Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2015, 12:20   #101
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Po minie Richarda widać było, że nie jest zadowolony z porannego spotkania.
- Mam nadzieję, że jeszcze nie jadłeś. Chodź do letniej jadalni.
W rezydencji la Croix'ów było siedem jadalni. Jadalnia letnia była w użytku gdy krzewy za oknem kwitły w kolorach czerwieni i złota. Były to zaledwie dwa miesiące w środku lata. Teraz pomieszczenie z wielkimi oknami wychodzącymi na szary ogród było równie przygnębiające jak mina delegata.
Szlachcic przysiadł na skraju stołu. Casimirowi wskazał miejsce na przeciwko siebie. Do pomieszczenia trzech służących zaczęło wnosić kilka dań. Oczywiście motywem przewodnim była wołowina. Znalazło się też nieco pieczywa, warzyw i jajek.
Do śniadania podano mleko w dzbanku. Richard bił się z myślami, czy nie poprosić o wino, jednak etykieta nie pozwalała pić szlachcicowi przed południem. Wiedział, że służba donosi o wszystkim jego bratu Cezarowi. Musiał trzymać poziom. Nałożył sobie kawałek pieczywa, kilka plastrów wołowiny i wreszcie w trakcie nalewania mleka odezwał się ponownie do korsarza
- Po pierwsze Delegatura dołoży wszelkich starań, żebyś miał na czym żeglować - w tym miejscu przerwał czekając na reakcję korsarza.
Dewayne nie ukrywał zdziwienia. Prawa brew powędrowała mocno do góry rysując na kamiennej twarzy kapitana lekko komiczny obraz.
- Nie myślałem, że pójdzie aż tak łatwo - odpowiedział bez owijania w bawełnę - Właściwie to myślałem, że statek będzie problemem - ciągnął dalej - gdy zaczynałem przygodę z korsarstwem to obiecywano mi złote góry, już wtedy sprawa lekko śmierdziała, ale byłem nastawiony na zmiany i to pchnęło mnie w ramiona Delegatury. Po sprawie z owsem straciłem wiarę, jeśli tak to można nazwać.
Kapitan położył na swoim talerzu kilka plastrów soczystej wołowiny i dwa faszerowane jajka. Wszystko wyglądało apetycznie i Casimir poczuł, że jego żołądek upomina się o strawę, której nie doświadczył od wczoraj.
- Mogę liczyć na fregatę szturmową? - znów spytał wprost.
- Decyzja nie należy do mnie, jednak nie spodziewałbym się wielkiego okrętu bojowego. Przypomnę tylko, że na mocy porozumienia z Hanzą Wolne Miasta mają armię pełniącą co najwyżej funkcje reprezentacyjne. Poza tym to głównie flota handlowa. Nie wiem, co dostaniesz, ale z doświadczenia wiem, że im mniejsze oczekiwania, tym mniejsze ewentualne rozczarowanie - Szlachcic wziął głęboki oddech, po czym kontynuował.
- Skoro już jesteśmy przy rozczarowaniach, to nie dowiedziałem się niczego na temat von Tiera i Kompanii Wilka - wziął łyk mleka z gustownej szklanki. Z zaskoczeniem dotarło do Richarda, że mimo porannej wizyty w lochach i mimowolnego wspomnienia przesłuchiwanego Hanzyty, nadal dopisuje mu apetyt.
- Co więcej zostałem odsunięty od tej sprawy. Oznacza to mniej więcej tyle, że jeśli będę ci dalej pomagać, to nie będę mógł się powoływać na autorytet Delegatury. Co nie znaczy, że nie pomogę ci prywatnie, korzystając z własnych środków. Jednak, moja pomoc nie będzie mogła być tak otwarta jak przypuszczałem.
-Rozumiem… - kapitan przełknął pierwszy kęs wołowiny razem z rozczarowaniem - Właściwie to sprawy mają się tak, że Delegatura nie będzie nas dalej wspierać? Mówiąc krótko umyli swoje delikatne łapki? - Casimir lubił kiedy kawa była wykładana na ławę, więc chciał usłyszeć konkretną i jednoznaczną odpowiedź - Co do von Tiera i jego kompanów to mam ślad. Dzisiaj dostałem anonimową wiadomość zapraszającą do Corvus. Płynę tam razem z tym co zostało z mojej załogi. Chociaż nie wiem, czy najpierw nie zahaczyć o Serpens. Mam tam sprawy do uregulowania…
- Anonimowa wiadomość? Nie wydaje ci się to podejrzane? Corvus? To ponad tydzień lotu sterowcem, nie wiem nawet ile statkiem. A na statek nieco będziesz musiał poczekać. Kto dostarczył wiadomość? Może ktoś ze służby coś widział? - Richard był wyraźnie zaniepokojony zaistniałą sytuacją. Miał nadzieje, że rozwiązanie kwestii von Tiera znajdzie gdzieś na wodach Oriona. Tymczasem Corvus było z dala od wpływów Delegatury.
- Wiadomość przyniósł ptak. Kruk podobny do tych, których używają na wyspach Andromedy, ale nie wiem czy to cokolwiek znaczy. Faktem jest, że to jedyny ślad jaki mam… - poprawił się - mamy - znowu ukroił kawałek wołowiny i włożył go do ust bez skrępowania mówiąc i żując - Ja tego tak nie zostawię. Nikt nie będzie chędożyć mnie ani mojej załogi. Kij z tym że te moje patałachy już i tak nie żyją w większości - przypomniał sobie o trójce ocalałych - Byli ludźmi morza i zasługują na pomstę… a uwierz mi, że moja zemsta potrafi być okrutna… - w oczach kapitana błysnęła ta piracka wściekła zawziętość, która zrodziła się z chęci rewanżu za wybicie jego załogi i zatopienie statku - Najpierw jednak muszę mieć ku temu środki. Dzięki za chęć pomocy bo doceniam to i to nawet bardzo, ale żeby pokonać tych skurwisynów potrzeba czegoś więcej. Płynę więc do Serpens do mej osady. Tam wydzierżawiłem dwóm nicponiom moje inne statki Seahawk’a i Raven’a. Jeden odbiorę z załogą i ruszam do Corvus zobaczyć kim są nadawcy tej wiadomości - Dewayne odłożył sztućce i spojrzał na swego gospodarza - A Ty co? Siedzisz tutaj czy chcesz w końcu dokopać hanzytom?
Richard dłuższą chwilę analizował to co powiedział korsarz. Wszystko wskazywało, że z wolnego nici. Dewayne trafił w czuły punkt. Przez chwile żałował, że wspólnie wypili już tyle alkoholu. Być może siedzący na przeciw mężczyzna o wyglądzie niedźwiedzia był mistrzem intrygi i właśnie bardzo sprytnie wplatał Richarda w swoją grę. A może, w co chciał wierzyć szlachcic, był szczerym do bólu, szukającym zemsty na Hanzie prostym facetem?
- Dobrze. Za trzy dni sterowiec będzie gotowy do wylotu. Jeśli do tego czasu nie będziesz miał statku z delegatury, to polecę z tobą do Serpens. Jeśli będziesz mieć statek, to wtedy ja polecę do Serpens do tych twoich nicponiów. Przekaże im, żeby się udali do Corvus z pomocą dla ciebie i twojego nowego statku. A teraz wybacz, ale mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Richard dopił mleko i wyszedł.
Post na podstawie dialogu w pliku doc.
 
