Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-03-2009, 18:41   #221
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
-Hej!- krzyknął Valar widząc nieumarłego, który wyglądał jak połączenie pająka skorpiona i człowieka- Szukam pracowni alchemicznej, nie wiesz jak tam trafić?- zapytał.

-Zaprowadzzzzę cccię- gdy mężczyzna usłyszał odpowiedź, po jego plecach przeszły ciarki. Głos jego rozmówcy przypominał syk jadowitego węża, a do tego każdemu słowy, wypowiedzianemu przez niego towarzyszył nieludzki chłód.

Nie widząc dalszego sensu w szukaniu kogoś, kto mógłby go zaprowadzić do pracowni, ruszył za dziwną istotą, mając nadzieję, że to nie jest to pułapka pajęczaka.

Idąc korytarzami nawiedziły go dość ponure myśli. Co dziwniejsze nie próbował w tej chwili znaleźć wyjścia z tego palnu… Bardziej trapiła go sprawa walki z demonem w lesie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jaki jest słaby, jaki jest mały w porównaniu z tymi, z którymi walczy. Myślał nad sposobem, który pozwoli mu stać się silniejszym, szybszym i potężniejszym, tak, aby mógł równać się z jego największymi przeciwnikami.
Zdał sobie sprawę, że on i bractwo, do którego należy istnieje jeszcze, ponieważ demony uznały, je za zbyt małe zagrożenie...

-Jesssteśśmy na miejssscu. Zaczzzekam tu na cciebie. I tak nie mam nicc lepszzzego do roboty- istota otworzyła drzwi, wpuszczając mężczyznę do środka.

Wnętrze pracowni wyglądało dokładnie tak, jak opisywane są laboratoria w baśniach. Wszędzie dookoła pełno były różnego rodzaju sprzęty alchemiczne, porozrzucane składniki i inne przedmioty.
Przelatując wzrokiem po pokoju dostrzegł drzwiczki na prawej ścianie. Nie zastanawiając się ruszył w ich kierunku, aby zobaczyć, co kryje się w środku. Jak się okazało było to, co czego potrzebował. Wyciągnął kilka słoiczków ze składnikami i położył je na stole, koło całej aparatury. Zauważył jednocześnie, że niegdzie nie ma składników, potrzebnych do bardziej zaawansowanej alchemii.

-Jeżeli nie wieszzzz jak sssię za to zzzabrać, lepiej nie próbuj. Zzzzmarnujesz tylko ssskładniki, ale to twój wybór-poradziła istota, zaglądając do środka pomieszczenia.

-Trzeba się jakoś tego nauczyć- odpowiedział beznamiętnie, poczym zaczął postępowanie zgodne z tym, co przeczytał w książce.
 
Zak jest offline  
Stary 08-03-2009, 09:18   #222
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cela wyglądała dość niesympatycznie zwarzywszy na towarzystwo które tam rezydowało. Myśl o tym co mogą zrobić bezbronnemu wpędzała w zakłopotanie. Na szczęście nie trzeba było długo czekać. Po pewnym czasie drzwi do celi otworzyły się a w nich stanął kruk. Oczywistym było że przyszedł po tą jakże tajemniczą drużynę. Prowadził ich przez pewien czas jednym korytarzem, aż do momentu gdzie gwałtownie się zatrzymał. Najwidoczniej nie obawiał się gwałtownego ataku od tyłu co było bardzo intrygujące. Drzwi na lewo otworzyły się i ukarał się w nich zbrojny tak samo zakuty jak ci przez których zostali pojmani. Jedyną różnicą która świadczyła o jego pozycji były charakterystyczne gwiazdki. Gestem wskazał na Sualira co go niezwykle zaskoczyło. Elf z zadartą głową wszedł za nad oficerem do pomieszczenia. Pomieszczenie było jałowe jak cela w której byli przez pewien okres czasu przetrzymywani.

-Zacznijmy od początku-odezwał się Nadoficer, krążąc jak sęp.

-Oczywiście. Postaram się odpowiedzieć na wszelkie pytania jakie mi zadasz.

-Opowiedz co się stało, zaczynając od początku-inaczej sformułował wypowiedź.

-Kiedy staliśmy pod ów domem, przysłuchiwaliśmy się kłótni która działa się w tym domu. Zdaje sobie z tego sprawę, że to niegrzeczne ale jakoś tak wypadło. Kłótnia była dość zacięta, i prawdopodobnie doszło tam do rękoczynów między ”rozmówcami”. Kiedy właśnie mieliśmy zapukać do drzwi właściciela tego dobytku, z balkonu spadł fortepian zabijając część naszej drużyny.

-Pomijasz istotną część, czyli to, co zdarzyło się po upadku fortepianu. Czemu? Zależy ci na ukryciu czegoś?

-Istotną część? Jeśli chodzi o wtargnięcie do tego domostwa wydaje mi się to oczywiste. Jeśli np. Nadoficer szedł by z grupą strażników w celu patrolu albo eskorty i nagle spadł by fortepian zabijając pańskich ludzi jak by pan zareagował? Nasza drużyna poczuła się niezmiernie wściekła na „zabójcę” lecz równie dobrze mógł to być wypadek. Na domiar tego jeszcze zostaliście okłamani. Moja pamięć nie zawodzi, a nie przypominam sobie żeby ktoś z moich towarzyszy mówił o tym że „zabiliśmy króla” czy tez podobne fanaberie. Ale spokoju nie daje mi jedna sprawa… z kim i o co się kłócił ten kłamca który nas oskarżył. Jeśli moja wypowiedź nie jest satysfakcjonująca proszę zadawać pytania dalej.

-Twierdzisz, że twoja pamięć nie zawodzi, więc czemu kłamiesz? Nie polepszysz tym swojej sytuacji. Strażników nie było przy was, kiedy spadł fortepian.Masz jakiś dowód na to, że nie wypowiedzieliście słów, o które was oskarżono?

-Twierdzisz że kłamie. A jeśli nie? Wywodzę się z ludu który wie co to honor i wie jak boli plama która go splamiła. Moja pozycja się i tak nie zmieni, nawet jak będę dobierał tak słowa i tak je upiększał . Wy macie coś co się nazywa chyba „procedura”. Wszystko na czym opiera się wasze śledztwo to dowody. Kiedy jest ich brak każdy jest podejrzany . Ale pominęliście jeszcze jednego uczestnika tego zajścia. Jest nim ten właściciel tego domu. Ten od fortepianu. Nawet mogę powiedzieć co mi teraz zarzucisz. „-Chcesz przypisać winę temu niewinnemu mieszkańcowi tego miasta” albo „-Starasz się odejść od tematu”. To są słowa na słowa i nic więcej… nic więcej. Jeśli nie masz już do mnie pytań proszę o wyprowadzenie mnie do pozostałych.

-Łżesz i ja to wiem. Twierdziłeś, że Straż była z wami, kiedy spadł fortepian. Kłamstwo w najczystszej postaci.
Mylisz się, nie zamierzałem tego mówić, ale zważ na to, że to ów człowiek was oskarżył i że ów człowiek jest Królewskim Ministrem.
Odejdziesz stąd, kiedy ci na to pozwolę.

-Nie stwierdziłem że była z nami bo to chyba oczywiste że przyszła po zdarzeniu. I starajmy się uproszczać sprawę. Nie wmawiaj mi rzeczy których nie zrobiłem i nie wciągaj mnie w politykę która dla mnie jest bagnem. Dziwi mnie że minister nie posiada straży ani niczego w tym typie. Kompan zapukał a on sam otworzył drzwi. Wiedząc to każdy może zabić znaczącą osobę, ponieważ nie są strzeżeni. Widzę też że starasz się zapędzić mnie z róg, lecz możesz próbować dalej. Wiem co mówię i wiem co widziałem .

-Informowanie, o tym, że człowiekiem oskarżającym jest Królewski Minister, jest wciąganiem w bagno polityki... Interesujące.
Każdy może zabić? Widać, że nie próbowałeś tego zrobić, ale można to pominąć.
Moim celem jest odkrycie prawdy, a nie tworzenie fałszywych winnych. Sądzę że to wszystko.



Po wyprowadzeniu z przesłuchania nad oficer zaprosił tym razem cienia. Potem zaprosił kolejnego i tak dalej. Kiedy wyszedł ostatni z przesłuchanych nad oficer zapewne miał zamiar wydać rozkaz odprowadzenia więźniów do celi, lecz niespodziewanie przyszła jeszcze jedna persona ubrana w dość znaczący struj . Posiadał krwisto czerwoną koszule i czarne spodnie. Przy pasie zwisał mu miecz.

-Ministrze-skłonił się Nadoficer.

-Razem z Ministrem Finansów i Sprawiedliwości, doszliśmy do wniosku, że nie jesteśmy całkiem pewni, czy oskarżeni wypowiedzieli słowa "zabić króla" oraz "urżnęliśmy pierwszego... ministra". Obecnie jesteśmy zdania, iż możliwe były słowa "nabić gbura", a także "zerżnęliśmy pierwszego...", tu chwila przerwy, po czym zaskoczony ton po spadnięciu fortepianu i słowa "orkiestra?". Minister finansów zaczął również wątpić w kradzież fortepianu, choć jej nie wyklucza, co się jednak tyczy gróźb i wtargnięcia do mieszkania, Minister nie wyklucza, iż jego cofnięcie się zostało odebrane jako zaproszenie do środka, natomiast groźbami nazwał ożywioną dyskusję. Nie mniej jednak pewności nie ma i wraz z kolegami Ministrami, przeanalizujemy jeszcze raz owe zdarzenie. Natenczas uprzejmie prosimy o zwolnienie więźniów z aresztu przy ograniczeniu swobody ruchu do obrębu pałacu oraz Kompleksu Ogrodowego Niralli pod nadzorem Czarnego Kruka.

Minister wyciągnął zza pasa zwój po czym wręczył go nad oficerowi. Ten przyjął go i z należytą uwagą przeczytał.

-Tak jest!

