Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-11-2012, 18:23   #21
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
Siedząc z tyłu samochodu, Krzysztof chcąc nie chcąc przysłuchiwał się surrealistycznej rozmowie Daniela z tym nowym. Nowy prezentował się dobrze - kawał twardziela, czyli coś, czego potrzebowali. Coś w rodzaju ich poprzedniego współpracownika, Dimitreja, tylko że bez psychozy i ze zdrowym rozsądkiem.

Tak, Dimitrej. Krzysztof, czekając na akcję, pogrążył się we wspomnieniach. Pierwsza akcja. Co to było? Na pewno nie zabójstwo. Chyba coś z tą córką mafioza. Taak, wpadła Dragunovowi w oko.
A potem? Pamiętał na pewno wyjątkowo nudne zadanie w ruskiej dzielnicy. Cała masa okazji do śmierci i pociski śmigające w powietrzu - ale nie dla Krzysztofa. Spędził misję jeżdżąc powoli autem Serafa, "żeby nikt się na nie nie połasił". Najłatwiej zarobiona kasa w jego życiu.

Potem były doki. Wtedy były "jaja". Pamiętał przekradanie się z Dragunovem w przebraniu ruskich. Nie zdało się na wiele - strzelanina była tak czy siak, ale uszli z życiem.

No i Gołąbczewski. Punkt zwrotny. Ostatnia przeszkoda. Zawzięty detektyw z żyłką mordercy - prawie udało mu się wykończyć Krzysztofa.
Ale po magazynku kalibru .50 z Desert Eagle w głowę jeszcze nikt się nie podniósł. Gołąbczewski nie był wyjątkiem. Zabijając go, Krzysztof zerwał całkowicie ze swoją przeszłością - nikt go już nie gonił. Był "wolnym człowiekiem". Zostały tylko zatęchłe wspomnienia o Annie i pusta skorupa.

Praca wypełniała pustkę.

***

Możecie przystąpić do akcji. Bez odbioru.

Wdech. Wydech.

Krzysztof słyszał pojedyncze strzały - snajperzy. Rzecz trwała kilka sekund - Southern zerwał się ze samochodu, a Krzysztof z Danielem wprowadzali ich część planu "ruchoma platforma strzelnicza". Daniel kierował, Krzysztof pakował - kulki w przeciwników. Tak było przynajmniej do momentu, gdy nagle spostrzegł, że pistolet nie jest już w jego ręce, jest tam natomiast rana.
- Daniel... chyba dostałem... - nie orientując się dokładnie, co się dzieje, głos Krzysztofa brzmiał dziwnie.
Daniel nie tracił czasu - przejął pistolet i zaczął jechać i strzelać - oba naraz. Szybko podjechał pod resztę. Nie wiedząc, kto znalazł diamenty, miał tylko nadzieję, że to nie Southern. Kradzież diamentów to zły pomysł.
 
Pruszkov jest offline  
Stary 07-11-2012, 13:10   #22
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Materiał wspólny mój i Dartha.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=STYNsigNRWA[/MEDIA]


Był późny wieczór i wszyscy szykowali się już do snu, ale Tanya wyszła jeszcze zapalić. Gdy wyciągała papierosa trzęsły jej się ręce. Bała się tego w co się wmieszała, bo choć koszmary przestały ją dręczyć czy powinno odbywać się to takim kosztem? Wspomnienia tego jak pierwszy raz kogoś zabiła były czymś czego nie mogła zapomnieć. Odebrać komuś coś najcenniejszego, zabrać to w mgnieniu oka i nie mieć szansy już nigdy zwrócić. Zamienić pełnego uczuć, marzeń i wspomnień człowieka w gnijące wśród traw ścierwo. Za pierwszym razem było to traumatyczne przeżycie, ale potem? Ile razy musiała zabić by przestać być ludzka? I czy jej definicja człowieczeństwa jest odpowiednia?
Gdy sięgała pamięcią wstecz zdawało jej się że widzi siebie samą, przerażoną swoim czynem, ale mimo że wspomnienie to miało tą samą twarz, było jej obce. To była inna kobieta, inna ona. Tak bliska, ale jednocześnie taka odległa.

Niespodziewanie z przemyśleń wyrwała ją zapałka która wypalając się sparzyła ją w palce. Rosjanka upuściła płonący patyczek wpatrując się w szybko gasnący ogień. Zapaliła kolejną, ale tylko patrzyła się w powoli trawiący ją płomień. Patrzyła w skupieniu, jakby ta opowiadała jej swoją historię. Gdy zgasła, znów zapaliła kolejną i kolejną dla każdej przywołując imię lub pseudonim osób które straciła w wojsku. Celowo omijała jedno imię łudząc się że jeśli skończą się jej zapałki i go nie wypowie nie będzie bolało. Rzeczywiście zapałki skończyły się, ale to tylko zadziałało gorzej. W dodatku nie miała już jak rozpalić papierosa. Koszmar i paranoja.
Brakowało jej Siergieja i wiary w sens tego wszystkiego. Wewnątrz czuła się zepsuta, uszkodzona na tyle że nie dało się tego już naprawić. Nie pomagało w tym to że zamiast budować, niszczyła to na co inni pracowali. Czy tym powinna być kobieta? I czemu w zasadzie się nad tym zastanawia? Poczuła jak łza zbiera się jej w oku. Może to lepiej że on jej takiej nie widział? Zaraz też przez myśl przeszło jej aby się napić, a może coś sobie wstrzyknąć? Morfina? Parsknęła kpiąco z samej siebie, wstydząc się swojej słabości i lęków. Złamała w dłoni wciąż nietkniętego papierosa i wróciła do ich wiejskiej chaty.

Zasnęła w kuchni, siedząc na fotelu i z bronią pod ręką bo jak miała ufać obcym, jeśli sama sobie nie ufała?

Nie wyspała się, ale nie z powodu tego że musiała wstać o piątej rano jak tylko zaczęło wschodzić słońce. Czuła że czymkolwiek było to o czym śniła nie chce tego pamiętać. Zresztą teraz była do wykonania brudna robota, sprawy prywatne trzeba było odłożyć na później. Wszystko było przygotowane, ona rozciągnięta i gotowa do wykonania zadania. Skryta w lesie, oczekiwała na rozkazy z radia lecz wtedy nie wiedziała jeszcze że wraz z Clarkiem będą musieli spędzić tu w sumie dwanaście godzin. Dla żołnierza to jednak nic nowego, inna sprawa z chłopakami o których wiedziała nieco mniej.

Z nudów, a troszkę kontrolnie odezwała się do nich przez radio.

- Chłopcy jak tam u was? Wygodnie? Nie przysypiajcie.. - Mruknęła wesoło, zastanawiając się co w tym czasie robią.

- Śpiewamy sobie... - Rzekł Ismael do mikrofonu, po czym dalej gapił się bezwiednie w przestrzeń. - To czekanie nas dobija.

- Śpiewacie? A to ciekawe.. chciałabym posłuchać. - urwała na moment. - Ptaszki jeszcze nie wróciły, na razie u nas cisza i spokój. Na szczęście te śpiewające nademną nie fałszują.

- Nie to co my... Zaraz sam tam pójdę i ich wspomogę w kopaniu... - Tu wymownie pogładził swoją wyjętą po raz n-ty Berettę.

- Musicie jeszcze troszkę wytrzymać na smyczy. Nie marudźcie macie bardzo ważne i odpowiedzialne zadanie. - Rzekła jeszcze weselej rozbawiona ich niecierpliwością.

- Ta, a siedziałaś kiedyś kilka godzin w jednym samochodzie sam na sam z Anglikiem? - Tu spojrzał na Daniela wyszczerzając zęby w uśmiechu. - No właśnie... I papierosy nam się kończą. - Dopowiedział wyraźnie smutnym głosem.

- I dobrze. Widzisz jak o was dbamy? Od palenia przychodzą problemy z potencją i rak. - Zachichotała i rozłączyła się besztając w myślach za nadużywanie radia na pogaduszki.

Chociaż tego nie mogła widzieć, Ismael zagapił się przez chwilę na swój rozporek. Cóż, niejedno razem przeszli. Może ona ma racje? Wzruszył ramionami paląc kolejnego obrzydliwie czekoladowego papierosa.


***


Clark spokojnie spacerował przez las, obserwując. Nie znajdywał żadnych zbyt wyraźnych śladów, ale mógł mniej więcej wywnioskować trasę kopaczy. Odwrócił się do Tanyi.

