Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-07-2014, 00:32   #141
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Czekali. Znać było po Ragnacarze zniecierpliwienie. Chłopak starał się jednak nie okazywać go jakoś specjalnie. Tym bardziej, że Mikkel pozostawał spokojny przez cały ten czas. Nie miał wątpliwości, że jeśli ktoś poza Iwgarem, może się tam zakraść i bezpiecznie wrócić, to może to być tylko ten wielkolud.
I tak też się stało. Beorneńczyk wrócił. I trochę do zakomunikowania rzeczywiście miał…

***

Mikkel uśmiechnął się na gest jakim skwitował jego pomysł Rathar. Bynajmniej nie miał mu go za złe. Pomysł wszak w mniemaniu ludzi z doliny Anduiny musiał być zwyczajnie, jak to Beorneńczyk wcześniej określił, głupi. Ale było też sporo faktów, które Mikkel, nie wchodząc bynajmniej w ton przekonywania, bo i nie przekonania potrzebował, wypunktował gdy siedzieli przy malutkim ogniu.
- Kto wiedzie przez las taki jak ten kobiety i dzieci? Uchodźcy, bądź wygnańcy. Nie są zatem u siebie. Nie jest więc w ich interesie napaść na nieznajomych. Wspomniałeś też o ich pochodzeniu. To zbieranina. “Król” ów miast pojmać, werbuje pod swe rozkazy kogo popadnie.
Zamilkł na chwilę.
- Języka wziąć nie ryzykując, możemy nie dać rady. A i nic z tego co mówiłeś nie wyklucza możliwości, że to zwyczajni uchodźcy, których złem byłoby napadać. Co więc zostaje? Obserwowanie, które niemałym kuszeniem losu jest, a i zwłoką również. Albo powrót do Carrock, by sprawę tę zdać Beornowi. Tego ostatniego jednak… chyba rozumiesz, że uczynić nie mogę.

Rathar długo wpatrywał się w twarz Mikkela, nie mówiąc nic. Siedział i patrzył, dumając nad wypowiedzianymi słowami. Wreszcie odezwał się, poważnym tonem.
- Uchodźcy nie atakują ludzi na szlaku, nie porywają i nie więżą. Te kobiety i dzieci mogły zostać wcielone siłą, a ten król cały może mieć wizję stworzenia własnego państewka. Możemy za nimi iść, dowiedzieć gdzie się mniej więcej kierują. Powiadomić tutejszych także by się zdało, bo nie wierzę, że ich przejścia nie znaczą martwi. Może ktoś zdradzi czego chcą. Pojmać się nie dam - stwierdził dobitnie. - Ale i ojcem twym nie jestem, by mówić ci co robić powinieneś. Tylko jego w to nie mieszaj - spojrzał przelotnie na Ragnacara.

- Oczywiście, że nie. A w każdym razie nie w stopniu w jakim by sobie tego życzył, prawda Ragnacarze? - zaśmiał sie Mikkel rad wyraźnie z odpowiedzi Beorneńczyka. Zaraz jednak potem spoważniał - Dużo prawdy może być w tym co mówisz, Rathar. Ale to tym bardziej skłania mnie do bliższego poznania tego potomka Giriona. Tym bardziej, że nie wiemy czy i kiedy zamierzają wyruszyć. No i znasz mnie już trochę. Nieodpowiedzialne szarże po górskich graniach, podróżowanie z żoną przez Mroczną Puszczę, loty z orłami i przetrząsanie jaskiń pełnych goblinów...
Wzruszył ramionami jakby na znak, że na pewne rzeczy związane z własną naturą, człowiek nie ma zbyt wielkiego wpływu.
- I jak już pewnie zauważyłeś, mistrzem obserwacji z gęstwin, nie jestem i Tobie to zostawiam. Tak jak natenczas towarzystwo młodego Ragnacara, który jednak troszczyć się o siebie sam doskonale potrafi… Nie - to ostatnie rzekł już do chłopca. Bardzo twardo i poważnie - Będziesz potrzebny poza obozem tych ludzi. Bardzo. Czekaj Lagorhadrona z wiadomością ode mnie. Potem zaufaj Ratharowi.

***

- Wiem, że to wiele - powiedział cicho - Naprawdę zdaję sobie z tego sprawę. Jeśli będę potrzebował Cię wysłać do chłopaka, to tylko za dnia.

Sam nie wiedział, czemu, ale znajdywał jakąś ulgę w rozmowie z kosem. A właściwie w mówieniu do niego, bo Lagorhadron choć doskonałym był słuchaczem, sam niewiele komentował. Być może w pewien sposób Mikkel wetował sobie tym rozstanie z Fanny, która została w Kamiennym Brodzie. Lubił z nią rozmawiać. Jak z nikim innym. Nawet gdy jej myśli spowijały czarne chmury, których nie umiał przegnać. Nawet gdy nie odpowiadała skryta za nimi jak wtedy gdy widział ją po raz ostatni… Czy więc nie dla Dali i nie dla ludzi z Kamiennego Brodu to robił, a dla niej? A może dla siebie? I po co w ogóle się tłumaczył przed sobą skoro wiedział co trzeba uczynić? Skąd te wątpliwości? Skąd niemoc?
Zamknął oczy i z całej siły zacisnął na chwilę powieki. Potem znów je otworzył, spoglądając na kosa.
- Chciałbym wiedzieć, w którym momencie sam siebie oszukuję, wiesz Lagorhadronie? Wiem, że to robię. Tylko nie mogę wyczuć kiedy. Ale to i tak teraz bez znaczenia. Zrobimy Fanny psikusa i sami napiszemy zakończenie tego rozdziału.

***

Wieczorny czas poświęcił na, co tu dużo mówić, przygotowanie się do pojmania. Podczyścił rynsztunek, a także nieco, choć nie przesadnie, siebie. Musiał też w milczeniu obmyśleć sporo z tego co przyjdzie mu powiedzieć jeśli osiągnie zamierzony cel i stanie przed samozwańcem. A dużo będzie od tych słów zależało.

Ragnacarowi, który raz jeszcze spróbował zmienić stanowisko rycerza, powtórzył co wcześniej. Byli tu we trzech. I każdy miał swoją rolę do odegrania. W rozmowie starał się też umniejszać niebezpieczeństwo swojego posunięcia, maskując je pewnością. Pewnością, którą zresztą miał. Bardyjczyk bowiem z odradzającej się Dali powinien być znacznie bardziej interesujący i cenny dla potomka Giriona niż Otbert, zbój bez dziedzictwa. I to dawało mu więcej szans na dotarcie do wodza niż obu Beornńczykom. A w każdym razie na to cicho liczył.

Przystał na obie prośby Rathara. Choć rozstanie z koniem nie przyszło mu specjalnie łatwo. Jakoś nie przyjemnie rzutowało na przyszłość, w której coraz częściej przychodzi mu zmieniać wierzchowca. Ale Beorneńczyk miał rację. Koń bardziej potrzebny był tym, którzy mogli z niego w najbliższym czasie skorzystać. On nie zbyt mocno liczył na swobodę jaką cieszył się zgodnie ze słowami Rathara, Oderik.
Z Rochem zostawił również Melieraxa z kołczanem. Zastanawiał się, czy nie pozostawić również włóczni, ale ostatecznie zaniechał tej myśli.

Gdy Beorneńczyk dał znać, że ślady zostały zatarte, Mikkel skierował się w stronę leśnej, wydeptanej najpewniej przez zwierzynę, ścieżyny wiodącej w okolice obozowiska.

Nie czekał długo.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 09-07-2014, 07:23   #142
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Słońce już wstało, gdy Mikkel szedł przez las w okolicy obozowiska. Od dłuższego czasu zdawał sobie sprawę, że jest obserwowany. Bardziej to czuł na początku, wszak spodziewał się a zasadzie oczekiwał tego, by nie rzec, że miał taką nadzieję. Potem gdy już wiedział, gdy zdołał dostrzec patrol, było to w tej samej niemal chwili, gdy usłyszał głos.

- Stój wędrowcze. – rozkazał traper o złym spojrzeniu mierzący do Dalijczyka z łuku. – Odłóż włócznię, odepnij pas z mieczem i nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. – mężczyzna mówił rozkazującym tonem wspólnej mowy Śródziemia, którą posługiwali się Ludzie Północy. - Kim jesteś i dokąd zmierzasz?

