Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2014, 22:15   #111
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

Kazariński Umiak
Wielkość +2, Szybkość 45% (+5% za każdego wioślarza powyżej 2)

OO Porysowany (Draśnięty)
OO Lekko cieknie (Lekko ranny)
OOOOO Przebicie (Ranny)
OOOOOOOOOO Nabiera wody (Ciężko ranny)
OOOOO Zdruzgotana (Agonia)

Sprzet na łodzi.
3 Wiosła, 2 tyczki, składany daszek, kotwa na 20-krokowej linie,
łaty z foczej skóry i lepidło uszczelniające XXXXOOOOOO

Zapasy żywności (Na 6 osób)
XXXXXXX XXOOOOO OOOOOOO OOOOOOO

Skrzynia pierwsza, sprzęt obozowy:
1 Namiot wojskowy oficerski, wedle wzoru imperialnego, mogący służyć zarówno jako miejsce spotkań lub nocleg dla ośmiu osób.
4 Hamaki
8 Moskitier
8 kocy i 8 derek skórzanych
Zestaw igieł i pęk dratwy oraz łaty skórzane w wielu wymiarach.

Skrzynia druga, wypełniona narzędziami:
1 Piła
1 Młotek
1 Cęgi
3 Dłuta
2 Siekiery, w tym jedna drwalska, oburęczna.
2 Maczety
50 gwoździ na palec długich
1 Zwój liny manilowej, 14 kroków liczący
1 Pęk sznurka, stukrokowy
2 Lampy
1 Latarnia sztormowa
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
1 bela lnu

Skrzynia trzecia, z naczyniami:
1 Kocioł miedziany (acz nieco zaśniedziały) z łańcuchem
1 chochla
4 misek cynowych
6 kubków cynowych
5 łyżek cynowych
3 noże kuchenne
1 tasak
1 Albarela ceramiczna solą wypełniona
1 Moździeż żeliwny z tłuczkiem
1 dzban miedziany (zaśniedziały)
1 wiadro

Skrzynia czwarta, naukowymi przyrządami wypełniona:
1 tablica woskowa z rylcem
1 pulpit skryptorski
1 pudełko, akcesoria skryptorskie zawierające, w tym proszki inkaustowe.
1 pęk piór gęsich
4 kodeksy o kartach czystych
50 kart papieru w tubusie skórzanym
1 Szkło powiększające
30 świec woskowych
1 Pudełko z kartami zielnikowymi
1 Pudełko z przyborami zielarskimi
30 zwojów lnianego, czystego płótna na opatrunki
1 Pudełko z narzędziami lekarskimi i chirurgicznymi
Fiolki eliksiru uzdrawiającego OOOX
1 Miotełka




NOC HIPOPOTAMA
<<<< soundtrack >>>>

Noc z 28 na 29 Izoka, roku po Wyniesieniu 1161
Dzika Puszcza, lewy brzeg Rzeki.


Nadchodził zmrok, a wraz z nim zmieniały się dźwięki i zapachy dżungli. Umilkła kakafonia dźwięków, zastąpiona sporadycznymi odgłosami ucieczki i pościgu, odgłosami dalekiego tryumfu oraz piskiem ostatniej porażki. Surowe prawa natury, prawa ofiary i drapieżnika, prawa tego, kto ma jeść, a kto być zjedzony... to były jedyne prawa nocy.

Nasi podróżnicy byli obcy w tym miejscu. Rozbici na brzegu mogli teoretycznie zbierać się do wypłynięcia - łódź i łata wyschły, klej trzymał, no i co ważniejsze - byli wszyscy razem, gdyż prowizoryczna tratwa Squatha wytrzymała akurat do przeciwnego brzegu i zwiadowca wrócił prawie suchą stopą, a wieści o krwiożerczych rybkach - poparte pokasanym ciałem jaszczura odebrały wszystkim chęć kąpieli.

S'sasquath buduje tratwę: Zręczność 29/70% -20% (lekko ranny, niełatwe zadanie) - udany!

Tak naprawdę nikt nie podjął decyzji - czy bezpieczniej ominąć lądem wielkie rzeczne świnie czy czym one były, czy próbować rzeką... tajemnicze ślady z głębi lądu nie dawały spokoju, zwłaszcza Gregorowi. Dlatego dziś w nocy warty były podwójne, zaś wszyscy spali pod bronią. Na wszelki wypadek.

Wartowanie zresztą nie trwało długo... S’Sassquath i Doktor, którzy wylosowali pierwszą wartę zobaczyli coś co od razu postawiło ich na nogi.


- G-ganti ... bil-lejl li ġejjin mill-ilma li jieklu - wyskrzeczał jaszczuroczłowiek
Doktor gapił się przez chwilę nic nie rozumiejąc i po chwili powiedział
- Masz rację. Nocą wyłażą jeść! Budź wszystkich! - Symeon zaklął pod nosem widząc że Squath nic nie rozumie - Kulħadd riġel!


Nie zdążył. Nie dalej jak kilkanaście kroków od nich przez krzaki i drzewa przedzierały się dwa olbrzymy, najwyraźniej mające między sobą wyraźny rankor. Ziemia dudniła pod ich stopami, i krótko potem cała drużyna zebrała się ramię w ramię z doktorem i jaszczuroczłowiekiem, zbudzona odgłosami walki. Wkrótce większy samiec pogonił mniejszego w głąb lądu.
Już miał odejść zadowolony z siebie, merdając wesoło swoim krótkim ogonkiem... gdy zauważył wasze obozowisko.
- O kur... - ktoś szepnął cicho...
- Chrońcie łódź... - szepnął doktor słabym głosem - Chrońcie łódź za wszelką cenę.


Otwierając szeroko zębatą paszczę i raźno przebierając krótkimi nóżkami, szara bestia wagi i rozmiaru trzech dorodnych wołów ruszyła na was truchtem... który dopadł by każdego poza najszybszym biegaczem! Do broni!
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 10-08-2014 o 22:25.
TomaszJ jest offline  
Stary 17-08-2014, 12:14   #112
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Gregor miał nadzieję że się niepotrzebnie martwił śladami… cóż jego obawy okazały się w pełni uzasadnione. Ze snu wyrwały go ryki walczących samców.Za nimi zobaczył resztę stada które wyszło na nocny żer, przez chwilę przyglądał się scenie z otwartą gębą potem pacnął się otwartą dłonią w czoło.

- To ich ślady znalazłem - szepnął i podziękował wszystkim znanym sobie bogom że to nie są drapieżniki.

Z mieszaniną fascynacji i obawy przyglądał się walczącym samcom. Liczył że zajęte sobą przejdą dalej jednak szczęście opuściło drużynę. Zwierz zaatakował…

Pierwszy zareagował ten nowy czarodziej ale chyba nie zadziałało bo hipopotam biegł dalej, potem doktor strzelił z kuszy a bełt wbił się w skórę na karku nie czyniąc szarżującemu zwierzęciu większej krzywdy zaraz po doktorze Gregor rzucił oszczepem drzewce też utkwiło w grubej skórze a hipopotam nawet nie mruknął. Z podobnym szczęściem strzelał też S’Sassquath i Sabir

Wat postawił na inną strategię stanął z obnażonym mieczem i czekał na hipopotama i choć pomysł wydawał się szalony okazał się skuteczny. Hipopotam nadział się na żelazo praktycznie „połykając” miecz. Wściekły z bólu zwierz pochwycił Wata i podniósł niczym pies królika.

Widząc towarzysza w opałach wszyscy rzucili się na hipopotama dźgając i szarpiąc. Najpierw Sabir swoimi żelaznymi szponami potem Gregor jednym płynnym ruchem wyszarpnął szponton z sajdaka i półkolistym ciosem uderzył z boku. Grot włóczni zazgrzytał na oblepionym błotem cielsku a jedynie rozdrażniając zwierza. Hipopotam potrząsnął wielkim łbem wyrzucając z rykiem wojownika kilka metrów w krzaki bryzgając krwią z pyska na lewo i prawo. Zatoczył ciasne koło próbując rozdeptać natrętnych ludzików. Widząc ponownie nacierającego zwierza Gregor odskoczył w bok unikając losu Wata ale lądując potknął się i tanecznym krokiem próbował jeszcze zachować równowagę ale ostatnie wyłożył się jak długi łamiąc i zrzucając na siebie okoliczne krzaki. Zaklinował się z spętany gałęziami i pnączami niczym świąteczny baleron. Pozostali mieli więcej szczęścia i znów dopadli hipopotama. Pierwszy Sabir zaatakował katarem zaraz po nim S’Sassquath wskoczył hipopotamowi na grzbiet, ten bryknął niczym młody byczek ale jaszczur nie dość że się utrzymał to jeszcze wyszarpnął krwawy ochłap i dalej na przemian z Sabirem szarpali zwierza. W końcu Czarodziej wyczarował coś co zadziałało widmowy ork z który rzucił się na hipopotama ale po chwili zniknął.

