Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-01-2010, 22:16   #31
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Świat faktycznie zawirował, ale to nie plenarni podróżnicy zmienili miejsce pobytu. Loge zafascynowany obserwował jak na jego dymnym ekranie podłoga w ekspresowym tempie przybiera jaskrawy kolor. Uzmysłowił sobie, że magia jaką posługuje się Pinhead nie ma zbyt wiele wspólnego z tą pochodzącą z jego uniwersum. Hood i osobnik w dziwacznych szatach wymienili spojrzenia pełne podejrzliwości. Mniej-więcej tyle zdążyli zrobić zanim wraz z Joker’em zostali wyrwani ze swoich miejsc w czasie i przestrzeni. Trzy sylwetki pojawiły się z w jaskini nietoperza, czemu towarzyszył odgłos kojarzący się z pękającym drewnem i zapach siarki. Morderczy clown wciąż pozostawał w bezruchu, czerwony kapturek przetoczył się po ziemi, sięgając po broń automatyczną, ukrytą w skórzanej kurtce. Blondyn zapewne straciłby równowagę i padł na ziemię, gdyby nie fakt, że pozostawał w oziębłych stosunkach z grawitacją. Zmrużył ślepia.

- Hmm… kto by pomyślał. Więc to jest to osławione, rebelianckie komando.

Przejechał wzrokiem po wszystkich zebranych na kamiennej płycie.

- Ech. Zwykłe płotki. Nic z czym nie moglibyśmy sobie… Gah!

Łomot. Iskry. Coś, jakiś obiekt dużego kalibru, przeleciał obok głowy boskiego pomazańca i trafił w telekinetyczną tarczę jasnowłosego. Metal co prawda odkształcił się, nie robiąc mu krzywdy, ale dostarczona siła cofnęła go o dobre kilka centymetrów.

- Synku, nie wiem z jakiej bajki się urwałeś, ale nikt nie nazywa Ważniaka płotką.

Lobo zdmuchnął dym z lufy swojej pukawki i rzucił oponentowi agresywne spojrzenie.
-Nie znasz się na rybach, co?- Loge kiwnął z aprobatą głową i uśmiechnął się krzywo do jasnowłosego. -Ale zanim przejdziemy do bezsensownej wymiany ciosów, w efekcie której z pewnością dojdzie do niepotrzebnego rozlewu krwi, może spróbujemy się dogadać? Po co się napinać, jeśli można się dogadać? Chcemy tylko naprawić parę zębatek i przestawić kilka wajch, żeby multiwersum nie ruszyło ścieżką dodo. Ty też pewnie tego nie chcesz, bo wyglądasz mi na sensownego gościa. Co będziesz miał z unicestwienia wszechświata i jego równoleżnych? Namyślaj się prędko, mój przyjaciel Lobo nie wziął dzisiaj tabletek... To jak będzie?- Blondyn zawiesił głos w oczekującej suspensie, rozkłądając ramiona w przyjacielskim geście. Jednocześnie zebrani mistycy poczuli delikatnie, niemal niezauważalne drgnięcie czasoprzestrzeni wokół jego postaci - nic większego niż metafizyczne kichnięcie, i z pewnością nic zauważalnego na pierwszy rzut oka...

- Hmph. Jaki właściwie jest sens w wyjaśnianiu moich motywów trupom?

- Zbytnio sobie schlebiasz przystojniaku. Może najpierw pokaż co potraf…


Błyskotliwa docinka Wire musiała poczekać na inną okazję, bo oto Tajemniczy „bóg” nacisnął przycisk urządzenia zlokalizowanego na jego nadgarstku i całą jaskinię zalało silne światło, połączone z podmuchem wiatru. Postało coś na kształt miniaturowej, czarnej dziury.

- Boom tube?! Sukinsyn ma do nich dostęp?! Heh… to może być ciekawe!

Wrzasnął Czarnianin przekrzykując chaotyczny szum panujący wokoło. Próżno próbowali coś dostrzec póki nie opadł wszechobecny blask.

- Chcecie się bawić w bohaterów? Pozwólcie więc, że pokażę jak bezcelowe są wasze próby. Raging Raven. Crying Wolf. Moonstone. Dark Link. Do dzieła!

Przed grupą stały cztery, nowe postaci. Dwie z nich posiadały na sobie zaawansowane, cybernetyczne pancerze, w szaro-srebrnym odcieniu. Owe futurystyczne zbroje nadawały im cech metalowo-mięsnych potworów, będących przy okazji krzyżówką człowieka i bestii. Czworonożne stworzenie zawyło potępieńczo ruszając do przodu. Istota ze skrzydłami wzbiła się w powietrze i ryknęła z zacięciem maniakalnego mordercy, którego nie powstydziliby się wyznawcy pewnego krwawego boga z innego uniwersum.









Dark Link kojarzył się Loge z jakimś baśniowym elfem. Dominującym kolorem jego stroju był u niego czarny, miał na sobie długą, mroczną myckę, oraz tunikę w identycznym odcieniu. Jego widoczne uzbrojenie stanowiły tarcza i miecz, ale chyba tylko bogowie mogli wiedzieć co chował w licznych, skórzanych sakiewkach okalających jego pas. Dobył oręża i zaczął powoli iść do przodu. Uśmiechał się wyjątkowo potulnie jak na całkowitego socjopatę.






Kobieta o pseudonimie artystycznym Moonstone posiadała zbroję przywodzącą na myśl seriale sci-fi, z lat 70tych. Pomarańczowa, z karmazynowymi goglami, oraz licznymi, srebrnymi wstawkami. Czego nie wiedziała o modzie, nadrabiała taktyką. Zdecydowanie nie była tak narwana jak poprzednie osoby. Unosiła się w powietrzu na sporym dystansie, czekając na ruch opozycji, lub jakieś odsłonięcie, które skutecznie mogłaby wykorzystać.

Blondyn skrzywił swą przystojną facjatę i omiótł wzrokiem powstały nagle zwierzyniec. Poszczególne postaci wyglądały jak z zupełnie innych bajek, co sugerowało że ich przeciwnik miał podobny dostęp do różnych uniwersów co na przykład Pinhead - był to prospekt wielce nieprzyjemny. Półbóg, mimo znacznej potęgi, przy postaci Pana Szpilki w istocie przedstawiał się jak świeża rybcia, więc lepiej trzymać dystans od płowowłosego szwarccharaktera.

Najchętniej Stjernskirke dałby po prostu nogę, ale był na obcym, wrogim terenie, a dwójka jedynych osób zdolnych przerzucić go z powrotem na Midgard znajdowała się w tym samym pomieszczeniu co on... Szybki rachunek lolajności również przyniósł zadowalające efekty. Grupa jasnowłosego była mniej liczna i prezentowała się nieco mniej okazale niż ich własna. Biedne stalowe mutanty i ta gotycka reinkarnacja świątecznego elfa w swej błogiej niewiedzy zaszarżowali wprost na szeregi grupki - nie było czego im zazdrościć, biorąc pod uwagę obecność takich zabijaków jak Lobo czy Legion.

Co innego przykuło jednak uwagę Loge'a - lewituająca w kącie jaskini gwiazda popu. Wygląda na nieco przytomniejszą niż jej kompani - i, w przeciwieństwie do nich, miała cycki. Wiele bohaterek nie zdawało sobie sprawy jak delikatna jest materia w obliczu miotacza ognia albo ostrza miecza, nawet jeśli ich skóra była superwytrzymała. Syn boga perwersji cmoknął cicho, ni to z zadwoolenia, ni z frustracji z powodu położenia w którym się znalazł.

-Widzę, że przyszło nam do konfrontacji z amatorami. Szanujący się Główny Zły zawsze wpada w monolog, w detalu opisując swoje niecne plany, sposoby dzięki którym zawsze był jeden krok przed nami i to jak je pokrzyżować, wyśmiewając naszą niezdolność do zrobienia tego. Ale jeśli tak stawiasz sprawę, nie widzę problemu. Drżyj przed nieobliczalną potęga osiemnastostopowej machiny sprawiedliwości!- Ryknął Loge, machając dziko rękami. W jaskini pociemniało nieco, sam blondnyn zaś przy akompaniamencie trzaskających kości i rozrywanych ubrań przestransformował się w wielkiego, łuskowatego jaszczura. Monstrum łypnęło na nacierających wrogów złym okiem, rozprostowało rozłożyste skrzydła i dmuchnęło strumieniem zbielałego z gorąca ognia, topiąc przeciwników w atomowej kąpieli.

Moonstone z niepokojem obserwowała scenę dziejąca się poniżej i już miała ruszyć naprzód gdy zatrzymało ją głębokie westchnienie, dobiegając z ciemnego kąta tuż za nią.

-Piękne przedstawienie- Mruknął Loge, ocierając nieistniejącą łzę wrzuszenia. -Sam bym tego lepiej nie zrobił- Uśmiechnął się promiennie do dziewczyny i puścił jej oko. -Cześć, jestem Loge... kiedyś miałem tak samo złe wyczucie mody jak ty. Chcesz wiedzieć jak się z tego wyleczyłem?
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 19-01-2010 o 22:19.
K.D. jest offline  
Stary 26-01-2010, 22:12   #32
 
Magnificate's Avatar
 
Reputacja: 1 Magnificate nie jest za bardzo znanyMagnificate nie jest za bardzo znany
Moonstone delikatnie przekrzywiła głowę. Była całkowicie spokojna, opanowana. Nijak nie zaskoczona faktem, że nordycki pomazaniec zmanifestował się znikąd.

- Wielce mnie to intryguje chłopcze, ale… mam teraz poważniejsze rzeczy na głowie. Na przykład pozbycie się ciebie, jak i innych, natrętnych przeszkadzajek.

Pani doktor dość dobitnie zaakcentowała różnicę wieku jaka istniała pomiędzy nimi. Przynajmniej w jej mniemaniu. Otworzyła lewą swoją lewą dłoń. Jakieś dwa niematerialne, złote obiekty zalśniły w klatce piersiowej kobiety, zaś Loge poczuł, że ziemskie przyciąganie zbiera swe ponure żniwo mimo darów, które niedawno aktywował. Tunel grawitacyjny porwał go w dół jak szmacianą lalkę. Młodzian donośnie przygrzmocił o skalną półkę. Uderzenie rozeszło się echem, a podłoże popękało, podobnie jak niektóre z jego kości.

Smocza iluzja uwolniła płomień ze swego wnętrza, zmuszając mrocznego elfa i mechaniczne ptaszysko do zachowania bezpiecznej odległości. Nie powstrzymało to jednak cybernetycznej wilczycy, która natychmiast przeskoczyła przez fałszywy obraz. Ten zafalował.

- Proszę, proszę. Co my tu mamy? Zły pies. Leżeć!

Lobo wyszczerzył kły. Sadyzm wręcz z niego wyciekał. Motocyklista zamachnął się potężnie i chybił. Dosłownie o milimetry. Siła ciosu była jednak tak wielka, że zdezorientowała i odrzuciła zmechanizowane stworzenie dobre kilka metrów do tyłu, na kraniec kamiennej płyty. Trzask uwalnianego mocowania. Niewielki, pocisk rakietowy pomknął ze skrzydła latadła wprost w plecy Czarnianina. Eksplozja nie zrobiła jednak na nim większego wrażenia. Rozeźlona Raven zwiększyła odległość i donośnie warknęła.

- Poczekaj, mój ty kanarku.

Live Wire także wzbiła się w powietrze, przeczuwając dobrą zabawę. Alfred dawno gdzieś wyparował, a sądząc po szaleńczym sprincie Red Hood’a w stronę schodów prowadzących na górę, miał on chyba podobne zamiary. Pinhead i Igniz mierzyli się wzrokiem jak naprawdę godni przeciwnicy. Za chwilę miało dojść do pierwszej wymiany ciosów.

Batgirl ruszyła w kierunku elfa. W czasie biegu jej ciało zmieniło się w metaliczną masę, jednak tym razem nie zmieniła wyglądu na żaden… naturalny. Substancja znacznie powiększyła swoją objętość przybrała ciemniejszy odcień. Zaczęła falować niczym płaszcz na powierzchni którego pojawiały się i znikały cały czas twarze osób. Zupełnie jakby chciały się wyrwać przez metaliczną powierzchnię, ale brakło im sił by to uczynić. Twarze wyrażały szaleństwo i błagały o ocalenie, którego nikt im nigdy nie da. U góry stworzenia pojawił się otwór z którego wystawała teraz trupia czaszka przykryta sam potwór przybrał kształt bardzo humanoidalny wyglądając teraz niczym powszechne wyobrażenie kostuchy… tylko bardziej wypaczonej i makabrycznej. Płaszcz nie odsłaniał żadnych stóp gdyż u podłoża rozchodził się we wszystkie strony formując wijące się macki. Koścista dłoń, której końcówki palców bardziej przypominały szpony niż kości powędrowała do gardła - a raczej do miejsca gdzie ono powinno być - i wyciągnęła stamtąd jednym ruchem długi pręt stworzony z t ej samej substancji co istota. Legion zamachnął się nim w stronę długouchego a u końca uformowało się zakrzywione ostrze. Kosa runęła w dół. Bez żadnych zbędnych słów czy rozmów. Mieli się tutaj zabijać i mordować a on zamierzał się do tego ograniczyć.

