Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2008, 22:13   #231
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Pfff... Obdarzyła nowo przybyłego spojrzeniem zarezerwowanym dla kawałków zeszłotygodniowego sushi dojrzewającego powoli w popołudniowym skwarze.
- Panie... zresztą nieważne. - Zamrugała cokolwiek nieprzytomnie oczami. - Co daje panu podstawy do tak oszczerczych oskarżeń? Widział pan lub ma świadka który poświadczy wymuszanie zeznań na Panu Piersonie? Może fizycznie kierowałam jego ręką i mimo jego sprzeciwu perfekcyjnie podrobiłam charakter pisma? Albo jakieś ślady tortur? Czy tylko mocno nierozważnie nadużywa pan słownictwa umyślnie wysuwając pomówienia wobec funkcjonariusza publicznego na służbie? Panie Pierson, czy został pan do czegokolwiek zmuszony lub lub usłyszał pan groźby za zaprzestanie uczestnictw w naszej rozmowie? Może Pan napisać odpowiedź lub jeśli pan Burt znowu postanowi tego zabraniać wystarczy jednoznaczny ruch głową.-

Mając to za sobą Amy złożyła kartkę z wywiadem i schowała do kieszeni bacząc by nie dostała się w zasięg zapewne lepkich paluszków adwokata ku któremu też zwróciła ponownie swoje spojrzenie.
- A co do obecności policji. Policja znalazła pana Piersona w stanie wymagającym hospitalizacji i odruchu całkiem popularnym wśród ludzi postanowiła sprawdzić czy hospitalizowany jest w stanie stabilnym. Przy okazji Pan Pierson wspaniałomyślnie zgodził się podzielić swą autorytatywną wiedzą o aktorstwie amatorskim i jego na ten temat subiektywnymi odczuciami. -

Widać było, że Pierson boi się adwokata dlatego Amy nie zamierzała okazywać uległości. Być może pozwoli to kiedyś przesłuchiwanemu otworzyć się na innych ludzi. Oczywiście Walter najchętniej została by tym ludziem, a najsympatyczniejsze było by gdyby udało się to przed zamknięciem śledztwa. Nasmarowała wyraźny rząd cyfr i dotargawszy najpierw pokazała a potem podała Piersonowi. Prywatna komórka na kartę. Dużo zer więc i łatwa do zapamiętania. Dziewczyna uśmiechnęła by się do wspomnień o zdegustowanych sklepikarzach gdy blokowała kolejki w ich kioskach by znaleźć ten jeden szczęśliwy i łatwy do zapamiętania numer.

- Gdy wydobrzeje Pan na tyle by korzystać z telefonu i zechce coś dodać lub dowiedzieć się jak nam idzie proszę dzwonić nie zależnie od pory. I proszę nie dać się zamęczyć. - Nieznacznie ruszyła głową wskazując adwokata i uśmiechnęła się delikatnie. - Jak coś to skorzystać z dzwonka i już pielęgniarki go przegonią. Zdrowie pacjenta przede wszystkim.- Mrugnęła okiem do biedaka i zabrała się za wychodzenie.

- Miłego dnia...mmm... panu. Na pewno zechce pan zostać ze swym klientem na osobności. - Skinęła głową i wyszła niewrażliwa na dalsze wykwity oracji garniakowca. Opuszczając szpital zahaczyła jeszcze o pokój pielęgniarek prosząc by nie dały zamęczyć Piersona "temu reprezentantowi wydawcy". W końcu pacjent miał dużo odpoczywać, czyż nie?

Co do samego Forestera na pewno prędzej czy później wybada kto, jak i kiedy ale Amy miała drobną nadzieję iż ten odbije się od ściany Wydziału Trzynastego lub ugrzęźnie w urzędowym bagnie na wystarczająco długo.

Kolejnym punktem dzisiejszego planu dnia był powrót na wydział i próba znalezienia McMurrego lub chodziarz kogoś znającego na owego jakikolwiek namiar. Kto wie może jakiś telefon służbowy albo inne medium?
 
carn jest offline  
Stary 28-08-2008, 20:43   #232
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Kim on był naprawdę? Policjantem?, Zawsze uważał siebie za księdza... Czy to iż przydzielono go do policji, by walczył z demonami w jakiejś aglomeracji było tylko koszmarem? Teraz to wszytko w najlepszym razie przypominało zły sen... Jak się do końca obudzi, znów pójdzie na katechezę, odprawi mszę święta, zaglądnie do pani Bucet... wystarczy się tylko wybudzić, a o tych mrocznych wizjach zapomni całkowicie. Wystarczy otworzyć oczy...
Ale i tak czuł że ten koszmar się nie skończył...

Wiedział, że leży. Czuł na plecach miękki materac. Chyba jest w łóżku... Ale jak się tu znalazł? Wiele rzeczy czuł w ostatnich chwilach i choć były to dość bezwładne wspomnienia, był pewien, że wśród nich nie było tej chwili gdy upada badź kładzie się do łóżka. Zamiast tego "Skulić się wiarusy", huk... granat... i ogień... a potem? Pustka. Co było dalej? Dawkins otarł bezwładnie spoconą twarz próbując sobie przypomnieć co stało się potem, zamiast jednak tego w umyśle pojawiły się słowa "Żołnierze Chrystusa".
Dopiero teraz otworzył oczy, które natychmiast przymknął z powodu mocnego światła. Lampa... jest noc? Gdzie się znajduje? Sufit z instalacjami klimatyzacyjnymi, ściany w tym dziwnym kolorze, który od razu sugerował jakieś laboratorium... szpital? Od razu gdy ta myśl przebiła się do świadomości księdza, dotarły do niego inne części wystroju tego pokoju. Jakiś monitor nad głową, z bliżej nieokreśloną aparaturą, chyba do monitorowania stanu pacjentów, kroplówka z boku, zasłona z drugiej strony w tym jednoznacznym kolorze, parę przycisków przy łóżku, chyba do zdalnego sterowania... Czarnoskóra kobieta w stroju przypominającym ten z "ostrego dyżuru" i stetoskopem na szyi.
- Widzę, że pan się obudził. Jak się pan czuje?...Pański organizm doznał odwodnienia, na wskutek działania wysokich temperatur, stad omdlenie.- z tych trzech zdań dotarły do niego tylko dwa słowa- "odwodnienia" i "omdlenie", ale i na nie nie do końca wiedział jak ma to przyjąć i o co dokładnie chodzi. Wpatrywał się więc tępo w lekarkę, gdy ta kontynuowała:
- Ale wszystko jest już dobrze. Proszę się jednak nie przemęczać przez kilka najbliższych dni, no i pić dużo płynów. Gdyby wystąpiły jednak poważne zawroty głowy, powinien pan natychmiast powiadomić swojego lekarza. Odwodnienia nie należy lekceważyć.- Tutaj już wszystko do niego dotarło, a przynajmniej miał wrażenie, że wyłapał najważniejsze informacje. Ciągle jednak nurtowała go dość niezbyt zręczna sprawa, która w tej chwili zdawała się tak ważna, iż zdołał zmusić zaschnięte gardło do wyartykułowania pytania stulecia:
-Ale kim pani jest?- dopiero słysząc odpowiedź zdał sobie sprawę, że pytanie to nie należało do najbystrzejszych. Umysł jednak odzyskiwał zdolność kojarzenia faktów, a kolejny niejasny szczegół wyszedł na światło dzienne
-Jak ja się tutaj znalazłem?
Teraz ostatnie wspomnienia zaczęły nabierać wyrazistości. Przypomniał mu się ten ogień, robaki i trójkę księży, którzy wspólnie z nim walczyli... Dawkins zerwał się na równe nogi, lecz wszytko kręciło się wokół niego. Podparł się o poręcz łóżka i czekał aż dziwny efekt minie. Zadał jeszcze jedno pytanie lekarce:
-Czy ktoś jeszcze ze mną przyjechał do tego szpitala?- Jakakolwiek by nie była odpowiedź wiedział , że musi zadzwonić na posterunek i dowiedzieć sie czegoś więcej. Oni na pewno coś więcej wiedzą. Znajdzie jakiś telefon i zadzwoni. Nie wiedział jak, nie przypominał sobie numeru na XIII ale wiedział że zadzwoni...
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!

Ostatnio edytowane przez enneid : 28-08-2008 o 21:06.
enneid jest offline  
Stary 29-08-2008, 13:31   #233
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007 , wydział XIII, parking 12:35 p.m.


Mężczyzna milczał, co jawnie kontrastowało z jego niedawnymi pełnymi pasji słowami. Milczał, gdy wychodzili z kostnicy, gdy szli na parking, gdy Pavlicek mamrocząc coś o Elwi i odbębnieniu strzelnicy wyrzucała wciąż tlącego się papierosa do kosza (trafiła, skubana, choć część Yagamiego miała nadzieję, że chybi) gestem wykonanym tak mimochodem, że nie sposób było nie dostrzec w tym rutyny charakterystycznej dla długotrwałego nawyku.

"Dość szybko Cię poznam, Lauro Pavlicek, jeśli tak dalej pójdzie", pomyślał jedynie, widząc minivana. Z każdą chwilą dowiadywał się o niej coraz więcej. Teraz czekał na jej odpowiedź. Wiedział, że to, co powiedział, nie może zostać zignorowane. A jej celowe milczenie gwarantowało mu coraz bardziej, że odpowiedź nadejdzie. Czekał więc.

