|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-04-2016, 07:37 | #81 |
Reputacja: 1 | - Koleś - wykrztusił w kantońskim Zcirw, ale potężne uderzenie pozbawiło go tchu. Inżynier próbował się zaprzeć, ale maszyna nieubłaganie spychała go w stronę burty. Kherubim złapał mocniej za budkę operatora i bez większego wysiłku przeskoczył wózek widłowy. - I kto teraz jest mądry? - Zcirw zapytał Chińczyka, ale ten nie odpowiedział. Zaczął wrzeszczeć dopiero, kiedy Kherubim podniósł nad głowę wózek widłowy i ruszył biegiem w kierunku Mary. - Przybywam... - zaczął Zcirw, po czym z całej siły (i bardzo precyzyjnie, biorąc pod uwagę gabaryty broni) rąbnął wózkiem w ninję w rozciągniętym dresie. - W pokoju - inżynier dokończył, a wózek już tylko częściowo wystawał z wybitej w pokładzie dziury. Ubrudzony krwią kawałek dresu smętnie zwisał z wideł. I po robocie, ucieszył się Zcirw, ale na to było dużo za wcześnie. Ninja, teraz już w poszarpanym dresie, stał kilka kroków dalej. Przynajmniej nie trzymał już Mary w swoim uścisku kung fu, ale dalej stanowił zagrożenie. |
15-04-2016, 00:50 | #82 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Michael "Cage" Sullivan - żywiołowy bezczelniak - Spoko koledzy! Nie lękajcie się! Przybywam wam z odsieczą! - wydarł się nagle Sullivan oznajmiając swojemu zespołowi swoje przybycie na jednostkę. Widział ich zaraz po tym jak widział sapiacego z gniewu Huzzara i jednak nie rozciachanego szablą James'a na pokładzie ich własnego latadełka. Szkoda, że Huzzar nie dał mu popilotować znowu latadełka. Z drugiej strony w sumie samo siedzenie za sterami było nudne. Przynajmniej tak w samym nudnym, locie poziomym w pełnym maskowaniu. Nic się nie działo. W przeciwieńśtwie do tego co działo się tutaj. - A ty to się kurwa mógłbyś choc trochę zleknąć... - furknął do jakiegoś skosnookiego marynarza który chyba był bardziej zaskoczony od niego. No pewnie jeszcze nie widział jak ktoś mu nagle wyskakuje z teleportu. - Ej! To jest ta scena w której z przerażenia skaczesz za burtę! - krzyknął do niego Sullivan oczywiście po angielsku. Ten zareagował jakims małoskoordynowanym ruchem ale jednak jakoś ten skok za burtę słabo mu wyszedł. Zupełnie jakby chciał zaatakować cyborga nawet czy zwiać od niego. - Co za nieprzeszkolone lemingi. Jakieś cięcia budżetowe maja w tej produkcji czy jak? No dobra pomogę ci. - Sullivan pokręcił w końcu z niezadowolenia głową widząc marne wysiłki żółtoskórego przeciwnika. Majtnął go swoją cyberłapą i tamten poszorował po pokładzie póki nie zaczepił się o jakis palik. - Noo niee... Nawet z pomocą wypaść nie umiesz?! Skąd oni ich biorą? - rozłożył ramiona w brzradnym geście widząc taki całkowity brak współpracy i talentu. A te skośne to niby taka pracowita rasa ma być a tu mu się trafił... No cóż. Wyrób z Chin. W końcu pokiwął głową odkrywając być może tajemncę dlaczego tak opornie idzie mu ta scenka walki. - Ej a ty gdzie lecisz? - złapał w przelocie jakiegoś kolegę dopiero co rzuconego marynarza. Złapał go za ramię, okręcił a mocarne cyberamiona nadały złapanemu całkiem niezły moment obrotowy. Więc gdy nagle go zatrzymały Cage z