Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-01-2014, 09:46   #31
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gość w dom... jak powiadali. A gość w domu bożym?
Tak się jakoś nie sprawdziło znane powiedzenie. Nijak się nie sprawdziło. Najwyraźniej dobrze urodzony Domenic nie należał do najlepszych gości.

- Te, rycerzyk, zostaw ten scyzoryk - powiedział Ricard, który już miał łuk w dłoni. - Nie od dziś łukiem się bawię, a jak świat światem strzała szybsza była od miecza.

- Zabiłeś bezbronnego
- dodał - a na dodatek kogoś, kto w obronie miasta ranny został. A ciebie jakoś wśród tych, co wilczej sforze czoło stawili nie widziałem. No i jeszcze w domu bożym żeś zbrodnię popełnił. Świadków co niemiara dokoła i wszystkim ust nie zamkniesz. Stój więc grzecznie i głupot nie rób. Z sądu pewnie z życiem ujdziesz.

- A wy
- zwrócił się do pozostałych napastników - rzućcie noże, bo się z tym światem rozstaniecie wcześniej, niż byście chcieli. Co mi przykrości nie sprawi, zapewniam.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-01-2014, 16:44   #32
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
-Teraz już mogę?!-zawołał Hadriada wyrywając ręke uzbrojoną w pistolet z uścisku Vindieriego. Nie czekał na odpowiedź, nie chciał skończyć jak Ricard w lazarecie, a ludzie, którzy wbiegli na korytarz nie wyglądali na komitet powitalny. Leto przymierzył i wypalił, huk wystrzału rozniósł się po korytarzach kasztelu, a nim dym opadł Leto schował rozgrzany jeszcze pistolet do kabury sięgnął po topór i ruszył z wrzaskiem do ataku.
-Za mną, nie ociągać się!-wrzeszczał, gdyby ktoś obserwował sytuację z boku, to ciężko byłoby odróżnić Hadriade od oszalałej załogi zamku.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 31-01-2014, 19:43   #33
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
"Co ja brałem dzisiaj?" zapytał sam siebie tuż po wymodulowaniu warknięcia. Dla pewności warknął raz jeszcze.

-Ażeby pchły tysiąca wielbłądów zalęgły ci się w jajcach! - gardłowe wypluwanie głosek potęgowało narsaińskie "zezwierzęcenie".

Grot niemal dotykał wgłębienia w drewnie podzielając zdenerwowanie właściciela drżącym stukotem drzewca. Myśliwska strzała z zadziorami cholernie ciężko wychodziła z bebechów, zawsze, ale to zawsze zabierając fragmenty tkanki ze sobą. Żółte oczy nabrały intensywności i zdawało się jakby świeciły rozżarzonym blaskiem. Ghrarr niemal widział jak napędzane wsciekłością iskierki energii, życiodajnej Mocy, zmierzają ku jego dłoniom wzmacniając uchwyt i naciąg. Sytuacja była bardzo napięta. Narsain musiał się bardzo, ale to bardzo powstrzymywać by nie wypuścić lotki spomiędzy palców. A do tego tak bardzo ale to bardzo nie chciało mu się przystopować....
Na komentarz o jego domniemanej przyczynie kłopotów splunął tylko.

"Mieszańcom zawsze wiatr w oczy co nie?"
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 31-01-2014, 23:42   #34
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
W sumie Rubus był zadowolony. Po ostatniej robocie z uchodźcami zarobił trochę grosza no i dostał na tyle solidne rekomendacje że z miejsca załapał się na kolejną wyprawę tym razem z księżniczką Felicią Amalią. No „razem” to za dużo powiedziane Uzdrowiciele potrzebowali cyrulików i pielęgniarzy a że wyprawa była na prędce organizowana brali wszystkich… o których słyszeli więcej dobrego niż złego. Wyprawa i tępo były iście dziwaczne bo poza Medykami i Uzdrowicielami było całkiem sporo zbrojnych konno jak i pieszo i nawet jeden czarodziej.