Podobnie czekał na to, czy jest doktorem. Może i była, ale jego policzek najwyraźniej albo przerastał jej możliwości, albo nie miała zamiaru się nim zająć. Dlatego też, gdy kobieta droczyła się z nim na temat swego prawa jazdy, Yagami jedynie uśmiechnął się uprzejmie po czym wyrecytował przyzwanie, rzucając na beton parkingu kolejną kartkę ozdobioną pentagramem i malunkiem lisa, którego ogon był niczym płomień, zaś ciało zdawało się być smugą dymu. Kartka opadła, lekko wirując, Yagami zaś przymknął oczy. Zdążył, nim rozbłysło światło.

- Ulecz mnie, Genbu. - rzekł cicho po japońsku, kiedy lis z grawerunku siadł owijając się płomieniście rudą kitą. Wsiedli obaj, lis w objęciach Yagamiego, który zapiął pasy na nich obu. To była dobra decyzja, pani koroner bowiem postanowiła ściągnąć posiłki policyjne robiąc za wabik dla 'łowców' piratów drogowych - czyli dla patrolowych.

Japończyk niespokojnie spojrzał w tył, na ścigające ich radiowozy, na poważny i zarazem beztroski - co było dziwnym połączaniem - profil kierowcy, na pryskających na wsze strony z przejścia dla pieszych przechodniów, dostrzegających jadącego w szaleńczym stylu minivana i milczał, słuchając. Milczał z paru powodów. Jednym było to, że interesowała go jedna kwestia i postanowił na nią poczekać by zacząć od sprawy najważniejszej. Drugim był fakt, że przyzwyczajony do lewostronnego ruchu Yagami nie odnajdywał się w wariactwach kobiety za kierownicą.

Wysłuchał zatem w milczeniu kolejnej informacji o tym, że to on wezwał demona. Zmilczał. Czekał na odpowiedź na inne słowa. Wparło go w siedzenie, kiedy kobieta próbowała zapalić prowadząc. Starał się nie koncentrować na drodze, było to zbyt... porażające wrażenie. Miast tego spokojnie skierowywał swoje ki do poparzonego policzka, trzymając się jedną ręką poręczy w drzwiach vana, drugą ręką trzymając Genbu, który wciąż go leczył. Policzek otoczyła powolna aura chłodu, kiedy Yagami udało się wreszcie uzyskać pożądany efekty. Ból odpłynął.

W samą porę. Bo właśnie wtedy się doczekał jej odpowiedzi.

-A ty panie czarownik...Myślisz, że twój brat jest jedynym trupem w kostnicy? Mam jeszcze trzech chłopaczków, jednego rozbitą czaszką i połamanymi żebrami, drugiego z twarzyczką zmasakrowaną kawałkami rewolweru, i trzeciego z przebitym gardłem...A i nie zapomnijmy o moim faworycie, którego rozszarpały harpie. A to tylko nieboszczycy ze wczoraj. Myślisz, że mam czas spamiętać imiona każdego z nich?...A może tylko twojego brata? Ale to chyba samolubne. W końcu i oni mieli kochające rodziny...Tak tak, potępiać to każdy potrafi. Ale sam poasystuj kilka godzin przy pokazywaniu zwłok. To albo zobojętniejesz, albo zwariujesz.

Japończyk nawet się nie skrzywił. Jego angielski ponownie był bezbłędny, z tą oficjalnością i doborem zwrotów, który wyraźnie wskazywał, że nie jest to język ojczysty mówiącego:

- I pani gani wojskowych za brak profesjonalizmu? Pani, która kolegów z pracy nazywa 'umarlakami spod czwórki' w twarz ich rodziny, podczas identyfikacji zwłok? To jest profesjonalne w Ameryce? Jak powiedziałem, rozumiem jaka jest specyfika pani pracy, doktor Pavlicek. Jeśli słowa pani nie przekonują, jestem gotów pani to pokazać, pracując pod pani komendą w tej kostnicy. Mówi pani o poasystowaniu przez parę godzin, więc zakładam że tydzień pani wystarczy na dowód? Nieważne ilu będzie pani miała umarlaków, czy co ich poszarpie, jeśli któryś będzie moim kolegą, będę pani w stanie podać jego imię ORAZ numer pod którym go pani znajdzie. Rodzinie oszczędzę numeru. W Japonii, jeśli klient wzywa szefa departamentu i ten nie potrafi mu kompetentnie odpowiedzieć na pytanie, to szef departamentu traci pracę. Dziwi mnie, że nie pamięta pani imienia mojego brata, pracował z panią. Szkoda, że kiedy panią o to cisnę, potrafi mi pani odpowiedzieć jedynie ogólnikami. Zgodnie z pani życzeniem, zakończę temat, lecz prosiłbym o uszanowanie mojego: kiedy nasi rodzice pojawią się by odebrać ciało, proszę mówić o moim bracie bez numerków czy żartów. Niezależnie od tego, czy inny nieszczęśnik jaki tam będzie zginie wskutek poharatania się żyletką albo składając wizytę kappa.

Dojeżdżali. W Yagamim znowu buzowała zimna furia. W jakiś sposób to pomagało zapomnieć o bólu. Wziąwszy oddech rzucił o ton ciszej, lecz z równie zimną uprzejmością i logiką jak dotąd:

- Najwyraźniej mówi pani o innym 'wzywaniu' niż ja. Dla mnie wzywanie to przywoływanie, mój celowy wysiłek by 'coś' przyszło. Dla pani to po prostu wejście do kostnicy i uaktywnienie czekającego tam 'na kogoś' czaru. Jeśli wpadłem w pułapkę w kostnicy, to stało się to na pani terenie, na terenie 'trzynastki'. Ale możemy wyjaśnić tę sprawę później, bo nie jest teraz ważna.

W międzyczasie Yagami dobył parę kartek z zaklęciami, by potem sprawdzić rozmieszczone po kieszeniach toujinfu, pełne i puste. Nie miał pomysłu co miał napotkać. Więcej robaczków plujących płomieniami?

"Przydałaby się zbroja. Ale zanim ją założę... Gaśnica? Mam. Woda? Hmmm... na pewno ale..."

Japończyk wiedział, że tak naprawdę lepiej byłoby posiadać coś obszarowego. Zanim jednak wymyślił co, van zaparkował.


czw. 11.X.2007; Hotel Pensylwania 12:48 a.m.


W windzie Yagami postawił gaśnicę, zdjął lisa, gestem nakazując mu zostać nieco z tyłu. Rzucił na ziemię ozdobioną pentagramem i grawerunkiem kota kartkę, potem drugą. Nie certolił się, przywołując dwie istoty, jedną zaraz po drugiej:

- Uho tenhou tennai tenshou tenho tennin kenko genkou ritei.

Rozbłysło światło. Kot jaki się pojawił, był cały czarny, jedynie jego oczy miały niebieskie tęczówki.

- Suzaku, asystuj mi.

Kot ziewnął i położył się. Yagami zdawał się tego nie zauważać.

- Uho tenhou tennai tenshou tenho tennin kenko genkou ritei.

Ponownie rozbłysło światło. Tym razem, rozkazów oczekiwał kot o niebieskich oczach, czarnym futrze na pyszczku, uszach, ogonie i łapkach. Szczupły, o wydłużonej sylwetce i muskularnej budowie, zwierzę to każdy miłośnik kotów mógł rozpoznać jako kota syjamskiego.

- Kirin, chroń kobietę.

Kirin podszedł i otarł się o nogi Amerykanki.

- Genbu, lecz to z nas, które zostanie ranne. Dzięki za policzek.

Lis lekko przekrzywił głowę, co mogło oznaczać... właściwie wszystko, wedle doświadczeń Yagamiego. Wysłuchawszy instrukcji obsługi gaśnicy, Japończyk skinął głową, a w odpowiedzi na słowa o działaniu gaśnicy i jej chrzcie bojowym, rzekł:

- Rozumiem. W takim razie mam nadzieję, że strzela pani równie imponująco jak pani prowadzi.

Pomimo sporej pewności siebie, kiedy wysiedli z windy i dostrzegli opieczętowany pokój, tylko Laura Pavlicek pobiegła w jego kierunku. Yagami przez moment czuł niemal kompletny paraliż.

Stał niemal na miejscu śmierci Juna, co sobie właśnie uświadomił, rozpoznając korytarze.

Twój brat wpadł w pułapkę... - zadźwięczały mu w głowie niedawne przecież słowa kobiety. Stanął w miejscu i zadrżał silnie. Wspomnienie płomieni, mocy, cierpiącego brata wciąż było nadzwyczaj dojmujące.

- Niech to szlag...czarowniku, czas byś użył swojego hokus pokus.- rzekła nerwowym głosem Pavlicek, zaciskając obie dłonie na rewolwerze. Musiała jednak niemal huknąć na towarzyszącego jej mężczyznę, by ten oprzytomniał ze swoistego transu i ruszył ku zamkniętym drzwiom.