satsfakcją obserwował jak ramiona i głowa tamtego nadal wykonuja obrót póki ich maksymalny zasieg przegubów nie zatrzymał. - Leć do kolegi i razem poćwiczcie te spadanie! - ryknął do niego gdy puścił go torem w poprzek pokładu jak kulę do kręgli i faktycznie. - Yes! Strike! No wreszcie! - krzyknął gdy ciśnięty właśnie Chińczyk zderzył się z tym poprzednim i razem elegancko właśnie znikli za krawędzią pokładu. - Chwalisz się czy żalisz? Wiesz, nigdy tego nie mogę rozróżnić... - wyznał szczerze Chińczykowi ze zrozumiałym angielskim. Ucieszył się! Wreszcie trafił mu się przeciwnik który zrozumie jego dowcipy! No znaczy chociaż tak, że po angielsku. W sumie to Cage wiedział, ze za dobrym komikiem chyba nie był. Ci wszyscy dranie z jakimi się prał jakoś rzadko się śmiali z jego kawałów. Banda ponuraków. - A poza tym ja się urodziłem... - co tam mu będzie jakiś Chinol próbowął imponić jakimś tam pochodzeniem! Też przecież miał się cyzm pochwalić! Tylko na moment się zapowietrzył bo nagle przypomniał sobie, że w sumie to nie pamiętał kiedy się urodził... Nie chciał dać się złapać jednak na tej gafie ale znów sobie przypomniał, że chyba te Chinole to chyba jakąś inna menażerię mieli w tym zodiaku. I kurwa nie pamiętał co tam właściwie było. - Nie no nie zrobisz tego... Walcz jak mężczyzna bez skryptów! - Sulivan jęknął widząc jak ze zmienionego smokokształtnego w gardzieli zaczyna się coś jarzyć i to co raz jaśniej. - I jeszcze wykupiłeś se zionięcie ogniem? Serio? Nie stać cie na coś oryginalnego? Każdy smok zionie ogniem, tandeta normalnie. W szkole innych smoków dzieci się z ciebie nie śmiały? - nawijał dalej choć w sumie taki pewny siebie nie do końca był. Właściwie musiał gadać bo niezbyt mógł walczyc przez to, że paszczur chwycił mu ramię w paszczy o to te z bronią. Był unieruchomiony! Ale wystarczyło tylko by przeniósł lufę choć... Fala płomieni ogarnęła jego ciało. Poczuł niesamowity żar opływający po torsie, głowie, szyi no nie ramionach oczywiście. Te współczesne dzieła wojskowej bioinżynierii były policzone na dużo większe przeciążenia i amplitudy środowiskowe. Zniosły więc żar bez szwanku. Jednak reszta ich właściciela czuła jak płomienie zaczynają się wgryzaż w zmodyfikowane ale jednak wciąż żywe ciało. Płomienie objęły też broń. Ta okazała się dużo mniej żaroodporna od właściela i trzymających ją ramion. Kamuflaż zaczął bylgotać i topić się by prawie od razu wyparować. Zaraz potem płomienie dotarły przez szczleiny do delikatniejszych mechanizmów broni i zaczęły je topić. W końcu mimo, że sama bryła broni zdawała się być nietknieta jej delikatniejsze mechanizmy ulełgły stopieniu i nieodwracalnemu uszkodzeniu. Cage wiedział, że przynajmniej w tej walce ta broń już mu się nie przyda. Wcześniej jednak zdołał nakierować lufę na zmiennokształtnego i on, wraz ze swoim ogniem, i uściskiem szczęk zniknał. Na pokładzie został przez moment sam podjarany Cage ze zniszczoną. - Ej gdzie uciekłeś! Wracaj zaraz mi tu! Zobaczymy kto ma więcej many z magazynku! - krzyknął do smoka który został nagle steleporcony dzięki ostatniemu wysiłkowi jego właśnie zniszczonej giwery. Mimo pogróżek