Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2014, 09:54   #51
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Scena której świadkiem był Richard zaskoczyła wszystkich zebranych. Oto okrwawiona mała kobietka kilkoma szybkimi ruchami rozbroiła przywódcę korsarzy. Szybko dobył rapier. Szepnął na ucho Manueli:
- Strzelaj w brzuch lub miednicę. Nie chcę, żeby od razu umarła. Musimy się dowiedzieć kto ją przysłał.
Szybkim krokiem zbliżał się do Hanzytki. To co oglądał było przerażające i piękne zarazem. Kobietka wymachiwała kordelasem z gracją. Szerokie łuki ostrza parowały kolejne ataki korsarzy. Tuż za ich plecami las płonął. Od ściany ognia dzieliło ich kilkanaście metrów, ale wszyscy wyraźnie czuli ciepło.

Korsarze nie docenili kunsztu walki Hanzytki. Każdy jej ruch był przemyślany. Była szybsza od większości z nich i nic nie wskazywało na to, żeby ustępowała siłą mężczyzną. Jeden padł właśnie do jej stóp z cięciem od tętnicy szyjnej aż do połowy klatki piersiowej. Posoka tryskała wokoło. Richard analizował ruchy zabójczyni. Nie walczyła jak wojowniczka. Nie było kunsztu w jej walce. Nie było eleganckich parad i szarż. Oszczędzała siły. Atakowała głównie z kontry i tylko gdy była pewna trafienia. Oszczędzała siły. Richarda to zmartwiło. Czekała ich ciężka walka.
Gdy był już mniej niż dwa metry od Hanzytki kolejny korsarz padł ze śladem po szerokim ostrzu przebiegającym przez czoło aż do dziurek w nosie.

Krew tryskała wkoło. Mieszała się z ziemią dając szkarłatne błoto. Wymachująca Kordelasem umazana we krwi walkiria zbierała swoje żniwo. Gdy Richard i jego oddany żołnierz okrążali hanzytkę ona nie spuszczała z nich wzroku. Nie dała się zajść od tyłu. Bardzo sprytnie patrzyła na jednego z napastników i jednocześnie na ostrzu swojej zdobycznej broni obserwowała odbicie drugiego napastnika. Unikała bezsensownych szarż. Każdy ruch mógł ją kosztować życie.

Richard i jego żołnierz atakowali równocześnie. Gdy żołdak ciął z góry, Richard starał się ciąć po nogach. Ataki z kilku stron utrudniały kontry Hanzytce. Richard nie próbował parować jej ciosów. Próbował się odsuwać i unikać. Wtedy zabójczyni musiała się przesuwać, podążać za nim. Odsłaniać plecy na atak. Zresztą rapier nie sparowałby ciosu kordelasem, więc parowanie i tak nie miało sensu.
Ich wspułny taniec się przeciągał. Gorąco stawało się nieznośne. Pożar lasu był już kilka metrów od nich. Richard bacznie obserwował przeciwnika. Nie narażał się na kontry. Był w lepszej sytuacji niż korsarze. Ich zakrzywione szable wymagały szerokich zamachów. Rapier Richarda był przede wszystkim nastawiony na przebijanie. Szerokie zamachy nie miały sensu, bo broń nie przenosiła tak wiele siły przy szrokim zamachu. Szybkie sztychy było też trudniej przewidzieć niż szerokie zamachy. Choć przeciwniczka była niezwykle szybka. Kolejny atak, kolejna wymiana ciosów. Jej osłona, odskok, kontra, jego unik, parada, jej osłona.
Szlachcic wiedział, że nie ma sensu walczyć na przetrzymanie. Dziewczyna nie ustępowała im pod względem fizycznym. Choć była ranna nie sprawiała wrażenia bardziej zmęczonej. Walkę trzeba było zakończyć szybko. Przy kolejnej szarży spróbuje to zakończyć. Wzniósł rękojeść rapiera na wysokość twarzy, tak by sztych trafił w klatkę piersiową Hanzytki. Wiedział, że cios jest oczywisty, dlatego nie zaskoczył go jej unik. Odskoczyła mniej więcej w miejsce w którym się jej spodziewał, więc bez problemu wyprowadził kopnięcie w piszczel. Natychmiast odwrócił się w stronę Hanzytki.

Kopnięcie w piszczel było wymierzone idealnie... Tym większe zdziwienie zagościło na twarzy Richarda gdy zobaczył zabójczynię wyprostowaną i walczącą dalej. Musiała po jego podcięciu zrobić salto i wrócić na równe nogi.

Nagle tuż przy walczących spadło płonące drzewo. Ogień był już praktycznie przy nich. Hanzytka wykorzystała chwilową dezorientację i wyprowadziła szeroki zamach z dołu. Tylko refleks Richarda pozwolił mu nie stracić głowy. Jego kapelusz poszybował w ogień z odciętym sporym kawałkiem ronda. Walka rapierem była co raz trudniejsza w otoczeniu korsarzy. Ciężko w ścisku wykonywać uniki, a parowanie nie wchodziło w grę. Richard zrobił kilka kroków w tył, wycofując się. Inni nadal napierali.

