skrzydlatych pobratymców. Za pagórkiem leniwie pasły się cztery konie. W trawie przy rumakach znalazł coś jeszcze...





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172