lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [płaszcz i szpada] Terra Nova Incognita (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/10959-plaszcz-i-szpada-terra-nova-incognita.html)

JanPolak 19-05-2012 22:59

Robert Arthur de Marsac, Robin de Briosse, Anthony Robinson, Piter de Banx

Z domostwa, w którym krył się grenadier, nie zostało zbyt wiele, ale sąsiednie budynki nadawały się na miejsce noclegu. Ukryli się więc i zabarykadowali w domu, prawdopodobnie opuszczonym niedawno i nawet nie był całkiem ogołoconym ze sprzętów - dawało to nadzieję, że sąsiednie w tej części kolonii również są takie.

Ciemność zapadła. W głuchej nocy z rzadka pobrzmiewały podejrzane szelesty, dalekie hałasy. Raz nawet dało się usłyszeć: „Bwah! Cisza na morzu!”. Bohaterowie na przemian czuwali i odpoczywali - tym sposobem, nie niepokojeni, dotrwali do ranka.

Pierwsze promienie słońca oświetliły Wyspę Jaszczurek, padając na centralnie położoną skalną iglicę, najbliższy przybyszom placyk otoczony domami i miejsce ich wczorajszej potyczki. Choć zranienia, którymi nie zajął się fachowy medyk, wciąż dokuczały, byli przynajmniej wypoczęci.

Znów mogli działać.

Ryan Shatterland

- Dobra, dobra - Rosa odzyskiwała humor. - Północne zbocza? Mech? Drzewa?... Jesteś dzieckiem lasu? Wychowały cię małpy? - z pewnością odzyskiwała humor.

I wyruszyli, starając się w ciemnym lesie odnaleźć drogę na północ. Piratka tymczasem mówiła:

- Co ty wiesz o Cieniu? Cień plwa na stary świat, wymknął się, zostawił za sobą zdrajców i skurwysynów. Ten interes z piractwem to jego nowy konik. Mówię ci, niedługo będziemy najpotężniejszą siłą zbrojną Ultimy! A wtedy ty znajdź sobie ładną chatkę, załóż rodzinę i nie wychylaj się nam. Haha!

W końcu jednak przestała się przechwalać i cichcem przemierzali dżunglę. Czy podążali na pewno na północ? Czy ich obecność zbudziła straszliwe jaszczury? Czy hałasy, które słyszeli w ciemności, to znak skradających się drapieżników? Gdzie były słynne raptory? Długie godziny przedzierali się przez zarośla, nie raz przystawali na odpoczynek. Zmęczeni, poobijani po szaleńczej jeździe żlebem (a Ryan dodatkowo pchnięty szpadą), szli naprzód. Wreszcie w pierwszym świetle przedświtu ujrzeli przed sobą ocean. Byli na północnym brzegu!

Nie zajęło im dużo czasu dotarcie do północnej przystani. Tu droga od strony centrum wyspy schodziła wprost do morza, gdzie znajdowało się molo. Przy nim, obok kilku łódek i dużej barki, cumował niewielki piracki stateczek.

- Ha! Jestem w domu - ucieszyła się kapitanka Blade.

I natychmiast dobyła szpady, kierując ją sztychem w twarz Ryana.

- Gdybym nie była zmęczona, poderżnęłabym ci teraz gardło od ucha do ucha! Choćby za zabijanie moich psów, że o użyciu mnie jako sanek nie wspomnę. Ale znaj łaskę pani - wracaj sobie do swoich oddziałów specjalnych. Ja stąd odpływam. Au revoir, auf Wiedersehen i tata!

Mówiła, nonszalancko i ze zmęczeniem trzymając broń. Tymczasem z pokładu pirackiego stateczku wyglądało ze zdziwieniem dwóch podejrzanych drabów.

Vantro 23-05-2012 20:42

Po "spokojnej" nocy, na tyle o ile, bo Robin budziła się co i rusz. Obolałe ciało dawało się jednak we znaki, a sińce, których się nabawiła lecąc "z górki na pazurki", po zboczu sprawiły, że przy każdej zmianie pozycji dziewczyna się budziła. Również niepokój, że mogą się nagle objawić dzikusy, które nafaszerowały strzałami trupa, na którego udało jej się wcześniej spaść sprawiał, że sen choć pokrzepiający jednak do najspokojniejszych nie należał.
Rześka niczym skowronek Robin z samego rana doszła do wniosku, że jak i tak już tutaj są to i przecież nie należy wiać bez sprawdzenia co ciekawego kryją w sobie pozostałe domy.

