Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2022, 21:01   #41
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ognia nie gasi się ogniem...

Aksel taksował kielich napełniony bursztynowym nektarem. Spienione bąbelki cydru musowały wściekle, roznosząc wokół zapach jabłek, łączący się z aromatem whiskey, mile łechcącym jego nozdrza. Pokusa jakże silna, jak nęcąca! Natchnienie dla poety, ambrozja ofiarująca dar wymowności i odwagi. Otwierająca nową księgę wszechwiedzy, zaklęta w kielichu o niebywałej mocy. Przed oczami przemknęły mu obrazy z przeszłości, tak wyraźne jak obecne popisy piromana, które nadały całemu miejscu magicznej aury. Bywał już w podobnych salach, choć wydawało mu się to tylko snem. Tam właśnie objawiły się jego zdolności, lecz przez lata stłumił w sobie te echa. Wspomnienia były bolesne, szczęście u boku żony zostało brutalnie przerwane przez jego twórczy amok. Skutki swego czynu ponosił do dzisiaj, a wyrzuty sumienia trapiły zabliźnioną duszę. Bywał mentorem dla innych, sam jednak dotąd nie potrafił odnaleźć właściwej drogi.

Sztukmistrz utwierdził go w przekonaniu, iż to miejsce przesycone jest osobliwościami. Jowialny ton maniaka potwierdzał, że weszli w pułapkę. Tymczasowo grali na jego zasadach. Ognista pętla lada moment mogła zacisnąć się na ich szyjach, a niewinne popisy zamienić w istną pożogę.

- Mali amici malus fructus ferunt… quid vesper fera, incertum est…- odrzekł w reakcji na toast stałego bywalca klubu. Nie uniósł nawet na milimetr pękatego szkła, jedynie dalej ściskał nóżkę, jak gdyby pragnąc ją złamać, niczym drewnianą zapałkę..

Nie dał się zdominować chuderlakowi, próbował odsunąć się, zdecydowanie poprawiając płaszcz na swych ramionach. Posturą górował nad podpalaczem. Starli się spojrzeniami, przez moment iskry zapłonęły jak łebki zapałek, nim zatonęły w odbiciu oczu Bragiego teraz zimnych, niczym toń górskiego jeziora.

Trzeba było zachować spokój, stanowczość, nie dać się opętać uczuciu gniewu. Chociaż nierozważnie wtargnęli do obcej domeny, to zawsze tliła się jakaś szansa na odwrócenie niepewnej sytuacji. Nie wątpił, że wraz z Bozanskym poradziliby sobie z tym szaleńcem. Tylko, co potem? Interwencja ochrony była więcej, niż pewna…

Wszelkie jego wątpliwości przerwało wtargnięcie na scenę bogini… Tak przynajmniej Camilla jawiła się w oczach antykwariusza. Obraz z księgi nakładał się na wcielenie kobiety, demoniczne i niezwykle prowokujące. Gra światłem wyreżyserowana jak podczas teatralnego spektaklu podkreślała jej przymioty. Królowa z piekła rodem znakomicie czuła się w swojej roli.

- Czy zdołamy popsuć jej ten wieczór? – pomyślał chwilowo wyswobodzony z natarczywego objęcia piromana.
 
Deszatie jest offline  
Stary 06-09-2022, 16:09   #42
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Śnij o mnie.


Ayo mruga, podrywa głową jak znudzona z nieuświadomionego snu. Chłód rozdarł delikatne promienie, którymi próbowała otulić Molly. Zapach gnijących jabłek wypełnił powietrze.

Śnij o mnie.
Słyszy prawie jak odbijające się w gorącej ciemności echo.

Będzie.
Świat Ayo pełen jest snów.

Świat Ayo pełen jest też wiary.

Ayo wierzy w rzeczy, które inni uważają za głupie, niepoważne lub trywialne. Wierzy w energię kryształów i kamieni. Wierzy w kasztany trzymane pod materacem. W puste krzesło dla nieznajomego dostawiane do rodzinnego stołu na każde święta. Wierzy, że chmury i dym to płonące i pełne łez dusze rzeczy, wierzy w ukryte w nich kształty. Wierzy, że należy dwa razy dotknąć serca, gdy zobaczy się coś niespotykanego w środku zimy i na krawędzi jesieni. Wierzy, że nie należy pozwolić herbacianym fusom wyschnąć na dnie filiżanki, bo to zła wróżba. Wierzy, że tęcza to odwrócony uśmiech nieba, że nie należy rwać roślin wyrosłych w pęknięciach betonu a najważniejsze życzenia należy wypowiadać jedynie szeptem w ciemności. Wierzy, że granice wiary wyznaczają jedynie granice wyobraźni.

Ale przede wszystkim - z natury i wychowania - wierzy w ludzi.

Wierzy, że więcej w nich dobra niż zła, więcej dobrej woli niż małostkowej lub perfidnej złośliwości. Nie musi daleko szukać, żeby znaleźć potwierdzenie. Skryty ciężkim, duszącym woalem ciemności niedaleko niej siedzi Luka. Koszmar-wspomnienie mordercy, człowieka, który za pieniądze krzywdził innych. A jednak… A jednak kochał żonę. A jednak miał serce, które pękło mu przez Molly. A jednak czuł ból, wyrzuty sumienia i strach. Był niedoskonałym człowiekiem, ale miał serce.

Dlatego nie przejdzie jej nawet przez głowę myśl, że Dave może uciekać, wymykać się lokalu jak szczur z tonącego statku. Dlatego cisza ciągnąca od jej przyjaciół i stolika piromana nie napełnia jej obawą. Jeśli milczą, jeśli zwlekają - mają powód. Może dzielić ich długość sali, ale Ayo nie czuje się pozostawiona samej sobie.

Jeśli jest jedna rzecz, w którą nie wierzy Ayo to są to granice.