w stronę smoka uruchomił był na tyle przytomny, że uruchomił swój niezawodny i nieskoczony wręcz arsenał sięgajac po kolejną giwerę. Po czym dał susa za burtę. - No! Widzicie?! Tak się skacze za burtę! Przyjmuję na kursy, chcecie sie zapisać? Ale wiecie, że tylko pierwsze trzy skoki sa w gratisie a jeden już macie za sobą? - zagaił do zalanych wodą, przemoczonych skońookich głów unoszących się na powierzchni morza dzięki kapokom i ruchom ramion. Właściwie nie był pewny czy to ci sami dwaj których zmótł wcześniej za burtę ale właściwie aż tak ważne to chyba nie było. - Warp? No cześć Warp! Kupę lat! Słuchaj mogłbyś mnie zabrać gdzieś gdzie dzieje się coś ciekawego? Wiesz tu ta morska woda to słyszałem, że wywołuje reumatyzm w tych cyberzabawkach to mogłoby im zaszkodzić. - nadał na ich łączu do kumpla na pokładzie. Woda co prawda całkiem sprzyjała ugaszeniu pożaru wywołanego przez tego łuskowatego ale jednak bycie za burtą to tak na poboczu całej akcji. Nuudaa.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
16-04-2016, 10:11 | #83 |
Reputacja: 1 |
|
17-04-2016, 15:53 | #84 |
Reputacja: 1 | Młodzieniec lenwie odchylił się w krześle. Autopilot to było coś wspaniałego, mógł jednocześnie udawać, że jest użyteczny, a zarazem być jak najdalej od niebezpieczeństwa. James pogrążył się w myślach. Akcja jeszcze się nie skończyła, a już widział ją jako porażke. Nie byli w żaden sposób gotowi, wywiad przed misją jeśli był to bardzo marny. James zaczynał wątpić w szczere intencje Lorda Reva, wypchnięcie ich na pełne morze bez przygotowania było oznaką albo głupoty albo zaniedbania. - Z porażek trzeba wyciągać wnioski – wymruczał do siebie bazgrząc coś w notatniku – Pierwszy wniosek, nie zbliżać się do wkurwionego Huzzara, nigdy. Drugi, nie odwracać się plecami do Cage’a. – James zamyślił się na chwile – Ciekawe jak bardzo tamta trójka spierdoliła robotę. No nieważne. Trzeci wniosek, potrzebuję więcej zabawek. Zacznę od jakiegoś urządzenia maskującego, potrzebowaliśmy tych kilku sekund więcej. – Naukowiec wyrwał kartkę z notatnika i wepchnął ją do tylnej kieszeni spodni. Wstał powoli z krzesła i przeciągnął się wyglądając przez okno. - Ale to wszystko później, teraz czas na... – James zamarł w bezruchu wpatrzony w odległy okręt – Smoki? – Nie odrywając wzroku od gadziny cofnął się do konsoli autopilota i wpisał nowe instrukcje. Statek zaczął się powoli unosić, jak najdalej od wody. - Ok, ok, mogło być gorzej. Może mnie jeszcze nie zauważył – Sam próbował się uspokoić. Po chwili wyciągnął rękę do przodu i wycelował w smoka. Przeciwstawił się silę gadziny, próbował zatrzymać go w powietrzu. Mówi się, że ryba, która nie płynie umiera, może tak samo jest ze smokami? |
17-04-2016, 17:41 | #85 |