Syn Thoralda doliczył się kolejnych dwóch wychodzących zza drzew wojowników. Człowiek ze Wschodu jaki i wysoki woj w zielonej opończy długiego płaszcza z kapturem, mieli obnażone miecze. Dalijczyk, wiedział, że nie miałby wielkich szans, aby podjąć walkę i wyjść z niej zwycięski na placu boju kładąc trupem wszystkich. Tym bardziej, że nie widział nigdzie czwartego wartownika. Czy jednak od razu chciał grzecznie rzucić broń w paprocie, bez słowa sprzeciwu? Planował wcześniej scenę pojmania i wiedział jak chce ją odegrać, aby wyszła autentycznie przekonująca.










Rathar rozkazał Ragnacarowi czekać z Rochem na skraju lasu przy ruinach fortu, gdzie rozbili obozowisko. Kilkakrotnie patrol obcych ludzi wynurzył się z Wilczego Lasu na skraj kniei, lecz nie do końca wiedzieć czemu, omijały z daleka to miejsce sporadycznie posyłając starej budowli przeciagłe spojrzenia z daleka.

Wszędobylski zaś, zgodnie z planem zatarł ślady i z obietnicą obserwacji, był w pobliżu Dalijczyka. Niezbyt blisko, by nie ryzykować swego wykrycia, lecz nie na tyle daleko, aby nie trzymać kontaktu wzrokowego z rycerzem. Czterech zbrojnych groziło Mikkelowi i nie wyglądali na takich co żartują, lub nie wiedzą co czynią. Jeden z nich pozostał w ukryciu i wycofywał sie teraz w kierunku z którego przyszedł Bardyjczyk. Zapewne sprawdzić chciał czy poddany Barda, nie jest przepatrywaczem większej grupy zbrojnych. Z tego co zauważył Wszędobylski oraz jego zatrzymany druh, patrol zrobił jednak jeden błąd lub zaniechanie przesadnej ostrożności, mogące wypływać z pewności siebie. Góral i syn Thorlada, zdążyli nocą poznać sygnały, którymi nawoływały się patrole. Puszczyk po zmroku, za dnia zaś wesoły łuszczak, którego udawany głos był tak przekonujący góralowi, że tylko Mikkel i Lagorhadron nie dali się nabrać, ani razu.

W okolicy obozowiska nie było zwierzyny, choćby wiewiórek, ani żadnych innych ptaków prócz kosa.

Łucznik poruszał się zwinnie między drzewami, pochylony ku ziemi przystawał i zwracał uwagę na ślady zostawione przez Mikkela. Przeciąć miał lada chwila pozycje ukrytego Rathara, który skrył sie dobrze i raczej spokojny był, że pochłonięty tropieniem mężczyzna raczej na pewno nie podejrzewa fortelu, lecz szuka czegoś innego, a dokładniej obozu z którego wyszedł Bardyjczyk. Tropiciel oddalał się od polany z namiotami i zapewne miał zamiar zbadać okolicę, by złożyć raport dowódcy uprzedzając rozkazy zwierzchnika.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 09-07-2014 o 07:30.
Campo Viejo jest offline  
Stary 14-07-2014, 12:29   #143
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Rathar nie był człowiekiem lubiącym kryć w sobie prawdziwe odczucia i przemyślenia, wyrażał je za to krótko i jasno. Tak było też z decyzją Mikkela, którą skomentował raz i więcej nie wspominał. Brak poparcia nie oznaczał braku pomocy, a sprawę należało przygotować należycie. Najważniejszą kwestię - wiarygodnego kłamstwa - Bardyjczyk musiał wymyślić i zrealizować sam bez niczyjego wsparcia, ale Wszędobylski mógł mu pomóc w innym zakresie.
Na śladach znał się lepiej, doświadczenia w przemykaniu ukradkiem i zacieraniu własnych zaczynały się przydawać.

Pierwszym co zrobił było znalezienie odpowiedniego miejsca na drugie obozowisko, oddalonego dość znacznie od pierwszego, ich wspólnego. Nawet ono musiało być wiarygodne, więc wybrał małą polanę i przygotował na niej niewielkie ognisko. Wrócił po własnych śladach i również po nich przyprowadził na miejsce Mikkela. samego, bez wierzchowca i Ragnacara. Razem zabrali trochę na wpół wypalonych drewien i popiołu, mających jeszcze bardziej uwiarygodnić fortel. Dorzucili do tego resztki wieczerzy i inne ślady aktywności w najbliżej okolicy obozowiska. Więcej Rathar pomóc nie mógł. Uścisnął rękę przyjacielowi.
- Uważaj na siebie. Jak będzie źle, wyślij ptaka. Do mnie, nie do chłopaka, który może być już w drodze. Będzie to dla mnie sygnał, że muszę działać i spróbować cię wydostać.

Ostrożnie wracał do starego obozu po zostawionych wcześniej śladach, maskując je na tyle, na ile umiał. Miał mimo wszystko nadzieję, że król nie będzie chciał tracić czasu na bardzo dokładne przeczesywanie całego lasu.

***

Polecił Ragnacarowi posprzątanie śladów po niewielkim ogniu i zebranie resztek, które pozostały na polanie ich pierwotnego obozowiska. Chciał zobaczyć jak chłopak sobie z tym radzi i ile musi mu tłumaczyć, a ile wie już sam. Pokazał mu gdzie najlepiej i w jaki sposób zakopywać wszystkie niepożądane ślady swojej bytności w danym miejscu. Przy paleniu ognia łatwo to zwykle nie było, ale wystarczyło przesadzić kilka kępek trawy i mchu, aby polana przy pierwszym spojrzeniu sprawiała wrażenie nietkniętej. Później polecił mu oddalenie się wraz z wierzchowcem i sam zatarł ślady stóp i kopyt na tyle, ile pozwalały okoliczności.

- Od teraz jesteśmy tylko my dwaj. Podejmujemy się niebezpiecznej misji, wcale nie mniej odważnej od czynu Mikkela. Będziesz musiał mi pomagać. Na początek warty, zaniechanie ich byłoby nierozważne. Będziemy robić to na zmianę, kiedy nie będziesz dawał rady, budź mnie. Zdarzy się też wiele razy, że będziesz musiał przebywać sam, kiedy ja będę tropił i trzymał bliżej tych ludzi. Ty musisz zostawać z tyłu, również ze względu na łatwe do wykrycia zwierzę. Jeśli któregoś razu nie wrócę, musisz dosiąść Rocha i gnać do ludzkich osad, najlepiej do Beorna. Opowiedzieć mu wszystko co tu widziałeś. Jeśli masz pytania i wątpliwości, wypowiedz je teraz. Twoja głowa musi być czysta, nie możesz zastanawiać się, kiedy przyjdzie do podejmowania decyzji.

***

Nie wiedział kiedy opłynął do krainy snów. Ragnacar przejął właśnie swoją pierwszą wartę. Rathar nie liczył na odpoczynek tej nocy, pozwolił sobie tylko na krótką drzemkę, ale to było coś innego.

Otaczały go zapachy przyrody, intensywne. Czuł miękką trawę pod stopami. Nie, nie stopami - łapami. Rozejrzał się na boki. Wydawał się niższy niż zazwyczaj, bardziej ociężały. Postąpił kilka kroków w ciemnościach, a oczy wyłowiły samotną, ludzką sylwetkę siedzącą przy małym ogniu. Zatrzymał się.

To było coś nowego. Nigdy jeszcze sen nie był taki wyraźny. Wcześniej były to tylko zamglone urywki, niezrozumiałe, niepełne, tajemnicze. Teraz obcymi oczami przyglądał się przygotowującemu się do misji Mikkelowi. Umysł wypełniła mu ekscytacja i niepokój. Spróbował cofnąć się głębiej.

Obudził się nagle, otwierając oczy szeroko. Kucał przy nim chłopak.
- Już czas, kazałeś się obudzić.

***

Nie drgnął, gdy jeden z wartowników badał trop Mikkela. Zadbał przecież o to, żeby zupełnie nie łączyły się z jego własnymi. Tamten musiał wkrótce znaleźć fałszywe obozowisko i wtedy okaże się, jak dobrym był tropicielem lub jak słabym okaże się Rathar. Mimo tego nie martwił się.
Wtedy przynajmniej sprawy znów obiorą łatwiejszy kierunek. Bez zdrad i kłamstw, z żelazem przemawiającym zamiast słów. Lepiej jeszcze nie teraz, ale Beorning był gotowy. Wydawało mu się, że na wszystko. Czekał bez ruchu. Powodzenie fortelu spoczywało na barkach syna Thoralda.
 
