Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2015, 09:09   #121
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Jacob tylko dłuższą chwilę poświęcił kombinacji na pulpicie. Słusznie nie próbował testować kodu na bieżąco. Urządzenie mogło mieć blokadę na wypadek nieprawidłowego wpisania liczb. Z pewnością było też na tyle wytrzymałe, że próba użycia siły pozostawała bezcelowa. Wreszcie dojrzał na wyświetlaczu pewną prawidłowość. Wystarczyło bowiem wyobrazić sobie obrót okręgów i zależnych od nich działań. Kierunek zgodny z ruchem wskazówek zegara dzielił sumę przez połowę, natomiast odwrotny - mnożył ją dwukrotnie.
Ostrożnie wpisał liczbę 52. Urządzenie nie zareagowało. Czyżby popełnił błąd? Zaczekał jeszcze chwilę. A jednak mu się udało. Konstrukcja zaskoczyła i niespodziewanie wydała elektroniczny dźwięk. Cooper kątem oka spojrzał na łóżko. Zakopana w pościeli noga poruszyła się. Zoi zbudzona cichym tonem powoli powstała. Nie widział jej twarzy, teraz zakrytej burzą włosów. W półmroku kobieta z trudem sięgnęła na nocny stolik i upiła łyk wody z butelki. Potem znów upadła na pościel. Nie była nawet świadoma, że Jacob opuścił posłanie. Bądźcie błogosławione, o alkohole świata!
Starr ponownie skupił się na broni. Zauważył, że wyświetlacz był teraz nieco uchylony. Podważył go palcem, by spojrzeć co kryło zabezpieczenie.


 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 27-02-2015 o 10:50.
Caleb jest offline  
Stary 01-03-2015, 13:54   #122
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Gdzieś we śnie
La Croix stał i wpatrywał się w blask płynący z tajemniczego przedmiotu. Zrobił powolny krok w stronę mężczyzny.
- Kim jesteś. Co to za miejsce? - szlachcic zdziwił się słysząc brzmienie swojego głosu. Zdawało mu się, że latami się do nikogo nie odzywał.
Starzec nie spojrzał nawet na Richarda. Na jego twarzy błyskały ujęcia scen, przypominając pokaz slajdów. W pewnym momencie zmrużył oczy i szepnął:
- Czas i miejsce nie mają znaczenia. Podejdź.
Delikatnym ruchem podał kulę szlachcicowi. Zupełnie nie czuł jej ciężaru. Była lekka jak piórko.

Cytat:
Błysk
Wizja
Błysk
Uczucie spadania
Głosy
Kolejny błysk
Kolejna wizja
Wstrząs.

Chęć wymiotów. Sen we śnie. Jak głęboko można w to wejść?
Gdy było już po wszystkim, Richard na powrót pojawił w kajucie statku. Kula musiała zostać mu odebrana, choć nie wiedział kiedy. Zza pleców nadal słyszał mrożące krew w żyłach dźwięki, wydawane przez załogę. Nie miał wiele czasu.
Mętnym wzrokiem spojrzał na mężczyznę przed sobą.
- Masz jedno pytanie - zachęcił tamten.
Richard był skołowany. Nie widział nigdy tych wydarzeń. Nie rozpoznawał ludzi, ani głosów. Choć wszystko wydawało się niesamowicie bliskie. Nieprawdopodobnie wręcz realne.
- Kto chce nas wykorzystać? - wypalił praktycznie bez zastanowienia.
Odgłosy zza drzwi nasilały się. Richard nie miał jednak gdzie uciekać. Czekał na odpowiedź.
- Strzeż się fałszywych przyjaciół - odrzekł wreszcie starzec.
Gdy tylko dokończył te słowa, La Croix usłyszał za plecami potężny trzask. Upiorna ekipa wparowała do środka, wyciągając w jego stronę pokryte ropiejącymi ranami dłonie. Zamknął oczy, oczekując ataku. Skażone ręce złapały go za nadgarstek. A więc tak miał wyglądać koniec.

