Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2016, 14:39   #201
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację

Zafina ruszyła w kierunku oczyszczonego przejścia. Skaar zdecydowanie był w stanie wytrzymać tę chwilę zanim nie zabezpieczą teren. Jednocześnie postanowiła wykorzystać dobrodziejstwa tej groty na własny użytek. Terragenowana woda wypłynęła ze swojego leja i zawisła niczym olbrzymia półprzezroczysta breja przed jej oczami. Obejrzała się na swoich towarzyszy tuż przy zwężeniu. Lady Europe nadal wisiała pod sufitem ostrzeliwując rój na dole. Dziewczyna żachnęła się ale powstrzymała cisnące się na usta przekleństwo. Wodna macka wystrzeliła w kierunku superbohaterki strącając stwora próbującego zaskoczyć ją idąc po suficie.
- To nie czas na zgrywanie bohaterów – nadała komunikat. – Wszyscy są już bezpieczni, wycofujemy się. Ruchy, ja zablokuje wyjście.
Liczyła, że gruba solida ściana lodu oraz wody powstrzyma te stworzenia przed podążaniem za nimi. Zresztą w ciasnych korytarzach ich liczba nie miała najmniejszego znaczenia.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 27-04-2016, 15:40   #202
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Jack uwolniony od problemów moralnych związanych z zabijaniem kogoś, komu da się jeszcze pomóc upiekł dwóch kolejnych przeciwników. "W końcu tym biedakom można pomóc jedynie skracając ich cierpienia" - Pomyślał a zalewająca jego mózg endorfina chwilowo odsunęła tragedie tej sytuacji i inne jego zmartwienia na dalszy plan.

Gdy nadeszła druga fala ładunek elektryczny kija się wyczerpał, wyższe napięcie oznaczało większe zużycie energii "Czas na trochę muzyki! Lepsze byłby te wojskowe zatyczki do uszu, choć pewnie i tak ogłuchnę od mikro uszkodzeń słuchu o ile będę żył na tyle żeby się tym przejmować... Może Pan Elixir coś na to poradzi? „- Przeszło mu przez myśl, gdy błyskawicznie zakładał słuchawki i włączył zapętloną piosenkę. Tym zrazem był to,
zarąbisty taneczny numer inspirowany zamieszkami z 43 roku, który zdawał się mu pasować idealnie do obecnej bijatyki!

Elektrokij powędrował na plecy a Jazzman zabezpieczywszy prowizorycznie uszy przed hukiem podskoczył do potwora z zamiarem wpakowania mu kilku kulek prosto w obleśny pysk! Raz, że było to fajne a dwa że nigdy wcześniej nie strzelał, więc wolał nie ryzykować, że spudłuje, postrzeli kogoś z drużyny albo niechcący rozbije jakieś kryształ, co mogłoby mieć nieprzewidziane konsekwencje...

Istniał jednak problem, którego pędzący do przodu umysł speedstera nie przewidział a który jest plagą większości osób, które po raz pierwszy sięgają po broń: Zapomniał odbezpieczyć broni! Dla większości osób kończy się to chwilą nerwowego śmiechu na strzelnicy dla Pana Jonesa oznaczało to wgapianie się w bezoki pysk wygłodniałej bestii przy akompaniamencie pustych kliknięć bezużytecznych przedmiotów zajmujących mu obie dłonie.

Przyzwyczajony do szybkiego myślenia zdążył odskoczyć jednocześnie obrócił strzelbę i pistolet, po czym za pomocą kolb rozpaćkał mózg potwora. "Nathanielu mógłbyś mi podpowiedzieć jak odblokowuje się te spluwy „ - Poprosił na szczęście telepata miał na tyle podzielną uwagę żeby wyjaśnić tą kwestie bez przerywania walki a jego wiedza nie ograniczała się jedynie do futurystycznych pukawek. Jazzman wyeliminował kilkunastu następnych oponentów strzelając z przyłożenia jednocześnie dzięki super szybkości omijając odbryzgu mózgo ołowianej zupy.

Wyczerpawszy magazynki doszedł do wniosku, że nie będzie zawracać już głowy Cablowi, odłożył giwery do kabur wyjął pociski z zapasowych magazynków i rozgrzewał je pocierając z niesamowitą prędkością biegając między maszkarami i rzucając nimi w nie, co miało mniej więcej ten sam efekt, co wcześniejsze strzelanie. Po wyczerpaniu innych niespodzianek sięgnął po miecz, który wziął ze zbrojowni nie było to może takie cudeńko, jakim wywijał Skaar, ale laserowo ostrzona stal idealnie nadawała się do błyskawicznego cięcia odsłoniętych mózgów i zbytnio wyciągniętych atakujących kończyn przeciwników.

Potworów było jednak coraz więcej a Jazzman zaczynał powoli czuć, że kończą mu się zapasy energetyczne z ulgą przyjął, więc rozkaz o odwrocie.

"Mam komputer może da się coś z niego odzyskać? Ciał nie dam rady wynieść, ale jednak pozabieram te portfele i nieśmiertelniki tych z ONZ, jeżeli jakieś będą mieli i tyle broni oraz pocisków ile zdołam unieść w końcu poszła na to kasa Amerykańskich podatników! Wydaje mi się, że Skaar i Tancerka powinni zaczopować tą jaskinie wielometrowym kamiennym murem potem zdamy raport i niech SHIELD na spółę z Inhumans martwią, co dalej z tym bajzlem" - Nadał na łączu telepatycznym, po czym, wziął się za szabrowanie połączony z ucieczką.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 27-04-2016 o 16:11.
Brilchan jest offline  
Stary 28-04-2016, 11:43   #203
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
_________________________________

WSZYSCY
_________________________________


Wycofywali się i szło im całkiem nieźle. Aceline posyłała w stwory swoje energetyczne blasty, jednak ostatecznie zakręciło jej się w głowie i musiała się wycofać za Skaara, który urządził sobie krwawą łaźnię, tnąc i rozrywając kolejne bestie. Jazzman, w typowy dla siebie, freestyle’owy sposób walczył z przeciwnikami, jednocześnie wykorzystując swoją szybkość do pozbierania rzeczy z jaskini - niestety, udało mu się odzyskać jedynie uszkodzony dysk, gdyż zawiadywane przez Skaara ściany i podłoże nie pozwoliły na więcej. Należało mieć nadzieję, że Fury i reszta wyciągną coś z tego sprzętu. Będąc w odpowiedniej odległości, The Dancer poderwała wodę ze strumyka i uderzyła nią w wejście do jaskini, pokrywając momentalnie lodem, który miał za zadanie zablokować przejście. Swoje trzy grosze do pomysłu Zafiny dorzucił Cable, który telekinetycznie zawalił jedną ze ścian, zupełnie odcinając Avengers od morderczych bestii. Wracając na powierzchnię, Jack zgarnął jeszcze dokumenty od nieżyjących agentów i wysłanników ONZ, a po krótkim odpoczynku na świeżym powietrzu ruszyli do Quinjeta.

