Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2008, 17:43   #61
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Ruszyli zarz po śniadaniu, pospiesznie, chcąc dotrzeć do celu jak najszybciej. Wszyscy byli w ponurych nastrojach, to co spotkało ich w karczmie nie napawało ich optymizmem. Zaś spotkani elfi mężczyźni, jedynie pogorszyli humor elfki. Zaczął padać deszcz, gęsty rzęsisty wręcz, skrywający wszystko za zasłoną spadających kropel. Towarzyszący temu wiatr i błyskawice tylko pogarszały sprawę, zagłuszały słowa elfki, która coś do nich mówiła. Alessandro nie był w stanie zrozumieć choć słowa, ale domyślał się, że chodzi o poszukanie schronienia. Nagle usłyszeli potworny trzask i sosna stojąca nieopodal drogi spadła z hukiem tuż obok, cudem tylko nie zahaczając nikogo swoimi gałęziami. Tego dla koni było już za dużo, spłoszone poczęły gniewnie targać głowami a nawet stawać dęba. Alessandro z trudem utrzymał się w siodle i osadził na ziemi wierzchowca i krzyknął do reszty.

-Ruszajmy!. Ruszajmy zanim coś nam się stanie!-

Elfka pojechała przodem, jako że znała tutejsze strony. Po pewnym czasie dojrzeli zamek otulony mgłą. Deszcze niedawno przestał padać i droga była rozmiękła, niełatwa dla koni. Coś jednak kazało przejść im w galop, w potem w szalony cwał. Cudem było to, że nikt nie skręcił karku w tym szalonym biegu. Ale Alessandro szybko zapomniał o niebezpieczeństwie upadku. To co dostrzegł wprawiło go w szok. Choć był spokojnym i opanowanym człowiekiem zaklął na głos na widok krwi i ciał walających się po dziedzińcu. Żołądek podjechał mu do gardła, ale powstrzymał wymioty i zebrał się w garść. Szarpnął za cugle boczącego się konia, wierzchowiec stanął tuż za bramą i nie chciał wjechać dalej. Kupiec zeskoczył z siodła i podszedł do jednego z ciał mężczyzny, którego ramię ogryzione było do kości. Przyjrzał się ponuro splamionym ścianom, obryzganym krwią kamieniom dziedzińca. Westchnął słyszalnie.

-Co tu się stało? Jak cały zamek mógł paść ich ofiarą?-

Pokręcił głową z niedowierzaniem. Po chwili odezwał się do niego Marco, chcąc by pozostał z eflką o końmi, kiedy on wspólnie z Carlosem sprawdzi czy ktoś czasem nie przeżył masakry. Kupiec przystał na tą propozycję, po czym rozejrzał się po okolicy chcąc znaleźć coś, co nadałoby się do sporządzenia ogniska. Zanim mężczyźni oddalili się Allesandro przestrzegł ich raz jeszcze.

-Uważajcie na dzikie zwierzęta.- wskazał na gołe i ogryzione kości co niektórych z ciał -Tego nie zrobiły wampiry, mimo to uważajcie. Pamiętajcie, że jeśli ktoś ocalał, to może was wziąć za krwiopijców i zaatakować, nie dajcie się zaskoczyć.-

Alessandro znalazł jedynie pochodnię, która po chwili udało mu się rozpalić. Lekko wilgotna syczała i skwierczała, ale dawała odrobinę pocieszającego światła. Kupiec w zamyśleniu przykucnął opierając się o ścianę wjazdu. Wyciągnął z pochwy swój rapier i spojrzał na ostrze, na swoje zniekształcone odbicie.

"Co ja tu robię? Walczę z jakimiś wampirami. Powinienem być w mieście na balu, albo w ciepłym łóżku. Co ja tu robię? Chciałbym to wiedzieć, och jak bardzo chciałbym."
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 03-02-2008, 23:09   #62
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Brama.


Elfka wtulona w piers najemnika dosc szybko doszla do siebie. Jeszcze chwile po tym jak ucichlo ostanie lkanie trwala przytulona do niego lecz wkrotce odsunela sie rozgladajac wokolo jakby zbudzona z koszmarnego snu, ktory okazal sie jawa.

- Ide.... Ide z wami.

Nim zdazyl sie rozlec glos sprzeciwu dodala pewnym glosem, w ktorym nie bylo juz najmniejszego sladu poprzedniej slabosci.

- Znam ten zamek w przeciwienstwie do was. Bylam tu wielokrotnie jeszcze za czasow ojca obecnego wlasciciela.

Mowiac to podeszla do koni i polozywszy kazdemu z nich dlon na karku wyszeptala slowo w obcym, spiewnym jezyku. Nastepnie zas zwrocila sie do Alessandro.

- Teraz pojda spokojnie za toba. Stajnie znajduja sie tuz przy bramie. Z cala pewnoscia znajdziesz je bez problemu. Uwazaj na siebie, noc jest juz bliska.


Zostawiwszy Ambrosiniego z konmi dogonili Carlosa, ktory dosc znacznie ich wyprzedzil. Elfka dotknela delikatnie ramienia cygana wstrzymujac go i wyprzedzajac. Przekroczyli pierwsze wrota znajdujac sie w szerokim przedsionku. Wszedzie walaly sie zwloki. Czesc z poleglych odziana byla jedynie w koszule, widac smierc zastala ich tuz po zerwaniu sie z lozek. Wnetrze zamku bylo bogate. Ozdobne dywany, malowidla na scianach, mebre zdobne w kwieciste wzory. Wszystko to znamionowalo zamilowanie do sztuki i dobry gust osob tu mieszkajacych. Im blizej byli glownej sali tym mniej znajdywali cial. Widac duza czesc albo zdazyla wybiec przed zamek albo tez ukryla sie. Dawalo to nadzieje na odnalezienie zywych. Niestety w miare odkrywania kolejnych komnat i pomieszczen nadzieja malala wypalajac sie zupelnie po odkryciu zmasakrowanych dzieci i mlodych kobiet probujacych sie zapewne ukryc w zamkowej piwnicy. Widok byl tak makabryczny iz niezdolni przebywac tam przeszli ponownie do sali glownej gdzie znajdowal sie tron i szerokie lawy przeznaczone zapewne dla gosci biesiadnych. W tym miejscu bylo stosunkowo malo cial i prawie zupelnie nie bylo krwi. Zwloki osuszono do ostatniej kropelki nie liczac starca, ktoremu poprostu odcieto glowe.






