Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-04-2012, 20:57   #31
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Vincent dopił wino i zapłacił rachunek, dając kelnerce spory napiwek, jak na byłego szlachcica przystało. Przeciągnął się, oglądając występ egzotycznie ubranego miecznika. Była to prawdopodobnie najlepsza rozrywka na jaką mógł liczyć w tak nudnym i zapyziałym miasteczku pośrodku East Blue. Gdy ten opuścił lokal, Vincent postanowił zrobić to samo. Wyglądało na to, że sprawa jego łodzi nie rozwiąże się tak szybko jak tego oczekiwał. Nie zaszkodzi więc udać się do bazy marines i osobiście przypomnieć im jakie są ich obowiązki wobec szlachty! *Ach, ten żałosny system* - pomyślał. Gardził nim od kiedy tylko osiągnął wiek rozumu (w jego przypadku było to gdzieś w okolicach 5 lat). System w którym to urodzenie determinuje czy jesteś kimś ważnym, przeciętnym, czy też zwykłym śmieciem. System w którym nie liczą się wiedza, umiejętności, ani nawet sama szlachetność. Nie mają znaczenia marzenia i ambicje. Ten miecznik z baru... tak, widział to w jego oczach. Tacy ludzie jak on zasługiwali na tytuł szlachecki, a nie te skorumpowane egoistyczne namiastki istot ludzkich wśród których wychowywany był całe życie.
Tak sobie rozmyślał, gdy nagle zauważył owego miecznika idącego kilka kroków przed nim. Czyżby on również zmierzał w kierunku bazy marynarki?
- Hej, mieczniku - zagadał do nieznajomego, kładąc mu rękę na ramieniu. - Chciałem tylko powiedzieć, że dałeś całkiem niezły pokaz, tam w barze. Nie cierpię takich śmieci, jak tamten żebrak. Nic tylko pogratulować. Dziwię się, że nie dostałeś owacji na stojąco.
-Z tego co kojarzę dostałem gromkie brawa za brak butów- uśmiechnął się Lu. W sumie nie miał ochoty na rozmowę. W myślach cały czas planował to co zamierza zrobić wieczorem. Ale mają przy boku rozmówce nie mógł powstrzymać sie od wymiany myśli i spostrzerzeń.
- To zajście nie było znowu takie pokazowe. Wydaje mi się że byliśmy w podobnej sytuacji pieniężnej. Z tym wyjątkiem ze ja czekałem na moment aż oficer marines wyjdzie z baru aby dowiedzieć się czegoś o płatnych zleceniach. On natomiast spróbował swojej metody. Cieszę sie że zajście skończyło sie tylko i wyłącznie na “aktorstwie”. Nie lubię nie potrzebnego rozlewu krwi. - opowiadał ze spokojem Lu, cały czas rozglądając sie po mieście w poszukiwaniu skrytek, dróg ucieczki. ”widzę ze dachy są blisko siebie. To dobrze ucieczka po nich będzie łatwiejsza”- zauważalnie sie uśmiechnął i zapytał. - Jestem ciekaw co cię przywiało do tego krańca świata, albo raczej tej dziury nieznajomy. Nie wygadasz na tutejszego - odwrócił się i spojrzał z pod kaptura na towarzysza.

- To samo mógłbym powiedzieć o tobie - chłopak w cylindrze odwzajemnił uśmiech. Sam nie wiedział czemu, ale tym razem miał ochotę być szczery ze swoim rozmówcą. - Pewnie mi nie uwierzysz, ale jestem piratem.
To powiedziawszy umilkł na moment, obserwując reakcję miecznika.
- A właściwie to poszukiwanym szlachcicem z North Blue. Możesz o tym powiedzieć komu chcesz. Tutejsza marynarka nie ma pojęcia że jestem zbiegiem i jeśli ktokolwiek spróbuje mnie o cokolwiek oskarżyć, to prędzej zamkną jego niż mnie - tu spojrzał wymownie na nieznajomego. - Zresztą, do tej pory nie popełniłem żadnego przestępstwa, poza jednym - poszukiwaniem wiedzy. Więc jak widzisz, nie masz czego się obawiać z mojej strony.
Wciąż się uśmiechając ściągnął zębami rękawiczkę z prawej dłoni (gdyż w lewej wciąż trzymał ciężki wór przewieszony przez ramię) i podał ją nieznajomemu.
- Vincent Wheeler - przedstawił się z rękawiczką w zębach. - A ciebie jak zwą?
Pirat hmm.. kto by pomyślał.”. Lu zbadał spokojnym wzrokiem rozmówcę, po czym odwzajemnił uścisk dłoni. - Zwę się Luven Tenebris, i jak już widziałeś jestem szermierzem, ale także kucharzem - powiedział. - pochodzę z Shimoshiki - niewielkiej wyspy na East Blue, więc taki nie tutejszy znowu nie jestem. - powiedział z uśmiechem. - Ale podobnie jak ty jestem tutaj raczej przejazdem. Mogę zapytać dokąd zmierzasz ? Czy może tak jak ja spacerujesz podziwiając okolicę ?
- Do siedziby marynarki - odpowiedział bez ogródek, zakładając ponownie rękawiczkę. - Marines zarekwirowali moją łódź parową, ale przekonałem ich żeby mi ją oddali. Teraz zamierzam tylko nieco ich pogonić, bo trochę mi się spieszy żeby opuścić tą wyspę. Strasznie tutaj nudno.
-Widać ze zmierzamy w tym samym kierunku. Jednak ja mam na celu “zwiedzanie” tej mieściny- mówiąc to puścił oczko do Vincenta i zagadkowo się uśmiechnął. Cóż miał innego zrobić, w końcu powiedzieć otwarcie że zamierza podkraść trochę sprzętu marines do niego nie pasowało.-Możliwe że ścieżki naszego przeznaczenia niedługo się zejdą Vincent. - wypowiedziawszy to zdanie odwrócił wzrok w w stronę portu (oceniał odległosć), i ponownie zaczął się rozgladać po okolicy. “Już niedługo bedziemy na miejscu. Jednak z akcja aczekam aż do zmroku. Tak bedzie lepiej dla nas. Prawda Magari ?”.
- Zwiedzanie? Och, doprawdy? - zapytał Vinc z udawanym zdziwieniem. - Wiesz co, chyba mam dla ciebie lepszą propozycję. Dam ci 1000 beri jeśli pójdziesz ze mną do bazy marines jako mój bodyguard i pomożesz mi ich nastraszyć. Człowiek z mieczem wygląda dużo bardziej przerażająco niż taki cherlak jak ja.
Zastanowił się jeszcze przez chwilę, po czym dodał.
- A jeśli uda mi się odzyskać moją łódź, to za darmo będziesz mógł się na nią zabrać. Mam już przygotowane zapasy dla dwóch osób, tak na wszelki wypadek - mówiąc to poklepał wielką torbę którą niósł. - Oczywiście o ile nie zaciągnąłeś się jeszcze na jakiś większy statek.
-Hmm kusząca propozycja. W sumie moje zwiedzanie i twoja trasa się nakładają wiec czemu nie miał bym na spacerze zarobić.- na twarzy pojawiło się zadowolenie, i cień miny stanowiącej efekty rozmyślań i planowania.- W sumie nie wiadomo czy uda nam się odzyskać twoja łódź, ale mogę wysnuć podejrzenie że zarekwirowali ją tylko do wieczora.
- Cóż, w takim razie przekonajmy się co może zdziałać siła perswazji. Dla mnie każda godzina bez pracy, to godzina zmarnowana.
To powiedziawszy udał się wraz z nieznajomym do siedziby marynarki, gotowy na wszystko by odzyskać swoją własność.
 
Tropby jest offline  
Stary 13-04-2012, 16:26   #32
 
Keigar's Avatar
 
Reputacja: 1 Keigar nie jest za bardzo znany
Bohaterowie przedstawienia postanowili udać się na stronę. Cóż nie zależało mu na tym by to oglądać więc nie zamierzał się tym przejmować. Zamiast tego zdecydował się dalej kontynuować swą jakże przyjemną rozmowę. Nad odpowiedzą dziewczyny z lekka się zastanowił. Zielonowłosemu wydała się ona całkiem błyskotliwa, jak na słowa osoby nie wyglądającej na wprawioną w boju.
- Hmm, w sumie racja. Jeśli oboje są niezłymi aktorami to pewnie do niczego nie dojdzie. - Odparł spokojnym tonem z zaciekawieniem obserwując dziewczynę.
Cóż teraz właściwie rzucił tym co wiedziało o tamtym chłoptasiu, co chciał go naciągnąć na darmowy posiłek. Pytanie blondynki odrobinkę go zaskoczyło, po krótkim namyśle postanowił potwierdzić tak by nie wyszło na jaw, że w tej awanturze miał miały udział.
- Taa... Ukradł mi gdy wychodziłem. Pewnie odbiorę go później. - Rzucił jakby wzdychając.
Po chwili zauważył, iż w sumie jeszcze się nie przedstawił, więc postanowił to nadrobić.
- Tak, pozatym zwę się Keigar, miło mi. - Odrzekł uprzejmie delikatnie się uśmiechając i z lekka kłaniając.
Następnie ze spokojem wysłuchał odpowiedzi dziewczyny, jeżeli postanowiła sama się również przedstawić. W między czasie z średnim zainteresowaniem obserwował też jak świnka wyrywała się z objęć dziewczyny i chyba wybierała na małą przechadzkę. Tak czy siak nie zamierzał obserwować dalszych losów zwierzaka, więc począł dalej kontynuować rozmowę.
- Hmm, tak właściwie, to jesteś podróżną czy mieszkanką tej wyspy. - Spytał spokojnym, acz miłym tonem, mając dalej na twarzy delikatny uśmiech.
Nie chciał wyjść na wścibską osobę, ot tak po prostu go to zaciekawiło, cóż może szukał towarzyszy, by wybrać się na dalszą wyprawę.
 
Keigar jest offline  
Stary 13-04-2012, 20:30   #33
 
Nutella's Avatar
 
Reputacja: 1 Nutella nie jest za bardzo znany
Kiedy szermierz z dziwnym gościem skończyli już swój występ i poszli sobie znowu się zrobiło nudno. Nagle rybolud zauważył, że to zwierzątko, które wcześniej spało na rękach blondynki, teraz biegło gdzieś szybko. I tak nie miał nic do roboty więc uznał, że pójdzie za nim. Ciekawe gdzie się tak śpieszy. Poszedł za nim i zobaczył jak podbiega do pewnego bruneta. Postanowił, że zagada.
-Witaj chłoptasiu. Fajną masz świnke.
 
