Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-12-2009, 23:40   #51
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wartowników było dwóch.
Jeśli łazęgi, co przed domem Alojzego sterczały, wartownikami nazwać można było.
Jeden z nich, na werandzie, na ławce rozwalony, fajkę palił, nałogowi śmierdzącemu się oddając, co zza oceanu przywleczony przed laty plenił się straszliwie.
Drugi, miast czujność zachować, trunkiem jakimś się raczył, co rusz do ust flaszkę podnosząc.

Tess najciszej jak mogła wysunęła sztylet z pochwy w fałdach spódnicy skrytej.

- Szkoda że o lutni zapomniałam. Z drugiej strony szkoda by jej było, nie sądzisz? - Wyszeptała cicho, po czym uważnie na strażników spoglądając spytała. - Którego dla mnie przeznaczasz?

- Poczekamy moment... Może który na obchód ruszy. Chociaż te łachmyty pewnikiem o czymś takim nie słyszały

- Odbiło Alojzemu - powiedział nagle ten z flaszką. - My tu stoimy, a tamci... Rozrywkę z panienką pewnikiem mają.

- Płacą ci tyle, byś se mógł inną znaleźć - odparł drugi. - I lepiej, by Alojzy się nie dowiedział, co mówisz, bo choć klecha, to dla nieposłusznych okrutny.

- Chyba mam pomysł - rzuciła Tess, pospiesznie płaszcz oraz kapelusz zdejmując. - Nawet jak mnie widzieli, to przecie w mroku nie poznają, a uwagę ich snadnie odwrócić mogę. Wszak ty lepiej bronią władasz, a w razie czego... Bezbronna nie będę.

Pierre głową skinął niechętnie.

- Za parę minut od strony bramy podejdź. Ja w tym czasie z boku ich zajdę.

Już miał się ruszyć, gdy osiłek butelkę odstawił.

- Skoro tak mnie Alojzym straszysz, to dom obejdę, jak nakazywał. Tego mi jeszcze brak, by pysk darł na mnie, albo i zapłacił mniej.

Jak rzekł, tak i zrobił, kierując się w stronę inną niż ta, gdzie Tess i Pierre stali.
Wzrok Tess błądzić począł od jednego ku drugiemu i w drogę powrotną.

- Co teraz, miły? Którego wybierasz?

- Ten pijaczek sam nam się w ręce pcha. Zajdę go, gdy dom okrążać będzie. A potem z tym się rozprawimy, gdy na ciebie wzrok skieruje, kochana moja.


Tess skinęła głową.
Pierre uścisnął jej dłoń i skryty w ciemnościach ruszył w stronę, skąd miał się pojawić robiący obchód wartownik.
Księżyc, chociaż stale jasno świecił, przeszkody żadnej nie stanowił, bo krzaków nieco tu rosło i kryć się można było.
Po chwili niedługiej wartownik się pojawił. A słyszeć go było z daleka, bo nogami ciągnął, jakby sił mu nie starczało.
Przez to szuranie zapewne nawet nie usłyszał cichych kroków za sobą. Cios kolbą pistoletu zwalił go z nóg. Pierre na wszelki wypadek cios ponowił. Wolał nie mieć niepotrzebnych świadków podczas spowiedzi Alojzego. Potem ruszył, szurając nogami wzorem swego poprzednika.
Gdy do rogu dochodził w stronę, gdzie Tess znajdować się powinna pomachał.
Dziewczyna znak dany jej od Pierre'a widząc wzięła wdech jeden głęboki, po czym uśmiech na usta przywdziała i odważnie w stronę strażnika ruszyła. Obłok dymu jaki spowijał twarz jego najwidoczniej poważnie widoczność mu zakłócał, gdyż dopiero gdy kichnięcie jej usłyszał na nogi się zerwał i jął rozglądać nerwowo w poszukiwaniu źródła dźwięku owego.

- Racz wybaczyć panie. Czy proboszcz u siebie? - Zapytała słodko zerkając jednocześnie ku niemu z zainteresowaniem wielkim.

Strażnik usta otworzył i fajka mu wypadła, trafem jakimś o deski werandy się nie rozbijając. Uwierzyć chyba oczom nie mógł, pannę nadobną przed sobą widząc, bo oczy przetarł.

- Hę? - spytał bardzo inteligentnie. Usta otworzył jeszcze szerzej, a potem radość na jego obliczu nieogolonym się ukazała, jakby dar z niebios mu zesłano.

Tess strzeliła ku niemu oczami, po czym spojrzenie skromnie w ziemię skierowała.

- Pytałam panie, czy proboszcz u siebie. Spowiedzi pilnie potrzebuję, by do łoża z grzechem nie iść. Jeszcze by jakaś dusza zła mnie nawiedzić mogła i czyny grzeszne za swą przyczyną wymusiła. Lepiej się zabezpieczyć zawczasu niźli później męki cierpieć. Lecz waść to zapewne lepiej rozumiesz niźli niewiasta, która wszak mądrością takiemu mężowi dorównać nie jest w stanie.

Wartownik ponownie oczy przetarł i ustami kilka razy poruszył, rybę przy tym przypominając. Nie był pewien, czy dobrze rozumie...

- O łożu powiadasz? - powtórzył. - Może ja...

Niemal ślinić się zaczął i nie kończąc zdania ku biustowi Tess rękę wyciągnął. Ta cofnęła się spłoszona niczym łania, która wilka nagle wyczuła.

- Ależ panie!- Zakrzyknęła strachliwie. - Tak się przecież nie godzi...

Pierre sceny tej przedłużać nie chciał. Wizja łapy, co na biuście Tess spocząć by miała, nie spodobała mu się wcale.
Dwa kroki zrobiwszy adoratora namiętnego w łeb zdzielił. Ten oczami tylko przewrócił i zwalił się na ziemię.

- W samą porę mój panie. - Rzekła z uśmiechem. - Doprawdy, żeby już dama do spowiedzi spokojnie przyjść nie mogła.
- Skandal prawdziwy - Pierre oburzenie udał. - Te dzisiejsze czasy...

Parę chwil zajęło im związanie nieprzytomnych i zaciągnięcie ich w krzaki.
Potem mogli, po cichu, w progi probostwa wkroczyć.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-12-2009, 22:58   #52
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
W całym domu panowała cisza. Dywan znajdujący się w przedpokoju tłumił skutecznie ich kroki. Pierre ostrożnie uchylił drzwi.
Pokój, w którym byli parę godzin temu prawie się nie zmienił. Zniknęła tylko zastawa ze stołu, natomiast na kominku, mimo ciepłej, letniej nocy, płonął ogień.
Alojzy, wygodnie rozparty w fotelu, siedział wpatrzony w buzujące płomienie.