Wyciągając notes Yagami miał zamiar napisać KLUCZ, szybko jednak otrzeźwiał. Przywołanie klucza miało pewien sens, ale czy na pewno będzie to klucz hotelowy? Nawet jeśli tak, to czy do tego zamka? Podobnie było z wytrychami. Nawet przywoławszy jakiś, Yagami wątpił by umiał się nim posłużyć.

Wszystkie wątpliwości na moment opadły Azjatę, wciąż targanego dostrzeżoną przed tygodniem wizją. Znał te drzwi. Wiedział, co za nimi zastanie. Ciemność. I bał się jej. Bał się jej na tyle, że przez moment nawet rozważał zdradzenie tego strachu Amerykance, licząc na to, że ona pomoże mu go przełamać. Ale nie zdobył się na to, idąc miast tego po najprostszej linii oporu.

Klęknąwszy, namalował prędko kanji na toujinfu, po czym przyłożył dłoń do papieru i przekierował nań swoje ki. Gdy zaklęcie było gotowe, uniósł kartkę do góry i wypowiadając głośno słowo ono rzucił toujinfu w powietrze. Kartka wydłużyła się, jej dół zaczął się skręcać, a góra rozszerzać. W parę sekund w powietrzu zawisł topór, którym Yagami począł rozwalać zamek. Początkowe, niezręczne uderzenia szybko nabrały na sile, zaś machanie bronią pozwoliło mężczyźnie wyzwolić się spod wpływu lęku, sięgnąć po odczuwany ból i przekuć go w gniew.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 31-08-2008, 22:08   #234
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Gdy odkładał telefon uśmiechał się i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Czuł, że rozwiązanie jest coraz bliżej. Sprawa faktycznie wydawała się bardzo niebezpieczne, ale przez to dużo bardziej ciekawa, a skoro była z tym związana mafia ... tym lepiej, może uda się ściągnąć kilku więcej drani, niż uważał na początku. Wiedział, że jednym z kolejnych przystanków będą doki, będzie musiał znaleźć Napiera, zanim zrobią to mafiozi, a jak go znajdzie to będzie miał do niego wiele ciekawych pytań i lepiej, żeby chłopak znał na nie wtedy odpowiedź.

Wiedział już, że nie jest tutaj dłużej potrzebny. Musiał wrócić na posterunek, potrzebował pomocy i odpowiedzi i wiedział, kto może mu je udzielić. Wyjął swój telefon i wybrał numer, po chwili usłyszał

-Co jest makaroniarzu?-
głos Dwighta O'Malleya, rozpoznałby wszędzie, był jego najlepszym przyjacielem, a coś co ktoś nieznający tej dwójki, mógłby nazwać rasizmem, było zwykłym przekomarzaniem się kumpli

-Cześć ziemniaku - powiedział do słuchawki -Nikt ci jeszcze nie skopał tyłka, za twój nie wyparzony język?-

-Wyobraź sobie, że od kiedy nie jeżdżę z sobą mam się lepiej. Po co dzwonisz, jesteśmy ustawieni na piątek na kręgle, chcesz się wykręcić?-

-Nie ... jesteś na służbie?-

-Taaa ...-

-A masz trochę czasu, mógłbyś po mnie przyjechać?-


-Gdzie jesteś?-

Włoch szybko wyjaśnił kumplowi, całą sytuację. 10 minut później na miejsce wypadku podjechał nieoznakowany wóz. Policjant szybko wsiadł na tylne siedzenie i ruszyli. Samochód prowadził wysoki rudzielec, o długich włosach zaplecionych z tyłu głowy w kucyka. O'Malley chwilę skupił się na drodze, aż w końcu zapytał

-Czego potrzebujesz?-


-Paru informacji. Wczoraj na Todt Island, pojawił się gościu w białym garniturze. Jeżeli masz jego zdjęcia, a wiem, że obserwujemy chałupę, to byłbym za nie wdzięczny. Co poza tym? Chcę wiedzieć coś o strzelaninie jaka wybuchła wczoraj między żołnierzami Bonanno i jakimiś bladymi typkami w garniturach-


-Po co ci to?-

-Włosi dają 5 patoli za kolesia, którego szukam i muszę ich uprzedzić. Składam wszystko do kupy -

-Wdepnąłeś w niezłe gówno .... - stwierdził Irlandczyk z pewnością siebie w głosie -Dobra znajdę to co potrzebujesz i podrzucę na twój posterunek -

-Zrób to jak najszybciej-

Przyjaciel kiwnął potwierdzająco głową i zatrzymał się na parkingu. Chris nacisnął klamkę i wysiadł z samochodu, miał jeszcze trochę spacerku, ale wiedział, że Dwight miał teraz trochę rzeczy do zrobienia

-Ej Chris chłopie, nie daj się zabić, wiesz jak trudno znaleźć, kogoś kto zagra z tobą w kręgle na ostatnią chwilę? - i po tych słowach odjechał swoim wozem. De Luca uśmiechał się szeroko, musiał jeszcze zadzwonić na posterunek i udać się tam, wcześniej chciał jednak w końcu zrobić to, co do tej pory zlekceważył. Gdy studiował historię słyszał o wykonywanych przez muzułmanów "medalionach" przeciw "Złemu Oku", wtedy nie przykładał do tego dużej wagi, ale skoro ten facet miał być aż tak niebezpieczny, lepiej było mieć tą dodatkową ochronę. Miał zamiar zadzwonić na posterunek, dowiedzieć się czy jest to prawda, od kogoś kompetentnego, potem kupić to od kogoś, kogo oni polecą ... albo jakikolwiek inny medalion, który mógłby pomóc. Jak nie będą chcieli sprzedać, to na pewno jakoś załatwi, musiał znać tylko najlepszego fachowca od nich w mieście.

Po skończonej rozmowie z posterunkiem telefon zadzwonił po raz kolejny. Tym razem była to Nicki, gdy usłyszał jej ostrzeżenie, nie zdziwił się tak bardzo ... po całym dniu i części kolejnego, przyzwyczaił się do dziwnego

-Nie ma sprawy Nicole, zrobię jeszcze parę rzeczy i będę na posterunku. Ciao - odłożył komórkę. Zamierzał zrobić to co postanowił wcześniej i potem, najlepiej z pomocą wuja wrócić na posterunek, na zapewne "burę" od dowódcy ... czasami życie było ciężkie.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 04-09-2008, 18:03   #235
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007; North Central Bronx Hospital; 11:30


- Panie... zresztą nieważne. - Zamrugała oczami Amy. - Co daje panu podstawy do tak oszczerczych oskarżeń? Widział pan lub ma świadka który poświadczy wymuszanie zeznań na Panu Piersonie? Może fizycznie kierowałam jego ręką i mimo jego sprzeciwu perfekcyjnie podrobiłam charakter pisma? Albo jakieś ślady tortur? Czy tylko mocno nierozważnie nadużywa pan słownictwa umyślnie wysuwając pomówienia wobec funkcjonariusza publicznego na służbie? Panie Pierson, czy został pan do czegokolwiek zmuszony lub usłyszał pan groźby za zaprzestanie uczestnictwa w naszej rozmowie? Może Pan napisać odpowiedź lub jeśli pan Burt znowu postanowi tego zabraniać wystarczy jednoznaczny ruch głową.-
Mając to za sobą Amy złożyła kartkę z wywiadem i schowała do kieszeni bacząc by nie dostała się w zasięg palców adwokata ku któremu też zwróciła ponownie swoje spojrzenie.
- A co do obecności policji. Policja znalazła pana Piersona w stanie wymagającym hospitalizacji i odruchu całkiem popularnym wśród ludzi postanowiła sprawdzić czy hospitalizowany jest w stanie stabilnym. Przy okazji Pan Pierson wspaniałomyślnie zgodził się podzielić swą autorytatywną wiedzą o aktorstwie amatorskim i jego na ten temat subiektywnymi odczuciami. -
- Miło, że policja docenia postawę obywatelską pana Piersona. Niemniej dziwne, że nie zaczekała na obecność adwokata. Czyżbym w czymś przeszkadzał?- spytał prawnik, bynajmniej nie zbity z tropu „atakiem Amy”.- Przypominam też pani, że reprezentuję nie tylko dobre imię pana Piersona, ale także interesy jego wydawcy. A czasami pod wpływem leków, ludzie mówią różne, niekoniecznie zgodne z prawdą, informacje. Jeśli więc wydawca zobaczy w prasie jakieś kłamliwe informacje lub oskarżenia, pochodzące rzekomo z ust mego klienta...Będziemy wiedzieli kogo oskarżyć o zniesławienie...Mam nadzieję, że dość jasno się wyraziłem.-
Przekazawszy numer swej komórki Amy dodała.
- Gdy wydobrzeje Pan na tyle by korzystać z telefonu i zechce coś dodać lub dowiedzieć się jak nam idzie proszę dzwonić nie zależnie od pory. I proszę nie dać się zamęczyć. - Nieznacznie ruszyła głową wskazując adwokata i uśmiechnęła się delikatnie. - Jak coś to skorzystać z dzwonka i już pielęgniarki go przegonią. Zdrowie pacjenta przede wszystkim.-
Mrugnęła okiem do biedaka i zabrała się za wychodzenie, przy okazji zwracając się od adwokata.
- Miłego dnia...mmm... panu. Na pewno zechce pan zostać ze swym klientem na osobności. - Amy skinęła głową i wyszła ...

czw. 11.X.2007; North Central Bronx Hospital- parking ; 11:35


Gdy tylko Amy podeszła do wozu, zjawił się on...Chudy, w ciemnych okularach, nieogolony typek.

