Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-06-2009, 11:14   #41
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
W końcu! W końcu policja! I to sporo policji, oby udało się coś zdziałać. Taki zaczynała już tracić nerwy i była bliska płaczu, ale syreny dodały otuchy. Tyle bandziorów... Japonia schodzi na psy.

Kiedy zaroiło się od policjantów Taki tylko usuwała się z miejsca na miejsce. Próbowała zaczepiać różne osoby by powiedzieć im co już tu widziała, ale na ogół byli to zwykli policjanci i nawet nie chcieli jej słuchać. Kiedy zaczepił ją rosły mężczyzna od razu zobaczyła swoją szansę, ten człowiek wyglądał na rozgarniętego.

- Przepraszam, pani usunie się z terenu działań policji...
- Byłam tu jak to się zaczęło, mogę opowiedzieć i wiem ile przynajmniej jest tych zbirów.

Miała nadzieję, że ktoś ją wysłucha, każda informacja może być cenna. I gdzie do diaska jest Joseph???
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 29-06-2009, 10:15   #42
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Musiałam... musiałam zasnąć - Lete wychodziła z wanny podpierana przez zakonnicę.
- Pani mogła się utopić!
- jęknęła mniszka i otuliła kobietę ręcznikiem.
"Morze zabiera to, co do niego należy. Ale mnie chce żywej. Nie utonę".
- To przez podróż, zmęczenie... proszę nic nie mówić kardynałowi - odparła Lete mając równocześnie świadomość, że wszystko kardynałowi zostanie powtórzone. Ale było jej to doskonale obojętne.

***
- Kuter, proszę pani, to jest kuter rybacki.
- Tak, oczywiście, upewniam się tylko, czy będzie pan w stanie unieść pakunek o wadze około 200 kilo?
- Mamy wysięgnik do sieci. Damy radę.
- Cieszę się. Zatem dzisiaj o dwudziestej?
- Tak. A co to za pakunek?

Lete nawinęła kosmyk włosów na palec.
- Figura Najświętszej Panienki - odparła spokojnie i z nabożeństwem. - Dar diecezji santoryńskiej dla naszych rzymskich braci w wierze. Figura została poświęcona przez arcybiskupa Hieronima i zgodnie z waszym włoskim obyczajem ma być zatopiona w ujściu rzeki.
- Aaa...
- Jestem bardzo wdzięczna za pomoc. Z Bogiem
- Lete odłożyła słuchawkę i założyła nogę na nogę. Wiara miała jednak pewną siłę. W tym przypadku dla Lete miernikiem siły Wiary był fakt, że być może po zatopieniu figury Okeanidy, zamiast sięgać po portfel, będzie mogła powiedzieć "Bóg zapłać", a rybak będzie przekonany, że Bóg zapłaci. Lete nie poczuwała się do rozwiewania cudzych mrzonek, tym bardziej że to perspektywa przeniesienia płatności serdecznie ją bawiła.

Po godzinie usiadła przed lustrem i rozpoczęła staranne nakładanie makijażu.
Szatan czy nie szatan, czy nie wiadomo kto, i nie wiadomo, co z nim właściwie zrobić, ale Letycja Kountouriotis nie wyszłaby na spotkanie z nikim ubrana inaczej niż elegancko.
 
Asenat jest offline  
Stary 03-07-2009, 17:57   #43
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Tokio, Japonia

Policjant wysłuchał wszystkiego. Co razu przytakiwal słoa Taki niechętnym kiwnięciem głowy czy uderzeniem długopisu w notatnik który w zamierzaniu miał służyć jako miejsce zebrania informacji – świecił jednak pustką. Policjant przyjął wiadomości z dziwnym spokojem, nabrał powietrza i krzywo spojrzał na japonkę.

-Nie brzmi to ani trochę wiarygodnie.

Policjant skończył w nader lakoniczny sposób i nawet niezbyt przejmując się Taki, nawet o niej zapominając, zaczął uspokajać wraz z innym mundurowym parę rodziców uczniów którzy jak widać mieszkali w pobliżu sądząc po strojach, w strojach wyskoczyli na ulicę. Było ciepło, a wrzask megafonów, komend wydawanych siłom specjalnym i ruchu samochodów – to wszystko zagłuszyło kolejny dźwięk, który tylko ledwo usłyszała Taki. Jakby kolejny strzał.

Ciampino

Co prawda duchowny prosił aby Letycja Kountouriotis wybrała się na łowy dopiero następnego dnia, ona jak widać albo zapomniała albo też zignorowała jego słowa. Szykując się do drogi. Rześki wiatr wdzierający się przez okno zdawał się z nią bawić co razu szarpiąc dobrze ułożona fryzurę. Wreszcie, kiedy już nie miała sił, ruszał stanowczo zamknąć okno. A wiatr ustał.
Kilku zakonników zajmowało się pielęgnacją ogrodu. Tymczasem na kamienny dziedziniec wjechała kolejna limuzyna na którym tym razem kardynał czekał. Letycja poczuła delikatne drżenie serca nie wiedząc czym spowodowane, a następnie ujrzała prawie dwumetrowego młodzieńca, chorobliwie wręcz chudego i kościstego. Twarz wydawała się pusta kiedy bez jakiegokolwiek wyrazu spoglądała na duchownego. Do tego bladość, ciemny strój zawilgnięte milczenie, krwistoczerwone usta. Na pojedynek „Szatanowi” przybył „Dracula”? Na szczęście to człowiek, albo udawał gdyż zbliżył się do duchownego lekko stykając na jedną nogę. Serce Letycji znowu zwolniło. Czy tutaj nikt nie puka? Młoda zakonnica z podziwem wymalowanym na twarzy zakomunikowała, że kardynał oczekuje jej w swoim gabinecie.
Cóż było robić? Kiedy wreszcie dotarła do gabinetu, duchowny siedział przy biurko, a na jednym z wolnych krzeseł usadowił się nieznajomy.