- My w sprawie ślubu, księże proboszczu - powiedział spokojnie Pierre.

Ksiądz wzdrygnął się słysząc głos, którego wszak słyszeć nie powinien. Podobnie na słowa Pierra zareagowała Tess z tymże jednak że jej reakcja więcej zaskoczenia niźli przestrachu w sobie zawierała. Szybko jednak opanowała zwodnicze myśli które się w jej głowie zrodziły i usta w radosny uśmiech ułożyła. Nie było to trudne jeśli się pod uwagę wzięło uczucia panna targające. Alojzy również pospiesznie równowagę ducha odzyskał. Była to jednak ułuda jedynie gdyż myśli jego gorączkowo wokół osoby sierżanta krążyły. Wszak panna ta, która teraz przed nim stała miała być zgoła w odmiennym miejscu. Cóż zatem nie tak poszło? Gdzież jest Francois? Co za diabeł karty rozdaje tej nocy...

- W sprawie ślubu? Dość to nietypowa pora moi drodzy.

Próbując grać na zwłokę uniósł się z fotela i dobroduszny wyraz twarzy przybrawszy jął o warunkach ślubowania prawić, które to każda para spełnić musiała.

- Księże proboszczu... - Pierre chwilę w przemowie małą wykorzystawszy, słów parę powiedziać zdołał. - Wszak wiedzą wszyscy, że w sytuacji nagłej pominąć można formalności niektóre, jako zapowiedzi na ten przykład.
- A jeśli o świadków chodzi, to i ten problem załatwić się da bez problemu... Wszak przed Bogiem ślub zawarty ważny będzie, nawet jeśli drobiazg jakiś dopełniony nie będzie.


Tess wciąż uśmiechnięta spoglądać poczęła na Pierra z rosnącym niepokojem. Była pewna że gra... Tak, gra... Wszak nie było możliwym by... Nie, to na pewno tylko gra.
Proboszcz w tym samym czasie zdawał się męki jakoweś przechodzić. Myśli jego w chaosie pogrążone nie chciały żadnego sensownego rozwiązania podać. Czy za sprawą wina czy też okoliczności...

- Dobrze więc kawalerze. Skoro dama ta zgodę swą wyraża i nie ma między wami pokrewieństwa jakowegoś tedy ślubu wam udzielę.


Nagle jakoby duch święty natchnienie mu zesłał, rzekł:

- Wpierw jednak spowiedź winna być uczyniona by z czystym sumieniem miłość przed Bogiem przysiąc było można.

Może i chciał rzec coś więcej gdy niespodziewanie głos cichy się rozległ niepewnie imię szepcząc.

- Pierre?

Niepewność w głosie imię jego wypowiadającym lękiem przejęła serce Pierre'a. Czyżby jednak miał rację? Czyżby Tess wolność nad niego przedkładała? Jak jednak wbrew jej woli miał ją do ołtarza ciągnąć?

- Tak, kochana? - odparł, starając się w tym słowie całe swe uczucie wyrazić.

Tess raz po raz spojrzenie przenosiła to na ukochanego, to znów na proboszczu je zatrzymując. Gra to czy prawda. Wszak nie mogła otwarcie pytania tego zadać nie niszcząc tego co do tej pory osiągnąć się im udało. Jeżeli jednak prawda... Cóż zrobić winna? Serce jej niczym ptak w klatkę nagle złapany, szamotać się zaczęło nie mogąc decyzji podjąć i bojąc się ją podejmować. Z jednej strony stanęła bowiem wizja szczęścia u boku tego, który trwałe miejsce w nim zdążył zająć. Z drugiej strach przed zaufaniem słowom i nadziei, która z nimi szła w parze. Co jeśli to gra tylko? Co jeśli pozwoli sobie na wiarę, on zaś jedynie.. Lecz po cóż by tak czynił? Po cóż o ślubie wspominał jeżeli zdobycie informacji tego nie wymagało? Więc może jednak prawda. Może szczerze mówi... Za dużo myśli. Zbyt wiele niepewności...
Nagle głowę wyżej wzniosła i nie patrząc na niego w twarz proboszcza wzrok wbiła.

- Księże, proszę nie czyń nam trudności. Pragnę go poślubić, a w tych czasach niepewnych... Gdyby stać się coś miało... Chcę choć przez chwilę krótką być w pełni jego, tak przed Bożym jak i ludzkim wejrzeniem.

Czy to pasja z jaką słowa te wypowiedziane były, czy też szczerość i miłość od tych dwojga bijąca, czy inna siła to sprawiła...

- Dobrze więc.

Zgodę swą wyraził wbrew wszelakim zasadom które od lat zwykł wyznawać i które wyuczone niby słowa Pisma Świętego mu były. Kto wie, może i mniej im policzy niż to miał w zwyczaju...

- Ale i tak bez spowiedzi sakramentu małżeństwa nie udzielę - dodał. - A i świadków dwóch trzeba, by związek nie tylko wobec Boga, ale i wobec prawa ważnym był - dodał.
- Które z was pierwsze do spowiedzi chce przystąpić?

Odwróciła się w stronę Pierra. Nie wiedziała co teraz. Rzekła słowa, które nigdy z ust jej paść nie powinny. Wszak przysięgała sobie.... Teraz.. Teraz niczego nie była pewna, nic nie wiedziała.

Alojzy w tym czasie myśli nieco poskładał dzięki czemu pamięć o ludziach, którzy go strzec winni, na nowo w umyśle jego zagościła. Jeżeli więc dostatecznie długo tych dwoje przetrzyma, lub któregoś na poszukiwanie świadków wyśle, wtedy... Co? Wszak nie może rąk swych tak otwarcie mordem skalać. Z drugiej strony nikt przecie ciał nie będzie szukał gdy i konie i dobytek ich zniknie. Pomyślą ludzie że wyjechali i o sprawie zapomną. Nikt przecie nie połączy ich zniknięcia z jego osobą. Ci co połączą... Mord za mordem... Wszystko zaś wina tego głupca...

W międzyczasie również Tess ze swymi myśli doszła nieco do ładu i w te słowa rzekła.

