|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-04-2012, 19:22 | #141 |
Reputacja: 1 | Ryan zamyślił się. Sam nie wiedział co zrobić z tymi ludźmi, byli tym kim kiedyś on sam. I wiedział jaką podjęli by decyzję, gdyby to oni byli na ich miejscu - tą samą, którą kiedyś on. Przez dłuższą chwilę miał ochotę zabić obu na miejscu. Przypominali mu o wszystkim od czego uciekł. Miał ochotę to wszystko zakończyć. Tu i teraz. Po chwili się zawahał. - Zwiążcie ich i zostawcie. Może potem po nich wrócimy. Decyzję postanowił pozostawić na potem powtarzając sobie w myślach - 'Nie jestem taki. Już nie.' - Ja również jestem za drogą przez wyspę. Będzie zdecydowanie krócej... Ale podczas wtargnięcia na statek, będziemy musieli wejść z dwóch stron... Jak radzicie sobie z pływaniem? - Zapytał reszty, mając nadzieję wyłonić tych najbardziej biegłych. Od razu skreślał Robin i Roberta - nie zamierzał posyłać zręcznych strzelców do bezpośredniej konfrontacji.
__________________ "Przybywamy tu na rzeź, Tu grabieży wiedzie droga. I nim Dzień dopełni się, W oczach będziem mieli Boga." |
16-04-2012, 21:06 | #142 |
Reputacja: 1 | - Pytasz się mnie czy potrafię pływać? - Robinson uniósł brew w zdziwieniu. Wystarczyło spojrzeć na jego ubranie i miało się odpowiedź. Dla przypomnienia - odziany był w mundur, który choć nieco znoszony, przybrudzony i połatany nadal dawał się poznać ze względu na błękitny kolor jako mundur oficera piechoty morskiej. Morskiej! Naprawdę, tylko kompletny szaleniec wstąpiłby do piechoty morskiej nie potrafiąc pływać. Choć ponoć zdarzali się żeglarze bez tej umiejętności... - Odpowiedź na to pytanie jest chyba oczywista. Raz nawet zdarzyło się, że okręt na którym służyłem zatonął! Gdybym nie potrafił pływać to pewno nie było by mnie tu z wami. - Po prawdzie, to gdyby nie wyłowili go Iberyjczycy to nawet zdolność pływania by mu nie pomogła, ale tę część historii pominął. Jakoś nie lubił się chwalić, że był w niewoli. - Sądzisz, że dobrze byłoby zaatakować jednocześnie od lądu i morza? Szczerze powiedziawszy mój plan zakładał, że piraci będą na tyle głupi lub pijani by wziąć nas za swoich kamratów. Ot, tak jak te patałachy. Po dostaniu się na statek nie powinniśmy mieć problemów w ich rozbiciu, choć twój pomysł również wydaje się warty rozważenia... - Zaczął mówić, przy okazji zajmując się krępowaniem i kneblowaniem jeńców. |
22-04-2012, 15:19 | #143 |
Reputacja: 1 | Grupa na wyspie Panna de Briosse rozpoczęła przeszukiwanie najbliższych chałup i odnalazła w nich głównie kurz i pustkę. Domy w tej części wyspy zostały opuszczone i pozbawione ruchomych sprzętów co najmniej kilka miesięcy temu. Nie było w nich widać śladów rabunku i zniszczeń -najwidoczniej mieszkańcy się wyprowadzili. Być może w innych częściach wyspy budynki będą wyglądały inaczej. Tymczasem towarzysze Robin powiązali jeńców i zaplanowali atak na statek piratów. Raźno chwycili za broń i wyruszyli - w głąb wyspy. Ścieżka wiła się wśród palm i kamieni, pieła w górę coraz wyżej, coraz bliżej wysokiej, skalnej