Dziesiątki bandaży wystrzeliło zza pleców Wilhelminy i szczelnie owinęło korpus i ramiona pokojówki. W chwilę później na jej piersi rozbłysł i zgasł purpurowy krąg runiczny, zapewne wzmacniając płócienną zbroję odpowiednią dozą magicznej energii. Jednocześnie Wilhelmina gwałtownie wyskoczyła w powietrze i zbiła się do połowy wysokości jaskini Batmana. Meido starała się manewrować w taki sposób, by uniknąć latających Moonstone i Raven, a jednocześnie mieć dobrą pozycję do wsparcia ataku na mrocznego elfa. Spomiędzy rozłożonych palców ku przeciwnikowi wystrzeliła moc egzystencji uformowana w rażąco jaskrawą różową kulę.

- Sugerowana ochrona oczu. - ostrzegła maska Wilhelminy. Światło rozproszyło cienie otulające mrocznego elfa pozbawiając go tym samym możliwości niwelowania ciosów Batgirl.

Tymczasem Loge miał wątpliwą przyjemność zapoznania się z podstawowymi zasadami bawienia się grawitacją - co ma wisieć nie utonie, chyba że ktoś ci przetnie sznurek. Z mdlącym trzaskiem jego zgruchotane kości wróciły na swoje miejsce, a dopalone odrobiną leczącej mocy były już jak nowe - zanim jeszcze zdążył wstać. Z pewnością dziewczyna będzie musiała się bardziej postarać żeby go spacyfikować, ale mimo to blondyn z pewnością nie był kontent z byciem rzucanym o podłogi.

-Herp derp- Zabulgotał ze złością młodzieniec, widząc że jego smocza dywersja została zdemaskowana. Nie czuł się pewnie w otwartej walce z kimś nieznanych mu zdolnościach, ale desperackie czasy wymagają desperackich czynów...
Mężczyzna zrobił krok w tył i wtopił się w skalną ścianę, zupełnie znikając z oczu Moonstone. Po prostu wszedł w litą skałę jak w taflę wody, nie zostawiając po sobie śladu dla oczu postronnych, chyba że potrafili oni przenikać wzrokiem tego typu materie.

Wewnątrz głazu Loge poruszał się w miarę swobodnie - specyfika innego z jego rozlicznych darów pozwalała mu nie obawiać się nagłej utraty oddechu. Obraz na zewnątrz ściany wydawał się nieco rozmyty, ale boski potomek nie miał zamiaru wyściubiać nosa żeby dokładnie wycelować. Ważne, że kolorowa plamka, zawieszoną w powietrzu parę metrów dalej, z pewnością reprezentowała jego oponentkę. Blondyn prędko zmienił położenie na wypadek gdyby Moonstone przyszło do głowy zrobić jakimś sosobem dziurę w miejscu w którym wszedł w skałę i z nieco większej odległości przyjrzał się polu bitwy.

Piękną twarz młodzieńca rozjarzył zły błysk - niczym dyrygent wzniósł on dłonie i agresywnymi, gwałtownymi ruchami przypominającymi kulminacyjne punkty klasycznych kawałków operowych sprawił, że solidny kęs sklepienia jaskini stracił cząsteczkowe połączenie z resztą. Płaski kawał skały dwumetrowej grubości, o powierzchni ogródka, z niezwykłą ciszą opadł w dół prosto na dziewczynę, groźnie błyskając zębiskami stalagmitów. Loge miał nadzieję że jego atak rozproszy Moonstone na tyle, że będzie miec czas wymyślić coś lepszego - na ten moment był co prawda bezpieczny, ale biorąc pod uwagę profil mocy jego oponentki przywalenie jej paroma tonami kamienia może albo nie wypalić, albo nie zatrzymać jej na długo.
 

Ostatnio edytowane przez Magnificate : 26-01-2010 o 22:16.
Magnificate jest offline  
Stary 28-01-2010, 18:29   #33
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Zaklęcie służki zadziałało iście rewelacyjnie, unieszkodliwiając jednego z walczących.
- Gah… ty przeklęta suko! Nic nie widzę… cholera, nic nie widzę!
Syknął zdezorientowany elf, robiąc krok do tyłu i desperacko starając się zasłonić swoje karmazynowe ślepia. Bezskutecznie, szkoda została już poczyniona, a on był odsłonięty na potencjalny atak Legiona, który miał nastąpić bardzo szybko. Długouch machał co prawda swoim mieczem, ale posiadał większe szanse wygrać na loterii niż trafić kogoś z opozycji. Wszystkiemu przyglądała się zawieszona w powietrzu, księżycowa wojowniczka. Gdyby tylko chciała, mogłaby zapewne okiełznać przeciwników Dark Link’a, jednak nie kwapiła się tego zrobić. Przynajmniej na razie. Uniosła prawicę i spadający na nią masyw skalny zastygł w powietrzu. Nie zwolnił. Nie zatracił swojego pędu. Po prostu zatrzymał się jak stopklatka jakiegoś filmu, po naciśnięciu odpowiedniego przycisku pilota.
- Hm. Będziesz musiał postarać się bardziej…
Zwróciła się dokładnie w stronę ściany gdzie skrywał się Loge. Jakim cudem go wyczuwała? Nie podjęła jednak jakichkolwiek agresywnych działań względem potomka boga psikusów. Zapewne dlatego, że nie chciała naruszyć struktury podtrzymującej całość podziemnego kompleksu. Skoro jednak dostała tak ładny prezent, mogła go wykorzystać.


Red Hood nie dotarł do drzwi. Zamiast tego skręcił przy stromym podwyższeniu, znikając w atramentowych ciemnościach jaskini. Kroki jego obuwia były ledwie słyszalne podczas toczącej się potyczki nadludzi. Znał to miejsce jak nikt inny… i zapewne miał jakiegoś asa w rękawie. Akrobacje powietrzne autorstwa Raven i Wire wprawiłyby w osłupienie wojskowych pilotów. Dziewczyny na zmianę unikały wystrzeliwanych przez siebie pocisków, które to rozświetlały strop jaskini błyskami, iskrami i eksplozjami. Ich autorki wirowały. Opadały aby znów wzlecieć w górę. Co jakiś czas zasłaniały się swoimi (niezbyt) naturalnymi tarczami energetycznymi. Gdzie chichocząca błękitka zdawała się oczarowana tymi przepełnionymi chaosem chwilami, od ptaszyny dało się odczuć wściekłość, która narastała z każdą sekundą. Wolf zaszarżowała na Ważniaka, ze sporej odległości. Ten zamierzał zareagować w swój standardowy, łopatologiczny sposób, ale szybkość „zwierzęcia” po raz kolejny okazała się wystarczająca by zdobyć przewagę. Płaczka schyliła się unikając kopnięcia, po czym sama skoczyła do przodu, zadając cios przyłbicą swojego pancerza. Kosmiczne glany oderwały się od ziemi w towarzystwie zdziwionych, karmazynowych oczu. Lobo pomknął do tyłu ruchem jednostajnie przyśpieszonym, natrafiając na komputer, który natychmiast przebił. Powstały wybuch zalał gorącem pół struktury skalnej. Prześmierdnięty kwarcem dym zaczynał utrudniać widoczność i oddychanie. Po pojedynczym mrugnięciu powieki, Igniz znalazł się przy Iglaku. Zamachnął się swoją purpurową, najeżoną złotymi ostrzami płachtą. Pinhead nie uniknął. Rozmył się jak kałuża w którą ktoś cisnął kamień, natychmiast powracając do pierwotnych kształtów.
- To bezsensowne. Igniz, przecież wiesz, że nie jesteś w stanie mnie pokonać.
Śmiertelnie blade usta uśmiechnęły się delikatnie, z mieszanką pogardy i politowania. Srebrne ogniwa wyłoniły się zza pleców masochisty, jak węże gotowe do ukąszenia ofiary.


Legion znajdował się jeszcze dobre kilka metrów przed oślepionym elfem kiedy wykonał horyzontalne cięcie kosą. Broń zdawała się jednak być o wiele za krótka by sięgnąć celu z takiej odległości. To byłoby dość dużą przeszkodą w normalnych okolicznościach, ale nie w tym przypadku. Trzon narzędzia mordu zaczął nagle wydłużać się z zastraszającą szybkością. W miarę jak zabójca wykonywał zamach. Zanim jednak nastąpiło uderzenie poderwał broń do góry, lekko ją obracając. Ryk bólu oznajmił walczącym, że Link został właśnie nadziany od dołu na ostrze. Widocznie broń była bezpośrednią częścią swego twórcy i posiadała takie same jak on właściwości zmiennokształtne. Legion trzymał teraz swój oręż wysoko w górze, przez chwilę napawając się widokiem umierającego elfa. Biedak został prawie przeciętny na pół i zgon zdawał się być… jedyną możliwością. Zwłaszcza, że wnętrzności delikwenta miały właśnie okazję podziwiać świat na zewnątrz. Jego świadomość w ciągu kilku sekund miała zniknąć, ale Legion szykował dla niego inny los.
-Nie bój się mój długouchy przyjacielu. Nie umrzesz…
Ofiara zaczęła się powoli deformować w miarę wypowiadania tych słów przyjmując przy tym metaliczny kolor amoralnego pożeracza.
-…spotka Cię coś o wiele gorszego niż śmierć.
Masa zaczęła wnikać w ostrze i w końcu po przeciwniku z wrogiej drużyny została tylko przelana chwilę wcześniej krew. Na płaszczu pojawiła się kolejna twarz… bardzo podobna do facjaty elfa. Natychmiast jednak zniknęła, nie zagrzewając długo miejsca wśród niefortunnych pobratymców. Zupełnie jakby długouch nie miał duszy, która mogłaby zostać uwięziona w wiecznym koszmarze. Puste ślepia Legiona skierowały się w stronę Moonstone.

Wilhelmina zamierzała zaliczyć kolejną asystę i w tym celu poszybowała w stronę ostrzeliwujących się Live Wire i Raven, zmuszając tą drugą do śledzenia dwóch przeciwniczek naraz. Co samo w sobie nie stanowiło zapewne problemu dla osoby zakutej w futurystyczny pancerz, ale miało tendencję do przechylania szali zwycięstwa na stronę dysponującą przewagą liczebną. Meido posłała w stronę Raven serię usztywnionych skrawków bandaży, chcąc wybadać podatność energetycznej tarczy na pociski materialne wzbogacone mocą egzystencji. Ptaszydło zareagowało natychmiast. Mechaniczne skrzydło trzepnęło, wyzwalając dość dużą siłę kinetyczną. Jego zaostrzone końcówki nie miały większych problemów z rozszarpaniem magicznych przeszkadzajek na części pierwsze. Wilhelmina zamierzała pokusić się o atak w większej skali.

W międzyczasie Loge wyskoczył ze swej skalnej kryjówki. Działał prędko - nadzwyczajnie wręcz. Widać jednak było, że żadne to magiczne przyspieszenie, ot, zwykła motywacja w postaci zostania zmiażdżonym wielotonowym głazem czyniła cuda. Tym razem bez żartów, uśmiechów ani srania w stołek. Z wyrazem ponurej determinacji na twarzy wyciągnął przed siebie ramię i wskazał otwartą dłonią na lewitującą Moonstone. Nic nie ostrzegło postronnych przed tym co się miało właśnie stać. Potężny rozbłysk białego z gorąca ognia pochłonął sylwetkę Moonstone. Lewitujący nad nią blok granitu zaczął się nadtapiać i pękać pod tym nieludzkim żarem. Być może inne dziedziny młody półbóg opanował jedynie na poziomie sztuczek, ale ogień, święty żywioł jego ojca, był jego prawdziwym konikiem, a przy okazji jedną z niewielu rzeczy na które grawitacyjna dama nie mogła mieć wpływu. Aby przetrwać taki atak, dziewczyna musiałaby nie tylko być odporna na żar małej eksplozji atomowej, ale i mieć jakiś spirytystyczne umiejętności, gdyż biały płomień palił nie tylko skórę i kości, ale zostawiał swe osmolone piętno na samej duszy nieszczęśnika który znalazł się w zasięgu…
 
Highlander jest offline  
Stary 02-02-2010, 21:57   #34
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Okularnica, jak na zabójczynię przystało, tkwiła konspiracyjnie w batmanowym zaciszu, kurczliwie ściskając swój wierny nowozakupiony nóż i obserwując świat zza pary szkieł, starając się dostrzec o co w tym wszystkim chodzi. Ciemne elfy zjadane przez dywany utkane z ludzkich twarzy? Atomowe wybuchy skierowane w intrygująco odziane panie? Zdecydowanie, wolała być z dala i od jednych, i od drugich. Skupiła swoją uwagę na morderczym czworonogu, który całkiem niedawno przejrzał smoczą iluzję boskiej dzieciny - sugerowało to Flay albo wysoki intelekt, albo niezwykłą wolę, albo specjalną technologię przeciwzmylną. Niezależnie od tego, która z teorii była prawdziwa, każda była niewygodna. Ciemnowłosa niewiasta zaczerpnęła powietrza, upewniła się że nie jest namierzona przez jakiś pocisk z głowicą atomową, po czym pomknęła w stronę Lobo, który przelatywał tutaj całkiem niedawno.
-Niezły fryz, kowboju. obraz Czarnianina z epickim i dostojnym afro wylądował w pamięci telefonu Patrycji -Jakiś plan, jak wygolić wilczycę w mniej komfortowych dla niej miejscach?
Czerwonooki wypuścił z ust nieco czarnego dymu.
- Ciężki orzech do zgryzienia młoda. Po prostu staraj się szczególnie nie wtrącać jak „rozmawiają” dorośli. Sam przeoram tego przerośniętego kundla.
Ważniak zdarł z twarzy chrupką warstwę skóry, pod którą już dawno znajdowała się nowa, śnieżnobiała. Oblizał spieczone wargi i dobywając haka ruszył na oponentkę.

