Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-12-2009, 23:13   #41
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
- Zbyt wiele pytań zważywszy na okoliczności. – Spojrzał wymownie w stronę broni. – Zbyt wielkie niebezpieczeństwo – popatrzył w stronę obozu kontynuując – możemy przynieść Twojemu towarzyszowi, droga Cecille. - widział, że zadrżała zaniepokojona faktem, że zna jej imię. - Więcej szkody może przynieść tu nasza obecność. Jeśli Twój przyjaciel jest sprytnym lisem, jak o nim mówią, to znajdzie wyjście z sytuacji. Obecność kobiety – podkreślił ostatnie słowo – może znacznie utrudnić mu obronę. Zaufaj mej wiedzy i wycofaj się wraz ze mną – to mówiąc najciszej jak potrafił podążył w mrok lasu.
 
Athos jest offline  
Stary 10-12-2009, 23:25   #42
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Znał jej imię? Skąd? - Cała tkwiąca w zakamarkach jej jestestwa podejrzliwość wypłynęła na wierzch.
- Nigdzie się stąd nie ruszę, sam przeciwko trzem, to chyba już wystarczające niebezpieczeństwo, w czym moja skromna osoba może mu zagrozić?
Zmrużyła oczy i ponownie głos ubrała w coś na kształt syczenia:
- Jeśli planem twoim jest odciągnąć mnie od niego, jeśliś w zmowie z tymi z polany, zawiedziesz się sromotnie. Choć znasz moje imię, najwidoczniej nie świadom jesteś mych możliwości.
Wstała. Już nie tylko lewak, ale i szpada towarzyszyła jej słowom.

A on poprostu odszedł. Tak jakby mu nie zależało. Popatrzyła jeszcze raz w stronę polany. Choć trochę podszkoliła się w szermierce, nie wiedziała czy bardziej niż wsparciem utrudnieniem dla Raula nie będzie.

Ma foi, chyba oszalałam - mruknęła do siebie, podążając za znikającym w mroku nieznajomym.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?

Ostatnio edytowane przez Nimue : 11-12-2009 o 16:37.
Nimue jest offline  
Stary 11-12-2009, 19:01   #43
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Pukanie do drzwi jak i brak kochanka wyrwały Tess z słodkich okowów snu. Szkoda bo sen dość przyjemnym się okazał przedłużeniem igraszek miłosnych, które to miejsce miały po powrocie z plebani.

- Pierre?

Zapytała wciąż sennie jednak na tyle już przytomnie by się w miejscu rozeznać i dojść do tej prawdy przykrej, że to nie ich własny pokój, a jedynie tymczasowe lokum im oddane. Co też za tym idzie wątpliwa była możliwość zbesztania tego, kto marzenia przerwał. Wątpliwe również było by jej nagość ujawniona poprzez swobodne z łoża wstanie, przyjęta została ze zrozumieniem. Przeto wyżej kołdrę podsunąć trzeba było i tylko nosek ciekawy znad jej brzegów wystawić. Wszak nie była to jej komnata i wedle wszelkich dobrych obyczajów jej tu w ogóle być nie powinno. To że była, cóż, tyle jakoś właściciel domostwa przeżyć musiał.
Czekając aż Pierre sprawę wyjaśni lub chociaż słówko wyjaśnienia raczy rzucić, powróciła myślami do jakże ciekawych wydarzeń dnia, czy też wieczora poprzedniego. Działo się wiele co rana na lewej dłoni jej towarzysza potwierdzić mogła. Kto by pomyślał że w tej nowo poznanej kobiecie, która zdaniem Tess nawet miłe wrażenie robiła, tkwi tak wiele instynktów morderczych. I to wymierzonych w kogo? W kawalera, z którym wszak podróżowała, a przynajmniej takowe wrażenie sprawiali. Zemsta. Pani to dość niebezpieczną towarzyszką była o czym Tess miała okazje już nie raz i nie dwa się przekonać. Któż wie co z tego wyniknąć może. Nie dało się jednak ukryć, że dodatkowego smaku przygodzie nadawały takowe zatargi w drużynie. Niebezpiecznego smaku. Lepiej by było gdyby w trakcie nocy, która powoli mijała dama ta z kawalerem swym sprawę wyjaśnić zdążyła. I łatwiej się wtedy im żyć będzie i pewniej zaufać będzie można, że pozostawieni sami sobie nie powybijają się zostawiając ich samych przeciwko wrogowi. Te oto myśli skierowały ją ku innym torom. Porwanie i zadanie jakie otrzymali. Przygoda i wątpliwości, które wprawnymi dłońmi na chwilę od niej odsunął kochanek. Zdrada i morderstwa. Istny przekładaniec w który oni właśnie wkroczyli i coś pewnego z niego wyciągnąć mieli. To jednak były rozważania nazbyt zawiłe jak na tak wczesną dla panny de Villanowa porę.

- Zaraz schodzę - powiedział do Franciszka i zamknął drzwi. Obrócił się w stronę Tess.
- Nie śpisz? - pytanie Pierre'a było czysto teoretyczne. Tess raczej nie rozmawiała przez sen. - To Franciszek. Coś chce ode mnie - powiedział. Wrócił do łózka i usiadł na brzegu. Zaczął zakładać buty. Odrobinę niezgrabnie, bo zraniona ręka nieco doskwierała.

Pokręciła głową i odrzuciwszy kołdrę na bok, wszak nie miała się już przed kim kryć, obeszła łoże na około i przykucnąwszy przy mężczyźnie pomagać mu poczęła w owej czynności.

- Idę z tobą.