Sekal jest offline  
Stary 15-07-2014, 23:34   #144
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dniało. Sczerniałe zeszłoroczne liście śmiało szeleściły przy każdym jego kroku. Nie utrudniał im tego. Bardziej niż na cichym poruszaniu się skupiał się z nieudawanym zainteresowaniem na otaczającym go lesie. Na tym co mu w nim nie pasowało. A coś napewno to było. Ta myśl zawitała w nim dopiero po rozstaniu z Ragnacarem i Ratharem i od tamtej chwili postanowił się jej trzymać. Z dwóch przyczyn. Pierwsza była oczywista. Owiany beorneńskimi legendami las był miejscem jego konfrontacji z potomkiem Giriona. To co skrywało się pod poranną mgłą unoszącą się tuż nad mchami i w cieniach koron, mogło zechcieć nagle się ujawnić… W takiej czy innej postaci. I nawet niekoniecznie jemu. Bo byli przecież Rathar i Ragnacar, których zostawił za sobą. Chłopiec i druh stary, który był bodaj najsilniejszą figurą w szachowym zastępie Mikkela... Sam nie wiedział, czemu ale przypomniała mu się rozmowa z Fanny, którą przeprowadzili jeszcze przed przekroczeniem Mrocznej Puszczy... I figurę wieży o obliczu Beorneńczyka... Tak. Mikkel miał ze sobą parę gońców i jedną samotną wieżę ukrytą na planszy. I pierwszy raz grał bez królowej...

Druga przyczyna zaś była taka, że z Mikkela nigdy nie był dobry oszust. Można by rzec, że to przez krew północy jaka płynęła w jego żyłach… Udawać. Ale prawda zwyczajnie była taka, że nie był twórcą słów i faktów. Potrzebował więc zasłonić swoje intencje innymi równie zresztą prawdziwymi stronami swojej natury. W tym przypadku były to poszukiwanie i ciekawość. Bo i iście las był ciekawy. Mrok znany mu z Mrocznej Puszczy, zastępowała tajemnica. Co kryła? Elfów z dawnych lat? Duchy zmarłych? I czemu tak mało tu zwierzyny?

Świadom bycia obserwowanym, te właśnie pytania sobie zadawał. I szukania na nie odpowiedzi przerwał mu głos ponurego trapera. Już dość mu się naprzyglądali.
Zatrzymał się. Każdego z napastników obrzucił spojrzeniem oceniającym i nie wyrażającym raczej należytego zaskoczenia.
- Nazywam się Mikkel, syn Thoralda z Dali - rzekł mocnym głosem - Wieść niesie, że w okolicy jest człowiek, który mieni się prawdziwym potomkiem króla Giriona. Czy wyście jego ludźmi?
Pasa z mieczem nie odpiął, choć ręcę uniósł na tyle by obie były wyraźnie widoczne dla obcych. Przytroczonej do pleców i szczelnie owiniętej włóczni również nie ruszył.

Ten mierzący z łuku zerknął na jednego z wojowników a widząc, że tamten ruszył ostrożnie w kierunku Mikkela, nie wypuścił strzały.

- Niebezpieczny to las Mikkelu z Dalji. Zaopiekujemy się tobą. Zaraz zaprowadzimy przed oblicze naszego pana i sam mu zadasz to pytanie. - rzekł ponuro ale nie wrogo.

Zakapturzony mężczyzna z obnażonym scimitarem w garści podszedł do syn Throralda i wolną ręką sięgnął ku rękojeści bardyjskiego miecza spoczywającego wiernie w pochwie u rycerskiego pasa.

Mikkel przez chwilę patrzył się bez słowa w oblicze wychodzącego mu naprzeciw mężczyzny jakby rozgarniając słowa tamtego by sprawdzić, czy iście prawda za nimi się kryje. Odrobinę zbyt długą chwilę, bo i dłoń tamtego jakby zaczęła się cofać, a i cięciwa łuku jego kompana stęknęła ostrzegawczo.
- Zgoda - odrzekł i szybko wyciągnął miecz zmieniając uchwyt na ostrze by podać je rękojeścią zwiadowcy. Sam z siebie podał mu również włócznię - Prowadźcie zatem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 20-07-2014, 21:50   #145
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację







Mikkel prowadzony przez las do obozu nic usłyszał z ust obcych strażników ani słowa. Dopiero, gdy zbliżyli sie do polany ten najbardziej ponury łucznik przywołał kilku zbrojnych spod najbliższego namiotu. Jego towarzysze z patrolu zostali w lesie, on natomiast z synem Thorlada i dwoma Ludźmi ze Wschodu szedł przez obozowisko. Czuł na sobie dziesiątki par oczu. Było tak jak przedstawił sprawę Rathar. To był nie typowy obóz wojskowy. Mimo przeważającej ilości zbrojnych mężczyzn były również kobiety a nawet dzieci. Wszystko wskazywało na to, że były to rodziny niektórych wojowników.

Co sie Dalijczykowi nie spodobało, to że nie niepokojąco nie widział szlachetności, którą często widać w ludziach. I nie o to chodziło, że nie mógł sie doszukać pośród ludzi wysoko urodzonych, rycerzy czy bogaczy. Tym ludziom po prostu niezbyt dobrze z oczu patrzyło, gdy przyszło mu skrzyżować mu wzrok i z ich zaintrygowanymi, świdrującymi spojrzeniami.

Zaprowadzony do namiotu znalazł się sam na sam z sobą zostawiony bez słowa po tym jak odebrano mu sztylet. Szybko przekonał się, że pomieszczenie jest pilnowane przez kilku zbrojnych broniących tak dostępu z zewnątrz do zaciemnionego środka jak i w drugą stronę czyniąc gościnę syna Throlada póki co przymusowym pobytem. W środku było tylko posłanie ze skór. Sekundy zamieniały sie w minuty, minuty z godziny a kiedy upłynęło ich aż tyle, że słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, kotara uchyliła się wpuszczając do środka wieczorne promienie czerwonej kuli spoczywającej na wierzchołkach koron drzew. Przyniesiono mu strawę.
Rhovanioński gulasz z króla.

Delikatne chrobotanie w połę ściany zwróciło jego uwagę. Zaraz potem przy krawędzi naciągniętego namiotu poruszały się źdźbła trawy. Kos wcisnął się po środka w gościnę i strzepał zmierzwione piórka.










Rathar odprowadził wzrokiem tropiciela szybko wtapiającego się w leśną knieję. Jeszcze jakiś czas trwał w ukryciu nasłuchując i obserwując okolicę. W końcu, gdy uznał, że na pewno nie został odkryty i nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo, wycofał się z lasu.

Wrócił do Ragnacara. Zostało im czekać wypatrując zagrożenia oraz wieści od Mikkela.
Mijały godziny i nie nie niepokoiło ukrywających się przed niepożądanymi oczami ludzi.

W końcu Rathar zagłębił się w las, aby zobaczyć, czy nikt pod pozornym i usypiającym spokojem okolicy, nie szykuje im niespodzianki. Późnym popołudniem w Wilczym Lesie zrobiło się ciemniej. Dzień zbliżał się długimi krokami ku końcowi a ciepłe, pojedynczy strugi promieni letniego słońca na zachodzie z ukosa świdrowały przez krony zatrzymując na poszyciu. Wszędobylski usłyszał kroki. Ktoś szedł i niespecjalnie troszczył się o zachowanie szczególnej ostrożności bądź chęci bycia niezauważonym.

Między drzewami dostrzegł młodzieńca. Ten sam nastolatek z pewnością wciąż mający kilka do dwudziestu, mimo już postawnej sylwetki. Odziany w style ludzi doliny kroczył przez las zamyślony. U pasa miał beorneński miecz, który mógł, choć nie musiał należeć do Merovecha. Tak, to był ten sam młodzian, którego zeszłej nocy upatrzył przy ogniu wodza.

Młodzieniec wyraźnie bił się z myślami, toporkiem tnąc po gęstych krzewach, torując sobie tym drogę przez chaszcze. Nie wiedział, że jest obserwowany przez więcej jak jedną parę oczu. Rathar, wiedząc, że młodemu towarzyszył w obozowisku cień trapera i teraz lustrował okolicę wypatrując go w lesie.

