Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-12-2022, 21:19   #91
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Shania

September ruszyła przez krzaki w kierunku gdzie spodziewała się wroga, i miała rację, zza krzaków dostrzegła czerwonawy maskujący pancerz mishimwca. Wycelowała i strzeliła… Wrogowi udało się ją zobaczyć na ułamek sekundy przed atakiem. Jego oczy zwęziły się w szparki, a zaraz potem kule przebiły mu napierśnik i rozorały tętnicę szyjną.

Anna i John

Anna tymczasem, straciwszy z oczu cel, do którego nie zdążyła strzelić, pospiesznie ruszyła przed siebie. Rozbrzmiewające dookoła okrzyki i wystrzały nie wróżyły niczego dobrego, ale Purna nie traciła zapału.
Szybkie przemieszczanie się po zalesionym terenie nie sprawiało jej problemów, inaczej było z przeciwnikiem, którego dostrzegła na swej drodze. Wycelowała karabin w głowę delikwenta i... zanim otworzyła ogień dostrzegła wyraźny grymas i idącą za nim martwice w oczach, co w połączeniu z odgłosem strzelania i krwią tryskającą z klaty delikwenta, jasno świadczyło że ktoś ubiegł Annę i zabił żołnierza Mishimy.
Purna kucnęła nisko i rozejrzała się dookoła.

John podbiegł bliżej, by rozeznać się w sytuacji. Nie mogli pozwolić by ktokolwiek uciekł, natomiast gdyby była potrzeba, miał zamiar strzelać w nogi.

Dwójka przeszukała ciała. Nie znalazła jednak nic podejrzanego. Jedyne co Samuraje mieli przy sobie to metalowe płytki. Były większe niż te Capitolskie, ale tak samo pełniły rolę nieśmiertelników identyfikujących żołnierza. Wszystko wskazywało, że Ci ludzie należeli należeli do Mishimy.

***

Przywódca samurajów sprawiał wrażenie bardzo ostrożnego. Nie uciekał w panice, ale równym tempem wycofywał się na zachód.

Ariel pierwsza dogoniła Samuraja, ale gdy tylko wyłoniła się z gęstwiny zauważyła, że ten jakby na nią czekał. Dziewczyna cięła go swoim Punisherem, ale ten z łatwością sparował atak.

Christopher z gracją kota, bezgłośnie przedarł się przez zarośla i stanął, oddając strzał ze swojej broni w dowódcę Mishimców, który zaatakował Ariel.

September ruszyła za uciekającym dowódcą wroga, planowała postrzelić go w nogę, gdy tylko widoczność na to pozwoli.

Chris i Shania dobiegli w zasięg jedno po drugim. McBride oddał strzał pierwszy, a seria September mu zawtórowała zaraz potem. Dowódca samurajów we wręcz nienaturalny sposób odwrócił się w ich kierunku ułamek sekundy wcześniej. Błyski metalu w powietrzu ponownie pojawiły się przed ich oczami, a mężczyzna znowu zniknął z ich pola widzenia uciekając na zachód.

W międzyczasie Purna doskoczyła do świerzo powalonych zwłok. Oczywiście ostrożnie, gdyż delikwent mógł nadal żyć. Nie tracąc czasu, starała się coś wydedukować, zainteresowana także radiem Mishimca.
Nie znalazła nic takiego przy ciałach. Sprzęt do komunikacji mógł mieć dowódca, a Ci leżący tutaj, niższej rangi Samurajowie, służyli mu jedynie za ochronę i nie odstępowali go na krok... dopóki żyli.

John przyjrzał się na szybko sytuacji i stwierdził, że trzeba biec. Biec niczym Forest w jednym z antycznych filmów. Trzeba było przegonić Mishimca, którego co chwila spowalniali jego towarzysze i dopiero z odpowiedniej pozycji rozpuścić deszcz ołowiu.

Ariel ponowniła ataki tym razem przypuszczając serię uderzeń. Krótkich i słabszych mających bardziej zając wroga aniżeli go wyeliminować.

- Otoczcie go! - Przerwała na moment łykając powietrze i dodała. - Nawet z mistrza dupa kiedy marinsów kupa!! - Po czym cięła z nardgarstka a ostrza zgrzytając o siebie krzesały iskry.

- Zajmę go w walce wręcz i spróbuje ustawić go wam do strzału - rzucił Christopher do Shani i przerzucił pasek snajperki przez ramię, dobywając swojego miecza. Rzucił się sprintem za mishimcem, żeby wprowadzić swój plan w ruch.

Usłyszawszy krzyki znajomego głosu, Anna zorientowała się że dowodzący sprawia im problemy. Nie zostawiając drużyny, czym prędzej ruszyła w kierunku głosu.

September obeszła samuraja tak by Chris i Ariel nie wchodzili na linię strzału i czekała na okazję by położyć go celnym strzałem w uzbrojoną rękę bądź nogę.

Doe, McBride, September, Purna i Silver zmienili taktykę atakując dowódcę samurajów w walce wręcz i zalali go gradem ciosów. Wydawało się, że nie przynosi to żadnego skutku, bo Samuraj parował wszystkie ataki, ale wyraz jego twarzy mówił co innego. Wymalowane były na niej skupienie i desperacja. W pewnym momencie, ciężko było stwierdzić po czyim ataku, mężczyzna wypuścił miecz i osunął się nieprzytomny na ziemię. Na pierwszy rzut oka nie można było stwierdzić u niego żadnych widocznych ran.

- Zwiążmy go i zdecydujemy co dalej - zaproponował Christopher, który stanął nad nieprzytomnym mishimcem z wyciągniętą w tył ręką, jakby szykował się do zadania nią kolejnego ciosu.
- Przesłuchać zawsze warto - potwierdziła September - przeszukajcie go, za dobrze sobie radzi z tymi zabawkami, by mu cokolwiek zostawić.

Ariel zamarła z ostrzem uniesionym do ciosu. Ręka jej drżała od wysiłku a wkurw jeszcze nie przeszedł. Ciekawe ilu ten kitajec urąbał. oO samuraj i znał te ich fikumiku, to pewno jakaś szycha… Wyciągnęła opaski zaciskowe gdzieś z przepastnych kieszonek jej kamizelki i spięła mu ręce i nogi po chwili zastanowienia ucięła kawałek liny i skrępowała jedno z drugiem.

