Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2009, 09:47   #201
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
-Atak ten jest też samobójstwem, lecz tak jak mówiłeś. Zabicie go przyniesie nam sławę i może… Tak. Ubijmy zagrożenie.
- Atak ten będzie samobójstwem jeśli twoje umiejętności zawiodą i nie zdołasz wyprowadzić celnego uderzenia. W innym przypadku ten atak będzie zwycięstwem.
Odpowiedział mu tak tuż przed przystąpieniem do działania. Każda walka mogłaby zostać zinterpretowana jako akt samobójczy, ale nigdy nie patrzył na to w ten sposób. I wielu innych najemników też nie. Przecież nie chodziłoby wówczas po tym świecie aż tak wielu samobójców. Walka była dla niego próbą sił jakie zyskał poprzez trening i podróż. Próba kończyła się tylko sukcesem lub porażką, opcji pośrednich nie było.

Pierwsze cięcie minęło skórę stwora o cal, a sam Cień zmuszony był uskoczyć przed macką. Mutant wyprowadził kilka kolejnych ciosów zapędzając Cienia pod ścianę. Najemnik nie widząc dalszych szans na ucieczkę błyskawicznie dobył sztyletu i zamachnął się nim odpędzając natrętną mackę. Pchnął mieczem zmuszając stwora do odskoku. Starał się posłać go jak najbliżej do Sualira, z którym wiązał się jego plan działania. Będąc blisko elfa zaatakował szybko rozcinając skórę na ciele potwora. Potwór zaczął bardzo głośno wyć, a po cięciach zadanych przez Sualira wył jeszcze głośniej choć wydawało się to niemożliwe. Stwór wykonał bardzo szybki ruch próbując uderzyć ich obu swoimi mackami. Cień wiedział co należy natychmiast zrobić. Przyklęknął i odturlał się na bok świadom, że stwór może również uderzyć go, gdy klęczy. Po odturlaniu się na bezpieczną odległość powstał i ruszył do kolejnego natarcia trzymając się tej samej taktyki co poprzednio.
 
wojto16 jest offline  
Stary 05-02-2009, 00:03   #202
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Trochę go poniosło.

Kiedy Alemir patrzył na swoje „dzieło”, doszedł do wniosku że człowieka, którego trzymał za fraki ork, wcale nie trzeba było zabijać. No ale cóż – stało się.

Zabójca schował kuszę za pas i wyszedł powoli z mroku jaskini. W razie komplikacji mógł szybko i zwinnie, jak zawsze, wyjąć swój miecz i sztylet by się bronić.
Jednak chciał to załatwić po… przyjacielsku. Nietypowa metoda jak na seryjnego mordercę.

Wyszedłszy z jaskini zdjął kaptur by pokazać twarz orkowi i człowiekowi z kamieniem. W tamtym momencie stwierdził, że nie wie jak zacząć. Co powiedzieć, żeby przekonać tą dwójkę że jest ich sprzymierzeńcem?

- Pozdrowienia od Salvadora. – powiedział w końcu. – Oraz od Wampira. Szczerze mnie nie obchodzi gdzie jest drugi człowiek w waszej wesołej gromadce. Powiedziano mi, że spotkam się z trzema osobami, a są tylko dwie – wzruszył ramionami. – Byćmoże przed chwilą go zabiłem. Jednak świadczyłoby to tylko o jego nieudolności.

Ostatnie zdanie wywołało uśmiech dziwnej i niewytłumaczalnej satysfakcji na twarzy Alemira. Westchnął głośno będąc bardzo zadowolony z ostatnich dziesięciu minut swojego życia.

- Swoją drogą zwę się Alemir Dolingan. – powiedział wykonując lekki ukłon. – Nie potrzeba mi znać waszych imion, choć wielce by to nam pomogło.
Rozejrzał się dyskretnie po okolicy. Ocenił ją na niezbyt bezpieczną.

- Pospieszcie się – dodał na koniec. – To nie jest dobre miejsce na mitrężenie się.

Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, a zabójca sądził że poszło i jeśli po swoim przedstawieniu się nie chwytał pospiesznie za broń, by odeprzeć atak wściekłego orka, lub człowieka z kamieniem, Alemir najzwyczajniej w świecie podchodzi do każdego z zabitych ludzi i wyciąga bełty. Pociski nie były czymś co można znaleźć na polnej drodze, lub rosnące w lesie, toteż liczyła się każda sztuka.
 
Gettor jest offline  
Stary 05-02-2009, 14:36   #203
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Ork dopadł kogoś w jaksini. Choć wyciągnięcie go było ciężkim zadaniem udało mu się to. Chwycił go za barki uniósł w górę i rzekł:

-"Mam dla Ciebie propozycje nie do odrzucenia. Powiesz mi gdzie są moje rzeczy a skróce twój żywot szybko i być może bezboleśnie, lecz jeśli nie powiesz mi tego czego chce to wyciągne to z Ciebie i gwarantuje że nie będzie to przyjemne dla Ciebie."

Człowiek nic nie odpowiedział wyciągnął sztylet i dźgnął orka w ręke. Garluk wypuścił go z rąk. Człowiek odskoczył i spojrzał na orka szyderczym wzrokiem.

-"A więc wybrał smierć przez męke."-pomyślał ork-"Ale co go tak bawi? Coś tu nie gra."-dodał szybko

Ork ujrzał szybko poruszający się cień. Z twarzy człowieka zniknął usmiech, twarz stała się sztywna jak kamień. Bandyta osunął się na ziemię, a w jego ciele spoczywał bełt.

-"Czy to było celowane we mnie?? Nie to niemozliwe bełt trafił prosto w serce. Ale kto...kto to zrobił?"

Rozmyślania orka przerwały głosy, głosy które nawołują go oraz innego człowieka. Z tych słów ork wyraźnie mógł usłyszeć zdanie: "Wiem gdzie jest nasz ekwipunek"
Garluk miał zamiar ruszyć w kierunku człwieka i odebrać swój ekwipunek.