Nutella jest offline  
Stary 14-04-2012, 00:40   #34
 
Colette's Avatar
 
Reputacja: 1 Colette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodzeColette jest na bardzo dobrej drodze
Na szczęście nie doszło do żadnej rozróby. Co prawda McKay nie obserwowała dokładnie całej sytuacji, ale brak hałasu zwiastującego burdę był dobrym znakiem, a ona dzięki temu, na spokojnie mogła zająć się prowadzoną konwersacją.
- Mam nadzieję, że go odzyskasz - odpowiedziała jakby tonem pocieszającym, ale jak mogło brzmieć to inaczej, skoro przy odpowiedzi dotyczącej kapelusza, zielonowłosy westchnął? - Mnie również miło poznać. Nazywam się Colette...MaKay.
Przedstawiła się z uśmiechem robiąc króciutką przerwę przed nazwiskiem. Może po prostu nie była pewna czy się w całości przedstawić skoro poznała tylko imie rozmówcy? Kto wie...
Pomimo jednak owego spokoju, dzięki braku burdy, świnka śpiąca na rękach Colette w końcu się obudziła. W dodatku ku zaskoczeniu dziewczyny, zwierzątko zaczęło się wyrywać, a gdy stanęło na ziemi to wcale nie uciekło od razu...Zastanawiające. Fakt był takie, że mowy zwierząt nie znała, ale wydawało się, że zwierzaczek chce by iść za nim...
- Huh? - zwróciła wzrok z powrotem na zielonowłosego - Podróżną. Niedawno tutaj przybyłam - odpowiedziała z delikatnym i niepewnym uśmiechem - Dlaczego pytasz? - zapytała niewinnie choć fakt był taki, iż spodziewała się odpowiedzi w stylu 'z ciekawości'. Przy okazji jej wzrok wędrował co chwilę za świnką... - Przepraszam - dodała jakby miała zaraz odejść, ale... - Może się przejdziemy? Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko.
Rzekła miło, nie mając zamiaru nikogo do niczego zmuszać. Po prostu martwiła się o świnkę. Co prawda miała ją przy sobie niedługo, ale zwierzaczek jest tak mały, że może go ktoś zdeptać! No, a nie wypadało tak nieładnie kończyć rozmowy.
Słysząc kwestię o kapeluszu uśmiechnął się nieznacznie bardziej, natomiast imię rozmówczyni wydało mu się nadzwyczaj ciekawe. Jednakże ponieważ rozmowa wciąż trwała, ro zielonowłosy już chwile później zastanawiał się nad odpowiedzią dla Colette.
- Cóż tak pytam, gdyż pytam, gdyż szukam osób z którymi mógłbym się wybrać na wyprawę po morzach tego świata. - Odrzekł uprzejmym tonem.
Słysząc słowa dziewczyny spojrzał na prosiaczka z średnią chęcią.
- Ech, niech będzie. - Odparł spokojnym tonem z wolna ruszając w danym kierunku.

- Naprawdę przepraszam - przeprosiła ponownie, słysząc westchnięcie komentujące propozycję przechadzki - Nie chciałam być niegrzeczna, ale po prostu martwiłabym się... - dodała, kierując swe niespieszne kroki w stronę, w którą udał się zwierzaczek - Huh? Wyprawę po morzach? Nadawałabym się?
Zapewne zwyczajna osóbka zapytałaby z jakiego toż powodu ktoś zbiera ludzi by wyruszyć na morza, ale jak widać Colette ciekawiło co innego niż ‘jesteś podróżnikiem? Piratem? Dlaczego?’. Taa...Prawda była taka, że odkąd opuściła dom, miała zamiar przyłączyć się do kogoś, ale szczęście póki co jej nie dopisało. Oh, wiedziała dlaczego - nie była pewna czy nadawałaby się do ‘okrutnej’ załogi pirackiej czy...jakiejkolwiek załogi. Dlatego też było to pierwsze niewinne pytanie, które wydobyło się z jej ust wręcz odruchowo.
Heh, no i się okazało, że wyrażenie odrobiny niechęci potrafiło trochę zanadto zestresować rozmówczynię.
- Za bardzo się zamartwiasz, nic się nie stało. - Odparł uprzejmie z delikatnym uśmiechem.
Słysząc pytanie nieznacznie poszerzył obecny wyraz twarzy. Cóż takie kwestie sporo mówiły o osobowości Colette. Wydawała się miłą i życzliwą osobą, a taką towarzyszką raczej by nie pogardził.
- Hmm, sądzę, że tak, a znasz się na czymś? Na mapach na przykład? - Odrzekł miłym tonem.

Co prawda przyjęła słowa Keigara do wiadomości, ale niestety pewnie i tak dalej będzie się martwić nawet drobnymi rzeczami. Dlaczego? Po prostu już taka była, więc trudno się tego wyzbyć.
- W rzeczy samej - zaczęła z uśmiechem bo coś na czym się zna to jak koło ratunkowe - Właściwie to jestem kartografem. Znaczy znam się też co nieco na nawigacji, ale głównie jestem kartografem.
To już było dodane głosem przypominającym nieco...przeprosiny? Zapewne nawigator jest bardziej przydatniejszy od kartografa - zwłaszcza na okręcie...Ale jednak na czymś się znała! Naturalnie wciąż podążała za zwierzaczkiem.
 
Colette jest offline  
Stary 14-04-2012, 21:39   #35
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
P-chan biegł przed siebie, aż zatrzymał się pod nogami Yokko, wyraźnie zadowolony że wrócił do swojego partnera. Jednak jeden rzut oka na bądź co bądź potężnie zbudowanego Francisa wystarczył, by niedużą jednak świnkę obleciał strach. Prosiaczek popędził z powrotem co sił w krótkich nóżkach, by na końcu tej szalonej trasy skryć się przed "potworem" pod sukienką Colette.
Rzecz jasna Yokko pognał za zdezorientowanym, przestraszonym P-chanem, a rybolud z braku lepszych zajęć również puścił się za nim. Tak więc w porcie, mniej więcej na środku nasza radosna czwórka - Keigar, Colette, Francis i Yokko - zbiła się w grupkę. No dobrze, ale co u pozostałej dwójki?
Luven i Vincent zaszli już aż do miejscowego posterunku Marines. Nie był on specjalnie oddalony od portu, więc to wam pozostawiam decyzję o tym, czy był to wyczyn.
Budynek był piętrowy i zdaje się, że podpiwniczony. Wybudowano go całego z czerwonej cegły i nakryto dachem krytym dachówką. W promieniach zachodzącego słońca musiał sprawiać makabryczne wrażenie całego unurzanego we krwi.
Weszli. Zaraz przed nimi, na końcu korytarza, marynarze mieli ustawione biurko, przy którym mogli podejmować interesantów. Siedział tam właśnie jeden żołnierz, dość zdenerwowany i wyraźnie przemęczony. Gdy Vincent wyłuszczył swoją sprawę, żołnierz nieco jąkając się wyjaśnił, że niestety nic nie można w tej chwili zrobić w sprawie łodzi.
- Niestety, nasza kwatera jest w tej chwili dość zapracowana, pan wybaczy sir.- Rzekł.- Odkryliśmy na wyspie ognisko przemytu broni na West Blue, poza tym jeszcze liczne doniesienia o miejscowej przestępczości niezorganizowanej... Pana łódź zostanie odprowadzona do doków tak szybko, jak będzie to możliwe. A teraz przepraszam...-
Tak więc Vincent i Luven musieli opuścić posterunek, niestety niczego nie załatwiwszy. Gdy wrócili do portu, machinalnie niemal skierowali się w stronę znajomych kształtów - ryboluda wybijającego nieco wzrostem ponad tłum i wyglądającego jak chuligan Yokko. Gdy stanęli w pobliżu, przemieniając grupkę czteroosobową w sześcioosobową, jakiś chłopczyk, będący zdaje się z mamą na zakupach na portowym bazarze zawołał.
- Patrz mamusiu, jacy śmieszni ludzie.- Uśmiechnął się tak, jak uśmiechać się może tylko podekscytowane dziecko i dodał.- To na pewno piraci.-

Tak. Wasz MG zebrał was razem.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline  
Stary 17-04-2012, 15:21   #36
 
Poker123's Avatar
 
Reputacja: 1 Poker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znany
Vincent
- Phi! - prychnął gniewnie Vincent, łypiąc spod oka na Luvena gdy opuszczali budynek. - To wszystko twoja wina. Mówiłem że masz wyglądać groźnie i przerażająco, a nie oglądać wszystko z rozdziawioną paszczą, jakbyś pierwszy raz w życiu widział posterunek marynarki. Możesz to uznać za część swojego zwiedzania, bo jak dla mnie twoja pomoc nie była warta złamanego beri.
Szedł tak przez port, narzekając na wszystko co przytrafiło mu się od rana, gdy nagle wraz z Luvenem wpadli na czwórkę osób które spotkali wcześniej w karczmie oraz dziecko które uznało ich za piratów.
- A pewnie że jestem groźnym piratem! Lepiej stąd znikaj zanim przetrzepię ci skórę wścibski bachorze! - krzyknął rozgniewany Vincent, po czym zwrócił się do pozostałej czwórki. - A wy coście za jedni? Wyglądacie na zagubionych.

Luven
Lu wychodząc z posterunku czuł zawód. Inaczej wyobrażał sobie tutejszą bazę marines. “Cholera! Co ja se myślałem. Na takim zadupiu jakaś konkretniejszy magazyn. ehhh... Magari też żeś się nie wykazał. Może co najwyżej później wpadniemy pożyczyć łódź.” - rozmyślał. Lu raczej nie zwracał uwagi na narzekania towarzysza. Słuchał ich lecz wolał pozostawić bez odpowiedzi. Zanim się spostrzegł znaleźli się na placu portowym. Chwile się rozglądając spostrzegł znane mu twarze, a słysząc komentarz brzdąca lekko się uśmiechnął. “Pierwszy raz ktoś nazwał mnie piratem. Ciekawe określenie.”.
-O witam panienkę.- ściągnął kaptur i lekko się ukłonił. - Nasze drogi znów się spotkały. Jak przechadzka? Udana? Mnie moje sprawy raczej się nie powiodły.- mówiąc przybrał raczej bez wyrazową minę, choć spoglądając na blond włosą zawsze starał się uśmiechać.