Richard stał umazany krwią. Spocony. W poplamionym płaszczu. Serce biło jak oszalałe. Z oddali dobiegł do niego głos Dewayne'a:
-Jak się podoba rabowanie owsa? Spokojna i bezstresowa robota co nie?
Richard nie odpowiedział. Wiedział, że zabójczyni nie jest tu z powodu owsa. Spojrzał na swój mokry i zakrwawiony płaszcz. Rozpiął go i wskoczył na zwalony pień drzewa. Płaszcz opadł w krwawe błoto.
- Skoro już przysyłasz nam wiadomość, to powiedz jeszcze od kogo i czym zasłużyliśmy sobie na ten zaszczyt - krzyknął wyzywająco w stronę Hanzytki. Wtedy również ona doszła do wniosku, że warto wskoczyć na zwalony konar, bo to pozwoliło jej uciec z otoczenia korsarzy. Richard wykorzystał wszystko czego nauczył się w czasie wielu lat pojedynków. Drogie szkolenia nie poszły na marne. Miał tylko nadzieję, że teraz Hanzytka jest lepiej widoczna.

Po chwili Richard usłyszał dwa wystrzały. Jeden Manueli, drugi Dewayna. Richard nadal trzymał gardę, bo dotychczasowe starcie z Hanzytką owocowało już wieloma zaskoczeniami. Szlachcic chciał sobie oszczędzić kolejnego.
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-10-2014, 21:51   #52
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Denis spodziewał się, że wuj zerknie do gazety i tam znajdzie aktualny repertuar. Nic takiego nie nastąpiło. Młodzian nie kontynuował tematu, nie chcąc urazić mentora. Propozycję krewnego przyjął chętnie i chociaż z każdą upływającą chwilą zaczynał wątpić w powodzenie przedsięwzięcia, trzymał się planu, który narodził się spontanicznie w jego głowie. Zresztą czy pozostawało mu coś innego?

Tłum gęstniał, na ulice wyległo więcej dam i osobliwych dżentelmenów.



Na ich widok Arcon zaczął nagle wstydzić się swojego ubioru. Pomimo że był schludny, miał nieodparte wrażenie, iż w prostej skórzanej kurtce i spodniach, wyraźnie odstaje od reszty modnego tłumu. Wuj Louis musiał zauważyć jego rozterki i skomentował je w swoim stylu:
- Największą prowincję nosimy głęboko w sobie, mój chłopcze... Gdziekolwiek byśmy nie bywali, dokądkolwiek byśmy nie wyjechali, nawet do dumnej metropolii... Wielu z tych ludzi przybyło tu z maleńkich wysepek rozsianych po oceanie. Nie powinieneś mieć kompleksów... Nie oczekuj jednak, że ktoś będzie zwracał uwagę na lurkera...

Arcon tylko westchnął na widok imponującego gmachu. Zaiste, ktoś włożył wiele trudu, by wznieść tę scenę. Wszystko było przemyślane i tworzyło harmonię. Nawet bluszcz idealnie oplatał fasadę budynku. Ten teatr jest stworzony dla piękna - pomyślał... Zapach kwiecia przyjemnie łaskotał zmysł powonienia. Zbliżyli się do kas biletowych pod rozpiętymi jak żagle baldachimami.
- Poznajcie historię uczucia, które nie miało prawa się narodzić! Znużona żona inżyniera odkrywa zagadkowy wynalazek męża! Czyż możliwe, by miłość pokonała wszelkie bariery i zrodziła między maszyną a człowiekiem? Dowiedz się już dziś! Zapraszamy do Teatru Miejskiego w Rigel!
Zaśnieżony ekran prezentował kobietę, obejmującą mężczyznę o dziwnej i raczej smutnej twarzy. Czy maszyna w przeciwieństwie do niej wiedziała, że to uczucie jest wbrew naturze i nie przyniesie nic dobrego? Scenariusz zapowiadał się interesująco. Arcon był ciekaw jak poradzi sobie aktor w wymagającej roli. Poza tym nieprędko nadarzy się kolejna okazja, by wspólnie z wujem zasiąść pośród teatralnej widowni.
- Poproszę dwa bilety...- powiedział lurker, wyciągając pieniądze. Sprzedawca nie krył radości, wręczając mu kupony. Po chwili dwaj krewni podążali holem do głównej sali.
- Twój szalony pomysł Denisie.. - podsumował Louis. - Oby okazał się wart wydanych monet...

Młodzieniec ścisnął tylko naszyjnik wyłowiony z ruin, wierzył, że przyniesie mu szczęście...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 13-10-2014 o 21:54.
Deszatie jest offline  
Stary 14-10-2014, 23:17   #53
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Lucjusz wydawał się być pewnym autentyczności przedmiotu. Jacob odstawił znalezisko, po czym popatrzył na starego znajomego.