-"Kto pozabijał tych bandytów?"- zadał sobie pytanie po czym spojrzał na człowieka-"To nie mogłbyć on... a więc kto??"-zadał sobie kolejne pytanie
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 05-02-2009, 20:07   #204
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Sfinks uśmiechnął się drapieżnie na jego słowa. Czyżby nie był z czegoś zadowolony? Blacker starał się być tak uprzejmy jak zdołał (a jeśli nie do końca mu to wychodziło to tylko z winy tych wszędobylskich, ciasnych korytarzy). Słowa uwielbiającego zagadki stworzenia zdawały się jednak to potwierdzać

-Skoro tak ładnie prosisz...

Złe przeczucia ogarnęły Blackera. Nagle na podłożu pojawiły się błękitne okręgi, w centrum których stały Chimery. Okręgi nachodziły na siebie w pewnym stopniu. Równie gwałtownie pojawiły się ściany, uniemożliwiające obejście któregokolwiek z dwóch okręgów. Znalazł się w "korytarzu" o szerokości dwudziestu metrów, zaś każdy okrąg miał średnicę około dwunastu metrów.

-Zastanawiasz się pewnie czym są te okręgi... Są to miejsca, po których mogą poruszać się Chimery. Nie mogą z nich wyjść.

Świetnie. Wielkie dzięki za instrukcję! Czy to oznacza, że ma się gonić po jakichś kółkach z chimerami? Pięknie, po prostu bosko...

Okazało się, że jednak się mylił. Pomiędzy nim a okręgami pojawiło się dwadzieścia kwadratów, zajmujących całą szerokość korytarza.
Wzdłuż korytarza również ciągnęło się dwadzieścia kwadratów i pojawiły się do chwili, aż utworzyły kontury wielkiego kwadratu. Te figury płaskie, pojawiały się jednak jeszcze wewnątrz wielkiej figury, wypełniając całe pole. Brzegi niektórych kwadratów stykały się z okręgami i te kwadraty podświetliły się na bladoszaro, zaś Chimery ochoczo stanęły na nich, wychodząc z okręgów.

Wyglądało to jak nieco groteskowa szachownica, stykająca się z okręgami. Nie podobało mu się jednak, że to on miał na niej być pionkiem

-Chimery muszą poruszać się po podświetlonych kwadratach, stykających się ze sobą, chociażby rogiem, lecz nie mogą się cofać. By nie mogły wrócić do okręgów musi ich dzielić od nich dwadzieścia pięć kwadratów. Wtedy będziesz mógł przejść bezpiecznie. Pamiętaj, że na jeden twój ruch, przypada jeden ich ruch. Muszą jednak poruszać się rzędami lub kolumnami. Obierają sobie na drogą rząd lub kolumnę i decyzji zmienić nie mogą, póki nie przestąpią trzech kwadratów.

Blacker zastanowił się nad instrukcją sfinksa. Zagadka pozornie wydawała się trudna, jednak dzięki dodatkowej regule o rzędach lub kolumnach pojawiała się metoda jej przejścia. Jeśli będzie postępował ostrożnie, to chimery po prostu nie będą mogły go złapać. Musiał jednak dokładnie obliczać w pamięci każdy krok, bo jedna pomyłka mogła ponownie kosztować go życie. Na szczęście nie był przeciętnym śmiertelnikiem i ufał swojej inteligencji

Wszedł na pierwsze pole, praktycznie pośrodku większego kwadratu. Chimery postąpiły o krok w jego stronę. Blacker jednak jakby tego nie zauważył, ruszył raźno do przodu, jakby zmierzając na spotkanie bestii. Nie spowalniał ani się nie obracał. Odległość pomiędzy nim i chimerami malała, jednak syn szczęścia zdusił w zalążku rodzące się wątpliwości. Nagle, tuż przed wykonaniem kolejnego kroku usłyszał głos sfinksa

- Teraz zobaczymy czy masz aż tak wielkie poparcie Sylliny

Blacker zagapił się na mówiącego, automatycznie robiąc krok naprzód. Spod płytki na której stanął nagle wystrzeliła włócznia. Miał szczęście i pułapka zamiast pozbawić go życia zraniła go tylko. Każdy zaalarmowany w ten sposób zacząłby uważać, ostrożnie stawiając każdy krok. On natomiast postąpił wręcz odwrotnie - ruszył dalej ignorując możliwość niebezpieczeństwa. Oddał się całkowicie w ręce losu, jedynej siły która nigdy go nie zawiodła

Ruszył dalej, tym razem lekko zbaczając z prostej trasy. Chimery by go dopaść również musiały skręcić, dzięki czemu bez problemu Blacker przeszedł pomiędzy nimi. Zasada trzech ruchów miała swoje zalety

Gdy jednak zbliżał się do końca pola, unikając kolejno wstęgi ognia i spadających stalaktytów. Szczęście mu dopisywało i już zdawałoby się, że uda mu sie dotrzeć gdy chimery wróciły do swoich okręgów. No tak, zapomniał o zasadzie dwudziestu ruchów. Musiał zmusić je, by ruszył się dwudziestokrotnie i dopiero przechytrzyć je przechodząc na drugą stronę. Była na to dość prosta metoda. Ruszył z powrotem do początku drugi, idąc dokładnie po swoich śladach. Chimery ruszyły za nim, jak dwa wierne brytany. Gdy dotarł do pola w którym rozpoczynał grę chimery miały za sobą już 15 ruchów. Bożek uśmiechnął się do siebie. Bywały jednak chwile, gdy bywał przebiegły

Ruszył ponownie na stotkanie dwóm monstrom. Tym razem nauczone doświadczeniem tego, jak łatwo przechytrzył je poprzednim razem nie dawały się łatwiej podejść. Podejmował kolejne próby, jednak chimery broniły się tworząc przed nim żywy mur. Z każdą chwilą cofały się jednak do pozycji początkowych. W końcu, po uniknięciu jeszcze kilku kolejnych pułapek przedarł się pomiędzy nimi i dotarł do mety

