|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-04-2016, 14:39 | #201 |
Reputacja: 1 | Zafina ruszyła w kierunku oczyszczonego przejścia. Skaar zdecydowanie był w stanie wytrzymać tę chwilę zanim nie zabezpieczą teren. Jednocześnie postanowiła wykorzystać dobrodziejstwa tej groty na własny użytek. Terragenowana woda wypłynęła ze swojego leja i zawisła niczym olbrzymia półprzezroczysta breja przed jej oczami. Obejrzała się na swoich towarzyszy tuż przy zwężeniu. Lady Europe nadal wisiała pod sufitem ostrzeliwując rój na dole. Dziewczyna żachnęła się ale powstrzymała cisnące się na usta przekleństwo. Wodna macka wystrzeliła w kierunku superbohaterki strącając stwora próbującego zaskoczyć ją idąc po suficie. - To nie czas na zgrywanie bohaterów – nadała komunikat. – Wszyscy są już bezpieczni, wycofujemy się. Ruchy, ja zablokuje wyjście. Liczyła, że gruba solida ściana lodu oraz wody powstrzyma te stworzenia przed podążaniem za nimi. Zresztą w ciasnych korytarzach ich liczba nie miała najmniejszego znaczenia.
__________________ you will never walk alone |
27-04-2016, 15:40 | #202 |
Reputacja: 1 | Jack uwolniony od problemów moralnych związanych z zabijaniem kogoś, komu da się jeszcze pomóc upiekł dwóch kolejnych przeciwników. "W końcu tym biedakom można pomóc jedynie skracając ich cierpienia" - Pomyślał a zalewająca jego mózg endorfina chwilowo odsunęła tragedie tej sytuacji i inne jego zmartwienia na dalszy plan. Gdy nadeszła druga fala ładunek elektryczny kija się wyczerpał, wyższe napięcie oznaczało większe zużycie energii "Czas na trochę muzyki! Lepsze byłby te wojskowe zatyczki do uszu, choć pewnie i tak ogłuchnę od mikro uszkodzeń słuchu o ile będę żył na tyle żeby się tym przejmować... Może Pan Elixir coś na to poradzi? „- Przeszło mu przez myśl, gdy błyskawicznie zakładał słuchawki i włączył zapętloną piosenkę. Tym zrazem był to, zarąbisty taneczny numer inspirowany zamieszkami z 43 roku, który zdawał się mu pasować idealnie do obecnej bijatyki! Elektrokij powędrował na plecy a Jazzman zabezpieczywszy prowizorycznie uszy przed hukiem podskoczył do potwora z zamiarem wpakowania mu kilku kulek prosto w obleśny pysk! Raz, że było to fajne a dwa że nigdy wcześniej nie strzelał, więc wolał nie ryzykować, że spudłuje, postrzeli kogoś z drużyny albo niechcący rozbije jakieś kryształ, co mogłoby mieć nieprzewidziane konsekwencje... Istniał jednak problem, którego pędzący do przodu umysł speedstera nie przewidział a który jest plagą większości osób, które po raz pierwszy sięgają po broń: Zapomniał odbezpieczyć broni! Dla większości osób kończy się to chwilą nerwowego śmiechu na strzelnicy dla Pana Jonesa oznaczało to wgapianie się w bezoki pysk wygłodniałej bestii przy akompaniamencie pustych kliknięć bezużytecznych przedmiotów zajmujących mu obie dłonie. Przyzwyczajony do szybkiego myślenia zdążył odskoczyć jednocześnie obrócił strzelbę i pistolet, po czym za pomocą kolb rozpaćkał mózg potwora. "Nathanielu mógłbyś mi podpowiedzieć jak odblokowuje się te spluwy „ - Poprosił na szczęście telepata miał na tyle podzielną uwagę żeby wyjaśnić tą kwestie bez przerywania walki a jego wiedza nie ograniczała się jedynie do futurystycznych pukawek. Jazzman wyeliminował kilkunastu następnych oponentów strzelając z przyłożenia jednocześnie dzięki super szybkości omijając odbryzgu mózgo ołowianej zupy. Wyczerpawszy magazynki doszedł do wniosku, że nie będzie zawracać już głowy Cablowi, odłożył giwery do kabur wyjął pociski z zapasowych magazynków i rozgrzewał je pocierając z niesamowitą prędkością biegając między maszkarami i rzucając nimi w nie, co miało mniej więcej ten sam efekt, co wcześniejsze strzelanie. Po wyczerpaniu innych niespodzianek sięgnął po miecz, który wziął ze zbrojowni nie było to może takie cudeńko, jakim wywijał Skaar, ale laserowo ostrzona stal idealnie nadawała się do błyskawicznego cięcia odsłoniętych mózgów i zbytnio wyciągniętych atakujących kończyn przeciwników. Potworów było jednak coraz więcej a Jazzman zaczynał powoli czuć, że kończą mu się zapasy energetyczne z ulgą przyjął, więc rozkaz o odwrocie. "Mam komputer może da się coś z niego odzyskać? Ciał nie dam rady wynieść, ale jednak pozabieram te portfele i nieśmiertelniki tych z ONZ, jeżeli jakieś będą mieli i tyle broni oraz pocisków ile zdołam unieść w końcu poszła na to kasa Amerykańskich podatników! Wydaje mi się, że Skaar i Tancerka powinni zaczopować tą jaskinie wielometrowym kamiennym murem potem zdamy raport i niech SHIELD na spółę z Inhumans martwią, co dalej z tym bajzlem" - Nadał na łączu telepatycznym, po czym, wziął się za szabrowanie połączony z ucieczką. Ostatnio edytowane przez Brilchan : 27-04-2016 o 16:11. |