Widząc zaciętą walkę towarzyszy Gregor nie mógł siedzieć w krzakach bezczynnie wiercąc się i podpierając szpontonem wydostał się z pułapki i popędził w stronę walczących. Chcąc się pozbyć napastników hipopotam zaczął wycofywać się w stronę wody po chwili przewrócił się na bok próbując zmiażdżyć jaszczura na szczęście bezskutecznie. Pierwszy znów zaatakował Sabir niestety tylko zacinając skórę. Potem dobiegł Gregor i z rozpędu wbił się w miękkie podbrzusze. Naparł całym ciężarem ciała na drzewce wbijając grot głębiej gdy wyszarpną drzewce było czerwone od krwi. Ponownie zaatakował S’Sassquath potem znów Sabir.

Hipopotam zaczął wstawać i Gregor to wykorzystał z głębokiego wypadu wbił włócznię ponad obojczykiem przekręcił drzewce aż z gardła hipopotama wydobył się ryk bólu niestety nie udało mu się uszkodzić żadnego ważnego organu. Chwilę później obok Gregora przebiegł Wat z krótkim mieczem doktora i szerokim cięciem wbił się głęboko w ciało zwierza.

Hipopotam miał już dość rycząc z bólu wstał chwiejnym krokiem spróbował uciec do wody przeszedł kilka kroków i zwalił się ciężko na bok.
Widać, że jeszcze oddychał, cielsko unosiło się wraz z każdym ciężkim oddechem, a charczenie niosło się po dżungli. Ale to już koniec, życia było mniej z chwili na chwilę. Zwieracze już puściły, a wydaliny popłynęły do wody dodając cuchnącą nutę do niefajnego zapachu samej bestii i woni juchy. Coś plusnęło w ciemności, zapewne krokodyle ściągają na darmową ucztę...
Natomiast inne hipopotamy jak gdyby nigdy nic dalej pasą się w lesie, niczym wielkie, tłuste krowy na pastwisku.
 
harry_p jest offline  
Stary 19-08-2014, 20:26   #113
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Warta Symeona Szarego i S’Sassquatha jeszcze przed atakiem była niespokojna. Odgłosy dżungli huczały z każdej strony, a owady naprzykrzały się, jak to tylko możliwe. Z początku nie mówili nic, tylko odganiali uparte komary. S’Sassquath zdecydowanie był w posępnym humorze. Już wcześniej doktor znajdował go w takim pełnym bólu zamyśleniu i czymś w rodzaju strachu. Nic dziwnego- druga noc mija odkąd do nich dołączył, a okoliczności tego zdarzenia miały tragiczne zabarwienie.

- Dan Hh’saar, bħala ismu?- zapytał Doktor, po części dlatego, by odegnać senność.
(Ten Hh’saar, jak miał na imię?)
S’Sassquath spojrzał na doktora, jakby zastanawiając się o czym mówi.
- K’Hirus. Marid… uth…u...U hekk li jmutu. – odparł jakby myśląc o czymś innym.
(K’Hirus. Chory… i tak by umarł.)

Takie i inne wypowiedzi, czasem przerywały wszechobecny koncert owadów. S’Sassquath jak zwykle mówił niewiele i z oporami. Raz jednak sam zaczął mówić. Był ciekaw celu wyprawy, a usłyszawszy, że zmierzają do grobowca Nef-Halaima, zdobywcy niemal całego Imperium w poszukiwaniu ukrytych tam tajemnic, zaciekawił się jeszcze bardziej. Zbierał właśnie siły by zapytać czy Doktor domyśla się co to za tajemnice, lecz jego, jak i doktora uwagę przykuł brzeg, na który wylewały się hipopotamy. Nie minęło wiele czasu, aż jeden z nich zaszarżował na nich wściekle.

S’Sassquath zerwał się chwytając za łuk. Wydarzenia potoczyły się szybko, a pod koniec nie pamiętał prawie nic. Strzała nie wyrządziła widocznej szkody nadbiegającemu napastnikowi. Wbiła się jednak i tkwiła. S’Sassquath odrzucił łuk i odchodząc nieco na bok obserwował jak Wat wychodzi naprzeciw zwierzęciu z mieczem i wbija go w rozwartą paszczę zwierzęcia. Ostra woń krwi pierwszej rany z łatwością zagrała na jego dzikiej naturze. Smak krwi w powietrzu nie ogłupia go, choć zawsze gwałtownie ciska w pewne dzikie upojenie, zawsze jednak pozostaje istotą rozumną. S’Sassquath skoczył do ataku. Poczynania ludzi widział jedynie jak przez mgłę. Rozszalałe zwierzę szamotało się straszliwie i omal go nie stratowało, odstąpił do tyłu i natychmiast znów nabiegł na hipopotama. Naskoczył na bok bestii wbijając pazury głęboko w grubą skórę. Drapiąc nimi gruby naskórek i chwytając się sterczących strzał oraz oszczepu wdrapał się na grzbiet. Dziko wgryzał się i szarpał ciało zwierzęcia. Zwierzę rzucało się rozpaczliwie, próbując go zrzucić, lecz S’Sassquath utrzymywał się na nim, wściekle go kalecząc. Wgryzł się głęboko w kark i gwałtownie przekręcając pysk wyszarpał kawał mięsa. Połknął go, unosząc pysk do góry i brudząc się ściekającą krwią. Okropna szamotanina trwała jeszcze jakis czas.

Hipopotam wreszcie przewrócił się na bok, a S’Sassquath zeskoczył z niego, unikając zmiażdżenia i natychmiast znów doń dopadł i zaczął obgryzać ranne zwierzę. Wreszcie Wat zadał ostateczny cios. Wszyscy spojrzeli po sobie. Wszyscy przeżyli. Hipopotam umarł.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 19-08-2014 o 20:33.
Rewik jest offline  
Stary 20-08-2014, 02:59   #114
 
Gothomog's Avatar
 
Reputacja: 1 Gothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skał
Dopiero po naprawieniu łodzi Sabir poczuł jak był głodny i zmęczony. Skupił się by jak najszybciej ją naprawić i ruszyć dalej w kierunku, który tropiciele wybiorą po zwiadach. Spokojnie wyszukał ich zimne racje podróżne i opierając się o jedną ze skrzyń, rozsiadł się wygodnie pałaszując suszone mięso i orzechy. Następnie odpalił swoją fajkę, nabitą tytoniem.

Jego ciało było zmęczone. Umysł, jednak rozluźniony mechaniczną pracą przy łodzi, był wypoczęty. Co powodowało, iż zebrało się kirdurczykowi na analizę tej wyprawy. Niestety nie była ona nawet dobra. Znajdowali się wiele tysięcy kilomentrów od domu, kilkaset od jakiegokolwiek miasta i kilkadziesiąt od wioski.

"Wyprawa naukowa" - też mi do jasnej cholery nazwa ich podróży. Nie dość, że walczyli z dzikusami na koniach, następnie zaczął ich gonić olbrzymi wąż morski, aż w końcu w wiosce natrafili na regularne kirdurskie wojsko.

' A chciałeś jedynie uciec na chwilę, aż sprawy ochłoną.' rzucił w myślach do siebie. ' Mogłeś zaszyć się gdzieś, a nie wybierać się na taką podróż.'