- Miejsce dobre jak każde inne na odpoczynek - stwierdził Morris gdy dołączył do większości oddziału. - Biorę pierwszą wartę.

Ariel usiadła obok pozostałych popijając wodę z manierki i patrzyła na to co udało się wyszabrować jej towarzyszom. Możemy go ocucić nieco wcześniej chyba mam coś w torbie.

- Jaki ma sierżant plan na przesłuchanie tego żółtego skurwiela? - powiedziała Ariel zagryzając batona proteinowego. - To twardziele tradycyjne lanie po mordzie pewno nic nie da tylko stracimy czasu i energię. Chyba, że ktoś się na temacie zna - Ariel spojrzała po wszystkich zebranych - To pewno jakiś oficer lepiej byłoby go chyba przekazać naszym, może jest z jakiejś ważnej rodziny. - Ariel spojrzała w kierunku dokumentów jakie miał przy sobie kitajec - A wątpię by skurwiel powiedział coś bez odpowiedniego podejścia.

Christopher zajął się przeszukaniem mishimca. Robił to bardzo dokładnie. Nie znalazł jednak nic ciekawego. Jednak to czego nie znalazł sugerowało, że obóz lub baza musiały być niedaleko, a oddział pełnił rolę patrolu lub zwiadu.
- Pomysł dobry z tym zabraniem go ze sobą, żeby nasze mądre głowy go przesłuchały - zgodził się snajper z pomysłem medyczki. - I już na ich głowie będzie wymyślenie dlaczego do mamy u siebie. Ale w razie czego mogę sam go przesłuchać. Tylko potrzebne byłoby odpowiednie miejsce do tego. *

- Sam bym to zrobił, ale ich po prostu nie lubię. Są specyficzni. - Morris zerknął na nieprzytomnego więźnia, postukał palcem w skroń i skrzywił się. - Nie można dać mu do zrozumienia, że i tak zginie. Szybka śmierć przehandlowana za informacje po prostu nie zadziała. Samo pojmanie to już dla niego hańba.
- Może mu obiecać, że jak będzie gadał to w raporcie napiszemy, że zginął w walce? - powiedziała September - przynajmniej będzie kryty u swoich i nikt mu rodziny nie będzie hejtował. Albo postraszyć go, że jak nic nie powie, to roześlemy plotki że rozpruł się i wszystko wyśpiewał?
- Jeśli chcemy uzyskać jakiś efekt psychologiczny, to możemy związać dwóch czy trzech z jego oddziału i położyć ich w zasięgu jego wzroku. Tak aby widział że leżą związani, ale aby nie dostrzegł że już nie oddychają - zaproponowała Purna. Było to posunięcie wykorzystujące zwłoki, sugerujące że życia żołnierzy zależą od tego co im powie dowódca, niefajne i nie fair, ale mogło się okazać skuteczne.
- Ja na wykładach z przesłuchań spałem, nic wam w tym nie pomogę. - Wzruszył ramionami John beż żadnych skrupułów.

- Shania ma dobry pomysł - pokiwał głową Chris. - Anny pomysł to już nie mamy jak wykorzystać, bo raczej widział, że tamtych zlikwidowaliśmy. No i chyba było mu wszystko jedno co się z nimi stanie, skoro uciekał i zostawił ich samych. Ale myślę że wystarczy mu zagrozić, że jeśli nie będzie odpowiadać na nasze pytania to jego zwłoki zostawimy tak, że będzie wyraźnie widać że uciekał jak tchurz. A jak będzie odpowiadał na nasze pytania to mu pozwolimy się samemu zabić - zaproponował McBride.

Purna nie obstawała przy swoim pomyśle, wszak była to tylko sugestia, a decyzję podejmie ich dowódca.
Nie pytała natomiast o pozwolenie przy innej kwestii. Rozejrzawszy się dookoła, bez większego trudu namierzyła długą na trzy metry gałąź, grubością zbliżoną do ludzkiej nogi. Jak już zwiążą samuraja, to postawi gałąź na jego udach, tak aby zasiadając na jej krańcach mogli dodatkowo unieruchomić więźnia. Elastyczność materiału sprawi, że mężczyzna nie odczuje żadnego bólu, zwłaszcza w pancerzu. A za pomocą swoich mocy nie da rady się z tego uwolnić, jak to teoretycznie mógłby uczynić z więzami.

***

Dowódca samurajów siedział spętany pod drzewem z opuszczoną głową i długą gałęzią położoną na udach i odpowienio dociążoną, aby utrudniać mu jakikolwiek ruch. Tylko uważne oko było w stanie zarejestrować kiedy się ocknął. Poruszył się nieznacznie sprawdzając skuteczność więzów. Gdy nie był w stanie się oswobodzić zaczął medytować udając, że nadal jest nieprzytomny.
Niespodziewany, nieznaczny ruch od strony jeńca, zwrócił uwagę czujnego snajpera. Podszedł on do mishimca, a kiedy się nad nim pochylił, strzelił go z liścia w twarz. I to solidnie.
- Koniec drzemki - warknął do niego. - Co tu robiliście? - zaczął snajper od pytania które przy okazji sprawdzało, czy typek w ogóle gada w języku innym niż mishimski.
Dowódca podniósł głowę i skrzyżował spojrzenie z Capitolczykiem. Nie odezwał się, ale patrzył hardo. Nie dawał po sobie poznać czy rozumie pytanie.

Ariel pamiętała że miecz mishimca to rzecz dla niego bardzo cenna. Wzięła więc do ręki jego katanę. Była wygięta i za lekka jak na jej gust. Znalazła jednak odpowiedni kamień wzięła zamach i uderzyła. Ostrze zazgrzytało brzydko. Było solidnie wykute i na jego ostrzu nie pojawiła się szczerba.

- Pobudka samuraju. Twój miecz to fajna zabawka, ciekawe czy wytrzyma odpowiedni nacisk. - Ariel włożyła miecz między dwa nieduże drzewka i zaklinowała go gotowa pchnąć. - Jak myślicie czy dźwięk łamanego ostrza obudzi naszą śpiącą królewnę? - dodała nieco głośniej - ciekawe czy tak jak jego poprzednicy wybiorą śmierć w hańbie…

Samuraj zacisnął szczęki widząc co medyczka próbowała zrobić. Z jego oczu emanowała furia, ale też coś na kształt desperacji. Nadal się nie odzywał, ale można wyczuć było, że z całkowicie innego powodu.
Widząc grymas wroga ruszyła ku niemu spokojnie, uśmiechając się przyjaźnie. Usiadła po turecku kładąc sobie miecz na kolanach powiedziała.
- To pogadamy czy mam dalej bezcześcić twoje dobre imię honor cześć i godność wojownika.