Oznajmiła jakby od niechcenia ale głosem w którym jasno pobrzmiewała nuta gotowości do walki o prawa do decydowania o osobie własnej.

- Ranny jesteś. Nie puszcze cię samego.

Nie żeby gospodarzowi nie ufała przecie. Ufała, a jakże. Bardziej jednak własnej intuicji kobiecej wierzyła co to jej teraz do ucha szeptała by nie spuszczała swego kawalera z oka czujnego gdy w pobliżu tyle panien się przewija. Nie chciała i sama Tess zostawać w domu, którego nie znała. Co innego gdyby domem tym była gospoda, zajazd czy inny przybytek publiczny. Tu jednak do czynienia miała z prywatna własnością i człowiekiem, który o zbrodniczej swej rodzince wczoraj rozprawiał. Ufała mu. Oczywiście że ufała. Nie na tyle jednak by z nim Pierr'a samego puścić. Samego i rannego w dodatku. Nie, mowy o tym być nawet nie mogło.

Widok dziewczyny ubranej tylko w światło księżyca omal nie sprawił, że wróciłby do łóżka, wyrzuciwszy Franciszka i jego sprawę z pamięci. Głęboko odetchnął i z trudem powstrzymał się przed zaciągnięciem Tess pod kołdrę.

- Nie musisz przecież... - powiedział. - W końcu zaraz wrócę. A ludzie Franciszka mają o ciebie zadbać.

Co prawda nie do końca wiedział, po co tutaj jakakolwiek straż, ale skoro ktoś chciał o to zadbać...

- Nie muszę...

Zgodziła się grzecznie.

- Ale chcę. Naturalnie o ile nie masz mnie już dość przy swym boku i wolisz oddać pod opiekę tymże ludziom Franciszkowym. Jakkolwiek by ta ich opieka wyglądać nie miała.

Mówiąc wstała i wziąwszy się pod boki spojrzała gniewnie na siedzącego kawalera.

- A może na schadzkę idziecie i temu mnie ze sobą brać nie chcesz...?

Pierre podniósł wzrok.
Tess widziana nieco 'z dołu' przedstawiała równie fascynujący widok. A gdy się wzięła pod boki...
Pokręcił głową.

- Musiałbym być głupi, gdybym miał cię zamienić na jakąś inną. Nigdy w życiu. Tak jak powiedziałem, Franciszek chciał mi coś powiedzieć.


Wstał z łózka i stanął przed Tess.

"Ty zazdrosna dziewuszko..." - pomyślał.

- Tak chcesz iść? - spytał. Przygarnął ją do siebie i przytulił. Przez cienki materiał koszuli poczuł gorące ciało dziewczyny. - Zmarzniesz...

- To mnie rozgrzejesz....

Odpowiedziała obejmując go ramionami.

- I będziemy mieli pretekst do szybkiego powrotu pod kołdrę.

Dodała całując go z pasją i zachłannością pasującą bardziej do kochanki, której łoże od dawna nie grzane było przez kochanka niż do panny, która rozgrzane łoże właśnie opuściła.

Pierre odpowiedział na pocałunek równie gorliwie. Z trudem wygnał wizję igraszek z Tess i przywołał przed oczy obraz niecierpliwiącego się Franciszka. Leciutko klepnął Tess w pupę.

- Ubieraj się szybko, zanim sobie przeziębisz niektóre intymne miejsca. Nie będziesz wtedy mogła ani jeździć konno, ani kochać się ze mną - szepnął jej do ucha.

- Phi...

Prychnęła gdy tylko przebrzmiały jego słowa.

- Są na to i inne sposoby. Podobno... Może warto przeziębić sobie to i owo i je wypróbować?

Dodała okraszając słowa zalotnym trzepotaniem rzęs, jednak posłusznie ruszyła na poszukiwania odzienia, które jakimś cudem opadło z niej poprzednio nim zdążyła zauważyć co i gdzie.

- Jak myślisz? O co mu może chodzić?

Zapytała podnosząc jednocześnie z podłogi cudem odnalezioną dolną część bielizny.

- Jak to się skończy - powiedział , zdecydowanie nie odpowiadając na postawione pytanie i zachłannie wpatrując się w spacerującą tam i z powrotem Tess - wynajmiemy pokój w jakiejś dobrej gospodzie... I nie wyjdziemy z niego przez tydzień.

Widząc wypięty przy pochylaniu tyłeczek Tess zmienił zdanie.

- Dwa tygodnie - powiedział. - A potem przedłużymy pobyt, by wypróbować wszystko, co tylko przyjdzie nam do głowy.

- A jeśli chodzi o Franciszka... Nie mam pojęcia. Chyba coś ważnego. Po co miałby mnie wyciągać z łóżka w środku nocy.

- Ciebie wyciąga. Ja idę tylko w roli przyzwoitki.

Dodała powoli zakładając ową cudownie znalezioną część.

- Mówisz dwa tygodnie...

Powróciła do znacznie bardziej ją interesującej kwestii.

- Cokolwiek przyjdzie nam do głowy..?

Upewniła się jednocześnie wciskając się w gorset, który odpowiednio uwydatnił to czego i tak nie dało się łatwo ominąć wzrokiem.

- Trzymam cię za słowo.

Wiązanie sznurówek zawsze było tym zajęciem, które lubiła najmniej. Złośliwce wiecznie miały w zwyczaju plątać się i wymykać usilnym staraniom. Również i teraz zbuntować się raczyły i za żadne skarby świata nie chciały być posłuszne zwinnym paluszkom dziewczyny.

