Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-07-2008, 22:20   #221
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007 , wydział XIII, kostnica 12:20 p.m
.

Przykrym rozczarowaniem dla pragnącego zemsty mężczyzny była odporność oni na ogień. Yagami niemal syknął z zawodu. Szybka reakcja Pavlicek i jej ostrzegawczy komentarz nie były potrzebne, młody mag znał umiar, wiedział też, że nie będzie dobrze teraz go nie przestrzegać, nawet jeśli jego pragnienie zemsty pozostawało nienasycone.

A pozostawało.

- Wiesz, że mogę cię aresztować za stosowanie magii bez licencji i stwarzanie zagrożenia pożarowego?

Yagami uśmiechnął się zimno, z racji targanego bólem poparzonego policzka ciężko było powiedzieć, że to uśmiech, a nie grymas. Przeczekał okrzyk do asystenta, samemu odwracając się wtedy do kuzyna i łapiąc go stanowczo za ramię rzekł cicho i szybko po japońsku:

- Otrząśnij się, krewniaku. Potrzebuję Cię, ja i moja rodzina.

Dostrzegłszy przytomniejsze spojrzenie Mikannosuke, puścił go i skinął mu z aprobatą głową. Kiedy zidentyfikował już robaka, nachylił się lekko ku kobiecie i rzucił zimno, nieco kalecząc angielskie słowa wskutek targanego bólem policzka:

- Nie może pani. Przynajmniej jak chodzi o zagrożenie pożarowe. Co do magii bez licencji... może pani próbować. Tak samo jak ja mogę próbować oskarżyć panią o bezczeszczenie zwłok mego brata lub zaniedbanie obowiązków, bo na pewno nie przyzwałem tu niczego - kontroluję to, co przyzywam. Jestem to gotów zademonstrować, jeśli jest takie pani życzenie, będzie mi to nawet na rękę. - Yagami lekko musnął policzek, na którym szybko powstała paskudna oparzelina. Mag czuł buzującą w nim wściekłość, ale trzeba było naprawdę wytrawnego obserwatora ludzkich charakterów by zobaczyć coś poza dyskomfortem z racji poparzonej twarzy na twarzy Japończyka. Jego ton, choć zimny, pozostawał spokojny, choć widać było, że mężczyzna musi bardzo starać się o to, by słowa pozostawały zrozumiałe.

- Natomiast żadne z nas tego nie zrobi. - Dodał Japończyk po krótkiej chwili, którą poświęcił na opanowywanie bólu i badanie rozmiarów zgorzeli. Opadała adrenalina, wściekłość, brana w karby, przygasała by tlić się równym, rozgrzewającym płomieniem. - Choćby z racji braku czasu.

Kiedy Pablo wypadł spełnić polecenia kobiety, która - wciąż z bronią w ręku - poczęła szykować się do wyjścia, Yagami rzekł spokojnie, biorąc gaśnicę:

- Nie liczyłbym jednak na podobną reakcję naszych rodziców, Pavlicek-sensei. Tak samo jak nie liczyłbym na pani miejscu, że jeśli nazwie pani zmarłego z naszej rodziny 'umarlakiem spod czwórki' to że zostanie to dobrze odebrane lub puszczone płazem. Jakkolwiek rozumiem specyfikę pani pracy albo fakt, że w końcu to tylko jakiś Azjata, nie pierwszy, który przewija się przez to pomieszczenie, tak razi mnie to, bo dla mnie - maska opadła na moment i twarz młodego maga wykrzywił inny ból niż ten, który szarpał jego policzkiem - to mój brat. I on ma imię, amerykańska pani doktor. Jun. Powtórzyć może? JUN. Za krótko tu pracował, by było to warte zapamiętania?

Mag urwał, nim emocje przejęły kontrolę. Czując, jak słowa dławią go w gardle, odwrócił się szybko i dwoma szybkimi krokami znalazł się przy zwłokach. Odgarnął szorstkim ruchem płachtę nieco dalej i zdjął z szyi jedyną ozdobę, jaką posiadał. Niewielkie, od lat noszone kamienne ofuda. Pierwsze kamienne ofuda, jakie Jun kiedykolwiek wykonał. Pierwszą wspólną próbę złamania klątwy. Niewielki amulet ochronny, w który obaj bracia niezłomnie wierzyli, który stał się zaczątkiem więzi między nimi. Pierwszy urodzinowy prezent, otrzymany całe lata temu. Niewielki kawałek kamienia i związane z nim lata wspomnień spoczęły na popalonym ciele.

Starszy z braci spojrzał na ciało po raz ostatni, z ponurą świadomością, że teraz wszystkie posiadane przezeń wspomnienia Juna skażone zostaną widokiem jego zwęglonych i straszliwie spalonych szczątków, następnie zamknął oczy i rzekł bezosobowym tonem:

- Proszę tego nie ruszać, jeśli łaska, do mojego powrotu, lub do momentu aż odpowiednio wyszkolony shintoista dokona oharai w tym miejscu. Hasamichi-san, mogę Cię prosić o wynalezienie kogoś odpowiedniego? Będę towarzyszył pani doktor. Pozostałe nasze plany na ten dzień pozostają bez zmian.

Podniósłszy gaśnicę, Yagami gotów był ruszać. Maska była na swoim miejscu. W myślach mag układał już dalsze plany, niż tylko na ten dzień. W myślach przygotowywał się już na nieuniknione spotkanie z rodzicami. Idąc z blond-włosą patolog, Japończyk wznosił tamy. Tamy, które niedawne odsłonienie twarzy niebezpiecznie osłabiło.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 23-07-2008, 19:26   #222
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Dla młodego księdza odpowiedź była wystarczająca. Najwyraźniej robili to rutynowo, a nie zajmowali sie tą sprawa specjalnie, żeby na przykład hmmm... Okiełznać tajny eksperyment nad drugą stroną, który wymknął im się spod kontroli. Po za tym w takiej sytuacji przejęli by sprawę i wszystko zataili (cóż, po pogadance o egipskich demonach, nie mógł sie pozbyć iście filmowego kojarzenia faktów). Odetchnął więc z niejaka ulgą idąc korytarzem z O'Doomem.
(...) - To nie będą egzorcyzmy. Tylko konsekracja pomieszczenia. Czarny punkt nie jest jeszcze groźny, zazwyczaj. - A tak... konsekracja pomieszczenia. Jedna z tych rzeczy o których po raz pierwszy dowiedział się dopiero studiując demonologię. była z pewnością łatwiejsza od samych egzorcyzmów, ale i tak nie wiele poprawiło to humor Chrisa, który w tej chwili przemierzał posterunek
Starszy ksiądz zdawał się być dobrze znany na posterunku, gdy kolejni pracownicy kiwali mu głową. Dla Dawkinsa było to co nieco krępujące, nie znał bowiem tu nikogo, a wszyscy zwracali swoją uwagę w jego kierunku, a właściwe na O'Dooma, kiwał więc głową na powitanie z uprzejmości, raz czy dwa odpowiedział -Dzień dobry, z nikim jednak nie zamienili choć o słowo dłuższej rozmowy.
- Często przeprowadzane są egzorcyzmy w Nowym Yorku?- Christopher spytał się już na parkingu, kierując się w stronę czarnego samochodu.
Wielebny O’Doom podrapał się po głowie mówiąc.- Czy ja wiem...Może raz na miesiąc, może rzadziej. Choć ostatnio...Coś się dzieje w mieście niedobrego…Aktywność agentów szatana wzrosła w Nowym Yorku. Chris chciałby naprawdę z tym polemizować, pocieszyć samego siebie, udowodnić sobie, ze tak nie jest, lecz tak naprawdę właściwie nie miał o tym żadnego pojęcia, ani o metropolii ani o aktywności szatana... w Nowym Yorku, był parzcież ledwo od pól roku, cielesnej manifestacji diabła dowiedział się jeszcze później, a to stanowczo za mało.
Nowa muzyka przerwała jego rozważania. Cornelius miał wyraźnie specyficzne gusta muzyczne, choć sam ksiądz dyplomatycznie milczał przyglądając się zatłoczonym arterią. Może to po prostu dziwnie brzmiący akcent i niezrozumiałe słowa tak dyskredytowały tą muzykę w jego mniemaniu? Jakikolwiek byłby to powód, stwierdził, ze na dziś wystarczy takiej muzyki, a od historii O'Dooma również przydałoby sie trochę wytchnienia, znalazł więc wygodny powód by jechać samemu już do samego hotelu.
Podszedł więc do swojego nieco przyrdzewiałego chevroleta