-Letycja, to Kalwin. Kalwin, to Letycja.

Kalwin kiwną głową w geście przywitania. Gdzie on się patrzył? Martwa maska na twarzy nie zdradzała nic, zaś oczy wydały się przyłożone do poziomicy zawsze równo z pozycja głowy. Tymczasem w oczach kardynała paliły się dwa małe ogniki i tylko lata wprawy w kościelnej polityce sprawiły, ze nie skakał do sufitu. Przynajmniej takie wrażenie odniosła Letycja.

-Jest was dwoje. Kalwin odnalazł mnie sam,. Dwóch obdzwonionych. Cień i Ocean.... Jakie to szczęście. Kalwin zgodził się nam pomóc. Podobno dysponuje ważnymi danymi.

-Istotnie.

Kłopotliwe milczenie zostało przerwane dopiero ponagleniem kardynała, aby Kalwin zaczął mówić.

-Nie jesteśmy jedyni. Z tego co się dowiedziałem, są siły zarówno ludzkie jak i bardziej nieludzkie które dążą do swoich celów nie zawyżając na nic.

Był bardzo lakoniczny i aż nazbyt spokojny. Co kłębiło się pod tymi kruczoczarnymi włosami?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 03-07-2009, 18:32   #44
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Kiedy głos ucichł, odezwał się Adam Stone.
- A Skała i Życie braćmi - powtórzył Chris półgłosem wyraźnie zaskoczony i oszołomiony tym co nastąpiło. - Rozumiem w takim razie, że twoją domeną jest życie. Sądziłem, że nie ma nikogo innego z domen, przynajmniej nie w tym samym czasie... Co o tym wszystkim myślisz?
- Ja z kolei nie wierzyłem, że należę do jakiejkolwiek domeny i że w ogóle coś podobnego ma prawo istnieć - odrzekł Rodion
Tutaj westchnął i wskazał stworzenia wokół. Poczuł się słaby wobec tego człowieka.
- Jak widzisz moja kraina ma ogromny problem, którego sam nie naprawię, bo nie mam odpowiednich mocy, ani umiejętności. Jestem ciekaw... czy to samo dzieje się u ciebie?
- Już od jakiegoś czasu badam własne zdolności, ale sądziłem, że to się zdarza... Jak grypa. Może to złe porównanie, grypa mimo wszystko kiedyś przechodzi.
Adam zaśmiał się nerwowo.
- To co się teraz dzieje mnie przerasta, nie sądziłem, że coś takiego może mieć miejsce...
Podniósł kryształ kwarcu do oczu. Przyglądając się mu z uwagą.
- Sądzę, że mam Ci pomóc z tym problemem, u mnie, nic takiego się nie dzieje, wszystko wydaje się być na swoim miejscu... Ten kryształ miał w sobie pewną wiadomość, dzięki niej Cie znalazłem, mówiła ona także, że masz kłopot ze swoją dziedziną, chyba mam Ci w tym pomóc, ale nie jestem pewien jak i czy dam radę...
W oczach Chrisa pojawił się na chwilę błysk zaciekawienia.
- Czy możesz mi pokazać, jak wyglądają twoje zdolności? Co możesz? Wybacz, ale cały czas sądziłem, że jestem sam, jestem strasznie ciekaw co może ktoś z "życia".
- Chcesz mi pomóc? - Rodion zastanowił się przez chwilę, po czym rzekł. - Nie wiem, czy będziesz w stanie coś zrobić, bo rzecz z którą przyszło mi walczyć, jest... zupełnie obca. Tak jakby nie żyła, a jednocześnie nie była martwa.
Usiadł na biurku i spojrzał przez szybę w stronę ulicy. Ta rozmowa stawała się coraz dziwniejsza, a przynajmniej nigdy nie mówił o swojej mocy.
- Nie wiem jak wyjaśnić własną moc i mam nadzieję, że nie będę musiał pokazywać jej dość szybko. Bowiem potrafię leczyć żywe organizmy, niekiedy przywracać je do życia ze stanu agonalnego. Także w pewnym stopniu mogę kierować ich poczynaniami czy wyczuwać ich emocje, intencje i myśli...
Wstał i podszedł do szafki, z której wyciągnął małe pudełeczko. Dostał je wczoraj, a potem zapomniał zabrać do domu.
- Jeśli sądzisz, że jesteś w stanie mi pomóc, zapewne musisz odwiedzić moją krainę... I tu jest problem, bowiem ja wchodzę do niej poprzez sen. Z tego powodu nie wiem jak mogę wprowadzić tam innych. Należałoby spróbować.
Otworzył pudełko, w którym znajdował się dziwny, zielonkawy proszek.
- To Calea Zacatechichi, czyli zioło snów, które umożliwia szybkie zaśnięcie i mocny sen. Kiedy tylko będziesz gotowy, powiedz mi. Swoją drogą... co jako ktoś z domeny kamienia potrafisz?
- Wchodzenie do krainy poprzez sen, pomysłowe....
Chris chwycił najbliższy przedmiot, czyli coś, co jemu przypominało łyżkę.
- Ja na szczęście mogę pokazać co potrafię i nie trzeba do tego rannych, choć twoje zdolności mogą uratować życie. To niesie dużą odpowiedzialność. Moją domeną jest wszystko to co martwe, można by powiedzieć, materia. Mogę ją dowolnie kształtować.