- Księże, błagam... Wszak o tej porze nikogo nie znajdziem. Nie czyń nam przeszkód. Serca nasze i sumienie czyste jako i twoje, przeto zrób raz ten wyjątek.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 19-12-2009, 11:26   #53
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"...sumienie czyste jako i twoje." - Alojzy powtórzył w myślach słowa Tess. - "Naiwna dziewczyna. Gdyby wiedziała..."
Spojrzał na oblicze Tess i, chociaż doświadczonym był człowiekiem i chwalił się tym, że kłamców na pierwszy rzut oka rozpoznawał, na twarzy dziewczyny prośbę tylko widział ogromną i nic więcej.

- Ale od spowiedzi nie odstąpię - powiedział. - Które z was pierwsze? A drugie niech komnatę opuści.

Tess wzrok pytający w stronę Pierra zwróciła. Nie była bowiem pewna czy zaufać w tejże sprawie można Alojzemu. Po prawdzie na słowa towarzysza i z innej przyczyny czekała. Była to bowiem pora odpowiednia by grę zakończyć. O ile gra to była...

Pierre spojrzeniem odpowiedział. Które jednak pytania w sobie nie niosło, a zdecydowanie. Towarzyszyło mu ledwo dostrzegalne skinienie głową. I pokręcenie, które za pierwszym znakiem natychmiast się pojawiło.

Reakcja Pierra miast pewności jej dodać nowe strachy w sercu zrodziła. Jeżeli bowiem... Zatem... On... Uciekła spojrzeniem. Dłoń nerwowo materiał sukni marszczyć poczęła. Na Boga co teraz? Nie gra to... Nie gra...

- Jja pierwsza mogę...

Musiała usiąść, klęknąć, cokolwiek, nim panowanie straci i zmysły. Ślub... Więc będą małżeństwem... Na dobre i na złe... Jeżeli dalej krok zrobi, odda mu władze nad sobą i wolność. Odda to co najcenniejsze miała, to kim była, wszystko... Co robić?

Alojzy, zdenerwowanie jej widząc, uśmiechnął się do niej uspokajająco. Na dnie uśmiechu, czego Tess dostrzec nie mogła, radość się czaiła, że oto tamta dwójka rozdzieli się na chwilę... I szansę mu da na realizację celów.

- Nie obawiaj się, moje dziecko - powiedział. - Znam ja ludzkie słabości i nie dziwią mnie one. A Pan nasz litościwy jest i grzechy odpuszczać każe, jeśli tylko szczerze są wyznane. Śmiało zatem mówić możesz.

Potem wzrok przeniósł na Pierre'a, jakby dając mu znak, że pora komnatę opuścić.
Pierre zawahał się na ułamek sekundy. To była najtrudniejsza chwila. Coś, czego nie przewidzieli wcześniej i co na ich losach mogło zaważyć. Wszystko zależało teraz od Tess. Jedno jej słowo... Ale nie mógł jej nic narzucać.

- Tak, ojcze - odpowiedział na nieme polecenie i ku drzwiom powoli ruszył.

Grzechy... Słabości... O czymże ten człowiek mówił? Czy nie rozumiał co się z nią dzieje? Nie, jakże, wszak się nie znali. Co robić... Pierre do wyjścia kroki zwrócił. Zostanie sama. Dobrze to czy źle? Spowiedź... Tak, spowiedź... Jak jednak cokolwiek rzec ma temu klesze...?! Co zrobić?

- Pierre... - Wyszeptała nagle w jego stronę się zwracając. - Ja...

Lecz więcej już rzec nie zdołała. Zemdlała.

Pierre w ułamku chwili znalazł się przy Tess, zanim Alojzy ręce swe do dziewczyny wyciągnąć zdążył.
Przyklęknął przy leżącej i położył jej głowę na swoich kolanach.

- Pomóż mi, ojcze - powiedział.

Alojzy, który krok w stronę drzwi ukradkiem zrobił, wzdrygnął się nagle i zawrócił.

- Ja się na cuceniu panienek młodych nie znam - powiedział.

Pierre też się nie znał zbyt dobrze. Sole trzeźwiące... których nie miał. Kubełek wody... z który Tess by go zabiła po otwarciu oczu. Gorset rozsznurować... na oczach Alojzego? Nie będzie obcemu mężczyźnie gołych piersi Tess pokazywać. Ani, tym bardziej, księdzu myśli gorszących nasuwać.

- Tess? Kochana? - Delikatnie poklepał Tess po twarzy. - Co się stało? Otwórz oczy...

- Ojcze - zwrócił się do Alojzego. - Podajcie mi proszę wino...

Dzbanek z winem stał w kącie pokoju. Pierre, choć uwagę na Tess skupił, i Alojzego bacznie obserwował, czy głupoty jakiejś nie uczyni.

- Tess - wyszeptał cicho do ucha dziewczyny. Tak, żeby proboszcz słowa nie słyszał. - Wszak cię nie zmuszę do ślubu, jeśli nie chcesz...

Głos jego jakby zza zasłony dochodził. Zasłony myśli i strachów. Gdyby tak mieli czasu więcej. Gdyby nie dziś, nie tak nagle... Zganiła się w myślach. Wszak gdyby wcześniej wiedziała, najpewniej tchórzem podszyta, znikła by mu sprzed oczu, nim by się obejrzał. Czy taka jesteś Tess? Czy taka jest moc twego uczucia? Czy dla własnej wygody poświęcić jesteś gotowa szczęście swoje i tego, który cię pokochał? Oj, Tess, Tess....

- Pierre... Boję się...

Wyszeptała wtulając twarz w pierś jego.

- Chcę, ale się boję... Głupia... Samolubna... Tchórzliwa...

Wymieniać poczęła wszelkie wady na jakie nazwę zdołała z otchłani pamięci przywołać.

- Chcę! Do diaska! Bądź pewny że będziesz tej decyzji jeszcze żałował.

Prychnęła na koniec i gniewne spojrzenie na księdza zwróciła.

- Grzechów nie mam mości ojcze poza tym, który się miłością zowie i za który wkrótce mnie pokuta czeka więc czasu nie marnujmy. Jego kolej.

- Dziecko kochane... - na twarzy Alojzego wyraz zgorszenia się pojawił. - Wszak nie można w gniewie takim grzechów wyznawać. A miłość grzechem nie jest, chyba że czyny grzeszne jej towarzyszą. A z tych osobno wyspowiadać się trzeba. Niektóre z nich Kościół, Matka nasza, za ciężkie uważa, to ilość ich podać trzeba, jak i okoliczności. I żal za nie wzbudzić, jak też poprawę obiecać.

- Żadnych takowych czynów nie pamiętam, księże, które by grzesznymi zwać można. Ostatnie zaś na spowiedzi swej wyznałam księdzu, który na odpoczynek się zatrzymał w tej samej co i my gospodzie.