Gdy ten ją ignorował dodała…

- No popatrz ubrudził się. - Napluła na niego, wyciągnęła brudną szmatę z kieszeni kamizelki i przetarła… Na nieskazitelnym ostrzu wykwitła długa brązowa smuga powstała z mieszaniny smaru i śliny.

- Im wcześniej zaczniesz mówić tym wcześniej ona przestanie. A jak ją znam to będzie coraz gorzej - dodała Anna, siedząc spokojnie na krańcu gałęzi.

Samuraj zerknął po zebranych wokół niego Capotolczykach. Nieco dłużej zawiesił wzrok na Morrisie, który trzymał się nieco dalej i polerował swój miecz obdarzając mu zbyt wiele uwagi niż było to konieczne, a pozornie wcale nie interesując się przebiegiem przesłuchania.
- Walczymy z Bauhausem - jeniec w końcu zdecydował się w końcu odezwać.

- Jak wszyscy tutaj - mruknęła September. - Możemy to zrobić na dwa sposoby. W jednym pozbawimy cię godności, w drugim zachowasz twarz. Jeśli będziesz mówił, to w raporcie napiszemy, że byłeś twardy i honorowy. Nie będziesz mówił, to w raporcie będziemy drzeć łacha. Macie szpiegów u nas, więc ten raport dotrze do kogoś z twojego dowództwa. Od ciebie zależy, czy twojej rodzinie będzie wstyd, czy damy im zachować twarz. A na dokładkę wasze siły zestrzeliły i zaatakowały helikopter z Bractwem. Lepiej to wyjaśnić na miejscu, zamiast wciągać w to dowództwo.

- Nasze siły zestrzeliły helikopter Bauhausu. Jeśli ktoś był na ich pokładzie to był ich sojusznikiem. Bauhaus to nasz wróg, bo zaatakował nas na Hinko. Jeśli Bractwo ich wspiera i weszło z nimi w sojusz to jest naszym wrogiem.

- Skoro walczycie z Bractwem, to współpracujecie z Legionem - wywnioskowała Anna, ciekawa reakcji przesłuchiwanego na te nikczemne oskarżenie.

- Walczymy z każdym kto zagraża Mishimie! Bractwo nie ma poszanowania dla tradycji i nie ma honoru. Jeśli wejdą nam w drogę to potraktujemy ich jak Legion czy Bauhaus - powiedział z odrazą w głosie.

Zniesmaczona Anna nic nie odpowiedziała. Z takim podejściem ciężko o zawarcie i utrzymanie sojuszu, a ich przesłuchiwany miał nieźle wyprany propagandą mózg.
Kobieta spojrzała na sierżanta i pozostałych. Co właściwie chcieli wiedzieć? Jakie cele i jakimi siłami zaatakują? I kiedy?... Zapowiadało się twardsze niż dotychczas przesłuchanie.

Postawa Samuraja jasno dawała do zrozumienia, że odmówił wszelkiej dalszej współpracy. Groźby o wpisaniu do raportu jego pohańbieniu i zdradzie również niewiele dały. Tak samo pogodził się ze złamaniem jego miecza. Na wyciąganie informacji metodą siłową również okazał się odporny. Nie zgrywał twardziela, ani nie ukrywał bólu. Po każdym ciosie starał się podnieść. Starał się do końca pozostać wierny swojemu własnemu kodeksowi. W pewnym momencie Morris najwyraźniej poczuł się znużony sytuacją. Podszedł i strzelił jeńcowi z shermana prosto między oczy. Najbardziej zwróciło to uwagę Chrisa, który pamiętał sytuację z jeńcami w obozie. Tym razem opór sierżanta przed egzekucją stopniał dużo szybciej niż wtedy.

- Zbieramy łuski sierżancie czy misja nie jest aż tak tajna? - zapytała September.
- Nie ma potrzeby. Kohorty używają uzbrojenia korporacyjnego, a ich obecność tutaj była potwierdzona - stwierdził Morris. - Zbieramy się i ruszamy dalej.

***

Oddział udał się dalej na zachód, w kierunku głównej bazy Bauhausu. Spotkali po drodze kilka patroli Mishimy, ale udało im się skutecznie ich uniknąć. Dotarli do samego zachodniego wybrzeża wyspy z którego rozpościerał się widok na port.




Nie zaobserwowali walk w samej bazie, ale wyraźnie było widać, że Mishima dokonała desantu i przejęła nad nią kontrolę. Widoczne były też zniszczenia baterii obrony wybrzeża. Pośpiech załogi przy i na okrętach sugerował uzupełnianie zaopatrzenia tuż przed podniesieniem kotwic.

- Coś się zjebało i spieprzają. - Rzucił John przyglądając się całej scenie, jaka się przed nimi rozpościerała. - Tylko obserwacja? Bez sabotażu odpływających łodzi? - Mieli trochę ładunków. Do tej pory zbytnio nie szaleli. - A nie, wróć, uzupełnianie paliwa i amunicji, będzie jatka.

McBride podniósł snajperkę i spojrzał przez lunetę, celem dokładniejszego obejrzenia bazy, określeniem gdzie są wrogie jednostki i jakie mają uzbrojenie. A przede wszystkim czy ludzie tam przebywający zachowują się w sposób wskazujący na to, że zostali przejęci przez Legion.

Ariel stala oparta o drzewa z założonymi na piersi rękami i patrzyła na port. Cokolwiek wywozili pewno było tego warte. Oddziały były w lesie więc nie odpłyną wszyscy… Port jest niechroniony już bateriami więc potęcjalny atak obecnie mógłby być bardzo skuteczny. Ich było jednak zbyt mało by myśleć o czymkolwiek. Pewno posiedzą tutaj i poobserwują morze.

