Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-06-2014, 05:42   #91
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Wejście Jossa

Jeden dzień po wczoraj,
Trzecio-piąty wielodzień panowania wodza Nyumby Straszliwego
Osada orków



Dudnienie przebudziło wszystkich.
Jeden po drugim orkowie wypełzali ze swoich nor, wygrzebanych we wzgórzu, depcząc kości i łajno zalegające pod wejściem.
Dudnienie coś oznaczało.


Wódz mieszkał na szczycie wzgórza, w dziupli olbrzymiego drzewa, na którym wisiały czaszki i oręż pokonanych wrogów. Wódz Nyumba Straszliwy był także kapłanem boga Kroda i budził respekt. Dlatego gdy zobaczył zbiegowisko poddanych zmarszczył brwi, a trajkotanie ciekawskich zielonoskórych umilkło jakby ołowiem zalał.
- Muab tus ntau nruas no! Yuav ua li cas ua lub nruas?* - rozkazał stanowczo.
Stary ork o pobrużdżonej starością twarzy podszedł do wodza i szepnął mu na ucho wieści. Wódz uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Nws yuav carnage! Yuav nqaij! Lawv yuav qaub lub yeeb koob Krod muab peb ntau nqaij!** - krzyknął Nyumba. Odpowiedziała mu cisza.


Krótki bzyk i chlast! Ktoś zabił komara. I znów cisza.


- Koj qw... - warknął zrezygnowany wódz machając ręką i odpowiedział mu głośny odzew.

*"Dawać tu bębniarza! Co mówią tamtamy?"
**"Będzie rzeź! Będzie mięso! Będą łupy na chwałę Krodowi, by dał nam więcej mięsa!"
***"Można krzyczeć..."



Nyumba Straszliwy udał się zaś do Nory Bólu, gdzie więźniowie orków oczekiwali na swoją kolej nad ogniskiem. Było tu pusto, nie licząc dwóch dań. Pierwszy był ludziowym wojownikiem, bardzo mięsistym. Wisiał na rękach zawieszony na korzeniu w pułapie nory i nie miał obu nóg. W obliczu braku ludzkiego mięsa orkowi kucharze ugotowali na nich zupę, by każdy choć posmakował. Drugi więzień zaś był trzymany w wielkiej beczce, spojony odurzającym napojem. To był osobisty łup Nyumby, czarodziej ludziów, pełen dobrej mana. Nyumba czerpał zeń kiedy chciał. Powinien być pełny, pomyślał Nyumba, Cały wielodzień nic od niego nie brałem*
Podniósł klapę beczki... a ona była pusta. Wściekły ryk Nyumby utonął w radosnych okrzykach jego współplemieńców.

*Orkowie myślą we wspólnym. Gdyby myśleli w orkowym, byliby za głupi.





Joss Antarion: Ucieczka przez Dziką Puszczę...

<<<< soundtrack >>>>

Gdzieś w lesie, między osadą orków a brzegiem rzeki
Blisko południa


Joss uciekał. Był jeszcze rozkojarzony, a już na pewno chudy, obdarty i zmarznięty. Pamiętał katastrofę statku, tułaczkę po pełnej niebezpieczeństw dżungli i schwytanie, gdy był zbyt słaby by walczyć. Nie zjedli go.
Oglądał się za siebie co chwila, wypatrując wielkich, zielonych potworów. Najwyraźniej karmili go dobrze, bo miał siły, mimo iż mięśnie były słabe. Co ważniejsze - miał też moc... choć przeciwko całemu plemieniu nie wystarczy.
Pamiętał dobrze jak jedli bosmana Otika, wielkie chłopisko dostarczyło im wiele mięsa. Dużo mniej zdarli z majtka Lagi, choć cmokali jakby im smakowało.


Szykował się na swoją kolej gdy przyszedł największy i najbrzydszy ork, dał mu po głowie i wdusił jakieś świństwo. Od tamtej pory nic nie pamiętał.
Tydzień temu zaczął odzyskiwać przytomność. Prawdopodobnie orkowie nie domyślili się, że uodparniam się na narkotyk, powiedział sam do siebie Joss. A bębny oznaczają że w okolicy jest łup, czyli ludzie. Też słyszeli bębny przed schwytaniem.
Uciekinier potykał się co chwilę i poranił sobie stopy. W pewnym momencie wziął kij, by pomagać sobie w chodzeniu i mieć się czym bronić, gdyby magia się skończyła. Krok za krokiem oddalał się od siedziby ludożerców. Nawet jeśli ma zginąć w paszczy innej bestii to lepsze to, niż powolne opiekanie na ruszcie lub gotowanie w kamiennym garze.
Nagle musiał się zatrzymać i zachwiał się na błotnistej krawędzi skarpy. Poniżej, powoli płynęła sobie łódź z daszkiem, a w niej czwórka mężczyzn rozglądających się wokoło... Joss darł się jak wariat i machał, aż w końcu go zauważyli.

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 27-06-2014 o 06:02.
TomaszJ jest offline  
Stary 28-06-2014, 08:46   #92
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Wat siedział zgodnie z tym co proponował Sabir przy wiośle po prawej stronie osłaniając doktora, wiosło miarowo uderzało o wodę cichymi, na ile to możliwe, lecz pewnymi i silnymi ruchami by jak najszybciej przedrzeć się przez niebezpieczny fragment rzeki. Nagle na brzegu rzeki zauważył jakieś poruszenie w porastających brzeg zaroślach.
- Sabir - zaskrzeczał Wat zachrypłym i skrzypiącym głosem, zupełnie jakby jego dotknięty chorobą język dopiero przypominał sobie jak się mówi. Stojący na czubie łodzi Kirdurczyk zerknął w jego stronę, a Kasadian wskazał mu dłonią poruszające się szuwary. Zaledwie po chwili z szuwarów wyłonił się jakiś mężczyzna, oczy Wata rozszerzyły się w zdziwieniu.
- Co on tu robi na święty róg Hallasa ? - powiedział.
- Heh człowiek… - zauważył Gregor gapiąc się z brzeg niczym szpak w srebrny guzik. - To pewnie za nim te bębny. - Gregor spojrzał w niebo poszukując wzrokiem Eleny. Miała szukać zielonych. Czyżby nie zauważyli jego ucieczki i Elena nadal szukała plemienia? Zaczął się zastanawiać zapominając zupełnie o wiosłowaniu. - Szybko wiosłujmy zabieramy go i spływamy.
Kirdurczyk kiwnął tylko głową i zaczął szybko wiosłować. Skierowali łódź prostopadle do brzegu. Po kilku chwilach łódź wbiła się w muliste podłoże. Sabir wstał i wyciągnął rękę, by pomóc nieznajomemu.
- Wskakuj Dakhil - krzyknął. W tym momencie również przyjrzał się nieznajomemu. Wyglądał na jeńca lub zbiegłego niewolnika. Nie wyglądał na takiego, który stanowiłby zagrożenie, jednak Kirdurczyk wolał być ostrożny. Szczególnie po ostatnich przejściach. - Saawm !
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy
czajos jest offline  
Stary 01-07-2014, 01:32   #93
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Biegł. Nie miał innego wyboru jak biec, biec ile tylko sił w nogach. Biegł więc, nie zważając na otoczenie, a wokół migała zieleń i okazyjnie brąz. Gdzieś jeszcze dalej - a może bliżej? - na granicy jaźni i narkotykowego otumanienia śmigały obrazy. Był rozbity statek, zielono-skórzy kanibale, potrawka z majtka, wielki kocioł. Te były jasne. Później był ogień, zamek w ogniu, czerwony kur, czerwone kałuże, czerwień, szkarłat, krew. Nóż w ciemności, sztylet w purpurze, krzyki. Kobieta ze skrwawioną suknią, mężczyzna z drzewcem włóczni w żołądku. Szczęk żelaza, znowu krzyki i płacz.

Joss Antaryon dopiero po chwili zauważył, że klęczy na ziemi i - wbijając palce w głowę - buja się miarowo w przód i w tył. Świat był nieco zamglony, ale mrugnął raz, drugi, trzeci i ostrość powoli zaczęła wracać, przynajmniej ta wzrokowa. Chłopak powiódł nierozumiejącym spojrzeniem po okolicy, ale po chwili musiał wrócić do poprzedniej pozycji. Miarowe i coraz bliższe bębnienie oraz natarczywe szepty przyprawiały go o potężny ból głowy. Joss poczuł, jak jego organizm grozi wyłączeniem i, nie chcąc stracić przytomności w takich okolicznościach, sięgnął po gruby kij. Krzyknął ni to ze wściekłości, ni to dla kurażu i podniósł się do pionu.

