19-07-2015, 18:26 | #201 |
Reputacja: 1 | - Co to ma znaczyć, do pioruna?! - wychrypiał Diego, gdy zobaczył co się stało. Obrzucił Merowinga krzywym spojrzeniem, po czym przywołał przed swoje oblicze jednego z pobliskich żołdaków. - Pójdź do sekretarza i każ mu zebrać wszystkie informacje o Melanii. A zwłaszcza, o dzikusach ciskających kamienie. Komandor powrócił do przyglądania się sytuacji przez lunetę. Nie było rozsądne wysyłać teraz ekipę ratunkową, skoro moga skończyć tak, jak pierwsza wyprawa. Miał nadzieję, że obyło się bez straty w ludziach i że kapłan oraz Lukrecja zachowają przytomność umysłu. Oraz że zabezpieczą teren, by kolejna szalupa mogła bez przeszkód popłynąć po nich. |
20-07-2015, 02:41 | #202 |
Reputacja: 1 | - Wstawaj Williamie, coś wydarzyło się na lądzie - Eliza ściągnęła płachtę materiału w jaki zawinął się książę - Że co? - William był rozespany. Wino trochę go zamuliło. Dźwignął się na łokciach i próbował pobudzić mózg do myślenia. - Coś dzieje się na wyspie! Wstawaj! - powtórzyła Eliza Książę zbierał myśli i starał się skojarzyć o jaką wyspę chodzi. Zmarszczył brwi i zerwał się na nogi. - Co się dzieje na wyspie?! - Nie wiem, chyba doszło do wypadku - odpowiedziała. William ruszył do drzwi kajuty, ale stanął gwałtowanie jakby go zamrożono. Spojrzał po swoim ubraniu, które było wygniecone jakby psu z gardzieli ktoś wyjął. Odwrócił się. - Ubranie! - Domyśliła się Eliza celując w księcia palcem i migiem była przy szafie. Drzwi się otworzyły gwałtowanie i mało nie walnęły księcia w tył głowy. Anna weszła do izby i spoglądając to na księcia to na Elizę wymamrotała niepewnie - Coś dzieje się na.. - Wyspie, wiem - odrzekł książę i zaczął ściągać ubranie. Eliza przyniosła kilka rzeczy i przy pomocy dziewcząt, 15 minut później, William jak nowy ruszył z kajuty na pokład. A za nim sznur jego ludzi. |
21-07-2015, 21:40 | #203 |
Reputacja: 1 | Bowemir mimo zaskoczenia szybko opanował sytuację. Ocalali po otrząśnięciu się z szoku zaczęli sobie nawzajem pomagać i wkrótce wszyscy znajdowali się na skalistym występie, do którego przybili, a cudem nietknięta szalupa została przycumowana do kamiennego słupka. Pobieżny rekonesans najbliższej dostępnej okolicy pozwolił znaleźć kilka ptasich gniazd, splecionych z drobnych, suchych gałązek. Po usypaniu z nich niewielkiego stosu, udało się rozpalić ognisko. Lukrecja wytężała wzrok, by dojrzeć jak najwięcej szczegółów. Postacie, które zepchnęły głaz wspinały się pospiesznie w górę klifu, prawdopodobnie tą samą ścieżką, którą mieli zamiar podążyć ludzie prowadzeni przez Bowemira. Była wąska, kręta i pięła się w górę zygzakiem, żeby złagodzić stromiznę podejścia. Złowrogie indywidua stawały się coraz mniejsze aż zniknęły za kolejnym z załomów. Nie wyróżniały się niczym szczególnym - ot, z ubioru i wyglądu banda podobna tej, co marynarze zrekrutowani przez Czarnobrodego. Komandor Gibralfaro był wściekły. Wydarzenia na wyspie najwyraźniej całkowicie go zaskoczyły. Wściekłość wzmogła się jeszcze po raz pierwszy, kiedy przypomniał sobie, że nie mieli więcej szalup ratunkowych. Po raz drugi, kiedy wysłany po Clutterbucka żołnierz wrócił sam. - Melduję, że sekretarz Clutterbuck odmówił przybycia. Stwierdził, że owszem, chętnie by pomógł, ale niestety jest zajęty wykonywaniem książęcych poleceń, mianowicie przygotowaniem przyjęcia, poszukiwaniami dobrej nazwy dla okrętu