28-04-2016, 11:43 | #203 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |
28-04-2016, 12:45 | #204 |
Reputacja: 1 | Acelina patrzyła na pobojowisko. Wszędzie były zniszczone samochody i uciekający ludzie, a biedny Spider-man musiał sam sobie radzić z paroma bardzo silnymi przeciwnikami. Kobieta natychmiast postanowiła mu pomóc – była w końcu superbohaterką. Jakby znikąd pojawił się przed nią w powietrzu Zielony Goblin, celując w nią jedną ze swoich bomb. Oj, za chwilkę się zdziwi... Nie męcząc się nawet z natychmiastową zmianą stroju, Aceline ciągle w cywilnym ubraniu wystrzeliła w powietrze, celując w głowę Goblina swoją super-potężną pięścią. Miała ochotę zając się wszystkimi wrogami, ale Goblin był pierwszy. |
01-05-2016, 20:08 | #205 |
Reputacja: 1 | Po akcji - Skąd ich tyle tam było? Czy to wszystko byli ludzie? Jeżeli tak to ile czasu to przeklęte miejsce przyciągało do siebie niewinny? – Spytał po wybiegnięciu z jaskini, choć tak naprawdę wolał nie znać odpowiedzi na te pytania. Nie przeszkadzało mu oschłe podejście agentów „Fury dziękuje” wraz ze świadomością, że pomógł obronić ludzi przed przemianą w potwory a rodzinom poległych dać trochę pocieszenia zupełnie mu wystarczały. Majsterkowania ciąg dalszy oraz inne sprawunki. Wszyscy byli zajęci sobą nawet Skaar gdzieś zniknął, lecz brak sparingpartnerów nie oznaczał, że Jack zaniedbywał trening. Oprócz ogólnych ćwiczeń cardio, lżejsze ciężarki dla utrzymania formy oraz męczenie manekinów treningowych za pomocą kija i miecza. Odwiedził rodzinę pomógł przy sprzątaniu w domu a ojciec podpowiedział mu jak rozwiązać jeden z problemów, który napotkał przy projektowaniu ładowarki do elektrokija, ponieważ chłopak postanowił obłożyć cały kostium elektrodami żeby móc porazić wroga, który go złapię. Staruszek z zawodu mechanik podpowiedział, jakie zmiany należy wprowadzić w projekcie był nawet dumny, że jego syn tak dobrze sobie radzi z zagadnieniami powiązanymi z mechaniką. Jones po raz pierwszy od dłuższego czasu widział w oczach starego dumę znaczyło to dla niego bardzo wiele. Ostrzegł ich, że powinni na siebie uważać, bo przez jego pracę mogą się nimi zainteresować niebezpieczni ludzie, najlepiej niech mówią, że nie wiedzą gdzie teraz jest. Ładowareczka do kijka wymagała jeszcze sporo pracy ale jak wykazała misja w jaskini może okazać się potrzebna wprzyszłości. Dzień wolny z niespodzianką. Czasami nawet najszybsi muszą zwolnić Jazzman postanowił zrobić sobie przerwę od pracy i treningu. Wcześniej obejrzał sobie ponownie „Maskę” z Jimem Careyem a teraz pykał sobie parę rundek w Tekkena. Zupełnie nie spodziewał się gości, ale wypadało pójść i zerknąć, o co chodzi… - Oh shit! - Powiedział na widok gościa z pomocą, którego zniszczył sobie życie, gdy minął pierwszy szok zniknął z pokoju przy użyciu super szybkości, aby po chwili stanąć przed Tomasem w pełnym rynsztunku z elektrokijem w dłoni - Patrzcie, kto mnie odwiedził! Duch przeszłych świąt... Wiesz, Tommy-boy zwykle zaciekle bronie praw obywatelskich, ale dla ciebie jestem wstanie zrobić wyjątek - Nacisnął przycisk a przez kij przepłyną ładunek elektryczny - A teraz stary druhu podaj mi jeden dobry powód, dla którego miałbym nie trzepnąć cię kijem przez łeb a potem zawołać moich nowych znajomych, którzy wyciągną z ciebie wszystkie sekrety i pomogą mi rozpierdolić całą twoją operacje? Mam układ z glinami, więc mogę tylko skorzystać, jeżeli im ciebie dostarczę tak naprawdę to miło z twojej strony, że sam do mnie przychodzisz - Oznajmił z wrednym uśmiechem. Oczywiście był to w dużej części blef, bo nie miał pojęcia jak reszta Avengers zareaguje na tą sytuacje ani dla kogo pracuje jego ex kumpel. - Whoa, whoa, coś taki nerwowy? - Sam uśmiechnął się szeroko, unosząc ręce na wysokość barków. - To ja tu przyjechałem w geście dobrej woli i chęci pojednania, a ty tak witasz starego