Po powrocie do posiadłości, Jazzman przekazał wszystkie rzeczy znalezione w jaskini Victorii, a ta od razu poszła do biura, by skontaktować się z Fury’m. Jeszcze tego samego dnia przyjechały dwa czarne SUV-y z agentami S.H.I.E.L.D., którzy zabrali przywiezione z jaskini dokumenty i dysk twardy. Oczywiśnie nie obyło się bez suchego “Nick Fury dziękuje wam za pomoc”, po czym panowie w ciemnych garniturach odjechali, zostawiając Avengers zmęczonych, ale całych, w posiadłości. Kolejne dni na szczęście były spokojniejsze i bohaterowie mogli poświęcić czas na odpoczynek i ładowanie baterii, gdyż pewnym było, że w końcu znów wyruszą gdzieś w teren. W międzyczasie Skaar zniknął gdzieś z bazy Mścicieli, Cable znów pojechał do Hope, a Zafina spędzała sporo czasu z Victorią. Takie dni były potrzebne, by kompletnie się nie wypalić, jednak nawet w tym spokojniejszym okresie każde z nich miało swoje rzeczy na głowie, a niektóre sprawy albo nie dawały o sobie zapomnieć, albo wyrastały niespodziewanie nie pozwalając zagospodarować czasu wolnego tak, jakby chcieli.


_________________________________

THE DANCER
_________________________________



Były umówione z Victorią na później, więc wczesny wieczór Zafina poświęciła na medytację w otoczeniu odpalonych kadzidełek i świeczek. Nieprzypadkowo wybrała zapach akacji oraz drzewa sandałowego, który miał pobudzić i wzmocnić jej siły psychiczne. Do tego doszła boswellia pozwalająca na wywołanie metapsychicznych wizji oraz dracena, mająca za zadanie usunąć negatywne emocje i odpędzić złe moce. Dziś Zafina chciała być blisko tych dobrotliwych bóstw, z dala od dziwnych wizji i snów, które ją od pewnego czasu prześladowały.

Skupiła się, a deszcz uderzający miarowo o szyby wprowadził ją szybko w trans. Czuła się spokojna i zrelaksowana. Trwała w takim stanie kilkanaście dobrych minut, gdy wtem zorientowała się, że coś się zmieniło. Wyczuła czyjąś obecność. Mocną, wręcz potężną aurę, która pojawiła się znikąd. Otworzyła oczy i spojrzała w stronę okna, gdzie wyprostowany wpatrywał się w nią… Doctor Strange. Nie spodziewała się takiego towarzystwa, ale i nie wydała się zbytnio zaskoczona, w końcu to nie było ich pierwsze spotkanie.
- Zbliża się zło, Zafino... Zło, jakiego ta ziemia jeszcze nie znała. Lilith, matka ciemności, powstała z grobu. Wiem, że miałaś wizje... Granice między wymiarami zacierają się... Najpotężniejsi z obrońców "dobra" zajmą się ich wzmacnianiem, natomiast ty i inni mistyczni sojusznicy będziecie mieć za zadanie powstrzymać wysłanników zła, którzy już są w naszej rzeczywistości. Zbieraj się, Zafino, nie ma czasu do stracenia… - rzucił Strange, wyciągając do niej dłoń.


_________________________________

LADY EUROPA
_________________________________

Wypady do New York Public Library zawsze były dla Aceline ekscytującą wycieczką, wszak to była jedna z największych na świecie bibliotek publicznych oraz naukowo-badawczych i kobieta zawsze znajdowała coś dla siebie. Nie inaczej było i tym razem - po niemal godzinie wertowania ogromnych zbiorów z dziedziny prawa, wybrała cztery interesujące ją tytuły, które miały zapewnić kilka przyjemnie spędzonych wieczorów. Zadowolona z “łowów” wyszła z biblioteki i od razu rzucili jej się w oczy uciekający i krzyczący ludzie. Coś ewidentnie było nie tak. Schowała książki do torby i ruszyła w tamtą stronę, omijając spanikowanych nowojorczyków.

Gdy doszła do skrzyżowania, dostrzegła, że ulica od wschodu zablokowana była przez kilkanaście samochodów, wyglądających jak rozsypane domino. Niektóre z nich paliły się, inne dymiły, gdzieniegdzie słychać było krzyki ludzi. Aceline dojrzała ekipę strażaków próbujących rozcinać blachy przy czarnym fordzie niedaleko; widziała nieprzytomnych, zakrwawionych ludzi, których kolejni strażacy próbowali odciągnąć z pola walki. A ta toczyła się całkiem niedaleko, między dwoma budynkami - blondynka szybko skojarzyła Spider-Mana, który nie radził sobie zbyt dobrze, otoczony przez kilku przeciwników.


Kojarzyła tych cudaków z gazet i wiadomości: Dr. Octopus, Electro, Sandman i kilku innych. Nawet chyba jakoś wspólnie nazywali tę swoją ekipę, ale nie mogła sobie przypomnieć. Zastanawiając się, czy, i jak pomóc Pająkowi, usłyszała nagle za sobą paskudny, szalony chichot, a gdy odwróciła głowę, ujrzała dziwnie odzianego mężczyznę na równie dziwnej, rakietowym gliderze. Zatoczył półokręg na gliderze i z dymiącą halloween'ową dynią w dłoniach pędził wprost na Aceline, która z tej perspektywy wyglądała jak kolejny cywil, który zapomniał uciec, gdy miał okazję. Jego szaleńczy śmiech odbijał się echem od budynków.

_________________________________

JAZZMAN
_________________________________


Jedno z wolnych popołudni mijało mu na beztroskim oklepywaniu konsolowych przeciwników w Tekken x Street Fighter i popijaniu dietetycznej coli. Wszyscy gdzieś się rozjechali, albo zajęci byli własnymi sprawami, więc Game Room i w ogóle cała posiadłość były zaskakująco ciche. Zdążył dotrzeć do piątego przeciwnika na drabince turniejowej, gdy do sporego pomieszczenia przyszła Victoria, stukając szpilkami o brązowe panele podłogowe.
- Jack, ktoś koniecznie chce się z tobą zobaczyć - powiedziała.
- Kto?
- Nie przedstawił się, ale ponoć to twój stary, bardzo dobry kumpel
- odparła Hand. - Wpuściłam go na teren posiadłości, za chwilę powinien być przy drzwiach, więc może ty mu otworzysz, co? Ja jestem trochę zajęta papierkową robotą. - Uśmiechnęła się lekko.
- Jasne, już idę - rzucił Jazzman, nieco zaskoczony tą informacją. Któż mógłby chcieć go odwiedzić w siedzibie Avengers?
Zostawił pada na sofie i korzystając ze swoich zdolności w chwilę znalazł się przy drzwiach. Gdy je otworzył, na schody wchodził już jego “dobry kumpel”, którego miał nadzieję nigdy więcej nie zobaczyć.
- Nieźle się urządziłeś, Jackie-boy - rzucił chłopak z typową dla Afroamerykanów cwaniacką manierą w głosie. - Chyba nie zapomniałeś o swoim dobrym ziomku, Tomie, co? Musimy pogadać, nie sądzisz?


_________________________________

SKAAR
_________________________________


Dom Bruce’a Bannera na Alasce, położony głęboko w lesie, kilka kilometrów od Glacier View, to było to, czego obecnie potrzebował. Nie żeby towarzysze z Avengers działali mu na nerwy, ale czasami trzeba było odpocząć z dala od cywilizacji, ponapawać się naturą, widokami i świeżym powietrzem. Nie zamierzał tu zostać nie wiadomo ile, ale kilka dni wystarczy, by wrócić na łono drużyny z naładowanymi bateriami. Poza tym od zawsze ciągnęło go do natury, więc naturalnym było, że w końcu wyrwie się z NY. Z kubkiem gorącej herbaty podziwiał właśnie krajobrazy rozciągające się za domem, gdy usłyszał natarczywe pukanie do drzwi. Dziwne, bo przecież nikt nie mógł wiedzieć, że tutaj jest. Może jacyś zbłąkani turyści zobaczyli światło na ganku i postanowili zapytać o drogę?

