Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-06-2008, 15:24   #191
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Vincent spoglądając kątem oka znad notatek zauważył, że Amy wskazuje mu miejsce, w którym miał usiąść, ale podchodząc do stołu udawał, że tego nie zauważył. Czuł się co najmniej dziwnie w tej sytuacji, jednak panna Walter przynagliła go spojrzeniem, więc postanowił usiąść.

- E M O wam – pi – ry – przeliterowała, po czym wygłosiła dziwną mowę, w której chodziło mniej-więcej o to, że jest zbulwersowana tym, że przedrostek EMO połączyli z wampirami do opisania bogu ducha winnych ludzi.


- Jak dla mnie to ten tutaj – Vin wskazał na jedno ze zdjęć – wygląda dokładnie jak EMO… Ale tu nie o to im chodziło… z resztą, masz akta – podał jej teczkę z rezygnacją, a sam przyciągnął do siebie dokumenty z „EMO” którego wskazał chwilę wcześniej. Był to jakiś dwudziestolatek, który dostał grzywną za posiadanie narkotyków gdy miał 17 lat. Wydał tomik poezji „Życie to ściek”. Eh, ta dzisiejsza poezja… cóż, trzeba będzie przez to przebrnąć…

Kolejny był Boris Farkas, 85 lat, obywatelstwo - węgierskie. Cóż, pomińmy go… pozory mylą, ale na razie zobaczmy, czyje akta jeszcze tutaj mamy.

- tak swoją drogą co to jest "obdarzony"? Pewnie kolejny sposób na obrażanie ludzi tak by nie kapnęli się, że tak zwany wymiar sprawiedliwości kpi z nich w najlepsze... – powiedziała Walter

O cholerę ci chodzi? Miałaś ciężki dzień ? Przecież jest ranek, dzień dopiero się zaczął… chłopak cię rzucił ?... – Pomyślał detektyw Grey, ale powiedział zupełnie co innego - w końcu nie na darmo kończył studia psychologiczne. Nauczył się tam mówić nie do końca to, co myśli, gdy to jest korzystne:

- Dokładnie nie wiem, ale ale z tekstu wnioskuję, że to chyba… inni… ludzie posiadający jakieś nadprzyrodzone zdolności

Podczas, gdy Amy narzekała na komiksy Marvela – a przynajmniej tak się Vincentowi wydawało, bo tylko to wyłapał z jej kolejnej gadki, Vin przeglądał akta Harolda Mac Gregora. Wyrzucili go z Harvardu jakieś 4 lata temu z powodu „nielegalnych eksperymentów socjologicznych”. W dodatku nie wiadomo, gdzie później mieszkał ani co robił… dobrze byłoby zabrać się za Harolda jako pierwszego… a w sumie za zlokalizowanie go. Jego akta pasują jak ulał do tej notatki, którą dostaliśmy

Kolejna przemowa Amy była bardziej rzeczowa i przykuła uwagę Greya:
- Nie ma opisu żadnej zbrodni. Ani obecnej ani z poprzednich spraw. A o co tak właściwie podejrzewają tych ludzi? O nieświadome wywoływanie u innych dyskomfortu emocjonalnego. Czy naprwdę można kogoś za coś takiego wsadzić?

- No… można, skoro oczekują tego od nas… A jak to zrobimy, to ich chyba nie interesuje… oni chcą po prostu, żebyśmy to zrobili, a w jaki sposób - to już nasza broszka. – odpowiedział, ale miał poważne wątpliwości, czy Amy go słuchała, czy była bez reszty pochłonięta przeklinaniem papierka po batoniku, który nie wpadł do kosza. W końcu powiedziała:

- Pozostaje mieć nadzieję, że nasi nowi partnerzy będą wiedzieć o co biega w tym cyrku. Zamawiamy chińszczyznę?

- Tak, też mam nadzieję, że oni będą wiedzieli, jak mamy to zrobić… Bo te akta to jakiś kabaret… niekompletne… nie wiadomo, gdzie mieszkają… o co dokładniej są podejrzani…

- Vincent, wolisz kubek duży czy powiększony?
– przerwała mu wywód z uśmiechem na ustach. Vin był ponownie całkowicie zbity z tropu, na chwilę go to zamurowało, ale szybko znalazł poprawną odpowiedź na jej pytanie:

- Okej – powiedział totalnie bez sensu ale był pewny, że Amy zinterpretuje to jako dobry wybór. Akta które już przejrzał odsunął trochę dalej, w stronę miejsca, gdzie wcześniej siedziała detektyw Walter. Najdalej wysunął akta poety i staruszka. Może zauważy coś odnośnie Jack'a, czego ja nie zauważyłem... oboje wyglądają, jakby się rozumieli... A jak nie, to niech weźmie najmniej interesujące na pierwszy rzut oka akta - tego pisarza w sile wieku.
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 26-06-2008 o 18:08. Powód: powtórzenie i przecinek :)
Vincent jest offline  
Stary 17-06-2008, 22:09   #192
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
- Jak na poetę to dorobek iście przytłaczający. Jeden tomik poezji i to dwa lata temu. Z czego się utrzymuje? -

popatrzyła na Vinca jak na znawcę rozłożonych na stoliku akt jednocześnie wyklepując do różowego telefonu numer chińskiej jadłodajni.

- Oczywiście "brak danych". -

Uprzedziła "partnera" nie dając mu okazji do odpowiedzi.

- Dziadek też nie lepszy. prawie dziewięćdziesiątka na karku i tylko trzy kniżki z których żadna raczej nie była bestselerem. A tak dzień dobry. Chciałam zamówić dwa powiększone zestawy. tak. tak. Na ostro. Czy mają państwo obecnie jakieś promocje? Więc w obu przypadkach to całe pisanie to co najwyżej hobby co w zasadzie nie daje nam nic. A nie nie, nie mówiłam do pani. Jeszcze dwie dietetyczne cole. Podaje adres... -

Prowadziła dwu wątkową rozmowę. Dopiero gdy wyłączyła telefon popatrzyła na towarzysza ciut trzeźwiej.

- A ty co o tym myślisz? -

Wciągnęła rękę nad głowę kierując w kierunku jej czubka wyciągnięty palec wskazujący. Pomału. Powolutku. Opuszczała dłoń aż niebieski paznokieć dotarł do skory głowy.

- Uuuu... Od razu lepiej. -

Stwierdziła drapiąc się energicznie uważając przy tym na strukturę ufryzowania.

- Dwadzieścia minut. Jedzenie. Masz jakieś drobne? -

Wolała sprecyzować widząc, ze nowo poznany detektyw jak wielu ma problemy z zrozumieniem co się do niego mówi.
 
carn jest offline  
Stary 18-06-2008, 20:24   #193
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
- Dziękuję. - odparła krótko, ale z dużą wdzięcznością w głosie Nicki.

Ulżyło jej. Jakoś nie miała ochoty na nieprzyjemności z powodu spóźnienia. Udała się do swojego pokoju. Trzeba było znaleźć Chrisa. O ile w ogóle nie pojechał bez niej. Jakoś wcale Nicole by to nie zdziwiło. Usiadła przy biurku, przeglądając wyszukane wcześniej informacje. Biedni chłopacy... Tak tragicznie zginęli... Znów przed oczami stanął jej obraz, który wczoraj tak nią wstrząsnął. Zaczęła go analizować. Czy coś jeszcze zapamiętała? Jakieś szczegóły? Raczej nie, ale teraz na spokojnie mogła przypomnieć sobie rzeczy, które wtedy, w szoku przeoczyła... Poza tym, pozostała najważniejsza rzecz. Czy w ogóle dostali tę sprawę?

Gdyby ktoś wszedł do pokoju, zobaczyłby siedzącą na obrotowym krześle przed włączonym komputerem dziewczynę. Na pierwszy rzut oka wydawałoby mu się, że czyta ona trzymane w ręku papiery. Jednak po chwili zwróciłby uwagę na to, że nie wodzi ona oczami po tekście, a jej wzrok jest całkiem nieprzytomny. Zamyślony.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 19-06-2008, 15:09   #194
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
De Luca uśmiechnął się szeroko, drapieżnie gdy usłyszał, że dostał tą sprawę. Będzie mógł przyskrzynić tego drania, nie ma to jak wsadzenie złego faceta za kratki, aby poprawić sobie humor na najbliższy tydzień. W głowie odezwała się stara piosenka zespołu Queen "Another One bites the Dust" ... "Jeszcze nie, jeszcze nie, ale możliwe, że niedługo". Kiedy drzwi się otworzyły uraczył nowo przybyłą parę skinieniem głowy. Panią koroner już dzisiaj widział, a jej krótka wymiana zdań z panią porucznik utwierdziła go w przekonaniu, że z doktor jest "ostra babka". Zabrał dokumentację swojej sprawy, a pytanie o Nicole zbył skinieniem ramion, mającym świadczyć, że nic nie wie. Co było akurat prawdą, nie widział jej od rana. Miał nadzieję, że nic jej nie jest, taki widok jaki zastali w tym mieszkaniu, może nawet doświadczonego i "zaprawionego" gliniarza przyprawić o koszmary. W takich wypadkach najlepiej było zalać pałę ... byle nie zdarzało to się za często, to wszystko było w porządku. Niestety dziewczyna nie piła, co oznaczało, że nie mogła skorzystać z tej starej i sprawdzonej metody.