Średnio komponował się do kompani szacownych Uzdrowicieli chudy i żylasty blady jak śmierć na sztandarze za to na w czarnych długich włosach, no i zdeformowane ale za to ozdobione kolczykiem ucho bardziej pasowało do łapiducha spod ciemnej gwiazdy niż przedstawiciela szacownej profesji z Greińskich szkół których zresztą nawet z daleka nie oglądał. Całości dopełniało solidne choć znoszone ubranie, obszerny płaszcz z mnóstwem kieszeni, dwie torby i kij wędrowca. Jedyne co niezaprzeczalnie świadczyło o jego profesji był zapach ziół który roztaczał a który się potęgował gdy otwierał torbę.

W mieście zjawili się w samą porę. Zbrojni na kopiach i kopytach roznieśli wilkoludzi a Uzdrowiciele i medycy posprzątali tych co jeszcze dychali i połatali szybko, sprawnie i fachowo. Po kilku klepsydrach zostało już tylko doglądanie rannych i wtedy o dziwo zaczął się ruch w „szpitalu”

Najpierw przyszedł Vytor młody czarodziej. Poznali się zaraz na początku. Rubus na początku podchodził z rezerwą do tej znajomości w końcu to był czarodziej a on nie… przynajmniej oficjalnie i bardzo się pilnował by jego mały sekret pozostał tajemnicą. Młodego adepta interesowały zwłoki wilkoludzi. Nim jednak zdążyli się rozmówić co i jak z truposzami do świątyni wparowali miejscowi.

Jedno spojrzenie wystarczyło by najczarniejsze scenariusze przeleciały mu przed oczyma. „Wydało się będzie stos.” Po chwili jednak przyszło opamiętanie przecież nie wydał się ani w czasie przemarszu ani w czasie leczenia. „Może on komuś za skórę zalazł” pomyślał pod adresem czarodzieja. Jednak i te domysły nie okazały się prawdziwe.

Nim zdążył się zorientować co się wyprawia Narsain skończył z drugim tyle że krwawym uśmiechem. Nie to że Rubus miał by zamiar rzucić się zasłaniać rannego własna piersią czy coś ale nawet w największych zadupiach lazaret był miejscem gdzie się leczyło a nie dobijało rannych. Na szczęście nim Ser Domenic znalazł kolejną ofiarę do szpitala wkroczyli „cywilizowanie ludzie”. Mając takie moralne i zgoła realne wsparcie Rubus odzyskał rezon.

- Co to ma znaczyć? Tu się do jasnej cholery leczy a nie patroszy. Chcecie się panie rycerz macać żelastwem proszę bardzo ale na dobre imię Matki tu jest szpital.

Nie miał zamiary brać udziału w walce nie mniej uzdrowiciele jemu i kilku mu podobnym powierzyli rannych więc tak na wszelki wypadek namacał schowany w kieszeni kastet.
 
harry_p jest offline  
Stary 01-02-2014, 15:45   #35
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
Vytor był zawiedziony. Nie bez powodu podszedł akurat do tego medyka. Choć imienia nie pamiętał, to już w czasie ich nudnej podróży wyczuł w nim talent magiczny. A jeśli jest jakaś cecha charakteru, po której można było poznać każdego adepta Sztuki, to jest to ciekawość i Alveklos nie stanowił wyjątku od tej reguły. Liczył, że także ten bladolicy cyrulik będzie zainteresowany oględzinami maszkar. Cóż, najwyraźniej się pomylił. Widocznie nie jest materiałem na maga, może nawet nie wie o swym Potencjale?

To jednak stanowiło obecnie najmniejszy z problemów młodego maga. Choć z niejaką ulgą przyglądał się temu, jak „szlachetny” rycerz podrzyna gardło jakiemuś Narsainowi miast jemu, to i tak wzdrygnął się na ten widok. „Co za barbarzyństwo i ciemnogród”, westchnął w duchu. Z pewną radością przyglądał się też, jak grupka ludzi, którzy właśnie wparowali do środka, warczy na piątkę zbójów. Teraz przynajmniej miał jakiś bufor.