Dołączając do wyprawy, Sabir miał nadzieję na nudną podróż, może poprzerywaną paroma spotkaniami z bandytami i nastręczającym się robactwem w dzikich ostępach. Nikt jednak nie wspominał, iż natrafią na potężną i zabójczą hydrę lub te bestie, które blokują przeprawę.
W tym momencie przykładając fajkę do ust poczuł spaleniznę. Wypalił już cały nabity tytoń. Wytrzepał cybuch i prowizorycznie wyczyścił. Następnie ułożył się do drzemki, nie ściągając nawet ubrań. Następna warta, po doktorze i nowym gadzim towarzyszu była jego, więc nie było nawet sensu układać się do dłuższego snu.

....

W pewnym momencie, przysiągłby że zaraz jak zamknął oczy, usłyszał krzyk doktora i charczenie Szaszkłacza. Wstał szybko i rozejrzał się w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. Szybko dostrzegł pędzącą w ich stronę bestię. Niewiele myśląc dobył swojego łuku. Kątem oka dostrzegł jak Joss inkantuje zaklęcie, które jednak nie odniosło żadnego skutku. Dopiero po chwili celowania strzelił, trafiając bestię zaraz po Doktorze i Gregorze. Strzała jednak jakby ledwo musnęła skórę szarego olbrzyma. Nawet gad, będący biegłym strzelcem, niewiele zdziałał. Potwór nadal szarżował.

Do akcji przystąpił Wat, którego działanie Sabir mógł opisać jako samobójstwo. Stając na drodze bestii, wyczekał moment i wbił swój miecz w sam pysk. Jego ręka jednak utknęła z mieczem.

Widząc to sam rzucił się na bestię z dwoma katarami, podbiegając z boku, gdy ta była oszołomiona z powodu ataku Wata. Tnąc najmocniej jak tylko potrafił, zrobił jedynie parę małych nacięć na grubej skórze potwora.

Po tym jak gad próbował ujeździć bestię, ta zamachnęła się swoim pyskiem i wyrzuciła Wata razem z mieczem daleko w krzaki. Unikając lecącego towarzysza ponownie zaatakował, jednak nie zdołał nawet się przebić. Bestia walcząc jak ze stadem irytujących komarów próbowała je odgonić, zrzucając najpierw Squatha, a następnie próbując stratować Sabira. Jednakże rozmiar i rana pozwoliły na szybką reakcję kirdurczyka.
Bestia przeturlała się na plecy. Zauważając okazję, zaatakował ponownie starając się wbić dwa ostrza w cielsko szarego stwora. Jeden cios przebił skórę, drugi, natrafiając na bardziej zgrubiały kawałek skóry tylko zsunął się po nim. Próbował następnym poprawić poprzedni cios, jednak ponownie bez rezultatu. Jego towarzyszom dopisało jednak więcej szczęścia i zadali poważniejsze ciosy, zmuszające potwora do ucieczki do wody.

Pełni nienawiści do tego zwierzęcia dogonili je i dobili. Brutalnie.
 
Gothomog jest offline  
Stary 23-08-2014, 11:07   #115
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Upewniwszy że nikt nie potrzebuje natychmiastowego leczenia Gregor podbiegł do konającego zwierzęcia i skrócił jego cierpienia. Wiedząc że krew wkrótce zwabi wszelkiej maści drapieżniki zabrał się do sprawiania truchła. Najpierw pozyskał kły które wrzucił na brzeg potem zaczął wycinać płaty mięsa.
- Cza go sprawić nim krokodyle się za niego wezmą. - Zaniósł naręcze mięsa w pobliże ogniska rozłożył na rozgrzanych kamieniach by zaczęło się piec potem zawołał jaszczuroluda - Saskłat - Gdy ten odwrócił się w jego stronę zamachał ręką przywołując go a potem wskazał hipopotama.

Oblicze Yy’g z łatwością mogło sprawić, że chłodny dreszcz strachu przebiegnie po całym ciele, każdego człowieka. W oczach miał dziki obłęd, a z jego pyska wciąż ściekała zmieszana ze śliną strużka lepiej krwi.

Gregor ostrym nożem naciął skórę na grzbiecie z góry na dół a potem odgiął i palcem wskazał miejsce odgięcia, potem wskazał na Jaszczuroluda i ponownie na odgięty płat skóry. Spojrzał na niego czekając reakcji

S’Sassquath, jakby ciągle nieobecny, obszedł ciężkie cielsko hipopotama i chwycił zakrwawionymi dłońmi odwinięty płat skóry. Nie uważał na to co robi, zamiast tego obserwował zdradliwą powierzchnię wody. Kiedy Gregor zaczął zdzierać skórę, S’Sassquath zlizał ściekającą mu krew swym długim językiem i z uwagą spojrzał na poczynania człowieka.

W miarę jak Jaszczur odginał skórę Gregor odcinał płat od od ciała. Robota była żmudna i śliska bo skóra była twarda a pod nią znajdowała się gruba warstwa tłuszczu które tak dobrze chroniły hipopotama podczas walki.

- No żeby śmierć tego wspaniałego zwierza nie poszła na marne. Wykorzystać co się da z tego co Inari pozwolił nam upolować. - Wytłumaczył, gdy zorientował się że doktor mu się przygląda.

- I co my zrobimy z tą skórą? - spytał doktor, opatrujący Wata, któremu przez napierśnik przebiły się hipopotamie kły - Łódź od tego zatonie. Będzie wielka z dwa razy taka jak wołowa, a ważyć będzie tyle, co wy wszyscy. Do diaska, nie mam pojęcia, czy to nawet da się wyprawić...
Faktycznie. Gregor ani Ss'Sasquath nie mieli pojęcia jak wyprawić taką skórę, a już z pewnością nie mieli odpowiednich odczynników. Poza tym po pół godzinie pracy zdołali ściągnąć zaledwie jakieś sześć dłoni skóry.
- Myślcie lepiej jak przez te bydlaki się przeprawić - ofuknął ich ponownie - No, Bohaterze, gotowe - rzekł do Wata. Po czym dodał cicho, by nikt poza nimi dwoma nie usłyszał - Ale następnym razem pilnuj się, dobrze? Twój świat nie skończył się wraz z nią, Kasian. Posłuchaj rady starszego człowieka i zacznij żyć.

- To weźmiemy tyle ile się da. Trzy czy pięć łokci może więcej może miej. Jak się uda oddzielić mięso od skóry i wysuszyć na słońcu powinna się nadać do wyprawienia na potem. - Po około godzinie pracy w dwójkę udało się pozyskać płat skóry szeroki na dwa i łokcie długi na trzy.
Squatch Siła: 64/?? oblany , Gregor Siła: 33/60, zdany

- Tyle będzie musiało starczyć - wysapał Gregor taszcząc na brzeg ciężki kawał skóry. O ponownej turze nie było mowy bo krokodyle już zabrały się za truchło z przeciwnej strony gdzie pracowali Gregor i S’Sassquath. Niosąc zdobycz Gregor zauważył że Jaszczur utyka. Gdy położy skórę Gregor przyłożył zaciśniętą dłoń do piersi i ukłonił mu się. Potem wskazał palcem na siebie potem na nogę i jedną ręką zaczął zataczać kręgi wokół drugiej a potem znów za nogę S’Sassquatha. Ten kiwną głową na znak zgody
- Można wypłynąć teraz w nocy nim wrócą, albo rano przeciągać łódkę lądem.
Gregor posadził go na jakimś pniu i obejrzał rany. Kilka niedużych ran zadanych przez małe ale za to ostre ząbki. Zauważył też kilka starych oparzelin ale na to już nie mógł nic poradzić. Chwilę rozglądał się wokół w końcu znalazł to co chciał. Niewielką kolonię termitów. Zebrał pół garści owadów i zgniótł je w moździerzu razem ze znalezionymi wcześniej ziołami. Przygotował szarpie na opatrunki.

S’Sassquath ukradkiem, kiedy Gregor nie patrzył podebrał jednego termita i zjadł ze smakiem.