oraz sprawdzaniem niuansów ceremoniału mianowania nowego kapitana. Książę William wraz ze swym orszakiem wygramolił się na pokład właśnie wtedy, kiedy zza wyspy wyłoniły się dwie zgrabne pinasy pod piracką banderą. Burty okrętów łypały szeregiem pięciu luf każda, wysuniętych w niedwuznacznych zamiarach. Wagomiar dział był mniejszy niż tych umieszczonych na książęcym okręcie, jednak było ich zdecydowanie więcej. Ponadto wiatr, obecnie doskonały do żeglugi, był sprzymierzeńcem tych szybkich i zwrotnych statków. |
22-07-2015, 23:45 | #204 |
Reputacja: 1 | Strażnik Pokoju stał z boku i przyglądał się, jak powierzeni mu ludzie bez szemrania wykonują jego polecenia. Musiał przyznać, że w chwili dużego zagrożenia człowiek staje się bardziej posłuszny. Tak też i ognisko zapłonęło po kilkunastu minutach. Nie było już wątpliwości, że załoga statku dostrzegła ich sygnał. Kapłan zastanawiał się nad informacjami przekazanymi przez panią kronikarz. Wyglądało na to, że wyspa nie jest niezamieszkana, tak jak się spodziewano. Bowermir nie wiedział jednak, kim ci napastnicy byli. Być może piraci. Ich okręt mógł być zakotwiczony po drugiej stronie wyspy. Czyżby ściągnęło ich to samo pragnienie, które kierowało ludźmi z wielkiej wyprawy, czyli woda? A może na wyspie znajdował się skarb? Cokolwiek by to nie było, zamachowcy byli zdeterminowani w tym, by owym skarbem z nowymi przybyszami się nie podzielić. Gdyby nie to, że okręt potrzebował uzupełnić zapas świeżej wody, Strażnik Pokoju w mig rozkazałby zabierać się z tej przeklętej wyspy. Niestety sytuacja wyglądała jak wyglądała i niewiele mógł w tej sprawie zrobić. Nie chciał przecież narażać wyprawy na śmierć z odwodnienia. Ta wyspa była ostatnią znaną, na której znajdowało się źródło wody pitnej. Musiał więc o nią walczyć. Problem był w tym, że Brat Zakonny nie wiedział dokładnie, kim są jego przeciwnicy i jaką siłą dysponują. Pewne było natomiast, że są przez nich ciągle obserwowani. - Posłuchajcie mnie uważnie - Bowermir wszedł w środek zebrania ocalałych, którzy suszyli się przy ognisku. Rozejrzał się uważnie, czy wszystkie rozmowy ucichły i każdy poświęca mu uwagę. - Choć ubolewam nad tym i nie chcę siać w waszych sercach paniki, musicie wiedzieć, że całe te zajście nie było przypadkowe. Zostaliśmy zaatakowani. Nie wiemy, ilu ich jest. Jednak musimy uświadomić sobie jedno. Ta woda jest nam bardzo potrzebna. Straciliśmy również kilku przyjaciół, którzy odeszli z tego świata, być może w lepsze miejsce. Jednak ta zbrodnia nie może pozostać bezkarna. Świat domaga się sądu. - Strażnik Pokoju przemawiał stanowczo, głosem twardym i opanowanym. - Dlatego też postąpimy w następujący sposób - kontynuował. - Ocaliliśmy naszą szalupę. Wykorzystamy ją, aby odesłać na okręt pannę Lukrecję, kilkoro z marynarskiej braci oraz ciała zmarłych. Opowiecie wszystko, co widzieliście i usłyszeliście księciu Williamowi oraz komandorowi Gibralfaro. Poprosicie komandora o przysłanie posiłków, a ja i reszta załogi okopiemy się tu na wybrzeżu i utrzymamy pozycję. Nie możemy stracić tej wyspy. - Bowermir, wciąż wpatrzony w twarze zebranych, zastanawiał się, jak odbierze jego polecenia załoga. - Jeśli natomiast - dodał po chwili - dowódca wyprawy postanowi postąpić w inny sposób, wtedy odeślecie szalupę do nas i wycofamy się wszyscy na okręt. Niedoszły Brat Rycerz stał tak jeszcze przez chwilę wśród spojrzeń zawadiaków, a światło ogniska i słońce skupiało się na jego kolczudze oraz rękojeści miecza.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