Kłamała w żywe oczy za co pewna była, że kara czekać ją będzie. Wolała jednakże z grzechami ślub ten brać, niźli najcięższy nawet człowiekowi temu wyznać.

Twarz Pierre'a na moment zamieniła się w kamienną maskę. Ślub, z grzechem na sumieniu wzięty, przed ludźmi może był i ważny, ale nie przed Bogiem. A i unieważnić go można było.
Zatem nie chciała ślubu brać.

Alojzy w Tess się wpatrując głową pokręcił.

- Oddal się na chwilę, dziecko - zwrócił się do niej. - Z przyszłym twym małżonkiem porozmawiać muszę. A gdy skończę, zawołam cię i pokutę wyznaczę.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-12-2009, 09:36   #54
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Tess, acz niechętnie, Alojzego posłuchała. Nie chciała zostawiać Pierra nawet na chwilę. Dziwne bowiem wrażenie ją ogarnęło, krzyczące w panice, że gdy teraz wyjdzie to nie ujrzy go więcej. Cóż jednak zrobić miała gdy ukochany jej najwyraźniej z wszelkich sekretów wyspowiadać się chciał temu człekowi co to niby sługą Bożym miał być. Taki z niego sługa jak z niej zakonnica. Dlaczego więc Pierre, wiedząc o tym wszystkim, na spowiedź ot tak się godził? Wszak... Tak, wiedziała. Możliwym było że i rozumiała fakt nieważności ślubu tego w oczach Boga, gdyby z grzechami na sumieniu przystąpili. Nie sądziła jednak by kochanek jej, aż takim religijnym był mężczyzną. Widać za słabo się jeszcze znali. Może za szybko wiązali? Cóż on o niej tak właściwie wiedział prócz wyglądu jej nagiego ciała nocą? Cóż wiedział o rodzinie, miłościach, namiętnościach... Cóż wiedział o tym wszystkim co w duszy jej się działo? Wszak czas ich na drodze lub igraszkach, umykał. Kochała go. Wszak wątpliwości tejże natury być nie mogło. On ją kochał. Tu wciąż iskra maleńka się tliła i swoje skromne "ale" od czasu do czasu wtrącała, tyczące się nie tyle szczerości co trwałości tego uczucia. O rękę jednak poprosił... Tak jakby... Na ślub zdecydowany... Raczej...
Niespokojny rytm kroków ciszę korytarza uparcie mącił gdy panna, wciąż panna, tam i z powrotem drogę pokonywała.
Dlaczego się spowiada?! Dlaczego tutaj? Dlaczego teraz? Dlaczego u niego? Czy nie mógłby mu na teraz taki ślub wystarczyć? Wszak później mogli drugi, pełny wziąć w Paryżu. Z kwiatami, suknią, muzyką... Może by nawet matkę i ojca sprowadzić było można, co by jej całkiem z rodziny nie wyklęli. Czy nie było by pięknie? Teraz by mu przyrzekła by pewność co do niej miał. By mu pokazać że szczera jest jej miłość. By wiedział... Później mogli się prawami Boskimi przejmować. Wszak skoro do tej pory gniew Jego ich nie sięgnął...

- Co czynić? Cóż mam czynić? - Stanęła i szeptać poczęła niczym w modlitwie. Trafiło się akurat że obok miejsca w którym słowa te ledwo słyszalne z ust jej spłynęły, stała figurka Dziewicy. Tess uniosła głowę, a gdy spojrzenie jej padło na postać tą w kamieniu przez mistrza wykutą, zaklęła gniewnie.

- Głupia ty! Jak to co masz czynić do diabła?! Mazgaj! Słabeusz! Wstyd doprawdy... Czas masz i tracisz go na niemądre pytania. Obrączki byś zdobyła bo on pewnie o szczególe tym nie pomyślał. Chcesz być jego, dziewko.. Postarałabyś się, do czorta, by dumnym był z ciebie zamiast wiecznie się zastanawiać.. Diabli...


Rozejrzała się wokoło w poszukiwaniu czegoś z czego pierścienie zrobić by można. W wazonie kwiaty jakieś były ale co jej po nich? Uschną jak tylko pierwsze lepsze słowo z ust tego klechy usłyszą o sumieniu i grzechach. Cud prawdziwy że jeszcze tego nie zrobiły. Co jednak jeżeli nie kwiaty...? Myśl, na Boga.. Myśl... Co takiego miała co role obrączki zastąpić mogło? Dłoń do szyi powędrowała. To jedynie, lecz czy się godzi...

- Co mi tam, najwyżej odrzuci... - Mruknęła rozwiązując rzemyk i ozdobę w dłoni chowając.

Pierre przez moment bardziej rozmyślał o Tess, niż o spowiedzi, do której miał przystąpić. Po chwili jednak spojrzał na proboszcza i powiedział:
- Grzechy moje wielkie nie są, ojcze. Mam taką przynajmniej nadzieję. Z uczucia wszystkie płyną, a popełnione zostały tylko dlatego, że dotąd ślubu mieć nie mogliśmy. Wytłumaczenie to żadne, wiem... Ale w grzechu żyć, gdy Bóg pobłogosławić by mógł nasz związek... Tego nie chcę. Dlatego o rozgrzeszenie i ślub ten proszę.

Problem mógłby być, gdyby o żal za grzechy chodziło, bo chwil z Tess spędzonych żałować nie mógł. Ale żałował, że żoną jego nie jest, a to niemal na to samo wychodziło.


Wreszcie wołanie zza drzwi się rozległo, na co z coraz większa niecierpliwością czekała. Wchodząc głowę pochyliła i na swego przyszłego męża ni raz nie spoglądając miejsce przy nim zajęła.

Alojzy spojrzał na stojącą przed nim parę.
- Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że małżeństwo to nie tylko wspólne wspieranie się, zażywanie cielesnych przyjemności, ale i posiadanie dzieci? Czy jesteście gotowi na wypełnianie woli Pana, który powiedział "Mnóżcie się..."?

Tess głośno wciągnęła powietrze. Dzieci? Znaczy... Wiedziała że w końcu się pojawią i w ogóle, jednak gdy słowa te z ust księdza padły ot tak sobie... Nie żeby samo staranie się o nie przyjemnym miało nie być... Dzieci?... Co jeżeli już im się udało? Co prawda szanse były raczej małe.. Dwa tygodnie to wszak nie tak długi okres czasu... Dzieci?! No dobrze...
Zerknęła ukradkiem w stronę Pierra jego reakcję na słowa proboszcza próbując uchwycić. Wszak nie mówili o tym jeszcze.. O niczym nie mówili..