Węsząc rozróbę postanowił sprzeciwić się swej naturze i nie uciec. Wiedział bowiem, że lepiej bić się teraz, kiedy są inni którzy mogą nadstawić zań swoje karki, niż w innych warunkach. A wszak zawsze po nieludziach przychodził czas na czarowników. Cofnął się i ustawił tak, by zarówno wojownicy odgradzali go od piątki morderców oraz by miał dobry widok na nich. Jeśli rozpocznie się walka zamierzał czarami zmusić napastników do upuszczenia broni, przede wszystkim chcąc rozbroić rycerza. Skupił się także, by skorzystać ze swojego talentu, pozwalającego na wyczuwanie magii. Jeśli coś nadnaturalnego czaiło się w pobliżu, to wolał o tym wiedzieć zawczasu. Może też ci zabójcy byli pod wpływem jakiegoś zaklęcia? Chociaż Vytor podejrzewał, że to tylko zwykła głupota.
 
Earendil jest offline  
Stary 04-02-2014, 01:33   #36
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Kasztel


Broń palna była szczytem techniki w Voserii. Przybyła na kontynent zza Gardzieli i powoli wymuszała na państwach zmiany w wojsku. Mastegna wiodła prym w jej wyrobie, a większość najemniczych kompanii uzbrajana była w muszkiety i lekkie armaty, które siały spustoszenie na polach bitew. Bronie te były najwyższej jakości, faktorie które je produkowały brały swą robotę bardzo poważnie. Mimo to, łuki i kusze dalej wiodły prym, jeśli idzie o niezawodność.

Hardriada zaklął szpetnie, kiedy jego najcenniejsza własność postanowiła go zawieść w tak kluczowym momencie. Z lufy wyleciała jedynie strużka dymu, brakowało huku i poważnych uszczerbków na zdrowiu. Coś musiało się zaciąć, może proch był wadliwy - Ellyrian nie wiedział i mało go to obchodziło. Musiał bowiem uskoczyć przed szerokimi cięciami nacierającego nań lunatyka.

Madyass miał żołnierskie szkolenie po swojej stronie i nawet atak z zaskoczenia nie mógł tego zmienić. Z dobytym mieczem w dłoni starł się z kolejnym szaleńcem, ciosem z biodra upuszczając całkiem pokaźną ilość krwi. Ranny nie pozostał mu dłużny, skrawawiając ramię. Podobnie i Vindieri, który przez ostatnie tygodnie zdołał przyzwyczaić się do coraz to kolejnych starć, mógł się pochwalić jako takimi sukcesami. Wywinąwszy młyńca mieczem, przeleciał tuż przy Hardriadzie i zdradzieckim sztychem ranił jakiegoś młodziaka. Podobnie jednak jak Madyass nie zdołał umknąć przed ripostą, która rozdarła kamizelę i skórę jednakowo.

O wiele gorsze było uderzenie, które nadeszło w chwilę później, kiedy wycofywał się pospiesznie do tyłu. Vindierowy krzyk odbił się od kamiennych ścian, a sam Mastegneńczyk dowiadywał się właśnie, co to jest to całe deja vu. W przeciągu zaledwie paru dni, jego ramię po raz kolejny zostało zdruzgotane i zmienione w krwawą ruinę. Miecz jęknął przeciągle, uderzając o posadzkę, a Vindieri był pewien, że tym razem nie obejdzie się bez amputacji.

Madyass też miał nieciekawie. Cios wymierzony w jego potylicę na całe szczęście chybił, ale mimo wszystko wyrwał kawał jego prawego ucha, zalewając prawy profil. Żołnierz ryknął niczym tur i natarł do przodu, ciosem oburącz pozbawiając napastnika żuchwy.

Leto zdecydowanie miał pecha. Jego topór napotkał paradę i ześlizgnął się, nie czyniąc większych szkód. Mężczyzna, który na niego natarł, był jednym z wartowników. Świadczył o tym uniform, imponujące wąsiska i obycie z bronią. Hardriada dał się nabrać fincie i dopiero ostry ból w biodrze uświadomił go co do mylnych założeń.

Vindieri jakimś cudem zdołał uniknąć kolejnych ataków, ściskając zranioną rękę. Chwiejąc się i ledwo utrzymując na trzęsących się nogach, zdołał wykonać taktyczny odwrót. Pryszczaty młokos skoczył w ślad za nim i przypłacił ten błąd życiem. Mastegneńczyk uderzył nożem tuż pod żebra, wykręcając rękojeść z satysfakcją. Drugi cios sięgnął tchawicy, a kolejne ruchy nadgarstka wwierciły żelazo aż po kręgi szyjne.