24-07-2015, 16:51 | #205 |
Reputacja: 1 | Komandor żałował w tej chwili, że kapitan Czarnobordy był bezużyteczny. On lepiej znał się na walce morskiej, potrafiłby zapewne wykorzystać każdą przewagę ich okrętu. Niestety, Diego zaczął swą edukację na ten temat dopiero parę chwil temu, więc czuł, że może to być ciężka bitwa. - Nasz okręt ma odpłynąć, trzymając się wyspy tak, by pozwalała nam się przed wrogiem przynajmniej chwilowo osłaniać. Dajcie jakieś działa na rufę i oddajcie parę strzałów. Sieczcie ich kulami łańcuchowymi, może połamiemy tym bydlakom maszty. - Czy gdyby obejść trochę tę wyspę, będziemy w stanie uciec im? Co radzisz? - rzucił pytanie do pierwszego oficera. Toczenie pełnej bitwy, nawet gdyby ją wygrali, wiązało się ze zbyt wielkimi stratami. A szanse nie były wielkie. Gdy Gibralfaro zobaczył księcia Williama przechadzającego się po pokładzie, natychmiast do niego podszedł. - Zostaliśmy zaatakowani przez pirackie okręty. Niech Jaśnie Panicz uda się pod pokład, tu nie jest bezpiecznie. |
24-07-2015, 17:17 | #206 |
Reputacja: 1 | Książę stał osłupiały. Na jego twarzy wymalowało się spięcie, a szczęki zacisnęły. Usłyszał tylko końcówkę tego co komandor do niego mówił, ale dobrze widział o co mu chodzi. Jakiś "wypadek" do stu diabłów - pomyślał i nim ruszył z powrotem do swoich kajut, odrzekł Komandorowi. - Niech pan zmiecie ich w pył Komandorze. Proszę nie szczędzić środków i nie przedłużać tej bitwy. William zawrócił i udał się do swych komnat, oglądając po drodze to, co działo się na pokładzie. |
25-07-2015, 21:44 | #207 |
Reputacja: 1 | Lukrecja na polecenia kapłana Bowermira, ale nie tu rządziła... Zatem chcąc nie chcąc zaczęła przygotowania do odpłynięcia. Gdy ekipa z wiadomością pani Kronikarz zauważyła, że w otoczeniu macierzystego statku są dwa inne, które po obejrzeniu przez lunetę okazały się pirackimi. Lukrecja na ten widok wstrzymała wyruszenie łodzi i udała się do Bowermira z tymi słowami: - Kapłanie Bowermirze proszę się obrócić i przyjrzeć co się wyprawia na morzu. Wygląda, że teraz Komandor Gibralfaro ma swoje problemy...
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. |
26-07-2015, 11:15 | #208 |
Reputacja: 1 | Przez pokład przetaczał się donośny dźwięk dzwonka sygnalizującego alarm. Merowing dowodził załogą, przygotowując okręt do starcia z wrogiem. - Alarm! Wszyscy na pokład! Podnieść kotwicę! Wciągać żagle! Pełna gotowość bojowa! Ponowne wciąganie niedawno zwiniętych żagli poszło bardzo sprawnie, rozpięte płótna łopotały na wietrze po niespełna kwadransie. Podobnie stanowiska artyleryjskie - po dwa na każdej burcie na głównym pokładzie i jedno, pościgowe na rufie w korytku - zostały obsadzone przez ludzi przyuczanych przez nieżyjącego już puszkarza Reesa. Wspominali go sprawdzając mocowania dział, bowiem to właśnie on odkrył, że tego zaniedbano, co w przypadku użycia miałoby fatalne skutki. Niestety jedna z dwóch kotwic za nic w świecie nie dawała się podnieść, jakby ją sam lewiatan trzymał w zębach. Do pewnego momentu zwijanie łańcucha nie napotykało oporu, aż nagle kotwa musiała się zaklinować w jednej z podwonych skał, których wokół Melanii był bezlik. Kolejne próby luzowania łańcucha i ponownego wciągania nie przyniosły