Jak zwykle przekręcenie kluczyka w drzwiach nie wystarczyło, walnął więc mocniej klamkę, która dopiero wtedy odskoczyła, otwierając drzwi. Trzeba w końcu go oddać do przeglądu. Wszedł do środka, odpalił za drugim razem silnik i, nieco może zawstydzony w porównywaniu swojego gruchota z czarnym samochodem Corneliusa, ruszył za Delorean.
Wysiadając z samochodu przed hotelem zauważył neseser O'Dooma. Ręczna wyrzutnia rakiet czy tylko karabin snajperski? Widocznie starszy ksiądz zauważył jego zaciekawienie eleganckim neseserem, więc go uchylił. Znalazło się tam miejsce oczywiście na biblie i wodę święconą, nie wiele pomylił się jeśli chodzi o broń- tym razem tylko amunicja, a także granat, wszytko w podobnych oznaczeniach jak broń, a przy tym... kasety.
- Pieśni kościelne po łacinie, z dwunastego i jedenastego wieku. Siły piekielne, strasznie ich nie lubią, podobnie jak dźwięku poświęconych dzwonów.-wyjaśnił O’Doom, gdy przygotowywał resztę swojego ekwipunku. Chris nadal zerkając na walizkę otworzył bagażnik i wyjął zupełnie niepozorna sportową torbę. Słyszał coś niecoś o Chorałach Gregoriańskich, jako doskonałej pomocy przy egzorcyzmach, choć zawsze wydawało mu się iż powinno sie to śpiewać na "żywo". Zanotował sobie w pamięć by coś nie cos więcej o tym poczytać, gdy szedł do hotelu.
W holu było już dwóch księży.
- Ojciec Pedro Rodrigez - rzekł O’Doom wskazując na tego z posiwiałą brodą, a następnie wskazał okularnika-... oraz jezuita Damian Frost. To jest ksiądz Christopher Dawkins...Ten nowy.
Damian Frost rzekł ściskając rękę Dawkinsa.- Witamy na pokładzie.
- Miło mi poznać ojca- Odpowiedział z nieco wymuszonym uśmiechem na twarzy. Nie to, ze miał coś do niego, po prostu, był już dość skupiony i nieco po prostu podenerwowany z powodu celu tego spotkania.
-Jak sprawy?- O’Doom kontynuował, gdy Dawkins podawał rękę Rodrigezowi.- Możemy już sprawdzić jak dobre browary mają w hotelowym barze? - Chris uświadomił sobie nagle, że nadal wita sie z Pedro, chociaż jego twarz zwróciła sie w stronę Corneliusa z pewnym zdziwieniem. Odwrócił się więc i uśmiechnął nieco zakłopotany, puszczając rękę brodatego księdza.
-Powinno być wszystko w porządku. 13-stka zadbała by dyrekcja hotelu nam nie przeszkadzała.-odparł Frost.
- No to szybkie poświęcenie. I parę drinków na uczczenie wykonania zadania.- zaproponował O’Doom.
- Ja nie mogę, dzisiaj na parafii jest odpust zupełny z okazji dnia patrona świątyni.- odparł Rodrigez.- A dzisiaj spowiadamy przez cały dzień. Wyrwałem się na godzinkę albo dwie i nie mogę wracać pijany.- Dawkins przeszukał szybko pamięć czy rzeczywiście jest dzisiaj jakiś odpust, czy to tylko próba wykręcenia sie od tej propozycji.
- Może tylko jeden, prowadzę śledztwo...-dodał Frost .- ...A tego się nie da po pijaku.
Po czym dyskretnie szepnął Dawkinsowi. -Nie daj się wciągnąć w popijawę, a i przypilnuj O’Dooma. Nie zna umiaru w piciu...- dopiero teraz, gdy niejako uczyniono go odpowiedzialnym za przypilnowanie niesfornego księdza, zdał sobie sprawę, ze ta propozycja tyczyła się również jego, może to zmniejszyło nieco zaskoczenie gdy usłyszał propozycję:
- Ale ty chyba nie odmówisz nowicjuszu Dawkins?
- Eeee... z miłą chęcią, ale... To znaczy na jednego spokojnie, ale... Myślałem że co nieco jeszcze załatwię przed jutrzejszym dniem... Moje mieszkanie nadal nie jest jeszcze wykończone, muszę jakieś meble dokupić do niego...- wiedział ze nie należało to do najlepszych wymówek w dziejach, choć było w dużej mierze prawdziwe...
Ruszyli do góry gdzie miała byc odprawiona konsekracja. Przechodząc jakieś dwa korytarze w końcu znaleźli się na miejscu. Chris poczuł zimny dreszcz. Z jakiegoś powodu czuł się nieswojo i nie o to chodziło, że po raz pierwszy miał się zajmować konsekracja pomieszczenia, do tego jako glina... Po prostu to miejsce wydawało mu się dziwne i w jakiś sposób przerażające.
Trójka jego towarzyszy weszli do pomieszczenia, nie zważając w ogóle uwagi na żółta taśmę policyjną. Dawkinsowi to zajęło więcej. Czuł się prawie jakby przechodził do innego wymiaru. Był w tym nawet jakiś dreszczyk emocji, ale również pojawił się lęk, przed wejściem w nieznane. Chwilę przyglądał się taśmie i pokojowi za nim. spalony doszczętnie, aż dziw, że nic nie wyszło po za pokój. Wziął w końcu głęboki oddech Tobie Panie zaufałem- powtórzył w myślach fragment hymnu i pochyliwszy głowę jednym ruchem znalazł się po drugiej stronie- Nie zawstydzę się na wieki...

10 podejście i nadal nic. Przynajmniej wyćwiczyłem cały rytuał konsekracji- pomyślał Dawkins żegnając się na po zakończeniu nabożeństwa. Znów na daremnie przeszukał pomieszczenie by gdzieś usiąść- znów z mizernym skutkiem. Mógł w prawdzie na podłodze, ale nie chciał brodzić alby, cingulum czy też stuły, potrzebnej do nabożeństwa. Ucałował na koniec swój złoty krzyż wiszący mu na piersi- dopełnienie całego stroju liturgicznego.
-Zróbmy małą przerwę...co?- spytał ksiądz Frost.
- No nie wiem. Nadal ciemność nie ustąpiła z tego miejsca. - rzekł Rodrigez. Mlody ksiądz czuł to również... ale już nie był pewnym czy w ogóle coś się zmieniło, czy zmniejszyli działanie złego, gdyż jego odczucia były już nieco otumanione. A koncepcja przerwy bardzo przypadła mu do gustu.
- Ale poświęcamy to miejsce juz od godziny...Bez efektu. Piętnastominutowa przerwa dobrze nam zrobi.- rzekł Frost.
- Dobra...Ale nie więcej niż dwadzieścia minut.- rzekł Rodrigez.
- Z tego co czytałem, rzadko mówiono by konsekrację pomieszczenia trzeba było tak często powtarzać. A tutaj już 10 raz... Często tak bywa?- Chris zaczął po raz kolejny przyglądać się czarnym ścianą pomieszczenia. Nie podobało mu sie tu zupełnie. Wzrok zawiesił na jednej z ścian.
Znów cisza...
- Może pośpiewamy?- zaproponował O’Doom.- Mogą być pieśni religijne.
- NIE!- zakrzyknęli razem Frost i Rodrigez. Dawkins spojrzał na nich, nie co rozczarowany. W cale by mu nawet nie przeszkadzało śpiewać, nawet mając za akompaniament tubalne ryki O'Dooma, zawsze była to odskocznia od tego miejsca- Bez śpiewania.
- Szkoda.
znów milczenie, któremu tym razem zaczął niespodziewanie towarzyszyć jakiś cień ogarniający pokój. Dawkins odruchowo spojrzał na zapalona żarówkę, czy przypadkiem to nie wina mniejszego poboru mocy. Ta jednak zdawała sie świecić równie mocno
-Czy tu nie robi się ciemno?- zdziwił się Frost.
-Robi.- zdenerwowanie było widoczne w głosie Rodrigeza.- Przygotujcie się na atak Złego.
-Wreszcie jakaś akcja.- szepnął O’Doom. Chris zdążyl jeszcze otworzyć biblię na pslamach po łacinie, lecz w tej chwili zrobiło się całkowicie ciemno. Odruchowo odwocił głowę, by zobaczyc drzwi, lecz tam była wyłącznie czerń. Za to usłyszał piski. Tysiące pisków, jakby coś się zbliżało. Ściana naprzeciw pękła ukazując setki robali wyłażących z niej. Dawkins patrzył się przez moment przerażony na całą scenę, lecz jego usta działały niemal automatycznie:
-Credo in unum Deum, Patrem omnipotentem, factorem caeli et terrae, visibilium omnium et invisibilium...- słowa wyznania wiary docierały do niego wprawdzie okrężną droga- przez uszy lecz już przy kolejnych wersetach uspokoił się na tyle by przejąc w pełni władzę nad wcześniej rozdygotanym ciałem, Uniósł krzyż niczym tarczę a słowa nabrały zdecydowania:
-...Deum de Deo, lumen de lumine, Deum verum de Deo vero...
Zaufał Bogu, wiedział, że tylko to może go i resztę ochronić.
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!