Rezydencja La Croix'ów - kwatera medyka
Uczucie szarpnięcia zmieniło się w pulsujący ucisk, choć sam nie wiedział kiedy zaszła ta osobliwa zmiana. Z trudem rozwarł powieki. Miał strasznie ciężką głowę, chciało mu się wymiotować. Statek, zarażeni, stary człowiek. Wszystko to powoli uciekało z jego głowy gdzieś do podświadomości. Z trudem skupił się na swojej ręce, by ujrzeć nań przyrząd do pomiaru ciśnienia. Willard zdjął je i spojrzał na wynik.
- Sto trzydzieści siedem na osiemdziesiąt pięć. Trochę za wysokie, ale to w tym przypadku normalne. Proszę to zażyć - podał szklankę i białą tabletkę - Na zawroty głowy. Jeszcze kilka godzin będzie się pan czuł nieco skołowany. Ale powiem szczerze, ciało bardzo sprawnie przyjęło implant. Proszę wstać. Chwila, pomogę panu. No i już. Jak się pan czuje? [+1 do Zręczności]
- Daj mi miskę - łamiącym się głosem odpowiedział szlachcic. Willard w pierwszej chwili nie zrozumiał, ale gdy do niego dotarło natychmiast podsunął emaliowaną miskę przed twarz Richarda.
Richard zwymiotował a w pomieszczeniu rozniósł się kwaśny odór treści żołądkowej. Wymęczony szlachcic usiadł na łóżko z którego przed chwilą ledwo wstał. Lewą dłonią otarł usta. Wtedy medyk ponownie podał mu wodę i tabletkę. Richard tym razem łyknął medykamenty bez słowa i popił solidnym łykiem wody. Żołądek zdawał się chcieć ponownie wszystko z siebie wyrzucić, jednak na chęciach się skończyło.
- Czuję się świetnie. Prawie tak dobrze jak po siedmiodniowej popijawie na polowaniu u sir Ruperta Asquitha. Ale wiesz co Willardzie? Dziś sobie poleżę. Nie bardzo mam ochotę gdzieś iść. Pomóż mi proszę dotrzeć do mojego pokoju. Aha, nie mów mojej rodzinie o operacji. Powiedz, że popiłem mocno z tym korsarzem, który ze mną przypłynął i teraz odchorowuję. Eloiza ma już te swoje naście lat to zrozumie. Brat też przyzwyczaił się do mojego zabawowego życia. A implant Hanzy wywołałby wiele niepotrzebnych pytań.

Gdy Richard znalazł się w łóżku chciał strzelić knykciami. Jednak różne sposoby naciągania palców nie dawały efektów. Co więcej odnosił wrażenie, że palce wyginały mu się jakoś łatwiej i nieco dalej niż zazwyczaj.
- Willardzie - zatrzymał medyka w drzwiach swojego pokoju. - Te wizje w narkozie, sprawdzają się czasami? Wiesz coś na ten temat?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 03-03-2015, 21:40   #123
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Post pisany wspólnie z Calebem

Nie był na tyle obeznany z mitologią Oriona, by odnaleźć się w gąszczu znalezisk historyka. Czuł jednak emanującą aurę tajemnicy, potęgowaną przez portrety, znajdujące się w gabinecie. Przedstawiały kobietę, fascynującą go od pierwszego wejrzenia. Z trudem przemógł pokusę spoglądania na wizerunki, starał się zachować kamienną twarz, Wiedział, że Ferat może wykorzystać każdą słabość, by zyskać kolejny artefakt do swojej kolekcji.
Sam Ferat zdawał się być podejrzliwy. Niewiele mówił, przepuszczając gości wgłąb pokoju. Trudno było odczytać cokolwiek z jego roztargnionego wzroku. Ożywił się jednak, gdy Denis złapał za artefakt na swojej piersi.
- Wyłowiliśmy go na Qard. - rzekł, powoli zdejmując naszyjnik. - Powiedz nam coś więcej o tym przedmiocie…
Tym razem oczy Lucjusza aż się zaszkliły. Scena trwała tylko chwilę, jednak było to zdecydowanie zauważalne.
- Mogę powiedzieć tyle, że płacę podwójną cenę. To będzie… 180 dukatów. Jeśli masz z nią coś więcej, jak widać - też chętnie przyjmę. Więcej rzec nie mogę. Tajemnica zawodowa, he - tu posłał swoim gościom dziwny uśmiech.
Zachowanie Ferata nie zniechęciło lurkera, wręcz przeciwnie zmobilzowało do wysiłku, wydatnie rozbudzając ciekawość. Poza tym na serpeńską milę pachniało chęcią jak najszybszego pozbycia się gości...
- Jestem Denis Arcon, syn Renauda! - zaakcentował dwa ostatnie wyrazy. - Nie chodzi mi tylko o pieniądzę. Wiem, że mój ojciec współpracował z twoim. Mam do ciebie prywatną prośbę, czy zachowały się jakieś pamiątki po nim? Czy nie zostawił czegoś.. dla mnie? - popatrzył szczerze na historyka. - Miałem dwanaście lat, kiedy zginął...
Ferat prychnął i podniósł oczy do góry. Teatralnym gestem rozłożył ręce.
- Dlaczego miałbym w to wierzyć, panowie…
W tym momencie stała się rzecz niespodziewana. Louis, zwykle niezwykle spokojny i opanowany, teraz zerwał się z miejsca. Żelaznym uściskiem złapał gospodarza za surdut.
- Ośmielasz się zarzucać mu kłamstwo? To TY wykazujesz się ignorancją, skoro nie wiesz kim jest pierworodny Renauda.
Denis spojrzał na wuja. Z pewnością był zdumiony. Stryj rzadko wybuchał w ten sposób, niemniej w oczach krewniaka widział powód tego zachowania. Akt był dyktowany głębokim szacunkiem żywionym do brata.
Historyk natomiast wyraźnie stracił rezon. Z trudem wyszarpnął się z uścisku i niezręcznie poprawił strój.
- Tak, khem. Oczywiście, Arcon niejednokrotnie wspominał o swojej latorośli. Wystarczy spojrzeć na te oczy. Wypisz, wymaluj, po ojcu - drżącym głosem starał się wybrnąć z sytuacji - Czy coś zostawił? Nie. Nie przypominam sobie.
Ferat zatoczył nerwowe koło po pokoju. Niezdarnym ruchem zrzucił ze stołu globus. Na moment przed uderzeniem o ziemię, złapał go i postawił z powrotem na blacie. Denis oraz Louis spojrzeli po sobie wymownie, potem znów na Lucjusza. Było jasne, że facet denerwuje się jakby przytknięto mu kordelas do grdyki.
- Lucjuszu... - podjął spokojnie lurker, widząc nerwowość historyka. - Nie jesteśmy pierwszymi, lepszymi gośćmi. Twój i mój ojciec byli przyjaciółmi, a ja przybyłem śladem tej przyjaźni. Nasi rodziciele być może pracowali nad jakimś projektem. Musisz coś wiedzieć na ten temat... Nie obawiaj się podstępu, przyszedłem do Ciebie, bo nie chcę oddać naszyjnika gildii Zoi.. nie wysłuchawszy wpierw ciebie, bez wątpienia wybitnego autorytetu w dziedzinie historii świata... - pozwolił sobie na małe pochlebstwo. Uczeni, chociaż nigdy się do tego otwarcie nie przyznawali, byli wrażliwi na pochwały.
 