Jej świat jest ich pozbawiony. Miękka tkanka marzeń i ostre kanty wydarzeń na jawie. Religia, ezoteryka, naukowe fakty. Miasto, przyroda, ruina. Fizyka i metafizyka. Dla Ayo wszystko to tworzy organiczną tkankę; wszystko splata się ze sobą, przenika, zapętla. Nawet najbardziej samotne drzewa pod powierzchnią ziemi zaplatają korzenie w warkocze z innymi drzewami. Nikt i nic nie jest samoistne, samodzielne, izolowane od innych. Nikt i nic nie jest samotne.

Dlatego, gdy patrzy na Camille, widzi w niej mistrzynię granic. Kobieta otacza się nimi jak drutem kolczastym. Jej sugestywny ubiór wyróżniający ją spośród gości lokalu. Jej wyzywający w swoim powolnym rytmie krok, gdy schodzi po schodach jak królowa pomiędzy budzących jej niechęć poddanych. Krąg światła, który wydziela ją z panującej ciemności i ustawia samotną na świetlistym postumencie.

Nie umie rozszyfrować tonu jej głosu. Czy to niechęć? Wyzwanie? Rodzaj ciekawości? Czy może czysta groźba? Jej uśmiech niesie obietnice słodkie jak zatrute jabłka a pomiędzy słowami prześligują się węże ukrytych znaczeń, których gatunku i jadowitości Ayo nie rozpoznaje.

Śnij o mnie…


A jednak…

A jednak nawet Luka miał serce a w naturze Ayo nie leży trzymanie się wyznaczonych barier i odsuwanie ludzi na dystans. Uśmiecha się jakby chciała pokładami wewnętrznego ciepła owinąć drut kolczasty miękką owijką. Uśmiecha się i to nie jest gra. Nie ma w tym fałszu. Uśmiecha się i podchodzi do kręgu, do granicy wyznaczonej przez blask reflektora a potem przekracza ją. Wyciąga rękę.

- Będę o tobie śnić - mówi cicho ustami wciąż wygiętymi w ciepły półksiężyc, odpowiadając na wcześniejszy zew. - Choć pewnie wielu to robi, bo wątpię, żeby potrafili cię zapomnieć. Jestem Ayo. Bałam się ciebie poznać. Chciałam cię poznać. Cieszę się, że tak się stało.

Nie waha się, nie kalkuluje. Jak często kieruje się po prostu sercem, instynktem, który ciągnie ją w kierunku sylwetki kobiety tak ostentacyjnie samotnej pośród nieprzeniknionej ciemności. W oczach Ayo teatr, którym się ona spowija krzyczy o samotności: nieważne czy to samotność aktorki przed widownią, królowej przed poddanymi, drapieżnika pomiędzy ofiarami. Ayo nie chce ustawiać się do niej w opozycji, przyczajać w agresywnej kontrze. Na moment odsuwa myśli o Molly. Na moment skupia się na wyrysowanej ostrym światłem i głębokimi cieniami sylwetce Camille. I stara się na swój łagodny sposób znieść granice, które pozornie je dzielą.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 08-09-2022, 07:37   #43
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
>>współredagowane z Nuada i Fala<<

Gdy Dave wcisnął się w wąskie przejście, jego oczom ukazał długi, ciasny korytarz. Ostra, niemal jadowita woń, atakowała wściekle jego nozdrza. Fetor trudny do zidentyfikowania, przywodził na myśl jesienne liście podlane wiśniową alpagą i pokryte z wierzchu mało szlachetną pleśnią. Jednym słowem odór, który nie zachęcał, aby przebywać w tym miejscu choć chwilę dłużej.
Jack oświetlał drogę kieszonkową latarką, która dawał tylko tyle światła, by uniknąć potknięcia się o własne nogi.

- Gdy to się zaczyna - szepnął konfidencjonalnie barman - Nie wybaczyłbym sobie, gdyś tam został.

Grubas szedł wolno, cały czas nasłuchując niczym wystraszony kot.

- Polubiłem cię, wiesz? Widać, że dobry z ciebie człowiek. Dlatego dam ci radę. Póki masz możliwość wycofaj się, a najlepiej bierz nogi za pas i na zawsze zapomnij o tym miejscu.

Idąc za Jackiem, Malkovich zauważył, że zbliżają się do skrzyżowania. Korytarz rozwidlał się w każdą ze stron świata. Gruby barman zdawał się jednak tego nie dostrzegać i wciąż parł konsekwentnie naprzód.
Rączka zatrzymał się nagle. Światło zaczęło się oddalać a tunel tonąć w ciemnościach.

- Chwilę Jack! - powiedział. - Co się zaczyna? Gdzie ty mnie właściwie prowadzisz?

Jack odwrócił się, a jego twarz przybrała nienaturalnie blady odcień. Może to zwykła gra świateł i cieni, a może kryło się za tym coś więcej. Dave odczuł mimowolne dreszcze patrząc na groteskowo wykrzywione oblicze Jacka.

- To już niedaleko - odparł lakonicznie barman - Zaraz będziesz bezpieczny. Zaufaj mi.

- Jack - Dave starał się zachować spokój, chociaż czuł, że za chwilę wybuchnie, jak rodzic strofujący dziecko, które właśnie zbroiło. - Luci Pastroni też pewnie tak mówił do Molly nim ją wciągnął do Cadillaca. GDZIE idziemy? CO się zaczyna? Nie postawię kroku nim mi nie odpowiesz na te dwa proste pytania.

W odpowiedzi gruby barman położył tłusty palec na ustach, nakazując milczenie. Przez długie sekundy wodził wzrokiem po suficie, jakby spodziewał się, że zaraz z niego coś zleci.
W końcu zbliżył się do Malkovicha i szepnął:

- Ratuję ci życie - oddech Jacka był gorący i cuchnący niczym wyziewy z miejskiej kloaki. Nawet wypity wcześniej szlachetny alkohol, nie zatuszował bijącego z jego ust fetoru.
- Chcesz odpowiedzi? Tego się nie da wyjaśnić. To obłęd. Czysty obłęd Rozumiesz? - głos Jacka stawał się coraz bardziej agresywny, a kolejne słowa zaczął cedzić przez zaciśnięte zęby - Nie jesteś w stanie tego pojąć. Porwania, pedofilia, morderstwa, tortury, to tylko szczyt tej pieprzonej góry lodowej.