-Panna jest znajoma McMurrego, a może partnerką?- spytał, ale widząc zbierająca furię w oczach dziewczyny szybko dodał.- Jeffrey Johnson, prywatny detektyw...Mamy z panem McMurrym wspólne zainteresowania. Harold Mac Gregor, mówi to coś pannie?

czw. 11.X.2007; ulice ,NY ; 12:00


Pewnym zaskoczeniem było, iż fachowcem od magii, do której go skierowano była Elwira Bjorgulf.
- Gratuluję pierwszego wypadku.- rozpoczęła telefoniczną rozmowę pani psycholog.- Jak tam stan psychiczny pańskiej partnerki?
- Odwieziono ją nieprzytomną.- rzekł w odpowiedzi De Luca, ale zaraz dodał.- Ale to tylko niegroźny uraz mózgu.
- A więc to tak, według pana, wygląda bezbolesne uczenie nowicjuszki, policyjnego rzemiosła?- Chris nie miał trudności z wyobrażeniem sobie miny Elwiry, gdy to mówiła. Następnie kobieta dodała.- Jednak nie wierzę, że wypadek jest powodem dla którego się pan ze mną skontaktował?
- Pytałem się o medaliony mogące zabezpieczyć przed złym okiem i podobne rzeczy.-spytał Chris.
- Jest taki sklep na Staten Island, przy Willowbrook Park. Warto tam zajrzeć. Nie można go przegapić, nazywa się Main Magic Street i jest zbudowany w starym stylu. Radzę powołać się na mnie, jeśli chce pan dostać coś... skutecznego. Powodzenia.

czw. 11.X.2007; Staten Island ; 12:15



De Luca zrozumiał co miała na myśli Bjorgulf mówiąc o starym stylu. Po wejściu do środka również ciężko było wyczuć atmosferę okultyzmu. Większość półek zapełniały różnego rodzaju plastikowe kupy, cylindry z tektury i wszelkiego rodzaju sprzęt używany przez domorosłych prestidigatorów- amatorów.
- Pan chcieć kupić coś dla syn, co? Mieć największy wybór psich kup...A może coś oryginalniejszy? A może kostium na Halloween co?- stary latynos o wyłupiastych oczach, łamaną angielszczyzną zachwalał towar.

czw. 11.X.2007; Wydział 13 , pokój inspektora Rooka; 12:30


- Rozwalenie auta podczas drugiego dnia służby, imponujące...Zwłaszcza, że wóz nadaje się jedynie do kasacji.- rzekł ironicznie insp. Rook.- Zakładam że własny samochód potraktuje pan bardziej ulgowo. Bo na razie jest pan na swój samochód skazany. Rada miejska bowiem nie rozdaje aut...Jutro albo pojutrze zjawi się zapewne ktoś z firmy ubezpieczeniowej i przesłucha pana w sprawie wypadku. I lepiej, żeby w tych zeznaniach nie pojawiło się nic co mogłoby dowodzić uszkodzenia pojazdu pańskiej winy. Bo wtedy nici z wypłaty odszkodowania za pojazd, rada miejska dobierze się do dupy komendanta policji, on do mojej, a ja do pańskiej...I proszę nie traktować mych słów jako pogróżek, a raczej jako obietnicę.
Przez chwilę milczał z zamkniętymi oczami, czemu towarzyszyło lekkie mrowienie pod czaszką u Chrisa. Po czym inspektor dodał.- Taak...Widzę, że ma pan dużo planów, wobec śledztwa. To dobrze...Mam nadzieję, że raport który przygotuje pan wieczorem, będzie zamknięciem dochodzenia...satysfakcjonującym zamknięciem. Dzisiaj mam parszywy dzień i przyda się trochę dobrych nowin pod koniec służby. Jest pan wolny detektywie De Luca.-

czw. 11.X.2007; Wydział 13 , biurko detektywa De Luci; 12:35


Równo ułożona sterta wydruków z faksu świadczyła o tym, że O'Malley się postarał.
Pierwsza z góry kartka głosiła.
Papiery najlepiej zniszcz, gdy przestaną ci być potrzebne.
Wiesz, te sprawy są utajnione i powinny przeglądane jedynie na miejscu, po złożeniu stosownego podania. Ktoś miałby kłopoty, gdyby wyciekły. A ja nie chciałbym, żeby wewnętrzny przyczepił się do miłej i uczynnej aspirantki tylko dlatego, że faksy tych dokumentów znalazły się jakimś cudem w 13-ce.
Trzymaj się stary.

Oprócz tej krótkiej notki były niewyraźne zdjęcia jakiegoś mężczyzny w białym kapeluszu. A także dossier pochodzące z Interpolu, wraz z bardziej wyraźnym zdjęciem.


Imię i Nazwisko: Luigi Pugnalio
Wiek: 46 lat
Urodzony w 13.06.1961 w Palermo na Sycylii
Obywatelstwo: Podwójne, włosko-brytyjskie


Dalsze studiowanie dokumentu pozwoliło De Luce stwierdzić, że rodzina Pugnalio jest małym ale wpływowym klanem wśród włoskich mafijnych familii. Przy czym Pugnalio generalnie trzymali się z boku, z rzadka wtrącając się w spory i wykorzystując wpływy. Sam Luigi Pugnalio, oficjalnie biznesmen z Sycylii działający w branży materiałów budowlanych, jest uważany za jednego z najlepszych zabójców...specjalistów w dziedzinie aranżowania wypadków. Kilka razy oskarżany, zawsze wywinął się brakiem przekonujących dowodów. Ma szerokie wykształcenie ( absolwent Oxfordu - stosunki międzynarodowe) i intrygującą przeszłość w postaci dwóch lat w Legii Cudzoziemskiej. Wg dokumentów, przybył do Nowego Yorku samolotem wczoraj o godzinie 10:30...Potem udał się do rezydencji Todt Hill...Później pojechał gdzieś taksówką, ale nie wiadomo gdzie, gdyż śledzący go tajniacy mieli awarię chłodnicy. I go zgubili.
Równie ciekawą lekturą był raport dotyczący strzelaniny...Członkowie rodziny Bonano, zginęli. „Obcy gang”, jak określono bladoskórych wyszedł ze strzelaniny bez szwanku. I znikli bez śladu. Niektórzy świadkowie określili jako legendarnych „ludzi w czerni”. Ów obcy gang bowiem nie starał się kryć przed kulami, którymi częstowali ich mafiozi. Nie krwawili...Zupełnie jakby kule się ich nie imały, lub mieli niezwykle skuteczne kamizelki. Na miejscu były jedynie ślady krwi pochodzące od zabitych oraz drobinki pochodzenia roślinnego, których dokładna analiza jest dopiero w toku.
Lekturę tekstu przerwało przybycie partnerki.
-Cześć, jak śledztwo?- spytała Nicky.

czw. 11.X.2007; Kafejka Internetowa ; 12:10


-Nie ma sprawy Nicole, zrobię jeszcze parę rzeczy i będę na posterunku. Ciao -słowa te brzmiały pewnością siebie. Ale Chris De Luca zawsze robił takie wrażenie.
Uderzające o klawiaturę palce...wzrok utkwiony w otwieranych i zamykanych oknach. Nicky czuła się w swoim żywiole. Znalezienie tej Shönnbrunnem nie stanowiło problemu.
Profesor archeologii Hilda Shönnbrunnem, szefowa katedry archeologii na Eberhard Karls Universität w Tübingen, w Niemczech...chyba. Jako że wszelkie informacje, jakie o niej Nicky wygrzebała, były w „języku Goethego”. Owe szwargolenie po niemiecku utrudniało sprawę, gdyż w kafejce internetowej kiepsko było o programy do tłumaczenia. Niemniej na niemieckiej stronie tego uniwersytetu dało się znaleźć email do niej. Co do odkrycia masowych grobów dzieci z czasów średniowiecza, żadnej notki w internecie Nicky nie znalazła. Natomiast...tu to dopiero się pojawiły problemy...Było ich w sieci niewiele. Średniowieczne księgi wykonane z pergaminu źle znosiły silne światło i z tego względu rzadko je skanowano. A skany, które Nicole znalazła, były po łacinie...Wszystkie bez wyjątku. Nicky łaciny nie znała, a żeby je przetłumaczyć potrzebny byłby program do rozpoznawania pisma i to dobry... Nie wspominając o automatycznym tłumaczu łacińsko- angielskim. Nic co można by było zdobyć przez internet ( W każdym razie nic, co można by zdobyć legalnie i szybko).Nic co można zdobyć w kafejce internetowej. Poza tym, nie wiadomo, czy te skany się do czegoś przydadzą, zwłaszcza że póki ich Nicky nie przetłumaczy nie będzie wiedziała co znaczą. Łatwiej by było chyba znaleźć kogoś ze znajomością łaciny, niż tłumaczyć samemu.
Wygrzebawszy co się dało i widząc, iż zbliża się powoli pierwsza Nicole zgrała do co znalazła i ruszyła do 13-tki.

czw. 11.X.2007 , ulice NY; 12:40 p.m.