- Muszę siusiu. - rzekła do wspóltowarzyszy, a właściwie bardziej do opiekuńczego Robercika i wymknęła się z pomieszczenia, w którym spędzili noc. Pierwsze kroki skierowała w krzaki, w których pospiesznie uporała się z naglącą potrzebą, a zaraz potem...
Rozglądając się uważnie czy jednak czasami nie pokaże się gdzieś jakiś dzikus, albo niedobitek z pirackiej ferajny dziewczyna ruszyła na rekonesans kolejnych budynków.

Piter1939 24-05-2012 09:31

-Cóż skoro panienka poszła udało się za potrzebą, może my obmyślimy dalszy plan działań? Osobiście uważam, że wypada byśmy poszukali naszego towarzysza. Teraz za dnia nie powinno to nastręczać dużych kłopotów. Przy okazji możemy rozejrzeć się po wyspie, może uda się odnaleźć dalsze poszlaki, które pomogą nam odpowiedzieć na pytanie co się stało z kolonistami. Co panowie na to ?

Po tych słowach Piotr zamilkł czekając na reakcję towarzyszy. Był gotowy tym razem bronić swego zdania. Był w raczej kiepskim humorze, był obolały i niewyspany po ostatniej nocy. Nie miał więc ochoty na dłuższe dyskusje. Tak naprawdę uparł się na szukanie tego Ryana właściwie dlatego, że interesowało go, jakie jeszcze tajemnice kryje ta wyspa.

abishai 24-05-2012 14:10

-Jak wczoraj poszliśmy szukać piratów, to omal nie skończyliśmy jako jeńcy. Nic tu specjalnie po nas, zważywszy, że nikt z nas myśliwym nie jest.-stwierdził chrapliwym głosem Robert. Po czym zaczął wyliczać na palcach.-Piraci, Indianie, jaszczury i cholera wie co... jeszcze. Pytaniem jest czy Ryan przeżył, a jeśli tak... to gdzie go szukać?
Szlachcic spojrzał na ruiny chat.-Jeśli plan polega na tym, że leziemy w dżunglę licząc na łut szczęścia, to ja panowie się na to nie piszę... jeszcze mi życie miłe. Jeśli mamy iść w te chaszcze, to lepiej wiedzieć gdzie iść, jaki kierunek obrać, jaki cel osiągnąć.
Potem wzrok de Marsaca skupił się na Banksie.-No więc ? Mamy jakiś plan nie streszczający się w słowach: "Idziemy w dżunglę, a nuż napotkamy zaginionego". Mamy?
Sięgnął po znalezisko z wczoraj, ową indiańską strzałę.-Jak dla mnie ta poszlaka wystarczy. Nie chcę kolejnych znaleźć wbitych we własny zadek.

Sirion 24-05-2012 18:24

W jednej chwili Ryan znów został sam we wrogim środowisku. Bez wiedzy, gdzie się znajduje (oprócz tego, że w północnej części wyspy). Bez prowiantu. Bez większych nadziei na odszukanie towarzyszy.

Sądził, że pożałuje tego co miał zaraz powiedzieć, ale liczył, że uda mu się zdobyć nieco czasu dla siebie, na przemyślenie co zrobić dalej. Poza tym, może uda mu się zgarnąć jakieś poczęstunek powitalny...

- Rosa! - Krzyknął do kapitanki - A nie przydałby ci się kolejny członek załogi? Sądzę, że pokazałem ci już moje umiejętności...

