05-09-2017, 09:35 | #51 |
Administrator Reputacja: 1 | - Nie przychodzimy tu, by zakłócać ich spokój czy też pozbawiać skarbów, które złożono im do grobów - powiedział Cedmon. - Więc nie na nas powinni być źli. * * * No to chyba się nieco spóźniliśmy, pomyślał, gdy z budynku wyszedł kondukt żałobny. - Na żałobników nie wyglądamy - powiedział cicho, udając, że spojrzenia, jakie kierowali na nich uczestnicy pogrzebu, wcale go nie obchodzą - i dość trudno byłoby się do nich dołączyć. Co prawda miał na sobie odpowiedniego koloru szatę, ale i tak nie wyglądał na tubylca. - Może po prostu poczekamy, a gdy zamieszanie się skończy, zrealizujemy wcześniejszy pomysł - zaproponował. - Ciekawe, czy przyniesienie jakiegoś truposza stworzyłoby lepszą okazję... dodał. |
06-09-2017, 00:05 | #52 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
07-09-2017, 19:09 | #53 |
Reputacja: 1 | - Efekt zaskoczenia mamy raczej z głowy - przyznała Zahija wycofując się w miejsce, gdzie będą mniej przykuwać wzrok. - Procesja zmierza do katakumb. Daje to okazję łatwego wmieszania się w tłum. Weźmy to jednak za dobrą monetę - wiedźma próbowała upatrzeć się w tym szczęśliwego właściwie zrządzenia losu. - Gdy znikną w środku realizujmy plan. Zdobywamy przebrania i dogonimy ich. W tym całym zamieszaniu nie powinni zwracać na nas uwagi, szczególnie gdy będziemy zamykać cały pochód. Obejrzymy katakumby od środka i spróbujemy zlokalizować Ianusa. |
08-09-2017, 12:15 | #54 |
Reputacja: 1 | Wrota zatrzasnęły się, a kapłani którzy stali do tej pory na warcie, zeszli po schodach na dół, odczekali dłuższą chwilę, aż grupa ludzi uczestnicząca w pogrzebie zmarłego przejdzie za procesją i sami, jako ostatni utworzyli ariergardę. Orszak, w kłębach dymu z kadzielnic i w akompaniamencie smętnego zawodzenia powędrował ku znajdującym się w głębi placu bramom do katakumb. Wokół opuszczonej teraz Świątyni Anh'Bajil zapadła cisza. Awanturnicy upewnili się, że nikogo nie ma w pobliżu i gdy orszak żałobny zniknął w bramie wiodącej do cmentarzyska, wychynęli z ukrycia. Chyłkiem pokonali bazaltowe schody i stanęli przed dwuskrzydłową, wykonaną ze stali bramą, okoloną portalem wyrzeźbionym na kształt trupich głów. Mumamba i Cedmon wspólnymi siłami popchnęli ostrożnie jedno ze skrzydeł, które powoli otwarło się do wewnątrz. Mrok wnętrza świątyni rozpraszały nieliczne kaganki zawieszone w uchwytach na czarnych, bazaltowych ścianach. Tuż za wrotami znajdował się krótki, szeroki jak same schody korytarz, zupełnie pusty, nie licząc dwóch biegnących po bokach kamiennych ław, na których stały ofiarne misy, wypełnione wotywnymi darami, które stanowiły owoce, kawałki mięsa, chleb a także monety i niewielkie przedmioty codziennego użytku. Wzdłuż ścian, na wysokości oczu dorosłego człowieka biegł fryz wyobrażający szkielety w różnych pozach na przemian z fantazyjnie rzeźbionymi kwiatami. W oczach trupich czaszek połyskiwały szlachetne kamienie i pokryte patyną starości złote monety. Sień kończyła się pięcioma szerokimi schodami, które wiodły w górę do kolejnych wrót. Te wykonane były z drewna pokrytego malowidłami, przedstawiającymi kobietę o trupiej twarzy, trzymającą w dłoniach klucze. Również i te wrota nie były zamknięte. Ich otworzenie nie stanowiło problemu. Za nimi znajdował się ośmiokątny dziedziniec, otoczony krużgankami. Naprzeciw miejsca, w którym się znajdowali były kolejne wrota, złote. Na pozostałych sześciu ścianach, w cieniu krużganków widać było mniejsze, drewniane drzwi. Dziedziniec był pozbawiony dachu, nad głowami widniało nocne niebo. Gdzieś spod krużganków dał się słyszeć niski pomruk i w tej chwili z ciemności w kierunku bohaterów wyskoczyły cztery czarne jak noc psy, o krótkich szerokich pyskach i ogromnych zębiskach. |