Ruszył z wolna do drzwi, a gdy je otworzył, przywitała go… martwa cisza. Na zewnątrz nikogo nie było, jednak uwagę Skaara zwróciła wypchana, brązowa koperta leżąca na wycieraczce. Podniósł ją, rozejrzał się po okolicy i wrócił do środka. Szybko sprawdził, co znajduje się w środku tajemniczej przesyłki - znalazł tam dziwnie wyglądający przedmiot podobny do futurystycznego telefonu i drugi, przypominający długopis z niebieskim oczkiem pośrodku. Nim się zorientował, o co chodzi, na “telefonie” pojawił się napis: “NACIŚNIJ GUZIK, SKAAR”, po czym wgłębienie na panelu zaczęło pulsować białym światłem.

Zaciekawiony, syn Hulka wykonał polecenie i już po chwili z przodu dziwnego przedmiotu wypadła fioletowa wiązka światła, która przeistoczyła się w holograf przedstawiający… Nicka Fury!
- Witaj, Skaar, ciężko cię było znaleźć. - Zaczął dyrektor S.H.I.E.L.D. - Potrzebujemy twojej pomocy. Naciśnij błękitny przycisk na “długopisie”, a przeniesiesz się od razu na pokład Hellicarriera.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 28-04-2016, 12:45   #204
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Acelina patrzyła na pobojowisko. Wszędzie były zniszczone samochody i uciekający ludzie, a biedny Spider-man musiał sam sobie radzić z paroma bardzo silnymi przeciwnikami. Kobieta natychmiast postanowiła mu pomóc – była w końcu superbohaterką.

Jakby znikąd pojawił się przed nią w powietrzu Zielony Goblin, celując w nią jedną ze swoich bomb. Oj, za chwilkę się zdziwi...

Nie męcząc się nawet z natychmiastową zmianą stroju, Aceline ciągle w cywilnym ubraniu wystrzeliła w powietrze, celując w głowę Goblina swoją super-potężną pięścią. Miała ochotę zając się wszystkimi wrogami, ale Goblin był pierwszy.
 
Kaworu jest offline  
Stary 01-05-2016, 20:08   #205
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Po akcji

- Skąd ich tyle tam było? Czy to wszystko byli ludzie? Jeżeli tak to ile czasu to przeklęte miejsce przyciągało do siebie niewinny? – Spytał po wybiegnięciu z jaskini, choć tak naprawdę wolał nie znać odpowiedzi na te pytania. Nie przeszkadzało mu oschłe podejście agentów „Fury dziękuje” wraz ze świadomością, że pomógł obronić ludzi przed przemianą w potwory a rodzinom poległych dać trochę pocieszenia zupełnie mu wystarczały.


Majsterkowania ciąg dalszy oraz inne sprawunki.


Wszyscy byli zajęci sobą nawet Skaar gdzieś zniknął, lecz brak sparingpartnerów nie oznaczał, że Jack zaniedbywał trening. Oprócz ogólnych ćwiczeń cardio, lżejsze ciężarki dla utrzymania formy oraz męczenie manekinów treningowych za pomocą kija i miecza.

Odwiedził rodzinę pomógł przy sprzątaniu w domu a ojciec podpowiedział mu jak rozwiązać jeden z problemów, który napotkał przy projektowaniu ładowarki do elektrokija, ponieważ chłopak postanowił obłożyć cały kostium elektrodami żeby móc porazić wroga, który go złapię. Staruszek z zawodu mechanik podpowiedział, jakie zmiany należy wprowadzić w projekcie był nawet dumny, że jego syn tak dobrze sobie radzi z zagadnieniami powiązanymi z mechaniką. Jones po raz pierwszy od dłuższego czasu widział w oczach starego dumę znaczyło to dla niego bardzo wiele. Ostrzegł ich, że powinni na siebie uważać, bo przez jego pracę mogą się nimi zainteresować niebezpieczni ludzie, najlepiej niech mówią, że nie wiedzą gdzie teraz jest.


Ładowareczka do kijka wymagała jeszcze sporo pracy ale jak wykazała misja w jaskini może okazać się potrzebna wprzyszłości.



Dzień wolny z niespodzianką.

Czasami nawet najszybsi muszą zwolnić Jazzman postanowił zrobić sobie przerwę od pracy i treningu. Wcześniej obejrzał sobie ponownie „Maskę” z Jimem Careyem a teraz pykał sobie parę rundek w Tekkena. Zupełnie nie spodziewał się gości, ale wypadało pójść i zerknąć, o co chodzi…

- Oh shit! - Powiedział na widok gościa z pomocą, którego zniszczył sobie życie, gdy minął pierwszy szok zniknął z pokoju przy użyciu super szybkości, aby po chwili stanąć przed Tomasem w pełnym rynsztunku z elektrokijem w dłoni - Patrzcie, kto mnie odwiedził! Duch przeszłych świąt... Wiesz, Tommy-boy zwykle zaciekle bronie praw obywatelskich, ale dla ciebie jestem wstanie zrobić wyjątek - Nacisnął przycisk a przez kij przepłyną ładunek elektryczny
- A teraz stary druhu podaj mi jeden dobry powód, dla którego miałbym nie trzepnąć cię kijem przez łeb a potem zawołać moich nowych znajomych, którzy wyciągną z ciebie wszystkie sekrety i pomogą mi rozpierdolić całą twoją operacje? Mam układ z glinami, więc mogę tylko skorzystać, jeżeli im ciebie dostarczę tak naprawdę to miło z twojej strony, że sam do mnie przychodzisz - Oznajmił z wrednym uśmiechem. Oczywiście był to w dużej części blef, bo nie miał pojęcia jak reszta Avengers zareaguje na tą sytuacje ani dla kogo pracuje jego ex kumpel.
- Whoa, whoa, coś taki nerwowy? - Sam uśmiechnął się szeroko, unosząc ręce na wysokość barków. - To ja tu przyjechałem w geście dobrej woli i chęci pojednania, a ty tak witasz starego ziomka? Odłóż to, zanim komuś stanie się krzywda, Jack. - Skinął głową na kij, przez który przebiegały wyładowania. - Pogadajmy jak ludzie, co? Chyba nie chcesz mnie sprzedać glinom? Miej wgląd na stare czasy, człowieku.
- Komuś stanie się krzywda? Bitch plizz w ostatnim miesiącu walczyłem z demonami, Doktorem Doomem i stukniętym magiem z innego wymiaru jak myślisz, komu może stać się krzywda? I o jakich starych czasach mówisz? Czyżby o tej cudownej chwili, gdy groziłeś śmiercią mnie i moim bliskim? Czy o starych czasach, kiedy wysłałeś mnie po niebezpieczne toksyczne materiały, które o mało mnie nie zabiły? Przez które potem wylądowałem na RAFT?!! Potrzebowałem kasy a ty miałeś władzę i to wykorzystałeś! Nie wiem ilu ludziom wspólnie zrujnowaliśmy życie dillując dragi, ale ja spłacam swój dług wobec społeczeństwa! Najwyższa pora żebyś ty zrobił to samo a skoro teraz to moje jest na wiechu pozwól mi ziomuś, że pokarzę ci jak bardzo jestem ci wdzięczny za twoją pomoc... - Powiedział i już miał ochotę popieścić go prądem po żebrach jednak w porę się opamiętał - Hmm, nie to nie przejdzie jesteś czarny, antyherosowi politycy zrobiliby z ciebie męczennika a mi by pewnie odwiesili wyrok, bo to byłaby napaść. Może chcesz mnie zaatakować pierwszy, co? Niee wiele rzeczy o tobie można mówić, ale głupi nie jesteś a w samoobronne nikt by nie uwierzył PRowy koszmar dla ekipy - Jazzman westchnął niezadowolony i odwiesił broń na plecy.