JanPolak 26-05-2012 23:42

Robert Arthur de Marsac, Robin de Briosse, Piter de Banx

Pannę de Briosse ciekawość zaprowadziła do jednego z większych domów stojących przy placu. Dziewczyna ostrożnie pchnęła półotwarte drzwi i zajrzała do wnętrza. Domostwo, choć kolonijną modłą pozbawione przepychu, było przyzwoicie utrzymane i dobrze wyposażone. Nie zostało obrabowane (skąd więc niezamknięte drzwi?), a znajdujące się wewnątrz przedmioty świadczyły, że mieszkańcem musiał być geograf lub kartograf. Mapy zajmowały dużą część ścian i stołów. Można było wśród nich znaleźć pobieżnie kreślone zarysy brzegów Ultimy. Na innych kartach rozrysowano okolice Wyspy Jaszczurek z najciekawszymi punktami w pobliżu (tę mapę chyba na niedawno aktualizowano). Był też plan samej wyspy z kolonią, na którym widać było centralną iglicę skalną, dwa porty: północny i południowy (ten, przy którym cumował Master Bruce) i główny plac mniej więcej w centrum kolonii (tam dotarła drużyna). Na zachód i wschód rozchodziły się mniejsze uliczki - na zachodzie prowadziły do siedziby magistratu, na wschodzie do zbrojowni.

Wnikliwe oko zauważyłoby, że budynek stał opuszczony co najmniej kilka dni. Musiał być porzucony nagle, gdyż stół w jadalni zastawiony był wciąż nieświeżą wieczerzą. Jedynym dziwnym elementem było krzesło przy stole - leżało ono przewrócone na podłodze.

Tymczasem towarzysze panny Robin wciąż zastanawiali się nad dalszymi krokami. Jednak rola poszukiwacza przygód wymaga inicjatywy i umiejętności podejmowania decyzji - bez tych cnót nie podołają zadaniu.

Ryan Shatterland

- Tak, Ryan, twoje umiejętności - odpowiedziała kapitanka, wskakując na pokład stateczku - Wyśmienicie błądzisz po lesie. Niestety ja odpływam i nie będę…

- Pani kapitan! - przerwał jeden z załogantów.
- Czego?
- No bo…
- Gadajże!
- Bo my… - pirat jąkał się, spuszczając wzrok.
- Nie odpłyniemy… - przerwał mu drugi załogant.
- Bo… nasz ster… - kontynuował pierwszy.
- Ster pękł - potwierdził drugi.
- A nasz cieśla…
- Poszedł z panią kapitan i nie wrócił.

Twarz Rosy zapłonęła gniewem, a jej piersi zafalowały od wzburzonego oddechu.

- Jak, do stu armat nabitych gównem, potrafiliście zepsuć ster przez jedną noc, wy paro pomiotów syfilitycznej maciory?! Nasz cieśla… Ryan!!! Związałeś naszego cieślę wczoraj na południu wyspy, ty synu pomywacza spluwaczek i kurwy lekkich obyczajów! Ty i twoje oddziały specjalne! Nie daruje ci tego, ty - kapitanka ze szpadą w dłoni już szykowała się do zejścia z pokładu, gdy nagle zawahała się.

- Ryan - powiedziała zmrożona - spójrz za siebie.

Szły od strony lądu. Powoli, z płynnością w ruchach, pochylone nisko, węsząc i wpatrując się w wypatrzone ofiary. Pięć okrytych zieloną łuską, dwunogich bestii. Raptory.


Sytuacja wyglądała następująco: jaszczury szły od lądu w stronę pomostu. Na początku pomostu stał Ryan, dalej cumowało kilka łódek, barka i unieruchomiony piracki stateczek z resztą bohaterów tej sceny na pokładzie.

- Ryan! - wydarła się kapitanka - ZRÓB COŚ!!!

Vantro 28-05-2012 20:35

Robin z za interesowaniem oglądała swoje znalezisko. Zwróciła uwagę na przewrócone krzesło i resztki jedzenia. " Ciekawe co sprawiło, że gospodarz tego domostwa w takim pośpiechu go opuścił? Czy ciekawość czy raczej panika?" - zastanawiała się dziewczyna rozglądając czy gdzieś nie zobaczy zostawionej broni, świadczącej jednak o tym, że wybiegający z domostwa mieszkaniec nie miał na celu jego obrony. Robin przyglądała się rozłożonym na stołach mapom i po dokładnym ich obejrzeniu zwinęła te, które wydawały jej się przydatne.