-... Zgodnie z pani życzeniem, zakończę temat, lecz prosiłbym o uszanowanie mojego: kiedy nasi rodzice pojawią się by odebrać ciało, proszę mówić o moim bracie bez numerków czy żartów. Niezależnie od tego, czy inny nieszczęśnik jaki tam będzie zginie wskutek poharatania się żyletką albo składając wizytę kappa.-
Odpowiedź Pavlicek była tym razem błyskawiczna, ale w tym samym, co reszta tonie.
- Twojego braciszka poznałam już na miejscu zbrodni, już jako nieboszczyka, pracował niecały dzień. Z tym nowym, jak mu było? Ambers. Więc...Nie można powiedzieć że miałam przyjemność go znać bądź z nim pracować. I myli się pan panie czarownik. Nie płacą mi za uśmiechanie się do klientów, tylko za ustalanie przyczyn zgonów. To jest policyjna kostnica, nie prywatny zakład pogrzebowy...-nagle Pavlicek się uśmiechnęła. Złowieszczo? Kolejne słowa powiedziała powoli i wyraźnie, co przeczyło energicznym ruchom kierownicy.- A skoro chce mi pan udowodnić japoński profesjonalizm, to będzie miał pan okazję. Nie mam nic przeciwko niewolnikowi w kostnicy...Choćby tylko na tydzień. I oczywiście ty będziesz się zajmował pokazywaniem zwłok rodzinom i tłumaczeniom skąd mają takie paskudne rany... Zobaczysz ubaw po pachy. No chyba, że jesteś tylko mocny w gębie i się nie zjawisz...Ale o tym pogadamy później bo dojeżdżamy...
Dojeżdżali...Widać już było parking. A z tyłu słychać drogówkę ścigającą pirata drogowego jakim była Laura Pavlicek.

czw. 11.X.2007; Hotel Pensylwania 13:00 a.m.

Pavlicek wyraźnie ignorowała rozrastający się „zwierzyniec” Yagamiego, tak jak zignorowała wezwanego wcześniej „lisa”. Wydarzenia paranormalne musiały być zjawiskiem z którym często się spotykała, jak można było sądzić po jej zachowaniu. Jednak pojawienie się topora skomentowała.- Faceci, wszystko by tylko siłą rozwiązywali.-
Wezwany topór był duży i dość nieporęczny...Bardziej przeznaczony do rąbania drewna, niż drzwi. Co gorsza okazało się, że owe drzwi, które powinny ustąpić pod jednym, góra dwoma uderzeniami topora...wykazały się nadnaturalnym oporem. Kolejne ciosy topora, zamiast rozłupywać je, zostawiały jedynie wyraźne rysy. Niemniej każdy cios osłabiał przeszkodę jaką stanowiły, więc nadzieja na ich przerąbanie się przez nie, nie znikła. Tymczasem Pavlicek widząc, że wejście do środka trochę zajmie, podeszła do widny i blokowała jej drzwi ... i uniemożliwiając jej użycie. Zapewne po to by ścigający ją policjanci z drogówki mieli tylko jeden sposób do dotarcia tutaj...Po schodach.
Zgasiła obcasem, niedopałek, sięgnęła po kolejnego papierosa mówiąc.-
Zaklęcia- pułapki są jak przerwany obwód elektryczny...Tak twierdził Speck w swej książce „ Kształtowanie świata za pomocą rytuałów, albo fizyka magii”. Polecam do poduszki, Speck strasznie w niej przynudza. Niemniej ofiara zwykle jest drucikiem zamykającym obwód. Więc jeśli chcemy uratować kogokolwiek, to musimy ten obwód przerwać. Na przykład przez wyciagnięcie ofiar poza obszar zaklęcia. W tym przypadku pokój hotelowy. A i pilnuj się, jako czarownik jesteś bardziej narażony ode mnie.-

Kolejne uderzenie rozszczepiło drzwi i Yagami zobaczył „ ścianę” żywego robactwa. Wijącą się i ociekająca śluzem...Spoza niej słychać było chóralną muzyką, huk broni i tubalny głos wykrzykujący naprzemian łacińskie (chyba łacińskie) sentencje i niecenzuralne wyrazy w ilościach hurtowych.
- Staruszek żyje.- rzekła Pavlicek odchodząc od windy.
Widząc że robactwo zaraz strzeli ogniem, Yagami użył gaśnicy...Strumień piany spowodował pożar wśród robactwa. Płonąc niebieskim ogniem padały na ziemię zmieniając się w popiół. Także Pavlicek zaczęła strzelać prawie na ślepo w ścianę robactwa...Ale przy obecnej sytuacji nie miało to znaczenia. Nie mogła nie trafić.
Stwory odstąpiły i oboje mogli wkroczyć, jednak Pavlicek krzyknęła.- Ruszaj ty, będę cie osłaniać.
W środku Yagami zobaczył kurczący się krąg światła wokół czterech księży, jednego nieprzytomnego dwóch modlących się i trzeciego strzelającego z wielkich pistoletów.
Ów krąg wydawał się być nieprzekraczalną dla robactwa barierą, bowiem trzymały się z dala od niego, a te...które zepchnięte przez napierające z tyłu robaki, wpadły w krąg światła, ginęły. Poza kręgiem światła było jedynie ciemność i robactwo, całe morze robactwa. Japończyka oblewał pot, po części ze względu na żar panujący w pokoju, po części ze względu na grozę sytuacji. Jako że mało kto miałby ochotę zostać pożarty żywcem lub spalony żywcem...A obie możliwości wydawały się przerażająco prawdopodobne.
Część robactwa odstąpiła od księży i natarła na Yagamiego, ale piana skutecznie zniechęciła ich do takich działań...I wycofały się. Jednak zawartość gaśnicy szybko się kończyła. Niemniej torując sobie drogę do księży Yagami tworzył drogę odwrotu. Bowiem robactwo unikało zmoczonej przez pianę podłogi. Widząc zbliżając się japończyka, gruby ksiądz z pistoletami krzyknął tubalnym głosem do pozostałej dwójki.
- Kawaleria się pojawiła i oczyściła nam drogę do światła, wy goncie! Ja biorę nowicjusza i będę tuż za wami.- po czym chwycił nieprzytomnego księdza i zarzucił sobie na ramię, niczym worek kartofli. Wspierający Yagamiego „kot” miażdżył cienistymi mackami robactwo. Ale było ich zbyt wiele jak na jednego pomocnika. Widząc, że ofiary zamierzają uciec z pułapki robactwo z większą furią. Stworki ginęły jeden pod drugim od, niemniej reszta ruszyła po trupach, starając się zablokować drogę ucieczki. Suzaku niszczył robactwo pędzące w samobójczym ataku, dziesiątkami. Ale wkrótce zginął przygnieciony falami robactwa. Tymczasem grubokościsty ksiądz niczym rozjuszony nosorożec gnał w kierunku, odrastającej ściany robactwa, krzycząc .- Za mną banda!
Ja na dość zaawansowany wiek i sporą tusze wykazywał więcej energii i siły niż pozostali dwaj księża, bowiem niosąc człowieka, obu wyprzedził.
Nie mając już amunicji używał rewolwerów niczym maczug rozgniatając robaki na swej drodze...I mimo wskakując na niego stworków i poparzeń nie zwalniał, ani się nie zatrzymywał i z impetem uderzył a potem przebił się przez ścianę robaków.
Yagami wypowiedziawszy słowa zaklęcia i wykonawszy szereg gestów tworząc widmową iluzję księdza...Która przyciągała uwagę i agresję części stworzeń. Problem jednak stanowiła olbrzymia ilość robactwa. Reszta nie zainteresowała się bowiem iluzją, tylko ruszyła w stronę uciekających ofiar.
Yagami pobiegł w kierunku wyjścia, przez które przeszedł już gruby ksiądz i do którego dobiegli dwaj księża... Yagami zdawał sobie sprawę, że zaklęcie-pułapka wypaczyło przestrzeń pokoju, gdyż dobiegnięcie do niego trwało o wiele dłużej niż powinno... Ścigany przez plujące ogniem robaki zużył resztki piany w gaśnicy i rzucił nią w geście desperacji, wprost w skupisko robaków...Magia już nie mogła go uratować. Zaklęcie wymagałoby wypowiedzenia inkantacji i odpowiednich gestów...Zaklęcie wymagałoby czasu. Zaklęcie wymagałoby zatrzymania się w miejscu.
A tego Yagami nie mógł zrobić...Pozostało tylko zaufać swym nogom. Japończyk czuł na plecach oddech śmierci...trzy metry, dwa, jeden ... Desperacki skok poza drzwi pokoju i...
Znalazł się na korytarzu, łapczywie łapiąc hausty powietrza nie cuchnącego spalenizną...odwrócił się w kierunku pokoju i zauważył. Przez chwilę myślał, że wzrok płata mu figle. Ale widział jedynie osmalony pożarem pokój hotelowy. Zwykłe pogorzelisko. Po robactwie nie było ani śladu.
- To była frajda...Dzięki skarbeńku, że przyszłaś z odsieczą.- rzekł grubas.- Tym razem, było naprawdę gorąco...Nie bawiłem się tak od polowania na te szakale w muzeum. Choć ta draka z tym opętańcem, z końcówki poprzedniego roku tez była fajna...A ten tu, to kto?
- To mój tymczasowy niewolnik i asystent. Yagami...- rzekła Laura do księdza, po czym dodała wskazując na grubasa.- A to ojciec Cornelius O’Doom, prawa ręka biskupa Nowego Yorku, jeśli chodzi o nadnaturale. No i pamiętaj Yagami, kostnica zaczyna o siódmej prace. Powinniśmy się spotkać i omówić warunki zakładu, ale najpierw...Muszę uspokoić drogówkę, wezwać karetkę,i inne sprawy...A przy okazji, jesteś katolikem, prawda?
Laura zbliżyła swą twarz do twarzy japończyka mówiąc cichym głosem, tak że tylko on usłyszał jej słowa.- Dobra rada, bądź katolikiem przez następne kilkanaście minut.
Po czym znienacka pocałowała japończyka w policzek.
Następnie zapaliła kolejnego papierosa od zapalniczki i rzekła.- Ciao...Pokerek w ten weekend o tej samej porze, co O’Doom?
Po czym zaczęła się oddalać od reszty.
- Sie wie...- rzekł ojciec Cornelius, po czym zwrócił się do japończyka.- A więc jesteś wyznawcą wiary katolickiej ? A z jakiej parafii?
Zanim odpowiedział, Yagami rozejrzał się po korytarzu i po sobie...Jego ubranie było w wielu miejscach zniszczone przez ogień, miał kilka bolesnych, ale niegroźnych oparzeń. W podobnej sytuacji byli i księża. Zarówno ten nieprzytomny, jak i pozostała dwójka wyglądała jakby cudem wydostała się pożaru. Jedynie O’Doom zachował olbrzymie pokłady energii, choć fatalny stan ubrania i liczne oparzeliny również i u niego gościły...Pozostali dwaj księża byli zbyt zmęczeni, by reagować na wydarzenia dziejące się wokół nich.
Trzeci był nieprzytomny...ale równomierny oddech dowodził, że żyje.