Deszatie jest offline  
Stary 04-03-2015, 13:25   #124
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Chociaż od zaimpletowania modułu nie minęło dużo czasu, Richard mógł odczuć pierwsze efekty związane z operacją. Co prawda głowa wciąż mu ciążyła, jednak wyraźnie zauważał zmiany w poruszaniu się. Jego refleks również jakby się poprawił.
Jedna rzecz wciąż nie dawała mu spokoju. Na odchodne zatrzymał Willarda.
- Te wizje w narkozie, sprawdzają się czasami? Wiesz coś na ten temat?
Tamten westchnął.
- Mogę wypowiedzieć się tylko z czysto naukowego punktu widzenia. Bez tego, przepraszam za wyrażenie, mistycystycznego bełkotu. Mówiąc potocznym językiem salwinoryna tworzy połączenia w mózgu, które normalnie się ze sobą ,,nie komunikują”. Stąd przypadki zwiększonej kreatywności, często mylnie branej za oświecenie. Innym skutkiem może być wyłapywanie z podświadomości zasłyszanych kiedyś faktów i łączenie ich ze sobą w losowy sposób. De facto, mógł pan sobie przypomnieć zatarte w pamięci zdarzenie, ale jego kontekst był zupełnie inny niż dorozumiany podczas omamów.
Sen podczas narkozy nie pozwalał na właściwe zebranie sił. Gdy Richard zamknął drzwi i skierował się do łóżka, natychmiast padł na posłanie. Zasnął, nim zdążył się dobrze ułożyć w pościeli. Odpoczynek trwał jeszcze długo i znacznie go pokrzepił. Kiedy znów otworzył oczy czuł się rześko jak nigdy.


Rozpoczynał się kolejny dzień w Rigel. La Croix rozciągając się, przeszedł do okna i spojrzał na morze dachów, po których słońce kładło pierwsze dziś refleksy. Kilka sterowców oraz innych statków powietrznych sunęło już po jasnym niebie.


Ze zdumieniem stwierdził, że potrafi dostrzec więcej szczegółów ojczystego miasta. Dość wyraźnie widział ludzkie sylwetki oddalone nawet milę od niego. Z okien swoich włości obserwował jak kupcy rozstawiają stragany na Starym Rynku tudzież ciągnące się długimi liniami wozy, zmierzające do załadunku w porcie. Przeniósł wzrok na wieżę dla zeppelinów. Bez trudu odczytał proporce z herbami na wszystkich, przycumowanych pojazdach. Implant już działał - zarówno w czysto fizyczny sposób jak i wpływając na percepcję. Uczucie było dojmujące i nie dziwił teraz fakt jak wiele silnych charakterów pogrążało się w uzależnieniu od modyfikacji swoich ciał.
Oderwał wzrok od aglomeracji. Przyszła pora na kolejny krok.

Lucjusz drżał. Prowadził wewnętrzną walkę i nie potrafił już tego ukrywać. Kiedy Denis skończył mówić przez dłuższą chwilę panowała pełna napięcia cisza. Wreszcie zasiadł, wciąż jednak poprawiając się nerwowo na krześle.
- No dobrze… ale musi to pozostać między nami.
Pomimo, że byli w pomieszczeniu sami, Ferat nachylił się do dwójki i zaczął mówić do nich półszeptem.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 04-03-2015 o 13:41.
Caleb jest offline  
Stary 07-03-2015, 09:30   #125
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Denis potrzebował dłuższej chwili, aby przeanalizować słowa historyka. Stopniowo układały się w sensowną całość i rzucały nieco światła na dawne wydarzenia. Teoria co prawda brzmiała fantastycznie, ale dla kogoś, kto na co dzień obcował z podwodnymi ruinami, nie wydawała się, aż tak nieprawdopodobna. Zresztą po cóż Lucjusz miałby kłamać? Widać było naocznie, że podzielenie się wiedzą sporo go kosztowało.
Wzmianka o ludziach, którzy strzegli sekretu, posuwając się do przemocy, nie przestraszyła lurkera. Wzbudziła tylko gniew... Chciał odpłacić za stratę rodzica, kimkolwiek byli owi reprezentujący nieznaną organizację mocodawcy. Pomyślał o Enzo, który też zaginął w tajemniczych okolicznościach. Być może to kolejna ofiara, położona na ołtarzu walki o prawdę...
- Dziękuje ci za te słowa, przyjacielu i doceniam szczerość. Zabrnęliśmy już tak daleko, że nie ma drogi odwrotu. - podziękował gestem za tytoń absolutnie niewskazany dla płuc nurka.
Może nie powinien dokładać w tej chwili trosk Feratowi, ale czuł potrzebę podzielenia się podsłuchaną w teatrze rozmową. - Lucjuszu, Delegatura interesuje się twoimi badaniami, choć póki co uważają cię za nieszkodliwego.. szaleńca...