Dostrzegł tego, który mógłby z powodzeniem uchodzić za Leśnego Człowieka. Mimo słusznego wieku grubo ponad czterdziestu lat, wciąż był niewątpliwie zwinniejszy od wielu młodzików. Zręcznie wtapiał się w otoczenie, unikając wykrycia swej obecności przez beorninską latorośl. W jego ruchach Rathar mógł odnaleźć Psczelarza, który również czuł się jak ryba w wodzie w leśnym terenie. W młodości musiał być nie lada myśliwym. Twarz mężczyzny znaczyła szeroka na dwa palce blizna między prawym uchem a kątem ust, której właściciel nie krył brodą, nie wiedzieć czemu goląc policzki, co sprawiało, że broda dziwacznie rosła pod linią żuchwy. Długie włosy upięte miał w koński kuc a z oczu patrzyło mu źle, kiedy wodził nimi za młodym człowiekiem niczym drapieżnik za ofiarą. Nie wyglądało jednak na to, że myśliwy poluje na Oderica, choćby może chciał. Po prostu bacznie śledził każdy jego ruch najpewniej z rozkazu przełożonych.










Kiedy słońce już zaszło, Mikkel stanął przed najokazalszym namiotem na środku polany, w którym zniknął łucznik. Czekał w blasku sporego ognia, przy którym nieopodal siedzieli obserwujący go wojownicy. Pomiędzy cudzoziemskimi strażnikami czekał na rozwój wydarzeń. Nie upłynęło dużo czasu, nim kotara uniosła się i po znanym już z widzenia Bardyjczykowi dowódcy patrolu co opuścił kwaterę zwierzchnika, wyszedł ten, którego Wszędobylski opisywał wodzem a Otbert okrzyknął królem.

Odziany w płaszcz oraz kolczą, nie krępującą ruchów zbroję był właścicielem pięknego miecza, w którym mąż Kronikarki od razu rozpoznał dawną robotę dalijskich rzemieślników.
Wojownik miał nieoczekiwanie zadziwiająco szlachetne rysy twarzy, z wysokim czołem przechodzącym ponad skórzaną, wzmacnianą metalem opaską, w łysinę. Po bokach, wciąż długie, chodź już zapewne nie tak gęste jak niegdyś, włosy opadały swobodnie na szerokie ramiona. Prosty nos, krzaczaste brwi oraz wąsy i broda przeplatane siwizną podobnie jak włosy, nadawać mogły wyrazu mądrości lub tylko doświadczenia szpakowatemu wojowi. Jego oczy miały nieodgadnione wyraz, co do zamiarów ich właściciela względem przybysza, kiedy lustrował Bardyjczyka od stóp po czubek głowy. Szare, bystre i spokojnie pewne siebie źrenice spotkały się w końcu z Mikkelowymi.

- Witaj w mej gościnie Mikkelu synu Thorlada. – wódz odezwał się pierwszy głębokim barytonem przerywając chwilę ciszy. – Jam jest Valter zwany Krwawym, potomek lorda Valinda z Daljii, brata Giriona, prawowity dziedzic tronu Dalji. Ale to już przecie nie jest ci nowina. Wszak szukałeś mnie w Wilczym Lesie. – mówił spokojnym lecz niekoniecznie otwarcie przyjacielskim tonem. - Lecz skąd wiesz o mnie i mej tu obecności i z czym przychodzisz do mnie? – zapytał nie kryjąc zaintrygowania oraz podejrzliwości. – Mów synu prawdę a włos ci z głowy nie spadnie. – rzekł poważnie a nawet jakby uroczyście.







 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 28-07-2014, 11:00   #146
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nic się nie działo. W lesie panował spokój, a Rathar robił wszystko, aby tego spokoju nie zaburzyć. Mimo tego denerwował się. Wierzył, że Mikkel sobie poradzi, lecz nigdy nic na świecie pewnego nie było i Beorning cierpiał, zmuszony do bierności. Postanowił sobie, że da przyjacielowi przynajmniej dobę na działanie, zanim spróbuje czegokolwiek. Zaalarmowany wcześniej niby-król mógł zbyt łatwo powiązać go z nowym mężczyzną w swoim obozie i w ten sposób cały plan zostanie spalony, razem z ich ciałami. Ostrożność przede wszystkim.
Spędzony na wypatrywaniu czas poświęcił na dumaniu nad tym, w jaki sposób sam może przyczynić się do zdobycia informacji o planach tych ludzi. Rozwiązanie nasunęło się samo i wydawało się najprostszym z nasuwających się Wszędobylskiemu.

Rozwiązanie w postaci przedzierającego się przez las młodzieńca. Wyglądał na zamyślonego, w pierwszym momencie nie sprawiał wrażenia także bystrego, a mimo to niejaki dziedzic tronu Dalji zapraszał go do swojego ogniska i z nim żartował. Kim był? Oczy Rathara skupiły się najpierw na znajomym kształcie pochwy i rękojeści miecza, zdobycznym bez dwóch zdań. Należał do Merovecha? Już samo to podejrzenie sprawiło, że chciał dostać młodzieńca w swoje ręce. Mógł odpowiedzieć na wiele pytań, a młodzi nie byli zwykle zamknięci w sobie, szczególnie, gdy ktoś usilnie "namawiał" ich do mówienia.
Pozostawały dwa problemy. Idący za chłopakiem cień o paskudnej mordzie oraz Mikkel w środku wrogiego obozu.

Beorning odczekał w bezruchu, aż przejdą obok niego. Ukryty w zaroślach pozostał niewidoczny także dla tropiciela, za bardzo skupionego na śledzonym obiekcie. Wyglądał jakby chciał go zamordować. oni wszyscy tak wyglądali. Jaki król mógł ciągnąć za sobą takich ludzi? Połączenie różnych, pozbawionych moralności indywidualności. Jeśli teraz byli jeszcze lojalni, mogło się to zmienić niemal od razu, z jedną jakąś nieprzychylną im decyzją. Musieli zostać rozbici i wypędzeni. Na razie Rathar nie wiedział jak to zrobić.

Nie chcąc niepotrzebnie narażać Mikkela, nie zamierzał działać już teraz. Jednocześnie nie mógł puścić ich bez choćby próby dowiedzenia się czegoś użytecznego. Wziął do ręki spory kamień i rozejrzał się, wybierając kierunek z mniejszą ilością drzew, aby nie trafić w jakieś stojące blisko swojej pozycji i cisnął nim z całej siły. Uderzenie o drzewo było w miarę dobrze słyszalne. Tropiciel przystanął i zaraz skierował się w tamtym kierunku, pozostawiając chłopaka bez ochrony na te chwile, tak jak Rathar miał nadzieję, że będzie to wyglądało. Ale potem młodzieniec również tam podążył.
To nasunęło nowe pytania. Czy jego zamyślenie i pozorny brak zwracania uwagi na otoczenie to tylko zmyłka? Liczył na to, że stuknięcie było zbyt mocne, a chłopak poszedł tam z nudów. Inaczej samotnie będzie miał problem z pochwyceniem go bez natychmiastowego wywołania alarmu.

Wrócił do Ragnacara, spoglądając w jego oczy.
- Wszystko w porządku? - zdawał sobie sprawę z tego jak niebezpieczne jest to co robili. Zawsze potrafił nieco czytać ludzi, dlatego liczył na to, że jeśli chłopak zacznie wykazywać niepokojące oznaki strachu, zniecierpliwienia lub temu podobne, to dostrzeże to zanim wydarzy się coś złego. - Zdrzemnę się trochę. Obudź mnie o zmroku.
 
Sekal jest offline  
Stary 31-08-2014, 18:00   #147
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Witaj w mej gościnie Mikkelu synu Thorlada. – wódz odezwał się pierwszy głębokim barytonem przerywając chwilę ciszy. – Jam jest Valter zwany Krwawym, potomek lorda Valinda z Daljii, brata Giriona, prawowity dziedzic tronu Dalji. Ale to już przecie nie jest ci nowina. Wszak szukałeś mnie w Wilczym Lesie. – mówił spokojnym lecz niekoniecznie otwarcie przyjacielskim tonem. - Lecz skąd wiesz o mnie i mej tu obecności i z czym przychodzisz do mnie? – zapytał nie kryjąc zaintrygowania oraz podejrzliwości. – Mów synu prawdę a włos ci z głowy nie spadnie. – rzekł poważnie a nawet jakby uroczyście.

Mikkel w odpowiedzi skłonił się po bardyjsku. Nie jednak jak przed królem. Za to z szacunkiem jaki przynależy na przykład starszym rycerzom w dalijskiej gwardii ludzi króla Barda.
- Wiem o tobie od człowieka, który głosił się twoim zwiadowcą, lordzie Valterze. Niejakiego Otberta z klanów Leśnych Ludzi Mrocznej Puszczy. A z czym przychodzę… Tropię poszukiwanego przez lorda Beorna młodzieńca oskarżonego o kradzież i morderstwo. Zwą go Oderickiem. Pochodzi z ludu żyjącego nad Anduiną. Łatwo go rozpoznać po sześciu palcach. Trop jego zawiódł mnie tu. Zapewne w każdym innym przypadku zaniechałbym misji, ale... jestem Dalijczykiem na obcej ziemi. Nie mogłem przejść obok wieści o potomku Giriona, władcy Dali, obojętnie.