czw. 11.X.2007; 13:40 szpital


-Ale kim pani jest?- spytał Dawknis wysilając pamięci, w bezowocnym poszukiwaniu ostatnich sensownych wspomnień.
- Doktor Jane Monrowe-Parker.- rzekła kobieta.
-Jak ja się tutaj znalazłem?- dopytywał się ksiądz jednocześnie przypominając sobie ostatnie chaotyczne wydarzenia.
- Został ksiądz przywieziony karetką, był jakiś pożar w hotelu.- odparła lekarka.- Czy coś w tym rodzaju.
Podparłszy się o poręcz łóżka, zadał jeszcze jedno pytanie lekarce:
-Czy ktoś jeszcze ze mną przyjechał do tego szpitala?-
- A tak, trzej księża...Dwaj już wyszli, ale jeden uparł się, że poczeka, aż odzyska pan przytomność..- zaczęła swą wypowiedź lekarka, ale po chwili przerwał jej tubalny głos.- No, wreszcie się obudziłeś...Już zaczynałem się martwić. -
Znajomy głos...Dawkins szybko przypomniał sobie do kogo należy. Po chwili ojciec Cornelius wparował do pokoju mówiąc. -Jak się czujesz? To musiało być dla ciebie ciężką przeprawą. Zostawisz nas samych Jane-skarbie?
- Tak, tylko proszę go nie przemęczać ojcze Corneliusie. Minie jeszcze kilka godzin, zanim w pełni dojdzie do siebie.- rzekła lekarka wychodząc.
-Oki doki.- rzekł O’Doom szczerząc pełny garnitur zębów w uśmiechu. Następnie zwrócił się do Dawkinsa. - Niezły wyszedł ten chrzest bojowy, prawda? Ubaw po pachy, bez dwóch zdań ! Cóż, co prawda cię zemdliło. Ale nie martw się, razem popracujemy nad twą kondycją. Jak już się pozbierasz Blackrook chce cię widzieć u siebie. Kto wie, może dostaniesz swoją pierwszą sprawę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-09-2008 o 14:03.
abishai jest offline  
Stary 06-09-2008, 11:33   #236
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
ULICE NY


"Skoro pani psycholog okazała się specjalistką od magii, to chyba już nic mnie nie zaskoczy" Na całe szczęście do Staten Island nie miał daleko, a skoro już się tam znajdzie, to będzie mógł skoczyć szybko do domu, po własny wóz. Nie będzie musiał nikogo więcej niepokoić podwózkami, ani podobnymi przysługami.

Stacja metra znajdowała się niedaleko, detektyw nie musiał nawet zbyt dużo czekać, bo gdy tylko schodził po schodach, podjechał odpowiedni skład. Podróż trwała tylko chwilę, czego nie można by powiedzieć, o tej którą trzeba by odbyć na piechotę, albo w jakimś autobusie.

Przystanek na Staten Island, znajdował się co prawda w pewnym oddaleniu od jego domu, ale krótki spacerek pozwolił tam dotrzeć w całkiem przyzwoitym czasie.

Po krótkich oględzinach znalazł kluczyki do samochodu leżące na stoliku przy wejściu. Zabrał je zamknął dom i wyprowadził auto z garażu. Szybko włączył się do ruchu i pojechał w stronę sklepu magicznego. O tej godzinie nie było właściwie korków, a samo Staten Island nie było tak zawalone jak inne wyspy.

Sklep Magiczny


Kiedy usłyszał jak po angielsku mówi sprzedawca, wiedział że nie będzie to takie proste na jakie to wygląda.

-Nie, nie. Nie jestem zainteresowany takimi zabawkowymi rzeczami, mnie interesują, towary spod lady, jeżeli mogę się tak wyrazić i jeżeli wie pan co mam na myśli - mina sprzedawcy wskazywały, że nie tylko nie wiedział o co De Luce chodziło, ale także nie zrozumiał większości, z tego co detektyw powiedział. Włoch odetchnął głęboko przygotowując się na drugie starcie. Kiedy ponownie się odezwał mówił spokojnie, nie za głośno, bo w przeciwieństwie do większości osób, wiedział że krzyczenie nie spowoduje, aby ktoś nagle nauczył się dobrze języka.

-Przysyła mnie ... jestem od .... poleciła sklep - postanowił skorzystać z paru słów, gdyby zdarzyło się, że sprzedawca jakiegoś nie zna -Elwira Bjorgulf - na twarzy sprzedawcy zauważył cień zrozumienia. Nareszcie do czegoś dochodzili. Teraz nie można było spowalniać natarcia.

-Chcę kupić ... prawdziwe ... skuteczne ... mocne ... amulety - sprzedawca pokiwał głową na znak, że rozumie.

-Jaki potrzebować?- zapytał detektywa. Zaczęła się najgorsza część.

-Najmocniejszy amulet przeciwko Złemu Oku - po tym powtórzył to zdanie jeszcze raz wstawiając słówka łacińskie. Sprzedawca na całe szczęście zrozumiał i sięgnął po amulet

-Coś jeszcze?-

Detektyw kiwnął głową

-Jeszcze jeden amulet ... - skoro już tu był mógł to wykorzystać i zakupić jakieś amulet, którzy może okazać się pomocny, podczas pracy w 13.

Widząc jego niezdecydowanie sprzedawca zapytał

-Jaki znak zodiaku? Data urodzin?-

-30 Marca ... to jest baran - sprzedawca sięgnął pod ladę i wyjął wisiorek z małym diamentem.

-Razem 1200 dolarów - słysząc tą cenę policjant lekko zdębiał. Nie spodziewał się, że może to aż tak drogo kosztować, ale chcąc nie chcąc musiał rozstać się z pieniędzmi, a kupione amulety zawiesił na szyi, w celach ochronnych.

Wydział


Tak pogrążył się w lekturze, że nie usłyszał nawet jak weszła jego partnerka.
-Cześć, jak śledztwo?- spytała Nicky.

Chris bez słowa przesunął do niej dokumenty, które otrzymał od swojego kumpla. Kiedy dziewczyna się z nimi zapoznała, przesunął pod biurko pusty metalowy kubeł, wyjął z kieszeni zapalniczkę Zippo. Rozejrzał się i z radością zauważył, że nikt na nich nie patrzy i nie ma detektorów dymu. Z dokumentów pozostawił tylko zdjęcie poszukiwanego, po czym zgodnie z instrukcją podpalił dokumenty i wrzucił je do kubła.

Chwilę później były tylko kupką popiołu. Detektyw uśmiechnął się szeroko

-Dobra dowiedziałem się też paru istotnych rzeczy. Musimy znaleźć Napiera, bo to na niego wyznaczono 5 patoli nagrody. Podobno ukrywa się w dokach i tam musimy się udać. Wcześniej jednak napiszemy raport, aby uzyskać nakaz aresztowania pana Luigi Pugnalio - mówił spokojnie, w końcu cały plan działania był już niemalże gotowy.

- W każdym razie najważniejsze to znaleźć księgę, bo skoro zainteresowała tak mafię, to trzeba będzie się czegoś więcej dowiedzieć. Trzeba wziąć kamizelki i specjalne magazynki. Jak dobrze pójdzie to zamkniemy w końcu to śledztwo -

Plan był całkiem prosty jak tylko otrzymają odpowiednie nakazy, oczywiście w racjonalnym czasie, to muszą ruszyć do doków, aby odnaleźć uciekiniera. Powiadomią oczywiście o tym panią porucznik, aby w razie czego mogli otrzymać pomoc.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 12-09-2008, 00:08   #237
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Skrawki obrazów, które nadal kłębiły się w rozstrojonym umyśle Dawkinsa, zgadzały się z słowami pani doktor... ogień... hotel... Trójka księży: Pedro Rodrigez, Damian Frost i...
- No, wreszcie się obudziłeś...Już zaczynałem się martwić. -Charakterystyczny głos ojca Corneliusa, pomimo ogólnym brakom w koncentracji, rozpoznał niemal natychmiast. Cóż osobowość O'Dooma długo nie dawała się zapomnieć. A teraz wręcz jego pojawienie się przyjął niemal z ulgą. Nadal trzymając się poręczy łóżka odetchnął głęboko i skłonił lekko głowę by się do końca uspokoić i przy okazji przeczekać, aż świat przestanie się kręcić. Nie zwrócił w ogóle uwagi, jak O'Doom odgrywa chyba przed lekarką zatroskanego o stan zdrowia swojego kolegi. Dopiero chwile później gdy doktor Monrowe-Parker, wychodziła z pokoju, a błonnik przestał przystopował z dzikimi harcami w umyśle Dawkinsa, do Chrisa dotarły dalsze słowa Corneliusa
- Niezły wyszedł ten chrzest bojowy, prawda? Ubaw po pachy, bez dwóch zdań ! Cóż, co prawda cię zemdliło. Ale nie martw się, razem popracujemy nad twą kondycją. Jak już się pozbierasz Blackrook chce cię widzieć u siebie. Kto wie, może dostaniesz swoją pierwszą sprawę.
Młody ksiądz uśmiechnął się słabo, bardziej w odruchu niż z radości. W ostatnich zdarzeniach nie nie dostrzegał ubawu, bardziej przypinało to jakiś koszmar, choć z drugiej strony powoli oswajał się z całą tą sytuacją, a wspomnienia jako tako się normowały w pamięci.
Właściwie czuł już się dobrze, ochłoną po całym tym zdarzeniu... Może iść do Blackrook... "Zaraz kim on był? A tak- kapitan XIII-stki, jego nowy przełożony... Co tak mu chłodno w stopy?". spojrzał w dół i uświadomił sobie, że jest bosy... a dodatkowo, ubrany jest w piżamę którą widzi pierwszy raz w życiu. "No tak zawieźli mnie do szpitala..."
- Poświęcenie pomieszczenia chyba nie zawsze przebiega w taki sposób?- spytał się rozglądając się za swoimi rzeczami. Stał już w miarę pewnie, choć nadal był nieco rozkojarzony, pytania właściwie same cisnęły się na usta- Co to właściwie były za robaki w tym pokoju? I skąd się wziął ogień?.
W końcu zauważył niewielką plastikową skrzynkę z jakąś etykietą, na której widniało jego nazwisko. W niej znalazł swoje rzeczy. Alba osmolona miejscami przypalona, stuła w cale nie lepszym stanie. Buty również nieco przypalone, ale chyba nadały się do użycia. To co miał pod sobą, koszula, spodnie i bielizna, były już w znacznie lepszym stanie, choć na nogawkach u spodni, również znajdywały się ślady pożaru, podobnie jak rękaw koszuli. Były również rzeczy osobiste- portfel, dokumenty, komórka, biblia i złoty krucyfiks, któremu poświęcił dłuższą uwagę. Żołnierze Chrystusa...
Odetchnął głęboko
- W sumie czuje się juz raczej dobrze a chyba lepiej mieć to za sobą i od razu jechać na wydział... Więc tylko się przebiorę i możemy ruszać.
Poszedł więc za parawan i po dobrych dwóch minutach i trzech próbach zapięcia równo koszuli, w końcu był gotów. Schował tylko jeszcze resztę rzeczy do jakiejś siatki (a więc biblie, krzyż, albę i stułę) i ruszył za O'Doomem. Schody okazały się wprawdzie problematyczne, zwłaszcza gdy znów zaczęło mu się kręcić w głowie, ale przy niewielkiej pomocy poręczy i ramienia starszego księdza w końcu jechał na wydział.
W trakcie jazdy zadał znów zagadnął do O'Dooma:
- Co się właściwie stało po tym jak zemdlałem? Udało wam się opanować sytuację?
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!
enneid jest offline  
Stary 12-09-2008, 22:24   #238
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
- Hmm. -
Zamyśliła się głośno obserwując nowe zakłócenie w postaci kolejnego osobnika płci o dość zauważalnym zacofaniu ewolucyjnym. Przekrzywiła głowę jakby inna perspektywa miała powiedzieć jej coś jeszcze uwalniając przy tym spod włosów zakolczykowane ucho co srebrna biżuteria przywitała z zadowolonym brzęczeniem uderzających o siebie kółeczek.
- Jeśli zaprosi mnie pan na coś słodkiego... -
Tu sugestywnie wskazała na niewielką cukiernię majaczącą po drugiej stronie ulicy.
- to obiecuję wysłuchać wszystkiego co zechce mi pan powiedzieć na temat współpracy z, jak i samego detektywa McMurrego. Ma taką... intrygującą osobowość i bardzo jestem ciekawa jak zostanie oceniony przez innego mężczyznę. -
Zatrzepotała czarnymi rzęsami [trzy razy dłuższe, grubsze i zalotnie podkręcone! Jak głosiła etykietka z szczoteczki do makijażu] i nie dając szansy na nadmierne oponowanie ruszyła w stronę cukierniczego przybytku.
- Jestem bez śniadania,a dziś jest mój comiesięczny dzień kalorycznego rozpasania. W końcu raz na trzydzieści dni można zaszaleć, prawda? -
Dodała od razu, jakby przekonana, że jej nieoczekiwany towarzysz zamierza oponować w tak delikatnej materii.
- A co do wspomnianego nazwiska... Zawodowiec jak pan na pewno rozumie. Tajemnica śledztwa. Więc ani nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam. -
Mrugnęła.
- Ale jeśli okaże się pan wystarczająco czarujący to zobaczymy co da się z tym zrobić. To co wszamamy? -
 
carn jest offline  
Stary 14-09-2008, 18:55   #239
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Skupienie na twarzy Nicole, gdy ta czytała akta, było wyraźnie zauważalne. Taaa. Spec od upozorowywania wypadków, awaria radiowozu podczas pościgu... Nie było wątpliwości, że trafili na odpowiedniego gościa.

Przyglądała się płonącym aktom. Cały czas przelatywały jej przed oczami śmierć Chrisa i Juna.

- Dobra. Ja muszę jeszcze powiedzieć o czymś pani porucznik. -
Widząc zdziwioną minę Chrisa, kontynuowała. - Kiedy nieprzytomna leżałam w szpitalu, miałam wizję. A raczej kilka wizji.

Powoli opowiedziała mu każdy obraz, każdą sytuację. Na koniec dodała.

- Nie wiem, może wiedzą już jak naprawdę zginął ten Azjata, Jun. Wolę jednak poinformować panią porucznik o tym, co wiem. Ale to przy okazji oddawania raportu. … Chris, wizje przyszłości nie zawsze się sprawdzają.

Nie powiedziała jednak na głos, że zazwyczaj prawdopodobieństwo zmienienia przyszłości było małe.

Pomogła partnerowi napisać raport. W końcu pisanie na komputerze szło jej błyskawicznie.

Gdy byli u pani porucznik Logan, opowiedziała jej tylko ten fragment wizji o Junie.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 20-09-2008, 19:36   #240
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007; Restauracja McDonalds ; 11:50


Cukierniczy przybytek, nie wypalił. Johnson wspomniał coś o niedostatecznej ilości gotówki, ale zaproponował że zaprosi ją na posiłek.