Wyciągnął też kartkę z symbolem krzyża. - Ten znak pozostawiono na przystani, gdzie cumujemy, jak przypuszczamy zrobiono to celowo. Może stanowić jakiś trop...? Pomożesz nam? Albo znasz kogoś, kto nam pomoże?

Okiennice zatrzeszczały pod naporem silniejszego podmuchu wiatru...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 08-03-2015 o 00:13. Powód: literówki etc.
Deszatie jest offline  
Stary 08-03-2015, 21:47   #126
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard miał zawroty głowy. Jednak tym razem nie było to następstwo ciężkiej operacji, czy środków odurzających. Tym razem jego mózg nie nadążał jeszcze przerabiać bodźców zewnętrznych. W ułamku sekundy mógł oglądac ludzi oddalonych o setki metrów.
- Takie rzeczy powinny być zakazane. - mruknął sam do siebie i usiadł na skraju łóżka. Zyskał nową umiejętność, którą musiał opanować. Nie powinno być trudno. Akomodacja oka przychodziła niemal bez udziału jego woli.

La Croix ruszył na spotkanie rodziny. W drodze na śniadanie dowiedział się, że korsarz, który był jego gościem zaginął bez wieści. Jakoś nie dziwiło to szlachcica. W mieście Rigel jest wiele ciekawych miejsc. Zbyt wiele, żeby przesiadywać w posiadłości starej podupadającej rodziny szlacheckiej.
Był jednak pewny, że w dniu startu sterowca ich drogi ponownie się skrzyżują.

Na śniadaniu spotkał się z rodzeństwem. Eloiza jak zwykle uśmiechnięta. Cezar za to poważny, z pochmurną miną. Zdaje się, że miał za złe Richardowi jego nowe towarzystwo. Korsarz z jego nieliczną załogą dodatkowo oficjalnie odpowiadał za wczorajszy stan Richarda. Rodzina w końcu myślała, że spił się do nieprzytomności.
Jedli w niezręcznej wręcz ciszy. Richard pochłaniał kolejne kawałki wołowiny z wielkim apetytem. Jego organizm spalił potęzne ilości energii na dochodzenie do siebie po operacji. No i wczorajszy posiłek Richard w całości zwymiotował.
W końcu, gdy szlachcic poczuł, że jest syty odezwał się do swojego rodzeństwa.

- Cezarze, ostatnio dużo myślałem o naszym gospodarstwie i przyszłości naszego rodu. - młodsza siostra mężczyzn odruchowo wstała i chciała odejść od stołu. - Liz, czekaj. Ta sprawa dotyczy też ciebie i niechciałbym, żeby ważne dla rodziny decyzje odbywały się bez twojego udziału.
Nastolatka spoczęła na swoim miejscu zaskoczona obrotem wydarzeń. Służba natomiast dyskretnie zniknęła z pomieszczenia.
- Uważam, że wszystko poszło w złym kierunku. Cezarze nie powinieneś się obwiniać tym, że twoja żona zmarła przy porodzie waszego pierworodnego dziecka. Myślę, że powinieneś się z kimś związać i spróbować spłodzić męskiego potomka. - Cezar zacisnął pięść na widelcu, tak, że aż mu pobielały knykcie. Richard wyciągną smutne wspomnienia. Wspomnienia wywołujące nie tylko żal, ale i złość na niesprawiedliwość tego świata.
- Powinieneś przedłużyć męską linię naszego rodu. Nasz brat, ani ja tego nie dokonamy. Ja prawdopodobnie zginę w trakcie krucjaty przeciw Hanzie, a on wyrzekł się wszystkiego w imię Neosa. Dlatego na tobie spoczywa obowiązek odbudowania naszego rodu. - Richard wział głęboki oddech.
- Liz powinna wyjść za mąż z miłości, a nie dlatego, że nasz majątek potrzebuje dofinansowania. Jeśli to ona będzie spadkobierczynią, to nasz ród wygaśnie. Nie tego chciałby ojciec. Ojciec chciałby zniszczenia Hanzy i to powinno być naszym celem.