Alessandro Ambrosini



Zostawszy sam z trzema konmi i gonitwa mysli w glowie stales w wejsciu wpatrujac sie w swe odbicie. Nagle niezpodziewane wrazenie ruchu przyciagnal twoja uwage. Powrocila czujnosc. Wrazenie zagrozenia powoli narastalo, lecz nic sie nie dzialo. Westchnoles przekonany, ze byla to tylko twoja wyobraznia. Konie zaczynaly sie niecierpliwic. Przypomniales sobie slowa Lialam, ktora wspomniala iz stajnie sa kolo bramy. Noc zblizala sie wielkimi krokami. Powial zimny wiatr niosac ze soba upiorny jek od strony lasu. Zimny pot splynal ci po plecach. Robilo sie doprawdy upiornie. Czas byl najwyzszy zaprowadzic konie i poszukac reszty druzyny.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 04-02-2008, 16:48   #63
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Michał z coraz większym przerażeniem wypatrywał pomocy. Po kilkakrotnym wezwaniu jej dał sobie spokój. Głównie dlatego iż nikt go nie zauważał. A może nie chciano go zauważyć? Tylko co teraz ma zrobić? Nie chciał stać się taki jak ci naokoło, a czuł że jeśli nie podejmie jakichś działań dołączy do nich jako bezduszna kukła. Ta myśl wzbudziła w nim strach.
-Spokojnie. Muszę zachować zimną krew. - wyszeptał, co dodało mu tak otuchy, jak i rozwagi.

„Muszę się dowiedzieć gdzie jestem. No i co ważniejsze jak się wydostać z tego piekła. Tak, muszę się wyrwać z tego koszmaru. Tylko tego pragnę.” - myślał, lecz po chwili potrzeba ucieczki zeszła na drugi plan, bo oto smakowita woń jakiejś potrawy przypomniała mu o potwornym głodzie. Nieodparta chęć napełnienia żołądka przytłumiła mu zmysły. Był nieświadom tego iż powoli czołga się w kierunku mężczyzny gotującego coś w kotle. Na szczęście powoli odzyskiwał panowanie nad sobą. Zbliżywszy się do źródła zapachu oparł się idiotycznej myśli rzucenia się na zawartość naczynia. Chcąc się wzmocnić począł się modlić. I tym razem nie zawiódł się na swojej wierze. Na chwilę udało mu się nawet odciągnąć myśli od strawy.

Kim jest ten mężczyzna? Hmm... Kolejne pytanie. Chyba zwariuje. I ten głód. Przecierz przed straceniem przytomności jadłem. Najwyraźniej musiałem długo leżeć bez życia. Tylko ile? I jaki jest dzisiaj dzień? Przeklęte pytania... Przeklęte miejsce...”

Nie mogąc dłużej wytrzymać Miecznik w rozpaczy krzyknął do zdrowego, jakże różniącego się od pozostałych człowieka:
-Daj. Choć trochę. Proszę. - przy tych słowach siłą determinacji stanął na nogi.
 
Dalakar jest offline  
Stary 05-02-2008, 17:12   #64
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Mielił w ustach jakieś przekleństwo. Oglądając ten zamek pomyślał, że wyglądał gorzej niż po zdobyciu zamku Spinardi przez grupę kondotierów wynajętych przez rodzinę Este. Jego oddział szedł wtedy w sukurs wraz z innymi oddziałami florenckimi, jednak nie zdążyli przed przełamaniem obrony. Napastnicy zdołali się wedrzeć dzień wcześniej i wiedząc, że pomoc nadchodzi postanowili przez jedną noc zniszczyć, co się da, potem zaś wycofać się. Ilość ciał, pobitych, umęczonych była podobna, jak tutaj. Pewnie równie okrutnie zachowywali się tamci kondotierzy, jak teraz banda tych wampirów. Jednakże tam niektórym udało się uratować. Niektórzy przetrwali w kryjówkach, inni schronili się w kanałach, jeszcze ktoś po pobiciu jednego z napastników założył jego zbroję i tak został wzięty za swojego. Było też kilku takich, którzy udali zabitych wymalowawszy się krwią, jeszcze inni, rzeczywiście ciężko ranni, wzięci za zabitych, jednak doczekali pomocy oraz wylizali się. Odsieczy doczekało także część gwałconych kobiet. Niektóre zginęły umęczone oraz spodlone podczas wielkiej orgii, jednakże innym udało się przejść przez to piekło ze zniszczonym ciałem oraz okaleczonym sercem, ale jednak z życiem jeszcze. Tutaj zaś nie było nikogo. Wampiry nie darowały nikomu. Ni ludziom, ni zwierzętom.
- Przecież to nie ma sensu. Oni musieli sobie zdawać sprawę, że Cosmo nie odpuści chcąc pomścić krewnego, jak również zlikwidować zagrożenie tego kawałka swojego władztwa – wyrwało mu się.
- Pewnie tak – rzekła elfina, - Ale kiedy? Za miesiąc, dwa, trzy? Może więcej? Signoria potrzebuje czasu, żeby zgromadzić wojsko, a ludzie zawsze w takich sytuacjach działają bardzo powoli.
- Wiem, wiem, powoli. Jednak Cosmo nie może zostawić takiej sytuacji z jeszcze jednego, ważniejszego powodu niż zemsta. Jeżeli bowiem pozwoliłby się oderwać tej części Toskanii, to niewątpliwie panowie innych części regionu zaczęliby żądać samodzielności.
- A czy to zmienia naszą sytuację?
- Na tą chwilę nie. Tylko, czemu miał służyć ten napad. Wygląda to tak, jakby dokonały tego istoty nie tylko bez serca, ale bez rozumu.
- Bo może tak jest, a może mają wiedzę, której mu na tą chwilę nie posiadamy? Czuję tutaj zło, wielkie zło. Wszędzie tutaj. Krzyczące, atakujące, wdzierające się w zakamarki umysłu, próbujące nas zniszczyć, przekonać, że planuje nas tak samo potraktować, jak tych nieszczęsnych ludzi na tym zamku, którzy czekali na uroczystość weselną, doczekali zaś strasznej tragedii
– mówiła cicho.
- Wesele?
- Tak, tak miało być. Najstarsza córka pana tego zamku, seniorita Stefania.
- Dlatego było tak wielu ludzi! Ale dlaczego właśnie wampiry uderzyły teraz. Przecież musiały zdać sobie sprawę, że więcej osób, to także więcej obrońców?
- Tak, ale może wśród gości był ktoś, kto im pomógł
? – Uśmiechnęła się smutno, a na tle zniszczonych mebli, roztrzaskanych drzwi oraz poskręcanych ciał porozrzucanych po komnatach, wyglądało to bardziej, jak skrzywienie ust, upiorne oraz bolesne, niżeli uśmiech. – Legendy mówią, ze wampir nie może wejść do domu bez zaproszenia. Możliwe, że czekały właśnie na przybycie gości, gdyż wśród orszaków znalazł się ktoś, kto je, niestety, zaprosił.
- Możliwe, pewnie inaczej owe wampiry uderzyłyby w innym momencie. Jednak jak można
... – przerwał przypominając sobie zdobycie zamku Spinardi. – Jednak faktycznie, czasem tacy bywamy.