Przebiegłe spojrzenie sfinksa napotkało znudzony wzrok Blackera. Gra zbliżała się do końca, a on miał zamiar to zwyciężyć

-Przeszedłeś drugą część. Teraz trzecia. Tu jednak będziesz miał tylko jedną szansę. Odpowiedz, co to jest: ma władzę nad większością istot, nawet nad potężnymi, rządzi czasem nawet Bogami, choć nikt o tym nie wie. Może mu się jednak oprzeć najzwyklejszy człowiek. Jest zły i zatruwa umysły oraz serca, by pod wpływem tego, co zawsze biegnie, zniknąć. Jak nic innego, potrafi spotkać się nawet ze wszystkimi istotami na raz. Jednakże są osoby, nad którymi nie ma najmniejszej władzy, a są to Kapłani Lehteni, których sprawność fizyczna, umysłowa, spokój i wiara są niezmierzone.

Nie przepadał za zagadkami. Więcej, niecierpiał ich. Tam, gdzie triumfowała logika czuł się pewnie, jednak przy grach słów jego pewność znacznie się zmniejszała. By odgadnąć taką zagadkę myśl zgadującego musiała popłynąć tym samym torem, co myśl tego, który ją stworzył. Wątpił, by mógł myśleć podobnymi schematami jak sfinks, jednak w tej chwili nie miał wyboru

- Odpowiedzią są emocje. Są nią wszelkie pragnienia i pożądania. Każdy kieruje się pożądaniem, każdy ku czemuś innemu. Można się mu oprzeć, ale nie uwolnić od niego. Zatruwa swoim wpływem serce i umysł, popychając do działań zdałoby się bezsensownych. Kapłani, dzięki medytacją i modlitwie są zdolni uwolnić się od niego, na co nie stać nawet Bogów.
 
Blacker jest offline  
Stary 06-02-2009, 01:22   #205
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Ludzie, Krasnoludy, Ogry, Centaury. Wszystko to jest żałosną drwiną Bogów. Kontakt z nimi powoduje upośledzenie umysłowe oraz trwałą dysfunkcję mózgu. Rozmowa lub chociażby przebywanie w otoczeniu kogoś takiego, kończy się źle, co dostrzegła cała rasa Emeliena i dlatego rozsądnie wznieśli bariery oraz zaostrzyli brzegi wysp. Oni, kontrolujący magię całkowicie, nie mogą stracić swego daru od Mastii przez prymitywniejsze istoty, zajmujące niższe miejsce na drabinie społecznej.
Co prawda Druid wyszedł ponad prymitywów swojej rasy, lecz krew zawsze pozostanie krwią. Jest w połowie nędznym człowiekiem, a w połowie Elfem, lecz nie Wysokim, więc stawia go to poniżej Elfów Wysokich. On, pomimo swej niekwestionowanej siły, nie ma szans w starciu z grupą Wysokich Elfów, a co dopiero powiedzieć o narodzie.
Salinar Wielki słusznie postanowił zastosować jeszcze silniejszą barierę, by niepokoiło ich jedynie kilku przedstawicieli marnych ras.
Oni nigdy nie zrozumieją ich sposobu myślenia, gdyż nie pozwala im na to mały, ograniczony móżdżek oraz znacznie niższa inteligencja.
Jak pisał historyk ich narodu w epopei o stworzeniu świata, ras i Wysokich Elfów: "Elfy Wysokie powstały jako doskonałe ukoronowanie jakże niedoskonałego świata oraz po to, by zrównoważyć wady pozostałych, swą nieskazitelnością."
Co prawda to nie wina pozostałych, ze są gorsi, lecz nie znaczy to, że oni mają zrównać się poziomem z tamtymi. Gdyby tamci zrównali się z nimi, granice nie byłyby potrzebne, jednakże na chwilę obecną, są więcej niż niezbędne, co rozumiał cały naród, dlatego też był teraz tutaj, by zdobyć coś, co pozwoli ostatecznie odciąć się od świata. Coś, dzięki czemu sama najwyższa Bogini, Bogini Bogów, Mastia, będzie musiała prosić ich o pozwolenie na wejście na ich ziemie.
Był to sposób, czerpiący z zachowanej części starożytnej magii, magii nowoczesnej oraz łączeniu przedmiotów o ogromnej mocy magicznej. Plany były idealne i nic nie mogło pójść źle. Ponadto ich rasa zadbała o wszystko, nawet ma pod kontrolą Druida Elessedila. Nie jest głupi, opiera się, próbuje zwodzić, wije się jak piskorz, ale nic to nie daje. Jest poprostu za słaby, o czym wszyscy się przekonali i nie jest takim zagrożeniem jak się wszyscy spodziewali.
Król Salinar Wielki wysłał go tu po kwiecie o nazwie Zir'haar. Jest potrzebne do starożytnej części magii, do której był niezbędnym komponentem.
Teraz jednak stał w grocie ze słonecznymi kwiatami, które zbierał do torby. Roślina ta rośnie tylko w nielicznych miejscach i to pod ziemią. Nie wiadomo od czego zależy miejsce, w którym rosną te kwiaty. Doniesienia mówią, że spotykano je w tylko w jaskiniach, ale nie miały one ani jednej cechy wspólnej. Ponadto nie wiadomo jak powstają, gdyż nie mają nasion, ziaren ani cebulek.
Nie mniej jednak wszystkie miejsca, gdzie rosły kwiaty miały to do siebie, że kwiatów było tam piekielnie mało. Tutaj był tylko jeden, rozświetlający całe wnętrze.. Tu jednak było najbliżej od wysp Wysokich Elfów.
Emelien wyjął zza pasa sierp, którym delikatnie uciął kwiat przy skale, z której wyrastał.