- Czego chcesz? Kasy ci nie oddam, bo śledzi mnie SHIELD na pewno by wykryli jakbym wznowił z tobą kontakty i pomagał w działalności przestępczej. Chata i cała reszta są całkiem niezłe ale to złota klatka jak chcesz to właź do środka chcesz coś do żarcia albo chlania ? - Spytał, po czym, odsunął się od drzwi jakby nie groził przed chwilą rozmówcy - Mam problemy z kontrolowaniem emocji, efekt uboczny tego cholernego gazu, którego się przez ciebie nawdychałem... Sorry? Pracuje nad tym - Powiedział bez przekonania.
- Wiem, że nie byłem fair, ale ludzie się zmieniają, tak? Możesz mieć do mnie jakiś żal, czy coś, ale chyba sam fakt, że się tutaj pojawiłem świadczy o tym, że chcę, żeby między nami było dobrze. Nie chcę żadnych problemów, chcę się pogodzić. Chodź wyskoczymy gdzieś na miasto na jakieś żarcie i piwko, jestem przy kasie, więc stawiam. Jak na początku znajomości, gdy jeszcze pieniądze nas nie poróżniły, ok? Co powiesz, ziom? - Sam wyciągnął otwartą dłoń. - Co było, minęło, najważniejsza jest przyszłość i to, co z nią zrobimy. Ja nie lubię sobie robić wrogów, zwłaszcza wśród Avengers. - Uśmiechnął się lekko.
Uścisnął wyciągniętą rękę - No, dobra sorry za ten wybuch tak jak mówiłem problemy emocjonalne ten mutant, co mnie ustabilizował nie dał rady usunąć wszystkich efektów ubocznych a zanim mi pomógł to umierałem w przyspieszonym tempie od tego twojego gazu, No i byłem na ciebie wnerwiony za to wszystko zresztą daj mi pół minuty na przebranie - Poprosił, po czym przy użyciu super szybkości założył workowate spodnie i nowy długi płaszcz w stylu matrixa.

To były pierwsze nowe ciuchy, które kupił sobie od dłuższego czasu miały tą zaletę, że dało się pod nimi ukryć kostium i broń. Ostatnio, gdy wyszedł na pizzę spotkał Doombota, więc wolał się nigdzie nie ruszać bez miecza kija i kostiumu, choć z oczywistych powodów musiał zostawić hełm. Po drodze podskoczył jeszcze do Victorii zawiadamiając, że wychodzi - W razie potrzeby będę pod telefonem - Obiecał.
- Wygląda na to, że będę musiał spowolnić się do twojego tempa chyba, że pozwolisz mi się wziąć na ręce... No, homo. Po prostu byłoby szybciej a ostrzegam cię, że ja jem, duużo więc mógłbym ci, chociaż zaoferować przejażdżkę... Kurdę znów wyszło dwuznacznie! - Jack zaczerwienił się jedno, co się od czasów wypadku nie zmieniło to jego długi język, który zawsze wpędzał go w kłopoty - Krótko uczciwie ostrzegam: Hipermetabolizm, gdzie chcesz pójść? Będzie szybciej jak nas podrzucę - W sumie to wolał takie rozwiązanie dobrze wiedział z własnego doświadczenia, że jak się trafi do systemu więziennego to praktycznie nie można się z niego wydostać ani dochrapać się normalnego życia, więc cieszyło go, że Tommy chcę wyjść na prostą. Kim był on żeby rzucać metaforyczne kamienie w innych?
- Znam dobrą knajpkę na trzydziestej dziewiątej ulicy, koło Greenwood Park. "Jerry's Dinner Heaven". Możesz nas tam podrzucić, tylko bez macanka, no homo... - rzucił Sam, uśmiechając się szeroko.

- Nie przejmuj się to chwyt aseksualny ostatnio tak nosiłem dziadka podczas tej afery z demonami w parku przed świętami co najwyżej będziesz wyglądał jak Dama w opałach - Powiedział ze śmiechem po czym, nie czekając na odpowiedź chwycił Tommiego na ręce i ruszył pod wskazany adres po drodze zamykając drzwi do posiadłości.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 03-05-2016 o 13:41.
Brilchan jest offline  
Stary 02-05-2016, 21:33   #206
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację

The Dancer była… zawiedziona. Ich tropikalna wyprawa skończyła się zanim tak naprawdę poczuła przygodę pod skórą. Kilka obrzydliwych bestii i jaskinia pełna promieniotwórczy skał to nie było to czego spodziewała się po misji dla Avengers. Następne tygodnie również nie były jakieś wyjątkowe. Ćwiczyli, żyli i zajmowali się sobą. W końcu też mieli życie. Dla niej zaś oznaczało to dodatkowe zajęcia w pustej sali treningowej przeobrażonej dla niej na salkę do tańca. Martwy okres występów powoli się kończył. Wkrótce pewnie znowu będzie potrzebna w grupie tanecznej. Nie, żeby potrzebowała pieniędzy, ale nie mogła zostawić swoich braci i sióstr samych sobie. Przynajmniej nie do czasu aż coś wymyśli. Zdarzało jej się mieć również wierną widownie nie tylko pod postacią Victorii. Pewnego wieczoru urządziła niespodziankę dla swoich wieczorów. Zaprosiła ich do pomieszczenia, przystrojonego jako sali baletowej. Tam mogli rozsiąść się na małej widowni i obejrzeć krótki pokaz ostatniego arcydzieła jej grupy. Mogli też poznać jej przyjaciela z dzieciństwa oraz wiodącego tancerza grupy. Razem dali wspaniały pokaz, który przerodził się w niewielki bankiet. Niby nic wielkiego ale był to jej sposób na wyrażenie podziękowań za ostatnie wspólne miesiące.