To mówiąc "łyżka" w jego rękach zmieniła kolor z srebrnego na ołowiany, po czym zamieniła się w kamień. Chris odłożył go w takim stanie na stół. "Dlaczego wybrał to rzadsze i droższe narzędzie" - pomyślał nagle weterynarz.
- Jednocześnie żywe i martwe...
Chris zamyślił się na chwilę.
- Być może naprawdę jesteśmy braćmi... Zobacz, ja mam władzę nad tym co martwe, ty nad tym co żywe, jesteśmy przeciwnościami. A jednak mamy cechy wspólne. Na przykład drzewo, ja nic nie mogę z nim zrobić, ponieważ ma w sobie tą iskrę życia która ty kontrolujesz. Jednak gdy zginie, stanie się drewnem, mogę je kształtować do woli, choć możesz mi odebrać tą władzę, sprawiając, że znów wyrosną na nim liście. Ta "rzecz" która pustoszy twoją domenę, jest żywa i martwa, być może ani ja ani ty nie jesteśmy w stanie nic jej zrobić, bo po części nie mamy nad nią władzy, ale razem możemy coś zdziałać, to tak jak ja bym zajął się tą martwą a ty tą żywą częścią...
Chris spojrzał na chwilę przez okno a potem na kamienną łyżkę na stole.
- Ale to tylko przypuszczenie, nie wiem co będzie...
- Ja też nie wiem, co się stanie - odpowiedział Rodion. - W każdym razie, gdybyś zobaczył to z czym przyszło walczyć... Poza tym likwidacja tego problemu jest nieunikniona. Nie chcę nawet myśleć o tym, co stanie się z naszą Ziemią, gdy ta istota zdewastuje moją krainę. Tak więc drogi panie Stone, nie ma pan wyboru i musi mi pan pomóc, jeśli chcemy żyć w spokoju.
- Jeżeli to aż tak poważne jak mówisz, to nie możemy tracić czasu... Daj te zioła.
Rodion nalał do dwóch plastikowych kubeczków wody, wziął szczyptę z pudełeczka i położył na język. Popił i skrzywił się mocno. Następnie podał pudełko Stone'owi.
- Jest niesmaczne, ale działa w ciągu pół godziny. Szczypta wystarczy.
Potem zastanowił się dłużej. Wyciągnął z kieszeni wisiorek z niewielką sową. Problemem było dotarcie do tej Krainy. Nie był pewien, czy znajduje się ona wyłącznie w jego głowie, czy raczej stanowi świat odrębny, do którego może dostać się ktoś nie związany z Życiem.
- Nie wiem, jak wprowadzić cię do mojej krainy, ale być może coś co należy do mnie i otrzymałem je właśnie tam, zadziała jak takie astralne zaproszenie - a zaraz szybko dodał; - Tylko proszę, nie zgub tego, bo ma to dla mnie wyjątkową wartość. Teraz... zajmij miejsce w fotelu, a ja usiądę w tym krześle przy biurku. Jeśli się nie uda... przynajmniej będziesz miał ładny, kolorowy sen.
Następnie usadowił się na krzesełku i oparł o blat, by przypadkowo nie spaść na podłogę.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 04-07-2009, 14:11   #45
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
Chris wziął szklankę z wodą i naśladując Rodion'a położył trochę ziół na język. Popił szybko wodą krzywiąc się niemiłosiernie, naprawdę było obrzydliwe.
- Jest niesmaczne, ale działa w ciągu pół godziny. Szczypta wystarczy.
Następnie Rodion wyciągnął z kieszeni wisiorek Chris przyjrzał się by zobaczyć niewielką sowę, chyba wykonaną ze srebra.
- Nie wiem, jak wprowadzić cię do mojej krainy, ale być może coś co należy do mnie i otrzymałem je właśnie tam, zadziała jak takie astralne zaproszenie - a zaraz szybko dodał; - Tylko proszę, nie zgub tego, bo ma to dla mnie wyjątkową wartość. Teraz... zajmij miejsce w fotelu, a ja usiądę w tym krześle przy biurku. Jeśli się nie uda... przynajmniej będziesz miał ładny, kolorowy sen.
Następnie Rodion usadowił się na krzesełku i oparł o blat. Chris oglądał chwilę łańcuszek z szacunkiem.
- Nie martw się, będę dbał o niego, dzięki.
Założył sowę na szyję i schował pod ubrudzoną koszulą, jak dobrze było by teraz wziąć kąpiel, ale to musi poczekać. Usiadł wygodnie w fotelu opierając głowę o oparcie, po czym zamknął oczy.
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"
Manni jest offline  
Stary 18-07-2009, 09:51   #46
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Wzrok Lete opłynął rzeźbione biurko kardynała, kiedy kobieta precyzyjnie oszacowała wartość antyku z czarnego dębu, stojącego na nim renesansowego świecznika i całkiem współczesnego, choć piekielnie drogiego pióra, które głupawo uśmiechnięty duchowny ściskał w palcach, wylewając z ust potok pozbawionych znaczenia słów.