- Może jednak wrócimy do łoża już teraz i wypróbujemy odrobinę zasoby naszej wyobraźni? Kto w ogóle wymyślił to diabelstwo?


Gniewnie tupnęła bosą stopą. Sznurówki jednakże niewiele sobie z tego objawu gniewu uzasadnionego zrobiły i jak nieposłuszne były tak zostały. Wreszcie tracąc cierpliwość zawiązała je jak leci, niezbyt zważając na supły i miejsca luźniejsze, których być wszak nie powinno. Była noc, lub wczesny ranek, a ona miast cieszyć się urokami męskiego ciała w ciepłym łożu musiała wstać i iść na wezwanie pana domu tego. Co z tego, że po prawdzie nie musiała i mogła dalej spać w najlepsze o tym męskim ciele śniąc? Sen, a jawa to przecież nie to samo, a ona wolała by dłonie pieszczotami ja obsypujące do prawdziwego, a nie wyśnionego kochanka należały. Wciągnęła wiec suknie na ów nieposłuszny i nie dokładnie przez to zasznurowany gorset, poprawiła gdzie takowa czynność wykonana być musiała i ruszyła na poszukiwania trzewików.

Diabelstwo...
Zabawna nazwa na przedmiot, który wielu paniom zapewniał odpowiednią talię i podkreślał fragmenty kobiecego ciała, na których wzrok mężczyzn zatrzymywał się jakby częściej, niż na innych.

- Nie wiem - powiedział - kto to wymyślił. Może jakaś panienka, chcąca podkreślić swoje walory. Tobie to nie jest potrzebne, więc nie rozumiem, po co zakładasz.

Uwolnione z objęć gorsetu piersi Tess wyglądały przeuroczo. Chociaż, prawdę mówiąc, nie palił się do dzielenia tym widokiem z innymi.

- Pomóc Ci? - spytał, widząc mozolne zmagania Tess ze sznurówkami. Zajęta walką z nieposłusznymi kawałkami sznurka dziewczyna nie odpowiedziała. Może nie wierzyła, że Pierre potrafi coś innego, niż rozwiązywać kokardki i pomagać w ściąganiu?

- Proszę. - Pierre podał dziewczynie trzewik, który, nie wiedzieć czemu, znalazł się pod fotelem. Po chwili, jak przez mgłę przypomniał sobie, jak Tess pozbyła się go gwałtownym wierzgnięciem. Nie zwracał wówczas na to dokąd leci nieposłuszne obuwie. Miał głowę (i oczy) zajęte czym innym. Podobnie jak ręce.

- Dziękuje ...

Wysapała wstając z klęczek na których to znalazła się próbując wyciągnąć drugi bucik, który jakimś cudem poczłapał samowolnie pod łóżko. Doprawdy czasami mogłaby przysiąc, że jej garderoba żyje sobie własnym życiem i chadza własnymi drogami gdy tylko na chwile spuści ja z oczu. Dowodów na potwierdzenie tej teorii miała aż nad to każdego dnia, wieczoru, nocy, południa...

- Może i masz rację.

Rzuciła ubierając szczęśliwie znalezione obuwie.

- Jednak poza podkreśleniem pewnych walorów kobiecego ciała dość dobrze chroni on i podtrzymuje owe walory w trakcie, chociażby, konnej jazdy czy też walki. Można w nim ukryć sztylet, a niekiedy i sakiewkę. Nie wspominając o pewnym utrudnieniu jaki jego obecność stanowi dla tych, którzy bez zgody partnerki pragną rozkoszy jej ciała zakosztować.


Mówiąc sznurowała kolejne sznurówki które zdawały się ją prześladować. Gdy zakończyła pracę tą morderczą, wstała i upewniwszy się że wszystko jest tam gdzie być powinno, a nie gdzie indziej, spojrzała krytycznie na Pierra.

- Tak chcesz iść? Zmarzniesz..

O tym ostatnim utrudnieniu pamiętał aż za dobrze. Chociaż o braku zgody trudno było mówić. Może, po prostu, za dużo rąk równocześnie chciało zrobić to samo... Rozsznurować...

- Zapatrzyłem się - uśmiechnął się Pierre. - Tyle pięknych widoków, że nawet nie pomyślałem o sobie...

Założył kaftan i zapiął go, a potem przypasał nieodłączny rapier. Za pazuchę trafił, tak na wszelki wypadek, pistolet. A nuż Franciszek zechce go - ich - poprawił się - zaprowadzić gdzieś poza dom prefekta.

- Chyba jesteśmy gotowi? - bardziej spytał, niż oświadczył. - Możemy iść.

Uśmiechnęła się podchodząc i podając mu dłoń w nadmiernie egzaltowany sposób.

- Romantyczna przechadzka w blasku księżyca. Czytasz w mych myślach kochany.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 11-12-2009, 21:03   #44
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pierre ujął dłoń Tess i ucałował z atencją.

- Najukochańsza. Z tobą na koniec świata. Bez względu na to, czy księżyc będzie świecić, czy też schowa się za chmurami. Służę ramieniem.

Tess uroczo zachichotała, pozwalając się prowadzić.
Wyszli na korytarz i Pierre rozejrzał się dokoła.
Zaklął pod nosem.
Muszkieterów, którzy według Franciszka mieli pilnować spokojnego snu Tess jakoś nie było widać. Może pilnowali samego domu, ale...

- Pustawo, nie sądzisz? - zagadnęła, również się rozglądając. - Wygląda na to, że jednak wszyscy śpią i tylko my niczym te duchy się po domu pętamy. Jesteś pewien że nie chodziło mu o spotkanie rankiem?