Caleb jest offline  
Stary 17-01-2015, 12:56   #102
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
-Dobrze, ale do Serpens lecimy razem - wrzucił do ust ostatni kęs wołowiny - Nie obraź się, ale jak Cię tam zobaczą to zostaniesz na Serpens już raz na zawsze... - Casimir nie chciał być niemiły, ale wiedział jak zareagowali by piraci na widok szlachcica z Oriona.
Po tych słowach pożegnał się po prostu z gospodarzem i poszedł szukać swojej załogi.
Chłopaki siedzieli razem na jakiejś ławce w ogrodzie i wyglądali tak jakby chcieli coś zachachmęcić.
-Dobra zmiana planów! - Dewayne ryknął po swojemu, załoganci stali już na baczność - Płyniemy do domu odebrać jeden z moich statków. Później płyniemy dalej... A i mała zmiana zawodowa. Teraz przechodzimy na samozatrudnienie.
-Co to znaczy kapitanie? - Papuga ściskał czapkę w rękach jak dzieciak na dywaniku u dyrektora szkoły
-Piracimy głąbie... piracimy...

Teraz Dewayne mógł tylko czekać. Nie miał właściwie większego celu w siedzeniu na tej pełnej wołowiny wyspie, ale nie miał też środków by udać się w podróż. Musiał uzbroić się w cierpliwość.
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 17-01-2015, 21:32   #103
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Tawerna "U Nancy" odpowiadała wcześniejszym wyobrażeniom młodego lurkera. Półmrok, pijacki bełkot, woń potu przemieszanego z alkoholem. Nic dziwnego, że co bardziej rozważni mieszkańcy Rigel omijali to miejsce szerokim łukiem. Świeże ślady rozróby jednoznacznie świadczyły, że łatwo tutaj o guza oraz uszczerbek zarówno na zdrowiu jak i kiesce. Cieszył się, że jest w asyście swego krewniaka, nie gwarantowało to bezpieczeństwa, ale dodawało mu nieco więcej pewności siebie. Szczególnie, że hultajskie oczy taksowały nowoprzybyłych gości.

Denis czuł, że lada moment zrobi się bardziej gorąco, mimo iż pot już zdążył skroplić mu czoło. Na szczęście kobieta zawiadująca przybytkiem, swoją bezpośredniością rozładowała napiętą atmosferę. Mimo swojej niezbyt zachęcającej aparycji zyskała jego sympatię, nie udawała kogoś, kim nie była...
- Dwa portery! - złożył zamówienie, puszczając mimo uszu rechot, z nadzieją, że stara lampucera ma w składziku ciemne piwo....