Rozmawiając przechodzili od komnaty do komnaty. Porucznik najemników specjalnie podtrzymywał wymianę zdań. Czuł się strasznie nieswojo, ściskało go, gryzł wargi, ale to nie pomagało. Odwrócić wzroku nie mógł, bo gdzie tylko spojrzał, był ten sam straszny, nieludzki widok zmasakrowanych ludzi. Przecież on był wojownikiem! Przecież on widział podobne sceny! Przecież powinien ... jednak to nie pomagało. Jeśli zaś on czuł się tak źle, to jakże musiała się czuć ta delikatna kobieta, której oddech czuł przy swoim boku. Była dzielna, trzymała się, jej zaciśnięte usta świadczyły o tym, stara się zebrać wszystkie swoje siły by zmierzyć się z sytuacją. Zresztą wszyscy potrzebowali zimnej krwi w momencie, w którym była ona tak potrzebna, jednocześnie zaś tak trudna do zachowania. Wiedział: jeśli on, zawodowy wojownik, ulegnie panice, któż to wytrzyma, natomiast jego zimna krew doda ducha wszystkim. Dlatego starał się robić wszystko, co do niego należało, co mogło dawać wszystkim energię oraz wiarę potrzebną do odniesienia zwycięstwa. Bowiem jeśliby je stracili, rezultat przewidywanej potyczki mógł być tylko jeden. Porucznik bowiem nie łudził się, jeżeli przyszły wtedy, uderzając na zamek pełen ludzi, to dlaczego nie miałyby powtórzyć tego atakując garstkę? Mogły przybyć znacznie mniejszą grupą jedynie, na co, porucznik żywił nadzieję, bowiem nie wierzył za bardzo, że udałoby im się wyjść, jeżeli atak powtórzyłaby tak samo silna horda.

