Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2014, 22:33   #41
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Płynęli do Rigel... „Nauta” śmiało cięła fale, silnik kutra przyjemnie pyrkotał. Denis wykorzystywał ten czas na prace konserwacyjne przy sprzęcie do nurkowania. Wnikliwie sprawdzał wszystkie zawory, pokrętła i uszczelki. Wiedział, że od tego zależy jego życie, nie było bowiem marginesu błędu.

Oderwał się od pracy, kiedy mijali białe jak śnieg wapienne klify. Majaczył tam zarys Narlock. Osada przywoływała wspomnienia - to do niej trafił po śmierci ojca. Tam znalazł bezpieczną przystań i nauczyciela, o jakim tylko mógł marzyć. Louis był przeciwieństwem surowego i nieprzystępnego rodziciela. Nie potrzebował wiele czasu, by zjednać sobie osieroconego krewniaka, a następnie sprawić, aby ten rozwinął swoje nieprzeciętne umiejętności w dziedzinie akwanautyki. Po latach dotarło do Arcona, że wuj po wypadku był tak samo osierocony jak on...
W pewien sposób młody człowiek uratował wtedy sens życia przedwcześnie emerytowanemu lurkerowi. W zamian otrzymał wiedzę i doświadczenie, które zaowocowało świetnymi osiągnięciami.


Widok Wolnego Miasta za każdym razem robił wrażenie. Chociaż Denis naoglądał się w życiu wiele podwodnych cudów, nie mógł pozostać obojętny wobec monumentalnego piękna. Rigel było niczym ślubna obrączka ofiarowana przez Bogów Oceanu w darze ludziom. Aby to w pełni dostrzec, trzeba by wznieść się sterowcem na słuszną wysokość i stamtąd podziwiać idealny kształt zabudowań. Niestety ludzie nie zawsze potrafią odpowiednio uszanować podarunki. Gwar, nieład i smród uświadomił mu prędko, że miasto nie różni się od szeregu innych. Czy tak samo kiedyś wyglądały dawne metropolie? Te po których ruinach stąpał w stroju lurkera? Pozostała jedynie po nich cisza i spokój. Arcon nie miał wątpliwości, że w razie kataklizmu taki sam los spotka i to, tętniące życiem, zachłanne siedlisko.

Wuj zostawił młodziana, a sam postanowił załatwić swoje sprawy. Denisowi było to całkiem na rękę. Mimo wielkiej sympatii, jaką darzył krewnego, doceniał nieliczne chwile wolności.
Przedarł się przez portowy tłum, chcąc znaleźć wytchnienie w cieniu uliczek. Nadaremnie. Omal nie stratowały go woły pędzone do przystani. Dzięki wrodzonej zręczności uniknął ich kopyt i rogów.
- Nieźle się zaczyna. – pomyślał. Mimo to po tygodniach spędzonych na kutrze, stopniowo coraz bardziej cieszył go ten pulsujący rytm miasta. Widok kolorowego tłumu mężczyzn i kobiet. Różnego stanu i majątku. Najbiedniejsi chodzili boso, najbogatsi jeździli powozami lub innymi wymyślnymi, wehikułami. Rozmaita moda, tysiące słów, także w obcych dialektach. Arcon patrzył na to wszystko, nie kryjąc fascynacji. Na straganie kupił kilka egzotycznych owoców. Do piekarni przywiódł go zapach smakowitych precli. Fontanny i soczyście barwne parkowe klomby zachwyciły jego zmysły. Wkrótce młodzieniec niemalże stracił rachubę czasu. Mało brakowało, aby Rigel pochłonęło go całkowicie... Z transu wyrwał go okrzyk chłopca. - „Kurier Oriona”! Nowy numer już dostępny! Enzo Castelari bije kolejny rekord na głębi Serpens! Rudolf Deisel patentuje nowy silnik! Kolejny zaciąg do Niebieskiej Armii!
Dalszego potoku słów już nie słyszał. Wcisnął ulicznikowi kilka drobniaków i zgarnął pachnącą świeżym drukiem gazetę...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 28-09-2014 o 22:38.
Deszatie jest offline  
Stary 02-10-2014, 12:52   #42
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
- Szykować się do zwrotu przez sztag. - Richard krzyknął. W końcu pełnił rolę kapitana na ich statku powietrznym. Sam sterowiec większość czasu latał na żaglach i sterowanie nim przypominało sterowanie żagłowką.
Z tą drobną różnicą, że nie było steru zanurzonego w wodzie. Dlatego dużo więcej pracowało się żaglami. Oczywiście rolę steru pełniło śmigło zawieszone z tyłu na obrotowym łożysku. Jednak było skuteczne bardziej gdy żagle były zwinięte. A teraz w powietrzu zależało im bardziej na prędkości niż na manewrowości.
I dlatego wykonywali zwrot na łuku o promieniu blisko kilometra, podczas gdy łódź korsarzy taki sam zwrot była w stanie wykonać na odcinku może dwustu metrów.
Mogła, ale nie zrobiła. Zamiast tego ustawili się burtą do brzegu i ostrzelali kawał lasu.

Układ kołowrotów pracował nieustannie. Dzięki takiej mechanizacji Manuela była w stanie dwoma drążkami sterowymi kontrolować wszystkie sześć żagli. Richard miał do niej pełne zaufanie, dlatego nie wydawał kolejnych komend. Zresztą zanim zdążyłby powiedzieć lewy foka szot luz, prawy foka szot wybieraj, to żagiel już dawno byłby wybrany po drugiej stronie.