Las pływał wokół niego, ale parł do przodu. Musiał, nie miał wyboru. Rąbnął o konar jakiegoś drzewa, później potknął się o korzeń. Kałuża, w którą rąbnął, zabarwiła się na czerwono. "Moja," przeszło mu przez myśl, "krwawię." Nie przejął się, podniósł znowu na nogi. Bębny dudniły, szepty napierały, a las zdawał się gęstnieć. Joss czuł też gdzieś dalej (ale zdecydowanie za blisko) coś, kogoś. Nie był pewien, nie chciał wiedzieć. Wypadł na błotniste wzgórze, łapiąc oddech, ale zaraz go wstrzymał. Łódź, a na niej ludzie. Nie byli fatamorganą ani mirażem wywołanym przez narkotykowe odurzenie. Byli prawdziwi i zamierzali mu pomóc.

Joss momentalnie otrzeźwiał i nie zastanawiał się długo. Brzeg oznaczał śmierć, a barka i czwórka nieznajomych - wątpliwe i niepewne zbawienie. Z dwojga złego wolał wybrać wariant, który zakładał (choćby w najmniejszym stopniu) jego przeżycia. Własne zdrowie było mu bardzo bliskie. Hycnął więc na “okręt”, przy skoku zahaczając stopami o burtę, co skutkowało w mało eleganckim abordażu. Rąbnął o pokład, a łódź zachwiała się na falach.

- Dziękuję za pomoc - Joss jakoś podniósł się do pionu z pomocą kija i, upewniwszy się że opaska na biodrach zasłania to, co miała zasłaniać, obdarzył kwartet żeglarzy zielono-niebieskim spojrzeniem. - Bardzo to uczynne z waszej strony i godne podziwu, wesprzeć człowieka w czarnej godzinie. Joss Antaryon ma wobec państwa dług.

Po czym, dalej z pełną kulturą, wyrzygał się przez burtę.
 
Aro jest offline  
Stary 01-07-2014, 23:36   #94
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
- Tsza se pomagać w dżungli a te bębny to nie uczta pożegnalna.
Łódź się ponownie zakołysała gdy Joss dopadł burty. Szara wilczyca rozstawiła szerzej łapy i nastroszyła sierść na karku warcząc gardłowo. Powoli zbliżała się do przybysza pokazując kły.
- Spokojnie Rut to nie zielony - Gregor poparł słowa krótkim gwizdem i wilczyca cofnęła się pod nogi zwiadowcy i reagowała warknięciem na każdy co szybszy ruch nowego pasażera. - Swój. To co że śmierdzi zielonym - nadal mówił do wilczycy.
- Joss… ? NIe kołysz tak. Rut się denerwuje. I nie zbliżaj się do niej. Cywilizowana jest ale nawet ja czuje zapach orka nie gwarantuję że nie dziabnie i na razie odstaw kij dla wilka kij to broń.

- Może zakończymy te rozmowy i ruszymy w końcu? Chyba, że nie przeszkadza Ci kolacja z orkami z nami w roli głównego dania - rzucił krótko Kirdurczyk. Wolał już oddalać się od tego miejsca zamiast stać bezczynnie. Spojrzał na Jossa i zapytał szybko - Jesteś w stanie wiosłować?
Wbił jedno z wioseł w brzeg i zaczął z całej siły napierać na nie, by odbić się i oddalić na drugi jak najszybciej. Przynajmniej teraz wiedzieli skąd może nadejść atak i mogli się znaleźć się chociaż trochę dalej.
 
harry_p jest offline  
Stary 02-07-2014, 00:10   #95
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
26 Izoka, roku po Wyniesieniu 1161
Dzika Puszcza, Rzeka wiodąca do Grobowca, Tereny orków.


Ledwo półnagi przybysz wskoczył do łodzi, natychmiast odbiliście jak najdalej od feralnego brzegu. Bębny biły nadal, a dudnienie niosło się po puszczy. Umilkliście, zostawiając pytania na później, teraz oczy wszystkich skierowane były na przeciwny brzeg, lustrując roślinność w poszukiwaniu zagrożenia. Brzeg był jednak bagnisty i zarośnięty, niemożliwym było nic dostrzec... ale też i zaatakować. Doktor i Sabir przygotowani do strzału zdawali się jednak nie przejmować tym. Jeżeli jakaś zielona gęba pojawi się między konarami, poślą strzałę.


Dudnienie bębnów urwało się w pół rytmu, jakby niewidzialna siła uciszyła drażniący głos. Teraz słychać było tylko skrzeczące drzewne jaszczurki, ptaki i pękające tu i ówdzie gałęzie.
- Las na brzegu się przerzedza - ocenił Gregor, ściskając wiosło. - Miejmy się na baczności.

Wat sięgnął do pasa i dobył długiego sztyletu, który tak mu się przydał gdy napadła go anakonda. Podał nowoprzybyłemu rękojeścią do przodu.
- Mam nadzieję że umiesz się tym posługiwać, młodzieńcze, boś jeszcze nie uratowany. Mam wrażenie, że czeka nas jeszcze przeprawa z tymi psubratami.

O dziwo Joss złapał sztylet ze znajomością rzeczy, przełknął ślinę i skinął głową, a jego młoda twarz stężała w determinacji, tej samej która poprowadziła go przed dżunglę do zbawczego brzegu.
- To nie pogaduchy przy piwie! - cicho rzucił Sabir - Wroga wypatrywać!




Tymczasem na brzegu, postój plemienia orków




- Ntse neeg ntws nyob deb bank. Kuv tua tus zov ntawm lub nruas.* - zdyszany ork przybiegł do wodza-kapłana stojącego w otoczeniu wojowników. Na twarzy przywódcy pojawił się gniew.

- Dab! Yog hais tias koj xav hais tias yog khiav dim grossly tsis ncaj ncees lawm! - Tu uderzył końcem swojej laski w spruchniały pień dla podkreślenia efektu. - Tsibneegnoj! - z tłumu wyłonił się potężny ork, pokryty mnóstwem blizn i malunków - Noj peb tes thiab mus rau ib lub pob zeb. Peb ua tiav tau lub pob zeb qhov.**

Wywołany ork pacnął po łbie kilkoro zielonoskórych i cała banda pobiegła przez las, łamiąc gałęzie i płosząc zwierzynę, włącznie z dużymi drapieżnikami, które już dawno nauczyły się, kto w tych okolicach jest na szczycie łańcucha pokarmowego.

*"Sprytne ludzie płyną odległym brzegiem. I zabili strażników z bębnem."
**"Demony! Jeżeli myślą, że uciekną, to grubo się mylą! (...)
Pięcioludożerze (...) weź rękę naszych i idź do samotnych kamieni. My zaczekamy przy kamiennej dziurze."



Rzeka, Łódź Wyprawy Doktora

Brzeg zrobił się dostępny, a grube drzewa swoimi rozłożystymi koronami sprawiały że wszystko poniżej tonęło w mroku. Czujność bohaterów wzmogła się, w każdej chwili oczekiwali spotkania z wrogiem. Orkowie nie słynęli z bystrości i kunsztu wojennego, gdyż woleli polegać na swojej końskiej sile i dzikości. Potrafili jednak walczyć zacięcie i bez cienia lęku, a także byli na tyle bystrzy że mogli zmajstrować prostą zasadzkę.

Zmysły
Gregor: 39/60% -20% (Ukryci w lesie) - zdany!
Sabir: 57/60% -20% (Ukryci w lesie) - oblany!
Doktor: 71/50% -20% (Ukryci w lesie) - oblany!
Joss: 37/40% -20% (Ukryci w lesie) - oblany!
Wat: 06/40% -20% (Ukryci w lesie) - zdany!

- Widzę jednego! - szepnął Kassian Wat
- Ja też - zawtórował mu tropiciel - idą brzegiem, psubraty. Czekają aż podejdziemy bliżej, by mieć okazję do ataku.


Nagle, niczym potwierdzenie słów Gregora, z lasu wyleciał kamień wielkości pięści i grzmotnął w wodę dwadzieścia kroków od łodzi. Potem kolejny.
- Jesteśmy za daleko, nie dorzucą - Sabir spokojnie obserwował lot kamieni, wzbijające w wodzie spore fontanny - ryby tylko płoszą.
Tymczasem Joss, siedzący na dziobie łodzi z niepokojem obserwował bieg rzeki.
- Panowie, nie chciałbym być czarnowidzem, ale to wygląda niepokojąco...


Oczy wszystkich zwróciły się do przodu. Ominąć głazy było łatwo, jednak jeżeli orkowie mieliby zrobić zasadzkę, miejsce wydawało się być idealne. Ale przepłynąć między głazami tak czy tak musieli...


Rzeka, Trzy Głazy, Zasadzka

Wielki ork Tsibneegnoj, co ludzie z lasu zwą go Pięcioludożerem, któremu Nyumba Wielki zlecił zatrzymanie łodzi był pewny swego. Wybrał najsilniejszych i najszybszych wojowników z plemienia, a on sam by na słabych ludzi wystarczył.


Przy kamieniach dorwie ludzi, urwie każdemu głowę i złoży w ofierze Krodowi. A potem plemię będzie jeść i sławić imię Tsibneegnoja.
Jego wojownicy byli gotowi. Każdy czaił się za głazem i każdy zebrał kilka dobrych kamieni do rzucania. Tylko on sam nie miał kamieni. O nie, jego zadanie było dużo słodsze.