"Kiedyś spokojne wody uniosą się gniewem, wystąpią z brzeów, przerwą tamy i pochłoną ten świat blichtru, ostentacyjnego splendoru i pustego ceremoniału".
Miała jednak nadzieję, że nie nastąpi to za jej życia. Na razie Letycji Kountouriotitis, mistrzyni etykiety i gry pozorów, było w tym świecie niezwykle wygodnie.

Nawet za cenę słuchania, jak zupełne truizmy wygłaszane są z tak napiętą miną i tak konspiracyjnym tone, jakby były największymi tajemnicami wszechświata.
Mężczyźni zawsze byli świetni w takich minach i takich tonach. Letycja nie widziała w tym nic zdrożnego.
Letycja Kountouriotitis była doskonała w byciu kobietą.

Eleganckim i pełnym wdzieku ruchem założyła nogę na nogę. Wystudiowanie nieśmiałym gestem przeciagnęła dłonią po ciemnych lokach. Pięknie wygladała, słuchała z uprzejmym uśmiechem, i poza delikanym skinieniem głowy w stronę olbrzyma nie skomentowała jego obecności.
"Niech mężczyznom sie wydaje, że mają wpływ.. na cokolwiek. Nie są wtedy tacy kłopotliwi".

Idealnie właściwy świat Lete wgladał tak, że ktoś miał władzę, ktoś był na świeczniku, ktoś pokazywał swoją twarz i podpisywał się swoim nazwiskiem, a Lete stała gdzieś z boku w eleganckiej sukni z miną żony swego męża. Ale dostawała to, czego chciała. Zawsze.


Bo w świecie pozorów, blichtru, proszonych przyjęć, rozmów w cztery oczy w gabinetach obstawionych antykami, również istniały drapieżniki.


Lete zawsze uważała, że ona sama przypomina mantę, morskiego diabła, sunącego dostojnie, cicho i niepowstrzymanie na ogromnych skrzydłach-płetwach przez głębiny. Wygladającego tak lekko, pięknie i niewinnie...


Tak. Kardynał Petrus niewątpliwie był ośmiornicą.

Olbrzym, Kalwin Keloh, był przedstawicielem gatunku dotychczas Lete nieznanego. Niepokoił ją jego wzrok - budził wspomnienie chwili, w której w ciemnej głębi spojrzała w szalone oko krakena.


Opowiadał truzimy z kamienną twarzą , co zasugerowało Lete dobitnie, że właśnie sprawdza teren przed zastawieniem pułapki lub też może atakiem. Letycja Kountouriotitis była naprawdę rozbawiona, choć na jej twarzy widać było tylko uprzejme zainteresowanie konwersacją. Ale nie zamierzyła uczestniczyć w proponowanej rozgrywce. Wolała popatrzeć, jak ośmiornica i nieznane stworzenie o oczach krakena popróbują swoich sił na sobie.

A efekty obserwacji wkorzystać w stosownym czasie, oczywiście.

- To interesujące - odparła truizmem na truizm rzucony przez Keloha, kiedy olbrzym omiótł ja spojrzeniem po tym, jak teatralnie zawiesił głos. Po czym ze zdystansowanym wyrazem twarzy sięgneła do szklanek stojących na inkrustowanym stoliku.

W rżniętych artystycznie ściankach karfki zobaczyła odbicie krakenich oczu Kalwina. Odwzajemniła je spokojnie, kiedy podawała olbrzymowi chłodną, grzechoczącą kostkami lodu szklankę.
To spojrzenie mówiło: niebawem poznamy sie bliżej, Kalwinie Keloh. Nie budzi to we mnie strachu. Nie wywołuje entuzjazmu. Ale nie budzi też sprzeciwu.

Druga szklankę postawiła przed duchownym, uśmiechając się wdzięcznie.

Już wiedziała, że w ciągu najbliższych dni - niestety - zapozna się bliżej z tym, co kryło się za szalonymi oczami krakena, choć liczyła, że uda się jej powierzchownie prześlizgnąć po bezmiarze nocy. Wiedziała też, że chociaż jej niesmak i niechęć do Kalwina szybko osiągną głębię niemierzalną żadną sondą, nadal będzie musiała przyznać olbrzymowi jedno:

Przynajmniej nie był kardynałem Petrusem. Nie zaczął od sprzedawania taniej nadziei.

Delikatnie ujęła szklankę i z zachęcającym uśmiechem czekała, czy z ust Keloha po truizmie wyskoczy kłamstwo.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 18-07-2009 o 18:45.
Asenat jest offline  
Stary 04-08-2009, 21:27   #47
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Kolejny strzał... Policjanci schowali się za radiowozy bacznie obserwując sytuację. Zniekształcony przez krótkofalówkę głos rzucał rozkazy.

- Namierzcie napastników...Melduj...Jak wygląda sytuacja z waszej pozycji...Melduj...- biały szum wdzierał się do uszu Taki.

Ktoś z gapiów w panice rzucił się na ziemię. Funkcjonariusz, z którym przed chwilą rozmawiała, przytrzymywał wyrywającego się mężczyznę. Z urywków wykrzykiwanych przez niego słów, Takako wywnioskowała, że jest ojcem jednej z dziewcząt przetrzymywanych w szkole. Gdzieś z oddali dobiegało wycie syreny, może to karetka, a może policyjne posiłki.




Dziewczyna stała jak w transie, odgłosy ulicy dobiegały do niej stłumione, jakby ktoś zatkał jej uszy watą, obrazy rozmywały się i falowały. Dopiero po chwili Taki zdała sobie sprawę, że asfalt pokrywający szosę w miejscu, w którym stoi zmienił konsystencję i stał się płynną, czarną kałużą, a odbiór widzianego przez nią otoczenia zaburza rozgrzane jak w parny, upalny dzień powietrze. Telefon nadal milczał. Dziewczyna podniosła różową klapkę z białą kotą Hello Kitty. Plastik stał się plastyczny w jej dłoni. Nagle, jakby dając jej jakiś znak, urządzenie zarzęziło dogorywającym dźwiękiem dzwonka polifonicznym...




Hearts On Fire, Hearts On Fire
~ Burning, burning with desire ~
Hearts On Fire, Hearts On Fire...



Cholera, nie może tego tak zostawić, tam były Yuki i Hotaru! Te wesołe, może czasami infantylne dziewczęta były dla niej od dobrych paru lat jak rodzina. Rodzina która przestała istnieć wraz ze śmiercią jej mamy i brata. Taki zaczęła gorączkowo myśleć...

- Co robić...Co robić..? - telefon już dawno przestał grać, została z niego tylko srebrno-różowa, przeciekająca jej przez palce breja.

Czy to wszystko może mieć jakiś związek z tym dziwacznym, przerażającym gościem, który odwiedził ją rano. Wyraźnie jej groził, straszył, że Yuki i Hotaru spotka coś złego. Przeklęła w myślach swoją głupotę. Czemu go zignorowała!? Czemu nie wypytała dokładnie, kiedy miała nad nim przewagę, a miała z pewnością... Widziała przerażenie w jego oczach. Pozostawało jej jedynie żywić nadzieję, że za jej głupotę i lekkomyślność nie przyjdzie zapłacić jej przyjaciółkom. Cóż co się stało już się nie odstanie. Taki przyrzekła sobie w duchu, że jeśli tylko jakoś uda jej się wyciągnąć dziewczyny z tej szkoły, dopadnie drania i wypyta o wszystko... Choćby miała wypalić mu każde pytanie żywym ogniem na jego wypielęgnowanej skórze. Takeko zagryzła wargi. Plan był prosty, musiał wejść do świata ognia i będąc po tamtej stronie dostać się do szkoły, a konkretnie do dziewczęcej toalety. Tam wróciła by z powrotem do rzeczywistości... a potem... potem się zobaczy. dziewczyna skoncentrowała się, jej ciało ogarnęło przyjemne ciepło... pochłonął ja płomień, ona stała się ogniem i już po stała w zupełnie innym, wręcz nie realnym, onirycznym otoczeniu. Przed nią roztaczał się widok na płonący, wibrujący i gorejący świat ognia.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 04-08-2009 o 23:18.
MigdaelETher jest offline  
Stary 16-08-2009, 17:18   #48
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Kraina Płomienia

Ciepło uderzyło Taki mocarnym powiewem. Straciła z oczu policjantów, gapiów, radiowozy i szkołę. Przez chwile nie widziała nic, a potem... Potem był tylko rozgrzany metal i ogień. Japonka stała wśród prostego labiryntu z budowanego z rozgrzanej do czerwoności między po której pełzały żółte płomienie. Poloka przypominała piec hutniczy, roztopiony metal w którym odbijały się stopy Taki. Zapach siarki był aż dławiący, zaś nieboskłon przypominał pęknięta ranę, żrący kocioł płonącej nad głowami siarki. Płomienie o niebo były tam czerwone i jaśniały w kierunku widocznego na horyzoncie wzgórza którego czubek zdobił ognisty pałac, zbudowany z samego tylko płomienia.
Podłoga zaskwierczała, pełgające języki ognia jakby wyczuwając intencje japonki uformowały się w strzale, drogowskazy w jej drodze. Wizja zabłądzenia w tym labiryncie była okropna, przerażająca i zupełnie obca. Taki wędrowała bliźniaczo podobnymi korytarzami pozostawiając po dobie metalowe odciski butów. Wnet drogowskazy ustały, a ona znalazła się w ślepym korytarzu. Gorące ściany zaskwierczały jeszcze mocniej.

-Skąd przybywa ta istota i czemu tyle Żaru ma w sobie?

To wyrosło jakby spod ziemi, przypominał mitologicznego Minotaura połączonego z lwem i ogniem. Wielki, z głowa byka i płonącą, lwią grzywą prężył się dumnie na kopytach, a przysłaniało go dziwne, jakby metalowe obranie. Jego skóra były w wieku miejscach pęknięta, przypominało to ogniste blizny po dawnych bitwach. Parsknął parzącym powietrzem.