“Owady powstrzymają zaognienie rany a zioło opuchliznę. Tyle że na początku będzie piekło” Gregor pomyślał, potem wskazał papkę a następnie kilka razy uszczypną się w rękę. Gdy spojrzał na S’Sassquatha, by upewnić się, że ten rozumie, miał nieodparte wrażenie, że jaszczur był czymś rozbawiony. Nie zastanawiając sie nad tym, zaczął nakładać lek i bandażować ślady po zębach. Gdy już skończył z jaszczuroludziem reszta nada głowiła się nad decyzją co lepsze.
- Ja bym jednak spróbował rzeką. Nawet jak któryś został to będzie ich tam mnie a czekać aż któryś nas zobaczy gdy będą wracać to chyba nie najlepszy pomysł. - widząc nie do końca przekonane miny reszty sam zaczą przygotowywać umiak do dalszej żeglugi.
 
harry_p jest offline  
Stary 23-08-2014, 12:17   #116
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

Kazariński Umiak
Wielkość +2, Szybkość 45% (+5% za każdego wioślarza powyżej 2)

OO Porysowany (Draśnięty)
OO Lekko cieknie (Lekko ranny)
OOOOO Przebicie (Ranny)
OOOOOOOOOO Nabiera wody (Ciężko ranny)
OOOOO Zdruzgotana (Agonia)

Sprzet na łodzi.
3 Wiosła, 2 tyczki, składany daszek, kotwa na 20-krokowej linie,
łaty z foczej skóry i lepidło uszczelniające XXXXOOOOOO

Zapasy żywności (Na 6 osób)
XXXXXXX XXXXXOO OOOOOOO OOOOOOO

Skrzynia pierwsza, sprzęt obozowy:
1 Namiot wojskowy oficerski, wedle wzoru imperialnego, mogący służyć zarówno jako miejsce spotkań lub nocleg dla ośmiu osób.
4 Hamaki
8 Moskitier
8 kocy i 8 derek skórzanych
Zestaw igieł i pęk dratwy oraz łaty skórzane w wielu wymiarach.

Skrzynia druga, wypełniona narzędziami:
1 Piła
1 Młotek
1 Cęgi
3 Dłuta
2 Siekiery, w tym jedna drwalska, oburęczna.
2 Maczety
50 gwoździ na palec długich
1 Zwój liny manilowej, 14 kroków liczący
1 Pęk sznurka, stukrokowy
2 Lampy
1 Latarnia sztormowa
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
1 bela lnu

Skrzynia trzecia, z naczyniami:
1 Kocioł miedziany (acz nieco zaśniedziały) z łańcuchem
1 chochla
4 misek cynowych
6 kubków cynowych
5 łyżek cynowych
3 noże kuchenne
1 tasak
1 Albarela ceramiczna solą wypełniona
1 Moździeż żeliwny z tłuczkiem
1 dzban miedziany (zaśniedziały)
1 wiadro

Skrzynia czwarta, naukowymi przyrządami wypełniona:
1 tablica woskowa z rylcem
1 pulpit skryptorski
1 pudełko, akcesoria skryptorskie zawierające, w tym proszki inkaustowe.
1 pęk piór gęsich
4 kodeksy o kartach czystych
50 kart papieru w tubusie skórzanym
1 Szkło powiększające
30 świec woskowych
1 Pudełko z kartami zielnikowymi
1 Pudełko z przyborami zielarskimi
30 zwojów lnianego, czystego płótna na opatrunki
1 Pudełko z narzędziami lekarskimi i chirurgicznymi
4 Fiolki eliksiru uzdrawiającego
1 Miotełka


Cytat:
Dziennik Doktora Symeona Szarego

30 Izoka, roku po Wyniesieniu 1161, 33 rok panowania miłościwie nam panującego Oberiusza IV Gryfina
Łódź wyprawy, gdzieś na rzece.

Trzydziesty piąty dzień wyprawy


Mrożące krew w żyłach spotkanie z hipopotamami mamy już za sobą, a myśl co jeden z nich mógłby zrobić z naszą łodzią - i w konsekwencji z całą wyprawą, sprawia że jest mi słabo. Byłem już w dżungli, ale zaledwie na skraju, zaś w głąb zapuszczałem się wyłącznie z członkami przyjaznego plemienia, którzy okolice znali jak własną kieszeń, co nie było bardziej niebezpieczne niż wypad do altamariańskiej puszczy z gajowym.
Teraz jednak na własnej skórze poczułem grozę tego, jak niebezpieczna może być Dzika Puszcza. Niczym drapieżnik żywiący się wszystkim co żywe, pochłaniała ludzi, zwierzęta i zapewne niejedną cywilizację. O wyprawach takich jak nasza nie wspominając. Na szczęście rany Wata dobrze się goją, a na Ss'Sasquathu już ugryzień niemal nie widać. Ale to nie wszystko, bo Dżungla i tak lubi zaskoczyć.
Nie dalej jak wczoraj Jossa coś ugryzło - nawet tego nie zauważyliśmy - a teraz nieprzytomny majaczy i śpi na przemian. Czasem budzi się na chwilę, ledwo przytomny, akurat na tyle by można go było nakarmić i napoić. A dziś rano banda sprytnych małpiatek obrabowała nas z części jedzenia.


Przedwczoraj minęliśmy statuę słonia z wyobrażeniem wieży na grzbiecie. Wedle dziennika oznacza to, że grobowiec jest tuż, tuż. Mam nadzieję, bo zaczynam wątpić, czy całość jest tego warta. Dwoje dobrych ludzi zginęło już w imię wiedzy, po którą płyniemy, a ich krew jest na moich rękach. Zerwanie, obyś wstawił się za mną, gdy przyjdzie sądzić życie moje!

Gdy dopłyniemy do Doliny Wodospadów (jak dziennik Nef-Halaima ją nazywa), resztę drogi przyjdzie nam pokonać pieszo... i to bez wskazówek, gdyż tam urywa się opis tego jak się dostać do grobowca.
1 lipienia, roku po Wyniesieniu 1161
Rzeka, Dolina Wodospadów



Z daleka słychać było szum, bardzo głośny szum, jakby nadchodzącej ulewy.
Najpierw wszyscy zaniepokoili się, ale wysłana w powietrze Elena nie sygnalizowała niebezpieczeństwa. Nagle doktor zaczął się histerycznie śmiać, głośno i niepowstrzymanie.
Patrzeliście się na niego jak na wariata, obłąkanego starca hasającego po łodzi w rytm słyszanej tylko przez siebie melodii i śmiejącego się z żartów które słyszał jedynie on sam.
- Jesteśmy! Nie rozumiecie! Je-ste-śmy! Hahahaha haha! - pobiegł na dziób łodzi i krzyknął
- Oto spójrzcie! Przed nami Dolina Wodospadów, wedle starego Nef-Halaima jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi! Nic dziwnego, że chciał skończyć tutaj swoją ziemską drogę!
Łódź wypłynęła z cienia drzew i minęła zakole rzeki i przed waszymi oczami rozpostarł się widok raju na ziemi.


Zaniemówiliście, bo oto jesteście u kresu, udało się! Dopłynęliście! Rajski zakątek zapowiadał zaś wytchnienie, odpoczynek od okropności i niebezpieczeństw. Zwierząt było tu co niemiara, ryb też, owoce rosły niemal wszędzie. Woda była przejrzysta i miała słodycz taką, jak ta z zimnej, rodzinnej studni.
Przybiliście do niskiego brzegu, plaży wyłożonej białymi i gładkimi otoczakami.
- W końcu miejsce bez tych wszędobyskich krokodyli! - ucieszył się Sabir - założę się że będzie się można w końcu bezpiecznie wykąpać.
- Ja bym się nie zakładał - Gregor był bardziej sceptyczny, a może bardziej praktyczny? Plusk przerwał ich rozmowę. Ss'Sasquath wskoczył z rozpędu do krystalicznej wody i zniknął pod jej lustrem. Jaszczuroczłowiek czuł jak woda zmywa z niego zmęczenie i frustrację. Wypłynął na powierzchnię i pomachał towarzyszom.
Wat uśmiechnął się i włożył bose nogi do wody. Rany które zarobił i tak wyłączały go ze stawiania obozowiska, więc postanowił się zwyczajnie zrelaksować, a otoczenie namawiało wręcz do tego.



OGNIE W CIEMNOŚCI

Gdy obóz stanął był już wieczór. Tym razem był solidniejszy niż zwykle, ze stałym paleniskiem i otoczony ciernistymi krzakami, które wycięto tu i ówdzie. Woda okazała się bezpieczna i idąc za śladem jaszczuroczłowieka wkrótce wykąpali się wszyscy. A teraz świętowali - wielki różowy ptak, którego ustrzelił Squath, a którego Gregor nazwał "flamingiem" zapewnił mnóstwo mięsa, a posiłek uzupełniały różne owoce.