Gdy łódź wpłynęła między głazy orkowie wspięli się i każdy wykrzyczał wyzwanie w kierunku łodzi, krzycząc jak pożre jej pasażerów. Uhhh, Pięcioludożer aż zachłysnął się słysząc jednego ze swoich braci i jego talent do obelg!
Ludziki na łodzi poruszyły się i zaczęła się jatka...

Doktor: Strzał z kuszy 08/50% - zdany! Obrażenia: 8=Lekka rana
Sabir: Strzał z łuku 46/50% - zdany! Obrażenia: 5+1=6 Lekka rana
Gregor: Rzut oszczepem 10/70% - zdany! Obrażenia: 19=Ciężka rana
Joss: Kolorowa chmura 89/80% -20% (Zmęczony, Draśnięty) - oblane!
- pozostało Many 150/160


Pierwszy ork, który się wychylił, oberwał od razu dwa celne trafienia - stary człowiek wpakował mu bełt w obojczyk, zaś ten w dziwnych zawojach strzałę brzuch. Nic to dla dzielnego Lugisha! Ale po strzałach dosięgnął jej oszczep odzianego w futra ludzia, oszczep który wbił się głęboko w pierś. Buchnęła czarna krew, ork obrócił się i padł. Potem jednak podniósł się na jeszcze chwilę i cisnął głazem w łódź.

Ork1: Odporność na ból 93/80% - oblany, Rzut kamieniem 31/30% -40% (ciężko ranny) - Oblany!

A potem stało się coś dziwnego... Z brzegu nadleciała śmierć.

Tajemniczy strzelec: Strzał z łuku 59/110% - zdany! Rany 20+2=22 Śmiertelna rana!
- Szybkie ładowanie 48/40% - oblane!
Ork2: Cios rozpaczy 41/50% zdany! Trafienie 14+8=22 -Śmiertelna rana!
Losowy cel: Doktor!
Wat: parowanie tarczą 13/110% -50% (Cios rozpaczy, broni kogo innego) - zdany!
Tajemniczy czarodziej: Kolumna ognia 96/60% -20% (Gangrena) - oblane

Troda, sprawny myśliwy, który sam umiał zabić gołymi rękami krokodyla dostał strzałę potylicę, aż wyszła okiem. Nim skonał, cisnął głazem w łódź, by zabrać kogoś ze sobą. Niestety jeden z nich, ludź z metalem na ciele odbił nadlatującą śmierć z jękliwym brzękiem.

Wtem z wokół jednego z kamieni wezbrały się płomienie, które jednak szybko zgasły i ork na szczycie ledwie zaszczycił je spojrzeniem. Coś dziwnego czaiło się w lesie...coś morderczego... ale chwilowo to nie zmarwienie Tsibneegnoja.

Ork3: Rzut kamieniem 28/30% - udany!
- Losowy cel: Joss, 2 - Korpus, Rany 6+6=12 Lekka rana!
Ork4: Rzut kamieniem 13/30% - udany!
- Losowy cel: Łódź, Rany 13+2=15 Rana! Wielkość +2 Draśnięcie!
Ork5: Rzut kamieniem 33/30% - oblany!

Kamienie posypały się na nędzne ludziki. Teraz jego kolej. Kolej na rzeź! Spiął wszystkie swoje muskuły, wyrobione w ciągu lat polowań na potwory i ludzi, wytężył całe swe doświadczenie. I nim ludziki się zorientowały wskoczył na łódź. Młody kąsek, co siedział na przodzie uciekł do tyłu, za skrzynie. Łódź była wąska... to ułatwiało Pięcioludożerowi sprawę. Zabije jednego po drugim.
Jednego po drugim, aż nie zostanie ani jeden żywy.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 06-07-2014, 11:36   #96
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
- Wiecie trochę się… - nie zdążył dokończyć Gregor, bo orki zaczęły wyskakiwać z wody jak żaby po deszczu. Cisnął oszczepem i trafił. W odpowiedzi na łódź posypały się kamienie a na umiak wskoczył obwieszony kośćmi i zębami jeden z największych orków jakiego w życiu widział. Uzbrojony w maczugę zielonoskóry starł się z Watem. Pobudzona smrodem orków Rut wyszczerzyła zęby i zaczęła się wdrapywać się na burtę łodzi.

- Spookój – rozkazał Gregor, który wyciągał z uprzęży kolejny oszczep. Instynkt był jednak silniejszy. Zapach wroga, szczęk broni i dzikie krzyki potęgowały zew walki. Wilczyca wspięła się przednimi łapami na burtę i szykowała się do skoku na kamienie gdzie stali miotacze. Właśnie jeden z orków przycelował, rzucił i trafił Wata wgniatając kirys aż zadzwoniło.
- Warrujj! – Warknął na wilczycę wkładając w komendę całą swoją wściekłość na przeciwnika. Rut aż przysiadła i w samą porę, bo kolejne kamienie posypały się w ich kierunku mijając głowę wilczycy o cal. Gregor przymierzył w tego, który zranił Wata. Rzucił i trafił orka w brzuch, oszczep wszedł głęboko aż zielony się zatoczył. „Oko za oko” pomyślał. Dostał, ale nie padł.

Gregor sięgnął po nóż. Zrobił zamach i smukłe, perfekcyjnie wyważone ostrze wbiło się w obwieszoną wisiorkami klatę zielonoskórego, wydawałoby się nie czyniąc mu żadnej szkody. Nagle z zarośli wystrzelił płomień i trafił orka stojącego najbliżej brzegu. Ryk i smród rozlały się po całej okolicy. Orki jednak nie zdychają łatwo. Rycząc z bólu i wściekłości rzucił kamieniem, ale trafił swojego. Przeciwnik Gregora aż się zatoczył po silnym uderzeniu w plecy, ale ustał. Wyszczerzył gębę do zwiadowcy, cisnął kamieniem. Pocisk wybił powietrze z płuc Gregora. Tego było za wiele, ile można walić w skurczybyka nim padnie, myślał gorączkowo zwiadowca. Drugi nóż, zamach i żelazo wbiło się aż po samą rękojeść tuż obok pierwszego. Zielony stęknął i wziął zamach, ale nie zdążył rzucić. Kaszlnął krwią, zatoczył się do tyłu i padł głową w wodę. Zostało ostatnich dwóch przeciwników. Jednego musiał załatwić upływ krwi, bo nagle zachwiał się i padł, ostatniego dopadł Nowy. Joss wyczarował chmurę, która zmaterializowała się w orka i roztrzaskała łeb ostatniemu zielonemu.

Walka choć zacięta trwała zaledwie chwilkę. Wolny nurt rzeki nieledwie przeprowadził łódź obok kamieni. Gregor wyskoczył z łodzi na kamienie i wyrwał z trupów oszczepy. Noży nie zdążył, bo z lasu wyskoczył kolejny zielony, a za nim biegło jeszcze kilku. Wskoczył do umiaka i używając oszczepu jak drąga odepchnął kadłub od kamieni, a nim chwycił za wiosło zawiązał węzeł na linie kotwicznej i spróbował zarzucić na rękojeść sztyletu pozostawionego w ciele zielonego. Niestety spudłował o cal.

Gregor, rzut lassem 85/100% - 20% (Mały cel) oblany

O drugiej próbie nie było mowy, bo zieloni już wskakiwali na kamienie i szykowali pociski. Dwóch zielonych uznało chyba że Gregor próbował porwać trupa bo czym prędzej zaczęli wyciągać zwłoki z wody i wymachiwać pięściami w stronę łodzi.
- Jak trochę odpłyniemy obejrzę twoje plecy – wysapał Gregor wiosłując – A jak gdzieś wylądujemy i trafi się okazja poszukam czegoś na okład dla ciebie. – Chwilę wiosłował w ciszy. Zebrał się w sobie i znów się odezwał.
- Niepokoi mnie że Elena jeszcze nie wróciła. Może szuka nas w dole rzeki albo śledzi jeszcze jakąś większą grupę zielonych.
 