Reputacja: 1 | - no cześć Cage. - rzekł operator dźwigu przedrzeźniając kolegę. Słychać było równocześnie głos chińczyka, mówiącego oryginalnym głosem z silnym chińskim akcentem, jakby jego struny głosowe jeszcze nigdy nie mówiły po angielsku. A nad ten głos nakładał się głos samego Dwaina, lecz nieco głębszy i zniekształcony. No jak u... demona właśnie. To jest... daemonity. - Jak trwoga to do... Warpa, co?- rzekł nadal zeźlony. - a w wodzie jest przecież całkiem ciekawo. Nie oglądałeś szczęk? Zerknij za siebie, czy to nie czasem płetwa rekina? - rzekł lekko drwiąco. - Wyciągnij go Zcirw proszę. - posłał telepatycznie do kolegi. Samemu zostawił dźwig. Teraz gdy pojawili się jacyś chińscy herosi, trzeba było zająć się nimi w pierwszej kolejności. Wzbił się więc w powietrze, zamieniając w bestię prosto z opowieści H.P. Lovecrafta Potworny ryk wstrząsnął okrętem. Niczym sam Cthulhu, Dwain był teraz potworem o niewyraźnych antropoidalnych kształtach, łbie ośmiornicy pełnym niewiarygodnie długich macek, ogromnych pazurach przypominających sierpy i wąskich, smoczych skrzydłach na plecach. Przeleciał nad pokładem, sięgając mackami w stronę atakującego Marę wojownika ninja. Potem pomknął dalej, wzbijając się wysoko w powietrze. Przeleciał nad wrogim chińskim smokiem Przeciągając pazurami po jego ciele. |
18-04-2016, 23:34 | #86 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Dla swojego przeciwnika Mara nie miała najcieplejszych słów, ba! Większości z nich nie dałoby się zaliczyć do grona wyrażeń cenzuralnych. Milczała jednak uparcie, wciąż próbując pozbyć się obrzydliwego śladu po dotyku wrednej i ze wszech miar złośliwej, skośnookiej, żółtej małpy. Nienawidziła, gdy dotykali ją ludzie, co dopiero obcy ludzie… i to do cholery skośni niczym źle wkopany pal z nabitym nań skazańcem. Skoczyła do przodu, prosto w objęcia wroga, lecz nim dotarła do niego, ten uskoczył w bok, zdawałoby się w ostatniej sekundzie, unikając kontaktu zarówno z tkanką żywą, jak i stalą mieczy. Ruszał się płynnie, niczym utkany z dymu. Chcąc nie chcąc, Coda musiała oddać mu odrobinę honoru - skurwensyn prawdopodobnie uciekł z Shaolinu, czy innej fabryki Brus’ów Lee. - Łysy - rzuciła do Łysego dendrofila, kiwnięciem głowy wskazując mnicha albo inną cholerę. Wzięty na dwa fronty prędzej niz później popełni błąd. Co prawda za pierwszym razem podejście eliminujące cel nie powiodło się, jednak mądrzy ludzie gadali, że do trzech razy sztuka.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
19-04-2016, 10:08 | #87 |
Reputacja: 1 | Huzzar Okrętem szarpnęło i powoli zaczął się przechylać. Niestety po chwili przestał, ciężko było stwierdzić czy to wystarczyło. Dwóch Chińczyków się przewróciło. Jeden z nich strzelił. Kula trafiła kapitana. Pozostali na dźwięk wystrzału także otworzyli ogień. Kapitan dostał jeszcze kilka razy, tylko jedna kula trafiła w ramie Huzzara, lecz zrykoszetowała i wybiła kojenie okno. Kapitan zwisał bezwładnym ciężarem trzymany ramieniem Huzzara za szyję. Kolejne strzały muszą być celniejsze bo żywa tarcza straciła swój główny atrybut, żywość. Cage Usłyszał odgłos rozchlapywanej wody, obejrzał się przez ramię. To jeden z chińczyków płynął do niego. Coś zawołał po chińsku i pozostali dwaj także zaczęli płynąć. Pewnie zapisać się na zajęcia ze skoków. Cage’owi ciężko było pływać, ale pierwszy chińczyk rzucił mu się na pomoc, zacisnął ręce na szyi cyborga, dzięki czemu nie wlała mu się woda do gardła gdy poszli pod wodę. A gdyby jednak mu się wlała to postanowił ją