- Malfloy zapewnij mi osłonę z powietrza. Nie wiem co tam masz, może jakieś ładunki zapalające? Zobacz jak ładnie korsarze skosili las. Spróbujmy go z tej strony zapalić, albo jeśli nic nie masz, to chociaż z muszkietów ostrzelać jeśli się ktoś pojawi. Ja schodzę, i chcę mieć conajmniej dwóch ochotników, żeby złapać tę Hanzytkę tam na dole. Boję się, że jeśli nasi towarzysze dotrą do niej pierwsi, to nie będzie kogo przesłuchać.
Po tych słowach szlachcic zszedł do bocianiego gniazda, a stamtąd na linie zsunął się do lasu. Kilkaset metrów przed nim za linią połamanych drzew właśnie przedzierał się oddział Dewayna. A gdzieś między korsarzami a szlachcicem była zaimplantowana zabójczyni Hanzy. Pewnie taka sama jak ta która zabiła ojca Richarda.
Delegat wyjął rapier z pochwy i ruszył powoli przed siebie. W końcu jeśli ucieka przed korsarzami, to sama do niego przybiegnie.
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 04-10-2014, 14:12   #43
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Denis miał ambiwalentne uczucia co do miasta. W porównaniu ze spędzonymi na morzu dniami, Rigel zdawało się miejscem pełnym głębokiego kolorytu. Oczywiście, najwięcej było ludzi z bydłem. Mężczyźni popędzali swoje zwierzęta, niejednokrotnie tratując prowizoryczne stragany i spychając gęste tłumy na boki. Niemniej Arcon dojrzał tu także reprezentantów szerokiej palety profesji oraz klas społecznych. Wśród nich byli spieszący do swojego cechu inżynierowie z torbami wypchanymi przez zagadkowe zwoje. Ściszonymi głosami rozprawiali między sobą o swoich sprawach. Jakiś alchemik minął ich; ten dla odmiany popędzał swoich uczniów ze skrzyniami pełnymi retort i wielkich kolb.
- Tam z tyłu! Ja ci pogadam. Patrz pod nogi bo niesiesz sto dukatów w swoich brudnych dłoniach! - nie wyglądało na to, by miał dziś dobry dzień.
Gdzie indziej kapłan Noasa wygłaszał uliczną przemowę. Święty mąż trzymał w dłoniach inkrustowaną księgę. Denis zdołał wyłowić tylko pojedyncze zdania.
- Zamknęliśmy się w swojej ignorancji! Zapominamy o potędze żywiołu! Ukorzmy się przed tym, który włada morzami!


Trudno było zignorować pewien gest kapłana. Wyciągnął on rękę ku górze, z której wystrzelił snop iskier. Tłum wokół aż westchnął. Prości ludzie uznawali to za magię. Arcon od pewnego czasu miał powody by sądzić, iż to rodzaj fortelu.
Z drugiej strony lurker nie mógł zignorować społecznego brudu, tak typowego dla każdej aglomeracji. Brzydkie prostytutki coraz zaczepiały go, starzy pijacy chlali po bramach, a podejrzani, szczurzaści osobnicy kręcili się na rogatkach. Gdyby podejść bliżej, możnaby od nich usłyszeć:
- Hej, koleżko. Potrzebujesz czegoś specjalnego?
Oderwał się od zgiełku i udał poczynić kilka zakupów. Poza egzotyczną strawą, nabył również lokalną prasę.
- „Kurier Oriona”! Nowy numer już dostępny! Enzo Castelari bije kolejny rekord na głębi Serpens! Rudolf Deisel patentuje nowy silnik! Kolejny zaciąg do Niebieskiej Armii!
To właśnie pierwsze nazwisko zainteresowało Arcona. Castelari, ten to zawsze był ambitny.
Łącznie Denis wydał [2 dukaty]. Sam znalazł sobie bardziej ustronne miejsce i otworzył gazetę.
[+ Kurier Oriona]

Casimir był w swoim żywiole. Niczym wściekły lew ryczał na swoich ludzi, aby uwijali się szybciej. Jego cel był bardzo prosty - ostrzelać cały brzeg.
- Przygotować salwę! Niech posmakuje kul!
- I raz!
Kilku z korsarzy podniosło ciężkie, osmolone kule. Przeszły z rąk do rąk, w kierunku osób wyznaczonych do obsług armat.
- I dwa!
Lufy żeliwnych, rzeźbionych dział wysunęły się z ambarazurów. Zza otworów strzelniczych słychać było podniecone okrzyki mężczyzn.
-Ognia! Na pohybel!
- TRZY!
Jęzory rozbłysków wystrzeliły w kierunku wyspy. Kilka palm zginęło się, złamało jak zapałki. Obok wzbił w górę ogromny tuman ziemi.
- Ładować! Ognia! Ładować, dalej, dalej! Cel! Pal! - Dewayne wciąż zachęcał do ataku, który był ponawiany coraz częściej i chaotyczniej.
Obserwujący to Richard aż czuł dudnienie pod swoimi stopami. Parę osób z jego załogi zasłoniło dłońmi uszy, nie mogąc już wytrzymać rwetesu. Przez huk La Croix krzyknął:
- Szykować się do zwrotu przez sztag.
Nastepnie zwrócił się do Malfoya.
- Zapewnij mi osłonę z powietrza. Nie wiem co tam masz, może jakieś ładunki zapalające? Zobacz jak ładnie korsarze skosili las. Spróbujmy go z tej strony zapalić, albo jeśli nic nie masz, to chociaż z muszkietów ostrzelać jeśli się ktoś pojawi. Ja schodzę, i chcę mieć conajmniej dwóch ochotników, żeby złapać tę Hanzytkę tam na dole. Boję się, że jeśli nasi towarzysze dotrą do niej pierwsi, to nie będzie kogo przesłuchać.
Technik pokiwał głową. Jak zwykle mówił konkretnie, bez zbędnych komentarzy sytuacji:
- Wezmę parę zabawek od Jonasa i coś się wykombinuje. Niemniej musimy uważać na wiatr, aby ogień nie rozprzestrzenił się w niewłaściwą stronę. Ta kobieta, jeśli żyje, jest już nasza.
Nie minęła dłuższa chwila jak całe wybrzeże zaczęło przypominać pobojowisko po bitwie z najbardziej zajadłą grupą piratów. Gdy ucichły ostatnie wystrzały na plaży pozostały gasnące fragmenty drewna oraz rozłupane kamienie. Kule wyżłobiły w ziemi mnóstwo otworów i wyrw.
Casimir zarządził zejście na ląd. Na to szybko zareagował Papuga.
- Uważajta kapitanie. Wiem że może stchórzyłem, ale ta kobita to nie zwykłe babsko! To diablica! - ten dalej kontynuował swoje, paniczne bajania.
- Żadna diablica. Zaimplantowana pewnie.Tak czy siak potniemy na plasterki.
Zaraz jak skończył dostrzegł, że z otwory u spodu sterowca zaczynają się rozwierać. W sumie ze środka spadły na dół trzy ładunki, przypominające duże kasety. Gdy uderzyły o ziemię, rozbłysły w ułamku sekundy i zalały otoczenie płynnym ogniem. Tak właśnie to bowiem wyglądało - coś bardziej w rodzaju magmy niż żywych płomieni. Fala gorąca zalała wschodnią część lasu, skutecznie ograniczając potencjalne manewry uciekającej hanzytce.
Dewayne wziął ze sobą pięciu ludzi. Richard dwójkę. Była to (oczywiście) Manuel oraz mężczyzna z rapierem. Nikt specjalny, ale Richard zapamiętał go jako bardziej żwawego i zwinnego od większości załogi.
Grupy scaliły się ze sobą, ruszyły w takim składzie pomiędzy płonące kontury drzew.