Yokko & P-chan
No, P-chan się znalazł, dodatkowo jakiś rybolud się do naszego bruneta, to mu jednak nie przeszkadzało, rybolud to w końcu też człowiek, no nie? Dobra.. trochu głupio to zabrzmiało, niemniej jednak chodziło o to że Yokko już w życiu z ryboludami miał wiele do czynienia i niewiele złego mógł o nich powiedzieć, gadać się z nimi da, myśleć potrafią, porządnie przy pieprzyć również-czego chcieć więcej? Na słowa rybeńki jednak nie od powiedział, tylko kiwnął głową na znak że się z nim zgadza i do tego lekko się na chwile uśmiechnął, nie mniej jednak musiał się teraz zająć rosnącym głodem swego partnera...
-No, P-chan, spójrz na naszą dzisiejszą zdobycz! Eee! Zaraz!? Gdzie spieprzasz!? Przepraszam za niego „rybeńko”, jest trochu nie okrzesany...- Odparł chłopak kładąc i odpakowując podarowane jedzenie na ziemi-tak by świnka mogła sobie je w spokoju wmucić, jednocześnie patrząc gdzież to on spieprza i co się okazało? A no znalazł sobie kryjówkę pod spódnicą jakiejś tam damulki, co jak co, ale tam to nasz młodziak zaglądać nie będzie, jeszcze za jakiegoś zboka go wezmą i kolejną awanturę wywołają, a na co to komu..? Właśnie. Dlatego też Yokko, dalej sobie kucając przy żarciu dla swego partnera szybko zmierzył wzrokiem Colette, już miał prosić o oddanie świnki, kiedy to zobaczył... paskudną mordę tego oszusta od żarcia! Jak to się nasz brunet zerwał z pół przysiadu, jak wstał zdejmując z swej głowy kapelusz zielonowłosego i gniotąc go w ręce.
-Tyyyy! Ty cholerny szczypiorku, oszukałeś mnie!-
Odparł młodziak zdejmując z pleców swą strzelbę, jednak jak na razie nie mierząc nią do nikogo, gdyż wtrąciły się do tego wszystkiego dwie kolejne osoby, szermierzyk od teatrzyku w knajpce i jakiś inny dziwoląg, pełno dziś takich... Następnie jakiś dzieciak wziął ich za.. piratów? Cóż.. w sumie dość dziwnie komponowali się z resztą mieszczan, więc można by tak pomyśleć ale...
-Jeszcze raz na dzieciaka warkniesz, to ty pierwszy-nie szczypioreczek wyląduje na ziemi z kulą w żołądku, kapiszi?-
Tak, straszenie dzieci to coś czego nawet taki niby „chuligan: nie tolerował, cóż... każdy ma jakiś tam własny system wartości.
Tak czy inaczej, chłopiec już został odprowadzony przez matkę w bezpieczną odległość od Vincenta.
-Co zaś do ciebie zielonku... nie chowaj się za piękną, tylko lepiej od razu przepraszaj i błagaj o życie! Wykrzyczał Yokko, ponownie kierując swe słowa do Keigara, tak, musiał mu oddać pięknym za nadobne, by potwierdzić to że nie żartuje wymierzył swą dubeltówką w żołądek „dżentelmena”. P-chan zaś w tym czasie, powoli wysunął się spod spódnicy Colette, spojrzał na żarełko złapał talerzyk pyszczkiem i wzium, wciągnął go ponownie pod spódnicę naszej damulki, gdzie zaczął swą ucztę, w jakże bezpiecznym schronie...

Vincent
- Ohoho, czyżby byle punk nie płacący za jedzenie, i do tego grożący wszystkim bronią na lewo i prawo próbował mnie pouczać? Zastanawiam się który z nas daje gorszy przykład dzieciom - powiedział Vincent ostentacyjnym tonem, po czym przez moment przyglądał się jak brutal grozi zielonowłosemu chłopakowi, z którym wcześniej rozmawiał jak dobry znajomy. W końcu jednak postanowił się wtrącić:
- Nie wiem co między wami zaszło, ale jeśli naprawdę jesteś taki twardy, to odłóż tą pukawkę i załatwcie to między sobą na pięści, jak prawdziwi mężczyźni - to powiedziawszy odłożył ciężki worek na ziemię i przybrał bojową pozę, stając do punka bokiem i wyciągając lewą rękę przed siebie. - Albo możesz spróbować zmierzyć się ze mną. Żeby wyrównać szanse, pozwolę ci nawet użyć tej twojej strzelby.

Luven
Nie zdążywszy usłyszeć odpowiedzi Colette Lu postanowił działać. - Panowie po co się tak gorączkować. Możemy to załatwić na spokojnie i bez awantury.- Jego twarz przyjęła raczej spokojny, uśmiechnięty wygląd, a ręka oparła się na rękojeści miecza (przełożonego przez prawe ramię). -Na wszystko jest rada. Usiądźmy i omówmy wszystkie problemy, nawet tutaj na środku tego placu. Ale najpierw... strzelcu odłóż swoją broń- podszedł bliżej towarzystwa, przechodząc położył dłoń na ramieniu Vincenta dającą znak aby i on się uspokoił. Zamknął na chwilę oczy, gdy je otworzył jego wyraz twarzy zmienił się drastycznie. Na ustach pisała się powaga, a w groźnym spojrzeniu można było wyczuć niebezpieczeństwo. Tak jakby jego osobowość całkowicie się zmieniła, żarty raczej się skończyły. Lu zacisnął dłoń na rękojeści ostrza i rzekł: -Opuść broń. Nie obchodzi mnie jakie macie ze sobą porachunki. Ale celujesz także w kierunku damy. Ostrzegam! Zanim pocisk opuści lufę, ty i twoja pukawka będziecie w kawałkach!

Keigar
Przechadzka za świnką raczej średnio mu się uśmiechała, jednakże skoro towarzyszka tego chciała, to by skory to przeboleć. Lecz sytuacja trochę się ułatwiła, gdy okazało się, iż prosiak postanowił wrócić do Colette. Niestety pojawił się mały problem, a mianowicie znajomy z baru. zielonowłosy na jego widok westchnął nieznacznie. Cóż w sumie jego widok przebolałby bez problemu, gdyby tamten go nie zauważył, no ale chłoptaś postanowił być jednak utrapieniem. “Ech i jeszcze musi być on taki głośny. Mógłby się przyznać, że to jego wina w końcu sam zaczął...” - Westchnął w myślach.
- Cóż, gdybyś nie próbował mnie naciągnąć, to to by się nie stało. - Odrzekł spokojnym tonem wnikliwie patrząc na chłopaka.
Zwrócił również uwagę na wyciągniętą strzelbę zastanawiając się czy jej nie zniszczyć, w końcu bez broni tamten powinien się nieco uspokoić. W międzyczasie zwrócił uwagę na komentarz jakiejś osoby przechodzącej oraz słowa jednej z nowo przybyłych person. Najwyraźniej zachowanie “pirata” nieco rozdrażniło łobuzerskiego chłopaczka, a to było na rękę zielonowłosemu, więc nie zamierzał się wtrącać. Tylko te nazywanie szczypiorkiem mu nie pasowało. Miał też nadzieję odzyskać swój kapelusz w miarę znośnym stanie. Tak, czy siak jednak nieciekawie się zaczęło, gdy dzieciak wycelował do niego z tej swej pukawki.
- Colette mogła byś schować się za mnie lub odrobinkę odsunąć? Ten chłoptaś może być trochę niebezpieczny, więc wolę byś nie stała na drodze strzału. - Odparł uprzejmie do dziewczyny.
Następnie przygotował dłonie do strzału, cóż niestety nie miał czasu by wyciągnąć rewolwery. Wycelował palec wskazujący w stronę upierdliwego Yokko, gdy inni zaczęli interweniować. Zachowanie nieznajomego nieco zaciekawiło i w sumie było mu na rękę, więc nieznacznie się uśmiechnął.
- Cóż, skoro chce to może być pierwszy, ja i tak nigdzie się nie wybieram. Chociaż trzeba przyznać, że jesteś ciut za bardzo wybuchowy. - Rzucił spokojnym tonem.
Zaraz po tym jednak dołączył samuraj. Najwyraźniej chciał uspokoić sytuację, lecz Keigar wątpił, iż da się uspokoić tego łobuza bez argumentu siły, no ale zawsze można zobaczyć. Co ciekawsze po chwili atmosfera wokół niego zmieniła się. W sumie nagle wydał mu się trochę niebezpieczny, z drugiej strony od pewnego incydentu żywił awersję do szermierzy, więc mógł to tylko wyolbrzymić. Nadmienić trzeba, że cały czas trzymał palec skierowany w lufę żeby w razie gdyby chłoptaś ze strzelbą wykazał chęć strzelenia, to zamierzał wypuścić pocisk z palca tak, by trafił w metalową cześć broni i wybił ją smarkaczowi z ręki. W między czasie zbliżył się nieco do ryboluda, jednak nie za bardzo by nie było że się za tym ukrywa. Cóż skoro obcy zajęli dzieciaka, to postanowił poszukać kolejnych towarzyszy.
- To twój znajomy, czy tylko się tak spotkaliście?. - Odparł spokojnym tonem.
Jednakże tak, jak miał palec wycelowany w lufę, to tak dalej nim tam celował, jednakże ze wszystkimi korektami co do przemieszczenia się.

Colette
Szli za świnką, aż tu nagle zwierzaczek sam wrócił! Ponownie znajdując schronienie pod suknią McKay. Zapewne od razu by się tym zajęła, gdyby nie fakt, iż zwierzątko nie wróciło same. Zapewne wystraszyło się ryboluda co nie dziwiło Colette. Oh, nie wygląd! Do ryboludów nic nie miała! Po prostu P-chan był malutki, więc i sama Cole pewnie wydawała mu się duża - więc co dopiero ktoś rasy ryboluda?
Wtem pojawiło się więcej osób...W pierwszej kolejności zwróciła uwagę na chłopaka, który pomógł jej przy mundurowym. Naturalnie przywitała go uśmiechem i miała zamiar od razu odpowiedzieć, ale...napięta sytuacja między paroma innymi osobami, niestety jej w tym przeszkodziła.
Nieznajomy, który nakrzyczał na Keigara, a który przyszedł za świnką nie wyglądał na zadowolonego. Ba, chyba mieli z zielonowłosym jakieś niesnaski...Wcześniej powiedziano jej, że to 'punk' ukradł kapelusz Keigarowi, a teraz okazuje się, że nowy znajomy niby też chłopaka oszukał...I komu tu wierzyć? Teoretycznie nie powinna się w to nawet mieszać, ale...nie potrafiła tego tak zostawić. Zwłaszcza, że jakiś chłopczyk wziął ich za piratów...No, określenie iście ciekawe, tak samo jak obecna tu grupa...Niestety to wywołało kolejne kłótnie. Ależ oni są żywiołowi...Tym razem jednak 'chuligan' - który sam się tak określił - bronił dziecka. Aczkolwiek zamieszanie trwało dalej...
- W rzeczy samej...również uważam, że można to na pewno załatwić na spokojnie - poprała Luvena, choć nieco mniej pewnie - Nie trzeba wywoływać burd na środku portu...Niedawno była tutaj marynarka i może wrócić, a wtedy mogą panowie mieć większe problemy.
Nic nikomu nie zarzucała - po prostu starała się myśleć racjonalnie i pokojowo. Po chwili jednak wybawca, który pomógł jej wcześniej z marynarzem wydawał się...inny. Trochę ją to zmartwiło bo z wypowiedzianych przez niego zdań, dotarło do McKay, że przez nią, kolejna osóbka mogła przyłączyć się do kłótni...lub czegoś gorszego. Co prawda miło jej było, że chciało ją bronić, aż dwóch dżentelmenów, ale...należało jakoś uspokoić to towarzystwo bo się jeszcze wszyscy nawzajem rozstrzelają!
W każdym razie na słowa Keigara, zrobiła mały kroczek w bok, odsłaniając tym samym świnkę i...tak! Chłopak wraz z ryboludem przyszli tutaj za zwierzaczkiem, więc zapewne należał do tego wybuchowego osobnika! A jemu chyba krzywdy nie zrobi? Wzięła, więc P-chana na ręce - wraz z talerzykiem, lub też na nim bo wygodniej - i stanęła między zielonowłosym, a prawdopodobnym właścicielem świnki (Yokko). Nie zbyt przemyślane czy rozsądne, ale cóż...i tak pewnie przyciągnęli uwagę.
- Wiem, że jesteś rozdrażniony i na pewno są ku temu powody - zapewniła 'chuligana', co by nie było, że mu nie wierzy! - Ale może lepiej załatwić to na spokojnie? Zapewne strzały w takim miejscu wzbudziłyby powszechne zainteresowanie, a władze mogą nie być zbyt przychylne w takim wypadku...Możemy porozmawiać bez broni?
Dodała z łagodnym, acz wciąż nieco niepewnym uśmiechem - i wcale nie używała zwierzaczka jako tarczy! Ba, nawet trzymała go tak by nie był na wysokości dubeltówki Yokko. Wszak nie przystoi się ochraniać takimi niewinnymi stworzonkami, które spokojnie sobie jedzą! No i nikt go nie podepta...Miała nadzieję, że jak chłopak opuści broń to i reszta choć trochę się uspokoi.