- Tak - odparł prawie natychmiast Pierre. Wizja Tess, noszącej pod sercem ich dziecko, wydała mu się zdecydowanie przyjemna... Miniaturka Tess... - Tak - powtórzył.

Zatem dobrze... Raczej... Na chwilę obecną.

- Tak. - Powtórzyła za nim.

Pierre odetchnął z ulgą. Jednak nie mógł być pewny, że do ślubu dojdzie, dopóki Tess nie powtórzy tego 'Tak' po kolejnym, nieco inaczej brzmiącym pytaniu.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 23-12-2009, 08:06   #55
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wreszcie Alozy skończył ich wypytywać. Przezacny proboszcz doszedł do wniosku, że są gotowi do ślubu. Ale miał jeszcze coś do powiedzenia...

- Zanim ślubu wam udzielę, musimy porozmawiać... - zaczął Alojzy.

- O opłacie za ślub, ojcze? - spytał Pierre, do sakiewki sięgając. - To nie jest z funduszy, które nam Francois wręczył - wyjaśnił.

Sakiewka zbyt pękata nie była, ale na ślub skromny starczyć powinno. W razie konieczności, wbrew zapewnieniom, które udzielił przed chwilą, miał pieniądze od sierżanta. Ten ślub akurat w skład misji wchodził. W pewnej mierze.

- ...o obrączkach - dokończył proboszcz. - A to... - głową w stronę sakiewki skinął. - To, co łaska - powiedział.
- Nie masz obrączek? - spytał, widząc minę Pierre'a.

Pierre pokręcił głową.

- Ja.. - zaczęła Tess i zamilkła. - My nie zdążyliśmy, księże proboszczu, zadbać o taki drobiazg jak obrączki. Czy możliwym jest by zastąpić je czymś innym, lub może ma ksiądz rade na taka sytuację?

- Obrączka to obrączka... - Alojzy spojrzał na Tess z zaskoczeniem. - Metalowy krążek, który specjalnego znaczenia nabiera podczas uroczystości zaślubin. Może być srebrny, skromny...

- Czy zatem to być może? - zapytała otwierając dłoń w której spoczywało siedem srebrnych kółeczek o różnej wielkości i grubości. - Miały mi przynosić szczęście. Należały do dziadka...

- Zabobony - wymruczał pod nosem Alojzy. - Mogą być - powiedział głośniej. - Wybierzcie dwie, odpowiedniej wielkości.

Miała ochotę coś powiedzieć jednak wstrzymała się. Przynajmniej do czasu udzielenia im ślubu bo później postara się odpłacić mu za te słowa. Rozwiązanie rzemyka nie zajęło wiele czasu. Wysypawszy srebrne drobiazgi na dłoń, wysunęła ja w stronę Pierra.

- Ty pierwszy.

Wśród siedmiu krążków tylko jeden pasował na serdeczny palec prawej ręki - tam, gdzie powinna się znaleźć obrączka. Odłożył ją na stół, a potem wziął z dłoni Tess pozostałe kółka.

- Proszę - otworzył dłoń, by teraz ona mogła dokonać wyboru.

Miała znacznie drobniejsze palce niż Pierre, a i tak również dla niej tylko jeden był na miarę. Chwyciła go w dłoń i przez chwilę przyglądała się z zadumą. Więc to miał być symbol jej przynależności do tego mężczyzny. Uśmiechnęła się i dołączyła swoją do tej, którą sam wybrał.

Pierre podał jej pozostałe kółeczka.

Ostrożnie nawlekła je na rzemyk i ponownie zawiesiła go na szyi.

- Na szczęście... - oznajmiła na złość księdzu.

Grymas niezadowolenia, pokryty natychmiast średniej jakości uśmiechem, przemknął przez twarz proboszcza.

- Zapraszam was zatem, moje dzieci, do kościoła. Przed ołtarzem przysięgniecie Bogu miłość i wierność, a potem będziecie już mężem i żoną. Gdy wpiszę was do ksiąg, wasze małżeństwo stanie się faktem również przed ludźmi.
- Za ślub, moi kochani, nic od was nie wezmę - mówił dalej. - Natomiast wpis do ksiąg kosztuje cztery ludwiki, po dwa od osoby. Gdybyście chcieli wypis z księgi, by swojemu proboszczowi okazać... kosztować to będzie dwa ludwiki.

Pierre, bez mrugnięcia okiem, wysypał z sakiewki pieniądze i położył na stole większą nawet kwotę.


Po drodze do kościoła Alojzy rozglądał się, jakby chciał kogoś wypatrzyć.
Pewnie dziwił się, że jego ludzie, miast tkwić na posterunku, poszli nie wiadomo dokąd, zostawiając go sam na sam z parą zakochanych szaleńców.

- Wejdźmy przez zakrystię - powiedział.

Tess weszła pierwsza, Alojzy i Pierre za nią.
Zanim jednak proboszcz do ślubu zaczął się szykować, rozłożył na stole opasłą księgę, wyciągnął pióro i inkaust i zaczął powolne wpisywanie danych.

- Maria... Teresa... de Villanowa... córka... urodzona...

Wreszcie informacje o młodej parze zostały wpisane.
Tess przeszła do kościoła. Pierre, który pozostał z Alojzym pod pozorem pomagania mu przy przebieraniu się, wszedł do kościoła wraz z Alojzym. Nim jednak podszedł do Tess położył na ołtarzu zabrane wcześniej obrączki.
A potem ustawił przed ołtarzem dwa klęczniki...



- Tak! - powiedział Pierre, potwierdzając słowa przysięgi.

- Czy ty, Mario Tereso de Villanowa bierzesz...

Gdy doszło do słów o posłuszeństwie Tess wzdrygnęła się.

- Tak! - powiedziała jednak ze zdecydowaniem, gdy Alojzy zakończył tradycyjną formułkę.

Tak... powtórzyła w myślach.
Lśniący krążek na jej palcu potwierdzał że od teraz byli mężem i żoną. Była jego..

- .. Dopóki śmierć was nie rozłączy...

Słowa proboszcza przemknęły gdzieś obok. Nie mogła oderwać wzroku od serdecznego palca prawej dłoni.

- Czy to się naprawdę stało? - zapytała cicho unosząc jednocześnie głowę by spojrzeć na Pierre'a. - Jesteśmy mężem i żoną?

- Tak, kochana - odparł, przytulając ją na moment do siebie. Nie pocałował jej. Miał świadomość, że krótki, tradycyjny pocałunek przedłużyłby się zdecydowanie ponad miarę. I ponad cierpliwość Alojzego.