Ostatnio edytowane przez enneid : 23-07-2008 o 19:34.
enneid jest offline  
Stary 24-07-2008, 11:27   #223
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Nicole przez moment oniemiała, przyglądając się scenie. Dopiero po paru sekundach, gdy usłyszała słowa Chrisa, otrzeźwiała. Szybko wskoczyła na miejsce pasażera. Gdy zamknęła drzwi, zapięła pasy. Lewą ręką. To był już u niej odruch.

-Będziemy potrzebowali przy tym pomocy, daj znać przez radio co się dzieje

- Ok.

Wzięła radio. Poinformowała centralę co się dzieje, jaką jadą ulicą, w którą stronę ucieka biała furgonetka.

Była trochę podenerwowana. To jej pierwszy pościg, a szybka jazda po zatłoczonych ulicach miasta była niebezpieczna. Ale na razie chyba wszystko szło dobrze.

Uważnie wpatrywała się w drogę, pomagając Chrisowi jak tylko się da.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 29-07-2008, 17:23   #224
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007; North Central Bronx Hospital; 10:45 a.m.


Od czasu małej scysji w wozie, McMurry nie odezwał się do Amy...Nie dlatego, że się na nią gniewał, lub był obrażony jej postawą. Sęk w tym, że Mike był czarusiem...W każdym razie za takiego się uważał i to nie bez powodu. Jak dotąd wystarczało kilka uśmiechów, parę słów i każda dziewczyna zrobiłaby dla niego prawie wszystko...Nawet Lou Pihn, którą faceci nie interesowali, szybko uległa jego czarowi...Wszystkie przedstawicielki płci pięknej przyciągał magnetyzm Mike’a , wszystkie oprócz Amy. Pojawienia się takiej aberracji, w dodatku agresywnie nastawionej do niego McMurrego (a przynajmniej tak to wyglądało), było czymś niespodziewanym i niezwykłym. Mike po prostu nie wiedział, jak się ma zachować.
Pokój szpitalny był schludny i czysty...jeden z tych lepszych. Zapewne Pierson miał wysokie ubezpieczenie medyczne.
Pierson leżał wpatrzony w ścianę na wprost siebie.
- Nie należy go zostawiać samego z ostrymi przedmiotami, i w ogóle z przedmiotami, którymi mógłby sobie zrobić krzywdę...Niedoszli samobójcy, czasami próbują ponownie.- rzekł doktor Walters wychodząc.
- Panie Jack Pierson...Jestem detektyw Michael McMurry, a to jest detektyw Amanda Walters, mamy kilka pytań.- rzekł Mike.- Wiemy, że nie może pan mówić...
Po tych słowach umieścił w dłoniach Jacka notatnik i długopis...
- Niech pan napisze odpowiedzi.- rzekł Michael .- Czemu przeglądał pan kasety z larpa WOD Enthusiasts Society?
nie pamiętam coś się wydarzyło coś strasznego prześladuje w snach nie daje spać nawet prochy nie pomagają- naskrobał na kartce Jack Pierson.
-A kogo pan pamięta z tego larpa, jakieś osoby? - spytał Mike.
farquaad burrows mcgregor cornick organizator larpa było tak wielu
Skrobanie długopisu po papierze zostało przerwane dzwonieniem komórki McMurry'ego. Mike spojrzał na wyświetlający się numer i odebrał mówiąc.- McMurry, kto dzwoni? ...Miło poznać...Teraz? Teraz nie mogę...Przesłuchanie...Moje jest pilne...Wiem, że i panu się spieszy...No dobra, będę za kilka minut, ale ma pan u mnie dług.
Mike zamknął komórkę i schował do kieszeni.- Wypadła mi pilna sprawa poniekąd ze śledztwem. Musze dokądś pojechać. Dokończ przesłuchanie i...Kurcze, nie wiem co dalej. Zobaczymy co się dowiesz. Postaram się wrócić na 13-sty jak najszybciej.
Wstał i ruszył w kierunku wyjścia z pokoju szpitalnego mówiąc.- Na pewno sobie poradzisz, wierzę w twój potencjał. Na razie.
I Amy została sam na sam z Piersonem.

czw. 11.X.2007 , wydział XIII, parking 12:35 p.m.


Podczas drogi na parking Pavlicek sprawdziła jedynie zawartość magazynka, mrucząc pod nosem.- Cholercia, trzeba jednak było posłuchać rady Elwi i odbębnić lekcje na strzelnicy.
Blondynka jak dotąd nie odezwała się na temat zarzutów, czy też oskarżeń Yagami'ego. Zupełnie jakby ich nie słyszała lub nie zrozumiała.
Na parkingu szybkimi krokami dotarła do pudła na kółkach (po drodze wyrzucając dopalającego się papierosa do najbliższego kosza), które ku zdziwieniu Yagami’ego, okazało się należącym do Pavlicek minivanem.

- Skup się Laura, odebrali ci w tym miesiącu prawko jazdy czy nie?- rzekła do siebie, po czym uśmiechając się „złowieszczo” (Yagami niemal był pewien, że to był złowieszczy uśmiech.), otworzyła drzwi do wozu mówiąc.
- Żartowałam z tym prawkiem, żartowałam.-
Po chwili ruszyli z kopyta i z piskiem opon wyjechali z parkingu. Yagami nie spodziewał się takiej energii po tym pokracznym autku.
- Dla twojej wiadomości panie czarowniku, to ty wezwałeś tego demona. Żaden nie wszedł by do 13-tki. Wierz mi, parę z nich próbowało. Oczywiście nie zrobiłeś tego świadomie, przyciągnęła go aura ciemności, którą ma każdy kto para się tym zawodem. Nie pytaj się o szczegóły, metafizyka to nie moja działka. Mam doktorat z parazoologii. - odparła doktor Pavlicek wspominając poprzednią rozmowę.- W dodatku spektrograf wykrył nie tylko aurę stwora, ale także i zaklęcie...Ktoś przygotował czar, uaktywniający się poprzez nieobecność nadnaturali. Twój krewniak wpadł w pułapkę...Tak jak i ty...w kostnicy.
Przedstawiając swój wykład Laura prowadziła swój samochód z wyraźną beztroską i nie przejmując się ruchem ulicznym. Minivan chwiał się na zakrętach...Niemniej jakimś cudem jeszcze nie było wypadku. Za minivanem już jechały dwa policyjne wozy ścigające pirata drogowego jakim była koroner, ale Pavlicek zdawała się tym nie przejmować.
-Przeklęci wojskowi jajogłowi...nie sprawdzili dokładnie miejsca zdarzenia. Zapewne punkt był za mały...- mruczała gniewnie Pavlicek wyciągając prawą ręką papierosa , z cygarniczki, a lewą obłędnie kręcąc kierownicą w desperackiej próbie utrzymania dygoczącego wozu na jednym pasie ruchu.- ... Rutyna ot co. Jak już za mały to ich nie interesuje. Nie wiedzą co to profesjonalizm.
Głos Laury coraz bardziej przepełnił gniewem...Lecz większym problemem Yagami’ego była coraz szybsza jazda wehikułu chaotycznie przemierzającego miasto, od jednej okazji do wypadku do drugiej.
-A ty panie czarownik...Myślisz, że twój brat jest jedynym trupem w kostnicy? Mam jeszcze trzech chłopaczków, jednego rozbitą czaszką i połamanymi żebrami, drugiego z twarzyczką zmasakrowaną kawałkami rewolweru, i trzeciego z przebitym gardłem...A i nie zapomnijmy o moim faworycie, którego rozszarpały harpie. A to tylko nieboszczycy ze wczoraj. Myślisz, że mam czas spamiętać imiona każdego z nich?...A może tylko twojego brata? Ale to chyba samolubne. W końcu i oni mieli kochające rodziny...Tak tak, potępiać to każdy potrafi. Ale sam poasystuj kilka godzin przy pokazywaniu zwłok. To albo zobojętniejesz, albo zwariujesz.
Unikając ledwo kolejnego potencjalnego wypadku i sięgając po zapalniczkę. Gdy zapaliła wyraźnie się odprężyła...
- No, ale dość o nieprzyjemnych sprawach. Wkrótce dotrzemy do hotelu...Na wsparcie SWAT-u nie ma co liczyć, a zanim przybędzie wojskowi trochę czasu minie. Jesteśmy zdani na siebie i może na O’Dooma. Więc lepiej przygotuj swoje hokus pokus, bo dojeżdżamy. - rzekła Laura zatrzymując chybotliwy samochód tuż pod hotelem.

czw. 11.X.2007; Hotel Pensylwania 12:48 a.m.