- Jak myślicie, może być? – Zwrócił się najemnik do elfiny oraz cygana, kiedy weszli do obszernego pomieszczenia, które okazało się być zbrojownią. Prowadził doń długi, wąski korytarz, ściany zaś oraz sufit były grube, kamienne. Wejście na końcu korytarza znajdowało się boku głównej budowli zamku. Jedyne dodatkowe wyjście na świat stanowiło kilka niewielkich otworów okiennych wysoko pod sufitem. Wprawiono jednak w nie solidne kraty, Pizańczyk wątpił więc, by nawet wampiry były w stanie tamtędy się dostać. Pozostawał tylko korytarz. Wprawdzie grube drzwi do zbrojowni zostały wyłamane, ale tak czy siak, było to najlepsze, co mogli znaleźć. Przejście mogli ostro zabarykadować, bowiem rozmaitych szaf, komód, czy innych było tutaj mnóstwo. Ponadto sama broń! Visconti aż gwizdnął widząc zawartość. Miecze, rapiery, zbroje, hełmy oraz, co szczególnie ucieszyło Pizańczyka, kilka rusznic oraz arkebuzów. Stały przy ścianie, zaś nad nimi wisiały rogi z prochem. Bronić się trzeba było albo tu, albo uciekać czym prędzej, dopóki jeszcze nie zapadły ciemności.
- Lialam – zakomenderował. – Idź, proszę do siniora Alessandro. Weźcie konie oraz przyprowadźcie je tutaj.
- Tutaj?
- Tak. Przejdą przez korytarz, zbrojownia zaś jest całkiem spora. Przywiążcie je do ściany z tyłu tak, żeby się nie oderwały oraz nie połamały nóg, kiedy będą wierzgać, będą zaś na pewno. Bowiem nawet, jeżeli byśmy się tutaj obronili, to wampiry bez ochyby wyrżnęłyby konie. Widział bowiem ktoś tutaj jakie zwierzę? Słyszał ujadanie psów
? – Nikt sobie nie mógł przypomnieć. – Właśnie, dlatego musimy je przytargać tutaj. Spokojnie wejdą przez korytarz oraz drzwi, szczególnie, jeżeli Liliam, ty je przyprowadzisz. Carlos, przebiegnij się po murach oraz reszcie zamku. Sprawdź, czy jest jakaś droga szczególna, którą te diabelstwa dostają się do środka i czy można im zrobić jakąś niespodziankę. Prochu mamy sporo – wskazał na kilka baryłek. – Gdyby więc szły jakimś tunelem, to możnaby je wysadzić w powietrze. Sprawdź w ogóle resztę pomieszczeń, ale biegiem, żebyśmy przed pełnym zmrokiem zdążyli jeszcze zabarykadować się odpowiednio. Lialam, kiedy przyprowadzicie konie, przekaż, proszę, Alessandro, żeby wziął jaki toporek i narąbał drewna do paleniska, żeby można podtrzymywać ogień całą noc. Aha, jeżeli znajdziesz, Carlos, jeszcze trochę oliwy, to także się przyda. Ewentualnie woda święcona. Jeżeli brakuje broni komuś czy uzbrojenia, to z tego – wskazał na potężny zbiór wszelakiego oręża – skorzystać warto. Sam zresztą mam zamiar – dodał zakładając jeden z kirysów, dopasowany akurat do jego sylwetki. Potem zaś na głowę włożył hełm, nie osłaniający wprawdzie samego oblicza, ale także dzięki temu nie osłabiający widzenia, za to posiadający świetna misiurkę z potrójnie splecionych, stalowych warkoczyków. – Hehe, na takim czymś – mruknął – nawet wampirze kiełki stępieją. Ja idę spenetrować jeszcze kilka komnat oraz piwnic. Po moim powrocie zabarykadujemy wejście oraz zjemy lekki, naprawdę bardzo lekki posiłek, oraz przygotujemy całą broń. Ewentualnie, kiedy tutaj będziecie, przemyślcie sposób zabarykadowania, czy ogólnie, jakie mamy możliwości dodatkowej obrony. Pamiętajcie, żeby barykadować się tak, izby dać tym stworom jakąś dziurę na przedostanie się. My ja upilnujemy i będziemy ubijać wszelaka stworę, która tam wejdzie, gdybyśmy zaś zablokowali wszystko, bez wątpienia po prostu by ją rozwaliły zamiast pchać się w dziurę. Wprawdzie wątpię, żeby podziałało to na długo, jednak iluś pewnie uda się ubić. Na wszelki wypadek oznajmuję, że trzymamy warty. Jestem pierwszy, Lialam druga, Alessandro trzeci, a Carlos przed świtem. Wprawdzie spodziewam się, że jeżeli pójdzie atak to raczej na początku, niżeli końcu, ale kto wie? Każdy wie, co ma robić? – Specjalnie mówił szorstkim, twardym tonem, chociaż serce szalało mu z niepokoju o dziewczynę obok. Dlaczego musieli się spotkać w takich okolicznościach? Dlaczego teraz muszą wytężać wszystkie siły, żeby przeżyć, natomiast nie siedzą sobie na skraju polany obserwując taniec jednorożców, albo wplatając gwiazdy w jej piękne włosy. Jednak właśnie dlatego, że sam tak się obawiał o nią, musiał być najtwardszy ze wszystkich, musiał być wojakiem, najemnikiem, człowiekiem składającym się tylko z rąk oraz umysłu. Musiał zakryć serce wierząc, że ona będzie wiedziała, jak bardzo wiele dla niego znaczy i że właśnie szczególnie dla niej rezygnuje na ten czas z czułości, umizgów, wytęsknionych spojrzeń. Och, jak bardzo ich pragnął. Bał się, że pewnie to widać mimo jego starać, ale musiał, musiał teraz myśleć przede wszystkim o obronie, jeżeli mieli wygrać przeciwko tak mocnemu przeciwnikowi.
 