usunąć kopiąc kolanem w żołądek. Szczęśliwie woda zamortyzowała cios bo Cage pozbył by się nie tylko hipotetycznej wody z płuc ale i śniadania. Sytuacja nie wyglądała za dobrze, jeszcze parę chwil i jego nowo otwarta szkoła straci dyrektora. Zcirw Mara powinna dać sobie radę, ruszył w kierunku burty. Dojrzał tylko kotłowaninę ciał. Kilku Chińczyków najwyraźniej kogoś topiło. To nie mógł być Cage, on by na to nie pozwolił… z drugiej strony był komandosem, robił rzeczy zaskakujące. Sięgnął gałęzią do wody i niczym podbierakiem wyłowił kilka rybek. Mara Niestety wzięcie na dwa fronty nie powiodło się. Zcirw wychylał się za burtę. Jakby składał hołd lordowi Posejdonowi. Mnich ruszył na Marę, tym razem go doceniła. Uniknęła jego szybkich ciosów. Był dobry, bardzo dobry. I atakował w szybkim tempie, nikt nie mógł takiego utrzymać zbyt długo. Musiał popełnić błąd. Każdy musiał. Zaklęła. Ona też. W ostatniej chwili odchyliła się gdy uderzył kciukiem. Trafił w jedną z beczek ustawionych w pryzmę i spiętych pasami. Z zdziwieniem zauważyła, że w beczcie niema dziury. Przeturlała się pod jego ramieniem i cięła na odlew. Ostrze przeszło gładko… gładko jak zwykle gdy cięła powietrze. Cień na pokładzie! Był nad nią. Znowu przeturlała się, chwilę przed tym jak jego pięta uderzyła w pokład. Nagle usłyszała “pling” i z beczki przez otwór wielkości kciuka trysnął strumień cieczy. Sadząc po zapachu ropy. Powiększająca się Rosnąca kałuża powoli zbliżała się do płonącego pokładu gdzie Cage wcześniej bawił się ze smokiem. Warp Koleś w dresie okazał się odporny psychicznie. Mało kto poradził by sobie z atakiem za pomocą widlaka, a potem przedwiecznego Cthulhu. Szponiaste macki zarysowały pokład, mijając o milimetry. Nie przejmując się tym pomknął dalej w kierunku smoka. Niestety nie dał rady go sięgnąć, bo zmyślne bydle zatrzymało się nagle w powietrzu. Smok szarpnął się i okręcił wokoło własnej osi szukając wroga. James Udało się, smok się zatrzymał. Niestety nie umarł. Za to zaczął się rozglądać i w końcu zmrużył ślepia. Statek wciąż się wznosił, jego przezroczysty obrys na tle morza był niewidoczny, ale w czystym powietrzu smocze oczy coś wypatrzyły. Płomienie ogarnęły kadłub. Część sensorów usmażyła się od razu. Kamuflaż zamrugał ukazując kherubinski transportowiec. Na wyświetlaczu James zauważył jakiś napis. Dobra wiadomość że to nie chiński. Zła… tekst był kherubiński. Ale James bez problemu zrozumiał kontekst gdy pokład uciekł mu spod nóg. Autopilot właśnie wysiadł. |
21-04-2016, 07:45 | #88 |
Reputacja: 1 | Czarne ślepia Cthulhu zamrugały by ze zdziwienia, gdyby posiadały powieki. Smok stanął jak wryty w powietrzu, przez co elegancki, niemalże perfekcyjny manewr nalotu się nie powiódł. Pierwsze starcie przedstawiciela chińskiej mitologii z wymysłem kultury zachodniej skończyło się remisem. Lecz Dwain nie zamierzał dać za wygraną. Nie będą mu tu jakieś żółtki z dziwnej planety podskakiwać. Kultura chińska mało przypadła mu do gustu. No. może poza samymi Chinkami, te potrafiły być milutkie. Ale chyba zbaczał z tematu. Miał się brać za smoka, a nie dawać wciągnąć się marzeniom o małych