Na pierwszy rzut oka nie potrafił powiedzieć niczego, czego Ferat by już nie wiedział. Oczywiście bez problemu wycisnąłby ze znaleziska wszystko, co tylko było możliwe i miał już nawet kilka pomysłów, lecz potrzebował na to czasu. I kilku książek.
Mógłby przeanalizować zdobienia. One zawsze dużo mówiły o kulturze. Same motywy kwiatowe znacząco zawężały pole poszukiwań, ponieważ nawiązywały najczęściej do roślinności znajdującej się w pobliżu lub do symboliki.
Choć nie był specjalistą od dźwięków, z muzyką pozytywki również powinien sobie poradzić. Każda epoka ma brzmienia charakterystyczne tylko dla siebie samej. Nie chodzi o pojedyncze plumknięcia, ale o ich zestawienie.
Nie mówiąc już o samej tancerce będącej kopalnią informacji. Proporcje ciała, figura, postura, poza, ubiór, mimika, technika wykonania, zdobienia lub ich brak...

Cooper był jednak niemal pewien, iż nie w tym celu jego przyjaciel posłał po niego. Chciał, by Starr się pospieszył, zatem czas naglił. Z jakiegoś powodu.
Nie widać było jednak, by Lucjusz miał zamiar wynosić się, więc nie mogło chodzić o jakiekolwiek zagrażające mu problemy.

Jeśli nie chodziło o pomoc w wydobyciu wiedzy ze szkatułki, ani o niebezpieczeństwo, ani o zdobycie wiedzy który z lurkerów to wydobył, to...

- Chodzi o znalezienie i wydobycie informacji z Castelariego? Masz pomysł gdzie go znaleźć czy zaczynamy od początku? - zapytał wstając gotowy do poszukiwań.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-10-2014, 12:26   #54
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Szli powoli w stronę teatru. Ich proste stroje dystansowały krojem od szytych na miarę fraków, zapinanych kurt oraz odświętnych mundurów. Arcon mógł tylko pomarzyć o podobnej odzieży. Zakup oraz konserwacja kombinezonu pochłaniały i tak zbyt dużą ilość gotówki. Stryj jak zwykle trafnie odczytał emocje podopiecznego. Poklepał go po plecach i rzucił kilka krzepiących słów.
Mimo, że nie miało to nic wspólnego z zadaniem, Denis wykazywał zainteresowanie spektaklem. Przeczucie mówiło lurkerowi, żeby działać spontanicznie. Od razu udał się do kas, gdzie nabył dwa bilety [-3 dukaty]. Równocześnie zauważył, że zarówno ludzie stojący w kolejce, jak i podążający do teatru, obserwują go z pogardą. Większość odbiorców sztuki wywodziła się z burżuazji i prezentowała swą aparycją odwrotność względem chłopaka.


Przybyszów czarował w środku westybul, który szczycił się ogromną fontanną na środku pomieszczenia. Z kamiennego piedestału odchodziły rury pompujące wodę do sadzawki. Na nim zaś widniała postać smagłego młodzieńca w obcisłym kubraku. Był to Lavios, brata Noasa. Został uwieczniony podczas wręczania lutni dwójce ludzi. Według mitu, tak wyglądało narodzenie się sztuki. Bóg miał podarować święty instrument prymitywnej wówczas, człowieczej rasie. Jak tylko człowiek pojął naukę gry na zagadkowej technologii, zrozumiał koncepcję wrażliwości i zaczął odróżniać chałturę od artyzmu. Po dziś dzień lutnia pozostała nie tylko symbolem sztuki. Wielu dawało wiarę w jej istnienie, ergo postrzegało jako skarb spoczywający na którejś z odległych wysp.
Goście musieli przeczekać jeszcze dwa kwadranse. W międzyczasie istniała możliwość posilenia się w bufecie obok. Ceny za zwykłe nawet przekąski nie zachęcały jednakże do tego. Wreszcie ogłoszono, że można zajmować swoje miejsca. Fala wytwornych mężów oraz towarzyszących im dam weszła do środka właściwej części teatru.
Gdy pierwszy raz zawitało się wewnątrz, nie szło powstrzymać zarzucenia głowy do góry w geście niemego podziwu. Scena górowała ponad morzem obitych czerwonych pluszem siedzisk. Z obu jej stron piętrzyły się ku górze kamienne filary. Pomiędzy nimi rozciągnięto czerwoną kotarę. Efekt pomieszczenia wieńczyły karminowo-złote zdobienia z marmuru oraz kolebkowe sklepienie.
Wszyscy zasiedli, minęło jeszcze parę minut, wreszcie spektakl rozpoczął się. Koncepcja sztuki była dość prosta. Rzecz traktowała o perypetiach nieco zblazowanej bohaterki, która odkryła w pracowni męża humanoidalną maszynę. Android posiadał implant służący za rozwijanie sztucznej inteligencji. Dla kobiety rzecz wygląda egzotycznie i jak się wkrótce okazało, pociągająco. Po blisko godzinie widzowie byli świadkami kolejnej awantury między protagonistką, a jej cholerycznym mężem. Wtem kurtyna opadła, a zza kulis ozwały się szczebioczące dźwięki dzwonków. Zapowiadały przerwę między aktami.
Korytarze teatru na powrót wypełniły się przedstawicielami wyższych sfer. Znacząco pocierając podbródki i żywo gestykulując, od razu przeszli do komentowania sztuki. Zdania były podzielone. Część ceniła sobie aktorkę, mającą być objawieniem nowej, bardziej ekspresyjnej sztuki. Inni zarzucali scenariuszowi brak głębi. Według niektórych znawców była to bowiem łzawa historia, imitująca konwencję moralnego niepokoju.
O premierze można było powiedzieć wiele. Lecz na pewno nie to, że przybliżyła dwójkę do Ferata.