- Jak chcesz to zrobić? Mogę zdjąć czterech, mniej więcej co sekundę, potem muszę przeładować. Główne zagrożenie, - co bardzo mu się nie podobało - spada na ciebie. Powiedz mi jak chcesz bym cię wspierał.

Tanya przykucnęła obok i spojrzała na Johna z drobnym uśmiechem którego zza maski nie mógł dostrzec. Zastanawiała się czy jego troska jest spowodowana sympatią, czy może to czysty i chłodny profesjonalizm. W przeciwieństwie do jego surowego podejścia, sięgnęła dłonią by pogłaskać go po brzuszku. Chciała aby mężczyzna troszkę się rozluźnił i nie wymyślał więcej problemów niż mieli. Poza tym wciąż pamiętała ostatnią noc, z której choć prawie nic nie wynikło to jednak ciężko było zignorować. Zatrzymała przez chwilę swój błyszczący wzrok w jego oczach i minęła go. Kładąc na ziemi i sprawdzając jak dobrze może się tu ukryć, przy okazji zerkając przez muszkę i szczerbinkę swej broni w leśną głuszę.

- Mam ochotę na truskawki ze śmietaną... - Wypaliła zupełnie nie w temacie by oczyścić myśli. - Plan działania jest dość prosty. Musimy wykorzystać zaskoczenie i zdjąć z ukrycia jak wielu się da. Ja rozpocznę jako że będę najbliżej, Ty zdejmiesz w pierwszej kolejności tych którzy w twojej ocenie będą stanowić dla mnie największe zagrożenie. Znajdź dobre miejsce, byś miał na mnie widok... – Zmarszczyła brwi. - Tylko nie patrz za długo w jedno miejsce. Skup się na otoczeniu. - Zachichotała. - Mam broń automatyczną i umiem z niej strzelać, w razie wpadki raczej sobie poradzę.

Clark jak zwykle uśmiechnął się delikatnie. Oczy tej kobiety... nie miały sobie równych. Jęknął cicho.

- Nie zamierzasz mi ułatwiać sprawy, co? Już dostatecznie trudno zachować choć resztki profesjonalizmu. - Przykucnął przy niej, kładąc jej rękę na ramieniu, by po chwili zacząć ją delikatnie gładzić po plecach.

- Przestań! - Cmoknęła z pretensją. - Zniszczysz mi kamuflaż!

Parsknął śmiechem.

- Jestem profesjonalistą. Mógłbym cię z niego rozebrać, i w dalszym ciągu nie zniszczyć listka. - Chwycił ją mocno za ramię, pochylił się i wyszeptał jej wprost do ucha - Nie chcę żeby coś ci się stało. - Chwilę później powstał i zaczął ruszać w stronę wzgórza. Zatrzymał się jeszcze na moment i rzucił jeszcze cicho w jej stronę - A truskawki stawiam jeśli obiecasz że nie dasz się zabić. Zgoda?

Rosjanka przewróciła się na bok , odwracając tak by go widzieć. Była cała zakryta, z twarzą zasłoniętą maską, a on mógł się tylko domyślać czy się uśmiecha, czy spogląda z innym wyrazem twarzy i jakie słowa zapisane są w jej oczach. Gdy ją pogłaskał i szepnął jak mu na niej zależy zrobiło się jej niezwykle ciepło, miło, prawie magicznie. Bo wydawało się Tance że powiedział to na prawdę szczerze. Mimo to odchodził. Już jej go brakowało.
Niespodziewanie, szczupła, zarośnięta leśną ściółką sylwetka uniosła nieco dłoń, stanowczo pokazując mu uniesiony w górę kciuk. Odprowadziła go jeszcze chwile wzrokiem i opadła na ziemię, subtelnie wężowym ruchem czołgając się na swoją pozycję.
Clark w tym samym czasie walczył z burzą myśli, która nawiedziła jego umysł. Rzucił Rosjance uśmiech z pomocą samych oczu, i wrócił do wspinania się na wzgórze.
Zależało mu na tej kobiecie. I to bardzo. Na tyle że miał ochotę rozerwać na strzępy każdego kto choćby krzywo na nią spojrzał. I nie potrafił tego wyjaśnić. Było to dla niego zupełnie nowe uczucie.
Kobiety rzadko, jeśli w ogóle, służyły w siłach specjalnych. Spotkanie takiej na misji z przypadku było niemal nieprawdopodobne. Ich historie... również były niezwykle podobne. I, powiedział sobie szczerze, była ona jedną z najpiękniejszych kobiet które kiedykolwiek widział.
Swoich uczuć Clark nie był do końca pewny. Chciał ją chronić, spełnić jej marzenia, dać jej czego wszystko czego tylko by chciała. Czy była to miłość? Nie wiedział, była to jedna z tych rzeczy w których nie miał wiele doświadczenia. Na razie jednak zajął pozycję na wzgórzu, i zakamuflował się wśród liści. Miał stąd dobry widok na ścieżkę, jak i na pozycje Tanyi. Na razie, mógł ją chronić najlepszymi ze swych zdolności. A potem... chciał z nią porozmawiać. I nie tylko.
Właśnie zorientował się że nie jadł truskawek od lat.
To mógł być początek czegoś niezwykłego.