Biegnąca z rewolwerem blondynka wrzeszcząca .- Wszystko w porządku, jestem z policji!
I towarzyszący jej japończyk z gaśnicą...Te osoby niewątpliwie przykuwały uwagę gości hotelowych i obsługi. gdyby nie to, że wczoraj ją tu widziano, i była przedstawiana jako koroner z NYPD. Gdyby nie te fakty, recepcjonista zapewne by zadzwonił po policję...Ale jeden dzień wiele może zmienić w życiu. Od czasu tego pożaru, przez hall hotelowy przewinęli się strażacy, wojskowi, a nawet delegacja katolickich księży. Niewiele obecnie mogło go zdziwić.

W windzie Pavlicek ponownie sprawdziła rewolwer głośno licząc naboje, których było sześć. Tylko sześć.
Następnie poinstruowała Yagami'ego.- W gaśnicy piana jest poświęcona, także i sama butla jest poświęcona...Więc od biedy może służyć jako maczuga. problem polega na tym, że ani piana, ani butla nie było testowane na demonach. Nie ma gwarancji, że zadziałają...Ale zawsze jest ten pierwszy raz.
Gdy winda zatrzymała się na wybranym piętrze, Laura wybiegła w kierunku opieczętowanego pokoju hotelowego, którego drzwi... były zamknięte od środka.
- Niech to szlag...czarowniku, czas byś użył swojego hokus pokus.- rzekła nerwowym głosem Pavlicek, zaciskając obie dłonie na rewolwerze.

czw. 11.X.2007; Hotel Pensylwania 12:40 a.m.
po drugiej stronie hotelowych drzwi


Cała czwórka księży zaczęła pospiesznie odmawiać modlitwy. Przy czym modlitwa O’Dooma w nieco charkliwym dialekcie (choć można było w niej rozpoznać słowa Jezus i Amen) była zdecydowanie najkrótsza. Od jego słów znaki pokrywające rewolwery O’Dooma rozbłysły jasnym światłem, zaś sam kapłan wprawnym ruchem czubkiem buta wcisnął przycisk, uruchamiając magnetofon. W pokoju rozbrzmiał chór śpiewający pieśni religijne...Odbijające się od ścina niczym w sali koncertowej, wydawały się brzmieć monumentalnie...W ciemnościach spowijających pokój i odcinających czwórkę śmiertelników od „rzeczywistości”, śpiewy wydawały się przesłaniem z dawnych wieków, gdy wiara i miecz rządziły na Starym Kontynencie.
Obaj księża towarzyszący O’Doomowi i Dawkinsowi zaczęli jednocześnie mówić litanię po łacinie.
Kyrie, eléison,
Christe, eléison.
Kyrie, eléison.
Jesu, audi nos.
Jesu, exáudi nos.
Pater de caelis, Deus, miserére nobis.
Fili, Redémptor mundi, Deus,
Sancta Trinitas, unus Deus,
Jesu, Fili Dei vivi,
Jesu, splendor Patris,
Jesu, candor lucis aetérnae,
Jesu, rex glóriae,
Jesu, sol justitiae,
Jesu, Fili Mariae Virginis,
Jesu amábilis,
Jesu, Deus fortis,...

Cała czwórka znalazła się w kręgu światła którego jednak źródła Dawkins zauważyć nie potrafił. Tą wspólną , niemal synchroniczna modlitwę nie przerywał nawet huk pistoletów O’Dooma. O’Doom strzelał w kierunku największej gęstwiny robali komentując każde trafienie nieprzystającej do sutanny wiązanką słów z której „Gińcie skurczybyki” było najłagodniejszym określeniem. Kule rozrywały robaki, jednak ich skuteczność była ograniczona...Niemniej, tam gdzie Dawkins skierował krucyfiks, tam robaki zapalały się niebieskim płomieniem i ginęły w piskach. Nie mogąc przekroczyć kręgu światła, zbliżały się do jego granicy i pluły strumykami ognia. Część z nich zepchnięta przez znajdujące się za nimi robale, wpadała do kręgu światła, gdzie te stwory umierały płonąc niebieskim ogniem.
Niemniej mimo, tego że wiele nich ginęło, to nadal ich rzesze wydawały się nieprzebrane, w przeciwieństwie do sił czwórki księży.

czw. 11.X.2007; ulice NY; 10:55 a.m.


-Będziemy potrzebowali przy tym pomocy, daj znać przez radio co się dzieje- powiedział De Luca ,ale myślami był juz gdzieś indziej. W jego głowie otwarła się mentalna mapa NY. Chris nie był co prawda nieprzeciętnym kierowcą, ale całkiem nieźle znał to miasto i jego uliczki. Zamiast więc ruszyć za furgonetką, skręcił w alejkę obok, wiedząc, że ta doprowadzi go do uliczki, którą szybciej dojedzie na najbliższym skrzyżowanie, na którym z kolei przetnie drogę draniowi.
- Ok.-wzięła CB radio i przekazała.- Halo centrala, tu detektyw Merth, ścigamy białego vana na nowojorskich tablicach numer..
Więcej nie zdołała przekazać, bo Chris skręcił gwałtownie, wjechał w wąską alejkę roztrącając przy okazji kubły.
- Tu centrala, ustalamy pozycję waszego wozu...W którym kierunku udaje się ścigany ?- odezwał się kobiecy głos.
Nicole spojrzała pytająco na Chrisa, ale ten odpowiedział. Skupiony na jeździe dodawał tylko gazu, w myślach starając się wyliczyć ilość sekund przewagi nad uciekinierem.
Przez chwilę widział vana, gdy mijali wąską (zbyt wąską dla samochodu uliczkę)..Oboje wtedy zauważyli, że van ma już dwa policyjne wozy na ogonie. Kolejna uliczka...Chris dodał gazu. Tak blisko celu...Wkrótce wyjadą na skrzyżowanie. Silnik buczał miarowo jakby synchronizując się z wyciem policyjnego koguta. Uliczka którą mieli przejechać okazała się węższa, ale to nie zraziło Chrisa...Nawet nie zwrócił uwagi na dźwięk zdzieranego lakieru ...Wyjechał na drogę...Ale van zjawił się zbyt wcześnie! Uciekinier starał się wyminąć wóz Chrisa. Ale było to nie możliwe, van uderzył z impetem w przód samochodu De Luci. Chris stracił panowanie nad kierownicą. Jego samochód wpadł w poślizg i z impetem wjechał w sklepową wystawę...Sklepu ze sprzętem elektronicznym. Markowy telewizor uderzył niczym pocisk w przednią szybę. Huk wypełnił przez chwilę świat Christophera, na moment zrobiło się mu ciemno przed oczami. Dopiero po chwili był w stanie ocenić położenie w jakim się znalazł. Czuł ból w klatce piersiowej, ale nie złamania...Tylko od pasów bezpieczeństwa... Przesunął dłonią po czole, głowa wydawał się cała, pomijając drobne, skaleczeniami zadrapania. Nie czuł bólu, który sugerowałby złamanie. Na szczęście nic mu się nie stało, ale cały przód samochodu był w opłakanym stanie.
-Mogło być gorzej, prawda Nicky?...Nicky?- słowa uwięzły w gardle. Nicole była nieprzytomna, a z jej czoła sączyła się drobna stróżka krwi.
Kierowca vanu zaś, także stracił panowanie nad kierownicą. Tyle, że on dla odmiany wbił się prosto w ciężarówkę firmy zajmującej się przeprowadzkami...Meble i inne przedmioty rozsypały się na drodze, blokując przejazd innym samochodom. W dodatku van się zapalił, co groziło wybuchem baków paliwa zarówno vana jak i ciężarówki. Zrobił się więc mały karambol, nad którym sześciu mundurowych starało się zapanować.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-07-2008 o 14:05.
abishai jest offline  
Stary 30-07-2008, 20:51   #225
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Ambers przeżuwał spokojnie swoją kanapkę, przysłuchując się rozmowie Vincenta z panią Carvers. Początkowo zdziwiło go nieco, że jego partner ma zamiar prowadzić rozmowę przy włączonej muzyce – ale być może to miał być jeden z tych elementów psychologicznych, o które chodziło.