- Rano? - Pierre spojrzał nieco zaskoczony na Tess. - Powiedział "naprędce". Od "rano" dzieli to słowo ładnych parę godzin. Bardzo przyjemnych godzin. - Ucałował Tess w policzek. - Chyba dam mu w zęby, jeśli oderwał mnie od ciebie z byle powodu... Prawie oderwał. - Na sekundę przytulił Tess.

- ....... gorset - szepnął, gdy dłoń, sięgająca do piersi Tess trafiła na sztywną przeszkodę. - Głupi wynalazek.

- Popieram.

Nie wiedzieć czy słowo to tyczyć się miało dania w mordę czy gorsetu, jako że Tess zamiast sprecyzować swą wypowiedź wtuliła się mocniej i uniosła wyżej głowę domagając się kolejnych pieszczot.
Pierre natychmiast skorzystał z zaproszenia.
Franciszek oddalił się... daleko... zbladł... rozpłynął.
Zamiast niego pojawił się piaszczysty brzeg morza... słońce... i Tess, niczym nimfa, wyłaniająca się z fal. Bez gorsetu.
Po dłuższej chwili zdołał oderwać się od Tess.

- Nie wiem, jak mogłem żyć bez ciebie tyle lat. W Notre Dame zapalę najgrubszą świecę w podziękowaniu za to, że znalazłaś się w moim życiu. A w Batz drugą.

Ruszyli powoli po schodach w dół.

- Tylko po jednej? - zapytała zadziornie uważając jednocześnie by nie nadepnąć przypadkiem na brzeg sukni i nie wywinąć pokazowego fikołka.

- Zasługujesz na wszystkie świece z całego Paryża - uśmiechnął się - ale na początek po jednej, zachłanna istoto. Pamiętaj o tym, że muszę mieć też za co obsypywać cię kwiatami.

- Klejnotami, sukniami, słodyczami... - podpowiedziała usłużnie ciąg dalszy, który wszak pojawić się winien.

- To też, skarbie - przytaknął posłusznie. - Oprócz tego ostatniego, moja kochana. Słodycze ci nie są potrzebne. Jesteś - ponownie ją ucałował - najsłodsza na świecie. My honey, jak powiadają Anglicy - dokończył, gdy oderwał usta od jej warg.

Nie odpowiedziała będąc wciąż pod wpływem czaru pocałunku. Miast tego wtuliła się w niego i głowę łagodnie na ramieniu wsparła.

Mimo licznych przeszkód dotarli wreszcie na sam dół schodów. Pierre rozejrzał się. Nikogo nie było. Chodzić po domu w poszukiwaniu sierżanta nie miał zamiaru.

- Franciszku! - powiedział. Niezbyt cicho. - Gdzie jesteś?
 
Kerm jest offline  
Stary 13-12-2009, 22:48   #45
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Francois wiedział, że plan się nie udał. Nie był głupcem by wierzyć w to, że cenne minuty upływały tylko i dlatego, że młodzi musieli się pożegnać. Czuł, że wkrótce oboje pojawią się na dole, a wówczas? Czy było jeszcze tyle czasu by stworzyć nowy plan? A może to właśnie była odpowiedź? Przegrałeś, a może właśnie teraz odniosłeś zwycięstwo? Nie zrobiłeś nic, co mogłoby cię zdradzić, a jednak pan losu dokonał wyboru za ciebie.
Tess, teraz pozornie bezpieczna, będzie pod ochroną de Batza. Oczywiście mógłby próbować go zabić. Nie sam rzecz jasna, przy udziale swoich ludzi, tylko w imię czego? O tym nie było mowy w kontrakcie, na to nigdy się nie godził. Nikt nie obiecał mu rzecz jasna, że będzie prosto, lecz w duszy Franciszek nie był mordercą, choć wciąż zadawał sobie pytanie czym różniłoby się to od tego, co planował, gdyby Tess nie podążyłaby za Pierrem. Czy byłoby to morderstwo zgoła inne od tego, w którym uczestniczyłby biernie?
Teraz jednak Francois myślał szybko, zadawał sobie sam pytanie, czym ryzykuje i co może osiągnąć. Rozważanie determinował jednak nowy detal, którego dotąd nie postawiono na właściwym miejscu. To coś od początku nurtowało starego żołnierza, lecz nie stanowiło aż tak istotnego czynnika.
Teraz jednak stał jak urzeczony, w cieniu, patrząc jak obie postaci pojawiły się na schodach. Czując, a przede wszystkim mając pewność, że narratorem opowieści stała się miłość, postanowił działać. Nie ulotna, nie banalna, lecz prosta i oczywista, nie wymagająca słów lecz spojrzeń i czułości, a swej prostocie piękna. Wtedy podjął decyzję, nie będzie dramatu, w którym za kilka dni on znajdzie ciało Tess, a potem kiedy pierwsza łza zatańczy na jego policzku inni odwrócą wzrok.
Kiedy padły pierwsze słowa z ust muszkietera, stary zaczął zdejmować swój płaszcz, powoli odkładał resztę istotnych atrybutów, które mogły upodobnić Tess do Francois. Pozostawił sobie tylko nóż, który da im cenne minuty, kiedy niedoszli porywacze zorientują się, co zaszło.
Noc miała być ich atutem, prześlizgną się w jego przebraniu, dotrą do jego kwatery. Poczekają na proboszcza, a później? Później Pierre będzie musiał być bezwzględny by duchowny wyśpiewał wszystko, co wie. Potem los jego towarzyszki będzie w jego rękach, skoro miłość wybrała.
W krótkich słowach próbował wyjaśnić, nie wiedząc, co zrobi owa dwójka. Zaufają człowiekowi, który prawie ich zniszczył. Nie sięgał jednak po szpadę, czas naglił. Czekał na ich reakcję. Za chwilę, jeśli zastaną ich tutaj razem, rozegra się piekło. Liczył, że uwierzą, dotrą w głąb jego duszy, tak jak on dostrzegł i wybrał to, co piękne.