- Więc lepiej tego nie spieprz, Clark - wyszeptał pod nosem, obserwując całe otoczenie przez lunetę karabinu.

Tanyi ani trochę nie przeszkadzała wilgoć i lekkie opady, jej mundur był solidny, nie przemakał a jednocześnie nie dusił ciała. Poza tym ona nie była typem blondynki która w czasie akcji spanikowałaby z powodu zepsutej fryzury czy uszkodzonego lakieru na paznokciach. Służąc w wojsku nauczyła się staranności i cierpliwości, kilkugodzinne oczekiwanie w lesie nie było niczym nowym. Miała przynajmniej czas pomyśleć o osobach które ostatnio poznała, o drodze życia na którą teraz wchodziła, o pocałunku z Johnem, by ostatecznie uciekając od tego wszystkiego zachwycić się ciszą i pięknem natury jej otaczającej. Troszkę denerwowała się przed akcją, bo wydawało się jej że wiele rzeczy nie zostało im powiedziane, a może to tylko jej przesadna podejrzliwość? Listowie przeplecione z jej maskującym przebraniem zdążyło podobnie do całego lasu oszronić się drobnymi kropelkami. Właśnie po to, jak i po to by jej zapach zmieszał się z otoczeniem była na miejscu tak wcześnie.
W zasadzie pościg autem nie wchodził w grę. Gdy mężczyźni z obu samochodów opuścili parking Rosjanka poprosiła przez radio Anetę by ta przebiła opony nożem.

Leżenie w trawie zaczynało być już dość monotonne, a od długiego czasu tam spędzonego nawet jej profesjonalizm musiał nieco ustąpić. Zawahała się mając dość wiercenia.

- Muszę siusiu... Zielony Dwa? Jak zobaczę choćby drobny błysk szkła to cię zabiję. - Wyszeptała do radia dość zmieszanym, zawstydzonym głosem i zeszła z pozycji. Tym razem była na prawdę zestresowana. Środek akcji, ona zakamuflowana, na pozycji i czuje że długo nie wytrzyma. W wojsku kazaliby jej lać w spodnie...

Clark parsknął.

- Już? Musimy popracować nad twoją wytrzymałością, Zielona Jeden. - Stwierdził z delikatną złośliwością w głosie. - Mam cały obszar pod kontrolą. - Powiedział już normalnym tonem - Nikt nie powinien ci przeszkadzać.

Nic się jednak nie zdarzyło, minęło jeszcze kila godzin. Cisza dłużyła się niesłychanie. Zaczęła tracić rachubę w tym która to już godzina, gdy nagle przez radio otrzymała komunikat o rozpoczęciu operacji. Niebawem dostrzegła też dwójkę mężczyzn wracających z poszukiwania diamentów.

- Pobudka moi drodzy. - Przez radio odezwał się przeplatający surowość z słodyczą głos Tanyi. - Tu ta piękniejsza z zielonych... Dwa ptaszki kierują się do dziupli, czekam aż mnie miną i wkraczam.

