Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-07-2013, 22:25   #71
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
tekst opracowany gremialnie

Lofiel poczekała grzecznie, aż Templariusz skończy i usiadła przy najbliższym stoliku, na samym skraju krzesła. Nalała sobie wody i nałożyła trochę owoców. Po tych kilku dniach emocji i wysiłku była naprawdę głodna i spragniona. Rozejrzała się w prawo i w lewo ciekawa, kto siądzie obok.

Dołączyły do niej kolejne anielice. Obie wyzywające wyglądem, choć kondycja stroju jednej z nich wołała o pomstę do Nieba.

Pierwsza odezwała się czarnowłosa Harielitka, kolejna Azjatka. Jak się okazało z tego samego Zakonu.
- I ja służę Harielowi. - siedząca przy stole Azjatka przemówiła dźgając jednocześnie swój talerzyk z peklowanymi cebulkami.
- Rashiela. Chór Hashmalim. I osobiście nie widzę miejsca właściwszego dla Skrzydlatych niż Świątynia. Powłoki i ich zwyczaje na bok. Choć bezimienni i nie przyznający się do własnego Chóru Harielici to dla mnie nowość.
Niby dlaczego inicjatorka rozmowy miała móc uchybiać podstawowej zasadzie etykiety Skrzydlatych.
- Hierarchia Świątyni jest oczywista. Będąc w Służbie u różnych Przełożonych nie będziemy mieć za wielkiej szansy na bliższe relacje. Wystarczy wymiana informacji i możliwość wezwania wsparcia.
Wyciągnęła z swej kopertówki złożoną na cztery kartkę tłoczonej na brzegach papeterii, długopis i różową komórkę jednorazówkę. Jako pierwsza napisała na papierze swoje imię i numer telefonu i wraz z długopisem przesunęła na środek stołu by inni chętni mogli podzielić się swoimi numerami.

Lofiel wstała i skinęła głową Veronice. Potem uśmiechnęła się promiennie do Azjatki.

- Naprawdę, nie ma potrzeby, byśmy wypominali sobie takie drobnostki. - jej głos stał się mocniejszy i zdecydowany - Wszak napisał Ewangielista: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni...Siła Zastępów tkwi w jedności...pamiętamy o tym. A także pisał św. Mateusz: A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz? Siostro, powiedziano nam, że będziemy działać na podobieństwo Skrzydła, zgodnie z proroctwem...Nie uważałaś na słowa naszych hierarchów - roześmiała się przyjaźnie. Pochyliła się w niskim ukłonie - Moje miano: Lofiel chóru Elohim, zakonu Aratrona, akolitka Templariusza Leesela. Oby Pan był wam łaskawy, bracia i siostry. Widzę, ze wiele nas dzieli...ale niech łączy nas myśl, iż jesteśmy jednako małymi narzędziami w ręku Majestatu..

Nie siadając, a nakładając sobie trochę ziemniaków, i kawałek mięsa, nie znanego mu pochodzenia Tim przysłuchiwał się reszcie.

~Jedna nawiedzona. ~spojrzał w wyeksponowany dekold, nie pokazując żadnych emocji. Ot zwykłe spojrzenie.
~Druga też. Azjatka włażąca w dupe każdemu, kto ma władzę... ~Uśmiechnął się nieznacznie po Jej słowach.
Spojrzał na dziewczynę która wstała, i słuchając Jej, miał coraz większą ochotę wybuchnąć śmiechem. Kiedy zaczęła cytować biblię, spojrzał na nią zdziwiony...
-Co Ty jakaś nawiedzona kurwa jesteś? - Popatrzył na nią wielkimi oczami. - Nas Słoneczko może połączyć, ale co innego... - ostentacyjnie zmiarkował ją wzrokiem.

Sophiel usiadła przy stole obok Lofiel i nałożyła sobie sałatki.
- Jak pewnie już słyszeliście jestem Sophiel, chór Hashmallim, Zakon Mechatiel.
Wyjęła z kieszeni telefon komórkowy i zapisała w nim numer Rashieli, po czym dopisała pod spodem swój.
- To że tylu z nas się przebudziło ma jakieś większe znaczenie, którego jeszcze nie znamy. Może zamiast uwydaczniać nasze różnice skupimy się na tym, że wszyscy i tak prędzej czy później będziemy musieli razem walczyć ze złem tego świata. - powiodła wzrokiem po obecnych, odrobinę dłużej zatrzymując się na “irokezie”.
- Dla każdego z nas zapewne był to ciężki dzień. Wszyscy są zmęczeni, a to sprzyja tylko konfliktom. Egzarcha chciał abyśmy się lepiej poznali, a jak wspomniała Rashiela pracując pod innymi Partonami nie będziemy później mieli takiej możliwości. Jeśli będziecie chcieli mnie znaleźć to pytajcie w akademiku o Sophie Lindsey.
To będzie ciężka przeprawa. Dlaczego Pan sparował mnie z tym chamskim “irokezem”. Nie wiem nawet jak na niego inaczej mam mówić, bo się nie przedstawił.

Lofiel pokręciła głową z niedowierzaniem. Jej dzieci były łatwiejsze do ogarnięcia niż ta grupa dorosłych przecież ludzi. Niemal widziała unoszące się w powietrzu opary negatywnych emocji. Westchnęła i przysunęła do siebie kartkę z numerami. Nie miała komórki, nigdy nie była jej potrzebna - jej dotychczasowe życie zamykało się w trójkącie kościół-dom-sierociniec. Napisała wiec dwa numery: stacjonarny domowy i numer do sierocińca z adnotacją “Prosić Vanessę”. Spojrzała jeszcze na choatyczną zbieraninę aniołów. Może kiedy przyjdzie nam się mierzyć ze Zlym, znajdziemy w sobie dość siły i solidarności...*

Veronica oraz Uziel uśmiechali się uprzejmie. Uśmiech był piękny i tajemniczy. Oczy anielicy patrzyły na każdego anioła, jakby starając się poznać intencję. W spojrzeniu jej niebieskich oczu, i małych iskierkach światła była namiastka domu, namiastka niebiańskiego piękna. Czegoś co wydawało się stracone na zawsze.
Veronica przysunęła sobie kartkę i chwyciła długopis. Napisała pięknym eleganckim pismem swój numer telefonu i podała kartkę innej osobie. Obydwoje poczuli lek kiedy jako pierwsza wypowiedziała się azjatka o imieniu Rashiela.
Veronica starała się ukryć dreszcz, który przeszedł jej po plecach jeszcze nie wiedziała czy był to dreszcz spowodowany strachem czy może ekscytacją. Bestia chór Hashmalim anioły burzy. Niszczycielskiego, ale pięknego żywiołu. Obawiała się jej, ale jednocześnie ta siła kryjąca się jej głosie ją przyciągała.