Wokół było aż czarno od gryzącego dymu. W lesie zapanowała ciemność niczym w nocy. Drużyna przedzierała się dalej nie bez problemów. Trzeba było stale uważać aby nie podejść zbyt blisko czerwonej łuny, która była kapryśna i zmieniała swój kierunek. Poza tym wszędobylski popiół osiadał na wszystkich, wdzierał się w oczy i nos.
- Tam jest! Suka! - ryknął Mike, wskazując na kształt przed sobą.
Za jednym z obalonych pniaków czołgała się poszukiwana kobieta. Była ranna. Nie została trafiona bezpośrednio, to było pewne, inaczej już by nie żyła.
Tak czy inaczej nie zastali jej w dobrym stanie. Sklejone krwią włosy, czarne wręcz siniaki, twarz stężona w bólu.
- Wasz majtek - wycedziła przez zęby - Nnie wiem... co wam powiedział, ale oszukał was. Proszę, musicie mi uwierzyć - wyciągnęła rękę w obronnym geście.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 04-10-2014 o 15:48.
Caleb jest offline  
Stary 04-10-2014, 15:19   #44
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Drzwi otwierały się coraz szerzej z każdą chwilą, w której przyglądał się wręczonej fotografii.
Urodą zwracała na siebie uwagę już na pierwszy rzut oka, lecz nie na długo. Najciekawsze informacje ujawniają się tam, gdzie najczęściej się nie patrzy.
Fotografia była stara, czyli kobieta już najprawdopodobniej nie żyła, lecz nie było to spektakularne odkrycie. To był wniosek tak subtelny jak sierpowy pod żebra i Lucjusz musiał to dostrzec. Jeśli nie złapał tak oczywistej wskazówki, to stał się debilem, zaś Starr natychmiast powinien od niego wyjść kończąc tracić czas. Czego nie zrobiłby nawet, gdyby faktycznie tak się stało.

Słuchając opowieści Ferata oglądał dalej.
Oprócz tego, że stara była również zniszczona w sposób charakterystyczny dla działania czasu.
Miała też zacieki, które zainteresowały Coopera najbardziej i oznaczały jedno. Została wyłowiona przez lurkerów, zaś to automatycznie podnosiło jej wartość historyczną. Nie mówiąc już o materialnej, zaś w połączeniu z wiedzą historyka i mitologa o przynajmniej dobrej renomie jeszcze bardziej podnosiło jej wartość.
Właśnie trzymał w dłoni sporo pieniędzy, a na kupkę cały czas spadały kolejne dukaty, gdyż Jacob patrzył dalej.

Podpis Margaret S. na odwrocie. Podobno na podstawie pisma niektórzy ludzie są w stanie odgadnąć charakter. Przynajmniej z grubsza. Choć kosztuje to kilka dukatów i w przypadku krótkich notek jest to zdecydowanie trudniejsze niż wtedy, gdy mamy do czynienia z dłuższą formą wypowiedzi, to inwestycja zwracała się wielokrotnie.
W tym biznesie zasady były proste - im więcej informacji, tym większa cena. Na podstawie danych płynących ze zdjęcia zapewne dałoby się oszacować okres, w którym powstało.
Może nawet dałoby się określić kim była.

- Wygląda na to, że to zdjęcie pewnej aktorki, która żyła w starym świecie. Wyobrażasz sobie? Była idolką mas, których domy stoją na dnie morza - mówił Lucjusz, zaś Jacob czuł się tak, jakby tamten dorzucał na dłoń gościa całe garści dukatów.

Wyglądało na to, iż faktycznie Ferat prawie maksymalnie podniósł wartość tej fotografii. Niewiele pozostało danych mogących zostać odkrytymi przy danych zawartych na jednym kawałku papieru.
Miał jednak coś jeszcze, ponieważ prostym, choć dość ryzykownym sposobem na zarobek jest...

- Za każdy fant związany z kobietą daję lurkerom podwójną cenę.

... kolekcja powiększająca drastycznie ilość danych do sprzedania. Tu zaczynał się hazard. Łatwo utopić całe fundusze na przedmioty związane z pewnym konkretnym znaleziskiem. Choć początkowo można łatwo rozpoznać przedmiot niepasujący do zbioru, to później, wbrew pozorom jest już tylko trudniej. Ilość odnóg staje się trudna do ogarnięcia umysłem, zbiór poszerza się coraz bardziej i wszystko zaczyna pasować. Pozornie i rzeczywiście jednocześnie. Rzeczywiście, ponieważ zaliczają się do zbioru znacznie szerszej koncepcji, a pozornie dlatego, że nie należą już do pierwotnych poszukiwań. Od osoby do zawodu.
Oczywiście byli też idioci, którym pomieszało się we łbach i stracili umiejętność rozpoznawania, a wtedy to wszystko już im pasuje. Pół biedy jak wiedzą, że przestali wiedzieć. Jak nie wiedzą, to koniec.