Uśmiechnęła się na swą myśl że Clark teraz też ją słyszał. Zastanawiała się o czym myśli i czy ma ją gdzieś na celowniku. Liczyła na niego, bo wbrew temu co kiedyś przechodziło jej przez myśl, chciała żyć.
Na szczęście radio jakie otrzymali było względnie profesjonalne, a więc nie musiała wychodzić z kontaktu, bo głośnik słuchawki którą miała w uchu, nie zdradziłby jej pozycji. Dzięki mikrofonowi mierzącemu drgania strun dźwiękowych, mogła szeptać najdelikatniej a i tak jej słowa byłyby przez resztę słyszane. Ustawiona jeszcze w lesie, niedaleko parkingu czekała aż dwa obiekty ją miną. Czekała w ukryciu, nieruchomo wtopiona w tło natury, ale i za zasłoną roślinności. Gdy mężczyźni przeszli dalej Tanya nie strzeliła, zamiast tego wyszukała wzrokiem reszty której brakowało. Nie mogła ani wystawić sobie na plecy jakiś czterech uzbrojonych drabów, ani pozwolić by ich łączność radiowa zerwała się za wcześnie. Zaalarmowani mogliby rozbiec się po całym lesie, a szukanie ich byłoby niewątpliwie trudnym zadaniem.

Clark z kolei śledził ruchy dwójki w pobliżu Tanyi, jednocześnie starając się wyśledzić pozostałą piątkę która powinna znajdować się w pobliżu.

- Tu mniej piękny z zielonych. - rzucił z delikatnym sarkazmem - Mam jednego z nich w krzyżu. Mogę go zdjąć w każdej chwili. Zabijamy ich, lub przepuszczamy dalej, twoja decyzja, twój sygnał.

- Puść. Zielona jeden, brakuje kilku ptaszków. Wielki brat przepadł. Wchodzę. Zielony dwa, szukaj brakujących. Czerwona osłaniaj… Zamawiamy tutaj “taxi” !

Wyszeptała śpiesznie, ale wyraźnie do radia. Przebieg akcji jej nie zadowalał, coś było nie tak, a Eryk się zmył. Stracili widok na sytuację, dwaj wracający mężczyźni mogli być podstawieni, a prawdziwi z łupem już uciekać w kierunku podstawionego gdzie indziej transportu. Tanya przygotowała się do lekkiego rozbiegu, jeszcze szukając wzrokiem przez chwilę reszty ekipy poszukiwaczy. Wybiegła szybko i niezwykle cicho niczym kot. Wcześniej oceniła już trasę i prędkość po czym wyskoczyła w powietrze i z jej akrobatyczną gracją wybiła się w powietrze robiąc kilka fiflaków którymi błyskawicznie zbliżyła się do mężczyzn. Przy ostatnim rozpędzona, zrobiła trzy kroki i wyskoczyła w powietrze by silnym kopnięciem niczym domino obalić obu właśnie się ku niej odwracających. Wykorzystanie zaskoczenia mogło dać jej przewagę której potrzebowała. Wiedziała gdzie uderzać, gdzie są witalne punkty ludzkiego ciała i jak jednym uderzeniem sparaliżować kogoś do końca życia. Specnaz nie był w tej kwestii zbyt humanitarny, gdyż sztuka walki której tam uczą polegała głównie na zabijaniu. Trafiła, ale jeden facet okazał się niezwykle czujny i zwinny robiąc szybki unik i dobywając zza ubrania swojego Glocka.