Luven
No cudownie teraz oboje do siebie celują, a dama weszła na linię strzału! Paskudny dzień. Taka drobna, a tak odważna fiu fiu kto by sie spodziewał. W sumie ma ona rację. Nerwy niczego nie załatwią.”- zmrużył oczy na dłuższa chwilę, próbując przemyśleć wszystkie możliwości tej sytuacji.Gdy je otworzył jego atmosfera powróciła do normalności. Znów miał spokojny wyraz twarzy, zniknęła zła aura, jednak uchwytu u rękojeści miecza nie poluzował. -Panowie panienka ma rację. Awantura niczego nie załatwi. Zdecydował zmienić pozycje. Nadal trzymając ostrze wszedł na linię strzału 2 awanturników, zatrzymał się tuż przed blondwłosą. Spojrzał to na jednego to na drugiego dając znać żeby skończyli całą zabawę. Lekko schylił się do panienki i wyszeptał. -Zachowanie choć głupie to aż nazbyt inteligentne. Brawo.- uśmiechnął się i wyprostował. Czekał w pogotowiu na reakcję pozostałych.(gotowość do obrony)

Francis
Rybolud zastanawiał się po co te kłótnie. Sam wolał załatwiać sprawy pokojowo, ale no cóż. Czasami trzeba trochę użyć siły. A z tym brunetem trzeba było coś zrobić. Na środku ulicy tuż przy siedzibie Marines celuje z broni do zielonowłosego, szermierza i jeszcze jakiejś panienki. Podszedł do niego i zdając sobie sprawę ze swojej siły, chciał uderzyć go bardzo lekko w głowę, bo nie chciał robić hałasu ani zwracać uwagi innych przechodniów. W tym samym czasie drugą ręką odebrałby mu dubeltówkę. Gdyby chciał nie sprawiłoby mu kłopotu zawiązać tą dubeltówką kokardke ale tego nie zrobił. Powiedział tylko po cichu ale z groźnym spojrzeniem:
- Dość. Nie rób takich rzeczy na środku ulicy. Jednego takiego już zwinęli w porcie. Chyba nie chcesz do niego dołączyć. Poza tym nas też byś mógł w to wciągnąć. Tak w ogóle to jestem Francis Palemo. Jak da się zauważyć, jestem ryboludem. Miło mi poznać. - powiedział rybolud. Francis nie przepada za broniami palnymi, chociaż sam jedną posiada. Miał nadzieje, że ci dwaj dojdą do porozumienia.

Luven
Co prawda czekał na jakąś reakcje, ale zachowanie ryboluda lekko zachwiało jego spokój. “Co za bęcwał, w takiej sytuacji zgrywać twardziela. ehh... aż naszła mnie ochota na sushi.”
Pozostał w pozycji w jakiej stał i z większą uwagą przygadał się awanturnikom. Każdy ruch mógł rozpocząć starcie. Czół że nie tylko punk jest uzbrojony, nie miał co prawda dowodu ale wolał nie ryzykować.

Yokko
No, no... trzeba przyznać że jak na „małą sprzeczkę” to Yokko przyciągnął całkiem sporo uwagi, takie to już chyba przekleństwo naszego bohatera. No nic, trzeba się do sytuacji dostosować, a to akurat brunecik potrafił, wpierw jednak musiał załatwić sprawę z Vincentem, który niemiłosiernie prosił się o wpier***.
-Autorytetem powinni być rodzice, opiekunowie, bo inaczej wyrastają takie dziwadła jak ty, które uważają się ja lepszych od innych, kim jesteś by mnie osądzać co? Nie znasz mnie, a jak nie przestaniesz zgrywać cwaniaka, to już nigdy nie będziesz miał okazji kogokolwiek poznać, w tym świecie bohaterowie żyją krótko, bardzo.. krótko.-
Odparł pogardliwie chłopaczyna, ignorując jak na razie bojową postawę Vincenta, wszak szczypiorek miał pierwszeństwo. Yokko zauważył iż zielonek wystawia ku niemu swój palec, co on dzieciak jakiś by się bawić w niewidzialny pistolet? Fakt... młodziak znał pewne przysłowie mówiące iż „Każdy mężczyzna ma rewolwer w... swoim sercu” ale raczej nie należy brać tego na poważnie, chyba że jest się kretynem, co patrząc na dziwny kolor włosów paniczyka w „gajerku”(Kei) było całkiem możliwe, wszak kto normalny farbuje sobie łeb na zielono!? No ale, skoro „chuligan” jak to nie miło został oznakowany, sam przed chwilą powiedział by na głos ze po wyglądzie się osób nie ocenia, wyszedł by teraz tylko na hipokrytce, dlatego też to przemilczał. Zaskoczyło go jednak nagła akcja z strony damulki, która dodatkowo miała na swych rękach obżerającego się P-chana, a to zdrajca cholerny... do jego partnera mieczykami i innymi tałatajstwami mierzą, a ten sobie żre nic sobie z tego nie robiąc. Yokko westchnął cicho patrząc na blondynę i wysłuchując tego co ta ma do powiedzenia, tak właściwie to już chciał odpowiadać kiedy to szermierzyk też postanowił zabawić się w żywą tarczę, co ich wszystkich opętało!?
-Odsuń się, nie chce byś ty, damulka, czy też P-chan ucierpieli...-
Wykrztusił z siebie krótko rozglądając się w około, kiedy to.. rybolud zaatakował! Brunet idiotą nie był, widząc nadlatującą rękę, przechylił ciężar ciała na prawa stopę, robiąc lewą krok w tył, odchylając przy tym całe ciało, tak by Francis zamachnął się w powietrze, przy próbie odebrania broni cóż... puścić jej nie zamierzał, trzymał obiema rękami najmocniej jak potrafił, uważając przy tym na swą postawę, co by się nie wypieprzyć, wiedział jednak iż typowy rybolud od człowieka silniejszy jest dlatego... musiał zastosować mały trik, rybcia zapewne cała siłę przeznaczyła do łapek, sądząc iż
błyskawicznie wyrwie brunetowi bron z ręki, dlatego już sama ta sytuacja powinna go nieźle zszokować, młodzieniec natomiast za ten czas prawą nogą szybko kopnął by go w kolano, co by przeciwnika zachwiać, a następnie posuwając nogę dalej, podciąć go, tak by rybolud wylądował na pleckach.
Jeśli wszystko poszło by gładko Yokko postanawia się odezwać...
-Mierz siłę na rozmiary... Tsss... a już myślałem że zostaniemy kumplami. Co do ciebie, szczypiorku, masz szczęście że tak dużo tu mądrzejszych od ciebie ludzi, którzy są w stanie podać sensowne argumenty.-
Po tych słowach brunet chowa swą dubeltówkę, ponownie usadzając ja na plecach, doczepioną do specjalnego pasa.
Jeśli zaś coś by się nie powiodło, a chłopaczyna stracił by swą broń to nic takiego nie robi, poza oczywiście kolejnymi „ciepłymi” słówkami.
-Ta dubeltówka wiele dla mnie znaczy, ...dlatego PROSZĘ dawaj ją! Mam już dość tego całego cyrku, skoro tak wam na tym zależy to dobrze, zostawię szypiorka w spokoju, a nawet oddam mu ten śmieszny kapelusik, choć.. kapkę się pogniótł-
(Niech sprawę rozsądzi MG)

MG
Rybolud Francis wykonał rzecz najgłupszą z możliwych - zaatakował wręcz znacznie zwinniejszego przeciwnika. I to w głowę, zdając sobie oczywiście sprawę ze swojej siły, oraz tego, że siłą tą dysponując może w łatwy sposób uszkodzić Yokko czaszkę. Do rozlewu krwi jednak nie doszło, gdyż nasz brunecik o wyglądzie hultaja uchylił się płynnie, starając nie dać odebrać sobie broni. Doprowadziło nas to właśnie do obecnej sytuacji.
Rybolud, chcąc wyprowadzić cios, który jednocześnie będzie mocny i słaby, stracił równowagę i padł na twarz, podcinając jednocześnie Yokko jedną z rąk. Nasz brunet, który jak już wspomniano był wtedy w trakcie wychylenia do uniku, równowagę stracił także, jednak jego upadek zamortyzowało intensywnie pachnące morzem ciało ryboluda. Tym oto sposobem Yokko pozostał ze swoją dubeltówką w rękach, jednocześnie będąc spacyfikowanym na skutek przypadkowej działalności Francisa. Wszystkim się udało.
 

Ostatnio edytowane przez Poker123 : 17-04-2012 o 15:25.
Poker123 jest offline  
Stary 20-04-2012, 20:06   #37
 
Yokko's Avatar
 
Reputacja: 1 Yokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodzeYokko jest na bardzo dobrej drodze
Keigar

Ech, i sporo się działo, nie ma co. Keigar zamierzał wybić nabojem chłopakowi broń z rąk, a tu nagle ludzie stają na drodze. Co prawda miło, iż Colette postanowiła go osłonić, jednakże nie to miał w planach, zwłaszcza, iż poprosił by się odsunęła. Później jeszcze parę osób wtrąciło się do akcji. Co prawda zgadzał się z nimi, że pokojowe rozwiązanie jest lepsze, ale przecie to nie on zaczynał, tylko ten łobuz ciągle czegoś od niego chciał. Tak, więc jego zdaniem określenie panowie z dołączonymi pouczeniami od szermierza, skierowane do nich obu wydawało mu się odrobinę nie na miejscu. Niestety chłoptaś (Yokko) uparł się jakoś na niego. Przez chwilę rozważał, czy nie zdecydować się na drastyczne środki by mieć już tego upierdliwca z głowy, jednak ostatecznie uznał, że to za dużo uwagi przyciągnie, tym bardziej, iż do akcji wkroczył rybolud. Uznając to za niezłą okazję do odebrania swej własności rozejrzał się, czy dużo osób spogląda w ich stronę, jeśli nie oraz jeśli pozostali z zgromadzenia patrzą na tą dwójkę (ryboluda i Yokko) to strzela całą swą dłonią w stronę kapelusza, który powinien leżeć na ziemi, lub być trzymanym 1-2 palcami przez łobuza. Gdy to zrobi ściąga łańcuch by dłoń wróciła na swe miejsce. Następnie otrzepuje swe nakrycie głowy i stara się je doprowadzić do właściwej formy i usadowić na swój łeb. Następnie podchodzi nieśpiesznie do Colette.
- Dziękuję. Miło, że to zrobiłaś, jednakże twoje zachowanie było nie ostrożne. Co byś zrobiła gdyby rybolud go nie powstrzymał i by strzelił. - Odrzekł spokojnym, cichym tonem, tak by reszta nie usłyszała.
W jego głosie nie było żadnego wyrzutu, w końcu był wdzięczny. Następnie kieruje się ryboczłeka, który powinien już skończyć swe starcie. Jeżeli on przegrał, to podaje mu rękę by ten wstał, lecz jeśli wygrał to tylko w geście przywitania.
- Niezła akcja. W sumie dzięki. - Odparł spokojnym tonem niezależnie od wyniku.
Gdy mówił drugie zdanie zerknął na chwilę w stronę w stronę szermierza, co mogło oznaczać, że mu też jest wdzięczny. Tak, czy siak szybko wrócił wzrokiem do czterorękiego.
- Zwę się Keigar miło mi. Powiedz, zamierzasz opuścić wyspę w najbliższym czasie? Ja i moja towarzyszka poszukujemy kamratów na najbliższą wyprawę. - Odrzekł uprzejmym tonem z delikatnym uśmiechem.
Naturalnie, gdy wspominał o towarzyszce wskazał na Colette.Nie ważne co powiedział chłoptaś (Yokko), nie zwrócił na jego wypowiedź większej uwagi, gdyż i tak byłaby nie uprzejma.
Ponieważ obaj zwaśnieni męzczyźni (Yokko i Francis) wylegiwali się w chwili obecnej na bruku, Keigar mógł w miarę swobodnie, nawet bez strzelania, użyć swojej ręki, by odzyskać nakrycie głowy. Zaszpanował przy tym swoimi właściwościami cyborga, czym z pewnością zyskał sobie szacunek ludzi ulicy i zdobył kilka serc niewieścich z okolicy. Tak czy inaczej, kapelusz odzyskał.