-Istota umie poruszać się po moim domu, ciekawe... Istota czegoś szukała i to pełna Żaru...

W szponiastej dłoni dzierżył ogromny topór. Narzędzie wojny osadzone było na drewnianym, brudnym od sadzy trzonku, zaś jego ostrze Musiolik być zimne. Szary metal kontrastował się z rozgrzanymi ścianami. Bardzo.

-Mój gość zapewne nie pochodzi stąd., Czuje twój zapach, zbyt szybko przesiąkasz siarką, a jednak. Istota wie, że nazywam się Aron.

Minotaur imieniem Aron uśmiechnął się na byczym pysku, rogi zalśniły czerwienią, a grzywa buchnęła ogniem.

-Może pochodzi z tego zimnego świata. Aron mógłby zapytać...

Kraina Życia

Smród uderzył obydwu podkowników, smród zła i rozkładu. Wylądowali na tej samej polanie na której wcześniej znalazł się Rodion. Na niebie kołowały olbrzymie ptaszyska, natomiast las... Z jednej strony był, z drugiej go nie było. Było to, antyżycie, wielka, ropiejąca rana, pasożyt i choroba trawiące to miejsce. Dziura w ziemi, a w dziurze bulgotało. Chris poczuł, ze to nie jest ani żywe ani martwe, jest czymś pośrodku, czym co nigdy na ziemi nie miało prawa istnieć. Raz jeszcze zabulgotało, a potem w górę wstrzeliła się obrzydliwa macka i potężnym ciosem uderzyła w ziemię przed ludźmi powodując kolejny krater który zaraz został zalany przez ciecz. Biały królik nie zdołał uciec i wieszając wpadł do niej. Najpierw stracił skore z futrem, potem kości, stal się workiem mięsa, a na koniec – utopił. Rodion miał przy tym wrażenie, że on dalej cierpi. Natomiast ani jednego wrażenia nie mial już Chris. Zwyczajnie wiedział, ze to nie jego miejsce, ze nic go tu nie chce, a on sam jest zbędny.

Ciampino

Kalwin uśmiechnął się cierpko, podrapał po skroni, nabrał powietrza aby cokolwiek rzec. Uprzedził go Kardynał.

-Letycja mając krzyż, a Kalwin swe doświadczenia...

„Dracula” przerwał duchownemu, uderzył kościstym palcem w blat biurka.

-Słyszałem o czterech istotach, braciach z tej samej wioski. Jednemu dano imię Prawy, jeden jest bez imienia, zaś trzeci ma nieść zarazę. O czwartym nic nie wiem. Może wy?

-Bracie w wierze, czterech jeźdźców apokalipsy przybywa po Szatanie. Koń barwy ognia, koń kary i czarne, Śmierć, Wojna i Głód, a za nimi Prawy, koń biały przed Barankiem Bożym... Pokonacie Szatana to i tym się zajmiemy, plac swe tego Piotra. Może znajdziemy innych?

Zamilkł, a w pobliskim kościołku zabiły dzwony ogłaszając równo dwunastą w południe. Kalwin z trudem powstał z krzesła, kulejąca noga musiała mu sprawiać wiele bólu. Wymusił z trudem sympatyczniejszą minę w kierunku Letycji, efekt był opłakany, przypominał teraz Goluma na głodówce z wytrzeszczem oczu.

-Spotkamy się za godzinę przed pałacykiem. Przygotuj się, to nie będzie nic przyjemnego

Bez zbędnych wyjaśnień wyszedł.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 17-08-2009, 15:40   #49
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
"A więc niechęć będzie obopólna", pomyślała rozbawiona Lete za wychodzącym Kalwinem.
- Co budzi twoją wesołość, droga Letycjo?
Lete spojrzała we wciąż uradowane oblicze Petrusa i postanowiła, że nadszedł czas, by wielebnemu wbić szpilę niepewności w jego promieniujące samozadowoleniem jestestwo.
- Odpowiedź na pytanie, wielebny ojcze. Kto pierwszy padnie jak długi na bruk Świętego Miasta w pogoni za Szatanem: ja na wysokich obcasach, czy kaleka, którego ojciec dał mi do towarzystwa?
- Nie doceniasz Kalwina.
- Ależ doceniam. Uważam tylko, że biegam szybciej niż on. A nie zamierzam się za nim oglądać. Ani nieść go na plecach.


"Morze nie jest hojne. Morze nie zna litości".

- Miłosierdzie waszej wiary, wielebny kardynale, jest mi jeszcze bardziej obce niż nieoczekiwany towarzysz polowania. Wracając do polowania - jak mam użyć krucyfiksu? Moje modlitwy co najwyżej rozbawiłyby diabła do łez.
Kardynał uśmiechnął się nieznacznie:
-Wystarczy, że Szatan go dotknie lub zobaczy. Lepiej, aby dotknął.
- Na ile ten przedmiot mnie chroni?
-Tylko przed tym wrogiem. Jeśli krzyż będzie miedzy wami, jest dobrze. Natomiast z innych stron musisz się chronić sama.
- Nic, z czym bym sobie nie poradziła. Niech ojciec się pomodli za nasz sukces.
- Przecież nie wierzysz
- zaśmiał się Petrus.
- Ja nie - wskazała Lete uprzejmie. - Ale ojciec owszem. A przynajmniej tak powinno być, nieprawdaż?

***

Every time
the rain comes down,
close my eyes and listen.

Lete sunęła korytarzem jak okręt pod pełnymi żaglami. Nuciła cichym, przyjemnym dla ucha głosem, a nie mając świadków, pozwoliła sobie na rozluźnienie wewnętrznej dyscypliny. Na jej słodką i pogodną twarz wypełzł grymas sprężonego do ataku drapieżnika.

Na końcu korytarza pojawiła się kolebiąca niczym pingwin zakonnica. Lete przybrała uprzejmy wyraz twarzy - barwy maskujące.
- Droga siostro, razem z gościem kardynała udajemy się do bazyliki, ale pogoda się psuje. Czy siostra byłaby tak uprzejma i znalazła dla pana Keloha duży parasol? I mapę Watykanu i okolicy?
Zakonnica popatrzyła z powątpiewaniem za okno, na oblany słońcem ogród.
- Nie padało od dwóch tygodni - mruknęła.
- Dzisiaj będzie - zapewniła ją Lete stanowczo. - Czuję to w kościach, od kiedy przeszłam malarię na misji w Afryce.
Myśli zakonnicy popłynęły ku właściwym obszarom - zapewnienia wszystkiego, czego tylko zażyczy sobie goszczona przez kardynała niewątpliwa przyszła święta.

"Och, na pewno będzie padać. Będzie lało, jakby niebo pękło"

I can hear the lonesome sound
of the sky as it cries.


***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Wo-5JBKK9gE[/MEDIA]

Nad Watykanem zbierały się chmury. Kłębiły się, czerniały, dobywał się z nich groźny pomruk. Jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz wzburzone fale pochłoną ten świat blichtru i pozorów. Dziś tylko deszcz ochłodzi mury i zbyt dumne głowy, zmyje brud powierzchowny, wypełni każde załamanie pulsującą taflą... zapewniając Letycji odpowiednie warunki polowania, tworząc na suchym lądzie wrota do jej świata.

Nad Watykanem zbierały się chmury. W Ciampino, w łazience w siedzibie kardynała, Letycja nakładała przed lustrem na rzęsy wodoodporny tusz i zastanawiała się, czy Nethunsowi wygodnie w wannie, kiedy tak ciśnie się tam razem ze swym morskim rumakiem.


Etruski bóg, który przed wiekami uznał zwierzchnictwo Tiberinusa, najwyraźniej chciał zrobić wrażenie na wejściu - ale nie przyszło mu do głowy, że dane mu będzie objawić się w wyłożonej łososiowymi kafelkami łazience, która - choć spora - nie mogła pomieścić jego wybujałego ego.

Lete przypudrowała nos i sięgnęła po perfumy. Nawet lubiła Nethunsa. W odróżnieniu od Posejdona etruski bóg miewał uderzenia zdrowego rozsądku. Zdarzały mu się jak przypływy i odpływy, ale i tak w porównaniu do nadętego bufona z Olimpu wypadał... bosko. Nawet się cieszyła, że to on przybył - bóg etruskich korsarzy niewątpliwie będzie pomocą przy polowaniu, a bezwzględności nie trzeba było go uczyć.

- To jest mapa - podała Nethunsowi plan Watykanu i okolicy, na którym wodoodporną kredką do powiek zakreśliła wyloty z placu. - Na części ulic są tam fontanny, studnie albo wodotryski i tam się możecie przyczaić. Na innych nie ma - ale zapewniłam nam deszcz. Będzie dość miejsca, by się ukryć.
- Jeszcze nie zapłaciłaś Tiberinusowi
- zwrócił uwagę morski bóg i wychylił się z wanny, żeby powąchać wyperfumowane włosy Lete.
Greczynka pchnęła dłonią nagą, mokrą pierś boga, osadzając go z powrotem na siodle hippokampa.
- Tiberinus może polegać na moim słowie tak samo, jak ja polegam na jego. Obiecałam - i zapłacę. Podjęłam już odpowiednie kroki.
- Mi też mogłabyś zapłacić - zaśmiał się Nethuns.
- Mogłabym. Ale nie taka była umowa.
- Co mamy zatem robić, moja piękna i stanowcza pani?

- Przyczaić się. Czekać. Szukać istot, które będą inne. Na razie więcej nie wiem, niestety. I słuchać.
- Czego?
- Deszczu, mój piękny i waleczny boże. Jeśli dowiem się czegokolwiek więcej, zawołam cię przez deszcz. Będziesz potrafił przekazać reszcie?
- Wezmę samych Etrusków. Wtedy nie będzie problemu.
- Jeśli trzeba będzie z tą istotą walczyć, również zawołam tą drogą.
- Nie taka była umowa, moja piękna stanowcza pani
- niebieską twarz Nethunsa rozciągnął szeroki uśmiech.
- Dlatego mogłabym rozważyć zapłatę, mój piękny waleczny boże - Lete oparła się o szafkę, z gracją zaplatając nogi.
- Rozważę to - Nethuns nie przestawał się uśmiechać.
- Rozważ teraz. Idziemy walczyć i chcę być ciebie pewna.
Nawet nie udawał, że się zastanawia.
- Zgoda - wyciągnął do Lete mokrą dłoń.
- Jaka ma być zapłata?
- Zastanowię się.
- Żebyś mógł zażądać wszystkiego? Nie ma mowy.
- Wątpisz w mój honor
- urażony Nethuns zacisnął dłoń na trójzębie.
- Nie - odparła szczerze Lete.

"Naprawdę nie. Wątpię w resztki własnego"

- Nic, czego sama byś nie chciała - zaproponował Nethuns. - Może tak być?

"Przechero..."

- Może - uścisnęła podaną dłoń, przytrzymała dłużej niż nakazywał obyczaj. Podobał się jej elegancki wybieg. - Jeszcze jedno... Na polowaniu będę miała towarzysza...

***

Szuranie na żwirze alejki oznajmiło przybycie Kalwina. Lete wstała z ławeczki i podała olbrzymowi czarny parasol. Keloh uniósł brwi.
- Przyda się. Chciałabym cię jeszcze komuś przedstawić.
Drobiąc na wysokich obcasach, podeszła do sadzawki, w której leniwie, znużone upałem, pływały ospałe złote rybki. Wygląd Greczynki nie wskazywał, że wybiera się na polowanie - chyba że na polowanie na bogatego męża. Falbaniasta spódnica, jasny płaszcz, sandały na wysokim obcasie - a do tego perfekcyjny makijaż i maleńka torebka, w której spoczywał krucyfiks.
Lete nachyliła się nad sadzawką i musnęła taflę.
- Kalwinie - to jest Nethuns, etruski pan morza, który łaskawie zgodził się nam pomóc - powiedziała, kiedy z wody wyłoniło się niebieskie oblicze. - Nethunsie, to jest Kalwin, towarzysz, o którym ci mówiłam.
Kalwin obadał spojrzeniem boską twarz.
- Miło mi - zapewnił. - Czas w drogę, Letycjo.
Odwrócił się i szurając nogą ruszył w stronę limuzyny.
- Wyjątkowy szpetny - skomentował Nethuns z sadzawki. - Musisz mieć okrutne bezrybie, Letycjo...
- Nie jest tak, jak myślisz. I nie narzekam - ucięła.
- Gdybyś zaczęła narzekać, wystarczy zawołać.
- Gdybym zaczęła..
. - "ugryzę się w język, wsadzę głowę do lodowatej wody i przeczekam" - ... rozważę twą hojną propozycję.



***
- Ufasz mu? - zagadnął Kalwin, kiedy Lete usiadła obok niego w limuzynie.
Lete zasępiła się głęboko. Uznała, że mimo wszystko Kalwin zasługuje na szczerość.
- W skali od jednego do dziesięciu?
Olbrzym skinął głową.
- O dziesięć więcej niż tobie.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 17-08-2009 o 15:58.
Asenat jest offline  
Stary 26-08-2009, 17:41   #50
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Z ulgą przyjął, że Chris również znalazł się w Krainie Życia. A więc eksperyment się powiódł, może wprowadzać tutaj innych. Może pod warunkiem, że są również obdarzeni tą mocą?

- Jak widzisz, mamy do czynienia z poważnym problemem - powiedział Rodion.
Cofnął się nieco z wyraźnie widocznym grymasem na twarzy. To zbyt makabryczne. Nie tylko czuł ten cały smród, ale również ból tego biednego zwierzęcia.
- Nie dobrze mi... A czy Ty coś czujesz?
Chris oglądał "rzecz" z otwartymi ustami, nie za bardzo wierząc we własne oczy.
- Pierwsza część spełniona, da się kogoś sprowadzić do krainy... Naprawdę spory problem, niezłe gówno...
Adam rozglądnął się wokół siebie podziwiając uroki tej krainy.
- Jest tutaj mniej życia niż się spodziewałem, to jego wina?
Wskazał na maź w dziurze.
- Ja nie czuje nic, zupełnie. Może poza tym że jestem tu obcy, zupełnie obcy. To nie mój świat.

- Czy jest jakiś sposób, byś mógł wpłynąć na to coś? - spytał Rodion z nadzieją w głosie. - Wiem, że jest to domena dla ciebie całkowicie odmienna, ale być może istnieje jakaś szansa, byś mógł przynajmniej powstrzymać tą zarazę. Może mój wpływ jako życia i Twój w zakresie obiektów martwych, dadzą rezultat.

Widział wyraźnie, że jego towarzysz nie czuje się dobrze. To był chyba zły pomysł, wpuszczając go do krainy tak skrajnej dla niego. Ale... trzeba spróbować. Może razem dadzą sobie radę. Muszą.

- Mamy jeszcze chwilę! - rzekł ostro Rodion i zamilknął zawstydzony tym tonem. Dodał ciszej; - Jeśli nie będziesz w stanie nic zrobić... musimy uciekać.

Boję się.

Co będzie potem? Nie można tego tak zostawić. To zaskakujące, jak szybko ta zaraza się rozprzestrzenia. Nie chciał opuszczać krainy, bo możliwe, że już do niej nie wróci. A to zakończy się tragicznie dla całego świata.
 
Terrapodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172