Mięśnie zaprotestowały, kiedy kolejny cios sięgnął letowego obojczyka. Ellyrian wizgnął przez zaciśnięte zęby i poczuł, jak topór wyślizguje mu się z palców. Vindieri chciał mu pomóc, nawet zdołał postąpić kilka kroków, ale widać upływ krwi zrobił swoje i runął na posadzkę. Życie już miało przelecieć Hardriadzie przed oczami, ale nadeszło wybawienie w postaci Madyassa. Rudowłosy żołnierz sieknął wartownika po plecach, skutecznie zwracając na siebie uwagę.

Pierwszy cios odbił się od parady, ale drugi - wyprowadzony z piruetu - wwiercił się między madyassowe żebra, wybijając go z rytmu. Najemnik zatoczył się do tyłu, siniejąc na twarzy. Uderzenie musiało nieźle go otumanić, bowiem skutecznie wyłączyło go chwilowo ze starcia, które zostało zakończone przez Leto. Z toporkiem na powrót w dłoni, uderzył zdradziecko od tyłu. W końcu gdy szło o przeżycie, skrupuły i honor mało znaczyły.

Opętani lokatorzy kasztelu leżeli martwi albo dogorywający na podłodze, ale trudno było czuć z tego powodu żal. Grupka ochotników, która walczyła gdzieś na drugim planie, stawiła opór, ale nie obyło się bez kosztów. Dwójka młodziaków leżała martwa, a reszta postękiwała i świstała ciężko. Tu rozcięta brew, tam skrwawiona dłoń. W porównaniu do tercetu protagonistów mieli dobrze.

Madyass miał cały bok głowy we krwi i paskudną ranę bięgnącą równolegle do dwóch żeber; oparty o ścianę dyszał i wyglądał jakby lada chwila miał wyzionąć ducha. Vindieri zdołał podnieść się do pionu, ale prawa ręka zwisała mu bezwładnie i ściskał ją kurczowo. Leto eksperymentalnie poruszał ręką i z ulgą stwierdził, że mógł z niej korzystać z minimalnym dyskomfortem.

- Brama. - odezwał się Madyass - Musimy otworzyć bramę, tak jak nam przykazano.

Wedle instrukcji wyjście na mury miało być gdzieś na lewo od ich pozycji i to właśnie tam skierowali się ochotnicy. Część z nich pozostała jednak w tyle, rozchodząc się po pobliskich pomieszczeniach, najpewniej sprawdzając czy nie czają się na nich kolejne niespodzianki.

Madyass, Vindieri i Leto nadal byli na korytarzu, zbierając siły na ruszenie się ze swych miejsc. Nie było im to dane, bowiem Elva odzyskała przytomność. Wiedzieli to po jej sylwetce wygiętej w łuk, z głową i blond lokami odrzuconymi do tyłu. Przez chwilę jej klatka uniosła się, napinając materiał kamizeli do granic możliwości, ale powietrze zaraz z niej uszło.

Uszło wraz z krzykiem, który zmusił tercet do zakrycia uszu. Dźwięk odbił się echem od ścian, powędrował wgłąb korytarzy, na zewnątrz, w górę i w dół. Nie było chyba nikogo, kto by go nie usłyszał. Dziewczyna natomiast...

Dziewczyna zwiotczała i na powrót padła na podłogę, z pustym spojrzeniem wbitym w sklepienie. Uszu najemników dochodziło ciche mamrotanie.



Maison Dieux



Dom boży skłonił co niektórych do próby zapobiegnięcia konfliktowi i uniknięcia rozlewu krwi. Próbowano przemówić do rozsądku, przekonać do opuszczenia broni i zastraszyć. Ser Domenic i jego przydupasy byli dobrze wychowani, pozwolili mówić i słuchali nawet uważnie, czasem rzucili krótką odpowiedź. Słowa nie wywarły jednak na nich większego wrażenia, dyplomacja zawiodła.