Ostatnio edytowane przez harry_p : 06-07-2014 o 18:56. Powód: ostatni akapit
harry_p jest offline  
Stary 08-07-2014, 17:29   #97
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Gdy łódź zbliżała się do porośniętych mchem i szarymi koralami porostów głazów Wat był już gotowy, jego dłoń spoczywała na rękojeści bastarda i była gotowa w każdej chwili z cichym zgrzytem wyłonić się z pochwy i zanurzyć się w trzewiach wroga. Na wyblakłej i pozbawionej uczuć twarzy Wata pierwszy raz od wielu dni pojawiły się jakieś emocje, wściekłość kipiała wręcz w jego żyłach, a twarz zazwyczaj pogodna i roześmiana zmieniła się w maskę w której przekrwione oczy śledziły linie brzegu wypatrując wroga nad cienką linią ust ułożonych teraz w kształt odwróconej podkowy. Wrażenie to zapewne potęgowało także to ,że Wat od czasu śmierci Rosalindy całkowicie przestał dbać o siebie, policzki zapadły się zarost zaczął powracać na jego twarz, a zazwyczaj mocno związane w kok dłuższe włosy okrywały teraz twarz kokonem ciemnych pasm. Hełm który zazwyczaj Wat umieścił by teraz na głowie pozostał w kufrze wojak jakoś nie miał ochoty go nakładać. Gdy byli już zaledwie kilka metrów od głazów które przecinały bieg rzeki na ich głowy posypały się kamienie jeden z nich z pewnością zmienił by głowę Doktora w masę rozedrganej tkanki gdyby nie szybka reakcja Kasadiana który osłonił Doktora własną tarczą zbijając jej kantem głaz który swobodnie udał na dno łodzi. Gdy Wat obracał się na powrót ku frontowi łodzi cała barka zakołysała się intensywnie, a na jej dziobie pojawił się jeden z największych orków jakie Wat miał nieprzyjemność widzieć w swoim życiu, bestia odziana zaledwie w opaskę na biodrach była mierzącą prawie pięć łokci bestia była chodzącą góra mięśni, a naszpikowana fragmentami krzemienia i bazaltu maczuga była by zbyt ciężka by zwykły człek dzierżył ją oburącz nie wspominając już o walczeniu nią jedną dłonią jak zapewne będzie to czynił Ork. Za swoimi plecami Wat zauważył, że Sabir też położył swoją dłoń na jataganach ale jako, że łódź była za wąska by walczyć z Orkiem we dwójkę jego dłoń skierowała się do wiszącego przy pasku zasobnika z którego czym prędzej wydobył ozdobioną dziwnymi znakami wykonaną z jakiegoś obcego dla Wata metalu długą szpilę do zszywania skór i rozpoczął dziwny zaśpiew w swoim rodzimym języku. Stojący na dziobie Ork uśmiechnął się paskudnie widząc ucieczkę ich nowego towarzysza ale uśmiech zamarł na jego twarzy ustępując miejsca irytacji gdy dostrzegł ,że w oczach kroczącego w jego stronę z wyciągniętym mieczem ciężkozbrojnego nie ma strachu. Ork naparł na Wata z siłą pędzącego wozu wyprowadzając szerokie uderzenie z lewej strony by zapewne zmieść "nędzną człowieczynę" z łodzi. Wat sparował to uderzenie tarczą aż zachwiawszy się pod siłą ciosu, w trakcie uderzenia trzymana przez Orka maczuga, zapewne przy pomocy jakiejś plugawej magi, stanęła w płomieniach. Silna defensywa Kasadiana wybiła nieco z rytmu Orka dając wojakowi szansę do ataku, postanowił on sprawdzić wpierw swojego przeciwnika posyłając w stronę nóg wroga szybkie pchnięcie, początkujący wojacy często przepuszczają takie uderzenia koncentrując się zbytnio na ochronie górnych partia ciała, jednak po szybkim odskoku który wykonał Ork śmiało można założyć ,że nie był on amatorem. Inicjatywa starcia przeszła w ręce Orka który tym razem chciał czystą siłą powalić i przydusić Kasiana do desek pokładu, tego obrotu sprawy Wat jednak się spodziewał i widząc ,że Ork próbuje napierać na niego swoim ciałem zaparł się nogą o jedną ze stojących za nim skrzyń i odepchnął nacierającą na niego masę mięśni. Przeciwnik wyraźnie się tego nie spodziewał, a wyraz pewności siebie szybko zmienił się w zaskoczenie gdy Wat nie tylko nie poddał się napierającej na niego sile, a wręcz odepchnął Orka zmuszając go do postąpienia dwóch kroków w tył. Następnie uderzył w Orka dwoma szybkimi niczym błyskawica podwójnie markowanymi uderzeniami. Normalny mąż pod naporem takich ataków zwalił by się na deski pokładu jak ścięte łany zboża po uderzeniu kosą, pierwsze z uderzeń Wat wyprowadził z góry markując je krótkim ruchem który sugerował ,że uderzy no w prawy bok przeciwnika Ork nabrał się na ten manewr i opuścił maczugę by chronić prawy bok w trakcie gdy miecz Wata wbił się w jego lewy obojczyk wgryzając się w mięso i trzaskając kość. Po wyciągnięciu ostrza z rany oczy Orka zaszły na sekundę mgłą ale Wat nie pozwalał sobie jeszcze na świętowanie zwycięstwa i wyprowadził kolejne uderzenie które tym razem trafiło w prawą rękę bestii wycinając spory kawałek bicepsu Orka. Jednak przeciwnik nie padał, szybkim machnięciem lewej ręki uderzył z przeraźliwa siłą w dzierżącą miecz dłoń Wata miażdżąc ją z nieprzyjemnym chrupnięciem o burtę łodzi która aż zachybotała się od tego uderzenia. Na domiar złego jeden z orków nieustannie ciskający kamienie w stronę spływających rzeką śmiałków trafił Wata w dołek wybijając mu powietrze z płuc i prawdopodobnie, sądząc po potwornym bólu który zaczął promieniować z miejsca trafienia, łamiąc jakieś żebro. Wat i orko postąpili po kroku w tył by dać sobie chwilę wytchnienia a następnie ponownie zwarli się w batalii. Wat postanowił szybko zakończyć sprawę wykorzystując niewielką przewagę zasięgu którą oferowała mu jego broń wykonał potężny zamach podobny do tego którym Ork rozpoczął walkę który niestety podobnie jak cios Orka został sparowany maczugą z której posypały się ciągle strzelające płomieniami kawałki bazaltu i ciągnące za sobą smugo dymu włókna wydarte z broni przeciwnika. Widząc, że oponent opada z sił i samemu czując jak z trudem łapie powietrze w pierś wyprowadził kolejny dość prosty atak który mimo tego sięgnął celu pozbawiając orka lewej ręki. Mimo tych potwornych obrażeń bestia miała w sobie ciągle dość siły by wyprowadzić kolejne uderzenie dziwny zamach który pozostawiał całą lewą stronę Orka otwartą na kontratak uderzył prawą nogę Kasiana z siłą tak dużą, że chroniące jego nogi kolczuga rozdarła się gubiąc po pokładzie stalowe okręgi pozwalając znajdującym się na maczudze cierniom zagłębić się w nodze wojaka. Siła ciosu sprowadziła Wata na kolana gdzie starając się zapanować jakoś nad bólem z wielu ran usiadł na samym dziobie łodzi by móc osłonić się tarczą przed ciągle śmigającymi nad ich głowami kamieniami i obserwować poczynania współtowarzyszy. Szczególną uwagę poświęcił postępowaniu Sabira który ku zdziwieniu Wata ciągle dzierżył w dłoni dziwną szpilę i zamiast siać do przeciwników z łuku wykonywał nią w powietrzy ruchy które wyglądały jak pchnięcia, sytuacja rozjaśniła się jednak szybko gdy Wat podążył za wzrokiem kirdurczyka i dostrzegł grymasy bólu i rany które pojawiały się na ciałach orków na których spoczął jego spojrzenie. Jego uwadze nie umknęło też to, że wyraźnie ktoś im pomagał, z gęstwiny co parę chwil wylatywała strzała która ze śmiertelną precyzją trafiała w ciała orków zaakompaniowane przez zaklęcia ciskane w przeciwników. Łódź jednak w końcu przepłynęła za głazy wszyscy orkowie którzy wyskoczyli na drużynę w zasadzce płynęli teraz także z nimi twarzami do dołu z prądem rzeki ale z dziczy dało się słychać okrzyki kolejnych więc kampania czym prędzej złapała za wiosła i nie zważając na rany odpłynęła dalej.

Runda 1

Runda 1

Wat vs Pięcioludożer
Status: OK/OK
Inicjatywa: Pięcioludożer (ŚMIERTELNIE RANNY +Ranny, ALE BIJE!)
P1: Atak 15/90 +Przełamanie Obrony 64/70 Zdany+Zdany!
Wat parowanie tarczą 83/110% - Zdany! Test Siły 12/65 - zdany! Wat przejmuje inic: 62/68 - zdany!
Wat, zauważyłeś, że gdy maczuga otarła się o tarczę, buchnęła ogniem. Teraz wygląda jak olbrzymia pochodnia.
Sabir: Teoria magii 54/45 - oblany!
Joss: Teoria magii 96/80% - oblany!
Ale nikt z was nie wie, co to spowodowało! lol
W2: Atak 43/105% + Precyzyjny cios (nogi) 16/70% Zdany+Zdany! Pięciożer paruje 73/80%+10% (Wolny atak) - Zdany!, przejmuje inicjatywę 43/70% - Zdany!
P3: Atak 28/90 +Obalenie 48/70 Zdany+Zdany!
Wat parowanie tarczą 55/110% - Zdany! Test Siły 01/65 - zdany!
Wat parowaniem wybił orka z rytmu i ma inicjatywę do końca rundy!
W4: Atak 71/105% + Finta 30/70% Pięciożer paruje 97/80%+10% (Wolny atak) - oblany!
Trafienie! 9 - Korpus! 17+5=22 Śmiertelna rana! Pięcioludożer Podtrzymanie przytomności 11/80% - zdany! Może walczyć następną rundę.
W5: Atak 73/105% + Finta 61/70% - Zdany+Zdany! Pięciożer paruje 20/80%-30% (Wolny atak, "Ciężko ranny") - zdany! Test Zms 76/70 - oblany! Trafienie!
Trafienie! 6 - P ręka! 10+5=15 Rana! Pięcioludożer Podtrzymanie przytomności 30/80% - zdany! Może walczyć następną rundę. Pięcioludożer Nieczysta Walka 32/70% - zdany! Wat broni 62/40% - oblany! - Trafienie 5 - Prawa ręka. Rany: 16+5=21 = Rana!
Ork walnął Ci z piąchy w łapę, Rzut na pancerz 46 - skórzana rękawica, bez efektu. Chrupnęło!