Jacob przez chwilę zastanawiał się czy przybył tu, by odsiać przedmioty związane z Margaret od tych z nią nie związanych, lecz odrzucił teorię natychmiast. Pokój Lucjusza to graciarnia, ale nie było w nim szczególnego nagromadzenia rzadkich znalezisk. Tu był po prostu burdel.

- Jeden poławiaczy z nich wręczył mi coś takiego - powiedział Lucjusz pokazując metalowe pudełeczko. Kolejne informacje.

Było bardzo stare. Zaśniedziałe i pordzewiałe miejscami. Zwrócił uwagę na ciekawe ozdoby na nim umieszczone, zaś po otworzeniu powietrze wypełniła przygnębiająca muzyka dobiegająca z uruchomionej pozytywki. W jej wnętrzu obracała się w tańcu szklana kobietka.

Cooper odwrócił pudełeczko.
- O! - odezwał się pierwszy raz słuchając do tej pory tego, co miał do powiedzenia jego znajomy.

Tego się nie spodziewał. Kątem oka zobaczył dedykację, ale uciekła ona na dalszy plan w obliczu zaledwie trzech, malutkich, tak wiele znaczących literek.

CUI

Craftsmen United Incorporation - spółka, która miała funkcjonować w mitycznym Yarvis.
Historycy uważali, że to miejsce nie istnieje. Problem w tym, że większość historyków to imbecyle o móżdżku mniejszym niż ziarnko grochu. Co im powiedzą, to sprawdzą w księgach. Co przeczytają w księgach, w to uwierzą i nawet do tych pustych główek im nie przyjdzie, iż te źródła, które mają mogą być zafałszowane.
Poza tym zdecydowanie mniej było historyków-mitologów z prawdziwego zdarzenia. Tych myślących ledwie garstka, zaś na ich czele znajdował się właśnie Jacob. Niezależnie od tego czy tamci zdawali sobie z tego sprawę, czy też nie.

- Sprawdzałeś autentyczność? Przede wszystkim tego - popukał delikatnie w trzyliterowy napis.

- Sprawdzałeś czy ktoś przypadkiem nie dorobił tych napisów i nie postarzył ich?

Jeśli szacowany okres wytworzenia pozytywki zgadzał się z okresem wykonania grawerunków, to mieli w dłoniach coś, co mogło być potwierdzeniem istnienia Yarvis.

- Gdzie to wyłowiono? Kto to wyłowił?

Jeśli Yarvis by istniało, to zarówno Cooper jak i Ferat zapisaliby się na kartach historii. Tej prawdziwej. Na inną Starr mógł się jedynie wysikać.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 05-10-2014, 20:03   #45
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Denis nie przyłączył się do zbiorowego westchnienia tłumu. Kapłan, czy też może szarlatan, nie mógł zadziwić go żadnym pokazem. Przypominało to raczej jarmarczną sztuczkę. Gdyby obserwatorzy wyraźniej przyjrzeli się mężczyźnie, dostrzegliby sprytne oszustwo. Widzieli jednak tylko tego, kogo chcieli zobaczyć - charyzmatycznego sługę żywiołu... Co do wypowiedzi kapłana o ludzkiej ignorancji, lurker zgadzał się z nią całkowicie. Tyle, że nie miał złudzeń, że sytuacja kiedykolwiek się zmieni i nastąpi opamiętanie. Faszerowanie ciał implantami, podstępne wojny, wszechobecne zdrady i knowania, chęć zysku za wszelką cenę, kosztem słabszych. Wszystkie te choroby trawiły populację. A w tle czaiła się jeszcze nieuleczalna zaraza z Andromedy... Był pewien, że jeśli zapuka do drzwi Wolnych Miast, znacznie wzrośnie tam liczba kapłanów, gdyż spanikowani ludzie okażą się najłatwiejszym celem. Będą szukali słów dających nadzieję i z całą pewnością otrzymają je podczas płomiennych kazań. Szczerze wątpił, że dadzą im one ocalenie...

Przysiadł na ławce w parku i przyjrzał zakupionej gazecie.



Nagłówki podziałały na jego wyobraźnię.

W zasadzie jeden z nich... Castelari... przekraczał wszelkie ludzkie ograniczenia. Denis był pewien, że jego dawny przyjaciel eksperymentował z implantami. Tłumaczyłoby to takie porażające wyniki. Skromny rekord Arcona, wynoszący 236 metrów, już dawno odszedł w zapomnienie, chociaż nadal dawał wysokie miejsce w tabelach. Młody lurker wycofał się z tego wyścigu, który mógł się skończyć tylko w jeden sposób... W chwilach takich jak ta, żałował decyzji i był gotów podjąć szaleńczą decyzję o powrocie do współzawodnictwa. Wnet jednak przychodziło opamiętanie i zwyciężał zdrowy rozsądek. Mimo to Denis nie porzucił nigdy do końca myśli o podjęciu takiej próby. Musiałaby być jednak motywowana specjalnymi okolicznościami i czemuś służyć. Tylko to częściowo usprawiedliwiłoby podjęcie ogromnego ryzyka.

Zresztą możliwe, że Enzo już płaci cenę za szalone nurkowania. Z artykułu wynikało, że zaginął na morzu Quard... A może celowo ukrył się, chcąc tylko wzbudzić sensację wokół swojej osoby? To było wielce prawdopodobne.

Pozostałe wieści nie zainteresowały go aż tak bardzo. Hanza zbroiła się, cóż w tym zaskakującego? Mogliby te fundusze przeznaczyć na szczytniejsze cele. Deisel i jego patent wpisywał się, co prawda w potrzeby epoki, ale nie wierzył, że wynalazcy uda się prędko przełamać monopol parowych gigantów. Przekartkował periodyk, licząc, iż może natrafi na jakąkolwiek wzmiankę o Feracie, jednak były to daremne oczekiwania.