Kiedy tylko wrócił do swojego biurka rozłożył przed sobą dokumentację i zaczął ją dokładnie studiować. Jednocześnie włączył swój komputer, internet i zaczął szukać adresów korporacji taksówek z Nowego Yorku. Następnie podsunął do siebie telefon i zaczął wybierać znalezione numery telefonów. Skoro facet przyjechał taksówką, musiał być gdzieś zapis tej podróży, taksówkarz mógł go lepiej pamiętać, a poza tym będą wiedzieli skąd wziął kurs ...

Rozmowa zawsze wyglądała podobnie. Najpierw przedstawił się jako detektyw De Luca z NYPD, następnie krótko wyjaśnił, że w związku z prowadzoną przez niego ważną sprawą potrzebuje informacji o kursach jakie odbyły się wczoraj na Bronx w okolice 3rd Avenue i Fairmont Parkway około godziny 14 do 15, możliwe z parominutowym poślizgiem, dodał że interesują go tylko te kursy, które odbyli mężczyźni. Wiedział, że jeżeli taki znajdzie będzie musiał porozmawiać z taksówkarzem, a także "namówi" wszelkimi dostępnymi mu metodami do przysłania mu szczegółowych informacji o kursie, zacznie oczywiście od spokojnych "arguementów", prowadzi sprawę morderstwa i te informacje są mu niezbędne, jeżeli będą się opierać przejdzie do ostrzejszych metod. W końcu niewielu pracowników, chce usłyszeć jak policjant ich ruga przez telefon "że może bezproblemowo zdobyć nakaz sądowy, ale liczył na współpracę, ale skoro firma chce chronić mordercę, to już ich sprawa, ale on na pewno tego nie odpuści". Miał jednak nadzieję, że nie będzie musiało do tego dojść.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 19-06-2008, 23:54   #195
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007 droga z lotniska LaGuardia 10.00 a.m.

- Nic mi o tym nie wiadomo Hitohiro Yagami-san. Jednak Hitohiro Jun-san nigdy nie zjawił się w siedzibie firmy. - rzekł Hasamichi.
- Czy wiesz coś więcej o pobycie Juna w Nowym Yorku? - spytał Yagami.
- Nie... nie kontaktował się ze mną. Dopiero, gdy zadzwoniono do mnie, jako do najbliżej przebywającego członka rodziny... W celu zidentyfikowania zwłok. - Rzekł Hasamichi - Właściwie, raczej dla formalności. Ciało Juna zwęglone na plecach, ale twarz się zachowała. Dopiero wtedy dowiedziałem się, że przebywa w Nowym Yorku, i że zajął się pracą w policji.

Yagami bardzo starał się nie dać po sobie poznać dojmującego rozczarowania. Miał nadzieję, że jego kuzyn powie mu coś więcej. Jak zginął Jun? Czym się zajmował? Z kim pracował? Dla kogo? Jakie śledztwa prowadził? Wszystkie te informacje były mu potrzebne, ich brak palił.

- Hasamichi-san, chciałbym zobaczyć ciało. Jest to możliwe? - Hasamichi potwierdził skinieniem głowy. - Jun pracował w NYPD, na wydziale Trzynastym, prawda? - kolejne skinienie, chwila wahania, Yagami dojrzawszy niezdecydowane oblicze kuzyna, postanowił pociągnąć go za język - Hai, Hasamichi-san?

- XIII wydział NYPD jest... dziwny.
- Dziwny?

Mikannosuke zamilkł na chwilę. Wyraźnie szukał słów, podczas gdy kuzyn obserwował go uważnie.

- Hai. Ma... renomę.
- Renomę? - powtórzył pytająco Yagami. Wiedział co nieco o posterunku XIII, wiedział z rozmów z Junem, ale niewiele.
- Właściwie nie tyle renomę. Jest raczej niesławny. Służba tam nie jest dokładnie nominacją, Yagami-san. Inaczej policjanci nie posępnieli by tak bardzo, mówiąc o nim.

Hitohiro uderzyła bystrość tej obserwacji. Mikannosuke raczej nie rozpytywałby policjantów na prawo i lewo, czyli zapewne przy okazji identyfikacji zwłok mógł z nimi zamienić parę słów. Starszy krewny urósł w oczach młodzieńca, zaobserwować coś takiego z kilku ledwie chwil rozmowy...

Zacięty wyraz ust kuzyna i pochmurne spojrzenie zdradzały, że to dla niego niezręczny temat. Nacisk położony na słowo 'nominacją' wyjaśnił też o co chodziło. Młodszy z dwójki rozumiał w czym rzecz. W końcu ocierało się to o sugestię, że praca Juna nie przynosiła mu zaszczytu, co bliskie było obrażaniu zmarłego. Yagami westchnął. Kim byli, by kwestionować wybór Juna? Pracował tam, gdzie chciał pracować...

"Z nas dwu, to Ty możesz mieć lepsze notowania, Hasamichi-san. Jeśli Ty przekażesz te wieści mej matce, zostanie to pewnie lepiej przyjęte, niż jeśli ja będę posłańcem."

- Czy podjęto jakieś przygotowania... - Yagami odetchnął powoli nim zakończył pytanie, mimowolnie ściszając głos - do pochówku?

Zauważając trudność, z jaka przyszło mu o to zapytać, Yagami niemal zagryzł wargi.

"Mówienie o tym jest tabu? Odszedł. Chciałbym móc chociaż powiedzieć, że miał dobre życie, ale nie jestem pewien czy mogę."

- Iye - zaprzeczył stanowczo Mikannosuke, przeczącym gestem prawej dłoni podkreślając swe słowa - Wszelkie decyzje pozostają w gestii Waszych rodziców, Yagami-san. Nie popełniłbym takiego nietaktu.

Napomniany milcząco skłonił głowę, rzucając cicho przeprosiny:

- Sumimasen, to było bezmyślne pytanie.
- Iye, nic się nie stało.

Przeprosiny najwyraźniej uspokoiły nieco kuzyna, ale Hitohiro i tak zmienił temat, pozornie lekko rzucając:

- Dokąd zaprasza nas Satomi-san?
- Do siebie - zwięźle odrzekł kierowca.
- Soka - powoli wycedził Yagami, intensywnie myśląc.

Zapadła cisza. Hasamichi skoncentrował się na prowadzeniu, ponieważ właśnie zbliżali się do bramek lotniska i należało przygotować bilet i dolara opłaty. Yagami niewidzącym wzrokiem przesuwał po licznych magazynach i budynkach terminalu. Myślał.

Znał Minę Satomi od ponad trzech lat. Wicedyrektorka departamentu nowych projektów Suzuki Motor Company była osobą stanowczo rozdzielającą życie prywatne od pracy. Zaproszenie do domu... nie wiedział co o tym myśleć. Przecież nawet nie zaczęli mówić sobie po imieniu! Na pewno wymagało to odpowiedniego stroju. Przygotowań. Prezentu. Energii. Dziś? Mało czasu. Myśli w kompletnym bezładzie.

"Do diaska! Liczyłem, że zdążę! Że zastanę go żywym! To nie fair!"

Nadal jednak właściwa waga informacji o śmierci Juna nie docierała. Umysł zdawał się jeszcze nie wierzyć. Sam Yagami nie był pewien, czy wierzy. Potrzebował czasu. Pomocy. Chwili wytchnienia. Skupiwszy się na moment pozwolił by świadomość odpłynęła gdzieś indziej, opadł w fotelu, pozornie zrelaksowany. Wyjechali z lotniska i włączyli się do ruchu szeroką, trójpasmową autostradą, której numer przegapił. Otoczyły ich liczne budynki mieszkalne, znaczone zębem czasu. Dłuższa chwila drogi upłynęła w zupełnym - jeśli nie liczyć pomruku silnika Toyoty - milczeniu.

Milczenie poczęło jednak w końcu dojadać pasażerowi. Zbyt wiele myśli kłębiło się w jego głowie. Zbyt wiele pytań domagało się odpowiedzi. Yagami postanowił czymś zająć swój umysł.