poprawy sytuacji. Żelastwo utkwiło na dobre. Pinasy połykały fale błyskawicznie zmniejszając odległość dzielącą je od książęcego okrętu. Kiedy galeon znalazł się w zasięgu dział pierwszej z nich, ta obróciła się bokiem. Grzmot armatnich wystrzałów odbił się echem od pobliskich skał. Lufy wypluły pociski, które z wizgiem pomknęły w kierunku celu. Kapitan Czarnobrody stał w rozchełstanej koszuli na pokładzie sterowym. Oparty rękoma o burtę patrzył w kierunu zbliżającycego się wroga. Z włosem rozwianym, zwichrzoną brodą, gorejącym obliczem i błędnym wzrokiem wyglądał jak morski diabeł. - Do stu tysięcy cuchnących picz najobrzydliwszych portowych kurew! - ryknął kapitan, po czym szpetnie zaklął... i zniknął, zmieciony z pokładu przez nadlatującą kulę. Pierwszy oficer Merowing wysłuchał sugestii Gibralfaro. - Racja komandorze, otwarta walka, nawet zwycięska, może być okupiona zbyt wielkimi stratami. Kaja twierdzi, że jest w stanie wprowadzić bezpiecznie okręt na pole skalnych grzbietów ukrytych tuż pod powierzchnią wody, rozciągające się na północ od Melanii - przekrzykiwał zgiełk Merowing - o ile nasze mapy są dokładne. Jeśli wróg nie zna tak dobrze tej okolicy, to może rozbije się na skałach podczas pościgu. Tylko najpierw trzeba coś zrobić z tą cholerną kotwicą, bo inaczej wystrzelają nas, jak przepiórki. Ostatnio edytowane przez dzemeuksis : 26-07-2015 o 11:54. |
27-07-2015, 21:49 | #209 |
Reputacja: 1 | - Cyrhqbo, biegiem po jakiś młot albo ciężki topór! - ryknął komandor na swojego podwładnego. - Leji, Hupgaf, do kotwicy! Próbujcie wyciągnąć, a jak Cyrhqbo przyleci rozkujcie łańcuch! Lepiej nam będzie już bez kotwicy niż razem z kotwicą na dnie - dodał już bardziej do siebie i Merowinga. Ręką dał znak, by ludzie, którzy nie byli teraz potrzebni przypadli do pokładu. Zresztą, pewnie nawet marynarze mieli dość rozsądku, by w tym wypadku nie brać przykładu ze swego kapitana. "I po to mu było zdrowieć?", przemknęło jeszcze przez głowę Diego, nim spuścił wzrok z miejsca, gdzie jeszcze przed paroma chwilami stał Czarnobrody, wielki postrach siedmiu mórz. |
28-07-2015, 21:01 | #210 |
Reputacja: 1 | Leji i Hupgaf napinali mięśnie aż im żyły wychodziły na wierzch, jednak nic nie zdziałali - kotwica ani drgnęła. Szczęśliwie Cyrhqbo szybko się uwinął i wrócił dzierżąc potężny młot. Leji pierwszy wyciągnął po niego rękę, widząc że kotwę trzeba spisać na straty, ale w ostatniej chwili Hupgaf go ubiegł - wysunął się przed kompana i wyszarpał młot z dłoni żołnierza, rwąc się do dzieła. Leji, choć mniejszy, był znacznie silniejszy, a mimo to ustąpił ze wzruszeniem ramion. Tamten był duży i głupi, ale krzepy miał dość, żeby uporać się z łańcuchem. Tak też się stało, kilka potężnych, dobrze wymierzonych uderzeń skruszyło jedno z ogniw, uwalniając okręt. - Jakie rozkazy, komandorze Gibralfaro? - zapytał Merowing. - Baksztagiem w kierunku skał, czy spróbujemy manewrować i odpowiedzieć ogniem? Tymczasem pinasy szykowały się do kolejnej salwy. By móc ją oddać potrzebowały zbliżyć się na odpowiednią odległość i obrócić burtą w kierunku książęcego okrętu. Były zwrotne, szybkie i płynęły z wiatrem. Ale nawet one potrzebowały trochę czasu, żeby się dogodnie ustawić i jednocześnie nie wejść sobie w paradę. Dlatego rozdzieliły się, szukając możliwości jednoczesnego ataku z obu stron. Ostatnio edytowane przez dzemeuksis : 28-07-2015 o 21:06. |