Wielkolud kiwnął głową.
- Otbert. Prawdą jest, że wśród zwiadowców moich jest człowiek o takim imieniu. A, że posłałem go w dzikie kraje to i spotkać go mogłeś. Powiedz mi jednak gdzie żeś się na niego natknął i jak to się stało, że ci o mnie powiedział.

Słuchając tonu pytania nie dało się odnieść wrażenia przesłuchania. Raczej pogawędy. Mikkel jednak nie oszukiwał się, że od większości odpowiedzi wiele będzie zależeć. I nie tylko ich treści, ale i formy. Od początku postawił więc na prawdę. Zaczął od ich pierwszego spotkania z Otbertem i Sigbertem do jakiego doszło rok temu. Ze obaj leśni ludzie zdradzili się ze swoimi bandyckimi zamiarami i że zostali srogo za nie ukarani. Dwa dni zaś temu Mikkel ponownie natknął się na Otberta, który umykał przed sprawiedliwością za próbę zabicia Iwgara z Leśnych Ludzi, który nauczkę najsroższą mu sprawił. Przed wykonaniem wyroku Otbert wyjawił komu teraz służy.

Znać było, że Valter z każdym słowem Mikkela chmurzył się coraz bardziej, a brwi jego zbiegały się ze sobą w groźnym wyrazie, który bardziej pasował do jego przydomku niźli do przodka jakim się obnosił.
- Tyś go zabił?

- Nie. Uczynił to ścigający go wówczas przyjaciel mój i Iwgara, Rathar. Ale i ja bym to uczynił gdyby on nie mógł. Jedna szansa to i tak wiele w dzikich krajach.

- Sprawiedliwości, synu, jest tyle ile mieszkańców dzikich krajów. Prawem Otberta było się mścić na tobie i twoich przyjaciołach - Spojrzenie gdy to mówił miał bardzo zasępione. Zaraz jednak spojrzał na Mikkela - Tak jak twoim go zabić. Dość o nim. Rodziny u mnie nie miał więc i nikt go opłakiwać nie będzie. Ale niósł on ze sobą mapę, której zwrotu muszę od Ciebie zażądać. Gdzie ona jest?

- Nie ograbiam zmarłych - odparł krótko Mikkel nie ukrywając tonu zniechęcenia i rozczarowania w tej wypowiedzi - Wskażę jednak grób twoim zwiadowcom.

Valter zmrużył oczy przyglądając mu się uważnie. Przez dłuższy czas nie rzekł jednak nic i Mikkel miał wrażenie, że choć strata Otberta nie wzruszyła twardego wojownika jakim zdawał się potomek Valinda, śmierć zwiadowcy, który niósł ze sobą ważną rzecz, już tak.

- Później do tego wrócimy - rzekł w końcu, a głos jego złagodniał - Tymczasem zdradź mi jak to się stało, że poddany Barda służy Beornowi w odległych od Dali, dzikich krajach.

Tego pytania Mikkel trochę się obawiał. A w zasadzie części dotyczącej odległości od Dali. Bo co tu robił? Tego sam nie wiedział. A człowiek, który nie wie czego szuka, zawsze będzie mniejszym i pozbawionym respektu w oczach tego, który z problemem się tym nie boryka.
Wzruszył ramionami by okazać, że nie boi się tego, że nie zna odpowiedzi.
- Nie każdy ma wyobrażenie tego dokąd prowadzi droga, którą podąża - odparł - Ja wiem tylko, że jakkolwiek kocham odrodzoną z popiołów Dal, to co oferują ona ludziom północy w wyobrażeniu tym się nie mieści. Szukam więc. A sługą niczyim nie jestem za wyjątkiem króla Dali. Lord Beorn zaś okazał mi, mej żonie i moim przyjaciołom gościnę. I to w czasie gdy dom jego pogrążony był w żałobie powstałej na skutek wieści któreśmy mu przenieśli. Zaoferowałem zatem pomoc w odnalezieniu tego, który żałobie tej mógł być winny. Beorn pomoc tę przyjął.

Valter skrzywił się wyraźnie zniesmaczony.
- Rozdzielając rodzinę. I to obcych, na karby których zrzucił swoje problemy. I dając ci dziecko do pomocy - pokręcił głową, a potem parsknął rozbawiony chyba trochę tym co usłyszał - Nie moja to rzecz. Nie mam w Beornie wroga. Choć on może go mieć we mnie jeśli zapomni, że w dzikich krajach każdy może znaleźć dla siebie miejsce. Każdy Mikkelu, synu Thoralda. Bo doskonale rozumiem o czym myślisz, mówiąc, że szukasz. Wielu spośród moich ludzi szukało nim za mną poszło. I dopiero wówczas znaleźli. Niedługo na ziemiach tych będzie Mikkelu nowe, wspaniałe królestwo. Królestwo, w którym szukania nie będzie utrudniać urodzenie, ani bogactwo. Każdy będzie miał okazję sie realizować, nie tylko bogaci, nie tylko szlachta, ale każdy na równi z każdym. Nadszedł dla powstania tego królestwa wyborów czas, bo kto nie będzie ze mną, będzie przeciw mnie!
Przy ostatnim zdaniu nie patrzył już na Mikkela, a w niebo. Jego północno-wschodni nieboskłon. Jakby to jemu zapowiadając to co nastąpi. Natchnienie w jego oczach przez chwil kilka iskrzyło niebezpiecznym blaskiem. Zaraz jednak wrócił spojrzeniem do Bardyjczyka, a głos jego ponownie przybrał tonu gawędy. Coś na kształt ciepłego uśmiechu wykrzywiło też na moment jego usta.
- Być może wtedy będę mógł Ci pomóc odnaleźć to co zgubiła Dal. Odnaleźć i przywrócić. Abyś mógł wrócić tam. Razem z pozostawionymi żoną i dziećmi i nie szukać więcej.
- Nie mamy dzieci - odpowiedział Mikkel łapiąc się na tym, że pierwszy raz podczas tej rozmowy głos mu się załamał lekko - A żona moja, Fanny jest kronikarką - zastanowił się przez chwilę - Rzekłbyś lordzie Valterze zwiadowcą wiedzy. Została natenczas pod opieką lorda Beorna.

Valter na to złapał się pod boki. Wyglądał jakby miał się roześmiać srogim śmiechem, ale pokręcił tylko głową.
- Jak już rzekłem nie mam nic do Beorna. A ty… Zamierzasz wrócić do niego? Co mu powiesz Mikkelu synu Thoralda. Co mu powiesz o mnie?

- Wrócę. A lorda Beorna poznałem jako człowieka, któremu daleko od wścibskości. Będzie się dopytywał o los Odericka. A ten zależy od tego, czy mi wydasz lordzie Valterze człowieka o mord podejrzanego na sąd pod Carrock?

- O tym mowy być nie może - odparł stanowczo, acz mimo to spokojnie wielkolud - Oderick jest teraz nowym człowiekiem. Każdy z jego przyszłości kto ma do niego pretensje, lub żywi uraz, w tym w szczególności Beorningowie, którzy go skrzywdzili jako chłopca, będzie miał ze mną do czynienia.

- Wobec tego oczekuję, że pozwolisz mi rozmówić się z nim na temat tamtych wydarzeń.

- To uczynić mogę. Przywołam go tu zatem. Jednakowoż rozmawiać przy mnie będziecie.

Mikkel skłonił lekko głowę w geście zgody i podziękowania.
- Nim to nastąpi ja również jako i ty chciałem swoją ciekawość zaspokoić. Wszak to ona mnie tu po części przywiodła. Powiedz mi lordzie Valterze jak to możliwe, że potomek Valinda miast wrócić do Dali, ukrywa się w Wilczym Lesie?

- Ukrywa? Ha! Nie mam przed kim się ukrywać Mikkelu z Dali. Ten obóz jest przejściowy i jest mi potrzebny do realizacji moich celów. A i z nimi nie kryję się przed nikim, bo jak już ci rzekłem w dzikich krajach powstanie wielkie królestwo. Więcej się jednakowoż ode mnie nie dowiesz, bo choć zdajesz się odważny i niegłupi, to moim człowiekiem nie jesteś. A może chciałbyś być, Mikkelu synu Thoralda? Bacz tylko, że nigdy nie pytam więcej niż raz.