08-09-2017, 12:51 | #55 |
Administrator Reputacja: 1 | Panująca dokoła cisza świadczyła o tym, że kapłani pokładają zaufanie w otaczającej świątynię atmosferze grozy i tajemniczości. I wierzą w to, że nikt nie odważy się zakłócić spokoju może nie tyle zmarłych, co samej Matki Umarłych. Cedmon nie wierzył w to, że Bogini Śmierci zechce osobiście interweniować i pokarać intruzów, którzy wkroczyli tam, gdzie nie powinni się znajdować. Wszak nie przyszli tu kraść czy zakłócać spokój zmarłych. Przynajmniej nie on po to tutaj przyszedł, chociaż nie da się ukryć - byle złodziej miałby tu niezłe pole do popisu... Wnet się jednak okazało, że coś strzeże świątyni. Czy grupa szkieletów czy duchów byłaby lepsza, niż materialne (przynajmniej na pierwszy rzut oka) psy - trudno było tak od razu ocenić. W każdym razie Cedmon nie zamierzał pozwolić się zagryźć. Przynajmniej nie bez walki. Pozostawiając innym bezpośrednie starcie sięgnął po łuk i strzelił do najbardziej na przód wysuniętego zwierzaka. |
08-09-2017, 13:18 | #56 |
Reputacja: 1 | Kiedy tylko przekroczyli próg "strasznej" świątyni, Mumamba dziwnie chichotał, rozglądając się po okazałościach ciemnych pomieszczeń. - Pan Yiasu tarzałby się ze śmiechu, widząc ten żałosny pokaz "kultu" - komentował, mlaskając przeżuwanym jabłkiem zwiniętym z korytarzowych ołtarzyków. Drzwi w malowidła, złote drzwi, piękne krużganki, ciemność nocy, gwiazdy na firmamencie i cztery psy. Wyjątkowo żywe jak na strażników śmierci. Nie spuszczając wzroku z czarnej watahy, wojownik chwycił w lewą dłoń nóż, a prawą powoli złapał za zdobioną rękojeść szabli, z pięknym sykiem uwalniając ostrze ze skórzanej pochwy. Powstrzymał się od pomasowania wygryzionej w pośladku blizny, która odezwała się nieznośnym świądem na widok bojowych ogarów. Jako jedyny przygotowany do walki w zwarciu, wysunął się nieco na przód i przykucnął lekko, aby szarża śliniących się psów nie powaliła go zbyt łatwo. - Chodźże do tatusia, bydle chędożone! - warczał, prowokując kundle do ataku. Ostatnio edytowane przez Szkuner : 08-09-2017 o 15:08. |
12-09-2017, 11:05 | #57 |
Reputacja: 1 | Wiedźma skarciła Mumambę wzrokiem gdy ten ukradł jabłko złożone w ofierze Bogu Śmierci. Może i drab miał swojego własnyego boga ale nie powinien tak jawnie obrażać innych, bo tamci byli równie prawdziwi i sprawczy jak jego własny. Nie zdziwiłaby się również jakby ze słodkim kęsem spłynęła na Mumambę sama śmierć, taka igraszka urażonego bóstwa. Rozmyślania przerwał jej warkot psów. Zahija zaczęła kalkulować. Nie mogła wyzbyć się magii na czworonogi, tym bardziej, że dalej mogło czekać coś znacznie bardziej niebezpiecznego i wymagającego jej interwencji. Dobyła zza pasa sztylet z wygiętym ostrzem. Jeśli reszta jej towarzyszy poradzi sobie z psami, to Zahija nie będzie się wychylać. Jeśli jednak ogar ją zaatakuje postara się by nabił się na przyszykowane ostrze. |
12-09-2017, 11:52 | #58 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
12-09-2017, 17:42 | #59 |
Reputacja: 1 | O dziwo grom z jasnego nieba nie poraził śmiałków, którzy z taką odwagą przekroczyli próg katakumb. Może sprawiły to gorące modlitwy Enki do przodków, a może tutejsi zmarli nie byli tak mściwi jej jej plemienni?
__________________ "Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014 Nieobecna 28.04 - 01.05! |
12-09-2017, 21:31 | #60 |
Reputacja: 1 | Ujadanie czarnych bestii przez chwilę odbijało się echem po krużgankach. Chwilę potem powietrze przeciął świst strzały, po którym nastąpiła pełna agonii serenada dźwięków dobywająca się z gardzieli postrzelonego brytana. Szabla czarnoskórego wojownika zatańczyła szerokim łukiem odcinając Mumambę od nacierających psów. Jeden odskoczył, drugi nie miał tyle szczęścia. Okrwawione, przecięte niemal na pół cielsko upadło na bruk dwa metry od Ghagi. Zwierzęta nie były bezmózgimi istotami. Mimo iż szkolone do zabijania i stróżowania, wcale nie chciały żegnać się z życiem, a nagła śmierć dwóch brytanów skutecznie ostudziła ich zapał do dalszej walki. W psich mózgach zapaliło się ostrzegawcze światełko, a decyzję uskuteczniła Enki, wydając dzikie, nieprzystające dwunożnej istocie dźwięki. Psy, podkuliwszy ogony zrejterowały, znikając w podcieniach. Złote wrota przyciągały uwagę, aż się prosiły aby najpierw spojrzeć, co znajduje się za nimi. Pozostałe sześć drzwi wyglądało zupełnie zwyczajnie - mogły poczekać. Na złotej blasze wyryto znów kościotrupy, kwiaty i kobietę o trupiej głowie, czyli motywy jakie powtarzały się cały czas w świątyni. Wrota bezszelestnie rozwarły się pod naciskiem mięśni Cedmona i Mumamby, ukazując długie, szerokie pomieszczenie o półkolistym suficie opartym na dwóch rzędach kolumn. Wzdłuż ścian ciągnęły się kamienne ławy, a drugie wyjście z pomieszczenia opasywał lśniący złotem i szlachetnymi kamieniami portal, wyrzeźbiony na kształt dwóch szkieletów, trzymających się za ręce wzniesione nad najwyższym punktem przejścia. Dalej znajdowało się sanktum Świątyni Anh'Bajil. W najświętszym miejscu przybytku Bogini, dominował jej posąg. Był co najmniej dwa razy większy niż przeciętny człowiek. Wyrzeźbiony w najdrobniejszych detalach z kości słoniowej i czarnego obsydianu, odziany w wykonane z prawdziwych tkanin szaty przetykane złotem. Bogini miała na głowie kaptur skrywający jej trupią czaszkę, a w obu rozłożonych na boki rękach trzymała starożytne papirusy. Tuż przed posągiem stał alabastrowy ołtarz z srebrnymi i złotymi zdobieniami. Na ołtarzu płonęły czarne, dymiące świece wykonane z straszliwie cuchnącego wosku. Mówiono, że kapłani mają moc zabicia dowolnej osoby poprzez zgaszenie świecy, jeśli w wosku zostanie wyciśnięte jej imię. Obok ołtarza znajdował się postument, na którym stała złota misa o średnicy dwóch łokci. Wypełniona była niemal po brzegi gęstą, czerwona cieczą. Zahija odcyfrowała z trudem napis zapisany archaicznym alfabetem, który biegł wokół krawędzi misy: „Kości umarłych trafiają do ziemi, lecz krew na zawsze służy bogini”. W ścianach na prawo i lewo od ołtarza znajdowały się schody wiodące w dół, a z tyłu za posągiem, przesłonięte czarną tkaniną widniały drzwi, prowadzące do kolejnych pomieszczeń. |