*

Xavier był pewny, że to wszystko nie jest tylko i wyłącznie zbiegiem okoliczności. Plan misterny legł w gruzach, bo oto zbyt wcześnie spotkał Ją. Tę, dla której wszystko zostało zmienione. To nie Ona, lecz Tess miała teraz stać się ofiarą tego fanatycznego głupca Filipa. Teraz wszystko było trudniejsze, jednak jeszcze nie niemożliwe w realizacji. To on, wciąż jako jedyny, znał każdy szczegół zawiłej intrygi. To on, jako Siedemnasty decydował o losie innych. Wreszcie to on, a nie ktoś inny czuł coś czego nikt inny dotąd nie poczuł. Próbował to ogarnąć, okiełznać, lecz nie był doskonały.

*

Raul dostrzegł kolejną postać daleko w mroku. Czy wiedzieli o niej pozostali? Nie, nie jedną, lecz dwie. Kim byli? Co tutaj się działo? Może to Cecille i Pierre przemknęło mu przez myśl. Może, lecz prawdopodobieństwo było nikłe. Nie mógł wierzyć w swą nieomylność i przeczucie. Nie mógł, bo był degeneratem, pijakiem, obłudnikiem i mordercą. W szczególności to ostanie, jak celnie to ujęła młoda dama, którą los połączył z nim przeważyło. Każdy kroczy swoją drogą, Raul podjął swą decyzję i podążył do obozowiska, wciąż czujny, zaniepokojony, lecz nie przyćmiony strachem, bo życie takiego człowieka nie stanowiło dla niego celu, o który warto walczyć.

*
Kiedy Xavier usłyszał jej ciche kroki był już gotowy, z łatwością więc przyszły mu słowa:
- Nie jestem w zmowie z tymi, którzy na życie Twego Towarzysza mogą nastawać. - czy nabrała pewności, uśpiła swą czujność, liczył, że nie, bo jeśli się mylił to następne słowa Nią wstrząsną - To ja ich stworzyłem, nadałem wyrazu, okiełznałem. To ja Siedemnasty wdarłem się w ich życie gwałtem, zabiłem, zabrałem resztki duszy - popatrzył w jej stronę po czym kontynuował - Nie miejsce to odpowiednie na moją opowieść, lecz jeśli podążysz mym tropem - zatrzymał swe słowa podkreślając atut następnego - Marie, której poszukujecie, żywą odnajdziesz.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 13-12-2009 o 22:52.
Athos jest offline  
Stary 14-12-2009, 19:48   #46
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Gdyby tak stać się mogło. Gdyby marzenia nagle moc sprawczą otrzymały. Gdyby szczerze mówił i szczerze pokochał... Wtulona w niego marzyła. Marzyła o rzeczach na które nigdy wcześniej innego baczenia niż to którego ucieczka wymagała, nie brała. Dom. Rodzina. Kuchnia pełna zapachów, ogród różany, mały salonik, a w nim wiecznie ciepło dający kominek. Sypialnia, łoże i on. Życie przy boku jego do ostatniego tchnienia, które z ust się wydobędzie. Dziatki.. Wcześniej zaś przygód mnogość, niespodzianek, podróży. Historie, które ich stare kości ogrzeją gdy wreszcie osiądą w miejscu dla nich przeznaczonym. Historie o których wnukom śpiewać będzie dopóki sił starczy i on przy niej będzie. Marzenia...Wszystko to jednak jedynie marzenia. On z nią nie zostanie, to tylko chwile, których słodycz ze sobą zabierze i pielęgnować będzie. On odejdzie, to pewne. Wszak cóż ona mu dać może poza uciechami ciała i pieśniami prostymi? Cóż mu dać może gdy nic tak właściwie nie ma. Siebie? Czymże jest ona?
Odsunęła się nieco i wzrok w odwrotną niż jego spojrzenie, zwróciła stronę. Czym jest? Kim jest? Co takiego posiada by łudzić się że go zatrzyma. Jego słowa... Wciąż tylko słowy pozostają... Odejdzie, zapomni o świecach, kwiatach, klejnotach... Odejdzie... Jakże pragnęła by nigdy nie odszedł. Marzycielka chodząca wśród różanych obłoków. Może matula racje miała gdy do ustatkowania namawiała i pełne romantyzmu myśli rózga odganiała. Może to ona miała rację gdy dobra idące w parze z młynarzem, wymieniała. Może...

Zjawienie się Franciszka uratowało ją od odpowiedzi. Ulga jednak, którą odczuła zmieszała się z przerażeniem słowami jego wywołanymi.

- Pierre?

Zwróciła się do towarzysza jednak nie patrzyła mu w twarz.

- Wszak nie możemy na to pozwolić.... Ja wrócę do pokoju, a wy... Uratujesz mnie..


Chwyciła go za ramię.

- Tak będzie lepiej. Pójdziesz z Franciszkiem na plebanie. Dowiesz się co się tu właściwie dzieje. We dwoje macie większe szanse. Później.. Później mnie odszukasz.