- Twoja propozycja jest szczodrobliwa lordzie Valterze, jednak król Dali może być naraz tylko jeden… co nie oznacza, że nie zaniósłbym Twoich słów na dalijski dwór gdybyś takie chciał napisać. Tradycja jest silna w duchu ludzi północy. A mimo dawności historii nawet ja słyszałem o Valindzie, który bratem był młodszym Giriona.

Valter zmarszczył się na te słowa. Przez chwilę zdawało się, że waży je. Ze się waha…

- Aby upominać się o tron nie wystarczą słowa, bo jeszcze nikt nie został królem upominając się o należna koronę i nikt mi jej nie da dopóty Bard Uzurpator siedzi na tronie. Dziękuję ci jednak. A teraz…

Wskazał jednego ze swoich ludzi, który podbiegł i wysluchawszy cichego rozkazu zniknał międz namiotami obozu.
Potem przywołał innego, który dzierżył akurat bukłak z jakimś trunkiem. Bez słowa sięgnął po niego i upiwszy porządnie, wyciągnął go w kierunku Mikkela. Bardyjczyk nie odmówił.

Po chwili zaś na miejsce przybył młody mężczyzna. Harde spojrzeniem z wdzięcznością spozierało na Valtera i z podejrzliwością na Mikkela. Dalijczyk nabrał powietrza w płuca. Jedna próba minęła. Przyszła kolej na następną. Miał ochotę szepnąć imię żony… Zmilczał. Wyprostował się.

- Oto i Oderick, Mikkelu synu Thoralda - rzekł wielkolud - Oderick, synu, ten człowiek to Mikkel z Dali. Tropił cię i pragnie zaprowadzić przed oblicze Beorna na sąd. Spokojnie, synu. Nie stanie się to. Jednakże powiedziałem mu, że może cię wypytać o to i owo i liczę, że odpowiesz.
Dłonią dał znak Mikkelowi, że może zaczynać.
Bardyjczyk czas jakiś przyglądał się młodzieńcowi.
- Pokaż swoje ręce - powiedział spokojnie.
Tamten spojrzał na wodza, który skinął głową. Prawa dłoń chłopaka istotnie miała sześć palców. Oderick.
- Zatem skoro zostaliśmy już sobie przedstawieni, przejdę do rzeczy - rzekł Mikkel przechodząc na zupełnie obojętny ton - Jesteś podejrzany o zabicie dwóch jeźdźców Beorna i jednego Beorneńczyka.z Górskiego Grodu. Także o kradzież. Oraz o pochańbienie cudzej żony.
Widział jak sześciopalczasta pięść zacisnęła się w kułak i jak usta młodzieńca otwierały się by coś rzec.
- To nie było pytanie - wpadł mu w słowo Mikkel - Tylko stwierdzenie. A tu nie odbywa się sąd więc nie musisz się bronić, ani usprawiedliwiać. Rzecz, która jest dla mnie ważna dotyczy momentu, w którym uciekłeś jeźdźcom Beorna. Zauważono bowiem w tej okolicy orków, których to dziełem pośrednim mogło być zabicie tych jeźdźców. A okolica to była bliska domu Beorna i bardzo niezwykła dla ich obecności. Przypadkiem znaleźć się tam nie mogli. A to co tam robili należy dla bezpieczeństwa doliny ustalić. Ktoś im musiał wskazać to miejsce. Być może za cenę złota, które nieśli Jeźdźcy. Ktoś komu zależało by za wszelką cenę nie trafić na Carrock… Powiedz mi więc Odericku. Czyś kupił swoją wolność od orków? Możesz mówić śmiało. Lord Valter rozgrzeszył cię z grzechów przeszłości. I ani winy za popełniony mord, ani gwałt, ani układy z orkami nie dosięgną Cię już.

- Kłamstwa! Kłamstwa z twych ust padają! Jedno za drugim! - młodzieniec wybuchnął gestykulując energicznie. - Ja gwałcicielem?! Ja zdrajcą?! Ja mordercą ludzi Beorna?! Odpowiadał na takie oszczerstwa nawet nie zamierzam! A obrażać się nie pozwolę ci człowieku z Dalji! Ani nikomu innemu! Zabiłem orka i kiesę mu odebrałem! I jej nie mam, bo nie chcę tego złota!

Mikkel bardzo się starał by nie dać po sobie znać tego, że tylko czeka aż młodzieniec się na niego rzuci. że celowo go prowokuje…
Kiwnął głową na słowa Odericka.
- Tak. Tyś go zabił. Mieczem odebranym Jeźdźcom, których ugodziły orcze strzały. Strzały, które ciebie nie dosięgnęły. I zabrałeś z jego truchła złoto. Złoto którego jakoby mieć nie chciałeś.
Ponownie kiwnął głową.
- Nie przybyłem tu po to by cię sądzić, boś mi obcy więc przywilej ten przysługuje tylko lordowi takiemu jak Beorn, czy obecny tu Valter. Jednak jedynym kłamcą jaki tu stoi jesteś ty. Kłamcą i w dodatku głupcem. - Zdanie to Mikkel powiedział bardzo zimno. Patrząc prosto w gorejące gniewem oczy młodzieńca. Nie odpuszczając im pola. Wychodząc im naprzeciw. A jednocześnie gotując się na to może za chwilę nastąpić kontynuował bolesną przemowę - Bo chyba nie sądzisz, że wmówisz komukolwiek z tu obecnych, że ork ów przypadkiem zapuścił się w okolice domu Beorna. Ze przypadkiem ciebie tylko oszczędził. Ze złoto wziąłeś ze wstrętem do onego kruszcu. I że w końcu ktoś, zapewne prawowity małżonek, Cię siłą wiódł do alkowy swojej żony. Mów więc czyś to ty go tam sprowadził!!!

- Kłaaaamcaaaaaa!!!! - Nim ktokolwiek zdołał go złapać, młodzieniec rzucił się z furią na Bardyjczyka - Przeklęty kłamcaaa!!!
Wpadł na rycerza z impetem, który obu zbił z nóg i powalił na ziemię.
Mikkel zdołał zasłonić się przed większością ciosów jakimi zasypał go młodzieniec. Nim jednak udało mu się skrócić dystans do okładającego go Odericka, poczuł jak szeroka sześciopalczasta pięść trafia go w usta rozkwaszając dolną wargę. Lord Valter nieśpiesznie skinął na jednego ze swoich ludzi by rozdzielił walczących. Mikkel zaś niebaczny na otrzymany cios, skrócił dystans jeszcze bardziej, a lewicę silnie przyciągnął młodzieńca do siebie. Po czym szepnął mu prosto do ucha.
- Przychodzę od Brunhildy. Musisz do niej wrócić. Zaufaj mi.
I by nie wzbudzać podejrzeń, uderzył głową w skroń osłupiałego nagle młodzieńca.
Chwilę później zostali rozdzieleni.
Mikkel powstawszy jako drugi, otrzepał ubranie z kurzu i otarł krew z wargi.
- Skoro to kłamstwo - kontynuował - To powiedz co się z tym złotem stało.
Chłopak odkąd ich rozdzielono patrzył na Bardyjczyka już nie aż tak gniewnie. Ale za skroń się trzymał. Czym Mikkel miał nadzieję zataić przed obserwatorami fakt, wystudzenia agresji.
- Rozdałem biednym - odpowiedział po chwili wahania - Sobie tylko kilka monet zostawiłem.
- A to ciekawe - odparł Mikkel - bo od Kamiennego Mostu śladu żadnych ludzi na tropie twojej marszruty nie było. Za to znalazłem liczne ślady na skraju Wilczego Lasu, niedaleko od ruin. I moim zdaniem zakopałeś tam gdzieś złoto.
Bardyjczyk odwrócił się od młodzieńca i spojrzał na Valtera.
- Wyślij lordzie Valterze jutro patrol z dobrym tropiciele, oraz ze mną i Oderickiem. Umiem wskazać okolice, w których był Oderick. A on, jeśli został mu jakiś honor, oszczędzi wysiłku Twojemu tropicielowi i wskaże gdzie ukrył złoto.

Mikkel, mówiąc to, nabrał powietrza. Wiedział, że zrobił wszystko co mógł, żeby Valter połknął przynętę. Pytanie pozostawało, czy to wystarczy. A jeśli tak, to musiał jeszcze wysłać Lagorhadrona z wiadomością do Rathara. By ten przygotował w nocy zasadzkę...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 07-09-2014, 10:19   #148
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Słońce skryło się za Górami Mglistymi. Ciężki kobierzec ciemnych chmur zakrywał niebo. Noc zapowiadała się bezgwiezdna. Rathar wyglądał ze zmurszałego muru warownej twierdzy setki lat temu obróconej w ruinę. Okolica była cicha i spokojna.