Wtuliła się mocniej, a gdy chwila tej pieszczoty przeminęła wyszeptała z czułością.

- Cieszę się. - Po czym z diabelskim uśmieszkiem zapytała. - Co powiesz na pieczeń z okazji naszych zaślubin?

- Jak tylko dokończymy wszystkie niezbędne formalności, kochana moja - odparł.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-01-2010, 22:07   #56
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Ktoś biegły w piórze powiedział kiedyś, że różnica między Bogiem a historykami polega głównie na tym, że Bóg nie może zmieniać przeszłości.***

Zawsze, kiedy o tym myślę, zaczynam się zastanawiać nad tym, czym jest każde nowo-powstałe dzieło. Próbą walki z Bogiem, a może misją, którą On pozostawił pisarzowi? Takoż i mnie przyszło dokonać wyboru.

*

Siedemnasty nie mógł postąpić inaczej, jak odkryć swoje karty. Cecille nie była w stanie mu odmówić, gdyż stanowił dla niej zbyt trudną zagadkę, potrzebowała wiedzy, a to wymagało poświecenia. Cóż mogło ją zaskoczyć, czy zbytnia otwartość, by nie powiedzieć bezczelna pewność siebie Xaviera, a może po prostu fakt, że takie było przeznaczenie, a ona stała się jednym z elementów owej wróżby losu.
Xavier prowadząc Cecille do „swej twierdzy” kątem oka spoglądał na młodą kobietę. Co go urzekło? Czy zwykłe banalne cechy urody, a może wyłącznie niewielki detal, którego wciąż szukał. Nie miał pewności, lecz z każdą chwilą obcowania w lesie z odważną damą obraz jej rozmywał się, im częściej spoglądał, tym czuł większy żar. A ów oślepiający ogień sprawiał, że czuł jej bliskość, nie tylko fizyczną, lecz wybiegającą ponadto. Czuł, że stanowią jedność, że ona jedyna mogłaby stać się nim. Samotność, której dotychczas nie żałował, stawała się obca, a Siedemnasty czuł, że każdy moment sprawia, że Cecylia staje się mu bliższa, by za chwilę osiągnąć mieli prawie jedność. Jak siostra, a może kochanka? Jakim więc pragnieniem odczuwał dotychczas brak jej osoby, uczuciem zrozumienia łączącym umysł z sercem czy może pożądaniem zalegającym w ciele mężczyzny. A może wykraczając przeciwko Bogu bluźniąc zażądać od losu by to nie Pierra była owa panna siostrą, lecz jego, a później obdarzyć ją miłością mężczyzny?
Póki co las zdawał się otwierać przed nimi swoje kolejne ścieżki by w końcu doprowadzić do niewielkiej polany, na której księżyc oświetlał zabudowania. Nic nie zakłócało ciszy. Nawet biedna Marie, która czuła, że potwór powrócił.

*

Przez pewien czas zastanawiałem się, gdzie popełniono błąd, jeśli tak to chyba tylko dlatego, że ludzi, którym zawdzięczamy ową opowieść można oskarżyć o zbytnią stronniczość.
Nie łatwą przecież rzeczą jest pokusić się o obiektywność, kiedy przed oczami mamy obraz siebie i chcemy być lepsi doskonalsi, krystaliczni.
Czy poniższa opowieść zbytnio nie uderzy w przypadkowego czytelnika z jednej strony stawiając takie wartości jak miłość, honor, z drugiej zaś niezrozumiałe okrucieństwo. Musiałem odpowiedzieć sobie na to bardzo szybko, bo tekst opowieści niebawem miał wyruszyć do druku.
Jako, że dotąd nie przedstawiłem się uczynię to teraz przyznając otwarcie, że osoba Pierre Dubois stanowi i tak tylko i wyłącznie pseudonim artystyczny. Artystyczny arystokratyczny, jakże łatwo się można pomylić, jak na ironię. Przybrałem go więc by pozostać z boku, nie do końca utożsamiony jako osoba spisująca losy mego rodu uwikłanego w okrutną intrygę rozgrywającą się w pięknym okresie.
Co gorsza zdałem sobie sprawę, że przedstawiając mych przodków w złotej epoce powinienem dokonać wyboru. Przedstawić ich jak Dumas lub zgoła odmiennie, lecz zgodnie z prawdą, jeśli ta w opowieści zasługuje na honorowe miejsce.

*

Kiedy wspomniana wcześniej dwójka bohaterów dotarła do celu swej wędrówki Franciszek powoli zamykał swe oczy. Nie czuł bólu umierając z przekłutym płucem. Krew przynosiła szybką śmierć, tak oczywistą naturalną, zgodną z tym, o co walczył przez całe swoje życie, a co mógł zaprzepaścić gdyby los nie stawił na jego drodze pełnego ideałów Pierra, a przede wszystkim odważnej Tess. Czy jedna łza nad grobem może stanowić o ostatecznym rozgrzeszeniu? Jeśli tak to umierający Francois zastanawiał się tylko czy na nią naprawdę zasłużył.

*

Nim zdecydowałem się na nierozważny krok wydania powieści skierowałem swoje kroki ku memu mistrzowi. Budowla, którą obrał jako miejsce swego zasłużonego odpoczynku znała wiele opowieści, sama będąc świadkiem wielu wydarzeń, o których świat nigdy nie usłyszał. To miejsce zawsze nadawało patosu wydobywającego się z każdego fragmentu jej murów. Nie było tu miejsca na kicz i to mnie pocieszało, napawało optymizmem.

*

Gdyby nie doświadczenie Raula z pewnością plan Armanda by się nie powiódł. Z drugiej zaś strony rozdzierający krzyk Filipa, kiedy zwłoki znajdujące się na wozie potoczyły się na ziemię, dodały upiorności większej niż najgorszy z nocnych koszmarów. Ochrona szlachcica, składająca się z drabów, w których więcej pozostało łotrostwa niźli honoru, pogubiła się. Pierwszy z nich doskoczył w stronę wozu starając się zrozumieć cel działania Armanda. Pozostała w obozie dwójka niepewnie zaś ruszyła w stronę muszkietera, który sięgnął po broń.
Raulowi pozostało dwóch przeciwników, a z tymi muszkieter miał szanse sobie poradzić.

*

- Chcesz być Bogiem – popatrzył jak zwykł to czynić okiem mentora – a może historykiem? - widząc moją wątpliwość uśmiechnął się dobrotliwie – życie jest sztuką dokonywania wyborów, lecz ty już wybrałeś – gestem powstrzymał mnie od komentarza - a ja, jak każdy dziadek jestem dumny ze swego wnuka.