Czekając na obsługę, nienachalnie rozejrzał się po gospodzie. Po kolei wykluczał, że zgromadzeni wiedzą cokolwiek o Feracie. Mogli być jedynie źródłem bajań i opowieści, podlanych obficie rumem. Nie wątpił co prawda w istnienie Casimira, lecz to, że któryś z obecnych rzeczywiście pływał z legendarnym korsarzem, było prawdopodobne, niczym brak mięsa wołowego na targu w Rigel...

Samotny, barczysty mężczyzna zwrócił jego uwagę, ale stos butelek i aura, którą roztaczał, skutecznie studziły chęć rozmowy z tajemniczym olbrzymem. Póki co pozostawało cierpliwie poczekać na kolejnych gości, racząc się wraz z wujem rigelskim porterem...

 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 17-01-2015 o 22:12.
Deszatie jest offline  
Stary 19-01-2015, 00:31   #104
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wślizgnął się do wnętrza Gildii zamykając za sobą drzwi. Zastanawiał się co pokaże mu Zoi Clemes.
Szybkim, cichym krokiem podążył za szefową gmachu spoglądając na korytarze, którymi szedł. Poznawał je, a jednocześnie wydawały mu się być całkiem inne.

Rozejrzał się w poszukiwaniu strażników, lecz nie dostrzegł ich. Nigdy nic nie wiadomo. Zawsze trzeba było być przygotowanym na zasadzkę. Nawet wtedy, gdy się na nią nie zanosiło i nie było powodów ku temu. A przynajmniej on nie widział żadnych, lecz nie znaczyło to, iż ktoś inny również był tego samego zdania.

Po kilku chwilach podążania głównym korytarzem Zoi weszła do jednego z pomieszczeń z gablotami i podestami wypełnionymi rozmaitymi przedmiotami. Choć miał okazję przyjrzeć się im tylko przez chwilę, dostrzegł kilka ciekawych egzemplarzy.
Niestety nie dane było mu się im przyjrzeć, ponieważ kobieta szła dalej - tym razem w kierunku gabinetu, z którego dochodziło zastanawiające buczenie.

Chciał przystanąć i zapytać o to, ale kobieta najprawdopodobniej nawet tego nie zauważyła. Zrezygnował. Szedł dalej tym razem oddalając się od jej gabinetu, a kiedy wszedł do zamkniętej za dnia sypialni poczuł zawód.
Liczył na eksponaty, skarby, pierwsze przedmioty do wycenienia. Chciał artefaktów minionej chwały podmorskiego ludu, nie sypialni Zoi Clemes.

Jednakże nie dał po sobie niczego poznać przyjmując, iż droga do nich wiedzie właśnie przez to pomieszczenie. Metaforycznie, oczywiście.
Zoi była całkiem ładna, choć nie była pięknością, co stwierdził, gdy poczuł jej dłoń na swojej twarzy.

Jacob uśmiechnął się promiennie. Wiedział co należało zrobić.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-01-2015, 13:03   #105
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Lurker zastanawiał się tylko chwilę.
- Dwa portery!
Nancy skinęła głową i zniknęła w składziku wydzielonym od głównego pomieszczenia szmacianą zasłoną. Kiedy wróciła, niosła w wielkich dłoniach dwie butelki wypełnione ciemnym alkoholem. Do tego czasu Denis zdążył otaksować gości i stwierdzić, że póki co, nie ma tu z kim i o czym rozmawiać.
Tawernie można było zarzucić wiele, lecz z pewnością nie brak szerokiej gamy alkoholu. Ciemne piwo pieniło się obficie nawet w butelce, w smaku zaś dominowała przyjemna, acz silna gorycz. Louis podniósł swój trunek, szkła uderzyły o siebie. (-2 dukaty)
- Do licha, dawno nie piłem czegoś równie dobrego - stwierdził zupełnie szczerze.
Postacie dwóch obcych dla tego miejsca mężczyzn stale zwracały uwagę innych zebranych. Większość ograniczała się do złowrogich spojrzeń tudzież rzucanych półgębkiem epitetów. Gościł tu także pewien człowiek, który nie zwykł rzucać słów na wiatr i miast złorzeczyć, od razu przechodził do czynu.
- Co słychać, chłopczyku? - usłyszał Arcon tuż przy swoim uchu.
Powoli odwrócił się w prawą stronę, gdzie stał oparty o bar mężczyzna. Nawet czerwona opaska na głowie nie miała tak wściekłego koloru, co jego oczy. Wyglądał na podrzędnego marynarza, może nawet majtka, przy czym był sporych gabarytów. Jeszcze przed chwilą należał do grupy przy długim stole, gdzie przechwalał się znajomością z kapitanem Dewayne’m.