Jednostki jakie zostały w porcie to głównie oddziały Samurajów, ale pośród nich można było zauważyć przynajmniej po jednej Tygrysich Smoków lub Głowic Bojowych. Była też jedna Meka. Zajęci byli bardziej dewastacją bazy niż jej szabrowaniem. Było ich jednak za mało by wyrządzić wiele szkód w krótkim czasie.

- Jaka jest szansa, że zdobyli to czego szukają, a teraz zwijają się i jedną atomówkę by zatrzeć ślady? - zapytała September.

- Nie będą zacierać śladów. To by tylko podniosło koszty operacji, a zresztą to zdaje się miał być atak oficjalny, odwetowy - odpowiedziała Purna..

- Mi wygląda na to, że chcieli pokazać Bauhausowi co myślą o ataku na nich. Jeśli ten Samuraj w dżungli mówił prawdę - wyraził swoją opinię Morris.

- Myślę, że mówił to co uważał za prawdę, czyli to co mu powiedzieli - zauważyła Anna. - Tylko co w tym konflikcie robi baza Bauhałsu przepełniona kadawerami? A może to Legion pociąga za sznurki i skłócił te korporacje? - zastanowiła się na głos.

- Czyli dzień jak co dzień dla Legionu - skomentował to snajper.
 
Mike jest offline  
Stary 16-11-2023, 19:48   #92
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Okręty wypływające z portu kierowały się na północ, aby po chwili zacząć puszczać salwy do jeszcze niewidocznego dla Marines Przeciwnika. Jednak każdy z nich mógłby się założyć, że ich celem jest flota należąca do Bauhausu.

- Bez wsparcia nie mamy szans tam się ani przedrzeć ani ich zatrzymać. - podsumowała Ariel, bardziej dla siebie niż na potrzeby innych. Miała ochotę zapalić ale się powstrzymywała jak mogła. Zagłębiła się głębiej w las i opadła na ziemie. Wygrzebała gdzieś z kieszeni batonik proteinowy.. Był połamany, pokruszony i pewno przeterminowany, mimo to otwarła go i powoli wydłubując orzeszki zjadła czekając na dalsze rozkazy.

- Chyba warto zobaczyć kto faktycznie się pokaże. A może to legionik w pożyczonym wdzianku. - Rzucił John.

- Chris, co widzisz? - Anna spytała ich snajpera, który miał największe predyspozycje aby podglądać wszystko z daleka.

- Nie więcej jak 10 oddziałów Samurajów i po jednym Głowic, Tygrysich Smoków i jedna Meka. Meka wygląda na starszy typ. Wydaje się, że ma ona wadę konstrukcji. Pojemnik z płynem hydraulicznym na plecach ma gorzej opancerzony, a sam płyn łatwopalny - opowiedział McBride zgodnie ze swoją wiedzą i tym co widział.

- Zróbmy rekonesans wokół portu - zaproponował Morris pocierając podbródek. Nie zabrzmiało to jak rozkaz, a raczej głośna myśl. - Jak nie odkryjemy nic ciekawego to chyba nic tu po nas.

Po dwóch starciach z kitajcami i godzinach w dżungli Ariel wolała by raczej odpocząć. Wypalić paczkę fajek i zjeść coś ciepłego, niż włóczyć się w okolicy, w której będzie kręciło się tylu kitajców. Wystarczy niewiele by ściągnąć na siebie uwagę ciężkiego sprzętu. Taka mekka ma siłę rażenia grupy czołgów, z mobilność i siła pancerzy wspomaganych kitajców też nie zachęcała do ryzykowania. Ariel sprawdziła swój karabin. Rzuciła okiem na magazynek i wymieniła na nowy. Uzupełniła granaty w granatniku i wstała. Urywając jakąś długą trawę i wsadziła ją do ust… Musiała czymś zająć mózg… Zdecydowanie…. Skineła głową do sierżanta.

Anna przez chwilę przyglądała się portowi, analizując rozmieszczenie budynków. Jeśli interesowało ich to co się działo w porcie, to najlepiej było trzymać się prawej, zwiększając szansę że później dostrzegą do czego strzelają statki Mishimy. Jednocześnie będą unikać budynków mieszkalnych po lewej stronie kompleksu, gdzie zapewne trafiliby na ocalałych lokatorów i zostali wciągnięci w konflikt Bauhausu z Mishimą.
- Trzymajmy się północnej strony. Pola powinniśmy przejść niezauważenie, drogi nie ominiemy ale przekroczyć ją można szybko, potem obok boiska i między zaroślami do portu - Purna przedstawiła potencjalną trasę. - No chyba, że zamiast portu chcemy w tych budynkach po prawej szukać punktu dowodzenia - powiedziała, spoglądając na sierżanta dowodzącego..

- Punktu dowodzenia lub laboratorium, nadal cholera wie czego tutaj chcą wszyscy, a dobrze byłoby się dowiedzieć. - John rozglądał się za budynkiem, który mógł być elektrownią lub przynajmniej generatorami. Korciło go, by napsuć krwi Mishimcom, ale ponoć ich głównym zadaniem miała być obserwacja i dowiedzenie się, co się tutaj dzieje. - Zasilanie może by tak…? - Powiedział w końcu Sliver.

***

Ich rozmowę przerwała nagła reakcja ze strony Morrisa, McBrida i September, którzy wychwycili nienaturalny odgłos za swoimi plecami. Coś przechodziło przez zarośla i nie było to nic co mieszkało na tej wyspie.

Sekundę później w ich kierunku coś zostało rzucone. W zasadzie kilka cosiów. Konkretnie sześć. Upadły niedaleko ich stóp. Wyglądały jak dziwne granaty. John je znał. To były granaty hukowo błyskowe. Ulubione wyposażenie Szturmowców Cybertroniku.
- Granaty! - krzyknął Morris rzucając się w bok. - Jednak jego ostrzeżenie było zbyt późne.

September rzuciła się za drzewo, bo odgradzało ją od granatów zasłaniając jednocześnie przedramieniem oczy.

McBride skoczył do przodu, zrobił zwinny przewrót i sprawnie chwycił jeden z granatów. Podnosząc się szukał miejsca w które mógłby go odrzucić. Nie był ekspertem w rzucaniu do celu i tego rodzaju trening zawsze skutecznie omijał. Chęć pozbycia się zagrożenia była spotęgowana strachem, że ciśnięta przez niego bombka odbije się od jakiejś gałęzi lub zatrzyma na mięsistych liściach pobliskiej roślinności. Rzucił granatem pionowo do góry, a ten eksplodował po pokonaniu kilku metrów.
Zaraz potem dołączyły do niego następne, a fala dźwiękowa uderzyła w uszy Marines.