Pytanie jak on paruje po udanej fincie nie powinien rzucać wpierw na zmysły czy coś ? Fakt! Sorki! Skubany! Wciąż w agonii, wciąż bije. Life


Inicjatywa końcowa:
76 Tajemniczy strzelec -: Strzał z łuku 79/110% - zdany! Rany 2+5=7 Lekka rana!
- Szybkie ładowanie 50/40% - oblane!, Trafienie Ork 1.
63 Joss - Pchnięcie Wolą w Pięcioludożera 21/90% - Zdane! Obrażenia 8= Draśnięcie!
Szansa na obalenie 11/15% - Zdane! Pięcioludożer zaleta Twarda Skóra (Ignoruje draśnięcia), Test siły: 37/110% - ustał.
52 Ork 3 (Zdrowy) - Rzuca kamieniem 17/30 Trafienie! Losowy cel: Wat, Lokacja 7 - Korpus, 19+6=25 - Śmiertelna rana! (5 ponad 20 = Dodatkowe przebicie +1)
SzanBez obrażeń, Krycie Kirysa spada o 10%
52 Ork 4 (Zdrowy) - Rzuca kamieniem 32/30 - pudło!
34 Ork 5 (Zdrowy) - Rzuca kamieniem 40/30 - pudło!
31 Ork 1 (Ciężko ranny) - Odporność na ból 85/80 - oblany! Rzuca kamieniem 06/30 --40 - oblany!
30 Sabir - Wiedźma szpila 11/65% zdany! W następnej rundzie możesz zadać obrażenia szpilą w 1, 3 i 5 segmencie. Nie liczą się odporności i pancerz, chroni test Pdś.
25 Doktor - ładuje kuszę
05 Tajemniczy mag - Rzuca Skałobłoto 42/70-20% - zdany! Cel - skała pod Orkiem 5!
Nagle kamień, na którym stał jeden z orków w mgnieniu oka rozmiękł do postaci błota, Ork 5 na razie walczy z błotem i wodą.
04 Gregor - Rzut oszczepem w kandydata nr 3 - Rzut oszczepem 65/70% - zdany! Obrażenia: 18=Ciężka rana!

Runda 2

Wat vs Pięcioludożer
Status: Ciężko Ranny/Śmiertelnie ranny+ranny+Draśnięty!
Inicjatywa: Wat
W1: Atak 67/105% - 30% (rany) + Zamach 53/70% -30% (rany) Zdany+oblany! Pięciożer Parowanie maczugą 14/80% -10% (Ciężko ranny+Nieudany zamach+wolny atak) - zdany! Przejmuje Inic: 66/70% -40% - oblany!
Sabir Atakuje wiedźmią szpilą: Pięciożer Pdś - 89/30% - oblany!, 12=Draśnięcie (ignoruje odporności),
W2: Atak 10/105% - 30% (Ranny) - Pięciożer Parowanie maczugą 73/80% -30 (Ciężko ranny, Wolny atak) - Oblany!
Trafienie! Lokacja 3 - Lewa ręka, Obrażenia 1+5=6 = Rana! Pięcioludożer umiera ostatecznie!
Ale jeszcze... Cios Rozpaczy (Mistrz)! 08/80% - zdany! Wat obrona mieczem 72/105% -60% (Cios rozpaczy+Rana) - oblany!
Trafienie! 2- prawa noga, 17+1=18 Śmiertelna rana! Szansa na pancerz 33/60% - Rana!
Potężny i groźny ork upada na pokład łodzi. Podobnie jak Kasian, którego ork powalił ostatnim, desperackim atakiem. Tyle że Kasian zaczął zbierać się z pokładu, a ork nie. Nadal jednak nie jesteście pewni czy zaraz znów się nie poderwie, ale na razie bydlę się nie rusza.
?3: Sabir wbija Wiedźmią Szpilę (Ork 1) Test Pdś - 70/25% - oblany! 17=Draśnięcie (ignoruje odporności)
?4:
?5: Sabir wbija Wiedźmią Szpilę (Ork 1) Test Pdś - 69/25% - oblany! 11=Draśnięcie (ignoruje odporności)


Inicjatywa Końcowa:
96 Joss - Rzuca Niewidzialny Dźwig 03/60% - zdany! (utrzymasz go jeszcze 5 rund)
Pozostała Mana: 104
Ciało Pięcioludożera uniosło się do góry kierowane lśniącą od mocy ręką i wolą młodego czarodzieja i oddryfowało kilka kroków za burtę. Joss zdał sobie sprawę ze szczęścia, że drań się nie ruszał, bo uchwycenie ruchomego celu nie udawało mu się częściej niż raz na dziesięć prób.
94 Tajemniczy strzelec -: Strzał z łuku 87/110% - zdany! Szybkie ładowanie 26/40% - zdane!
Cel - Ork 4.
Obrażenia 1: 4+2=6 Lekka rana, Obrażenia 2: 11+2=13 Rana!
84 Gregor - rzut nożem ork 3 42/70% - Zdany! 9+6=Lekka rana!
70 Ork 4 (Ciężko ranny+ranny+Lekko ranny) - Odporność na ból 80/80%, Rzuca kamieniem 62/30 - pudło!
60 Doktor - Strzela z kuszy 66/60% - pudło!
49 Ork 5 (Zdrowy) - Walczy z błotem i wodą 35/80% - zdany!
41 Tajemniczy mag - Rzuca Ognistą Strzałę 02/70-20% - zdany!
Trafienie! Cel: Ork 1 Obrażenia 16, Rana! Ork podtrzymanie przytomności 63/80% - zdany!
Język ognia wystrzelił z zarośli i uderzył, rozlewając się na plecach orka który wrzasnął z bólu. Do was zaś doleciał smród zwęglonej skóry. Zatoczył się, ale ustał. Widać, że niedługo padnie, ale mimo agonii trzyma się na nogach.
30 Ork 1 (Agonia) - Odporność na ból 34/80% Rzuca kamieniem 00/30 !! - Pechowo oblane!
Kamień trafia Orka 3! Obrażenia 15+3=18! Ciężka rana!

- Sabir - Podtrzymuje Wiedźmią szpilę. Zostanie zaczarowana jeszcze 4 rundy
03 Ork 3 (Ciężko ranny+Lekko ranny) - Odporność na ból 12/80%, Rzuca kamieniem 25/30 Zdany!
Trafienie! Cel: Gregor! 9=Korpus, 3+3=Draśnięcie. Pancerz 67 - Kurta skórzana (nie chroni)

Runda 3

S1: Sabir wbija Wiedźmią Szpilę (Ork 4) Test Pdś - 44/25% - oblany! 10=Draśnięcie (ignoruje odporności), Joss przesuwa Orka
S3: Sabir wbija Wiedźmią Szpilę (Ork 4) Test Pdś - 42/25% - oblany! 6=Draśnięcie (ignoruje odporności), Joss przesuwa orka
Ork 4: Podtrzymanie przytomności 21/80% - zdany! Mimo agonii walczy dalej
S5: Sabir wbija Wiedźmią Szpilę (Ork 5) Test Pdś - 65/25% - oblany! 9=Draśnięcie (ignoruje odporności) , Joss przesuwa orka

- Joss - Podtrzymuje Niewidzialny Dźwig. Ciało Pięcioludożera będzie unosić się jeszcze jeszcze 4 rundy (Zasłania Orka nr 4)
- Sabir - Podtrzymuje Wiedźmią szpilę. Zostanie zaczarowana jeszcze 3 rundy
- Ork 5 (Draśnięty) - Płynie do łodzi
88 Gregor (Draśnięty) - rzut nożem ork 3 53/70% -10% - Zdany! 18+1=Ciężka rana! Ork 3 pada i nieruchomieje z nożem w piersi.
78 Ork 1 (Agonia, wciąż walczy+Ranny) - Odporność na ból 34/80%, Rzuca kamieniem 69/30 - pudło
59 Doktor - Wyrzuca płonącą maczugę za burtę
54 Tajemniczy mag - Rzuca Zabójczy Stalaktyt 54/60-20% - oblany!
W stronę orka 3 z głośnym buczeniem wyleciał z zarośli metrowej długości nieregularny kamienny kolec pokryty kryształkami, ale rozpadł się w gruz z głośnym trzaskiem nim sięgnął celu!
19 Ork 4 (Agonia+rana, wciąż walczy) - Cele zasłonięte Ciałem Szefa.
Klnie i wkurza się. A potem obrywa strzałą w plecy i obraca się
18 Tajemniczy strzelec -: Strzał z łuku 49/110% Szybkie ładowanie 64/40% - oblane
Trafienie Orka 4! Obrażenia: 11+1=12 Rana!