Z nastaniem zmroku Ragnacar obudził go tak, jak Wszędobylski mu polecił.

- Dwóch konnych z boru pojechało na północ. – wspominał słowa chłopaka.

Patrzył na Wilczy Las a potem obrócił głowę ku dolinie Anduiny wzrokiem omiatając pogrążające się w mroku falujące pagórki. Potem ruszył w głąb kniei. Mikkel żył. Kos przyniósł przywiązaną do nóżki wiadomość. Kto wie, czy tak gdzieś w obozie nie ważyły się ich losy. Cóż jeśli ziści się fortel Bardyjczyka?









Po rozmowie z Oderickiem i potomkiem rodu Giriona, Mikkel znalazł się z powrotem w namiocie, który służył mu w gościnie za przymusową kwaterę. Niby nic się nie zmieniło, a jednak czuł, że nic nie było takim samym jak tych kilka godzin wcześniej. Rathar musiał już dostać wiadomość. Zostało tylko czekać co postanowi Valter zwany Krwawym. Minuty zmieniały się w godziny, a Dajlczyka w końcu zmorzył sen.

Ocknął się zbudzony odgłosami wstającego na nogi obozu. Wyjrzał na zewnątrz. Ludzie byli podekscytowani. Nie zdążył zorientować się dlaczego, poznać przyczyny ożywienia, lecz zauważył, że pod lasem mężczyźni wznosili nowe namioty.

- Dalijczyku! – usłyszał donośny głos i obróciwszy głowę zobaczył zbliżającego się wojownika, który przyprowadził go do obozu pojmawszy dnia poprzedniego w lesie. – Szykuj się do drogi!

Kiedy wyszedł na zewnątrz czekało na niego czterech zbrojnych. Dwóch Ludzi ze Wschodu, jeden długowłosy blondyn w zielonej opończy oraz znajomy mu juz dowódca zwiadowców.

- Idziemy szukać skarbów. – zaśmiał się ponuro.

A więc jednak Valterowi potrzebne było złoto. Nie pogardził sakwą, mimo, że była ona nie wiadomo jak cenna. Wzrokiem omiótł zbrojnych a nie znalazłszy z nimi Odericka rozejrzał się po obozie. Nie było widać nigdzie, ani młodego Beorninga, ani wodza najeźdźców doliny.








Na skraju lasu do ich małego orszaku dołączył młodzieniec z Kamiennego Brodu. Wyjęty spod beornowego prawa sześciopalczaty Oderick.

Rathar widział szóstkę piechurów wychodzących z lasu. Szli ku ruinom warowni.Nastolatek prowadził wskazując drogę i ani razu nie spojrzał na syna Thorlada. Nie odezwał się słowem do nikogo. W końcu wszyscy przekroczyli próg porośniętych trawą kamieni, które ciągnęły się znacząc linie niegdysiejszych murów.n Wśród wojowników Wszędobyslki nie widział trapera, który jak cień jeszcze wczoraj nie odstępował Odericka.

Łucznicy ze Wschodu kopali w miejscu gdzie wskazał Oderic. Młodzieniec minę miał zaciętą. Mikkel zdawał sobie sprawę, że chłopak bił się z myślami.

- Nic tu nie ma. – cudzoziemiec powiedział w Westronie i cisnął szpadlem pod nogi Dalijczyka.

- Gdzie jest złoto? – warknął blondyn z Krainy Koni.

Oderick wzruszył ramionami.

- Może Dalijczyk ukradł? Skąd wiedział, że tutaj schowałem? – rzucił z kwaśną miną.

- Wracamy do obozu. – zawyrokował dowódca spokojnie lustrując otoczenie.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 14-09-2014, 12:24   #149
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Pięciu. Rathar doskonale zdawał sobie sprawę, że czasami fortel i zasadzka były jedyną szansą. Wciąż jednak tego sposobu dotarcia do celu nie lubił i nie pochwalał. Przygotowania zaczął natychmiast, własne odczucia stawały się nieistotne. Mikkel zaczął coś, co zostawione samemu sobie mogło doprowadzić do śmierci Dalijczyka, więc Wszędobylski nawet nie rozważał zrobienia czegoś innego, jeśli liczba przeciwników nie sięgnie granicy nie do przejścia. Ragnacarowi najpierw wyznaczył kilka zajęć, pomocnych przy szykowaniu zasadzki, a następnie nakazał czekać w umówionym miejscu, z koniem gotowym do drogi. Mogło się okazać, że to szaleńcze przedsięwzięcie będzie końcem nie tylko syna Thoralda. Chłopak nie miał w tym uczestniczyć. Jak coś pójdzie źle, miał ruszyć galopem, niosąc wieści.

Nie będąc specjalistą w fortelach, Rathar postarał się postawić na prostotę. Ruiny warowni teoretycznie nadawały się do zasadzki, ale ustalając miejsce Beorning nie miał pojęcia jak będzie to wyglądać. Wrogów mogło być kilkunastu i to konnych. Dlatego zrezygnował z tego pomysłu. Zostawił natomiast tropy. Na tym znał się lepiej, więc zdawał sobie sprawę, jakie nie będą nachalne, zbyt oczywiste. Subtelne, nie aż tak, by tylko szczęściem mogli na nie wpaść, lecz jednocześnie nie narażał się na to, żeby je pominęli.
Tropy złodziejaszka, wynoszącego łup gdzieś do lasu.
Ryzykowne założenie, że pójdą w tę stronę, inną od prowadzącej do obozu i odnajdując kolejne wskazówki wkroczą wprost do niewielkiego jaru, który Wszędobylski odkrył szukając dogodnego miejsca. Jedna z jego ścian była wyższa, niczym ziemne urwisko i znajdowało się tam legowisko jakiegoś zwierza, niedźwiedzia być może. Liczyło się jako dziura dogodna do ukrycia łupu. Powinni ją zauważyć. Wyjście z drugiej strony było wysokie i niewygodne, a sam jar na tyle głęboki, aby utrudniać widoczność okolicy. Kryjówkę dla siebie przygotował w krzakach, we mchu, niedaleko zejścia. Na dole zastawił proste wnyki, dobrze je ukrywając. Na górze przygotował trochę kamieni, gotowy zrzucić je na głowy, gdyby nadarzyła się ku temu okazja. Oby Mikkel nie szedł jako pierwszy.

Nie zamierzał zanadto kombinować. Atak od tyłu, poprzedzony rzutem oszczepu. Kluczowe było ustawienie, ilość przeciwników oraz pozycja Dalijczyka w tym wszystkim, któremu musiał przekazać miecz. W pojedynkę nie miał szans z przeważającym przeciwnikiem. I to była ta bardziej optymistyczna część wszystkiego.
Tamci wcale nie musieli bowiem ruszyć za śladami. Mogli je zignorować i wracać do obozu. Nie znaczyło to, że Rathar wtedy rzucał wszystko i odpuszczał. Plan zapasowy nie zakładał zwabienia ofiar do przygotowanego starannie miejsca. Musiał wtedy skorzystać z mocno zarośniętego wzgórza, gdzie mógł się zaczaić. Czekanie z tym na drogę powrotną, prócz rozluźnienia idących, służyło właśnie temu, aby poznać trasę ich przejścia. Wtedy mógł zastawić i tu przynajmniej jedne, a może i więcej pułapek. Zwierzęta łapały się na nie, dlaczego więc i nie ludzie? Wszędobylski nie był początkującym myśliwym.
Musiał tylko uważać, aby to nie Mikkel wdepnął w co nie trzeba, lecz do przekazywania ostrzeżeń miał co najwyżej szyszki. Z jego ptakiem nie umiał gadać.

Kiedy skończył, obserwując sześciu piechurów, zaczął się zastanawiać, czy nie przesadził z kombinacjami. Ruiny były jedynym pewnikiem na ich trasie i jeśli coś pójdzie nie tak jak sobie zamyślił, będzie trzeba improwizować. Brak wierzchowców był dobrym znakiem. W razie najwyższej konieczności, kiedy atak będzie musiał nastąpić w nieprzygotowanym miejscu, ciągle będzie mała szansa na powodzenie.
Mimo to, martwił się i złorzeczył na szaleństwo, w jakim bierze udział. Brak tropiciela pogłębił stan zdenerwowania. Co gdyby był gdzieś niedaleko, a Rathar go nie zauważył?
- Dość! - warknął do siebie. Tamci wychodzili z ruin. Polowanie się zaczynało. Były w nim tylko dwa priorytety. Mikkel musi zostać uwolniony, a Oderick zostać złapany.
Przeżycie było priorytetem oczywistym.
 