- Bogowie nam wybaczą. - oznajmił pewnie Martyn - Czynimy ich wolę.

Widać wszyscy byli tego samego zdania, bowiem en masse rzucili się w stronę najemników. Ricard nie zastanawiał się, strzałę dawno miał już gotową. Naciągnął cieciwę, wycelował i puścił. Celował w najbliższego przeciwnika, ale chybił o cale przez kotłowaninę i grot jedynie przeorał jedną z kolumn.

Ghrarr trafił, gdzie chciał. Z tym że oszukiwał, co było jasne dla niego samego, jak i obecnych magów. Strzała niesiona Mocą wwierciła się boleśnie pod żebra ser Domenica, zatrzymując go w miejscu. Narsain szybko ocenił odległości i sięgnął po kolejny pocisk. Energia magiczna ponownie wypełniła powietrze, ale tym razem była to sprawka Vytora. Nowicjusz musiał co prawda wziąć głęboki oddech na uspokojenie, ale wyuczone gesty i formuła same do niego przyszły. Trzy ruchy dłoni i dwa słowa w staro-ellyriańskim później zaklęcie było gotowe, ale rycerz oparł się jego działaniu.

Knut nie polegał na łukach czy magii. U niego liczyła się siła i prędkość, walka wręcz, a nie jakieś wymysły technologii i cuda. Gryzelda przywitała pierwszego napastnika czułą pieszczotą, zmieniając jego facjatę w poharataną ruinę. Drugi z pachołków doskoczył do Knuta i skrwawił mu przedramię, ale szczerze powiedziawszy mężczyzna mało co poczuł. Zwały tłuszczu były swego rodzaju naturalną ochroną. Ex-klawisz wycofał się do tyłu, odpędzając natrętów Chudą Lolą.

Carles ruszył na spotkanie Ser Domenicowi, który jakimś cudem zdołał wydobyć ghrarrową strzałę. Rycerz wyminął paradę Scenuttanina i ciął na skos, raniąc go w biodro. Zbrojny momentalnie cofnął się, zawirował w miejscu i zripostował, rozrywając udo Martyna. Później nastąpiła seria uderzeń, parad, fint i innych szermierczych figur, które uniemożliwiły któremukolwiek z nich dosięgnięcie tego drugiego.

Ten pierwszy, połechtany przez Gryzeldę, nie miał dosyć. Z żądzą mordu w oczach skoczył jak zwierz, kurczowo ściskając nóż. Knut bardzo, ale to bardzo nie lubił poprawiać po sobie i w sumie rzadko kiedy musiał. Widać dzisiaj musiało być jakieś święto. Grubas zaraz skorygował swój błąd i uderzył po raz drugi. Coś chrupnęło, mlasknęło i napastnik padł na świątynną posadzkę z rozłupaną czaszką i kawałkami mózgu robiącymi za dekorację okolicy.

Chciał też odpłacić się temu drugiemu za ranę, ale nie zdążył. Od strony kościelnych drzwi nadleciała ricardowa strzała, wchodząc delikwentowi w biodro aż po lotki. Ghrarr dokończył dzieła kolejnym pociskiem, ale kłopoty już po niego szły, w postaci ostatniego na nogach przydupasa. Vytor i tym razem nie zrejterował, jak to miał w zwyczaju. Chciał pomóc, ale tym razem nie miał czasu na finezyjne splatanie zaklęcia, więc po prostu uderzył czystą energią. Uderzenie zachwiało mężczyzną i posłało go w tył, a Chuda Lola sprowadziła go do parteru. Ghrarr zaproszenia nie potrzebował i odrzucając na bok łuk, skoczył ku znokautowanemu. Nóż opuszczony z całej siły wprost w oczodół zabił momentalnie.

Carles i ser Domenic nadal tańcowali wokół siebie, ale ich ruchy były teraz znacznie wolniejsze. Co jakiś czas któreś z uderzeń wymijało paradę, sięgając celu i upuszczając krwi, lecz wojownicy nadal trwali w impasie. Dorównywali sobie umiejętnościami i dopiero kiedy Martyn zauważył, że pozostał sam na placu boju, Carles był w stanie go rozbroić. Żelazo szczęknęło parę razy o posadzkę, ale zaraz ucichło. Bezbronny rycerz cofnął się i powoli osunął na kolana.