Colette
Sama wcześniej wiedziała, że mogła postąpić niezbyt rozsądnie, więc komentarze dwóch dżentelmenów wcale jej nie zdziwiły. Z drugiej strony poczuła się jak nie zbyt pilna uczennica, która popełnia karygodne błędy - a postrzelona wcale nie chciała zostać. Normalnie od razu by przeprosiła jednak w tym momencie nie bardzo była pewna czy powinna...bo teoretycznie nikt jej nie karcił.
Miała chociaż nadzieję, że ta postawa coś da - prócz poznania imienia świnki - ale rybolud też postanowił uspokoić chłopaka przez co...wywiązała się jednak chwilowa bójka, do której miało nie dojść. Eh...Jednak trudniej powstrzymać takie sprawy niż się wydaje! Na szczęście po tym, wydawało się, że kłótnia ustała - przynajmniej w obecnej chwili.
W momencie jednak, gdy Keigar podszedł do ryboluda, McKay postanowiła odezwać się do właściciela zwierzaczka - mając nadzieję, że chłopak również nieco ochłonął. Co prawda nie podeszła bliżej by nie robić większych problemów, ale słychać na pewno ją było - wszak daleko również jakoś strasznie nie stała.
- Wszystko w porządku?
Zapytała spokojnie, wciąż oczywiście trzymając P-chana na rękach. Po tym jej uwage została odciągnięta przez...mechaniczną rękę? Ależ była zaskoczona takim sposobem odbierania kapelusza! Co się dziwić skoro pierwszy raz widziała coś takiego?
W dodatku chwilę po tym, dotarły do niej słowa zielonowłosego wypowiedziane ku Francisowi...które wywołały u jasnowłosej kolejne zdziwienie na twarzyczce. Oh, pamiętała krótką rozmowę na temat tego w czym jest dobra itp., ale...zgadzała się na jakąś wyprawę? Czyżby zawarła odpowiedź twierdzącą w swoich poprzednich zdaniach? Huh...Sama pewna nie była, dlaczego to powiedział jednak postara się to później wyjaśnić...Dlaczego nie od razu? Za dużo się działo, a wizja podróżowania z grupą nie była wcale taka zła...Najwyraźniej musiała to przeanalizować.
Vincent

Vincent był nieco zaskoczony rozwojem wypadków, jednak bardziej interesowała go sama osoba Francisa, niż jego wątpliwy wyczyn.
- Rybolud? Na East Blue!? - oczy chłopaka zaświeciły się z podniecenia. - Myślałem, że po zniknięciu gangu Arlonga wszyscy opuścili to morze. A od tak dawna chciałem zbadać jednego z nich! Ciekawe czy zgodziłby się na przeprowadzenie kilku eksperymentów...
Gdy tylko skończył mówić, popatrzył po wszystkim zgromadzonych i nagle zakrył usta dłonią.
- Czy powiedziałem to głośno? Ah, niech to diabli! - chłopak pacnął się w czoło, po czym jak gdyby nigdy nic podszedł do cyborga i postanowił się wtrącić.
- Dobrze słyszałem, że wspominałeś coś o poszukiwaniu kamratów? Jestem Vincent Wheeler, do usług - przedstawił się, kłaniając nisko. - Jeśli nie macie jeszcze statku, to bardzo chętnie przyjmę was na swój, kiedy tylko odzyskam go z rąk marynarki. Jednakże tylko pod warunkiem, że pan rybolud również do was dołączy.
Z ust Vincenta wciąż nie schodził podejrzany uśmiech, mimo iż z całych sił starał się opanować podniecenie na myśl o zbadaniu tak rzadkiego gatunku.

Luven
Akcja minęła szybko i sprawnie. 2 panów leży reszta stoi. Zaskoczenie takim obrotem zdarzeń raczej nie było wielkie, słowo spodziewane pasuje tutaj idealnie. Lu mimo to nadal był gotowy na wszystko, no do czasu. Uwadze nie umknęło mu nawet odzyskanie, przez zielonowłosego, kapelusza za pomocą mechanicznej ręki. “Ha a jednak tak coś czułem. Cyborg ot co. Zdaje się pierwszy jakiego widzę.”. Dopiero kiedy zaczęły się rozmowy Lu puścił swój miecz i przekładając ciężar to z jednej to z drugiej nogi stanął w wygodniejszej pozycji (kaptura nie zakładał w obliczu damy). Po całym zamieszaniu Luven stał bez celu przygladając się każdej postaci. Zwrócił uwagę jak zielonowłosy szepta coś dziewczynie, niesiona jest pomoc leżącemu ryboludowi, jednak wszystko było mu raczej obojętne. Zainteresowała go natomiast rozmowa, rozpoczęta przez cyborga, do której postanowił dorzucić swoje zdanie.
-Jestem Luven Tenebris i zamierzam stąd zniknąć w najbliższym czasie. - zakomunikował na głos nie odwracając się jednak do nikogo i spoglądając w dal. - Znajdzie się jakieś wolne miejsce dla mnie ? Chciałbym wyruszyć najpóźniej jutro, wieczorem mam tu coś jeszcze do załatwienia. - ostatecznie zmęczył się staniem i przykucnął.


Yokko & P-chan

Nosz cholera, nie tak to sobie nasz brunet wyobrażał, ale mówi się trudno i wystarczy zadek z ziemi pozbierać. Tak też chłopak zrobił, przecież wiecznie leżeć nie będzie, jeszcze jakiego wilka, czy inne choróbsko złapie, a z tego nic dobrego by nie wyszło. Gdy już Yokko wstał spojrzał na blondynę, następnie na samego siebie i otworzył swe usta...
-Tak, jak widać nic się nie stało, tak mi się przy najmniej wydaje. Dzięki za troskę, tak w ogóle...-
Wymamrotał młodzian, cóż nawet jego na trochu kultury stać. Po tych paru słowach i szybkim oględzinom po obecnych wokoło osobach, Yokko uznał iż najlepiej będzie nie mieszać się w ich, dość dziwną rozmowę o podróży, czy coś w ten deseń i ciachaniu kogokolwiek na stole operacyjnym, tak! Nasz bohater od razu wiedział że ten faceciki od ”autorytetów” (Vincent) nazbyt po kolei w swej głowie nie ma, jednym słowem to czubek~! Trzeba na takich uważać...
Chłopak powstrzymał się jednak od jakiś komentarzy, przynajmniej na tą chwile, wszak wstrzeliwana ręka Keigara jego oczom umknęła, dlatego też chłopaczyna zajął się swym partnerem, który chyba do damulki trochu się przywiązał, łajdak zawsze pchał się do pięknych kobiet.
-Umm... P-chan, mógłbyś już stanąć na swych nogach wiesz? A nie tak ludzi wykorzystujesz i tylko się obżerasz, leniwy się strasznie zrobiłeś partnerze. Mam nadzieje że z nim kłopotów nie miałaś, panno...? Tak właściwie to jak ci na imię, dobrze by było wiedzieć jak się nazywa “wybawiciela” P-chan’a.-
*

Colette

Skoro Keigar przyciągnął uwagę większości osób z tej jakże ciekawej grupy, Colette postanowiła nie wtrącać się, a tym samym zająć się właścicielem zwierzaczka - który na szczęście chyba nie miał już zamiaru sprawiać problemu. Naturalnie chciała pomóc mu wstać! Aczkolwiek szybko sam się podniósł, odpowiadając na wcześniejsze pytanie jasnowłosej, która słysząc pozytywną i miłą odpowiedź, skomentowała ją delikatnym uśmiechem - jak widać chłopak nie był taki zły i potrafił się zachowywać.
- Colette McKay, miło mi - przedstawiła się - normalnym tonem, więc może i reszta słyszała - wyciągając tym samym rękę do przodu w geście przywitania - Muszę przyznać, że P-chan to urocze imię dla takiego zwierzaczka - uśmiechnęła się, spoglądając na świnkę - Ale nie musisz się martwić. Był bardzo grzeczny. Co prawda parę razy coś go wystraszyło, ale nie sprawił mi żadnego problemu. Teraz też pewnie mu wygodnie... - wyglądało na to, że sama nie ma nic temu by P-chan wciąż jadł sobie na jej rękach - Um...Wybawicielka?
Dodała już pytająco i z lekkim zdziwieniem bo wydawało jej się, że nic takiego nie zrobiła. Wszak zwierzaczek sam do niej przyszedł, a ona tylko go pilnowała - bo jak nie zająć się słodkim stworzonkiem? Mimo to raczej nie zasługiwała na miano 'wybawicielki'.

Francis

Nie udało mu się trafić ani zabrać broni. Brunet okazał się zbyt szybki i zwinny. Uniknął ciosu i chciał podciąć Francisa ale wyszło na to, że wylądował razem z nim na glebie. Nie przeszkadzało mu to, że siedzi ale nagle zobaczył jak zielonowłosy, z którym się sprzeczał właściciel świnki podchodzi do niego i wyciąga rękę, żeby pomóc mu wstać. Chwycił jego dłoń i pozwolił sobie pomóc. Usłyszał podziękowania, ale jakoś mu na tym specjalnie nie zależało. Po prostu nie chciał mieć kłopotów z władzami. Ostatnio udało mu się tego uniknąć ale nie wiadomo co by się stało tym razem. Wtem usłyszał coś ciekawego. “Marimo” przedstawił się jako Keigar i zaproponował mu wyprawę. Czemu by nie? Można dowiedzieć się czegoś więcej.
- Interesująca propozycja i chętnie usłyszę o niej coś więcej. ale nie radziłbym rozpowiadać o tym na środku ulicy, ponieważ jednego, który zbierał ludzi na wyprawę przymkneli. Ale chętnie gdzieś wyrusze, bo wtedy moje marzenie może się ziścić i możliwe, że spotkam brata, który jest dzielnym żeglarzem mórz. Reasumując chciałbym usłyszeć więcej na ten temat. - powiedział Francis i się szeroko uśmiechnął.
 