-... Myślałam, że to oczywiste jestem z chóru Elohim.- Powiedziała już mniej pewnym siebie głosem. Teraz jej wzrok przeniósł się na Arratronitkę o barwnym imieniu Lofiel. Uspokoiła się patrząc na piekną pogodną anielice. Właśnie do takiego celu zostaliśmy stworzeni. Mieliśmy koić zszargane nerwy naszych braci i sióstr. Harielici robili to na bardzo wiele pikantnych sposobów. W Arratronitce było coś z piękna najwyższego, coś co osobiście zaznał Uziel i za co był wdzięczny Najwyższemu. Łaska i mądrość.
- Tak... Siostro powinniśmy trzymać się razem. Chciałabym Cię lepiej poznać.- Poprawiła swój strój, aby nie kusić już więcej. Uziel i Veronica czuli się głupio i niezręcznie, zupełnie jak nastolatkowie przyłapani przez rodziców, nadrabiali to dobrą miną do złej gry. Kolejny Hashmalim i kolejna dawka strachu zmieszanego z ekscytacją.
- Będziemy spotykać się w świątyni, z niektórymi wrogami walczyć wspólnie. Ja zamierzam uruchomić stare kontakty, wojny zawsze wygrywali najlepiej poinformowani. Mój numer jest na kartce więc możecie uznać się za uprzywilejowanych i korzystać z niego w razie potrzeby. Zawsze postaram się rozwiązać wasze problemy.

O dziwo delikatna perswazja działała i dźwięk dobył się nawet z ust “irokeza”.
-Niech Wam będzie. Mówcie do mnie Tim. Jestem Ofielitą, i nie obchodzi mnie, ilu z Was polegnie, w każdej wojnie są straty. A wśród nich, nie będzie na pewno mnie.
Spojrzał na blondynę.
-Mam nadzieję że w drogę sobie wchodzić nie będziemy.-Uśmiechnął się pogodnie, zabrał swój talerzyk i podszedł do Dearotha wyjadając zawartość talerzyka palcami. Przełknął, nim stanął przy swym templariuszu.
-Kiedy możemy zaczynać nasz trening?


I tylko tyle. A może aż? Grupa widzących się po raz pierwszy Skrzydlatych wymieniła imiona i numery telefonów. Być może winne było zmęczeni. Zagubienie? A może nagłe odcięcie od Światłości Niebios. Bo przecież Ziemia była rynsztokiem do którego wpełzały wszelkie potworności Piekieł. Rynsztokiem w którym tak rzadko napotykało się promyk Światłości. Tak delikatnej. Tak cennej.

Cokolwiek przytłoczyło nowo przebudzonych nie rokowało sukcesu pierwszemu wspólnemu posiłkowi. Dlatego z biegiem czasu kolejni Przełożeni zabierali swoich podwładnych ku miejscom bardziej ustronnym. Ku rozmowom bardziej prywatnym. Ku wypoczynkowi i bezpieczeństwu. Ale czy mieli na ów wypoczynek czas? Przecież noc była młoda, a otaczający ich świat na pewno nie będzie trwał wiecznie...
 
carn jest offline  
Stary 10-07-2013, 22:41   #72
 
VinQ's Avatar
 
Reputacja: 1 VinQ nie jest za bardzo znanyVinQ nie jest za bardzo znany
Zostałem zignorowany przez swojego legata, więc po prostu odsunąłem się do tyłu. W tej chwili postanowiłem nie wychylać się. Kiedy spotkanie się skończyło w milczeniu udałem się do jadalni. Mimo wszystko byłem głodny... po pracy nawet nie zdążyłem nic zjeść. Jednak usiadłem gdzieś bardziej z dala od reszty aniołów. Miałem poczucie, że tu nie pasuję... i to wcale nie ze względu na brak wspomnień, a to jakim aniołem był Anael. Czym się zajmował i z kim trzymał. Może dość niebezpiecznym było tak być pogrążonym w myślach... zawsze anioły mogły je odczytać, a niektóre sprawy powinny pozostać tajemnicą. W końcu skupiłem się tylko na jedzeniu...
 
VinQ jest offline  
Stary 19-07-2013, 09:49   #73
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze
Świątynia Zastępów
Anael, Lofiel, Rashiela, Sophiel, Tim


Kolacja odbywała się spokojnie, czas mijał wam miło i przyjemnie. Rozmowa może się nie układała zbyt dobrze, ale czego oczekiwać po tak odmiennych charakterach jakie wszyscy prezentowaliście? Jedzenie było smaczne i pożywne.
Kontem oka mogliście zauważyć jak wasi przyszli przełożeni rozmawiają o czymś cicho. Reaphiel przyglądał się wam zaciekawiony, choć w jego lodowych oczach nie dało się wiele odczytać.
Dearoth przeniósł wzrok z templariuszy na Tima.
-Z samego rana. Wyśpijcie się dzisiaj i przyzwyczajcie się do zmian. Wasze życie się zmieni i to bardzo. -mężczyzna podniósł się i spojrzał na Sophiel.
-Zapraszam waszą dwójkę jutro o 7 rano na salę ćwiczeniową. Nie chcecie się spóźniać, uwierzcie mi. -uśmiechnął się lekko. - Jeśli wszyscy już zjedli zapraszam was do waszych pokojów gdzie możecie się odświeżyć i wyspać się. Wasi templariusze przedstawią wam po drodze godziny waszego szkolenia.
Każdy templariusz podniósł się i zaczekał na swoich podopiecznych. Wszyscy spokojnie wyszliście z jadalni. Swoje kroki skierowaliście dalej tym korytarzem. Korytarz był ciepły i jasny.
-Dla każdego znajdzie się wolny pokój. -zaczął Lessel.- Wyśpijcie się, jutrzejszy dzień będzie zupełnie odmienny od dzisiejszego. Lofiel, o ósmej widzimy się na pierwszym treningu. -głos Templariusza był spokojny i cichy.
Emarael spojrzał na Rashielę i uśmiechnął się.
-Wyśpij się, widzimy się po śniadaniu o dziewiątej. -puścił jej oczko, poprawił swoje ubranie i ruszył w swoją stronę.
Caldeamela spojrzała na swojego nowego podopiecznego.
-Ósma, i ani chwili później. -jej głos był ciepły a spojrzenie łagodne. -Spokojnej nocy, Uzielu. -jej spojrzenie sprawiło, że poczułeś ciarki na plecach, jakby potrafiła wyczuć ciążący ból w Twoim sercu. Odwróciła się i ruszyła dalej, został już tylko Reaphiel. Spojrzał na Anaela, jego lodowe spojrzenie było jednym z jego stygmatów.
-Pojaw się u mnie jutro rano. Na pewno znajdę coś co mógłbyś zrobić. Może wykażesz się jakoś szczególnie? -jego głos był inny, jakby uważnie badał każdą Twoją reakcję.
Legat nie czekał na Twoją odpowiedź i również ruszył w swoją stronę.