Nancy na chwilę spoważniała i pogroziła tamtemu palcem.
- Już ci mówiłam, stary capie. Nie zaczepiaj moich gości.
Marynarz rozłożył teatralnie ręce, co miało oznaczać jego domniemaną niewinność.
- Ale czy ja coś robię, Nancy? Chciałem tylko porozmawiać. Dbam o dobrą atmosferę tego miejsca, ha!
Karczmarka tylko westchnęła. Louis chciał już oponować, ale barczysty jegomość powstrzymał go ręką.
- Halo, halo! Myślę, że ten młodzik umie sam o siebie zadbać. Co my tu mamy? Toż to nasz ojczysty porter. Doskonały wybór.
Siłą odebrał Denisowi napój i mocno pociągnął z szyjki. Alkohol ani trochę nie zabił odoru wydobywającego się z jego ust. Objął lurkera ramieniem w rzekomo przyjaznym geście.
- Wiecie, jak kto pije takie wspaniałości, znaczy się u niego powodzi. Wybaczcie wścibskość czy coś - sarkazm w jego głosie był więcej niż zauważalny - Chodzi o to... grzech się nie podzielić nadmiarem dukatów.
Louis wymownie spojrzał na pas Denisa, który uczynił to samo. Brudne palce mężczyzny właśnie w tej chwili zacisnęły się na skórzanym mieszku lurkera. Nim zdążył zareagować, drab zamachnął się na niego drugą ręką.

Dewayne nie był typem człowieka, który potrafił dłużej zagrzać gdzieś miejsce. Perspektywa kolejnej podróży nęciła go, toteż po rozmowie z Richardem, od razu ruszył pomówić ze swoimi ludźmi.
- Dobra zmiana planów! Płyniemy do domu odebrać jeden z moich statków. Później płyniemy dalej... A i mała zmiana zawodowa. Teraz przechodzimy na samozatrudnienie.
- Co to znaczy kapitanie?
- Piracimy głąbie... piracimy…
Te słowa rozbudziły nowy blask w oczach pozostałej z załogi garstki ludzi. Byli rozbici i bez statku, mimo to kapitan miał w sobie coś takiego, iż potrafił wskrzesić nadzieję w najgorszych warunkach.
Kolejną wiadomość przyniósł przypominający pazia, chłopiec ze służby szlachcica. Okazało się, że Delegatura załatwiła już wszystkie formalności związane z transportem. Co jak co, potrafili działać szybko.
Casimir i jego drużyna stanowili liczyli sobą zbyt małą liczbę osób, by wzbudzać podejrzenia przynależności do bandy morskich łupieżców. Dlatego mogli dość swobodnie poruszać się po mieście. Co prawda wielu strażników bacznie im się przyglądało, lecz żaden z nich nie uznał za stosowne zatrzymać grupki.
W dokach spotkał się z zawiadowcą portu i odebrał od niego dokumenty potwierdzające przyjęcie statku oraz należnego wyposażenia. Tak jak się spodziewał, dano mu ledwie namiastkę dawnego nabytku.


Dwumasztowy szkuner było dość lekkim statkiem z mocno ograniczonym miejscem na pokładowe uzbrojenie. Zmniejszona ładowność oznaczała mało miejsca, ale i zwrotność oraz co najważniejsze - szybkość.
Casimir przejrzał co znajduje się na samym statku. Uberton nie zamierzał go puszczać w świat jako kompletnego gołodupca. Wysłużone, dwie armaty wciąż były ,,na chodzie”. Nie zabrakło zapasów prochu, jednej szalupy, zapasowych żagli, flar, sieci. Znajdował się tu również prowiant, świeża woda oraz zestaw lin jak fały, szoty czy brasy. Ot, podstawowe wyposażenie. Pod pokładem znajdowała się ładownia, pomieszczenia dla załogi oraz kajuta kapitańska. Dewayne stanął na mostku i spojrzał na resztę dawnej załogi. Czekała go długa droga, a on dysonował zaledwie paroma ludźmi. Z pewnością nie martwił się o orientację na otwartym morzu - sam był świetnym nawigatorem. Niemniej jednak żegluga z tak znacznym deficytem w ludziach była ryzykowna. Różnorakie manewry, choćby na mieliznach, wymagały pełnej koordynacji drugiej tyle liczby osób.
Natomiast czas naglił. Stary korsarz (lub już pirat) zapytywał sam siebie czy może pozwolić na dłuższe marudzenie w Rigel.