Po trudnej rozmowie z bratem Richard ruszył do portu sterowców. Chciał się dowiedzieć na jakim etapie są prace konserwacyjne jego sterowca. Kożystając z okazji Richard chciał zapytać Malfloya o jakąś broń palną. W końcu szkoda byłoby marnować potencjał tak doskonałego wzroku.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 12-03-2015, 08:49   #127
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Denis machnął ręką w stronę wyciągniętego zwitka tytoniu.
- Dziękuje ci za te słowa, przyjacielu i doceniam szczerość. Zabrnęliśmy już tak daleko, że nie ma drogi odwrotu.
Louis natomiast skorzystał z oferty. Zapalił cygaretkę i mocno się zaciągnął. Płuca przyzwyczajone do tytoniu innego sortu zareagowały natychmiast. Wuj mocno zakaszlał.
- Lucjuszu, Delegatura interesuje się twoimi badaniami, choć póki co uważają cię za nieszkodliwego.. szaleńca…
Ferat uśmiechnął się nerwowo.
- To byłoby dziwne gdyby się mną nie interesowali. O ileż łatwiej dręczyć poczciwego historyka miast zająć się realnymi problemami.
Louis chrząknął i spojrzał na Denisa. Znacząco wskazał palcem na poły koszuli, gdzie Arcon trzymał schowaną kartkę. Siostrzeniec wnet pojął aluzję.
- Ten znak pozostawiono na przystani, gdzie cumujemy, jak przypuszczamy zrobiono to celowo. Może stanowić jakiś trop...? Pomożesz nam? Albo znasz kogoś, kto nam pomoże?
Ferat podniósł papier, przyglądał mu się dłuższą chwilę. Cmoknął wreszcie, zrobił zatroskaną minę.
- Jest gorzej niż myślałem. To symbol pewnego stowarzyszenia. Ich zadaniem jest obserwacja celów, które wyznacza im ktoś odgórnie. A to... swego rodzaju wiadomość: mamy cię na oku, widzimy co robisz.
- A wiesz to skąd? - wtrącił Louis.
Ferat podszedł do biurka. Otworzył szufladę, by wyciągnąć z niej podobny kawałek papieru. Tak, jak można było się spodziewać - był na nim ten sam znak.
- Ja także jestem na liście - przygryzł wargę - Pytaliście kto może pomóc. W tym mieście realną siłą dysponuje tylko Delegatura i Mięsni Lordowie. Pierwsi udają, że nie ma problemu i podobna organizacja nawet nie istnieje. Większość domów szlacheckich również.
- Większość? - zapytał wuj.
- Do sprawdzenia został mi jeszcze jeden. La Croix.

Śniadanie przebiegało w dwojakiej atmosferze. Cezar leniwymi ruchami kroił befsztyk, co raz rzucając karcące spojrzenia na brata. Inaczej było z Eloizą, która wciąż zasypywała Richarda pytaniami: o jego wypad na wyspę, korsarzy, atak Hanzy. Co najważniejsze, nikt z nich nie zdawał się podejrzewać, iż wczorajsza impreza była tylko blagą.
Kiedy szlachcic już pojadł, odsunął od siebie srebrny talerz i spojrzał poprzez stół.
- Cezarze, ostatnio dużo myślałem o naszym gospodarstwie i przyszłości naszego rodu. Liz, czekaj. Ta sprawa dotyczy też ciebie i nie chciałbym, żeby ważne dla rodziny decyzje odbywały się bez twojego udziału. Uważam, że wszystko poszło w złym kierunku. Cezarze nie powinieneś się obwiniać tym, że twoja żona zmarła przy porodzie waszego pierworodnego dziecka. Myślę, że powinieneś się z kimś związać i spróbować spłodzić męskiego potomka.
- A ja sądzę… że każdy z nas jest dostatecznie dorosły, by wiedzieć co ma w życiu robić. I że nie potrzebne są mu podobne insynuacje.
Było to dość ironiczne, zważywszy że Cezar jeszcze poprzedniego dnia sam udzielał rad Richardowi. Niemniej nie dziwiła ów reakcja. Zawsze był przeczulony na tym punkcie i traktował rodzeństwo nieco protekcjonalnie. Jednak Richard nie dawał za wygraną.
- Powinieneś przedłużyć męską linię naszego rodu. Nasz brat, ani ja tego nie dokonamy. Ja prawdopodobnie zginę w trakcie krucjaty przeciw Hanzie, a on wyrzekł się wszystkiego w imię Noasa. Dlatego na tobie spoczywa obowiązek odbudowania naszego rodu.
- I ty mówisz o obowiązkach wobec rodziny… - mruknął tylko.
- Liz powinna wyjść za mąż z miłości, a nie dlatego, że nasz majątek potrzebuje dofinansowania. Jeśli to ona będzie spadkobierczynią, to nasz ród wygaśnie. Nie tego chciałby ojciec. Ojciec chciałby zniszczenia Hanzy i to powinno być naszym celem.
- Miłość to luksus w dzisiejszych czasach i dobrze o tym wiesz. W naszej rodzinie nie ma miejsca na podobne sentymenty.
- Ja wciąż tu jestem! - Eloiza zadarła buńczucznie nosek - Richard ma rację. Nie jestem jakąś kobyłą rozpłodową. Nigdy nie prowadziłam polityki i nie na mnie spoczywa tu odpowiedzialność.
Cezar tylko ostentacyjnie westchnął. Ciężko było powiedzieć ile z całej pertraktacji do niego dotarło. To miał dopiero pokazać czas.
Rozmowa nie przebiegła gładko, ale trudno było się spodziewać, że będzie inaczej. Gdy śniadanie dobiegło końca, Richard dźwignął się od stołu i udał do swoich komnat. Miał zamiar się przebrać, a potem ruszyć do wieży zeppelinów. Jednakże ten plan musiał poczekać. W jego własnym pokoju już ktoś czekał. Był to łykowaty mężczyzna w długiej szacie i wygoloną głową.
Kontakty z drugim bratem również trudno było nazwać łatwymi. Robert uznawał, że Richard pała nienawiścią, co przysłania mu właściwy ogląd na świat.