- Sprawiedliwości stanie się zadość. - Domenic wycedził przez zaciśnięte zęby, wbijając nienawistne spojrzenie w Narsaina. Następnie, ku ogólnemu zdziwieniu, złożył dłonie i zaczął się modlić, kiwając w przód i tył.

Taką sytuację zastali właśnie strażnicy miejscy, którzy wtoczyli się do świątyni z żelaznymi pałami i krzykami, żeby "opuścić bronie". Najemnicy posłuchali się rozkazu i zaczęli zdawać raport z tego, czego byli świadkami. Wszyscy, oprócz tych z talentem magicznym.

Oni bowiem, ze zdziwieniem na twarzach, wpatrywali się pusto w przestrzeń, wytężając szóste zmysły. Jakieś magiczne zawirowanie przyciągnęło ich uwagę, którego źródło było chyba w kasztelu. Ghrarr ze swym nierozwiniętym talentem nie próbował nawet dociekać natury tej anomalii. Rubus podobnie poddał się po chwili kontemplacji. Nawet Vytor, posiadający akademicką wiedzę, nie byłby w stanie wyjaśnić tego ewenementu.

Zawirowanie przypominało kobiecy krzyk.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 04-02-2014 o 01:40.
Aro jest offline  
Stary 04-02-2014, 17:02   #37
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bogowie po stronie silniejszych oddziałów. Tak mówili co poniektórzy realiści.
Tym razem okazało się, że nie są po stronie fanatycznego rycerzyka, tylko po stronie tych, którzy bronili rannych. Co prawda pierwszy strzał Ricarda zdewastował jedynie fragment wyposażenia wnętrza, ale potem było dużo lepiej.

- Straż! - stojący w drzwiach Ricard odwrócił się w stronę rozciągającego się przed kościołem rynku. - Straż! Tutaj!

Odwrócił się i ponownie strzelił.
Druga strzała była celniejsza i zwaliła z nóg jednego z towarzyszących Domenicowi nożowników.
Trzeciej wolał Ricard nie ryzykować, bowiem w takim kłębowisku równie łatwo było trafić kogoś ze swoich, jak i wrogów. Szczególnie że tych ostatnich robiło się jakby mniej. Łuk trafił więc na plecy, a Ricard sięgnął po miecz, przypatrując się walczącym, by w razie potrzeby wspomóc któregoś ze swoich.

Wpadający do środka świątyni strażnicy omal nie zwalili Ricarda z nóg. A że walka właśnie się skończyła, Ricard łaskawie zechciał posłuchać polecenia i schował niepotrzebny w tym momencie miecz.

- Wpadł tu, jak szalony, i zaczął podżynać rannym gardła - poinformował strażników, wskazując przy okazji winnego, czyli sir Domenica.

- Ej, co się z wami dzieje? - zwrócił się do trójki obrońców, którzy nagle zaczęli się wygapiać przed siebie pustym wzrokiem.

I natychmiast spojrzał na Domenica. Nie było wiadomo, czy rycerz znowu nie zacznie szaleć.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-02-2014, 17:57   #38
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Nic nie zastąpi tego kurewskiego uczucia, gdy czuje się ból skurwysyna na drugim końcu bata, pomyślał Knut, powalając ciosem Loli przeciwnika na ziemię. Z satysfakcją stwierdził że ten, którego poznał jako Ghrarra nie próżnował i nim Knut zdążył podbiec i skopać leżącego - zgodnie z wszelkimi wymogami więziennej etykiety dla klawiszy - ten zgrabnie i schludnie wyprawił go pchnięciem noża na tamten świat. Gwoli porządku Knut kopnął jeszcze trupa w głowę, o włos mijając nożownika i chciwie rozglądał się za kolejnym napastnikiem.

A wyglądał już strasznie...
Gryzelda nigdy nie była delikatną pieszczoszką. Gdy już posmakowała krwi, za każdym ciosem rozsiewała w powietrzu krople juchy oraz strzępki skóry i włosów, z których sporo lądowało na Knucie. Łysa głowa klawisza, twarz, goła pierś wystająca spod kamizeli, wszystko było pokryte krwawą rosą. Gwoli ścisłości należałoby pewnie też dodać, że krew padła na spodnie, czy kamizelę, ale były one już koloru tak nieokreślonego od brudu i pstrokatego od łat, że ciężko by kilka plamek czerwieni zaburzyło ich obraz. A i Chuda Lola nie pozostawała dłużna siostrze, cała obciekając rdzawą krwią z długich rozcięć, jakie zostawiła na ciele pochłostanych wrogów. Pochlastane przedramię także krwawiło i dopełniało obrazu Knuta.

Brzęk żelaza o posadzkę zwrócił jego uwagę, odwrócił głowę i spostrzegł jego - zasranego rycerzyka, i jego miecz na ziemi.
Ja ci kurwa dam jebany pardon, myśl Knuta przebiła się przez żądzę mordu. Odrzucił baty i z gołymi łapami rzucił się w kierunku sir Domenica.
I nie chodziło tu bynajmniej o jakiś honor i zaatakowanie bronią bezbronnego. Na pewno nie chodziło też o to by nie uszkodzić szalonego rycerza. Sprawa była prosta, można wręcz rzec: prostacka. Knut dziś jeszcze nikomu ręcznie nie najebał, bo jednostrzałowy leszcz w "Trupiarni" zwyczajnie się nie liczył.

Rozpędził się, by w najlepszym knajpianym stylu, byczą szarżą powalić przeciwnika i na ziemi powykręcać wrogowi wszystko co się dało i wszystko co się dało połamać. Już czuł radość ze sponiewierania szlachetnie urodzonego, co zdarzało mu się nader rzadko. Kto wie, czy nawet nie pierwszy raz? W każdym razie na trzeźwo...
Nie zauważył skupionych twarzy Vytora i Rubusa, Ghrarra zostawił za plecami. Ba! Nie zauważył nawet robiących raban strażników, którzy wpadli zbrojnie i tłumnie do świątyni, niemal obalając Ricarda...
Był tylko on i sir Domenik, parszywa gnida podana na tacy niczym prosię w jabłuszkach.
Jeszcze tylko trzy kroki...
dwa..
jeden..
ŁUUUUUUUUP!!!
 

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 04-02-2014 o 19:50.
TomaszJ jest offline  
Stary 05-02-2014, 22:40   #39
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Rubus przyglądał się walce z fascynacją dziecka przyglądającemu się walczącym kotom. Nigdy nie mógł pojąć po jaką cholerę zamiast się dogadać niektórzy po prostu muszą sobie dać po pyskach. Pewnie wiązało się to z tym że sam nie miał specjalnych zadatków na wojownika albo to że zbyt często musiał składać tych którzy nie mieli takich oporów. Zaskoczył go Narsianin strzelił z luku ale wyraźnie „czuć” było go magią gdy strzelał. Niestety rozmyślanie o tym postanowił zostawić na potem bo walka rozkręcała się na dobre. Powoli swoi zaczynali górować nad fanatykami a ostatecznie szlachcic się poddał. Grubasowi jednak było mało i postanowił dodatkowo dokopać pasowanemu. Rubus nawet nie mrugną. Za dożynanie rannych należał się łomot. Widząc że walka rozwinęła się po myśli „tych dobrych” nie przyłączył się do ogólnego mordobicia i rzeźni.

Gdy zaczęło się uspokajać a w powietrzu było już tylko słychać głośne chlaśnięcia grubasa. W końcu zebrał się w sobie i już otwierał usta by rzec sentencjonalnie:

„No… to teraz będę musiał was wszystkich połatać. Ustawić się w kolejkę.”

Gdy zawibrował mu w uszach krzyk. Krzyk kobiety a raczej echo… echo krzyku jakby… magicznego krzyku. Rozejrzał się po zebranych z wyjątkiem Vytor i Narsianina wszyscy zachowywali się jakby nigdy nic, nic nie słyszeli. Nie pomylił się zatem. To musiała być magia. Na pytanie odpowiedział wyrwany z zadumy.