Jeszcze raz potoczyła wzrokiem po pomieszczeniu i ze swoim znaleziskiem wyszła z wnętrza domostwa. Poszła do domu w którym spędzili noc i od progu oznajmiła:
- Znalazłam dokładne mapy tej wyspy. Myślę, że nie ma co stąd tak od razu zwiewać, bo przecie jakby były tu te dzikusy to już by na nas napadli. Warto popatrzeć na te mapy, może któryś z was się na mapach lepiej zna ode mnie. Jak nie to... ja mam zamiar wdrapać się na tą iglicę skalną i z niej porozglądać dookoła.
Położyła mapy na stole i spojrzała na swoich współtowarzyszy.
-A umiesz się wdrapać, bez skręcenia sobie karku w drodze powrotnej?- spytał de Marsac.-W błyskawicznej... drodze powrotnej w dół.
- Już ci mówiłam, że o mój kark nie masz się co zamartwiać. Już moja w tym głowa, by tam się wdrapać i moja by swój kark zachować w takim stanie jak trza. - odburknęła mu dziewczyna, po czym dodała - Znasz się na mapach?
-Zabawne, że twoje czyny i pomysły... przeczą twym zapewnieniom. Robisz wszystko, bym miał się czym zamartwiać panienko Robin.- burknął Robert i rzekł.-Umiem korzystać z map, to akurat nie jest skomplikowane.
- Jak na razie widać iż bez twej pomocy jakoś sobie radzę, aby kark nie ucierpiał w czasie mych czynów i realizacji pomysłów. Więc zbytek łaski z twego zamartwiania. Lepiej zerknij na te mapy, może coś ciekawszego powiesz po ich obejrzeniu. - odparła Robin nie żałując swego języka by mu się odciąć. A równocześnie mając nadzieję, że niechciany "opiekun" jednak zrezygnuje z roli niańki.

necron1501 06-06-2012 22:52

Abelardo obudził się z głębokim westchnieniem. Kolejny dzień pod pokładem zaczynał być nurzący. On rozumiał że jest jeńcem, ale spacerek po świeżym powietrzu byłby miłą odmianą. Chociaż nie… Na górnym pokładzie bujanie się podłoża jest nieznośne. Czując że go zaczyna mulić jedynie na samą myśl, potrząsnął głową. Dla przykładu: od jakiegoś już czasu stoją w jakiejś zatoce albo innym równie spokojnym miejscu, a oni go nawet na przechadzkę nie wypuszczą! Teraz, kiedy nareszcie może się poruszać bez strachu, że odda swoje śniadanie. Albo chociaż krótki utwór na sponiewieranej mandolinie co to kurzy się w rogu.

W ogóle cała sytuacja była komiczna. Wyruszył z wyprawą do Nowego Świata, tylko po to, aby cudem przeżyć napad piratów i skończyć jako ich jeniec. Co gorsza, chcieli nim nakarmić te krwiożercze rybki! Tylko dzięki swemu nieodpartemu wdziękowi oraz przekonywującej przemowie wzięli go za kogoś ważnego. Tylko kto teraz zapłaci za niego okup? No, ale tym będzie się martwić później. Chwilowo musiał jakoś się uwolnić, przejąć okręt i dotrzeć do cywilizacji. Nic prostszego, biorąc pod uwagę, że piratów było dość sporo. Ale co to dla niego!
Najbardziej jednak smuciły go przerwane wizyty pani kapitan. Ah! Ma kobita czym oddychać, a ta ogłada ! Iberyjczyk parsknął śmiechem na swój własny żart. Szkoda że nie miał słuchaczy. Nawet szczury go nie odwiedzały. Zaczynał się martwić i zastanawiać co to się z nią stało i czy to dlatego stali nieruchomo. Właściwie to było błogosławieństwo.
Obmyślając plan doskonały swej ucieczki modlił się, aby nie odbili w ciągu najbliższych paru dni. Inaczej będzie skończony. Nagle usłyszał gwałtowny ruch nad sobą wraz z radosnymi pokrzykiwaniami. Oho, czyżby jego czas na myślenie został zakończony? Słyszał pojedyncze pokrzykiwania, jednakże nie mógł rozróżnić słów. Do stu diabłów! Klnąc pod nosem, Abelardo próbował usadowić się tak, aby móc poderwać się z miejsca. Niestety łańcuch przybity do belki nie ułatwiał zadania. Doceniłby, gdyby mu go zdjęli, pieruńsko ciężkie. Jakby czytając mu w myślach, na schodach prowadzących na pokład pojawił się paskudny pirat. Nigdy nie sądził, że będzie się cieszył na ich widok. Panowie do pięknych nie należą, ten to chyba jeszcze majtek, więc papuga ma więcej mózgu niż on.