Kapłan siedział na jego łóżku i czytał kieszonkową wersję którejś ze świętych ksiąg. Na widok brata powoli schował lekturę. Spojrzał w jego kierunku.
- Dostałem twój list.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 12-03-2015 o 13:33.
Caleb jest offline  
Stary 14-03-2015, 22:47   #128
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob Cooper zazwyczaj był zadziwiony wyłącznie w momentach, w których mu się to opłacało w szerokim tego słowa znaczeniu.

Patrząc na ekranik broni dziwił się dla samego zdziwienia. Spojrzał na ruszającą się przez sen Zoi, która całkowicie straciła znaczenie. Równie dobrze mogła w tej chwili zniknąć. Wyparować. Nie istniała.

Jakie właściwie miał opcje?

Mógł zabrać broń, jednakże był na takie zagranie zbyt inteligentny. Gdyby się na to zdecydował stałby się poszukiwany za kradzież przez służby porządkowe lub przez ludzi Zoi. To drugie było zdecydowanie gorsze.
Naturalnie miałby wtedy w ręku dość mocny argument, ale co z tego jak w ten sposób zarżnąłby kurę znoszącą złote jaja?

Takie zagranie było zupełnie nieopłacalne.
Dużo lepsze było ponownie zablokowanie ekranika i odłożenie pistoletu na swoje miejsce. Przecież nie wyparuje stąd, zaś Jacob będzie wiedział gdzie ów jest.
Wtedy też będzie mógł spróbować mieć ciastko i zjeść ciastko.

Ostatni raz przyjrzał się ekranikowi, by zapamiętać informacje, które pojawiły się na nim.

Numer 02465757 był łatwy do zapamiętania. Musiał zapamiętać tylko dwa fakty: od 0 do 6 co dwie cyfry lub od 0 do 6 po parzystych, a następnie dwukrotnie cyfra między dwoma poprzednimi i kolejna nieparzysta. Łatwizna.

"Broń sejsmiczna typu #0567" było równie trywialne. Bardziej skomplikowane rzeczy tkwiły w jego pamięci. Ciężko zapomnieć jaka to broń, natomiast śmieszny znaczek # bardzo często poprzedzał jakiś numer porządkowy. W tym wypadku było to 0 oraz kolejne cyfry od 5 do 7. Bułka z masłem.

Zapamiętanie "Własność Black Cross" niema uwłaczało jego pamięci. Trywialne.

Zablokował ponownie ekranik, wytarł trzymany przedmiot o zasłony i odłożył na miejsce dokładnie w sposób, jaki zastał pistolet nim go wziął do swoich rąk.

Delikatnie położył się ponownie obok Zoi, ale zatopił się we własnych myślach. Starał się wyciągnąć ze swojej pamięci jak najwięcej o Black Cross. Musieli mieć tego więcej. Tego i jeszcze innych rzeczy.

Rano miał w planach rozmowę z Clemes. Zacznie od dzieł Goldsteina rozpoznanych z daleka, by przejść do skafandra i pistoletu. A przy okazji z czystej ciekawości Jacob zapyta czy szefowa gildii wie gdzie jest i czym zajmuje się Enzo Castelari, bo coś dawno o nim nie słyszał.
Wszystko utrzymane w konwencji rozmowy powodowanej zwykłą, ludzką ciekawością.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 16-03-2015, 21:45   #129
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że macki tajemnego stowarzyszenia sięgają naprawdę daleko. Szukanie silnego sojusznika, wydawało się więc jedynym rozsądnym wyjściem. Szlachecki ród La Croix niewiele mówił Denisowi, ale wyczuł że Lucjusz pokładał w nim pewną nadzieję. Nic dziwnego, sam był w niewesołej sytuacji. Z pewnością od dłuższego czasu znajdował się na celowniku owej organizacji. Rzut oka na zebraną przez niego kolekcję mówił sam za siebie. Stanowiła łakomy kąsek i w przypadku usunięcia Ferata wzbogaciłaby czyjeś zbiory... Lurker zacisnął palce na naszyjniku. - Wybacz, ale zatrzymam go dla siebie. Po tym, czego się tu dowiedziałem, stanowi dla mnie większą wartość niż zaoferowane przez ciebie dukaty...