Nagle w ciemności zapalił się ogień. Potem następny i jeszcze kolejny. W końcu nieduży półwysep, na którym rozbili obóz został otoczony błędnymi ogniami, drgającymi w miejscu niczym dobre pół setki pochodni. Wilczyca nastroszyła się i zaczęła warczeć, ale odpowiedział jej groźny ni to ryk, ni to pomruk więc skuliła uszy i podwinęła ogon. I schowała się za Gregora.


Od strony ogni ktoś krzyknął

- Mur bogħod! Aħna ma rridux li inti hawn!

Dla Ss'Sasquatha brzmiało to dziwnie znajomo, ale jakoś tak dziwnie. Wątpliwości rozwiał doktor, szepcząc
- To leśny południowy, którym posługują się Maabakowie. Najwyraźniej jakiś klan osiedlił się tutaj. Mówią, że nie chcą nas tu i mamy odejść - odwrócił się do jaszczuroczłowieka - Ipprova biex jifhmu minnhom imbagħad*

Niepewni co dalej poszukiwacze przygód zastanawiali się co począć, gdy w ziemię przed nimi wbiła się strzała.

- Mur bogħod I ser joqtlu!**

Doktor, który miał coś rzec zamarł w pół wdechu - Radźcie co robić. Jesteśmy krok od celu, nie możemy się wycofać!
Noc nie podsuwała jednak odpowiedzi, tak jak strzały, które czasem wylatywały z ciemności, by uderzyć w pień czy ziemię.
Jaszczuroczłowiek wyciągnął strzałę z ziemi i obejrzał, stwierdzając, że grot jest obsydianowy - kruchy, ale ostrzejszy niż ze stali.
A nie było wątpliwości, że w końcu zaczną strzelać nimi inaczej niż na postrach...


* Postaraj się, wtedy ich zrozumiesz.
** Idźcie precz bo zabijemy!
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 29-08-2014 o 20:01.
TomaszJ jest offline  
Stary 28-08-2014, 17:07   #117
 
Gothomog's Avatar
 
Reputacja: 1 Gothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skał
- Doktorze nie mówię że się uda ale… - Gregor jakby zbierał się w sobie - nie zawadzi spróbować. Kiedyś spotkałem kapłanów nie tak daleko w puszczy jak teraz ale może... pewne gesty są tu uniwersalne. Potrzebne mi coś na dary, - chwile się zająkną - błyskotki, narzędzia, ja wiem? Coś czego tu nie znają. Gwoździe, sól czy coś. - Potem zwrócił się do reszty. - zostańcie i nie wychylajcie się. - potem znów do Doktora. - weź jedną sztukę broni i dary, daj mnie też coś, potem rób co Ja. Powiedz im że my… pozdrawiamy ich szamana że on mądry i wogóle a my chorego mamy pomocy szukany. że potem dalej ruszymy tam gdzie nas duchy prowadzą.
Sprawdziłem czy broń którą wybrał doktor jest w pochwie oraz jakie dary wybrał potem uzbrojony tylko w kukri i dary wyszedłem ze strarcem przed obóz zaledwie o krok.

- Mów. - Poleciłem doktorowi.

Potem odpiąłem broń i pokazałem schowane noże położyłem na ziemi poczekałem aż doktor zrobi to samo przestąpiłem nam bronią i krok dalej usiadłem na ziemi złożyłem dary dla szamana przed sobą i czekałem. *
Sabir stał spokojnie z resztą, jakby nieobecny, poruszając ledwo ustami. Po chwili jego oczy zmieniły się, stały się czarne jak onyks. Próbował dostrzec przeciwników i określić ich dokładną liczbę.

Sabir rzuca Czarnowidzenie 00/65% - Krytyczna Porażka!
Pozostała mana: 84/90


Nagle kirdurczyk zorientował się że... nie widzi! Ciemność która go otoczyła nie była ciemnością nocy, tylko brakiem jakiegokolwiek światła. Oczy były na miejscu, Sabir czuł krążącą w nich energię, ale najwyraźniej coś popsuł. Miał tylko nadzieję że nie potrwa to długo... normalnie zaklęcie ustępuje w godzinę.
- Sikme* - w najgorszym momencie musiało mu nie wyjść zaklęcie. Starał się stać w tym samym miejscu nie dając po sobie poznać, że nic nie widzi.

Sabir: Teoria Magii 62/45% - nieudany!


Czarnoksięstwo było ledwie dodatkowym zajęciem Sabira, asem w rękawie z którego czasem korzystał, dlatego teoria nie była jego mocną stroną i nijak nie wiedział jak można odwrócić efekt... rozważał rzucenie ponownie czaru, ale efekt był raczej niepewny. Widział wielokrotnie jak nierozważni, młodzi adepci magii mieszali zaklęcia i większość z nich kończyła co najmniej tragicznie. Wolał w tym momencie nie ryzykować. Jeżeli jednak jego życie będzie wkrótce na szali, spróbuje ponownie wykorzystać zaklęcie. Teraz mógł jedynie słuchać jak rozwija się sytuacja.
Zamknął powieki i spróbował przetrzeć oczy, był prawie pewien, że to nie poskutkuje, jednak nie powinno zaszkodzić.


Tymczasem Wat, który szykował się do ewentualnego konfliktu czuł się o niebo lepiej jak wczoraj. Rany, które zadał mu hipopotam, były piekielnie bolesne, czuł się naprawdę paskudnie ranny, a okazało się że to bolesne zadrapania, których już prawie nie czuł.


*Szlag
 
Gothomog jest offline  
Stary 01-09-2014, 02:29   #118
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
ZA GARŚĆ ŻELAZA

1 lipienia, roku po Wyniesieniu 1161, wieczór
Obozowisko wyprawy w Dolinie Wodospadów



Doktor zaczął krzyczeć w ciemność słowa, które tylko S'sasquath rozumiał, z grubsza tłumacząc słowa Gregora i dodając co nieco od siebie. Nie wiadomo czego się jednak można było spodziewać. Niemniej strzały przestały lecieć, zaś pochodnie nieco się poruszyły.

Szybko przygotowaliście dary - garść soli, dziesięć kroków lnianej tkaniny, garść gwoździ, dwa żelazne noże, pęk sznurka, dłuto i moskitierę - wszystko ze skrzyń wyprawy. Tymczasem od strony lasu wyszedł stary mężczyzna w otoczeniu dwóch młodszych - zapewne mających zapewnić mu bezpieczeństwo. Wyglądali podobnie jak znani wcześniej Gregorowi z jego wyprawy do lasów, niskie i muskularne sylwetki, niskie czoła... mógłbyś rzec, jakby z człowieczego ojca i krasnoludzkiej matki. Od razu jednak widać było, że to plemię nie widuje za często cywilizacji - tylko stary człowiek nosił metalową broń, która zresztą wyglądała jak samoróbka ze znalezionego fragmentu kosy.


- Gregor, ty znasz się trochę na ich zwyczajach, pójdziesz ze mną. I Kassian... - Doktor nie musiał dodawać, dlaczego właśnie opancerzony szermierz powinien iść z nimi. Wat dowiódł już nie raz, że o ile brak mu talentów tropiciela i zabójcy, to jest pierwszorzędnym wojownikiem, w dodatku trudnym do zabicia.
Wyszli naprzeciwko "gościom", Symeon pokazując ręce w uniwersalnym geście "nie mam broni", Gregor niósł dary, zaś Kassian... był gotowy. Nerwy mieli napięte, jednak gdy starzec gestem kazał doktorowi usiąść widać było, że nie mają nic przeciwko rozmowom. Rozpoczęły się negocjacje...



TRZY RAZY ŚMIERĆ

<<<< soundtrack >>>>

Dolina Wodospadów, Imod Tlieta Mewt
Następnego dnia rano.