Nie miał jednak zamiaru dzwonić, póki jego towarzysz rozmawia, toteż przysłuchiwał się dalej, nawet, gdy skończył swój posiłek. Parę razy mimowolnie uśmiechnął się wesoło, słysząc, jakie pytania jego towarzysz zadaje Hildzie . Gdy tamten skończył, powiedział lekko ironicznie:

- No cóż, cel osiągnąłeś… Czy czułeś się źle, gdy się zdenerwowała? Czujesz może apatię, albo brak energii? I w sumie – jakie wnioski wyciągnąłeś z tych pytań?

- Rozmowa z panem Carversem teraz nie będzie najłatwiejsza – tu uśmiechnął się lekko do niego – Mimo wszystko warto ją na wszelki wypadek przeprowadzić. Biorąc sprawę na logikę, wydaje mi się, że ciężko być małżonkiem EMOwampira… Któreś z nich musiałoby się dobrze maskować, lub oboje nimi są. – nagle stuknął palcem w kierownicę, dając znak, że na coś wpadł.

- Nie mówiono nam tego, ale być może EMOwampirom brakuje emocji, skoro je „zasysają”. To przecież logiczne. Warto by się teraz wypytać, czy np. małżonka pana Carversa bywa apatyczna, chłodna emocjonalnie… Lub on sam. Ale teraz rozmowa musi mieć charakter oficjalny, bo jak znów Cię spławi, to koniec – czasu jest za mało, by dowiedzieć się czegoś inną drogą – mówił rzeczowym, lekko dumnym głosem.

- Teraz zadzwonię szybko do biura, a ty sobie wszystko poukładaj w głowie – rzekł życzliwie. Cała ironia nagle wyparowała z jego głosu - widać było, że jest w swoim żywiole.

Chwilkę po znalezieniu numeru, i zadzwonieniu, odezwał się spokojnie:

- Witam. Nazywam się Christopher Ambers i jestem zainteresowany ofertą waszej firmy na VampirConie. Chciałbym się dowiedzieć, czy pojawią się jakieś nowe produkty? Co będzie można zakupić? No i oczywiście pojawicie się tam? – spróbował nadać swemu głosowi ton pełen żywego zainteresowania kiczowatymi produktami firmy, ostatnie zaś pytanie, było raczej retoryczne.

Gdy skończył, powiedział do partnera:

- Teraz twoja kolej. Tylko nie spieprz tego. – tu wyłączył muzykę i czekał spokojnie na przebieg rozmowy. Gdy Vincent skończył, przetarł lekko oczy czarnymi rękawiczkami i zwrócił się do niego żywo, [znów ironia, czy może chęć zmobilizowania?], mimo, iż obaj wiedzieli, co mają robić:

- To co mamy teraz w planach?
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"
Umbriel jest offline  
Stary 30-07-2008, 22:52   #226
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Młody ksiądz wpadł w końcu w niejaki trans. Nic się nie liczyło, na nic nie zwracał uwagi. Jedynie kurczowo trzymał krucyfiks, jakby bał się, ze zginie, i niezwykłą mocą odmawiał dalsze wersety credo, jakby każda wyraz materializował się na jego oczach. I tak rzeczywiście było. Wiedział, że te słowa wypowiadane z wiara i ufnością, nie dopuszczają demony w pobliże. Lecz poza tymi dwoma faktami, które niemal wypełniły go zupełnie i utrzymywały jeszcze całe ciało w pozycji pionowej, nie wiele rzeczy kojarzył. Owszem, docierały do niego bodźce, że stoi w kręgu światła z jakąś trójką osób, widział niebieskie płomienie i słyszał piski bliżej nieokreślonego pochodzenia. Docierały do niego śpiewy gregoriańskie, litania, tak dobrze mu znana, czyjeś słowa niezbyt dla niego w tej chwili zrozumiałe i huk niczym jakiegoś gromu... Jakiś klasztor w trakcie burzy? ta niewielka część umysłu nie zaabsorbowana modlitwą dość swobodnie i całkowicie w oderwaniu od rzeczywistości kojarzyła fakty, które zdawały się przechodzić jakby przez mgłę. O tym że znajduje się w pokoju hotelowym zapomniał niemal zupełnie. Nie kojarzył również swojej misji, ani tego co się zdarzyło przez ostatnie godziny. Skarcił również całkowicie rachubę czasu, jakby to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
-...Et expecto resurrectionem mortuorum, et vitam venturi saeculi. Amen.- ostatnie słowa wypowiadał już z niemałą chrypką gdy całe jego gardło zaschło w suchym niemal pustynnym powietrzu Zamiast jednak opaść z sil rozejrzeć się, ocenić sytuacje, dokonać czegoś bardziej racjonalnego, przełknął jedynie ślinie (bardziej uczynił to podświadomie niż pod wpływem wysuszonego gardła), po czym natychmiast rozpoczął kolejną modlitwę tym razem przez psalm, który na którym akurat była zakładka w Piśmie Świętym.
-Exultate iusti in Domino: rectos decet collaudatio.
Confitemini Domino in cithara: in psalterio decem chordarum psallite illi...*

Tym razem, choć nadal nie w pełni świadomie posiłkował się od czasu do czasu biblią, z której w tym świetle dało się do pewnego stopnia korzystać.
Jak na razie nic nie wskazywało na to, by poprzestał na tych modlitwach, nawet pewno gdy już nic nowego nie przyszło by mu do głowy, zaczął by od początku.

*- Psalm 33(32)
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!

Ostatnio edytowane przez enneid : 30-07-2008 o 22:55.
enneid jest offline  
Stary 02-08-2008, 22:41   #227
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Mike zamknął komórkę i schował do kieszeni.- Wypadła mi pilna sprawa poniekąd ze śledztwem. Musze dokądś pojechać. Dokończ przesłuchanie i...Kurcze, nie wiem co dalej. Zobaczymy co się dowiesz. Postaram się wrócić na 13-sty jak najszybciej.
Wstał i ruszył w kierunku wyjścia z pokoju szpitalnego mówiąc.- Na pewno sobie poradzisz, wierzę w twój potencjał. Na razie.

- Oddaj kluczyki! - zareagowała natychmiast a ton jej głosu daleki był od "niemal zrozumienia". Zatarasowała mu przejście wyciągając w geście oczekiwania dłoń.- Samochód jest na mnie i nie dam ci go prowadzić bez kontroli. I do tego chcesz bym to ja wracała na Wydział na piechotę po tym jak wykonam za ciebie przesłuchanie na którym tak ci zależało? Tak się nie będziemy bawić detektywie McMurry: kluczyki. I polecam taksówkę. Oczywiście czekam na efekty tych "poniekąd powiązań ze śledztwem". -

Obrabowawszy partnera z środka lokomocji Amy całkowicie straciła zainteresowanie jego osobą przestawiając się na nowe, przerażające i zbyt krytyczne zadanie. "Spokojnie dziewczyno... to tak naprawdę jest proste... Jak... jak... jak... jak rozbrajanie bomby. Powolutku. Metodycznie. Kabelek po kabelku. A że każdy to potencjalne BUUM! i flaki sapera na ścianie? Radzisz sobie codziennie rano z fryzurą? No to co to dla ciebie takie przesłuchanie."
- Przepraszam pana za to całe zamieszanie panie Pierson ale mój kolega bywa niestabilny emocjonalnie, kłopoty w domu, i niestety czasem trzeba na niego nahukać by się opamiętał. Potem jest mu przykro. Ale wróćmy do celu naszej wizyty. - zakolczykowany AMY-aniołek przycupnął na krześle koło łóżka pacjenta. - Postaram się zadawać pytania jak najłatwiejsze do pisemnej odpowiedzi i zredukować ich ilość by nie nadwątlać pańskich sił i nie zabierać czasu na odpoczynek.-
Przygotowała sobie notatnik by spisywać zadawane pytania i kopiować odpowiedzi przesłuchiwanego.
- Czy miewał pan częste problemy z innymi ludźmi? Ich niczym nie spowodowana agresja, niechęć, strach? -
...
- Wspomniał pan, że powiązuje swe problemy ze snem z wydarzeniami na LARPie. Czy wcześniej miewał pan podobne koszmary lub problemy ze snem? -
...
- Przepraszam, że rozdrapuję ten temat, ale mamy pewne podejrzenia co do tej imprezy i może się pan okazać bardzo pomocnym źródłem informacji, a kto wie może przy okazji śledztwa uda się rozwiązać problem pańskiej bezsenności.
"Danie odrobiny nadziei nie zaszkodzi, a może pomoże, lub chociaż rozplącze język." Czy podczas rzeczonej imprezy sposób odgrywania któregoś z uczestników nie wydał się panu zbyt dobry? Może postać była odgrywana bardzo realistycznie? Budziła jakieś emocje? Jakie? -
...
- Czy źle poczuł się pan już na terenie Konwentu, czy może po jakimś czasie? Powrocie do domu?
...
- Czy dolegliwości od razu uderzyły w pana z pełną siłą, czy może ich narastały z biegiem czasu? -
...
- Cz kontaktował się pan później z innymi uczestnikami imprezy? Może też cierpią na podobne dolegliwości? Może jest jakiś sposób by się z nimi skontaktować?
...