Historyk nie zdążył dobrze się rozgościć w przepastnych salach glidii, gdy Zoi doprowadziła go pod drzwi swojej sypialni. Kobieta ledwie rozbudziła w nim ciekawość, żeby zaraz zmienić temat na ten z wyraźnie jednoznacznym podtekstem. Co dokładnie kryły w sobie gabloty, czym było źródło niskich dźwięków? Odpowiedzi na te pytania musiały jeszcze zaczekać.
Nie dało się nie zauważyć, że Zoi jest w swoim zachowaniu zaborcza. Jacob miał do czynienia z szerokim wachlarzem zachowań kobiet, ale w tym konkretnym przypadku było coś osobliwego.
Clemes widząc, że jej sygnały nie pozostają bez odpowiedzi, wreszcie chwyciła mężczyznę za poły i przyciągnęła do siebie. Miękkie usta spoczęły na jego wargach, lekko przemieszczając się to w prawo, to w lewo. Spleceni, wtargnęli do środka pomieszczenia, kotłując się i ściskając w drodze do łóżka z szerokim baldachimem.


Nawet w tym uniesieniu, Cooper pozostawał czujny na tyle, aby dostrzec mnogość egzotycznych artefaktów stanowiących wystrój komnaty. Na komodach piętrzyły się figurki tubylców z Serpens, gdzieś stał zabytkowy akwalung, w innym jeszcze miejscu dostrzegł cały księgozbiór Goldsteina.
Nadzy, legnęli w ciepłym posłaniu, na tyle głębokim, że wspólna uciecha ironicznie przypominała nurzanie się głębinach. Zoi nic nie mówiła, tylko zasypywała kochanka pocałunkami, jednocześnie splatając nogi wokół jego tułowia.
Gdy było po wszystkim, obydwoje odsunęli się od siebie, rozłączając gorące ciała. Właścicielka cechu cicho dyszała, z czasem jej oddech zwolnił, wreszcie pozostał niesłyszalny. Alkohol zrobił swoje, kobieta szybko oddała się w objęcia snu. Wokół zapanowała cisza, przerwana jedynie odległym trzeszczeniem konstrukcji gildii poddawanej ciśnieniu wody. Jacob jeszcze raz spojrzał na Clemes. Zastygła bez ruchu i chyba nie miała się prędko wybudzić. Nieświadomie otworzyła mu właśnie drogę do swoich włości.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 21-01-2015 o 16:41.
Caleb jest offline  
Stary 21-01-2015, 21:30   #106
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Może był naiwny, może młodzieńczo lekkomyślny... Wiedział jakie jest ryzyko, czyhające na gości owego przybytku, ale czy każda wizyta w tawernie musiała od razu kończyć się awanturą? Porter smakował wybornie, do czasu kiedy atmosferę popsuł natrętny korsarz.
- Co słychać, chłopczyku?
- A w którym uchu? - odparował pół żartem.
Karczmarka próbowała interweniować, ale jej wysiłki spełzły na niczym. Pirat ewidentnie miał ochotę na bliższą znajomość. Może niepozorny wygląd lurkera go do tego zachęcił i natychmiast zwietrzył rozrywkę, a przy okazji łatwy zarobek? Denis nie miał imponującej postury, wszelako nie należał również do ułomków. Kiedy obcy sięgnął po butelkę piwa należącą do młodzieńca, było jasne, że nie odpuści. Arcon westchnął niezauważalnie. Po stokroć wolałby już znaleźć się w objęciach leciwej rozpustnicy Nancy, niż natarczywego marynarza... Zgniły oddech zza zmurszałych zębów, dodatkowo dotkniętych szkorbutem, co wrażliwszych przyprawiłby o mdłości. Kiedy obcy bezceremonialnie sięgnął ku sakiewce, równocześnie podejmując próbę ataku, Denis zmuszony był działać. Próbował wywinąć się od sygnalizowanego ciosu i uchować swoją własność. Dalsza taktyka polegałaby na unikach i studzeniu zapału agresora schłodzonym piwem... Miał zamiar wykorzystać impet ataków, uchylić się i "przypadkiem" wciągnąć napastnika w utarczkę, chociażby z podchmielonymi żołdakami Niebieskiej Armii...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 21-01-2015 o 21:49.
Deszatie jest offline  
Stary 25-01-2015, 21:07   #107
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard musiał przemyśleć wiele rzeczy. W drodze do swojego pokoju zatrzymał jednego ze służących i kazał mu wyruszyć za wysłanym przed śnaiadaniem kurierem. W obliczu rewelacji dostarczonych przez Dewayne'a spotkanie z młodszym z braci nie miało sensu. Zamiast tego musiał napisać do Lionela. Na małym sekretarzyku w swoim prywatnym pokoju nakreślił zatam kilka słów.

Drogi Panie Uberthon,

W związku z brakiem nowych wytycznych ze strony Delegatury postanowiłem wybrać się w podróż dla ukojenia skołatanych ostatnimi czasy nerwów. Za trzy dni opuszczę nie tylko miasto Rigel, ale również całą naszą wyspę. W swej podróży planuję odwiedzić Corvus i być może Serpens. Wyprawę tę traktuję jako całkowicie prywatne przedsięwzięcie, jednak jeśli interesy Delegatury w tak dalekich częściach świata wymagałyby mojej uwagi to służę pomocą oraz wszelkimi dostępnymi środkami.