chińczykach, o tych delikatnych małych stópkach. Co u diabła? stooopy, paluszki. He? małe paluszki u dziewczęcych nóżek. Pomalowane na różowo paznokcie. Co u diaska, skąd te myśli? Dwain skoncentrował się, by wytłumić potok obrazów, wspomnień i pragnień. Musiał mu się akurat trafić chiński fetyszysta stup... Cthulhu wstrząsnął wściekle łbem, rozbryzgując na wszystkie strony żrącym śluzem. znów zaatakował, miał tylko nadzieję, że tym razem smok nie wywinie mu takiego numeru jak poprzednio. Nie był pewien, ale zdawało mu się, że dostrzegał w gadzich ślepiach zdziwienie, jakby manewr gwałtownego zatrzymania się i uniknięcia gniewu Cthulhu, również jego zaskoczyły. |
21-04-2016, 09:37 | #89 |
Reputacja: 1 |
|
21-04-2016, 11:11 | #90 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Michael "Cage" Sullivan - żywiołowy bezczelniak - Trwoga? Jaka trwoga?! Ja i trwoga w jednym zdaniu? Znaczy chciałeś powiedzieć, że jestem tak niesamowity, że wzbudzam we wrogach trwogę tak? No to się zgodzę, masz rację Dwain, zawsze wiedziałem, że łebski koleś z ciebie. - odparł Sullivan kiwając zgodnie z głową ciesząc się, że sobie z Dwainem pogawędzili i wyjaśnili te wynikłe z gorączki walki niedomówienie. Tak by to zostało by mógł jeszcze ktoś pomysleć, że on, prawdziwy przecież komandos z elitarnej jednostki... ~ Kurwa chujowe są te dziury w pamięci... Nawet nie ma jak poszpanić... ~ troche zmarkotniał, że te powypadkowe efekty uboczne nie pozwalają mu błyszczeć jakby sobie tego życzył i jak na pewno zasługiwał. Słowa jednak o płetwach i wodopodobnych przygodach i filmach przywróciły go do rzeczywistości. - Nie Dwain, to jest płetwa makreli a nie rekina. Uwędzonej makreli tak dokładniej. - odwrócił się i faktycznie dostrzegł jakąś pływającą rybę. Uwędzona makrele właśnie. Pewnie wypadła z magazynu czy kuchni któregoś z okrętów. Niezły wzrok miał ten Dwain ale najwyraźniej na rybach się nie do końca wyznawał. Cóż nikt nie był doskonałym a i tak przecież Dwain był fajnym kumplem. Zresztą po co komuś madrala który zna się na rybach? Pewnie nawijałby ciągle o jakichś glizdach na haczyku i moczeniu kija w wodzie. Co za nuda. Wolał więc Dwaina takim jakim był a nie żeby coś w sobie powołanie do takiego hobby znalazł. - O! Są i pierwsi kursanci! Ale źle się do tego zabieracie do wody skacze się z powierzchni pionowej a nie horyzontalnej! - wyszczerzył się gdy jeden skośny skrzynął dwóch pozostałych i zaczęli płynąć w jego stronę. Całkiem z werwą i nawet szybko. - Hej no do kogo mówię?! Ustawcie sie w kolejce i okiełznijcie swój entuzjazm! - kozaczył dalej mimo, że jeden juz zdołała złapać go za szyję to dla opamietania się zdzielił trzymaną makrelą z bitchslapa jednemu z pozostałych entuzjastów jego właśnie otwartego kursu. ~ Kurde do trzech razy za darmola to strata czasu! Gdybym widział, że będzie takie wzięcie bym zrobił tylko pierwszy skok za darmo! ~ skrzywił się już pod wodą nie tylko od wody wlewającej się przez usta. Właściwie zaczynało się robić całkiem poważnie. Tak we trzech go trzymali i wciagali pod wodę a nie mając za bardzo stabilnej podstawy czy oparcia by się odbić nie bardzo