Sytuacja wyżej zaczynała z wolna malować się w czarnych barwach. Legion przyległ do ściany, czekając na to aż księżycowa panna raczy się odsłonić, dając mu szansę na zadanie pojedynczego ciosu, kończącego całą walkę i… mocno się przeliczył. Z argumentowaną przez kamienie siłą, Moonstone cisnęła skupiskiem stalaktytów prosto w niewidzialną sylwetkę. Przybysz z bliźniaczego uniwersum nie tylko nie mógł uniknąć kamiennego pocisku trzymany przez niewidzialną siłę, ale również nie był w stanie skorzystać ze swojej nadludzkiej giętkości. Zupełnie jakby luźne atomy w jego ciele zyskały właśnie jakieś… solidniejsze przyciąganie względem siebie. Tąpnięcie sprawiło, że liczne, mniejsze stalaktyty oderwały się od stropu. Od struktury jaskini odłączył się też sprasowany na miazgę Legion, który runął kilka pięter w dół i wylądował ciężko nieopodal biegnącego ważniaka. Efekt niewidzialności szlag trafił. Nie żeby do czegokolwiek się przed chwilą przydał. W tym momencie nadleciał płomień wystrzelony przez boskiego bękarta. Karla otworzyła szerzej oczy w wyrazie zdziwienia, zanim zalała ją przemożna fala gorąca. Kiedy wyładowanie energii cieplnej przeminęło… wciąż lewitowała po środku. Nawet nie zarumieniona.
Loge jęknął przeciągle. Zawiodło większośc jego arsenału - od konwencjonalnego kawału granitu przez łeb, po spopielenie w ogniu piekielnym. Sytuacja zaczynała wyglądac mocno beznadziejne... Przynajmniej pozbyła się zaserwowanego jej przez Loge'a pocisku, ale prawdę mówiąc na niewiele się to zda - miała wystarczająco dużo podobnego tworzywa pod ręką. Co robic, co robic? Uciekac? Ale dokąd, przecież był na obcej planecie. Ktokolwiek pokona kogokolwiek w ostatecznym rozrachunku, Loge szybko zostałby wytropiony i powieszony na maszcie albo jako zdrajca, albo jako wróg. Zostac? I byc zgładzonym przez źle ubraną yuppie? Nie ma mowy. Trzeba było załatwic zdzirę sposobem... Fakt, że jej moc bazowała na polach grawitacyjnych, na niewiele się zda - gdyby mogła tylko przyciągac, albo tylko odrzucac, coś by się jeszcze wymyśliło żeby dziewka wypiła piwo które sobie nawarzyła, ale skoro jej moc działa w obie strony, jeśli nie więcej, mógł sobie takie idee wsadzic w dupę.
Loge postanowił pozbierac myśli tak, jak robił to najlepiej - w biegu.
Blondyn strzelił palcami - w jego ręku pojawił się piorun kulisty o średnicy kilkunastu centymetrów. Mężczyzna wziął zamach i wnętrze jaskini wypełnił oślepiający błysk, zaraz potem skomplementowany przez ogłuszający huk. Między młodzieńcem a dziewczyna przeskoczyła gruba jak rakieta wiązka niebieskiej energii elektrycznej, a zaraz za nią kilka kolejnych, odbijających się od podłoża i strzelających w kobietę pod różnymi kątami. Osoba, które je przywołała, nie dotrzymała im towarzystwa - niczym w starych kreskówkach po boskim synu pozostał tylko jego generalny kształt, uformowany z wznieconego kurzu. Bezszelestne mignięcie złotobrązowej pancernej peleryny gdzieś z boku świadczyło o tym, że młodzieniec płynie delfinem przez skalne masy, wycofując się na z góry upatrzoną pozycję. Mistyczne fajerwerki rzuciły się w oczy okularnicy, która porzuciła z tej przyczyny jakiekolwiek plany księżycowej interwencji na obecną chwilę. Nagle, uniosła brew w przyjemnym zaskoczeniu, widząc jak Lobo sięga dłonią ku pasowi, a następnie pewnie i groźnie chwyta swoje wybuchowe jajka. Flay uśmiechnęła się półgębkiem, imaginując jak materiał w nich zamknięty eksploduje wilczycy w pysk. Musiała przyznąc; Ważniak miał styl! Mimo wszystko, wolała nie być w linii prostej za nim, gdyby czterołapa odrzuciła jego zaloty. Trzymając się z daleka od Moonstone, postanowiła zajść płaczkę z flanki. Tak jak się spodziewała, Lobowe granaty poleciały gdzie trzeba, a hak czarnianina upewnił się, żeby wilczyca była w zasięgu eksplozji. A że tej było to wyraźnie nie w smak i zbierała się do czmychnięcia gdzie nietoperze zimują, Flay postanowiła pozwolić sobie na odrobinę brawury i stwierdzić, że psów i ich kuzynów do tego lokalu nie wpuszczają. Czworonożna panna spróbowała czegoś innego. Nie zamierzała ponownie używać sztuczki z taranowaniem. Ta zapewne i tak by nie zadziałała. Zaszarżowała do przodu, jednak w locie, górna część jej zmechanizowanego kombinezonu uległa otwarciu, ujawniając coś, co przywodziło na myśl wielkie, futurystyczne działko energetyczne.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WTa0KhV_7Js[/MEDIA]



Błękitny strumień energii błysnął ponuro, tnąc po całej rozciągłości. Ogniwa pozaziemskiego łańcucha trzasnęły natychmiast, oferując pannie Wolf wolność. Żeby w pełni z niej skorzystać musiała jednak oddalić się od centrum eksplozji. Mogłoby się to udać, gdyby nie zakamuflowana wielbicielka noży, która wykwitła na drodze psowatej. Światło zatańczyło na ostrzu, które Flay skierowała ku ziemi.
-Śmierć. Zgiń nią.
Ręka dziewczyny wystrzeliła ku oponentce, przecinając nożem pancerz wilczycy surrealnie szybko, zupełnie jakby tak naprawdę cięła nieistniejący hologram. Jednak zarówno krew, jak i kawałki opancerzonego mięsa, które wylądowały bez życia na podłodze, były jak najbardziej realne. Gdyby nie warstwy zbroi, dresiara już wysyłałaby zdjęcie makabry na pewien serwis, którego pierwszy człon nazwy zaczyna się na "g", a kończy "o", a jego starszy kuzyn ma piękną czwóreczkę w nazwie. Spojrzała w stronę Ważniaka, uśmiechając się głupio i przepraszająco, jak uczennica która zjadła ciastka swojej koleżanki. Miała nadzieje że jej ulubiony Smurf nie obrazi się za uczynienie wilczycy...niewykorzystywalnej.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!

Ostatnio edytowane przez Nemo : 02-02-2010 o 22:01.
Nemo jest offline  
Stary 08-02-2010, 16:22   #35
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Wykorzystując znane już wszystkim w drużynie białe wstęgi Wilhelmina kontynuowała natarcie na latającą Raven. Spod rękawów pokojówki wystrzeliło tak wiele białego materiału, że niemal całkowicie przesłonił pole widzenia przeciwniczki. Dziury przestrzelone pociskami i promieniami energii prawie natychmiast były pokrywane przez kolejne warstwy bandaży, a pole manewru przepełnionej szałem niewiasty zawężało się wraz ze zmniejszaniem się średnicy powstałego w ten sposób białego kokonu. Meido nie żałowała wstęg na ten atak, zdając sobie sprawę, że do schwytania futurystycznej wojowniczki nie wystarczy oplątanie jej skrzydeł.
Tymczasem na dole, pewna dresiara w stylu godnym Hollywoodzkiego filmu, uniknęła granatowej eksplozji sponsorowanej przez wujka Lobo, nawet nie oglądając się za siebie. I jak na Hollywood przystało, była uzbrojona w wielką giwerę, która dostałaby atest pewnej zielonej rasy jako prawdziwie wystrzałowa spluwa robiąca donośne trachu. Krótkim i ekspresywnym gestem poprosiła czarnianina o pilnowanie jej pleców, a sama przykucnęła i wycelowała lufę działa w kierunku pewnej ptasiej eminencji, mając zamiar wysłać ją do tego samego przytułku dla niekochanych zwierzątek pani Slaughter, do którego niedawno zaadresowała przesyłkę z zezłomowanym, cybernetycznym wilkiem w środku. Sytuacji w postaci trzech na jednego zdecydowanie nie dało się określić jako uczciwej, ale Raven nie miała w tej sprawie zbyt wiele do powiedzenia. Magiczne Wstęgi, Live Wire i Rail Gun wydawały się sytuacją z góry przesądzoną, jednak panna w mechanicznym kombinezonie nie słynęła ze słabego ducha. Być może w jej umyśle władało całkowite szaleństwo, ale do poddania się było jej bardzo daleko. Flay nacisnęła spust broni, która była dla niej jakieś dwa razy za duża. Ku zdziwieniu dziewczyny w dresie, nic się nie stało. Żadnego blasku, skrzenia. Zip. Null. Nada. Lampki na boku futurystycznej spluwy zamrugały złośliwie, czerwonym kolorem. Czyżby to coś posiadało jakieś skomplikowane zabezpieczenia przed użyciem przez niewłaściwe osoby? Najwidoczniej właśnie tak było. Wstęgi pomknęły do celu, ale mechaniczna niewiasta nie ruszyła się nawet o centymetr. Przez chwilę. Z jej boków i skrzydeł wystrzeliły dziesiątki miniaturowych rakiet, uderzając w kluczowe miejsca papierowej struktury i rozrywając ją na strzępy. Dało to jednak pole do popisu błękitce, która natychmiast znalazła się przy oponentce i wyprowadziła kopniak z kolana wprost w jej plecy. Aż zadudniło. Kombinezon zaskrzył niebezpiecznie a jego niewielkie, srebrne fragmenty ponuro zamigotały. Raven natychmiast wyprowadziła kontrę, uderzając skrzydłem i odrzucając od siebie Leslie. Pani psycholog imieniem Karla miała w tym czasie własne plany i pomysły. Jak zawsze. Siła grawitacji poszła w ruch. A raczej kilka sił, łudząco do siebie podobnych. Wilhelmina otworzyła oczy szerzej, czując że coś właśnie uderzyło ją w bok z mocą ważącego kilka ton młota. Służka została oderwana od podłogi w eksplozji żwiru i przeleciała kilka metrów po skosie, uderzając w przerośnięty stalagmit. Skała pękła na dwoje, podobnie jak część układu kostnego Dwa z żeber Wilhelminy zyskały właśnie płynną konsystencję. Fragmenty jednego z nich zwiedzały obecnie lewe płuco jak fanatyczni turyści, którzy zdołali zgubić nudnego przewodnika. Do tego wszystkiego dołączono należyty poziom dezorientacji i krwi. Dla smaku.