Zostaliście sami na korytarzu przed pokojami. Wszystko wydawało się być spokojne i bezpieczne. Mogliście jeszcze chwilę porozmawiać lub po prostu ruszyć do stojących wolnych pokoi. Drzwi do sypialni były z przyjemnego ciemnego drewna, proste i ciepłe. Dwa pokoje miały uchylone drzwi i mogliście ujrzeć ich wystrój. Każdy z was mógł znaleźć tam coś dla siebie. Pierwszy pokój po lewej stronie był w jasnych beżowych kolorach. Wewnątrz znajdowało się jednoosobowe łóżko z kremową narzutą. Przy łóżku znajdowała się ciemnobrązowa szafka nocna z niewielką lampką stojącą na niej. Na ścianie nad łóżkiem wisiał obrazek z miłym dla oka krajobrazem.


W pokoju po prawej stronie panowały zupełnie inne kolory. Dominował tam błękit, czerń i białe ściany. Łóżko również było jednoosobowe z białą pościelą i granitową narzuta na łóżku. Przy oknie stał stolik i czarny fotel. Wszystkie pozostałe pokoje były w podobnych odcieniach po lewo w beżowych, po prawo w błękitnych. Od was zależało które pokoje wybierzecie. Słyszeliście jak o dach uderzały krople deszczu. A grzmot ponownie przeciął niebo. Pogoda nie wyglądała najlepiej i trudno było stwierdzić czego można się po tym spodziewać.


Skrzydło

Zedrael wraz z pozostałymi diakonami skierowali się w stronę dzielnicy slamsowej. Ten wieczór zapowiadał się dziwnie. Dwa auta mknęły uliczkami, deszcz uderzał o karoserię aut. Wszyscy siedzieli w ciszy i przyglądali się migającym światłom miasta.
-Dlaczego ten jeden anioł nie szuka świątyni? Dlaczego jest właśnie tam? - padło pytanie z ust Sihepihieli. Reguelitce takie zachowanie się nie podobało. Jeden anioł pakował ich do dzielnicy skazanego, który potrafił przekonać i tak zakręcić ludźmi, ale czasami i aniołami. Ta dzielnica nie była dobra, a ona najchętniej skrzywdziła by go i zajęła się nim odpowiednio. Poznał by w końcu miejsce w tym świecie. Zedrael zerknął na nią.
-Nie wiem dlaczego. Kumiel już jest prawie na miejscu... Anioł jest w pubie Paula. - archont nie spojrzał na diakonkę, patrzył prosto przed siebie na ulicę.
Reguelitka zmarszczyła brwi. To nie jest dobre miejsce dla aniołów....

Kumiel mknął powoli uliczką. Taka pogoda nie napawała go radością. Już od rana przeczuwał, że ten dzień nie będzie spokojny. Z ponurą miną mknął na swoim motorze uliczkami Floresse. Dzielnica slamsowa. Aniołowie próbowali ingerować w tą dzielnicę. Niestety niewielu osobom mieszkającym w tej części udało się pomóc. Co blokowało ich działania? Trudno powiedziecieć co ich blokowało. Kumiel miał swoej podejrzenia co do tego. Wyczuwał młodego anioła, zmarszczka na jego czole uwydatniła się.
-Jeśli spiskujesz z Skazanymi... Nie będziesz miał łatwego życia w świątyni...- mruknął i przyspieszył motor kierując się do "Anielskiej dziewicy."


Noc i mrok

To co czaiło się w mroku czekało jedynie na okazję... Jutro. Tak jutro wszyscy poznają jego moc i siłę. Będą drżeć na myśl o tym co zrobił. Przesunął się i musnął umysły, które znalazły się w pobliżu. Tak! To cudowne uczucie lęki, choć istoty po tylu latach uśpienia nic nie rozumiały. Będzie rozkoszowało się ich lękiem i niepokojem i rosło w siłę. Przesunęło się w bok, musnęło szukając odpowiedniego gruntu. Słodkiego i kuszącego. Przesuwało się dalej. Pomimo uporczywego deszczu ruszyło szukało. Piorun, tak to jego nowe miejsce żerowania. Tutaj znajdzie to czego potrzebuje!
Wyczuwało coś bardzo smakowitego w szpitalu. Ale to byłaby wspaniała uczta! Jednak jego uwagę przykuło coś jeszcze. Coś równie niewinnego a jednocześnie tak bardzo skażonego. Zatrzymało się w cieniu parku. Tam znajdowała się grupka nastolatków, młodzi turyści, którzy wyrwali się spod opieki rodziców. Przed nimi pojawił się dziwny mężczyzna. Na klatce piersiowej mieniły się czarne skórzane pasy. Spodnie były poszarpane, na chwilę obecną nie miał włosów. Ulewny deszcz zamienił się w niewielką mżawkę jednak nie przestawało błyskać i pioruny przesuwały się po niebie.
-Cześć dzieciaczki. Macie może ognia? -zapytał dziwnym chropowatym głosem. Lęk, zaskoczenie.
-Spadaj! Czego tutaj chcesz?! -krzyknął ten bardziej odważny, ale jedno spojrzenie tamtego, i do tego te dziwnie płonące czerwone oczy... Dziewczyna cofnęła się o krok, reszta nastolatków spanikowana uciekła. Chłopak poczuł zapach siarki i nie mógł się ruszasz.
-Waleczny... Zapraszam do swojej kryjówki. - mężczyzna oblizał się z zadowoleniem i smakiem.
Dziewczyna chciała krzyknąć. Nie zdążyła. Jedno jego spojrzenie. Nie mogła się już poruszyć. Czuła mrowienie na skórze... Mężczyzna powoli zbliżał się do niej. Nastolatka uniosła dłonie do ust... Krzyk przerażenia zamarł na jej twarzy. Piorun przeszył niebo, a deszcz nie zmył krwi...
-Tak.... Tak... Smaczna taka smaczna! -zachichotał i w brzuch dziewczyny wbił zaostrzone pazury... Krew rozprysła się po chodniku...
Mężczyzna zaczął jeść. Dobre, ciepłe i takie słodko-kruche! Wróci tu. Już jutro zapoluje ponownie. W parku zostało po nim zmasakrowane ciało i twarz zastygła w grymasie.