-Teraz pozwoli pan, Nadoficerze, że porozmawiam z nimi na osobności

Zaprowadził drużynę do celi przesłuchań po czym zamknął za sobą drzwi. Kiedy już wszyscy byli w środku minister wyciągnął z sakiewki przy pasie pył który rozrzucił po całym pomieszczeniu jednocześnie wypowiadając dość specyficzne słowa. Gdy skończył odprawiać to co robił wyciągnął kolejny zwój i wręczył do drużynie. Treść pergaminu była kontrowersyjna.

"Nigdy by was nie wpuścili do pałacu, nawet mając zgodę wszystkich Ministrów. Nie teraz, nie po zabójstwie Pierwszego Ministra. To był jedyny sposób by wprowadzić was do pałacu.
Jestem absolutnie pewny, że morderca jest dalej w środku. Znajdźcie go i udowodnijcie mu winę. Odwołam wtedy wszelkie zarzuty przeciwko wam, zaś o nagrodzie porozmawiamy po wykonaniu zadania.
W przypadku niepowodzenia lub nie przyjęcia zadania, zarzuty nie zostaną odwołane. W konsekwencji zginiecie w mękach jak każdy, planujący zamach na władze.
Wybór należy do was.

Onine Legren
Minister Finansów"

Gdy ostatnie słowo zostało przeczytane minister odebrał zwój po czym za pomocą magi spalił go doszczętnie. Obrucił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Za drzwiami rozejrzał się i rzekł

-Czarny Kruku, oddaję ich do twojej dyspozycji-powiedział głośno po czym poszedł.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 09-03-2009, 22:44   #223
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Alemir był gotów na wszystko po przesłuchaniu. Poszło źle. Ba, nawet marnie. Nadoficer na pewno nie uwierzył w jego historię o nagłym pojawieniu się na ulicy i zabójca nie mógł się łudzić że puszczą ich wolno.

Pojawienie się ministra tylko pogorszyło sytuację – wtedy Alemir był już na skraju załamania i rezygnacji. Jednak…

…jednak wiadomość ministra zmieniła diametralnie całą sytuację. Oto otrzymali nową szansę na uwolnienie się z tego cyrku. W liście była nawet obietnica pewnej zapłaty. Trzeba było tylko znaleźć mordercę…

Kiedy wiadomość spłonęła, minister zostawił ich pod opieką Kruka. Tylko gdzie on był? Alemir rozejrzał się w okół siebie – strażnika nigdzie nie było. Jednak nie zostawiliby ich bez ochrony… o co tu chodzi?

- Kruku… jesteś tutaj? – zapytał nie otrzymując odpowiedzi, lecz nie poddawał się.
- Czy możemy odzyskać naszą broń? Nie żeby to było konieczne, ale zawsze lepiej mieć coś do obrony pod ręką.

- Nie. – usłyszał odpowiedź zza swoich pleców. Odwrócił się momentalnie, lecz tam przywitało go tylko powietrze i dalszy korytarz.
- A mógłbyś chociaż powiedzieć coś o śmierci pierwszego ministra? Na przykład jak i gdzie zginął?Alemir zadał kolejne pytanie.

- Północno-zachodnia część pałacu, ostatnia kondygnacja, kwadrant pierwszy. Dalej znajdziecie. – głos znów dochodził zza pleców. Zabójca wystraszył się lekko i prawie okazał zaskoczenie. Prawie.

- No dobrze, niech będzie. – stwierdził po chwili i zwrócił się do swoich “towarzyszy”. – Nie wiem jak wy, ale ja tam idę. Im prędzej tam będziemy i się wszystkiego dowiemy, tym lepiej.

Potem zabójca zrobił tak, jak powiedział – ruszył w kierunku wskazanym przez Kruka naprawdę zamierzając rozwiązać tą sprawę. Czasami po prostu nie opłaca się kombinować.
 
Gettor jest offline  
Stary 12-03-2009, 17:33   #224
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Orfal:

Wszyscy:
Może Alemir miał rację, a może nie miał. W tej chwili nie miało to znaczenia. Jako jedyny postanowił działać. Co na to poradzić, że pomysł z pójściem na miejsce morderstwa, wydawał się dobry?
Cóż, ruszyliście po schodach za Alemirem, zrównując się z nim na tyle, na ile można to zrobić w takim właśnie korytarzu.
Poczuliście jak stopniowo coraz trudniej wam iść. Żeby utrzymać tempo, musieliście zmuszać się do coraz to większego wysiłku, natomiast wy i tak poruszaliście się jakby wolniej. To było tak, jakby ktoś rzucił na was zaklęcie spowolnienia.
Nie było jednak nikogo, kto mógłby takowe rzucić, chyba, że Kruk idzie z wami. Ale on raczej nie... Niby jaki miałby w tym cel? Na służbie musi skrupulatnie wypełniać rozkazy.
Jednakże mogliście iść. Było to utrudnione, ale mogliście, dlatego też pięliście się do góry. Schody wydawały się dłuższe niż poprzednim razem, zaś strażnicy wydawali się nad wyraz ospali.
Kiedy dochodziliście do końca, zaklęcie, czy cokolwiek to było, tak jakby zniknęło, a wy zaczęliście poruszać się normalnie.
Znaleźliście się w znajomym korytarzu z zakratowanymi oknami oraz obrazami, ale ten przeminął nieporównywalnie szybciej do schodów, natomiast moment później ujrzeliście hol wejściowy.

http://www.czasbochenski.pl/assets/i...ion/Goetz1.jpg

Kruk mówił, że zabójstwo miało miejsce w północno-zachodniej części pałacu, na najwyższym piętrze. Pałac był najwyższym budynkiem, więc mógł mieć około ośmiu pięter.
Wy natomiast znajdowaliście się w południowo-wschodniej części na parterze. Jakby nie patrzeć, należało przejść cały pałac.
Ruszyliście po schodach, kierując się w lewą stronę. Droga na ostatnie piętro nie była kręta, wręcz przeciwnie. Logiczny rozkład schodów ułatwiał zadanie, natomiast brak jakiejkolwiek żywej istoty zmniejszał czas potrzebny do dostania się na miejsce.
Właśnie... Podobno cała budowla obsadzona jest strażnikami i Krukami. Gdzie oni są?
Mimo wszystko nie ulegało wątpliwości, że za jeden obraz, wazę, rzeźbę, płaskorzeźbę czy inny element ozdobny wystawiony na korytarzu, można było nie pracować przez najbliższych kilka lat i żyć niewiele gorzej od Ministrów. Za kilka takich przedmiotów można było nic nie robić do końca życia, zostawiając spory majątek przyszłym pokoleniom.
W każdym razie przejście przez nawet tak wielką konstrukcję, nie przysporzył większych kłopotów i szybko znaleźliście się na ostatnim piętrze, gdzie korytarzami poszliście na północny-zachód.
W końcu stanęliście przed właściwymi drzwiami. Było to skrzydło większe niż inne, ozdobione portalem. Użyte do nich drewno połyskiwało głębokim, ciemnym odcieniem brązu. Klamka miała wielkość około dwudziestu centymetrów i była wykonana ze złota.
Kiedy znaleźliście się w środku, zobaczyliście, że stoicie w przedpokoju, na ciemnozielonym dywanie, zakrywającym całą podłogę. Ściany oraz sufit wyłożone były ciemnym drewnem. Wszędzie na ścianach porozwieszane były dokumenty polityczne, zamknięte w ramach. Mogliście stwierdzić to po nagłówkach takich jak "Pakt o nieagresji". Wszystkie podpisane zostały takim samym, lekko pochyłym pismem Pierwszego Ministra.
Po lewej i prawej stronie pomieszczenia znajdowały się drzwi normalnej wielkości, lecz identyczne do tych, które przekroczyliście. W przeciwieństwie do tych naprzeciwko was.
W środku oraz przed pomieszczeniem krzątało się i rozmawiało więcej osób niż w sumie widzieliście tej nocy. To musiało być tutaj.
Weszliście do środka, a to, co tam zobaczyliście, mogło być sporym zaskoczeniem. Pokój nie był ociekającym złotem pomieszczeniem. Podłoga, ściany i sufit wyłożone były tym samym, ciemnym drewnem, co w przedpokoju. Nie miało ono żadnych ozdób. Było to proste, najzwyczajniesze drewno.
Na środku leżał ciemnobrązowy dywanik. Nie była to zbyt duża tkanina, lecz zdecydowanie pasowała do wystroju pomieszczenia.
Zauważyliście, iż drzwi do gabinetu Pierwszego Ministra znajdują się w prawym, dolnym rogu pomieszczenia, patrząc z lotu ptaka. Od ściany po prawej stronie dzielił was niespełna metr.
Z lewej strony dało się zauważyć stare, lekko zniszczone, lecz wspaniałe biurko o lekko pochylonej części blatu, idealnie nadającej się do pisania. Spoczywały tam czyste kartki, a także kałamarz atramentu wraz z piórem. Mimo wszystko, mebel był watry nie więcej niż dwadzieścia Florenów. O wiele więcej miał każdy z was.
Przy nim stało stare, niewątpliwie wygodne krzesło z oparciem na plecy oraz ręce. Wyglądało na to, iż są zestawem.
Dalej po lewej stronie znajdowały się drzwi do szafy, natomiast na tej samej ścianie, w rogu pomieszczenia, znajdowała się wnęka. By dostrzec co w niej jest, musieliście podejść kawałek.
Okazało się, że stało tam łóżko. Nie było to szerokie łoże, ale normalne łóżko, również nieco podniszczone.
Na ścianie prostopadłej do tej z posłaniem, znajdował się kominek. Stał on blisko lewego, górnego rogu pomieszczenia. Przy nim znajdowały się dwa fotele. Jeden z nich był nowy, zaś drugi stary i przetarty. Pomiędzy nimi znajdował się barek wbudowany w podłogę.
Na kominku znajdował się jedyny portret w pomieszczeniu. Przedstawiał on czterech ludzi. Jednym z nich był około sześćdziesięcioletni mężczyzna o długiej, przyjaznej twarzy poznaczonej zmarszczkami śmiechu. Jego piwne oczy zdradzały radość, co potwierdzał szeroki uśmiech, ukazujący zęby. Jego kasztanowe włosy poznaczone były siwizną do tego stopnia, że nie wiadomo było, który kolor przeważa. Związał je, a stojąc lekko bokiem, były idealnie widoczne. Jego strój nie był reprezentatywny, ponieważ ubrany był w pogniecioną, beżową koszulę oraz ciemnoniebieskie spodnie przybrudzone tu i ówdzie. Zapewne był to Pierwszy Minister.
Po jego lewej stronie znajdował się wysoki, około trzydziestoletni mężczyzna o krótkich blond włosach. Jego twarz była identyczna do twarzy ojca i już teraz posiadał lekkie bruzdy na licu, oznaczające częsty śmiech. Oczy, takie same jak Pierwszego Ministra, ukazywały lekkie rozbawienie.
Tym, czym różnił się od Ministra to to, iż był ubrany w białą koszulę z czerwonym krawatem poluzowanym prawie do granic możliwości oraz czarne spodnie.
Dalej znajdowała się kobieta o długich, kręconych włosach, patrząca na syna z dumą w zielonych oczach. Jej twarzy była nieco bardziej okrągła niż męża i pierworodnego, natomiast ona również przywdziała mało reprezentacyjny strój, ponieważ był to czerwony szlafrok.
Była tam jednak jeszcze jedna osoba. Tą osobą był siwowłosy, długobrody staruszek, parzący na rodzinę z ogromną radością w niebieskich oczach. Miał on na sobie ciemnoniebieską, lekko wystrzępioną koszulę oraz czarne, lekko wytarte spodnie. To służący Pierwszego Ministra, ten sam, który teraz siedział w celi, łkając gorzko.
Na ścianie przeciwległej do drzwi, przez które przeszliście, znajdowały się dwa duże okna, znajdujące się w tej samej odległości od rogów, co od siebie samych. Okno bliżej kominka było zamknięte i zasłonięte grubą, brązową kotarą, natomiast drugie było otwarte do wewnątrz. Kotara była odsłonięta.
Obecnie otaczali was politycy, świta i kilku Ministrów. Byli tutaj również Magowie, analizujący otoczenie wraz z detektywami.
To jednak nie wystrój, nie otaczający ludzie przyciągali waszą uwagę, a postać leżąca na dywaniku. Był zwrócony twarzą do podłogi. Nogi miał zwrócone ku oknu, zaś głowa ku drzwiom.
Na plecach miał dużą ranę, sugerującą, że zmarł na miejscu. Niedaleko leżał sztylet z falowanym ostrzem, pokryty krwią.
-Szanowni panowie i panie!-odezwał się jakiś mężczyzna, który właśnie wchodził do pomieszczenia. Był on wysokim, szczupłym człowiekiem o ciemnobrązowych włosach sięgających ramion. Na jego twarzy błąkał się lekki, tajemniczy uśmieszek, będący odzwierciedleniem tego, co kryło się w jego ciemnokasztanowych oczach. Tkwiło tam rozbawienie, którego nie starał się ukryć.
-A może raczej, szanowne panie i panowie!-podczas jego przemowy, każdy cichł, nadstawiając uszu, natomiast owy mężczyzna właśnie wysunął się przed wszystkich. Miał na sobie brązowoszary płaszcz zarzucony na ramiona, a pod nim garnitur utrzymany w brązowej tonacji, natomiast pod nim kryła się biała koszula. Z kieszeni marynarki wystawał złoty łańcuszek, znikający po drugiej stronie tej części odzieży.