"NO dobra, dalej dziewczyno przecież uczyli cię psychologii, prawda?"
- Jeśli nie było by to za dużym problemem, to czy mógłby opisać mi pan swój koszmar? Czy zawsze jest taki sam? Lub czy zawsze wydaje się panu taki sam, bo wspominał pan, że sam sen umyka pamięci? A może pamięta pan chociaż koniec? Co powoduje, że się pan budzi? Przepraszam. Wiem, ze musi to być dla pana traumatyczne, ale jeśli rzeczywiście dotrzemy do innych cierpiących potrzebne będą materiały porównawcze.

Nie miała pojęcia czy coś tymi pytaniami osiągnie i na ile dostanie odpowiedzi, ale Mike zostawił ją bez wsparcia z dopiero co poznaną sprawą i marnym doświadczeniem w polowej pracy detektywa. Ale cóż było począć? Może przesłuchiwany wybuchnie atakiem histerii i dalsze przesłuchanie nie będzie już możliwe? to by chyba lepiej wyglądało w papierach niż zakończenie z powodu braku pytań... Na filmach detektywi mają zawsze tyle do powiedzenia...
 
carn jest offline  
Stary 04-08-2008, 19:37   #228
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Policjant działając jak w transie odpiął swoje pasy bezpieczeństwa i przesunął się bliżej swojej partnerki, sprawdzając jej puls "Dzięki Bogu ... żyje", pomyślał kiedy wyczuł go pod palcami. Szybko zmienił pozycję i wymacał rękami klamkę samochodu, musiał jednak dodatkowo popchnąć drzwi barkiem, aby te się otworzyły. Chwiejnym krokiem wyciągając odznakę na koszulę wyszedł przez zrujnowaną witrynę sklepu i ruszył w stronę mundurowych. Jeden z nich zobaczył go i chciał coś powiedzieć, ale Włoch działał jeszcze na ogromnej dawce adrenaliny, wskazał na zbliżającego się policjanta palcem

-Hej w samochodzie jest moja partnerka! Leć się nią zająć!- tamten tylko skinął głową i poszedł wykonać polecenie. Chris skierował się w stronę jednego z zaparkowanych radiowozów. Mundurowi latali bez ładu i składu starając się zapanować nad sytuacją, która powoli zaczęła wymykać się im spod kontroli

-Ty i ty- wskazał na dwóch najbliższych siebie policjantów -Przestańcie biegać dookoła i zacznijcie kierować tym cholernym ruchem, jeżeli powstanie korek to ani karetki ani straż pożarna nie przejadą, wezwaliście je tutaj?- kiedy jeden z nich kiwnął potakująco głową na twarzy detektywa pojawił się uśmiech. Jedno zmartwienie mniej, miał nadzieję, że dotrą tu jak najszybciej -To nie czekajcie na zaproszenie, róbcie objazd!- dwaj kolejni mundurowi opuścili małą grupkę. Tymczasem De Luca otworzył bagażnik jednego z radiowozów i wyjął z niego gaśnicę, odnalazł wzrokiem policjanta którego wysłał do Nicky, krzyknął do niego

-Ej weź kolegę i zajmij się tymi gapiami, tylko przeszkadzają!- odbezpieczył gaśnicę i dość chwiejnym biegiem ruszył w stronę palących się samochodów, krzycząc do reszty kolegów -A wy na co czekacie, musimy zgasić te samochody! Łapać się za gaśnicę!-

Zdążył już dobiec do ognia, skierował wylot piany w stronę ognia i zaczął go zagaszać. Musiał to zrobić przynajmniej na tyle aby mieć szansę wyciągnąć kierowców i pasażerów, jeżeli tacy byli.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 12-08-2008, 15:48   #229
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007; North Central Bronx Hospital; 11:10

Uzyskawszy od Mike’a kluczyki do samochodu, Amy zabrała się do przesłuchania. Niestety jej ewentualne wsparcie jakim miał być McMurry znikło, więc została sama z tym całym ambarasem. Mimo to, zaczęła zadawać pytania.
- Czy miewał pan częste problemy z innymi ludźmi? Ich niczym nie spowodowana agresją, niechęć, strach? -
- nie raczej nie od skończenia budy nie miałem problemów tego typu- nabazgrał Pierson.
- Wspomniał pan, że powiązuje swe problemy ze snem z wydarzeniami na LARPie. Czy wcześniej miewał pan podobne koszmary lub problemy ze snem? -
- nie- krótka ale jednoznaczna odpowiedź.
- Przepraszam, że rozdrapuję ten temat, ale mamy pewne podejrzenia co do tej imprezy i może się pan okazać bardzo pomocnym źródłem informacji, a kto wie może przy okazji śledztwa uda się rozwiązać problem pańskiej bezsenności. Czy podczas rzeczonej imprezy sposób odgrywania któregoś z uczestników nie wydał się panu zbyt dobry? Może postać była odgrywana bardzo realistycznie? Budziła jakieś emocje? Jakie? -
mcgreror on wydawał się bardzo nerwowy był też pakistańczyk, a może hindus było w nim coś przerażającego nie pamiętam jego imienia była tam też taka jedna żona jakiegoś przedsiębiorcy od wampirzych kłów niezła laska jak na swój wiek
- Czy źle poczuł się pan już na terenie Konwentu, czy może po jakimś czasie? Powrocie do domu?
nie pamiętam kiedy się to zaczęło ale też nie pamiętam za dobrze konwentu ani tego jak z niego wróciłem co gorsza boje się że sobie przypomnę i nie wiem dlaczego
- Czy dolegliwości od razu uderzyły w pana z pełną siłą, czy może ich narastały z biegiem czasu? -
zdarzają się coraz częściej i coraz mocniej z każdym dniem jest -jego dłoń odłożyła ołówek na bok i sięgnął po stojący obok kubek z wodą w której rozpuszczały się powoli tabletki. Z trudem przełknął parę łyków. Dopiero wtedy dopisał koślawym pismem.- jest gorzej
- Czy kontaktował się pan później z innymi uczestnikami imprezy? Może też cierpią na podobne dolegliwości? Może jest jakiś sposób by się z nimi skontaktować?
-Nie kontaktowałem się. Nie znam ich wszystkich poza tym moi praw..- tyle zdążył napisać, zanim Amy za sobą głos.- Stać! Niech pan nic nie pisze! Policja nie ma prawa zmuszać do pana zeznań wbrew pana woli. Poza tym, nie możemy dopuścić do popsucia pańskiego wizerunku przez nieudolnie prowadzone śledztwo.
Do pokoju wszedł młody uśmiechnięty prawnik. Jeden z tych młodych lwów jak mówili na nich doświadczeni gliniarze. Ambitny i żądny sukcesu, nawet po trupach. Sprzedałby dla niego nawet własną matkę. Najgorszy rodzaj prawnika.

-Burt Forester z kancelarii Blanch Law Corporation. Reprezentujemy pana Piersona i jego wydawcę.- rzekł uśmiechając się niczym lis gapiący się na Amy niczym na kurczaka podczas obiadu.- Chciałbym wiedzieć, co policja robi z naszym klientem za naszymi plecami.

czw. 11.X.2007; ulice NY; 11:10 a.m.