Yokko jest offline  
Stary 20-04-2012, 20:57   #38
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Yokko & P-chan
-Był grzeczny mówisz? Heh, nietypowe jak dla niego, zawsze się w jakieś kłopoty wpieprzy. No ale miło mi poznać Colette i jeszcze raz dzięki za zaopiekowaniem się nim. Ja nazywam się Yokko, Yokko Tamotsu-wojownik do wynajęcia, może już kiedyś o mnie słyszałaś, me imię jest całkiem sławne, wśród przestępczego półświatku, zajmuje się wszystkim, od wyprowadzania psów, po skopanie paru tyłków zbirom, czy też służbą porządkowym. Nie jestem jednak „złym gościem”, po prostu z czegoś żyć trzeba, rozumiesz?- Odparł brunet, specjalnie dodając końcowy komentarz, co by się kobitka nie wystraszyła i za nie wiadomo kogo naszego biedaka wzięła...

Keigar
Trzeba przyznać, że coś ze wcześniejszych słów chłopaka w cylindrze usłyszał, jednakże, że były urwane z kontekstu to nie bardzo zrozumiał, więc nie zwrócił na niego uwagi. No przynajmniej było tak do czasu, aż ten nie zwrócił się bezpośrednio do Keigara po jego słowach. Naturalnie również odpowiedział lekkim ukłonem, jednakże przestawiać się już chyba nie musiał, gdyż wcześniej zrobił to w miarę głośno. Trzeba przyznać, że propozycja mu się spodobała, a kwestia rekrutowania była właśnie w toku.
- Wspaniale. W takim razie może przejdźmy nie co na bok. - Odparł spokojnym tonem, z delikatnym, acz tajemniczym uśmiechem. - Cóż, chyba da się coś załatwić w tej sprawie, a tak właściwie, to statkiem jakiego typu dysponujesz? - Spytał Vincenta nieco zaciekawiony, w końcu był specjalistą od statków, więc chciał wiedzieć na czym będzie pływać.
Nie umknęły mu również słowa Luvena. “Heh, no i załoga sama mi się zbiera.” - Przemknęło mu po myśli.
- Hmm, w takim razie ciebie też chętnie weźmiemy. - Odrzekł uprzejmym tonem, kierując zainteresowanych na ubocze by nie przeszkadzać innym ludziom i nie zwracać ich uwagi na siebie.
Colette gestem również wskazał by w razie czego poszła za nimi.
- Co do planów, to grzecznie poczekamy, aż marynarka grzecznie odda statek Vincentowi, albo zastosujemy nieco inne środki. Tak poza tym chciałbym zebrać zapasy na tym morzu i wyruszyć na Grand line. - Odparł spokojnym tonem spoglądając na zgromadzonych wyczekująco na zgromadzonych.
Ciekawiło go czy ktoś ma jakieś “ale”, lub inne propozycje.

Vincent
Vincent uradowany przyjęciem propozycji przez Keigara podążył za nim, wysłuchując co ma do powiedzenia. Zainteresowała go zwłaszcza wzmianka o Grand Line, na którą to uniósł brwi w wyrazie zdziwienia i zarazem uznania. Przez chwilę przemknęło mu nawet przez myśl, że ten człowiek może być właśnie tym który pomoże mu urzeczywistnić jego marzenie.
- Cóż - zaczął w końcu rzeczowym głosem. - jest to raczej mały stateczek i nie przeczę, że miał już swoje lepsze dni, ale jeśli jest wśród was jakiś zręczny cieśla, to powinien szybko doprowadzić go do stanu używalności. Jest to parowiec, więc nie musicie przejmować się wiatrem i prądami morskimi. Przebudowałem go własnoręcznie ze starego kutra rybackiego, więc maszynerią będę się zajmował osobiście. Najcięższa robota jest przy kotle i pilnowaniu odpowiedniego ciśnienia, więc podróżowanie z załogą na pewno wszystko ułatwi.
To powiedziawszy posłał Keigarowi wymowne spojrzenie.
- Jednakże nie powiedziałem jeszcze, że do was dołącze. Złożyłem wam tylko ofertę darmowego przewozu na następną wyspę. Grand Line to niebezpieczne miejsce i nie wiem czy jestem gotowy na taką podróż. Ale jeśli pomożecie mi odzyskać mój statek, to obiecuję że możecie liczyć na moją dozgonną wdzięczność... Kto wie, może nawet zawiozę was pod sam Calm Belt, albo Red Line, jeśli nie będzie to kolidować z moimi osobistymi planami.

Luven
Zgodnie z zachętą Lu poszedł za swoim przyszłym towarzyszem. Plan wydawał mu się zbyt prosty, ale nie ingerował w jego plany, bądź co bądź były prawie że identyczne. - Można by się zakraść w nocy do doku marines i go trochę pozamiatać. - rzekł z sarkastycznym uśmiechem. - Do tego wystarczą 2 osoby, ja i jeszcze ktoś kto zna się na kradzieży, maskowaniu, ukryciu lub potrafi poruszać się nie postrzeżenie. Reszta zajęła by się zaopatrzeniem. Co Ty na to, Keigar? - mówił raczej krótko, pół głosem ale wyraźnie. Po sposobie rozmyślań można było wywnioskować że już wcześniej planował coś podobnego.
-Grand Line? Słyszałem że nie jest to przyjazne miejsce. Choć w sumie na East Blue nie znajdę tego czego poszukuję. Jestem za... panie Kapitanie - ostatnie słowa wypowiedział z czystym sarkazmem i uśmiechem. Chciał zobaczyć reakcje Keigara na nowe miano. (Z kucnięcia przeszedł do siadu.)

Colette
Nowo poznany osobnik w postaci Yokko wydawał się dość pewny siebie. Niestety McKay nigdy nie słyszała jego nazwiska, ale co się dziwić skoro powiedział, że jest znany raczej wśród przestępczego półświatku - a oczywiście jasnowłosa raczej nie spędzała wcześniej czasu w takim niezbyt przychylnym towarzystwie. By ją zjedli na śniadanie albo gorzej...
Nie chcąc zranić pewności Tamotsu, postanowiła ominąć odpowiedź na owe pytanie. Oh, może i chłopak nic by sobie z tego i tak nie zrobił, ale Cole ma zbyt dobre serce by tak miażdżyć wiarę innych.
- Rozumiem. Trzeba z czegoś żyć.
Potwierdziła krótko oraz z delikatnym uśmiechem, odpowiadając tym samym na kolejne pytanie chłopaka. Co prawda bicie za pieniądze nie było pozytywne...ale nie należało wypominać czegoś komuś, kogo dopiero się poznało.
- No i nie można być kimś strasznie złym, mając u boku takiego partnera.
Pogłaskała świnkę, a odpowiedź według niej była jak najbardziej trafna. Dlaczego? Ktoś zły miałby za zwierzaka raczej straszne i krwiożercze stworzenie, budzące grozę wśród wrogów. Mało chyba jaki zbir dba i opiekuje się małą świnką.
Naturalnie nie umknął jej gest Keigara, informujący o tym, iż powinna podejść - lub przynajmniej za chwilkę. Notabene nie oddalili się daleko, ale jasnowłosa i tak nie była jedną z tych podsłuchujący osób - zwłaszcza, że mogłaby podejść i włączyć się do rozmowy - ale usłyszała to co chciała. Mianowicie - Grand Line...Słyszała sporo opowiastek o wyspach znajdujących się na tym niebezpiecznym morzu. Teoretycznie ktoś taki jak ona nawet nie powinien myśleć o płynięciu w takie miejsce! Niestety - czy też stety - naopowiadano jej paru pięknych rzeczy o pewnej wysepce znajdującej się właśnie na Grand Line...którą musi zobaczyć chociaż raz w życiu! To też przesądziło jej decyzję, więc zapewne już nie zaprotestuje w ogóle, przed tym by faktycznie zabrać się z resztą...Była jednak zbyt wychowana aby zostawić w tej chwili P-chana i Yokko.
- Tak właściwie to o co Wam poszło?
Zapytała niewinnie i jak nie dostanie odpowiedzi to pewnie się nie pogniewa bo może nie jej sprawa. Pytając, odruchowo spojrzała w kierunku Keigara, po czym wróciła wzrokiem do rozmówcy by było wiadome o kogo chodzi.
 
Tropby jest offline  
Stary 24-04-2012, 21:33   #39
 
Keigar's Avatar
 
Reputacja: 1 Keigar nie jest za bardzo znany
Francis
Rybolud zaciekawiony propozycją poszedł na boczek za Keigarem. I to co tam usłyszał lekko go zaskoczyło ale poza tym ucieszyło. Wyprawa na Grand Line. To było coś. Uśmiechnął się i kiwnął głową na znak, że nie ma żadnych “ale”.

Yokko
-Dzięki... chyba.- Odparł chłopak słysząc słowa dziewczyny na temat jej dywagacji o rozpoznawaniu „złych i dobrych”, po czym umilkł na chwile, by sobie w główce ułożyć dogodne streszczenie, dotyczące jego spotkania z szczypiorkiem, chwilkę mu to zajęło, potem jednak zaczął gadać..
-No cóż, zaczęło się to od tego iż zarówno ja jak i P-chan, byliśmy po prostu głodni, dlatego postanowiłem załatwić nam coś na ząb, niestety.. nie miałem pieniędzy. Wtedy właśnie zobaczyłem szczypiorka, wyglądał na kogoś przy kasie, dlatego.. nastraszyłem go trochu, by ten zamówił coś dla mnie i tego lenia, na twych rękach. Cóż... zamówił żarcie bydlak jeden, ale zaraz po tym uciekł, zostawiając mnie z rachunkiem za moje jedzenie, ale i za to co zamówił kiedy mnie nie było! Resztę historii zapewne znasz..-
Odparł niezbyt głośno chłopak, nie chcąc by go grupka rozmawiająca z zielonowłosym to wszystko usłyszała, no bo poco mieli by o tym wiedzieć? Do szczęścia, ani czegokolwiek innego raczej im to potrzebne nie było.
-...Więc.. zamierzasz wraz z nimi płynąć na Grand Line, tak? Wiesz, spędziłem tam długą część życia i powiem wprost: To nie jest miejsce dla ciebie. Nie wyglądasz mi na kogoś kto przetrwał by tam samotnie zbyt długo, cóż wraz z załogą masz jakieś szanse, ale nie daje ci więcej niż paru miesięcy. Tam wręcz roi się od niebezpieczeństw, od mnożących się jak robale załóg pirackich, po krwiożercze, gigantyczne potwory morskie, wyszukujące łatwych zdobyczy, po okrutnych łowców niewolników. Tego wszystkiego jest tam na pęczki, sądzisz że oni będą w stanie obserwować cię cały dwadzieścia cztery godziny dziennie, siedem dni w tygodniu? Wystarczy chwilka nieuwagi... i „puf” znika po człowieku ślad.. na zawsze... Jednak wiesz, od tego są ludzie tacy jak ja, posłuchaj- Masz na szczypiorka duży wpływ, zresztą co się dziwić, to geniuszy to on nie należy, wystarczy że za deklarujesz mu iż płynę z tobą, jako.. ochroniarz i „trener” to coś na czym się znam. Wiesz, ja muszę dostać się na Grand Line, a dzięki wam będzie to możliwie, dlatego jest mi to na rękę, dodatkowo przyda się trochu kasy z łupów, w zamian ja nauczę cię jak przetrwać w tym brutalnym świecie, a do czasu aż sama o siebie nie będziesz wstanie zadbać, będę robił wraz z P-chan'em za twą tarczę. Jak dla mnie, jest to korzystne dla obu stron, poza tym może w międzyczasie odwdzięczę się temu szermierzykowi za jedzenie... Więc Colciu, co o tym sądzisz?-
Odparł ponownie niezbyt donośnie młodzieniec, wystawiając ku dziewczynie swą prawą dłoń.