iglicy górującej nad tym miejscem. Skwar dnia przeminął, a pod wieczór na podmokłej wyspie robiło się nawet dość chłodno. Bohaterowie mijali kolejne ślady planowego opuszczenia wyspy, aż w końcu dotarli na główny plac osady. Tutaj stało najwięcej chat i budynków - w różnym stopniu zaniedbania. - Bwah! Pieniądze albo życie! - zabrzmiał skądś znajomy krzyk papugi. I stało się jasnym, kto kogo będzie dziś atakował. Wokół, z domów i zza drzew wychodzili morscy rozbójnicy. Zakapiory o ramionach pokrytych bladymi tatuażami i ze złośliwymi uśmiechami na zakazanych gębach. Otaczali drużynę. Było ich sześciu, nosili szable i kordelasy, a trzech z nich pistolety. A siódmą z nich była posiadaczka cycków jak kule armatnie - nadchodząca właśnie z werwą i wciekłością kapitanka piratów - Rosa Blade. - Poddać się, zeszkorbuciałe kundle! - mówiła, mierząc w bohaterów szpadą i pistoletem - A zanim obetnę wam ptaszki i wepchnę je w gardła, gadać: Dokąd porywacie ludzi i kto wam za to płaci? Rosalinda de Vion Poirytowany karczmarz, nie przerywając wulgarnego monologu, pokierował Rosalindę do prochowni (nie omieszkając zasugerować, gdzie powinna sobie wsadzić beczkę z prochem). No to w drogę! Przemierzywszy portowe uliczki, de Vion odnalazła w końcu manufakturę prochu. Zakład był trójkondygnacyjnym budynkiem stojącym blisko brzegu osady. Przebiegały obok niego dwie ulice: od frontu główna, kierująca się w stronę centrum osady, a od tylnego podwórza mała uliczka, biegnąca wśród domków hen w pola. Fabryczne budynki pachniały prochem, węglem i chemią, dochodziły z nich odgłosy pracy, dymy i opary. Zabudowania prochowni szczelnie otaczały wewnętrzne podwórze, na które można było się dostać dwiema bramami. Na przybycie Rosalindy oczekiwali co najmniej dwaj ludzie. Dyrektor prochowni - Klaus Schmidt - nerwowy trzydziestolatek, wyglądający co chwila przez okno; oraz Morris - łysy staruszek pracujący tu jako cieć, który przechadzał się przed bramą.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |
23-04-2012, 10:02 | #144 |
Reputacja: 1 | Piotr żałował teraz, że nie obstawał przy swoim pomyśle udania się do statku piratów na około, może wtedy mieli by więcej szczęścia? Teraz jednak sytuacja wymagała działania a nie rozmyśleń. De Banx miał swój muszkiet w pogotowiu ale mimo wszystko wobec przewagi liczebnej piratów postanowił nie otwierać ognia przynajmniej na razie. Trzeba zyskać na czasie, skoro piraci nie postanowili ich wytłuc z zaskoczenia. -Niechże się panna tak nie denerwuje! Nie szukamy zwady! Sami zastawiamy się gdzie podziali się koloniści, za takie informacje można uzyskać spore wynagrodzenie. |
23-04-2012, 20:29 | #145 |
Reputacja: 1 | Ryan podniósł ręce do góry i zwrócił się do napastników. - Spokojnie, spokojnie... Nie strzelajcie. Pozwólcie nam wszystko wyjaśnić. Zwrócił swoją uwagę na przywódczyni grupy. - Myśmy ich porwali? To oni zaczęli nam grozić... - Wyszczerzył zęby w uśmiechu - Następnym razem lepiej dobierałbym kompanów, tamci nie wyglądają na nazbyt kompetentnych...