Pierre w pierwszej chwili sądził, że źle coś usłyszał. Że słuch go myli, albo sen jakiś koszmarny się zaczął. A może Tess coś nie tak zrozumiała, że głupoty opowiadać zaczęła. Głupoty... Mało powiedziane. Jakby obłędem dyktowane słowa.
Uszczypnął się, by sprawdzić, czy zmora jakaś dręczyć go nie zaczęła.
- Mowy nie ma! - powiedział. - To nie... - romans kiepski, chciał rzec - nie do pomyślenia - dokończył.
Odetchnął głęboko, by słów nierozważnych, co na język się pchały, nie powiedzieć.
- Nawet nie myśl o czymś takim. Kobiecie obcej na hazard ten bym nie pozwolił, a co dopiero tobie.

Wzdrygnęła się nieco słysząc jego słowa. Puściła ramię i cofnęła się dwa kroki do tyłu.

- Jestem obca. Nie jesteśmy rodziną kawalerze. Ledwo się znamy.

Mówiła nie wiedząc dlaczego tak ostrych słów używa. Nie wiedząc dlaczego go rani... Nie wiedząc czy rani.

- Nie pozwolę by ten człowiek za mnie gardło nadstawiał. Rzekł nam co wiedział, ostrzegł. Może i wina na nim, lecz i tak nie pozwolę. Jeśli lepszy plan zdążyłeś obmyślić tedy mów lub zejdź mi z drogi.


- Nawet gdybyś obcą mi była - powtórzył. - A nie jesteś, choć inne więzy nas łączą, niż rodzinne. Skoro ty ich uznać nie chcesz, to trudno. Widać źle swe uczucia ulokowałem. Ale po trupie moim dalej pójdziesz.
Zza pazuchy pistolet dobył i kolbą w przód skierowaną jej podał.
- Jeden ruch palca i balastu się zbędziesz, co ci na drodze stanął - powiedział.

Stała nie mogąc się ruszyć. Stała nie mogąc oderwać spojrzenia od broni, którą jej podawał. Dlaczego? Dłoń jej sama po nią sięgnęła i przejęła od tego który był jej wszystkim. Uniosła głowę. Spojrzała mu w oczy. Nie widziała ich. Obraz się rozmazał. Łzy przysłoniły twarz ukochanego.

- Nie mogę...

Wyszeptała upuszczając pistolet na ziemię.

Pierre przytulił ją na ułamek sekundy. Na więcej nie starczało czasu. Jeśli mieli cokolwiek zdziałać... Jeśli poświęcenie Francois miało zdać się na cokolwiek, musieli ruszać.
Podniósł pistolet z podłogi, a potem uścisnął dłoń Francois.
Nie sądził, by mieli się kiedykolwiek jeszcze spotkać.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 14-12-2009, 20:20   #47
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Zapewnienia jego nie były jej potrzebne. Szła za nim, nie dlatego, że mu zaufała, lecz dlatego, że ryzyko warte uratowania życia Raula się wydawało. Stanęła na chwilę, niepewna, gdy niczym natchniony, wyznał jej swa rolę demiurga, który swe dzieła tworzył z czystego zła.

Szok deklaracji złagodziły kolejne słowa, niosące kuszącą obietnicę odnalezienia Marie. Dziewczyny, której nie znała. Która może nawet nie istniała? Marii Luizy, której życie ważyło się teraz na szalach z życiem mężczyzny, którego jeszcze niedawno chciała zabić.

Zawiłość sytuacji najlepiej oddawało odmienione na wszelkie sposoby, pojawiające się wciąż w jej myślach, słowo „który”.

I wtedy przyszło jej do głowy to, co wciąż uwierało pod warstwą zainteresowania i strachu przed nieznajomym. Pytanie.

- Dlaczego ja?

Jedno, rozwarstwiające się w coraz więcej.

- Jaką rolę wyznaczyłeś mi w tym przedstawieniu? Wiesz jak mam na imię, wiesz, że szukamy szlachcianki, bez wątpienia w zmowie musisz być z François. Cóż to za spisek? - Podeszła do niego bliżej - jeśli dane jej będzie przeżyć tę przygodę, zapewne zastanawiać się będzie później, skąd u niej tyle odwagi. W nikłej poświacie księżyca, próbowała wyczytać coś z jego oczu. - Czego chcesz w zamian za nią? Czego chcesz ode mnie?
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 14-12-2009, 22:21   #48
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
- Rzekłem już Pani, że nie miejsce to odpowiednie na wyjaśnienia. - jednocześnie rękę swą uniósł wskazując ponownie w stronę obozowiska. - W końcu dojrzą nas, a wtedy – zawahał się – czasem nie da się okiełznać pewnych żywiołów. - Nie czekał na żaden jej gest ni słowo, tylko stanowczo kontynuował. - Obietnicę też złożyłem Ci stosowną, że i miejsce pobytu damy, której śladem ruszyliście wyjawię. Odwagę swą pokazałaś Droga Cecille, trudno więc teraz byłoby zawrócić, stawiało by Cię to bowiem na pozycji mniej uprzywilejowanej, pozwolę sobie nawet dodać – poszukał właściwych słów, w końcu nie mogą znaleźć lepszych dorzucił – bezwarunkowo przegranej, a to, ktoś o moich skłonnościach mógłby wykorzystać. - Nie czekał Xavier na odpowiedź, bo prawdą było, że nie na rękę mu była walka z eskortą Filipa odjeżdżając więc dodał tylko - Słowem swym ręczę, że krzywda dzisiaj żadna Cię nie spotka. W drogę zatem bym najszybciej mógł Twą ciekawość zaspokoić. Ruszajmy.