- Dawaj pistolety i szable - Dewayne złapał pędzącego mężczyznę.
Na twarzy tamtego pojawiło się ogromne zdziwienie. Zmasakrowanie kamratów w tak krótkim czasie sprawiło, że nie wiedział co ma myśleć. Tym bardziej, iż proza życia przyzwyczaiła go do uległości kobiet. Kapitan musiał mocno szturchnąć swoim człowiekiem, zanim oddał mu broń. Pistoletem był usmolony rewolwer, czarnoprochowiec. Główna część wykonana została ze stali nierdzewnej, choć sam kabłąk wybito w mosiądzu. Był to bardzo zawodny model, ale Casimir nie mógł teraz wybrzydzać [+ Rewolwer (2) (amunicja 3)].


Na szybko podał kolejne polecenie, następnie wymierzył broń we wciąż szamoczącą się na polu bitwy hanzytkę [Test Zręczności]. Miała ona na głowie dwóch pozostałych korsarzy, a także czającą się obok grupę delegatury. Mogła być ona szalenie zręczna, ale nie potrafiła przewidzieć dosłownie wszystkiego. Dewayne pociągnął za spust i usłyszał zawodzący krzyk. Był niczym miód dla jego uszu. Kobieta została raniona w okolicę lewego boku, co natychmiast spowolniło jej ruchy. Teraz zeszła do defensywy, niemniej wciąż zachowywała sporo wigoru.
Chwilę wcześniej Richard rozmówił się z Manuel.
- Strzelaj w brzuch lub miednicę. Nie chcę, żeby od razu umarła. Musimy się dowiedzieć kto ją przysłał.
Kiwnęła tylko głową. Pilot powinna wiedzieć to sama z siebie. Niemniej La Croix wolał mieć pewność. Martwy nieprzyjaciel pozostawał jedynie kwestią chwilowej satysfakcji. Żywy, mógł pełnić rolę ważnego źródła informacji.
Skupił się na stylu walki zabójczyni. W jej ruchach tkwiła dzika finezja, ale i coś więcej. Ludzkie ciało nie było w stanie poruszać się aż tak szybko. Wyglądało to tak, jakby wojowniczka negowała ograniczenia wynikające z wątłej przecież budowy. Czasem wydawało się, że wykrzywia w tańcu śmierci swoje członki jak gdyby miały złamać się wpół. Tak jednakże się nie działo, zaś oponentka, nawet już poważnie raniona, nadal nie dawała za wygraną.
Richard wyczekał, aż jego towarzysz podejdzie dostatecznie blisko. Mężczyzna był zaprawiony w boju, nie trzeba było mu niczego gestykulować. Zaatakowali równocześnie, wprowadzając dodatkowy zamęt w miejscu walki [Test Siły].
Strategia była tyle prosta, co skuteczna. Takiego nawału przeciwników nie utrzymałby nawet najlepszy szermierz. Hanzytka ledwo zbiła pierwsze uderzenie, wtem została zmuszona do obrotu przez ramię i obrony kolejnego. Znów atakował Richard, to zaraz kompan wyprowadził pchnięcie, gdzieś swoje trzy grosze dorzucił jeden z korsarzy…
Delegat atakował z dołu, a towarzysz wyprowadzał ciosy na bark, zza głowy. To skutecznie dekoncentrowało wroga. Nie można było jednak powiedzieć, że rywalka traciła rezon. Nawet szybki wypad sztychem i natychmiastowo wyprowadzone kopnięcie chybiły celu.
Richard wskoczył na pniak, który przed chwilą zwalił się obok niego. Tak jak się spodziewał, to samo zrobiła kobieta.
- Skoro już przysyłasz nam wiadomość, to powiedz jeszcze od kogo i czym zasłużyliśmy sobie na ten zaszczyt.
Odpowiedzią był zaciekłe, zamachowe cięcie. Richard zasłonił się instynktownie, wciąż nie pozwalając sobie na błąd. Wtedy do akcji wkroczyła Manuel. Wystrzeliła raz, wzniecając wokół ogromny tumult. W głębi dżungli, gdzie nie dotarł pożar, wzbiło się przerażone stado ptaków.
Niewiasta osunęła się na ziemię. Klęczała teraz w kałuży własnej krwi. W czerwonej plamie odbijały się płomienie szalejące wszędzie wokół. Resztkami sił uśmiechnęła się drapieżnie. Podniosła upuszczony przed chwilą kordelas Casimira. Dopiero po chwili do wszystkich zebranych dotarło, co zamierza zrobić. Wijąca się na ziemi postać chciała przebić własne ciało długim ostrzem.

Każde znalezisko w rękach doświadczonego historyka było sumą swoistych elementów. Uwadze Jacoba nie uszedł złożony symbolizm ukryty w zdobieniu szkatułki. Także melodia wydobywająca się ze środka oraz sama figurka mogły być pomocnymi tropami.
Starr zwrócił się w stronę Lucjusza. Rozmyślał jakie pobudki kierowały Feratem. Wszakże każdy dowód na istnienie Yarvis był na wagę złota. Facet mógł zachować wnioski dla siebie i konsekwentnie szukać dalszych wskazówek w pojedynkę. Chyba, że trafił na barierę, której nie umiał przekroczyć samemu.
- Chodzi o znalezienie i wydobycie informacji z Castelariego? Masz pomysł gdzie go znaleźć czy zaczynamy od początku?
Co rzadko się zdarzało, Ferat spoważniał.
- Tu pojawia się problem. Enzo Castelari ostatnim razem był widziany w okolicach Serpens. Bił rekord, co to teraz wszyscy o nim huczą. Później pojawiał się gdzieś na Qard. Podobno wykonywał zadanie dla szlacheckiej rodziny. Ale wiesz jak to jest: jeden powie, że dla rodu Luigi, inny wskaże Bendonów. Plotki, plotki, plotki. Nic poza tym. Szlachta dba o swoją prywatność. Gdyby jedna familia dowiedziała się, gdzie grzebią lurkerzy drugiej, sami by tam kogoś posłali. Ale po co ja ci to mówię? Dobrze o tym wiesz. Nie mam pojęcia co to była za robota. W każdym razie od dwóch tygodni słuch o Castelarim zaginął.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 21-10-2014 o 18:34.
Caleb jest offline  
Stary 24-10-2014, 14:44   #55
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Arcon przypominał sobie słowa wuja, w każdej chwili, gdy czyjeś spojrzenie manifestowało wyższość względem lurkera. Nie odpowiadał gniewem, zachowując kamienną twarz. Wstydzić powinni się ci ludzie, uważający się za elitę. Denis przywołał z pamięci momenty, kiedy wytworna klientela wynajmowała go do pracy. Dobry lurker był wtedy skarbem i mógł liczyć na wszelkie wygody. Dopóki nie ukończył zlecenia, bo później sytuacja wracała znowu do normy. Może nawet, któryś z jego dawnych lub przyszłych pracodawców był obecny w budynku?
Przez imponujące schody, dotarli do sali. Wcześniej młodzieńcowi przeszła ochota na przekąski nie tylko z powodu tego, iż był syty. Ceny rzucały na kolana, ale burżuazji dawały okazję, by pysznić się na salonach, wydając dukaty na zachcianki, za których równowartość inni ludzie w Rigel mogliby przeżyć miesiąc...

Po wcześniejszych doświadczeniach Denis spodziewał się dalszego rozmachu i nie zawiódł w swych przypuszczeniach. Spektakularna scena i widownia ucieszyły jego oczy.



Żywił nadzieję, że poziom sztuki dostosuje się do wrażenia, jakie wywoływało wnętrze teatru.

W czasie antraktu był nieco zawiedziony, nie tylko sztuką, ale i otoczeniem. Starał się dyskretnie podsłuchiwać rozmowy bogaczy, udających dżentelmenów. Liczył, że padnie jedno z wyczekiwanych nazwisk. Na premierze z pewnością były osoby, które znały Ferata i Coopera. Obstawiał, że śladu tego drugiego, winien prędzej szukać w kręgach roześmianych dam plotkujących na salonach, a nie wśród mężczyzn palących cygara...

Miał atut w postaci naszyjnika, który z pewnością zainteresowałoby wielu z gości teatru. Ale mężczyźni traktowaliby go jak błyskotkę, którą mogą obdarować żonę lub, co bardziej prawdopodobne, kochankę. A kobiety... każda z nich mogłaby poczuć się wyjątkowo z pamiątką wydobytą z głębin oceanu i chwalić się nią, wzbudzając zazdrość i zawiść pośród koleżanek.