Kelly jest offline  
Stary 05-02-2008, 19:50   #65
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Carlos szedł przez korytarze zamku dziwnie otępiały i zamyślony. Widok ciał sprawiał że coś przebijało się do jego pamięci. Kiedy znaleźli się w zbrojowni jak przez ścianę słyszał że najemnik coś mówi. Chyba układał i wyłuszczał swój plan. Jednak Cygan niezbyt zwracał na to uwagę koncentrując się na swojej pamięci. Wiedział że to co go tak dręczyło było niesłychanie ważne i istotne, po prostu musiał sobie przypomnieć. W pewnej chwili jego wzrok padł na ciało jednego z mężczyzn którego usta pokrywała zakrzepła krew. Wtedy doznał olśnienia. Włosy podniosły mu się na głowie i aż zadygotał z przerażenia. Z jego ust wyrwała się bogata wiązanka przekleństw hiszpańskich, włoskich, francuskich i cygańskich.
-Panie najemniku pańskie przygotowania mogą poczekać. Właśnie przypomniałem sobie coś co plątało się w pobliżu mojej pamięci odkąd wjechaliśmy w bramę. Ci z tych nieszczęśników których krew choćby delikatnie zmieszała się z krwią potworów które je zabijały kiedy zapadnie noc wstaną jako upiory. Będą słabsze niż same wampiry ale nadal niesamowicie silne i... Głodne. Będą chciały nas zjeść i nie sądzę by były na tyle miłosierne by nas przedtem zabić. Sadząc po tym jak wyglądają ciała będzie ich co najmniej kilkadziesiąt. Mamy jedno wyjście. Musimy przed zapadnięciem nocy odciąć głowy jak największej ilości ciał. Nie mamy sposobu by sprawdzić którzy się zmienią a którzy nie. Musimy przyjąć że każdy z nich może wstać. Mamy jeszcze trochę czasu więc zdążymy część wyeliminować zanim się odrodzą. Z resztą będzie trzeba walczyć. Nie mamy chwili do stracenia. Mi również nie uśmiecha się takie traktowanie zwłok ale w ten sposób Ci nieszczęśnicy unikną gorszego losu. Ruszajmy!
Swoje przemówienie wygłosił szybko i głośno. Po czym nie zwlekając porwał z jednego ze stojaków ciężki topór i ruszył przed siebie. Stanął nad pierwszym trupem i wziął głęboki oddech.
-Requiescant in pace.
Powiedział i jednym ciosem topora oddzielił głowę od reszty ciała. Był pewien że w umysłach pozostałych zapewne będzie wyglądał jak wariat. Ale był również pewien że takie postępowanie to jedyny sposób by zwiększyć ich szanse na przetrwanie nocy. I wiedział że tak chroni tych ludzi. By mogli spoczywać w pokoju miast stać się niewolnikami wampirów nawet po śmierci.
-Idę na dziedziniec po siniora Ambrossiniego i konie. Postarajcie się oczyścić tą i przyległe komnaty jeśli umiecie się na to zdobyć. Pamiętajcie że w ten sposób robicie tym ludziom przysługę.
Mówiąc to Carlos nawet się nie odwrócił. Szedł dalej ku kolejnemu ciału a jego głos był matowy i zimny dźwięczący pewnością siebie.
-Requiescant in pace.
Powiedział znowu i kolejna głowa spadła z szyi. Był zacięty i zdecydowany jak chyba nigdy do tej pory. Wiedział że ma marne szanse na przeżycie do rana ale był zdecydowany walczyć do końca każdą możliwą metodą. Szedł korytarzem sam przystając co chwila. Powtarzał tę samą czynność przy każdym ciele. Trzy słowa z modlitwy, wzniesienie ramienia z toporem nad głowę, cios i dalej. Do kolejnych zwłok. I do następnych. Jego strach zniknał, ulotnił się, pozostała tylko determinacja.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"

Ostatnio edytowane przez Durendal : 05-02-2008 o 19:53.
Durendal jest offline  
Stary 05-02-2008, 22:24   #66
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- To dobrze, Carlosie, że acan sobie przypomniał o tym. Rzeczywiście, paskudna robota, którą zrobić trzeba. Tyle, ze po konie idziesz nie ty, a ona, dokładnie według wcześniejszych ustaleń. Bardzo proszę, Liliam - zwrócił się do elfiny. - Znacznie lepiej poradzi sobie z tym niż ty, czy ktokolwiek tutaj, no, a znacznie lepiej, żeby to mężczyźni wykonywali taką brudna robotę. Dlatego zajmij się raczej tym, co robisz teraz, ja wezmę drugą stronę sali i korytarze, a Alessandro, przekaż mu, Liliam, niech robi to na dziedzińcu. Ty Liliam zajmij się końmi. Musisz poradzić sobie sama, a potem przygotowaniem opału. Ten z nas, który skończy najszybciej, ci będzie pomagał w tym i w barykadowaniu.

Najemnika prawie szlak trafiał na chamskie oraz samowolne zachowanie Carlosa. Dlaczego nie może zrozumieć, że jeżeli będzie ot tak sobie zmieniał ustalenia, jak z tymi końmi, mając wszystko gdzieś, to po prostu zginie, a za nim inni? Pizańczyk mógł zrozumieć, że cygan ma w nosie wszystkich, nawet elfinę, bo przecież takie zachowanie mogło tylko doprowadzać do jej zejścia, ale powinien dbać przynajmniej o własną głowę. Póki co gryzł wargi zachowując sie maksymalnie spokojnie, mając nadzieję, ze cygan, który wydawało się, raczej nie wyglądał na głupiego, opamięta się na czas tej przynajmniej wyprawy.
 
Kelly jest offline  
Stary 06-02-2008, 02:36   #67
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Ogrod smierci


Michal

Mezczyzna wykrzywil usta w pogardliwym usmiechu.

- Taaa.. Nie ty jeden.

Rzucil z pogarda rownoczesnie napelniajac gliniany kubek i podajac ci go ostroznie, tak aby nie uronic ni kropli. Z chciwoscia chwyciles naczynie w obie dlonie chlonac jego zapach i cieplo. Dzien byl sloneczny ecz ty czules zimno rozlewajace sie po twoim ciele jak wezbrana rzeka rozlewa sie po lace. Przytknales naczynie do ust. Gdzies w zakamarkach twojej duszy rozlegl sie krzyk.

- Stoj!!!

Lecz byl on za slaby, za cichy by powstrzymac pragnienie, ktore toba zawladnelo zagluszajac wszystko inne.
Przechyliles naczynie przyjmujac sw siebie pierwszy lyk napoju. I nastepny, nastepny, nastepny.... Nieopisana rozkosz ogarnela twe cialo niczym pozoga ogarnia stajnie pelna siana. Cudowny smak wypelnil twe usta oszalamiajac tak iz nie zauwazyles kiedy twa dlon wyciagnela pusty kubek po jeszcze. Blagalnie skomlac prosiles o jeszcze. Wszelka samokontrola uleciala wraz z glosem nakazujacym ucieczke. Byles tylko pragnieniem, tylko tym jednym uczuciem.
Mezczyzna spojzal na ciebie z politowaniem i odtracil dlon. Dzwiek naczynia upadajacego na ziemie rozbrzmial w twych uszach niczym wystrzal armatni. wszystkie dzwieki, ktore wczesniej skryly sie za zaslona smaku teraz zbieraly danine. Kulac sie przed nimi odbiegles by skryc swe istnienie najdalej jak sie dalo od smiejacego sie z ciebie czlowieka. Swiatlo razilo twe oczy. Skora na ciele zdawala sie byc natarta pokrzywani. Strach, oszolomienie i nagly koniec wszystkiego. Mrok laskawie odcial cie od twych cierpien.