__________________ "Przybywamy tu na rzeź, Tu grabieży wiedzie droga. I nim Dzień dopełni się, W oczach będziem mieli Boga." |
24-04-2012, 16:22 | #146 |
Reputacja: 1 | Grupa na wyspie - Nie łżyj! - piratka odparła Ryanowi - Lekce sobie ważę los tych trzech kundli, skoro byli dość durni, by dać się zaskoczyć. Chcę wiedzieć, kto śmie grasować na wodach Czarnych Żmij! Ty tam, oficerek! Kto wyznaczył nagrodę za porwanie kolonistów? - tym razem zwróciła się do Pitera, prawdopodobnie opatrznie rozumiejąc jego słowa o wynagrodzeniu.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. Ostatnio edytowane przez JanPolak : 24-04-2012 o 22:49. |
26-04-2012, 10:54 | #147 |
Reputacja: 1 | Piotr zastanawiał się co odpowiedzieć przywódczyni tej bandy. Jako że reszta nie bardzo miała ochotę na działanie toteż szlachcic postanowił kontynuować gadkę a przy okazji może uda się wykorzystać piratów do własnych celów. -Tajemniczy jegomość, który chciał zlecić nam tą robotę nie przedstawił się. Nieco później wydusiliśmy z niego ciekawe informacje… Jeden z tych kolonistów na wyspie to był to tak naprawdę bogaty szlachcic, który uczestniczył w spisku na życie króla, kiedy jednak spisek wykryto musiał uciekać do Nowego Świata. Gdzieś tu na tej wyspie zakopał swój skarb. A składa się na niego niemało drogocennych kamieni. Razem możemy dokładniej przeszukać wyspę i odnaleźć skarb. Co wy na to? |
26-04-2012, 11:11 | #148 |
Reputacja: 1 | Rosalinda - niespiesznym krokiem - zbliżyła się do bramy. - Witajcie - uśmiechnęła się do struszka - starszny gorąc dzisiaj, prawda? Jestem Rosalinda.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
26-04-2012, 14:30 | #149 |
Reputacja: 1 | Po drodze na szczęście był czas na ponowne nabicie pistoletów. Robert nie odpowiadał, nie odzywał. Stał cicho z tyłu przyczajony. Obserwował i milczał nie wtrącając się w rozmowy. Postanowił bowiem zostawić sprawę w rękach bardziej elokwentnych od siebie osób. Przyglądał się piratom i oceniał szanse. Dłoni miał opuszczone, pozornie z dala od pistoletów... Jedynie pozornie, de Marsac był pewien że zdoła błyskawicznie sięgnąć po nie i wystrzelić. A to oznaczało, że może zdjąć na początku walki dwóch przeciwników uzbrojonych w pistolety. Przy dużej dozie szczęścia (na którego niedobór najwyraźniej cierpiał ostatnio), zdoła wystrzelić jeszcze raz. A potem będzie musiał sięgnąć za kolejną parę pistoletów, lub przerzucić się na rapier i lewak. Póki co jednak towarzysze szlachcica zagadywali piratkę, próbując ją oszukać bajeczką o skarbie. Może się uda, może nie... Niemniej Robert nie zamierzał dać się pojmać (lub dać im pochwycić Robin). I jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli nie zamierzał zwlekać ze strzelaniem.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
26-04-2012, 15:54 | #150 |
Reputacja: 1 | Rosalinda de Vion Rosalinda podeszła do starca, a nim się odezwała, ten nerwowo odwrócił się w jej stronę. - Witam. Ten gorąc, jedna dobra rzecz, wygrzać stare kości, jedna dobra rzecz na tym kontyne… Rosalinda? Pani de Valon! – staruszek zmiął w dłoniach kapelusz – Morris… Jestem stróżem. Rosalindzie najwyraźniej udało się zyskać rozgłos wśród ludności Port Hope. Nawet jeśli ludność niedokładnie zapamiętała jej nazwisko. - Uprzedzono mnie o pannie… pani przybyciu. To co, do kierownika? Grupa na wyspie - A więc skarb! No to teraz rozmawiamy! – oczy Rosy zalśniły jak dwie złote monety – Pokazuj, gdzie jest skarb! I gdzie, do stu beczek zjełczałego tranu, jest ten szlachcic i reszta tutejszych szczurów lądowych, skoro rozumiem, że ani wy, ani my ich nie porwaliśmy? W czasie tej pogawędki pan de Marsac obserwował piratów, przygotowując się do ewentualnej konfrontacji. Na razie jednak użycie siły nie było konieczne – rozbójnicy oczekiwali na wynik rozmowy. Uwadze szlachcica nie umknęło jednak, że piraci są słabo zdyscyplinowani i nie szanują przywódczyni. Jeden z nich na słowa Rosy przewrócił oczami, innemu zmęczyła się ręka i opuścił szablę, jeszcze inny skupiał wzrok bardziej na pośladkach Robin, niż na pilnowaniu bohaterów. Niemniej jednak wciąż napastnicy mieli przewagę liczebną i gotową broń.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |