Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-02-2012, 20:28   #41
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Robin przyglądała się z zainteresowaniem wicekrólowi Ultimy, zastanawiając się co sprawiło, że został nim w tym miejscu. Już miała się o to zapytać kiedy do pomieszczenia wszedł ten sztywny sekretarz i bezceremonialnie zakończył ich pogawędkę. Zerkając na niego dziewczyna zastanawiała się czy czasami nie połknął on kija od miotły, był taki sztywny jakby go coś od środka wspomagało. Robin zabrała swój bagaż i podążyła do domu, który został im przydzielony na nocleg.
Kiedy weszła do środka upuściła swój bagaż pod ścianą jednego z pokoi i krótko stwierdziła:
- Idę się rozejrzeć po okolicy. - ruszyła w stronę drzwi, ale zatrzymała się w półkroku uświadamiając sobie, że jak przez nie wyjdzie to zaraz krok w krok podąży za nią jej "anioł stróż" Robercik.

Odwróciła się na pięcie, uśmiechając złośliwie pod nosem wyszła z pomieszczenie przez okno z tyłu domu i zaczęła się skradać wokół budynku tak, aby z domu w którym zatrzymał się Robert nie można było jej zobaczyć. Kiedy była już pewna że młody szlachcic jej nie zobaczy wyprostowała się i co sił w nogach popędziła przed siebie raz po raz oglądając się do tyłu czy jednak on się nie zorientował iż mu nawiała.
Zwolniła i poprawiając szablę z którą się nie rozstawała. Przypominając sobie o latających małpach pożałowała, że nie zabrała ze sobą również łuku i strzał. Spojrzała w niebo i rozejrzała się na boki, ale nigdzie ich nie dostrzegła. Nie zatrzymując się już, normalnym krokiem ruszyła na zwiedzanie osady.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 20-02-2012, 22:41   #42
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Ryan z niedowierzaniem patrzył na swój nowy dom - przez całe życie nie zaznał takich luksusów. Samotna posiadłość, w spokojnej okolicy, to coś o czym dzieciak, który wychował się w biednej miejskiej 'rodzinie' (chociaż nie był pewny czy to odpowiednie słowo, aby opisać warunki w jakich dorastał...). Wszedł do środka budynku, który został im wskazany jako 'męski' i od razu zajął miejsce w pokoju.

Roześmiany, rzucił się na łóżko.
- Nie jesteście sobie w stanie wyobrazić jak mi tego brakowało... Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tego, że nic nie kołysze się już moimi stopami...

Wtem do ich nowej kwatery wszedł nieznany mu wcześniej mężczyzna. Pomimo tego, że wydał mu się sztywny i wyglądało na to, że wychował się w zupełnie innym świecie, sprawił na nim dość pozytywne wrażenie. Przynajmniej na razie.

- Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam rozejrzeć się nieco po porcie. Wolałbym nieco poznać okolicę, bo wygląda na to, że utknąłem tutaj z wami na dłużej... Poza tym, wydaje mi się, że życie toczy się tutaj zupełnie inaczej niż w naszym świecie... Znaczy, naszym starym świecie - Poprawił się szybko.

Wstał z łóżka i podszedł do ich człowieka, który przedstawił się jako Piter de Banx.
- Ryan Shatterland, miło cię poznać - Wyciągnął rękę i rozejrzał się po swoich kompanach - Ktoś rusza ze mną?
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 21-02-2012, 19:08   #43
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jak te plotki szybko się rozchodzą. Ledwo się grupka zdołała rozejrzeć po otrzymanych budynkach, a już po chwili zjawił się entuzjastycznie nastawiony szlachcic. Niejaki de Banx.
Sama chatka nie wzbudziła w Robercie wielkiego entuzjazmu. Ot czysto i ubogo. Lepiej niż się spodziewał, ale luksusy to to nie są.
Przedstawił się krótko nowemu .-Robert de Marsac, do usług.
-Ja nie... Ja się rozejrzę po domostwie.-
stwierdził szlachcic żegnając obu przyszywanych towarzyszy broni. Co prawda, warto byłoby ich poznać bliżej, ale w tej chwili nie miał na to ochoty, podobnie jak na zwiedzanie Portu Hope.
Bardziej go interesował bowiem budynek. Co prawda sam składzik był za mały, ale szopa to co innego. Ten drewniany budynek, był wystarczająco duży i przestronny, by posłużyć jako warsztat dla jego potrzeb. Był też pusty.
No cóż... Szlachcic sięgnął po lewak i zaczął ryć na drzwiach szopy koślawe litery.

R. M A R S A C

Oznaczył teren, który chciał uznać za swoje małe sanktuarium. A także za początek jego własnej małej pracowni, dzięki której uniezależni się choć trochę od wicekróla.
Pozostało jeszcze porozmawiać z Robin, której już... nie było?!
Robert pomstując i klnąc pod nosem przetrząsał kolejne pokoje w kobiecym domu. I przekonywał się, że ta mała żmijka mu uciekła.
Gdy się okazało, że nie ma jej ani w męskim, ani w kobiecym domu, z żądzą mordu w oczach ruszył do Port Hope, by odnaleźć swą zgubę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 21-02-2012, 22:12   #44
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Rosalinda rozejrzała się po ich „obejściu”. Oczywiście, warunki były spartańskie i w niczym nie przypominały tych, do których Rosalinda przywykła. Była jednak elastyczną osobą i potrafiła się odnaleźć w róznych okolicznościach.

Zatrzymała posłańca Lamberta
- Znajdźcie mi, proszę, jakąś dziewczynę na służącą – powiedziała, uśmiechając się do mężczyzny – Wiem, że nie zajmujecie się takimi drobiazgami, ale liczę na waszą pomoc.
Nie szkodziło jej spróbować, jeśli nie on, to na pewno tamta kobieta z portu kogoś jej poleci.

Jej towarzyszki opuściły ją, pozwalająca na spokojne zapoznanie się z otoczeniem. Przynajmniej było tu sporo miejsca nie śmierdziało jak na statku.

Rosalinda bez pośpiechu wybrała najlepszą izbę, a resztę popołudnia wykorzystała na odświeżenie się i rozstawienie swoich rzeczy. Wyglądało na to, ze na razie tutaj będzie jej dom.

Posłaniec de Gotta stawił się, kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi. Rosalinda poszła za nim i po kilku chwilach marszu stała przed Wicekrólem.
Skłoniła się z szacunkiem

- Dziękuję, że znaleźliście dla mnie czas – powiedziała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 22-02-2012, 01:13   #45
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Rosalinda de Vion

Tym razem rozmowa odbywać się miała nie w gabinecie de Gotta, ale w sąsiadującym z nim pokoju prywatnym. Gdy Rosalinda przybyła, Lambert leżał w niedbałej pozie na otomanie przykryty wzorzystym indiańskim kocem. Ubrany był w rozchełstaną koszulę, spod której widać było wychudłą, pokrytą pomarszczoną skórą pierś. Obok łóżka siedział de Wig, pisząc jakiś list. Na pojawienie się damy Sekretarz powstał.

- Audiencja odbędzie się – rzekł – Mimo mych obiekcji ze względu na znaczne zmęczenie Jego Ekscelencji.

- Ludwiku, opuść nas już – Lambert odczekał, aż ten wyjdzie – Naprawdę, w dniu, w którym, będę potrzebował niańki, palnę sobie w łeb. Choćby po to, by Ludwik nie zajął się tą rolą. To najlepszy sekretarz, jakiego można sobie wyobrazić, ale czasem doprowadza mnie do furii. Już wiem! Zmieniłem zdanie: wpierw palnę w łeb jemu, potem sobie!

Zmęczone oblicze Wicekróla rozjaśnił uśmiech.

- Ale proszę usiąść. Chętnie znalazłem dla pani czas. Akurat czasu zdaję się mieć coraz mniej, więc pora go maksymalnie wykorzystywać. Proszę wybaczyć – zatoczył wokoło ręką – okoliczności, ale rzeczywiście stan tego spróchniałego truchła, które zwykło być moim ciałem, jest nad wyraz marny i nie zachęca do jego pielęgnacji. Obiecuję na własnym pogrzebie wyglądać bardziej stosownie!

Paradoksalnie zdrożne żarty ze śmierci zdawały się dodawać mu życia.

- Pora jednak zakończyć żarty. Pani Rosalinda de Vion, znana jako lojalna przyjaciółka młodego króla! Gdy moi szpiedzy donieśli o pani spodziewanym przybyciu, czekałem chwili, by z panią porozmawiać. Proszę pytać i rozglądać się do woli, nie mam wobec króla tajemnic, poza tymi, które dobrze ukryłem. Wybrała pani nie wyruszać wraz z grupą, którą zebrałem, rozumiem to. W czym chciała pani być pomocna?

Robin de Briosse

Panna Robin przechadzała się po porcie. Nadchodził wczesny wieczór i spotkać można było wracających z pól farmerów, rzemieślników zamykających warsztaty i matki zaganiające dziatwę do domu. Obawy młodej kobiety nie potwierdziły się i na niebie nie pojawił się żaden ślad latających małp. Gdy tak szła z zadartą głową…

- Oj! A czego to świeżynka tak się włóczy? – krzyknął blondwłosy chłopak siedzący na płocie.

Było ich trzech. Najmłodszy blondyn, dzieciak, wyrostek ledwo, zręczny i gadatliwy. Średni, czarnowłosy, pucułowaty, o wielkich kułakach, uśmiechnięty tępawo. I najstarszy – w wieku Robin – wysoki, chudy, w wielkiej czapce z futra skunksa i z myśliwską strzelbą na ramieniu – milczący i z nieobecnym wyrazem twarzy.

- No, czołem, młoda – kontynuował dzieciak. – Ty to jesteś z tego statku, co przypłynął? Ja jestem Pete, to jest Czarny, a to Cichy Jim. Idziemy się pokręcić. Jak poprosisz, to ci pokażemy, co jest fajnego do roboty w Port Hope!
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.

Ostatnio edytowane przez JanPolak : 22-02-2012 o 10:59. Powód: post dla Vantro
JanPolak jest offline  
Stary 22-02-2012, 22:26   #46
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Rosalinda podziękowała skinieniem głowy i usiadła.
Poczekała, aż sekretarz wyjdzie.

- Król martwi się o was, panie – powiedziała – docenia wasze zasługi, ale wieści o waszym stanie zdrowia docierają do niego i wprawiają go w smutek. Wieści nie przesadzone, jak widzę- przesunęła spojrzeniem po jego wychudzonej sylwetce. – Nie trzeba być medykiem, żeby zorientować się, że już niedługo naszemu panu służyć będziecie w stanie. Medycznie wam nie pomogę, nie znam się na tym. Ale mogę pomóc w innych sprawach, tutaj, na miejscu.

- Króla martwi nie tylko wasze zdrowie. Plotki mówią rozprzężeniu w kolonii – którego, aby być szczerą, nie zauważyłam, ale dopiero kilka godzin tu jestem. Rozrost osady poza palisadę wydaje się nierozsądny, na ile mogę to osadzić.

- Jeszcze jedna sprawa… niezręcznie mi o tym mówić, ale sami wspomnieliście o pogrzebie, panie. Co po nim będzie? Kto zarząd przejmie?

- Plotki mówią, że wasza ręka nie jest już tak silna jak kiedyś. I tu pomóc mogę. Oferuje moje świeże spojrzenie. Osoba z zewnątrz potrafi zobaczyć więcej, niż ktoś, kto uwikłany jest w sytuację. Potrafię rozmawiać z ludźmi, wiem, kiedy kłamią, rozpoznaje nastroje. Rozwiązuję problemy. Rozporządzajcie mną. Jestem na wasze usługi.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 22-02-2012, 22:56   #47
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Dom który otrzymali od wicekróla Ultimy przypadł Anthonemu do gustu. Co prawda, jako oficer piechoty morskiej bywał i w lepszych kwaterach, lecz przyzwyczajony był do mieszkania w ciasnocie. Wszak był żołnierzem okrętowym, a na okrętach nie ma zbyt wiele miejsca. Poza tym, nim się zaciągnął do armii, gnieździł się w raz ze sporą rodziną w niewielkiej klitce w starej kamienicy.
Mieszkanie z dwoma... nie, trzema innymi osobami w całkiem przestronnym domu wcale mu nie przeszkadzało. Choć w głębi duszy miał nadzieję, że dostanie swój własny domek... Jak zwykle jego marzenia się nie spełniały. Do tego też był przyzwyczajony.

Położył swój połatany worek z dobytkiem obok łóżka, które uznał za swoje. Wybrał pokój z Ryanem - zdążyli się już poznać na statku i Robinson uznał, że Shatterland jest równym gościem. Ten Robert był jakiś dziwny... Anthony miał złe przeczucia wobec niego.

- Anthony Robinson - przedstawił się nowo przybyłemu mężczyźnie. - Ja też wybieram się do portu... - rzucił do kompanów. W sumie nie dziwne. Było tu coś innego wartego obejrzenia? Niby była ta cała dżungla, ale jakoś nie uśmiechało mu się w pojedynkę stawianie czoła stadom nietoperzomałp. - Z chęcią się przyjrzę miejscowej milicji. Dobrze będzie wiedzieć kto mnie będzie bronił w przypadku ataku... czegoś. - Uśmiechnął się. Żartował oczywiście, przecież z pewnością sam byłby w stanie poradzić z niebezpieczeństwem. Ale może chociaż czegoś nauczy miejscowych?
- Tak więc, znając życie, pewnie spotkamy się w karczmie.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 22-02-2012, 23:20   #48
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Małp ani widu ani słychu, Robercika ani widu ani słychu. Żyć nie umierać. Wolna jak ptak Robin przechadzała się po porcie z ciekawością rozglądając, kiedy to z zadumy wyrwało ją słowo "śnieżynka". Spojrzała ze zdziwieniem na mówiącego chłopca. Wszak gorąco tu było to o jakim on śniegu gadał? Może udar słoneczny czy przegrzanie mu się na głowę rzuciło. Jednak zerkając na jego zawadiacką minę dotarło do niej że powiedział "świeżynka" i że to ją właśnie maił na myśli. Dalsza jego wypowiedź potwierdziła to.

- Zwiedzam sobie, a co? - odparła butnie zadzierając brodę. Słysząc co jej zaproponowali dodała - Tak ze statku. Jestem Robin. Prosić nie mam zamiaru. Mogę jeno z którymś z was pojedynek stoczyć. - rzekła wyjmując szablę - chociaż bardziej mnie ciekawi co możecie tu fajnego robić. To jak będzie z tym pokazywaniem?
Zatoczyła zwinnie w powietrzu ósemkę czubkiem broni, co by sobie nie myśleli, że nią władać nie potrafi. Patrząc na ich twarze pomyślała tęsknie o Henrrym, brakowało jej go bardzo, jego towarzystwa i tego co razem wspólnie robili. Zdała sobie sprawę, że bardzo che aby jej pokazali co ciekawego jest w Port Hope, jednak prosić o to nie zamierzała. Po stokroć wolała to wywalczyć niż płaszczyć się w prośbach.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 22-02-2012 o 23:24.
Vantro jest offline  
Stary 23-02-2012, 00:25   #49
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Rosalinda de Vion

- Czy wie pani, jak zostałem Wicekrólem? Nie przybyłem tu z glejtem z nominacją, by objąć ziemie w imieniu i tak dalej. Jestem na Ultimie prawie od początku… to chyba już osiem lat. Przybyłem jako poszukiwacz przygód: podróżowałem, odkrywałem, walczyłem i zwyciężałem. Aż nagle, pewnego dnia, odpoczywam na farmie przyjaciela, a tu wkracza posłaniec i informuje, że zostałem Ekscelencją. Takie było życzenie króla. I, gdy umrę, król namaści następcę wedle swego życzenia.

Mówił o śmierci jak o sprawie prostej i oczywistej.

- Rozprężenie… silna ręka… Wie pani, to nie tak. Nie tak prowadzimy tu sprawy. Musi pani zrozumieć ten najwspanialszy ląd na świecie i najwspanialszych ludzi, jacy się tu osiedlili. Zaczynaliśmy od zera, nie mieliśmy niczego, ale nie mieliśmy też praw, nakazów, zakazów, podatków i kar. Ta ziemia stałą się azylem tych, dla których Dominium było zbyt ciasne, zbyt sztywne i zorganizowane. Myśliwi mogli tu polować bez oskarżeń o kłusownictwo. Rzemieślnicy prowadzić warsztaty bez cechowych zezwoleń. Kupcy handlować bez ceł i podatków. Nie mieliśmy tu wojska, ni straży – jeśli ktoś nie przestrzegał naszych zasad, spuszczaliśmy mu lanie, oblewaliśmy fekaliami i obtaczaliśmy w smole i pierzu – zawsze skutkowało. Nie mieliśmy podatków – przedsiębiorczość rozkwitła jak nigdzie w starym świecie. Zawsze szanowałem tych, którzy wiedzą, czego chcą i nie boją się po to sięgać. Tacy ludzie budowali Port Hope! A ja? Nie potrzebuję silnej ręki. Lubię myśleć, że rządzę tu dzięki szacunkowi. Że jestem primus inter pares. Że ludzie szukają u mnie mądrej rady, a nie rozkazów.