Pogoniwszy posterunkowych do zadań i ugasiwszy ogień Chris mógł ocenić sytuację. Przestępca z vana mocno krwawił, a jego twarz przypominała krwawą miazgę. Kierowca i pasażer ciężarówki wyszli z tego wypadku o własnych siłach...Choć mocno poobijani nie wyglądali na poważnie rannych. Kierowca, rosły chłop o sumiastych wąsiskach i teksańskim akcencie podszedł do Chrisa i rzekł. - Panie władzo...to nie moja wina, wyjechał tak nagle na mój pas...Nie zdążyłem nic zrobić...To nie moja wina.
Gdy De Luca próbował uspokoić kierowcę ciężarówki usłyszał zbliżające się sygnały karetek pogotowia i wozów strażackich. Sytuacja dość szybko została opanowana. Kierowcę i pasażera wzięto na obserwację, przestępcę z vana na OIOM, a Nicky na oddział urazowy. Tylko na wszelki wypadek, jedynie po to, by upewnić się, że nie nastąpią komplikacje.
Chrisa również chciano wziąć na obserwację, ale jakoś się od tego wymówił.De Luca widząc jak powoli sytuacja wraca do normy sięgnął myślami w ponurą przyszłość. Wiedział co czeka go obecnie, raport... A być może spotkanie z firmą ubezpieczeniową która zajmuje się wypadkami spowodowanymi przez funkcjonariuszy policji. Szkoda, że tym razem na niego spadnie wątpliwa przyjemność pisania raportu, skoro Nicky jest na razie nieprzytomna.
Z tych ponurych rozmyślań Chrisa wyrwała brzęcząca komórka.
- Chris tu Ettore...chłopie, aleś wdepnął. Tego gościa ścigają wszystkie włoskie rodziny mafijne w NY. Za żywego dają pięć patoli. I jeszcze coś...W okolicy Brooklynu, na pytających o niego żołnierzy Bonanno, napadło pięciu bladych gostków w garniturach i urządziło im strzelaninę...Ale zapewnie od glin dowiesz się więcej o tym.
- A co z samym Jackiem ?- spytał Chris.
- Ukrywa się, zmienia miejsca pobytu...ale Włosi depczą mu po piętach. Ostatnio widziano go w dokach na Manhattanie. Na moje oko próbuje zwiać z miasta...Ale Włosi chyba też o tym wiedzą. Liczę na dużą porcję wdzięczności i nowe drzwi. Zadzieram dla ciebie z mafią chłopie.-odparł Vila i zakończył rozmowę.

czw. 11.X.2007; Hotel Pensylwania 13:00


Nacierające szeregi małych ognistych bestii szturmowały przyczółek broniony przez czterech księży. Pisk ginących robaków z piekła rodem mieszał się ze słowami modlitw, pokrzykiwaniem O’Dooma...Oraz hukiem broni palnej. Mimo „śmierci” tylu demonów nadal hordy otaczały egzorcystów próbując dopaść...Dawkinsowi język powoli odmawiał posłuszeństwa, odrętwiałe ręce drżały... Zmęczenie powoli brało górę nad grozą sytuacji.
Adrenalinowy zastrzyk jaki organizm sam sobie zaaplikował w obliczu tej sytuacji powoli trafił swą moc...Dawkins czuł, że przegrywa ze słabością własnego ciała.
Krzyk O’Dooma, Skulić się wiarusy! spowodował, że Dawkins zrobił to. Komenda wydana bowiem, w typowo żołnierskim stylu, wydana przez tubalny głos O’Dooma, wręcz wymuszała posłuszeństwo.
Huk i rozprysk naokoło szczątków robactwa uświadomiło Christopherowi, iż Ojciec Cornelius sięgnął po najsilniejszy oręż w swym arsenale, granat. Niestety, miał tylko jeden taki egzemplarz. Potem czwórka księży wróciła do modlitw mających powstrzymać demony przez zwycięstwem... Żołnierze Chrystusa. Dawkins nie sądził, że owa fraza jest aż tak, dosłowna...Jedynie upór i strach przed konsekwencjami trzymały jego ciało w pionie i pozwalały artykułować kolejne słowa...Świat zlał się w jedną falę robactwa plującego ogniem...

czw. 11.X.2007; szpital


Christopher Dawkins obudził się na szpitalnym łóżku...

Jak tu trafił? Wspomnienia ostatnich wydarzeń rozmyły się...Walczył z plagą demonicznego robactwa. A co było potem?...Tu wspomnienia się urwały. Tamte wydarzenia wydawały się snem, a może koszmarem?
- Widzę, że pan się obudził. Jak się pan czuje?...Pański organizm doznał odwodnienia, na wskutek działania wysokich temperatur, stad omdlenie.- rzekła czarnoskóra lekarka patrząc w kartę pacjenta.

- Ale wszystko jest już dobrze. Proszę się jednak nie przemęczać przez kilka najbliższych dni, no i pić dużo płynów. Gdyby wystąpiły jednak poważne zawroty głowy, powinien pan natychmiast powiadomić swojego lekarza. Odwodnienia nie należy lekceważyć.

Czas i przestrzeń, nieokreślone

Piszczałka rozbrzmiewała na leśnej drodze... Flecista ubrany w barwny strój z kapelusikiem z wpiętymi w niego bażancimi piórkami podskakiwał w rytm melodii. Ubranie jego kojarzyło się Nicole z filmami o średniowieczu. Za grajkiem podskakując równie wesoło szły setki dzieci...Małych i dużych, biednych i bogatych, w szatach pochodzących z tej samej epoki. Ten dziwaczny pochód prowadzony przez grajka, wydawał się Nicky złowieszczy zwłaszcza gdy spojrzała na twarz...Było w niej coś okrutnego i przerażającego...Zupełnie jakby oglądała twarz diabła, choć zdawała sobie sprawę, że pod wszelkimi względami było to normalne ludzkie oblicze, nawet dość przystojne...Obrazy rozmyły się.

- Opowiedz mi to co mówiłaś Christine, ok? – głos pani psycholog miał jakaś dziwną intonację. Przypominało to nieco mruczenie kota, ale wszystkie słowa Nicky słyszała wyraźnie.
Elwira Bjorgulf, kobieta o dominującej osobowości i nieprzeciętnej urodzie, którą eksponowała o wiele lepiej niż Nicole. Mogła być modelką, ale pełniła rolę policyjnej psycholog. Rozmawiając z Nicky ciągłe bawiła się breloczkiem, na długim łańcuszku.

Wzrok Nicole wydawał się być przyciągany przez te wahadełko, ale patrząc na nie...Nicky czuła się spokojniejsza i wczorajsze wydarzenia, przerażające wizje. Ich wspominanie nie było tak męczące, jak zwykle.
- Tydzień temu zaczęły się dziwne wizje. Widziałam urywki, w których ciągle przewijały się te same osoby. Czasem była to teraźniejszość, innym razem przyszłość… Czasami jak stanęłam w jakimś miejscu, to widziała to, co się ta wydarzyło. W końcu, wczoraj wieczorem miałam bardzo realistyczną wizję. Widziałam, jak ten sam mężczyzna, co wcześniej, zabija jakąś kobietę. Widziałam księżyc w pełni i znane mi miejsce w Central Parku tuż obok zegara. Postanowiłam, że nie mogę do tego dopuścić. Zaszyłam się w krzakach i zadzwoniłam na policję. Przyjechali i nie chcieli mi uwierzyć. Spisali moje dane i odjechali. Ale ja tam zostałam. Po jakimś czasie zaczęło się spełniać to, co widziałam. Zadzwoniłam znów na policję. Nie zdążyliby na czas. Kiedy mężczyzna wyciągnął nóż, rzuciłam w niego kamieniem. Życie uratował mi przyjazd policji. Zaczęło się wypytywanie, skąd wiedziałam itp. Gdy powiedziałam im o wizji wyśmiali mnie i przywieźli ...A potem ta pani psycholog mnie przepytywała, a teraz pani.
- Od jak dawna masz takie widzenia?- spytała nagle Elwira.- Od dziesiątego roku życia, a może wcześniej?

...Port, wieczór, może noc...ciemno...Sylwetka uzbrojonego człowieka. Znajoma sylwetka. De Luca...Oczy pojawiające się w cieniu...Człowiek w białym garniturze, o dwukolorowych oczach. Staje na drodze Chrisa ...Rozmawiają...Zawieszony na portowym dźwigu kontener chwieje się... Liny pękają...Spada w dół...Impet uderzenia spadającego kontenera...Trzask pękających kości...Wszędzie krew...Zakrwawiony rewolwer Glock 19C. Taki jak u Chrisa. Mężczyzna w białym garniturze o twarzy ukrytej w cieniu mówi.- Ciekawe, ja jednak wybrałbym lugera.
Jego różnokolorowe oczy błyszczą się jak u wilka.

Rozmowa...jest ciemno...dwa głosy.
- Musisz to zrobić.
-Nie mogę, to...morderstwo.
- To samoobrona chłopcze. Pamiętaj, że ja nie mogę wiecznie chronić.
- Oddam mu...
- I tak cię zabije. To ich dewiza. Żadnych świadków. Twoich kumpli wszak zabił.
- Ale to ...ja nie mogę.
- Możesz...Wybrałeś sobie przydomek nie bez powodu. Masz potencjał do wielkości, a teraz masz w ręku do niej klucz.
- Ale...
-Żadne ale mięczaku.
- Ucieknę...Nie wiem dokąd, ale ucieknę.
- Nie możesz przed nimi uciec...Nie bez powodu porównuje się ich do ośmiornicy. Znajdzie cię na końcu świata. Jeśli chcesz przeżyć, musisz być na tyle silny by się bali cię zaatakować.


Antykwariat ze starym antykwariuszem...
Christopher De Luca pokiwał głową starcowi przy ladzie i podszedł do niego -Dzień dobry nazywam się De Luca - mówił spokojnym, wręcz ciepłym tonem głosu. -Powiedziano mi, że jest pan ekspertem jeżeli chodzi o pewne hmm nietypowe książki. Chciałbym dowiedzieć się czegoś, o jednej specjalnej ... wpisanej do tajnego aneksu do indeksu ksiąg zakazanych. Co pan wie, o Grimorum arcanorum aet malum phasmatis? –
- Obawiam się, że ekspert to za duże słowo panie De Luca. Po prostu pracuję w tej branży od dziecka, tak jak mój ojciec i jego ojciec i tak dalej…aż do szesnastego wieku.-
odparł starzec.- Grimorum arcanorum aet malum phasmatis, powiada pan? Nie posiadam tej książki i nie widziałem jej na oczy. Jeśli jednak chce pan ją obejrzeć to radzę spróbować w Watykanie. Biblioteka Watykańska ma, zdaję się, jeden egzemplarz, drugi zaginął na Sycylii jeszcze za czasów renesansu. Trzy wywieźli towarzysze Himmlera z Towarzystwa Thule do Ameryki Południowej. Los pozostałych dwóch jest nieznany. No i podobno jeden jest wmurowany w mauzoleum Lenina…Ale ja uważam, że to bajka. Wartość rynkowa tak rzadkiego kruka wynosi około 30 000, do 50 000 $. Jeśli przyszedł pan mi ją sprzedać, to gratuluję pomysłowości. Zwykle ludzie próbują mi wcisnąć podróbki bardziej znanych książek.

Wykopaliska, dookoła kręcący się ludzie...Studenci z miotełkami, drobnym łopatkami przeszukujący warstwę piasku. W dali jakiś mały kościółek. Obok wykopalisk, nieduży namiot, pod namiotem stół...A na nim szkielety dzieci, jeden przy drugim...Pulchna profesor oglądające jeden szkielet po drugim. W cieniu stał zaś mężczyzna opierający się na lasce.
- Kobieta szwargoli po niemiecku. Nicky jednak pojmuje znaczenie słów.- Fascynujące doprawdy, fascynujące...Prawdopodobnie ofiary dżumy. Ale czemu tylko dzieci?Jest ich ponad 300!
- Nie widzę nic fascynującego w śmierci, profesor Shönnbrunnem. Nawet jeśli zdarzyła się setki lat temu.- odparł mężczyzna.

Japończyk...Zna tę twarz...Jun. Ubrany w dziwaczny strój wchodzi do pokoju hotelowego.
Zaczyna zawodzić w swym ojczystym języku. Nicky instynktownie pojmuje iż odprawia rytuał mający odepchnąć złe moce z tego miejsca. Lecz one nie dają się odepchnąć...Pokój ciemnieje...wszędzie słychać piski. Pojawiają się czerwone linie układające się w dziwne znaki i do pokoju, poprzez cienie, wpadają robaki. Z ich żuwaczek strzelają strugi ognia, uderzające w Juna. Japończyk próbuje się przed nimi bronić, wypowiada jakieś słowa, układa dłonie w znaki. Tworzy osłonę, ale tylko na chwilę. Strumienie ognia przebijają się przez nią...Ogień uderza w plecy Juna powalając go na podłogę, umiera w mękach...


- NIE!- krzyczy Nicole wstając gwałtownie z ...łóżka? To szpitalne łóżko...A to wszystko było snem. Bardzo realistycznym snem. Czemu tu jest? Co się stało? Nicole skupia swą pamięć by znaleźć odpowiedź...Pamięta, szybką jazdę na sygnale, wyjeżdżającego na nich vana...Dramatyczny skręt kierownicy jaki zrobił De Luca. Zderzenie ze sklepem , lecący na nią telewizor...Ból...A co się stało z Chrisem?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-03-2010 o 20:55.
abishai jest offline  
Stary 20-08-2008, 20:40   #230
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Nicole przez chwilę siedziała na szpitalnym łóżku, wpatrując się w uchylone lekko okno. Spojrzała na zegarek, ale nie miała go na ręce. Sala, chodź leżały na niej inne łóżka, była pusta. Na onkologii dziecięcej rzadko sale były puste.

Dopiero po krótkiej chwili ocknęła się z odrętwienia, jakie spowodowało nagłe przebudzenie. Natychmiast odtworzyła w pamięci wydarzenia przed utratą przytomności oraz wizję. Tak. To na pewno była wizja.

W tym momencie Nicole uświadomiła sobie, co to znaczy. Gwałtownie zerwała się z łóżka. Jak zwykle przy gwałtownej zmianie pozycji zachwiała się, siadając ponownie. Gdy upłynęła krótka chwila, dziewczyna znów wstała, tym razem trochę wolniej. Spojrzała na szafkę, w poszukiwaniu swoich rzeczy. Niczego nie było. Wyszła z pokoju, kierując swoje kroki do dyżurki. Z każdym krokiem szła coraz pewniej.

- Witaj. Już wstałaś? – usłyszała głos za plecami. Odwróciła się.
- Dzień dobry. Przed chwilą się obudziłam. Długo byłam nieprzytomna? – Gdy usłyszała odpowiedź, zadawała następne pytania. Po kilku minutach stała, trzymając swoje rzeczy, stała przed gabinetem lekarza. Gdy ten podawał dziewczynie zalecenia, głównie dotyczące odpoczynku, Nicki niecierpliwie wyginała palce u rąk w stronę odwrotną niż normalnie. W końcu, z wypisem w ręce, stała przed budynkiem szpitala.

Co teraz? Od pielęgniarki dowiedziała się, że Chris nie trafił do szpitala, więc pewnie nic mu nie jest. Wyciągnęła komórkę i w skrzynce kontaktów znalazła odpowiedni numer.

Pierwszy sygnał…



Drugi sygnał…



Trzeci sygn…

Charakterystyczny dźwięk odbieranego telefonu.

Rozmawiając, Nicki zaczęła iść w stronę przystanku metra, rozglądając się wokoło.

- Chris? Słuchaj. Jeśli nie masz nic ważnego do zrobienia, to możemy za… - zawahała się. Godzina dojazdu, plus to, co miała do zrobienia… - za jakieś, no, co najmniej dwie godziny spotkać się przed 13-nastką? Wyszłam właśnie ze szpitala i muszę jeszcze załatwić parę spraw. Wyjaśnię Ci wszystko jak się spotkamy. To nie jest rozmowa na telefon. – Gdy otrzymała odpowiedź, (potrzebuje co najmniej dwóch godzin) dodała jeszcze – Ok., to na razie. Tylko jeszcze proszę Cię, uważaj na siebie… I unikaj portu. – nie czekając na reakcję partnera, rozłączyła się.

W czasie rozmowy zdążyła już wypatrzeć kafejkę internetową. Pierwszy obraz bardzo kojarzył jej się z pewną bajką, którą słyszała w dzieciństwie. Następnie odkrycie archeologiczne… Nie potrafiła sobie odmówić sprawdzenia dostępnych informacji.

Weszła do środka i zajęła pierwszy lepszy wolny komputer. Starała się jak najszybciej i jak najdokładniej znaleźć dokładne informacje o znalezisku pani archeolog Shönnbrunnem, jak i o niej samej. Do tego może w jakiś udostępnionych w internecie kopiach średniowiecznych (przede wszystkim europejskich) kronik, były jakieś napomknienia o zniknięciu, czy śmierci ponad trzystu dzieci. Coś takiego nie mogło zostać niezauważone. Mogło tego jedynie nie być w zasobach internetu.

Może i nie miało to związku ze sprawą, ale Nicole zależało na tym, by to zbadać. Nie poświęciła jednak na poszukiwania więcej, niż tyle, by mieć godzinę na dojazd.

Gdy znalazła wystarczająco dużo informacji (lub minęła godzina), zgrała najważniejsze na pendrive’a, wszystko wydrukowała, zapłaciła i poszła w stronę metra.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172