Clark, mimo polecenia o poszukiwaniu reszty ptaszków, nie mógł poradzić i śledził cele Tanyi. Zbyt długo pozostawał w akcji, by uważać że wszystko musi iść gładko. I okazało się że miał rację, gdy jeden z przeciwników wyciągnął pistolet. Szkot miał jego czaszkę w krzyżu, i gdy tylko zatrzymał się on na moment po uniku, oddał strzał w jego głowę. Nie było możliwości by spudłował z tej odległości. Krew bryznęła na bok betonowego parkingu, a facet z pistoletem zakręcił się nieco gdy kolana ugięły się mu w nogach i martwy w lekkim obrocie twardo uderzył o ziemię.
Niespodziewanie zaraz po rozległy się strzały. Clark natychmiast zajął się poszukiwaniem kolejnych przeciwników. Ci byli na granicy skutecznego strzału z pistoletu, w odległości 30-40 metrów od Rosjanki. Niestety Szkot nie widział wszystkich, nie miał też żadnego czystego strzału, ponieważ przeciwnicy nie znajdowali się na ścieżce, lecz rozbiegli się między drzewami.
Sytuacja stała się niekorzystna, a świst kul nieprzyjemny. Tanya dobyła błyskawicznie broni przewiązanej do niej na taśmie i strzeliła do mężczyzny którego przed chwilą powaliła. Nie było już sensu próbować załatwić sprawy bez rozlewu krwi. Było to za duże ryzyko, poza tym zagubione ptaszki się odnalazły. Musiała szybko wrócić do lasu gdzie dzięki kamuflażowi nie byłaby do wychwycenia. Nie mogła jednak zostawić diamentów, o ile rzeczywiście były przy ciałach. Chwyciła obu mężczyzn za fraki chcąc pociągnąć szybko, chowając się przed strzałami za auto i zmierzając do lasu. Ci nie dali za wygraną, wzmogli ostrzał i nim zdołała skryć się za samochodem poczuła ostre ukłucie w prawym ramieniu.
Trafienie lekko nią zachwiało, jęknęła boleśnie i usiadła za oponą samochodu porzucając ciała obu mężczyzn zaraz obok. Włączyła radio i dysząc zaklęła po rosyjsku by zaraz odpowiedzieć po angielsku.

- Zielona jeden.. dostałam. Wróg prowadzi ostrzał z lasu. Jestem za autem, najprawdopodobniej mam tu też towar.

Rozłączyła się i oparła lufę na rannej ręce, broń trzymając w drugiej by być w stanie się bronić. Nie miała za dużo czasu na obejrzenie rany, ale czuła że nie jest dobrze. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe od adrenaliny. Pozostało czekać aż ktoś wyjdzie sam jej na celownik.
W tym samym czasie Clark ruszył szybkim krokiem. Zmienił pozycję o parę metrów, by uzyskać czysty i śmiertelny strzał na jednego z przeciwników. Jednocześnie odezwał się do Tanyi.

- Osłaniam cię, zielona jeden. Powinienem porządnie przerzedzić ich liczby nim do ciebie dotrą. - Powiedział opanowanym tonem, choć daleko mu było do spokoju. Miał zamiar zabić każdego skurwiela który ośmielił się ją zranić. I z tą właśnie myślą posłał kulę w łeb następnego przeciwnika. Strzałów Clarka nie słyszała, ale miała nadzieję że wybił już ich wszystkich. Miała też nadzieję że ich pracodawca załatwi jej lekarza niepytającego o imię ani powód. Zakpiła w myślach bo uświadomiła sobie że w tej robocie pewnie i za operację będzie musiała zapłacić tą marną wypłatą którą jej podsuwają pod nos.

Niczym na filmie akcji z piskiem opon podjechał wtedy Daniel dodając otuchy. Wykorzystując zamieszanie jakie wprowadził, Rosjanka wychyliła się nieco by jeszcze kogoś ustrzelić i znów schować.
W tym samym czasie, John po raz kolejny zmienił pozycję, starając się uzyskać czysty strzał w kierunku przeciwników. Teraz to ich było więcej, odzyskiwali przewagę. Razem z Anetą i Southernem powalili kolejnego.

Daniel pozostał na straży w samochodzie z włączonym silnikiem. Bez broni palnej nie miał, co robić na otwartym polu.

Rosjanka sprawdziła pobieżnie ranę, podsunęła się bliżej krawędzi samochodu i sięgnęła zdrową dłonią po ciała mężczyzn tam leżące i przyciągnęła do siebie gdzie mogła przeszukać ich kieszenie i poszukać diamentów.

- Tu zielona jeden do zielonego dwa... jak wrócimy otrzymasz odemnie dziękczynnego kopa w dupę za nie słuchanie rozkazu. Oczyśćcie teren nim ekipa taxi oberwie za mocno! - Dodała do radia widząc jak Krzysztof oberwał dwie kule.

- французский собак - Syknęła pod nosem i zostawiając przeszukiwanie ciał na potem, wróciła do wsparcia ogniem, oby jak najbezpieczniej zza linii wozu przy którym była. Ranna, nie ranna musiała odciągnąć ogień od Krzyśka.

Tłamsząc w ustach przekleństwo, Krzysztof kucnął poniżej okna. Podniósł lewą ręką broń, którą upuścił.