Swiadomosc powracala do ciebie powoli, a z nia glod. Rozejzales sie wokolo. Byla juz noc, swiatla pochodni rozswietlaly ogrod nadajac mu tajemnicza aure. Ludzie, ktorych bylo znacznie wiecej niz wczesniej, wychodzili ze swych nor i schronien.


Z gory dobiegl cie slodki smiech kobiecy. Spojzales w tamtym kierunku. Kobieta stala w otoczeniu mezczyzn. Wspaniala skarlatna suknia lsnila w blasku pochodni. Smiala sie wskazujac smukla dlonia na mezczyzn, kobiety i dzieci, ktore pacholkowie stawiali na nogi lub wynosili z ogrodu. Wtem jej wzrok spoczal na tobie. Dlon z wyprostowanym palcem wskazujacym znalazla sie dokladnie w lini prostej miedzy wami. Ujzales wysokiego osilka zdazajacego w twoja strone. Gdzies w oddali rozlegl sie krzyk panicznego strachu......





Zamek





Lialam stala spokojnie wysluchujac polecen Marco, a nastepnie slow Carlosa i odpowiedzi tegoz pierwszego. Wyczuwala napiecie pomiedzy nimi, a przynajmniej od strony najemnika. Napiecie, ktore ona powodowala. Jednak nie byl to czas nad rozmyslanie o sprawach sercowych. Slowa cygana przypomnialy i jej iz cos takiego juz kiedys slyszala. Nie byla pewna od kogo jednak historia owa byla wystarczajaco straszna by natchnac ja do dzialania. Odwrcila sie zatem do Marco i skloniwszy glowe rzekla.

- Wedle twego rozkazu, panie. Wiedz jednak, ze i ja slyszalam podobne opowiesci. Trzeba nam sie spieszyc jezeli chcemy ujzec swit dnia jutrzejszego.

Spojzawszy na krwiste chmury zegnajace swietlista kule slonca dodala.

- Mrok jest tak blisko.....

Odwrocila sie i odeszla w strone, w ktora podazyl Carlos. Dogoniwszy go przystanela i delikatnym ruchem dloni starla strozke krwi splywajaca mu z policzka. Gdy zwrocil na nia swoja uwage przeslala mu slaby usmiech.

- Uwazaj na siebie, prosze....

Nie czekajac na odpowiedz zniknela w korytarzu wiodacym na podworze.
W chwile pozniej uslyszeli jej krzyk.


Alessandro
Pojawienie sie elfki sprawilo iz mimowolnie dobyles oreza. Byla niezwykle blada. Slady krwi na ubraniu i mieczu, ktory nagi spoczywal w jej dloni sprawialy niepokojace wrazenie. Ubiegla twe pytania chwytajac za uzde swego wierzchwoca i miast kierowac go w strone zabudowan stajennych ruszyla z nim do zamku.

- Musimy je ukryc gdyz grozi nam wiecej niebezpieczenst nizbysmy sobie tego zyczyli.

Przechodzac obok pierwszego z brzegu truchla malego dziecka wyszeptala slowa w pieknym, spiewnym jezyku i zamachnawszy sie odciela mu glowe. Podobny los spotkal i matke dzieciny.

- Musimy... Musimy pozbawic glow mozliwie najwieksza ich liczbe, gdyz w przeciwnym razie.....

Nie dokonczyla. Byliscie w polowie drogi gdy ostatnie promienie slonca znikly przysloniete chmurami. Zapanowala ciemnosc, a z nia zbudzily sie odglosy, ktore sprawily iz zamarles na rozni z nia. W swietle trzymanej przez ciebie pochodni ujazles jak sposrod masy martwych cial unosi sie korpus mezczyzny. Oczy spogladaly slepo w twoja strone. Usta upiora rozwarly sie ukazujac lsniace biela zeby pasujace bardziej do zwierzecia niz istoty ludzkiej. Elfka krzyknela puszczajac wodze wierzchowca i zamachnawszy sie ciela monstrum w gardlo pozbywajac glowy. Jednak na jego miejsce wstali dwaj nowi i kolejni.. kolejni.. kolejni. Mlaszczace glosy wokolo sugerowaly iz ci, ktorzy wciaz was nie dostrzegli zajmuja sie ucztowaniem na tym co maja pod reka. Reszta.......

 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 06-02-2008 o 13:47.
Midnight jest offline  
Stary 06-02-2008, 20:14   #68
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Michał powoli otworzył oczy. Miał koszmarny sen. Był w strasznym, okropnym miejscu, w którym mieszkali - a właściwie egzystowali, bo nie można było tego nazwać mieszkaniem - ludzie-duchy. Był tam też niemiłosiernie śmiejący się mężczyzna, który jako jedyny miał strawę. Miecznik niepokojąco dokładnie pamiętał nocną marę. Aż za dokładnie. Wiedział co kiedy myślał, co czuł. Najdokładniej zapadły mu w pamięć chwile bólu. Myślał wtedy jedynie o tym aby uciec w cień. W kojący mrok, w leczniczą i błogą ciemność. Na słońcu czuł się jak ryba bez wody, a nawet gorzej, o wiele gorzej. Strumienie światła kłuły go niczym rozgrzane do czerwoności ostrza. Później, gdy zapadł zmrok... No właśnie, co się stało? Zapewne zapadł w sen. Tylko... W głowie Polaka poczęły rodzić się straszliwe domysły.