Z największymi wyrazami szacunku sir Richard la Croix



Oczywiście Richard nie musiał się spowiadać swojemu zwierzchnikowi. Nie musiał również interweniować w Corvus, czy Serpens w imieniu Delegatury Rigel. Ale, wystarczyło tylko jedno słowo Uberthona, żeby Richard mógł zachować swoje pełnomocnictwa oraz żeby wyruszyć w podróż w oficjalnym stroju Delegata. Wprawdzie immunitet dyplomatyczny nie chronił go przed śmiercią z rąk piratów, czy innych rabusiów, ale za to mógł otworzyć wiele drzwi, które w innym wypadku pozostałyby zamknięte. Tymczasem zdjął swój płaszcz delegata i przebrał się w swój ulubiony strój z czasów, gdy jego życie składało się z pojedynków z innymi szlachcicami oraz upojnych orgii ze szlachciankami.



Po przebraniu się ruszył do medyka. Po drodze zastanawiał się nad tym co robi. Uberthon powiedział mu, że nie powinien drążyć sprawy von Tiera. Jednak z drugiej strony Hanza dysponowała zasobami w formie łodzi podwodnej i zaimplantowanych żołnierzy.
Implanty. Kontrowersyjne rozwiązania stosowane przez stopniowo odczłowieczanych ludzi. W środowisku szlacheckim wszczepienie implantów było symbolem upadku moralności. Ktoś zaimplantowany nigdy nie mógł walczyć w uczciwym pojedynku z innym szlachcicem szlachcicem.

Tyle w teorii, bo w praktyce każdy miał w służbie, albo w ochronie kogoś, kto implantami wzmacniał siłę, szybkość, zręczność. Wielu szlachciców niebywających już na salonach z pomocą implantów przedłużało sobie życie. Stawali się oczywiście tematami plotek, a dla innych przedstawicieli stanu szlacheckiego stawali się pariasami.

Gabinet medyczny był mniejszy o połowę od pokoju Richarda, ale i tak dawał medykowi prawie dwa razy tyle miejsca ile mieli medycy pracujący na przedmieściach. William właśnie czytał jakąś rozprawę naukową. Szlachcic położył przed nim hanzycki implant i rzekł:
- Powiedz mi proszę o wszelkich negatywnych następstwach wszczepienia tego człowiekowi.
Medyk oderwał się od lektury, zapisując coś ołówkiem na kartce papieru.
- Dobrze, że pan o to pyta. Tylko głupcy nie mają obaw.
Willard podszedł do repliki układu mięśniowego, który tkwił w rogu pomieszczenia. Sylwetka wygladała upiornie, lecz felczer zdawał się być przyzwyczajony do jej obecności.
- Przekazałem Malfoy’owi najważniejsze informacje. Stąd wynoszę, że wie pan już jak działają implanty sensu stricto. Dobrze. Najważniejsze, o czym musimy pamiętać to fakt nienaturalnego zachowania ciała pod ich wpływem.
Medyk wyjął z układu część podpisaną kredą jako mięsień dwugłowy ramienia. Mocno nagiął go w dłoniach.
- Tak zachowuje się dowolny członek, gdy moduł działa. W zwyczajnych warunkach organizm blokuje możliwości nadmiernego wysiłku powodując ból, a w skrajnych przypadkach utratę świadomości.
Wypuścił z żelaznego uścisku sztuczny mięsień. Pozostał wyraźnie odkształcony.
- Każde takie działanie prowadzi prędzej czy później do zwyrodnień. Odezwą się może za parę lat, paręnaście albo nie poczuje pan ich wcale. Ale nikt nie jest doskonały. Któregoś dnia fizjologia może zawieść. Oczywiście, jeden implant nie jest jeszcze jakąś biologiczna inwazją. Mówimy tu o zauważalnych bólach w stawach czy krzyżu, nie zwijaniu się z bólu. Muszę też uprzedzić o przyspieszonym tętnie i migrenach już po samej aplikacji. Akurat te mijają po tygodniu. Tak czy inaczej w środowisku medycznym ustalone jest, że poważne zagrożenie dla zdrowia to trzy moduły i więcej.
Richard słuchał z uwagą. Nie był inżynierem, za to walczył już z różnymi ludźmi. Walka z uzbrojoną w implant Hanzytką była jedną z najcięższych. Z drugiej strony szlachcic miał cała masę wątpliwości. Musiał zadać kolejne pytanie:
- Co jeśli się popsuje? To przecież maszyna. Mechanizm. Jak zegar, czy kareta. Zegar może stanąć. W karecie może się urwać koło. A co jeśli implant nawali i nagle mnie wygnie w jakiejś nienaturalnej pozie? Wyłączy na jakiś czas? Doprowadzi do kalectwa? Czy można go usunąć? Co wtedy z moim ciałem? Zostanie zdeformowane, czy wróci do stanu sprzed awarii implantu?
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-01-2015, 13:08   #108
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Denis postawił na defensywę. Lepiej mu wychodziło markowanie oraz uniki niż otwarta walka. Wykonał kilka szybkich ruchów mających wyprowadzić przeciwnika w pole. Ciężkie pięści świsnęły mu nad uchem. (Test Zręczności)
Arcon pozostawał nieuchwytny. Opryszek nie znał słowa finezja i braki w technice nadrabiał brutalną siłą. Większość jego ciosów dało się przewidzieć. Tym samym Denis wymanewrował go na środek pomieszczenia. To już zwróciło uwagę wszystkich gości tawerny. Chociaż awantury musiały tu być czymś nagminnym, każda walka dostarczała pewnej rozrywki. Publiczność poczęła skandować i tupać nogami. Rzecz jasna doping dotyczył wyłącznie przeciwnika lurkera.
Dryblas rzucił się do przodu jak długi, a Denis tylko na to czekał. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, zręcznie uszedł z drogi żeglarzowi. Oponent wpadł na drewnianą kolumnę, rozbijając głową szklaną lampę. Zawył z bólu i złapał się za krwawiące czoło. Kamraci tamtego nie mogli pozwolić, co by ośmieszał się przed byle obcym. Podkasując rękawy, wstawali ze swoich miejsc. Louis nie miał nawet szans pomóc bratankowi. W kilka sekund Denis stał otoczony przez grupę osiłków wyciągających zza pazuch noże, kastety czy osinowe pałki.
- STAĆ! - głęboki ton przeciął powietrze niczym ostrze.
Wszyscy zastygli, powoli odwracając się w stronę rogu pomieszczenia. Awanturę przerwał barczysty osobnik otoczony butelkami. Denis już wcześniej rozważał rozmowę z nim, lecz ostatecznie zrezygnował. I nic dziwnego. Gdy powstał, wyglądał co najmniej groźnie. Przypominał niedźwiedzia: górował nad wszystkimi wokół. Mimo wypitego alkoholu jego ruchy pozostały pełne wigoru.