Jack dyszał, jakby właśnie ukończył maraton. Pot spływał mu po skroniach niemal rwącym strumieniem. W ciasnym i dusznym korytarzu, Dave czuł się coraz bardziej osaczony. Tłamsiły go wilgotne i śliskie ściany. Ciemność dręczyła zmysły, a smród bijący do barmana wykręcał nos i przyprawiał o mdłości.

- Ty… thyy. cheeesz się baaawić - dyszał Jack - a thuu… jeesthh thylko phhhluugastwo i i i śmierć….

Ostatnie słowa barman wycharczał, jakby dławił się nimi. Nagle jego oczy wywróciły się do góry nogami, a głowa opadła do tyłu. Sekundę później Jack leżał nieprzytomny na ziemi. Latarka, która wyleciała mu z rąk rozbiła się z trzaskiem. Wokół zapadły ciemności.

- No żesz kurwa! - wykrzyczał Rączka szeptem, który szeleszczącymi dźwiękami odbił się od ścian korytarza.

Tunel zdawał się napierać na Malkovicha, przygniatać go. Serce kołatało i chłopakowi wydawało się, że zaraz wyskoczy mu z piersi i pobiegnie na oślep ciemnym korytarzem. Z trudem łapał powietrze. Opadł na kolana i zaczął po omacku pełznąć w kierunku, gdzie jak wydawało mu się upadł grubas. Kostka była zimna i wilgotna.

- Hdzie… thy… sukin…

Strach kneblował mu usta. Natrafił na nogę barmana. Szarpnął go. Bez efektu. Wymacał latarkę. Potrząsnął nią. Próbował włączyć lecz nie wykrzesała z siebie ani iskry. Ponownie dopadł ciała. Podciągnął się do jego głowy. Nachylił się nad nim. Wyczuł słaby, smrodliwy oddech. Wymacał szyję i wisior z kostkami uwiązany u niej. Silnym szarpnięciem zerwał go i odrzucił a później jeszcze oderwał guzik ciasno spinający mu kołnierzyk pod szyją.

~ Będzie żyć - przeszło mu przez głowę.

Obszukał kieszenie nieprzytomnego. Żadnego klucza, karty dostępu, nic z tych rzeczy. Paczka papierosów, zapalniczka, portfel. Zabrał zapalniczkę. Resztę zostawił. Tak bardzo czuł się zagubiony w tych ciemnościach i bezradny. Jack ratował go, lecz nie wiedział przed czym. Czuł, że w barze musiało stać się coś strasznego. W barze, gdzie zostawił INNYCH. Przecież tam była Ayo i Zuri. Chciałby, żeby Ayo była teraz przy nim. Żeby powiedziała mu co robić. Chciałby mieć przy sobie Zuri, żeby wyrysowała mu drzwi z drogą ucieczki.

Idąc z Zuri w kierunku zaułka Dave Malkovich czuł poddenerwowanie wymieszane z narastającą z każdym metrem ekscytacją. Ekscytacją, że ponownie będzie mógł poczuć i dotknąć tajemnicy, którą skrywała mgła i poddenerwowanie, że tym razem mgła się nie rozstąpi i skretyni się w oczach młodej dziewczyny. Gdy jednak doszli do uliczki i spojrzeli w górę, po krótkiej chwili, która dla Rączki zdawała się przedłużać w irytujące minuty, dwie obdrapane kamienice spięła drgająca niczym pustynny miraż, drewniana galeryjka. Dopiero teraz Dave wypuścił powietrze z płuc, które wstrzymywał mimowolnie od kilkunastu uderzeń łopoczącego serca.

- Tędy!

Pociągnął dziewczynę w zatęchłą sień rozwartej bramy.
Klatka schodowa cuchnęła kocim moczem i tanim piwem. Zaduch już od progu walił w pysk, niczym pięść policjanta angielskiego. Poprzez połamane tralki przebijały się blade snopy światła miejskiej latarni.
Gdy Dave postawił stopę na pierwszym stopniu, ten zawył, jakby kogoś żywym ogniem przypalili.

- Czy to ostrzeżenie? - głupia myśl zrodziła się niemal jednocześnie w umysłach całej grupy.
Krok za krokiem wspinali się ku górze. Tam był ich cel. Miejsce, którego nie było i w istnienie, którego wierzył tylko Malkovich.

Gdy w końcu stanęli przed obdrapanymi drzwiami z wyblakłą tabliczką, zawahał się na chwile. “Uwaga! Wstęp wzbroniony! Grozi zawaleniem!” - głosił ledwo widoczny napis.
Malkovich chwycił za klamkę i pchnął mocno drzwi. Orzeźwiający, lodowy podmuch uderzył w ich twarze. Wraz z nim ze wszystkich gardeł, wydobył się cichy jęk zdziwienia.
Oto przed nimi galeria, której nigdy nie było.

Była dokładnie taka jak ją zapamiętał. Promienie słońca przebijającego się przez szczeliny pomiędzy deskami ściany oświetlały pasmami drewnianą podłogę. Odsłonił z triumfem przejście.

- Mówiłem, że tutaj jest - powiedział ściszonym głosem, bojąc się zburzyć sacrum tego miejsca.

A więc stało się. Zuri poszła zwiedzać ciemne, podejrzane zaułki, które miały się okazać bramami do innego świata. Tak zaczynało się zaskakująco wiele historii kryminalnych, po których zostawały tylko nierozwiązane tajemnice. A jednak czuła ekscytację swojego towarzysza i czuła się równie podekscytowana.

- Faktycznie, jest - odszepnęła, dając się ponieść chwili - Myślisz, że obraziłoby się za graffitii?

Zuri automatycznie wykreśliła z pytania potencjalnych właścicieli tego miejsca i zaczęła traktować je jako samoistną, zdolną do własnego zdania istotę.

- Eeehh… - zająknął się.

Rączka zdawał się być całkowicie zbity z tropu. To fakt, że byli najmłodsi w grupie, może i nawet byli oboje postrzeleni, każde na swój sposób.

-… że tutaj? - wymówił głosem ciut jedynie głośniejszym od szeptu wskazując surowe, stare deski konstrukcji.

Z dużym jednak naciskiem NA SWÓJ. Nie mieściło mu się w głowie jak można coś takiego… Te stare deski… w sumie… Złapał kapelusz i nim go założył z powrotem na głowę, przetarł czoło rękawem płaszcza. Spojrzał na ściany raz jeszcze.

- W sumie… - powiedział już głośniej. - W sumie, to dlaczego nie?

Ona była szalona! Ale chyba zaczynało mu się to w niej podobać.

- Dajesz! - zachęcił opierając się o framugę. Chciał zobaczyć ją w akcji.


Prawdopodobnie właśnie dlatego Gruby Jose tak jej pilnował. Prawdopodobnie każdy postrzelony artysta w swoim życiu potrzebował stabilnej kotwicy z przyziemności. Gruby Jose był taką kotwicą. Nie dał się ruszyć z miejsca i doskonale utrzymywał w ryzach szaleńcze pomysły. Dave nie był kotwicą. Dave był jak powiew wiatru w rozwinięte żagle.

Z drugiej strony gdyby to miejsce nie chciało być dumnym reprezentantem street artu to nie wyglądałoby tak zachęcająco. Zuri powolnym krokiem przeszła się po skrzypiących deskach. Nie miała za wiele czasu, nie miała za wiele sprzętu. Ale są takie chwile, w których mniej znaczy więcej. Dlatego wyciągnęła jedną puszkę sprayu i minimalistycznymi, delikatnymi pociągnięciami stworzyła drzwi. Drzwi rozedrgane, eteryczne, zanikające, dopasowane do koloru przebarwień na starej powierzchni, wtapiające się w nią i wyglądające jak coś, co po prostu zawsze tu było. Jak naturalna konsekwencja upływu czasu, który odcisnął swoje piętno na tym miejscu.
“Wyjście awaryjne”. Tak by nazwała swoje dzieło, gdyby miała w zwyczaju nadawać tytuły sztuce ulicznej. Sam akt rysowania nie trwał długo, to były tylko kreski. Ale dla Zuri cały świat skurczył się do rozmiaru tych kresek. Tych drzwi, za którymi był inny, nowy, wspaniały świat. Czuła, że wie, co za nimi jest. Że wystarczyłoby tylko chwycić za klamkę, by znaleźć się zupełnie gdzie indziej. A przeczucie to promieniowało z niej jasnym blaskiem artystki dumnej z tego, co tworzy.

- Burgery robimy jeszcze lepsze, wpadnij kiedyś - zażartowała Zuri, ciągle szeptem. Czasami udzielały jej się marzenia o Imperium Burgerowym, więc każda okazja do reklamy była całkiem dobra.

Rączka patrzył w ciszy na pracę dziewczyny. Zapomniał, że miał stać na czatach i dopiero jej słowa wybudziły go z tego stuporu. Spodziewał się jakiegoś bohomazu, kolorowych, krzykliwych napisów. Jednak ten nieskomplikowany rysunek wkomponowywał się w scenerię tego miejsca i jeszcze bardziej podkreślał jej niezwykłość.

- Heh… - odetchnął. - W takim razie chyba będę musiał spróbować.

Uśmiechnął się.

Nie mógł ich tam zostawić. Nie mógł po prostu uciec z Jackiem. Strach ściskał mu gardło, nie pozwalając złapać oddechu. Jak miał im pomóc? W tych ciemnościach nie był nawet pewien w którym kierunku powinien iść. Już szczur lepiej orientowałby się w tych wilgotnych, ciemnych korytarzach.

Jakaś zewnętrzna siła przycisnęła nagle Dave'a do nieprzytomnego mężczyzny. Ciało barmana zaczęło nagle pod nim pęcznieć i puchnąć do niebotycznych, niemożliwych rozmiarów, aż Malkovich zsunął się po śliskim materiale koszuli i plasnął z piskiem na podłogę, na cztery łapy. W całkowitych ciemnościach jego zmysły zostały zaatakowane feerią informacji. Wyczuł stęchłość podłoża, ostrą woń potu barmana z drażniącym zapachem alkoholu. Mało tego. Wyczuwał różne nuty alkoholi, plamę zaschniętego sosu pomidorowego na spodniach, a w wilgoci kostek słabe zapachy innych ludzi, którzy musieli tędy przechodzić. Żeby tego było mało, jego słuch atakowały niezliczone dźwięki. Słyszał wyraźnie słaby, charczący oddech Jacka, bicie jego serca, krople wody, które rozbryzgiwały się regularnie na kamieniu kilkanaście metrów stąd. Słyszał rumor dochodzący z sali barowej oraz inne dźwięki, których natury nie potrafił odgadnąć. Pisnął raz jeszcze i zakręcił się w koło wokół własnego ogona. Był szczurem.

Miał mętlik w głowie. Czuł się, jakby ktoś go zamknął we wnętrzu batyskafu i opuścił na dno oceanicznego rowu. Wszystko go uciskało i uwierało, jakby założył zbyt małą podkoszulkę. Na dodatek ta lawina informacji, która zalewała go w każdej sekundzie. Jego ludzki umysł nie potrafił do końca ich wszystkich przeanalizować i ocenić.

Zwierzęcy instynkt podpowiadał mu dwie arcyważne rzeczy, niekoniecznie zgodne z tym, co przed chwilą myślał Dave - człowiek. To wyjątkowo ciepłe i suche miejsce. Idealne warunki do tego, by założyć gniazdo. Ktoś z jego ludu już to na pewno zrobił, gdyż wszędzie czuł ostrą woń, która wyraźnie mówiła “Wstęp wzbroniony. Teren prywatny”
Druga informacja, która przebijała się w całym zalewie bodźców, to dziwna wibracja, która wypełniała korytarze. Wymykała się ona wszelkim opisom i nie przywodziła na myśl niczego znajomego. Jedyne, co można było o niej powiedzieć, że niewątpliwie zwiastowała wielkie niebezpieczeństwo.