*

Alojzy był zagubiony, w myślach przywoływał swoich ludzi, zamiast modlitwy, szukał logicznego, namacalnego rozwiązania. Co tutaj się działo? Jakże to plan doskonały zamienił się w koszmar. Czy śnił, spił się winem i teraz cierpiał katusze. Wystarczyło się obudzić, uszczypnąć, kubeł z wodą na głowę i to wszystko się skończy.
Lecz scena owa działa się naprawdę, a z każdą chwilą duchowny, zaczął szukać kolejnych możliwości. To przecież nie ty, to tobie nakazano. Ty tylko wiernie służyłeś, jak winien czynić pasterz – podpowiadał głos. - Ratuj swą skórę nim będzie za późno. Księdza nie skrzywdzą, nie w dniu tak ważnym dla obojga. Miotał się więc wewnętrznie i walczył. Strach osiągał kolejne poziomy szaleństwa, lecz nie widział wciąż żadnego znaku, żadnej furtki. Uciec? Dokąd? Dlaczego? Jak?

*

A potem? Potem rozmawialiśmy, były śmiech i łzy, a opowieść była tylko pretekstem do spotkania ze starszym mężczyzną. Odpowiedzią na to, czy warto było podjąć trud jej stworzenia. Kiedy odchodziłem z tamtego miejsca byłem pewny i szczęśliwy, a może przede wszystkim bezgranicznie zrozumiany, a czegoś więcej potrzebuje autor. Nie mniej jednak sugestie dziadka zachęciły mnie do poświęcenia kolejnych wieczorów, podczas których ponownie z zapałem rozwijałem i korygowałem opowieść. Przesunąłem rzecz jasna i termin druku, ale całe szczęście taką klauzulę zawarł w umowie mój agent.

*

Nim Xavier zaczął swą opowieść pozwolił Cecylii oswoić się z nowym miejscem. Jako gospodarz zadbać chciał o wszystko, miał czas, teraz zresztą każda chwila była czymś nowym. Jak odkrywca starał się poznać dziewczynę. Moja Cecille – powtarzał coraz mocniej w swych myślach. - Razem wszystko nabiera nowego wyrazu...

***Samuel Butler
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 04-01-2010 o 22:09.
Athos jest offline  
Stary 05-01-2010, 22:25   #57
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Szła za nim z bijącym strachem sercem. Zawrócili po jej konia, który o dziwo, napawając swą panią kolejnym spazmem niepewności, nie zaniepokoił się towarzystwem nieznajomego.

Ostatni raz przemknęło przez jej myśl pytanie, czy aby czyni słusznie. Nie widziała już polany i tego co się na niej dzieje. Bilans zysków i strat wydawał się łatwy do obliczenia. Raul i tak zginąć może z ręki pięciu, ona raczej przeszkodą niż pomocą mu będzie. Nieznajomy wiedział dużo, niepokojąco dużo, lecz gdyby chciał, mógł był ją zabić dawno.

Poszła więc w mrok za mężczyzną, którego nie znała, łamiąc wszelkie zasady wpajane jej przez matkę i wielebnego Antoine'a.

Wędrówka trwała niezbyt długo, jednak zauważyła, że mogłaby być skróconą. Mężczyzna nie spieszył się, jechał wolnym tempem, przesadnie mitrężył czas na prowadzenie konia wśród kniei.

Oddech jej przyspieszył, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze rumieniec, który wypełznął na twarz gdy ujrzała w świetle zapalanych świec jego spojrzenie. Za wszelką cenę próbując ukryć zmieszanie, jęła rozglądać się po pomieszczeniu.

Stara szopa z zewnątrz, w środku można by rzec : zadbana. Dwa łoża. Jedno posłane równo, widać używane, drugie raczej zaniedbane. Stół pełen kart zapisanych, poskładanych w wyraźnie określonym porządku, kielich wina i drewniany kubek. Któż tu mieszkał? Ilu? Nie widziała w okolicy żadnych śladów kopyt, ani tym bardziej wozu...

A jednak wiedział o Marie, znał zapewne tych mężczyzn spod krzyża. Kim był? Jaką rolę odgrywał? I przede wszystkim : jaką rolę jej wyznaczył w tym spektaklu?

Drgnęła na widok licznie rozwieszonej broni po drewnianych ścianach. Zbyt dużo, nie w takim miejscu, dziwnie...

Nagle zdała sobie sprawę, że towarzyszy jej wytrwale jakiś dźwięk. Monotonny, dźwięczny, wręcz przyjemny.

Potrząsnęła głową, odnajdując źródło. To on do niej mówił. Wciąż. Cały czas.

Marie może zostać uratowana.

Absurdalna myśl zakwitła w jej głowie. Zaczęła rozglądać się po podłodze, szukając ukrytego włazu do piwnicy.

Czuła na sobie jego wzrok. Podniosła oczy, by znowu spotkać to przerażające w swym wyrazie spojrzenie.
- Po cóż mnie tu sprowadziłeś? Jak to ma pomóc dziewczynie i Raulowi?

Wciąż te budzące niepokój oczy.

- Jeśli myślisz, że... - Wyjęła sztylet i przyłożyła go do swej piersi – uda ci się mnie tknąć, to zapewniam cię, że pierwej zginę, niż twoja chuć zostanie zaspokojona!
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 05-01-2010, 22:58   #58
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Ogromną sztuką by nie rzec zbyt dużą wiarą we własną nieomylność kierują się mężczyźni starający się wiernie oddać postać kobiety. Mnie osobiście zawsze w duże zakłopotanie wprawiał fakt oceny zachowań płci pięknej. Jaka mogła być Cecylia, nie byłem przecież świadkiem jej rozmów, nie towarzyszyłem nigdy w jej podróżach, a w swym dziele musiałem najdokładniej oddać każdy detal, taki przecież miałem zamysł. Kiedy sięgałem po telefon wiedziałem, że Madelaine idealnie zrozumie jej istotę, głębie przeżyć, urok i intelekt. W końcu zawsze ceniłem w niej coś więcej.
Kiedy patrzyła w me oczy, czy starała się dostrzec w nich, o zgrozo, to, co mogła zobaczyć Cecylia tamtego wieczoru samotna z Siedemnastym, a może spodobał jej się sam pomysł uczestnictwa w czymś nowym. Siedząc na dywanie sięgnęła po wino skurczyła swe zgrabne nogi i zaryzykowała.