ziomka? Odłóż to, zanim komuś stanie się krzywda, Jack. - Skinął głową na kij, przez który przebiegały wyładowania. - Pogadajmy jak ludzie, co? Chyba nie chcesz mnie sprzedać glinom? Miej wgląd na stare czasy, człowieku. - Komuś stanie się krzywda? Bitch plizz w ostatnim miesiącu walczyłem z demonami, Doktorem Doomem i stukniętym magiem z innego wymiaru jak myślisz, komu może stać się krzywda? I o jakich starych czasach mówisz? Czyżby o tej cudownej chwili, gdy groziłeś śmiercią mnie i moim bliskim? Czy o starych czasach, kiedy wysłałeś mnie po niebezpieczne toksyczne materiały, które o mało mnie nie zabiły? Przez które potem wylądowałem na RAFT?!! Potrzebowałem kasy a ty miałeś władzę i to wykorzystałeś! Nie wiem ilu ludziom wspólnie zrujnowaliśmy życie dillując dragi, ale ja spłacam swój dług wobec społeczeństwa! Najwyższa pora żebyś ty zrobił to samo a skoro teraz to moje jest na wiechu pozwól mi ziomuś, że pokarzę ci jak bardzo jestem ci wdzięczny za twoją pomoc... - Powiedział i już miał ochotę popieścić go prądem po żebrach jednak w porę się opamiętał - Hmm, nie to nie przejdzie jesteś czarny, antyherosowi politycy zrobiliby z ciebie męczennika a mi by pewnie odwiesili wyrok, bo to byłaby napaść. Może chcesz mnie zaatakować pierwszy, co? Niee wiele rzeczy o tobie można mówić, ale głupi nie jesteś a w samoobronne nikt by nie uwierzył PRowy koszmar dla ekipy - Jazzman westchnął niezadowolony i odwiesił broń na plecy. - Czego chcesz? Kasy ci nie oddam, bo śledzi mnie SHIELD na pewno by wykryli jakbym wznowił z tobą kontakty i pomagał w działalności przestępczej. Chata i cała reszta są całkiem niezłe ale to złota klatka jak chcesz to właź do środka chcesz coś do żarcia albo chlania ? - Spytał, po czym, odsunął się od drzwi jakby nie groził przed chwilą rozmówcy - Mam problemy z kontrolowaniem emocji, efekt uboczny tego cholernego gazu, którego się przez ciebie nawdychałem... Sorry? Pracuje nad tym - Powiedział bez przekonania. - Wiem, że nie byłem fair, ale ludzie się zmieniają, tak? Możesz mieć do mnie jakiś żal, czy coś, ale chyba sam fakt, że się tutaj pojawiłem świadczy o tym, że chcę, żeby między nami było dobrze. Nie chcę żadnych problemów, chcę się pogodzić. Chodź wyskoczymy gdzieś na miasto na jakieś żarcie i piwko, jestem przy kasie, więc stawiam. Jak na początku znajomości, gdy jeszcze pieniądze nas nie poróżniły, ok? Co powiesz, ziom? - Sam wyciągnął otwartą dłoń. - Co było, minęło, najważniejsza jest przyszłość i to, co z nią zrobimy. Ja nie lubię sobie robić wrogów, zwłaszcza wśród Avengers. - Uśmiechnął się lekko. Uścisnął wyciągniętą rękę - No, dobra sorry za ten wybuch tak jak mówiłem problemy emocjonalne ten mutant, co mnie ustabilizował nie dał rady usunąć wszystkich efektów ubocznych a zanim mi pomógł to umierałem w przyspieszonym tempie od tego twojego gazu, No i byłem na ciebie wnerwiony za to wszystko zresztą daj mi pół minuty na przebranie - Poprosił, po czym przy użyciu super szybkości założył workowate spodnie i nowy długi płaszcz w stylu matrixa. To były pierwsze nowe ciuchy, które kupił sobie od dłuższego czasu miały tą zaletę, że dało się pod nimi ukryć kostium i broń. Ostatnio, gdy wyszedł na pizzę spotkał Doombota, więc wolał się nigdzie nie ruszać bez miecza kija i kostiumu, choć z oczywistych powodów musiał zostawić hełm. Po drodze podskoczył jeszcze do Victorii zawiadamiając, że wychodzi - W razie potrzeby będę pod telefonem - Obiecał. - Wygląda na to, że będę musiał spowolnić się do twojego tempa chyba, że pozwolisz mi się wziąć na ręce... No, homo. Po prostu byłoby szybciej a ostrzegam cię, że ja jem, duużo więc mógłbym ci, chociaż zaoferować przejażdżkę... Kurdę znów wyszło dwuznacznie! - Jack zaczerwienił się jedno, co się od czasów wypadku nie zmieniło to jego długi język, który zawsze wpędzał go w kłopoty - Krótko uczciwie ostrzegam: Hipermetabolizm, gdzie chcesz pójść? Będzie szybciej jak nas podrzucę - W sumie to wolał takie rozwiązanie dobrze wiedział z własnego doświadczenia, że jak się trafi do systemu więziennego to praktycznie nie można się z niego wydostać ani dochrapać się normalnego życia, więc cieszyło go, że Tommy chcę wyjść na prostą. Kim był on żeby rzucać metaforyczne kamienie w innych? - Znam dobrą knajpkę na trzydziestej dziewiątej ulicy, koło Greenwood Park. "Jerry's Dinner Heaven". Możesz nas tam podrzucić, tylko bez macanka, no homo... - rzucił Sam, uśmiechając się szeroko. - Nie przejmuj się to chwyt aseksualny ostatnio tak nosiłem dziadka podczas tej afery z demonami w parku przed świętami co najwyżej będziesz wyglądał jak Dama w opałach - Powiedział ze śmiechem po czym, nie czekając na odpowiedź chwycił Tommiego na ręce i ruszył pod wskazany adres po drodze zamykając drzwi do posiadłości. Ostatnio edytowane przez Brilchan : 03-05-2016 o 13:41. |