- Nie ruszaj się, bo kurwa przebiję - – burknął nowo przybyły – Bosman kazał Cię uwolnić, machać szablą podobno umisz. Czas się wykazać – paskudny uśmiech nie napawał optymizmem. Ale co tam! Liczy się wolność. Głośne klik było muzyką dla jego uszu. Pocierając nadgarstki psioczył na co święte. Podniósł się z westchnieniem ulgi z podłogi i spojrzał pytająco na przygłupa.

- Broń? – zapytał. Jak milo będzie pomachać chwilę żelastwem, coś konstruktywnego. Rozciągając się, zadał kolejne pytanie - I z kim mam się bić? – odpowiedzi nie uzyskał został popchnięty w kierunku schodków prowadzących na górny pokład.
Ostre promienie słońca oślepiły go. Przysłaniając oczy ręką rozejrzał się. Tak jak się spodziewał, byli w jakiejś zatoczce, ptaszki albo ich pochodne ćwierkały, słonko świeci, orzeźwiająca bryza, nic tylko wyciągnąć buteleczkę i przysiąść w cieniu. Tak to w życiu bywa, że nigdy nie ma za dobrze. Mocne pchnięcie w plecy przypomniało mu, że nie jest tu po to, aby podziwiać widoki. Z małej piaszczystej plaży w kierunku statku kierowały się dwie postacie. Nie mógł być pewien, ale jedna z nich jest prawdopodobnie pani kapitan, wszędzie rozpoznałby te krągłości! Druga osoba to jakiś majtek, albo równie mało istotna osoba. Podnosząc wzrok na tropikalny las w oddali, zdał sobie sprawę, że z zacienionego terenu wyłaniają się kolejne sylwetki. Niezbyt ludzkie. Jakieś kurwa potwory. Co to jest? Z każdą chwilą oczy robiły mu się coraz bardziej szerokie.

- Co to na litość wszystkich Muz jest ?! – podniósł odruchowo głos. Ah, wyczuwał materiał na balladę w powietrzu – Dajcie mi broń – powiedział do prowadzącego dotychczas go pirata.

Sirion 07-06-2012 18:06

- Zrób coś... Zrób coś... Bardzo śmieszne... - Powtarzał pod nosem słowa Rosy Ryan. - Ciekawe czy jedzą coś jeszcze, oprócz mięsa... Chociaż patrząc na te zęby trudno uwierzyć, że żywią się też roślinami... Myśl Ryan, myśl! - Prowadził wewnętrzny dialog sam z sobą.

- EJ! WY TAM NA STATKU! - Krzyknął do załogi - JEŚLI MACIE NA POKŁADZIE JAKIEŚ MIĘSO, TO PRZYNIEŚCIE JE SZYBKO I RZUĆCIE IM NA POŻARCIE! POZOSTALI NIECH UZBROJĄ SIĘ W BROŃ PALNĄ I CZEKAJĄ NA DOGODNĄ SYTUACJĘ DO STRZAŁU! I PRZEDE WSZYSTKIM NA BOGA NIE POZWÓLCIE IM WEJŚĆ NA STATEK!

Mógł tylko liczyć, że ludzie Rosy go posłuchają, a sama kapitanka nie będzie oponować. Skoro te jaszczurki (przynajmniej tak twierdziła jego towarzyszka) są w stanie wyczuć krew ofiary, być może skusi ich także ich własna. Plan był prosty, kiedy jeden z raptorów padnie, być może pozostałe rzucą się na niego i dadzą im nieco czasu. Wszystko zależało od tego, jak bardzo głodne są bestie i jak zręczni piraci... Chociaż ich dotychczasowy pokaz umiejętności nie nastrajał optymistycznie Ryana...