***

-Lepiej niech się pospieszą-mruknął Alaron, stając u podnóża gór. Miał już dosyć podchodów, kiedy w każdej chwili Wysokie Elfy mogły rozpocząć, w ich zamyśle, słuszną teorię odizolowania się od świata. Przeczytał wszystkie księgi w ich bibliotekach, lecz stwierdził, że na historyczne nie ma co liczyć, gdyż wszystkie jednakowo wychwalały wspaniałość i doskonałość Wysokich. Każdy widział w nich wady, lecz nie oni sami, ślepo uważający się za najwspanialszych i najwyższych. Dojdzie w końcu do tego, że będą chcieli rozkazać Bogom co mają robić! Arogancja powiększa się z każdą chwilą, podsycana przez ich samych.
Myślą, że zdołają opanować każdą magię i za jej pomocą stworzą coś, czego nie pokonają Bogowie. To był jeden, wielki błąd od samego początku do samego końca.
Serce Nocy było potrzebne nawet w tej chwili, lecz nie było go jeszcze, przez co musiał zapewnić drużynie więcej czasu.
Nagle uniósł się w powietrze, przelatując nad najniższym punktem, po czym na skrzydłach wiatru poszybował tak, żeby otaczały go wszystkie wyspy Wysokich Elfów, po czym do poniesienia jego słów, użył grzmotu.
-Wysokie Elfy, zrozumcie, że to nie może się udać. Dostrzeżcie to, że w ten sposób wywołacie jedynie burzę, której nikt nie zdoła powstrzymać. Raz wypuszczona magia żąda wolności i uczyni to też tym razem, Nie pamiętacie co się stało poprzednio? Zniszczycie ten świat, a ja, jako Druid, nie będę się temu przyglądał!-z jego ust nie wydobywał się najmniejszy odgłos, lecz głos gromu, układający się w słowa, przekazywał dźwięki, pomimo bezchmurnego nieba.
Postać w czarnym, łopoczącym płaszczu, podniosła ręce. Wiatr wzmógł się, zaś cała postać zaczęła jaśnieć, a kiedy wydawało się, że drugie słońce zagościło na niebie, blask zniknął, ale tylko po to, by za chwilę roznieść się, obiegając cały świat, łącznie z Wszechświatami i Planami.
Kiedy blask zniknął, Druida już nie było.

***

Jaskinia:

Garluk, Alemir, Arcagnon, Dean:
Alemir wyszedł z jaskini bez najmniejszej obawy,rozpoczynając mowę do Garluka, lecz zanim tamten zdążył odpowiedzieć cokolwiek dosłownie spod ziemi wynurzył się Arcagnon, krzycząc, że tam jest ich ekwipunek.
Nagle coś na zachodzie przyciągnęło waszą uwagę. Światło przybierało tam na sile aż do chwili, w której zniknął. Wszystko wokół jakby zamarło na chwilę, po czym wielka eksplozja światła przebiegła po was, lecąc dalej.
Nagle Garluk poczuł się lepiej. Był w pełni sił, a wszystkie rany zagoiły się. Nawet na zwłokach rozbójników zniknęły wszelkie zranienia, lecz to nie wszystko. Doświadczyliście czegoś dziwnego. Stopniowo zaczynaliście widzieć coraz gorzej wasze otoczenie, ale zaczęliście widzieć coś jeszcze. Coś jakby budynki? Kiedy przyjrzeliście się dokładnie, zobaczyliście człowieka i Elfa, którzy próbowali zabić jakieś monstrum.
Obraz wyostrzał się, zaś otoczenie, w jakim znajdowaliście się przed chwilą, słabło, aż w końcu całkowicie zniknęło, a wy stwierdziliście, że cały wasz ekwipunek jest z wami.

Aflon:

Sualir, Cień:
Cień wykonał unik, polegający na przyklęknięciu i odturlaniu się na bezpieczną odległość, lecz tylko na chwilę, tylko po to, by ruszyć ponownie na potwora. Skoczył na tamtego, zadając cięcie, lecz w tym samym czasie zauważyliście blask na zachodzie, dorównujący światłu słonecznemu, po czym zgasł, by za chwilę wybuchnąć z nową siłą, która przeniknęła przez was.
W tym samym czasie Cień zadał uderzenie, które trafiło przeciwnika w oko. Ostrze dostało się do mózgu, przebijając go i powodując śmierć na miejscu.
Ponadto poczuliście się lepiej. Tak jakbyście byli chorzy i nagle byście ozdrowieli.
To nie był jednak koniec dziwów. Nagle pojawił się Ork i trzech Ludzi.

Garluk, Alemir, Cień, Sualir, Arcagnon, Dean:
Obraz zaczął się wam rozmazywać i zaczęliście widzieć jakieś budynki. Z każdą chwilą stawały się coraz wyraźniejsze, aż w końcu mogliście zauważyć ich piękno. To zdecydowanie nie było miasto pokroju Aflonu. Było dużo ładniejsze i schludniejsze, bardziej uporządkowane.
Obraz zaczął się wyostrzać, zaś Aflon zniknął zupełnie sprzed waszych oczu.


Orfal:

Garluk, Alemir, Cień, Sualir, Arcagnon, Dean, Kimmuriel:
Była noc, a wy staliście przed jakimś Wysokim Elfem, a kiedy rozejrzeliście się, zobaczyliście balkony oraz palące się w domach światła. Z któregoś z nich dobiegały odgłosy zawziętej kłótni dwóch pijanych mężczyzn, sądząc po głosach. Kłótnia odbywała się tuż nad wami, lecz nagle...
Nagle z nieba spadł fortepian! Instrument spadł prosto na niczego nie spodziewających się Arcagnona, Deana, Kimmuriela, miażdżąc ich ciała. Tego nie mogli przeżyć, gdyż fortepian mógł ważyć około trzystu kilogramów, a uderzył prosto w głowy waszych towarzyszy, roztrzaskując się dodatkowo na brukowanej ulicy. Jego lot musiał być wyjątkowo krótki, bo nie zauważyliście jak nadlatywał! Poza tym skąd się on wziął?!
Spojrzeliście w górę i zobaczyliście, że barierka balustrady balkonu nad wami, jest kompletnie zniszczona. Więc to stamtąd spadł...
W każdym razie kłótnia ucichła, trzy osoby nie żyją, a jedynymi osobami, które znają się jako tako, to Sualir i Cień, ale poczuliście coś takiego, jakby jakaś silna osobowość pospieszała was...