02-05-2016, 21:33 | #206 |
Reputacja: 1 | The Dancer była… zawiedziona. Ich tropikalna wyprawa skończyła się zanim tak naprawdę poczuła przygodę pod skórą. Kilka obrzydliwych bestii i jaskinia pełna promieniotwórczy skał to nie było to czego spodziewała się po misji dla Avengers. Następne tygodnie również nie były jakieś wyjątkowe. Ćwiczyli, żyli i zajmowali się sobą. W końcu też mieli życie. Dla niej zaś oznaczało to dodatkowe zajęcia w pustej sali treningowej przeobrażonej dla niej na salkę do tańca. Martwy okres występów powoli się kończył. Wkrótce pewnie znowu będzie potrzebna w grupie tanecznej. Nie, żeby potrzebowała pieniędzy, ale nie mogła zostawić swoich braci i sióstr samych sobie. Przynajmniej nie do czasu aż coś wymyśli. Zdarzało jej się mieć również wierną widownie nie tylko pod postacią Victorii. Pewnego wieczoru urządziła niespodziankę dla swoich wieczorów. Zaprosiła ich do pomieszczenia, przystrojonego jako sali baletowej. Tam mogli rozsiąść się na małej widowni i obejrzeć krótki pokaz ostatniego arcydzieła jej grupy. Mogli też poznać jej przyjaciela z dzieciństwa oraz wiodącego tancerza grupy. Razem dali wspaniały pokaz, który przerodził się w niewielki bankiet. Niby nic wielkiego ale był to jej sposób na wyrażenie podziękowań za ostatnie wspólne miesiące. Potem zaś nadeszła nieoczekiwana wizyta *** Zafina zerwała się ochoczo. Otworzyła okno wpuszczając mistyka do swojego pokoju. - Witaj doktorze. Pozwól, że zabiorę tylko potrzebne rzeczy i zostawię wiadomość dla moich towarzyszy. W międzyczasie możesz mi zdradzić więcej szczegółów związanych z tym nowym zagrożeniem - Lilith zbiera swoje dzieci - demony i półdemony, chcąc jednocześnie rozbić krąg żyjących obrońców mistycznego świata, co pozwoli jej zdobyć większą moc w świecie rzeczywistym. Wciąż jest jeszcze słaba, ale jej potęga rośnie. Chcę, byśmy byli przygotowani, gdy w końcu się objawi - powiedział spokojnie Strange. - Jeden z naszych sojuszników już na ciebie czeka. Musimy przenieść się do San Francisco, by odnaleźć jedną z cór Lilith, która wskaże nam kolejny cel ataków Matki Demonów. -TA Lilith? – spytała zatroskana Zafina. Krzątała się po pokoju zbierając wszystkie potrzebne rzeczy do podręcznej sakwy. Wśród nich był oczywiście jej strój, jak również rytualny ubiór tancerek oraz potrzebne flakony, zioła oraz kadzielnica służąca do rozprawiania się z demonicznym pomiotem. W pewnym momencie zatrzymała się i naskrobała krótką notatkę na kartce papieru informującą Victorię oraz resztę drużyny o zaistniałym zagrożeniu. - Czemu nagle objawiła swoją obecność? - Z tego, co udało mi się ustalić, Lilith została uwolniona przez jedno ze swych dzieci - Pilgrima. Demona, który posiada moc teleportacji - powiedział Strange. - W moich wizjach pojawia się jako ta, która chce zniszczyć Mistyczny Krąg Dobra, który staje się silniejszy, niż kiedykolwiek w historii. Dlatego nie możemy jej na to pozwolić. To będzie walka na śmierć i życie. Jesteś na to gotowa? - Strange spojrzał pewnie w jej oczy. Zafina wytrzymała spojrzenie. W jej oczach gorało zdecydowanie. - Doktorze. Całe moje życie przygotowywałam się do wojny przeciw plugastwu demonów. Teraz to nie jest czas na wątpliwości. Zastanawia mnie tylko, czemu nie zgłosiłeś się do Avengers. - Bo to są sprawy, którymi musi zająć się konkretna grupa ludzi. Tak jak z komponentami do rytuałów, tu nie ma miejsca na przypadkowość - odrzekł spokojnie Stephen i uniósł dłoń. - Chodź, moje dziecko, czas nagli. Słowa Doktora nie uspokoiły wątpliwości jakie zalęgły się w głowie dziewczyny od momentu jego przybycia. Czuła jednak, że w jednym miał rację. Jeżeli miała to rozwiązać to mogła to zrobić wyłącznie sama. Dlatego chętnie ujęła rękę czarnoksiężnika i wyruszyła wraz z nim w podróż.
__________________ you will never walk alone Ostatnio edytowane przez Noraku : 02-05-2016 o 21:41. |
02-05-2016, 21:43 | #207 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] Ostatnio edytowane przez Kenshi : 02-05-2016 o 21:47. Powód: literówka ;) |
03-05-2016, 08:13 | #208 |
Reputacja: 1 | - Et tu, Tom? - Zapytał z udawanym smutkiem, po czym na jego twarz wypłynął bardzo brzydki uśmiech - No to teraz mogę ci odpowiednio podziękować - Tommy miał dobre instynkty i od razu postawił gardę nic to jednak nie mogło dać przeciw super szybkiemu kombo ciosów pięścią: Krocze, brzuch, podbródek - K.O! - Zawołał naśladując głos komentatora, z Tekkena gdy Afroamerykanin padł bez przytomności na beton. - Myśleliście, że chociaż na chwilę uwierzyłem tej gnidzie? Noo, ok przez chwilę miałem nadzieje że się jednak zmienił ale nie znaczy że przyszedłem nieprzygotowany - Powiedział po czym, zakręcił się wokół własnej osi niczym Maska korzystając z okazji żeby zdjąć ubranie i złożyć je w kostkę pod jednym z samochodów oraz wyciągnąć broń. Okazało się, że to, co widział na filmie nie było jednak dobrym pomysłem jego błonnik szalał, chciało mu się wymiotować stracił również orientacje. Na szczęście na treningach przećwiczyli scenariusz walki w dezorientacji zachowanie Jazzmana wytrąciło zbirów z równowagi bez problemu rozprawił się z nimi kilkoma podrasowanymi prędkością ciosami elektrokija: Rzepki kolanowe, dłonie trzymające broń, sploty słoneczne i w końcu odpowiednio wymierzony cios w głowę w razie potrzeby doprawione elektrycznym szokiem. Dwie minuty czterech przeciwników obezwładnionych leżało u jego stóp, „Co z tego to był tylko dry run żeby przetestować twoje możliwości i zmniejszyć twoje zapasy energii. Nie masz, co świętować, myślisz, że wygrywasz? Robisz dokładnie to, czego po tobie oczekują! Wpadasz w pułapkę z pełną świadomością tego, że to pułapka" - Odezwał się krytyczny głos w jego głowie. Jazzman musiał przyznać mu racje i właśnie, dlatego podczas walki wykręcił numer telefonu Victorii, po czym, schował go pod jednym z samochodów licząc na wezwanie posiłków. Bardzo korciło go żeby rzucić jakimś głupawym tekstem z filmu w stylu Somebody stop me! Albo "Smoooking" nie chciał jednak kusić losu zamiast tego przemówił spokojnym głosem: - Słuchaj Matt masz racje! Pozwól mi naprawić to, co się stało! Tylko na zewnątrz może się wydawać, że wszystko ze mną w porządku. Ta fundacja naprawdę spierdoliła porządnie projekt tego gazu, twoje ciało rozpada się od zewnątrz a moje od środka. Wszystkie organy mi wysiadały i gdyby nie pomoc pewnego mutanta z X menów umarłbym kilka miesięcy temu na marskość wątroby albo zawał serca - Wyjaśniał przyjacielskim tonem siląc się na spokój - Facet nazwa się Elixir i jest bardzo miły! Jego moc re konfiguruje komórki ciała z pewnością mógłby cię przywrócić do normy albo, jeżeli wolisz zachować moc tak jak ja to przetworzy twój organizm tak żeby przestał się rozpadać. Co ty na to? Jeżeli się zgodzisz za 15 minut możemy być w Instytucie Xaviera - Zaoferował. - I to nie jest tak że zrobiłem ci krzywdę a teraz bezkarnie jestem na zwolnieniu! O nie! Nie wierz we wszystko, co widzisz w TV! Jestem skazańcem na warunkowym! Zrobię jeden błąd a wyląduje z powrotem w Raft! A praca w zespole Avengers też łatwa nie jest! Po za tą akcją w parku i symbiontami niedawno mało nie zginąłem w Latverii walcząc z Victorem Van Doomem i mało nie rozszarpała mnie armia zmutowanych potworów uwierz mi Tyler spłacam swój dług wobec społeczeństwa teraz pozwól mi spłacić mój dług wobec ciebie - Poprosił. - Teraz odpowiedz sobie na parę pytań: Czy naprawdę ufasz tym gościom z Fundacji? To oni spierdolili ten gaz od samego początku! Elixir ma o wiele więcej sukcesów na swoim koncie. Skąd masz gwarancje, że i ciebie nie rozłożą na czynniki pierwsze po tym jak mnie im dostarczysz, co? Ja pracuje dla rządu USA, więc nie mogę cię skrzywdzić, bo dostałbym dożywocie. - Nawijał w nadziej, że uda mu się przekonać Sandswipa do współpracy. - Nie chcę z tobą walczyć, bo spowodowałoby to za dużo uszkodzeń mienia publicznego po za tym faktycznie jestem winny temu, co się tobie stało i bardzo chcę to naprawić nie zamierzam jednak w tym celu oddawać się pod nóż jakimś chujowym Doktorom Frankensteinom skoro jest lepsza metoda! Naprawdę chcesz walczyć? Odkąd dołączyłem do Avengers przechodzę trening z piekła rodem ty Matt masz, co najwyżej przeszkolenie ochroniarza. Do tego na tej samej zasadzie, co ja wydaje się być kiepską podróbką Quicksilvera ty zdajesz się mieć dużo wspólnego z Sandmanem! To, co załatwić ci leczenie i pomoc ze strony najtęższych umysłów tego świata i wspaniałych lekarzy SHIELD czy wolisz żebym sprawił ci kąpiel? - Tak naprawdę w dużej części blefował nadrabiając strach fałszywą pewnością siebie. Wcale nie był pewien tego czy zdolności drugiej ofiary gazu rzeczywiście były podobne do tych posiadanych przez przeciwnika Spideyego. Nie wiedział też czy ta tajemnicza Fundacja nie dała Mattowi jakiegoś przeszkolenia do tego złożył już sporo zapasów energetycznych na dobiegnięcie tutaj i bezsensowną walkę. Cała nadzieja w tym, że jego gadanina przekona biedaka albo, chociaż da Victorii Hand czas na przysłanie kawalerii, bo jeżeli jego przewidywania okażą się słuszne to elektrokij, miecz oraz ciosy pięści tym razem na niewiele się zdadzą a ataki obszarowe były jedną z jego największych słabości. Ostatnio edytowane przez Brilchan : 03-05-2016 o 09:59. |
04-05-2016, 13:27 | #209 |
Reputacja: 1 | Aceline udało się powstrzymać Green Goblina zanim ten zdażył wyrzadzić jej jakąkolwiek szkodę. Zadowolona swoim sukcesem i z ponurą satysfakcją obserwująca przeciwnika spadającego na dół, odwróciła się w powietrzu, by sprostać kolejnemu wyzwaniu. Niestety, ku jej zaskoczeniu, kolejnym przeciwnikiem był jakiś dziwny człowiek z szkalną kula zamiast głowy? Zanim Lady Europa zdążyła cokolwiek zrobić, nieznajomy wypuścił z siebie jakiś okropny, fioletowy gaz. Kaszląc i dusząc się, Aceline starała się oprzeć potencjalnej truciźnie. Wszystko na nic. Bardzo szybko straciła przytomność. ~*~ Kiedy Aceline się obudziła, była w jakimś lesie. Wszedzie była mgła a ona biedna kompletnie nie rozumiała gdzie była. Pierwszym skojarzeniem był Central Park, ale Europa była w nim kilka razy i jej obecna sytuacja nie przypominała go jej ani trochę. Gdzie była? Jak się tu znalazła? Gdzie podział się Spider-Man i jego przeciwnicy? W mgle dostrzegła jakiegoś mężczyznę - przyjaciela czy wroga? Patrzyli na siebie w milczeniu, które dłużyło się niby godziny. W końcu tajemniczy człowiek ruszył we mgłę. Jeśli Aceline szybko za nim nie ruszy, zgubi go. - Czekaj, proszę! - krzyknęła za nim, wznosząc się w powietrze i podążając za mężczyzną - Nie wiem gdzie jestem! Proszę, pomóż mi! - krzyczała we mgłę. Mężczyzna jedynie odwrócił się i ruszył między drzewa i mgłę, nie zwracając uwagi na nawoływanie kobiety. Najpierw powoli, by z każdą chwilą przyspieszać kroku. Brak reakcji dziwił Aceline, w końcu nie było możliwości, by jej nie słyszał w pogrążonym w grobowej ciszy lesie. Czyżby chciał ją gdzieś zaprowadzić? Wciągnąć w pułapkę? Lady Europa przygotowała swe blastery, zarówno po to, by bronić się w razie problemów jak i w celu poświecenia sobie we mgle. Postanowiła podążać za mężczyzną - jaki w sumie miała inny wybór? Płynęła w powietrzu w kierunku nieznajomego, przebijając się przez gęstniejącą mgłę. Co rusz miała wrażenie, że traci mężczyznę z