- Co z was za mężczyźni? Potrzeba bandy osłów, by obić jednego gnojka? Rzygać mi się chce na wasz widok!
Kimkolwiek był ten człowiek, miał tutaj posłuch. Jeszcze przed chwilą butna banda, patrzyła teraz w czubki swoich butów.
- Zejdźcie mi z oczu zgrajo chędożonych bęcwałów, bo osobiście posiekam wasze zasrane rzycie i rzucę na obiad knurom!
Jedynie cicho pomrukując, powoli rozeszli się, zaś Denis pozostał na deskach tawerny sam. Minęło parę sekund, a karczma powróciła do ustalonej rutyny. Dało się słyszeć pijackie śmiechy, czczą gadaninę, ktoś ponownie obłapiał przechodzącą obok dziewkę, za co został spoliczkowany.
Denis nie bardzo wiedział co sądzić o całej sytuacji. Tymczasem niespodziewany sojusznik objął go za ramię i powoli, acz zdecydowanie usadowił obok siebie. Gestem głowy zachęcił, aby i Louis zajął miejsce obok. Gdy wuj spełnił niemą prośbę, nieznajomy wyprostował się na krześle, zmierzył obydwu surowym spojrzeniem.
- Musicie być bardzo odważni albo szaleni.
Otworzył kolejną butelkę. Denis dojrzał, że pił tutejszą nalewkę. Była bowiem pozbawiona etykiety. Poprosił Nancy o gliniane kubki i polał swoim gościom szczodrą ilość.
- Nie pasujecie do tego miejsca. A to znaczy, że kogoś lub czegoś szukacie. Niech zgadnę. Nie mieliście żadnego planu, prawda? Po prostu rzucić się na żywioł i liczyć na łut szczęścia.
Odpowiedziało mu twierdzące milczenie. Wszyscy upili kilka łyków. Alkohol mocno palił w przełyku.
- Ha! Mieliście szczęście, bo widzicie - ja mam za dobre serce. Nie mogę patrzeć jak tuzin chłopa trzepie jednego młodzieniaszka. Właściwie, gówno prawda. Zapomnijcie o czym przed chwilą mówiłem. Miałem to gdzieś. Ale człowiek w tym mieście potrafi być bardzo samotny. Alkohol nie daje takiego oparcia co kiedyś, a z większością tych tutaj można pogadać co najwyżej o dupczeniu Nancy.
Następny łyk. Facet nie przestawał mówić.
- Nazywam się Omar. Dobijmy targu. Zwyczajnie dotrzymacie mi towarzystwa, a ja odpowiem na wasze pytania. Bo widzicie - konspiracyjnie nachylił się nad stołem - nic w tym mieście nie dzieje się bez mojej wiedzy.

