Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z dziaÅ‚u Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-05-2012, 11:41   #31
 
pppp's Avatar
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
James z trudem, opierając się o ścianę, podniósł się z podłogi i przeklęknął. Wszystkie mięśnie promieniowały przenikliwym bólem, a gardło miał tak suche jakby od kilku dni nic nie pił. Syn Hermesa z wielkim wysiłkiem uniósł dłoń i przejechał nią po głowie. Nie był ranny, nie wyczuł również żadnego guza, ale ćmiący ból zdawał się rozrywać mu czaszkę.

Przez chwilę wpatrywał się tępo w łańcuch, który jeszcze przez momentem znajdował się na drzwiach. James bezmyślnie wyciągnął rękę w stronę magicznego żelastwa. Dopiero kiedy dłoń zawisła nad ogniwami łańcucha, młodzieniec zdał sobie sprawę z tego co robi. Gdyby znów chwycił za czarodziejski przedmiot...

W końcu James nabrał tyle sił, aby zaryzywać kilka kroków. Wysiłek był olbrzymi, ale z wielkim trudem zdołał dowlec się do ciała jednej z Amazonek. Starając się nie wejść w resztki porozrywanych zwłok, syn Hermesa złapał za włócznię nieboszczki i opierając się na drzewcu ruszył przed siebie. Dłonie, już wcześniej poranione przy przeprawie przez ścieżkę zdrowia wojowniczek, dawno odmówiłiby posłuszeństwa, gdyby nie otępienie w jakim cały czas się częściowo znajdował. Przeszywający ręce ból zdawał się dochodzić z bardzo daleka, syn Hermesa prawie go nie zauważał. Tak samo jak nie był w stanie dokładniej analizować dochodzących go z oddali okrzyków agonii i wystrzałów.

Świat zdawał się stać w miejscu, kiedy James nieznośnie wolno przemierzał korytarz. Parę razy zdarzyło mu się upaść, jednakże w końcu zawsze stawał znowu na nogi. Nie był w stanie odnaleźć drogi na powierzchnię, nawet nie był w stanie skupić myśli na tyle, aby spróbować wrócić do miejsca, gdzie został zamknięty. Korytarz zdawał się być labiryntem Minotaura, a zmęczonemu chłopcu nieustannie wydawało się, że wraca w to samo miejsce. Z uporem szaleńca szedł jednak do przodu próbując kierować się odległymi odgłosami walki.

Być może sprzyjało mu szczęście, być może jego ojciec, Hermes Hodios pozwolił mu trafić na właściwą odnogę. Po niekończącej się drodze przez mękę James trafił na kręte schody prowadzące w górę. Teraz odłożył włócznią i usiadł opierając się o ścianę. Oddychał głęboko. Wiedział, że część wędrówki ma już za sobą.

Płynące z góry powietrze zdawało sie dodawać mu sił. W końcu James zebrał się i z wysiłkiem wspiął po schodach i nagle znalazł się w oslepiającej jasności. Był zbyt zmęczony, aby panikować. Wyszło mu to na dobre. Po chwili zaczął poznawać otaczające go sprzęty domowe. To pobyt w podziemiach tak osłabił oczy syna Hermesa. Teraz też zaczeła do niej powoli dochodzić makabra wnętrza w którym się znalazł.

Tajemniczy więzień udekorował pomieszczenie zwłokami Amazonek. Krwawe strzępy leżały po prostu wszędzie. James w końcu zmusił się, by spojrzeć po nogi i zobaczyć swoje tenisówki, obecnie koloru brunatnego od krwi martwych kobiet. Rozerwane ciała, oderwane kończyny, wyrwane serca i płuca, przerażone twarze, słowem koszmar wyjęty z obrazów Boscha. Syn Hermesa zwymiotował czekoladę, którą zjadł w celi, po czym starając się nie patrzeć na nic, przeszedł do salonu. W trakcie drogi jeszcze raz chwyciły go torsje.

W miarę swoich możliwości James starał się przekradać przez posesję. Jego już nieco otrzeźwiały umysł podpowiadał mu, że jeśli nie zachowa najwyższej czujności, dołączy do Amazonek. W końcu, po makabrycznej wędrówce przez martwy dom, dotarł do centrum posiadłości. W tej samej chwili usłyszał też przeciągły, nieludzki jęk. James pochylił się i czołgając się przez kałużę krwi dotarł do drzwi. Zmęczenie nie pozwalało mu zachować takiej ciszy jak zwykle, jednakże kolejne jęki zagłuszyły podchody Liverpoolczyka.

Aktorami grającymi makabryczną sztukę byli nieznajomy oraz królowa. Władczyni Amazonek leżała pozbawiona sił na podłodze. Jej niedawny więzień kucał nad jej ciałem.

- Gdzie go znajdę? - Jego głos był ochrypły, niezbyt przyjemny dla ucha. Mówił jednak nadzwyczaj spokojnie.
- Powtarzam, że nie wiem.