Sekal jest offline  
Stary 19-09-2014, 00:42   #150
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Ranek zbudził go świeżą wilgocią leśnej ściółki. Unosiła się we wnętrzu jego gościnnego namiotu tak jak na całej polanie valteryjskiego hufca. Sącząc w płuca wszystkich obozujących zapach mchu i parującej ziemi. I jakoś tak od momentu, w którym Mikkel otworzył oczy wciągając w nozdrza to zimne, świeże powietrze, nie mógł oprzeć się zupełnie dobremu wrażeniu. Ze czemukolwiek nie nadał wczoraj wieczorem biegu, koniec tego będzie dobry. Nader pewnie wyszedł więc ze swojego namiotu, by od razu zostać zatrzymanym przez dwóch pilnujących go strażników. Skinął im głowami na znak, że wszystko jest w porządku i nie zamierza nigdzie odchodzić, a jedynie wyjrzeć na światło dzienne. Spojrzawszy po sobie nie wzbronili mu tego. Przeciągnął się więc i ziewnął ostatni raz by ostatecznie zrzucić z siebie jarzmo nocy A potem przystanął zapatrzywszy się na poruszenie jakie towarzyszyło dzisiejszemu porankowi w obozowisku. Wyglądało na to, że rzeczywiście, Valter spodziewał się nowych ludzi. Ludzi, którzy gotowi byli pójść za nim i jego wizją wolnego państwa honoru…
Wspomnienie valindowego potomka gdy roztaczał przed nim obraz wymarzonego przez siebie porządku świata, wróciło od razu…
Jak bardzo ci ludzie się mylili… Honor jedyną wartością… Siła jedyną sprawiedliwością… Mawiają, że nawet orkowie z Gundabadu mają swój honor, a swoją sprawiedliwość egzekwują siłą. Jakże daleko od patronatu północy odbiegła wielkość królewskiej krwi Giriona… Zrugał się jednak szybko w myślach za przyrównanie Valtera do tak obmierzłej kreatury. Winy tego człowieka ograniczały się do kwestii Odericka i Otberta. Nie miał prawa oceniać za to jego ideałów. Jeszcze nie…

Spodziewał się, że lada moment Valter każe go przywołać. Nie zaskoczył go więc widok i wieść jaką przyniósł znany mu już zwiadowca o zarośniętej twarzy. Skinął mu głową i wrócił do namiotu, by przygotować się do drogi. Drogi i tego co na jej drodze stało. Mógł tylko zgadywać kogo Valter z nimi pośle. I czy może sam z nimi pójdzie. Choć to ostatnie mogło się okazać równie niebezpieczne co... ciekawe w przebiegu… Najważniejsze jednak, żeby grupa nie była nazbyt liczna. I żeby, bogowie, był w niej Oderick…

- Możemy ruszać - rzekł opuściwszy kilka chwil później swój namiot - Nim jednak wejdziemy w las, chciałbym odzyskać moją broń. Patrole zbrojne nie na darmo jak myślę w dzicz wypuszczacie i w razie co wolałbym i ja być przygotowany na to co w dzikich krajach dybie.

Blondyn wyglądający na rohańczyka, parsknął drwiąco na te słowa, a zarośnięty zwiadowca tylko pokręcił głową uśmiechając się z politowaniem.
- Się nie bojaj dalijczyku. Obronimy cię jak co złego na nas dybać będzie.

- Zdaje się, że nie do końca podzielasz ideały swojego pana, zwiadowco. Wysyłając mężczyznę w dzicz bez broni traktujesz go jak niewiastę, czy smarda. Godzisz w jego honor. A wierz mi, honor w dalijskiej tradycji jest bardzo ważny, bo biedny, czy bogaty, uczony, czy ciemny, każdy do niego ma równe prawo i dostęp. Chcesz zatem potem wytłumaczyć lordowi Valterowi, dlaczego się z nim nie zgadzasz podając za powód, że wraz z kompanami obawiałeś się jednego uzbrojonego mężczyzny?

Blondyn tym razem nie parsknął. Wyszczerzył się tylko do zarośniętego, choć już bez przekonania. Tamten za to przez chwilę patrząc Mikkelowi w oczy kiwał głową.
- Zgoda - skinął na jednego z easterlingów by przynieśli zarekwirowaną broń. Gdy jednak tamten uczynił to, a Mikkel wyciągnął ręce, zwiadowca uprzedził go i z ekwipunku wyciągnął tylko miecz, który następnie wręczył rycerzowi - Resztą zaopiekuje się Folcred - Po czym rzucił zawiniętą w szmaty włócznię i nóż blondynowi i spojrzał wymownie na easterlingów - Ruszamy!

A Oderick?

***

Młodzieniec dołączył do zwiadowców dopiero na skraju lasu gdy Mikkel już zaczynał wątpić w powodzenie swojego planu. Przetrzymane na ostro ściągniętych wodzach nerwy, dały jednak radę i choć zdenerwowanie drzemało w jego sercu, starał się skupić jak i poprzednio na otaczającym ich lesie. A gdy było naprawdę źle to i myślami wracał do Fanny. Cokolwiek byle nie dać oznak do niepokoju. Easterlingowie i bez tego mieli go na oku i z rzadka tylko jeden z nich wysuwał się przed Mikkela. Rycerz więc nie roztrząsał też w myślach przyczyny dla której Oderick dołączył dopiero tutaj. Przyczyn mogły być dziesiątki, a dywagacje nad nimi mogły go co najwyżej zaprowadzić do zwątpienia nad całym planem. A na to nie było już czasu. Bo kolejnej takiej okazji nie będzie. Było ich bowiem czterech przeciw trzem wspieranym przez łuk Ragnacara i wszystko to co wymyśli Rathar…
Ruiny było już widać…

***

Choć bardzo się starał, nie umiał wypatrzyć żadnej pułapki, którą mógłby zastawić Rathar. Przyczyny mogły być dwie. Albo był zbyt lichym zwiadowcą, by przejrzeć Beorneńczyka, albo tamten… zwyczajnie zaniechał planu. Lagorhadron spoglądał na wędrowców, zdecydowanie wdzięczny za ich towarzystwo, które wolał o wiele bardziej od mroku Wilczego Lasu. Wcześniej poinformował jednak Mikkela, że dostarczył Ratharowi wiadomość. Czemu więc nic się nie działo? Spięty jak na postronkach duch Mikkela domagał się natychmiastowych odpowiedzi. Czy miał działać sam? Czy wzruszyć ramionami, że się pomylił i wrócić do Valtera? A może… może coś się stało Ratharowi i Ragnacarowi?

Myśli zagłuszały tylko ciężkie oddechy kopiących na zmianę easterlingów i dźwięk rozgrzebywanej ziemi. Pokryte czarnymi porostami szare zerodowane kamienie tych starych, posępnie wyglądających ruin, zdawały się spoglądać na dalijczyka wyczekująco.
Niemal z ulgą powitał słowa zarośniętego zwiadowcy o powrocie do obozu…

***

Podniesiona ręka. Grupa zatrzymuje się. Jeden z easterlingów, ten mniejszy o odrobinę skośnych oczach, mija Mikkela. Rozmawiają przez chwilę we dwóch. Cicho. Słychać stłumione szepty, ale Dalijczyk wychwytuje słowo “ślady”. Obaj spoglądają to w bok gdzie zarośla wiodą w głębszy las obniżając teren, to na Odericka. Blondyn jest blady. Ruiny chyba źle na niego działały. Na swoich plecach Bardyjczyk czuje oczy drugiego z easterlingów.
- Ruszamy tędy - mówi w końcu zwiadowca pokazując leśną gęstwinę.

Mikkel odetchnął w duchu. To Rathar. Wymyślił coś lepszego od ruin… Teraz pozostawało czekać na ruch Beorneńczyka. I wykorzystać jego atak z zaskoczenia, by następnie samemu zaskoczyć przeciwnika. Bo tak jak zwiadowcy spodziewali się z jego strony podstępu, tak wydawali się zbyt ufni w swoje umiejętności by dopuścić do siebie fakt, że w pobliżu jest ktoś o kim nie wiedzą.
Najpierw miał zająć się easterlingami z tyłu. Potem jeśli się da, to blondynem, który trzymał pieczę nad włócznią. Ale priorytetem było jednak dla niego teraz życie Odericka…
W oddali droga obniżała się wiodąc wędrowców w głąb jaru…
To musiał być plan Rathara.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172