Wydawało się, że Lucjusza nie zdziwiły te słowa. - Poza tym na wypadek.. gdyby coś się stało... wiedz że podejmę drogę ojca, może świat nie jest jeszcze gotowy na prawdę, nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie... ale zdecydowany jestem nadstawić karku, by się o tym przekonać...

Arcon poinformował Lucjusza o miejscu cumowania "Nauty", wyraził też chęć poznania kogoś z rodu La Croix. Choć miał dystans do szlachetnie urodzonych, w tym wypadku owi arystokraci mogli okazać się jedynymi, którzy uwierzą w rewelacje historyka, poparte doświadczeniami lurkera. Zdałby się jeszcze ktoś, kto swym znanym nazwiskiem nadałby odpowiedniego rozmachu całemu przedsięwzięciu. - Cooper.. Jacob Cooper.. - powiedział zmienionym głosem poławiacz, przypominając sobie nagle o mężczyźnie widzianym w gildii Zoi...
 
Deszatie jest offline  
Stary 18-03-2015, 10:40   #130
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Denis sięgnął do pamięci. Nazwisko rodowe La Croix’ów było rzecz jasna rozpoznawalne. Jako jedna z głównych rodzin tak zwanych Mięsnych Lordów, tworzyli polityczny filar Rigel. A przynajmniej tak kiedyś było, gdyż blask ichniej chwały przygasł na przestrzeni lat. Osobistej styczności z grupą szlachciców lurker jeszcze nie miał.
Spojrzał na wisior.
- Wybacz, ale zatrzymam go dla siebie. Po tym, czego się tu dowiedziałem, stanowi dla mnie większą wartość niż zaoferowane przez ciebie dukaty…
Ferat nie skomentował tej decyzji. Arcon natomiast kontynuował:
- Poza tym na wypadek.. gdyby coś się stało... wiedz że podejmę drogę ojca, może świat nie jest jeszcze gotowy na prawdę, nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie... ale zdecydowany jestem nadstawić karku, by się o tym przekonać…
Rozmowa przeszła na wspomniany, ostatni z domów szlachty w mieście, które mogłyby zmienić położenie zebranych w pokoju. Lucjusz pokiwał z aprobatą głową, gdy usłyszał że Denis i wuj zechcą mu towarzyszyć.
- Chodźmy choćby teraz. Czekanie do zmroku i tak nie ma sensu. Coś mi mówi, że ci ludzie bynajmniej nie leżą w nocy pod pierzyną.
Te słowa mogły tłumaczyć poczucie zagrożenia, jakiego Denis doznał jeszcze niedawno, gdy wracał późną porą ku dokom. Noc czy dzień - dla prześladowców najwidoczniej nie miało to znaczenia.
Wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia, lecz młody poławiacz przypomniał sobie jeszcze pewne nazwisko…
- Cooper.. Jacob Cooper..
Ferat wyraźnie się ożywił. Zatrzymał w pół kroku.
- Co żeś rzekł?
Louis wnet wtrącił się do rozmowy:
- Mówi o twoim znajomym. Tylko nie udawaj, że go nie znasz. Wiemy, że jest w mieście z twojego powodu.
- No dobrze. Nie ukrywam, że teraz by się przydał. Właściwie powinien już tu być. Przekażę pani starszej na dole gdzie jesteśmy. Jeśli tu dotrze, będzie wiedział gdzie nas szukać.
Przepuścił gości przez próg i również sam wyszedł z pokoju, zakluczając za sobą drzwi. Już wkrótce wtopili się w rozedrgany tłum miasta, kierując kroki do posiadłości na jego obrzeżach. Nie sposób było pomylić tego miejsca z żadnym innym. Bramy ogromnej połaci terenu zdobił bowiem charakterystyczny herb. Na karminowym tle widniała czaszka, przebita od góry błyszczącym ostrzem miecza.