Bicie ratuszowego zegara, uświadomiło mu, że jest spóźniony. Zwinął czasopismo w rulon i szybkim krokiem udał się w umówione miejsce. Był pewien, że wuj Louis nie będzie się gniewał i wybaczy swemu krewniakowi brak punktualności...
 
Deszatie jest offline  
Stary 07-10-2014, 11:42   #46
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Na Denisie sztuczka kaznodzieji nie zdawała się robić wrażenia. Kazanie uważał za całkiem rozsądne, ale samo efekciarstwo było w jego oczach zbędne.
Arcon oddalił się od tłumu i rozpostarł w rękach gazetę. Od razu przeszedł do artykułu o dawnym kompanie. Enzo nigdy się nie zatrzymywał i wciąż udowadniał, że neguje wszelkie ograniczenia. Na jednym ze zdjęć mężczyzna stał na dużej łodzi, podnosząc ręce w geście triumfu. Od pasa w górę był wyswobodzony z kombinezonu, toteż czytelnik mógł zauważyć podskórne zgrubienia na klatce piersiowej. Ich natura była więcej niż oczywista.
Wkrótce Denis dokończył lekturę, po czym uznał, że czas wracać. Nie dowiedział się wiele, ale wciąż pozostawał mu wuj. Lurker wrócił do portu, gdzie Louis już na niego czekał. Właśnie nabijał do fajki świeżą porcję tytonu, jak dostrzegł w tłumie swojego siostrzeńca.
- Ejże! Tutaj.
Trzasnęła zapałka. Starzec pociągnął z ustnika.
- Pokaż, co tam trzymasz. Trochę świeżej prasy, co?
Louis wziął do rąk kurier i zmrużył oczy.
- Cholerę naczytam bez okularów. Enzo C-A-S-T-E-L-A-R-I - wygłoskował z trudem - czy to nie ten chłopak, z którym się kiedyś kumaliście? Boże wszystkich mórz, pamiętam jakby to było wczoraj. Pozwól, że dam ci radę. Nie pozwól, aby kierowała tobą zazdrość. Ktoś, kto nurkuje tak głęboko, sięga do bardzo niebezpiecznych rejonów - tutaj Louis osobliwie zamilkł - Popytałem paru wilków morskich o Ferata. Nic o nim nie wiedzą, ale portowe em, białogłowy widziały niejakiego Jacoba Coopera. Żadna kobieta nie przejdzie obok niego obojętnie i tu tkwi nasz atut - trudno mu się wtopić w tłum.
Jacob Cooper. Denis kojarzył to nazwisko, choć mgliście.
- To znajomy Ferata, więc nie sądzę, że jego obecność tutaj to zwykła koincydencja. Chłopak pływał swego czasu aż na Serpens, gdzie badał mitologię tamtejszych ludów. Młoda krew, ale niezwykle ambitna. Jeśli i on tutaj jest, Ferat kroi coś ciekawego. Wciąż jednak nie wiem gdzie jest ani jeden, ani drugi.

Jacob przyglądał się zdjęciu, a kolejne informacje dotyczącego fotografii tylko nasycały jego wyobraźnię.
Mógł nazwać Ferata różnorako, ale pozostawało faktem, iż ten człowiek nie zatracił umiejętności dedukcji. Wszakże sam Starr zdawał sobie sprawę z trudności magazynowania racjonalnych dowodów. Oczywiście, Lucjusz posiadał także multum niepotrzebnych bibeltów. Ten człowiek już tak miał: z jednej strony targała nim pasja odkrywcy, z drugiej odznaczał się roztrzepanym charakterem. Summa summarum ów chaos jednak owocował.
Pierwsza, żywa reakcja Coopera odnosiła się do pojawienia w jego rękach dużej pozytywki. CUI. Craftsmen United Incorporation. Yarvis. Skojarzenia posypały się już kaskadowo i wniosek był nader oczywisty.
- Sprawdzałeś autentyczność? Przede wszystkim tego. Sprawdzałeś czy ktoś przypadkiem nie dorobił tych napisów i nie postarzył ich?
- Byłem u chemików. Znam tam parę osób, które za dodatkową garść lub kilka garści dukatów, trzymają gębę na kłódkę. Zawsze. Z lewej strony metal ma nieco inny kolor, widzisz? Efekt spatynowania. Po długim czasie każdy tego typu materiał zmienia swoją barwę. Jest to zabieg nie do podrobienia. Gdyby dla efektu użyć farby, rzecz byłaby dziecinnie prosta jeśli chodzi o wykrycie. Co do tych napisów. Na całej ich szerokości rozciągają się mikroskopijne pęcherze. Załóżmy, że ktoś wyrył je względnie niedawno. Dajmy na to, na przestrzeni wieku. Warstwa czcionki wciąż pozostałaby gładka. Podrobienie tak małych rowków jest wykonalne bodaj tylko na Xanou. Tymczasem żółtki mają zbyt bogaty sprzęt, co by marnować go na jednostkowe fortele.
- Gdzie to wyłowiono? Kto to wyłowił?
- Lurker Enzo Castelari. Ten od rekordu.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 07-10-2014 o 13:38.
Caleb jest offline  
Stary 07-10-2014, 22:17   #47
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Tak, Enzo zdecydowanie należał do tych osób, które wiedziały jak ukazać swoje tryumfy. Na zdjęciach pozował niczym aktor, eksponując przymioty ciała.



Arcon nie mógł pochwalić się tak atletyczną budową, ale nie miało to znaczenia. Mięśnie pod wodą nie odgrywają decydującej roli. Dużo ważniejsze są płuca i... głowa. Umiejętność kontroli swego ciała pozwalała przekraczać granicę wytrzymałości. Denis słyszał o legendarnych mistrzach z Xanou, potrafiących zatrzymać oddech na dwa kwadranse i dłużej... Rekordowe osiągnięcie młodego lurkera wynosiło niecałe 10 minut...