Słońce rozbłysło nad miastem. Przegoniło burzę i ukazało makabrę oraz wzbudziło pierwsze fale strachu w mieście... Plotki rozeszły się w błyskawicznym tempie. Dwa ciała, w tym dziwnie zniekształcona twarz dziewczyny. Policja zaczęła prowadzić dochodzenie. A nocny koszmar zaczaił się gdzieś w mroku i czekał na kolejną okazję.

Świątynia Zastępów
Anael, Lofiel, Rashiela, Sophiel, Tim


Obudził was zgiełk w całej świątyni. Do waszych pokojów wbiegł Legat.
-Wstawać! Pilna zbiórka i zebranie! -nie było subtelnego pukania. Tylko zabieranie kołder i wyciąganie was z łóżek.
-Do jadalni raz dwa! - rudowłosa kobieta nie dawała wam wyboru ani nie pozwoliła odwrócić się na drugi bok. Panie zaś budził w podobnym stylu młody mężczyzna o brązowych włosach.
-Wstawać księżniczki! Nie mamy czasu na wygłupy! -stał właśnie nad Sophiel i ściągnął z niej kołdrę.
-Mechakielitka i śpi?! - na zegarku widniała godzina piąta rano....
 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."
Luphinera jest offline  
Stary 19-07-2013, 11:29   #74
 
JaTuTylkoNaChwilę's Avatar
 
Reputacja: 1 JaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kirian wyszedł przed bar i westchnął głośno. Ile to się czło... anioł musi namęczyć, żeby coś osiągnąć. Trzeba zbudować wpływy, pozyskać “przyjaciół”, którzy mogą mieć ciekawe umiejętności i kontakty. Znalezienie odpowiedniego ochroniarza dla niezabezpieczonej teraz dupy byłoby wskazane. Kirian wiedział, że w razie pomniejszych kłopotów poradzi sobie sam. Ale zło nie śpi. I na pewno ma coś pod ręką na samych i zabłąkanych pierzastych. Kirian mimowolnie sapnął. Razem z ciałem przejął pewne umiejętności. W połączeniu z jego poprzednią wiedzą i nadprzyrodzonym pochodzeniem powstała mieszanka wybuchowa. Choć to może być za mało...
Anioł zadrżał i ruszył truchtem w kierunku domu zakonu. Był sam, nieobserwowany i mógł pozwolić sobie na chwilę słabości. Potem nie będzie czasu.

W chwilę przed tym jak ruszył z przed baru przed jego oczami nadjechał motocykl a na nim jechał mężczyzna. Mogłeś wyczuć w nim również anioła, był z czwartej pieczęci i był zastępcą Zedraela. Wyczuwałeś w nim moc. Motor zatrzymał się tuż przy tobie. Mężczyzna zdjął kask i spojrzał na Ciebie.
-Co szanowany anioł robi w takim miejscu jak to? -mężczyzna uniósł brew lekko ku górze i przyglądał Ci się uważnie, choć deszcz nie ułatwiał wam niczego. Jego srebrne włosy były dziwne i nietypowe, ale tak najprawdopodobniej okazywał się jeden z jego stygmatów.

Kirian spowolnił i zatrzymał się przed motorem.
-Truchtam. Pomyślałem sobie, że to dobra pora, by zadbać o kondycję.

Mężczyzna uniósł brew i przyjrzał Ci się uważniej. Parsknął śmiechem.
-W takiej dzielnicy, w takim stroju? Naprawdę dobry pomysł na dbanie o kondycję -mężczyzna nie zsiadł z motoru i uważnie przyglądał się barowi znajdującym się za Tobą. Przeniósł wzrok na Ciebie.

-Tak, byłem tam - powiedział Kirian widząc jego spojrzenie. - Ale może moglibyśmy przenieść przesłuchanie na mniej mokry grunt? Nie lubię garniturów. Dotrzyjmy do domu zakonu, a tam powiem wszyściutko. Akurat tam biegłem, jak zajechałeś.

Mężczyzna przyglądał Ci się uważnie. W tym momencie przed bar zajechały dwa auta. Kumiel zsiadł z motoru.
-Wsiadaj na motor, zabieramy Cię do świątyni. Brakuje już tylko Ciebie.
Z samochodu wysiadł Zedrael. Spojrzał na dwójkę stojących aniołów.
-Jedziemy do światyni. Na szczęście nie potrzebujecie wsparcia.

Kirian posłuchał się i zajął miejsce za zastępcą Zedraela.
-No, komu w drogę, temu trampki na nogę - westchnął sentencjonalnie i poklepał anioła na znak, że jest już gotowy.

Kumiel wsiadł na motor i ruszyli w drogę powrotną. Deszcz moczył Twój garnitur i jazda nie była przyjemnym doznaniem. Gdy dotarliście do świątyni ujrzałeś stary magazyn. Wszyscy wjechali na podziemny garaż nie mówiąc o niczym. Wjechaliście do dużego garażu.
-Zapraszam do windy, na wyjaśnienia się spóźniłeś. Po krótce jutro zajmie się Tobą Legat i wyjaśni Ci najważniejsze kwestie.
Skierowaliście się we dwójkę do windy. Reszta wróciła do swoich domów.
-Zaprowadzę Cię do jadalni, zjesz coś a potem słodkich snów. Czeka Cię wiele zmian w woim życiu.

Często spotykał się ze stwierdzeniem, że ważne jest wnętrze. W końcu nie tylko małż zawiera w sobie perłę. pod te stwierdzenie mógł podciągnąć siebie, a właściwie swoje ciało. Zwykłe, a jednak przeznaczone dla anioła. Jednak lokalizacja świątyni w obskurnym magazynie nieco go zaskoczyła. Oczywiście przyjął to z pokerową twarzą i nawet mięsień mu nie drgnął, gdy anioł wspomniał o zmianach w życiu. Czyż to nie było jasne?
Usiadł za stołem i zaczął jeść. Jakieś owoce, pieczywo, różnego rodzaju sałatki. Z trudem powstrzymywał się, żeby nie przekląć. Gdzie jest mięso? Nie przygotowywał się przecież w niebie po to, żeby zejść na ziemię i żreć jak królik. Mimo to znalazł dżem i zniesmaczony rozsmarował cały słoiczek na pokrojone bułeczki.