-Doh, cholerne zabezpieczenia.
Okularnica łypała na złośliwe lampki ze szczerą, nieujarzmioną nienawiścią i chęcią mordu, która mogłaby zawstydzić pomniejsze bóstwa rzezi i krzywdy bliźniego. Miała ochotę pogrzebać nożem w broni, przeciąć ją tutaj i tutaj, ale... nie miała czasu potrzebnego, by przeprowadzić taki zabieg chirurgiczny. Na szczęście, miała pod ręką speców od takiej skrzącej roboty.
-Lobo, pod...nie.
Pierwszą, najbardziej naturalną myślą dziewczyny było zawezwanie smerfa Ważniaka i oddanie mu giwery do przeróbki. Drugą jednak był odruch nader ludzki, którego słowem-kluczem było "oddać". Jasne, Lobo zapewne jest w stanie sprawić, by działo zaczęło działać jak należy. Gorzej, że przy okazji je sobie przywłaszczy, a Flay poza subtelną, nożowniczą finezją, miała również słabość do przytłaczającej siły ognia o wielkim kalibrze. Powoli, z głęboką zadumą, podjęła decyzje. Railgun tymczasowo spoczął przewieszony przez jej plecy, czekając na lepsze czasy, w których brak oprogramowania antypirackiego otworzy wolność wielu wspaniałym scenom akcji. Marszcząc czoło, skierowała swoją uwagę ku mistrzowi haka, któremu raczej nie umknęło to, że moment temu wypowiedziała jego imię. Jeśli pomyśli, że wypowiadała je sama do siebie, to szybko zacznie tworzyć w swojej głowie różne... idee. Być może nawet o charakterze romantycznym.
-Dobra, chciałabym dobrać się do tego ptaszka, więc kooperacja mile widziana
Zamilkła, ale dodała szybko, gdy zorientowała się jak to zabrzmiało.
-...zanim nasza francuzeczka skończy jak żaba na autostradzie.
Naprawdę, musi opracować jakiś myk, który znacznie zwiększy jej mobilność. Brak możliwości dosięgnięcia latających przeciwników... problem profesji wojujących obdartych z magicznych przedmiotów, ciągnący się od lat. Czarnianin pogładził zarost. Profesjonalnie ocenił odległość, kąt nachylenia, oraz ilość siły jaką musiałby dostarczyć żeby wysłać pannę od noży na wakacje w trybie jednostajnie przyspieszonym, zdecydowanie nieodwołalnym.
- Hrm… Widzisz mała, mógłbym tam tobą cisnąć. Problem jest tej natury, że to ptaszysko jest w trzy dupy ruchliwe. Jeśli rzucę tobą jak workiem po kartoflach a ona się ruszy, to skończysz jako czerwona farba na przeciwległej ścianie i nikt na tym nie skorzysta.
Podrapała się po głowie. Kiedyś wściekły wilkołak rzucił nią w podobny sposób, ale miała dziwne wrażenie, że w przeciwieństwie do pana Lobo, nie był *aż tak* silny. Co jak co, ale wolała nie ryzykować akrobatyki tego typu bez wsparcia medycznego.
-Blah, ściana zbita w takim razie. A ten hak? Nie mógłbyś z jego pomocą w jakiś sposób zapewnić mi powietrzną mobilność...chociaż nie, nie chce skończyć jako mięsny worek z pakunkiem mających niewiele ze sobą wspólnego kości. Weźże może za to Maido tu przyciągnij, to może we trójkę coś porządnego wymyślimy.
 
Highlander jest offline  
Stary 09-02-2010, 21:34   #36
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Legion po pewnej chwili zacząć dochodzić do siebie. Nigdy się nie spodziewał, że ktoś zmieni siłą woli jego stan skupienia. Podniósł się odnalazł wzrokiem czarodziejkę z księżyca. Trzeba stwierdzić, że ta wersja było mocno dopakowana w stosunku do tej którą znał. Skradać się nie ma co bo w jakiś inny sposób postrzega otaczający ją świat. Wniosek? Zajebać zanim ona zajebie Ciebie. Ta prosta zasada towarzyszyła mu w jego uniwersum i utrzymywała go przy życiu do tej pory. Chociaż Loki… Loge… czy jak tam jego iluzjonistyczna ognistość się zwała próbował i próbował, to nie mógł też zbyt wiele wskórać. Kościotrup uformował kosę we włócznię, którą następnie rzucił z całą siłą w kierunku celu. Ta w locie szybko się podzieliła z wielkiej włóczni na kilkanaście ostrzy. Sam zmiennokształtny schował się za kamieniem i przyjął kształt bliżej nieokreślonego pajęczaka, który zaczął się wspinać po ścianie w kierunku Moon. Czarnianin rzucił dziewczynie spojrzenie zarezerwowane dla słodkich idiotek.


- Że co, że niby mam się tam teleportować i ją tu przyciągnąć? Dox już dawno nie daje mi tego typu zabawek. Jak chcesz to sama rusz swoje cztery litery i zbierz co z niej zostało. W ogóle to pokaż mi tą spluwę co zabrałaś od tego przerośniętego tostera.

Lobo wyciągnął swoją mocarną łapę i uniósł lewą brew ku górze, czekając.
Okularnica zmarszczyła czoło, niezadowolona z kierunku w którym podążyła konwersacja

-Jest zepsute. Nie ma teraz czasu na pierdoły. Jeśli nie Raven...
Szybko zmieniła temat, ruchem głowy wskazując Moonstone.

-To co powiesz na tamtą latającą? Jasne, wolałabym by ktoś mnie zabezpieczał od rozwalenia się o ścianę... może eksplozja pomogłaby mi wyhamować? Te Twoje kule mają kopa.

Miłośnik pożerania wnętrzności pociągnął mocniej nosem. Jego karmazynowe oczy były jak dwa sztylety. Splunął, a zielonkawa flegma wyminęła o kilka centymetrów głowę dresiary.


- Łżesz jak z nut chicka. Czuję to… a ważniak nie lubi jak się go okłamuje. Masz szczęście, że teraz gówno mogę na to poradzić, ale jeszcze wrócimy do tej pogawędki.

Nawiązywał oczywiście do zabezpieczenia nałożonego nań przez Pinhead’a. Jego słowa miały charakter obietnicy, nie pogróżki. Pannie Flay zrobiło się ciepło, bynajmniej nie z podniecenia. Lobo zakończył rozmowy o wspólnym działaniu. Zamiast tego, wyjął zza pazuchy jakieś dziwne, futurystyczne połączenie obrzyna i półautomatu, które ledwo mieściło się w jego lewicy. Zaczął biec w kierunku urwiska.

-Uzdrowienie. - powiedziała maska w zastępstwie Mistrzyni Dziesięciu Tysięcy Wstęg, która nie chciała otwierać ust pełnych krwi i tym samym zaplamić swojego uniformu. Dziwna to była decyzja, zważywszy że ta część wstęgowego pancerza, która przyjęła na siebie cios młotem była praktycznie w strzępach, a użyta przez Wilhelminę Nieograniczona Metoda nie nadawała się do cerowania odzieży. Wraz z rozbłyskiem kilkunastu różowych run pokojówka poczuła jak jej ciało zostaje przywrócone do stanu, który kolekcjonerzy kart opisują jako "mint condition". Odzyskawszy czucie w nogach Wilhelmina ponownie wystrzeliła w powietrze i pomknęła w stronę reszty drużyny. Włócznie nie zdały się jednak na nic. Księżycowa panna po raz kolejny stała się niematerialna, zaś potencjalnie śmiertelne przedmioty przeniknęły przez nią bez skutku. Zamiast na pajęczego agresora, Karla zwróciła uwagę na również lewitującą Wilhelminę. Raven, mimo niewielkich uszkodzeń pancerza, nie dawała za wygraną i kontynuowała wymianę ogniową.


- Stój w miejscu, ty pieprzona, błękitna suko!

Wrzasnęła głosem balansującym między furią i histerią. Wystrzelone przez nią pociski o włos minęły zaaferowaną Wire i uwolniły swoje eksplozje nieopodal miejsca gdzie znajdował się Legion. Na szczęście bez uszczerbku na jego zdrowiu. Igniz uniósł się w powietrze. Jego ślepia i sylwetka zalśniły złotem a dłonie pulsowały chaotyczną energią. Kolcogłowy nawet nie drgnął oglądając owy pokaz świateł. Spider-Legion podczas wybuchu przybrał postać małego odłamka ściany, który pędził teraz lekko powolnym torem w kierunku pewnej latającej suki. Legion nie był obecnie większy od paznokcia na małym palcu dłoni, ale taki był jego zamiar. Głównym problemem był fakt, jak ta latająca szmira wcześniej go wykryła. Jeśli jej moce pozwalały jej postrzegać świat przez wyczuwanie poruszających się obiektów… to pozwalały jej tylko na tyle. Jak coś ma kształt ludzki i się porusza to musi to być człowiek lub coś go przypominającego. Kto by podejrzewał mały jebany kamyczek? Było to ryzykowne zagranie ale specjalne sytuacje wymagają specjalnych środków. Legion - jeśli jego założenie, że nie zmieni się na stałe w kałużę szlamu za chwilę - po nawiązaniu fizycznego kontaktu zamierzał zamienić się… nie wiedział jeszcze w co, ale to coś będzie miało na pewno bardzo dużo bardzo długich i bardzo bardzo ostrych szpikulców.
Po kilku chwilach lotu Wilhelmina znalazła się w pobliżu Flay, która właśnie buldoczyła pod nosem na pewnego smurfa, który okazał się być wysoce niekooperatywny.

-Hrmpf paskudny Lobotroll...oh, Maido, akurat wtedy gdy Cię potrzebuję! Dresiara poprawiła okulary na nosie końcówką noża -Nie wyglądasz najgorzej...co, wszystkie podzespoły w środku w porządku? Nie wyświadczyłabyś mi przysługi?

- Jeśli tylko będzie w mojej mocy, Panno Flay. - pokojówka skinęła nieznacznie głową dając do zrozumienia, że biegający po polu bitwy przeciwnicy mogą utrudnić przeprowadzenie skomplikowanych manewrów.

-Nie martw się, jedyne czego potrzebuje, to odrobinę bandażoakcji z Twoim udziałem. Nożowniczka uśmiechnęła się rekinio -Wystrzel mnie w kierunku tej nadobnej panny najszybciej jak potrafisz gdy nadarzy się jakaś dystrakcja, oraz zabezpiecz mnie bym nie skończyła jako mokra plama na ścianie. Kay?

-Oczywiście. - padła odpowiedź.
Wilhelmina rozejrzała się w około, by sprawdzić czy wokoło jest wystarczająco dużo miejsca. Pojedyncze białe wstęgi owinęły się wokół pasa i kolan nożowniczki. Nagle Flay straciła grunt pod nogami i poczuła się jak w laboratorium NASA przy testowaniu odporności organizmu na przeciążenia. Pojedynczy gwałtowny półobrót i dziewczyna została wyrzucona w stronę swojego celu, a za nią poszybowały dziesiątki magicznie wzmocnionych wstęg gotowych przechwycić ewentualny kontratak bądź pociągnąć Flay z powrotem na ziemię.

Niczym aligator, Loge wynurzył górną połowę swojej facjaty z pobliskiego kamienia i prychnął bąbelkami. Na widok bandażowego baletu uniósł wymownie jasną brew i przewrócił złosliwie oczami, chociaż musiał przyznac że dziewczyny miały pomysł. On tymczasem myślał i myślał i w końcu wymyślił...
Z początku niemal niedostrzegalnie przy samej podłodze jaskini zaczęła zbierac się niebieskawa mgiełka, nie więcej niż na wysokości kostek. Rozgrzani walką obecni nie zauważyli nagłego spadku temperatury w powietrzu, który powielił i tak już nieciepłą atmosferę panującą w podmokłej grocie. Mgiełka zaczęła gęstniec i po chwili wystrzeliła gejzerem lodowatego powietrza, cienkim jak włócznia strumyczkiem pędząc ku Moonstone od dołu. Drużynie udało się zaatakowac dziewczynę ze wszystkich dostępnych stron i tylko naprawdę dobry motyw ocali ją przed zmasakrowaniem...
 
K.D. jest offline  
Stary 13-02-2010, 18:09   #37
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Zwykle przewaga liczebna i należyta koordynacja taktyczna okazywały się ważniejsze niż siła ognia jaką dysponowała pojedyncza jednostka na polu bitwy. Tak też było w przypadku niefortunnej Moonstone. Chyba tylko bezpośrednia, boska interwencja byłaby w stanie ją teraz uratować przed porażką. Fontanna wystrzelona z pod ziemi przez Loge nie tylko sięgnęła celu, ale też okazała się odpowiednia do odwrócenia uwagi. Niezwykle chłodny strumień zmroził postać pani psycholog i spowolnił jej szybkość reakcji. W innym przypadku żołądek lecącej okularnicy już dawno zyskałby ciężar kilkunastu ton, a ona sama zostałaby wgnieciona w samo dno jaskini. Na jej szczęście, tak się nie stało. Lateksowa mistrzyni grawitacji nie zdążyła co prawda świadomie aktywować swojej mocy przenikania, ale nadludzka szybkość i refleks pozwoliły jej wykonać (średnio) udany unik. Niczym dziecko siedzące nad kolorowaną, Flay instynktownie połączyła lśniące kropki swoją czerwoną kredką. Machnięcie ostrym narzędziem. Bezbłędne trafienie. Po jaskini rozległo się głuche mlaśnięcie - to rozdzielały się materiał, mięso i kości. Moonstone straciła właśnie lewą rękę. Oddzielona, bezpowrotnie martwa kończyna, natychmiast zaczęła zmierzać w stronę parkietu. Blondynka nie wydała z siebie pojedynczego dźwięku, jednak ilość uwalnianej posoki i pobladła twarz jednoznacznie wyrażały, że jest pogrążona w szoku i znajduje się na dobrej drodze do śmierci z powodu wykrwawienia. W tym momencie Legion, w postaci niewielkiego kamyka, dotarł na miejsce przeznaczenia. Zaaferowana poprzednim atakiem, mocno ranna Karla nijak nie zdołała zauważyć morderczej drobiny, która zmierzała w jej stronę. Przyozdobione kolcami macki wystrzeliły do przodu, wgryzając się w ciało kobiety, orając je niczym pole i kierując się wprost do świeżej, buchającej strumieniem posoki rany. Proces wchłaniania właśnie się rozpoczął. Dobrze zmrożona pani psycholog miała za chwilę dołączyć do setek innych, potępionych dusz wewnątrz monstrualnej masy.