Runda 4

Podtrzymanie przytomności:
Ork 1: 70/80% - zdany!
Ork 4: 95/80% - oblany! Ork 4 wpada do wody!

S1: Sabir wbija Wiedźmią Szpilę (Ork 1) Test Pdś - 49/25% - oblany! 18=Draśnięcie (ignoruje odporności)
S3: Sabir wbija Wiedźmią Szpilę (Ork 1) Test Pdś - 04/25% - Zdany! Zaklęcie Wiedźmiej szpili zostaje przerwane!

66 Doktor - Ładuje kuszę
58 Joss - Rzuca Baśniowy Ork na Ork 1 22/80% - Zdany!
Baśniowy Ork atak 45/45% - zdany! Obrażenia 4+4=8 Rana! Ork ginie z roztrzaskaną czaszką!
Pozostała Mana: 91
Z ręki Jossa w kierunku skały buchnął kolorowy dym, z którego na kamień wskoczył Zielony ork. Nim ktokolwiek zdążył się zdziwić, ork zamachnął się swoją dwuręczną maczugą i rozwalił pobratymcowi łeb, po czym rozwiał się na wietrze.
- Sabir - Podtrzymuje Wiedźmią szpilę. Koniec zaklęcia



 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy

Ostatnio edytowane przez czajos : 08-07-2014 o 18:21.
czajos jest offline  
Stary 08-07-2014, 18:03   #98
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
26 Izoka, roku po Wyniesieniu 1161
Łódź Wyprawy Doktora, rzeka na ziemi orków.



Brzegi zaczęły być coraz wyższe i skaliste, już teraz ciężko byłoby się wspiąć na jeden z nich. Rzeka zaś skręcała lekko.
Orków nie było widać, ale byli tam, może niezbyt szybcy, ale niezmordowani truchtali za łodzią. Kołująca nad ich głowami sowa dawała Gregorowi znać o ich pozycji.
Ciężko ranny Wat nie miał już siły wiosłować. Uderzone mocarnym orkowym kułakiem przedramię wojownika zsiniało i pulsowało ostrym bólem, wtórując nodze, którą przetrąciła maczuga zielonego potwora. Gdyby nie zbroja, a zwłaszcza amortyzująca uderzenia przeszywanica...
Jego wiosło przejął Symeon. Wat objął okiem łódź i zobaczył determinację w oczach wszystkich. Gregor i Sabir, ramię w ramię siedzieli z przodu łodzi, obaj wkładając wszystkie siły w wiosłowanie.
Z tyłu, starając się trzymać rytm, wiosłowali nowy - Joss i doktor. Na przedzie łodzi Rut zaczęła szczekać.


Zza zakrętu wyłonił się widok rodem z pięknego snu - był tak bajeczny, że wszystkim zaparło dech w piersiach. Kamienny tunel i niewielki wodospad, za nim zaś niewielkie wzniesienie... Załoga łodzi szybko zdała sobie sprawę, że jeśli dotrą do tunelu, prześcigną zielonoskórych o wiele długości, zapewne uciekną. Jeżeli jednak oni będą pierwsi... w wyobraźni widzieli kamienie różnej wielkości, ciskane z góry, orków skaczących do wody z nadzieją na wdrapanie się na burtę...
Musieli zdążyć.

Mieli niewielką przewagę, Elena krążąca nad orkową sforą była nieco z tyłu. Opadali jednak z sił i wiadomo było wszystkim, że przewaga nie potrwa długo. Co gorsza, orkowie, mimo swojej tępoty też to pewnie wiedzieli.

Pościg sfory Nyumby Strasznego, lewy brzeg rzeki

Nyumba Straszliwy biegł na czele swoich współbraci. Wiedział, że wśród ludzi i innych plemion ci, którzy władali Wielkimi Mocami mogli być słabsi, ale tutaj, w Lesie Potworów Nyumba musiał być szybszy, silniejszy i sprytniejszy od każdego innego orka, by przewodzić plemieniu. Zatrzymał się i zaczął drzeć się na przebiegających wojowników.

- Tuaj rau! Peb yuav tsum tau mus cuag nrog rau lawv ua ntej lub qhov tsua! - kopniakami i szturchnięciami kostura popędzał każdego kto go mijał. - Yuav ua li cas khiav dim kawg ob yuav noj hmo!*

Orkowie ruszyli ze zdwojoną siłą. Każdy znał smak mięsa z orka i nikomu nie smakowało. Oraz - oczywiście - nikt nie chciał być kolacją!
Dobrze się stało że Tsibneegnoj zginął. Gdyby zatrzymał łódź z mięsem też byłoby dobrze, ale tak lepiej, pomyślał Nyumba.
Łódź płynęła coraz wolniej, ale Skalny Tunel był blisko. Na szczycie jest dużo kamieni, niektóre wielkie jak ork. Łatwo będzie zatopić ludziów.
Powinni zdążyć, ale trzeba jeszcze coś zrobić. Krod napełnia brzuchy tem, co biją, pomyślał.
I wychrypiał w kierunku łodzi najokropniejsze, najbardziej zabójcze zaklęcie jakie znał.

Nyumba rzuca Kościany Wir 43/55% - zdany!



Biały popiół zaczął wysypywać się spod jego paznokci i wirować w powietrzu, stapiając się w wirujące czaszki, piszczele, miednice, a także i drobniejsze kości - kręgi, paliczki... wir osiągnął szerokość całej łodzi, a orkowy mag z satysfakcją posłał go za uciekającymi.
Liście i drobne gałęzie ścięte wirującymi gnatami opadły, tworząc sześciokrokową lukę w nadbrzeżnej roślinności, przed którą chwilę było widać zadowolonego Nyumbę. Nie czekając na efekt, ruszył by dogonić biegnące plemię.

* Szybciej! Musimy dogonić ich przed jaskinią! (...) Jak uciekną ostatnich dwóch będzie na kolację!




Łódź Wyprawy Doktora, rzeka na ziemi orków.

Wirującą chmurę kości dostrzegł Joss, zresztą w samą porę. Szybko przeleciał pamięć rozpoznając Kościany Wir. Bardzo efektowne zaklęcie, całe szczęście kruche kości nie wyrządzały wielkich szkód... ale było ich sporo. Czeladnik fachu czarnoksięskiego z łatwością splatał taki czar, ale jak na orka było to nieliche osiągnięcie! Lepiej zatrzymać zaklęcie - splótł dłoń w odpowiedni znak i wysłał moc na spotkanie nadlatującego zaklęcia.

Joss: Teoria Magii 43/80% - Zdany!
Joss: Przeciwzaklęcia 25/70% (Rozpoznane zaklęcie, Zaklęcie Czeladnicze) - Zdany!
Pozostała mana: 81/160

Chmura kości straciła magiczną siłę unoszącą ją w powietrzu i gnaty jeden po drugiej wpadały do wody. Z zalesionego brzegu dobiegł ryk wściekłości, gdy mieniący się magiem ork poczuł rozproszenie swojego czaru.
Czarodziej uśmiechnął się pod nosem i przygotował się na zemstę orka.

Nyumba rzuca Fatum 73/55% - oblany!
Joss: Teoria Magii 50/80% - zdany!

Złowieszczy czar, przed którym nie było obrony wyleciał spośród gałęzi cicho jak śmierć, której ułamek miał w sobie. Kierował się na Jossa. Fatum było jak wezwanie, jeżeli przypadkiem kostucha była w pobliżu, zabierała duszę pechowca, na którego owy czar rzucono. Jeżeli jej nie było, nie było efektu.
Joss już miał go rozproszyć, gdyż mimo iż czar powoduje śmierć nie częściej niż raz na tuzin, lepiej chuchać na zimne. Ale czar sam tracił moc i rozpadł się bez niczyjej pomocy.
- Orkowie i ich magia - prychnął Joss i wrócił do wiosłowania.
- Szybciej - krzyknął Gregor - już prawie jesteśmy.
Ale patrząc na pozycję Eleny, orkowie też... i chyba będą szybciej!

Ogień na zboczu wzniesienia buchnął niespodziewanie odgradzając orków od szczytu groty. Na szczycie zaś widać było dwie postacie - ogoniastych i gadokształtnych przedstawicieli rodu Jaszczuroludzi. Pierwszy palił mocą magii dżunglę, drugi słał strzałę za strzałą w gąszcz.