Kumiel usiadł przy nim zerknął na stół i zabrał się za rybę. Spojrzał na niego i uniósł lekko brew.
-Dobry będzie z ciebie sprinter, ganiałem za toba pół dnia dzisiaj. A mój motor nie jest taki słaby -zagaił do anioła. A jego oczy były przenikliwe, jakby kryło się w nich coś jeszcze.

-Domyślam się, że chcesz wiedzieć z kim spędziłem cały ten czas - powiedział spokojnie Kirian przełykając kolejny kęs. - A motor fajny, choć i tak wolę latać.

-Każdy z nas woli latać. Ale jeszcze nie pora na takie afiszowanie się z naszą obecnością. Jest zbyt spokojnie w tym mieście. -Kumiel uśmiechnął się lekko. Lubił swój motor.
-Weź kilka kanapek do pokoju i idziemy spać. Jutro czeka nas długi dzień...

Kirian kiwnął głową i zgarnął z blatu dwie ostatnie posmarowane bułki, po czym ruszył za Kumielem. Chyba zaczynał go lubić.

Kumiel prowadził młodego pierzastego w stronę pokoi. Zostały już tylko jedne otwarte drzwi w pokoju z barwą błękitu i czernią.
-Dobrej nocy, ja zmyka, trzeba jeszcze uspokoić rozzłoszczoną narzeczoną... -uśmiechnął się krzywo.- Nie znosi mojej pracy, ale cóż zrobić. Może zobaczymy się jutro.
Kumiel skinął Ci głową, obrócił się na pięcie i ruszył w swoja stronę. Jego srebrne włosy powiewały lekko za nim po chwili zniknął ci z oczu.

-Dzięki - szepnął cicho Kirian, po czym wszedł do pokoju, rozebrał się do naga i walnął na łóżko. Świadomość momentalnie zgasła, a on zasnął snem sprawiedliwego.

Rano coś wyrwało go ze snu. Była to rudowłosa piękność. W jej ruchach była zwinność i pewność siebie.
-Wstawać! nie mamy czasu do stracenia! Raz, raz... -pociągnęła za kołdrę i ściągnęła ją z ciebie. Bezwstydnie obejrzała sobie Twoje ciało.
-Wstawaj, ale może najpierw się ubierz ptaszyno. Widzimy się w jadalni.
-Czekaj, nie masz pół godzinki? - zapytał rozespany Kirian. - Po co ten pośpiech?
Anielica spojrzała na niego.
-Przykro mi ptaszyno, mamy zadania, zabito wczoraj brutalnie, a na miejscu pozostały ślady Upadłych. To sprawa dla nas wszystkich. Może kiedy indziej jak udowodnisz na co Cię stać.
To powiedziawszy opuściła pomieszczenie
Kirian prychnął, ale powoli zwlókł się z łóżka i zaczął szukać jakiś ubrań. Te po chwili poszukiwań znalazł je ładnie ułożone w szafce. Wybrał luźną, białą koszulkę z jakimiś nieokreślonymi, jasnozielonymi napisami, zwykłe jeansy, a bieliznę typową, białą, bawełnianą. Spodnie były trochę za luźne, więc do wystroju dodał sobie jeszcze lniany, biało-zielony pasek. Z butów wybrał parę adidasów, które wyglądały w sam raz i nadawały się do biegania. Wszystko? Przejrzał się w lusterku i westchnął. Lepiej niż w garniturze, ale to dalej nie to. Wyszedł z pokoju i ruszył w stronę jadalni.
 
JaTuTylkoNaChwilę jest offline  
Stary 21-07-2013, 15:39   #75
 
Kitsu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputację
Sophiel zjadła jedną porcję sałatki po czym dołożyła sobie następną. Była wyjątkowo smaczna, a ona była niesłychanie głodna. Anielskie ciało domagało się pożywienia.
Dearoth przeniósł wzrok na Tima.
- Z samego rana. Wyśpijcie się dzisiaj i przyzwyczajcie się do zmian. Wasze życie się zmieni i to bardzo. - mężczyzna podniósł się i spojrzał na Sophiel.
- Zapraszam waszą dwójkę jutro o 7 rano na salę ćwiczeniową. Nie chcecie się spóźniać, uwierzcie mi. -uśmiechnął się lekko. - Jeśli wszyscy już zjedli zapraszam was do waszych pokojów gdzie możecie się odświeżyć i wyspać się. Wasi templariusze przedstawią wam po drodze godziny waszego szkolenia.
Anielica wstała zostawiając niedojedzoną sałatkę na stole i skierowała się korytarzem w stronę pokoi.Nie chciała nocować w Świątyni, ale musiała słuchać się swojego Templariusza. Wybrała jeden z pokoi znajdujących się po prawej stronie. Surowe kolory sprzyjały samodyscyplinie.
- Dobranoc wszystkim i do zobaczenia na treningu jutro Tim. - postarała uśmiechnąć się do wszystkich ciepło, po czym weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Zdjęła spodnie i kurtkę, i powiesiła je na fotelu. Miała teraz na sobie tylko biały T-shirt. Było już grubo po północy, ale postanowiła zrobić jeszcze parę brzuszków i pompek. Skłon, skłon, skłon, błysk, skłon, skłon, skłon, skłon, skłon, grzmot. Piorun uderzył gdzieś blisko. Burza trwała już długo i nie miała zamiaru się kończyć. Deszcz dudnił o dach Świątyni. Kiedyś bałaby się, ale dzisiaj grzmoty dodawały jej sił do kolejnego wysiłku. Po skończonych ćwiczeniach wytarła się znalezionym ręcznikiem i zerknęła na telefon. Miała z pięć sms-ów i 3 nieodebrane wiadomości od Laury, jej współlokatorki z akademika. Jak zwykle się o mnie martwi. Postanowiła, że zadzwoni do niej jutro rano. Nastawiła budzik na 06:40, złożyła narzutę z łóżka i położyła się spać.
Pogoda była wspaniała. Na niebie ani jednej chmurki, a lekki wiaterek łagodnie poruszał gałęziami drzew. Tom był przebrany za kowboja. Na głowie miał szeroki kapelusz, a przy spodniach kaburę z atrapą rewolweru, za to Anna przebrała się za indiankę. W rudy warkocz miała wplecione pióra i koraliki. Sophie była księżniczką w białej sukience z koronkami. Wszystkie dzieci zebrały się wokół okrągłego stołu, na którym stał duży waniliowy tort z 12stoma świeczkami.
- Sophie, możesz teraz wypowiedzieć życzenie tylko nie mów go głośno, bo się nie spełni - powiedziała ciepło mama.
Wszystkie dzieci wstrzymały na chwilę swoje rozmowy i ogólne dokazywanie.
Pragnę być księżniczką, ale taką prawdziwą księżniczką, z diademem na głowie, i żeby przyjechał po mnie rycerz na białym koniu - pomyślała, po czym wzięła głęboki wdech i zdmuchnęła wszystkie świeczki.
- Wstawać księżniczki! Nie mamy czasu na wygłupy! - młody mężczyzna o brązowych włosach stał właśnie nad Sophiel i ściągnął z niej kołdrę.
- Mechakielitka i śpi?! - na zegarku widniała godzina piąta rano....
- Już wstaję, już wstaję... - odpowiedziała jak przez sen. - Co się dzieje? Do treningu zostały jeszcze 2 godziny. Dlaczego wszystkich budzicie?
Wstała i sięgnęła po spodnie wiszące na oparciu fotela. Założyła je oraz buty, a kurtkę przewiesiła sobie przez ramię. Wyszła na korytarz czekając na resztę aniołów.
 