Medyk rozłożył ręce.
- O to powinien pan już zapytać jakiegoś inżyniera. Mogę poświadczyć, że potrafię bezpiecznie wprowadzić implant do ciała… ale nie zapewniam nic więcej. Osobiście dodam tyle: zawsze słyszałem, że te diabelstwa są praktycznie niezawodne. Raczej nawali niewprawione ciało pod ich wpływem niż implanty same z siebie.
Richard przytaknął. Te słowa oznaczały, że aby dowiedzieć się czegoś więcej musiałby odwiedzić gildię mechaników ,,Screwdriver”. Ród łączyły z organizacją neutralne stosunki. Nie wchodzili sobie w drogę, ale prócz kupna części do sterowca, nie nawiązali też bliższej współpracy. Z drugiej strony, co mogli jeszcze powiedzieć? Modyfikacje ciała zawsze odznaczały się jakimś stopniem niebezpieczeństwa. Trudno było spodziewać się stwierdzenia, że ich użycie nie nosi znamion ryzyka.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 28-01-2015 o 19:53.
Caleb jest offline  
Stary 28-01-2015, 19:08   #109
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Dewayne cmoknął widząc przydzielony mu statek. W porównaniu z Black Betty była to niezgrabna łódeczka, a nie statek piracki, ale z drugiej strony lepszy rydz niż nic. Nie mógł jednak ukryć niezadowolenia, gdyż pamiętał jakby to było dziś, że Delegatura obiecywała (słowo klucz) wiele więcej gdy zaczynali współpracę. Jakże znamiennym był więc widok tego stateczku, w który go wyposażono.
-Nie dużo to kapitanie, ale na zdobycz nie będziemy polować - Marcus wciągnął głośno smarki i przełknął ślinę - Do Serpens da radę dopłynąć
-Tyle to wiem... - Casimir nie chciał kończyć tego zdania i tak miał już niesmak w ustach - Będzie musiało wystarczyć
Po wejściu na pokład ocena nowego statku się nie poprawiła. Nadal była to nie sprawiająca pozytywnego wrażenia łajba, która w starciu z innym statkiem stanowiła by morską trumnę.
W głowie Casimira zaświtał pewien pomysł.
-Wróćmy do posiadłości. Może zabierzemy się jednak tym cygarem.
Wychodząc z portu minęli strażników patrzących na nich tak, że gdyby wzrok umiał zabijać to od razu padli by trupem na mokrych deskach. Przeszli miasto gdzie zgubili się w tłumie zyskując większą anonimowość.
W posiadłości służba ubrana niczym małpiszony w cyrku westchnęła z zawodem, że grupka wilków morskich znalazła drogę powrotną tak szybko.
-Gdzie jest Richard La Croix!? - Dewayne warknął na jednego z pajaców przy bramie, który nieśmiało wytłumaczył gdzie szukać szlachcica - Spocznij!
O dziwo wartownik wykonał rozkaz kapitana...

Richard przebywał w gabinecie medyka oddzielonym od korytarza zamkniętymi drzwiami. Casimir zapukał.
-Może się posuwają? - Papuga zarechotał obleśnie
Jego śmiech przerwał solidny cios z otwartej dłoni kapitana. Czerwony odcisk na gębie majtka skutecznie uciszył go na dłuższą chwilę.
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 31-01-2015, 23:08   #110
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Gdy Zoi zasnęła Jacob uśmiechnął się i westchnął cicho. Spoglądał kątem oka na szefową gildii, zaś kątem drugiego na to, co kobieta miała w pokoju. A miała wiele ciekawych rzeczy, którym chętnie by się przyjrzał.

Ponownie skupił uwagę na Clemes wiedząc, iż nie wyciągnął jeszcze potrzebnych mu tak bardzo informacji o Enzo.
Wyglądało na to, iż kobieta spała głęboko, ale musiał to sprawdzić. Pstryknął palcami. Nie obudziła się. Nachylił się i pocałował ją w szyję. Również bez reakcji. Dobrze.
Wstał ostrożnie z łóżka i nie przejmując się własną nagością zaczął przyglądać się eksponatom, jakie przyciągały jego wzrok nawet kwadrans temu.

Pierwszym skarbem, do jakiego podszedł był księgozbiór historyczny autorstwa Goldsteina. Choć znał go na pamięć przyjmując za coś na kształt kanonu oraz filaru, który najmniej odbiega od prawdy dalej przyciągał Coopera.

Następne w kolejności były figurki tubylców z Serpens wywołujące uśmiech wspomnień. Zabawne historia. Zagadał agresywnie nastawionych tubylców tak, że była tylko jedna ofiara śmiertelna - profesorek, któremu bez ostrzeżenia w czaszce wyrosła wspaniała włócznia wylatująca wcześniej z krzaków.
Ale wtedy jeszcze nie zdołał włączyć swojego uroku złotoustego, więc nie miał sobie niczego do zarzucenia. Nie wspominając o tym, iż Jacob i tak zdobył to, czego chciał.

Najmniej Jacoba porwał zabytkowy akwalung, choć nie omieszkał przyjrzeć się również temu znalezisku.

Westchnął po cichu i zaczął dokładnie i cicho myszkować szefowej gildii po kątach uważając, by nie zostać na tym przyłapanym.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172