Doktor nalegał na zabranie:
1 Dłuto
1 Pęk sznurka, pięćdziesięciokrokowy
1 Lampy
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
1 tablica woskowa z rylcem
1 pudełko, akcesoria skryptorskie zawierające, w tym proszki inkaustowe.
1 pęk piór gęsich
1 kodeks o kartach czystych
50 kart papieru w tubusie skórzanym
1 Szkło powiększające
30 świec woskowych
1 Miotełka

Ponadto zabraliście:

Zapasy żywności (Na 6 osób)
XXXXXXX XXOOOOO OOOOOOO OOOOOOO

Maczeta,
Zwój liny manilowej, 14 kroków
1 Latarnia sztormowa
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
Gwoździe długie na palec x40
Młotek
Siekiera
Mikstury leczenia OOXX
5x koce
4x hamaki
5x moskitiery
30 zwojów lnianego, czystego płótna na opatrunki


Szli gęsiego, wąskim szlakiem ukrytym w załomach skalnych i gąszczach zieleni. Gdy zobaczyli ową drogę, komuś wyrwało się proste stwierdzenie - Chyba żarty sobie robią.
- Imod Tlieta Mewt - rzekła kobieta, szczerząc zadziwiająco białe i równe zęby.
Sabir spojrzał na Doktora, który posępnie przetłumaczył - Droga Trzech Śmierci.


A wszystko to zaczęło się wczorajszego wieczoru - po długich rozmowach, czasem lekkich, czasem agresywnych, stanęło na tym, że tubylcy pozwolą im założyć tu obozowisko. W dodatku wódz zaoferował że da im przewodnika do Apost-Limaj Kollux (Miejsca, które nie istnieje, jak przetłumaczył doktor), oraz wyznaczy ludzi do pilnowania rzeczy oraz wciąż chorego Jossa. W zamian jednak chciał miecz i tarczę Wata. Po burzliwych negocjacjach zgodzili się na krótki miecz doktora i jeden z noży do rzucania Gregora. Wódz nie wyraził jednak zgody na wizytę w ich wiosce oraz swobodną wędrówkę w okolicach obozu, ani nawet na handel.
Potem odszedł, jednak jeden z wojowników zawrócił i szepnął doktorowi - Manitkellmu Dwardawn Innies - Għaliema Jgħidu. H'ma qeg hemm. Oqgħodatte għalxulxin.

- Co mówił? - spytał go Wat, gdy tamci odeszli i światła pochodni znikły.
- Że mamy się strzec czegoś co nazywają Manitkellmu Dwardawn Innies - Għaliema Jgħidu. "Tych, których nie ma - dlatego o nich nie mówię". Obawiam się, że dalej może mieszkać mniej przyjazne plemię. Przez podobieństwa w konstrukcji nazwy można wywnioskować że mają coś wspólnego z Apost-Limaj Kollux, czyli naszym Grobowcem Nef-Halaima - z doktora zaczął wychodzić uczony lingwista, niemal automatycznie przeszedł na ton wykładowcy - W dzienniku nie ma mowy o tubylcach, myślę zresztą że stary okrutnik pozbył by się miejscowych plemion, zanim zapieczętowano grobowiec. Ale kto wie, może ktoś tu zawędrował i czci samą budowlę? Lub po prostu osiedlił się w okolicy?


Przewodnik okazał się niską, muskularną kobietą o imieniu Ghurka, uzbrojoną w łuk i nóż, pewnie stapającą po ścieżce bosymi stopami. Zanim wyruszyli obwąchała dokładnie każdego, nie wiadomo czy jako rytuał powitalny, czy po prostu chciała zapamiętać zapach na potrzeby ewentualnego tropienia. Nie była specjalnie rozmowna, od czasu do czasu rzucając jakieś wskazówki.
Gregor rozpoznał w niej myśliwego, zaś S'sasquath - niezłego (choć i tak nie dorastającego mu do pięt) łucznika.
Każdy poza nią niósł na plecach pokaźny ładunek rzeczy ze skrzyń - część z nich wybrał doktor, jako mu niezbędne, część wzięli sami, gdyż nie wiadomo co ich czekało za wodospadami.

Szansa na losowe zdarzenie 54/70% - udany!
Losowa ofiara: Sabir



Zabójca niczego nie zobaczył, niczego też nie usłyszał, jednakże wiedział tym dodatkowym zmysłem danym tylko czarodziejom iż stał się celem wrogiego zaklęcia!

Sabir:
Teoria magii
40/45% - udany!
Obrona testem Pdś 56/50 - oblany!

Niewidzialny strumień czarnej magii uderzył w niego, przełamując wszelkie bariery. Sabir rozpoznał czar, zanim zaczął on spływać w dół do nóg, swojego głownego miejsca przeznaczenia, pozostawiając w mięśniach nieprzyjemne uczucie zmęczenia. Stopy kirdurczyka zaczęły boleć jak poobcierane, zaś on sam poczuł się jak po forsownym marszu. Zachwiał się i oparł o ścianę. Już miał rozglądać się za wrogiem gdy zauważył glif wykuty w ścianie, teraz emanujący powoli gasnącą enegią. Pułapka, taka prosta i subtelna. Laik nawet nie wiedziałby że jest zaczarowany, po prostu poczułby się zmęczony i może by zawrócił...
- Chodźcie tutaj! - zawołał pozostałych.
- Co się stało? - zapytał doktor - Wyglądasz blado.
- Zaczarowano mnie - odrzekł Sabir i od razu podniósł ręce uspokajając sięgających po broń towarzyszy - To ten glif, krył zaklęcie Klątwy Bolących Nóg. Niegroźne, ale do jutra będę nieco osłabiony. Uważajcie na inne i nie podchodźcie do nich. Miałem szczęście, mógł kryć dużo paskudniejszą niespodziankę!
Wat podszedł do glifu z solidnym otoczakiem podniesionym z ziemi.
- Jak go rozbiję, coś się stanie? - spytał Sabira, który poczuł się nieco przytłoczony awansem na głównego eksperta od spraw czarodziejskich.
- Nie, rozładował się na kilka godzin. Dobry pomysł, sahib - Kilka uderzeń żołnierza zmieniło misternie wyżłobiony znak we wspomnienie. Łowczyni zaś skwitowała wszystko skinieniem głowy. Najwyraźniej podobne niespodzianki nie były niczym niezwykłym w Dolinie Wodospadów...


Cztery klepsydry później, Wodospad Pierwszej Śmierci


- JAK MY, DO CZARNEJ OSPY, MAMY TO PRZEJŚĆ?! - wrzasnął Gregor do przewodniczki przekrzykując huk wodospadu, i zupełnie zapominając, że ona go nie zrozumie. Ghurka spojrzała się na niego, potem na Doktora, który prosto w ucho powiedzał jej tłumaczenie i takoż otrzymał odpowiedź.
- MÓWI, ŻE NIE WIE. NIKT DALEJ NIE DOSZEDŁ! - doktor zaczął krzyczeć, by wszyscy go usłyszeli - TUTAJ TEŻ NAS OPUŚCI, DALEJ BĘDZIEMY IŚĆ SAMI!


Wszyscy wpatrywali się w kamienny most, na który spadała kaskada wody. Wiadome było, że każdy kto spróbuje, zostanie natychmiast zmyty w dół, zapewne na wystające skały. Sam impet wody mógł zapewne zmiażdżyć kości. Tu musiano użyć magii, gdyż te masy wody szybko wyżłobiłyby dziurę w skalnym łuku, który jednak nienaruszony stawiał opór wodospadowi.
A wodospad blokował naszym bohaterom dalszą drogę...
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 06-09-2014 o 19:18.
TomaszJ jest offline  
Stary 05-09-2014, 19:41   #119
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Sabir spróbował odgadnąć czy to most jest chroniony przez czar czy może jakieś zaklęcie powoduje zmniejszenie impetu wody. Jednakże nie udało mu się odczytać rodzaju zaklęcia. Przyjrzał się dokładnie lejącej wodzie i zmieniającym się kształtom. Zbyt dużo było szczegółów i zmian, by mogłaby to być iluzja.
- Czary nie powodują, że impet wody jest mniejszy. Woda, raczej zmyje nas z powierzchni mostu.

Sabir: Teoria Magii 95/50% - Oblany. Nie wiesz.
Sabir: Wyostrzony wzrok 29/50% - Udany. Tak więc skoro nie głową, to okiem - Sabir dostrzegł zbyt dużo zmieniających się szczegółów, aby mogła to być iluzja.