Arcon nie zamierzał ujawniać swego znaleziska, nie chciał w ten sposób kupować sobie udawanej sympatii i zainteresowania tłumu. Jeden gest sprawiłby, iż przestałby być anonimowym widzem. Potrafił jednak okiełznać tę pokusę. Wolał pozostać mało znanym lurkerem, niż gwiazdą jednego teatralnego wieczoru...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 24-10-2014 o 18:11.
Deszatie jest offline  
Stary 26-10-2014, 16:29   #56
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Dewayne co raz lepiej czuł ból dochodzący do jego mózgu z odniesionych ran. Scena walki mieszała mu się z wszechobecnym pożarem w obraz piekielnej rozgrywki. Wydawało się, że w diabelskich czeluściach rozgrywała się walka między ludźmi a jakimś nienaturalnym stworem przybierającym formę wątłej kobiety.
Cieszył się jednak w duchu bo wiedział, że jakoś odpłacił się za swoje rany. Dostała pamiątkę od Casimira, którą teraz nosiła w bebechach.
-Niech ją ta kula uwiera do śmierci - cedził przez zęby starając się resztkami sił balansować gdzieś na granicy świadomości
To co działo się dalej było dla niego kolejną zbitką wydarzeń, cięć, okrzyków, widowiskowych bloków zmieszaną z krwistym od ognia krajobrazem. Powoli czuł, że odpływa. Walczył jednak by nie usnąć, nie tego nie mógł zrobić. Trzymał się swojej świadomości by tylko nie zamknąć oczu, choć było to tak kuszące...
Wtem stało się coś co kopnęło jego zmysły tak mocno, że mimo ogromu zmęczenia napływającego w jego ciało zdołał zerwać się niczym rozjuszony zwierz.
Walka zbliżała się do końca. To było widać. Nawet ta super-baba nie miała szans z piątką oponentów, których nie dało się już tak łatwo podejść bo brakowało elementu zaskoczenia. Kilka iście akrobatycznych wybryków, których dokonała prawie pod rząd tylko świadczyło o desperacji. Później nastąpił huk przekreślający wszystko. Kapitan wstał na równe nogi. Jak przez mgłę zobaczył coś...
-NIE suko! - wrzasnął tak głośno, że nawet przerażający pożar nie był w stanie powstrzymać jego głosu - Jeszcze nie!
Dewayne błyskawicznie podbiegł do jednego ze swych korsarzy wyrywając z jego rąk szablę. Broń podniosła się wysoko nad głowę kapitana odbijając w ostrzu blask jęzorów ognia po czym nagle klinga spadła w dół kierując się na nadgarstek, w którym kobieta trzymała kordelasa.
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 26-10-2014, 21:07   #57
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Huk i to co stało się po nim jednoznacznie zakończyło walkę. Po ciele szlachcica spływał pot i krew. Jego kapelusz z obciętym rondem właśnie był trawiony przez płomienie. Udało im się pokonać tego demona w skórze kobiety. Jeden spalony kapelusz nie był wysoką ceną. Ciało kobiety osunęło się z pnia na któryy podstępem zwabił ją Richard. Sam szlachcic do końca nie był pewien czy nie jest ranny. Nie czuł bólu, ale pamiętał jak jako młodzianin w jednym pojedynku przeciwnik przebił jego lewe ramię rapierem. Adrenalina pozwoliła mu walczyć bez wytchnienia przez kolejne kilka minut. Wygrał wtedy, a ból poczuł dopiero gdy podszedł do dziewczyny o której honor walczył, by powiedzieć jej,że zwycięzył. Zabawne, bo teraz nie tylko nie był w stanie wymienić jej imienia, ale nawet nie potrafił przypomnieć sobie jej twarzy. Jednak kilka lat temu porzucił awanturnicze życie. Nie wdawał się w pojedynki, nie uganiał za szlachciankami, które lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Albo raczej lgneł do bogactwa jego rodziny. Błysk płomieni odbijający się w szerokiej szabli leżącej w błocie wyrwał go z zamyślenia. Hanzytka chciała popełnić samobójstwo.
- O nie, tak łatwo nie uciekniesz - Richard odbił się od pnia drzewa i skoczył na leżącą w błocie zabójczynię. Rapier wzniesiony do ataku wycelował w przedramię dziewczyny, tak żeby przyszpilić jej rękę do ziemi. Kątem oka zobaczył kapitana korsarzy, który również dobiegał do nich ze wzniesioną bronią. Richard miał tylko nadzieję, że nie chce ściąć głowy ich niedoszłemu więźniowi.
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 27-10-2014, 14:19   #58
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację

Denis wykorzystał czas przerwy, lawirując między grupami arystokratów. Większość ze szlachty stała wyprostowana, trzymając się pozbawionych emocji manier. Rozmawiali półgłosem, aczkolwiek niektórzy, szczególnie po kilku szklankach ponczu, dyskutowali bardziej zawzięcie. Owi dandysi żywo wręcz gestykulowali, zauważalnie podnosili głosy. Wtedy zawsze znalazł się ktoś, kto odwracał się i ostentacyjnie przykładał palec do ust.
Uwaga Arcona nie skupiała się na dysputach oscylujących wokół sztuki. W morzu słów próbował wyłowić dwa charakterystyczne nazwiska. Plotki, jakie doszły jego uszu, były w większości zapełnione informacjami o salonowych aferach. Poczucie cynizmu, jakie towarzyszyło ich opowiadaniu, uświadczyło że klasy wyższe nie były tutaj bardziej wysublimowane od zwykłych mieszczan.
Także skupiska kobiet wynosiły ze swych okręgów mało wartościowe informacje. Głównie dotyczyły one mody. Nie padło również nazwisko Coopera. Wyglądało na to, że młodzian przebywał w mieście zwyczajnie zbyt krótko.
Minął dłuższy czas, nim uwagę Denisa zwrócili dwaj sędziwi panowie. Pierwszy miał na sobie długi, nieco przykurzony płaszcz oraz wysoki cylinder. Drugi nosił przyciasną, czerwoną koszulę oraz narzuconą nań kamizelkę. Wspierał się na długiej lasce z mahoniową gałką w kształcie lwa. W dyskusji stanowił stronę bierną. Zadawał krótkie pytania lub po prostu przytakiwał. Po rysach twarzy można było poznać, iż obydwaj zostali wysoko urodzeni. Pomimo tego, zdecydowanie nie starali się być pokazowo wytworni niczym większość publiki. Stali pod obrazem przedstawiającym sam teatr, byli dość rozluźnieni, ich ruchy pozostawały swobodne. Posiadali szerokie okulary mające wkrótce zastąpić tradycyjne, teatralne lornetki. Teraz przewiesili je na czoła.
- Czego może tutaj szukać? Od kiedy w ogóle ktoś taki jak Ferat zajmuje się bydłem?
- Widzisz mój drogi. Nie o to rzecz się rozbija. Chodzi o trop. On czegoś tu szuka.
- Więc twierdzisz, że warto go obserwować? Przecież ten człowiek to zwykły dureń.
- Nazwałbym go pożytecznym idiotą. Ale tak. Ma coś ciekawego w garści, zapamiętaj sobie moja słowa.
Dwójka zaraz zmieniła temat. Denis podsłuchał ich jeszcze trochę, jako że nie zdawali się być przesadnie napuszeni, co było tutaj swoistym zjawiskiem.
- ...dwieście osiemdziesiąt metrów?
- Dwieście osiemdziesiąt pięć, jeśli mamy być dokładni.
- To w ogóle możliwe?
- Wiesz, technika idzie do przodu. Facet może pozwolić sobie nawet na “Siebera 200”. Za coś takiego da radę kupić sobie pięćdziesięciu czarnuchów z Serpens.
- Yhm. Podobno ten cały Enzo wkrótce zaginął.
- Mój przyjacielu. Jesteś mi miłym towarzyszem, ale jakże nieuważnym.
- Nie każdy ma tyle czasu, by lawirować na salonach i wiedzieć wszystko o wszystkich.
- Już dobrze. Po prostu prasa omija pewne wzmianki. Kiedy Castelari pobił rekord, chciał wygłosić przemówienie. Doszło do jakichś przepychanek.
- Jak to się ma do siebie?
- O to, mój miły, że gdybyś miał do przekazania kontrowersyjną prawdę, nie ma lepszej okazji niźli publiczne oświadczenie. Sam zobacz. Oczy świata są skierowane na ciebie, na miejsce przyjeżdża multum urzędników i ważniejsze media. Tymczasem mowę Castelari’ego brutalnie wręcz przerwano, a on sam wkrótce gdzieś zniknął. Dodaj sobie dwa do dwóch.
W tym właśnie momencie na korytarz wyszedł pracownik teatru i zapowiedział kolejny akt.

Korsarz widział okolicę w skrzących się pomrokach. Świadomość Casimira tylko niewyraźnie rejestrowała, że trafił kobietę. Jego układ nerwowy napędzany był teraz adrenaliną, która łatwo omamiała zmysły. Dopiero kres walki i towarzysząca mu ulga, w jakiś sposób otrzeźwiły mężczyznę.
Między kłębiącym się dymem ujrzał jak hanzytka ponownie sięga po jego oręż.
- NIE suko! - krzyknął tak głośno, jak pozwalało mu gardło.
Niestety, nie było nikogo dostatecznie blisko, aby przechwycić broń. W tej sytuacji pozostawało mieć nadzieję, że stojący nieopodal Richard uratuje sytuację.
Ten jeszcze przed chwilą doglądał swoje ciało, jakby nie wierząc, że pozostał nietrafiony. Raptownie jego uwaga skupiła się na ranionej. Odszyfrował jej zamiary i bez zwłoki runął do przodu, wykorzystując pniak jako punkt wyskoku. Teraz, gdy delegat był pozbawiony kapelusza, jego posklejane od sadzy i posoki włosy falowały nieskładnie w zawrotnym pędzie.
- O nie, tak łatwo nie uciekniesz. [Test Siły]
Miał zamiar przybić rękę swojego celu do ziemi, lecz szybko zdał sobie sprawę że przeszarżował. Ciął bowiem od nadgarstka, wzdłuż całej ręki, aż po łokieć. Kobieta upuściła kordelas, nie mając już siły dzierżyć go w dłoni. Nie zmieniło to faktu, że działanie La Croixa otworzyło kolejną, szeroką ranę.
Grupa mogła wreszcie przyjrzeć się pokiereszowanemu ciału kobiety. Skóra odsłaniała izolację oraz elektroniczne moduły. Ten, znajdujący się na kości promieniowej przypominał kształtem ogromnego pająka. Arachnologiczny kształt nosił rząd cyfr. Oznaczały numer i specyfikę serii.