Ocean był kiedyś kolebką ludzkości i pozostały po tym ślady. Dlatego ludzkie ciała reagowały obniżeniem tętna przy zanurzeniu. Serce biło wolniej u wszystkich ssaków, a krew gromadziła się w najistotniejszych organach. Organizm wchodził w tryb oszczędzania zasobów. Nazywano to "odruchem nurkowym". Zjawisko to zachodziło podczas nurkowania bez jakiegokolwiek sprzętu. Denis zdobył tę wiedzę z podręcznika doktora Morisa Laurenta, który wnikliwie przebadał faunę oceanów, oraz znaczną liczbę lurkerów...


***

Wuj Louis z nieodłączną fajką i świeżym zapasem tytoniu, pierwszy wyłowił go z tłumu. Zręcznie podebrał gazetę młodzieńcowi i pykając z cybucha, wolno literował znajome nazwisko. Denis po raz kolejny poczuł ukłucie zazdrości i szczyptę gniewu. Nagle zapragnął, by to o nim pisano w "Kurierze Oriona", ponieważ nie czuł się gorszy od Enzo...

Starzec, jakby mimowolnie odczytał uczucia malujące się na twarzy krewniaka, zaserwował mu pogadankę o zgubnych skutkach zazdrości. Arcon tylko pokiwał głową, ale wnet ochłonął, kiedy po dłuższej pauzie, pojawił się temat osoby, która przywiodła ich do Rigel. Ladacznice okazały się najlepszym źródłem informacji. Lurker w duchu pochwalił spryt staruszka, choć sam nie wpadłby na taki pomysł, a nawet jeśli, to do jego realizacji chyba zabrakłoby mu śmiałości.
- Jacob Cooper... - powtórzył na głos, zamyślony. Jakaś kobieta, przechodząca obok, uśmiechnęła się na dźwięk tego miana, a jej usta wyrażały zadowolenie niczym przy wytrawnej pieszczocie...
- To znajomy Ferata, więc nie sądzę, że jego obecność tutaj to zwykła koincydencja. Chłopak pływał swego czasu aż na Serpens, gdzie badał mitologię tamtejszych ludów. Młoda krew, ale niezwykle ambitna. Jeśli i on tutaj jest, Ferat kroi coś ciekawego. Wciąż jednak nie wiem gdzie jest ani jeden, ani drugi.
- Młoda krew... Ciekawe, że nikt mu jej nie upuścił... Jeśli lubi amory z pewnością trafił się już niejeden zazdrosny mąż... no ale to może dowodzić tylko jego sprytu i inteligencji. Nie wiem czy słusznie łączymy go z Feratem... - spojrzał na wuja, ten nadal spokojnie ćmił fajeczkę. Starzec wyraźnie miał nosa do takich spraw, należało więc zdać się na jego doświadczenie...
Dokąd taki przystojniak wyruszy podczas pierwszej nocy w Rigel? - zastanawiał się Denis. Do salonu jakiejś damy? Palarni opium? Teatru...? Chwycił się tej ostatniej myśli, a przed oczami stanęła mu intrygująca twarz z portretu...
- Wuju Louisie, co grają dziś na deskach największej sceny w Rigel?!
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 08-10-2014 o 06:45.
Deszatie jest offline  
Stary 08-10-2014, 13:21   #48
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
- Wasz majtek - wycedziła przez zęby - Nnie wiem... co wam powiedział, ale oszukał was. Proszę, musicie mi uwierzyć - wyciągnęła rękę w obronnym geście.
Dewayne nie zawahał się, dalej pewnie szedł w kierunku hanzytki z dłonią mocna zaciśniętą wokół kordelasa, mimo że jej słowa w jakiś sposób go ukuły.
Cholerne zwątpienie, diabelna kobieta potrafiła je siać jak prawdziwy demon... ale czy to była zasłona dymna? Manipulacja? Zręczna socjotechnika, która grała na emocjach i myślach tak mocno, że aż traciło się kontakt z rzeczywistością? Czy ta zakrwawiona i przerażona kobieta mogła działać na niego jak na marionetkę?
Casimir aż potrząsnął głową żeby zrzucić z siebie te myśli bo bał się ich bardziej niż perspektywy walki z legendarnym Duru, krakenem mającym pożerać statki u wschodnich wód Serpents. Ostatnią rzeczą na jaką może sobie pozwolić kapitan korsarskiego statku to zwątpienie, niepewność i brak jaj w podejmowaniu decyzji. O ile Dewayne czuł, że mógłby teraz pokierować Black Betty do otwartej walki z Duru albo nawet całą pieprzoną armią hanzy to w przypadku tej podłej baby znowu miał wątpliwości...

Kapitan odgarnął nadpalone liście, którymi przykryta była kobieta. Mocno złapał ją za gardło i podniósł do góry tak łatwo jak podnosi się szczeniaka żeby obejrzeć go sobie w pełnej okazałości. Oczy hanzytki drgnęły a wargi lekko ruszały się ledwo wypuszczając z siebie cichutkie zdanie:
-Dusisz mnie...
Casimir mocniej ścisnął jej grdykę.
-Taki miałem zamiar! - jego ręka poszybowała jeszcze wyżej tak że teraz kobieta bezwładnie machała nogami w powietrzu - Kto Cię nasłał! Gadaj chędożona dziwko to może twoja śmierć będzie szybka!