- ee… skoro to nie czary to można iść nie? Powinienem gdzieś mieć line jak się komu noga powinie to się wyciągnie. - odparł Gregor Sabirowi. Przykucną przy wilczycy i zaplatając węzły wokół barków zwierzaka zrobił swego rodzaju szelki. Lulu w torbie Elena przeleci mam nadzieje że z Rut nie będzie problemów ale na wszelki wypadek przywiązał “smycz” do pasa.

Jaszczur, widząc poczynania Gregora uniósł swą dłoń na wysokość łokcia, grzbietem do siebie, jak to uczynił już wcześniej, gdy spotkali hipopotamy.
- Nje- wykrztusił.
Yy’g podszedł do skarpy. W dole straszliwie huczał wodospad, a rozbryzgnięta wszędzie woda zasłaniała cokolwiek. Chwycił się kęp traw i sprawnie zaczął schodzić po kamieniach na dół. Im bliżej znajdywał się miejsca, w którym wodospad pochłaniał dziwny most, coraz mocniej wytężał wzrok. Szukał przejścia nie na, a pod nim. Ten dziwny twór mógł stanowić nie tyle przejście górą, co ochronę przed spadającą wodą, swoiste zadaszenie.

- Poczekajmy na naszego zwierzaka. Może on coś znajdzie. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie nurkować. - kirdurczyk zrzucił plecak z osprzętem i usiadł niedaleko brzegu, czekając na powrót towarzysza.

Czekaliście na skalnym moście, gdy Ss'sasquath cofnął się szukając zejścia, co nie było łatwe. Gdy w końcu znalazł, zanurzył się w rwącej wodzie, pełnej wirów i prądów - niewprawny pływak poszedłby tu na dno.

Aby dopłynąć, konieczne są dwa testy pływania (Zrc)
Squath: Zręczność
12, 40/70% - udany!

Jaszczuroczłowiek zręcznie dotarł blisko kamiennego mostu, co prawda nie widział z dołu towarzyszy, a tym bardziej ich nie słyszał, ale co innego skała i woda.
Rzeczywiście, łuk dawał ochronę przed wodą spadającą z góry, ale nic to nie dawało - pod łukiem była skała, a każdy kto chciałby się na nią wspiąć musiałby wcześniej czy później stawić czoło tym samym ogromom wody spadającej z góry.

Squath: Zmysły 71/100% (-20 w wodzie) - udany!

Nagle jednak dostrzegł co innego - na spodniej stronie mostu... była grota! Niczym samotna dziurka wielkiej piszczałki, niemal niewidoczna przez specyficzną barwę kamienia. Wejście do niej było mniej więcej w połowie łuku. Pytanie teraz... jak się tam dostać?

Powrót - dwa testy pływania (Zrc)
Squath: Zręczność
08, 89/70% - udany+Nieudany!
Test Nurkowania neguje oblany test pływania: 24/40% - Zdany!

Jedno było pewne. Z wody nie da rady się dostać do celu. Burzliwe strumienie wody targały S’Sassquathem, zmuszając go do powrotu. W pewnym momencie zbłąkany prąd wciągnął Yy’g pod wodę, jednak gad potrafił na długo wstrzymać powietrze i wykorzystał to schodząc głębiej, gdzie zawirowania były spokojniejsze. Nurkując dotarł wreszcie na niewzburzone wody, by w końcu wdrapać się z powrotem do oczekujących nań ludzi.

Odczekał chwilę, aż minie zmęczenie, po czym chwycił swój bagaż i bez wyjaśnień ruszył na sam środek “mostu”, gestem nakazując reszcie to samo. Po drodze wygrzebał ze swojego podróżnego worka dość cienki, jednak całkiem wytrzymały sznurek. Z całą pewnością nie wystarczający do udźwignięcia jego ciężaru, ale najwidoczniej nie o to chodziło S’Sassquathowi. Uniósł go ostentacyjnie po czym wskazał Elenę i jakoś wydobył z siebie kilka pytających słów do doktora.

-L-għasafar... se jtir taħt il-blat bil ħabel?!

Symeon, który, podobnie jak reszta, stale zastanawiał się co S’Sassquath usiłuje zrobić skierował je dalej do Gregora.

- Pyta się, czy Elena przefrunie pod skałą z tym...- wskazał lekki sznurek jaszczuroczłowieka- ...w dziobie.

Od siebie dodał jeszcze:
- Nie pytajcie mnie po co.

Z zaciekawieniem Gregor przyglądał się wyczynom S’Sassquatha przyznając w duchu że jaszczur spisał się o wiele lepiej niż sam się po sobie spodziewał. Jaszczur zaczął znów gadać po swojemu i jedyne co zrozumiał to że chyba chodziło o sowę na co wymownie wskazywał jego gest. Słowa Doktora potwierdziły jego przypuszczenia.

- Pewnie tak. - potwierdzi nieprzekonany co do sensy takiej zabawy.

Przywołał sowę gestem.

- Spróbujemy - wyciągną rękę po sznurek. Ukręcił na końcu niewielką kulkę by Elena miał co chwycić w szpony. - ale ja pilnuje tego sznurka. - postawił warunek. Gdy Jaszczur przytakną zaczął tłumaczyć komendę sowie na przemian pohukując, mówiąc i gestykulując wolną ręką.

- Zabawa!, lot ze zdobyczą! - pokazał węzełek i dał go w szpony sowie - lot na dół, pod gałęzią!, powrót ze zdobyczą z wiatrem! Nagroda! - Ustawił się z Eleną plecami do wiatru i następnie lekko wyrzuciła ptaka w powietrze tak by Elena ustawiając się pod wiatr zauważyła gałąź/most na którym stał Gregor.

Gregor: Tresura 12/100% -30% (Nieznane, ale łatwe polecenie, sznurek nieprzyjemnie przypominający
początki tresury, sprytne podejście do zwierzaka, nagroda) - udany!

Sowa, mimo początkowych oporów pojęła o co chodzi i choć początkowo latała gdzie indziej i wracała po nagrodę... to za trzecim razem w końcu zrozumiała o co chodziło i jaszczuroczłowiek stał się bogatszy o jeden koniec sznurka pod skałą, zaś Gregor uboższy o kawałek mięsa z własnych zapasów.

Tymczasem S’Sassquath przygotował kolejną mocniejszą linę, wykonując na niej kilka węzłów i odłożył czekając, aż Elena przyfrunie z drugim końcem sznurka. Korzystając z chwili próbował wytłumaczyć towarzyszom, że przejście prawdopodobnie jest wewnątrz formacji skalnej, a wejście do niej znajduje się pod nimi.
Wreszcie, gdy ptak wykonał zadanie, S’Sassquath związał luźno dwa końce sznurka i przywiązał do niego przygotowaną linę. Za pomocą sznurka przeciągnął ją dookoła mostu i również związał. Odwiązał swój sznurek i zadowolony obejrzał swoje dzieło.

Drużyna była tak zaaferowana poczynaniami towarzysza, że nawet nie zauważyliście, jak wasza przewodniczka odeszła, z pewnością spodziewając się iż nie zobaczy was więcej żywych. Było nie było, to Droga Trzech Śmierci i nikt z tamtąd nie wrócił.

Sabir był pod wrażeniem pomysłu jaszczuroludzia i współpracy z Gregorem. Miał jednak pewne obawy czy plan zadziała. Nadal miał okropny problem z poruszaniem się, a co dopiero ze wspinaczką.

- Szczwany lis. - Powiedział Gregor kiedy jaszczur zaczął wykładać co i po co robił. Po chwili jednak się zasępił. Co z Rut. Wilczyca sama nie miała szans na dostanie się do otworu. “Lulu w torbie Elena na skrzydłach a wilczyca…” Myślał gorączkowo. “Ani ją odesłać bo gdzie... ani zostawić bo jak...” zresztą nawet jak by miał sposób nie miał na to najmniejszej ochoty. Spojrzał na swoją sznurkową smycz... “To się jej nie spodoba…W simie dla ludzi też jakaś pomoc się przyda” pomyślał.

Zciągną z niej szelki wysypał na dłoń trochę ziół zmieszał z kawałkiem mięsa i uformował kulkę którą dał wilczycy do zjedzenia. “Ziołą na uśpienie. Mniej niż pół dawki powinno ją trochę ogłuszyć ale nie uśpić.” W czasie gdy Gregor zajmował się wilczycą drużyna uzgadniała kolejność. Wat chciał iść ostatni więc zwiadowca ustawił się w kolejce przed nim puszczając przodem Sabira Doktora i jaszczura.