To, co podejrzewali Richard oraz Dewayne, stało się już jasne. Postać przed nimi musiała być agentką. Implanty były na wagę złota. Hanza modyfikowała ciała swoich ludzi tylko gdy nosili stopień agenta. I to też nie byle jakiego. Wczepy posiadały różnorodny charakter. Z pewnością tłumaczyły niezwykłą żywotność oraz koordynację agresora. Moduły mogły także, dla przykładu, tłumić uczucia. Dzięki temu agentura Hanzy nie znała pojęcia trwogi. Wykluczało to również kwestionowanie poleceń Rady.
Najlepsi agenci uchodzili za ludzi nieustępliwych, jednocześnie wielu brało ich za jednostki odczłowieczone w służbistycznym znaczeniu tego słowa. Emisariusze Hanzy wypełniali rozkazy za wszelką cenę i lepiej było nie stać się podejrzanym w ich oczach. Podobnie działało to w drugą stronę. Aby coś z nich wydobyć trzeba było działać na tych samych zasadach, czyli grać ostro. Bardzo ostro.
Tymczasem czas uciekał wraz z każdą, przelaną kroplą krwi.
[Dewayne, odzyskujesz kordelas]
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 30-10-2014 o 11:16.
Caleb jest offline  
Stary 29-10-2014, 22:35   #59
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Rozmowa ewidentnie dotyczyła Ferata, ale wyczekiwane nazwisko przyćmiła wzmianka o Enzo. Dialog mężczyzn wskazywał, że sławny lurker być może odkrył coś, co na zawsze powinno pozostać poza zasięgiem ludzi albo godziło w czyjeś żywotne interesy. Cała historia prezentowała się niezwykle tajemniczo i rozbudziła w Arconie żyłkę detektywa. Choć na serpeńską milę pachniała intrygą i niebezpieczeństwem, młodzieniec widział już siebie, szukającego śladów dawnego przyjaciela. Możliwe, że nadarzy się wyborna okazja, aby trafić na czołówki gazet jako ten, który odnalazł zaginionego rekordzistę? Postanowił zanotować w pamięci najważniejsze cechy obu dżentelmenów: wygląd, barwę głosu i sposób ubioru. Każdy szczegół mógł mieć znaczenie, jeśli uda mu się dotrzeć do Lucjusza. Ci dwaj raczej nie byli jego przyjaciółmi, mimo iż nie wykazywali otwartej wrogości. Należało właściwie spożytkować zdobytą wiedzę. Ferat zapewne rad byłby z otrzymanych informacji i łaskawiej spoglądał na ich dostarczyciela. Tylko gdzie u licha podziewał się ten lekkoduch, określany jakże zaszczytnym mianem "pożytecznego idioty"? Jedno było pewne - miał wystarczająco rozumu, żeby zaszyć się w wolnym mieście... Bez planu Arcon mógłby szukać go bezskutecznie całymi tygodniami. Nie miał tyle czasu, a przede wszystkim funduszy. Życie w Rigel było kosztowne... Samo cumowanie "Nauty" w porcie, już uszczuplało z trudem poczynione oszczędności. Ferat dawał nadzieję... Nie tylko na informacje o przeszłości ojca, ale i na ciekawe zlecenie, połączone z zarobkiem. Arcon postanowił trzymać się jeszcze w pobliżu dwóch mężczyzn licząc, że ci wygadają się, zdradzając miejsce pobytu Lucjusza. Poza tym wyjście w połowie przedstawienia, skazywałoby lurkera na złośliwe komentarze i dozgonną opinię abderyty, chociaż pozornie nikt nie zwracał na niego uwagi....
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 29-10-2014 o 22:41.
Deszatie jest offline  
Stary 30-10-2014, 10:47   #60
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard wyrwał rapier z ręki zabójczyni. Rozcięte mięśnie ukazały metalowe wszczepy, którym kobieta zawdzięczała niezwykłą zręczność i szybkość. Ciekawe czy Malfloy coś powie na ich temat. Był inżynierem, choć Richard nigdy nie zauważył u niego zainteresowania ulepszaniem ludzi. Jeśli nie Malfloy, to będą musieli poszukać kogoś w Wolnych Miastach. Tymczasem klęknął przy leżącej kobiecie, podniósł jej ciało za gęste włosy i przyłożył ostrze rapiera do gardła. Teraz ona na wpół leżąc, a na wpół siedząc znajdowała się przed klęczącym za nią Richardem, zwrócona twarzą w stronę korsarzy. Choć ciało dziewczyny było poważnie pokiereszowane to szlachcic miał napięte wszystkie mięśnie. W pamięci pozostawła sytuacja gdy na pozór bezbronna dziewczyna powaliła Dewayne'a.
- Gadaj kto cię przysłał. Konkretnie. Kto z Hanzy to zaplanował. I nie waż mi się tutaj skonać!
Niestety wsparcie ze sterowca musiało odlecieć znad lasu. Latanie nad pożarem nie jest dobrym pomysłem.
- Manuela, ściągnij tu alchemika, chce żeby ją jakoś utrzymał przy życiu. - Spojrzał na rozszarpane kulami ciało Hanzytki. Obawiał się, że alchemik nie zdąży dotrzeć na czas. Dlatego kontynuował przesłuchanie.
- Dlaczego akurat my? I skoro my, to dlaczego nie zabiłaś nas? Co chciałaś osiągnąć? - wykrzykiwał kolejne pytania nie będąc przy tym specjalnie delikatny dla hanzytki. Jakoś nie miało dla niego znaczenia to, że jest ranna i jest kobietą.
 
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172