Nieznajomy od niechcenia położył dłoń na sztylecie wbitym w ciało królowej. Kolejny zwierzęcy lęk wypełnił posiadłość.
- Gdzie go znajdÄ™?
- Obyś zdechł - królowa pomimo bólu nieznacznie uniosła głowę i splunęła nieznajomemu w twarz. Cisza, która zapanowała po tej demonstracji była niemalże namacalna.
- Rozumiem. Wiedz zatem, że biorę w posiadanie twe oczy, by widzieć to co i ty widziałaś. Biorę również twe uszy, by usłyszeć jakimi kłamstwami cię karmił. Biorę wreszcie twe serce, by stało się narzędziem mej zemsty - więzień mówił dalej, lecz w języku nieznanym dla Jamesa.
Następnie nieznajomy wyjął spod płaszcza niewielką czarną torbę. Zanurzył w niej dłoń i nabrał na palce czarną maź, którą zaznaczył uszy, oczy i serce królowej. Uczyniwszy to, więzień sięgnął po niewielki, zdobiony sztylet.

- Nieznajomy - upiorną ciszę przerwał James. Gardło nieznacznie odmawiało mu posłuszeństwa, a torsje sprawiły, że głos stał się niski i chrapliwy. Nisko pochylony, wymęczony, ubrudzony krwią, przypominał bardziej ofiarę wypadku niż normalnego nastolatka z Liverpoolu - zaczekaj. Proszę - w razie gdyby tajemniczy więzień zareagował agresywnie, James był gotowy do skoku, ale nie roił sobie, że w tym stanie byłby uciec przed swoją śmiercią.

Nie wydarzyło się nic. Po chwili do uszu Jamesa dotarły kolejne wrzaski królowej, która zaczęła się miotac jak ryba w więcierzu. Nieznajomy bezwględnie przygniótł ją kolanem do ziemi. Dopiero teraz James dostrzegł leżący obok niego kawałek płótna pokryty okultystycznymi symbolami na który niedawny więzień właśnie odłożył pierwszą gałkę oczną. Rytuał był obcy dla Jamesa, robił wrażenie bardziej operacji niż magicznego aktu.
- Zaczekaj - powiedział jeszcze głośniej James - Zaczekaj. Może ja będę znał odpowiedzi na twoje pytania.
Nieznajomy zamarł na chwilę, po czym kontynuował. Po drugiej gałce ocznej nadeszła kolejn na serce. Powoli, pewnym ruchem otworzył jej klatkę piersiową. Dopiero teraz James mógł dostrzec najbardziej przerażający szczegół tej makabrycznej sceny - królowa nadal żyła. Bez wątpienia oddychała, jednakże przestała jęczeć i leżała spokojnie, tak jakby nie odczuwała bólu.
- Zastanów się dwukrotnie. Jeśli usłyszysz któreś z moich pytań, dostanę swe odpowiedzi, lub kolejny raz tego dnia uśmiechnę się do bogów śmierci - ruchem głowy wskazał leżącą na ziemi kobietę. - Lepiej dla ciebie będzie ruszyć w swoją stronę.
James przez chwilę jeszcze stał tępo wpatrując się w makabryczną operację, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. Wciąż przed oczami miał masakrę w podziemiach, ale ze wszystkich sił starał się zachować przytomność. I ostrożność.

Droga na zewnątrz posiadłości zdawała się trwać wieczność. James ciągnął noga za nogą, nieustannie mając przed oczami twarz torturowanej królowej. Nie postąpił tak, jak postąpić powinien syn Hermesa. Stchórzył. Znów miał wrażenie wędrówki przez niekończący się labirynt. I tym razem miał szczęście. W końcu trafił do szklanych drwi, przez które wbiegł do tego budynku parę godzin temu. Przyspieszył kroku.

Euforia z opuszczenia miejsca rzezi dodała mu sił. I pozbawiła czujności. Jeszcze na łące otaczającej posiadłośc potknął się i wylądował na ziemi. Dopiero po chwili do jego otępiałego umysłu doszło, że przewrócił się na Amazonce, dziewczynie, która uratowała go od śmierci z rąk królowej.



Była piękna. I bardzo ciężko ranna. James od razu spostrzegł paskudne rozcięcie na prawym policzku Amazonki. Krew ciekła nie tylko stamtąd, ale również sączyła się z nosa i rozciętego łuku brwiowego. Oprócz tego, lewa łydka było wręcz rozszarpana, najprawdopodobniej wskutek postrzału.