Miejsce do którego zabrał Amy świadczyło, że albo jest skąpy, albo niezbyt bogaty...Albo jedno i drugie. Starał się nieskutecznie ukrywać zniechęcenie, podczas gdy, Amy pochłaniała hamburgera za hamburgerem W końcu to on za nie płacił. Gdy zaś uznał, że policjantka na tyle zaspokoiła swój głód, by zwracać na niego uwagę, rzekł.- Nie jestem nowicjuszem w tej branży. Dobrze wiem, że nic pani nie powie ze względu na mityczne dobro śledztwa. Które jest tak naprawdę wymówką. Więc, może zacznę ja. Wiem, że pani partner starał się nawiązać kontakt z Mac Gregorem. Wiem, bo mój współpracownik nadzoruje konta pocztowe zbiega. Zapewne prowadzicie śledztwo w związku z tą osobą. Nie wnikam w to, jakie...Zapłacono mi za odnalezienie Harolda. A on się ukrywa, bardzo skutecznie zresztą. Myślę więc, że oboje mamy sobie wiele do zaoferowania. Ja, dotychczas zebrane informacje...Wynik ponad dwuletniego śledztwa. Ty zebrane przez policję dane i wpływy w tym mieście. A łączy nas wspólny cel. Znalezienie Mac Gregora.
Po tych słowach czekał, przez chwilę obserwując Amy. Następnie rzekł trochę głośniej.- Dlatego myślę, że oboje mamy sobie wiele do zaoferowania. Co powiesz na połączenie sił?
I to był drobny błąd, bowiem mężczyzna we stanie wskazującym siedzący dwa stoliki dalej, krzyknął.- Te...bądź bardziej rom...rom...romansowy. Tak sztywnych oświadczyn, żadna laska nie przymnie...

czw. 11.X.2007 szpital ; 13:43

- Poświęcenie pomieszczenia chyba nie zawsze przebiega w taki sposób?- spytał się Dawkins, rozglądając się za swoimi rzeczami. Których wokół siebie znaleźć nie mógł.
- Raczej nie przebiegają w ten sposób. Jednak, z drugiej strony, ja nie uczestniczę w poświęceniach pomieszczeń.- rzekł O’Doom.- Blackrook chciał żebym tym razem był na miejscu, gdyż w pożarze pokoju zginął shintoista obeznany z duchami. Czy ktoś w tym rodzaju.
Gdy już stał w miarę pewnie, rozpoczął serię pytań.- Co to właściwie były za robaki w tym pokoju? I skąd się wziął ogień?
Na które O’Doom odpowiadał powoli i mało wyczerpująco.- Te robaki? Jakiś rodzaj demonów? Nie mam pojęcia...Jakoś wkuwanie nigdy nie było moja mocną stroną. Jakie eksterminuję, a nie uczę się o nich. Wkraczam do akcji, gdy do egzorcyzmu sam krucyfiks przestaje wystarczać, a resztą zajmują się współbracia. A ogień wziął od robali. Pożaru nie było, choć zapewne dlatego, że nie przełamali zapory ojców Frosta i Rodrigeza. Ale oficjalnie był pożar. Gdybym powiedział iż legiony piekielnego robactwa chciały usmażyć nas jak kurczaki, tutejsi lekarze naszprycowaliby mnie prochami...- tutaj O’Doom zaczął ze śmiechem dodawać typową dla siebie puentę.- tak bardzo, że bym świrował bardziej niż facet ze sraczką przy zajętych kiblach.

czw. 11.X.2007 ulice NY; 14:05


O’Doom radził sobie z jazda całkiem dobrze, jak na swój wiek. Dawkins mógł tylko zgadywać jakie to drogi przemierzył ów awanturniczy Sługa Boży. Puścił kolejne Polish hits...Tym razem pod nazwą Disco polo. Majteczki w kropeczki i Biały Misz wwiercały się w pamięć Dawkinsa z siłą wodospadu, niczym reklamy telewizyjne. Mimo, że młody ksiądz nie rozumiał ani słowa które wyśpiewywali wokaliści. Żeby choć na momentu uwolnić się od muzycznego natręta zagadnął O'Dooma:
- Co się właściwie stało po tym jak zemdlałem? Udało wam się opanować sytuację?
- Cóż, broniliśmy się dzielnie, ale skubańce nas otoczyli...ze wszystkich stron. Waliłem z rewolwerów do wroga, Rodrigez i Frost robili co w ich mocy by utrzymać fort przed przeważającymi siłami przeciwnika. Pewnie byśmy zginęli marnie, gdyby nie odsiecz Pavlicek. Sprowadziła ze sobą japońskiego czarownika. Przebili się z prawej flanki przez siły wroga, a może z lewej flanki? W tym całym ferworze walki, straciłem poczucie czasu i kierunku. Tak czy siak, utorowali nam drogę ewakuacyjną. Przez którą dotarliśmy do koszar...znaczy się, na korytarz hotelowy.
Wkrótce dotarli przed posterunek i O’Doom rzekł.- Ty idź, mnie wzywa biskup. Muszę wytłumaczyć te całe zajście w hotelu. Trzymaj się chłopie i jakbyś trafił na skarbeńka, to powiedz, że zjawię się na pokerku na pewno...I z duża ilością zapałek. O kurka, ja zapomniałem, że ty nie znasz Pavlicek. W takim razie, zapomnij o tym co mówiłem.

czw. 11.X.2007 biuro insp. Rooka; 14:20


Dawkins został przyjęty od razu. Nie wiedział, czy ma się z tego powodu cieszyć, czy martwić. Inspektor spoglądał przez chwilę na księdza w milczeniu, czemu towarzyszyło mrowienie pod czaszką księdza.
-Zapewne był to dla księdza szok, nieprawdaż?- spytał inspektor Rook. Bardziej chyba z grzeczności niż z ciekawości. Gdy usłyszał odpowiedź, dodał.- Wielu myśli że ważną umiejętnością dla policjanta jest szybka ocena sytuacji. I to prawda, lecz odporność na stres jest jeszcze ważniejsza. Bez niej , nawet najlepszy w tym zawodzie zmienia się uzależniony od alkoholu lub prochów, wrak. Warto tą odporność nabyć. Chciałbym, żeby ksiądz poznał nieco pracę policjanta na własną rękę. Otóż, jak już ksiądz zapewne wie, pokój który egzorcyzmowaliście, został przez kogoś zaklęty. Księdza zadaniem będzie dowiedzieć, kto stoi za tym czynem...Oczywiście, nie oczekuję spektakularnego sukcesu. Nawet doświadczony policjant miałby z tym kłopot. Niemniej cokolwiek uda się księdzu odkryć, można uznać za sukces. Proszę to potraktować jako ćwiczenia praktyczne z pracy detektywa.

czw. 11.X.2007; Wydział 13 , 13:05


Idąc do pani porucznik De Luca sięgnął po talizman, jaki mu sprzedał ów handlarz.

Ręka Fatimy...Arabski amulet, według słów karczmarza, identyczny z pochodzącym z X-go wieku oryginałem. I sprawdzony w działaniu...Co miało potwierdzać jego uszkodzenie.
Drugim zakupem był pierścień z malachitem, chroniący przed chorobami i złą energią, mający moc likwidowania blokad w centrach energetycznych, oraz rozwiązywania problemów.
Aczkolwiek sprzedawca przestrzegł przed noszeniem go, gdy kamień straci barwę i zacznie się kruszyć...Wtedy miałby być niebezpieczny dla zdrowia.
Były to dwie linie obrony przeciwko facetowi ze złym okiem...One, i ewentualnie, kamizelka kuloodporna.
Wkrótce zarówno Chris i Nicole doszli do pokoju porucznik Logan. Ta przejrzała raport wysłuchując opowieści Nicole na temat wizji. Daria Logan zdawała się słuchać o śmierci Juna jakby jednym uchem. Zupełnie jakby informacje, które przekazywała Nicole, na temat śmierci japończyka były jej znane.
- Tak więc detektyw De Luca, chcecie nakaz aresztowania obcokrajowca, na podstawie plotek i informacji ze źródeł których, nie możemy przedstawić w sądzie. Może ja podsumuję co tu mamy? Żeby ostudzić tą pańską gorącą głowę. Zeznania świadków wspominają tylko o garniturze. Zeznania kierowcy taksówki nie zostały spisane i zaprotokołowane. Co więcej, żaden ze świadków, których dotąd przesłuchaliśmy nie potrafił podać na tyle dokładnych informacji by przygotować rysopis zabójcy...Zresztą to nie ich wina. Według Elwi ktoś im namącił w głowach. A pan, niczym magik cyrkowy wyciągnął Pugnalio z kapelusza ? Sycylijskiego zabójcę, który podobno jest w mieście? Bo jakoś nie mogę znaleźć żadnych informacji, skąd pan wie, że to on zabił, albo, że nawet jest w Nowym Yorku. Ba, nie mam żadnych informacji, że on istnieje.- porucznik skomentowała raport Nicole i Chrisa.
- To akurat da się sprawdzić w bazie Interpolu, prawda?- zasugerował Chris.
- Interpol nie prowadzi kartoteki nadnaturalnych zabójców. Mogę potwierdzić, jego istnienie, ale nie znajdę 100% dowodów na to, że jest obdarzonym.- rzekła Daria.- Co gorsza, pochodzi z Włoch, a tamtejsi karabinierzy i ich bazy danych nie są godne zaufania. Miejmy nadzieje, że papieskich bazach danych jest o nim wzmianka
Daria potarła czoło, mówiąc na głos.- O’Doom w tej chwili jest ...pewnie w tarapatach, znowu. Ale znając go, zapewne za kilka godzin będzie sprawny. Dopiero wtedy będzie można próbować dotrzeć do archiwów inkwizycji. Jeśli więc chcecie nakaz aresztowania, musicie mieć coś więcej niż teorię...
Po czym spojrzała znacząco na Nicole mówiąc.- I niech wam do głowy nie przychodzi włamywanie się na watykańskie bądź włoskie serwery. Po pierwsze, nie chcemy mieć kłopotów z Rzymem. Ich egzorcyści są bardzo potrzebni temu miastu. Po drugie, archiwa inkwizycji nie są podłączone do Internetu, więc szkoda fatygi. Na razie, radziłabym się skupić na odnalezieniu tego muzyka, zanim włoska mafia go dopadnie i ewentualnie znaleźć solidniejsze dowody na poparcie tej tezy z Pugnalio. Czy w czymś jeszcze mogę pomóc?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-09-2008 o 13:58. Powód: poprawka poważnego błędu
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172