__________________
Kto kocha, ten czuć powinien i przeczuwać, a kto nie odgadnie serca kobiety, ten go nie wart.
Kitsu jest offline  
Stary 22-07-2013, 12:43   #76
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację


Lofiel wybrała oczywiście ten milszy i bardziej przytulny pokój.

Zmiany...Martwiła się, co będzie z dziećmi, sierocińcem i jej współlokatorką. Może dać im znać? Zadzwonić? Nie chciała jednak kłopotać Świątyni swoimi egoistycznymi zachciankami, wierzyła, że jej opiekunowie w swej mądrości zadbali o wszystko.

Veronica i Uziel wyszli z jadalni pogrążeni w własnych myślach. Najpierw skierowali się do własnego pokoju, aby się przebrać w normalne ciuchy. Później wychodząc z własnego pokoju skierowali się do pokoju anielicy Lofiel. Zapukali.

- Lofiel? mogę wejść ?- Zapytała Veronica cicho. Uziel uznał, że należy się na chwilę wycofać dać Veronice trochę prywatności. Z resztą nie chciał za bardzo dzielić się swoimi problemami z obcą anielicą. Veronica czekała przed drzwiami czując to dziwne uczucie kiedy anielska jaźń znika gdzieś w cieniach pod świadomości, i znów przez chwilę może być sobą. Dziwne uczucie znów panować nad swoim ciałem.

- Tak, proszę... - cichy głos dobiegł za półprzymkniętych drzwi. Lofiel siedziała ze skrzyżowanymi nogami na łóżku, ubrana za duży na nią, biały t-shirt. Czytała jakąś małą książkę w czarnej okładce. Jej olbrzymie, złote skrzydła były wygięte pod dziwnym kątem, rozpościerając się po ścianach i i suficie. Pokój wyglądał, jakby był wnętrzem kryształowej jaskini. Anielica mrugnęła, wstrząsnęła ramionami i zwinęła skrzydła z dźwiękiem przypominającym brzęk szkła. Zeskoczyła z łóżka i dygnęła lekko. - Witaj, siostro... - uśmiechnęła się - Co cię sprowadza...?

Veronica niepewnie uchyliła drzwi. Ubrana była w jeansowe spodnie i biała bluzkę. Powoli weszła do “ kryształowej jaskini” i uśmiechnęła się niepewnie.

- Nie przywykłam żalić się obcym osobom, nigdy nie byłam też przesadnie religijna.- Zaczęła popatrzyła na anielicę -... Chciała bym się wyspowiadać...- W jej głosie była nutka strachu. Anioły... Nigdy w nie nie wierzyła. Przynajmniej nie w takie o których mówiła religia. Miała dwa Anioły. Męża i Córkę. Mąż umarł, a córka... Cóż miała nadzieję że jest bezpieczna.

- Siostro...- Lofiel podeszła do Veroniki, stanęła na palcach i objęła ją w matczynym geście. - Ja...nie mam tego prawa. Mogę cię wysłuchać, dopomóc...ale z sumieniem musisz iść do spowiednika. Na pewno jest jakiś w Świątyni...- odstąpiła na krok i sięgnęła po odłożoną na sekretarzyk książeczkę - Czasem wystarczy tylko szczera rozmowa z Nim...- podała Veronice modlitewnik, i uśmiechnęła się znowu - Skoro zostałaś wybrana, to znaczy, że Jego miłość czuwa nad Tobą. Nie zadręczaj się. Cokolwiek się stało, zostało wybaczone.

- Ja... Zabijałam mam krew na rękach. Wielu policjantów w tych trudnych czasach musi użyć broni, ale ja mam z tym opory. Cały czas myślę też o swojej córce... O tym że nie potrafiłam zapewnić jej bezpieczeństwa, że nie było mnie kiedy mnie najbardziej potrzebowała. Mówisz że grzechy zostały wybaczone, ale czy Ona mi wybaczy ?...- W błękitnych oczach Veroniki pojawiły się łzy.

- Ciii.. - Lofiel posadziła dziewczynę na łóżku i podała jej chusteczkę. Kucnęła, kładąc dłonie na jej kolanach - Czasem trzeba zadać śmierć, by ocalić życie. Wielu Skrzydlatym ciąży ta powinność, ale Zły nie zna litości i nie będzie się wahał tak, jak my - chwyciła Veronicę za rękę - A dzieci..dzieci widzą i wiedzą więcej, niż nam się wydaje - ciepły uśmiech rozjaśnił jej twarz - Twoja córka zrozumie. Więcej, będzie dumna z mamy, która walczy o dobro. - Podniosła dłoń i otarła łzę z policzka policjantki - Zresztą, nawet serca najbardziej prawych hierarchów nie są tak zatwardziałe, by pozwolić rodzicom martwić się o swoje pociechy. Na pewno znajdą rozwiązanie...

- Obyś miała rację- powiedziała wycierając sobie oczy. - Chciałabym, aby wszystko było jak wcześniej. Zanim Uziel przebudził się w moim ciele. Wiesz inaczej sobie wyobrażałam anioły. Czasem żałuje, że modliłam się tak żarliwie o pomoc.