Od obudzenia się minęło parę minut. Michał z niepokojem rozejrzał się dookoła. To co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. To nie był sen. On naprawdę to przeżył i naprawdę tu jest. Młodzieniec przełkną ślinę, po czym wytężywszy wolę przeanalizował sytuację. Dopiero teraz przypomniał mu się pewien szczegół. Gdy pił wyżebraną strawę w jego duszy coś rozpaczliwie starało się to przerwać. To była jego świadomość. Co do tego nie miał wątpliwości. Wtedy nie myślał, kierował się instynktem. I to go właśnie zgubiło. Chociaż zawsze jest szansa że się z tego wykaraska. Po chwili dotarł do niego jeszcze okropniejszy fakt, który był jak piorun z jasnego nieba. Teraz, po spożyciu posiłku w tym niewątpliwie przeklętym miejscu należy do niego. Jest taki sam jak ci do których za wszelką cenę nie chciał się upodobnić. Był w szoku. Jego usta poczęły szeptać modlitwę.

Po jakimś czasie Miecznik otrząsł się z przygnębienia.
„Nie mogę się poddać. Muszę zawalczyć o swoje życie, a raczej o duszę.” - pomyślał i zebrawszy siły wstał rozejrzawszy się ponownie. Tym razem zwrócił uwagę na detale. Ogród oświetlony światłem pochodni stał się tajemniczy, oraz jeszcze straszniejszy. Naokoło Michała było pełno ludzkich kukieł. Wśród nich pojawiły się normalne osoby, które wynosiły martwych, lub budzili jeszcze śpiących. Na pewno nie mieli dobrych intencji. Świadczyły o tym co jakiś czas rozlegające się krzyki rozpaczy i strachu. Nagle do Polaka dotarł miły, przyjemny dla ucha, kobiecy śmiech. Przez chwilę wydawało mu się że to pomoc, a do jego serca wstąpiła nadzieja, lecz rozwiała się gdy spojrzał w kierunku z którego dochodził dźwięk. Stała tam piękna pani, która skojarzyła mu się z tamtą kobietą z klasztoru. Nim młodzian zdołał podjąć jakieś działanie przewierciła go wzrokiem i wskazała na niego palcem, w reakcji na co jeden z stojących obok niej mężczyzn ruszył w kierunku Michała.

Miecznik nie mając czasu na zastanowienie się zaczął uciekać. Biegł na oślep, byle uciec od goniącego go osiłka. Pędząc starał się też omijać innych normalnych, co było trudne. Pocieszeniem było to iż każdy skok przybliża go do wolności... Albo oddala.
 
Dalakar jest offline  
Stary 07-02-2008, 01:31   #69
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Kiedy elfka odcięła głowę dziecka Alessandro spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem. Nie widział sensu w tym by pozbawiać głów i tak martwe już ciała. zanim jednak zdążył zapytać, powód działania elfki sam się ujawnił. Gdy tylko zapadł mrok, trupy zaczęły się poruszać. Alessandro ze ściśniętym przerażeniem gardłem patrzył jak ciało mężczyzny unosi się niezgrabnie. Pospiesznie przeżegnał się, choć do zbyt religijnych nie należał.

"Co się tutaj dzieje? Czemu ci zmarli nagle wstają? Czy to są owe wampiry? Boże! Okaż miłosierdzie. Pozwól nam przeżyć! Musimy czym prędzej uciekać."

Widząc, jak elfka pozbawia monstrum głowy kupiec otrząsnął się z szoku i chwycił puszczone przez nią wodze.

-Nie damy im rady zbyt wiele ich! Biegnij z końmi jeśli je stracimy cały wysiłek na nic! Ja na chwilę ich zajmę, a zaraz potem dołączę do was! No już! Nie ma czasu do stracenia! Powiedz mi tylko jeszcze jak mam skręcać, żebym nie zgubił drogi.-

Alessandro zobaczył w oczach elfki, że nie podoba jej się pomysł zostawienia go samego. Jednak po krótkiej chwili skinęła głową na znak, że się zgadza. Krótkimi słowy streściła drogę w międzyczasie zabijając kolejnego stwora, po czym pobiegła z gracja na widok której kupiec lekko pokręcił głową. Zaraz jednak do porządku przywróciło go chrupnięcie łamanej kości. Najwyraźniej stwory zjadały swoich niedawnych towarzyszy. Jednak teraz Alessandro był już spokojny, jego strach już minął i jego miejsce zajęła ponura determinacja.

"Pewnie nie wyjdę z tego cało, ale cóż poradzić. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale nie podejrzewałem, że sprawy przybiorą tak tragiczny obrót. Mam nadzieję, że te bestie nie są zbyt szybkie."

Kupiec mocniej uchwycił rękojeść rapiera. Kopniakiem odepchnął pierwszego ze zbliżających się stworów, by zaraz potem ciąć głęboko w szyję drugiego ze stworów. Cięcie było niedokładne, musiał poprawić, by zdjąć głowę z ramion potwora. W tym czasie kobieta z paskudnie rozerwanym bokiem zamachnęła się na niego z boku. Uratował go przypadek, poślizgnął się na zakrwawionych kamieniach posadzki i ręka stwora machnęła mu jedynie przed nosem. Z przekleństwem odskoczył i pozbawił kolejnego potwora głowy. Szybki rzut oka pozwolił mu dostrzec kolejne zbliżające się bestie.

"Nie ma rady więcej ich nie zatrzymam. Trzeba uciekać, mam nadzieję, że dałem im chwilę na ukrycie koni. W ostateczności postaram się zatrzymać ich jeszcze na chwilę w jakimś zwężeniu korytarza."