http://images.elfwood.com/art/a/n/an...robothuman.jpg

-Może jednak wolelibyście państwo określenie ostojo narodu, fundamencie wiedzy, kwintesencjo człowieczeństwa, esencjo mądrości, pomniku triumfu inteligencji, ręko sprawiedliwości, kwiecie rządzących, podporo Imperium, wielka arystokracjo. Zasługi wasze wszelkie miary przechodzą, więc wymieniać mogę do rana-jego słowa wyraźnie zabarwione były ironią, natomiast sam mężczyzna nie zwrócił się do tłumu. Oglądał otoczenie. Interesowało go wszystko oprócz zgromadzonych.
Na ton głosu oraz lekceważącą postawę, oczy wszystkich zwęziły się z gniewu. Gdzieniegdzie przebiegły oburzone szepty, na co mężczyzna uśmiechnął się szerzej, po czym skłonił się innym w teatralnym geście, w którym pozostał. Był jednak w takim miejscu, iż patrzył na sztylet, który miał tuż przed twarzą.
-Wasze złote milczenie oraz srebrne głosy to zbytek łaski dla mej skromnej i nędznej osoby-rzekł, natomiast któryś ze szlachciców zaczerwienił się z gniewu.
-Panie, twoje szlachetne, nieskalane lico nabrało odcienia płatków róży. Ja, uniżony sługa, oferuję mojemu zacnemu panu, by przewietrzył się w przepięknych Ogrodach Niralii, utrzymanej właśnie dzięki memu panu. Czcigodny, ty jak mało kto, zasługuje czerpać pełnię korzyści z piękna, które otacza tą wspaniałą budowlę-te słowa uderzyły wszystkich tak, jakby dosięgnął ich bat wymierzony przez tego człowieka.
Ów człowiek, tnący ironią wszystkich wokół, wyprostował się w końcu, porzucając ukłon.
-Wasza wspaniałość onieśmiela moją marną osobę-stwierdził ironicznie. Wcale nie przejawiał skłonności do nieśmiałości.
-Nie mniej jednak, o wielcy, ośmielę się przerwać moje nędzne pochwały, gdyż najpiękniejsze słowa bledną przy waszych postaciach-widać było, iż cała osoba niezwykle irytuje otoczenie i wszyscy z trudem powstrzymywali cisnącą się na usta, ciętą ripostę. Nawet Magowie zmarszczyli brwi w gniewie.
-Śmiem skorzystać z przerwy od zasłużonych pochwał na temat waszych, niemal boskich umysłów i zająć się tym, po co przybyłem-stwierdził, oglądając ranę w plecach.
-Zapewne każdy wie, po co tu jestem... Dobrze. Na podstawie obserwacji, stwierdzam, iż tej nocy nasz Minister był przygnębiony, zmęczony oraz przygaszony-stwierdził, a po sali przeszedł szmer. Dało się usłyszeć głos mówiący, że jest to kompletną bzdurą, ponieważ widział jak tego dnia emanuje radością, zarażając nią innych. Mężczyzna zignorował je.
-Przedstawię zgromadzonym przebieg wydarzeń-gestem nakazując zrobienie przejścia w kierunku drzwi. Wszyscy z oburzeniem na twarzach rozstąpili się. Po tym przywołał gestem jakiegoś młodego detektywa, a raczej on uczył się u bardziej doświadczonego człowieka.
Był to niski, szczupły blondyn o zielonych oczach, ubrany w zwykłą, kremową koszulę oraz jasne spodnie, nieco ciemniejsze od koszuli.
-Ty będziesz Pierwszym ministrem, a ja służącym-wychodząc chwycił młodzieńca za ramię i wyprowadził z pokoju. Chwilę później wszedł pierwszy, a za nim włóczył się tamten chłopiec.
-Wchodzę do pomieszczenia pierwszy, bo ta dwójka zna się idealnie. Służący podszedł do okna i odsłonił kotarę. Stał tak chwilę, aż w końcu Pierwszy Minister podszedł, zobaczył co jest na zewnątrz-mówił, a para jednocześnie wszystko wykonywała.
-Wyjrzał, a kiedy niczego interesującego nie dostrzegł, odwrócił się i zaczął odchodzić. Idź jak Pierwszy Minister, a nie jak ciapowaty ćwok-zwrócił uwagę mężczyzna, odwracając się od okna. Nagle młody wyprostował się, zaczynając iść szedł niezwykle dumnie.
-Przedstawiasz teraz polityka, a nie drugą od najważniejszych osób w państwie. Nie przedstawiasz Alnera DeLegara-po tym zaprezentował krok, którym poruszał się Minister. Młodzieniec przyjrzał się uważnie, po czym powtórzył, zaczynając od okna razem z detektywem objaśniającym. Był to luźny, radosny krok.
-Oczywiście Pierwszy Minister nie szedł w tą stronę, lecz spoczywa tutaj prawdziwe ciało-w tym czasie cicho ruszył ku niczego nie spodziewającemu się, młodemu człowiekowi, po czym potężnym ciosem uderzył go w plecy dokładnie tam, gdzie miałby ranę, będąc Ministrem. Młodzieniec padł na podłogę z krzykiem.
-Nie ruszaj się-powiedział, zaś uczeń zupełnie znieruchomiał.
-Sami widzicie, nie mógł być szczęśliwy. Ciało leży inaczej. Porównajcie z ciałem zmarłego.
Faktycznie. Ułożenie różniło się dosyć znacząco.
-Śmiem twierdzić, że użyłem podobnej siły, ponieważ krew widać po samą rękojeść sztyletu, natomiast na plecach nie ma wielkiego obtłuczenia po uderzeniu jelcem. Napastnik musiał mieć dosyć mały zasób sił, ale na tyle duży, by zdołać przewrócić Ministra. Powtórzmy to. Postaraj się naśladować krok pana DeLegara podczas smutku i znużenia... Może być-powiedział, widząc przedstawiany krok.
-DeLegar nigdy nie okazywał smutku ani emocji targających nim samym, co świadczy o tym iż w towarzystwie przyjaciela czuł się swobodniej niż w swoim własnym... Oh... Zagadałem się. Powtórz jeszcze raz. Zacznij od okna-młodzieniec dotarł do końca gabinetu, po czym ponownie rozpoczął marsz.
-Trzeba jednak rozważyć, czy ten człowiek mógłby zabić DeLegara. A może to sprytny podstęp?-zapytał, gdy nagle mężczyzna, który wcześniej zrobił się czerwony, odezwał się.
-Strażnik widział tego starucha jak umyka przez okno!-krzyknął, po czym wybuchł gwar rozmów. Detektyw skorzystał z okazji, podlatując do młodzieńca, którego uderzył w to samo miejsce.
-Nie ruszaj się. Widzicie? Pozycja podobna-faktycznie, chłopak leżał na podłodze, jedynie nieznacznie różniąc się położeniem rąk.
-Teraz dodajmy tyle, że świat właśnie mu się zawalił. Nie zobaczy syna, żony, a jedyna osoba, jakiej bezgranicznie ufał, zdradziła go najpodlej jak tylko można. Wbiła mu ostrze w plecy. Minister DeLegar upadł, natomiast chwilę później wkroczył do środka strażnik. Pozycja rąk świadczy i tym, że chciał coś powiedzieć do osoby, która wkroczyła tutaj, ale nie zdążył...-przerwało mu prychnięcie.
-Przecież twarz zasłania mu ręka i dywan. Nie możesz wiedzieć...
-Wiem. Podnieście mu głowę-stwierdził, natomiast któryś z Magów za pomocą zaklęcia ukazał twarz zmarłego. Zastygła z lekko otwartymi ustami, jakby chciała coś powiedzieć, natomiast przy oczach pozostawały delikatne ślady łez. Wszyscy zamilkli, widząc lico, które lekko opadło, ponownie spoczywając na miękkim dywanie. Detektyw miał rację.
-Zajmijmy się teraz sztyletem. Kiedy napastnik wyszarpnął sztylet... Wyszarpnął. Świadczy o tym ukośne cięcie w dolnej części rany.
Kiedy wyszarpnął sztylet, wszedł strażnik, który w pośpiechu upuścił nasz staruszek. Zawrócił, wdrapał się na parapet i skoczył na dół, nie łamiąc kruchych kości. Mało tego, pobiegł po stromym dachu jak dwudziestoletni akrobata i zniknął jak duch...
-w ostatnich stwierdzeniach wyczuwalna była ironia. Detektyw nie wierzył, że starzec kogokolwiek zabił.
Nagle w oczach mężczyzny błysnęło... coś... zrozumienie? Nie byliście pewni.
-Panie i panowie wybaczą-powiedział, po czym w pośpiechu wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi przedpokoju.
Wyjaśnienia wydawały się bardzo prawdopodobne. Tylko co dalej?

Darfanilion:

Valar:
Valar wyczytał, że przyrządzenie wymaga kwadransa ciągłej pracy. Wlałeś wodę i podpaliłeś palnik, po czym uczyniłeś podobnie z kilkoma innymi. Spostrzegłeś, że ze wszystkich szklanych buteleczek prowadzi szklana rurka, zmierzająca ku centralnie ustawionej buteleczce z kranikiem, a ta również miała palnik pod spodem.
No cóż, nie pozostało nic innego, jak tylko dodawać.
Nie było w tym dużej filozofii. Wrzucasz składniki i na tym się kończy, ale wyczytałeś, że musisz utrzymywać temperaturę wysokości 74 stopni.
Spojrzałeś na termometry. W jednym było 69, w drugim natomiast 41, a w ostatnim 73.
Przypilnowałeś ostatniego, w którym zmniejszyłeś ogień, a kiedy odszedłeś, żeby spojrzeć jak inne, zobaczyłeś, że tamte są bliskie 70 stopni.
Kiedy osiągnęły właściwe temperatury, dodałeś składniki, ale w książce jest napisane, żeby jednocześnie wyregulować ogień i wrzucać składniki, by temperatura nie podskoczyła do góry.
Ciekawe w jaki sposób. No cóż, wrzuciłeś i od razu rzuciłeś się do zmniejszenia ognia, a kiedy spojrzałeś na termometry, były tam temperatury 79, 76 i 74 stopnie. Szybko zmniejszyłeś jeszcze ogień tak, że po chwili panowała odpowiednia temperatura.
Manewrowanie ogniem było dla ciebie bardzo trudne i ledwo udawało ci się zachować właściwą temperaturę, ponieważ nie jesteś Alchemikiem i robisz to pierwszy raz w życiu. Zrobiła się konsystencja bardzo glutowata, ale wypłynęło przez kranik. Teraz miałeś to w kolejnym pojemniku, lecz tym razem otwartym...
Kiedy powąchałeś miksturę, stwierdziłeś, że swąd palonego ciała to przy tym perfumy, natomiast kiedy to wypiłeś, byłeś przekonany, że właśnie w ten sposób smakują odchody. Pomimo tego, że nie próbowałeś, byłeś tego niemal pewien.
Zobaczyłeś jak twój przewodnik spojrzał na ciebie podejrzliwie, po czym wyszczerzył się paskudnie i wyciągnął głowę z pomieszczenia.
Stałeś przez chwilę bez ruchu, a kiedy wykonałeś ruch, wcale nie czułeś się szybszy. Cóż... nie udało się.
Wyszedłeś z pomieszczenia, natomiast twój przewodnik zaprowadził cię do twojego pokoju.
Wszedłeś do środka, po czym zamknąłeś drzwi... Nagle poczułeś palący ból w żołądku, rozchodzący się po całym ciele. Ból był tak silny, że ledwo ustałeś na nogach, zaś minutę później wszystko skończyło się, jakby nigdy nie miało miejsca. Świat wyglądał i brzmiał jakby trochę inaczej. Niekoniecznie lepiej czy gorzej... Poprostu trochę inaczej.
Nagle do twojego pokoju wpadła twoja towarzyszka. W dłoni trzymała miecze, ale kiedy zobaczyła ciebie i to, że nikogo nie ma, schowała miecze, uśmiechając się coraz szerzej. W końcu ledwo powstrzymywała śmiech patrząc na ciebie, a i to przerodziło się w chichot, a następnie ewoluowało w napad śmiechu.
-Coś ty z siebie zrobił?!-zanosiła się. Że co? Wyciągnąłeś sztylet dziewczyny, chcąc go oddać, ale nagle zobaczyłeś, że masz długie, zakrzywione paznokcie, a raczej już pazury! Kiedy przyglądałeś się dłoniom, rzuciło ci się w oczy jeszcze coś. Twoje oczy były żółte, zaś źrenice jak u kota, natomiast uszy wydłużyły się, przypominając kocie! O dziwo mogłeś nimi ruszać!
Zaraz! A co to?! Obejrzałeś się do tyłu i zobaczyłeś... Ogon! Długi, brązowy ogon, sięgający ramion! Mimowolnie machałeś nim w obie strony, kiedy kobieta zanosiła się ze śmiechu tak, że w końcu klęczała w progu, trzymając się kurczowo za brzuch...

Eliorinii ve'Nellion:

Silya:
Noc zastała cię w środku puszczy. Do Elediru, stolicy Leśnych Elfów, miałaś spory kawał drogi na północ.
Ty jednak podróżowałaś razem ze swoim towarzyszem, krocząc pośród drzew, głównie liściastych, szumiących lekko pod wpływem delikatnego wiatru.
Światło gwiazd ani księżyców nie oświetlało okolicy na tyle, by móc ze śmiałością stwierdzić, że widzi się sporo. Nawet w dzień panował tu półmrok spowodowany rozległymi koronami drzew. Szłaś tak przez pewien czas, otoczona naturą, gdy dostrzegłaś polankę. Co prawda niewielką, ale i tak była lepsza, ponieważ zdarzały się one niezwykle rzadko.
Nie mniej jednak był tam ktoś jeszcze. Jakaś bardzo wysoka postać, siedząca przy pokaźnej wielkości ognisku.
-Jesteś głodna?-zapytał nie odwracając się od ogniska, natomiast ty byłaś pewna, że ty i kot stąpaliście cicho.
-Ja... Hmmm.. A co tam masz?
-Nic, za czym przepadają ludzie. Warzywa w zupie. Zazwyczaj tamci wolą mięso, u mnie nigdy go nie znajdziesz.
-Falkieri lub mieso, ale on jest kotem.. Dobrze juz dobrze ... Gorskim kotem. Ja z checia sie przysiade... Mam troche sucharow i dwa jablka. Chcesz jedno... Jestem Silya, a ty?
Usłyszałaś coś jakby tłumiony chichot, a chwilę później mężczyzna odezwał się:
-Jestem Alaron Elessedil. Co cię tu sprowadza?
-Przygoda! .. No i tez futrzak, ktory zgubil droge... Zgubiles!... Wlasnie, ze zgubiles ty przerosniety dachowcu... Zamilcz bo ci ogon podpale... Ja ciebie tez... To jak z ta zupa?
--Oh! Oczywiście-choć twarz skrywał cień, miałaś wrażenie, że tamten uśmiecha się. Przyłożył dłoń do ziemi, po czym zaczął coś szeptać, a z niemi utworzyła się mała miseczka, którą oczyścił. Po wlaniu jej, zobaczyłaś, ze jest mętnozielona. Mimo wszystko zapach miała całkiem przyjemny, natomiast w smaku była lekko kwaśna, co przywodziło na myśl ogórki.
-Zapomniales o lyzeczce. Na szczescie mam swoja-powiedziała z wyrzutem.
-Chcesz ja czy mam zakopac z powrotem?-zapytała po skończeniu posiłku.
-Zostaw ją tutaj. Sama się rozpadnie-po tych słowach zamyślił się, po czym utkwił w tobie wzrok. Nie było to przyjemne, ale po chwili oderwał od ciebie wzrok i popatrzył w ogień.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Nie robie tego z nieznajomymi, a ty nawet nie jestes w moim guscie... Falkieri rusz zadek, idziemy-poderwała się z miejsca, na co Druid zachichotał.
-Chodzi o przypilnowanie pewnego człowieka, żeby nie zrobił niczego głupiego i żeby przyniósł mi to, co miał mi przynieść, jak najszybciej. Pomożesz mi?
-Tylko przypilnowac?-zapytała podejrzliwie.
-Tak, tylko przypilnować. Nie zginąć i jak najszybciej ma mi dostarczyć pewien przedmiot. Nic więcej.
-I co ty o tym sadzisz? ... Tez tak mysle. To jak?-zapytała kota.
-Jestem twoja!-powiedziała z zawadiackim uśmiechem.
-Możesz użyć tego dwa razy-rzekł, podając ci kryształ wielkości połowy centymetra.
-Przeniesie cię na miejsce, w którym przebywa tan człowiek, a potem pozwoli wam powrócić. Potem kamień stanie się zwykłą błyskotką.
-Jakie sliczne-powiedziała, wyciągając dłoń.
-Bede to mogla pozniej zatrzymac?-zapytała z nadzieją w głosie?
-Oczywiście, że tak-uśmiechnął się.
-Teraz lećcie-powiedział, a kryształ błysnął niebieskim światłem, oślepiając cię, a kiedy zgasło, stwierdziłaś, że stoisz w jakimś pomieszczeniu!

Darfanilion:

Valar, Silya:
Nagle w pomieszczeniu pojawiła się istotka nie większa niż dwadzieścia centymetrów. Obok stał kot wielkości sporego psa.
Po jej prawej stronie stała ruda kobieta, z twarzą czerwoną od śmiechu. Klęczała w progu, trzymając się za brzuch, lecz gwałtownie spoważniała, podrywając się na nogi.
Po jej lewej stronie stał mężczyzna z brodą i długimi włosami, ale było w nim coś nietypowego. Uszy i oczy nieco przypominały twojego Falkieriego, natomiast ogon był dłuższym odpowiednikiem kończyny twojego kota. Ponadto miał pazury... jak Falkieri!
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 12-03-2009, 19:05   #225
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Wsrod szumu lisci poruszanych delikatnym wiatrem dal sie slyszec cichutki glosik przypominajacy srebrzyste dzwoneczki.

- Zgubilismy sie!

* Wlasnie ze nie!

- Wlasnie, ze tak ty zapchlona kupo futra.

* Doskonale wiem gdzie idziemy.

- Phi.. To ja jestem pszczolka maja...

* Na pszczolke masz za duzy tylek.

- Wypchaj sie!

* Sama sie wypchaj!



Fakt, ze slychac bylo jedynie glosik malej istotki stapajacej obok poteznego kocura mogl sprawic, ze komus postronnemu wydac by sie ona mogla osoba niespelna rozumu, nie mial tu znaczenia. Dla Sily'i wazniejszy byl teraz fakt burczacego brzucha i raczej niepewnych szans na doratcie do jakiejkolwiek elfiej osady. Wszystko to zas z powodu Falkieriego. Uparty futrzak umyslal sobie, ze tym razem to on bedzie prowadzil, a teraz bezczelnie twierdzi, ze wcale nie zgubil drogi. Cierpliwosc dziewczyny byla doprawdy na granicy wyczerpania.
Stapajac w ciszy zapadlej po ostatnich slowach Falkieriego dotarli wreszcie do malej polany, ktora przynajmniej dawala szanse na rozpalenie ogniska i upieczenie tych nieszczesnych dwoch jablek jakie jej jeszcze zostaly w plecaku. Nie ma co, uczta bedzie iscie krolewska. Niestety polanka byla juz przez kogos zajeta.
Przystanawszy na jej skraju zastanawiala sie wlasnie nad tym co robic dalej gdy znienacka uslyszala glos nieznajomego, ktory zdawal sie czytac w jej myslach.

-Jesteś głodna?

Jestem! Jestem! A nie slychac, ze jestem?!... Miala ochote krzyknac, ale wydalo sie jej, ze moze tym wywrzec niekoniecznie dobre wrazenie. Z premedytacja zignorowala wiec rozsadny glos kocura wspominajacy cos o zboczencach czychajacych na mlode i niedoswiadczone fairy same wpadajace w ich lapska i ruszyla ku spodziewanej uczcie skladajacej sie z... ogorkowej. No coz, dla glodnego nic lepszego ... Czy jakos tak to bylo.
Oczysciwszy ziemna miseczke i odlozywszy ja wedlug wskazan Alarona przeciagnela sie rozkosznie czujac w brzuchu przyjemne cieplo. Byla w tak dobrym humorze, ze nawet postanowila zapomniec o niegodnym zachowaniu futrzaka, ktory obrazony nie raczyl nawet podlozyc jej lapy zeby nie musiala mrozic sobie tyleczka na zimnej trawie.

* Sily'a ja ci mowie zmywajmy sie stad. Ten staruch patrzy na ciebie tak jak ja na ....


Juz miala odpowiedziec cos uszczypliwego gdy znienacka glos zabral Alaron niejako potwierdzajac wczesniejsze wywody Falka.

-Zrobisz coś dla mnie?


No nie!

- Nie robie tego z nieznajomymi, a ty nawet nie jestes w moim guscie... Falkieri rusz zadek, idziemy.

Tego bylo dla niej zdecydowanie za duzo. Na dodatek facet zaczal chichotac... Chichotac z NIEJ... Gbur... Cham.. Prostak... Wyliczajac w myslach cala litanie podobnych i nieco gorszych okreslen podniosla sie z ziemi i przy podwojnym chichocie (bo Falkieri nie mogl sobie odmowic) juz zamierzala ruszyc z godnoscia w swoja droge, gdy dotarlo do niej, ze Elessedil zaczal cos mowic.
Zatem nie chodzilo o przypadkowe co nieco na trawce. Na dodatek wygladalo calkiem jak... Przygoda! Skrzydelka, az jej zadrzaly z podniecenia. Na dodatek dostala taka sliczna blyskotke.. Czyz mogla mu odmowic?


*****



Chwila zaskoczenia przedluzala sie. Stala oto w jakims pomieszczeniu, w ktorym oprocz niej byla jeszcze jakas kobieta i... Kotolud?

* Niezly ogon...

Uslyszala w myslach sarkastyczna wypowiedz Falkiereigo na ktora az parsknela smiechem. Fakt, ogon u nieznajomego byl calkiem niezly. Prawdopodobnie przydalo by mu sie czesanie i troche odpowiednich srodkow na polysk siersci ... Teraz jednak nie byl czas na glupie wywody.

- Ekhemmm... Chyba powinnam sie przedstawic... Jestem Sily'a z rodu lesnych fairy, a to jest Falkieri...

Zamilkla zastanawiajac sie co by tu dalej powiedziec. Czy powinna zdradzic, ze przysyla ja Elessedil czy tez raczej zamilczec ten fakt? No i co z tym, ktorego ma ... Zaraz, zaraz jak to bylo...

* ... przypilnować. Nie zginąć i jak najszybciej ma mi dostarczyć pewien przedmiot. Nic więcej.


Usluznie podpowiedzial kocur za co natychmiast oberwal kuksanca w bok.
No dobra tylko jak ten facet ma niby miec na imie? Przeciez nie bedzie biegala dookola i pytala o.. Wlasciwie nawet nie ma o kogo pytac skoro nie wie kim jest. Sytlacja zdawala sie coraz bardziej absurdalna. Na dodatek ta dwojka w pokoju... Wreszcie podjawszy decyzje podleciala nieco blizej do kotoluda i zagladnawszy mu gleboko w ... zlociste oczy, zapytala:

- Znasz moze Elessedil'a?
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 12-03-2009 o 19:07.
Midnight jest offline  
Stary 14-03-2009, 08:16   #226
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Udanie się na miejsce zbrodni było najlepszym możliwym wyborem. Wciąż byli prowadzeni za rączkę i pilnie strzeżeni przez straż, ale nie miał czego się obawiać z ich strony. Słowa ministra były dla nich rozkazem nie podlegającym żadnej dyskusji. Gdyby któryś minister nakazał Nadoficerowi rozebrać się na oczach więźniów i zatańczyć na stole, ten niechybnie by to uczynił będąc pewien, że czyni to dla dobra całego narodu. Ślepo lojalni ludzie mieli zarówno wiele wad, jak i zalet. Do zalet doliczyć można było posłuszeństwo i niechęć do czynienia jakichkolwiek kroków umożliwiających wyjście poza obszar wydzielony przez władzę wyższą. Ta zaleta łatwo mogłaby przerodzić się w wadę, ale jeśli trzeba byłoby podać lepszy przykład wady u tego typu osób wymieniłby głupotę i niemożność przekupstwa. Szczególnie ta ostatnia cecha działała mu na nerwy.

Pomiędzy dotarciem z punktu A do punktu B miał dużo czasu na rozmyślenia o swojej obecnej sytuacji. O ile uważał swoją przeszłość za dostatecznie mroczną to musiał przyznać, że przyszłość malowała się w jeszcze ciemniejszych barwach. Nie miał żadnego doświadczenia w prowadzeniu dochodzeń i rozwikływaniu zagadek. Przyjmując zlecenie zawsze dokładnie badał przeciwnika zbierając o nim wszelkie możliwe informacje starając się ułożyć odpowiedni plan lub taktykę. Czy jednak możliwe było zaliczenie tego na poczet śledztw? Szczerze wątpił.
„ Cholera! Dlaczego tak się wleczemy? Już dawno powinniśmy wyjść w holu, a dalej ciśniemy się z tymi pajacami w ptasich maskach i o ptasich móżdżkach.” – pomyślał lekko zdenerwowany żmudnym marszem. Miał wrażenie jakby brnął w kisielu, z trudem stawiał kolejne kroki, a inni zręcznie mu przy tym akompaniowali. Początkowo myślał, że zaczyna mu się udzielać jakieś znużenie, ale czując na sobie spojrzenia ich prywatnej straży zaczął się domyślać, że funkcjonalność jego organizmu nie ma z tym nic wspólnego. Tym bardziej, gdy po wyjściu do upragnionego holu znowu poczuł się żwawo i w pełni sił tak jak się czuł przed wtrąceniem do lochu.

Wreszcie zaczął zdawać sobie sprawę, że właśnie odzyskał namiastkę tego co utracił. Złość na ministrów jednak wcale mu nie przeszła. Był zły za to, że jedyną nagrodą jest coś co zostało mu w tak podły sposób odebrane. Nie miał jednak zamiaru się mścić, gdyż oznaczałoby to rozpoczęcie wojny z całym krajem, a od tego wolał się uchronić. Wolał skupić się na podziwianiu bogactw pałacu w drodze do pokoju, w którym popełniono morderstwo. Po straży nie pozostał już nawet ślad co wydawało się samo w sobie dość dziwne patrząc na to z jakim uporem nie spuszczali z nich oczu nawet na sekundę. Pozostawieni sami sobie nie musieli się specjalnie śpieszyć na miejsce. Cień preferował spożytkowanie czasu na podziwianie zdobyczy miejscowej kultury i wycenianie ich na wszelkie możliwe waluty. Nieobecność straży dawała naprawdę spore możliwości na dorobienie sobie w mniej legalny sposób. Na pewnym stoliku zobaczył wazę wysadzaną brylantami, która zdawała się mówić żeby ktoś ją dotknął w celu sprawdzenia autentyczności owych brylantów. Jednak przystanąwszy przy niej Cień zauważył coś czerwonego przy kolumnie na dole, mignęło przez moment i zniknęło. Odsunął się od drogocennej wazy i zrównał się krokiem ze swoimi towarzyszami. To równie dobrze mogło być przywidzenie, ale niepotrzebne ryzyko niezbyt mu się opłacało.

Pokój, w porównaniu z resztą pałacu, prezentował się dosyć skromnie, ubogo nawet. Nie było w nim absolutnie nic wartego podziwu i wielogodzinnych dyskusji z wyjątkiem właściciela leżącego na podłodze twarzą do ziemi z raną na plecach i niezdolnego do wykazania radości ze wzbudzonego zainteresowania. Zgromadziło się tutaj naprawdę wiele osób podziwiających martwego Pierwszego Ministra niczym jakiś pierwszorzędny i dość szokujący obraz znanego malarza. Na miejscu zbrodni pozostawiono nóż, którym prawdopodobnie dokonano zabójstwa. Kolejnymi rzeczami zwracającymi jego uwagę było otwarte okno i obrazy na ścianie. Jeden z nich przestawiał świętej pamięci Pierwszego Ministra, kogoś wyglądającego na jego syna i ich służącego, z którym miał przyjemność porozmawiać w więzieniu. Na pewno nie wyglądał na kogoś skorego do dokonania mordu na swoim pracodawcy. Ten obraz zdawał się potwierdzać jego wersję wydarzeń i niewinność. Jednak pewności lepiej nie mieć nigdy. Mógł tylko udawać rozżalonego żeby ktoś się nad nim ulitował i go uwolnił.

Nagle usłyszał głos jakiegoś mężczyzny, który uciszył wszystkie szepty i rozmowy. Głos drwiący i strasznie irytujący wszystkich obecnych zaczął wychwalać pod niebiosa czemu towarzyszyła oczywiście ciężka ironia. Wielu ludzi naprawdę było zdenerwowanych zachowaniem obecnego tu mężczyzny, któremu złowrogie szepty sprawiały jakąś masochistyczną przyjemność. Sam Cień zachował wobec niego całkowitą obojętność. Oczekiwał nawet, że lada moment zjawi się jakiś inteligent próbujący wykazać swoją wyższość.
Człowiek próbował udawać jakiegoś geniusza przyćmiewającego swym umysłem marne umysły innych ludzi. Najemnik powoli przyzwyczajał się do takich ludzi w głębi duszy określając ich mianem „idiotów”. Po obrażeniu wszystkich dookoła mężczyzna przeszedł do prezentacji swoich idiotycznych wniosków. Pierwszym z nich było stwierdzenie, że Minister był zafrasowany co starał się udowodnić poprzez zaprezentowanie z jakimś młodszym detektywem typowo idiotycznej scenki, której puentą było inne ułożenie ciała ofiary. Cień dalej nie potrafił pojąć co ma piernik do wiatraka. Następnie chłopak przestawił „zafrasowany krok” ministra ukazując, że teraz ciało ułożyło się podobnie. Dla Cienia nie miało to żadnego sensu i było najzwyczajniejszą głupotą. Ciało mogło się ułożyć w taki sposób z bardzo wielu powodów bez względu na czynione kroki. Fizyka często bywa naprawdę wredna jak choćby przy odbijaniu piłki, która odbita tak samo może polecieć w innym kierunku. Na szczęście kolejne wnioski były już bardziej sensowne. Pokazał na twarzy zamordowanego lekko otwarte usta i łzy pokazując, iż minister chciał coś powiedzieć swemu oprawcy. To było prawdopodobne, ale nie pewne. Cień, znając się lepiej niż trochę na zadawaniu bólu, wiedział, że równie dobrze łzy biegnące przez jego lico mogły narodzić się z bólu właśnie, nie z żalu. To samo mogło zmusić usta do otworzenia się.
- Kiedy wyszarpnął sztylet, wszedł strażnik, który w pośpiechu upuścił nasz staruszek.
Sens tego zdania zrozumiał, ale nie powstrzymał się przed drwiącym uśmiechem. Detektyw jakoś słabo radził sobie z poprawnym wysławianiem się. Dalej detektyw wyraził wyraźne zwątpienie co do winy służącego z czym Cień musiał się zgodzić. Po wygłoszeniu swoich wniosków detektyw opuścił w pośpiechu komnatę.

Cień wyjrzał przez otwarte okno rozważając możliwość dostania się zabójcy ta drogą. Strażnik był pewien, że widział lokaja zmykającego stamtąd, ale on nie dałby rady zbiec w taki sposób. Starzec twierdził, że ktoś się do niego upodobnił i dokonał morderstwa. To oznaczało, że zabójca musiał się posługiwać magią żeby wyglądać dokładnie jak podejrzany.
- Tylko co z synem? – powiedział do siebie spoglądając ponownie na obraz. Nikt nie mówił na jego temat. Być może on miał jakiś związek z tą sprawą. Natenczas nie było możliwe stwierdzenie tego. Żałował, że nie ma okazji porozmawiać drugi raz z podejrzanym, by rozwiać kilka wątpliwości. A może jednak powinien spróbować znaleźć taka okazję?
- Jakbyście mnie szukali to wracam do więzienia – powiedział do swoich towarzyszy i opuścił komnatę. Jedynym sensownym rozwiązaniem była kolejna rozmowa ze starcem. Wątpił żeby pozwolono mu tam wrócić, ale musiał przynajmniej spróbować.
 
wojto16 jest offline  
Stary 16-03-2009, 22:06   #227
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
W drodze do miejsca popełnienia zbrodni Alemir przemyślał kilka spraw. Doszedł do wniosku że postąpił jak ostatni idiota idąc do domu ministra i mu grożąc – należało jak najszybciej oddalić się z tamtego miejsca.

A teraz był po uszy w całym tym gównie i na dodatek miał rozwikłać jakąś zagadkę. Po prostu cudownie. I jeszcze jakieś niewidzialne, niesłyszalne i nie-jakieś gówno mu utrudniało ruchy, jeszcze lepiej.

Zabójcy nie interesowały ozdoby, obrazy ani inne tego typu kosztowności. Gardził nimi i ludźmi, którzy takie rzeczy kupowali. Kiedyś miał to wszystko. Kiedyś… kurwa.

Weszli do pokoju, gdzie leżał martwy Pierwszy Minister.

Przeanalizujmy sytuację, pomyślał. Tu leży druga najpotężniejsza osoba w królestwie, a inni ministrowie „wynajęli” nas do zbadania kto się za tym kryje w tak tajemniczy sposób, że sam nie wymyśliłbym lepszego. A teraz jeszcze jakiś kretyn zaczyna odstawiać cyrk…

Alemir patrzył na demonstrację detektywa z zaciekawieniem, lecz w pewnym momencie nie wytrzymał. Szturchnął lekko jednego ze szlachciców stojących obok niego i zapytał:
- Kim jest ten człowiek?
- To Revienis Senetrei herbu Lis, jeden z najlepszych detektywów. Cholerny gnój podlega tylko Królowi i Pierwszemu Ministrowi... – odpowiedział zapytany ze zdziwieniem i podejrzliwością w oczach.
- Hmm… Teraz już tylko Królowi… nie… - stwierdził cicho zabójca. – To niemożliwe. Bo i po co?

Revienis zakończył wywód mówiąc coś o znikaniu jak duch, po czym pospiesznym krokiem wyszedł z sali. Alemir podszedł do okna, którym miał rzekomo uciec zamachowiec, jednak spadek był bardzo duży – zabójca ledwo widział potencjalny koniec takiego skoku, nie mówiąc o dziesiątkach ogrodów, pomników i alejek od których chciało mu się rzygać.

Odwrócił się i spojrzał na martwe ciało Pierwszego Ministra składając rękę na twarzy do myślenia – dłoń złożona w pół-pięść lekko muskająca podbródek.

Kto cię zabił, myślał Alemir. Kto cię kurwa zabił? Służący? Nie, brak motywu… i to by było zbyt proste. Może ten cały Revienis? Może… ale co on by zyskał?

Nie widział innego sposobu na dowiedzenie się tego, jak po prostu zapytać – podszedł do innego szlachcica i zapytał wprost:
- Czy Pierwszy Minister miał jakichś wrogów? Kogoś, komu zależałoby na jego śmierci?
- Nie znam nikogo takiego i raczej nie sądzę. – odpowiedział mu szlachcic. - To, co wisi w przedpokoju jest jedynie ćwiartką tego, co zrobił... Nie... Nie sądzę, a przynajmniej raczej nie mógł nim być żaden człowiek... Chyba, że ten staruszek...
- A czemu akurat on? – zapytał Alemir zaciekawiony.
- Bo jest świadek – stwierdził oczywistość szlachcic. – A poza tym zarabiał grosze, bardzo mało.
- Rozumiem, dziękuję. – odparł zabójca i odszedł przeklinając w duchu swój brak domyślności. Znowu.

Potem zwrócił się do jednego z badających pomieszczenie czarodziei.
- Szanowny panie. – powiedział. - Jak idą badania? Znaleźliście już coś?
- Nie - warknął jeden z nich. Wszyscy byli poirytowani.
- Ten pokój jest tak czysty jak psa jajca, a nawet czystszy i właśnie to jest nienormalne! Jakby żaden pieprzony człowiek nigdy tu nie stał! Dwa chędożone zaklęcia, których nie mogę przebić! - rzucił o podłogę kamieniem, który trzymał w ręku.

Alemir schylił się powoli i podniósł rzucony kamień. Okazał się on być doskonale oszlifowanym rubinem i to wielkości pięści. Przez chwilę zabójca walczył z pokusą by schować klejnot do kieszeni i uciec, jednak stwierdził że są sprawy ważne i ważniejsze.

Wydostanie się z tego gówna zaliczało się zaś do najważniejszych.
- Więc nie wiecie nic o tych dwóch zaklęciach? Nawet to kiedy lub gdzie zostały rzucone?
- Jedno było wtedy, kiedy wy się pojawiliście. Gdzieście takiego Maga znaleźli?! Drugie... tutaj! - zaczął ciskać się po pomieszczeniu z wyrazem złości na twarzy, a Alemir postanowił nie wspominać już o zaklęciach. Nie żeby ich misja była specjalnie tajna, ale wolał nie rozpowiadać wszystkim że pracuje dla Salvadora i że poszukują Serca Nocy.

- Rozumiem… - powiedział do czerwonego ze złości czarodzieja, który raczej go nie słuchał. Zbyt był zajęty wyładowywaniem frustracji poprzez złość.

Podsumowując, znów pomyślał Alemir, nie dowiedziałem się niczego pomocnego. Pierwszy Minister był przez wszystkich kochany, więc nikt nie mógł tego zrobić, prócz staruszka. Po prostu świetnie.

Zabójca popatrzył jeszcze przez chwilę na krzątającego się w złości czarodzieja i zaczął się rozglądać. Mówi się, że zbrodniarz zawsze zostawi jakiś ślad… tyle że ten konkretny zostawił ich aż za dużo – tak dużo że teraz siedzi w pierdlu i wszystko na niego wskazuje.

To śmierdziało czymś… głębszym... i to na wiele stajen.
Możliwymi wariantami były zauroczenie staruszka, obiecanie mu wielkich bogactw, albo…

Alemir spojrzał na leżące ciało Ministra.
Kto chciał cię zabić… Komu tak bardzo przeszkadzałeś? Kim ty właściwie jesteś?
Nagle do głowy zabójcy wpadła nowa teoria. Zaklęcie…

Może to wcale nie był Minister? Może to wielkie zaklęcie nie do przełamania to była właśnie iluzja rzucona na to ciało, która miała za zadanie upodobnić go do Ministra?

Lecz w dalszym ciągu… po co?
Alemir musiał wyjść z tego pomieszczenia – czuł że jeszcze chwila a zwariuje. Musiał przespacerować się po tych ogrodach. Mówi się, że drzewa i inne rośliny są inspirujące. Może i jego coś zainspiruje?

Kto wie?

Dopiero wychodząc na ogród zabójca spostrzegł się, że nadal trzyma rubin czarodzieja. Podjął decyzję błyskawicznie – wsunął klejnot do kieszeni stwierdziwszy, że jeśli ktoś się o niego upomni to mu go odda. A jeśli nie, to cóż… czemu taka kosztowność miała by się marnować?
 
Gettor jest offline  
Stary 18-03-2009, 15:12   #228
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Po bezowocnej rozmowie z Krukiem Garluk dołączył się do swoich towarzyszy, którzy wybierali się na miejsce zbrodni. Głowę orka zajmowały myśli związane jedynie ze sposobem rozwiązania zagadki zleconej przez Ministra Obrony. W normalnych warunkach ork wysmiałby człowieka ale tym razem musiał usłuchać ludzkiego rozkazu. Miał do wyboru śmierć albo wolność.
Droga na miejsce zbrodni nie była przyjemna. Ork czuł, że jakaś magia spwowalnia jego ciało. Uczucie jakie wywoływała ta magia coraz bardziej denerwowała orka. Na szczęscie wyszli na dziedziniec a uczucie zniknęło. Teraz kierował się za Alemirem.
Pokój Pierwszego Ministra nie był taki jakim oczekiwał go ork. Pokój był skromny może za skromny. Po Pierwszym Ministrze spodziewał się większego przepychu. Ale nie to było teraz najważniejsze. Ork rozlgądał się po pomieszczeniu. Jego wzrok przykuł portret na ścianie. Ork przyjrzał mu się
-" To powinno wystarczyć, nie będe chyba musiał czekać na Ministra Obrony"-rzekł szeptem do siebie ork. Rozejrzał się ponownie po pokoju i stwierdził, że jest za duzo świadków aby odprawić jego "rytuał".
Do pokoju wszedł kolejny człowiek. Zaczął on prowadzić jakąś gre. Nie wywołała ona na orku wrażenia. Wręcz przeciwnie słuchając go ork zrozumiał, że zaproszono tu jakiegoś cyrkowego błazna, który udaje lepszego niż jest. Kiedy człowiek opowiadał mozliwy bie zdarzeń ork przybliżył się do obrazu. Kiedy wszyscy byli wciągnięci w gre tego wariata ork dotchnął obrazu. Mial nadzieje, że coś poczuje.
Kiedy człowiek wyszedł z pokoju, ork skoncentrował swoją energię i sprobował połączyć się z martwym człowiekiem, a dokładniej z jego duchem:
-"DeLegar' rze! Ja Garluk wybraniec duchów proszę Cię abyś ujawnił mi się! Ujawnił się i zdradził swoją tajemnicę! Podziel się ze mną swoim smutkiem! Przybądź DeLegar' rze!!!"

Teraz trzeba czekać na odpowiedź. Odpowiedź, która może mu pomóc uwolnić się z niełask ludzi. Odpowiedź, która ponownie uczuni go wolnym.....
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 20-03-2009, 11:01   #229
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zadanie które drużyna otrzymała było dość nietypowe, lecz konieczne by się z tond wydostać. Tak czy inaczej nie można było tak stać i nic nie robić. Elfy dziczy może i były (bynajmniej łowcy) niewiarygodnie dobrymi tropicielami, lecz on wybrał inną drogę, drogę miecza. Jedna z osób któa była razem z nim powiedziała słowa przed siebie.

- Kruku… jesteś tutaj? – zapytał nie otrzymując odpowiedzi, lecz jak było widać nie poddawał się.- Czy możemy odzyskać naszą broń? Nie żeby to było konieczne, ale zawsze lepiej mieć coś do obrony pod ręką.

- Nie. – Odpowiedział stanowczy głos z miejsca w którym nikogo nie było.
Sama myśl na odzyskanie broni była dość pocieszająca, lecz prysła ona w oka mgnieniu. Lecz ów człek kontynuował.

- A mógłbyś chociaż powiedzieć coś o śmierci pierwszego ministra? Na przykład jak i gdzie zginął?

- Północno-zachodnia część pałacu, ostatnia kondygnacja, kwadrant pierwszy. Dalej znajdziecie.

- No dobrze, niech będzie. – stwierdził po chwili i zwrócił się do swoich “towarzyszy”. – Nie wiem jak wy, ale ja tam idę. Im prędzej tam będziemy i się wszystkiego dowiemy, tym lepiej.

Co racja to racja. Trzeba rozwikłać tą sprawę. Droga była dość długa i przez ten czas można było podziwiać całą zawartość pałacu. Obrazy i wszelkiego rodzaju malunki były jak na gust elfa piękne.
Po pewnym czasie dotarli do pokoju, którego wnętrze było udekorowane dość osobliwie. Na ścianach wisiały traktaty i pakty o nieagresji. Najprawdopodobniej dokumenty o wartości historycznej.
W tym pomieszczeniu było dość sporo ludzi, który mało co przejmując się obecnością zgrai „seryjnych zabójców” wykonywali swoje codzienne obowiązki. Człowiek który prowadził wyglądał dość podejrzani. Posiadał wszelkiego rodzaju atrybuty by być zabójcom. Cóż jaki fach jaki zarobek. Paladyni ratują wioski od gnębiącego ich zła, kapłani leczą chorych z złodzieje mordują i kradną. Praca jak kto woli. Sualir był z reguły honorowym elfem i wręcz brzydził się praktykami morderców. Wbicie komuś sztylet w plecy było bardziej przejawem tchórzostwa, niż odwagi i męstwa. Lecz z tego co wiedział ludzie powoli zatracają pojęcie prawdziwej „odwagi” i prawdziwego „ honoru”. Po przejściu do następnego pomieszczenia odrazy rzucało się w oczy to, że ten pokuj nie był odziany w złoto i wszelkiego rodzaju farmazony. Lecz jeszcze bardziej rzucało się w oczy ciało spoczywające na dywaniku. Obok ów ciała leżał sztylet lekko pofalowany i splamiony krwią.

-Szanowni panowie i panie!- odezwał się jakiś mężczyzna, który właśnie wchodził do pomieszczenia. Jak na człowieka był dość wysoki, lecz bardziej uwagę w jego wyglądzie przykuwały włosy.

-A może raczej, szanowne panie i panowie!- Sualir wyłapał podtest. Od pierwszej chwili ten człowiek zaczynał działać mu na nerwy.

-Może jednak wolelibyście państwo określenie ostojo narodu, fundamencie wiedzy, kwintesencjo człowieczeństwa, esencjo mądrości, pomniku triumfu inteligencji, ręko sprawiedliwości, kwiecie rządzących, podporo Imperium, wielka arystokracjo. Zasługi wasze wszelkie miary przechodzą, więc wymieniać mogę do rana.

Obraza za obrazą. Już miał położyć ręce za głowniach miecza, lecz zorientował się że ich nie ma. Uczucie bezpieczeństwa nagle osłabło lecz nie umarło. W końcu znajdowali się w tum budynku bez żadnych praw , a prawo noszenia broni było bardziej przywilejem.

-Wasze złote milczenie oraz srebrne głosy to zbytek łaski dla mej skromnej i nędznej osoby- reakcją na to "piękne obrażenie" było to, że jeden z obecnych niemal wybuchną gniewem.

-Panie, twoje szlachetne, nieskalane lico nabrało odcienia płatków róży. Ja, uniżony sługa, oferuję mojemu zacnemu panu, by przewietrzył się w przepięknych Ogrodach Niralii, utrzymanej właśnie dzięki memu panu. Czcigodny, ty jak mało kto, zasługuje czerpać pełnię korzyści z piękna, które otacza tą wspaniałą budowlę.

-Wasza wspaniałość onieśmiela moją marną osobę.

-Nie mniej jednak, o wielcy, ośmielę się przerwać moje nędzne pochwały, gdyż najpiękniejsze słowa bledną przy waszych postaciach

-Śmiem skorzystać z przerwy od zasłużonych pochwał na temat waszych, niemal boskich umysłów i zająć się tym, po co przybyłem

-Zapewne każdy wie, po co tu jestem... Dobrze. Na podstawie obserwacji, stwierdzam, iż tej nocy nasz Minister był przygnębiony, zmęczony oraz przygaszony

-Przedstawię zgromadzonym przebieg wydarzeń- Wskazał ręką w stronę zgromadzonych przy drzwiach. Widać po jego nonszalanckim zachowaniu pewnie miał się w swoim mniemaniu za kogoś znaczącego. Tacy najczęściej kończyli z sztyletem w plecach. Zgromadzenie niechętnie się rozstąpiło i do pomieszczenie wszedł młodzieniec. Niski szczupły blondynek. Pierwsze pytanie jakie nasuwa się na myśl to to, co to dziecko może ty zdziałać. Sualir postanowił, że warto zaczekać na rozwój sytuacji.

-Ty będziesz Pierwszym ministrem, a ja służącym-Wychodząc z pomieszczenia dość brutalnie chwycił młodzieńca i zabrał go ze sobą. Zważając na powagę sytuacji wyglądało to dość dziwnie i podejrzanie. Po krótkim czasie powrócił, a za nim wiernie podążał chłopiec.

-Wchodzę do pomieszczenia pierwszy, bo ta dwójka zna się idealnie.

-Służący podszedł do okna i odsłonił kotarę. Stał tak chwilę, aż w końcu Pierwszy Minister podszedł, zobaczył co jest na zewnątrz-mówił, a reszta wykonywała jego polecenia

-Wyjrzał, a kiedy niczego interesującego nie dostrzegł, odwrócił się i zaczął odchodzić. Idź jak Pierwszy Minister, a nie jak ciapowaty ćwok-zwrócił uwagę młodzieńcowi, który nie mal od razu zaczął iść z bijącą od niego dumą.

-Przedstawiasz teraz polityka, a nie drugą od najważniejszych osób w państwie. Nie przedstawiasz Alnera DeLegara-Detektyw najwidoczniej był wymagający. Zaprezentował chłopcu sposób poruszania się ministra, a ten uważnie przyglądał się starając najwidoczniej uchwycić wszelkie szczegóły.

-Oczywiście Pierwszy Minister nie szedł w tą stronę, lecz spoczywa tutaj prawdziwe ciało- Detektyw ruszył szybkim i cichym krokiem w stronę chłopca po czym uderzył go w plecy. Chłopak padł na ziemie.

-Co za podły karaluch... tak pastwić się nad młodzieńcem...-powiedział cicho elf.

-Nie ruszaj się-powiedział, zaś uczeń zupełnie znieruchomiał.

-Sami widzicie, nie mógł być szczęśliwy. Ciało leży inaczej. Porównajcie z ciałem zmarłego.
Faktycznie. Ułożenie różniło się dosyć znacząco.

-Śmiem twierdzić, że użyłem podobnej siły, ponieważ krew widać po samą rękojeść sztyletu, natomiast na plecach nie ma wielkiego obtłuczenia po uderzeniu jelcem. Napastnik musiał mieć dosyć mały zasób sił, ale na tyle duży, by zdołać przewrócić Ministra. Powtórzmy to. Postaraj się naśladować krok pana DeLegara podczas smutku i znużenia... Może być-powiedział, widząc przedstawiany krok.

-DeLegar nigdy nie okazywał smutku ani emocji targających nim samym, co świadczy o tym iż w towarzystwie przyjaciela czuł się swobodniej niż w swoim własnym... Oh... Zagadałem się. Powtórz jeszcze raz. Zacznij od okna-Młodzik doszedł do końca gabinetu, po czym ponowił marsz ponownie. Widać było na jego twarzy zdeterminowanie i dało się rozpoznać nutkę strachu przed tym co mogło się zaraz stać. Z tego co widać, ten detektyw był dość spontaniczny i różne pomysły wpadały mu do głowy.

-Trzeba jednak rozważyć, czy ten człowiek mógłby zabić DeLegara. A może to sprytny podstęp?-reakcją na te słowa była taka, że ten co zaczerwienił się z oburzenia zabrał głos.

-Strażnik widział tego starucha jak umyka przez okno!-krzyknął, po czym wybuchł gwar rozmów. Detektyw podleciał jeszcze raz do młodzieńca po czym ponownie uderzył go w plecy.

-Jeszcze raz uderzysz chłopca, i policzysz zęby w powietrzu- elf powiedział to z wyraźnym naciskiem starając się zwrócić uwagę tego łachudry.

-Nie ruszaj się. Widzicie? Pozycja podobna-chłopiec leżał tym razem niemal identycznie jak minister.

-Teraz dodajmy tyle, że świat właśnie mu się zawalił. Nie zobaczy syna, żony, a jedyna osoba, jakiej bezgranicznie ufał, zdradziła go najpodlej jak tylko można. Wbiła mu ostrze w plecy. Minister DeLegar upadł, natomiast chwilę później wkroczył do środka strażnik. Pozycja rąk świadczy i tym, że chciał coś powiedzieć do osoby, która wkroczyła tutaj, ale nie zdążył...-kiedy jego słowa były słychane z zaciekawieniem, ktoś przerwał mu prychnięciem.

-Przecież twarz zasłania mu ręka i dywan. Nie możesz wiedzieć...

-Wiem. Podnieście mu głowę-Najwidoczniej detektyw miał racje. Jeden z magów wyszedł z inicjatywą i za pomocą lewitacji podniósł głowę jeżącego ministra. Wyraz twarzy przedstawiał to, o czym mówił detektyw. Najwidoczniej miał zamiar coś powiedzieć.

-Zajmijmy się teraz sztyletem. Kiedy napastnik wyszarpnął sztylet... Wyszarpnął. Świadczy o tym ukośne cięcie w dolnej części rany.
Kiedy wyszarpnął sztylet, wszedł strażnik, który w pośpiechu upuścił nasz staruszek. Zawrócił, wdrapał się na parapet i skoczył na dół, nie łamiąc kruchych kości. Mało tego, pobiegł po stromym dachu jak dwudziestoletni akrobata i zniknął jak duch...-dało się wyczuć nutkę ironii, lecz zaraz jego wyraz twarzy zmienił się znacząco. Jakby wpadł na jakiś pomysł.

-Panie i panowie wybaczą-powiedział, po czym w pośpiechu wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi przedpokoju.

Sualir spostrzegł nagłe ożywienie na twarzy człowieka. Wyglądało to jak by wpadł na jakiś pomysł, lecz nadal nie było wiadomo na jaki, a teraz drużyna została porzucona samowolnie by rozwiązywać zagadkę dalej.

-Proponuje wybrać się do tego detektywa i ... porozmawiać z nim.- Sualir zwrócił się do kompanów.- Sądzę, że może wiedzieć coś co się nam przyda w tym dochodzeniu. Proponuje również podzielić się na dwie mniejsze grupki by zdobyć jak najwięcej informacji.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny

Ostatnio edytowane przez Whiter : 20-03-2009 o 22:10.
Whiter jest offline  
Stary 20-03-2009, 22:43   #230
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
-Gówno warta ta cała alchemia- mruknął wchodząc do pokoju- Niby wszystko wyszło a jed…- urwał w połowie słowa chwytając się za brzuch. Ból był tak silny, że padł na kolana ściskając obiema rękoma tułów. Minutę później wszystko się skończyło, tak jakby nic się nie stało. Miał dziwne wrażenie, że coś się zmieniło, jednak nie potrafił powiedzieć co… W pewnym momencie do pokoju wpadła rudowłosa, wyglądająca jakby chciała kogoś zabić. Niewiadomo, czemu po pierwszym spojrzeniu na Valara zaczęła się śmiać. Z początku delikatnie, później coraz mocniej i mocniej, aż w końcu padła na ziemie, zataczając się ze śmiechu.
-Coś ty z siebie zrobił?!- udało jej się powiedzieć, po czym ponownie parsknęła.
-O co ci chodzi kobieto?- zapytał i wyciągnął sztylet, aby go oddać.

Gdy zobaczył swoją dłoń, mało nie upadł na ziemię. Palce zakończone były długimi, zakrzywionymi paznokciami. Podszedł natychmiast do lustra wiszącego na jednej ze ścian. To co zobaczył mało nie spowodowało wybuchu niekontrolowanej agresji. W dodatku ten ogon!

W jego głowie zaczęły krążyć wszystkie możliwe przekleństwa, jakie tylko mógł sobie przypomnieć. Gdyby nie był taki wściekły, pewnie sam by się zdziwił, że jego asortyment w tym temacie jest tak bogaty. Niejeden krasnolud mógłby się zaczerwienić po wysłuchaniu takiej „wiązanki słownej”.

Jakby tego było mało w pomieszczeniu pojawił się… kot wraz z jakąś niewielką istotą.
- Ekhemmm... Chyba powinnam sie przedstawic... Jestem Sily'a z rodu lesnych fairy, a to jest Falkieri...

Valar wziął kilka oddechów na uspokojenie. Wiedział, że musi jak najszybciej znaleźć Salvadora.
- Znasz moze Elessedil'a?- zapytała przybyła kobieta.

-Przysyła cię Alaron- zapytał- Wreszcie jakieś dobre wieści. Zaczekaj tu, niedługo wrócę.

Zanim zakończył zdanie był już na korytarzu, szukając kogoś, kto ponownie będzie mógł zrobić za przewodnika. Podszedł do pierwszej napotkanej osoby i powiedział bez ogródek.

-Chcę się widzieć z Salvadorem- powiedział stanowczo- Nie wiem jak, ale chcę z nim rozmawiać w tej chwili- ponownie w jego głosie można było wyczuć gniew. Wszystko przez tą cholerną książkę…
 
Zak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172