- Jakoś będzie trzeba przetransportować Rut! Ja ją opuszczę! Wy wciągniecie! Dam wam moje karwasze i jakieś szmaty na dłonie gdyby chciała was kąsać! Dałem jej zioła na spanie tylko tyle by była ogłupiona a nie tyle by było ją potem trzeba nieść ale mogą nie starczyć! Powinny zacząć działać akurat na czas! Dla was też zrobię szelki! - przekrzykiwał hałas spadającej wody

Najpierw na końcu uformował dwie nieduże pętle przez które należało przełożyć nogi i naciągnąć wysoko aż na uda jakieś dwie stopy wyżej na wysokości klatki piersiowej zawiązał trzecią pętle która oplatała klatkę piersiową tuż pod pachami. Powyżej trzeciej pętli dowiązał dodatkową linę z własnego plecaka. Pierwszym obwiązany był jaszczur jako że miał iść pierwszy.
Potem zaczął gestykulować. Chwycił wolny koniec dowiązanej liny i prawie że wcisną mu w szponiaste ręce potem wskazał doktora, potem przepaść za mostem i zaczął wybierać linę którą trzymał jaszczur potem znów doktora i na końcu wykonał półkolisty ruch ręką pod górę.
Podobnie obwiązał każdego następnego śmiałka.

- Doktorze! Jak nie da rady pan wejść krzyknij Saskłatowi by cie wciągną - i pokazał naukowcowi dodatkowy dowiązany sznurek.
S’Sassquath przytaknął zwyczajem ludzi, choć nie do końca był pewien co ma zrobić z tą liną. Domyślał się, że chodzi o dodatkową asekuracje starszego już człowieka, jakim był doktor Symeon, jednak w tej chwili skupił się wyłącznie na zejściu. W całym tym planie nie był pewien jednej rzeczy- czy wejście faktycznie jest zaraz pod nimi. Wolałby nie wracać niepotrzebnie. Najlepszym sposobem by to sprawdzić było jednak ruszenie w dół po linie. Ruszył więc.

Gdy nadeszła kolej wilczycy ta już zobojętniała leżała na środku mostu Gregor przerobił szelki do jej potrzeb tak że powstały cztery pętle przełożył każdą z łap przez jedną z czterech pętli tak że łączyły się ona na grzbiecie wilczycy i sprawdził czy szelki utrzymają ją w poziomie a łapy nie wysuwają się. Poprawił wiązanie. Nachylił się nad kudłatym łbem i zaczął do niej przemawiać przekazując tyle uspokajających myśli ile dodał.

- Taka zabawa. na dół i w górę.

Ostrożnie przeniósł wilczycę nad krawędź mostu i powoli zaczął ją opuszczać.
Gdy nadeszła jego kolej pełen niepokoju czy Wat zdoła go w razie czego utrzymać przerzucił nogi nad przepaścią i zaczął schodzić. Gdy znalazł się tuż nad wylotem zagwizdał przywołując sowę i nakazał jej wlecieć o “dziupli”.
 
harry_p jest offline  
Stary 06-09-2014, 22:35   #120
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Ekwipunek, który zabraliście z obozu


Doktor nalegał na zabranie:
1 Dłuto
1 Pęk sznurka, pięćdziesięciokrokowy
1 Lampy
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
1 tablica woskowa z rylcem
1 pudełko, akcesoria skryptorskie zawierające, w tym proszki inkaustowe.
1 pęk piór gęsich
1 kodeks o kartach czystych
50 kart papieru w tubusie skórzanym
1 Szkło powiększające
30 świec woskowych
1 Miotełka

Ponadto zabraliście:

Zapasy żywności (Na 6 osób)
XXXXXXX XXXOOOO OOOOOOO OOOOOOO

Maczeta,
Zwój liny manilowej, 14 kroków (Wisi na kamiennym moście)
1 Latarnia sztormowa
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
Gwoździe długie na palec x40
Młotek
Siekiera
Mikstury leczenia OOXX
5x koce
4x hamaki
5x moskitiery
30 zwojów lnianego, czystego płótna na opatrunki


JAK TO NIGDY SIĘ NIE WSPINAŁEŚ?

2 lipienia, roku po Wyniesieniu 1161
Kamienny tunel pod wodospadem



- Jesteś góralem, jak to nigdy się nie wspinałeś?
- Nigdy w ten sposób! Górskie lasy to głównie drzewa wiesz?! - odparł Sabirowi Gregor, poirytowany całą sytuacją. Wciąganie wszystkich po linie, karkołomne i paskudnie niezgrabne, szalejąca woda pod nimi, Rut warcząca i walcząca... całe szczęście skończyło się tylko lekkimi zadrapaniami i sińcami. Tak naprawdę uczyli się dopiero tego, co zamierzali zrobić, a by zapewnić sobie bezpieczeństwo zużyć musieli o wiele więcej liny niż było trzeba... i mniej niż użyć by chcieli. Oby dalej nie było miejsc, gdzie będzie niezbędna, bo nie zostało im nic!

Ss'Sasquath: Pomysłowość 34/40% - udany!

O dziwo jaszczuroczłowiek idealnie wskazał miejsce położenia jaskini, po pierwszej próbie zejścia trzeba było przesunąć linę ledwie o dwa kroki. S'as sam nie mógł nadziwić się swemu szczęściu i wkrótce potem zaczęli mozolnie schodzić, ucząc się na błędach i wisząc na asekurujących linach raz za razem. Zdjęli wszystko, co im przeszkadzało i obciążało wysyłając to liną przodem, ale i tak było niełatwo.


Zręczność by uniknąć obrażeń 18/-/-/-
Ss'Sasquath 99/70% - oblany! 11=Draśnięcie
Sabir 61/80% -10 (Klątwa) - udany!
Gregor 67/70% - udany!
Wat 16/90% - udany!
Doktor 77/55% - oblany! 17=Draśnięcie


W końcu dostali się do tunelu. Grzmiącą wodę wytłumiły skały i w końcu mogli mówić normalnie. Tunel wewnątrz skalnego mostu był z zupełnie innej skały niż na zewnątrz - wapienne wnętrze układające się w fantazyjne wzory brudziło wszystkich na biało i różowo. Głowa wręcz bolała i nie wiadomo było gdzie góra i gdzie dół. Nikt nie miał wątpliwości, że wydrążono tunel przy pomocy magii.


Lekko drżące ściany i huk zza nich powiedział wszystkim, że oto przekraczają miejsce, gdzie woda uderza w most. A kilkanaście kroków dalej pokryci różowobiałym pyłem członkowie wyprawy zobaczyli wyjście.
Dzura na końcu tunelu była zarośnięta gęsto jakąś roślinnością. Zdrewniałe łodygi szybko jednak ustąpiły nożom, maczetom i siekierom.
Za tunelem nie było widowiskowej drogi za wodospadem czy magicznego portalu. Tunel wszedł najwyraźniej w skałę i wbijał się w kompleks naturalnych jaskiń.



GROTY DRUGIEJ ŚMIERCI

Chwilę później

Zeskoczyliście z tunelu do płytkiej wody, pachnącej minerałami. Nieduże przezroczyste rybki od czasu skubały wasze stopy, nie robiąc jednak krzywdy. Z daleka było słychać szum, a w samej jaskini było zadziwiająco jasno.
Blask wydobywał się z lewej strony groty, najwyraźniej w stropie była przerwa, przez którą wpadało słońce, jednakże było zbyt wysoko i stromo by się wspiąć. Pod dziurą w stropie robiło się głębiej - w krystalicznie czystej wodzie widać było olbrzymią studnię bez dna, niczym gardziel potwora mogącego połknąć w całości niedużą chatę.

Zaś z prawej strony groty były dwa tunele - pierwszy ciasny i wiodący w dół, oraz drugi - zaczynający się półką skalną na wysokości półtora chłopa, ale wyglądający na dość szeroki.

Gdy tak zastanawiacie się, co dalej, z wąskiego tunelu usłyszeliście echo odległych nieregularnych kroków!

 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172