- Hasamichi-itoko-san, dokąd zatem teraz jedziemy? I co potem?
- Na razie próbujemy przebić się przez całe Queens, a potem jeszcze przez cały Brooklyn. Twoje mieszkanie jest na Staten Island. Pojedziemy przez Verrazano Narrows Bridge. Przed 11 września moglibyśmy przepłynąć promem z Manhattanu - znacznie przyjemniejsza droga, uwierz mi - ale teraz musielibyśmy zostawić samochód. A parkingi w okolicy przepraw będą teraz zapchane. - Wzruszywszy ramionami bezradnie starszy mężczyzna kontynuował - Pewnie około 11 dostaniemy się na Staten Island, choć ciężko określić jakie korki będą w Brooklynie, to chyba najludniejsza z dzielnic. A jeśli nie chcemy robić objazdu przez New Jersey, to jedyny most na Staten Island idzie właśnie z Brooklynu. Na samej wyspie powinno być już prościej. To jedna z bardziej zielonych dzielnic Nowego Jorku, sam zobaczysz. Widziałeś przedmieścia Tokio? Wyglądają bardzo podobnie. Będziesz mieszkał w jednym z lokali firmy, niedaleko samego mostu. To miłe, trzypokojowe mieszkanie, z kuchnią, łazienką, toaletą, garażem, strychem i piwnicą. Ma też własny ogródek, z tyłu domku.
- Domku? - zaskoczony Yagami uniósł brwi. Mieszkanie rozumiał. Domek?
- Hai. - Przez zatroskaną twarz jego kuzyna przebił się uśmiech zadowolenia. Hasamichiego mile połechtało, że przyjęcie zrobiło wrażenie na krewnym. - Opłacę rachunki na dwa tygodnie, zamówię też sprzątaczkę.

Kuzyn Hasamichi był ciekawą osobą. Trzymał dystans, ale naprawdę współczuł straty. Niewiele wiedział, ale sprawiał wrażenie chętnego, by coś jednak móc powiedzieć przybyszowi. Pamiętał o pokrewieństwie, ale wyjechał do Ameryki, łatwo odcinając się od rodziny.

"Nie sprawiłeś na mnie wrażenia sprzykroszczonego nowiną transferu do Nowego Jorku te parę lat temu, Mikannosuke Hasamichi-san. Nie można by Cię nazwać stęsknionym, kiedy wyjechałeś, kontakt niemal się urwał. Ale pamiętałeś o ważnych okazjach, czy urodzinach i świętach. Nie chcę być wścibski, ale chcę coś wiedzieć. Sumimasen, itoko-san."

Spojrzawszy na dłonie kuzyna, luźno ułożone na kierownicy, młody Japończyk zagaił:

- Mikannosuke-san - oficjalny początek okraszony został wdzięcznym ukłonem i uśmiechem - przyjmij proszę moje podziękowania. Zarówno za opiekę jaką nade mną roztaczasz, jak i za miłe przyjęcie. Doceniam Twoją obecność, zwłaszcza wobec wieści jakie przynosisz.

To było miejsce na ceremonialny ukłon, ale w samochodzie jadącym teraz obok New Calvary Cemetery ciężko było o taki.

Mikannosuke poczuł się zrelaksowany. Przybysz - pomimo tego, kim był i czym się zajmował - miał zbyt wiele własnych spraw na głowie by być dla niego - czy jego najbliższych - zagrożeniem. Dobre wychowanie oraz autentyczne współczucie ponownie wzięło górę:

- Iye, podziękowania są zupełnie zbyteczne. Choć tyle mogłem zrobić.
- Czy będzie z mej strony nieuprzejme poprosić o jeszcze jedną pomoc? Będę potrzebował kobiecej pomocy by wybrać odpowiedni prezent dla Satomi-san na dzisiejsze spotkanie. Znasz kogoś, kto mógłby mi w tym pomóc, kuzynie?

Pytanie zostało zadane. Zwykle - jeśli patrzeć wedle japońskiej tradycji - doborem prezentów zajmowała się pani domu. Yagami nie był żonaty, ale prosząc o pomoc swego starszego krewnego tak naprawdę zabiegał o pomoc jego towarzyszki życia. Pytaniem, jakie zadawał sobie Yagami, było czy jego jedyny krewny ze strony ojca takową posiadał. Zaczynająca się przedłużać cisza mogła świadczyć albo o tym, że nie, albo o tym, że z jakiegoś powodu jego krewny wolał nie odpowiadać. Młodzieniec nie chciał męczyć swego gospodarza, zwłaszcza, że reakcja kuzyna już mu pewne rzeczy powiedziała. Zamiast tego rzekł więc:

- Rozumiem, że to trudna i nieoczekiwana prośba. Może to być też zły pomysł, ale chciałem zrobić jak najlepsze wrażenie. Jeśli masz jakieś rady Hasamichi-san, z chęcią wysłucham. Przydałby mi się też jakiś dobry temat do poruszenia, jeśli z nerwów popełnię gafę. Nigdy jeszcze nie byłem gościem w domu kogoś tak znakomicie sytuowanego jak Mina Satomi-san. Czy w Hayabusa Motor Company dzieje się ostatnio coś ciekawego, na co można by bezpiecznie skierować rozmowę?
- Jest pewien kontrakt, z jedną z europejskich firm, w który departament Satomi-san dosyć jest zaangażowany, ale nie znam szczegółów, bo nad tym nie pracuję. Poza tym, zawsze możesz zapytać o siedzibę firmy. To naprawdę dobrze ulokowany budynek, całkiem reprezentacyjny. Oczywiście, wpierw pochwal dom gospodyni...

Rozmowa zeszła na tematy, które znał każdy dobrze wychowany Japończyk. Młodszy mężczyzna z uwagą słuchał słów starszego, chłonąc trochę już zapomniane detale etykiety korporacyjnej. Rozmowa toczyła się gładko, podobnie jak jazda. Dziesięć minut po jedenastej zajechali na miejsce.

czw. 11.X.2007 Staten Island, Pickersgrill Avenue 13, 11:10 a.m.

Pickersgrill Avenue faktycznie wyglądało zielono. Oglądając kamienne, piętrowe rezydencje, Yagami wyraźnie odczuł zamożność dzielnicy. Każda posesja była odgrodzona, na podjazdach praktycznie zawsze widać było dwa samochody, ogródki nieraz miały wystawione dziecięce baseny, namioty, parę razy Japończyk dostrzegł też improwizowane boiska do badmingtona czy koszykówki. Przystrzyżona trawa, równo obcinane żywopłoty czy fantazyjne klomby sprawiały przyjazne wrażenie, a czystość dzielnicy przypadała do gustu. Oglądając nową okolicę Hitohiro uświadomił sobie, że trafił do dzielnicy znajomej mu dotąd jedynie z dwu przypadkiem ujrzanych filmów o bogatszej amerykańskiej młodzieży. Ta myśl otrzeźwiła go; oznaczała bowiem, że po dwu tygodniach będzie musiał zdobyć środki na dalsze mieszkanie tutaj, albo się przenieść.

Przypomniał sobie pokonaną drogę, upewniając się, że nienaturalny dlań ruch prawostronny nie utrudni mu wyjazdu z wyspy. Z mostu skręcili w New York Avenue, a następnie długą, prostą i wiodącą przez park jakiegoś Artura drogą dotarli do zabudowań. Okazałe domy pyszniły się starannością wykonania, dyskretnie wtapiając się w zanikającą zieleń parku i otaczających ich ogródków. Okazjonalne urozmaicenia po drodze jakie się trafiły sprowadzić się dało do furgonetki firmy ogrodniczej, dwu sklepów spożywczych oraz jednej pizzerii. Resztę stanowiły domy, ale tu nie dało się narzekać. Okolica była zadbana i ładna, a domy - z nielicznymi wyjątkami - cieszyły oko. Były zdecydowanie różne w wielu aspektach - począwszy od ilości pięter, przez rozplanowanie, umiejscowienie garażu czy podwórek - ale stawiano je zachowując pewne podobieństwa, głównie w zewnętrznej kolorystyce oraz stylu budownictwa. O ile oko laika, jakim był młody Japończyk dobrze rzecz dostrzegało.

- Jesteśmy na miejscu - oznajmił lekko Hasamichi wyrywając Yagamiego z oglądania widoków. Adres głosił budynek numer 13. Sam domek miał jasnożółty dach z płytek, urocze okienka na poddaszu, niewielki, równiutko przystrzyżony trawnik teraz zasypany brązowymi liśćmi z rosnących przy skraju chodnika klonów i wyłożony betonowymi płytami wjazd do garażu, bramę którego Hasamichi otworzył pilotem.

Lustrujący to wszystko młodzieniec dłuższą chwilę siedział nieruchomo. Obserwujący go jednak starszy krewniak źle obstawił przedmiot jego myśli. Yagami nie zastanawiał się nad wnętrzem posesji czy kosztem jej utrzymania, nie interesowało go też ile kosztowało jej postawienie. Zostawała przecież jeszcze kwestia śledzącego ich mężczyzny, którego to tematu Yagami nie poruszał z kuzynem z paru powodów.
Po pierwsze, nie wiedział, czy to on miał być śledzony, czy jego kuzyn. Jeśli to pierwsze, to Hasamichi nie będzie niepokojony i niepokoić go nie należy. Jeśli to drugie, to poinformowanie go o tym może wzbudzić w nim poczucie winy i kazać mu się usprawiedliwiać i przepraszać za wywołanie dyskomfortu w przechodzącym ciężkie chwile krewnym - czego Yagami chciał uniknąć.
Po drugie, nie znał motywów kierujących motocyklistą. Wolał więc nie niepokoić kuzyna, dopóki nie dowie się czegoś więcej. Nie wspominając też, że zabranie tego człowieka na spotkanie z Satomi-san nie wchodziło w grę. Należało się nie zdradzić z posiadaną wiedzę, zastanowić chwilę i zobaczyć, co 'ogon' zrobi, kiedy dowie się tego, czego się miał dowiedzieć. A nade wszystko, do kogo się z tym uda.