Potem zaś nadeszła nieoczekiwana wizyta

***

Zafina zerwała się ochoczo. Otworzyła okno wpuszczając mistyka do swojego pokoju.
- Witaj doktorze. Pozwól, że zabiorę tylko potrzebne rzeczy i zostawię wiadomość dla moich towarzyszy. W międzyczasie możesz mi zdradzić więcej szczegółów związanych z tym nowym zagrożeniem
- Lilith zbiera swoje dzieci - demony i półdemony, chcąc jednocześnie rozbić krąg żyjących obrońców mistycznego świata, co pozwoli jej zdobyć większą moc w świecie rzeczywistym. Wciąż jest jeszcze słaba, ale jej potęga rośnie. Chcę, byśmy byli przygotowani, gdy w końcu się objawi - powiedział spokojnie Strange. - Jeden z naszych sojuszników już na ciebie czeka. Musimy przenieść się do San Francisco, by odnaleźć jedną z cór Lilith, która wskaże nam kolejny cel ataków Matki Demonów.
-TA Lilith? – spytała zatroskana Zafina. Krzątała się po pokoju zbierając wszystkie potrzebne rzeczy do podręcznej sakwy. Wśród nich był oczywiście jej strój, jak również rytualny ubiór tancerek oraz potrzebne flakony, zioła oraz kadzielnica służąca do rozprawiania się z demonicznym pomiotem. W pewnym momencie zatrzymała się i naskrobała krótką notatkę na kartce papieru informującą Victorię oraz resztę drużyny o zaistniałym zagrożeniu.
- Czemu nagle objawiła swoją obecność?
- Z tego, co udało mi się ustalić, Lilith została uwolniona przez jedno ze swych dzieci - Pilgrima. Demona, który posiada moc teleportacji - powiedział Strange. - W moich wizjach pojawia się jako ta, która chce zniszczyć Mistyczny Krąg Dobra, który staje się silniejszy, niż kiedykolwiek w historii. Dlatego nie możemy jej na to pozwolić. To będzie walka na śmierć i życie. Jesteś na to gotowa? - Strange spojrzał pewnie w jej oczy.
Zafina wytrzymała spojrzenie. W jej oczach gorało zdecydowanie.
- Doktorze. Całe moje życie przygotowywałam się do wojny przeciw plugastwu demonów. Teraz to nie jest czas na wątpliwości. Zastanawia mnie tylko, czemu nie zgłosiłeś się do Avengers.
- Bo to są sprawy, którymi musi zająć się konkretna grupa ludzi. Tak jak z komponentami do rytuałów, tu nie ma miejsca na przypadkowość - odrzekł spokojnie Stephen i uniósł dłoń. - Chodź, moje dziecko, czas nagli.
Słowa Doktora nie uspokoiły wątpliwości jakie zalęgły się w głowie dziewczyny od momentu jego przybycia. Czuła jednak, że w jednym miał rację. Jeżeli miała to rozwiązać to mogła to zrobić wyłącznie sama. Dlatego chętnie ujęła rękę czarnoksiężnika i wyruszyła wraz z nim w podróż.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 02-05-2016 o 21:41.
Noraku jest offline  
Stary 02-05-2016, 21:43   #207
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
_________________________________

LADY EUROPA
_________________________________

Kobieta wzbiła się w powietrze, czym w pierwszej chwili zaskoczyła Green Goblina. Ten się zawahał i niedbale cisnął ognistą dynią w stronę Lady Europy, która bez najmniejszego wysiłku jej uniknęła. Zupełnie zdziwiony takim obrotem spraw Goblin nie zdążył w odpowiednim momencie zmienić kierunku lotu i Aceline zdzieliła go pięścią centralnie w paskudny pysk, wyrzucając z glidera, który bez swojego dżokeja po prostu spadł na ziemię. Green Goblin natomiast przeleciał z dużą prędkością kilkanaście metrów w powietrzu, po czym z rumorem wbił się w budynek nieopodal i więcej się nie pojawił.

Mścicielka zdążyła się odwrócić w powietrzu akurat w momencie, gdy w jej stronę pomknęła pajęczyna elektrycznych wyładowań. Aceline nie zdołała w porę uskoczyć i poczuła paskudny ból, gdy poraził ją prąd. Wciąż przytomna, padła na zrujnowaną ulicę - jak przez mgłę dojrzała zbliżającego się, odzianego na zielono mężczyznę z czymś, co wyglądało na akwarium włożone na głowę. Nim zdołała unieść dłoń, by zdzielić go blastem, Mysterio wypuścił w jej kierunku gęsty, fioletowy gaz. Oczy zaczęły jej łzawić i poczuła, że się dusi. Odkasływała gaz, który dostał się do jej płuc, ale na nic się to nie zdało. Moment później jej świadomość zgasła, niczym płomień świecy na wietrze.

Gdy odzyskała przytomność, szybko zdała sobie sprawę, że nie znajduje się już w Nowym Jorku, tylko w cichym, pogrążonym we mgle lesie. Jak to było w ogóle możliwe? Czyżby przez czas, gdy była nieprzytomna ktoś ją tutaj wywiózł? A może to były halucynacje? Jeśli tak, to dlaczego czuła wgryzający się pod ubranie chłód i skraplającą się na twarzy mgłę? Gdy obrzuciła wzrokiem otoczenie, szybko zlokalizowała coś, co nie pasowała do krajobrazu. Na tle drzew nieopodal, wyraźnie odcinała się męska sylwetka. Przez stojącą w powietrzu mgłę Aceline nie widziała, kim jest nieznajomy, jednak ten najwyraźniej również ją ujrzał i jej się przyglądał.


Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie, a następnie mężczyzna skinął na nią ręką, wołając ją do siebie. Za trzecim razem zaczął wycofywać się w głąb lasu. Było pewne, że jeśli Aceline za nim nie pójdzie, nieznajomy zniknie za moment w objęciach mgły.


_________________________________

JAZZMAN
_________________________________

Dosłownie w kilka chwil znaleźli się na trzydziestej dziewiątej ulicy, a Sam był pod wrażeniem umiejętności Jacka. Nim jednak weszli do "Jerry's Dinner Heaven", czarnoskóry chłopak poklepał się po kieszeniach spodni i kurtki, a potem syknął pod nosem soczyste przekleństwo.
- Niech to szlag, zostawiłem portfel w samochodzie. Chodź, Jackie, zaparkowałem niedaleko, poza tym pochwalę się, jaką furę sobie kupiłem niedawno. - Sam wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
Przeszli obok knajpki i po chwili odbili w wąską alejkę po lewej. Lawirując między stojącymi w nieładzie kontenerami na śmieci i psimi fekaliami wyszli w końcu na niewielki parking znajdujący się tuż obok miejscówki, do której zmierzali. Jack jednak nie myślał już o jedzeniu, gdy zobaczył czekających na parkingu sześciu dobrze zbudowanych mężczyzn z kijami bejsbolowymi i tonfami, którzy po chwili otoczyli Avengera.
- Sorry, Jackie, Life Foundation dobrze płaciło, żebym cię tu ściągnął. - Sam uśmiechnął się paskudnie.
Moment później Jazzman dostrzegł mężczyznę, który wyszedł zza jednego z zaparkowanych SUV-ów. Był dużo szerszy i wyższy od pozostałych, a głowę skrytą miał w głębokim kapturze. Dopiero, gdy podszedł bliżej i ją uniósł, świdrując wzrokiem Jonesa, ten dojrzał jego oblicze.


Twarz nieznajomego przypominała wyschniętą skorupę pustynnej ziemi, a białka znaczyła wyblakła żółć. Jack dałby głowę, że już kiedyś widział tego faceta, choć wtedy chyba wyglądał trochę inaczej.
- Poznajesz mnie, śmieciu? - Zapytał tamten, krzywiąc się. Głos miał nienaturalnie basowy, jakby przepuszczony przez efekt w programie muzycznym.
Jazzmanowi coś zaświtało, ale zanim zdążył odpowiedzieć, tamten kontynuował.
- Pamiętasz magazyn z beczkami? To przez ciebie stałem się tym, kim jestem! Tamten Matt Tyler nie żyje, teraz jest Sandswipe! - Warknął, a Jack w mig przypomniał sobie ochroniarza, który wtedy go nakrył i który również zachłysnął się gazem. Efekty wypadku nie obeszły się z nim jednak łaskawie. - Ty nie wyglądasz tak, jak ja, a gdy tylko zobaczyłem cię w telewizji, wiedziałem, że w końcu cię dopadnę. Life Foundation zapewniło mnie, że dzięki tobie znajdą lekarstwo na moją chorobę i znów będę sobą. Taki, jak kiedyś! - Warknął. - Niestety, to oznacza, że ty musisz zginąć w imię wyższego dobra. Brać go!
Rozkazał, a jego kumple ruszyli w jedno tempo w stronę Jazzmana z uniesioną bronią, nie zostawiając mu zbyt wiele miejsca na manewry. Kątem oka widział, jak Sam oddala się pod jedną ze ścian, mając chyba nadzieję na dobre widowisko.