September zza drzewa posłała dwa granaty w kierunku skąd przyleciały hukowo błyskowe niespodzianki. Starała się pokryć jak największy obszar by sięgnąć jak najwięcej wrogów.

Choć Christopher pozbył się jednego granatu hukowego, to niestety jeszcze pięć zostało. Po odrzuceniu granatu zamknął oczy i zasłonił uszy, ale o ile oczy zamknął w ostatnim momencie to już jego słuch ucierpiał. Piszczenie wgryzło się w głąb mózgu, powodując dyskomfort przez który skrzywił się na twarzy. O dziwo w tym momencie najlepiej słyszał własny oddech i pulsowanie krwi w żyłach. Mógł zauważyć, że puls mu przyspieszył.
Na szczęście dla snajpera wzrok pozostał mu sprawny. Rozejrzał się w koło i po swoich kompanach. Zauważył, że ich medyczka jako jedyna trze oczy. Chris więc za priorytet przyjął osłonięcie Ariel i wycofanie jej za osłonę.

Dostali za swoje poniekąd, za kłapanie jadaczkami jak najęci na terytorium wroga. Ta myśl kołatała się gdzieś w czaszce, razem z paroma tuzinami innych i obijała się od środka, nie bardzo dając się skupić Johnowi. Jedno było pewne, trening na coś się przydał. Był ogłuszony, ale nie oślepiony. Odskoczył więc, by nie stać jak kaczka na strzelnicy. Próbował się zorientować w położeniu reszty i przygotował się do zapewnienia wszystkim chwili, posyłając krótką serię w stronę z której nadleciały granaty. Nie miał zamiaru zostawać w jednym miejscu zbyt długo.

Zajęta oglądaniem portu-miasteczka i planowaniem trasy przemarszu Anna, nie pilnowała tyłów. Najwyraźniej nikt ich nie pilnował gdyż dali się podejść jak dzieci.
Na hasło “granaty” Purna natychmiast padła na glebę - po pierwsze w dół a po drugie w stronę przeciwną niż punkt środkowy ich zgromadzenia.. Wyszło jej to sprawnie, dzięki czemu była odwrócona gdy błysnęło pierwsze światło, a oczy zamknęła zaś odruchowo nieomal jednocześnie z tymże blaskiem. Nie byłoby tak źle, gdyby nie ten nagły HUK! Przywalił po bębenkach uszu tak mocno, że Annę strasznie rozbolała głowa, jak przy zbyt nagłej zmianie ciśnienia, a co gorsza wszystko zagłuszał jej teraz okropny i niemiłosiernie ciągnący się głośny pisk, przypominający odgłosy hamującej lokomotywy.
Oczywiście rozpoznała rodzaj granatów, które na szczęście nie były ani odłamkowe czy zapalające, a “jedynie” hukowo-błyskowe. Ważniejszą od ich rodzajów informacją było jednak to, że zostali zaatakowani!
Pozostając nisko na wenus i trzymając jedno oko zamknięte, z karabinem gotowym do oddania strzału, Purna starała się zorientować w sytuacji, w pełni zdając sobie sprawę, że nie może polegać na zmyśle słuchu.

Ariel pogrążona w myślach zareagowała ułamek sekundy za późno.. Padła na ziemie słysząc jednolity pisk i mając prześwietlone oczy… Najpierw widziała światłość, która zmieniła się w chaotycznie poruszające się cienie. Mrugała tarła oczy całkowicie zdezorientowana.

***

Gdy granaty Shani poszybowały w zarośla, zawtórowały im krótkie serie ognia zaporowego z karabinu Morrisa. Po kilku eksplozjach nastąpiła cisza. Nie wiedzieli czy ktoś z przeciwników został ranny. Nie było słychać żadnych krzyków czy jęków.
- Co Free Marines robią na tej wyspie? Chyba nie skręciliście w złą stronę podczas patrolu na Fulcrum? - usłyszeli nagle w swoich komunikatorach, ale mimo treści nie było słychać rozbawienia w głosie rozmówcy.

W uszach nadal szumiało, ale nie był to już ten upiorny i zagłuszający wszystko pisk. Oznaczało to, że raczej wszyscy usłyszeli komunikat, ale przez dłuższą chwilę nikt nie kwapił się aby odpowiedzieć.
- Mamy ćwiczenia w terenie - odpowiedziała w końcu Purna, nadal chowając się za pniem drzewa i spoglądając na Morrisa wykonała parę gestów, na migi sugerując otoczenie ich rozmówcy.
- Z kim mamy zaszczyt? - spytała od razu, z nadzieją że może uda się zagadać delikwenta i odwrócić tym jego lub ich uwagę, podczas gdy będą go otaczać.

Pieprzone cybery i ich włamy na kanały, przemknęło Johnowi przez głowę, kiedy szukał odpowiedniej osłony. Wstrzymał się z ogniem, skoro tamci nie prowadzili ostrzału. Oficjalnie ich tu nie było, rozglądał się więc jedynie za pozycjami cybertroniku, by mieć oko na sytuację.

Ariel przetoczyła się na bok próbując znaleźć jakąś osłonę. Ścisnęła karabin próbując opanować pisk w uszach i czarne plamy w które zamienił się poblask. Niewiele widziała. Postanowiła poczekać próbując uspokoić szalone tętno… A głos w słuchawce nie pomagał… Cholera nie pomagał!

- Dowódca Charles Sykes - usłyszeli w odpowiedzi. - Członków swojego oddziału nie będę przedstawiał, bo ze względów technicznych nie ma to znaczenia. Natomiast z kim ja mam przyjemność? - forma grzecznościowa była sztuczna, ale z drugiej strony nie dało się również wyczuć nieszczerości.

- Sierżant Anthony Morris - przedstawił się dowódca marines.
- Tego się już domyśliłem, a pozostali? - ciekawość była wyczuwalna jedynie podprogowo.