Słabiej wyekwipowana, mechaniczno-psychodeliczna koleżanka, miała jeszcze mniej szczęścia niż Moonstone. Dzięki bezbłędnie wykonanemu unikowi pocisk balistyczny marki Lobo ominął ją o dobre dwa metry, to jednak nie przeszkodziło żywemu ucieleśnieniu piorunów w sprzedaniu wysoko nasyconej wiązki prądu wprost w potylicę przeciwniczki. Kilka obwodów uległo przepaleniu a wizja wewnątrz futurystycznego hełmu najwidoczniej została mocno ograniczona, gdyż Raven nie była w stanie zauważyć Red Hood’a, który właśnie wrócił z futurystycznym działem na prawym ramieniu. Takim przywodzącym na myśl brata-bliźniaka Rail Gun’a. Najwyraźniej ukradł je ze składziku jakiejś floty kosmitów, lub innego Luthor’a. W towarzystwie chwilowego ładowania wewnętrznego generatora i głośnego *ZAP*, karmazynowa, wijąca się wiązka ugodziła korpus ptaszyska i przeszyła go na wylot, pozostawiając niewielką, precyzyjną dziurę o spalonych brzegach. Ból najwidoczniej powstrzymał Raven przed dostrzeżeniem niejakiego Pana Haczyka, który zmierzał wprost na nią, mocno spóźniony na trwającą już imprezę. Ostra końcówka przecięła się przez pancerz i dotarła do miękkiej, ludzkiej krtani. Wraz z odgłosem, który mogłaby wydać uśmiercana nożem butelka keczupu, morderczy kawał metalu pojawił się z drugiej strony, czemu towarzyszyła eksplozja nerwów, chrząstek i iskier. Wykrywając zanik procesów życiowych noszącej go osoby, pancerz wyłączył silniki i martwe ptaszysko ruszyło nieubłaganie na spotkanie ostrych stalagmitów na dole.

Wtedy też wszystko poszło w diabli. Powietrze w jaskini stało się niezwykle ciężkie i rozgrzane. Skumulowawszy wystarczającą ilość destrukcji w dłoniach, Igniz złączył ze sobą dwie, złote kule, uwalniając ładunek energetyczny, który wprawiłby w kompleksy niejedną personę z pewnej dumnej, wojowniczej rasy. Emanacja dosięgła celu, ale nie wywarła na nim większego wrażenia. Z początku. Potem cała sylwetka iglastego masochisty zatrzęsła się jak wieża Jenga i natychmiast zaczęła pękać w kluczowych miejscach, nabierając charakterystyk typowych dla powierzchni lustra. Takiego, które doznało bliskiego spotkania trzeciego stopnia z zawistnie rzuconym kamieniem. Osoba odpowiedzialna za owy akt wandalizmu zdawała się jednak mocno nadwyrężyć swoje ramię. Kawałki skóry i stroju odpadały od persony Igniz’a, grając na nosie grawitacji i spopielając się bezpowrotnie w małych, złotych płomykach. Niestety, główny zły nie zdołał wygłosić buńczucznego monologu na temat wyższości jamnika nad szkockim terierem - był zbyt zajęty trzęsieniem się niczym dziecko, które właśnie doznało ataku padaczki. Podłoże zatrzęsło się jak przy trzęsieniu ziemi, a kawałki struktury sufitu ruszyły na spotkanie niefortunnych osób niżej.

Chociaż nie zanosiło się na to aby taka sytuacja kiedykolwiek mogła mieć miejsce, Pinhead krzyknął, uwalniając odgłos pierwotnego cierpienia. Cała jego sylwetka zatrzęsła się pod pulsującym, złotym naporem chaotycznych fal. Białe zęby zgrzytnęły o siebie kontrastując z blado-błękitną cerą. O ile reszta grupy podświadomie przeczuwała, że zaraz stanie się coś bardzo niedobrego, Legion i Lobo zrezygnowali z tego typu subtelności. Ich ciała piekły i paliły, zupełnie jakby ktoś wrzucił do środka skrzynki pełne koktajlów Mołotowa. Z miejsc w których znajdowały się odłamki, rozchodziła się istna kaskada cierpienia. Było ono tak wielkie, że zdezorientowany Czarnianin rozluźnił swój uchwyt na klifie i bez żalu ruszył w dół, w końcu ujęty przez rozeźlone prawa fizyki, którym dotychczas grał a nosie. Legion miał nieco więcej szczęścia. Mimo, że dziwaczny ból zdołał go otumanić, uniemożliwiając należytą konsumpcję celu, zdawał się przelewać w całej swojej okazałości także na inwalidkę w postaci Moonstone, która nie mogła zareagować na srebrnego, kanibalistycznego pasożyta. Percepcje wszystkich obecnych zalały przeplatające się aury złota i purpury. Były one jak jakaś przeklęta mgła z której za nic w świecie nie dało się wydostać.

Potem nastąpił wybuch. Pinhead rozpadł się na tysiące rykoszetujących odłamków, zaś jego rywal przypominał na wpół spopielony szkielet. Wielkie części sado-masohistycznego lustra zwiedzały cały podziemny kompleks. Jeden z nich oderwał srebrną masę od Moonstone, zabierając ze sobą soczysty kawałek jej barku. Drugi wbił się w żołądek leżącego na ziemi Lobo. Inny minął twarz Red Hooda o kilka milimetrów. Następny zmusił Wilhelminę do skorzystania z zapory w postaci magicznych wstęg, które ledwie wytrzymały takie przesycenie mocy entropii. Choć może lepszym określeniem na to co zaszło byłaby implozja. Coś niedobrego zaiskrzyło w zapchanej magią atmosferze jaskini. Trochę jak zapałka doprowadzająca do wybuchu przepełnionej oparami stacji benzynowej. W centrum, gdzie jeszcze do tej pory stali majestatyczni oponenci, pojawiła się czarna dziura, która zaczęła pochłaniać wszystko wokół. Najpierw wpadli latacze. Mimo całej swojej finezji, Wire nie była w stanie oprzeć się przyciąganiu. Miotając słabo skoordynowane wulgaryzmy i zahaczając o sufit, błękitka zniknęła w odmętach czerni. Drugi na liście był Loge, który mimo kurczowego trzymania się swojego skalnego przytułku, został od niego bezpardonowo oderwany, mogąc zachować tylko pomniejsze fragmenty na pamiątkę. O ile mroczne miejsce do którego się udawał pozwalało na jakąkolwiek egzystencję, nie mówiąc już o nostalgicznych wspomnieniach. Karla także nie była bezpieczna. Może w normalnych warunkach jej moce dałyby szansę na obronę, jednak przemarznięta, pozbawiona ręki i nadgryziona przez płynnego pasożyta nie posiadała na to większych szans. Po swojej niezwykle skoordynowanej akcji, panna Flay i Wilhelmina nie zdążyły zareagować na niebezpieczeństwo. A nawet jeśli by im się to udało, nie bardzo miały jak bronić się przed czymś, co grało na nosie całej teorii współczesnej fizyki. Skołatany kolczastym odłamkiem Legion mógł co najwyżej pomarzyć o jakiejkolwiek szansie ucieczki. Nawet truchło Raging Raven nie było bezpieczne – przyciąganie zaznajomiło się ze zmasakrowanymi zwłokami zanim te zdążyły chociażby dotrzeć do ziemi. Czy tak właśnie miał wyglądać koniec?

Po jaskini człowieka-nietoperza nie pozostało właściwie nic. To samo można było powiedzieć o jego majestatycznej rezydencji, której budowa zapewne kosztowała miliony dolarów. Cały budynek i wzniesienie zniknęły. Zostały dosłownie zdezintegrowane, wymazane z rzeczywistości, podobnie jak wszystko w promieniu dobrych pięciuset metrów, czego w pierwszej kolejności nie wessała wymiarowa, czarna dziura, prowadząca bogowie wiedzą dokąd. Jeśli zaś chodzi o naszych bohaterów…
 
Highlander jest offline  
Stary 17-02-2010, 21:37   #38
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Iron birds of fortune adrift above the skies,
Cloudy revelations unseen by naked eyes,
Flying tools of torment will penetrate the sphere,
Erupt the rock of ages bringing final fear.


N.R.G. – Instruments of Destruction


Uderzenie o ziemię. Dopiero to stało się ich ponurym przebudzeniem. Nie pamiętali jakichkolwiek jaskrawych kolorów, epileptycznej gry świateł, czy innych, zapierających dech w piersiach efektów wizualnych. Zupełnie jakby wraz z brutalnym wyrwaniem poprzedniej rzeczywistości, wszyscy stracili przytomność. Wizja wracała powoli i niechętnie. Ona także odmawiała kooperacji o czym świadczyło rozmazanie obrazu, oraz tańczące wokoło, czarne plamy. Loge przebudził się pierwszy. O ile w nordyckim panteonie nie istniało stwierdzenie „za dużo alkoholu”, to obecnie młody pół-bóg wielce żałował, że przed uprowadzeniem nie zabrał ze sobą czegoś na kaca. Czaszka z każdym, chwiejnym krokiem groziła rozłupaniem na dwoje. Młodociana dresiara miała jeszcze gorsze przebudzenie. Niespodziewanie powitał ją kilkudziesięciometrowy spad w dół ze stromego urwiska. Na szczęście, w przeciwieństwie do głowy, reszta ciała nie znajdowała się poza krawędzią. Dwójka wędrowców zdała sobie sprawę, że znajdują się na dość dużym wzniesieniu. Idealne, niemal bezchmurne niebo i soczyście zielona trawa nie były jednak w stanie zamaskować faktu, że… byli tutaj jedynie we dwoje. Nie dało się dostrzec naburmuszonego Lobo. Nie było zaradnej Meido. Nie było nawet tej cholernej Wire. Ale przede wszystkim nie było Pinhead’a.

Quinlan szedł szybkim krokiem przed siebie zmierzając do Lorda Dooku. Zrobił to co musiał zrobić. Dał Tholme wybór. Próbował go przekonać by pomógł mu pokonać Sore Bulq. Sam w chwili obecnej nie mógł dać mu rady, ale jeśli połączyliby siły mieli szansę wygrać. Sithowie muszą być powstrzymani za wszelką cenę! Dlaczego nie potrafił on tego pojąć? Dlaczego jego umysł był zamknięty na prawdę? Vos miał nadzieję, że on zrozumie ale podobnie jak wszyscy inni okazał się ignorantem który trzyma się swojego kodeksu tak mocno, że sam sobie wiąże ręce. Jeśli nie chciał się przyłączyć jego egzystencja zagrażała misji od której zależały losy całej galaktyki. Jedyne co Jedi mógł teraz zrobić to upewnić się, że morderstwo własnego mistrza nie pójdzie na marne. Może nie dzisiaj, ale kiedyś zdobędzie środki by zabić Bulq - co będzie potem nie jest istotne. Przyspieszył czując wyrzuty sumienia. Próbował je stłumić, ale z Tholme łączyła go za silna więź by mógł tak szybko zapomnieć… o swoim czynie. Zatrzymał się nagle wyczuwając zakłócenie mocy. Nigdy nie czuł czegoś podobnego. Odwrócił się próbując znaleźć źródło, ale jedyne co dostrzegł to wszechogarniające fioletowe światło. Następną rzeczą jaką pamiętał było to, że leżał plackiem na podłodze. Wzrok odmawiał mu przez chwilę posłuszeństwa, ale czuł że coś w otoczeniu się zmieniło choć nie potrafił tego do końca wyjaśnić. Podniósł się i przetarł oczy a po ujrzeniu nowego krajobrazu zrobił to jeszcze raz by się upewnić, że wszystko z nim aby napewno w porządku. Nie wiedział co się stało, ale z całą pewnością nie był na Saleucami. Widząc dwójkę nieznajomych ubranych co najmniej dziwacznie ujął w dłoń swój miecz świetlny. Podszedł do młodzieńca kompletnie ignorując dziewczynę.
-Miałem dzisiaj bardzo ciężki dzień, więc lepiej szybko mów kim jesteś i jak się tu znalazłem. - jego głos był stanowczy i dziwnie szorstki.