Colette
Wysłuchała uważnie odpowiedzi Yokko dotyczącej tego co się wydarzyło w barze i...jakoś nie miała powodu by nie wierzyć chłopakowi, ale i tak z jego wypowiedzi wynikało, że nie jest bez winy. Rozumiała, iż chłopak wraz ze swym zwierzaczkiem byli głodni, ale jakby nie patrzeć, gdyby nie chcieli naciągnąć Keigara to by ten ich nie wrobił w płacenie...Wolała mu jednak tego nie wypominać bo nie dość, że kłótnia mogłaby wrócić - przez nią - to jeszcze można by to odebrać tak, iż stoi po stronie zielonowłosego.
Na szczęście Tamotsu szybko zmienił temat na...na niezbyt pozytywny jak się okazało...Z każdym kolejnym słowem Yokko, który to opisywał nie tylko straszne rzeczy na Grand Line, ale też to ile jasnowłosa tam przeżyje, twarzyczka McKay robiła się bledsza. Nadmieńmy, że uśmiech zniknął dość szybko. Nie była w końcu jedną z tych osóbek co się śmieją, gdy im się mówi takie straszne rzeczy...Nie tylko straszne albowiem też w jakimś sensie - o ile nie w całym - prawdziwe! Tym bardziej ją to przerażało...Oh, wiedziała jaka jest i wszystko rozumiała, ale co innego wiedzieć, a co innego dobitnie słyszeć to od innych. Nawet zaczęła się zastanawiać czy to dobry pomysł by wraz ze zbierającą się załogą zielonowłosego wyruszyć...może jednak powinna w tejże chwili się odwrócić i odejść?
Przez to nie spodziewała się nawet do czego rozmówca zmierza - trzeba przyznać, że trochę ją to zaskoczyło.
- He? Ale...znaczy doceniam to i bardzo miło z Twojej strony, ale...chyba nie mam na niego żadnego wpływu...Mogę jednak zapytać.
Dodała, tym samym niepewnie wyciągając i swą rękę, albowiem...czemu nie? Skoro chłopak wyraża taką chęć, a zapewne jego męska duma nie pozwala mu prosić o to osobnika, z którym nie jest w najlepszych stosunkach...Oddała, więc P-chana jego prawowitemu właścicielowi - co by zielonowłosy nie pomyślał, że to przez zwierzątko - po czym skierowała swe kroki w stronę prawdo podobnie przyszłej załogi.
- Przepraszam jeśli przerywam - zaczęła - Keigar, um...Ja wiem, że nienajlepiej zaczęliście z Yokko - tutaj wskazała delikatnym gestem głowy w stronę owego osobnika bo mógł ktoś imienia jego nie dosłyszeć wcześniej - Jednak zbierasz ludzi, a on wykazał się refleksem i pewnie walczyć też potrafi, a skoro masz zamiar wybrać się na Grand Line to...nie lepiej...czy nie przypadkiem bezpieczniej mieć w podróży, zwłaszcza do takiego miejsca więcej osób? Na pewno by Ci się przydał w załodze.
Starała się podać racjonalne powody prośby o zgodę dla Yokko. Dlaczego nie podała tych co Tamotsu? Nie chciała uchodzić za jakąś pannę, która potrzebuje ochrony, i która by im tylko przeszkadzała...Co prawda miała świadomość, że i tak może być za taką brana - bo prawdy w tym jest sporo - no, ale...wolała jeszcze tego bardziej nie potwierdzać.

Keigar
Ze spokojem wysłuchał wszystkich informacji o Vincenta. Trzeba przyznać, że dane o statku okazały się całkiem interesujące. Nie miał jeszcze kontaktu z parowcami, jednakże jako cieśla odczuwał potrzebę podłubania w nim, tym bardziej, że z rożnymi mechanizmami też miał do czynienia i to na codzień.
- Interesujące. Widzę, że nieźle znasz się na mechanice, chętnie rzucę okiem na twe dzieło jeśli pozwolisz. Co o cieśle nie ma co się martwić, gdyż od dziecka siedzę w tym fachu. - Odparł spokojnym tonem z nieznacznym uśmiechem.
Co do kwestii o tym, że posłuży im tylko jako przewóz, to jakoś średnio mu się to spodobało, no ale nie miał zamiaru narzekać, w końcu chłopak mógł się jeszcze namyślić.
- W porządku, może jeszcze zmienisz zdanie. - Odrzekł uprzejmie.
Następnie wysłuchał Luvena, jego pomysł na kradzież wydawał się całkiem niezły, chociaż w razie walki dość ryzykowny.
- Pomysł nie najgorszy, ale podczas ewentualnego starcia mogłoby być cienko. Cóż dwie osoby mogą zająć się kradzieżą statku, ale przydała by się też jedna czy dwie do ubezpieczania ich podczas akcji. Ewentualnie mogliby zrobić dywersję. - Odparł nieco zamyslony.
Więcej uwagi jednak poświęcił na kolejne słowa nowo poznanego, które trzeba przyznać, iż nieźle zaskoczyły zielonowłosego i to trochę odbiło się na jego twarzy. Szybko jednak wrócił do nieznacznego uśmiechu.
- Cóż, aż tak niebezpiecznie tam nie jest, o ile coś się umie i jest się dość ostrożnym. - Odrzekł spokojnym tonem. - A, do tytułu kapitana będę musiał przywyknąć, heh. - Dodał żartobliwie.
Następnie nagle podeszła Colette z dość zaskakującą kwestią. Słysząc ją spojrzał dość niechętnie w stronę Yokko.
- Hmm... Może i dysponuje niezłą zwinnością, ale jego nie równowaga psychiczna jest raczej niepokojąca. Ktoś kto na każdą okazję wyciąga broń jest nie bezpieczny. Ech, może jeszcze się nad tym zastanowię. - Odrzekł spokojnym tonem.

Vincent

Vincent bynajmniej nie udawał, że był zadowolony propozycją dziewczyny o przyjęciu na jego statek awanturnika ze strzelbą, ale czy tego chciał czy nie, musiał dotrzymać danej obietnicy. W końcu od dobrych kilku lat czekał na okazję do zbadania ryboluda, a taka sposobność może się już nie powtórzyć.
- Umowa jest umowa - stwierdził Vincent, wciąż zwracając się do Keigara. - Jeśli przyjmiesz go do swojej załogi, to może z nami płynąć. Tylko niech nie zbliża się do żadnej z moich maszyn, bo wyrzucę go za burtę.
Po chwili chłopak zwrócił się do Luvena.
- A więc to dlatego tak rozglądałeś się po całym posterunku. Od początku planowałeś coś im zwędzić, tak? Cóż, nie powiem żebym miał coś przeciwko temu. Im szybciej odzyskam swój statek, tym lepiej. Ponadto jestem dobry w robieniu dywersji.
Zakończył z szerokim uśmiechem, jak gdyby nie mógł się doczekać planowanej akcji.

Luven

“hmm.. Dywersja, w sumie planowałem coś podobnego. z tym że wygadało to z deczka dziwnie. Plan B zakładał że w momęcie gdy nie będzie innej możliwości jak odkryć swoją obecność, pomocnik rozbierze się do naga wyjdzie z ukrycia i zrzuci winę na swoja żonę, która rzekomo nakryła go z inną. Sądzę jednak że tego planu lepiej głośno nie wypowiadać. Chwilka a jakby tak podpalić posterunek? hmm to jest myśl”. Lu naszła chwila zamyślenia, rozważał każde za i przeciw, każdą chwilę akcji. - Dywersja powiadasz? w moim planie również występowała ale pomysł wsparcia nie jest zły. Pod takim warunkiem będzie potrzeba nie więcej niż trzech osób. Takie akcje powinny być przeprowadzone szybko, sprawnie i w małym gronie. - tymi słowami podsumował swój plan i wsłuchał się w wypowiedzi przyszłego kapitana.Chwile jeszcze zamyślił się o celu podróży.Ostatecznie jego uwagę skupiła Colette i jej pomysł wzięcia na statek yokko. - Na mój gust propozycja niezła i sądzę że mógł by się nam przydać, ale czy jesteś pewna co do niego. W sumie mi on nie przeszkadza ale jak zrobi coś samolubnego to cała akcja leży, a my razem z nią. Dorzucę się to twojej prośby jeżeli i on mnie przekona. - skomentował całe zajście, po czym odwrócił się w stronę Vincenta.
- racja, coś chciałem im zwędzić, ale zawiodłem się na widok ich posterunku.Jest jakis mizerny. (Budynek był piętrowy i zdaje się, że podpiwniczony. Wybudowano go całego z czerwonej cegły i nakryto dachem krytym dachówką.) Miejmy nadzieję że magazyn maja lepszy. Widzę że jesteś podekscytowany. To dobrze mam plan w którym bardzo się przydasz. - odparł. Wstał, otrzepał spodnie i wykazał swoja gotowość do akcji. Jednak do wieczora pozostało jeszcze parę godzin, i dobrze o tym wiedział. Nie chciał tracić czasu na rozmowy, do udanej akcji musiał zrobić rekonesans Celu - magazynu. Poczekał jeszcze na odpowiedź panny McKay, po czym bez słowa odwrócił się w stronę miasta. (czekam na odpis colci)


Yokko & P-chan


Brunet zbliżył się do grupy, stając krok za blondyną i kładąc swą prawą dłoń na jej głowie, jako taki gest w stylu „nie martw się, jestem tuż za tobą i cie wspieram, a teraz w jaja mu!” Niemniej jednak tego na głos nie powiedział, oj nie.. jego słowa brzmiały inaczej, a mianowicie tak:
-Szypiorku... ona NIE PROSI, a wyraźnie NALEGA., czy jesteś aż takim sku***synem by odmówić takiej buźce?- Rozpoczął swe prowokację Yokko idąc swą ręką w dół do policzka dziewczyny szarpiąc go lekko, ale tak by Colette to nie zabolało, chyba miało to tylko zademonstrować to co nasz okrzyknięty mianem chuligana chłopak mówił, cóż prawdą było że Colcia swój urok miała, który na debili działał, na szczęście Tamotsu na takie zagrywki był odporny, on się tak wykiwać nie da, a co!
-Poza tym.. oni chyba też się zgadzają, chyba nie powiesz że się mnie boisz? Nie martw się, nie zależy mi na mianu załoganta, wybieram się z wami jako prawa ręka i ochrona Colette, pod porządkuje się do jej próśb, tylko i wyłącznie, chyba że sytuacja wymagać będzie czegoś innego. Dodatkowo posiadam znaczące umiejętności bojowe, którym prawdziwy biznesmen taki jak ty, chyba by nie pogardził, no nie? Dobrze mówię prawda P-chan, Colciu?-
Odparł Yokko, a stojąca obok czarna świnka, pokiwała potwierdzająco łebkiem.