_________________________________

THE DANCER
_________________________________

Gdy tylko podała Strange’owi dłoń, w pokoju pojawiła się błękitna mgła, która niczym żywa istota, pochłonęła ich oboje, przesłaniając zupełnie widok, jakby zamknięci zostali w kokonie. Zafina czuła się dziwnie, zupełnie jakby była wszędzie i nigdzie jednocześnie. Podróż skończyła się równie szybko, jak się zaczęła i opary gęstej mgły wypuściły Strange'a i Zaffie w jakiejś nieprzyjemnej, ciemnej alejce. Nim dziewczyna zdołała o cokolwiek zapytać, z przeciwnej strony usłyszeli powarkiwanie silnika nadjeżdżającego motocyklu. Odwrócili się w tamtą stronę, a The Dancer aż uśmiechnęła się pod nosem, widząc, z kim przyjdzie jej współpracować.


Ghost Rider. Choć nigdy wcześniej go nie spotkała, to słyszała o jego wyczynach i oczywiście o tak zwanym Pokutnym Spojrzeniu. Duch Zemsty zatrzymał motocykl nieopodal, ale nie wyłączył silnika.
- Przesłuchałem Nakotę. - Zaczął ponurym, głębokim głosem nie z tego świata. - Nie uniknęła wycieczki do Czyśćca, ale dzięki temu wiem, co robić dalej. Musimy odnaleźć trzech mężczyzn, których widziałem w wizjach - Afroamerykanina z tatuażami i kataną, gościa podobnego do wampira i lalusia z miną playboya. Są w Bostonie.
- To Blade, Drake i Hannibal King, łowcy wampirów. - Wyjaśnił Strange.
- Nie wiem, czy są naszymi wrogami, czy sojusznikami w tej sprawie, ale wkrótce będą musieli się opowiedzieć po konkretnej stronie - rzucił Duch Zemsty.
- Szybko, przeniosę was w okolicę ich agencji detektywistycznej - powiedział Stephen, nakreślając jakieś mistyczne znaki w powietrzu. Moment później błękitna mgła pochłonęła całą trójkę, zabierając ich w kolejną podróż.


Strange zostawił ich na miejscu i zniknął w oparach własnej, mistycznej mgły, obiecując, że gdy nadejdzie czas, znów się pojawi. The Dancer i Rider jedyne, co zastali w biurze łowców, to przyklejona do drzwi kartka z adresem jakiejś starej katedry. Tamci nalegali na spotkanie, zatem musieli wiedzieć że ta dwójka się pojawi. Zafina zastanawiała się na głos, czy rzeczywiście chcą się spotkać, czy już szykują na nich zasadzkę. Ghost Rider podzielał jej wątpliwości, zdradzając, że albo sama Lilith zdołała do nich dotrzeć i przekabacić ich na swoją stronę, albo jedno z jej dzieci. Nie mieli jednak czasu do stracenia, więc The Dancer zajęła wolne miejsce na tyłach piekielnego motocykla Ducha Zemsty i ruszyli pod wskazany adres.

Gdy dotarli na obrzeża miasta, noc była w pełni. Stara, pamiętająca z pewnością osiemnasty wiek katedra odcinająca się swoją architekturą od pozostałych budynków nie zachęcała do odwiedzin, zwłaszcza po zmroku. Jednakże, tej nocy nie wyglądała na opuszczoną. W oknach na piętrze dostrzegli zapalone światło, zachęcające do wejścia na górę swą przyjemną, jasną łuną. Wysoko na niebie, tuż za najwyższą wieżyczką wisiał ponuro księżyc, jakby miał zamiar być świadkiem tego, co się tutaj za moment wydarzy.


Ghost Rider skupił wzrok na świetle w oknach, po czym powiedział do Zafiny.
- Jeśli rzeczywiście tam są, motocykl odkrył naszą obecność. Wejdź od frontu, ja zobaczę, czy uda mi się dostać do budynku od tyłu. Wciąż możemy ich zaskoczyć.
Po tych słowach zabrał przytroczony do motoru łańcuch, który pobrzękiwał w rytm jego kroków i moment później zostawił Zafinę samą przed łukowatym wejściem wyposażonym w dwuskrzydłowe, uchylone drzwi do katedry, za którymi czaiła się nieprzenikniona ciemność.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 02-05-2016 o 21:47. Powód: literówka ;)
Kenshi jest offline  
Stary 03-05-2016, 08:13   #208
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Et tu, Tom? - Zapytał z udawanym smutkiem, po czym na jego twarz wypłynął bardzo brzydki uśmiech - No to teraz mogę ci odpowiednio podziękować - Tommy miał dobre instynkty i od razu postawił gardę nic to jednak nie mogło dać przeciw super szybkiemu kombo ciosów pięścią: Krocze, brzuch, podbródek - K.O! - Zawołał naśladując głos komentatora, z Tekkena gdy Afroamerykanin padł bez przytomności na beton.

- Myśleliście, że chociaż na chwilę uwierzyłem tej gnidzie? Noo, ok przez chwilę miałem nadzieje że się jednak zmienił ale nie znaczy że przyszedłem nieprzygotowany - Powiedział po czym, zakręcił się wokół własnej osi niczym Maska korzystając z okazji żeby zdjąć ubranie i złożyć je w kostkę pod jednym z samochodów oraz wyciągnąć broń.

Okazało się, że to, co widział na filmie nie było jednak dobrym pomysłem jego błonnik szalał, chciało mu się wymiotować stracił również orientacje. Na szczęście na treningach przećwiczyli scenariusz walki w dezorientacji zachowanie Jazzmana wytrąciło zbirów z równowagi bez problemu rozprawił się z nimi kilkoma podrasowanymi prędkością ciosami elektrokija: Rzepki kolanowe, dłonie trzymające broń, sploty słoneczne i w końcu odpowiednio wymierzony cios w głowę w razie potrzeby doprawione elektrycznym szokiem.

Dwie minuty czterech przeciwników obezwładnionych leżało u jego stóp, „Co z tego to był tylko dry run żeby przetestować twoje możliwości i zmniejszyć twoje zapasy energii. Nie masz, co świętować, myślisz, że wygrywasz? Robisz dokładnie to, czego po tobie oczekują! Wpadasz w pułapkę z pełną świadomością tego, że to pułapka" - Odezwał się krytyczny głos w jego głowie.

Jazzman musiał przyznać mu racje i właśnie, dlatego podczas walki wykręcił numer telefonu Victorii, po czym, schował go pod jednym z samochodów licząc na wezwanie posiłków. Bardzo korciło go żeby rzucić jakimś głupawym tekstem z filmu w stylu Somebody stop me! Albo "Smoooking" nie chciał jednak kusić losu zamiast tego przemówił spokojnym głosem:

- Słuchaj Matt masz racje! Pozwól mi naprawić to, co się stało! Tylko na zewnątrz może się wydawać, że wszystko ze mną w porządku. Ta fundacja naprawdę spierdoliła porządnie projekt tego gazu, twoje ciało rozpada się od zewnątrz a moje od środka. Wszystkie organy mi wysiadały i gdyby nie pomoc pewnego mutanta z X menów umarłbym kilka miesięcy temu na marskość wątroby albo zawał serca - Wyjaśniał przyjacielskim tonem siląc się na spokój - Facet nazwa się Elixir i jest bardzo miły! Jego moc re konfiguruje komórki ciała z pewnością mógłby cię przywrócić do normy albo, jeżeli wolisz zachować moc tak jak ja to przetworzy twój organizm tak żeby przestał się rozpadać. Co ty na to? Jeżeli się zgodzisz za 15 minut możemy być w Instytucie Xaviera - Zaoferował.