Starzec podniósł się w stronę rozmówczyni tłumacząc jej pełnym emocji głosem. Po czym opadł ciężko na posłanie.

- Ale wszystko się zmienia. Coraz więcej ludzi, coraz mniej rozumiejących, co nami kierowało przed laty. Coraz więcej zasad, podatków, wojsk. Romantyczni awanturnicy wyzdychają, a na ich miejsce przybędą królewscy rewizorzy… Lecz nie przybyła tu pani słuchać starca, marudzącego, że drzewiej lepiej bywało. Tak, znajdę zadanie godne pani talentów. Gdzie ja to…

Lambert sięgnął pod poduszkę. Rosalinda dostrzegła spoczywający tam pistolet: wielki jak armata, stary i poznaczony śladami wieloletniego używania.

- … nie ma. De Wig musiał to skatalogować i już nigdy tego nie znajdę! Chciałem pani pokazać raport straży na temat napadu. Otóż, trzy dni temu miało miejsce włamanie do tutejszej wytwórni prochu – prochowni. Ilości skradzionych materiałów były niemałe – z pewnością nie na użytek pojedynczych osób. Osobliwie nikt niczego nie widział. Mam wrażenie, że osoba o pani umiejętnościach, potrafiąca czytać ludzi i odnajdywać prawdę za zasłoną kłamstwa, rozwiąże zagadkę tego przestępstwa. Wskażę pani drogę do prochowni – dziś jeszcze ktoś powinien tam przebywać, a jutro otwierają wcześnie rano. Niestety, bez tych raportów, których nie mogę znaleźć, nie jestem w stanie służyć większą pomocą.

Robin de Briosse

Łup!

Taki dźwięk wydaje kamień uderzający o dziewczęcą głowę. Kamień rzucony ręką blondwłosego chłopaka tak zręcznie, że unik nijak nie wyszedł.

- Hola, hola! Myślisz, że nam zaimponisz szablą? My mamy Jima, a on ma strzelbę! On trafia w skunksa z pięćdziesięciu kroków.

Cichy dryblas stanął jeszcze bardziej sztywno – chyba z dumy. Najmłodszy z chłopaków kontynuował:

-… A ta szabla to prawdziwa?... Jak nam pokażesz, to cię przyjmiemy do naszej bandy.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 23-02-2012, 20:26   #50
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
- Auuuuuuuuuuuuuuć. - syknęła Robin pocierając wolną ręka miejsce, w które trafił rzucony przez chłopaka kamień. Spojrzała z wyrzutem na winowajcę. - Ładnie to tak dziewczynę kamieniami obrzucać? Ciesz się że nie zabrałam ze sobą łuku, bo byś ze strzałą w tyłku paradował po osadzie!
Odjęła palce od bolącego miejsca i obejrzała je czy nie są zakrwawione, Jednak oprócz guza chyba więcej szkód na jej głowie ciśnięty kamień nie uczynił.

Następnie spojrzała w stronę najmłodszego chłopaka i dodała z nutą obruszenia w głosie:
- Też pytanie! Jasne że prawdziwa, coś ty myślał, że ja z jakąś fałszywą szablą łażę? Jak chcesz to po... - już miała rzec "poproś ładnie o pokazanie", tak jak oni wcześniej chcieli by ona prosiła o pokazywanie Portu Hope, ale zakończyła:
-... patrz. - Schowała szablę do pochwy. Wyciągnęła dłoń w której ją trzymała, skierowaną rękojeścią ku chłopakowi lekko wysuwając, by było widoczne i ostrze szabli.


Dodając: - To co ciekawego mi pokażecie? I jak się nazywacie? Ja wam swe imię rzekłam.
Robin czekała cierpliwie (co do niej było nie podobne) na ich odpowiedź i na to kiedy zakończą oględziny jej broni.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172