Każdy znał historię o ludziach - jaszczurach, choć na północy były to raczej bajędy dla znudzonych bab. Zły wicekról kazał stworzyć ich jako armię, by podbić świat. Ale w swojej pysze stworzył ich za silnych i oni zabili jego oraz podbili wyspy.
Oni sami nie byli jednak bajką - nawet w północnych królestwach czy w dalekim Kir-durze można było spotkać ich poselstwa czy pojedyńczych najemników. A teraz dwóch takich uciekało przed orkami.

Jeden z nich - czarodziej żywiołów, jak ocenili Sabir z Jossem, nagle silnym uderzeniem ogona zepchnął ze skarpy łucznika! Ten wpadł do wody z głośnym pluskiem tuż obok łodzi, oblewając was wszystkich wodą.
U góry zaś rozpętało się kolejne piekło ognia i wichur i trzęsień ziemi. Czarodziej ani chybi skakać sie chciał, natomiast zamierzał drogo sprzedać swoją skórę.

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 08-07-2014 o 20:20.
TomaszJ jest offline  
Stary 12-07-2014, 00:34   #99
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Widząc spadającego do wody jaszczuroludzia Wat podniósł się ciężko i odłożywszy miecz i tarczę sięgnął po tyczkę którą poruszali się po rzece na płytszych odcinkach i wyciągnął ją w stronę wyłaniającego się właśnie z wody stwora, co prawda nie ufał jemu podobnym ale fakt ,że zapewne swoją pomocą uratowali jemu i jego kompanom życie wiele znaczył dla Kasadiana.

Wypływające na powierzchnię stworzenie, zaraz po wynurzeniu wydało przeraźliwy skrzek. Krzyk ten przepełniony był niewyrażonym strachem i bólem, a w jego paszczy na chwilę zamigotały dwa rzędy drobnych i ostrych jak brzytwa zębów. Stwór zdawał się w pierwszej chwili nie zauważać łodzi, ani tyczki. Z nadzieją patrzył na walczącego z orkami czarodzieja. Lecz ten nie odpowiadał. Wtedy to człowiek-jaszczur spojrzał na wyciągnięty w jego stronę kij i trzymającego go Wata. Ślepia miał ciemne niczym noc.

Stworzenie pewnie chwyciło szponiastymi dłońmi drewniany drąg. Łódź aż zakołysała się niebezpiecznie od jego siły. Podpływając człowiek-jaszczur uniósł łeb do góry i znów wydał z początku niezrozumiały wrzask, lecz potem z niejakim trudem, dało wyłapać się w nim pojedyncze słowa. Nie był to język, którym władał Gregor, Wat, czy Joss, lecz doktor Symeon mógł coś zrozumieć. Jako uczony posługiwał się przecież wieloma językami. Doktor widząc nerwowe spojrzenia towarzyszy zaczął niepewnie:
- On…- zawachał się- ...zdaje się, że żąda wsparcia. Mogę się mylić, to dziwny dialekt, ale chyba właśnie to usłyszałem. Żąda…

Joss, podczas gdy stary jegomość tłumaczył z jaszczurzego na ludzki, zbliżył się do burty łodzi i kucnął, zaciskając palce na drewnie. Obejrzał najpierw kolorowe łuski z rozdziawionymi lekko ustami, po czym utkwił wzrok w ciemnych ślepiach. Trwał tak z przekrzywioną głową długą chwilę. Dla kompanów nie robił nic, tylko się gapił, ale w rzeczywistości powoli zaczął sięgać myślami w stronę świadomości pływającej jaszczurki. Powoli i - rzecz jasna - ostrożnie. Po chwil skupienia wyczuł wiele mieszanych uczuć, niemal kipiący kocioł. Najwyraźniejsza była jednak złość i ból. Nie ból fizyczny, ale duchowy. Szybko wycofał się, bo umysł ten był jak otwarta rana i odczytywanie go nie było przyjemne.

- Żąda wsparcia? - Parskną Gregor. - A co on ślepy? Ze my to niby co tu robimy? - Sarkał dalej wiosłując zawzięcie. Gdy zbliżyli się do jaskini dał znać sowie by wylądowała. - Jeszcze... chwila... i... będziemy... bezpieczni...

Po chwili Elena wylądowała na wzmacnianym przedramieniu Gregora i stanowczo zażądała smakołyku. Tymczasem nad wami niebo zastąpiło kamienne sklepienie, z którego zwisały draperie ljan i porostów. Nieznajomy jaszczur wdrapał się na łódź i zaczął łapać oddech - nie tyle od utopienia, raczej emocji. Jego skromny rynsztunek opadł z mlasknięciem na pokład, tylko w ręku wciąż trzymał kurczowo kompozytowy, refleksyjny łuk.

Zielona draperia na suficie zafalowała od grzmotu, zaś na płynącą pod nią łódź spadły malutkie kamyczki i piach ze stropu. U góry wciąż grzmiało, za plecami zobaczyliście jak płonący ork wpada do wody. Wkrótce jednak ucichło.
W ciszy która zapadła słychać było okrzyk tryumfu z gardeł orków. Nikt nic nie powiedział, jedynie doktor cicho poruszał ustami.
- Wszystko w porządku - powiedział - nigdy nie słyszałem tego dialektu, musiałem przypomnieć sobie to, co wiem z książek, a to zawsze trochę się różni. Teraz jestem gotów do tłumaczenia.
- Dan kollu dritt, ħabib tiegħi, aħna nifhmu inti* - Powiedział doktor do zaskoczonego jaszczura, acz nieco sztucznie i powoli.

*Już dobrze, przyjacielu, rozumiemy cię.

Przedstawciel rasy Yy'g, bo tym właśnie było to jaszczurze stworzenie. Klęczał na dziobie łodzi, kurczowo trzymając się jej burty i wyglądał przy tym, jakby wahał się czy nie wyskoczyć. Co czujniejsze oko mogło dostrzec, że walczy z jakąś wewnętrzną sprzecznością. Za sprawą słów doktora zlękniony, oderwał wreszcie wzrok od wylotu jaskini.Yy’g wykrzywił swą muskularną szyję z dziwnym grymasem. Z trudem stłumił kolejny wrzask by wreszcie odpowiedzieć:
- S’Sassquath aħħar. Għa… Għandhom jerġgħu lura lejn l-aħwa...** - wykrztusiwszy te słowa jaszczur jakby trochę się uspokoił, lecz jego przerażone ślepia, wciąż lustrowały nerwowo osoby siedzące wraz z nim w łodzi. Ze szczególną obawą obserwował zwłaszcza doktora Symeona, który również bacznie się mu przyglądając wytłumaczył co usłyszał i sam powiedział.

** S’Sassquath ostatni. Musi wrócić do braci...

Gdy barka wpłynęła pod kamienny dach jaskini Gregor rzucił wiosło na dno łodzi i gdyby nie znajomy ciężar Eleny na ramieniu położył by się na pakunkach dla chwili wytchnienia. Przez chwilę zaciskał i prostował palce zesztywniałe od kurczowego trzymania wiosła i gdy sowa przeszła od niecierpliwego pohukiwania do skubania ucha ostrym dziobem roześmiał się, najpierw pogłaskał potem wyją z zanadrza pasek szuszonego mięsa i podał Elenie do skubania. Ptak chwilę próbował szarpać twarde mięso w końcu Gregor podzielił mięso na mniejsze kawałki i karmił sowę z ręki.
- Tak, tak, zasłużyłaś. Nalatałaś się maleńka, znalazłaś zielonych i pokazałaś. - Gregor przekazał uczucia dumy i zadowolenia sowie. nagradzając ją smakołykiem i pieszczotą.
Rut ponownie ustawiła się między Gregorem a Jossem i jaszczuroludziem w pozycji obronnej ale nic poza tym.
- Doktorze co to za jeden? Czego od nas chce?

- To jaszczuroczłowiek, sethianin, jeżeli wolisz. - odrzekł doktor - Dawno temu spotkałem kilkoro z nich, maga i trzech uczonych. Mówią południowym, gdyż zostali stworzeni przez imperialnego maga, ale ich dialekt jest niełatwy. Nie wiem też co ten tu robi, Dzika Puszcza to nie ich ziemie. Może wyprawa naukowa lub zwiadowca wojskowy? - Doktor wydawał się być równie zdziwiony jak reszta, po czym cicho przetłumaczył to, co zostało powiedziane Ss'asquathowi.

- Acha. - Odparł Gregor nadrabiając mądrą miną, Chyba liczył że Doktor od razu wyciągnie z jaszczuroludzia więcej informacji - Tak czy siak można gadać i pracować. Wat zajmnę się twoją raną. Sciągaj tą blachę z pleców. Od samego patrzenia boli mnie w krzyżach a co dopiero ciebie. - Gregor najpierw obejrzał rany by zacząć od najgorszych i choć noga wyglądała równie paskudnie jak plecy zaczął od góry. Najpierw pomógł wojownikowi odpiąć pancerz i nim odłożył pokazał mu miejsce gdzie uderzył kamień. – Nim założysz ponownie będzie trzeba to odgiąć bo samo noszenie tego otworzy ci rany. – potem z ciągnął resztę ciuchów. Obejrzał dokładnie ranę pomacał wokół. Złamane żebro dwa obok porządnie zbite może dwa kolejne mniej, rozdarta skóra i mięśnie gdzie blacha weszła w ciało.
– Dobra wiadomość mogło być gorzej. Zła… będzie boleć bardziej niż walka z orkiem. Jak macie coś na ból to teraz. – Zwrócił się do pozostałych.

Wat słysząc te słowa pomachał ręką na młodego magika, co prawda chłopak na początku nie wiedził o co chodzi ale Wat gestami pokazał mu, że chciał by odzyskać swój sztylet. Znał tą broń, w końcu należała do niego z grubą warstwę skóry która oplatała rękojeść zaplatał przecież samodzielnie. Po odebraniu broni włożył sobie sztylet w usta i kiwnął głową w stronę Gregora.

Zwiadowca odczekał chwile ale widząc że wszyscy kiwając przecząco westchną po czym zabrał się do roboty. Najpierw oczyścił ranę z resztek tkaniny oraz ostrym nożem usuną niewielkie kawałki luźno poszarpanego ciała które już nie przyrośnie. Rana nie była głęboka i nie znalazł ułomków kości żebra mimo wszystko zatrzymały kamień tyle że miejsce było niefartowne. Ranę obłożył ziołami wygrzebanymi z plecaka i przyłożył świeży opatrunek
.– Teraz zaboli – ostrzegł uczciwie Gregor jakby wcześniejszy zabieg był bezbolesny.

Już po poprzednim zabiegu oczy Wata nabiegły czerwienią i wpajały się intensywnie w wiosło spoczywające po prawej stronie wojaka niczym w jakiś święty posążek, ale gdy do jego uszu doszło informacja ,że będzie jeszcze gorzej wzrok Kasadiana przeskoczył na chwilę na Gregora, widząc ból w oczach leczonego Gregor przystopował na chwilę, Wat wziął trzy spokojne oddechy, a potem zacisnął oczy i znowu kiwnął głową.

Zwiadowca pokiwał z uznaniem Watowi. Na jego miejscu wolał by stracić przytomność bo jeszcze czekała go jeszcze noga i napuchnięta ręka. Delikatnie wybadał złamane żebro i pewnym ruchem nacisną na klatkę piersiową nastawiając złamanie. Sprawdził czy kość wskoczyła modląc się by nie musiał tego powtarzać. Na szczęście udało się wskoczyło na swoje miejsce. Poprawił opatrunek na plecach i zaczął bandażować korpus.
– Będzie uwierać przy oddychaniu, będzie boleć przy chodzeniu i zginaniu się, ale tak trzeba. Inaczej żebro wyskoczy i tsza będzie powtórzyć. Jak zaczniesz pluć krwią albo będą palić cię plecy to powód od zmartwień, ból i swędzenie to dobry znak. Teraz noga.
Gregor pomógł na wpół przytomnemu z bólu wojownikowi wyprostować kolano, zdjął nagolennik i rozsupłał nogawice. Ork rozszarpał ubranie, skórę i mięśnie na szczęście omijając kość i cudem, co ważniejsze żyły.
- Teraz będzie z górki. - Skomentował. - Nie będziemy przypalać. Pocerujemy.

Oczy wojaka po raz kolejny natrafiły na oczy Gregora ale tym razem nie było mowy o nawiązaniu kontaktu wzrokowego, oczy Kasadiana były puste, a słowa zdawały się dochodzić do niego z opóźnieniem. Gregor z Doktorem zdążył już przyszykować igłę i dratwę nim Wat odpowiedział trzecim już skinięciem głowy ale widać było, że nie do końca rozumie co się do niego mówi. W trakcie zabiegu niczym dziecko próbował otępiałymi ruchami uciekać przed igłą ale w stanie jakim się aktualnie znajdował powstrzymać go przed tymi ruchami dał by radę nawet i pięciolatek.

- No lepiej od razu cię poskładać niż na raty leczyć raz i po bólu, ot takie ukąszenie komara... - Widząc reakcję wojaka Gregor od razu zaczął do niego mówić spokojnym jednostajnym tonem tak samo jak do zwierząt gdy je leczył. I podobnie jak ze zwierzętami spróbował przekazać wojownikowi fale uspokajających emocji. Metodycznie zszywał mięśnie i i skórę na łydce cały czas mówiąc. Na koniec obłożył ranę resztką ziół którymi potraktował plecy. Na koniec została zbita dłoń wojownika. Po oględzinach Gregor odetchną z ulgą, tylko stłuczenia. Prawie zadowolony usztywniał rękę kawałkiem płótna i deseczki. Gdy skończył usiadł ciężko na ławeczce przechylił się przez burtę i umył ręce a potem twarz w rzece. Nigdy nie lubił opatrywania ran, zawsze czół ból zwierząt nie tylko ten płynący z ran ale ten który sam zadawał w trakcie kuracji. Z ludźmi było mu łatwiej, wyrażali ból i emocje, krzyczeli zawodzili lub mdleli. Przez chwilę przyglądał się wojownikowi ale widząc że leży na brzuchu zwrócił się do doktora.
- Musze się napić. Masz może coś doktorze? - zapytał

Po skończonym zabiegu Wat pozostał ze swoimi towarzyszami ledwie kilka chwil i choć wydawało się to niemożliwe nawet przytłoczony taką ilością bólu zaległ śpiąc między ładunkami na dziobie i spłynąłwszy niczym pijak po długiej libacji na samo dno łodzi pozostał tam pogrążony w głębokim choć przerywany co chwile krótkim pokasływaniem śnie.

Sabir siedział na rufie łodzi i przyglądał się leczeniu Wata jednak nie los wojaka zaprzątał mu myśli, na pokładzie pojawił się kolejny nieznajomy i to jeszcze dziwniejszy niż jego poprzednik.
- Czy można ufać temu gatunkowi? Mimo pomocy przy orkach nie ufałbym mu. Może to kolejna zasadzka? - Sabir był już przy poznaniu Jossa nieufny. Po tym co przeżyli wolał być ostrożny w stosunku do wszystkiego co ich spotyka na drodze. Szczególnie, nie wierzył w pomoc takiego odmieńca. Nie bez jakiś ukrytych motywów. Także nowy kompan nie budził zaufania. Jaka była szansa, iż na uda mu się akurat na nich wpaść uciekając przed orkami. Ponadto pomoc od tych dwóch gadów była zbyt nagła i niespodziewana. Musieli obserowować wcześniej albo orków albi ich. Druga opcja wydawała mu się spójniejsza. Ratunek powinien wzbudzić zaufanie i osłabić czujność. A następnie pewnie poderżną nam gardła we śnie.
 
harry_p jest offline  
Stary 12-07-2014, 12:18   #100
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
S’Sassquath wysłuchiwał z uwagą słów doktora, tłumaczącego pytania i wątpliwości płynących łodzią względem jego osoby. Gdy słuchał czasem dziwacznie przekręcał łeb dając do zrozumienia doktorowi, że nie do końca rozumie, co ten doń mówi. Wtedy to Symeon Szary próbował używać innych słów aż wreszcie sethianin wydawał z siebie lekko klekoczący dźwięk: „hekk” na znak, że rozumie. Symeon, długo nie uzyskał jednak odpowiedzi na postawione pytania. Przez cały czas, gdy Gregor opatrywał rany, Yy’g w milczeniu obserwował jego poczynania. Wreszcie, gdy niemal wszyscy zwątpili już, że S’sassquath odpowie, ten odezwał się. Mówił powoli, jakby sprawiało mu to kłopoty, a czasem ból. Czasem wzdrygał się robiąc dłuższą pauzę.

- Isem tiegħi S’ssasquath… Dhe… Dan kien K’Hirus, ħabib... Hu Hh'saar, Isem Yy’g. Aħna għal tnejn tagħna*
*Ja nazywam S’ssasquath… To był K’Hirus, przyjaciel... On Hh'saar, ja Yy’g. Szukali my dwóch naszych.*

Zrobił pauzę by spojrzeć na Jossa.

Przypatrywał się mu długo, co z pewnością mogło być niepokojące. Czarne, gadzie oczy osadzone nieco po bokach przeszkadzały mu w dokładnym przyjrzeniu się młodzieńcowi. Kilka razy przekręcił więc głową by staranniej go obejrzeć. Jaszczuroczłowiek wydał z siebie cichy skrzek i niepewnie wskazał Jossa dłonią.

- Rajt inti diġ...Khe!...y…kienu fil-għedewwa! Huwa ra us? Wieħed tajba… tajba tabib hu.
**Widziałem cię już... Khe!...y…byłeś u wrogów! Widział naszych? Jeden dobry… dobry medyk, jak on.

S'sassquath w ostatnich słowach oderwał wreszcie wzrok od Jossa, by wskazać łbem Gregora. Jednak nie na długo, bowiem zaraz znów nań spojrzał, oczekując aż Symeon wytłumaczy co powiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 12-07-2014 o 13:35.
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172