Kiedy wątła figura hanzytki skąpała się w łunie piekielnego pożaru Dewayne znowu pomyślał o tym samym co wcześniej. Kim był Papuga? O ile dobrze pamiętał chłopak był zwykłym przybłędą, którego zgarnęli w przypadkowym porcie. Nawet nie mógł sobie przypomnieć, w którym konkretnie, tyle ich było... Z drugiej strony to nie był żaden zarzut. W świecie piratów i korsarzy bycie przybłędą z bezimiennego portu to akurat norma, gorzej że ciężko weryfikuje się przeszłość ludzi, którzy jej nie posiadają.
Casimir nigdy nie gadał z chłopakiem, nie wypytywał się, nie miał nawet zdania na jego temat. Wydawało mu się, że Hegel lepiej go poznał i skoro nie zgłaszał uwag to kapitan wziął to za dobrą monetę. Jedyną rzeczą jaką pamiętał na temat Papugi (oprócz przezwiska) było to, że Hegel określił go mianem 'dobrego kandydata na korsarza'. Żaden to komplement bo znaczy wszystko i nic...
Czy to możliwe, że ktoś go podstawił? Skoro Dewayne mógł uwierzyć, że ta wątła kobitka, którą dusił jedną ręką tak łatwo jakby trzymał w niej nie człowieka a na wpół opróżnioną butelkę wina, była zawodową zabójczynią zdolną do zabicia kilku krwiożerczych ludzi morza a nie zwykłą, wypachnioną dziewką z hanzyckiego dworu to dlaczego nie miałby uwierzyć, że Papuga nie jest przybłędą z bezimiennego portu, pozbawionym przeszłości nikim, zwykłym adeptem sztuki piracenia, a nie zakonspirowanym skrytobójcą?
"Kurwa jego mać!" Przeklną w myślach te wszystkie spiski i podstępy na jakie mogli być narażeni. Może wpadał w paranoję, a może rzeczywiście miał w załodze szpiega? Jedno było pewne - musiał działać, a ta baba (tymczasowo przynajmniej) musiała żyć.

W głowie kapitana myśli ciągnęły się długim strumieniem, ale w rzeczywistości ledwo co oderwał kobietę od ziemi. Mięśnie na jego przedramieniu drgnęły, pojmana delikatnie jęknęła czując jak żelazne imadło mocniej otula jej krtań.
-Dobijta sukę! - ktoś krzyknął radośnie
-Mogę wydupcyć nawet jej truchło jak będzie trzeba! - kolejny korsarz puścił wodzę fantazji
-Wiedziałem że jesteś zwyrolem! - ktoś inny znów wybuchł śmiechem
Śmiali się wszyscy załoganci nawet Mike, ale kapitanowi nie było do śmiechu. Jego wzrok zbłądził gdzieś na krzewy, później dalej w lewo by w końcu trafić na Richarda la Croix, który wreszcie mógł do czegoś sie przydać.
-Gadaj! - kapitan potrząsnął jeńcem tak mocno, że aż włosy zakryły jej twarz - Nie odpuszczę! - cisnął nią o ziemię i zwrócił się do szlachcica - Nie chce gadać. Zrobimy tak jak się umawialiśmy, udamy się na wasz sterowiec i niech medyk popróbuje na niej swoje sposoby. Widać, że siłą się niewiele zyskamy.
Casimir miał nadzieję, że la Croix podłapie o co chodzi. Zresztą z tego co Dewayne zauważył od początku był zwolennikiem nie zabijania kobiety, przynajmniej nie od razu. Teraz i kapitanowi na tym zależało. Trochę pluł sobie w twarz bo miał wrażenie, że dał tej babie wejść do własnej głowy i że to wszystko to tylko znerwicowana iluzja, ale najgorsze było to, że niczego nie dało się wykluczyć od razu a jeśli miał szpiega w załodze to chciał to wiedzieć. Odizolowanie kobiety i możliwość wydobycia od niej całej prawdy była idealnym sposobem by wyjaśnić ten ambaras. Poza tym trzeba też było się dowiedzieć kto dokładnie jest odpowiedzialny za jej wizytę oraz ile i co wie.
-Dalej śpieszmy się! - podniósł hanzytkę z ziemi szarpiąc ją za włosy - Zaraz tu spłoniemy! Ja i moi załoganci idziemy z wami! - kapitan musiał już krzyczeć bo pożar był tak blisko, że płomienie zagłuszały wszystko dookoła...
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 09-10-2014 o 18:22. Powód: literówka
Volkodav jest offline  
Stary 10-10-2014, 12:38   #49
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Zdjęcie w gazecie tylko utwierdzało świetną formę Enzo. U Arcona wywołało natomiast poczucie zazdrości. Nie miał zamiaru dłużej tego roztrząsać. Zamknął trzymany w dłoniach kurier i udał się na spotkanie z wujem. Było nie było, miał tu coś do wykonania.
Senior, jak się okazało, zebrał już pewne informacje. Teraz poszukiwali dwóch osób. Co prawda Denis nie miał pewności czy należy łączyć Ferata z Jacobem. Mimo to, Louis twardo stał przy swoim.
- Młoda krew... Ciekawe, że nikt mu jej nie upuścił... Jeśli lubi amory z pewnością trafił się już niejeden zazdrosny mąż... no ale to może dowodzić tylko jego sprytu i inteligencji - skwitował Denis.
- Ot, słuszna uwaga. Nas jednak nie interesują jego miłosne podboje. W naszym zadaniu Jacob jest przede wszystkim historykiem. Kiedy ktoś nie potrafi zidentyfikować skarbu lub potrzebuje o nim informacji, on jest odpowiedzią. „Jak nie możesz czegoś załatwić, to poślij Gwiazdę”. Tak niektórzy powiadają.
Denis przez chwilę walczył z myślami. Musiał do czegoś dojść, gdyż niespodziewanie zmienił temat.
- Wuju Louisie, co grają dziś na deskach największej sceny w Rigel?!
Krewniak zdawał się być zaskoczony tym pytaniem.
- Bo ja wiem? Jesteśmy tu ledwie parę godzin. Jeśli wiążesz z tym jakiś plan, sprawdźmy.
Podróż pod teatr miejski zajęła dobre czterdzieści minut ze względu na rosnący w mieście ruch. Dwójkę kierował widok ogromnej fasady zwieńczonej dwoma wieżami. To właśnie ona prowadziła do kompleksu zbudowanego na planie sześcioboku.
Gdy obydwaj stanęli przed okazałym gmachem, ich oczom ukazał się front porośnięty gęstym bluszczem. Spomiędzy gęstej zieloności wyłaniały się zarysy łukowatych okiennic. Na podestach ustawiono symetrycznie posągi aktorów noszących różnorodne maski. Przy wejściu do teatru zaś pyszniły się kwieciem ogrody, a w ich głębi przybysze mogli dostrzec budki z baldachimem. Tam sprzedawano bilety.
Denis oraz wuj podeszli bliżej. Tutaj lurker wreszcie dojrzał to, czego szukał. Mężczyzna ubrany we frak nakręcał pudło ustawione na dużej skrzyni. Ekran wyświetlał zaśnieżony obraz. Pracownik teatru zapowiadał spektakl przez megafon trzymany w wolnej ręce.