-Bardzo ciężką to ty masz fryzurę- Pomyślał Loge, czyszcząc językiem zęby. Z ukontentowaniem zauważył, że nieznajomy zupełnie nie zwrócił uwagi na dresiarę. A to oznaczało, że gdyby strzelił focha byłaby to ostatatnia rzecz jaką zrobił w życiu. A z takim marsem na twarzy, to byłby pogrzeb z zamkniętą trumną. -Cześć, jestem Loge i miałem dzisiaj wspaniały dzień, więc z chęcią odpowiem na zadane przez ciebie pytanie- Powiedział młodzieniec, uśmiechając się serdecznie. -Skoro pojawiłeś się tu znikąd, zostałeś przeteleportowany. Skoro nie wiesz czemu, to znaczy że musisz uratować z nami wszechświat. Może nie jest to wytłumaczenie z najwyższej półki, ale dowódca naszej grupy wsiąkł gdzieś, a to on był od robienia wprowadzeń nowym- Loge wspomniał swoje pierwsze chwile w nowym, dziwacznym wymiarze i zasymilowanie rodowłosej dziouchy przez skrzyżowanie Terminatora i plasteliny. -Wybacz, ale masz nad nami pewną przewagę. Jak ci na imię i skąd pochodzisz?- W oku blondyna błysnęła iskierka ciekawości. Facet wyglądał jak śpiewak reggae na odwyku od gibonów i trzymał groźnie wyglądającą latarkę. Może to świat w którym nie wymyślono nigdy szamponu? Trzeba się wybrać i pstryknąć pare fotek dla National Geographic.
Dresiara tymczasem ratowała swoje okulary od niechybnego upadku w pustą przestrzeń, która wykwitła jej przed oczyma. Nie poświęciła nawet chwili, by przyjrzeć się otchłani, która przywitała ją po ognistym koszmarze. Gdy jej głowa znalazła się na bezpiecznej, twardej powierzchni, westchnęła głęboko, zadowolona ze swojego wspaniałego refleksu, który pozwolił ocalić jej ukradzioną ze sklepu własność. Własność...
Własność. Poderwała się nerwowo, opuszkami palców badając każdy milimetr swojego ciała i ubrania, w poszukiwaniu potencjalnych brakujących elementów. Lub dodatkowych. Kto wie, może wyrosło jej drzewo na głowie gdy nie patrzyła. Na szczęście, śledztwo zakończyło się brakiem jakichkolwiek dowodów na nieprzyjemne addycje w jej personie. Dresiare jednak nie wypełniła oczekiwana ulga. Świadomość, że pozostawiła za sobą wszystkie starannie przygotowane środki antydepresyjne i pamięcioprzytłumiające, był definitywnie przygnębiający. Przynajmniej jej działo wciąż tkwiło na swoim miejscu.
Nieznajomemu poświęciła równe dwa i trzy czwarte spojrzenia, po czym otrzepała tyłek, rozciągnęła się, wygrzebała nożem brud spod paznokci, po czym z nadzieją w ślepiach rozpoczęła rekonesans, pobożnie wypatrując jakiegoś punktu sprzedającego żywność, alkohol i pamiątki.


Logan uśmiechał się szeroko, wilczy uśmiech nadawał jego twarzy groźnego wyglądu. Zdawał się całym sobą prowokować „No dawaj, zatańczymy koleś, na co czekasz?”. Warkot silnika jego Harleya był muzyką dla jego uszu. Adrenalina nadal buzowała mu w żyłach, rozgrzewając, niczym ciało dziwki w przydrożnym motelu. Minęło może dziesięć minut od chwili, gdy opuścił spelunę, pozostawiając na podłodze stygnące zwłoki. To już nie był jego problem. Nie zamierzał tam wracać. Podkręcił manetkę gazu, przyśpieszył, zimny wiatr mierzwił mu włosy. Padał śnieg. Papieros już dawno zgasł, lecz nie wyjmował go z ust - odpali na najbliższym postoju. To był dobry dzień, ale jeszcze się nie skończył. Pociągnął nosem, trop był świeży… Może uda się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Czuł jeszcze w ustach smak najlepszej whiskey pana Danielsa. Świerzbiły go dłonie, potrzebował prawdziwej rozróby, a nie kilkuminutowej walki, gdzie nawet nie miał okazji się spocić. Szlag by to trafił. Ale może…

Nagle ujrzał przed sobą purpurowe lśnienie, pojawiło się z nikąd, oślepiło, wprowadziło w trans.

- Kurwa… – warknął przez zaciśnięte zęby, przechylił motor na bok, wpadł w poślizg. Czuł jak asfalt zdziera mu skórę z nogi, ból promieniował coraz mocniej, rozchodząc się w górę niczym trucizna po ukąszeniu kobry. Pozostawiał na asfalcie kawałki mięsa i smugę krwi, przynajmniej do chwili, gdy nie pękł bak…



Dla Logana wszystko zalśniło purpurą i ogniem. Kula płomieni wytoczyła się z fioletowego portalu, nim zamknął się pozostawiając tylko resztki Harleya i mężczyznę, który stęknąwszy ciężko podniósł się z pogorzeliska. Prawą nogę miał obdartą aż do kości. Krew sączyła się obfitą stróżką. Zgasił kilka tlących się na nim płomieni. Potrząsnął głową. Całkiem chujowe położenie, no jedno chociaż było dobre, fajka się zapaliła. Zaciągnął się papierosem. Po chwili dopiero ujrzał, że nie jest tu sam, gdziekolwiek to „tu” się znajdowało. Ostrza z metalicznym dźwiękiem wysunęły mu się z dłoni.

- Dobra… Który z was to zrobił… – warknął, stając pewniej na nogach, całe jego ciało zdawało się być jednym, gotującym się do skoku pociskiem. Jego noga na ich oczach jęła się goić, martwe tkanki ożywały, brakujące mięśnie odrastały, by wreszcie pozostawić zdrową skórę, bez jednej blizny, oraz brak nogawki jeansów.


Widok, który dostrzegła panna Flay swymi ostrymi jak brzytwa zmysłami sprawił, że zaczęła mocno powątpiewać we własną trzeźwość, czy chociażby sprawność umysłową. Hen daleko w dole zauważyła dwie postaci. Jedną z nich był zwyczajny chłopiec o brązowych włosach, w biało-srebrnym, futurystycznym kombinezonie. Drugą stanowił… gigantyczny, humanoidalny konstrukt. Przywodził na myśl jakiegoś robota, który bezczelnie dał dyla z bliżej nieokreślonej, japońskiej animacji. Jego pomarańczowo-różowa kolorystyka wołała o pomstę do nieba. Jak gdyby ta scena nie mogła stać się jeszcze bardziej absurdalna, obie postaci siedziały na trawie przy wielkim zbiorniku wodnym, łowiąc ryby. Dzieląca odległość nie pozwalała oszacować o czym rozmawiają, jednak chyba dobrze się bawili.




Vos milczał przez chwilę rozważając słowa blondyna a raczej to czy zwariował właśnie on czy sam Kiffarczyk i to wszystko było jednym wielkim omamem. Poza tym teleportacja? Istniała możliwość podróży w nadprzestrzeni, ale to teleportacji było jej bardzo daleko. Dooku oczekuje jego powrotu a on sobie zawraca głowę jakimś chłystkiem. Cierpliwość zaczęła się powoli w nim wyczerpywać.
-Nie mam na to czasu… - zrobił szybki krok naprzód i chwycił wolną ręką dłoń Loge’a mocno ją ściskając. Pozwolił myślom przepływać przez ten kontakt fizyczny i manifestować się w formie wizji. Udało mu się jednak tylko musnąć jego świadomości kiedy został zablokowany. Nie był pewien co to mogło oznaczać bo nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, ale wiedział jedno. Nie był on człowiekiem i moc była w nim silna. Zwolnił uścisk i odskoczył jakby coś go uderzyło. Błysnęło zielone światło jego miecza świetlnego a obszar wypełnił charakterystyczny zapach ozonu.
-Jestem Quinlan jeśli tak bardzo musisz wiedzieć... a teraz Ty odpowiesz grzecznie na moje pytania. Zacznijmy od tego czym Ty do cholery jesteś i co ważniejsze jak masz mnie zamiar odesłać z powrotem?
Loge zrobił zadowoloną minę. Ktoś w końcu docenił jego niezmierzone zalety i zwrócił się do niego jak do kogoś odpowiedzialnego za tę całą eskapadę. Blondyn spuchł z dumy, a potem smutno pokręcił głową.
-Nie stresuj się, Quinlanie. Przybywam w pokoju. Jak już mówiłem, na imię mi Loge. Jestem tylko drobnym trybikiem w międzygalaktycznej batalii która rozgrywa się na wszystkich znanych światach multiwersum. Tak, tak, twój wszechświat nie jest jedynym na tej płaszczyźnie egzystencji - jest ich co najmniej tyle, co nas tutaj, a założe się że sporo więcej. Przy okazji, jestem półbogiem na pół etatu i kawalerem z wyboru- Młodzieniec skłonił się lekko i rzucił nieco spłoszone spojrzenie na latarkę nieznajomego, która plunęła niezdrowo wyglądającym snopem lasera. -I zapewniam cię że choć może ciężko w to uwierzyć patrząc na moją anielską formę i boską aprehensję, nie w mojej mocy jest odesłać cię z pwrotem do twojej świata- Blondyn teatralnie wzruszył ramionami i rozłożył ręce, wykorzystując ten gest do zrobienia dyskretnego kroku w tył. Przy okazji nienaturalny błysk w jego oku przybrał nieco na sile, przestając być metaforycznym. Szmaragdowe oczy boskiej latorośli zalśniły chłodnym, srebrnym światłem, gdy ich właściciel zlustrował nowoprzybyłego przenikliwym spojrzeniem, marszcząc delikatnie brwi z nieukontentowania. Stojący przed nim mężczyzna pod każdym względem zdawał się być człowiekiem, poza jednym wyjątkiem - jego układ krwionośny świecił się pod rentgenowską potęgą czaru jak psu jajca. Wyglądało to podobnie do przekroju Legendy innych Potomków, i szczerze mówiąc mogłoby rywalizować z jego własnym, a jednocześnie było perfekcyjnie obce i nieznane. Żaden bóg, pomiot tytanów ani najdziwniejszy stwór na jakiego natrafił młodzieniec nie miał tak dziwnego rozkładu Legendy. Było to do przewidzenia z racji tego że mężczyzna pochodzi z inne wymiaru, ale siła tej esencji była nie do zignorowania. Co gorsza, nie dawała mu najmniejszego pojęcia jakimi konkretnie mocami dysponuje mężczyzna. Próbował wedrzec sie do jego umysłu, niepomny odporności blondyna, może więc jego siła leżała w telepatii i umiejętnościach psi? Z drugiej strony, ten oczojebny laser w jego dłoni sprawiał wrażenie używalnego w bezpośrednim boju... Loge zawiesił na chwilę swe rozmyślania na wieszak i skupił wzrok na kolejnym nowoprzybyłym, czując że to będzie długi, długi dzień...


Uspokoił się. Ostrza z metalicznym brzdękiem schowały się w głąb ciała. Wolałby się rzucić na nich z pazurami niż stać tak jak ciołek, ale to co się chce, nie zawsze jest tym, co powinno się zrobić, nad czym Wolverine ubolewał. Całe jego ciało mówiło – dalej, a rozum podpowiadał – poczekaj przynajmniej aż się wytłumaczą. To był kompromis do przyjęcia.

Wypluł z ust peta, jakby miał do niego jakąś odrazę i zrobił krok do przodu wsłuchując się w słowa blondaska, koleś zdawał się być kumaty, nie dawał sobą pomiatać temu chodzącemu mopowi z latarka w łapie. To była jakaś broń energetyczna, albo coś w tym rodzaju, nic czego nie widziałby wcześniej. W sumie Logan od razu polubił tego Loge, a to więcej niż mógł powiedzieć o reszcie towarzystwa, w którym się znalazł. Brzmiało jak początek pięknej przyjaźni.

- Dobra, więc żaden z was mnie w to wplątał? Jakoś to przeżyję. Batalia o losy świata? Brzmi kurewsko znajomo. – wzruszył ramionami, poprawił nadpaloną kurtkę i wyciągnął paczkę papierosów. - Loge, ta? – właściwie stwierdził, nie pytał, odpalił papierosa i zaciągnął się dymem.

- Jestem Logan i naprawdę nie obchodzi mnie kim jesteście, z kim sypiacie, skąd się tu wzięliście, a jak ktoś zacznie mi opowiadać historię swojego życia to zajebię. Interesuje mnie jak się stąd wyrwać, a to zapewne jest na jednej linii z waszymi priorytetami. Na pewno się dogadamy.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!

Ostatnio edytowane przez Nemo : 17-02-2010 o 21:43.
Nemo jest offline  
Stary 01-03-2010, 22:25   #39
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Gdy Flay zobaczyła wielkiego robota, w jej głowie pojawiła się niepokojąca teoria:
Co, jeśli Batman trzymał w jednej z jaskiń wiadome materiały, których opary wywołały takie a nie inne jazdy? Ale... nie zdążyliby chyba się ich nawdychać. Jednak zawsze pozostawała wersja zbyt mocnego uderzenia się w głowę, tak! Poważny uraz mógł coś takiego spowodować. Mhm. Gdy odwróciła wzrok, jednocześnie obmacując swój łeb obecnie przypominający niechciane dziecko stodoły pełnej siana zgwałconej przez gang huraganów, zobaczyła... interesujące rzeczy. Nowy, chwytający starego za rękę w jakże romantycznym geście. Patricia spoglądała na to z niedowierzaniem i otworzonymi w dwudziestu-pięciu procentach ustami, z rękoma zamarłymi w bezruchu, zupełnie zapomniawszy co miała przed chwilą robić. A stało się tak, gdyż kolejne wydarzenia też były co najmniej imponujące. Już nie wspominając o tym, że gdy zauważyła oręż nieznajomego, wydarło jej się pod nosem zazdrosne i podekscytowane "Łoo, świecuszka!..."

Gdy kolejny typek dynamicznie przedarł się swym metalowym rumakiem przez naskórek wymiarów, zrobiło się jeszcze gorącej. Z miejsca widać było, że każdy z nich to typ bardzo indywidualny, o silnym charakterze. Takim który albo dominuje, albo klnie na pozostałych i idzie dalej własną drogą. Lub coś w tym stylu. Charaktery tego typu albo popadają w rywalizacje pełną przyjaźni i gejowskich podtekstów, albo rozchodzą się na najbliższym skrzyżowaniu. Dodając dwa do trzech dzielonych przez cztery, Flay zrozumiała, że zanim się dogadają, mogą zacząć ostentacyjnie pokazywać muskuły czy to intelektualne, czy paranormalne, dając do zrozumienia pozostałym, że nie są przedszkolankami. Przynajmniej nie psychotycznymi. Westchnęła. Nie mając ochoty być tu, gdy albo zaczną dawać sobie nawzajem po głowie, albo spuszczą spodnie by sprawdzić kto jest liderem, wykorzystała fakt że rozmiar jej stanika daje efektywną niewidzialność (przynajmniej do momentu w którym jest do czegoś potrzebna) i cichutko dała dyla za parawan. Lub, w tym wypadku, krawędź przepaści. Używając swojego noża jako improwizowanego narzędzia alpinistycznego, skierowała się ku ziemi, a następnie cicho-ciemnie, tuż przy podłożu, poczęła podkradać się do wielkiego robota i jego małego przyjaciela. Wędkarze. Jak dawno nie była na rybach!

Vos przyglądał się teraz Rosomakowi, który po prostu pojawił się znikąd. Nie wyczuwał w nim mocy mimo, że sprawiał wrażenie dość niebezpiecznego osobnika. Jego słowa dały mu do myślenia. Wyglądało na to, że nie pierwszy raz brał udział w czymś takim. W przeciwieństwie do reszty towarzystwa miał do niego chyba trochę więcej (nie znaczy, że dużo) zaufania tylko dlatego, że nie był na miejscu kiedy Quinlan się obudził tylko przybył tuż po nim. Do tego ten portal z którego wyleciał wyglądał jakoś znajomo. Ratowanie jego galaktyki nie miało sensu jeśli i tak zginie na skutek jakiejś wielkiej katastrofy między światami. Pojmując wagę problemu uspokoił się i westchnął.
-Dobrze Panowie… zrobimy w takim razie co trzeba zrobić a potem każdy pójdzie w swoją stronę. - podsumował. Nie miał ochoty na jakieś mowy. To musiało im wystarczyć jako znak, że weźmie udział w tej misji. Po chwili zauważył niedaleko małego chłopca i wielkiego robota, którzy… łowili razem ryby. Widział wcześniej droidy… nie cierpiał tych metalowych kup złomu jeszcze bardziej niż cholernych klonów. Niemniej ten tutaj wyglądał jakby był z zupełnie innego stadium rozwoju technologicznego. Skierował wzrok na Loge'a.
-Tak więc wiesz co mamy konkretnie tutaj zrobić? Wybacz młody, ale nie wyglądasz raczej na przywódcę mającego mieć pod sobą małe super komando ratujące światy.

Dwójka wędkarzy nie dostrzegła panny Flay, byli zbyt zajęci własnymi sprawami.
- Tak… racja.
- Hej, co się dzieje Danny? Co Ci chodzi po głowie?
- Ech, sam nie wiem Hot Rod…

Jaskrawy robot wydawał się niezwykle zatroskany zachowaniem swojego nieletniego przyjaciela. Chłopak o brązowych włosach zapewne nie był starszy niż trzynaście lat, ale jego markotna twarz nie miała nic wspólnego z młodzieńczą energią jaką (teoretycznie) powinien przejawiać ktoś w tym wieku.
- No dalej, mnie możesz powiedzieć wszystko.
- Po prostu… tęsknię za tatą.
- Nie martw się, Spike niedługo wróci… Oho! Coś złapałem!

Zanim zmechanizowany osobnik skończył uspokajać chłopca, żyłka wędki niespokojnie drgnęła. Następnie gwałtownie szarpnęła. Mała, biologiczna istota zamieszkująca jezioro nie była w stanie oprzeć się sile wielkich, metalowych paluchów i natychmiast została przyciągnięta do brzegu. Hot Rod uniósł zdobycz.
- Jej, jaka wielka!
- Ha! Żebyś wiedział, ogromna!

Markotny dotąd młodzik nieco się rozpromienił, aczkolwiek kwestia wygłoszona przez robota zdawałaby się nieco wymuszona każdemu, kto miał w sobie choć nutkę cynizmu. W końcu owa "ogromna" ryba była przecież o połowę mniejsza od jego ręki.

Nożoniewiasta przysłuchiwała się owej rozmowie z zapałem i wścibskością uzależnionego od Internetu, pozbawionego życia stalker’a, którego przyciągają i fascynują wszelkie ochłapy prawdziwych kontaktów międzyludzkich. W sumie, pamiętając sposób jej wychowania i profesje do jakiej należała, nie było to takie odległe porównanie. Smutek, czy inne uczucie które dręczyło chłopca, wywołało w niej pierwotną chęć przytulenia go. I to bez wbijania noża pomiędzy żebra. Gdy już miała się ujawnić, gdy już miała bezmyślnie wyskoczyć jak Filip z konopi, zorientowała się o pewnym aspekcie jej wyglądu, który niekoniecznie wzbudziłby zaufanie i chęć natychmiastowego zawiązania przyjaźni w tejże nietypowej dwójce. Pal licho młodocianego; jego przyjaciel wyglądał na kogoś, kto z militariami był za pan brat, a widok działa z którego była tak dumna automatycznie nastroiłby go minimum podejrzliwie. Bo co jak co, ale w jej okolicach, gdy nieletnie dziewczyny zasuwały z bronią tego kalibru, to każdy o zdrowych zmysłach strzelał im w łeb. Albo wzywał służby które potrafiły to zrobić z kilkudziesięciu kilometrów dalej.

Z drugiej strony, pacnąć broń w krzaki jakoś jej się nie widziało, głównie z paranoi. Bo jeszcze jakieś nikczemne smurfy go ukradną. Zdjęła spluwę z pleców i położyła na ziemi, oceniając rozmiary i potencjalne metody ukrycia. Eh...i tak źle, i tak niedobrze. Rozpięła dresową bluzę i pozwoliła jej upaść na ziemię, sprawdzając, czy chociaż trochę zakamufluje broń. Potem buty i skarpety. Bo co jak co, ale nowych przyjaciół nie zdobywało się będąc upaćkaną krwią niedawno zarżniętych istot. Obmywając się, podsłuchiwała dalej, próbując zepchnąć kiełkujący jej pod kopułą plan w ciemne otchłanie galaktyki. Bo był tak głupi… ale fajny! Gdy już skończyła, zauważyła że woda jest tak krystalicznie czysta i przejrzysta, że jej nikczemne plany godne nazistowskich łodzi podwodnych spełzłyby na niczym. Cóż, może innym razem. Rzucając niespokojne spojrzenie na niezdarnie przykryty dresową bluzą oręż zagłady dystansowej, modląc się w duchu by nikt go nie podwędził, wyrzuciła na twarz najbardziej szeroki uśmiech posypany zagubieniem i zakłopotaniem na jaki było ją stać. Spojrzała w lustro wody, upewniając się, że pozbyła się wszelkich widocznych oznak jej działalności hobbystycznych. Doszła także do wniosku, że zabiłaby za grzebień.
Upewniwszy się że wszystko jest w idealnym porządku, nabrała powietrza w płuca i pewnym krokiem ruszyła do pary, wcześniej niedyskretnie skopując jakiś kamień do wody, by oznajmić swoją obecność zawczasu. W pogotowiu trzymała ukryty nóż, by w razie czego dokonać aktu rozczłonkowania deluxe. Jaskrawy robot zareagował pierwszy, zaś jego delikatnie przymknięte, błękitne wizjery zdradzały zaciekawienie, zakrapiane nieznaczną nutką podejrzliwości. Metaliczna facjata szybko jednak powróciła do beztroskiego uśmiechu. Najwidoczniej mechaniczny gigant nie spodziewał się zezłomowania ze strony niewielkiej niewiasty, o czym świadczyła wypowiedź.
- Huh? No proszę, nie wiedziałem, że jeszcze ktoś tutaj jest! Witam młodą damę, jestem Hot Rod a ten gagatek tutaj to mój dobry przyjaciel, Daniel.
Miał dziarską gadanę, bez dwóch zdań. Oboje unieśli dłonie w przyjacielskim geście powitania, ale chłopak wydawał się być nieco… speszony pojawieniem się młodej niewiasty.
Dziewczyna zanim odpowiedziała, pogładziła się przez moment po karku, wodząc obu panom wzrokiem po twarzach. Nie wyglądało na to, by zaraz mieli rzucić się na nią i spróbować uczynić niewolnicą do sprzedania na czarnym rynku, ani przerobić na szaszłyk. Po chwili wahania, odmachała im...i ugryzła się w wargę, bo omal nie zrobiła tego dłonią trzymającą konspiracyjnie narzędzie rzeźniczej zagłady. Skarciła się w myślach, ale po chwili usprawiedliwiła. Miała prawo, niedawno była ofiarą światogwałcącej eksplozji! Musi jeszcze się uspokoić i upewnić, że to wszystko jest jawa a nie sen.
-Witam i Ciebie, Hot Rodzie, Twoje maniery są wspaniałe.
Mrugnęła. Miała nadzieje, że odbiorą jej wcześniejsze milczenie zawstydzeniem, a nie kalkulacją szans na pocięcie ich. Uśmiechnęła się do Daniela
-Hej, Daniel. Sam ją złowiłeś? Mi nigdy się nie udało!
Westchnęła z żalem. I nie kłamała. Nigdy nie złowiła ryby za pomocą wędki. Zawsze kończyła się jej cierpliwość i chwytała je w zęby.
- A, tak…zapomniałam. Ja jestem Patrycja i…nie do końca jestem pewna gdzie się znalazłam. Widzicie, mój środek transportu miał mały wypadek i nie pamiętam zbyt wiele.
Ten robot pewnie miał jakieś mikroskopijne widzenie, więc pewnie bez problemu mógł dostrzec ziemię i inne rzeczy które mogły się zagnieździć w jej włosach. A potencjalna krew i organy? Erm, najwyżej stwierdzi, że to współpasażerowie!
-Wiem, że nieładnie tak nachodzić nieznajomych, ale moglibyście mi pomóc zorientować się w mojej sytuacji?
Powinna się przefarbować na blond. Byłoby znacznie autentyczniej. Wtedy jej okulary pewnie dostałyby nóg i uciekły ze wstydu przed swoją właścicielką. Wręcz czuła protest swego noża, krzyczącego i wznoszącego sprzeciw w jej ukrytej dłoni.
 