- I to nie jest tak że zrobiłem ci krzywdę a teraz bezkarnie jestem na zwolnieniu! O nie! Nie wierz we wszystko, co widzisz w TV! Jestem skazańcem na warunkowym! Zrobię jeden błąd a wyląduje z powrotem w Raft! A praca w zespole Avengers też łatwa nie jest! Po za tą akcją w parku i symbiontami niedawno mało nie zginąłem w Latverii walcząc z Victorem Van Doomem i mało nie rozszarpała mnie armia zmutowanych potworów uwierz mi Tyler spłacam swój dług wobec społeczeństwa teraz pozwól mi spłacić mój dług wobec ciebie - Poprosił.

- Teraz odpowiedz sobie na parę pytań: Czy naprawdę ufasz tym gościom z Fundacji? To oni spierdolili ten gaz od samego początku! Elixir ma o wiele więcej sukcesów na swoim koncie. Skąd masz gwarancje, że i ciebie nie rozłożą na czynniki pierwsze po tym jak mnie im dostarczysz, co? Ja pracuje dla rządu USA, więc nie mogę cię skrzywdzić, bo dostałbym dożywocie. - Nawijał w nadziej, że uda mu się przekonać Sandswipa do współpracy.

- Nie chcę z tobą walczyć, bo spowodowałoby to za dużo uszkodzeń mienia publicznego po za tym faktycznie jestem winny temu, co się tobie stało i bardzo chcę to naprawić nie zamierzam jednak w tym celu oddawać się pod nóż jakimś chujowym Doktorom Frankensteinom skoro jest lepsza metoda! Naprawdę chcesz walczyć? Odkąd dołączyłem do Avengers przechodzę trening z piekła rodem ty Matt masz, co najwyżej przeszkolenie ochroniarza. Do tego na tej samej zasadzie, co ja wydaje się być kiepską podróbką Quicksilvera ty zdajesz się mieć dużo wspólnego z Sandmanem! To, co załatwić ci leczenie i pomoc ze strony najtęższych umysłów tego świata i wspaniałych lekarzy SHIELD czy wolisz żebym sprawił ci kąpiel? - Tak naprawdę w dużej części blefował nadrabiając strach fałszywą pewnością siebie.

Wcale nie był pewien tego czy zdolności drugiej ofiary gazu rzeczywiście były podobne do tych posiadanych przez przeciwnika Spideyego. Nie wiedział też czy ta tajemnicza Fundacja nie dała Mattowi jakiegoś przeszkolenia do tego złożył już sporo zapasów energetycznych na dobiegnięcie tutaj i bezsensowną walkę. Cała nadzieja w tym, że jego gadanina przekona biedaka albo, chociaż da Victorii Hand czas na przysłanie kawalerii, bo jeżeli jego przewidywania okażą się słuszne to elektrokij, miecz oraz ciosy pięści tym razem na niewiele się zdadzą a ataki obszarowe były jedną z jego największych słabości.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 03-05-2016 o 09:59.
Brilchan jest offline  
Stary 04-05-2016, 13:27   #209
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Aceline udało się powstrzymać Green Goblina zanim ten zdażył wyrzadzić jej jakąkolwiek szkodę. Zadowolona swoim sukcesem i z ponurą satysfakcją obserwująca przeciwnika spadającego na dół, odwróciła się w powietrzu, by sprostać kolejnemu wyzwaniu.

Niestety, ku jej zaskoczeniu, kolejnym przeciwnikiem był jakiś dziwny człowiek z szkalną kula zamiast głowy? Zanim Lady Europa zdążyła cokolwiek zrobić, nieznajomy wypuścił z siebie jakiś okropny, fioletowy gaz. Kaszląc i dusząc się, Aceline starała się oprzeć potencjalnej truciźnie.

Wszystko na nic. Bardzo szybko straciła przytomność.

~*~

Kiedy Aceline się obudziła, była w jakimś lesie. Wszedzie była mgła a ona biedna kompletnie nie rozumiała gdzie była. Pierwszym skojarzeniem był Central Park, ale Europa była w nim kilka razy i jej obecna sytuacja nie przypominała go jej ani trochę.

Gdzie była? Jak się tu znalazła? Gdzie podział się Spider-Man i jego przeciwnicy?

W mgle dostrzegła jakiegoś mężczyznę - przyjaciela czy wroga? Patrzyli na siebie w milczeniu, które dłużyło się niby godziny. W końcu tajemniczy człowiek ruszył we mgłę. Jeśli Aceline szybko za nim nie ruszy, zgubi go.

- Czekaj, proszę! - krzyknęła za nim, wznosząc się w powietrze i podążając za mężczyzną - Nie wiem gdzie jestem! Proszę, pomóż mi! - krzyczała we mgłę.

Mężczyzna jedynie odwrócił się i ruszył między drzewa i mgłę, nie zwracając uwagi na nawoływanie kobiety. Najpierw powoli, by z każdą chwilą przyspieszać kroku. Brak reakcji dziwił Aceline, w końcu nie było możliwości, by jej nie słyszał w pogrążonym w grobowej ciszy lesie. Czyżby chciał ją gdzieś zaprowadzić? Wciągnąć w pułapkę?

Lady Europa przygotowała swe blastery, zarówno po to, by bronić się w razie problemów jak i w celu poświecenia sobie we mgle. Postanowiła podążać za mężczyzną - jaki w sumie miała inny wybór?

Płynęła w powietrzu w kierunku nieznajomego, przebijając się przez gęstniejącą mgłę. Co rusz miała wrażenie, że traci mężczyznę z oczu, ale on znów pojawiał się w zasięgu jej wzroku, jakby celowo czekając, by za nim podążyła. Aceline czuła się jak królik, któremu podstawiono przed nos marchewkę na patyku, ale otoczona mgłą i lasami, nie miała innej możliwości, jak kierować się za tajemniczym mężczyzną. Zdawała sobie sprawę, że coś tu jest nie tak, ale jak na razie, nie wiedziała jeszcze, co dokładnie.

Nie wiedziała, ile dokładnie lawirowała między drzewami, gdy las nagle się urwał i pojawiła się na sporej polanie. Mężczyzny nigdzie nie było, jednak poprzez mgłę dojrzała rozmazane kontury jakiejś sporej konstrukcji, a gdy podleciała bliżej, zdała sobie sprawę, że to jakiś... dom.


Wyglądał ponuro, otoczony drzewami z powykręcanymi gałęziami przypominającymi rozcapierzone pazury jakiejś bestii. Wokół było cicho i spokojnie, a gdy Aceline rozejrzała sie dokładniej, miała wrażenie, że mgła wokół lasu gęstnieje jeszcze bardziej, próbując zamknąć ją w pierścieniu mlecznobiałego oparu. Tajemniczego mężczyzny nigdzie nie było, a dom wydawał się jedynym wyjściem w obecnej sytuacji. Lecz czy rozsądnym?

Lady Europa przełknęła ślinę. Dom nie podobał się jej - był jeszcze bardziej podejrzany niż tajemniczy mężczyzna, ale czy miała jakiś wybór? Mogła wejść do domu albo czekać w gęstniejącej mgle. Po chwili namysłu wybrała pierwsze wyjście.

Podeszła do domu i zapukała do jego drzwi - Halo, jest tu ktoś? - spytała, pukając ponownie.
 
Kaworu jest offline  
Stary 05-05-2016, 17:01   #210
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację

Nienawidziła teleportacji. Właściwie pod każdą postacią. Miała wrażenie, jakby jej trzewia wybrały się na wycieczkę po całym ciele. W ustach czuła gorzki posmak żółci i pewnie by zwymiotowała, gdyby tylko miała czym. Mimo widocznej bladości starała się nie okazywać słabości, chociaż mocno przeszkadzały w tym trzęsące się kolana. Doktor przyglądał się jej z troską ale nie komentował. Alejka nie wyróżniała się niczym szczególnym. Mogła się znajdować gdziekolwiek na świecie. Jeżeli Strange nie był tym za kogo się podawał to teraz był najlepszy moment na atak. Nic jednak takiego się nie wydarzyło, więc Zafina uspokoiła się. Miała ochotę przepłukać gardło czymś wyskokowym. Na to przyjdzie jednak czas, gdy pozna nowego partnera. Zbliżający się huk wysokooktanowego silnika mógł już coś zwiastować, ale nawet gdyby spodziewała się akurat jego, to widok płonącego motocykla oraz piekielnej czachy i tak zrobił by ogromne wrażenie. Ghost Rider w całej swojej przerażającej okazałości. Z jego raportu wynikało, że Lilith działała szybko i że większość magicznej społeczności została postawiona na baczność. A nie był to koniec werbowania potrzebnych sojuszników. Nim zdążyła zaprotestować, magiczna mgła znowu ich przeniosła.

- Byłabym wdzięczna gdybyś jednak ostrzegał Doktorze
Drugiej podróży nie zniosła już tak dobrze. Opierała się o ramię Jeźdźca, z trudem utrzymując się na nogach. Wypluła z ust dziwny posmak.
Nadal nie przywykłam do takiej formy podróży. Wolałabym już chyba ten płonący jednoślad.
Doktor Strange spojrzał porozumiewawczo na Ghost Ridera po czym rozpłynął się w powietrzu. Płonąca Czaska uśmiechnęła się piekielnie ale nie komentowała. Po chwili Zafina wyprostowała się i odetchnęła z ulgą. Wir w głowie uspokoił się. Znowu była zdolna do działania.
W biurze nie zastali poszukiwanych łowców. Z zostawionej na drzwiach kartki wynikało jednak, że spodziewali się gości. Było to dość niepokojące, zwłaszcza że macki demonicznej Matki mogły sięgać daleko. Nie wiadomo kto został nimi opętany, a do kogo dopiero chciała się dobrać.
- Brzmi aż nazbyt kusząco… pułapka? – spytała głośno Zafina pukając w kartkę.
- Możliwe – odparł chropowatym głosem jej towarzysz. – Albo zaproszenie. Tak czy siak wygląda podejrzanie. Wyczuwam tutaj malwersacje demonów.
- W sensie tak nosem? Bo przecież ty… - zaczęła, ale krótkie spojrzenie pustych oczodołów powstrzymało żartobliwą uwagę. – Chodziło mi o to czy czujesz tutaj „demoni odór” czy to tylko intuicja?
Jeździec odwrócił się na pięcie i pomaszerował w kierunku wyjścia grzechocząc łańcuchem.
- A jaka to różnica?

Podróż do katedry była już dużo przyjemniejsza. Płomienie tańczące na motocyklu delikatnie łaskotały jej ciało, ale nie sprawiały bólu. Wtulając się w potężne plecy kierowcy zastanawiała się, czy to w ogóle są zwykłe płomienie. Jazda na motocyklu w wielu sprawach przypominała jazdę konną. Była tylko trochę stabilniejsza no i szybsza. Ale nadal ta cała siła pomiędzy nogami dawała poczucie pewnej władzy. Zwłaszcza z tak zdolnym kierowcą u steru.
- No, muszę powiedzieć, że taka przejażdżka bardziej mi odpowiada – zaczęła rozmowę gdy dotarli już na miejsce. – Musisz mnie kiedyś zabrać na wycieczkę w bardziej sprzyjających okolicznościach.
- Chodźmy – powiedział Ghost Rider, ale w jego głosie można było wyczuć fałszywą nutę. Dla Ducha Zemsty nie było sprzyjających okoliczności.


***

-Mnie nie znają, może nie zabiją od razu. Jak będziesz cichy to uda ci się ich podejść – powiedziała za odchodzącym Jeźdźcem dziewczyna, chociaż oboje chyba myśleli o tym samym. – Tylko mnie tam nie zostaw kowboju.
Arabka podeszła do potężnych wrót. Położyła dłoń na chłodnej kołatce i uspokoiła oddech. Cała drżała, było to jednak uczucie związane z ekscytacją a nie strachem. Po raz pierwszy wypełniała swoje przeznaczenie całkiem sama.
No to jazda
Popchnęła jedno ze skrzydeł, a to zgrzytnęło głośno, przez co Zafina aż zacisnęła zęby. W środku przywitał ją ciemny korytarz, a światło, które rzucał księżyc i niewielka łuna dochodząca z piętra pozwoliły jej dojrzeć zarys schodów prowadzących na górę. Przeszła przez szeroki, śmierdzący wilgocią korytarz asekurując się o ścianę - palce bez problemu wyczuwały odpadający tynk i wybite w nim dziury. W końcu znalazła się na schodach prowadzących łukiem na górę i ostrożnie stawiając każdy krok pojawiła się na piętrze. Tam, kilka metrów dalej dostrzegła uchylone drzwi wypuszczające na zewnątrz snop jasnego światła. Przez moment miała wrażenie, że wiszący w powietrzu dziwny opar układa się w zarys postaci, ale gdy zamrugała, niczego takiego nie dostrzegła. To musiał być jedynie psikus umysłu nie przyzwyczajonego do takich sytuacji.
Pusta katedra przyprawiała ją o dreszcze. W takich miejscach ciężko jest zaufać własnym oczom. Na szczęście miała inne, nie całkiem naturalne zmysły. Odgłosy jej kroków tłumił gęsty, tłusty kurz unoszący się dookoła. Jej przyzwyczajone do półmroku oczu zauważyły jednak, że nie wszędzie było go równie dużo. To tylko potwierdzało czyjąś obecność. Wiedziała również, że mimo ostrożności, jej obecność nie była już tajemnicą. Sięgnęła do wiszącej u boku torby i wyciągnęła zwitek ziół oraz kadzielnicę wiszącą na długim łańcuszku. W porównaniu z europejskimi, kadzielnica tancerki miała kulisty kształt i była zamykana na solidne zasuwy. Wsypane do wnętrza zioła zadymiły się gęsto niczym mleko gdy wyrwany z zapalniczki płomień zatańczył na mieszaninie kolendry, tojadu oraz piołunu. Opuściła metaliczną kulę luźno przy boku. Końcówkę wyważonego łańcuszka trzymała w drugiej dłoni zgodnie z naukami jej mistrzów. Kadzielnica przypominała teraz formę japońskiej Kamy niż Europejskiego Morgensterna łańcuchowego, swojego protoplasty. Tak uzbrojona była gotowa do spotkania z demonem. Zapukała do drzwi. Odpowiedziała jej zupełna cisza. Niezrażona brakiem odpowiedzi postanowiła wejść do środka powoli uchylając drzwi.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 07-05-2016 o 15:56.
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172