Kupiec spojrzał jeszcze przez moment na monstra, splunął po czym rzucił się biegiem w stronę gdzie pobiegła elfka. Słyszał jeszcze stukot kopyt.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 07-02-2008, 15:02   #70
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Podła robota, która im zaordynował cygan zniechęcała. Jednak Marco miał nadzieję, że okaże się pomocna. Wojownikiem był, więc nie bawił się z ciałami. Nie chcąc tępić oraz brudzić sobie rapiera przed spodziewana walka wziął sobie ciężki topór i jednym ciosem załatwiał sprawę szybko załatwiając to, nad czym inni mogli biedzić się znacząco dłużej. Pracował metodycznie, jak drwal, pamiętając o jednej zasadzie najemników, zabraniającej uczłowieczać przeciwnika. Wróg to wróg, jeżeli się zacznie myśleć, jako o człowieku, o kimś normalnym, straci się natychmiastowo inicjatywę, waleczność oraz powiększy możliwość przegranej. Marco zaś nie chciał przegrać, podobnie jak każdy. Postanowił też ,że nie ma zamiaru kierować tak rozbrykaną gromadą. Planował po walce powiedzieć im, jeśli będzie to jeszcze miało sens, że on po prostu będzie co najwyżej składał jakieś propozycje, ale nie poczuwa się wobec nich do żadnej odpowiedzialności i sam także będzie robił to, co uważa za stosowne. Skoro bowiem ktoś deklaruje, ze chce uwolnić dzieciątko porwane przez wampiry, potem zaś zwyczajnie przedkłada swoje chętki czy przyzwyczajenia nad ten cel, jest niewiarygodnym towarzyszem. W oddziale najemników, gdzie był porucznikiem czasem panowała ostra dyscyplina, czasem był czas na indywidualne popisy, ale nigdy nie mogło być sytuacji: robię co chcę i mam w d... pozostałych. Próbował, jednakże nie potrafił ich przekonać do działania grupowego. Mówi się więc trudno. Muru głowa nie przebijesz, szczególnie zaś muru utworzonego przez ludzkie charaktery, zresztą nieludzkie również.

Ponurą robotę przerwał mu nagły krzyk z zewnątrz. Głos elfiny mieszał się z rżeniem przestraszonych koni.
- Pieprzyć to! Spóźniliśmy się – wrzasnął dobijając właśnie jakiegoś starca w bogatym stroju, który nagle próbował mu się wyrwać spod topora. Szczęśliwie zbyt wolno nawet jak dla zaskoczonego jego nagłym ruchem Pizańczyka. Wprawdzie nie trafił dokładnie w szyję, lecz trochę powyżej, jednak siła uderzenia zrobiła swoje. Siła biorąca się z szalonego niepokoju o elfia dziewczynę i kupca Alessanro, którzy znajdowali się na dziedzińcu. Visconti spodziewał się, ze elfina już będzie z końmi w środku, ale widocznie coś ją przytrzymało na zewnątrz. Teraz zaś obydwoje z kupcem byli w bagnie. Sala bowiem, gdzie pracowali Pizańczyk oraz cygan została jako tako oczyszczona, ale dziedziniec, to była zupełnie inna sprawa. Gnał jakby go wicher pędził na swoich skrzydłach. Ledwo uskoczył przed wbiegającymi przez wejście końmi. Nie było szerokie, ale konie się mieściły, popędzane przez elfinę rumaki omal nie stratowały zaskoczonego Marco, który nagłym szczupakiem w bok uratował się przed uderzeniem kopyt. Elfina także wydała się zaskoczona jego nagłym pojawieniem. Nie tak jednak, jak dwaj zombi zajadające smakowitą dla nich zapewne łydkę innego undeada. Pizańczyk wylądował tuz przed ich nosem i pewnie podzieliłby los przekąski, gdyby nie fakt, ze obydwa martwiaki chyba się zastanawiały jakiś czas, kto jest smaczniejszy? Kiedy zdecydowały, że jednak chodzące posiłki są lepsze, Pizańczyk stał już na nogach podnosząc z ziemi porzucone podczas upadku toporzysko. Elfina była bezpieczna, kiedy pomiędzy martwiakami a nią stał mężczyzna cholernie usiłujący się popisać prze swoja ukochaną. Pierwszego z nich rzeczywiście załatwił koncertowo. Jak nie machnął, tak głowa zombiego spadła z karku i wesoło podskakując potoczyła się pod bramę dziedzińca. Jednak bardzo silny cios okazał się nieco zbyt mocny, bo rozpędzone ostrze topora wbiło się w ścianę i Pizańczyk nagle poczuł, że nie może go wyrwać. Szczęśliwie drugi zombie zafascynowany widocznie padającym ciałem kompana zajął się konsumpcją tegoż właśnie osobnika, dając mu czas na wyszarpanie wbitego topora. Zaparł się nogą i wreszcie uwolnił broń rozwalając łepetynę zdziwionego osobnika, któremu posiłek właśnie przerwał.
- Do środka! – Krzyknął do elfiny nawet nie patrząc czy jest jeszcze na zewnątrz, czy już pobiegła razem z końmi. Wywijając młyńce toporem szedł w kierunku umykającego Alessandro, który przebiwszy się przez szeregi zombie leciał do wejścia. Pizańczyk czyścił mu drogę od strony zamku. Ponad dziesięciokilowy topór we wprawnych rękach czyścił przestrzeń niby miotła trzymana przez gospodynię domową. Przynajmniej dopóki nie wbił się w jakieś grubsze ciało niemal je przepoławiając, ale także sprawiając, że Pizańczyk znowu potrzebowałby kilku chwil na wyciągniecie broni. Machając ręką na potężne toporzysko, których w zbrojowni było jeszcze kilka oraz widząc, że kupiec dostał się już do drzwi, zwinął się, wycofując biegiem na upatrzone wcześniej pozycje, co czynią wszystkie uciekające armie świata. Zbyt podniecony w czasie całej walki, by myśleć, zapomniał o strachu, który dopiero podczas strategicznego odwrotu chwycił go za gardło. Straszliwa rzeź oraz chodzące zombi, przypominające tak bardzo ludzi, to było straszliwe, nieprawdziwe oraz tak podłe. Coś, co przecież nie mogło się zdarzyć. Poczuł nienawiść, która dodała mu sił. Przepołowiwszy rapierem jakiegoś straszącego obleśna twarzą, staruszka dopadł drzwi.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172