Uziel wypłynął z głębin świadomości urażony. Uzyskał kontrolę nad ciałem kobiety spychając jej jaźń w ciemne zakamarki umysłu. Gorszych słów nie mogła wypowiedzieć. Natychmiast łzy przestały płynąć. Wzrok kobiety również stał się inny. Veronica wstała i skierowała się do drzwi. Popatrzyła przez ramię na anielice i powiedziała chłodno.

- Dobranoc Lofiel - i ruszyła w stronę swojego pokoju.

- Uziel...? - niebieskie oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdziwienia. Wyglądnęła na korytarz za odchodzącą, wołając ją po imieniu. Nie doczekała się jednak reakcji. Sama nie wiedziała, co sądzić o tym dziwnym wydarzeniu. Być może uda się porozmawiać z dziewczyną rano...Widać nie najlepiej znosiła swoje Przebudzenie. Nic dziwnego, ilość spraw, które działy się ostatnio wokół niej samej, przyprawiał Lofiel o zawrót głowy..

Wzięła krótki prysznic i naszykowała się do snu. Zanim jednak położyła się do łóżka, zza przymkniętych drzwi popłynęły słowa wieczornej modlitwy:

...i odpuść nam nasze winy,
jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.
I nie wódź nas na pokuszenie,
ale nas zbaw ode złego...




***


Lofiel przywykła do wstawania przed świtem. W sierocińcu pobudka była zwykle na jutrznię, więc obudziła się pełna energii i wypoczęta. Choć nie obraziłaby się na jakąś łagodniejszą formę: tam budziło ją łagodne bicie dzwonów, tu - krzyki i szarpanina.

Ale jeśli tak się zaczynał poranek, to znaczy, że były ku temu istotne powody. Umyła twarz i dłonie, narzuciła na nagie ciało lekką sukienkę i złapawszy w przelocie sandały, ruszyła truchtem do jadalni, pełna obaw, co oznajmią im przełożeni...

 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 22-07-2013, 15:13   #77
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Sam... Znów został sam, jego zabawa nie udała się, aczkolwiek zyskał na tym znacznie więcej aniżeli się spodziewał. Teraz jednak, co powinien zrobić? Przybyli po niego, teraz dzień się skończył dla nich wszystkich, ale gra trwa cały czas.

- Co z tobą mój drogi? Co powinienem zrobić, lubisz grać w gry? - Odwrócił się w stronę pijaka. Jego oczy zaczęły lekko jarzyć, a kiedy stał w cieniu tworzyły niesamowite wrażenie

Mężczyzna zadrżał i spojrzał na mężczyznę. Popatrzył na niego wciąż nieprzytomnym wzrokiem.
-Gry? Jakie gry??
- Bardzo proste, każdy z nas obstawi coś cennego, Ty powierzysz mi swoją rodzinę, Ja Tobie wolność. Chyba ich nie potrzebujesz, prawda? Będziesz miał pieniądze tylko i wyłącznie dla siebie, nikt nie będzie Cię kontrolował, nikt też narzucał Ci ograniczenia, staniesz się swobodny i być może... zarobisz? Czy to nie jest uczciwa propozycja? - Wyjątkowo podobało mu się dręczenie tego mężczyzny.
Mężczyzna zamyślił się przez chwilę.. propozycja tego strasznego mężczyzny była ciekawa.
-Ja dostanę wolność i pieniądze a ty chcesz brać moją rodzinę? -mężczyzna zaśmiał się ochryple.- Ta gra mi sie podoba!
-[i] Doskonale. Jedyne co musisz zrobić, iść i odebrać syna ze szpitala, przeprosić żonę i sprowadzić Ją tutaj. Zapewne mnie zna, dopilnuj tylko by dowiedziała się że jestem dobrym facetem, dodatkowo pamiętaj, za porażkę też trzeba płacić...Więc postaraj się, dobrze? Idź się umyj, kup jakieś kwiaty, i w ciągu 30 minut chcę ich mieć tutaj. Ba, nawet Cię odwieziemy, prawda?
Mężczyzna pokiwał głową szczęśliwy, że pozbędzie się balastu jakim była dla niego jego własna rodzina. Pokiwał ochoczo głową.
-Tak, tak umyję się... Ale to za godzinę... Szybciej chyba nie dam rady wrócić. Wrócę z nimi albo poniosę kare! -podniósł się, wizja wolności malowała mu się na twarzy. Wolność. Tak bardzo upragniona wolność!
- Richard z całą pewnością Cie podwiezie, JA nie mam czasu do stracenia, wiesz - jestem bardzo zajętym człowiekiem. - Wskazał gestem by zabrać już tego wieprza, męczyła go jego obecność
- Postaraj się, nie zawiedź mnie RIchard...
Mężczyzna skinął głową i zabrał pijaczynę. Już on się tym co trzeba zajmie. Nie zawiedzie szefa poraz drugi. Wyszli z baru a Ty zostałeś sam. Siostra poleciała zafascynowana Eris... Miałeś jakieś półgodziny dla siebie...

Nienawidził takiej sytuacji, nie przepadał za samotnością. Kiedy nie miał się do kogo odezwać, czuł się nad wyraz nieswojo. Mężczyzna rozejrzał się po pustej sali, rozmyślając nad tym czy można było by to miejsce jakoś ulepszyć lub zmienić, chociaż z drugiej strony, to i tak ludzie będą tutaj przychodzić, niezależnie czy ściany będą zdobione złoceniem czy też upaćkane lub rozbite. Dla wielu mieszkańców to była jedyna rozrywka lub ewentualne miejsce na zapomnienie o problemach, chociaż na tę chwilę...
 
Cao Cao jest offline  
Stary 24-07-2013, 17:57   #78
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
/ Dopis do posta Lofiel/

Po wyjściu z pokoju Lofiel Uziel udał się do swojego pokoju. Wziął prysznic. Woda koiła jego urażoną dumę. Jakieś piętnaście minut później ubrał się w nocną koszulę i poszedł spać.

Zostali brutalnie obudzeni około piątej. Veronica i Uziel wstali źli i niewyspani.
- Co się dzieje ?- Zapytał Uziel. Chwycił ubranie które zostawił na krześle i szybko się przebrał nie zważając na pozostałe anioły w pokoju. Kiedy byli gotowi ruszyli za przełożonymi do jadalni...
 
Aves jest offline  
Stary 27-07-2013, 18:04   #79
 
Aleazis's Avatar
 
Reputacja: 1 Aleazis nie jest za bardzo znanyAleazis nie jest za bardzo znany
-Z samego rana. Wyśpijcie się dzisiaj i przyzwyczajcie się do zmian. Wasze życie się zmieni i to bardzo.
Kiedy templariusz skończył, odwrócił się, i podszedł do pozostałych aniołów. Nałożył sobie jeszcze trochę jedzenia na talerzyk, i siadając na pierwszym lepszym wolnym miejscu zaczął jeść. W kiedy był w połowie opróżniania, wszyscy zaczęli się już podnosić z miejsc i szykować się do wyjścia.
-Takie jedzenie nie może się zmarnować...- Mruknął do siebie z uśmiechem i nakładając sobie jeszcze jedzenia wstał, zabierając ze sobą jedzenie. Kiedy stanęliśmy przed pokojami i zostaliśmy sami, przełknąłem to, co miałem w ustach. I poczekałem chwilę, czy rozmowa się jakoś rozkręci, czy wszyscy sobie pójdą do swoich pokoi. Wszyscy jednak wybrali tą drugą opcje...
~No to i na mnie czas.~ Wybrałem pierwszy lepszy pokój i zamknąłem za sobą drzwi. Traf chciał, że był to ten jasny...
-Pech, to pech... Ale może da się go przemalować w wolnej chwili...-Spojrzałem na zamek w drzwiach (jeśli takowy istniał), ucieszony że jednak klucz się tam znajduje, i... przekręciłem go dwa razy.
-Nareszcie sam. - Odstawiłem talerzyk na stół. Jeszcze kilka razy gdzieś trzasnęły drzwi. Jeden raz, drugi...
-Integracja, co? - Uśmiechnąłem się w stronę swoich drzwi, i poszedłem się wykąpać. Zimna kąpiel, zawsze potrafiła dodać energi. Wróciłem do pokoju, i zbierając talerzyk, położyłem się na łóżku dojadając co zostało.

Przebudziły mnie ciche hałasy. Otwieranie drzwi, pokrzykiwania. Leżąc tak pół przytomny słuchałem co się dzieję, nie chcąc się jeszcze budzić. Kiedy praie znów udało mi się zasnąć, łoskot otwieranych drzwi, i szarpnięcię za ramiona sprawiło, że jednak musiałem się obudzić. Otworzyłem oczy, nade mną stała rudowłosa dziewczyna
-Wstawać! Pilna zbiórka i zebranie! Do jadalni, raz dwa! - Uśmiechnąłem się do niej - Ładne budziki tu mają... - Podniósł się na łokciach, i obserwował, jak ta wychodzi. - A drzwi?! Się zamyka, jak się wychodzi! - Wstał, i poczłapał odgrodzić się od reszty. Ubrał się w swoje ciuchy, nie było czasu, by zadbać o fryzurę, zabrał swój talerzyk, i ruszył ku jadalni zamykając za sobą drzwi na zamek, a klucz chowając do tylnej kieszeni.
 
Aleazis jest offline  
Stary 28-07-2013, 00:47   #80
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Zero informacji. Stojąc wśród nieznanych przebudzonych w skrzydle sypialnym Azjatka mogła czuć tylko niedosyt. Nie powiedzieli im nic. Ani o domniemanej i podejrzanie skonstruowanej misji “skrzydła”. Ani o sytuacji w mieście. Stanie wrogów. Strategii Świątyni. Jaskółkach Apokalipsy. Nic. Ale jednego nie mogli jej pozbawić.

Pozostawiając resztę aniołów Rash cofnęła się do głównego holu i ruszyła do Źródła. Centralnego punktu Świątyni i powodu jej tu powstania. Wkroczyła do jedynego miejsca, z którego widać było Niebiosa.

- Harielu, Panie mój! Wreszcie!

Ryk dobywający się z wnętrza przebudzonej Hashmallim niewiele miał wspólnego z ludzką mową.
Tyle lat Hariel, Ulubieniec Pana trzymał ją na Ziemi odciętą od Niebios. Wśród plugastwa Stworzenia cierpliwie czekała na wezwanie i oto ono. Kres Świata! Kres wszystkich pokracznych istot wrzucanych w śmietnik zwany Ziemią. Apokalipsa!

Żyła tą chwilą. A jej palce błądząc po gładkiej skórze jej odsłoniętego brzuszka dotarły do żeber i odliczały w górę. Aż do samego serca. Tuż pod lewą piersią. I zagłębiły się w skórze. Z łatwością. Mimo zadbanego wyglądu paznokcie Rashieli nie były tylko ozdobą, uwstecznioną ewolucyjnie namiastką pazurów z którą paradowała ludzkość. Nie. Jej były prawdziwe. Oblizała koniuszki palców tonąć w sentymentalnym rozkoszowaniu się bólem. Tak dawno nie czuła się tak dobrze. Zerwawszy jeden z zdobiących jej twarz srebrnych krzyżyków poświęciła go Patronowi i wsunęła w świeżą ranę wpatrzona w niewidzialny Promień Niebios. Dla symetrii pod drugą piersią w ten sam sposób ukryła kawałek łańcuszka. Teraz byli jednością. Ona i Relikwie.
Gniew Pana.
Gniew Hariela.
Jej Gniew.
Ruszył ku natchnionym przedmiotom wypełniając je i ożywiając. Chwała Harielowi!
Ból. Rozkosz. Światło Hariela. Wreszcie okres stagnacji dobiegł końca i nadchodziła Kara. Słodka i w Imię Najwyższego.
Anielica zjednoczyła się w swej euforii z swym Ojcem Harielem. Sławiąc Jego piękno i żądając miłości. Ona. Zazdrosne dziecię wychwalające swego zazdrosnego Archanioła.

Taaak. “Wyśpij się dobrze” wspomniała słowa Templariusza.
- Teraz mogę.
Zgodziła się z uśmiechem wracając do przeznaczonej jej sypialni umorusana własną krwią.

***

Ludzkie ciało było tak kruche, jednak moc zaklętej w nim służki Hariela nie miała problemu z tak nieistotnymi uszczerbkami. Jeszcze przed snem zmyła ślady krwi. Dobrała fryzurę i kolor włosów. Zretuszowała twarz. I rearanżowała biżuterię.



Gdy rano korytarze rozbrzmiały pobudką była gotowa, a godzina nie miała znaczenia. Budzącego przywitała promiennym uśmiechem, a wśród małych białych ząbków lśniły kły.
 
carn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172