*

Stary nie znał dotąd mocy mogącej dokonywać niemożliwego. Żołnierski los nauczył go, że tylko wprawne ramię, celny cios, a czasem i mądry rozkaz potrafią odmienić losy. Ten wieczór wymazał dotychczasowy obraz, nadał barwy odcieniom szarości, które trwale osiadły w jego sercu. Czekał wciąż na to, co się wydarzy, z dużą ufnością w nową wartość. Czy to właśnie była jego spowiedź, czy właśnie teraz zachowanie Tess obmyło go z grzechu? Odpuściło winę, a co za tym idzie mógł zginąć. Wolny i z zasadami, jak kiedyś, gdy serce wypełniały ideały.

*

Armanda zbudził powrót Filipa. Nie otwierał jednak całkowicie oczu, lecz mrużąc z daleka przyglądał się obcemu, który pod eskortą do obozowiska wkroczył.
Co z wozem? – przemknęło przez myśl Armanda. - Jakimże zadufanym lub co gorsza oszalałym stał się Filip, że nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Smród był przecież wyczuwalny, a może to moje zmysły wciąż go tylko wyczuwają. - nie zastanawiał się jednak na tym, lecz myślał tylko o tym, co nastąpi - Zabijemy kolejnego człowieka – zganił się w myślach, że powoli staje się Filipem, dla którego cel uświęcał każde działanie, bez hamulca, bez cienia wątpliwości. - Nie wiemy kim jest, a jednak rzucimy się na niego jak zgłodniałe psy, które rozszarpią wszystko, nawet ciało swego pana. - Armand czuł, że kres wytrzymałości został osiągnięty. To był ostatni moment by przestał być najemnikiem chorego człowieka, którego opętał diabeł w postaci tego cholernego klechy, to była ostatnia deska ratunku, jeśli nie dla ciała, to chociaż dla duszy.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 14-12-2009 o 22:23.
Athos jest offline  
Stary 15-12-2009, 20:26   #49
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Przytulił ją. Krótko, pospiesznie. Starała się z całych sił powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Nie wiedziała co robić. Czuła się niczym małe dziecko zgubione na targu przez niebaczących rodziców. Czuła że zbliża się noc, a ona jest sama i bezbronna. Chciała z nim porozmawiać, wytłumaczyć. Wciąż czuła ciężar broni w swej dłoni. Wciąż słyszała jego słowa. Widać źle swe uczucia ulokowałem... Kołatały się w jej myślach niczym strachy jakoweś nie pozwalające zasnąć, odpocząć.
Aby nie oszaleć zwróciła wiec myśli na człowieka, który być może wkrótce oddać miał za nią życie. Francois. Nie chciała takiego poświęcenia. Nic jednak uczynić nie mogła. Żal jej było tego człowieka, mimo iż gdyby nie jej upór by z Pierrem podążyć skazałby ją na śmierć pewną, której teraz sam zaznać może w jej imieniu.
Pokręciła głową odganiając myśli zamęt dodatkowy w jej wnętrzu wprowadzające. Nie czas był na to i nie miejsce. Uścisk dłoni wymieniony przez mężczyzn przypomniał jej że i ona pożegnać się powinna i podziękować za poświęcenie. Podeszła więc do Francoisa i serdecznie uścisnąwszy ucałowała niemłody już policzek.

- Dziękuję.

Wyszeptała cicho.

- Gdy wejdziesz panie na górę, wstąp wpierw do mej komnaty. Pod łożem leży sakwa, a w niej suknia nocna. Przez jakowyś czas złudzić ich tymże przebraniem możesz.. Nie długo, lecz może starczy byśmy ci na pomoc zdążyli przybyć.

Dodała biorąc płaszcz wraz z kapeluszem i nakładając je na siebie. Włosy skrzętnie pod nakryciem głowy skryła. Może nie było to przebranie doskonałe jednak czas i miejsce. Nie mogła się wszak z Francoisem suknią podzielić... Pomyśleć ile by próby wyswobodzenia się z gorsetu zajęły.. Na Pierra nie spoglądała bojąc się tego co w oczach jego ujrzeć mogła. Źle swe uczucia ulokowałem.... Źle... Źle...

Wlokło się to pożegnanie straszliwie. Z ich winy czas tracili. Czy starczy go, by plan zrealizować?
Ale jak miał poświęcić Tess? Nigdy by się na to nie zdobył. Wolałby sam lec, chociaż słowo 'obca' kamieniem mu na sercu leżało. Nie kochała go widać, tak jak on ją. Dobre i to, że nie strzeliła do niego,
Miłość ją powstrzymała, czy słabości chwila? Nie wiedział.
Gdy Tess z Francois się żegnała, Pierre stał w milczeniu. Dopiero gdy sierżant po schodach ruszył, powiedział cicho:
- Chodźmy.

Skinęła głową.

- Tak, chodźmy...

Zgodziła się posłusznie. Nim jednak dom sierżanta zdążył im zniknąć z widoku chwyciła go za rękę by zatrzymać w miejscu.

- Kochasz mnie?


Zapytała głosem bólem przepełnionym. Nie mogła iść dalej nie usłyszawszy wpierw odpowiedzi na swoje pytanie. Wszak tyle się mogło zdarzyć. Mógł zginąć. Ona mogła zginąć. Nie tak być powinno. Nie w gniewie, nie wśród wrogości. Nie tak...

Zaskoczyło go to. Wszystkiego mógł się spodziewać. Pytań o plan ewentualny. Rozważań na temat celowości takiej czy innej akcji. Sposobów wydobycia zeznań z proboszczunia kochanego. Ale to?
I po co jej była ta wiedza... Nie lepiej było skłamać? Ale w końcu szczerość wybrał.
- Nad życie - odpowiedział. - Jesteś dla mnie światem całym.
I jeśli głucha nie była, usłyszeć powinna prawdę w jego słowach brzmiącą.