Keigar

Wysłuchał spokojnie wypowiedzi Luvena na temat kradzieży statku. spokojnie ja rozważając.
- Mówisz, że we trzy... Cóż w takim razie może pójdziecie z Vincentem, a ja ubezpieczę tyły? W między czasie, ktoś mógłby podpalić jakiś magazyn? To odwróciło by ich uwagę. - Odparł spokojnym i cichym tonem. Słysząc natomiast wypowiedź Luvena i Vincenta na temat osoby Yokko westchnął.
- Może... Jeszcze zobaczymy. - Rzucił jakby zmęczony tym tematem.
Zaraz po tym i pojawił się wilk o którym była mowa. Już po jego pierwszych słowach miał ochotę załatwić go ze swego najpotężniejszego ataku.
- Nie jej tylko tobie. Wiesz jesteś psycholem a to niebezpieczne jest dla wszystkich. Tak poza tym przestań macać Colette po twarzy. - Odparł nieco chłodno.
Kolejne wypowiedzi również wydały mu się męczące. Chuligan najwyraźniej sobie coś ubzdurał i nie miał ochoty odpuścić. Westchnął nieco po czym postanowił co nieco wyjaśnić.
- Cóż skoro nie chcesz być w załodze, to darmozjad mi nie potrzebny, a dla Colette ty możesz być największym zagrożeniem. Choć zaraz... - Odrzekł spokojnie do Yokko, po czym urwał. - Vincent masz parowiec, tak? Potrzebna będzie pomoc w maszynowni, nie? Chyba znaleźliśmy człowieka od kotła. - Rzucił żartobliwie do właściciela statku. - No, dobra możesz iść. Vincent znajdzie ci zajęcie na statku. - Odrzekł beznamiętnie, choć z lekkim uśmiechem.


Colette
Właściwie odpowiedź Keigara, komentująca przy tym zachowanie Yokko, wcale jej nie zdziwiła. Wszak żaden z nich za sobą nie przepadał, ale jednak - pomimo westchnięcia - zielonowłosy nie odmówił całkowicie. Przy 'zastanowię się' istniała jeszcze szansa na zgodę. Zwłaszcza, że reszcie załogi najwyraźniej nie przeszkadzała, aż tak bardzo osóbka Tamotsu. Tak więc szansa była!
- Jestem pewna. Na pewno się przyda na pokładzie.
Odpowiedziała Luvenowi, choć delikatnie - jak to ona. Naturalnie dotarły również do niej słówka o...kradzieży statku? Huh. Uwagę jej jednak znowu zaprzątnęło co innego...
Trzeba jednak przyznać, iż wtrącenie się Yokko, nieco zaskoczyło jasnowłosą - zwłaszcza jego gesty i to co mówił. Mając jego rękę na głowie i 'ukazywanie' buźki jasnowłosej, McKay czuła się...wpierw jak młodsza siostra, a potem...właściwie sama nie wiedziała jak kto. Aczkolwiek pasowało tutaj chyba stwierdzenie, iż czuła się jakby będąc między młotem, a kowadłem. Przecież ona nie nalegała! Rzadko kiedy się denerwuje czy właśnie nalega, więc i w tym przypadku tak nie było. Najwyraźniej jednak, nowy znajomy lubił naciągać fakty...W dodatku zarzekł się, że nie będzie słuchał kapitana! Uh...nie sądziła by to poszła na jego korzyść...Co prawda Colette i tak by podlegała Keigarowi, wypełniając jego rozkazy, więc i Yokko robił by to samo, ale...no dobrze nie brzmiało jak ktoś kapitana słuchać nie chce...Gdy jednak Tamotsu zadał jej ostatnie pytanie, kiwnęła lekko głową.
Naturalnie i po owych odpowiedziach Yokko, komentarze zielonowłosego jej nie zdziwiły. Z drugiej strony to, że właściciel świnki może być dla niej największym zagrożeniem brzmiało nie zbyt dobrze...Zaczęła się zastanawiać czy istnieje w ogóle jakaś szansa, że kiedyś ta dwójka będzie ze sobą normalnie rozmawiać...Gdyby już się nigdy więcej nie spotkali to by się tak nie przejmowała, ale...Keigar wyraził zgodę! Trudno było stwierdzić czy praca w maszynowni będzie odpowiadać Yokko, ale ukazała się w końcu dla niego szansa, więc i na twarzyczce Cole pojawił się delikatny, dziękczynny uśmiech.
- Dziękuję - odrzekła przemiło - ...Dasz sobie radę, prawda, Yokko?
W duchu modliła się by chłopak z czymś nie wyskoczył bo ponowne przekonanie kapitana mogłoby być o wiele trudniejsze...
 
Keigar jest offline  
Stary 30-04-2012, 19:22   #40
 
Nutella's Avatar
 
Reputacja: 1 Nutella nie jest za bardzo znany
Luven
Uzyskawszy odpowiedź McKay, Luven uśmiechnął się profilem, po czym odszedł w kierunku straganów. Ostatecznie przed odejściem machnął ręką na znak że niedługo wróci.

Yokko & P-chan
Praca przy kotle? Czy szczypiorek sobie żartuje? ...Myśli ze w ten sposób w jakoś bruneta naszego zniechęci? Gorsze rzeczy w życiu znosił. Więc jakoś to przecierpi, do tego i kasa się znajdzie, a może nawet uda mu się wykorzystać ów grupkę by dopłynąć na Grand Line? Heh, to się nazywa nadmierny optymizm. Ważne że Colcia zapewni mu utrzymanie, a on w zamian pobawi się w ochroniarza i trenera, jak to sobie i jej obiecał, być może między wierszami, ale Col to mądra kobitka-pomimo jej blond włosów i zapewne już wszystko wie, a jak nie.. to dowie się w swoim czasie no nie? Właśnie
-Niech ci będzie, pamiętaj jednak, podlegał głównie Colci, która apropos, takie „molestowanie” twarzyczki lubi, no nie Col? No.-
Odparł chłopak nawet nie czekając na odpowiedź dziewczyny, tylko potwierdzając swe słowa, samemu, cóż... bywa. W każdym razie, dziewczyna o coś zapytała, widać.. martwiła się o nowo poznaną osobę, anioł prawdziwy normalnie.
-Tak, spokojnie Colciu, dam se radę, a... i dzięki, raz jeszcze.-


Colette
Wyglądało na to, iż Yokko nie ma zamiaru protestować przeciw wizji przyszłej pracy na okręcie - i całe szczęście. Nie mniej jednak, jasnowłosą trochę martwił fakt, iż chłopak ponownie podkreślił, że będzie słuchał tylko jej...a przecież Colette nie jest typem przywódcy! Uh...Będzie musiała uważać. Nie sądziła jednak, że tak szybko...Żeby mówić takie rzeczy o molestowaniu! Momentalnie zrobiła się lekko czerwona, od razu zaprzeczając - nawet jeśli do Tamotsu już to nie dotarło.
- N...Nie prawda! Yokko...nie wygaduj takich rzeczy...
Zaprzeczyła, lekko się naburmuszając, ale niestety wciąż złość to nie była. Nie potrafiła się za bardzo złościć, więc wyglądało to raczej na naburmuszenie jakiegoś małego dziecka. Mimo wszystko miała nadzieję, że owe zaprzeczenie jakoś dojdzie do uszu nowych znajomych - wszak nie chciała by pomyśleli niewiadomo co!
Na szczęście po chwili, słysząc odpowiedź Yokko, o tym, iż da sobie radę, na twarzyczce McKay pojawił się delikatny uśmiech oraz mała ulga. Po tym odprowadziła Luvena wzrokiem i postanowiła zwrócić się ponownie do Keigara.
- ...Mówiliście coś o zdobyciu statku? - nie mówiła zbyt głośno by ktoś przypadkowy tego nie usłyszał. Dodatkowo zamiast słowa 'kradzież', użyła słówka, które może być odebrane za kupno lub wypożyczenie okrętu - bezpieczeństwo przede wszystkim - Um...Mogłabym się na coś przydać?
Nie była wojowniczką, więc nie wyskoczy z krzaków by uderzać silniejszych od siebie, ale była jednak osóbką, która nie chciała być ciężarem. Zwłaszcza, że jakimś cudem znalazła się w załodze zielonowłosego, więc musi szansę wykorzystać i być przydatna. Problem polegał na tym, że nie bardzo wiedziała co mogłaby zrobić w takiej sytuacji, a przeszkadzać nikomu nie chciała.

Keigar
Uznał, iż podziękowania Colette skierowane są w jego stronę, więc słysząc je uśmiechnął się delikatnie. Niestety słowa nowego podwładnego i tak były dość irytujące. Tym bardziej, iż gadał o Colette dość nie stworzone rzeczy. Niby mówiło się, że cicha woda brzegi rwie, no ale zielonowłosy nie był skory uwierzyć, iż ta dziewczyna miałaby takie zboczone zapędy.
- Cóż parę rzeczy i tak będziesz musiał zrobić, albo na statku długo nie posiedzisz. Natomiast co do Colette to nie sądzę. - Rzucił spokojnym tonem w stronę chłopaka.
Cóż słowa Keigara po chwili poparła sama dziewczyna, której najwyraźniej nie podobały się plotki, jakie rozpowiadał na jej temat Yokko. Słysząc dalsze słowa podwładnej nieco się zastanowił.
- Cóż jakieś zaopatrzenie przydało, zwłaszcza sporo wody. Vincent coś jeszcze by się przydało? - Spytał spokojnym tonem spoglądając pytająco na właściciela statku.
Na razie nie chciał posyłać dziewczyny na jakąś cięższą akcję bo nie wyglądala na wojowniczkę, a mu woda zawsze się przyda. Z drugiej strony jeśli to by jej nie wystarczyło, to był skory dać ją do dywersji.

Francis
Francis postanowił, że wreszcie coś powie. Słuchał cały czas i póki co nie miał nic do powiedzenia. Ale powoli trzeba się już przygotowywać do podróży jak mamy wypłynąć. Szczególnie, że już wiadomo skąd wziąć statek.
- Macie dobre pomysły i chętnie użycze wam mojej siły. Za dobrze to ja się nie skradam, a poza tym trochę się wyróżniam. Ale w innych sprawach chętnie pomogę. Dywersja to coś co lubię. Zwracać na siebie uwagę też potrafię.
Potem usłyszał jak Keigar mówi o zaopatrzeniu. Uznał, że jak będą potrzebowali pomocy kogos silnego to o nią poproszą, więc już więcej się nie odzywał. Jedyną osobą, z którą potrafił dużo gadać był jego brat. Przeważnie był cichy. Jak to mówią: ”milczenie jest złotem”.
 
Nutella jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172