miał jak dać im odpór. Woda blokowała siłę i prędkość ciosów. Więc nawet jego cyberramiona nadal były silniejsze od ludzkiego standardu ale i tak o wiele słabsze niż na powietrzu. ~ Nie no to bez sensu! Muszę coś zrobić! ~ pomyślał widząc, że standardowe manewry niezbyt się przydają w takiej sytuacji. Najpoważniejszym zagrożeniem był ten co się przykleił do jego pleców niby jakiś żółw. Dusił go i unieruchamiał jednocześnie przy okazji wystawiając na ciosy pozostałej dwójki. Do tego z rzadka był na tyle blisko powierzchni by złapać choć przelotny oddech więc te duszenie stawało się co raz bardziej efektywne. Przestrzeń! Potrzebował przestrzeni choć na moment by cokolwiek zdziałać! Nieco więc podkulił nogi i kopnął nimi jednego z marynarzy którzy usiłowali go przytrzymać pod wodą. Co prawda woda osłabiła siłę ciosu więc ostatecznie wyglądało to na mocniejsze odepchnięcie ale podziałało. Jeden ze skosnych odpadł. Drugi zaparł się mocniej starajac sie przytrzymać wierzgającą ofiarę. Teraz jednak Cage zyskał trochę więcej możliwości. Słyszał w uszach wytłumiony, bąblący pogłos typowy gdy uszy wypełnia wody. Wszystko zdawało się być zniekształcone i na słuch i na wzrok co w zauważalny sposób dezorientowało. Przekręcił głowę na zgięcie ramienia opatulonego mundurem chińskiej marynarki wojennej. Dzięki czemu nacisk na krtań nieco zelżał. Dalej dała znać nad sobą wyższość zachodniej cybertechniki nad azjatyckimi mięśniami. Woda osłabiała siłę i żywych i mechanicznych mięśni ale przy ciosach a nie przy chwytach czy ruchach gdzie prędkość i siła nie były najważniejsze. Jak teraz gdy jedno z cyberamion Sullivana chwyciło trzymające go za szyje chiński odpowiednik i mimo oporów zaczęło ustepować zwalniając uchwyt co raz bardziej. Cyberkomandos zdołał już odchylić całkiem sporo tego ramienia na tyle, że gdyby był na powierzchni pewnie mógłby już złapać swobodny oddech. Ale nie był a do tego ten marynarz który go trzymał zorienotwał sie w sytuacji i zaczął okładać go po brzuchu jedną ręką a drugą wciąż trzymajac go pod wodą. Któraś z pięści trafiła Cage'a w twarz rozbijając mu nos i wargi i przez moment widział jak z jego twarzy zaczyna się unosić czerwonawa chmura. Zaczął wracać też ten trzeci odrzucony dopiero co przed chwilą. ~ Nie no oni zgapili scenariusz czy jak? Zabić mnie tu chcą czy co? ~ zastanawiał się mimo chodem nad sensownościa sekwencji takich zdarzeń. Chyba, że to był ten moment co prawdziwy bohater ma kłopoty by było bardziej realistycznie ale na pewno się z nich wykaraska. W końcu nie na darmo był prawdizwym bohaterem prawda? By to udowodnić kopnął nadpływającego Chińczyka w twarz. Kopnięcie było mnieco przypadkowe i wręcz chaotyczne ale i Chińczyk miał jeszcze słabsze reakcje bo płynąc ciężej było mu zareagować niż trzymanemu pod wodą Cage'owi. W efekcie po gwałtownym zapoznaniu się z podeszwą buta komandosa puścił farbę z rozbitej twarzy i zastopował chwilowo swoje zapędy. W tym czasie Cage zdołał odgiąć do reszty ramię pierwszego skośnego i po części obrócić jego a po części siebie co pod wodą było akurat łatwiejsze nić na lądzie. Zamierzał właśnie mając go wreszcie przed sobą przyfasolić mu z piąchy w tą bezczelną gębe gdy poczuł, że jakies ramię owija mu się ponownie wokół szyi. Pewnie ten drugi co dotąd go okładał. ~ Noo niee... To jest jakaś skośnooka pordukcja? ~ pomyślał rozczarowany widząc, że w sumie wrócił do punktu wyjścia. Zaczynało się już robić tak na poważnie - poważnie. Zaczynał czuć efekty bezdechu i tą różnicę ciśnienia w słabo wentylowanych od początku walki płucach. Wykorzystał to, że pierwszy skośny znalazł się trochę pod nim. Wykonał ruch jakby kopnął czy odbił sie od niego dwoma nogami posyłając go w głębię odmętów morskich. Sam zdołał wyprysnąć wreszcie na powierzchnię łapiac choć przkrótki, spazmatyczny oddech. Świat od razu zrobił się jakis jaśniejszy i barwniejszy na tym powietrzu a nie zdechły i przymulony jak pod wodą. Otoczenie pływajacych czy tonących statków zarejestrował jednak tylko jako zamazane plamy i powierzchnie. To co działo się przy nim absorobowało go duzo bardziej. A działo się. Zamierzał wyzwolić się od tego co go trzyma nim ten pierwszy wróci na powierzchnię ale ten cholerny żółtek w ogóle nie chciał współpracować! Pdstępnie obrócił w wodzie trzymanego Cage'a i ten nim się zorientował zarobił strzała w twarz od tego trzeciego. Na pięści Chińczyka z zakrwawioną twarzą widział krwawe rozbryzgi jakie zostawiła na niej jego twarz trzymanego białasa ale pięść cofnęła się i uderzyła ponownie aż głowa Jankesa odskoczyła do tyłu. ~ Dość tego! ~ warknął w myslach Cage i nim chińska pięść uderzyła go po raz trzeci zastawił się łokciem tak, że pięść z mięsa, skóry, kości i chrząsetk trafiła z całym swoim impetem na pancerny metal. W efekcie Chińczyk zawył z bólu przerywając atak. No! Wreszcie został sam z jednym. Teraz powinno pójść łatwo! I faktycznie szło. Znów złapał za trzeymające go ramię, znów bezlitośnie je zaczął odsuwać, już zdążył złapać pierwszy oddech gd poczuł chwyt w kolanach i gwałtowne szarpnięcie w dół. Razem z tym co go trzymał znów wylądowali pod wodą. To ten pierwszy! Wrócił z odmętów i teraz podstepnie zaatkaował komandosa jak ten nie patrzył! Co za cziter i grał na kodach normalnie! Cage zaczynał się zastanawiać czy do tej produkcji to przypadkiem jakiś skośny nie napisał też scenariusza. Wówczas właśnie zauważył jakiś szybko zbliżający się zniekształcony przez falę cień. Coś zblizało sie od góry prosto do nich. - Co za podstępne żółte małpy! Chcą przejąć mój biznes! Pewnie w Chinach jest wielki niedobór i zapotrzebowanie... - wysapał wreszcie na głos gdy nagle znalazł się nad wodą i mógł złapać tchu. Okazało się, że entowaty obecnie Zcirw go wyłowił. Ale niestety razem z tymi łazęgami z kursu wodnego. Nawet ten z obolała pięścia zdołał jakoś doskoczyć. - Dobra palanty teraz czas na lekcję skoków do wody dla zaawansowanych kursantów. - warknął do żółtków Cage wypluwają krwawą strugę na zalewany wodą pokład. Na stabilnej powierzchni czuł się znacznie pewniej. - Hej Zcirw, możesz nas postawić na pokład? Wiesz bo to kurs skakania z pokładu jest. - poprosił i wyjaśnił na wszelki wypadek kumplowi o co w tym wszystkim chodzi.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |