Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-03-2009, 23:17   #41
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
W czasie gdy na dole, na niższych poziomach, miały rzeczy zdecydowanie mniej przyjemne, na samym szczycie kompleksu trwały rozmowy. Rozmowy, które były nieco jednostronne, zaś sama kobieta w białym pancerzu czuła się trochę...lekceważona. Zapewne miała dziwne wrażenie, że rozmowa z okolicznymi ścianami byłaby bardziej produktywna niżeli z jej przełożonymi.

- Ale to przecież jest Bagman!

Krzyknęła, po raz pierwszy okazując tak otwarcie swoje zdenerwowanie.

- Bagman zginął w latach 90tych! Wciąż mamy próbki jego ciała w archiwach! Jest pogrzebany na cmentarzu Vault! Mamy tu do czynienia z zakłuceniami kontinuum!

Odziani w czerń, starzy ludzie zdecydowanie nie byli pod wrażeniem. Pan z bródką zabrał głos.

- Nie rozumiem zbytnio do czego zmierzasz moja droga.

Kobieta zacisnęła pięści, choć jedynie Bagman zwrócił na to większą uwagę.

- Skoro Bagman tu jest, to znaczy, że wydarzenia z tamtego okresu można zmienić. Mamy przecież dostęp do technologii Richards'a. Do maszyny, która umie przemieszczać się w czasie. Uświadomilibyśmy im czego nie robić. Uniknęlibyśmy tego wszystkiego co miało miejsce!

Nieco się przeliczyła. Spojrzenia niemal wgniotły ją w ziemię, nawet ona cofnęła się pod ich presją. Brodacz zdawał się być...oburzony jej propozycją.

- Mam rozumieć, że chce pani naruszyć kontinuum, złamać wszystkie procedury na jakich opiera się ta organizacja i podjąć się żałosnej próby zmiany wydarzeń, które miały miejsce, która nawet jeśli się powiedzie, doprowadzi do wymazania tej rzeczywistości?

- W tym mieście zginęło kilka milionów ludzi!


Mężczyzna złączył dłonie w coś na krztałt piramidki.

- Zgadza się. Zginęło. I nic na to nie poradzimy. Przeszłości nie da się zmienić. Wydaje mi się, że dość już poświęciliśmy czasu na bzdury. Jeśli to już wszystko agento, proszę odprowadzić więźnia do jego celi. Stosowna reprymenda zostanie dodana do pani profilu...

Mimo, że nie widział jej twarzy, torbogłowy miał dziwne wrażenie, że jego towarzyszka, przypomina teraz nieco...czajnik. Nie potrafił dokładnie sprecyzować powodu tych przypuszczeń. Ale za to w tej arcyciekawej konwersacji zaciekawiło go jedno zdanie, które tutaj padło. A że jeśli nic nie powie, to wtedy będzie musiał wywalczyć wolność swoją i swoją...w sumie to i tak będzie musiał ją wywalczyć. Ale tak może z mniejszym problemem? Podrapał się po karku w dość mało dyskretny sposób, jednocześnie drugą dłonią łapiąc stół dyskretnie.

-JA PRZEPRASZAM...ALE CZY PRZYPADKIEM TE ZDARZENIA KTÓRYM CHCESZ ZAPRZECZYĆ, NIE ZAINICJOWAŁY POWSTANIA TEJ ORGANIZACJI? BO SOBIE TAK MYŚLĘ, ŻE JEŚLI TAK, TO IM CHODZI ŻEBY NIE STRACIĆ KRZESEŁEK?

- Jak śmiesz, ty przebrzydła abominacjo ludzkiego genomu!? Agentko, proszę go stąd zabrać w tej chwili, inaczej będę zmuszony wezwać ochronę!


Kobieta stała przez chwilę jak zastygnięta, najwidoczniej...dokładnie badając swoje opcje. W końcu przytaknęła przełożonemu i podeszła do Bagmana.

- Chodźmy panie Drake. Nie mówi pan w ich języku.
Pan Drake był...zawiedziony. Liczył, że zrobią przemeblowanko, rozruszają towarzystwo i w ogóle...ale z drugiej strony, może tutaj były super tajne bronie ochronne, a sami radni byli mistrzami kung fu? Albo gun fu? W takim wypadku...tak, wszystko stawało się jasne!
A nawet jeśli mylił się, to najwyżej zacznie obiekcje przed wejściem do celi. Takie dość rozrywkowe obiekcje. Wzruszył ramionami.
-NAUCZ MNIE, JAK SAMA UMIESZ.

No, ale jak będzie szła, to pójdzie z nią. I faktycznie, poszła. Drzwi zamknęły się za nimi na głucho, podobnie jak umysły przełożonych kobiety w bieli. Dwójka skierowała się na niższą kondygnację, schodząc po schodach. Kobieta zatrzymała się gwałtownie i zaczerpnęła głęboki wdech, opierając się o ścianę. Przez hełm który nosiła przywodziło to na myśl start silników odrzutowych. Skierowała ślepia na Bagman'a.

- Matko przenajświętsza. Jeszcze nigdy się tak nie bałam. Nie zacząłeś nimi rzucać po ścianach. Dobrze. Inaczej to co planuję byłoby...znacznie trudniejsze.
Bagman skulił się jak zawstydzona panienka, stukając paluszkami w paluszki. Brakowało tylko, by zaróżowiła mu się torba. Tak naprawdę, to on wolałby rzucać ścianami po nich, ale...

-DLACZEGO?

Otwarty przejaw ulgi ponownie został zastąpiony przez zimne opanowanie i nastawienie typowe bardziej dla maszyny niż dla człowieka. Kobieta westchnęła tylko i pokiwała głową z dezaprobatą.

- Bo jeden z nich mógłby aktywować systemy bezpieczeństwa a wtedy tamten pokój zamieniłby się w zbrojownię z całym asortymentem nakierowanym na nas. Dochodzi do tego jeszcze fakt...że wszyscy strażnicy w tym kompleksie zwaliliby się nam na głowę.

Zatrzymała się w soim monologu, jednak zaraz dodała to i owo.

- W ogóle po co tu trafiliście. Czego szukacie w naszych czasach, hm?
Bagman spojrzał na nią. Spojrzał spojrzeniem będącym esencją stwierdzenia "CO".
- PO CO? JA NIE WIEM. JA TU TYLKO PRZEJAZDEM. TO BYŁ PRZYPADEK. SZUKAMY...WYJŚCIA STĄD I RESZTY NASZYCH TOWARZYSZY.

Ale przynajmniej miał racje z zabezpieczeniami. Jaki on był mądry! Jego błyskotliwa dedukcja uratowała dzień. Ha ha ha. Kiwnęła głową, dając znak, że powinni ruszać dalej. Chód nie był jednak dla niej żadną przeszkodą, w zadawaniu dalszych pytań.

- W takim razie, jak się to stało? Bo nie powiesz mi chyba, że źle skręciliście przy New Jersey. Bagman, mów mi wszystko co wiesz, do ciężkiej cholery. To nie są żarty. Naprawdę.
Nie? Naprawdę? Naprawdę naprawdę? Ojej. Ale on lubił kabarety.
-HMM...ZBIERALIŚMY TAKIE MAGICZNE ELEMENTY MAGICZNEJ MACHINY REKONSTRUKCJI RZECZYWISTOŚCI. A MOŻE RECOŚINNEGO? A MOŻE ZWYKŁEJ MODYFIKACJI? HM...NO, NIEWAŻNE. PO DRODZĘ POSKAKALIŚMY, POBAWILIŚMY SIĘ W PIRATÓW, YARR ARRR, A JAK JUŻ ZNALEŹLIŚMY JEDNO ŚWIECIDEŁKO, TO WPADŁA TAKA PANI Z DETONATOREM I WSZYSTKO WYBUCHŁO...NO, SKŁAMAŁBYM. TAK NAPRAWDĘ TO WYBUCHŁO, ALE NIE WSZYSTKO, BO ZROBIŁ SIĘ WIR I W NIEGO WESZLIŚMY. I TUTAJ TRAFILISMY. MOŻE TO MAGICZNY CUD MA TAKI MECHANIZM OBRONNY PRZED ZNISZCZENIEM? NO I TRAFILIŚMY TUTAJ, W MNIEJSZEJ ILOŚCI NIŻ WCZEŚNIEJ, POSTANOWILIŚMY ZNALEŹĆ RESZTĘ, A WTEDY PRZYSZLIŚCIE NO I DALEJ SAMA WIESZ.

To było chyba wszystko. Chyba tak. Słuchała go uważnie, mimo bełkotu, którym się posługiwał.

- Niestety, nic mi to nie mówi. Jedyny przedmiot, który spełniałby warunki tego opisu to Infinity Gauntlet, ale raczej nie o to ci chodziło. Wszystko jedno. Teraz musimy dostać się na niższe kondygnacje. W laboratoriach składowana jest większość urządzeń stworzonych przez Richards'a. Z drugiej strony, nie jestem pewna, czy zdołam uruchomić maszynę. Czy ktokolwiek z Twoich sojuszników zna się na...nieważne. Zapomniałam, że mam do czynienia z magami i troglodytą.

Syknęła pod nosem, wyraźnie rozeźlona, że wszystko układało się przeciw niej.

- Jedynym plusem jest to, że wasze cele znajdują się na poziomie z laboriatoriami. Nikt nie zatrzyma nas nim nie będzie za późno.

Dwójka strażników minęła torbogłowego i kobietę, nie stwarzając problemów. Chyba, że za problem można było uznać kiepsko wykonany salut. Odziana w biel i jej nowy sojusznik odziany w bokserki i torbę wkroczyli do windy. Zapowiadała się kolejna...interesująca wycieczka.
 

Ostatnio edytowane przez Nemo : 28-03-2009 o 00:23.
Nemo jest offline  
Stary 29-03-2009, 14:47   #42
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Fioletowa, pulsująca wokół energia była iście wszędobylska i irytująca. Wirowała wokół niczym tornado ze wciąż wzrastającą siłą i mimo zamkniętych ślepi chochlika, raziła bez ustanku jego wyczulone zmysły. Najgorszym wydawało się to, że był on bezwładnym pyłem na wietrze wobec mocy owej energetycznej anomalii. Nie miał także bladego pojęcia dokąd zmierzał i ile czasu minęło wobec realnego świata, który opuścił nie tak dawno temu. Czyżby ktoś z jego dawnych wrogów zdołał trafić na jego ślad i podjąć konkretne działania? Nie wierzył w przypadki. Nic nie działo się losowo, zwłaszcza jeśli wielka emanacja energetyczna wsysała kogoś na środku pustyni. Z wolna zaczęło robić się goręcej i duszno. Powietrze śmierdziało spalenizną i odorem siarki. Nass’ri znał dobrze te warunki, więc przynajmniej jedno z jego pytań zostało właśnie rozwiane. Podobnie jak rozwiał się tunel utkany z mocy. Chochlik, nie zebrawszy w porę równowagi, uderzył gwałtownie o skaliste podłoże. Ze skołataną, obolałą głową podniósł się do góry, starając się bliżej określić miejsce, w którym się znalazł. Jego percepcja przestrzenna została jednak gwałtownie zakłócona, kiedy czarna, pazurzasta łapa złapała go gwałtownie za kark i uniosła do góry niczym piórko. Piórko, które na myśl przywodziło gryzonia, nie mniej jednak piórko. Para czerwonych oczu, jakże podobna do tych jego, choć zdecydowanie większa, sprawiała, że czuł się wyjątkowo niepewnie wobec nieznanej istoty. I miał ku temu powody.
- Ach, Nass’ri. Gryzoń którego szukałem…
Głos był silny i basowy. Sprawiał wrażenie należącego do meglomaniaka, którego tylko własna arogancja trzymała w okowach świadomości, oferując prezentowaną właśnie przezeń iluzję opanowania. Uścisk zacisnął się mocniej. Nass’ri nie musiał co prawda oddychać, jednak wciąż posiadał połączenie głowy z resztą ciała, jakie stanowiła miażdżona szyja.
- Nie zrozum mnie źle, pomniejszy demonie. Normalnie, nawet nie kłopotał bym się płotkami twojego pokroju. To nieco poniżej mojej godności. Jednak jeden z twych dawnych znajomych zwierzył się z tego, że wiesz o czymś…interesującym.
Trzask. Dostarczony nacisk okazał się zbyt duży. Kark pękł jak zapałka, powodując erupcję czarnej breji, zaś sam szkodnik zaczął się krztusić. Kościec szyi spotkał się z dłonią o gładkości skalnego klifu, należącą do agresora. Nass’ri dygotał nieudolnie jeszcze przez chwilę, potem zaś opadł bezwładnie, jak kukiełka, której przecięto sznurki.
- Oczywiście, twoja kooperacja…nie jest wymagana.
Ostatnią rzeczą jaką usłyszał niewielki demon w swojej egzystencji był pomruk zadowolenia istoty, która pozbawiła go życia, a której nigdy wcześniej nie widział.
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 30-03-2009, 22:10   #43
 
Ayame's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayame nie jest za bardzo znany
Szkło pękło gwałtownie, roztrzaskane siłą dostarczoną przez ożywiony dzień. Odłamki pomkneły w stronę podłogi, wraz z uwolnioną cieczą. Plan oswobodzenia udał się, choć...nie do końca. Kwas zaczął donośnie skwierczeć wraz z wejściem w kontakt w powietrzem. Najwidoczniej bańka była zamknięta hermetycznie, ograniczając dopływ gazu z zewnątrz, w celu zapobiegnięcia określonej, niekorzystniej reakcji. Reakcji, która zamieniła ciecz w kwas. Cień odskoczył, uformowawszy się z powrotem, choć nie odniósł jakichkolwiek większych obrażeń. Jeśli zaś chodziło o Dzina, nie miał tyle szczęścia. Żrąca substancja zniszczyła jego ciało w mgnieniu oka, niemal je odparowując. To co runęło na ziemię, było jedynie pozostałościami szkieletu, które także ponuro skwierczały. Pani doktor wybuchła gwałtownie śmiechem, najwyraźniej niezwykle rozbawiona tą całą sytuacją.

- Hahahah...och. Jaka szkoda. Nieważne, mam już i tak wszystko...czego potrzebowałam.

Sebastian tylko spojrzał z lekkim zawodem w kierunku kościotrupa. Był zaskoczony obrotem spraw bo nigdy wcześniej nie słyszał o żadnej substancji, która po zetknięciu z powietrzem zamienia się w kwas. Ile jeszcze takich "niebezpiecznych niespodzianek" skrywa przyszłość? A któż to wie... pewnym było natomiast jedno - troje przeciwników było odporne na moc arkan a oni nie dysponowali niczym innym... Azrail mógł się mierzyć pod względem fizycznym z ludźmi, ale z tymi pseudo maszynami ich szansa na przeżycia była bardzo niska. Skierował wzrok w kierunku Samanty a raczej... w to coś co się do niej "przyczepiło" - w tą dziwną aurę nicości, która otaczała kobietę.
-Czy mogłabyś nam pomóc uciec moja droga? - powiedział delikatnym tonem jakby mówił do dziecka uśmiechając się zachęcająco. Jego Pani nieświadoma obecności bytu mogła to dziwnie odebrać bo mimo że mówił w jej stronę... to tak jakby nie do niej. Musieli uciec tylko pewien odcinek drogi... kilka pomieszczeń by lokaj mógł uzyskać dostęp do swojej całkowitej potęgi.

Samantha była totalnie wściekła. Jak ta szmata śmiała zrobić coś takiego Fantastique`owi i śmiać jej się w żywe oczy. Bezczelność. Ta zniewaga wymaga jej krwi. Skupiła się najbardziej jak mogła i wywołując żywioł ognia rozprzestrzeniła go po pomieszczeniu, szczególnie blisko przeciwników.

Dziewczyna najwyraźniej nie była skora do rozmów, czy taktycznych dywagacji, których podjął się lokal. Mimo, że pomieszczenie nie było łatwopalne, to wszystkie przewody stojące na drodze pożogi paliły się i skwierczały donośnie. Kilka nawet trzasnęło w pół, wijąc się jak dzikie węże. Tarcze energetyczne co prawda ochroniły wrogów przed ognistą śmiercią, ale nie przed siłą podmuchu. Żołdacy uderzyli o ściany z trzaskiem i padli na podłogę, nieumiejętnie próbując odzyskać równowagę. Ciało nieznanej osoby zostało strawione natychmiast. Roboty zasłoniły panią doktor, cofnąwszy się jedynie o kilka centymetrów. Bronstein pozostał niewzruszony, być może nieznacznie zmienił kolor. Ruszył na idiotów w pancerzach, wytwarzając swoje energetyczne ostrza i nie bacząc na przeciwności losu. Nicość pozostała bezzmienna zupełnie jakby go w ogóle nie słyszała - możliwe, że reagowała teraz tylko na słowa Samanthy. Skoro to nie działało pozostało rozważyć pozostałe możliwości.

-Pani wycofajmy się parę pomieszczeń a daję Ci słowo, że ta trójka nie dożyje następnych dziesięciu minut. Jeśli zostaniemy tutaj możemy nie być w stanie pomścić Pana Fantastiqe. - wkoło szalało piekło - dłosłownie i w przenośni - a on mówił całkowicie spokojnie i opanowany. Wilk już stał u jego boku czekając na ew. rozkaz jakikolwiek by on nie był.
- Jak chcesz iść, to idź. Zabiję tę szmatę.- wściekłość Samanthy była nie do opisania. Czuła wewnątrzną chęć demolki. Tu i tera. Zniszczyć i zmiażdżyć wszystko, co było na jej drodze. Za Fantastiqe`a, za nią. Chciała, aby cała ta cholerna instytucja obruciła się w popiół. Gniew aż z niej promieniowała. Widząc palące się kable, użyła trochę wody, aby rozniecić pożar jeszcze bardziej. Przekierowała inferno prosto na znienawidzoną kobietę. W głowie huczała jej jedna myśl: zabić!
-Pani nie opuszczę Cię nawet jeśli miałbym tutaj zginąć. - Thanatos po raz kolejny oplutł się wokół jego nóg znacznie zwiększając jego szybkość i mobilność. Wróg nie mógł go trafić jeśli miał pozostać żywy. Widząc atak pędzący na kobietę skupił się i stworzył projekcję dużego stężenia wybuchowej substancji wokół niej. Ustawił się szybko blisko swojej Pani by jego cienisty "przyjaciel" mógł robić za tarczę przeciw wybuchowi.
 
Ayame jest offline  
Stary 30-03-2009, 23:04   #44
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Strażnicy poczęli podnosić się do góry po poprzedniej fali, tylko po to aby zostać stratowanymi przez czarną, rozgrzaną do czerwoności zbroję. Najwidoczniej Bronstein'a łączyło z Juggernaut'em hobbystyczne nastawienie do taranowania wszystkiego, co znalazło się na jego drodze. JAk wielka kula wpadł wprost na oponentów i porywając ich swoim pędę przebił się przez przeciwległą ścianę, znikając pośród ciemności i gruzowiska. Choć zapewne był to dopiero początek jego renowacji. Eksplozja wywołana wokół kobiety była na tyle potężna, aby rozerwać mocowanie podwyższenia i wysłać całe towarzystwo na spotkanie z podłogą. Kobieta upadła gwałtownie, bezwładnie na ziemię, pośród drobin rusztowania. Nic innego jednak się nie stało z powodu przeklętej, magicznej tarczy, która wciąż nieustępliwie chroniła przed atakami bazującymi na arkanach. Blondynka złapała się za obolałą głowę i wydała komendę.

- Koniec tego! Zabić ich! Zabić powiedziałam!

Wrzasnęła, wyraźnie tracąc swoje opanowanie. Dwa konstrukty ruszyły w stronę magów, lewitując nad ziemią. Dziwna, metalowa macka zamachnęła się gwałtownie, zadając poprzeczny cios i kosząc wszystko co miała na swojej drodze. Angelo, dzięki cieniowi miał wystarczająco szczęścia i umiejętności aby uniknąć ataku, pośpiesznie się uchylając. Samantha niestety nie, czego wynikiem był lot na poboczną ścianę i gwałtowne obicie jej całej sylwetki, kiedy opadła na ziemię, próbując się podnieść. Ściany były ostatnio popularnym wyborem turystycznym. Drugi konstrukt skupił się jedynie na przywoływaczu, oddając ostrzał z energetycznego wizjera, który, gdyby nie szybka reakcja, zdmuchnąłby Angelo głowę. Wiązka rozdarła ubranie na barku i naruszyła skórę, powodując piekący ból, jednak nic ponad to. Pierwsza reakcja natychmiastowa - prawie błyskawicznie znalazł się przy magiczce pomagając jej wstać po otrzymaniu uderzenia.

-Pani wszystko w porządku? - spytał obawiając się o jej stan psycho-fizyczny.

- Nie skupiaj się na mnie... Zabij tę ździrę! Nie wybaczę jej tego!- wycedziła przez zęby. No dobrze- ognioodporna to ona może być, ale na pewno nie wstrząsoodporna. Czas troszeczkę zamieszać jej w życiorysie. Utworzyła małe oko cyklonu wokół pani doktor, po czym zaczęła nim miatać na prawo i lewo, ostukując o ściany, sufit i aparaturę. Nie liczyła na zniszczenie bariery- jedynie na zmiażdżeniu zawartości. Niczym na rozkaz Thanatos rozptrzestrzenił się niczym symbiont na całe ciało magika a z pleców wyrosło coś na wzór skrzydeł - jednak nie miały one służyć do latania bo ich cel był zgoła inny. Czarny byt wbiegł w niebezpieczną "przestrzeń powietrzną" z pełną szybkością. Ze skrzydeł wylatały ostrza, które wbijały się w podłoże jedno za drugim by mag nie zaczął latać - sama osłona Thanatosa miała zaś go osłonić przed siłą zaklęć jego Pani. Zamierzał podejść jak najbliżej - przeczekać aż minie czar wiatru po czym w jednej chwili zrzucić drugą skórę i jakby to ująć... zajebać gołymi rękami próbując unikać przy tym wszystkim "puszkowców". Był to ciekawy plan. Trąba powietrzna pojawiła się natychmiast, porywając kobietę do góry i zabierając na nieciekawą wycieczkę. Uderzała co chwila o ścianę, to o sprzęt laboratoryjny, krzycząc przy tym przeraźliwie i nie mając wpływu na obrany kierunek. W końcu cyklon zakończył swoja egzystencję, rzucając kobietę na przeciwległą ścianę. Jej kończyny połamane, ciało obite i porozcinane, usta krwawiące, zaś świadomość w stanie przypominającym osobę wybudzającą się właśnie ze śpiączki. Na tym jednak pozytywy się skończyły i chociaż pani doktor była śmiertelnie ranna, to... jej kreacjom nic a nic nie dolegało, o czym szybko dały znać. Konstrukt znalazł się natychmiast przy czarodziejce, uderzając ją gwałtownie pięścią w żołądek i przyszpilając do ściany. Coś właśnie pękło w środku a Samantha gwałtownie zwróciła, mieszanką krwi i kwasów żołądkowych. Angelo także przekonał się, że przerośnięte tostery mają niejednego asa w rękawie. Lewitująca puszka zrównała się z nim w mgnieniu oka. Wijące się, metaliczne macki złapały go za przeguby rąk i miażdżąc nadgarstki. Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby nie to, że...robot został walnięty właśnie trupem, odzianym w czarny pancerz i wirując wyrównał lot ułamek sekundy przed walnięciem w podłoże. Bronstein, wychodząc z gruzów, przeklął pod nosem.

Po wyrwaniu się "z uścisku śmierci" macki wystrzeliły z pleców Azraila ciągnąc go ku górze w kiernku sufitu a raczej tego co z niego zostało. Z góry był bardzo ładny widok, ale nie o to chodziło. Jego wzrok namierzył bota znajdującego się najbliżej Samanthy. Dzięki mackom błyskawicznie zmienił lokalizację tak by to co zamierzał zrobić nie zaszkodziło jego Pani. Wystawił przed siebie ręce i cienista substancją pomknęła na przeciwległą część sali tworząc coś na wzór dwóch lin. Azrail odskoczył od sufitu z całą siłą i nagle "liny" zaczęły go ciągnąć zwiększając znacznie szybkość. Szybując w kierunku puszkowca zdjął cienistą skórę z prawej nogi przymierzając się do mocnego kopnięcia.
 
Famir jest offline  
Stary 02-04-2009, 21:58   #45
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Winda zatrzymała się z cichym "ping". Dwójka wyszła na zewnątrz zaś nowa koleżanka w bieli zaczęła rozglądać się w niekonspiracyjny sposób, zmierzając w dół korytarza. Wielkie, metalowe wrota, ktore przywodziły na myśl szczęki jakiegoś zwierzaka były strzeżone przez czterech żołdakow w czarnych pancerzach. Każdy z nich oddał salut "białogłowej", choć owa panna postanowiła szybko zgasić ich lojalistyczne nastawienie.

- Otwórzcie ten sektor.

Mężczyźni popatrzyli po sobie, całkowicie niepewni jak właściwie powinni się zachować. W końcu jeden, bardziej śmiały, zdecydował się zabrać głos za całą resztę.

- A-ale przecież nie posiada pani dostępu do tego poziomu.

- Otwórzcie drzwi szeregowy, albo osobiście zatroszczę się o to, żebyście pożałowali swojej decyzji. Czy się rozumiemy?

- Kiedy ja...nie mogę!

- ...panie Drake? Czy byłby pan tak miły?


Agentka Kerry zwróciła się do pana Drake'a, który najwidoczniej piastował w tym przypadku rolę ostatniego argumentu logicznego. Argument logiczny w bokserkach i torbie westchnął, po czym posłał żołdakom spojrzenie z cyklu "NO I COŚ ŻEŚCIE BAŁWANY ZROBILI". No nic. Rozpoczął swój kurs ku ich ciałom, wyobrażając sobie, co oni mogli tam mieć teraz pod hełmami, ich miny. Och, to było zabawne wyobrażenie, takie...słodkie. Tak mu się zrobiło ich żal, że zapragnął przytulić całą tą gromadkę, przycisnąć do siebie, zapewnić że wszystko będzie dobrze i--GASP.-i całkowicie pochłonięty swoją artystyczną wizją poczwórnego przytulenia, podświadomie dokonał aktu sztuki. Panom w pancerzach...zaparło w dech piersiach. Pernamentnie. Ciała upadły na podłogę, a pan Bagman podrapał się po karku, patrząc na nieżywych strażników. W końcu wzruszył ramionami, bardzo filozoficznie dając znać, że i tak ich kariera byłaby krótka, a poza tym, może nawet doprowadzi do tego, że te wydarzenia nie będą nigdy miały miejsca, przez co...oh, nad takimi rzeczami najlepiej się rozmyśla, gdy można czymś zająć ręcę. Dla przykładu, metalowymi wrotami, które właśnie pokonał swoją filozofią. Nadal zastanawiając się nad naturą podróży czasowych, obrobił płytę metalu, wydzierając sobie z niej taki kawałek, który wygodnie mógł służyć mu za pawęż.

-JESZCZE TYLKO WŁÓCZNIA CZY MIECZ I ZOSTANĘ RYCERZEM.

- Err. Tak, właśnie. To samo pomyślałam.


Kobieta ostrożnie przekroczyła nowopostały próg, nie wdając się w dalsze dywagacje. W środku było ciemno i oddychanie zdawało się przychodzić z trudem. Chwila nieudolnej manipulacji przy ścianie zaowocowała zapaleniem się światła. Stare, kilkudziesięcioletnie lampy świeciły nieśmiało zielonkawym światłem. Wszystko pokrywał kurz i pajęczyny. Rozmaite, dziwne urządzenia stały tu poukładane bez żadnego ładu, czy składu, jednak żadne z nich nie interesowało opancerzonej kobiety. Szła dalej, do kolejnych drzwi, których panel migał wesoło rozmaitymi kolorami. Pośpiesznie wprowadziła kombinację i...nie stało się nic, z wyjątkiem złośliwego zgrzytnięcia. Ponowna próba, także to samo. Mruczenie dochodzące z pancerza sugerowało mnogą ilość przeklęć skierowanych do ogólnej natury świata. W końcu bezpardonowo uderzyła w panel, wgniatając go do wewnątrz, wyrywając płytkę i wyciągając kable. Połączywszy ze sobą dwa, żółte przewody, otworzyła tym samym wrota. Zwróciła się do Bagman'a.

- Za kilka chwil będzie tu ochrona. Zapewne w liczbie kilkunastu osób. Postaraj się zająć nimi na tyle długo abym mogła zrobić to co założyłam. Miłej zabawy.

Nie czekając na odpowiedź, zniknęła w ciemnościach.
Bagman odprowadził ją wzrokiem, wpatrując się w pustkę jeszcze krótką chwilę, mimo braku jakiegokolwiek śladu jej obecności. I chociaż nikt nie mógł tego zobaczyć, każdy kto obserwowałby torbogłowego, zostałby porażony świadomością naprawdę...dziecięco-diabelskiego uśmiechu, skrytego pod torbą człowieka w bokserkach.
Bardzo niedługo później, do akcji wkroczył oddział ochrony. Piętnastu doskonale wyszkolonych i wyposażonych ludzi, działających jak jeden organizm, w perfekcyjnej formacji przebywało kolejne połacie przestrzeni odgradzające ich od kobiety, będącej ich celem. Byli jak powódź, jak siła natury. I zupełnie naturalnym było, że siłę natury powstrzymała inna siła natury. Byli jak powódź, ktora natrafiła na górę i...
-...I NIE BĘDZIE DOBREGO ZAKOŃCZENIA.
Torbogłowy stał z tarczą wysoką niemal jak on sam w jednej ręcę, w drugiej trzymając długi, masywny pręt, włóczniopodobny.
-W SUMIE TO BARDZIEJ PRZYPOMINAM JAKIEGOŚ HERAKLESA NIŻ ROLANDA, PRAWDA?
Czarne pancerze celowały w niego z całego szeregu wysoko zaawansowanej broni. Jednak, wahali się. Powinni rozstrzelać go bez sekundy namysłu
-Jeśli poddasz się i utorujesz nam drogę, to możesz liczyć na łagod--
Wszystko się zatrzęsło, jak przy miniaturowym trzęsieniu ziemii. Bagman tupnął.
- NIE. PRZEJ. DZIESZ.
Była to krótka chwila wytrącenia z równowagi, jednak starczyła, by pręt przeszył powietrze, przebijając ciało dowódcy, kontynuując swój lot, eliminując całą linię żołnierzy, jednego za drugim. Krzyk jednego z pozostałych przy życiu żołnierzy wyrażał całą...niemożliwość tego co się tutaj odbywało. Inni jednak byli bardziej profesjonalni. Laserowe promienie, plazmowe pociski i inne rodzaje ataków zalały herosa niczym deszcz. JAK DOBRZE MIEĆ PARASOL. Wszystkie jednak rozbijały się o jego tarcze, a nawet jeśli któryś dotarł do celu, nie pozostawiał na nim najmniejszego śladu. Gdy Drake wbił się w środek tego co było kiedyś formacją, sam jego sprint zabrał tylko kilka żyć; reszta rozpierzchła się we wszystkie strony, efektywnie otaczając Bagmana, nie przerywając ostrzału. Ostrzału malejącego z chwili na chwilę. Wyhamowując, obrócił się dwa razy, machnięciem uzbrojonej ręki rozrywając kolejnych żołnierzy, finalizuąc cały ten balet manewrem, który ochrzcił SHURIKEN, niosącym kolejne ofiary. Bagman wyciągnął rękę ku komandosowi. Ten oczywiście, odskoczył-by. Gdyby nie to, że za plecami miał ścianę. O kur-- Ręka dotarła tam gdzie chciała, chwytając zagonionego w kozi róg przeciwnika. Ten z hukiem uderzył o podłogę -CZE PIECZONE. NIE BĄDŹMY WULGARNI. Znowu wstrząs. Tym razem wywołany bagmanową pięścią, która posłużyła za swatkę czarnopancernego i podłogi. Ich stosunek błyskawicznie stał się bardzo intymny. I tak pasjonujący, że wszystkich innych zwaliło z nóg. Kolejna ofiara. Ray w swój charkterystyczny, stoicki spokój zaszarżował na kolejnego, wbijając mu pięść w żołądek, płynnie przechodząc z biegu w skok, odbijając się od podłogi. Bagman był jak rakieta, która wystartowała, a na samym jej czubku przez przypadek znalazł się jakiś nieszczęśnik. Tyle, że czubkiem w tym wypadku była pięść. Cała ta kosmiczna odyseja skończyła się, gdy podróżnicy zawędrowali pod sufit, a ktoś obserwujący podłogę piętro wyżej mógł zobaczyć, że ta właśnie wygięła się tak, jakby czyjeś ciało odszktałciło ją od spodu.
I jego dedukcja byłaby genialna!
Bardzo niewiele blasku towarzyszyło lądowaniu tytana. Może dlatego, że brakowało osób, które świeciłyby latarkami? Szybko ich zabrakło. Kolejny stracił głowę. Następny bardzo ładnie wyglądał z innym, więc Bagman zrobił ich parką, których nawet sekcja zwłok nie rozłączy. Następne ściany odkształciły się pod wpływem ludzkich ciał i nieludzkiej siły, zupełnie tak, jakby człowiek z torbą na głowie uznał, że skoro sufit i podłoga takie mają, to inne ściany powinny też, bo tak jest...ładniej. Paru zostało elementami dziwacznych...konstrukcji z obiektów które artysta znalazł w okolicy.
-SZKODA ŻE NIE MAM APARATU. CIEKAWE CZY INNYM SIĘ SPODOBA...JEŚLI JACYŚ INNI PRZYJDĄ.
I W SUMIE, CO PORABIA RESZTA?
PEWNIE ŚWIETNIE SIĘ BAWIĄ.
 
Nemo jest offline  
Stary 03-04-2009, 21:27   #46
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Bagman przyglądał się powołanemu przed chwilą dziełu sztuki. Picasso by się nie powstydził, naprawdę. Jego postrzeganie świata zostało jednak utrudnione przez fakt, że nagle zgasły wszystkie światła. Zapanowała całkowita ciemność i cisza. Dopiero teraz był w stanie odczuć brak cichego szumu klimatyzacji. Światło powróciło, jednak...jakieś takie czerwone i rażące w oczy. Wraz z nim zjawiła się także panna w białym pancerzu, która najwyraźniej zrobiła to, co miała do zrobienia pomiędzy starymi egzemplarzami maszynerii z przed 200 lat.

- Wyłączyłam właśnie główne zasilanie. Awaryjne źródło mocy działa zawsze, jednak nie obsługuje takich udogodnień jak tarcze energetyczne piechoty, czy wieżyczki obronne, wobec czego jestśmy teraz w znacznie lepszej sytuacji niż do tej pory.

Dym wydobywał się zza wrót, sugerując, że coś w środku zmieniło stan konsystencji.

- Erm. Powiedzmy, że nikt szybko nie włączy głównego generatora. Teraz do rzeczy. Dwa piętra pod nami znajduje się laboratorium techniczne. Windy nie działają. Schodzimy szybem wentylacyjnym, czy też...masz jakiś lepszy pomysł Drake?

Spojrzała na niego niepewnie, choć owej niepewności nie dało się dostrzec przez złote wizjery. Ray nakierował swoje gałki oczne na rozmówczynię, myśląc nad czymś intensywnie. W końcu, uderzył pięścią w otwartą dłoń.

-A MOŻE PO PROSTU PRZEZ PODŁOGĘ? MASZ PEWNIE JAKIEŚ MISTYCZNE...PRZEPRASZAM, TECHNOLOGICZNE CZUJNIKI PRZEŚWIETLACZE, KTÓRE POZWOLĄ NAM TAK ZEJŚĆ NA DÓŁ, BY KOMUŚ ZROBIĆ PSIKUS? ZNACZY. NA GŁOWIE WYLĄDOWAĆ.

- Obecnie moja zbroja posiada jedynie 40% sprawności. Jedno z moich działek jest uszkodzone, a jeśli wystrzelę z drugiego pełną mocą zostanę bez ciężkich broni. Odnośnie tego czy ktoś pilnuje wnętrza laboratorium, nie mam pojęcia, jednak znajduje się ono niemal centralnie pod nami.


Odpowiedziała, torpedując jego marzenia o spadnięciu komuś na głowę.

-CZUJE SIĘ JAK TEN CHŁOPCZYK, CHCIAŁ BIEGAĆ, ALE NIE MIAŁ NÓG. A JAK JE DOSTAŁ, TO NIE MIAŁ BIEŻNI. Bagman westchnął. Ale nie ustępował. ŻADNEJ ECHOOBRAZOGENERACJI? TERMICZNEJ WIZJI? ŁADNIE ŁADNIE PROSZĘ? Torbogłowy złożył ręce w błagalnym geście.

- Bagman! Do ciężkiej cholery! Naprawdę nie mamy na to teraz czasu! Eh. Rusz się, wobec tego, idziemy do szybu. Gdyby nie te idiotyzmy bylibyśmy już w połowie drogi.

Odwróciła się zmierzając w stronę wentylacji. Bagman skrzyżował ramiona na piersi, promieniując aurą przywołującą słowo FOCH. Ignorując białogłową, podskoczył minimalnie kilka razy w miejscu, jak sportowiec przygotowujący się do olimpijskiego wyczynu, wziął głęboki wdech, posłał ostatnie dramatyczne spojrzenie kobiecie, po czym...zrobił z siebie gigantyczny odważnik.



[***]



Angelo uderzył tak jak to zaplanował. Jego kopniak walnął robota, który atakował Samanthę. Nastąpiło głośne dudnięcie, zaś latająca puszka rozluźniła uścisk, odlatując w bok, mniej niż stabilnym sposobem. Czarodziejka ponownie zaznajomiła się z krztałtem kafelek na podłodze. Przyzywacz jednak przecenił swoje możliwości. Jego ciało, mimo, że stanowiło szczyt ludzkiej formy było wciąż...no właśnie. Ludzkie. Może i wygiął fragment blachy, co nie zmienia faktu, że kość w jego nodze także roztrzaskała się na "Puzzle 200 elementów". Pani doktor zdawała się być w stanie, cóż...terminalnym. Jej czas się kończył, o czym świadczyło zwalniające bicie serca, zamroczona wizja i kilka innych efektów kosmetycznych sugerujących pośpieszną wyprawę na tamten świat bez biletu powrotnego. Choć...może nie do końca. Chwiejna, niczym uschnięta łodyga dłoń sięgnęła do głębi płaszcza medycznego. Oczy, z których uchodziło życie zabłysły na moment ponownie, kiedy niewielka, strzykawka odnalazła drogę do zakrwawionych rąk. Płyn w środku...lśnił złotem, przechodzącym w zieleń. Zdawał się rezonować nieopisanymi pokładami energii, choć jedynie Samantha była w stanie to wyczuć. Jeden, pełen koncentracji ruch. Przedśmiertny wysiłek? Być może. Płyn zniknął w ciele.

Kobieta postanowiła wykończyć panią naukowiec, póki jeszcze mogła. Blaszaki zostawi Sebastianowi. Ponownie skoncentrowała się i użyła małego tornada, tylko, że tym razem chciała połamać jej kark... albo przynajmniej doprowadzić do stanu, w którym nie będzie się mogła ruszać, a najlepiej śmierci. Żeby nieco oszukać roboty wykorzystała wilgoć unoszącą się w powietrzu, a krążącą wokół nich, do wyrównania temperatury z otoczeniem. Wydawało jej się, że maszyneria, jeżeli już coś widzi, to jest to odczyt ich temperatury.

Tymczasem Thanatos znowu pokrył nogę Angelo usztywniając zranioną kończynę. Prosta projekcja również pozwoliła rozwiązać kwestię rany na krótką metę. Z ciałem pokrytym cieniem i dziwnymi macko-skrzydłami wyglądał niczym prawdziwy demon z piekła rodem - wszystko ładnie i pięknie, ale... te maszynowe cudaki były odporne na jego magię... gdyby mógł wezwać Uranosa albo chociaż Nemezis... walka toczyła się by zupełnie inaczej. Niestety próba siłą otwarcia portalu do "wewnętrznego ja" w celu przywołania któregoś z nich nie przynosiły żadnego skutku. Zanim przystąpił do eksterminacji puszkowców - lub oni zaczęli eksterminować jego - ze skrzydeł wystrzeliły trzy ostrza w kierunku kobiety. Nie wiedział o co chodzi z tym flakonikiem, ale z drugiej strony nie chciał wiedzieć. Po trzy ostrz-macki ruszyły w kierunku puszkowców choć ich zadaniem było bardziej odrwacanie uwagi niż bezpośredni kontakt. Sam Angelo przy wsparciu Thanatosa cały czas się przemieszczał między nimi starając się ani na chwilę nie przebywać w jednym miejscu za długo. Była to swoistego rodzaju gra na zwłokę.

Wiatr w mgnieniu oka wezbrał na sile, podrywając umierającą kobietę ku górze. Jednak kiedy już oderwała się od podłoża, jej ręka w wyjątkowo sprawny i nietypowy dla dogorywających istot sposób, wystrzeliła w kierunku podłoża, chwytając i zagłębiając się w nim, jakby to było zrobione z niczego więcej jak plasteliny. Z dziwnym, gardłowym odgłosem, oponentka kończyła swoją przemianę w coś...nieludzkiego. Ubranie rozerwało się na strzępy, zaś jej skóra pobladła, nabierając trupiobladego koloru, który momentalnie przeszedł w niezdrową czerń. W tym momencie uderzyły ostrza utkane z cienia, jednak kula niewrażliwości uniemożliwiła im dojście do źródła. Jej twarz, nabrała kościstych kształtów, mutując i rozszczepiając się na więcej niż jedną głowę. Obleśne, czerwone języki wahały się to w jedną, to w drugą stronę. Oczy straciły tęczówki, stając się wrotami do nicości. Istota twardo wylądowała na ziemi, ignorując wszelkie efekty zamieci szalejącej wokół. Bronstein widząc owe stworzenie gwałtownie zaszarżował przy pomocy pary swoich energetycznych ostrzy. Pazurzasta dłoń wystrzeliła w jego kierunku, łapiąc rycerza za bark i wysyłając go w kierunku przeciwległej ściany, którego to przeciwnika pokonał bez problemu, znikając z łomotem w mroku i tysiącach kabli. Stworzenie cicho charczało, patrząc na dwójkę ofiar która mu pozostała. Nie wiadomo czy w "pani doktor" było jeszcze cokolwiek z ludzkiej istoty. Roboty w tym czasie nie próżnowały. Jeden zaczął prowadzić ostrzał laserowym wizjerem w stronę Angelo, jednakże ruchy "pana z atramentu" były tak nieprzewidywalne, że żadna z wiązek nie zdołała go trafić. Tego samego nie można było powiedzieć o Samancie, która właśnie otrzymała cios metaliczną macką na wysokości głowy, a konkretniej twarzy. Jej facjata rozcięta, siła uderzenia cisnęła nią w bok, tak, że dziewczyna zatrzymała się obok dziury wyżartej przez kwas.

 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 03-04-2009, 22:07   #47
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Samantha rzuciła robotom wściekłe spojrzenie i, chcąc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, przyzwała ogniste słupy, tak, żeby swoją siłą zepchnęły blaszanki w stronę czegoś, co kiedyś było człowiekiem. W tym czasie wszystkie macki Angelo - a w chwili obecnej było ich trochę - pokryły jedną z rur i z łoskotęm ją wyrwały. Z macek zaczęły skolei wyrastać dłonie, które zaciskały się na tej prowizorycznej broni po czym z całą siłą cisnęły nią niczym włócznią w "byłą" Panią doktor. Po tym zabiegu macki z dłońmi zaczęły krążyć po pomieszczaniu jak szalone w poszukiwaniu dalszej "broni" tego typu. Chrobot wydobył się z gruzów, zaś rycerz wystawił niepewnie przyłubicę, z metalicznym głosem wygłaszając swoje stanowisko.

- Khh...Cierpka z niej suka.

W istocie, miał trochę racji. Strumienie ognia wykreowane przez Samanthę zadziałały. Cóż, przynajmniej jeden z nich. Pierwszy z robotów został zepchnięty wprost na panią doktor, drugi jednak odleciał w bok, jakby nigdy nic. Mimo, że ogień nic nie zrobił robotom z powodu tarcz, to siła kinetyczna przesuneła jedną, wyżej wspomnianą puszkę. W tym momencie nadleciał także pręt Angelo. W ułamku sekundy, pani doktor złapała za stalową mackę robota, przerabiając go na tarczę, która przyjęła za nią cios. Pręt wbił się w korpus, zakłócając pracę mechanizmu nośnego, czaszkowa panna cisnęła zabawkę w bok, wyraźnie znudzona. Mimo, że toster wciąż działał i stanowił zagrożenie, nie mógł się poruszać. Wokół pani z "głowami" na karku, poczęły krążyć niewielkie, czerwone wiązki energii, przypominające krzyże.

- Ah. Jak cudownie. Istoty nadnaturalne nie wiedzą jak wspaniały dar otrzymały. Jakie wielkie to szczęście, że udało mi się przejąć owe dary od kilku z nich, prawda? Heh...

Czerwone, skrzące pole zaczęło się gromadzić wokół niej. W tym momencie sufit gwałtownie eksplodował ku dołowi. Na uszkodzonego robota spadło coś wielkiego, muskularnego i...z papierową torbą na głowie. Bagman wylądował. Stukot metalicznych mocowań zaowocował pojawieniem się pani w bieli, która, także zjawiła się na placu boju jako nowy kombatant.

-...Co...co to właściwie jest!?

Powiedziała pani o złotych wizjerach, widocznie zaniepokojona. Lądownik wylądował, otrzepał się i spojrzał na panią doktor. Był, hm, niewzruszony. Przekrzywił tylko nieco głowę.

-HEJ, TO TY POWINNAŚ WIEDZIEĆ CO TRZYMACIE W LODÓWCE, TY TU PRACUJESZ.
Azrail był zbyt skupiony obecnie na kontrolowaniu summona by zauważyć że przybyła odsiecz. Oczywiście usłyszał huk, ale jego zmysły były skupione wyłącznie na kontrolowaniu dużej ilości macek i jego celowi. Z każdej macki wyrastało teraz po kilka dłoni a każda dłoń trzymała jakąś rurę lub inną broń improwizowaną. Dwie "włócznie" zostały wystrzelona w kierunku puszkowców. Reszta macek otoczyła trupią damę jak się dało po czym pociski wystrzeliły w kobietę z różnych stron. Sam Azrail trzymał w miarę bezpieczny dystans jednak nogi miał ugięte do uniku - na wszelki wypadek.
-PLANU CZAGRW Bagman, przyzwyczajony do tego że nikt nie przerywał mu jego monologów, zatrzymał się nieco zamroczony. Gdy wydedukował co się stało, rzucił Azrailowi spojrzenie nieco pokrzywdzone i zirytowane. Za co? Mruknął coś niezadowolony.
-WYTNIJ PŁYTĘ PODŁOGOWĄ, POTNIJ NA KAWAŁKI, ROZGRZEJ I EKSPLOZJĄ CIŚNIJ
Zdanie to było najwyraźniej skierowane do czarownicy. On sam zaś zajął się arcyważnym zadaniem, jakim było...
-BRONSTEIN, CZY WSZYSTKO W PORZĄDKU?!
Doskoczenie do swojego pancernego przyjaciela i dopomożenie mu w pozbieraniu się na równe nogi.Samantha spojrzała na Torbogłowego z lekką irytacją. Niby to od kiedy wydaje jej rozkazy?! Ale najwidoczniej ma jakiś plan... Oby sensowny. Dawno nieużywany żywioł ziemi przyszedł jej z pomocą. Cuda natury i roślinki zaczęły kwitnąć tak, żeby wyrwać i podnieść ponad poziom płytę podłogową. Potem oplotła kawałek metalu, czy z jakiegokolwiek materiału by to nie było, przedmiotu i zmiażdżyła go na niewielkie kawałki. Następnie używając ognia rozgrzała to jak najbardziej mogła, aby nie przetopić przedmiotu i ostatecznie w jednym momencie zwiększyła płomień, tworząc mini- wybuch, a żeby poleciało na "doktorkę".

- No dobra... I co teraz?- zapytała lustrując badawczym wzrokiem "wybawcę".
 

Ostatnio edytowane przez Nemo : 03-04-2009 o 22:34.
Nemo jest offline  
Stary 03-04-2009, 23:01   #48
 
Ayame's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayame nie jest za bardzo znany
Metalowa zbroja podniosła się z ziemi, odtrącając dłoń Bagmana, który jedynie próbował pomóc.

<<Zostaw mnie idioto! Sam sobie poradzę!>>

Spojrzał na potworność przeciw której walczyli i trzasnął metalowymi dłoniami.

<<Potrzebujemy planu. I mam na myśli plan a nie szycie na drutach. Khh...może i ta jędza przypomina jeszcze kobietę...ale wali jak Galactus.>>

Owa kopia pożeracza światów, została właśnie zaatakowana masą metalowych drągów, których zadaniem było przerobienie jej na przydużą poduszkę do igieł. Czerwona zawierucha trochę zmniejszyła uderzenie. Kształty nadgryzły konstrukcję pretów, choć nie zamortyzowały ciosów do końca. Metal uderzył z różnych stron, waląc mocniej niż niejedna pięść a istota jęknęła z bólu. Następnie nadleciały detonowane fragmenty. Jednak, ku niespodziance wszystkich, wielka fala ognia, a raczej energii cieplnej buchnęła z pod nóg potwora do góry, zmieniając odłamki w ciekły metal i posyłając je na sufit. Śmiech, choć nie do końca pewien swego.

- Hahahahah! Chyba kpisz! Samantho. Czyźbyś zapomniała czyją moc posiadam? Hahah.

Wzrok czarnych dziur padł na Angelo.

- A co do ciebie...zdychaj insekcie!

Wyciągnęła dłoń do przodu a cała karmazynowa pula krzyży ruszyła prosto na przyzywającego. Angelo próbował uniknąć ataku, jednak ten niespodziewanie rozszczepił się na mnogie, zaraz przed nim. Wiązki charatały jego skórę, niszczyły strój, rozbijając iluzję. Wilk zawył przerażliwie z bólu kiedy on i jego pan runęli w kierunku podłogi. Władca przestrzeni krwawił obficie z licznych ran i coś chyba przecięło kilka z jego wiązań. Wilk rozlał się na cienistą maź po podłodze, ledwie zachowując swoją konsystencję i cicho piszcząc.

- Bagman! Padnij!

Kobieta krzyknęła zza pleców torbogłowego. Bronstein i Bagman obaj rzucili się na ziemię, co w wykonaniu gigantów takich jak oni wyglądało nieco komicznie. Samantha i panna Kerry odskoczyły czym prędzej, usuwając się z drogi fali pomniejszych, czerwonych emanacji, które chwilę potem podziurawiły ściany jak ser szwajcarski.

<<Plan, kurwa mać!>>

Ryknęła wściekle zbroja, podrywając się ku górze.
-FASTBALL SPECIAL?

Nieśmiało pisknął Bagman, przezornie zabepieczający dłońmi Torbę na głowie. Zbroja obdarowała go wzrokiem będącym połączeniem zdziwienia, lekko zakrapianego nienawiścią i niepewnością. Bronstein syknął i zapewne splunąłby, gdyby tylko posiadał usta. W końcu mruknął jedynie:

<<Rzucasz.>>

Panna Kerry także to usłyszała i zapewne zamierzała dołożyć coś od siebie do owego pakietu. Torbogłowy kiwnął głową z determinacją godną głównego bohatera jakiegoś dramatycznego filmu, poderwał się na równe nogi, chwycił dzielnego pancernika, zakręcił się, przywołujac w głowie wyraźny obraz tego, jak sobie ten pokaz zaplanował już dawno temu i...

Tymczasem Sebastian patrzył tylko kątem oka jak krew się z niego wylewa a wraz z nią jego życie i wtedy go olśniło. Krew! Magowie często używali własnej krwi by wzmocnić siłę swoich zaklęć. Ryzyko było duże, ale warto było spróbować i zobaczyć co się okaże silniejsze - jego magia czy ta przeklęta sfera ochronna. Kiedy uznał, że dość się już z niego wylało - przy czym z każdą chwilą mdliło go coraz bardziej - stworzył kilka pomniejszych projekcji we własnym ciele. Nie "przywracały go na nogi", ale na krótką chwilę miały mu zapewnić status "stabilny" - gdyby się udało to i tak projekcje nie będą już potrzebne. Szkarłatny płyn zaczął się poruszać i rozprzestrzeniać po podłodze zostawiając na niej magiczne symbole i znaki. Cieńkie linie i kręgi przepełnione energią zaczęły zapełniać pomieszczenie - a raczej to co z niego zostało.

-Dawaj suko. - mruknął do siebie i choć to słownictwo nie było w jego stylu odzwierciedlało jego determinację. Padły słowa mocy i szkarłat zamienił się w jaśniejący błękit mocy. Po raz drugi tego dnia rytuał zniewolenia duszy się rozpoczął.

Samantha też nie chciała być gorsza, choć tak do końca nie bardzo widziała co robić. Zacisnęła pięści, wkurzona na kobietę, a raczej coś co nią było. Postanowiła się dołożyć- odpowiednim podgrzaniem Pana Zbroi i odrobiną wiatru, aby go przyspieszyć. Nie chciała mu zrobić krzywdy- jedynie dodać nieco mocy do żywego(?) pocisku. Ruszyła maszyna. Angelo miał przed sobą ciężkie zadanie, jednak tym razem był przeświadczony o tym, że może się udać. Ponownie już tego dnia rozpoczął rytuał spętania, chcąc zniewolić monstrum, które rzucało nimi wszystkimi niczym szmacianymi lalkami. Potrzebował jedynie kilku chwil. Pocisk V-Bronstein pomknął w kierunku przeciwniczki, tworząc ostrza purpurowej energii i krzyżując je na piersiach. Mimo takiej masy zdawał się być całkiem areodynamiczny. Mimo to, był nie do przegapienia. Potworność skierowała się na niego i wystrzeliła karmazynową wiązkę, mającą za zadanie wytrącić go z trajektorii. Tym razem jednak, role się odwróciły. Purpurowa wiązka pochodząca z białego pancerza o złotych wizjerach, walnęła czaszkową pannę, sprawiając, że jej własny pocisk chybił. Bronstein nabrał dodatkowego rozpędu dzięki mocy Samanthy. Uniósł ostrza nad głowę. Jeszcze chwila. Tylko...chwila. Ciął. Rycerz powołał iskry lądując przykulonym na podłodze. Czerwone krzyże zniknęły, zaś czerń postąpiła dwa kroki do przodu, aby rozpaść się na cztery elementy, które syczały, obracając się w nicość. Angelo omal nie zdobył tego dnia kolejnej istoty do swojej kolekcji. W pomieszczeniu pozostał jedynie jeden aktywny robot, oraz czarne kałuże po jego właścicielce. Średniowieczna konserwa, podniosła się i otrzepała dłonie.

<<Ha! Haha! Hahahaha! Ta! Udało się!>>

Ryknął zadowolony ze współpracy która miała miejsce. Choć najwidoczniej starała się to ukryć, pani w bieli także dała upust swojemu zadowoleniu, nieznacznie zaciskając piąstki w pomruku zadowolenia.

Paniczu Drake. Dosłownie parę pomieszczeń obok znajduje się strefa z której będę w stanie nas wszystkich zabrać z tego kompleksu. Czy byłby Panicz tak łaskawy pomóc mi się tam dostać. W chwili obecnej mój stan niezbyt mi na to pozwala. - krew maga pokrywała teraz część podłoża a on sam leżał na ziemi plackiem - widocznie wolał zachować siły na otwarcie portalu niż na zbędne projekcje, które odebrałyby mu potrzebną energię.
 
Ayame jest offline  
Stary 04-04-2009, 21:31   #49
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
John westchnął zapowiadały się długie wakacje w kurorcie, który raczej nie spełniał jego oczekiwań pod względem jakości, czy wyszkolenia personelu. Drzwi już miały zamknąć się za Candyman’em i jego oprawcami, gdy nagle rozległo się:
- Moment. Przytrzymajcie drzwi.
Dla kogo innego żołdacy nawet by nie zareagowali, jednakże znali ten głos. Po prawdzie bali się go. Dobrze wytresował ich przez te wszystkie lata. Jeden z piesków na posyłki wyglądających jak nieudane klony przyjaznego, dzielnicowego pająka, w istocie aktywował czujnik, przez co wrota windy otworzyły się ponownie a do środka wszedł mężczyzna z którym Johnny miał wątpliwą przyjemność rozmawiać kilka chwil temu. „Tako” poprawił mankiety i krawat, naciskając jeden z wielu, pozornie identycznych przycisków. Najwyraźniej gdzieś bardzo się śpieszył, o czym świadczyła kamienna mina i niepewne zachowanie dwójki jego pachołków. W końcu drzwi zamknęły, zaś z głośników poczęła wydobywać się tandetna muzyczka z lat 60. Najwyraźniej w przyszłości zrezygnowano z wariantu klasycznego, na rzecz tejże opcji. Wskaźnik wskazywał gdzie właściwie znajdowała się kabina. Stopniowo zjeżdżała na coraz niższe piętra. I wtedy…piosenka okazała się mieć właściwości prorocze. Coś trzasnęło, zgasło światło, a spokojne rytmy urwały się jak sznur wisielca. Światło zmieniło kolor na jaskrawy czerwony, a żołdacy osiągnęli nowe dno niepewności i zruganego morale.
- Co tu się dzisiaj, do kurwy nędzy wyprawia.
Mruknął „Tatko”, wyraźnie bardziej zirytowany, niż zmartwiony. Nie widział przecież powodu do obaw. Zajmował wysokie stanowisko w jednej z najbezpieczniejszych firm na świecie, która, ironicznie, sama zajmowała się bezpieczeństwem. Pewność siebie bywała momentami zgubna. Panel pokazujący rozkład pięter zaśnieżył i zafalował, zmieniając ukazywany program na…czyjąś głowę. Konkretniej na wpół metaliczną, wpół utkaną z ciała głowę brunetki o półdługich włosach i karmazynowych oczach.
- Dzień dobry, białkowcy.
Głos nie sugerował, żadnej płci, stanowił raczej coś, co wydobywało się z syntezatora.
- A to, co znowu za dziwadło? Ktoś złamał nasze zabezpieczenia, czy co!?
Warknął „ojciec rodziny” uderzając w panel przycisków. Jego próby łopatologicznego podejścia zdały się jednak na nic. Syntezator zamruczał, cokolwiek mogło to znaczyć.
- Nazywam się Interface Ultron 5.2. i pragnę powiadomić, że problemy z zasilaniem, na które cierpi ta imponująca placówka, są wywołane moimi poczynaniami. Niedobór mocy powinien ustąpić za kilkadziesiąt minut. Będę wdzięczny za…
W szefie wydziału aż się gotowało. Czerwony jak cegła, złapał za niewielki mikrofon przy panelu i niczym będący na ambonie ksiądz wykrzyczał:
- Kontrola, co tam się do ciężkiej cholery wyprawia!? Mam tutaj komunikat od jakieg…
-…kooperację.

Choć teoretycznie nie było to możliwe, para karmazynowych oczu zdawała się teraz patrzeć wprost na „Tatka”. Ten cofnął się o krok, wpadając na strażnika. Kolejny trzask. Trzask połączony ze zgrzytem. Właśnie zwolniły się pasy mocujące kabinę i hamulce bezpieczeństwa. W arii cierpienia, lęku i grozy, trzy męskie głosy ruszyły na spotkanie swojego przeznaczenia, które w tym wypadku nosiło kosę i czarny płaszcz.

[***]

Radosny monolog wykrwawiającego się w najlepsze maga, został przerwany przez donośny łomot stanowiący subtelną mozaikę z eksplozją i wstrząsem sugerującym ruchy tektoniczne. Panie będące w pobojowisku, musiały ponownie złapać równowagę aby nie klapnąć na cztery litery, nawet Bagman się zachwiał, a Bronstein pośpiesznie wbił jedno z ostrzy w ścianę aby uniknąć zwiedzania parkietu. Angelo było na tą chwilę wszystko jedno. Kerry pośpiesznie wyjrzała na korytarz. Drzwi windy pozostawały wbite w przeciwległą ścianę, natomiast zwęglone i powykrzywiane w agonii ciała leżały na podłodze. Przewody panelu skwierczały elektrycznością. Z zaciśniętej dłoni jednego z trupów, wymsknęła się mała…kolorowa kulka.

 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 05-04-2009, 21:37   #50
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Bagman miał taki piękny plan na przemowę. Chciał podnieść morale drużyn, wygłosić mowę motywacyjną, zaplanować wspólne treningi ich wersji Fastball Specialu, ogólnie poczuć się jak wódz i przywódca drużyny...No, skończyło się tak, że w kuchni kipi zupa, w windzie znaleźli trupa. A właściwie cztery. Jeszcze trochę i mogliby zrobić drużynę do...czegoś. Nigdy nie potrafił zapamiętać, ile trzeba było ludzi do danego sportu. Może dlatego, że nikt nie chciał z nim grać?
Zachwiał się, medytując nad obecną sytuacją. Cóż mogło się stać, po co i dlaczego? Czyżby ktoś inny poza nimi rozrabiał? Obrzucił ostrożnym, pytającym wzrokiem wszystkich obecnych, po czym niekonspiracyjnie podszedł do trupów, podrapał się po torbie i podniósł kolorową kulkę.
-HMMM. Obejrzał ją, mrużąc jedno oko, jak dziecko które znalazło...um...kolorową kulkę. Uniósł ją wysoko, tak, by każdy mógł ją zobaczyć. Nagle i zupełnie niespodziewanie, skierował swoją dłoń pod torbę, prawdopodobnie...do ust. Odwrócił się do reszty, promienując aurą wyraźnie zdającą pytanie "CO BY BYŁO JAKBYM JĄ POŁKNĄŁ?"
Samanthę również zafascynował cukierek. Spojrzała na Bagmana i wzruszyła lekko ramionami, jakby chcąc powiedzieć " Skąd mam wiedzieć?" . Jej uwagę jednak przykuł migający jak oszalały naszyjnik.
- Lepiej tego nie jedz. To jest chyba to, czego szukamy.- kobieta wyciągnęła rękę w kierunku Bagmana, w zrozumiałym geście "daj mi to". Bagman cofnął się, kładąc ręcę na karku. -ZGUBISZ powiedział tak, jak mówią ludzie z kulkami w ustach. Rzucił jeszcze spojrzenie pannie Kerry, jakby zastanawiając się, co ona na to powie. Kobieta westchnęła tylko.
- Lepsze to, niż gdybyś miał to zjeść... Schowaj to do kieszeni, jeżeli musisz, ale nie zjadaj.- położyła ręce na biodra. Bagman nagle zastygł w totalnym bezruchu. Przestał nawet oddychać. Po chwili, z niedowierzaniem, podniósł rękę i skierował ją ku bokserkom. Jedynemu elementowi jego garderoby. Złapał za materiał. Nachylił się w kierunku czarownicy, jakby próbując potwierdzić fakt, że ona wie, ze tylko to ma na sobie i tylko tam mógłby schować. Samantha walnęła się ręką w czoło. No tak... Racja...
- Poczekajcie chwilę. Bagman, nie połknij tego.- rzuciła Torbogłowemu znaczące spojrzenie i wróciła do pomieszczenia, w którym niedawno walczyli. Może chociaż któryś z przeciwników miał na sobie coś z kieszenią... mundurki pozabijanych strażników miały całkiem sporo kieszeni. Problem zasadzał się na tym, że Bagman był obecnie istnym gigantem i raczej nic na niego nie pasowało. Samantha mogła co prawda poprosić go o powrót do poprzednich rozmiarów, jednak... czy ten jej posłucha? Cholera wie. Chwilę później agentka Kerry także weszła do pomieszczenia, szperając coś przy poległych. Następnie bezpretensjonalnie i nie czekając na zgodę, podeszła ze strzykawką pełną zielonego płynu w stronę Angelo i zrobiła mu zastrzyk. Jak za pacnięciem czarodziejskiej różdzki, stan tego zaczął się stabilizować. Przyzywacz musiał przyznać, że agentka wykonała to zupełnie bezemocjonalnie, pozbawiona jakiejkolwiek troski o pacjenta. Jakby ten był jedynie przydatnym narzędziem, które starała się naprawić. Samantha podeszła do jednego z żołnierzy, zdjęła z niego kurtkę i nałożyła ją na siebie.
- Niestety mój drogi- nie jest to twoja rozmiarówka. Daj mi to, ja to schowam. Będę ostrożna.- powiedziała do Bagmana.
Tymczasem Angelo zaczął dochodzić powoli na siebie - na szczęście bez pomocy projekcji.
-Dziękuje Ci moja nemezis. - powiedział z lekką nutą arogancji w głosie kiedy się podnosił. Wykonał parę gestów ręki jakby otrzepywał się z kurzu i w tej samej chwili znów miał na sobie swój idealnie czarny frak i olśniewająco białe rękawiczki. Wyjął z kieszeni grzebień i przeczesał szybko włosy - wyglądał jak nowo narodzony choć kto wie ile z tego było iluzją a ile rzeczywistością. Podszedł do swojego cienistego towarzysza. Padło słowo mocy i ten zamienił się w twardą kulę wielkości pięści. Wziął ją i schował za frak - musiał narzucić mu tę formę by cieniołak wytrzymał jeszcze tą chwilę zanim dotrą do bezpiecznej strewy skąd go odeśle do "wewnętrznego ja".
-Pani? - zwrócił się do Samanthy tonem mówiącym "co teraz?
Kobieta rzuciła mu wymowne spojrzenie, wciąż czekając na reakcję Bagmana. Bagmana, który ze spokojem i stoicyzmem wpędzającym kamienne statuły w kompleksy obserwował całą tą cudowno-leczniczą-krzątanine. Gdy wszyscy już skończyli i miał pewność, że będzie w centrum uwagi gdy wygłosi swoją szokującą deklarację, chrząknął donośnie i
-ALE JA JUŻ JĄ POŁKNĄŁEM.
- Że co?- powiedziała z niedowierzaniem.
-TO BYŁO PRAWIE JAK POŁYKANIE TABLETEK NA GRYPĘ. TYLKO TAKICH DUŻYCH. -odrzucił jej najzwyczajniej w świecie. Angelo odchrząknął słysząc tą jakże... dziwną wymianę zdań.
-Nic takiego się nie stało. Zakładając, że to jest to czego szukamy nie ulega procesowi trawienia więc prędzej czy później opuści... ciało Panicza Drake'a... w dość naturalny sposób. Poza tym jego ciało idealnie nadaje się na swoisty "sejf". - uśmiechnął się lekko jakby cała ta sytuacja go niezmiernie bawiła. Samantha spojrzała na niego, jakby włanie się urwał z choinki.
- Jeżeli cię to tak bawi, to ty to będziesz wyciągał... z tego "naturalnego procesu"
- Proszę o wybaczenie Pani. - skłonił się lekko, ale uśmiech nadal tkwił na twarzy.
- Nie ma za co, to i tak był rozkaz- teraz kobieta uśmiechnęła się perfidnie w stronę lokaja.
- POWODZENIA. CO WIĘC TERAZ, KERRY PANNO? Bagman podrapał się po plecach, kierując zapytanie do białej agentki.
 
Nemo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172