*

- Zbyt dużym zaufaniem obdarzasz mnie Cecylio – uśmiechnął się zakrywają grymas, który niewątpliwie zagościłby na jego twarzy. - Poświęcając swe życie dla sprawy, bo w końcu dla niej tu jesteś co zyskasz? Jakimże łotrem byłbym, godnym Raula – czy zadrżała słysząc to imię – zmuszając Cię do ofiary. Czyż nie obiecałem ci zdradzić me tajemnice , czy nie obiecałem nagrody, a może wszystko jest dla Ciebie mżonką,- zastanowił się, a szczery lecz niepokojący w owej sytuacji uśmiech zagościł ponownie na jego twarzy - a może o coś innego chodzi? Może właśnie goszcząc Cię tutaj wybrałem właściwie? Zemsta, w niej jest klucz. Tak jak w każdym z nas drzemie zło, każdy z nas skrywa swe sekrety, a ja dzisiejszej nocy pragnę się obnażyć przed Tobą. Odkryć tajemnicę skrywaną, niezrozumiałą dla Twego rodu do dzisiejszej nocy. Wybrałem Cię byś była Pierwszą i nie ukrywam, że wielki to zaszczyt. - to mówiąc zbliżył się do Niej przykucnął i sięgnął ręką powoli delikatnie w stronę sztyletu.
 
Athos jest offline  
Stary 06-01-2010, 21:45   #59
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
O jakim zaufaniu on mówił? Czy chodziło mu o to, że z nim poszła? Tak otwarcie kpiłby z jej zachowania? Z tego, że postawiła wszystko na jedną kartę? Nagrodą miało być wyjawienie jego tajemnic czy może pomoc w odnalezieniu Marie? A co z Raulem? Przecież każda chwila zmitrężona na czczych rozmowach oddalała możliwość uratowania go.

Kiedy wyciągnął dłoń w jej kierunku, cofnęła się o krok. Popatrzyła mu w oczy i poczuła to, czego cały czas się bała. Fascynował ją. Ta pewność siebie, nonszalancja, pycha okraszona nienagannością manier i, co więcej, aparycja, która nie tylko przyciąga wzrok, ale i duszę. Chyba tak zawsze wyobrażała sobie szatana. Ktoś, kto jest doszczętnie zły, lecz to zło przedstawia w takiej formie, że nie sposób nie ulec urzeczeniu. Zło w najczystszej postaci musi mieć otoczkę piękna.

Schowała sztylet za pas. Cofnęła się o kolejny krok.

- Dla mnie dwie sprawy są najważniejsze. Uratowanie Raula i ... - odwróciła wzrok i zastanowiła się. Szczerość wypłynęła z jej ust mimowolnie – ... Nie, nieprawda. Nie dwie. Marie tak naprawdę nic mnie nie obchodzi, nie znam jej, nie widzę powodu, by narażać swe życie dla jakiejś pannicy.

Miała wrażenie, że tego się właśnie spodziewał, że odgadywał w lot każdą jej myśl, że znał ją zbyt dobrze. A jednak spojrzała mu znowu w oczy i kontynuowała:
- Skoro jednak mogę uratować dwa istnienia, chcę tego i czekam twych warunków. Nie ćwicz mej niecierpliwości, bo jest nazbyt wielka i krucha w swych okowach.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 06-01-2010, 22:37   #60
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Młody żołnierz próbował biec lecz rana otumaniła już jego zmysły. Ból i krew sprawiły, że ostatnia jego droga stała się męką. Co kilka chwil przewracał się, lecz resztki świadomości podpowiadały mu, że jest już coraz bliżej celu. Plebania majaczyła gdzieś w oddali tak blisko lecz i tak daleko. Francois nie żyje, jak to się stało, że tych dwójka znalazła się i rozpoczęło się piekło. Piekło czy takie właśnie jest ono? Ale jeszcze kilka kroków i będzie bezpieczny. Kościół otoczy go swoją opieką. Dostrzegł cmentarz obok kościoła i to przeraziło go ponownie dodając dodatkowych sił. Nie umrę – myślał – jestem zbyt młody. Nie odwracał wzroku, nie bał się, że podążają za nim, lecz bał się widoku czerwieni na śniegu, która wyznaczała jego drogę. Coraz bliżej i bliżej, zaraz spotka Alojzego. Czemu nie ma jego ludzi? Czy to już koniec. Jeszcze schody pokonać je i być wolnym, bezpiecznym, szczęśliwym. Ręka sięgnęła ku drzwiom, a ciało osunęło się bezwładnie by opaść na zimną posadzkę przedsionka. Zamknął oczy, słyszał głosy. Obce, czy to piekło?

*

Obaj przybysze rozpoczęli poszukiwania. Wszystko wydawało się zostawione w pośpiechu.
- Stary dureń ostrzegł ich! - wskazał w stronę leżącej na ziemi martwej postaci.
- Nie uciekli, zostawili wszystko. - kolejne rzeczy rozrzucono po podłodze.
- Widziałeś łóżko jeszcze ciepłe. Gzili się do końca – uśmiech zagościł na twarzy brodacza - ostatni raz?
- Ostatni, przynajmniej będą mieli co wspominać. - młodszy ruszył w stronę wyjścia.

*

Wspomniano o Marie. Ktoś rozmawiał o niej, tak blisko, lecz znowu stanowiła mało istotny element całości. Nikt nie poświęci się dla niej, jest jak malutkie ziarenko, a jej cierpienie nic nie zmieni. Może jednak warto spróbować. Jedno słowo, cichutko, a po niej następne już głośniej, błagalnie. Cóż, że szloch zagłusza wszystko, jak deszcz. Może usłyszą.
Jeszcze jedno głośne: Je te supplie. A potem strach czy ujrzy znowu jego postać, a może ratunek. Nadzieja, a po niej rozpacz, tak było dotychczas.

Cecille kończąc swą kwestię usłyszała to. Ciche łkanie i owe błaganie zaledwie kilka metrów od niej. Tylko drzwi dzielące ją od owej istoty. Xavier usłyszał to, zresztą zakładał, że prędzej czy później to nastąpi. Zareagował więc tylko odsuwając się. Teraz Cecille patrzyła prosto w stronę drzwi, za nimi była pierwsza odpowiedź.
- Oto i pierwsza z obietnic, by uwiarygodnić me czyny kochana Cecylio. – Wyczuwając moment wahania, ułamek sekundy, w której zaskoczenie musiało wziąć górę na młodą kobietą dodał – Ona nie musi Cię obchodzić, lecz jest Twoja, to mój dar Wspólniczko.
 
Athos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172