September ostrożnie rozejrzała się po czym od osłony do osłony zaczęła zachodzić cybertonic od “boku”. Konkretnego namiaru nie miała, ale uznała miejsce wystrzelenia granatów za punkt centralny ich formacji. Przynajmniej parę chwil temu. Być może oni też starali się zajść ich od boku…

Ariel miała dodać, że ze względów technicznych chyba to też sensu niema… Postanowiła się jednak ugryźć w język. Zaskoczyli ich i jasno dali do zrozumienia, że marines są na ich łasce. Niedoczekanie. Przeładowała broń i podniosła ją lustrując uważnie las przed sobą, nad sobą i wszędzie. Klęczała na jednym kolanie gotowa stawić opór. Palec spoczywał jednak obok spustu. Nie była Christopherem jej palec czasem potrafił drgnąć. To, że nie doszło do aktywnej wymiany ognia mogło świadczyć o tym, że całą tą zabawę skończą tylko tymi petardami… Gorzej, że zapewne echo poniosło wybuchy dalej i że mogą mieć tu zaraz skośnookie towarzystwo… TigerDragony są szybkie…

- Alicja Pinetree - przedstawiła się Anna Purna, woląc podać się za koleżankę niż zdradzić własne dane osobowe na nieznanym kanale. A ponieważ Morris zaakceptował jej plan skinieniem głowy, machnęła ukradkiem do pozostałych i przemieszczała się, aby zająć rozmówcę z flanki.
- Powiedziałabym, że bardzo miło mi jest cię poznać, ale to nie byłaby do końca prawda - dodała i choć nie miała z nikim z drużyny kontaktu radiowego, ufała że wzrokowy który mieli wystarczał aby nie została sama. A nawet jeśli, warto było zaprezentować swoje zdolności w robieniu podchodów - zarówno rozmówcy jak i dowódcy.

- Czy tylko mi się wydaje, czy właśnie mamy tu doroczne spotkanie wszystkich stron konfliktu? - odezwał się do słuchawki Chris. Postanowił wleźć na drzewo i z niego wyszukiwać celu jakim teraz były tostery Cybertroniku. Uznał przy tym, że gdyby Sykes i jego “ludzie” chcieli ich zabić to by to już zrobili. Granaty hukowe były raczej ich sposobem na nawiązanie dialogu, więc nie planował shoot-on-sight. No chyba, że zmienią swoje nastawienie. - Mishima, Bauhaus, Bractwo, Legion, wy, my. Brakuje tylko Freelancerów do kompletu - kontynuował swój wywód.

- Według moich informacji Imperialu nie ma w pobliżu - odparł Sykes na komunikat snajpera. - Wy po której stronie stoicie? - zabrzmiało jak groźba. Może nią wcale nie było, a może jednak. W przypadku Cybertroniku ciężko było stwierdzić.

- A, ta, Imperial. Wiecznie o nich zapominam - sarknął McBride. - Czy odpowiedź, że jesteśmy tu tylko turystycznie i podziwiamy widoki, cię satysfakcjonuje?

- Nie jest do przyjęcia ze względu na to, że jest nieprawdziwa i wysoce nieprawdopodobna - usłyszał w odpowiedzi.

Dla Ariel to było bardziej jak przesłuchanie… Pozycja siły wywołana wybuchami i próba dezorientacji chyba niewiele dała. Myśli medyczki się klarowały, a niewyparzony język swędział… Wreszcie się poddała i poleciała po bandzie….

- Uwierzcie… nam też nie zależało na takich wakacjach… Widoki rzeczywiście są do dupy, wszędzie ta sama zapyziała, śmierdząca dżungla… A do tego tubylcy mało przyjaźni… Wszędzie skośnoocy kitajce z przerośniętym ego, Nawiedzeni mistycy, albo lubiący piorunujące wejścia, sami wiecie kto… Od was słyszymy, że jeszcze krasnale w kolorowych beretach się tutaj szwendają… Jesteśmy tu przelotem i już pomału się zbieraliśmy, żeby składać reklamacje, ale nas zatrzymaliście. Jak chcecie możemy was wziąć na stopa i przegadamy wszystko przy kuflu w kantynie, a nie chowając się za drzewami i mierząc do siebie z broni… To psuje atmosferę…. A poważnie… Na tej wyspie chyba każdy garnie pod siebie. Wy pewnie też tutaj nie na piknik i pogaduchy przylecieliście. Jak zwykł mój ojciec mówić głupie pytanie, to głupia odpowiedź… Chcecie się nawalać? To dawajcie! Nie?? To spierdalajcie! Zaraz zwali się tutaj Mishima i rozgoni nam ten piknik.

Dobrych kilka sekund trwała cisza jakby dowódca cyberetoniku analizował przekazane mu informacje.
- Wszystko zależy od odpowiedzi na pytanie, na które nie udzieliliście odpowiedzi. Po której stronie stoicie?

- Niepełne dane, sprecyzuj pytanie - włączyła się September, wciąż szukając wroga.

- Właśnie. A jakie tu są strony? Myśmy walczyli przeciwko Legionowi Ciemności - dodała nieco ciszej już Anna, nieznacznie zakrywając przy tym usta. Chciała aby jej słowa zostały usłyszane tylko drogą radiową, ponieważ w tym momencie oddaliła się już w bok i skradała się obecnie do przodu. Znając potencjalny zasięg granatów, mogła przynajmniej w przybliżeniu ocenić pozycję ich rozmówcy - a przynajmniej tę, którą zajmował gdy je odpalał lub rzucał. Wiedziała, że aby zajść go od tyłu musi zrobić niemały łuk i wykonywała manewr ostrożnie, mając na uwadze to że potencjalny przeciwnik może robić to samo...

Teoretycznie mogli powiedzieć, że są na misji dalekiego zwiadu, zbieranie informacji i danych, czym się poniekąd zajmowali. Tylko się nie zachowywali jakby byli na takiej misji, za dużo hałasu, za mało racji i stracili czujność. Dżungle Wenus były tyglem gdzie każdy się szarpał. Mogli też powiedzieć, że dostali info o Legionie i sprawdzali, czy nie trzeba wezwać wsparcia Bractwa, nieco naginając prawdę. Wszyscy wiedzieli, że Mishima jest podejrzana.