Szlachcic zatrzymał się w progu zaskoczony obecnością kogoś w jego prywatnych komnatach. Po kilku sekundach rozpoznał twarz młodszego brata.
- Witaj - zrobił kilka kroków do przodu i rozłożył ramiona żeby uściskać brata. Nie trzeba było znawcy ludzkiej psychologii, żeby domyślić się, że pokonał połowę drogi jaka ich dzieliła i oczekiwał od brata tego samego. Nie wiedział czego się spodziewać po bracie niewidzianym od ponad półtorej roku. Tamten się zawahał, jednak tylko na chwilę. Aby sytuacja nie wyszła na niezręczną, przyspieszył wręcz kroku. Nie zmieniło to faktu, że jego uścisk był delikatny, bardzo oszczędny.
- Odwiedziłbym was w jadalni, lecz mniemam, że charakter naszego spotkania nie jest czysto sentymentalny - w jego głosie pobrzmiewał delikatny sarkazm - Dużo o tobie słychać, nawet w zamkniętych murach naszego klasztoru.
Nie czekając na reakcję, Robert znów usiadł na łóżku. Na jego twarzy nie malowały się żadne emocje, jednak Richard mógł być pewien że wewnątrz był przynajmniej niespokojny.
- Fama w polityce jest jak miecz obusieczny i dobrze o tym wiesz. Obserwuje cię wiele par oczu. Właściciele nie wszystkich z nich są tobie przychylni.
- Mam to po ojcu. On też bezkompromisowo reprezentował nasz kraj. Niestety Rigel ma coraz więcej wrogów. Wrogowie Rigel są moimi wrogami, więc z samej logiki wynika, że mam coraz więcej wrogów. Jednak pamiętaj, że mam tez kilku przyjaciół, a płaszcz delegata nie jest tylko do ochrony przed deszczem. No i mój rodzony brat jest kapłanem Noasa, a skoro bóg z nami, to któż przeciw nam? Czyż nie tak jest w piśmie? - uśmiech nie znikał z twarzy szlachcica.
Naprawdę cieszył się, że widzi brata. Choć nie zgadzał się z jego poglądami na temat świata, to musiał przyznać sam przed sobą, że tęsknił do rodziny. Robert zaś prychnął pod nosem, lecz w dość sympatyczny sposób. Cięte riposty Richarda były czymś, co zawsze skrycie w nim doceniał.
- Tak jest dopóki przebywasz w Rigel. W Bellatrix albo Mintacie nie mógłbyś poszczycić się taką protekcją i dobrze o tym wiesz. Ale do rzeczy. Przeor wspominał ostatnio, że doszły go głosy o korsarzach w mieście… Nie masz przypadkiem czegoś z tym wspólnego? Z resztą nieważne. Liczę, że trochę zmądrzałeś i wiesz co robisz. Tym razem.
Post na podstawie dialogu w pliku doc.
Kiedy wychodził z pomieszczenia, minął się z jednym ze służących. Kamerdyner tylko wychylił głowę zza framugi, znacząco stukając w nią palcem.
- Ehm. Panie Richardzie. Parę osób prosi o audiencję. Nie byli umówieni. Jeden z nich to lurker, inny podaje się za historyka. Mam ich wpuścić czy odesłać?


Cooper dobrze obejrzał przedmiot i zapamiętał wszystkie jego detale - nie było to dla niego specjalnie trudne. Ów rzecz pozostawała częścią układanki, którą dopiero zaczął rozgryzać. Zabranie ze sobą broni, choć intrygującej, byłoby jak odsłonięcie kart, posiadając dobrą rękę w pokerowej rozgrywce.
Szczęściem, Zoi się już nie obudziła. Powoli legnął obok niej, jednakże myśli Jacoba nie oscylowały wokół właścicielki gildii. Czym było Black Cross? Słyszał już tę nazwę, ale gdzie? [Bardzo trudny Test Obycia]
Pobudkę dwojga uprzedziło pukanie do drzwi, które zaraz zmieniło się w tłuczenie. Jacob otworzył leniwie jedno oko. Zoi była już na nogach i szybko ubierała części garderoby, leżące na ziemi. Była zdecydowanie przejęta.
- Już! Tylko moment! - jej dotychczasowa pewność siebie wyraźnie gdzieś uleciała.
Uchyliła na chwilę drzwi. Jacob usłyszał strzępki nerwowej rozmowy.
- Nie… nie miałam wczoraj czasu.
- Ty suko! Nie dostałaś tego za darmo. Masz swoje obowiązki, pamiętasz?
- ...nie teraz. Mam gościa.
- To każ mu się wynosić. Są ważniejsze…
Clemes wróciła do łoża. Unikała spoglądania bezpośrednio na Coopera.
- Wybacz, ale robota wzywa. Sam rozumiesz - westchnęła - Byłoby dobrze… gdybyś w najbliższym czasie się tutaj nie pokazywał. Będę… będę bardzo zajęta.
Wzrok Zoi cały czas uciekał ukradkowo w stronę drzwi. Chcąc, nie chcąc Jacob również się ubrał. Wyglądało na to, że rozmowa z kobietą musiała jeszcze trochę poczekać. Tamta odprowadziła go wprost na korytarz. Uwadze Coopera nie mogła uciec grupa ludzi oddalonych niewielki odcinek od pokoju. Choć mógł to być zwykły przypadek, stali w cieniu, jakby nie chcieli pokazywać twarzy. Mieli na sobie ciemne płaszcze z kołnierzami tak długimi, że niemal przysłaniały pogrążone w mroku, niewyraźne facjaty. Na głowach większości znajdowały się kapelusze ze spiczastym rondem. Nie przyjrzał im się dobrze, gdyż został pospiesznie odprowadzony przez ochronę. Żadnych pożegnań, ani tłumaczeń. Poprzednia noc jak i jej poranne zwieńczenie wciąż były zagadką. Pytanie tylko, jak miała się ona do wyspy Yarvis.
Wyszedł na plac przed gildią. Dzień był słoneczny, a powietrze niesione wiatrem od portu rześkie. Na razie drzwi ,,Nautilusa” były dlań zamknięte, ale Jacob dobrze wiedział, że na sposoby są sposoby.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 18-03-2015 o 11:56.
Caleb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172