Idąc korytarzem na wprost Dave-szczur wyczuł woń świeżego powietrza przesyconego ożywczą wilgocią. Niechybny znak, że na zewnątrz zaczęło padać.
Wracając minął korytarz, który wypełniała gęsta mgła. Futro na całym ciele nastroszyło mu się instynktownie i ku własnemu zdziwieniu zaczął rytmicznie popiskiwać. Dopiero po kilku chwilach zdał sobie sprawę. że tymi dźwiękami ostrzegał swoje stado o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

Woń wydobywająca się spod okutych blachą drzwi niewiele mu mówiła i prawie z niczym mu się nie kojarzyła. Wiedział tylko, że prędzej połamie siekacze niż wygryzie dziurę na drugą stroną. Gdyby zaś mu się to nawet udało, to czekał tam na niego najbardziej zajadły wróg całej szczurzej rasy - człowiek. Bardzo dużo człowieków.

O wiele przyjemniej zapowiadała się ewentualna podróż w dwa kolejne rozwidlenia. To z lewej nęciło falami ciepła, które wydobywało się z jego głębi. To z prawej zaś wypełniała słodkawa woń gnijących owoców. Gdzieś tam na końcu tego korytarza niewątpliwie znajdowała się jakaś hałd odpadków pełna smakowitych kąsków.
Dave-szczur jednocześnie poczuł burczenie w brzuchu i podchodzące do gardła soki żołądkowe.

Opanował jednak szczurze, tak obce mu instynkty i podreptał popiskując w kierunku baru.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 09-09-2022, 10:10   #44
 
Fala's Avatar
 
Reputacja: 1 Fala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwu
Zuri chciała zatrząść tym miejscem. Chciała, by coś zaczęło się dziać. A wujek jej tyle razy mówił, by uważała na to, czego sobie życzy. Ale czy było tak źle? Czekała ich w końcu bajeczna noc pełna chaosu i prawdopodobnej śmierci. Czy jest coś, co mogłoby bardziej nasycić wiecznie poszukującą duszę artysty?

Camilla była bezsprzecznie piękna. W tym i każdym innym świecie. Daleko poza zwykłymi, ludzkimi kanonami urody, daleko poza zmiennymi i ulotnymi jak światło zapałki trendami. Była piękna. Pierwotnym, jasnym pięknem płomienia.

Zuri poczuła nagły przypływ kreatywności. Tego, ile mogłaby zrobić dla świata sztuki, gdyby naprawdę się za to zabrała, zamiast chować większość rzeczy po szufladach. Właściwie, dlaczego je w ogóle chowała? Przecież były świetne. Mogłaby zatrząść światem sztuki. Mogłaby zadziwić cały świat. Odmienić go na zawsze. A zamiast tego serwowała burgery, podczas gdy inni spijali śmietankę.

Niezgoda Twórcza szalała w jej duszy już od pierwszej sekundy, w której ujrzała właścicielkę tego przybytku.
Ayo, rozmarzona, krocząca pomiędzy światami snu i jawy, jak pomiędzy alejkami w parku, eteryczna i ulotna Ayo zareagowała jeszcze zanim Zuri zdążyła o tym w ogóle pomyśleć.

Roztaczając swój senny blask, rozsypując go jak gwiezdny pył. Zawsze pełna wiary w dobre intencje, z krainy, w której każdy sen kończy się dobrze, jeśli tylko się tego chce. A każda opowieść ma swoje satysfakcjonujące zakończenie. Trudno było jej się oprzeć. Trudno było nie przejąć od niej, choć odrobiny tego przekonania, że wszystko będzie dobrze. Ayo była jak otucha, która syciła złe sny.

Skupiła się na piromanie. Był arystą. Zapomnianym, niezrozumiałym, pogrzebanym za życia. Teraz mógł tkwić tylko na smyczy kobiety, która wykorzystała go jako pionka w politycznych rozgrywkach. Myślał, że zawdzięcza jej wiele, a tak naprawdę to ona zawdzięczała jemu. Ciekawe, czy o tym wiedział. Ciekawe, czy o tym myślał. Ciekawe, czy był świadomy wszystkich rzeczy, które by mógł.

- Jak to było? - szepnęła mu więc, pochylając się nad nim w ciemnościach - Gdy wszyscy cię pamiętali?
Białe dredy, zafarbowane fluorescencyjną farbą, świeciły w mroku, tworząc z Zuri abstrakcyjne dzieło sztuki samo w sobie. To nie było zwykłe pytanie. To była dotykająca serce obietnica
- Czego tak naprawdę pragniesz, hmm?
 
Fala jest offline  
Stary 10-09-2022, 00:03   #45
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację

8.1

Przenikały się wzrokiem. Dwie antagonistyczne potęgi, pośrodku wyimaginowanej sceny. Uosobienie najgłębszego mroku, skąpane w oślepiającym blasku reflektorów, wpatrywało się w ucieleśnienie jaśniejącej miłości i dobroci, unurzanej w niezgłębionej ciemności. Oto odwieczna prawda objawiona, jak na dłoni. Gdzie światła łuna lśni strzelista, tam cienie hebanowe zrodzone. Gdzie zaś ciemność króluje, tam iskierka najmniejsza, niczym gwiazda potężna płonie.

Czerń i biel w odwiecznym tańcu splatane, jak para kochanków nierozłączna. Tak i one dwie, w tej chwili dziejowej trwały zestawione.

W ciszy i milczeniu toczyła się niewypowiedziana nigdy wojna. Widowiska w tym jednakowoż żadnego nie było. Z oczu w siebie zapatrzonych, złociste snopy iskier nie strzelały. Fal materii siłą woli wzbudzonych, też nikt nie uświadczył. Tylko głucha cisza. Tylko czerń i biel.

A noir, E blanc, I rouge, U vert, O bleu - mistyczna synestezja.


____
8.2


Artyści - phi.
Niesforne dzieci. Wieczni marzyciele w pogoni za orszakiem Apollina. Żadnej świętości nie uszanują. Gadatliwe przekory zapatrzone tylko w siebie i swoje wizje.
- Jak to było? - dziewczęcy szept Zuri, brzmiał w uszach Piromana, niczym upojna melodia - Gdy wszyscy cię pamiętali?
W panującym półmroku oczy mężczyzny lśniły, niczym dwie pochodnie. Buzowało w nich tak wiele emocji, tak wiele pragnień, a wszystkie one tonęły w morzu płomieni trawiących jego duszę.

Białe dredy, zafarbowane fluorescencyjną farbą, świeciły w mroku. Prowokacyjna abstrakcja - żywe dzieło sztuki.
Błahe pytanie, słowa na wietrze, a pomiędzy nie, sprytnie wplecione figlarne podjudzanie, wymieszane z kusicielskim uśmieszkiem. Niczym pradawna wiedźma, Zuri pląsała wokół ogniska, mamiąc i przyzywając duchy i demony, wodzące na pokuszenie. W każdym jej słowie, geście i spojrzeniu zaklęta była obietnica dotykająca serce.
- Czego tak naprawdę pragniesz, hmm? - mruknęła cicho.

Pochylona nad stołem, wpatrywała się w oczy Piromana, a jakikolwiek wyraz padający z jej ust, był niczym powiew powietrza wytłoczony z kowalskiego miecha wprost w palenisko.

- Ja gorę - wyszeptał Piroman opierając łokcie na stole, jednocześne nachylając się w stronę Zuri. Po chwili wyrecytował.

Thru the darkness
of Future Past
the magician longs to see
one chants out
between two worlds
Fire - walk with me


Po czym z wielką kurtuazją, wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny.


____
8.3


To wszystko było jak sen.
Najdziwniejszy z dziwnych snów. Duszny i parny, dławiący zmysły i wiodący ku zagładzie.
Odkąd przekroczyli próg tego przeklętego miejsca, nic nie szło po ich myśli. Każdy mebel, każdy przedmiot zdawał się stawać przeciwko nim. Robił na złość i krzyżował ich plany.
Teraz na domiar złego, wbrew własnej woli, stali się widzami w misternie przygotowanym i wyreżyserowanym spektaklu. W jednej chwili przemienili się w pionki na szachownicy bogini, która stała tuż obok w ostrym świetle reflektorów.

Nagle i zupełnie niespodziewanie na scenę wkroczyły one - Ayo i Zuri - ich przyjaciółki. Obie całkowicie odmienione. Ukryte do tej pory w cieniu, niewidoczne - przerodziły się w lwice gotowe do walki. Prowokacyjne i bezkompromisowe.

Aksel i Henry nie wierzyli własnym oczom. Oto przed nimi rozpoczął się bój śmiertelny. I choć nikt nie wyciągnął żadnej broni, nie padła ani jedna groźba, to powietrze przesycone do granic możliwości niepokojem i nerwowością, zwiastowało rychłą eksplozję - burzę emocji z piorunami i gradem.

Z przerażeniem, graniczącym niemal z paniką, zarejestrowali, jak wszyscy pogrążeni w narkotycznym transie neptycy, w jednej chwili ruszyli się i zwrócili swe niewidzące, mętne oczy, wprost na środek wyimaginowanej sceny. Widzów tego dramatycznego widowiska przybywało.


____
8.4


Rollercoaster zmysłów, pragnień i odczuć. Tak tylko Dave mógł opisać to czego właśnie doświadczył. Najprawdziwszy cud - tak samo niesamowity, jak i przerażający. Teraz schowany za kontuarem baru, Malkovich próbował uspokoić i zebrać do kupy swoje myśli.
Spojrzał na swoje dłonie z nienaturalnie rozczapierzonymi palcami, które trzymał podkurczone tuż przy klatce piersiowej. Szkaradna karykatura szczurzych łap. Skwitował w myślach z sarkazmem. Brakowało jeszcze tylko, by zaczął nerwowo podciągać górną wargę i odsłonił siekacze.

Koszmar. Najprawdziwszy koszmar w którym ku własnemu zaskoczeniu, niezwykle sobie upodobał.

Szczurzołacza przemiana zmąciła mu umysł i mocno wybiła z równowagi, wbrawiając jednocześnie w euforię i bezdenne przerażenie. Gdy w końcu doszedł do siebie, usłyszał odgłos ciężkich kroków dobiegających z tajnego korytarza.

Czyżby to Jack odzyskał przytomność?

Nim zdążył to sprawdzić, przemówiła królowa tego przeklętego przybytku.


____
8.5


- Lubię was - rzekła Camille przerywając cieszę, kładąc dłoń na ramieniu Ayo - Mogłabym kazać was zabić i nikt, by nawet nie kiwnął palcem w tej sprawie. Mam jednak słabość do odważnych i bezkompromisowych ludzi. Podobacie mi się i naprawdę was lubię mimo, że już drugi raz włazicie z butami na mój teren. Wybaczę wam to i potraktuję, jako nieumyślne faux pas, nowicjuszy. Porozmawiajmy zatem. Być może okaże się, że więcej nas łączy niż dzieli. Być może będziemy mogli sobie nawzajem pomóc. Zgoda, moja droga?




 

Ostatnio edytowane przez Nuada : 10-09-2022 o 00:35.
Nuada jest offline  
Stary 10-09-2022, 22:51   #46
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Świat jest sceną, ale role bywają czasem źle rozdane…

Zaiste dziwne uczucia towarzyszyły bukiniście. Opary kłębiące się w półśnie i echa przenikających się wzajem odmiennych rzeczywistości. Dostrzegł nagle swą żonę, ale nieco różniła się od tej Coleen, której obraz nosił pod powiekami. Była bardziej majestatyczna, przy tym oszałamiająca młodością i wdziękiem. W dłoniach trzymała kosz złotych jabłek… Częstowała nimi gości na wytwornej uczcie i choć każdy z lubością sięgał po słodkie owoce, to jabłek wcale nie ubywało… Antykwariusz przetarł oczy, lecz wokół nic się nie zmieniło. Nadal widział zachwycającą go istotę, oczy gości zwrócone ku niej i czuł jabłkowy aromat rozsiany w sali. Jabłko - obietnica wiecznej młodości, niewyczerpanego źródła tryskającego świeżością. Prawie już czuł rozkoszny smak na podniebieniu…

Ocknął się, nerwowo przełykając ślinę. Cydr kipiący w kieliszku natarczywie przykuwał jego uwagę, szumiąc dziko jak wezbrana kaskada.

Obok niego Zuri zdawała się świadomie kokietować maniaka, prawdziwie igrając z ogniem…

Drgania powietrza przypominały feerię barw malowanych dźwiękiem. Każdy akord znamionował jakiś kolor i podległą mu emocję. Budowało to kolejny poziom skojarzeń, niczym muzyczny fresk malowany niewidzialnym pędzlem w przestrzeni lokalu. Jednak nad wszystkim królowały biel i czerń. To one przyćmiły swą siłą i dostojeństwem całą resztę. Zderzenie tych kolorów nie było gwałtowne, raczej przypominało zmysłowy taniec, gdzie żadne z kochanków nie potrafiło zdominować partnera. Patrzył zachłyśnięty na Ayo i Camille, które stanęły naprzeciw siebie.

Przemiana kobiet uderzyła Aksla, choć wiedział, że kryły w sobie wielki potencjał. Równocześnie poczuł pewne ukłucie zazdrości. Jakieś jego „ja” ukryte za głębokim cieniem pragnęło zagrać tutaj rolę uszytą na miarę zdumiewającego talentu skalda.

Austriae Est Imperare Orbi Universo... A E I O U… czy na pewno? Niespodziewana myśl gwałtownie zakołatała w głowie antykwariusza. Te symbole, które wcześniej przez moment widział na stole. Być może z pamięci wyłowił teraz jeden znak, szyfr, znajomy monogram?

Dawny cesarski symbol, który jak ulał pasował do Pani tego miejsca. „ Jej przeznaczeniem jest rządzić całym światem” – pomyślał parafrazując tłumaczenie uderzony tą przerażającą prawdą. Kobieta uosabiała władczynię Imperium, złowieszczo czarne skrzydła niepokojąco załopotały w uszach Aksla. Dwugłowy orzeł uniósł swe dzioby, gotów krwawo rozszarpać tych, co ośmielili się rzucić mu wyzwanie. Czy była to tylko imaginacja, czy prawdziwe zagrożenie?

Siwobrody mężczyzna znajdował się na rozstaju światów. Rozdarty między siłą intelektu i kuszącą apoteozą mitu…

Zamroczony trzeźwością sięgnął po kielich…
 
Deszatie jest offline  
Stary 11-09-2022, 14:16   #47
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
- Henry Bozansky. Urzędnik. Mąż i ojciec. Szachista. Poukładany, ustatkowany facet. Ja. Co ja tu robię? Co to za miejsce? Co to za ludzie? W co ja się wplątałem do cholery? Co się stało ze światem, który otaczał mnie przez całe życie? Czy to wszystko naprawdę istnieje? Może to tylko iluzja? Sen? Przywidzenie? To jest tak realne i tak niedorzeczne zarazem… - myśli kłębiły się w głowie Henrego. Jego logiczny umysł walczył z dokonującym się właśnie przebudzeniem. Nie chciał, nie potrafił, nie mógł odrzucić praw rządzących światem. Fizyki, biologii, chemii, matematyki... To co widział, to czego teraz doświadczał, co czuł zadawało im kłam. Świat realny mieszał się z wyimaginowanym, logika z absurdem, jawa ze snem. Zdawało się, że wszystkie mity, zabobony czy wierzenia miały jednak oparcie w rzeczywistości. Tu i teraz toczyła się walka, a jej ucieleśnieniami były Camille Burrow i Ayo...

Bozansky otrząsnął się. Wrócił do rzeczywistości. Jaka by ona nie była. Nawet jeśli wszystko co do tej pory uważał za oczywiste wywróciło się do góry nogami, nie był to powód by się poddać. Henry czuł, że to na nim spoczywa odpowiedzialność. To on odwiedził Camille Burrow w jej posiadłości, to on wprowadził przyjaciół do tego klubu. To on rozpoczął interakcję z dziwacznym typem bawiącym się zapałkami. Jego obowiązkiem było się teraz z tego wytłumaczyć. Nawet jeśli wszystko to czego przed chwilą doświadczył było efektem jakiejś substancji, którą ktoś ukradkiem dosypał mu do drinka.

Henry wstał, energicznym ruchem oswabadzając się z uścisku piromana.
- Pani Burrow. Przepraszam za to najście. To moja wina. Celem naszej wizyty nie było naprzykrzanie się. Próbujemy jedynie odnaleźć zaginione dziecko, na którym policja postawiła krzyżyk. Mam nadzieję, że nie uznaje Pani tej motywacji za zasługującą na śmierć.
Te słowa musiały paść. Henry nie miał w zwyczaju chowania głowy w piasek. Nawet jeśli adresatka jego wypowiedzi była obecnie zainteresowana inną osobą, nie stanowiło to powodu by uciekać od odpowiedzialności. Mimo to, w głębi swojego jestestwa, Bozansky cały czas łudził się, że za chwilę otworzy oczy i ujrzy śpiącą obok Margaret...
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 12-09-2022, 08:10   #48
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Ekscytacja, obrzydzenie, przerażenie, zagubienie. Fala sprzecznych uczuć zalała umysł i ciało Malkovicha powodując, że zachwiał się od tego natłoku niczym pijany. Podtrzymał się pokurczonymi łapkami blatu unikając upadku. Jego szczurzy instynkt chciał pisnąć ostrzegawczo, lecz z jego już ludzkiego gardła wydobyło się tylko stęknięcie. Niespodziewana przemiana wstrząsnęła nim i ciągle telepała wewnętrznie a szczurze instynkty odbijały się ciągle coraz słabszym echem wewnątrz człowieczego umysłu. Czuł jak krew szumi mu w uszach, pulsuje gorącem w żyłach. Walczyły w nim wstręt do szczurzego rodu z gorączkowym uniesieniem. Tyle możliwości stało przed nim!

Potrzebował chwili żeby się opanować, żeby objąć wzrokiem i umysłem teatrum, w którego centrum była Camille i ONI. Złowiwszy nadchodzące z korytarza kroki, ciągle podemocjonowany, z czerwoną od buzującej w nim krwi twarzą, wycofał się za szklane drzwi, nie chcąc być od razu zauważonym przez nadchodzącą osobę. Czy był nią Jack, w co wątpił, czy inny pracownik tego przybytku.

Stawało się dla niego jasnym, że byli na łasce i niełasce Burrow, ale póki żyli istniała nadzieja, że wyjdą z tego cali i może uratują Molly. Siostra burmistrza miała do zaoferowania deal. Niejasno czuł, że to nie będzie ich interes życia. Tylko czy teraz mieli jakiekolwiek wyjście? Tak czy inaczej, zagoniła ich do narożnika i teraz musieli czekać aż wyprowadzi cios i się odsłoni.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 19-09-2022, 19:45   #49
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Istnieją chwile, które są doskonałe.

Przez moment wszystko jest całością. Wszystko pasuje do siebie jak dwa elementy układanki, które mogą stworzyć serce nowego obrazu. Bo każda doskonała chwila jest niespełnioną jeszcze obietnicą późniejszej historii, ziarnem opowieści. W kręgu jaskrawego światła, w miękkości otaczającej go czerni wszystko splata się razem. Na moment, na krótką chwilę. Ręka Camille na odsłoniętym ramieniu Ayo jest ciepła, żywa, ludzka. Jasna skóra do ciemnej skóry, ciepło do ciepła, puls do pulsu, ciało do ciała. Gest przedziwnie intymny, bardziej niż zwykłe podanie dłoni. I Ayo uśmiecha się, mruży podkreślone złotem oczy.

Synestezja. Czernie, czerwienie, błękity padających słów. Miękkie gniazdo samogłosek, w których mieszkają kolory. Gorycz żółci. Ostra słodycz czerwieni. Cierpkość niedojrzałych żółci. Okrągły ruch przeciągniętych purpurą ust, zimnych i gorących jednocześnie.

Synestezja. Ostateczna porażka granic świadomego postrzegania, finalna przegrana logiki jawy.

Ayo kiwa głową. Sięga do ręki spoczywającej na jej ramieniu - nie wymyka się spod tego dotyku, nie ucieka spod niego jak nieufne zwierzę - zamiast tego oplata wąską, białą dłoń swoimi palcami w ciepłym geście.

Głos Henry’ego jest jak zgrzyt, który zagłusza ledwie słyszalną melodię; jak niechciana myśl, która burzy tok myśli, rwie ciąg skojarzeń jak niecierpliwy gest delikatne nici babiego lata. Jest jak granica, która wyrasta wbrew woli, jak ostre kanty spółgłosek, na których potyka się język. Ayo odwraca głowę, ale z kręgu światła nie jest w stanie dostrzec nawet zarysu sylwetki urzędnika i pozostaje on bezcielesny, przedziwnie odległy. Naprzykrzanie. Krzyżyk. Śmierć. To wszystko złe słowa. Ostre, kanciaste, pełne przemocy. Przykre. Same w sobie niosące winę. Skierowane do „pani Burrow” - z dystansem, wygłoszone spoza granicy formalnego chłodu, której nie można przekroczyć. Ayo nie puszcza dłoni Camille, choć jej uścisk jest lekki i kobieta w każdej chwili może się z niego wycofać.

- Zgoda - odpowiada na propozycję kobiety. - Porozmawiajmy. Poznajmy się lepiej. Pomóżmy sobie nawzajem, jeśli to tylko będzie możliwe. Znajdźmy wszystkie podobieństwa przeciwieństw. - W jej uśmiechu pojawia się cień psoty, bo urzekają ją istniejące pomiędzy nimi różnicę i pociąga każde połączenie, które mogłyby odnaleźć. - Mój ojciec zwykł mówić, że na działanie zawsze jest czas; na rozmowę - prawie nigdy. Nie zmarnujmy tej okazji - podpowiada łagodnie. - Chodź, poznasz pozostałych.

Postępuje krok. W połowie jeszcze w kręgu światła, w połowie już skryta w ciemności. Jedno oko prześwietlone blaskiem, niemal jasnobrązowe; drugie czarne jak noc, jak sen pozbawiony snów - obydwa skupione całkowicie na Camiile. Dłoń w dłoni, jakby zaprosić chciała kobietę do jakiegoś prywatnego tańca, jakby skusić ją chciała do jakiejś intymnej psoty, jakby przeciągnąć ją chciała do swojego świata.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 20-09-2022, 20:14   #50
 
Fala's Avatar
 
Reputacja: 1 Fala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwu
Wbrew wszystkiemu, wbrew panującej wokół nieprzejednanej ciemności, świat w oczach Zuri jaśniał. Płonął, ogrzewał, kusił i obiecywał. Ogień mógł żarłocznie pożreć wszystko i wszystkich wokół. Mógł też ogrzać. Był życiem i śmiercią. Był tą nieuchwytną, eteryczną granicą pomiędzy światami. Tak jakby przez ogień można było zajrzeć przez chwilę za tę mistyczną kurtynę, która dzieliła światy. Wszystkie jednocześnie. A ona tkwiła w tym wszystkim, w samym środku. W świecie, w którym szarzy, słabi i nieistotni, zapatrzeni w doczesność spalają się, by nigdy nie powstać, a wybrani powstają jak feniks z popiołów. Uśmiechnęła się do Piromana, potrząsnęła fosforyzującymi dredami.
- Kto zrozumie cię bardziej niż ja, gorejący artysto? - wymruczała i bez lęku ujęła jego dłoń
 
Fala jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172