Ariel gdy już uspokoiła wzrok i słuch. Postanowiła również rozbić szyk i schować się w gęstej ściółce. Nisko na nogach przemknęła w stronę gęstszych zarośli gdzie zamarła, wypatrując wroga. By po chwili skoczyć jeszcze dalej. Cicho i sprawnie.

Chris wspiął się na drzewo, ale jego zasięg widzenia wiele się nie powiększył. Czy pięć czy teraz dziesięć metrów to dla jego snajperki w zasadzie jak strzał z przyłożenia.


- Tak. - W słuchawkach ponownie zabrzmiał głos Sykes’a. - Wykryliśmy aktywność Legionu na tym terenie. Jak i na kilku okolicznych wyspach - dowódca cybertroniku odniósł się do wypowiedzi Purny. - Czyli w żaden sposób nie jesteście zaangażowani w konflikt Mishimy i Bauhausu? - upewnił się.

Marines ostrożnie podchodzili w miejsce gdzie spodziewali się znaleźć Cybertronic. Jednak póki co nikogo nie zdołali dostrzec. Mogli iść głębiej, oddalając się od punktu obserwacyjnego na port, ale bez kontaktu z pozostałymi członkami oddziału musieliby się bardziej rozproszyć i stracić orientację względem pozycji sojuszników.

- Potwierdzam, nic nam do tego jak się Mishimce z Bauhaucami tłuką - odpowiedział McBride. - Tu taka podpowiedź, że Legion bawi się w tym rejonie w przebieranki i podkrada Bauhausowi wdzianka i ubiera się w nie.

Purna tymczasem nadal wykonywała swój manewr okrążający, starając się zajść rozmówcę od tyłu. Nie odzywała się już ani słowem, aby nie ryzykować zdradzenia swojej pozycji.


***

Atak nie następował. Morris dał znak Johnowi, aby ten podążył za nim, a sam ruszył na południowy wschód i zaraz potem zniknął w gęstwinie.

Skradającej się Annie sierżant mignął przez chwilę, ale zaraz potem zasłoniła go gęsta roślinność. Poruszał się ostrożnie, a broń miał podniesioną do oka.

Po chwili usłyszeli przekleństwo i odgłos serii z M-50, Postać człowieka wyleciała w górę nieco powyżej linii poszycia, uderzyła w drzewo i spadła na ziemię. Głos strzałów broni, cały czas trzymanej przez postać, umilkła dopiero przy zderzeniu z przeszkodą.

Chris siedzący na drzewie tylko przez chwilę widział szybującego w powietrzu Morrisa, ale coś za jego plecami zwróciło jego uwagę. Przeszył go dreszcz i wyczuł jakby chłód. Bijący z północnej strony. Odwrócił głowę, aby w ostatniej chwili dostrzec czarną połyskującą kulę spadającą między budynkami bazy Bauhausu. Kula rozprysła się jakby była wykonana z gęstej cieczy, a to z czego była wykonana spowodowało, że pobliskie budynki po prostu się roztopiły zostawiając po sobie czarną wypaloną ziemię.

Ruch Mishimy w bazie połączony ze sporadycznymi okrzykami rozkazów sugerował ich ogromne zaskoczenie tym atakiem.

Snajper zaklął szpetnie, widząc to co widzi. Szybką drogą dedukcji wyeliminował wszystkie znane mu korporacyjne bronie konwencjonalne i niekonwencjonalne, co oznaczało jedno.
- Cokolwiek pierdolnęło właśnie w bazę Bauhausu, zrobił to Legion - nadał przez komunikator McBride do wszystkich słuchających. - Więc z łaski swojej może ogarnijmy teraz jakiś rozejm.
- Duże bum bum, może wycofanie? - Rzucił w komunikator Sliver.
- Z artylerią nie mamy co walczyć - dodała September. - Zwłaszcza z taką.

Anna ruszyła przed siebie! Ostrożnie, ale zdecydowanie, z bronią gotową do strzału. Bez względu na to co stało się w mieście, czy raczej tego co stało się z miastem, oni mieli tu swoją sytuację i tylko na nią mogli teraz jakoś wpłynąć. Zupełnie nie wiedzieli z kim rozmawiali i mógł to być nawet ktoś z Legionu Ciemności czekający na fajerwerki, które właśnie zaobserwowali. Z jakiegoś powodu Morris otworzył ogień! A fakt, że zaraz potem poszybował w powietrze nie wróżył niczego dobrego.

Anna podkradła się w miejsce gdzie spodziewała się znaleźć wroga, ale nikogo tam nie było. Czuła się jednak jak na widelcu. Mogłaby się założyć, że ktoś jednak tutaj jest tylko, że ona nie potrafi go dostrzec. Atak mógł nadejść z każdej strony, ale nie następował.

- Morris jest nieprzytomny - usłyszeli w słuchawkach zaniepokojony głos Ariel. - Mocno walnął o drzewo. Na pewno wstrząs mózgu. Nie wiem jak kręgosłup.

Purna czym prędzej cofnęła się za najbliższe drzewo. To okazało się mieć niewiele ponad stopę średnicy, ale wystarczało. Znowu posłuchała instynktu, pomimo iż przekonała się ostatnio że mądra głowa lubi płatać figle. Ale tym razem musiała.
- Kombinezon kameleona drugiej generacji, gratuluję - wyszeptała przez radio. Było to niby skierowane do ich tajemniczego rozmówcy, ale ona chciała poinformować drużynę z czym jej zdaniem mają do czynienia.
Mogła strzelać w ziemię, aby rozpryski oznaczyły delikwenta, ale wolała nie otwierać ognia, nie zdradzać swojej pozycji. Zamiast wypatrywania postaci, skupiła się na pozostawianych przez nią śladach i tym dokąd prowadziły.

Słysząc przez radio Purne, September w myślach skleiła się za schematyczne myślenie. Zobaczenie delikwenta w kamuflażu było trudne. Ale nie dla robactwa, pot przyciągał różnego rodzaju szkaradztwo. Tam gdzie chmura muszek, tam powinien być cybertronic. Dla pewności, szukała podeptanych liści i trawy w okolicy chmur muszek.
Idąc za radą, John przygotował swój ciężki karabin, by posłać serię w podejrzane miejsce. Seria i szybka zmiana miejsca, to był plan na najbliższe sekundy. Ruszył powoli w miejsce gdzie leżał Morris. Ariel klęczała przy nim.


Wróg milczał mimo, że dał wcześniej jasno do zrozumienia, że nie ma problemu z nasłuchem ich częstotliwości. Owady nie dawały jednoznacznej informacji. Jeśli cybertronic był poza zasięgiem wzroku to mógł nie pocić się na tyle aby je przyciągać. Równie dobrze mógł być sok z drzewa lub padlina. Na upartego dziewczyny wypatrzyły obszar gdzie mógłby być wróg, ale było to bardzo wątpliwe. Shania i Anna skupiły się na podłożu. Ślady były wyraźne. Oddział liczący między pięć, a dziesięć osób. Stawiały, że bliżej tej dolnej granicy. Jedne ślady zostawił ktoś wyraźnie cięższy od pozostałych. Przyszli z południowego wschodu, a odeszli na wschód.

September włączyła radio i powiedziała do kompanów:
- Zwijamy sierżanta i spadamy. Nic nam nie przyjdzie z walki z Cybertronikiem.

- Oni też odstąpili. Szkoda, że nie wcześniej - powiedziała Purna, nadal wyglądając potencjalnych przeciwników, w kierunku w którym udały się cyberhamy. Dzięki wyraźnej nucie żalu dawało się łatwo wyczuć, że druga część jej wypowiedzi skierowana była do podsłuchujących.
Nie traciła jednak czasu na tropienie, zostawiając dalsze wypatrywanie Chrisowi. Sama pospiesznie zabrała się za szykowanie improwizowanych noszy. Zwykle wystarczały do tego dwa dobre kije i jakiś materiał, a tym właściwie dysponowali. Z unieruchomieniem kończyny też sobie poradzą, jeśli będzie taka potrzeba. Morris był silnym i zdrowym facetem, ale mimo to Anna przejmowała się jego losem i miała nadzieję, że jego stan nie jest krytyczny.

Wycofanie było świetnym planem na tą sytuację, John obrócił się w stronę nadbrzeża i przyjrzał się efektowi broni legionu. Najprawdopodobniej legionu. - Zaklepuję nogi. - Rzucił, mając na myśli nosze.

Ariel używając punishera ucięła kilka gałęzi i połączyła je z noszami polowymi. Te normalnie były nieusztywnione i wymagały sześciu osób, ale przy takiej modyfikacji wystarczyły trzy. Na upartego dwie, ale osoba idąca z tyłu miała bardzo ograniczone pole widzenia pod swoje stopy.

- Zanieśmy sierżanta do miejsca ewakuacji, a potem wrócimy rozejrzeć się trochę. - zaproponowała September.

Cały oddział postanowił odtransportować sierżanta do łodzi. Poświęcili na to nieco ponad dwie godziny. Za swoimi plecami słyszeli odgłosy walki floty oraz jeszcze kilkanaście wystrzałów artyleryjskich Legionu. Udało im się bezpiecznie dostać do łodzi.
- Nie wiem co planujecie, ale ja zostaję z sierżantem - Ariel z zaniepokojeniem spojrzała na leżącego Morrisa, który jeszcze nie odzyskał przytomności. - Chyba lepiej byłoby go dostarczyć do bazy.


Po krótkiej dyskusji okazało się, że każdy z członków oddziału wcale nie kwapił się do kontynuowania misji. Patrząc na motorówkę dotarło do nich jak są wycieńczeni przebieżką po wyspie i ryzykiem o jakie się otarli bez większego szwanku. Zapakowali się na pokład i odbili od brzegu. Po kilkuset metrach Morris zaczął odzyskiwać przytomność i szarpnął się gwałtownie.
- Przytrzymajcie go! - krzyknęła Ariel starając się przycisnąć go do dna łodzi. - Zaraz zrobi z siebie kalekę!

Annie od razu przypomniał się kolega z jej oddziału, Carl, który był podobnej postury co Morris. Przytrzymanie faceta przynajmniej dwa razy większego od niej samej zdawało się niewykonalne. Ale oczywiście liczyło się działanie grupowe!
- Spokojnie panie sierżancie spokojnie - wyrzuciła z siebie odruchowo, zdecydowanie, ale i ostrożnie przytrzymując głowę dowódcy, oczywiście dbając też o to żeby nie odgryzł sobie kawałka języka.
Christopher po ostrzeżeniu medyczki, nie myśląc wiele, usiadł na nogach sierżanta.
- Nie miał złamanych nóg, nie? - zmrużył oczy, w oczekiwaniu na odpowiedź rudej, niepewny czy przypadkiem nie pogorszył sytuacji.

Ariel jedną ręką wydobyła z torby stasis i zaaplikowała w szyję wyrywającego się sierżanta, który po chwili zastygł w bezruchu. Jego oddech stał się płytki, a puls ledwo wyczuwalny.
- Mamy spokój na 24 godziny - medyczka powiedziała z ulgą. - Ciekawe co będzie jak się obudzi. Mocno oberwał po dumie - skrzywiła się.

Marines mieli wrażenie, że cały czas ktoś ich obserwuje. Nie byli w stanie nikogo dostrzec, ale uczucie nie opuszczało ich. Chrisowi wydawało się, że widzi ludzką postać przywartą do pnia drzewa na wysokości kilkunastu metrów. Ale gdy spojrzał w tamto miejsce przez lunetę snajperki nie zobaczył nic poza cieniem. Kamuflaż cyberetoniku? Szturmowiec? Lustrzak? Nie. Gałąź by go nie utrzymała.

Purna dokonała pewnej inspekcji Morrisa. Chciała się upewnić, że podczas spotkania z Ceberhamami nie podrzucili mu oni pluskwy lub co gorsza jakiegoś ładunku. Co prawda spotkanie to było bardzo krótkie, ale warto się było liczyć z taką możliwością... Nic takiego jednak nie znalazła, ale nie poczuła się dzięki temu lepiej.

Mimo odczuwanego zagrożenia oddział zapakował się na łódź i Anna zajęła miejsce za sterem. Ruszyli w kierunku Fulcrum i dotarli na miejsce bez problemów. Po dobiciu do keji wypakowali sprzęt i dostarczyli sierżanta do lazaretu. Ariel została aby porozmawiać z Majorem Scottem by opisać mu sytuację dowódcy.
Reszta oddziału udała się do namiotu dowódczego aby zdać raport z misji...


Koniec.
 
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172