- Chodźmy - ponaglił wysiadając z Toyoty Hasamichi, wyrywając z rozmyślań gościa.

Ruszyli do domku.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 05-07-2008 o 15:22. Powód: Zmieniono 10:00 -> 11:10
Tammo jest offline  
Stary 20-06-2008, 13:52   #196
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Środa, 10.10.2007

Christopher słuchał spokojnie, jak żona wyrzuca mu odpowiedzialność za zło całego świata, w związku z tą małą stłuczką. Z doświadczenia wiedział, że lepiej przeczekać takie ataki. Gdy już skończyła się denerwować, przytulił ją i szepnął do ucha:

- Kochanie, miałem dzisiaj naprawdę ciężki dzień w pracy. Straciłem dopiero co poznanego partnera – tu westchnął cicho – więc proszę, nie pogarszaj sprawy wyrzutami. Kiedy tylko znajdę chwilkę oddam samochód do warsztatu – powiedział ciepło. – Po za tym współpracuje z idiotami – dodał z nutą irytacji, przypominając sobie numer z komputerem.

Po czym ruszyli na zebranie, każde do innej klasy. Z godną podziwu cierpliwością, wytrwale słuchał wywodów wychowawczyni na temat bieżących spraw szkoły, problemów z dzieciakami Piersonów, braku problemów z innymi dzieciakami, występów teatralnych na Święto Dziękczynienia itp. Twarz trochę wyciągnęła mu się ze zmęczenia i nie słuchał za dokładnie tego co mówi się dookoła. Tak naprawdę nie słuchał w ogóle, mimo, że przyjęta poza zatroskanego ojca nie miała na to wskazywać. Gdy zebranie dobiegło końca, pocałował w policzek żonę, którą udało mu się spotkać na korytarzu, rzucił – Do zobaczenia w domu! i ruszył do samochodu. Nawet nie przeszło mu przez myśl, by zapraszać żonę do samochodu. Ilość zgromadzonej tam broni, z pewnością by ją przeraziła i wreszcie musiałby oznajmić jej, że nie zajmuje, i nigdy nie zajmował się papierkową robotą. Ambers po prostu starał się trzymać żonę od swojej pracy na zdrowy dystans. Starał się nie zamęczać jej monologami na temat, o którym nie ma pojęcia – było to dla niego równie absurdalne co zaproszenie żony do wspólnego zachwycania się budową silnika w jego samochodzie.

W domu spokojnie zjadł kolację, milczeniem zbywając marsową minę Violet. Chciał też zagadnąć do dzieciaków, ale nim zdążył wymyślić jakiś sensowny temat do rozmowy, już nie było ich przy stole. Wstał – pochmurny jegomość w czarnych okularach, i spokojnie zmył po sobie naczynia. Potem szybki prysznic i wreszcie sen… Na chwilę przed zaśnięciem poczuł jak ciepłe ciało jego żony przytula się do niego. Przeleciało mu przez głowę, że warto by poświęcali więcej czasu tylko dla siebie. Szepnął jeszcze:

- Klasa Jonathana przygotowuje występy teatralne na Święto Dziękczynienia. Rodzice mają pomóc w robieniu dekoracji. W tą sobotę, o 12, będą je wspólnie przygotowywać. Zajęłabyś się tym? Ja mam niestety ostatnio nawał zajęć w pracy…

Dziś jedynie bardzo chciał, by śniło mu się coś miłego.

Czwartek, 11.10.2007

Rano obudził go ciepły pocałunek żony. Ambers uśmiechnął się w myślach. Nie była w stanie się długo na niego gniewać. To bardzo dobrze.

- Już się nie gniewam, ale nie szarżuj z jazdą samochodem. Jesteś gliną, do diabła...Powinieneś wiedzieć, jak łatwo zginąć w wypadku.

Detektyw przeciągnął się leniwie. W swoim łóżku mógł pozwolić sobie na całkowitą naturalność.

- Kocham Cię, gdy się tak o mnie martwisz – odpowiedział dyplomatycznie i wstał z łóżka. Zegarek wskazywał godzinę 6:55.

Po załatwieniu rutynowych działań przygotowawczych w łazience i innych częściach domu, zjadł szybkie śniadanie, wziął kanapki od żony i pożegnał się z nią. Następnie wsiadł do samochodu, włączył muzykę i ruszył szybko w stronę budynku XIII wydziału NYPD.
Wszedł dumnie, prężnym krokiem kierując się ku swojemu stanowisku. Patrzył uważnie, czy gdziekolwiek w okolicy nie ma Darii Logan. Gdyby nie udało mu się jej zobaczyć, był gotowy spytać innego człowieka z trzynastki gdzie może ją znaleźć. Popełnił już dużo wpadek, był żółtodziobem – i mimo że niesamowicie wkurzała go obecna własna niekompetencja, przestało mu tak bardzo zależeć, jak go będą inni postrzegali.

„Liczy się skuteczność” – choć i z tym było ostatnio nienajlepiej, Ambers miał przynajmniej nadzieję, że wszyscy wpadną w kłopoty, co dałoby mu pewną satysfakcją, albo, że coś się w tej materii poprawi.

Gdy udało mu się wreszcie dotrzeć do porucznik Logan, przystanął i powiedział spokojnym, męskim głosem:

- Witam, pani Logan. Dowiedziałem się, że jest pani policyjnym koordynatorem do spraw ochrony, w związku z odbywającym się VampirConem. Mój partner zmarł w hotelu wczorajszego dnia – zaznaczył mocno, mówiąc z powagą – Prosiłbym, jeśli to możliwe, o wysłanie dodatkowych policjantów do obstawy imprezy. Chciałbym także poprosić o poinformowanie o pewnych pomocnych szczegółach ochrony i współpracę w związku ze sprawą jaką obecnie prowadzę

Był na 90% pewny, że albo porucznik Logan mu odmówi, albo znów zapomniał o jakiejś ważnej, porąbanej procedurze i walnął gafę. Pech tak łatwo nie odczepia się od człowieka.

Następnie ruszył w stronę swojego stanowiska. Usiadł i dojrzał kartkę pod klawiaturą. Zdając sobie sprawę, iż nie ma zwyczaju wkładać nic na klawiaturę, wyciągnął ją z ciekawością.

Na kartce widniał napis:

Bardzo mi przykro z powodu Yuna,
Sorry za moje zachowanie dziś rano,
Rozmawiałem z Węgrem, on nic nie wie.
MacGregor za to ukrywa się od kilkunastu tygodni
nie mogłem go namierzyć
Poeta chciał się dziś powiesić
Był zaćpany i bełkotał, jak prawdziwy poeta
jutro go przesłucham.
Mam nadzieję, że pogadamy o tym czego Ty się dowiedziałeś
McMurry

Uśmiechnął się lekko. Być może źle ocenił tego człowieka. Postanowił zrobić podobną kartkę – być może wymieniając się informacjami na piśmie, lepiej się dogadają. Po chwili myślenia, zapisał na papierze:

Nic nie szkodzi, każdemu zdarzają się gorsze dni.
Wiele się dowiedziałeś, musimy zacieśnić współpracę
Mi sprawa wymyka się z rąk.
Dzisiaj zajmę się Carverami
Śmierć Juna ma niewątpliwie powiązania z Ciemną Stroną
Załatwiam wsparcie na czas imprezy
Tam mam zamiar schwytać przestępcę.

Następnie wziął kartkę i włożył pod klawiaturę na stanowisku McMurrego. Wreszcie dotarło do niego, że praktycznie nic jeszcze nie zrobił. Postanowił odpuścić sobie załatwianie spraw z firmą ochroniarską – organizacje ma na głowie ktoś inny, on musi zająć się wreszcie śledztwem. Wrócił do siebie i sprawdził w aktach adres Carverów. Następnie chwilkę zastanawiał się nad tym, czemu w obecnych czasach nie wiadomo o rodzicach niektórych podejrzanych – w dobie satelitarnego namierzania i spisywania wszystkiego dokładnie w papierach, było to dla niego wprost zdumiewające. Nadal nie był pewny, co na chwilę obecną, będzie większą stratą czasu – wezwanie na przesłuchanie małżeństwa, które wcale może się na nie nie stawić, czy osobiste dotarcie do obojga…
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"
Umbriel jest offline  
Stary 22-06-2008, 13:48   #197
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007 droga z lotniska LaGuardia 10:10 a.m.


Mikannosuke poczuł się zrelaksowany. Przybysz - pomimo tego, kim był i czym się zajmował - miał zbyt wiele własnych spraw na głowie by być dla niego - czy jego najbliższych - zagrożeniem. Ukosem pojrzał na schowek w samochodzie, schowek pełen przedmiotów które mogłyby do niego nie pasowały do japończyka. Czterolistna koniczynka, medaliki z chrześcijańskimi świętymi, egipski ankh, posążek szczęśliwego buddy...i wiele innych talizmanów różnych religii. Bo to nie sam Yagami był zagrożeniem, a moc która przybyła wraz z nim. Zła i straszliwa moc...Klątwa która ciążyła nad nimi obu. Dobre wychowanie oraz autentyczne współczucie ponownie wzięło górę:

- Iye, podziękowania są zupełnie zbyteczne. Choć tyle mogłem zrobić.
- Czy będzie z mej strony nieuprzejme poprosić o jeszcze jedną pomoc? Będę potrzebował kobiecej pomocy by wybrać odpowiedni prezent dla Satomi-san na dzisiejsze spotkanie. Znasz kogoś, kto mógłby mi w tym pomóc, kuzynie?


Niemniej po chwili Yagami dodał:

- Rozumiem, że to trudna i nieoczekiwana prośba. Może to być też zły pomysł, ale chciałem zrobić jak najlepsze wrażenie. Jeśli masz jakieś rady Hasamichi-san, z chęcią wysłucham. Przydałby mi się też jakiś dobry temat do poruszenia, jeśli z nerwów popełnię gafę. Nigdy jeszcze nie byłem gościem w domu kogoś tak znakomicie sytuowanego jak Mina Satomi-san. Czy w Hayabusa Motor Company dzieje się ostatnio coś ciekawego, na co można by bezpiecznie skierować rozmowę?
- Jest pewien kontrakt, z jedną z europejskich firm, w który departament Satomi-san dosyć jest zaangażowany, ale nie znam szczegółów, bo nad tym nie pracuję. Poza tym, zawsze możesz zapytać o siedzibę firmy. To naprawdę dobrze ulokowany budynek, całkiem reprezentacyjny. Oczywiście, wpierw pochwal dom gospodyni...


czw. 11.X.2007 przed mieszkaniem Yamagi 11:10 a.m.

Gdy zajechali Mikannosuke rzekł.- Wszystko zostało przygotowane zgodnie z twoimi wymaganiami Yamagi-san. W razie gdybyś czegoś potrzebował, telefon do mnie znasz. Kolacja u Satomi - san obędzie się punkt 17:00, więc przyjadę tu, około 16:15.
Po tych słowach zaczął wyjmować walizki i torby kuzyna z samochodu. Skończywszy wyładunek, rzekł nieco swobodniejszym tonem.- Nie jestem pewien czy prezent jest dobrym pomysłem. Mimo, że to kolacja w domu Satomi-san, to nadal jest to tylko spotkanie w interesach. I przyniesienie prezentu mogłoby być źle zinterpretowane Yamagi-san.
Później nastąpiło przenoszenie i pobieżne rozpakowanie rzeczy, które Yamagi przywiózł ze sobą.
Tego jednak nie mógł widzieć motocyklista, który udał się w kierunku Chinatown, zaraz po tym jak Yamagi i Mikannosuke zajechali na miejsce.
Gdy oboje skończyli rozpakowywanie rzeczy Mikannosuke rzekł.- Zapewne teraz chcesz zobaczyć Juna, Yamagi-san ?

czw. 11.X.2007 , wydział XIII, kostnica 12:11 p.m.


Prosektorium policyjne była takie jak w tych wszystkich horrorach made in U.S.A.. Umieszczone podziemiach, słabo oświetlone, sterylne. Jednak bystre oko Yamagiego dostrzegało to na co zwykły człowiek zapewne nie zwróciłby uwagi. Rysy a ścianach układały się w symbole ezoteryczne. Od czasu do czasu, można było się też natknąć na dziwne słowa, zapewne zapisane językiem magii. Także płytki ceramiczne na podłodze, od czasu do czasu były ułożone w dziwaczne mandale. To miejsce było chronione różnymi rodzajami magii.

Gdy przeszli przez dwuskrzydłowe drzwi, zobaczyli chłodnie do przetrzymywania zwłok. Niektóre były zamknięte ciężkimi sztabami od zewnątrz. Tak jakby obsługa obawiała się, że zwłoki zdecydują się ożyć i wypełznąć ze swego stalowego więzienia.
Młody człowiek o hiszpańskim typie urody przez mikroskop podłączony do komputera przeglądał jakieś próbki. Gwizdał jakąś melodię, zapewnie ta którą słyszał poprzez słuchawki od ipoda.
Przy niewielkim stoliku, za biurkiem pełnym papierów siedziała blondynka o wschodnioeuropejskim typie urody, ubrana w lekarski fartuch i rozmawiała przez telefon.- Kurczak w cieście sezamowym, sajgonki z frytkami, Coca Cola,...Ciasteczka z wróżbą w cenach promocyjnych? Po ile za sztukę? No to, wezmę cztery. Dostawa tam, gdzie w zwykle. No to włączam stoper. Ciao.
Zakończywszy rozmowę spojrzała na towarzysza Yamagiego i rzekła.- Aaa...byłeś tu wczoraj. Przyprowadziłeś kumpla, czy to ktoś z rodziny?
- Yagami- san to jest...-zaczął Mikannosuke.
-... Laura Pavlicek.- przerwała mu kobieta, przy okazji zapalając papierosa. - Prowadzę ten nieumarły cyrk. To w jakiej sprawie tu przyszliście?
- Yagami-san jest bratem Juna i...- dodał Mikannosuke, i kobieta znów mu przerwała.- ...Nic więcej nie trzeba mówić.
Następnie krzyknęła głośno.- Pablo! rusz swój tyłek i wyciągaj umarlaka spod czwórki!
Latynos, nie ściągając słuchawek, podszedł do chłodni numer cztery i wyciągnął z niej zwłoki Juna.
- No chłopcy...możecie sobie popatrzeć, ale bez dotykania...Wiecie, aby uniknąć zatarcia śladów i takie tam. Choć w tym przypadku, raczej takiego zagrożenia, nie ma.- rzekła Laura Pavlicek, odkrywając prześcieradło tak, by było widać jedynie głowę Juna. O ile twarz, rzeczywiście ocalała o tyle reszta głowy pokryta była zwęgloną tkanką.

czw. 11.X.2007; Wydział 13; 9:50 a.m.


Plan z telefonami tylko w teorii był prosty. Firm taksówkarskich było kilkanaście. A choć każda prowadzali rejestr przejazdów, to przebicie się przez niego zajmowało sporo czasu...Który De Luca spędzał uczepiony telefonu, czekając aż wreszcie wygrzebią dla niego przydatne informacje. Jak się dowiedział, były tam trzy kursy które przywiozły i dwa które odwiozły mężczyzn w tym okresie, z tego obszaru. Dostał też telefony kontaktowe do tych ludzi. Te przesiadywanie przy telefonie było niezłym testem wytrzymałości...zwłaszcza dla grubych jelit. Szybko więc udał się do WC im ulżyć.
Gdy wreszcie wyszedł z toalety zobaczyły że Nicole siedzi przy swoim biurku. Wydawała się nieco zamyślona i nieobecna duchem.

czw. 11.X.2007; Nowy Yorku; 9:40 a.m.


- Doszkalam się w kulturze moich owieczek. No więc, jakie jeszcze masz pytania chłopie? Aaaa i omal byłbym zapomniał, jest jeszcze benedyktyński mnich, Zachary. Ale on nie działa czynnie, a zajmuje się zbieraniem i katalogowaniem wiedzy o ciemności po drugiej stronie...Wiesz, taka kopalnia plotek. No i jest jeszcze Wiliam Skawice...Podobno był świetny w swoim czasie. Ale ja go nie znam. Gdy kończył pracę w XIII-ce, ja byłem w Zatoce Perskiej.
Dawkins zdołał odpowiedzieć z szczerym uśmiechem:
-Ojciec William? Poznałem go. Kardynał dał mi na niego namiary, tuż po tym jak zostałem relegowany do XIII-stki. Niezwykła kopalnia informacji o demonach i egzorcyzmach, bardzo dobrze się słucha jego opowiadań z pracy na wydziale, muszę przyznać, choć nie do końca jestem przekonany co do prawdziwości co po niektórych.-
Po czym Chris dodał lakonicznie- Mieszka obecnie u sióstr Norbertanek.
Znów milczenie po czym Chris przypomniał sobie jedno z pytań, które nasunęły mu się w gabinecie kardynała.
- Mówiłeś ojcze Corneliusie, że "eksterminujesz" duchy. Na czym to polega? -zapytał ksiądz Dawkins.
Cornelius otworzył schowek w którym leżały dwa duże rewolwery...Prawdziwe armaty, wśród tego rodzaju broni. Wyróżniały się tym, że miały wtopiony w uchwyt małe krzyże. A samą lufę pokrywały dziwne znaczki.
Ojciec Cornelius zaś rzekł.- Kiedy byłem Kuwejcie, jako kapelan wojskowy to w ramach przepustki, udałem się do naszych starszych braci w wierze. W Etiopii jest stary klasztor koptyjski, czy coś w tym rodzaju. Prawosławni są bardziej podzieleni niż się nam, katolikom wydaje...Wracając jednak do sedna. Mnisi z tego klasztoru mają specyficzne podejście do egzorcyzmów. Praktykują modlitwy i egzorcyzmy, z czasów jeszcze sprzed drugiego soboru. Jeden z nich polega na zabijaniu złego ducha w ciele człowieka. Specjalna modlitwa do Ducha Świętego powoduje , że czyni On broń niematerialną i raniącą demona, a nie ciało które opętał. Cóż...Oni używają do tego sztyletów, ale jak się okazało, na pistolety ta modlitwa działa równie dobrze. Nieźle się napociłem wypraszając tajniki tego egzorcyzmu u mnichów. Ale się udało, choć musiałem przysiąc na rany Chrystusa, że nie przekażę tej wiedzy nikomu.
Gdy usłyszał odpowiedź, nasunęło mu się kolejne pytanie, na które jak dotąd w trakcie szkolenia nie zdołał znaleźć odpowiedzi, a wypadało by to wiedzieć...
- Na czym właściwie ma polegać moja praca w wydziale? Będę jednym z detektywów?
-Tak, ale nie mogę ci powiedzieć nic więcej. Sam detektywem nigdy nie byłem. Biskup powiedział, że nie zamierza mi dać pretekstów do kolejnych bójek. Ale czasami nic tak nie zacieśnia przyjaźni i nie wzbudza sympatii niż barowa rozróba. W końcu czasami trzeba rozładować nadmiar agresji...Nieprawdaż?- zapytał na końcu ojciec Cornelius.

czw. 11.X.2007; Wydział 13; 9:50 a.m.


- Oj, chyba nie dręczysz tej biednej dzieciny co skarbeńku?- rzekł ojciec Cornelius.
- Ojciec O’Doom...spóźnił się ksiądz.- odparł skarbeniek, jak ją nazwał O’Doom.
- Sprawy kurii...Wie pani jak to jest.- rzekł O’Doom.
- A ten obok, to...?-spytała kobieta.
- Christopher Dawkins.- przedstawił się towarzysz ojca O’Dooma.- Ksiądz dla ścisłości. Od jutra, zaczynam tutaj pracę
- Tak, mam pańskie dane osobowe.- rzekła kobieta.- Jeszcze nie przydzielono panu partnera.
- O i oddaliła się bez słowa sikoreczka.- rzekł ojciec Cornelius za odchodząca Nicole, po czym dodał.- Chyba tracę swój męski magnetyzm.
- Żeby coś utracić, najpierw trzeba to mieć, ojcze Corneliusie.- rzekła złośliwie kobieta po czym zwróciła się do Dawkinsa.- Jestem porucznik Daria Logan. Co do pańskiej sytuacji...na razie żadnego przydziału nie mamy, gdyż...Sytuacja nieco się skomplikowała ostatnio. I pojawiły się pilniejsze sprawy. W tej chwili szef rozmawia z Japonią.
- To już w Nowym Yorku nie podają dobrego sushi?- zdziwił się O’Doom.
- Nie o to chodzi...May czarny punkt i denata. W dodatku denat z jednej strony ma także japońskie obywatelstwo, z drugiej zaś strony, jakieś tam bliżej niesprecyzowane plecy w Senacie. -rzekła Daria.
- Uuu...śmierdzi polityką.- rzekł O’Doom.
- XIII-sty wydział wszedł za bardzo na świecznik.- westchnęła Daria.
- Robolawyer już przybył?- spytał O’Doom.
- Nie, ma sprawę rano...Ale po południu pewnie wpadnie. Póki co wszystkie inne sprawy, zostały na razie zawieszone. Ale ten czarny punkt...Tym się zapewnie zajmiecie, jak tylko Rook będzie mógł was przyjąć i omówić szczegóły.- rzekła Daria.
- Czarny punkt?- spytał Dawkins.
- Opętane miejsce...Tak je zwą jajogłowi. No wiesz... Ci od ganiania z dinksami do mierzenia promieniowania. Mają nawet tam jakąś skalę...-wzruszył ramionami O’Doom.- No to, pozostało nam zwiedzanie, póki co.

czw. 11.X.2007; Wydział 13; 8:35 a.m.


Porucznik Logan właśnie pisała na komputerze jakieś urzędowe pismo gdy wszedł Ambers i rzekł.
- Witam, pani Logan. Dowiedziałem się, że jest pani policyjnym koordynatorem do spraw ochrony, w związku z odbywającym się VampirConem. Mój partner zmarł w hotelu wczorajszego dnia – zaznaczył mocno, mówiąc z powagą – Prosiłbym, jeśli to możliwe, o wysłanie dodatkowych policjantów do obstawy imprezy. Chciałbym także poprosić o poinformowanie o pewnych pomocnych szczegółach ochrony i współpracę w związku ze sprawą jaką obecnie prowadzę.
- Detektywie Ambers, pan miał wykryć potencjalnego sprawcę przestępstwa. A nie zajmować się ochrona imprez masowych.- rzekła Logan nie przerywając pisania.- Sprawa ochrony Vampirconu nie jest pańskim problemem. Co zaś do przydziału nowych ludzi...Jak pan pewnie zauważył. Wasza sprawa nie jedynym dochodzeniem które XIII-stka prowadzi. Dwie ekipy dochodzeniowe powinny wystarczyć.
Przerwała na moment pisanie i rzekła.- Słyszałam co się stało z pańskim partnerem. Przykro mi z tego powodu. Niemniej już przydzielono dwóch detektywów, którzy w tej chwili przebywają w świetlicy...Nie widział pan McMurry’ego?
- Nie, jeszcze nie.- odrzekł Ambers.
-Ja też nie.- westchnęła Logan.- No, nic. Niech się pan przejdzie do świetlicy. Jedno z dwójki tych detektywów dołączy do pana, drugie do McMurry’ego. Albo pan połączy siły z McMurry’m...Decyzje jeszcze nie zostały podjęte. Niemniej, może pan już ich wtajemniczyć w śledztwo. Co prawda dostali już materiały, ale zapewne mają wiele pytań. Pojawię się tym McMurry’m, jak go dopadnę...Albo z tym co z niego zostanie, jak z nim skończę.-Na moment przerwała, po czym dodała nieco smutniejszym tonem.- I przykro mi z powodu pańskiego partnera.

czw. 11.X.2007; Wydział 13; 8:35 a.m.


Po załatwieniu spraw przy komputerze i zabraniu ze sobą akt Carverów. Przyglądając się dokumentacji, zdziwił się nad brakiem danych dotyczących rodziców. Z drugiej strony , jeśli byłby potrzebne, Ambers był pewien, że ich zdobycie będzie szybkie i bezproblemowe. W duchu cieszył się, że żona zgodziła zająć się sprawami związanymi z przedstawieniem, choć nie obyło się bez marudzenia, że „znów przedkłada pracę nad rodzinę”. Kolejne kroki skierował więc do świetlicy, gdzie przybywali nowi.
Cóż...Nowi nie robili dobrego wrażenia. Zwłaszcza ona...wyglądająca jak koszmar każdego rodzica. Zakolczykowana o nienaturalnie czarnych włosach i podkrążonych oczach ( a może tylko dziwaczny makijaż?). Drugi przynajmniej wyglądał normalnie...Choć raczej nie jak glina. Co innego Ambers, podręcznikowy przykład wyglądu służbisty...w czarnych rękawiczkach. Cała trójka zmierzyła się spojrzeniami...Kto odezwie się pierwszy?

śr. 10 X 2007; Mieszkanie Piersona 03:40 p.m.

- Witam, jestem detektyw McMurry, to ja znalazłem młodego wiszącego na żyrandolu. Mam do pana ogromną prośbę. Może pańscy ludzie zechcieliby popytać sąsiadów o jakieś dziwne towarzystwo kręcące się w okolicy naszego ptaszka? Pewnie i tak nic się nie dowiedzą, ale może wpadniecie na pomysł skąd miał kokę. Ja tym czasem jadę złożyć raport i obejrzeć dokładnie to co jest na tej kasecie. Pewnie nie wyjdę z biura aż do rana.-rzekł Michael.
- Wie pan, co ? Lepiej jak pan jutro zadzwoni na 72-jkę. Zapewnie sprawę narkotyków przejmie ktoś z 72 posterunku i do niego trafią wszystkie raporty. Będzie lepiej poinformowany niż ja.- odparł policjant.

śr. 10 X 2007; Mieszkanie McMurry’ego 07:20 p.m.


Resztę McMurry wieczoru spędził mocując się z kasetą VHS. Kto jeszcze takiego starocia? Znał odpowiedź. Fanatycy z nostalgią, którzy nadal cenili winylowe płyty podczas, gdy CD stawało się już przeżytkiem. Z drugiej strony... mogło być gorzej. Pierson mógł używać BETY.
Telefon do partnerki też nie nastrajał wesoło.
- Lou? To ja Mike, twój nowy partner. Ale się porobiło, poeciak chciał się powiesić gdy zajechałem go przesłuchać. Na szczęście w porę go odciąłem, ale był zbyt zaćpany żeby z niego cokolwiek sensownego wycisnąć. No i stało się coś strasznie niemiłego. Partner Ambersa, Yun zginał dzisiaj w pożarze. - chwila ciszy po obu stronach słuchawki - A co z tobą? Jak badania? Widzimy się chyba dopiero jutro w pracy, bo z wieczorku zapoznawczego raczej nici. Wątpię, żeby ktoś chciał dziś iść na imprezę, podczas gdy Yun leży w kostnicy.
- I tak bym nie przyszła...Cholera. Chcą mnie zatrzymać na dodatkowe badania. Nie bardzo rozumiem ten ich medyczny bełkot ,ale powikłania i zaawansowany stan nie brzmią dobrze. Skoro uratowałeś człowieka to może dostaniesz medal, co? Albo przynajmniej odznakę dobrego samarytanina, byś mógł przyszyć do pasa skautowskiego.
W pracy się raczej nie zobaczymy...Mam zwolnienie lekarskie do końca roku. Nie wiem ile poleżę w szpitalu, ale już to wkurza. Mam nadzieję że mnie szybko stąd wypuszczą. Ale siostra chyba robi wszystko by mnie tu zatrzymać.-
głos Pihn nie brzmiał tak zdecydowanie i mocno jak wtedy, gdy pracowała z nim w terenie.
Mike oglądał nagranie Piersona praktycznie od 19:30. Przewijał je po kilka razy. Pauzował. Starał się za wszelką cenę wyłapać coś znaczącego. Gdy na zegarze była już godzina 23:00.
I mimo tego przeglądania, nie zobaczył nic. Nic ciekawego, nic zagadkowego, nic zwracającego uwagę...Nic, co by mogło kogokolwiek sprowokować do samobójstwa. Ale wśród tych klatek filmu musiała się kryć odpowiedź na samobójczą próbę Piersona. Ale gdzie?! Jedyne czego był pewien, że kamera uchwyciła wszystkich uczestników, w tym i wszystkich podejrzanych. Czyżby Pierson zobaczył to czego nie widzą inni? Bzdura! Przecież w jego aktach nie pisze, że jest nadnaturalem. Oczywiście...To że nie pisze aktach nie oznacza, ze nim nie jest...Nie oznacza też jest. Zmęczony tym łamaniem sobie głowy McMurry poszedł spać.

czw. 11 X 2007; wydział 13, 09:30 p.m.


- Szukałam pana, panie detektywie McMurry.- rzekła porucznik Logan podchodząc do wchodzącego do wydziału Mike’a. Na co ten odrzekł.- Schlebia mi to porucznik Logan.
- Na pochlebstwach daleko pan nie zajedzie.- odparła Daria mało przekonującym tonem głosu.- Wiemy o stanie Lou...Z tego powodu jest oczywiście na bezterminowym urlopie zdrowotnym, do czasu ukończenia rekonwalescencji. Dla tego przydzielimy panu nowa partnerkę lub partnera. Wie pan o wypadku detektywa Yuna?
- Tak.- odparł Mike. czyżby chcieli mu przydzielić Ambersa? Mike nie był pewien czy, potrafiłby współpracować z Ambersem.
- Za mną proszę.- rzekła Logan. I oboje udali się do świetlicy, gdzie oprócz Ambersa były jeszcze dwie osoby. Jeden mężczyzna i wychudzona dziewuszka, typ rebeliantki.
- Vincent Grey i Amanda Walter, a to Michael McMurry.- rzekła na wstępie Daria, po czym dodała.- Witamy w 13-sce...Panowie McMurry i Ambers wyjaśnią co i jak w sprawie broni i pojazdów. W kwestii przydzielenia...Hmmm...szef nie przekazał żadnych nowych rozkazów, więc... Wasza sprawa, jak się podzielicie. Będę u siebie, więc za około 15 minut niech jedno z was przekaże decyzje ogółu. I nie spóźnijcie się z tym. Jak pewnie zauważyliście, śmierć Juna wywołała całkiem spory chaos na wydziale. No to do roboty, panowie ...i panno.-
Po tych słowach, Daria Logan wyszła z świetlicy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-06-2008 o 13:52.
abishai jest offline  
Stary 22-06-2008, 19:45   #198
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
czw. 11.X.2007; Wydział 13; 8:30 a.m.

Detektyw Grey uważnie wysłuchał, co miała do powiedzenia Amy… a przynajmniej do momentu, gdy wyciągnęła różowy telefon, przystawiła go do ucha i powiedziała: „Chciałam zamówić dwa powiększone zestawy”. Taak, trzy książki to trochę mało na takiego staruszka… Z tego co mówi, nie napisano jak zarabiał na życie… te ta wcale nie są takie obszerne, jak to się wydawało początkowo. A młody…

- A ty co o tym myślisz?
– przerwała mu rozważanie.

- Tak, odnośnie tego Węgra… faktycznie, mało dokładne dane – powiedział po chwili wymijająco, nie przyznając się, że tych akt akurat nie czytał. – A jeśli chodzi o młodego, to pewnie znowu handluje dragami albo kradnie… A może zajął się sztuką inaczej, na przykład malarstwem?- mówił, patrząc z zaciekawieniem na gimnastykującą się Amy
-To banalne, słyszałem o przypadku, gdy matka dwulatka opublikowała pracę swojego syna namalowaną ketchupem pisząc, że namalował ją jakiś krytyk sztuki… po czym jedna z galerii wysłała jej list, że chętnie zorganizuje wystawę prac tego artysty… - gdy to powiedział zaczął się zastanawiać, czy Amy będzie podzielała jego poglądy na świat abstrakcji.


Potem dziewczyna zmieniła temat, rzucając urywkami zdań, a Vincent w końcu zrozumiał, że chodzi jej o zrzutkę na chińszczyznę. Pogrzebał trochę w swoim czarnym, skórzanym portfelu i podał pannie Walter banknot 10$ i kilka monet.


czw. 11.X.2007; Wydział 13; 8:35 a.m.



Postać, którą Vincent dostrzegł w drzwiach świetlicy wyglądała jak obrazek z podręcznika w elementary school i Vin był pewny, że on właśnie ma im powiedzieć o co tu dokładniej chodzi i na jakim są etapie. Te akta, które dostaliśmy, to przecież jakaś farsa… jedyne istotne dokumenty to notka o EMOwampirach, która też nie była przygotowana dla nowicjuszy, ale dla kogoś, kto już trochę pracuje w tym wydziale i ma pewne doświadczenie praktyczne.

- Cześć – powiedział, aby ściągnąć na siebie uwagę policjanta lustrującego wzrokiem Amy i po chwili dodał
- Jestem detektyw Grey, a to detektyw Walter. Mam nadzieję, że jesteś tym, który nam powie o co w tym wszystkim chodzi, bo te kartki nie wyglądają jak standardowy tutorial wydziału XIII dla nowoprzybyłych. – wskazał lewą dłonią teczki porozkładane na stole i lekko uniósł brwi.

Vin pozwolił sobie na luksus cichej nadziei, że dziewczyna nie wybuchnie tekstem: "co to jest obdarzony?" albo "dlaczego tak niepoprawnie politycznie wyrażacie się o tych ludziach, nazywając ich EMOwampirami ? To jest krzywdzące określenie"... A przynajmniej, że zdąży się trochę dowiedzieć o sprawie, zanim do tego dojdzie.
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 22-06-2008 o 20:10.
Vincent jest offline  
Stary 23-06-2008, 00:17   #199
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
- Krytycy raczej sami nie tworzą. Oni tylko obsmarowują prace innych. A co do organizowania wystaw chyba było by w tych aktach cokolwiek, gdyby podejrzany był mecenasem sztuki lub był przez takowego sponsorowany. Jeśli ktoś w ciebie inwestuje chce by poznano cię jak najszybciej byś spłacił się darczyńcy nawet jeśli nie finansowo to podnosząc jego prestiż jako łowcy talentów. Cokolwiek dzieje się w artystycznym półświatku jest na ogół powszechnie znane. -

Wzruszyła ramionami jednocześnie przeliczając prezydentów i podmieniając monety na banknoty. Automaty nie chciały przyjmować papieru. Zebrawszy gotowiznę w stosik obdarzyła Vincenta przeciągłym spojrzeniem. "Dwulatek smarujący keczupem po ścianie panie detektywie? A czego oczekujemy? Panno Walter witamy w Wydziale XIII. No cóż przynajmniej nie biegają tu w przydługich rękawkach wykrzykując, że są ludźmi nietoperzami skrycie broniącymi świata przed szeroko pojętym złem, nieprawością i zbyt zdrową żywnością." Jednak nie wypowiedziała swych myśli.

czw. 11.X.2007; Wydział 13; 8:35 a.m.


- Jestem detektyw Grey, a to detektyw Walter. Mam nadzieję, że jesteś tym, który nam powie o co w tym wszystkim chodzi, bo te kartki nie wyglądają jak standardowy tutorial wydziału XIII dla nowo przybyłych. –

Amy aż zamrugała. Oczywiście jeśli rzeczywiście ów policjant przyszedł do nich prezentacja była konieczna, ale czy na ogół nie odbywała się w drugą stronę? Wchodzący przedstawia się. wyraża nadzieję, że znalazł poszukiwanych detektywów i po drobnych grzecznościach przechodzi się do sprawy. A tak? Słowa Vincenta wydawały się ciut za suche. Dziewczyna nie wiedziała, jak sama zareagowała by na taką zakrawającą niemal na bezczelność przemowę. Przychodzisz niańczyć nieopierzonych żółtodziobów a jeszcze w progu zostajesz potraktowana jak informacja turystyczna. Do tego nietaktownie spóźniona. Oj była by zła. Chyba w tej sytuacji powinna jakoś rozładować sytuację. Może jakiś wygłup? To zwykle pomagało. Swoją drogą podświadomie chciała by wchodzący okazał się tylko zaskoczonym przez Vinca miłośnikiem batoników nie mającym z nimi nic wspólnego. Obserwacja wyniku akcji detektywa Greya mogła by być nie lada urozmaiceniem.
Przeniosła wzrok na "intruza" wykręcając nienaturalnie głowę do tyłu by dojrzeć adresata. W porównaniu do niego musiała wyglądać żałośnie w przydużej koszulce zdartej z chłopaków z oddziału ESU nie dostawało małych rozmiarów co nie znaczyło, że Amy od razu zrezygnuje z darmowego ciucha z całkiem porządnej bawełny. Jednak ten cały mundur jakoś jej nie odpowiadał. Kojarzył się z "krawężnikami" spisującymi auta na przekroczonych parkometrach. Przecież każdy widząc umundurowanego funkcjonariusza cofał się dwa kroki w głąb siebie. Po cywilnemu, jedynie z odznaką, dużo łatwiej było dotrzeć do ludzi. Przynajmniej tak jej się wydawało.

- Diagnoza doktor Pavlicek przeżyła raptem kilka minut detektywie Grey. -

Odezwała się w końcu.

- Mieliśmy mieć świetlicę tylko dla siebie, a tu ciach kwadransik i już się zaczyna tłoczno robić. -

Zaszczebiotała żartobliwie.

- Dlatego nigdy nie ufam lekarzom.-

To akurat było prawdą głęboko w niej zakorzenioną choć nie zamierzała się do tego ani otwarcie przyznawać ani tym bardziej tłumaczyć. Cóż. Wszytko pozostawało w rękach nowo przybyłego. Był to też i test osobowości na dość nietypową sytuację. A jakiekolwiek zajęcie odciągające od "najnowszego przydziały detektyw Walter" warte było każdej poświęconej mu minuty...
 

Ostatnio edytowane przez carn : 23-06-2008 o 00:26.
carn jest offline  
Stary 30-06-2008, 21:59   #200
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Cornelius otworzył schowek w którym leżały dwa duże rewolwery... Nawet będąc całkowitym laikiem w kwestiach broni, Chris wiedział, że te to prawdziwe armaty. Raz czy dwa widział na żywo pistolety i rewolwery, ale wyrobił sobie opinię, ze powinny być zdecydowanie mniejsze. Nawet na westernach nie przesadzali tak bardzo z wielkością. No i jeszcze krzyże wtopione w kolbę i te dziwne znaczki... Młody ksiądz mógłby przysiąść że owa broń jest rekwizytem z jakiegoś mocno naciąganego horroru i- jak musiał to przed sobą przyznać- chciałby, żeby tak było.
Ojciec Cornelius zaś rzekł.- Kiedy byłem Kuwejcie, jako kapelan wojskowy to w ramach przepustki, udałem się do naszych starszych braci w wierze. W Etiopii jest stary klasztor koptyjski, czy coś w tym rodzaju. Prawosławni są bardziej podzieleni niż się nam, katolikom wydaje...Wracając jednak do sedna. Mnisi z tego klasztoru mają specyficzne podejście do egzorcyzmów. Praktykują modlitwy i egzorcyzmy, z czasów jeszcze sprzed drugiego soboru. Jeden z nich polega na zabijaniu złego ducha w ciele człowieka. Specjalna modlitwa do Ducha Świętego powoduje , że czyni On broń niematerialną i raniącą demona, a nie ciało które opętał. Cóż...Oni używają do tego sztyletów, ale jak się okazało, na pistolety ta modlitwa działa równie dobrze. Nieźle się napociłem wypraszając tajniki tego egzorcyzmu u mnichów. Ale się udało, choć musiałem przysiąc na rany Chrystusa, że nie przekażę tej wiedzy nikomu.
Materialna broń która zabija niematerialne twory. Im bardziej Dawkins zgłębiał rzeczywistość paranormalną, tym coraz mniej ja rozumiał. A on silą rzeczy będzie musiał w to brnąć. A jednak Skawica miał rację mówiąc: "Nie próbuj tego zrozumieć, bo im więcej będziesz wiedział, tym mniej będziesz rozumiał. Musisz zaufać Bogu. To jest podstawa egzorcyzmów"- pomyślał. Pozostawił jednak ta kwestię, z którą jeszcze się nie oswoił i pchnął rozmowę na inne tory.
- Na czym właściwie ma polegać moja praca w wydziale? Będę jednym z detektywów?
-Tak, ale nie mogę ci powiedzieć nic więcej. Sam detektywem nigdy nie byłem. Biskup powiedział, że nie zamierza mi dać pretekstów do kolejnych bójek. Ale czasami nic tak nie zacieśnia przyjaźni i nie wzbudza sympatii niż barowa rozróba. W końcu czasami trzeba rozładować nadmiar agresji...Nieprawdaż?
Na szczęście nie musiał odpowiadać na owe pytanie, gdyż właśnie zaparkowali przed wydziałem. Mruknął tylko "rzeczywiście" wychodząc z niemałym trudem z samochodu sportowego. W sumie zadziewające było jak sprawnie robił to Cornelius zwłaszcza z jego budową...

- ...Chyba tracę swój męski magnetyzm.
- Żeby coś utracić, najpierw trzeba to mieć, ojcze Corneliusie.-
odpowiedziała złośliwie kobieta, która jak się okazała była porucznikiem. Chris przyjrzał się dyskretnie Corneluisowi dyskretnie szukając owego męskiego magnetyzmu, czymkolwiek on był, i choć siłą rzeczy nie był specjalistą w tej materii, nie znalazł nawet sugestii jej istnienia. Dyplomatycznie nie włączył sie jednak do dyskusji tłumiąc przy okazji nazbyt wyraźny uśmiech. Dalsza jednak rozmowa nie była powodem do śmiechu. Wszystko zdawało się dość zagmatwane. Sprawa Japonii, nie wiadomo skąd, jakiegoś denata, do tego senat i ten czarny punkt...
- Czarny punkt?- wyłapał Dawkins
- Opętane miejsce...Tak je zwą jajogłowi. No wiesz... Ci od ganiania z dinksami do mierzenia promieniowania. Mają nawet tam jakąś skalę...- Cuż nie pierwszy raz Chris odkrywał, ze wiedza o Demonach jest dość niepoukładana. Niemal każde środowisko zajmujące sie tym problemem miało własną nomenklaturę i nazewnictwo. Co gorsza zdarzało się, że ta sama nazwa znaczyła dwie zupełnie różne rzeczy. O’Doom tylko wzruszył ramionami.- No to, pozostało nam zwiedzanie, póki co.
Zaczęli kroczyć przez resztę pomieszczenia. Dawkins z szczególnym zaciekawieniem obserwował ludzi pracujących na wydziale.
- Sytuacja na wydziale wydaje się dość zagmatwana... Czy mi się tylko wydaje i tutaj to jest norma?- Próbował wypowiedzieć to swobodnie, choć niezbyt sie udało. Z minuty na minutę perspektywa pracy w XIII zdawała się coraz mniej przyjemna. Po chwili przypomniał sobie inny fragment rozmowy, który zwrócił jego uwagę:
- Kim jest Robolawyer? Jeszce jeden duchowny?
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!

Ostatnio edytowane przez enneid : 30-06-2008 o 22:08.
enneid jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172