Highlander jest offline  
Stary 04-03-2010, 21:52   #40
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Vos przyglądał się teraz Rosomakowi, który po prostu pojawił się znikąd. Nie wyczuwał w nim Mocy mimo, że sprawiał wrażenie dość niebezpiecznego osobnika. Jego słowa dały mu do myślenia. Wyglądało na to, że nie pierwszy raz brał udział w czymś takim. W przeciwieństwie do reszty towarzystwa miał do niego chyba trochę więcej (nie znaczy, że dużo) zaufania tylko dlatego, że nie był na miejscu kiedy Quinlan się obudził, tylko przybył tuż po nim. Do tego ten portal z którego wyleciał wyglądał jakoś znajomo. Ratowanie jego galaktyki nie miało sensu jeśli i tak zginie na skutek jakiejś wielkiej katastrofy między światami. Pojmując wagę problemu uspokoił się i westchnął.
-Dobrze Panowie… zrobimy w takim razie co trzeba zrobić a potem każdy pójdzie w swoją stronę. - podsumował. Nie miał ochoty na jakieś mowy. To musiało im wystarczyć jako znak, że weźmie udział w tej misji. Po chwili zauważył niedaleko małego chłopca i wielkiego robota, którzy… łowili razem ryby. Widział wcześniej droidy… nie cierpiał tych metalowych kup złomu jeszcze bardziej niż cholernych klonów. Niemniej ten tutaj wyglądał jakby był z zupełnie innego stadium rozwoju technologicznego. Skierował wzrok na Loge'a.
-Tak więc wiesz co mamy konkretnie tutaj zrobić? Wybacz młody, ale nie wyglądasz raczej na przywódcę mającego mieć pod sobą małe super komando ratujące światy.
Pod spojrzeniem rycerza jedi boski pomiot wyraźnie i, co dziwniejsze, zauważalnie zmiękł. Wyglądał, jakby jego kości nagle utraciły na sztywności i pozwoliły jego ciału oklapnąć nieco, co dość jednoznacznie pokazywało co sam zainteresowany myśli o byciu przywódcą czegokolwiek, a jednocześnie wyrażało jego dezaprobatę na fakt że jego rozmówca odważył się z miejsca zakwestionować jego status.
-Herp- Ni to prychnął, ni to jęknął pod nosem blondyn, wydymając usta i patrząc zamyślonym wzrokiem na dwójkę niecodziennych wędkarzy. -Nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem na jakiej planecie jesteśmy, co jej zagraża i komu tym razem powinniśmy spuścić manto...- Musiał przyznać że nieobecność Pinheada zaczynała działać mu na nerwy. Te od uciekania i zostawiania towarzyszy na pastwę losu. -Może należy dokonać referendum wśród tubylców? Tam jest dwóch- Machnął ręką w ich stronę. -Tylko pamiętajmy, panowie; ostrożnie, ale bez przemocy. Nie chcemy nikogo zabijać póki nie wiemy jakie są ich intencje, a co ważniejsze - nasze zadanie- Zdawał sobie sprawę że szansa na to że siedząca nieopodal dwójka przypadkiem okaże się dobrze poinformowana i skłonna do rozmów były bliskie zeru, ale dzisiajszego ranka dawał takie same liczby szansie na zostanie porwanym przez sadomasoczarodzieja i zaprzęgniętym do ocalenia wszechświata. Po prostu nigdy nic nie wiadomo.
Koleś z dredami mówił na pozór rozsądnie, szczególnie w części, która mówiła o pójściu w swoją stronę. To był dobry pomysł, Logan najchętniej wyruszyłby już teraz. Wzruszył ramionami. Odchrząknął, a brzmiało to bardziej jak cichy warkot. Miał coś powiedzieć, ale się powstrzymał, nie miał nic do dodania, a puste gadanie było nie na miejscu. Kątem oka obserwował robota i dzieciaka, nic nowego, wszystko to miał w domu, w dużych ilościach. Potem metalowe puszki kończyły na wysypisku, jak już się nimi zajął.
- Loge. Więc... Ściągnięto nas tu by czemuś zapobiec, zajebać jakiegoś złego skurwiela i co potem? Kolejny odcinek? - kopnął tłumik, który jakimś cudem ocalał z wybuchu harleya. Ciekawe czy w tym świecie mieli porządne choppery.
-No cóż... ująłeś to w nieco uproszczony sposób. Z tego co dotychczas miałem okazję zobaczyć sytuacja wygląda tak: zły skurwiel przybywa do konkretnego świata, udupia albo unieruchamia jego największych herosów, czym niszczy balans na planecie i efektywnie sprawia że jest bezbronna. Zakładam że to preludium do rozpoczęcia procesu zniszczenia wszechstworzenia, no wiesz, załatwić tych dobrych, żeby nikt nie wpadł przez ścianę w momencie w którym chcesz nacisnąć guzik ostatecznej zagłady. Jak w komiksach. Ale to tylko teoria - realia są takie, że skaczemy z planety na planetę, naprawiamy to co zepsute, kopiemy tyłki agentów złego skurwiela i jedziemy dalej. Nie mogę zaprzeczyć że to dość czasochłonne, ale przynajmniej nie można się nudzić w tak różnorodnej scenerii...- Loge podrapał się po nosie, kończąc wywód. Był nieco zażenowany faktem, że jako najmłodszy starzem heros - pomijając dwóch nowoprzybyłych - robi za duchowego przewodnika i osobę wprowadzającą innych w interes. To z pewnością jeden z wielu kiepskich figli które tego dnia postanowił spłatać mu los, ale Loge przyjął go na spokojnie. Jak Kuba bogu, tak bóg Kubańczykom - młody nieśmiertelny zamierzał wkrótce odegrać się na przebrzydłym przeznaczeniu.
- Byłem, widziałem, kupiłem T-shirta. - pokręcił głową, zacisnął pięści, miał ważniejsze sprawy niż ratowanie świata. Fakt, który go niepokoił, to ten, że nie wiadomo ile będzie musiał tutaj spędzić czasu, a drugi, to kto do diabła ich tu ściągnął. Pewnie się tego dowie, później. Wtedy osobiście wyrwie mu serce. Poprawił kurtkę i nie obracając się za siebie ruszył w ślady nożowniczki.

Metalowa dłoń potarła pstrokatą głowę z donośnym zgrzytnięciem beznadziejności.
- Uh… przyznam, trochę mnie zdziwiło to pytanie. Znajdujemy się niedaleko Autobot City, a jeśli mam to oddać używając geografii to… erm, tego.
- To jesteśmy między Alabamą, Georgią i Tennessee.

Daniel uczynnie podpowiedział swojemu przyjacielowi. Jednak zanim robot zdążył dopowiedzieć cokolwiek więcej, czy chociażby podziękować koledze, z kieszeni dzieciaka wydobyło się monotonne, elektroniczne „pik-pik-pik”. Nieletni brunet natychmiast wyciągnął z kieszeni niewielkie, złote radyjko z przydługą anteną i czarno-zielonym wyświetlaczem.

- Hot Rod, nadlatuje prom, chodźmy zobaczyć jak ląduje!

Nagle cała, dobrze zakamuflowana, młodzieńcza energia ujawniła swoją obecność i zanim metalowy gigant zdążył zareagować, Daniel poderwał się do góry i pognał w stronę przeciwną do jeziora. Robot wzruszył ramionami i wyrzucił rybę z powrotem do wody.






- Wygląda na to, że komuś zwyczajnie się znudziło. Miło się rozmawiało, ale… pani wybaczy, wzywają mnie obowiązki profesjonalnej niańki. Heheh.
Rzucił żartem i zwinnymi ruchami, których pozazdrościłby mu niejeden zabójca, zaczął szybko nadrabiać odległość jaka dzieliła go od hiperaktywnego urwisa.



Nieco markotny Logan miał już schodzić w dół, jednak przerośnięty toster i jego kolega zdecydowali się najwyraźniej zmienić miejsce pobytu. Zaczęli oddalać się od zbiornika wodnego. Daniel wskoczył na dziwny, lewitujący przedmiot, którego twórca najwyraźniej subskrybował do tego samego klubu szalonych wynalazców co niejaki Forge. Rakietowe dopalacze uległy aktywacji, a wielgachny robot miał teraz problem z nadążeniem. Kierowali się w stronę dziewiczej drogi, na którą nikt jeszcze nie wylał ani kropli betonu. Wszystkie osoby stojące na skarpie zauważyły jakąś bliżej nieokreśloną kropkę, która pojawiła się na horyzoncie… i szybko zwiększała swoje rozmiary.

Okularnica odprowadzała robota i jego towarzysza wzrokiem, zaklęta w niemym zdziwieniu niczym statua powstała z intymnego i gorącego spotkania z gorgoną. Minęła dobra chwila, nim otrząsnęła się z chwilowego szoku. Z pierwotnie neutralnego wyrazu, jej twarz przechodziła w bardziej emocjonalnie zaangażowany, przypominając powoli nadmuchiwany balonik, który przy okazji zmieniał barwę na zdrowo czerwoną. Jak mogli potraktować ją tak niemiło? Tak wiele serca włożyła w te małe przedstawienie, licząc że uda jej się podnieść chłopca na duchu! Przecież równie dobrze mogła ich cały czas śledzić z ukrycia! W dodatku, czy nie posiadali jakiegokolwiek poczucia przygody? Nieco ubrudzona niewiasta, z potencjalną amnezją, pojawia się Bóg jeden wie skąd i po co-każdy, kto przeczytał w życiu choć mały ułamek fikcji przygodowej, wywąchałby tutaj zaproszenie od losu do niepowtarzalnych przeżyć, szansę jedną na milion! Najwyraźniej brakowało im wyobraźni. I przyzwoitości. Tej ostatniej, przede wszystkim. Cała ta frustracja, choć nigdy nie wypowiedziana werbalnie, pozostawiła swoje trwałe piętno na rękojeści noża, który na zawsze został wypaczony przez zbyt silnie zaciśnięte dziewczęce palce. Miała już ruszyć w pogoń i z jego pomocą dać im lekcje dobrych manier, ale nim zdążyła zostawić w ziemi odcisk swego buta, odezwała się chomicza strona jej natury, która od kilku minut przegryzała się przez tył jej czaszki, by teraz trymufalnie wydostać się na zewnątrz i wydać pisk godny kosmicznego chomika.
Jak mogła zapomnieć o swoim zdobycznym dziale?! Straciła już cały zapas alkoholu; brakowało tylko utraty łupów wojennych. Obróciła się na pięcie, wystrzeliła ku miejscu ukrycia swojego ssssskarbu jak gdyby zależały od tego losy multiwersum i gorzelni, z planem natychmiastowego powrotu do śledzenia chłopca i jego robota, gdy kurtkę wdzieje na siebie, a broń przerzuci przez ramię.

Uciekają? Do kurwy nędzy, teraz jak zamierzał im zadać kilka prostych, żołnierskich pytań? Nawet nie zamierzał ich za bardzo poobijać. Śledził kierunek ich ucieczki wzrokiem, poruszali się za szybko, by mógł myśleć o otwartym pościgu. Niedobrze. Podjąwszy decyzję wyskoczył do przodu, kierując się w stronę stoku zbocza chcąc przeciąć im drogę. Zbocze było strome. Przez chwilę się zawahał, lecz wreszcie nie chcąc spowalniać swego pędu pochylił się do przodu, przyśpieszając. Ledwo utrzymywał równowagę, luźne kamienie przesuwały się mu pod stopami, ciągnąc za sobą niewielką lawinę swych większych kolegów.

- Szlag... - warknął, gdy omsknęła mu się noga, a on sam wylądował na twarzy, poczuł ciepło krwi, gdy zaczął się toczyć. Jęknął. Ostrza z metalicznym dźwiękiem wysunęły mu się z dłoni, wbił je w ziemię i zaczął szorować brzuchem po kamieniach. Gdy zwolnił wystarczająco, podniósł się od razu i kontynuował bieg, licząc, że zdąży.

Loge zmrużył oczy z zażenowaniem. Czas spędzony na gadce szmatce okazał się czasem straconym i oto ich zdobycz uciekała. Blondyn odbił się lekko od ziemi i wzniósł się w powietrze niesiony przyjemną, ciepłą bryzą, po czym podleciał do nożowniczki i wylądował na ziemi tuż obok niej.
-Co ci powiedzieli? Gonimy?- Spytał, patrząc w ślad za oddalającymi się postaciami.
Dresiara spojrzała na niego z ukosa, mrużąc oczy i kalkulując różnego gatunku kwestie w głowie. Nie było to spojrzenie które osoby zupełnie zdrowe chciałyby zobaczyć rano zaraz po przebudzeniu, ani nawet w środku dnia. Sam jednak Loge był sobie winny; była obecnie bardzo zbulwersowana zachowaniem Hot Roda i jego małego przyjaciela, więc wszystkie te myśli obecnie znajdowały swoje odbicie na jej facjacie. A były to myśli godne pewnego niedobrego forum internetowego.
-Mm, czego? A, tak, gonimy...Jasne że gonimy Obrzuciła go spojrzeniem, które doprowadziło do wybuchu logicznej bomby w jej umyśle; eksplozja ta przypominała narodziny nowego wszechświata. Zmarszczyła brwi, oblizała leciutko lewy kraniec wargi i poprawiła sobie okulary ostrą końcówką noża (kiedyś się przewróci i wydłubie sobie oko, naprawdę, musi pozbyć się tego zwyczaju) -To jest jakaś propozycja? Proponujesz użycie swojego czaru...mocy...psionicznego wysiłku, substytucji rzeczywistości, czegokolwiek...by dać odpocząc moim stopom i pozwolić wznieść się w przestworza jak ptak, tak? Uśmiechnęła się ze zrozumieniem, z aprobatą pokiwując głową. Tak, to byłby bardzo dobry sposób na zwiększenie jej mobilności i skuteczności, szczególnie przeciwko osobnikom takim jak ten nieuprzejmy robot. Flay była bardzo zadowolona ze swojej umiejętności patrzenia w przyszłość; specjalnie kradnąc sobie ubranie upewniła się, że w razie podniebnych podróży lub wyjątkowych wiatrów, gdy jej spódniczka powędruje w górę, zamiast pantyshota potencjalni obserwatorzy dojrzą figę z makiem! A jeśli o dostrzeganiu mowa, dokładnie spoglądnęła na sylwetkę jej towarzysza, starając się dociec, jak on lata? Może tak naprawdę jest zawieszony na linkach z nieba, jak te marionetki?...

Faktycznie. Weapon X zdołał wyprzedzić ofiary i zagrodzić im drogę. Problem polegał jednak na tym, że latająca rakietowa deska poruszała się szybciej niż to wyglądało na pierwszy rzut oka. Była też znacznie mniej zwrotna, w skutek czego wyrośnięciu Rosomaka z pod ziemi (a raczej jego zeskoczeniu w głąb wąwozu) towarzyszyła zdziwiona mina nieletniego bruneta, brak możliwości wykonania uniku i odgłos pękających, plastikowych struktur, które napotkały klatkę piersiową Logana. Motocyklista został ciśnięty kilkanaście metrów do tyłu i przekoziołkował w krzaki, zaś deska rozwaliła się w drobny mak. Danny z pewnością skręciłby sobie kark gdyby Hot Rod nie złapał go w locie.
- Daniel! Nic Ci nie jest mały?! Powiedz coś!
- N-nie, chyba nie…

Malec trzymał się za głowę zaś robot przyjął pozycję defensywną, uważnie przyglądając się krzakom, w których jeszcze kilka chwil temu zniknął odziany w skóry „golem” wykonany z adamantium. Zasłona bojowa zstąpiła na oczy Hot Rod’a, zaś lufy na jego dłoniach straciły swoje znaczenie estetyczne, dziwnym trafem zyskując bojowe.

- Hej? Hej! Kto tam właściwie jest?! Pokaż no się, kimkolwiek jesteś!
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172