Rzucił się biegiem wgłąb pomostu. Normalnie nie wykonywał by gwałtownych ruchów, ale skoro i tak krwawił, nie robiło to większej różnicy.
- Rosa! Odcumuj łódkę, nie ma czasu biec na twój statek, a musimy się gdzieś schronić, sądzę, że na lądzie są znacznie groźniejsze, niż w wodzie...

Jedynym ryzykiem, byłoby wskoczenie jednego ze stworzeń na łódkę, ale w takim wypadku mieliby do dyspozycji ostrza i nie powinni mieć problemu, przed obronieniem się, natomiast, gdyby jaszczury chciało do nich podpłynąć stanowiły by łatwy cel dla strzelców...

Plan był według Ryana dobry. Trzeba było tylko zdążyć...

JanPolak 09-06-2012 15:28

Robert Arthur de Marsac, Robin de Briosse, Piter de Banx

Panna de Briosse po karkołomnej wspinaczce dostała się na szczyt skalnej iglicy. Roztaczał się stamtąd widok na całą wyspę. Na południu widziała przystań i łódź, którą przypłynęli. Na zachodzie okalający kolonię las został najbardziej przetrzebiony i za pasmem domów rozpoczynały się pola. Na wschodzie zabudowania kończyły się dużym budynkiem zbrojowni. Zaś po stronie północnej pojedyncza droga biegła aż do przystani. Tam stało kilka małych łodzi oraz - kłębiło się kilka postaci. Był to jedyny ślad obecności ludzi na wyspie. Z daleka, małe jak mrówki, postacie wydawały się biegać… być może walczyć… z kim? Z jaszczurami? Czy aby jedna z postaci nie była ubrana jak Ryan?


Ryan Shatterland, Abelardo Saavedra

- (…)JEŚLI MACIE NA POKŁADZIE JAKIEŚ MIĘSO, TO PRZYNIEŚCIE JE SZYBKO I RZUĆCIE IM NA POŻARCIE!(…)

Dwaj piraci popatrzyli na siebie, potem na Abelarda…

- Za chudy jest - mruknął jeden z rozbójników.

Jednak plan Ryana wykonali. Znaleźli jakieś ochłapy mięsa i wyrzucili na pomost, chwycili broń palną i czekali w pogotowiu. W tym czasie Rosa i Ryan siłowali się z cumami małej łódki.

- No pewnie, że nie są groźne w wodzie - twierdziła kapitanka - Na wodach najgroźniejsza jestem ja!

Tymczasem trzy jaszczury zbliżały się, pochylając głowy i węsząc za zdobyczą. Wreszcie chyba rozdrażnione ruchami ludzi - skoczyły do ataku. Pędziły jak wiatr, stawiając wielkie susy, wpadły na pomost. Jeden z nich za cel obrał sobie szalupę z Ryanem i Rosą, dwa statek z piratami i Abelardem.

Pierwszy wziął rozpęd i wskoczył wprost do szalupy. Zakołysało, zatrzęsło, oboje załoganci ledwo ustali na nogach - ale żadne z nich nie straciło równowagi. Niestety - raptor również ustał. Na ciasnym pokładzie łódki rozpoczął się bój na rapiery i pazury. Walczący uważać musieli nie tylko na ataki przeciwników, ale i na możliwość wypadnięcia za burtę.

Dwa kolejne jaszczury biegły po pomoście wprost na piratów i Abelarda. Rozbójnicy wypalili z pistoletów i chybili. Jeden z raptorów poślizgnął się na wyrzuconym mięsie i wyłożył jak długi na deskach pomostu - co chwilowo wyłączyło go z walki. Drugi zaś wpadł na pokład, wprost na jednego z piratów. Ostre pazury świsnęły w powietrzu, trafiając wilka morskiego, który momentalnie padł bez życia. Bestia wydała z siebie ryk zwycięzcy. Szykowała się do ataku na pozostałych dwóch przeciwników.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:43.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172