Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2007, 20:54   #161
 
Naikelea's Avatar
 
Reputacja: 1 Naikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwuNaikelea jest godny podziwu
Pisane wspólnie z Haelem.

***
"Yyyh... No oczywiście, kolejna potwora chce amatora...", pomyślała Margot. Widząc niebezpiecznie zbliżającego się potwora cofnęła się o krok.
- Eee... Dzień dobry?! - różowe i duże postawiło kolejny krok w jej stronę. Odpowiedzią dziewczyny były oczywiście krok do tyłu.
- Whrarrauahahma!
-Jasne! Uważaj, bo cię zrozumiem! - kolejny krok potwora i dziewczyny. Monstrum wyciągnęło łapę w jej kierunku.
- Niedoczekanie twoje, słonko - mruknęła pod nosem i dała nurka w żywopłot. Potwór nieco skonfundowany zastanowił się trochę, po czym obrócił w stronę krzaków. Sarknął niezadowolony i poirytowany, po czym ruszył w stronę zarośli. Dziewczyna wyprysnęła zza żywopłotu i pomknęła sprintem w stronę placu zabaw. Potwór człapiąc nieskładnie ruszył za nią. Skręciła w boczną uliczkę i pędem wpadła na podwórko, do domu. Nie usłyszała nawet pytań ojca, kiedy wpadła do siebie do pokoju i zamknęła się w szafie, całkiem jak wtedy, gdy miała kilka lat.
"Ale dlaczego właściwie, przecież to tylko głupi plastelinowy potwór do cholery!"
Już, już miała wychodzić z wnętrza mebla, gdy usłyszała wściekły ryk za oknem.
"No, zajebiście..."
Prawdopodobnie monstrum zaczęło uderzać pięściami w ścianę budynku, bo wszystkie rzeczy na biurku i na półkach zaczęły podskakiwać.
- Margrete! Co ty tam robisz na górze? Co się dzieje?! - usłyszała zdenerwowany głos ojca dobiegający ją z dołu.
Podjęła szybką, męską decyzję i zbiegła po schodach, omijając po dwa, trzy stopnie na raz i wybiegła z domu do ogrodu. Potwór zwrócił na nią uwagę, kiedy zaczęła podskakiwać wokół niego, krzycząc i machając rękami. Odwrócił się w jej stronę, kiedy ruszyła na tył domu, do ogrodu. Regis zaaferowany zerwał się z plamy cienia w kącie ogrodu i zaczął obszczekiwać potwora.
- I co teraz, hm? - zdenerwowana niemalże do granic możliwości Margot rzuciła w stronę potwora. - Nienawidzę cię! Nienawidzę! Ty... ty debilu! - z furią rzuciła się na wielkie różowe cielsko i zaczęła kopać go po kostkach, bo wyżej nie sięgała, skacząc dookoła i nie dając się złapać ani uderzyć.
Nagle jej stopa utknęła w czymś miękkim i nieprzyjemnie ciepłym.
"Fuj! Potworza łydka!" Wyciągnęła ją z furią i już miała ruszać z powrotem do ataku, gdy potwór wydał z siebie dziwne, wpół wyartykułowane:
- Nieeee!
I... Pękł. Różowa lepka maź obkleiła wszystko dookoła i zaczęła się utleniać, unosząc się w powietrze w postaci mieniących się wszystkimi kolorami tęczy baniek mydlanych i pękać. Margot aż klapnęła z wrażenia na trawie.
- Ale ja jestem... fajna. - sapnęła cicho, a Regis podbiegł do niej i zaczął jej wylizywać twarz.
Przez taras wychylił się ojciec z zaniepokojona miną.
- Margrete? Wszystko z tobą w porządku? Co ty tu za taniec odstawiałaś?
Margot nadal była w szoku.
- Nic tatusiu, nic... Mrówki mnie oblazły jak byłam w parku...
 
__________________
Ja jestem diabłem na dnie szklanki...
Trzeba mnie pić do dna!
Naikelea jest offline  
Stary 08-11-2007, 12:15   #162
 
Stalker's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodzeStalker jest na bardzo dobrej drodze
Stalker pożegnał sie z żabolem i poszedł na przystanek. Jadąc do domu rozmyślał nad tym wszystkim. Wieczorem nawet nie odrbiał ostatnich niby-lekcji, bo po co... Nic mu sie nie chciało, więc wcześnie położył się spać.

Rano zasatanawiał sie czy iść do szkoły. Postanowił, że pójdzie, chociażby dlatego, że miał zajebistą klasę, a nigdy więcej nie mieli sie widzieć w takim składzie...
Poszedł jednak do szkoły...
W szkole panowala luźna atmosfera, nawet nauczycielom nie chciało się nic robić. Klasa mogła po raz prawie ostatni pobyć razem.
Na piątej lekcyjnej dostał od tej Margot SMS'a. Na korytarzu, na przerwie spotkał tego milczącego chłopaka. Simbe, czy jakoś tak.
Powiedział mu o spotkaniu i poprosił o powiadomienie tamtego ostatniego, którego nawet nie znał z imienia.
Simba wydawał się bardzo pogodną postacią, Stalker chyba nawet go polubił.
W każdym razie nie miał w sobie nic odpychającego.
-No to spotykamy się wieczorem, nie zapomnij- rzucił na pożegnanie...
I poszedł jeszcze troche pobyć z tymi ludźmi, których tak bardzo miało mu brakować...
 
__________________
Chciałeś dać swego Boga innym, choć tego nie chcieli.
Żyli w zgodzie, spokoju, swego Boga już mieli...
Stalker jest offline  
Stary 12-11-2007, 19:16   #163
 
DoomThrower's Avatar
 
Reputacja: 1 DoomThrower nie jest za bardzo znany
Lukas [23] + Sh'eenaz [2]

! Na wstępie małe wyjaśnienie. To, co teraz macie okazję przejrzeć, to post łączony [mój oraz Reverie]. Główną różnicą będzie koloryt. Oto legenda:
-Reverie: Niebieski,
-DoomThrower: Czerwony,
Tak więc... without further ado... Zaczynamy.

* * *
Droga była prosta i prowadziła do kolejnego aktu całego przedstawienia, jakim było życie. Sh'eenaz... Ostatnio niewiele miał dla Niej czasu... Było mu trochę głupio z tą świadomością, ale nic nie mógł na to poradzić. Natłok myśli a zarazem problemów. Z początku Shade chciał zataić przed Nią większość zdobytych informacji. Po części bo taką miał naturę, a po części dlatego, że wiedział, że to, w co się pakuje nie może mu nie zaszkodzić... Nie chciał Jej w to mieszać. Był już blisko. Szedł na tyle szybko, że powoli zaczął mu ciążyć oddech, choć zarazem na tyle niespiesznie, że mógł to powstrzymać przy chwili skupienia. Byli idioci, którzy uważali coś takiego za zdolność medytacji. Shade wiedział, że to tylko uspokojenie ciała. Wszedł na Jej posesję jak zwykle, boczną furtką. Jak zwykle zadziwiło go natężenie zieleni wokół Jej domu. To miejsce było niemalże... Magiczne. Podszedł do frontowych drzwi i nieśmiało zapukał. "A niech to... ale mi się dostanie." Pomyślał z uśmiechem na ustach.
-Gdzieś Ty się podziewał? Spóźnimy się i wyjdę na smarkulę! -Sheen zaczęła narzekać jak tylko otworzyła drzwi i zobaczyła kto za nimi stoi. Było już naprawdę późno, na szczęście obok domu mieli przystanek a autobus według planu powinien być za 10 minut. Jednak kiedy zobczyła swojego ukochanego cała złość szybko z niej uleciała. Tęskniła za nim, przez kilka dni prawie się nie odzywał. Rzuciła mu się na szyję i namiętnie pocałowała czując ogromną ulgę i radość. W takich chwilach zdawała sobie sprawę ile dla niej znaczy ten spóźnialski wariat.
- To co masz na swoje usprwiedliwienie? Nie mówię tylko o dzisiaj! - zapytała dziewczyna wpuszczając czarnowłosego chłopaka do przedpokoju. Spoglądała na niego pytająco zakładając na siebie cienką kurtkę.
-Mamo!! Wychodzę i nie wiem kiedy będę! - rzuciła na odchodnym i usłyszawszy głośne OK zatrzasnęła za nimi drzwi.

To, co zobaczył za drzwiami, jak zwykle go urzekło. Z ulgą, cierpliwie wysłuchał oskrżeń i krzyku, na który zasłużył. Zaraz potem w ostatniej chwili zmitygował się przed rzuceniem jednego z gamy jego idiotycznych tekstów w stylu "tak się nie traktuje swojego księcia z bajki", ale wiedział, że jest kilka poważnych spraw do 'załatwienia'... Jej pocałunek był wspaniale delikatny niczym zefir a zarazem płomieniście namiętny. Lukas pomógł założyć Sh'een kurtkę, a nawet przepuścił Ją w drzwiach. Dziś miał ochotę być... rycerski. Teraz zaczynało się najgorsze... Tłumaczenie.
-Otóż... Od czego by tu zacząć... Od komplementu, durniu!Pieknie dziś wyglądasz... Stęskniłem się za Tobą... Ale tym razem mam usprawiedliwienie! Może to zabrzmi dziwnie, ale ostatnio mam straszny mętlik w głowie... I nie chodzi tu o stan mojej psychiki. Chodzi o coś... no eee... z zewnątrz. Od jakiegoś czasu ktoś próbował się ze mną skontaktować... I mał dość oryginalne metody... Byłem w Efekcie Motyla na drinku, a potem usłyszałem głos na tyle intensywny, że prawie straciłem przytomność... Rozumiesz więc, że nie mogłem tego zignorować... Znalazłem miejsce, w którym spotkałem go... Nazywał się Ignacy... głupio jak na kogoś takiego... Z tego, co mi powiedział, to stracił swoje ciało i chcę, żebym pomógł mu je odzyskać... Wiem, że to brzmi cholernie naiwnie, ale jest w nim coś... Moc... że nie sposób mu nie uwierzyć ani tym bardziej nie pomóc. Szczerze, to nie jestem pewien na czym ta pomoc ma polegać... I proszę Cię, na razie nie próbuj się w to mieszać, dobrze? Myślę, że Ignacy nie byłby tym zachwycony... Powiem Ci, jak tylko dowiem się czegoś więcej...
Shade uznał, że to jest dobry moment na beztroską zmianę tematu...
-A Ty co robiłaś? I... dokąd idziemy?

- W co ty się znowu wmieszałeś? Jaki znowu Ignacy? I mam się nie mieszać? Co mnie obchodzi jakiś dziwak i stwór z zaświatów? Ty jesteś żywy i nie chcę żeby to się zmieniło! - Sh'eenaz zalała fala gniewu przeplatanego troską i panicznym strachem. Widziała co dzieje się dookoła i dziecko domyśliłoby się, że to nic normalnego i bezpiecznego. - Jeśli masz zamiar mu pomagać, chociaż szczerze to nie wiem jak mógłbyś to zrobić, to chcę o wszystkim wiedzieć. Co on ci oferuje w zamian co? Nie jesteś bezinteresownym pomagaczem bliźnim... Cholera, co on mógł mu obiecać? Co? Nawet nie chce mi się myślec jak to wszystko jest mało realne... i pamiętaj o mnie, dobrze? Nie wiem co on chce ci dać ale skoro tak zawróciło ci to w głowie, że milczałeś te kilka dni, to możliwe, że w ogóle o mnie zapomnisz. Gorzej jak ten Twój Ignacy nie dotrzyma obietnicy. A co do tego, co ja robiłam, to na pewno nic tak ciekawego jak ty. Pamiętasz Nadię? - widząc potakiwanie kontynuowała - To dobrze. Spotkałam ją na mieście i zaprosiła mnie na imprezę, którą dziś organizuje dla swoich znajomych z całego świata. Pytałam się, czy mogę Cię zabrać, ale nie zgodziła się. Mimo wszystko, chcę żebyś tam ze mną poszedł. Poczekał przed jej domem, a ja zorientuje się o co chodzi w tym wszystkim, w jej dziwnym zachowaniu i wrócę do Ciebie. Dobrze? - dziewczyna wyrzuciła z siebie słowa niczym z karabinu maszynowego, złość nadal gotowała jej krew w żyłach.
Złość... Lukas był zły. Ukłuło go, że Sh'eenaz może wogóle tak myśleć. Dopiero po chwili ze wstydem przyznał sam przed sobą, że cała ta akcja z Ignacym dała mu wiele tematów do rozmyślań... Czy to wogóle możliwe, że aż tak wiele, żeby o Niej zapomniał? Zastanawiał się przez chwilę, jak wielkim zaufaniem darzy go Sh'eenaz. Myślał też, czy na nie zasługuje... Otrząsnął się z ponurych myśli i mocno przytulił dziewczynę. Choć tyle mógł teraz zrobić. Złożył na Jej ustach delikatny pocałunek, w myślach trawiąc to, co przed chwilą usłyszał.
-Zaoferował mi... zrozumienie tego, czym się stałem. Sh'een... chcę wiedzieć. To wiedza odróżnia nas teraz od pozostałej czwórki. To wszystko, co dzieje się wokół nas... To magia. Wcześniej wyśmiałbym samego siebie za takie podejście, ale mam już aż nazbyt dużo dowodów. Może w końcu ten czar pryśnie... Jeśli tak się stanie, to chcę przynajmniej wiedzieć co straciłem i czego mogłem dokonać... Pewnie tego nie zrozumiesz. Nie rządam tego od Ciebie. Wybacz, że tak jest...
Liczył, że przepraszający ton jego głosu i mocne objęcie ukochanej wystarczy, żeby dać mu odkupienie. Wiedział, że to naiwne podejście... Znał Ją aż za dobrze.
"Cholera... tak niewiele trzeba, żeby tak wiele skomplikować... Kobiety... może to ich zrozumienie powinno stać się moim priorytetem..." Shade spojrzał na Sh'eenaz. Na Jej twarzy już pojawiało się echo uśmiechu. To zadziwiające, jakim cudem coś tak toksycznego jak on, działało na Nią tak kojąco? Przed przystanek podjechała dwójka. Sh'een przeszła przez dzwi, a Lukas tuż za Nią. Kiedy usadowili się na siedzeniu i udawali, że nie widzą spojrzeń kierowanych ku Sh'eenaz, która wyglądała dziś naprawdę olśniewająco, Lukas powiedział:
-A co do tej imprezy... Jasne, że pójdę, choć oboje wiemy, że nie umiem tańczyć. Poczekam przed drzwiami, jak grzeczny piesek.
"Przy okazji poćwiczę mój Dar... Dawno tego nie robiłem."

- Umiesz tańczyć, umiesz. Chyba nie widziałeś facetów wogóle bez zmysłu tanecznego. -Pocałowała Lukasa w policzek i wtuliła się w jego ramię. Nie chciała już rozmawiać o tych ostatnich dniach, o Ignacym i o tej wiedzy, którą chciał posiadać jej facet, choć ona nie rozumiała po co mu to. To, że nie miała ochoty mówić o tych wszystkich przedziwnych postaciach i zdarzeniach nie znaczyło, że umiała przestać o nich myśleć. To wszystko ją przerastało. Dla niej ta... moc, którą otrzymała w darze od cholera wie kogo, nie była niczym znaczącym. Co z tego, że umie podnosić kilka rzeczy? To nie czyni z niej Boginii. Ale... wiedziała, że dla Lukasa jest to coś bardzo ważnego. Widziała zapał w jego oczach, gdy o tym mówił. To ją niepokoiło. Wolałaby, żeby ten błysk znikł. Żeby te moce zostały im zabrane. Przecież i tak na nic sie nie przydają. Przecież i tak nie zatrzymają nimi końca świata dla tysięcy ludzi umierających w danej minucie czy godzinie... Otrząsając się ze swoich rozmyślań popatrzyła za okno.
-Wysiadamy! Ruszaj tyłek! - i pociągnęła Lukasa za rękę. Ruszyli wzdłuż Jagiellońskiej szukając domu o numerze z kartki napisanej przez Nadyę. Dziewczyna pogodziła się już z tym, że musi wejść tam sama, jeśli chce dowiedzieć się czegoś naprawdę ważnego. Obiecała sobie w duchu, że po wyjściu z imprezy wszystko opowie chłopakowi, który teraz stał i trzymał ją za rękę. Znaleźli ten dom. Była 21:27...
 
__________________
LoBo

"Rzucę pawiem dalej niż widzę!"

Ostatnio edytowane przez DoomThrower : 13-11-2007 o 19:17.
DoomThrower jest offline  
Stary 14-11-2007, 21:54   #164
 
Atrhem's Avatar
 
Reputacja: 0 Atrhem miał trochę wstydliwych czynów w przeszłości
Alex stał przez chwile nie wiedząc co ma zrobić. Zamiast myśleć racjonalnie, o ucieczce przed tym ewidentnie dziwnym gościem, zastanawiał się raczej, dlaczego nie może sobie przypomnieć pojedynczych słów...
Gdybym tylko umiał zatrzymać na chwile czas, nie stać tu jak głupi, nie okazać strachu, tylko szybko i sensownie mu odpowiedzieć?
Skupił całą swoją siłę woli, żeby sklecić pojedyncze słowa w logiczne zdanie, cały czas myśląc o tym dlaczego jeszcze nie ucieka...
 
__________________
przepraszam za błędy ortograficzne tudziesz:) i inne...
Atrhem jest offline  
Stary 19-11-2007, 00:07   #165
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Sh’eenaz i Shade
Sheen stała na środku chodnika, z niedowierzaniem patrząc to na trzymany w dłoni świstek, to na zamazany numer widniejący na ścianie kamienicy naprzeciw. Spojrzała na swego chłopaka, jednak ten tylko wzruszył ramionami.
W jakiś sposób, czegoś zupełnie innego spodziewali się po takiej osobie jak Nadia. Czego? Trudno powiedzieć. Dość wspomnieć, że przed sobą mieli, starą, zbudowaną z czerwonej cegły dwupoziomową kamieniczkę. Brzydką, poszarzałą i kruszejącą coraz bardziej kamieniczkę. Frontowe okna były zabite dwoma wielkimi kawałami blachy, jednak gdzieś z bocznej ściany, z małego okienka widać było świetlisty blask.
- No, leć kochanie i baw się dobrze – Lukas uśmiechnął się ironicznie – Poczekam.
Sheen popatrzyła na niego rzewnie, ucałowała na pożegnanie i ruszyła w kierunku wąskich schodów zwieńczonych drzwiami wejściowymi.

Sh’eenaz
Po chwili bezowocnego pukanie naparłaś na stare drzwi, które otworzyły się z oporem.
Wewnątrz panował lekki półmrok. Pierwszym, co w ciebie uderzyło, to zapach – jakby ciężka woń alkoholu, tytoniu i majeranku. W powietrzu było coś jeszcze – słodkie, intensywne i jakby metaliczne. Co to mogło być?

Stałaś na początku krótkiego korytarza. Kilka kroków przed tobą, na lewo, widniały zamknięte drzwi. Po prawej widziałaś schody na górę, na końcu korytarza jeszcze dwie pary drzwi – jedne zamknięte zza drugich sączyło się światło. Jednak tuż przed sobą, po prawej, dojrzałaś szeroko otwarte przejście, z którego biła jasność i dochodziła muzyka. Muzyka dziwna jakaś – specyficzna.
<[Do posłuchania tym razem, nie do ściągania ]>
Postawiłaś kilka kroków w tamtą stronę, gdy z drzwi wypadła twoja znajoma, Nadia.
- Och, Sh’een kochanie, witaj! – w pierwszej chwili zdawała się być zaskoczona, że naprawdę tu jesteś, jednak w drugiej już była przy tobie, całując cię w oba, policzki, jak starą przyjaciółkę. Nie wiedząc co robić, udajesz, że odwzajemniasz tą oznakę sympatii i uśmiechasz się.
- Cieszę się, że przyszłaś – zapewnia cię cyganka – Chodź! – I prowadzi cię za sobą do jasnego pokoju.
Mimo, iż było zdezelowane i stare, po mieszkaniu widać było, że niedawno zajął się nim ktoś z dobrym gustem – żarówki były przysłonięte stylowymi lampami, na ścianach tu i ówdzie wisiały niewielkie obrazy, czy drobiazgi, wyglądające na pamiątki z dalekich podróży. Podłoga w pokoju była przykryta czerwonobrązowym dywanem. Przy jednej ścianie stał oszczędnie zastawiony stół, a przy drugiej oszklona komoda, z gramofonem pośrodku i parą głośników po swoich bokach. Naprzeciw wejścia, przy wielkich oknach zabitych blachą stało kilka waz i rzeźb wyglądających na bardzo drogocenne. Wciąż słyszałaś tą muzykę, jakby wzmagającą hipnotyzm i niezwykłość tego miejsca.
W pokoju znajdowało się dwóch mężczyzn; Pierwszy z nich stał przy stole i właśnie przypatrywał się winu w swym kieliszku. Miał orientalną, arabską urodę – bardzo ciemną cerę, czarne włosy, prosty nos i wyniosłe czoło. Ubrany był prawie jak wybierający się na misję komandos – w wojskowe buty, emki i przylegający t-shirt.
Drugi z obecnych stał przy komodzie, najwyraźniej coś oglądając. W przeciwieństwie do pierwszego, ubrany był nie tyleż stylowo, co bardziej elegancko – w czarne spodnie i wypuszczoną, fioletową koszulę. Miał bladą twarz i półdługie, ciemne włosy.
- Panowie, oto Sh’eenaz, o której wam wspominałam – powiedziała Nadia słodko, dzwoniąc kolczykami.
Obaj odwrócili się w twoją stronę. Arab tylko zmrużył swe sokole oczy i skinął głową, natomiast ten elegancki podszedł do ciebie. Zmierzył cię wzrokiem – a miał takie dziwne, kocie oczy – i po chwili uśmiechnął się. Wyciągnął dłoń w twoim kierunku, a ty odruchowo podałaś mu swoją, którą tamten ucałował.
- Witamy słodką damę – powiedział dotykając ustami twej dłoni. Słysząc niewątpliwie szczery komplement nagle poczułaś się naprawdę pewnie i naprawdę godna uwagi. Lekko odrzuciłaś do tyłu włosy, także dzwoniąc kolczykami i uśmiechając się zalotnie. O nie, Nadia nie będzie tu gwiazdą wieczoru. W każdym razie nie jedyną.
(...)
- Mężczyzna – choć może bardziej wyglądał na chłopaka z tą swoją smukłą posturą, gładką i wąską twarzą – podał ci jeden z kieliszków, sam wznosząc swój jak do toastu i zanurzając w nim wargi.

Lukas
Wieczór był ciepły, a zmrok dopiero zapadał. Sh’eenaz siedziała w środku już od jakiegoś kwadransa – miałeś nadzieję, że dobrze się bawi, jednak nic nie wskazywałoby na to, by mogło być inaczej.
Poczułeś chłodny wiatr na karku. Znów ten znajomy szept, powtarzający twoje imię. Tym razem jednak nie był już tak natarczywy, jakby jedynie przypominał o swojej obecności. Ktoś myślał o tobie intensywnie i nie mógł się ciebie już doczekać...
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...

Ostatnio edytowane przez Hael : 19-11-2007 o 00:09.
Hael jest offline  
Stary 02-12-2007, 23:42   #166
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Żul zamlaskał, wykrzywiając swą nieogoloną szczękę w coś na kształt nieprzyjemnego uśmiechu. Przy okazji zaprezentował Simbie swą imponującą kolekcję uzębienia w tonacji izabelowato-kremowej.
- Noc Kupały - czknął. Głos miał charczący i zachrypnięty. Albo nie była to jego pierwsza połóweczka, albo tylko leczył nią syndrom dnia wczorajszego - Czyli przełom wiosny i lata. Ale to dopiero jutro w nocy - Raz jeszcze pociągnął z butelki, westchnął i dodał: - Błędne Ogniki, taaa... Nie tylko one zwykły świętować. Ale gdzież moje maniery! - zerwał się nagle i wyciągnął dłoń w kierunku chłopaka - Mów mi Władek.
Simba popatrzył z nieufnością na wyciągniętą w jego kierunku kończynę. Dopiero teraz miał okazję przyjrzeć się swemu wybawcy dokładniej - był mężczyzną koło 40-50 lat, trudno stwierdzić dokładnie, taki był zmarnowany. Miał na sobie szare, poplamione spodnie i podartą kapotę, włosy siwe i skołtunione. W twarzy miał coś z wyrazu ulicznego cwaniaka, jednak w jakiś sposób Simba mógł też w nim dojrzeć wejrzenie dobrotliwego, wesołego dziadka.
Wrażenie było, jak na żula spod Katedry, nienajgorsze. No, a przynajmniej mogło być gorzej. Chłopak podał rękę swojemu "zbawcy", niepewny tego, jak zareaguje na to jego własna dłoń.
- Simba... - przedstawił się patrząc w te chaotycznie rozmieszczone zęby Władka, co powiedziawszy nabrał już pewnego rozpędu - Noc Świętojańska? Czyli to się odbywa co roku... A park był pełen tych Ogników. Jak to możliwe, że ani ja, ani nikt inny nigdy o tym nie wiedział, nie słyszał, ani tego nie widział?
Blondyn podszedł do okna, wyglądając na zewnątrz, jakby chciał się upewnić, czy po ulicach na pewno nie biegają ludzie wrzeszczący o inwazji chochlików, bądź kosmitów, zaraz jednak wrócił do Władka, patrząc na niego pytającym wzrokiem.
- Patrzeć - żul poklepał się dłonią w okolicy prawego oczodołu - też trzeba umieć! Nie widzisz, bo nie potrafisz zobaczyć. A masz czego żałować!
Władek zarechotał nieprzyjemnie. Simba poczuł się urażony - przecież widział te niewyżyte lampki, więc o co tamtemu chodzi? Lump jednak indagował:
- Taaa... Świętojańska. Ale wymyślili to dopiero niedawno - mruknął i podrapał się w tył głowy - Dla wszystkich Ogni, Faunów, Mamun, Utopców, Wiedźm i Rusałek to nadal jest Noc Kupały... Zresztą, nie tylko dla nich. Już jutro!
Chłopak zrobił wielkie oczy na dźwięki nazw tych fantastycznych stworzeń. Ogniki Ognikami, ale wszystko to naraz stanowiło mieszankę wybuchową. Do tego wybuchającą takimi magicznymi, kolorowymi iskierkami.
- Dobrze! Oczywiście, dobrze - skomentował udając choć częściowe zrozumienie. - Ale na czym to ma polegać? Wszyscy będą się bawić, kiedy jakieś Trzy Wiedźmy zaczną śpiewać i tańczyć na Muszli?
Może nie okazywał tego w odpowiedni sposób, ale całe to tajemnicze święto zainteresowało go do głębi - co innego skłoniłoby do takiej rozmowy z - bądź co bądź - menelem? Nagle wpadła mu jednak do głowy inna myśl:
- Inaczej. Jaka w tym wszystkim jest twoja rola?
Władek wysłuchał chłopaka, uśmiechając się pod nosem. W międzyczasie udało mu się odszukać na stole jakąś prawie-czystą-szklankę. Napełnił ją do trzech-czwartych cieczą z dzierżonej w dłoni butelki
- Rola? Bierna - odparł i podał naczynie chłopakowi. - Zdrowie! - oświadczył, samemu unosząc półpełną półlitrówkę do ust i opróżniając ją jednym haustem. Zerknął na gościa, jakby czegoś od niego oczekiwał.
Otrzymana szklanka nie wróżyła wyszukanych przeżyć smakowych. Ba, odrzucała od siebie na dobry metr! Simba jednak przemógł się i nachylił ją do ust, upijając pół łyka. Zaraz jednak, oczywiście mimochodem (bo jakże inaczej?), wrócił do pewniejszej czynności, czyli rozmowy:
- A skąd wiesz tyle o tych wszystkich... Sprawach?
Simba poczuł w ustach niewyszukany smak wódki. W zasadzie, nie mogło być to nic innego - jeśli się dobrze zastanowić.
- No wiesz... - zaczął lump, mierząc Simbę na poły rozbawionym, a na poły pełnym politowania wzrokiem.
Chłopak zerknął na swe naczynie rachując szybko przez moment. Niepełna szklanka, to, powiedzmy, ćwiartka bez jednej ćwierci... Czy jakoś tak. Podzieliwszy przez masę, pomnożywszy przez nienawykłą głowę... Ajj...
Cóż... Trzeba było jakoś tą szklankę ominąć - co wcale nie musiało być łatwe, biorąc pod uwagę to, że Simba już miał ją w dłoni. Zmierzył jednak Władka pytającym wzrokiem z ukosa, oscylując podniesioną szklaną gdzieś w okolicach brody.
MG: ”wybacz... Bycie chamskim wydaje mi się w tej chwili nieprawdopodobnie pociągające ^^”
Lump jednak nadal patrzył na niego, pochylając lekko głowę.
Chłopak nieco zbity z tropu upił kolejny łyk, po czym opuścił szklankę.
- Coś nie tak?
- Nieeee, nic - lump wzruszył ramionami i odwrócił wzrok - Ale chyba musisz już iść, późno się robi - południe będzie.
Południe? Uświadomiwszy to sobie, Simba zadrżał wewnętrznie. Musiał dzisiaj iść do szkoły, zagadać z jednym, o coś poprosić drugiego, zgłosić się to tu, to tam, a na koniec jeszcze zajrzeć na spotkanie z tą afrykańską siostrą, która ostatnio do nich przyjechała! W zasadzie, powinno mu się już bardzo spieszyć...
Południe? Południe? Cholera jasna! Simba był tą myślą co najmniej podłamany. I teraz miał biec do szkoły i śmierdzący tanią wódką tłumaczyć, czemu nie było go na kilku pierwszych godzinach? Ach! Nie miał książek. Ani niczego innego, co mogło się przydać. Chociaż tyle, że musi najpierw zajrzeć do domu.
"Oby mama była w pracy..." - pomyślał i głośno westchnął.
- Już? To... No, rzeczywiście muszę iść.
Odstawiwszy z ulgą szklankę, zebrał wszystkie swoje rzeczy przeklinając się w duchu, że nie wyżulił od żula odpowiedzi dotyczących kryształu. Ale na to już nie było czasu. Rozejrzał się wokół, szukając w melinie czegoś przypominającego wyjście...
Po chwili, koło ramy okna zabitego dyktą dostrzegł stare, wyrwane z jednego zawiasu drzwi. Z zewnątrz sączyła się przyjemna, słoneczna poświata. Żul parsknął i wytarł dłonie o pobrudzone spodnie.
- Cóż... Jak chcesz – stwierdził, jakby sam przed chwilą nie wyganiał swego gościa – W razie czego, wiesz, gdzie mnie szukać.
Władek podszedł do stołu, podniósł odłożoną przed chwilą przez chłopaka szklankę i przyjrzał się jej jakby z nostalgią.
Simba już po chwili pędził po zdezelowanej klatce schodowej na dół, zastanawiając się, czy rzeczywiście „nagle bardzo zachorował, co nie pozwoliło mu przyjść do szkoły na pełny etat mimo szczerych chęci”. Tak, chyba to było dobre rozwiązanie. Ogarnie się trochę w domu, a po lekcjach zajrzy tylko do szkoły i załatwi całe badziewie, którego nie da się w żaden sposób ominąć.
 

Ostatnio edytowane przez Diriad : 09-12-2007 o 00:04.
Diriad jest offline  
Stary 06-12-2007, 18:25   #167
 
Reverie's Avatar
 
Reputacja: 1 Reverie nie jest za bardzo znany
(...)

Sheenaz wychodząc z zadymionego budynku na świeże powietrze poczula sie lepiej. Wreszcie zaczęla myśleć. Logicznie. W glowie miala nadal mętlik ale wiedziala, że naprawdę musi uważać.Zastanawiala się czy Lukas jest bardzo zly... - Jestem. Wybacz, że tyle to trwalo. Przepraszam ale dużo się dzialo... - nie czekając na jego odpowiedź zaczęla opowiadać mu wszystko ze szczególami. Nie chciala być w tym sama...
 
__________________
Gdybym to ja ukradł słońce, nie dałbym go ludziom, aby mieli ciepło. Utopiłbym je w oceanie i zaczął lupować ich dusze, sprzedając im ogień...
Reverie jest offline  
Stary 09-12-2007, 19:04   #168
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Simba - Środa, pełnia dnia

Ze zdziwieniem stwierdziłeś, iż „apartament” Władka znajdował się częściowo po ziemią. Wszedłeś po schodkach, rozglądając się po okolicy.
Boże, gdzież on cię wyniósł? Dopiero po chwili spostrzegasz ponad krzakami... Wierzę kościoła św. Wojciecha. Cóż, wygląda na to, że jesteś w samym rynku.

Szybko wpadłeś do domu, oporządziłeś się, próbując coś wyjaśnić mamie i popędziłeś na powrót do szkoły. Znalazło się tam kilka osób, które chciały na ciebie pokrzyczeć, kilka które miały Bardzo Ważne Zadania do wykonania, oraz kilka, którzy przyszli tutaj chyba już tylko z przyzwyczajenia, upojeni perspektywą zbliżających się wakacji. Na koniec doczepiła się do ciebie ta siostra misjonarka z Afryki. W zasadzie była miła i przyjemnie się z nią rozmawiało, ale... Nie, kiedy jeszcze tyle miałeś na głowie, a wszystko bolało cię po kiepskiej nocy!
W końcu udało ci się wrócić do domu i walnąć na wyro. Park ominąłeś szerokim łukiem.

*Czwartek*
I cały dzień nie stało się nic niezwykłego... Na którejś przerwie podszedł do ciebie ten chłopak, Stalker i poinformował iż jutro macie się spotkać o 18 pod muszlą w parku. Ha, czemu nie! Brzmi ciekawie. Miałeś też przekazać wiadomość Alexowi, lecz jego telefon pozostawał głuchy. Cóż... Spotkacie się w piątkę.
Wracając do domu, znów słyszałeś pociągającą melodię na łąkach przy Wietrzni.

Stalker - Czwartek
Dzień minął leniwie i nadzwyczaj przyjemnie. Na przystanek po lekcjach szedłeś przez park. Miałeś wrażenie, że w powietrzu jest coś dziwnego, coś co kazało przyspieszyć ci kroku.
Wokół nie byłeś w stanie wyczuć żadnych zwierząt.






21/22 Czerwca. Przesilenie letnie.

Noc Kupały

Margot
Zmęczona całym tym pokićkanym dniem, w końcu położyłaś się spać.
Obudził cię jakiś stukot. Jakby jakiś ogromny szczur skakał, chrobotał i przytupywał na środku twojego dywanu. Jęknęłaś i otworzyłaś oczy.
Ciemność. Wzrokiem wyłowiłaś w ciemności zegarek. Dziesięć minut przed dwunastą. Szlag.
Dźwignęłaś się i przetarłaś oczy. A potem jeszcze raz. Nie, to nieprawda...
Na środku pokoju, oświetlana światłem księżyca stała, łypiąc na ciebie agresywnie... Cóż, trudno to ująć inaczej: Krwiożercza Halówka

Otworzyłaś w zdumieniu usta. Skądś ją kojarzyłaś... Ach! Nosiłaś ją kiedyś. Ale podeszwa odeszła, więc – jak wiele innych bezużytecznych już rzeczy wrzuciłaś ją pod łóżko...
Nie miałaś jednak czasu, by to rozważyć, a potwór rzucił się na ciebie, kłapiąc podeszwą i wydając dziwne, groźne odgłosy.
Pisnęłaś, zrywając się z łóżka i rzucając w potwora kołdrą, co zatrzymało go na chwilę. PO chwili jednak wygrzebał się i ruszył w twoją stronę, podskakując, sarkając i kłapiąc gumową szczęką. Szczęką najeżoną najwyraźniej ostrymi zębiskami.

Chwilę rzucałaś się po pokoju, uciekając przed Halówką. Tamta jednak nie przerywała gonitwy nawet, gdy zdzieliłaś ją kopniakiem. W końcu nabrałaś determinacji i furii na tyle, by chwycić stojące obok krzesło Utrafiłaś jego nogą w sam środek ruchomego buta i przygwoździłaś go do ziemi, siadając na owym krześle. Halówka pieniła i miotała się jednak nadal. Chwyciłaś scyzoryk, który leżał na twym biurku, wyjęłaś ostrze i ruszyłaś na potwora. Z furią zaczęłaś ciąć unieruchomionego potwora, w końcu rozcinając czubek jego pyska na dwoje. Halówka drgnęła, jakby w konwulsji.
- Taktaktaktak! – szarpnęła się po raz ostatni. I z lekkim wybuchem, emitując sporą ilość szarawej, lepkiej mazi podobnej do tej różowej z popołudnia, rozpadła się na strzępki materiału, nitek i gumy. Odetchnęłaś.
Coś... Coś dziwnego było w powietrzu. Mogłabyś przysiąc, że słyszysz przyciszone głosy ze skweru szarych szeregów. A w parku... Czyżby muzykę. Wiatr, powietrze... Było inne. Przywodzące na myśl śpiew, ogień i taniec. Wakacje. Już dziś, już!
Z zamyślenia wyrwał cię dziwnie znajomy w barwie dźwięk piszczałki. Tym razem jednak radosny, porywający!... Nawet nie próbowałaś odkryć, kto tak gra, zasłuchana.

Stalker
Nie mogłeś zasnąć. Mimo najszczerszych chęci, mimo przewracania się z boku na bok, mimo naciągania poduszki na głowę. Nie mogłeś! Wszystko wokół żyło, szeptało, tańczyło!...
Ubrałeś się i wyszedłeś z domu.
Drzewa szumiały, a wszelkie ptactwo i owady wcale nie wydawały się uśpione. Ich ekscytacja udzieliła się tobie, chciałeś tańczyć, krzyczeć...
Słyszałeś muzykę... Radosną, żywą. Wszedłeś pomiędzy szumiące drzewa. Pomiędzy drzewami widziałeś tańczące postacie, widziałeś blask ogniska, słyszałeś śpiewy... Jednak jak tylko zbliżyłeś się do nich, wszystko znikało raptownie przenosząc się zupełnie gdzie indziej. Nie docierał do ciebie bezsens tych poszukiwań, po prostu podążałeś za nimi ciągle i ciągle, jak za pięknym mirażem. Chciałeś tańczyć, chciałeś za wszelką cenę być tam z nimi – kimkolwiek by oni nie byli.
Sen jednak zmógł cię w końcu po czasie, którego upływu nie byłeś w stanie określić. Ukojony muzyką, zasnąłeś na ciepłej, leśnej ściółce.


Shade
Świat przyjemnie się skomplikował. Na dodatek, zdawał ci się iść na rękę. Tylko ci nowi znajomi Sheen... Musisz z nimi kiedyś wszystkimi poważnie pogadać.
Ignacy ucichł, przestając się już o ciebie dopominać. Musiał wiedzieć, że przyjdziesz doń grzecznie i bez tego.
Zastanowiłeś się nad tym jutrzejszym spotkaniem, zaaranżowanym przez niejaką Margot... Iść, czy nie iść? A może lepiej nie tracić czasu i zaglądnąć do dworku na Słowackiego?
Było koło północy, a przez okno sączyła się jakaś lekka melodia. Koncert jakiś na Kadzielni, czy ktoś oblewa wakacje na dzień przed?

Sh’een
Miałaś wiele tematów do przemyślenia, a ani najmniejszej ochoty na sen. Wyszłaś na spacer po mieście, żałując, że Lukasa nie ma z tobą. Nawet koty cię olały – odkąd wróciłaś, zachowywały się jakoś dziwnie, a gdy uchyliłaś drzwi, czmychnęły w ciemność.
Powietrze było dziwne, niezwykłe. Wdychałaś je z radością, czując w sobie jakieś upojenie, radość.
W jakiś sposób natychmiast wiedziałaś, że nie powinnaś iść na cmentarz – jakby sama świadomość jego bliskości przejmowała cię chłodem. Wzięłaś więc głęboki oddech i ruszyłaś w kierunku parku.
Coś... Coś się tam działo. Cały park jaśniał srebrzystym światłem, błyszczał i wirował. Słyszałaś muzykę, jakby śpiew dochodzący spomiędzy drzew. Cokolwiek to było, były dziwnie rozkoszne i urzekające.
[<Znów muzyka>]
Ruszyłaś w kierunku rozświetlonych drzew. Nagle, na samej rogatce, wiedziona dziwnym instynktem, zatrzymałaś się. W jakiś sposób wiedziałaś, że nie powinnaś tam iść. O wiele przyjemniej i bezpieczniej będzie obserwować niezwykłą grę świateł z odległości.
Więc stałaś i patrzyłaś, w zasłuchaniu przymykając oczy.


Simba

Okna otwarte miałeś na oścież. Cóż się bać letniego powietrza? Wdychałeś je z lubością, upojeniem, czując już w kościach wakacje. Ciągle słyszałeś muzykę – choć teraz już trochę inną. Potrząsnąłeś głową i całe wrażenie znikło.
Coś kazało ci wyjść na balkon, wystawić się na wiatr, popatrzeć w niebo. Księżyc miał postać niepełnego okręgu.
Nagle, oniemiałeś, przecierając oczy ze zdumienia.

Na tle miesiąca zobaczyłeś przelatującą postać na miotle. Przelatującą całkiem blisko, odzianą na czarno z rozwianym, jasnym włosem.
Nie zwróciła ona na ciebie większej uwagi. Leciała gdzieś w kierunku telegrafu. Obróciła tylko głowę, gdy z tyłu, gdzieś za nią, odezwał się lekki dźwięk piszczałki.
Ciebie jednak już nic nie było w stanie zdziwić.

Alex [<Mjuzik>]
- Hvem... Er du? - wydukałeś
- Som du vet meg ganske god Alex. Vil du erindre Demos? Denne grå ulv, hvilke du har kjent for lenge siden? Demos Ja nettopp meg.
Postawny nieznajomy uniósł brwi i wbił w ciebie wzrok. Uśmiechnął się lekko. Ty natomiast poczułeś jak kręci ci się w głowie. Czegoś... Czegoś zdecydowanie nie rozumiałeś.
- Jeg ha søkte du i lang tid... – powiedział postawny mężczyzna przed tobą, wpatrując się w ciebie z wilczym uśmiechem.
Jednak ty go już nie widziałeś. Działo się z tobą coś dziwnego. Widziałeś tylko oślepiająco srebrzyste światło księżyca i słyszałeś szum drążący ci czaszkę od środka. I wtedy, nagle... Wszystko znikło.

*

Czułeś się, jakby wszystkie cząsteczki twego ciała powoli i z ociąganiem dopiero wracały na swoje miejsca. Potrząsnąłeś głową. Co się stało? Pamiętałeś tylko tamtego dziwnego gościa, a potem... Potem już tylko ciemność i pustkę.
Leżałeś, ale nie miałeś pojęcia gdzie. Gdyby nie to, iż byłoci okropnie gorąco, mógłbyś nawet czuć się stosunkowo komfortowo.
Otworzyłeś oczy. Nad sobą ujrzałeś niezbyt wysoki, drewniany sufit. Zwieszały się z niego pęczki ziół, jakieś uwiązane na sznurkach słoiki, oraz – tuż nad tobą – migotliwy lampion.
Chciałeś podnieść dłoń i odgarnąć włosy z czoła, jednak poczułeś, że coś ci w tym przeszkadza. Szarpnąłeś się. Obie dłonie miałeś przywiązane do krawędzi łóżka, na których leżałeś. Po chwili spostrzegłeś, że tak samo unieruchomiono twoje nogi.
Przestraszony, postanowiłeś nie tracić jednak zimnej krwi. W ciszy począłeś rozglądać się po pokoju.
Znajdowałeś się w przestronnym pomieszczeniu. Nie mogłeś dostrzec żadnych okien, jednak wiszące pod sufitem lampiony napełniały izbę żółtawym, niewyraźnym światłem. Cały sufit był przystrojony właśnie nimi, a także ziołami i słoikami, które już zauważyłeś. Udało ci się także dostrzec wiszącego u stropu na sznurku nieruchomego węża, a także sporą drewnianą klatkę, w której coś się poruszało. Ściany pokoju były również obwieszone jakimiś tkaninami i rysunkami, podłoga wykonana była z prostych desek. Na jej środku stał stół, a na stole znajdowało się jakieś jaśniejsze źródło światła.
Ktoś krzątał się po drugiej stronie pokoju, choć nie widziałeś go wyraźnie.




* * *
Pora na spotkanie. Jutro w parku pod muszlą o 18. Przekaż Pozostałym w miarę możliwości. Margot.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...

Ostatnio edytowane przez Hael : 22-12-2007 o 22:57.
Hael jest offline  
Stary 09-12-2007, 20:39   #169
 
Reverie's Avatar
 
Reputacja: 1 Reverie nie jest za bardzo znany
Ale z takiej odleglości nic nie widzę! Jeszcze nie jest tak późno, nic mi się nie stanie...Sheenaz tego wieczoru niczego się nie bała. Teraz już nie. Otumaniona dymem z imprezy, mając chaos niezwykłych oderwanych od siebie myśli, nie zastanawiała się nad tym, co to może być. Światła już nie działały, migało tylko to wkurzające żółte. Siadła na schodach prowadzących w dół, do tego dziwnego tej nocy parku. Zamknęła oczy, wsłuchiwała się.Po chwili zaczęła wpatrywać się w dal próbując dostrzec jakieś szczegóły widowiska...
 
__________________
Gdybym to ja ukradł słońce, nie dałbym go ludziom, aby mieli ciepło. Utopiłbym je w oceanie i zaczął lupować ich dusze, sprzedając im ogień...
Reverie jest offline  
Stary 09-12-2007, 20:43   #170
 
DoomThrower's Avatar
 
Reputacja: 1 DoomThrower nie jest za bardzo znany
Lukas [24]

Świat przyjemnie się skomplikował. Lukas od zawsze nie lubił tłoku. A sześć osób to mógł być tłok, zwłaszcza, jeśli okażą się oni grupką zagubionych dzieciaków z Darem, którego nie mogą pojąć. Shade celowo nie wyłączył swojej osoby z tych rozważań. Nie raz w ciągu tych kilku jakże aktywnych dni zastanawiał się, czy aby przypadkiem to nie on sam jest najbardziej zdezorientowany. Póki co, co do spotkania ze swoją nową kliką, zdecydował, że uda się tam, stając spokojnie w Cieniu Sh'eenaz. Ona od zawsze potrafiła mówić tak bardzo... lepiej od niego. Ale to Lukas potrafił słuchać. I liczył, że usłyszy wiele ciekawego od pozostałych. Ale sam bynajmniej nie zamierzał się dzielić swoimi doświadczeniami. I miał ogromną nadzieję, że Sh'een nie będzie zbyt wylewna na ten temat. Ale postanowił nawet Jej o to nie prosić. W końcu od zawsze Shade zdawał się na los. I gdyby nie los, to nigdy nie spotkałby kogoś tak wspaniałego jak Ona. Niech więc los nadal decyduje za niego...
Po tym, jak Sh'eenaz wróciła z tej swojej imprezy, sprawiała wrażenie jakby czuła się nieco zagubiona. Lukas nieznacznie się tym zmartwił. Musiał pogadać z tymi Jej nowymi 'znajomymi'. Lecz jeśli faktycznie byli tym, za co uważała ich Sh'een, to na pewno było zdecydowanie za wcześnie na tę rozmowę. Lukas chciał być w pełni przygotowany. Czuł się silniejszy... Z każdą chwilą. Ale postanowił, że czas najwyższy to sprawdzić. Czas...
"Iść naprzód. Chcę sprawdzić na ile mnie stać. Ta moc... Ciągnie mnie do niej jak ćmę do ogniska. Łatwo mogę stracić skrzydła w pożodze. I stać się wrakiem tego, czym byłem przez spojrzeniem w płomienie..." Z tą myślą Shade oddał się w objęcia Morfeusz'a. Sen, który z definicji powinien dać odpoczynek, okazał się męczący, choć bynajmniej nie wizualnie... Jedyne co było w nim widoczne, to Lukas, tak nagi, że aż bezbronny, skulony i zagubiony. A to, co wywołało ten stan, to twarz... a może raczej maska. Jej alabastrowa biel boleśnie kontrastowała z bezkresną czernią otoczenia. Maska ta mogła wyrażać zarówno kpiący śmiech jak i nieokiełznany ból, a może i jedno i drugie na raz. Spoglądała swymi pustymi oczami na Shade'a i atakowała jego umysł słowami...
-Dalej... Rośnij w siłę, Lukasie! POKAŻ IM NA CO CIĘ STAĆ TY SIŁACZU! Daj mi radość, którą tak skutecznie mi odbierasz. Udowodnij mi, że masz w sobie to coś. A ja, mając ten dowód dam Ci..."
W tym momencie Lukas zerwał się łóżka, obudzony promykiem złośliwego słońca, którego tak nienawidził, choć teraz przez chwilę je pokochał. Tę 'miłość' zastąpiły ciarki strachu, na dźwięk słowa, które poddało w wątpliwość to, czy śnił. To słowo to... PIEKŁO! Usłyszał je w kilka chwil po przebudzeniu. Może to była końcówka snu? Jedno było pewne... Lukas błagał, żeby to się nim okazało.
Pogoda za oknem nie mogła się zdecydować. Słońce wałczyło o niebiańską schedę z chmurami. Nikt nie wiedział kto wygra. Nikogo to nie obchodziło. Shade z początku chciał się ubrać w czarną koszulę i założyć na to garnitur. Ale zmienił zdanie. Ileż można udawać kogoś eleganckiego? Ubrał się całkowicie casual'owo i był z tego cholernie zadowolony. Umył zęby, a przy płukaniu gardła nie mógł się powstrzymać przed spojrzeniem w lustro i stwierdzeniem, że jest paskudny. Urządził sobie niezobowiązującą rozmowę z rodzicami, którym nigdy nie dało się nic zarzucić.
"Heh. Jak to jest, że dzieci, które nie mają w życiu żadnych problemów, próbują być cierpiętnikami? Zawsze narzekałem na to, jak jest i chyba zawsze będę narzekał... Szkoda mi tych, którzy mają gorzej i są na tyle twardzi, żeby zacisnąćzęby i iść dalej."
Potem założył buty i w luźnych spodniach moro, z czerwonoszarą bluzą zarzuconą na ramię, wyszedł "w teren". Pod nosem nucił "Sweet Home Alabama" i uśmiechał się sam do siebie. Pogodna piosnka na pogodny dzień. Shade miał w głowie pare ukierunkowanych myśli. Postanowił przejść się po lesie w okolicach stadionu leśnego. Spotkał tam nawet jakiegoś fascynującego futrzaka. Wiedział, że coś ma tu na niego czekać, ale niczego nie wyczuł... Postanowił wrócić Tu po spotkaniu z resztą 'ekipy'. Ale jeszcze zanim to zrobi, chciał zajrzeć do Ignacego. Czas się dowiedzieć o co chodzi. Czas mijał powoli... Wakacje dawały ten słodki posmak wolności. Ale nawet on nie powstrzymał słońca, które po pewnym czasie zaczęło chylić się ku zachodowi... Od jutra Lukas miał dużo częściej widywać się z Sh'eenaz. Może to właśnie dlatego był taki szczęśliwy? W końcu niesamowita z Niej kobieta... Tak czy inaczej, dziś mieli się spotkać dopiero na tym całym meeting'u o osiemnastej. O 16ej Lukas był już pod stadionem Korony... Powoli wlókł się w wytyczonym kierunku, gdy na swej drodze spotkał Krzysia. Krzyś był 'ziomkiem' z klasy licealnej Shade'a. Takiego pscyhopaty trudno było szukać gdzie indziej niż tam, gdzie się go nie spodziewano. Urządzili sobie krótką pogawędkę o maturze i innych takich, a potem rozeszli się, każdy w swoją stronę. Lukas w pół godziny przed spotkaniem siedział już na jednej z ławek przy muszli. Czekał...
 
__________________
LoBo

"Rzucę pawiem dalej niż widzę!"

Ostatnio edytowane przez DoomThrower : 10-12-2007 o 16:28.
DoomThrower jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172