Gdzieś:

Blacker:
Sfinksowi z ust zszedł uśmieszek, kiedy tylko wypowiedziałeś odpowiedź na zagadkę, lecz coś było nie tak. Spojrzałeś Sfinksowi w oczy, które zdradzały smutek, zaś sam podniósł się i odszedł kawałek od drzwi... by nagle powrócić na miejsce z przebiegłym uśmieszkiem i wzrokiem?
-Źle-wyszczerzył się, a to słowo brzmiało jak wyrok.
-Wiedz, że chodziło o gniew, irytację czy rozdrażnienie. Jakby tego nie nazwać, chodzi o to, choć przyznaję, że byłeś blisko. Bardzo blisko. Szkoda, tyle przeszedłeś na marne...-podniósł łapę, z której wysunęły się pazury...


Darfanilion:

Valar:
-Mam dla ciebie książkę. Przeczytaj ją-rzekł nagle Salvador, a na stoliku pojawiła się księga "Metamorfozy i mutageny".
Nagle po całym Planie rozeszło się światło. Nekromanta otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz nagle zjawił się Renevir z mieczami Valara w dłoniach. Szybko skłonił się Mistrzowi.
-Zaewne chciałbyś mnie widzieć, Mistrzu-rzekł oddając ostrza, a Czarnoksiężnik uśmiechnął się.
-Właśnie miałem cię zawołać. Coś się dzieje. To było zaklęcie Druida, zaś on nie wysyła ich od tak sobie. Musi mieć w tym jakiś cel-powiedział Salvador, natomiast ty poczułeś, że jesteś jak nowo narodzony. Jednocześnie jednak poczułeś przynaglenie do czegoś.
-Renevirze, idź do naszego wielkiego przyjaciela, bo chyba ma lekki problem-dodał w zadumie, a Wampir skłonił się Mistrzowi i zniknął.

Gdzieś:

Blacker:
Nagle obok ciebie pojawił się Renevir.
-Przepuść go.
-Nie masz tu władzy Renevirze.
-Chcesz się przekonać?
-Nie możesz wejść do środka.
-Ale on może-wzruszył ramionami Wampir.
-Może i musi to zrobić, więc masz go wpuścić-dodał.
-A jeżeli tego nie zrobię?
-Przekonamy się czy rzeczywiście nie mam tu władzy.
Nastało milczenie, zaś twarz Sfinksa wykrzywił grymas niezadowolenia.
-Przechodź-warknął tamten, a ty ruszyłeś w stronę drzwi, a kiedy je otworzyłeś, pojawiłeś się w jaskini. Stał tam Wysoki Elf z kwiatem w dłoni. Miał w dłoni kwiat, przypominający słońce. Ten, po który wysłano ciebie, zaś innego nie dostrzegłeś.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 07-02-2009, 12:48   #206
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wynik walki był już przesądzony. Dwoje dobrych szermierzy miało wielką przewagę nad jednym „czymś”. Cięcia szły raz za razem wydobywając resztki życia z potwora. Po kilku kolejnych ciosach Cień zadał ostateczny cios który dokończył działa. Kiedy walka ucichła spojrzał w oczy cienia pytająco.

-Też to czujesz? Jakby brzemię tego miasta spadło nagle w przepaść.

Patrząc w oczy cienia obraz nagle zaczął się rozmywać. Stawał się coraz bardziej niewyraźny. Najprawdopodobniej dopadła ich choroba. Przelotne uczucie wolności było tylko złudzeniem, by ten jad uderzył z zdwojoną siłą. Lecz podejrzenia były błędne. Obraz powoli stawał się coraz bardziej ostry, coraz bardziej wyraźny. Miasto ogarnięte walkami znikło a pojawiło się inne, o wiele piękniejsze. Naprzeciwko stal elf. Najwidoczniej to nie był sen ani omam choroby. Ktoś go tu przeniósł, ale najwidoczniej nie tylko jego. Obok stało jeszcze kilku innych ludzi i … ork?!

Odruchowo zrobił krok do tyłu spuszczając swobodnie ręce. Od zarania dziejów jest wiadome, że elfy nienawidzą orków. Utożsamiają ich z przejawem chaosu. Ta brzydota i ten smród jest wprost obrzydliwy. Ci ludzie są zapewne jego właścicielami, lecz nie widział nigdzie smyczy. Może kontrolują go magicznie.

Miecze miał tak jak zwykle za pasem trochę bardziej z tyłu. Lepiej na razie nie prowokować ataku gdyż sytuacja może się jeszcze wyjaśnić. Ni stąd ni z owąd w miejscu gdzie przed chwilą stał spadł … fortepian? Nieszczęśnicy którzy nie mieli tyle szczęścia zginęli marnie na bruku. Sytuacja robiła się naprawdę nieciekawa. Na szczęście znał cienia i tylko jego. W razie czego mógł liczyć na jego pomoc. Wyczekiwał cierpliwie, gdyż ten tajemniczy elf może coś wyjaśni. Nie pochodził z jego ludu co widać od razu. Ale tak czy owak darzył do szacunkiem jak brata. Mimo że wieki temu elfy podzieliły się, to więzy krwi dalej pozostały.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 07-02-2009, 13:57   #207
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
-"Teraz muszę odebrać swoje rzeczy oraz dowiedzieć się czegoś więcej o nowym towarzyszu."-rzekł szaman w duchu.

Kierował się ku człowiekowi, który go nawoływał. Kiedy się zbliżał się do schowka ujrzał na horyzoncie światło. Było one
tak czyste i pełne pozytywnej energii, że ork się nie obawiał stanąć mu na drodze. Światło nagle zniknęło, jego miejsce zajęła eksplozja czystej energii
z której promienie światła otluały nie tylko orka ale wszystko co znajdowało się w pobliżu. Orka ogarnęło przyjemne ciepło. Jego rany zagoiły się w zaskakującym tempie. Nie czuł już ani bólu ani nawet zmęczenia. Świat zaczął powoli zanikać. Przed na oczy orka nachodziła mgła, która zakrywała mu widok jaksini i najbliższej okolicy. Prze mgłę zaczynały pojawiać się inne obrazy. Przedstawiały one budynki. Na pierwszy plan weszły dwie osoby: człowiek i elf oraz jedna bestia o której istnieniu ork nawet nie słyszał. Po raz kolejny mgła zasłoniła orkowi oczy. Ty m razem wiedział, że czeka go kolejna podróz. Interesował go tlyko cel i przyczyna jego wędrówki. Tym razem również zaczęły pojawiać się budynki, ale tym razem o wiele większę i piękniejsze. Osada w jakiej żył przez całe życie wydała mu się latryną w porównani z tym co teraz widzi. Po mimo nocy jaka panowała w mieście do którego prawdopodobnie się zbliżali ork czuł się bezpiecznie. Może zbyt bezpiecznie.
Garluk oraz reszta nieznajomych stała przed elfem. Elfy budziły odruch obrzydzenia u Garluka. Nie lubiał tych istiot. Były one słabe i wątłe w przeciwieństwie do ludzi, których ork szanował. Nie raz stoczył walkę z człowiekiem, który dorównywał mu siłą. Ale elfy... elfy to
tchórze, które kryją się za łukiem, boją się stanąć twarzą w twarz ze swoim rywalem w otwartej walce. Może i elfy są szybsze i zręczniejsze od orka, ale wystarczy jeden dobrze zadany cios a elf pada jak kłoda na ziemie. Ale nie walka mu teraz w głowie. Miał teraz ważniejszą rzecz do załatwienia. Obrócił się w stronę człowieka, który zabił bandytów w jaskini i rzekł:

-" A więc nazywasz się Alemir. Wybacz, że zignorowałem Cię wcześniej, ale miałem wyższy priorytet. Zwą mnie Garluk. Jestem wdzięczny
za pomoc przy ucieczce. Orkowie są honorowi- wypowiadając te słow spojrzał na elfa, po czym ponownie obrócił się w tronę Alemira- więc i
ja muszę pomóc Tobie, aby nie splamić honoru mojego klanu oraz rasy."

Odgłos łamanych kości i pękającego drewna szybko zwrócił uwage orka. Spod instrumentu na ktorego ludzie mówią fortepian widział trzy ciała. Dwa z nich należały do ludzi, którzy wraz z nim byli uwięzieni, ale trzeciego nie znał i już nie miał szansy poznać.
Ork spojrzał na górę skąd spadł owy instrument. Był to balkon z którego wcześniej było szłyszeć odgłosy kłotni na które ork nie zwracał większej uwagi.
-" Coś mi mówi, że należałoby się stąd oddalić. Nie mam zamiaru oberwać szafą albo czymś innym. A ponadto trzeba się zastanowić co nas tu sprowadziło bo wierze, że nie jesteśmy tu przez przypadek."- Rzekł Garluk do swoich towarzyszy.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824

Ostatnio edytowane przez Buzon : 07-02-2009 o 17:32.
Buzon jest offline  
Stary 08-02-2009, 11:16   #208
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Mutant jakby w przeczuciu swojego przyszłego losu zaczął rozpaczliwie i chaotycznie wymachiwać mackami nie dopuszczając do siebie zbliżającej się śmierci. Śmierć jednak pozostała nieustępliwa. Pokierowała ostrzem Cienia pomiędzy kończyny potwora prosto w ciemny oczodół wbijając je w mózg i ostatecznie przecinając jego linię życia. Cień wyszarpnął zakrwawione ostrze i ujrzał jak ciało stwora uderza bezwładnie o ziemię. Cieszył się, że zrzucono tutaj jedynie pojedynczego mutanta. Gdyby walczył z całą grupą nawet z pomocą Sualira wynik walki wyglądałby odwrotnie.

Wtedy ujrzał coś czego nie spodziewał się ujrzeć w ciągu nocy. Światło. I nie pochodziło od żadnego znanego ludziom źródła. To światło było znacznie silniejsze i jaśniejsze od słonecznego. Zalewało brudne uliczki i zaniedbane domy Aflonu jakby w jakimś rytuale oczyszczania.
-Też to czujesz? Jakby brzemię tego miasta spadło nagle w przepaść. – usłyszał wypowiedź elfa. Już chciał odpowiedzieć, że ująłby to zdecydowanie inaczej, ale nie zdążył tego uczynić. Białe światło oślepiło go i ogarnęło całe jego ciało. Został całkowicie ogłuszony, nawet nie było charakterystycznego szumu jaki zazwyczaj słyszy się po zatkaniu uszu. Jego nogi ledwo utrzymywały go w pozycji pionowej, a ręce zwisały bezwładnie. Był pewien, że rękojeść miecza zaraz wysunie się z umęczonej dłoni. Nie mógł oddychać, wszelkie procesy życiowe do tej pory swobodnie biegnące poprzez całe jego ciało ustały jakby zmęczone nadmiernym wysiłkiem. Mógłby określić to chorobą gdyby nie fakt, że najpoważniejszą na jaką chorował był katar. Dla niego było to jakby śmierć, ale tylko na kilka sekund. Zaraz po tym poczuł gwałtowny przypływ nowych sił, znów czuł powietrze, docierały do niego odgłosy otoczenia. Ostatnim co zostało mu przywrócone był wzrok.

Pierwszym obrazem jaki ujrzał po zniknięciu tajemniczego światła było miasto nie przypominające nawet w najmniejszym stopniu Aflonu. To miasto było znacznie czystsze i bogatsze co w porównaniu z brudnym i ponurym Aflonem robiło naprawdę spore wrażenie. Wraz z pierwszym obrazem nadeszły również pierwsze odgłosy. Odgłosy kłótni dwóch niekoniecznie trzeźwych osób dobiegające z domu obok. Kolejnym obrazem jaki ujrzał byli jego towarzysze, których przed chwilą nie było. Poza Sualirem stało tu jeszcze kilka nieznanych mu osób. Niektórych z nich jak na przykład wielkiego orka rozpoznał jako uczestników jego niedawnego snu. Wcześniej nawet nie widział ich na oczy, a jednak śnił o nich. Jeśli miał teraz uwierzyć w przeznaczenie to był chyba najlepszy moment z możliwych.

Spojrzał na trzymany w dłoni miecz i swoje ubranie, z których pod wpływem światła zniknęły ślady krwi. Spojrzał jeszcze raz na towarzyszy. Żaden z nich nie wydawał się być agresywny, wszyscy byli zaskoczeni tym nagłym błyskiem i chyba nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi. Schował, więc miecz i wykonał krok naprzód unikając mrocznego żartu w wykonaniu śmierci. Zaraz po wykonaniu kroku usłyszał trzask pękającego drewna za plecami. Odwrócił się i zobaczył stos kawałków drewna sporej wielkości, które dawniej były jeszcze nazywane fortepianem. Spojrzawszy w górę widział balkon z naderwaną barierką. Co ciekawe balkon przylegał do domu, z którego dobiegały pijackie kłótnie.
Zaklął uświadomiony jak mało brakowało do tego, by jego życie zakończyło się w tak głupi sposób. Trójka innych osobników nie miała aż tyle szczęścia. Ich ciała spoczęły pod sporym fortepianem nie pozostawiając żadnych wątpliwości co do życia i śmierci. Cień w swoim życiu widział wiele rodzajów brutalnych oraz krwawych śmierci na polu bitwy i nie tylko. W porównaniu z nimi ta śmierć z powodu wyrzuconego przez balkon pianina wydała mu się nawet zabawna, ale nie uśmiechał się. Odwrócił głowę. Zawsze wyznawał filozofię „co się stanie to się nie odstanie. Po co patrzeć, więc w przeszłość?„ . Wtedy zobaczył jeszcze jedną osobę, która widziała te wszystkie wydarzenia i ich nagłe pojawienie się. Był nią tajemniczy Wysoki Elf. Tej tajemniczości nie ujmował fakt, że elf nie był istotą żywą. Był śladem cywilizacji pozostawionym po to, by rozpaść się lub zarosnąć winoroślą, gdy miasto przestanie istnieć. Spojrzał na swoich kompanów niedoli. Dość długo uważnie badał ich wzrokiem analizując ich wszystkie słabe i silne strony aż wreszcie rzekł:
- Pięknie, kurwa, pięknie.
Przemówił szeptem do Sualira:
- Trzymaj się blisko i nie spuszczaj ich z oczu. Z takimi lepiej jest się liczyć zawczasu.
Następnie, w odpowiedzi na propozycję orka, powiedział do pozostałych:
- Zaiste. Lepiej się stale przemieszczać niż zachowywać bierność. Wszelkie dysputy o sensie naszego obecnego życia radzę zachować na później jak już trochę się tu rozejrzymy i zapoznamy z tym miejscem. Skoro nasza ponura gromadka została przetransportowana w to właśnie miejsce to znaczy, że odpowiedź kryje się gdzieś w tej okolicy.
Jeszcze raz rzucił okiem na milczący i stale obserwujący ich pomnik Wysokiego Elfa. W tym momencie przyszło mu do głowy, że być może Najwyższy, którego miał odszukać z Sualirem, należy do tej właśnie rasy. A może nawet to on odnalazł ich pierwszy i sprowadził ich tutaj, by się z nimi spotkać?
Nie mówiąc nic więcej do nowych towarzyszy ruszył w wybraną drogę.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 15-02-2009 o 14:34.
wojto16 jest offline  
Stary 09-02-2009, 12:18   #209
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Valar nigdy nie potrafił rozmawiać z kobietami. Z rudowłosą poszło mu szczególnie źle, ponieważ kobieta obraziła się na niego za pytania, które jej zadał. Po „ciepłej i czułej” odpowiedzi, mężczyzna wzruszył bezradnie ramionami i rozejrzał się dookoła.

-„Jak do cholery mam znaleźć Salvadora na tym cmentarnym zadupiu?”- pomyślał, drapiąc się po głowie.

-Przepraszam, że przeszkadzam, ale Mistrz sądzi, że ta ranę trzeba w miarę szybko uleczyć.

Valara przeszedł zimny dreszcz. W jednej chwili obrócił się na pięcie i położył dłoń na rękojeści miecza.
Jego oczom ukazał się duch, który natychmiast się pokłonił i nie czekając na odpowiedź złapał oboje, poczym przeniósł ich do siedzimy Salvadora.

Nekromanta siedział na fotelu, bawiąc się czarnym kamieniem, który po chwili rzucił w stronę Valara. Zaraz po tym jak mężczyzna chwycił kamień, ogarnęła go ciemności, oraz przenikliwy chłód. Energia kamienia rozeszła się po jego ciele. Bez wątpienia nie było to komfortowe uczucie. Sekundę później, poczuł, że traci równowagę i ląduje w czyichś ramionach, a następnie ktoś przenosi go na coś miękkiego.
Po dłuższej chwili wszystko wróciło do normy i mężczyzna mógł normalnie funkcjonować.

-„ Więc to jest Serce Nocy…”- pomyślał- „Całe to ryzyko, wszystkie straty, śmierć towarzyszy… Wszystko przez coś tak małego i potężnego jednocześnie…”

Valarowi nie mieściło się w głowie, że poniekąd losy świata, zależą od tego kamyczka. Po chwili wyciągnął ze swojej torby małą sakiewkę, do której włożył przedmiot.

-Całkiem ładnie poradziłeś sobie w Mor Paronie. Uratowałeś też ją. Czyn chwalebny, można tak powiedzieć.- dopiero teraz mężczyzna uświadomił sobie, że siedzi naprzeciwko Salvadora. Trzeba przyznać, że był to w pewnym sensie zaszczyt. Siedzieć przy jednym stole z kimś, kto potęgą może równać się z bogiem.

Valar tylko uśmiechnął się na słowa nekromanty. Wiedział, że rozmowa na temat jego misji, tego, że nie odpowiedział na jego wołania i wielu innych spraw, o których wcześniej rozmyślał nie miała sensu. I tak nic by się nie zmieniło, a kłótnia to ostatnia rzecz, na którą miał w tej chwili ochotę.

-Mam dla ciebie książkę. Przeczytaj ją.- powiedział Salvador podając mężczyźnie książkę, na której okładce widniał napis „Metamorfozy i Mutageny”.

Mężczyzna uznał, że to nie czas na lekturę, więc schował ją do torby. Zaraz po tym, jak Valar chwycił książkę wszędzie dookoła rozeszło się silne światło, które musiało być na tym planie rzadkością.
Chwilę później pojawił się Revenir z mieczami, łowcy. Mężczyzna ucieszył się na ich widok. Był przekonany, że już nigdy ich nie zobaczy.

Wampir i nekromanta zaczęli rozmawiać, a Redslinger starannie i dokładnie obejrzał miecze, upewniając się, że nadal są zdatne do użytku. Z konwersacji tej dwójki wychwycił wzmiankę o druidzie. Był pewien, że chodzi o Alarona. W tym samym momencie poczuł coś w rodzaju ponaglenia. Jakby jakaś potężna siła mówiła mu, że powinien się pospieszyć.

-Renevirze, idź do naszego wielkiego przyjaciela, bo chyba ma lekki problem.- nekromanta zakończył rozmowę, odsyłając wampira.

-Salvadorze
- odezwał się Pielgrzym- Niechciał bym nadużywać twojej gościnności, ale mam jedną… w zasadzie dwie prośby. Czy znalazłoby się dla mnie jakieś nowe odzienie?- zapytał wprost- Moje całkowicie się zniszczyło, podczas tej podróży, a nie chciałbym stawać przed Alaronem w takich łachach. Wystarczy, że byłem zmuszony stanąć tak przed tobą.- Valar wiedział, że każda potęga lubi, jak się jej schlebia. Poza tym, mężczyzna nie chciał, aby nekromanta pomyślał, że ceni Alarona bardziej niż jego. Właściwie była to prawda, lecz nie roztropnie było prowokować kogoś tak wielkiego.
-Drugą sprawą jest przeniesienie mnie do Druida. Muszę się z nim jak najszybciej zobaczyć. Chciałbym też, abyś przeniósł tam moich towarzyszy, jak tylko się tu pojawią.
 
Zak jest offline  
Stary 10-02-2009, 22:22   #210
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
*Ki diabeł?*

Alemir właśnie został ponownie przeniesiony… gdzieś. I bynajmniej mu się to nie podobało. Bardzo mu się to nie podobało.

Teraz stał na placu, a otaczały go różne balkony i domy. Równie dobrze mogło to być rodzinne miasto Alemira i jakieś miejsce na końcu świata.

Zabójcy bardzo się nie podobał fakt, że nim tak targano z miejsca na miejsce. Frustrację potęgowała jeszcze bardziej świadomość, że nie może na to nic poradzić. Przynajmniej nie w tej chwili.

Trzema martwymi osobami przejął się tylko tyle, że był zdziwiony ze sposobu w jaki zginęły – wszak nie zawsze widzi się spadające z nieba fortepiany. Lub z balkonów.

Kiedy Alemir rozejrzał się znów, tym razem nieco bardziej przytomnym wzrokiem, spostrzegł że teraz jest ich siedmiu, w tym jeden ork i reszta ludzi.
Wtedy swą krótką, acz treściwą mowę zaczął właśnie ork. Kiedy skończył, zabójca uśmiechnął się. Generalnie lubił honorowych ludzi, czy inne istoty. Tacy rzadko oszukiwali i można nimi manipulować do woli.

Jednak, mimo wszystko, coś tutaj było nie tak… bardzo nie tak…
Zabójca spojrzał w niebo.

- Zaprawdę mało to ważne kto jest tu najważniejszy. Powinniśmy się raczej skoncentrować na zdobyciu Serca Nocy. – rozejrzał się raz jeszcze po okolicy. – Co my właściwie wiemy o tym przedmiocie? Albo jeszcze lepiej, wiemy gdzie on jest?

Alemir znów spojrzał w niebo.

- Ki diabeł… - powiedział cicho. – Przecież przedtem dopiero co noc zapadła… a teraz to już prawie świta. Hmm…

Cała ta sytuacja – całe to miasto, ten fortepian, trzy osoby pod nim i następne cztery obok niego bardzo Alemirowi się nie podobały.

- Hmm… - powtórzył patrząc się na zniszczony balkon, z którego najwyraźniej spadł instrument i skąd jeszcze przed chwilą dochodziły odgłosy zażartej kłutni. – To wy tutaj ustalajcie przywództwo, a ja pójdę... hmm... zasięgnąć języka.

Jak powiedział, tak zrobił. Wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi domu z którego domniemanie wypadł fortepian.

Zabójca byłby bardzo rad, gdyby mu grzecznie otworzono. Mógłby wtedy, jeszcze grzeczniej, zapytać czemu fortepian spadł z balkonu tegoż domu i czemu przy okazji zabił trzy osoby.

Oczywiście mogło się zdażyć inaczej – odpowiedź gospodarza mu nie przypadnie do gustu, lub nikt mu nie otworzy. W takim wypadku Alemir będzie zmuszony wyjąć swoją broń i przygotować się do ewentualnej walki, a następnie wyważyć drzwi do domu i zadać to samo pytanie nieco mniej grzecznym tonem i ze sztyletem jako środkiem motywującym.
 
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172