- Poznajcie historię uczucia, które nie miało prawa się narodzić! Znużona żona inżyniera odkrywa zagadkowy wynalazek męża! Czyż możliwe, by miłość pokonała wszelkie bariery i zrodziła między maszyną a człowiekiem? Dowiedz się już dziś! Zapraszamy do Teatru Miejskiego w Rigel!

Dewayne nie dał po sobie tego poznać, ale miał wątpliwości. Z pewnością płonący las nie był dobrym miejscem do głębokich przemyśleń. Mimo wszystko sytuacja rodziła pewien paradoks logiczny. Papuga miał pewien talent do zostania korsarzem, to fakt. Wciąż jednakże pozostawał słaby i niedoświadczony w porównaniu z resztą załogi. Trudno było uwierzyć w koncepcję spisku poczynionego ze strony trzymającego się na uboczu chłopaka. Z kolei klęcząca kobieta bynajmniej nie wyglądała na zawodowego zabójcę. Właściwe, na żadnego zabójcę.
Kompani Casimira odsunęli się w półkole, gdy podszedł do rozciągniętej na ziemi kobiety. Bez problemu pochwycił ją za gardło i podniósł do góry niczym myśliwską zdobycz.
- Dusisz mnie…
- Taki miałem zamiar! Kto Cię nasłał! Gadaj chędożona dziwko to może twoja śmierć będzie szybka!
Korsarze wokół niego przekrzykiwali się, siali zamęt. O wiele bardziej spokojnie zachowywała się ekipa Richarda. Chwilowo delegat zdawał się na rozsądek kapitana Czarnej Betty.
- Gadaj! Nie odpuszczę! - nalegał Dewayne.
Gdyby wzmocnił uścisk jeszcze trochę czuł, że mógłby jej zmiażdżyć krtań. Ale tak jak mówił szlachic, martwa na niewiele by im się zdała. Najwięcej poużywaliby sobie prymitywni buchaje z jego pokładu.
[Test Siły] Kapitan miał właśnie zwrócić się znów do Richarda, a wtem poczuł ogromną falę bólu. Przepłynęła przez jego klatkę piersiową, rozchodząc się po członkach. Przez kilka bardzo długich sekund zachłysnął się powietrzem. Ciało odmówiło mu posłuszeństwa - barczysty mężczyzna zatoczył ciałem do tyłu. Potrzebował jeszcze chwili, żeby zorientować się co właśnie zaszło. [-4 punkty zdrowia]
Kobieta wisząc w objęciu kapitana zdawała się być bezbronna. W najmniej oczekiwanym momencie hanzytka naprężyła się, wymierzając potężne kopnięcie. Kolejny cios w splot słoneczny sparaliżował korsarza. Zakrawało to fizyczną niemożliwość, lecz uderzenie prawdopodobne spowodowało wewnętrzne obrażenia. Przeciwniczka była diablo szybka. Dewayne nawet nie zauważył kiedy jego kordelas wskoczył do niewielkiej dłoni [tracisz broń].
To natychmiast rozwścieczyło kompanię Casimira. Niczym dzikie zwierzęta rzucili się na niewiastę. Ta wciąż nie traciła rezonu. Dwoiła się, troiła - odpowiadała natychmiastowymi zbiciami, zasłonami i pchnięciami. Dwóch padło od razu, kompletnie nie doceniając oponentki. Rozplatane truchła spoczęły między resztą walczących. Oni już zaczęli sobie zdawać sprawę, iż wróg istotnie nie jest delikatną dziewuszką.
Tymczasem Richard szeptał coś rudowłosej kompance. W jej dłoniach spoczywał trzylufowy pistolet, który właśnie wyszarpnęła z kabury. Sam dobył swojego rapiera i wykorzystując zamieszane, począł obchodzić nieprzyjaciela bokiem. Ostatni z jego drużyny, naśladując pracodawcę, obrał przeciwległy kierunek. Wyglądało na to, że ostrzał pozostawał rozwiązaniem awaryjnym - pilot sterowca zastygła w miejscu, ciągle nie opuszczała broni.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 10-10-2014 o 15:13.
Caleb jest offline  
Stary 10-10-2014, 18:33   #50
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
-Rozwalę jej łeb - kapitan splunął krwią w trawę, którą miał pod nogami - Nigdy więcej żadnych wątpliwości... nigdy! Stój!
Casimir szarpnął jednego z załogantów. Mężczyzna prawie przewrócił się pod silnym uściskiem wilka morskiego, który nawet teraz miał dużo krzepy, w każdym razie na tyle dużo by zachwiać dorosłym człowiekiem.
-Dawaj pistolety i szable - Dewayne wyrwał bronie korsarza - Biegnij co sił w nogach na plażę. Niech trzy czwarte ludzi na lądzie rozdzieli się na dwie grupy, które będą szły w tym kierunku od północy i południa, mają uformować się w szczypce i otoczyć babsko. Ten który ją dorwie dostanie 50 dukatów i wolne od obowiązków na miesiąc! Ruszaj się! - kapitan popchnął załoganta dając mu do zrozumienia, że nie ma już na co czekać sam zaś ruszył za szlachcicem i jakoś nie mógł sobie darować trochę złośliwego komentarza:
-Jak się podoba rabowanie owsa? Spokojna i bezstresowa robota co nie?
Po tych słowach wycelował jeden z pistoletów wprost w tors zabójczyni, delikatnie ścisnął spust i huk wystrzału zmieszał się z krzykiem buchających płomieni.
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 10-10-2014 o 19:05.
Volkodav jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172