- Magia, magiczne krzyki…

Po chwili zorientował się że palną głupotę, wygadał się z sekretem. Rozejrzał się trwożnie po zebranych. Zmiarkował się jednak po kilku uderzeniach serca. Skoro z Uzdrowicielami przybył może mu się upiecze.

- Dajcie opatrzę was. - zawołał do rannych i nie czekając zabrał się za zszywanie co cięższych ran i opatrywanie lżejszych korzystając z całego zasobu medykamentów pozostawionych przez uzdrowicieli.
 
harry_p jest offline  
Stary 06-02-2014, 15:23   #40
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Trafienie w cel nie było przyczyną jego nieokreślonego grymasu twarzy, przypominającego nieco srającego psa z zatwardzeniem. Po prostu nie spodziewał się, że adrenalina aż tak mu podskoczy by zawirowanie energii przeplatane przez każdą żywą i półżywą istotę, wpłynęło na siłę strzału. Ogólnie rzecz biorąc, jego rasa szczyciła się dobrym, o ile nie doskonałym, postrzeganiem poruszających się przedmiotów i ludzi, co prowadziło do tego, iż trudno było weń trafić, no powiedzmy że z każdej w miarę konwencjonalnej rzeczy. Bo nowości techniczne to inna sprawa. Niejeden raz się spotkał, że świst strzały przerwany został cięciem któregoś z żółtookich.

Nawiasem mówiąc klasyfikacja jego gatunku wyłącznie po oczach była największym błędem w historii całego świata i cywilizacji. Owszem, kolor ten był dominujący, ale wielokrotnie, szczególnie w jego "klanie" spoglądał w niemalże całą paletę barw i odcieni. Owszem, niebieski i pochodne od niego to był prawie bezsprzecznie niespotykany wyjątek, efekt ulotnej wielopokoleniowej pamięci krwi dającej o sobie znać kolorystycznym psikusem. Tak więc mieszanka żółci, zieleni i brązu niejednokrotnie pozwoliła zrzucić winę na ludzkość podczas plądrowań, gdy tylko mała przestrzeń od kości policzkowych do brwi odsłaniana była dla wygody przedsięwzięcia. Wszak w bezksiężycową noc gówno, a i to z trudem, dostrzec można.
Nie, grymas wynikał z nierejestrowalnej smugi jaką stał się pocisk przełamując opór opancerzenia ser ("nadgryziony i spleśniały") Domenica.
Tak szybko jak się pojawił tak szybko zniknął kamuflując się pod poprzednim - cudownej i zwierzęcej wściekłości.
Towarzyszył on kolejnej strzale, wwiercającej się w najbliższy z powodu kotłowaniny cel, a także w momencie gdy rozbryzg osocza i płynu z oka zrosił Ghrarr'owe dłonie.

Każdy na pewno czuł powiew wiatru dochodzący od strony lasu. Ten wszechobecny szum liści zwiastujący energię podmuchu, ta fala wywołana ugięciem zielonych koron poddających się bez oporów. A potem ściana szumu i ukłonów dociera do takiego stojącego tuż przed linią drzew. I co czuje? No właśnie, ledwie włosy, najbardziej podatne unoszą się delikatnie, a zroszona, chwilę wcześniej, berbeluchą skóra ust wyłapuje te delikatne muśnięcie.
To właśnie poczuł Ghrarr, jednak szum tuż przed sprawił, żę przystanął w półkroku wbijając żółte ślepia gdzieś ponad ramieniem klęczącego. Narsaińska skóra, zroszona od wewnątrz rozcieńczoną krwią wyłapała, niczym usta mokre od berbeluchy, mrowienie niczym stado miliardów igiełek na chwilkę wbijających się w całe ciało. Poczuł coś jeszcze...
Dopiero komentarz uzdrowiciela obudził tropiciela z zamyślenia.

-Vinderiemu się przyda - rzucił automatycznie by załapać, że tej osoby z nimi nie ma. - Do kogo te straże? - zreflektował się szeptem do najbliższego najemnika.

"Wietrzę kłopoty, coś jak ślizg na gównie by wpaść do latryny... Jak zwykle pod górkę i ślepej kurze wnyki..."
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172