Skinęła głową i wierzchem dłoni łzy z policzków starła.

- Chodźmy więc...

Rzuciła i nawet na uśmiech się zdobyła.

- Nic tak na spokój ducha nie robi jak spowiedź w środku nocy. Nie sądzisz kochany?


W duszy zaś powtarzała raz za razem. Będzie dobrze... Będzie dobrze... Musi... Musi być dobrze.

Pierre głową w pierwszej chwili potrząsnął, nie do końca potrafiwszy zgłębić logikę wypowiedzi. Kto tu miał być spokojny po tym wyznaniu? Ona chyba.
Zaskoczenia nie zdradzając chustkę z rękawa wyciągnął, która - chociaż nie prosto z pralni, to do butów ni nosa wycierania nie użyta, zadanie swoje spełnić mogła i podał ją Tess.
- Owszem - powiedział, gdy już z miejsca ruszyli.
"Pod warunkiem, że w obie strony działa. A jak na razie to tyś jeno w charakterze spowiednika występowała."
- Czy teraz wreszcie uczuć mych pewna jesteś, czy też wciąż wahasz się może? - spytał.

- Dziękuję.

Rzekła biorąc chustkę i ruszając przed siebie w stronę plebani.

- Tak... Chyba... Tak...

Nie była pewna co mu rzec powinna. Na pełne tłumaczenie czasu potrzebowała, a niepełne mógłby źle zrozumieć..

- Nie gniewaj się na mnie. Ja tylko... To jest jak marzenie, a mnie już od dziecka uczyła matula że marzenia tylko ból i rozczarowanie ze sobą niosą. Wiem tedy.. Boje się ... Znudzisz się, zostawisz. Nic nie mam, nic ci zaofiarować w stanie nie jestem... Głupie to.. Przepraszam. Zadanie przed sobą mamy. Wkrótce spowiedź ma się odbyć i do niej przygotować się należy miast głupie niewieście myśli roztrząsać.

Pierre, z wrażenia aż się potknął. Głupot takich dawno nie słyszał. Zostawić ją? JĄ?
- Na niebiosa nad nami - westchnął, równowagę fizyczną i duchową odzyskawszy. - Do ołtarza bym cię zaciągnął jutro już, gdybym świadom nie był, że swobodę kochasz i w więzy zakuta nieszczęśliwą będziesz. Albo i uciekniesz wcześniej, nim do ślubu doszłoby. Niczym ptak jesteś, piękna, wolna, swobodna. Jak mógłbym do klatki cię zamknąć, bo tak małżeństwo traktujesz, skoro nie chcesz tego.

Zachwiała się jakby upaść miała po czym odwróciła by móc w oczy mu spojrzeć.

- Taką mnie widzisz? Poślubiłbyś kogoś takiego? Związał się na złe i na dobre?

Pytała z napięciem w twarz mu spoglądając.

- Nie... Nie odpowiadaj, nie czas na to i nie miejsce.

Zreflektowała się pospiesznie i stanąwszy na palcach pocałunek krótki na jego ustach złożyła.

- Mój kochany...

Wyszeptała gdy usta jej jeszcze tuz przy jego były.

- Zatem jaki plan obmyśliłeś? Wszak masz jakiś plan, prawda?

Gdyby na pocałunek odpowiedział, do świtu pewnie nie ruszyliby się z tego miejsca.
A plan miał. Na zapowiedzi dać jak najszybciej, póki dziewczyna się nie rozmyśliła. Albo kapłana znaleźć jakiegoś, co na przepisy oko przymknie i ślubu udzieli. A złoto od Francois ułatwi...
Wspomnienie o złocie na inny tor myśli przestawiło.
- Najpierw zobaczymy, z iloma przeciwnikami do czynienia mamy. Tych się wygniecie cichcem, by w spowiedzi proboszczowi nie przeszkadzali. A skoro sierżanta ujrzą, bo któż inny w jego płaszczu iść mógłby, podejść się łatwo dadzą.
- A potem z Alojzym porozmawiam. W cztery oczy, jeśli pozwolisz...

- Oczywiście że nie, mój kochany.

Odpowiedziała spokojnie, na pozostała część planu bez słowa przystając.

- Zostawić cię samego? Toż to nie do pomyślenia.

Użyła słów jego własnych, którymi to przywitał jej propozycję wcześniejszą.

- Czy znaczy to, że nigdy mnie już nie zostawisz? - spytał, spokojnie na pozór.

- Cóż.. Może kiedyś... Na chwilę... Może dwie...

Odpowiedziała na pozór beztrosko.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 15-12-2009, 22:37   #50
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Zastanawiała się, co bardziej ją zatrwożyło: „człowiek o moich skłonnościach” czy „krzywda dzisiaj żadna cię nie spotka”. O skłonnościach jego nie wiedziała nic, dziś zaś miało skończyć się niebawem. Nie wiedząc na ile bawi się słowami, a na ile wrażeniem wypowiedzi, postanowiła postawić sprawę inaczej.
- Może za głupią i nierozgarniętą masz mnie waść. Może twą ulubioną zabawą jest „ gra w kotka i myszkę”. Odpuść mości panie. Karesów słownych, podniet znaczeniowych, niedomówień wszelakich mi nie oferuj, bo podarek twój ze wzgardą się spotka. Prowadź, gdzie mówisz i... nie mów już nic więcej.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172