- Daniel... chyba dostałem. - powiedział łamliwym głosem. Nie orientując się dokładnie, co się dzieje wokół niego, wychylił się znowu, tym razem już nie tak otwarcie i kontynuował strzelanie. Świat wirował lekko, a strzały były przytłumione.
Będzie bolało. Jak adrenalina minie, będzie bolało.

Clark w tym samym czasie kolejny raz zmieniał pozycję, by móc uzyskać kolejny strzał śmiertelny.

- Zielona jeden, uważasz że wróciłbym do ciebie nie sprawdziwszy okolicy? Widziałem tyle samo co i ty. Czyli niezbyt dużo. Poza tym, chyba już udowodniłem swą przydatność, hmm? - rzucił do mikrofonu, przeszukując okolicę przez celownik.

Tanya nie odpowiedziała, teraz byli w środku akcji. Nie chciała wywiązywać rozmowy na tematy które już nic nie zmienią. Dalej była zła, bo ufała w to że John będzie jej zabezpieczeniem i tylko z tego powodu pozwoliła sobie na wyjście z ukrycia.

Strzały ucichły, i wydawało się już że więcej przeciwników nie widać. Podbiegła szybko do Krzyśka by obejrzeć pobieżnie jego rany, ale na szczęście wyglądało na to że wyliże się z tego. Podczas gdy Aneta przeszukiwała już ciała facetów których sprzątnęli pierwszych, Tanya pozbierała pistolety palantów którzy do niej strzelali. Nie musiała patrzeć Anecie na ręce, wiedziała że inni to właśnie robią. Dziewczyna znalazła towar, a więc spokojnie mogli stąd już spieprzać. To słowo zapewne dobrze oddawało to na co każdy miał w tej chwili ochotę gdyż gdzieś daleko dało się już słyszeć syreny policyjne. Zabrała jeszcze tylko portfele pierwszych dwóch gości których zabili. Chciała dowiedzieć się o nich więcej, w końcu zawartość portfela faceta mówiła o nim dość sporo.
Rosjanka była na tyle przewidująca że swój bagaż zostawiła w aucie, a nie w chacie gdzie nocowali. Teraz nie było czasu tam wracać. Zdobyczną broń póki co wrzuciła do swojej walizki w bagażniku wozu przy okazji wyjmując gazę ze swojej apteczki. Dopiero w samochodzie zdjęła z twarzy kamuflującą maskę i złapała głęboki oddech. Nie miała ochoty na żadne rozmowy. Broń musiała mieć pod ręką bo gdyby podjechała do nich policja ni jak nie udałoby się wmówić funkcjonariuszom że jadą na bal przebierańców, a ta krew na ubraniu to tylko sok malinowy. Podała dwie gazy Krzysztofowi i delikatnie się uśmiechnęła chcąc go pocieszyć choć mogło wyjść jej to dość marnie.

- Wszystko będzie dobrze, dociśnij je do ran. – Rzekła czule i nieco zmarszczyła brwi, bo rany były dwie, a on osłabiony. Spojrzała sugestywnie na siedzącą obok Anetę. – Pomóż mu. Nie może stracić za dużo krwi.

Odwróciła spojrzenie od reszty bo nie chciała innym pokazywać niepewności w swoich oczach.

- Musimy znaleźć lekarza który przeprowadzi operację...

Tanya wydawała się chłodna, ale była po prostu wkurwiona czego nie chciała przekładać na innych. Za dziesięć tysięcy ryzykowali kalectwo i śmierć, odbierając drogi towar od doświadczonych agentów. Bo zwykły drab nie strzelałby tak celnie. Czuła się wykorzystana, no i obwiniała się o przebieg operacji. Nie chciała wyszukiwać dla siebie teraz usprawiedliwień. Kogo to obchodzi i co to zmieni? Nie chciała też szukać innych powodów które skrywały się w tle. Im bardziej opadała adrenalina tym dotkliwszy był ból w ramieniu. Oparła głowę o siedzenie, w ciszy patrząc przez szybę na mijane prędko pola i mocno trzymała na ranie własną gazę. Pomyślała że jeśli ujdzie im to na sucho trzeba będzie wyciągnąć solidne wnioski…


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 07-11-2012 o 14:40.
Kata jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172