James miał w końcu okazję, by chociaż chwilę poudawać, że jeszcze jest człowiekiem. Z trudem, wykorzystując resztkę posiadanych sił, przeniósł dziewczynę w głąb lasu, z dala od oczu ewentualnego oprawcy. Niestety, nie było tam wody, zatem James nie mógł ani ugasić swojego pragnienia, ani pomóc Amazonce. Wyczerpany oparł się o niski nasyp obserwując posiadłość. Jednakże zabójca nie opuścił domostwa, co nieco pokrzepiło struchlałe serce syna Hermesa.
- Mmmmm... - kilka przeciągłych jęków sprawiło, że James spojrzał na dziewczynę. Budziła się - Co … co się dzieje?
- Cii - Liverpoolczyk położył palec na ustach - On tu może jeszcze być - sam wpatrywał się w twarz dziewczyny i zastanawiał się jakimi słowami powie jej jak bardzo powinna teraz nienawidzić syna Hermesa.
Kiedy nieznajoma zdała sobie sprawę z tego gdzie i w czyim towarzystwie się znajduje, od razu spróbowała poderwać się z ziemi. Już jednak pierwszy ruch sprawił, że ogromny ból wstrząsnął całym jej ciałem. Dając świadectwo silnej woli, Amazonka nie wydała z siebie nawet najcichszego pisku. Być może posłuchała chłopaka, z drugiej strony była przecież urodzoną wojowniczką, której nie wypadało okazywać słabości, szczególnie w obecności mężczyzny. Niestety ten jeden ruch wystarczył, aby krwi zaczęło przybywać. James wiedział, że pomoc lekarska jest niezbędna. Problem w tym, że nie był lekarzem, ani nie znał się na medycynie.
- Nie ruszaj się - zarządził - Pod żadnym pozorem się nie ruszaj. Kim on był?
Wykorzystując wrodzoną zręczność dłoni, James założył prowizoryczny opatrunek ze swojej koszuli oraz bandaża osobistego, chcąc przynajmniej trochę zatamować upływ krwi. Dziewczyna przyglądała się mu uważnie przez przez cały czas nizręcznej "opracji". Posłusznie pozostała w niemal całkowitym bezruchu. Tylko kilkukrotne zmarszczenie brwi i zaciśnięcie zębów towarzyszące zaciskaniu bandaża pozwalało stwierdzić, że nadal żyje. Dopiero słysząc ostatnie pytanie otworzyła delikatnie usta chcąc coś odpowiedzieć. Przerwał jej jednak inny głos, który rozległ się za plecami Jamesa.

- Większość ludzi spytałaby raczej czym on jest - chłopak podskoczył jak poparzony. Jakkolwiek absurdalnym było to pomysłem, przyłożył rękę do klatki piersiowej, na wypadek gdyby walące jak oszalałe serce postanowiło wyskoczyć. Na szczęście nie dostrzegł nieznajomego, tuż za nim stał Zindelo we własnej osobie, jednak nie w pojedynkę, zza jednego z drzew wychyliła się jeszcze jedna postać ... Syzyf.
- Doprawdy chłopcze, gdyby nie fakt, że jestem nieśmiertelny, byłbym wielce niepocieszony - jak zwykle elegancko ubrany grecki władca pokręcił głową i wskazał gestem ręki na amazonkę. Zindelo bez chwili wahania ruszył w jej kierunku.
Cygan ukląkł przy rannej i James po raz kolejny mógł się dowiedzieć czegoś nowego o swoim tajemncizym mentorze. Opiekun zdjął z szyi dość gruby łańcuch, na końcu którego znajdował się niewielki brązowy kamień. Owinął go wokół ręki, po czym dotknął nią łydki i zamknął oczy. Trwało to dłuższą chwilę, ale na oczach syna Hermesa krwawienie dosłownie ustało.

- To wszystko co mogę dla niej póki co zrobić - Zindelo zwrócił się do Syzyfa, który pilnie przyglądał się posiadłości. Król Koryntu skinął mu tylko potakująco głową.
- Dziękuję wam - powiedział dobitnie James - Bardzo dziękuję, że jej pomogliście. Ja... - przez chwilę wahał się co powiedzieć, po czym wyprostował się i spojrzał Syzyfowi z oczy - Nie przeszedłem próby Amazonek. Uciekłem z ich więzienia i przy okazji wypuściłem tę istotę - wskazał na dom - Czymkolwiek ona nie jest. W tej chwili zajmuje się okaleczaniem królowej - James pokrótce streścił zachowanie tajemniczego stworzenia.

- Do tej pory prawdopodobnie już skończył - Zindelo podniósł się i z ziemi, widać jego zaklęcie miało kilka skutków ubocznych. Kiedy cygan zarzucał sobie amazonkę na ramię, ta była już praktycznie nieprzytomna. - Tą tutaj lepiej zabrać daleko stąd, potrzebuje należytej opieki, ja natomiast potrzebuje spokoju, by jej takową zapewnić.

- Zgadzam się - Syzyf pokiwał głową, początkowo zupełnie ignorował Jamesa, ale wszystko zmieniło się kiedy skończył i przeniósł na niego swe spojrzenie. - Kawałek drogi stąd czeka na nas samochód, radziłbym do nas dołączyć, ale będę tak wspaniałomyślny i pozwolę ci samemu zdecydować.

Syn Hermesa chwilę patrzył na dom:
- Jadę z wami - powiedział.
 
pppp jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest WÅ‚.
Uśmieszki są Wł.
kod [IMG] jest WÅ‚.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
Pingbacks sÄ… WÅ‚.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172