oczu, ale on znów pojawiał się w zasięgu jej wzroku, jakby celowo czekając, by za nim podążyła. Aceline czuła się jak królik, któremu podstawiono przed nos marchewkę na patyku, ale otoczona mgłą i lasami, nie miała innej możliwości, jak kierować się za tajemniczym mężczyzną. Zdawała sobie sprawę, że coś tu jest nie tak, ale jak na razie, nie wiedziała jeszcze, co dokładnie. Nie wiedziała, ile dokładnie lawirowała między drzewami, gdy las nagle się urwał i pojawiła się na sporej polanie. Mężczyzny nigdzie nie było, jednak poprzez mgłę dojrzała rozmazane kontury jakiejś sporej konstrukcji, a gdy podleciała bliżej, zdała sobie sprawę, że to jakiś... dom. Wyglądał ponuro, otoczony drzewami z powykręcanymi gałęziami przypominającymi rozcapierzone pazury jakiejś bestii. Wokół było cicho i spokojnie, a gdy Aceline rozejrzała sie dokładniej, miała wrażenie, że mgła wokół lasu gęstnieje jeszcze bardziej, próbując zamknąć ją w pierścieniu mlecznobiałego oparu. Tajemniczego mężczyzny nigdzie nie było, a dom wydawał się jedynym wyjściem w obecnej sytuacji. Lecz czy rozsądnym? Lady Europa przełknęła ślinę. Dom nie podobał się jej - był jeszcze bardziej podejrzany niż tajemniczy mężczyzna, ale czy miała jakiś wybór? Mogła wejść do domu albo czekać w gęstniejącej mgle. Po chwili namysłu wybrała pierwsze wyjście. Podeszła do domu i zapukała do jego drzwi - Halo, jest tu ktoś? - spytała, pukając ponownie. |
05-05-2016, 17:01 | #210 |
Reputacja: 1 | Nienawidziła teleportacji. Właściwie pod każdą postacią. Miała wrażenie, jakby jej trzewia wybrały się na wycieczkę po całym ciele. W ustach czuła gorzki posmak żółci i pewnie by zwymiotowała, gdyby tylko miała czym. Mimo widocznej bladości starała się nie okazywać słabości, chociaż mocno przeszkadzały w tym trzęsące się kolana. Doktor przyglądał się jej z troską ale nie komentował. Alejka nie wyróżniała się niczym szczególnym. Mogła się znajdować gdziekolwiek na świecie. Jeżeli Strange nie był tym za kogo się podawał to teraz był najlepszy moment na atak. Nic jednak takiego się nie wydarzyło, więc Zafina uspokoiła się. Miała ochotę przepłukać gardło czymś wyskokowym. Na to przyjdzie jednak czas, gdy pozna nowego partnera. Zbliżający się huk wysokooktanowego silnika mógł już coś zwiastować, ale nawet gdyby spodziewała się akurat jego, to widok płonącego motocykla oraz piekielnej czachy i tak zrobił by ogromne wrażenie. Ghost Rider w całej swojej przerażającej okazałości. Z jego raportu wynikało, że Lilith działała szybko i że większość magicznej społeczności została postawiona na baczność. A nie był to koniec werbowania potrzebnych sojuszników. Nim zdążyła zaprotestować, magiczna mgła znowu ich przeniosła. - Byłabym wdzięczna gdybyś jednak ostrzegał Doktorze Drugiej podróży nie zniosła już tak dobrze. Opierała się o ramię Jeźdźca, z trudem utrzymując się na nogach. Wypluła z ust dziwny posmak. – Nadal nie przywykłam do takiej formy podróży. Wolałabym już chyba ten płonący jednoślad. Doktor Strange spojrzał porozumiewawczo na Ghost Ridera po czym rozpłynął się w powietrzu. Płonąca Czaska uśmiechnęła się piekielnie ale nie komentowała. Po chwili Zafina wyprostowała się i odetchnęła z ulgą. Wir w głowie uspokoił się. Znowu była zdolna do działania. W biurze nie zastali poszukiwanych łowców. Z zostawionej na drzwiach kartki wynikało jednak, że spodziewali się gości. Było to dość niepokojące, zwłaszcza że macki demonicznej Matki mogły sięgać daleko. Nie wiadomo kto został nimi opętany, a do kogo dopiero chciała się dobrać. - Brzmi aż nazbyt kusząco… pułapka? – spytała głośno Zafina pukając w kartkę. - Możliwe – odparł chropowatym głosem jej towarzysz. – Albo zaproszenie. Tak czy siak wygląda podejrzanie. Wyczuwam tutaj malwersacje demonów. - W sensie tak nosem? Bo przecież ty… - zaczęła, ale krótkie spojrzenie pustych oczodołów powstrzymało żartobliwą uwagę. – Chodziło mi o to czy czujesz tutaj „demoni odór” czy to tylko intuicja? Jeździec odwrócił się na pięcie i pomaszerował w kierunku wyjścia grzechocząc łańcuchem. - A jaka to różnica? Podróż do katedry była już dużo przyjemniejsza. Płomienie tańczące na motocyklu delikatnie łaskotały jej ciało, ale nie sprawiały bólu. Wtulając się w potężne plecy kierowcy zastanawiała się, czy to w ogóle są zwykłe płomienie. Jazda na motocyklu w wielu sprawach przypominała jazdę konną. Była tylko trochę stabilniejsza no i szybsza. Ale nadal ta cała siła pomiędzy nogami dawała poczucie pewnej władzy. Zwłaszcza z tak zdolnym kierowcą u steru. - No, muszę powiedzieć, że taka przejażdżka bardziej mi odpowiada – zaczęła rozmowę gdy dotarli już na miejsce. – Musisz mnie kiedyś zabrać na wycieczkę w bardziej sprzyjających okolicznościach. - Chodźmy – powiedział Ghost Rider, ale w jego głosie można było wyczuć fałszywą nutę. Dla Ducha Zemsty nie było sprzyjających okoliczności. *** -Mnie nie znają, może nie zabiją od razu. Jak będziesz cichy to uda ci się ich podejść – powiedziała za odchodzącym Jeźdźcem dziewczyna, chociaż oboje chyba myśleli o tym samym. – Tylko mnie tam nie zostaw kowboju. Arabka podeszła do potężnych wrót. Położyła dłoń na chłodnej kołatce i uspokoiła oddech. Cała drżała, było to jednak uczucie związane z ekscytacją a nie strachem. Po raz pierwszy wypełniała swoje przeznaczenie całkiem sama. „No to jazda” Popchnęła jedno ze skrzydeł, a to zgrzytnęło głośno, przez co Zafina aż zacisnęła zęby. W środku przywitał ją ciemny korytarz, a światło, które rzucał księżyc i niewielka łuna dochodząca z piętra pozwoliły jej dojrzeć zarys schodów prowadzących na górę. Przeszła przez szeroki, śmierdzący wilgocią korytarz asekurując się o ścianę - palce bez problemu wyczuwały odpadający tynk i wybite w nim dziury. W końcu znalazła się na schodach prowadzących łukiem na górę i ostrożnie stawiając każdy krok pojawiła się na piętrze. Tam, kilka metrów dalej dostrzegła uchylone drzwi wypuszczające na zewnątrz snop jasnego światła. Przez moment miała wrażenie, że wiszący w powietrzu dziwny opar układa się w zarys postaci, ale gdy zamrugała, niczego takiego nie dostrzegła. To musiał być jedynie psikus umysłu nie przyzwyczajonego do takich sytuacji. Pusta katedra przyprawiała ją o dreszcze. W takich miejscach ciężko jest zaufać własnym oczom. Na szczęście miała inne, nie całkiem naturalne zmysły. Odgłosy jej kroków tłumił gęsty, tłusty kurz unoszący się dookoła. Jej przyzwyczajone do półmroku oczu zauważyły jednak, że nie wszędzie było go równie dużo. To tylko potwierdzało czyjąś obecność. Wiedziała również, że mimo ostrożności, jej obecność nie była już tajemnicą. Sięgnęła do wiszącej u boku torby i wyciągnęła zwitek ziół oraz kadzielnicę wiszącą na długim łańcuszku. W porównaniu z europejskimi, kadzielnica tancerki miała kulisty kształt i była zamykana na solidne zasuwy. Wsypane do wnętrza zioła zadymiły się gęsto niczym mleko gdy wyrwany z zapalniczki płomień zatańczył na mieszaninie kolendry, tojadu oraz piołunu. Opuściła metaliczną kulę luźno przy boku. Końcówkę wyważonego łańcuszka trzymała w drugiej dłoni zgodnie z naukami jej mistrzów. Kadzielnica przypominała teraz formę japońskiej Kamy niż Europejskiego Morgensterna łańcuchowego, swojego protoplasty. Tak uzbrojona była gotowa do spotkania z demonem. Zapukała do drzwi. Odpowiedziała jej zupełna cisza. Niezrażona brakiem odpowiedzi postanowiła wejść do środka powoli uchylając drzwi.
__________________ you will never walk alone Ostatnio edytowane przez Noraku : 07-05-2016 o 15:56. |