Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-09-2011, 17:23   #71
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Lorraine Girard nie mogła być zadowolona całkowicie ze swego dzieła. Świetlista barwa może była świetlistą – w wyobrażeniach dziewczyny. Zloty, nawet słyszący się kolor nie miał za grosz światłości. Wymalowane przez nią miecze były niesamowite – piękne, wyważone, z odpowiednim ciężarem aby impet ciąć wrogów lecz również na tyle zgrabne aby zadać precyzyjne sztyly. Powietrze przecinały aż miło. Tylko nie było w nich za grosz światła.
Kostur. Z nim poszło trochę lepiej. Okazało się, że to nie tylko alchemia metafizyki, łączenia ognia z wodą, światła w zbiorniki – lecz emocja kora wprawia wszechświat w ruch była pierwszą przyczyną kreacji, genezą. Albo tylko fundamentem dziewczyny. Dopiero ogromna motywacja nadała serca całunu przedsięwzięciu, światło popłynęło zwartymi rzekami, a farba – przez moment wydawało się, że świeci. Tylko moment.
Ostatecznie otrzymała kostur który skrzył się podczas uderzeń i ocierań o metal, lecz to był tylko efekt niestabilnej energii która się w nim znajdowała i z każda chwila szukała ujścią. Złote światło nie chciało być w taki sposób uwięzione, malarka wiedziała, że uprzedzenia uda się jej użyć tylko raz – i to nie w słonecznym błysku, a raczej wybuchu nieskrępowanej energii, zarówno tej światła, jak i emocji.

***

Mniszce dane było obserwować namiot Izraela. Chociaż samego Izraela nie widziała (acz niebawem miało się to zmienić), to dane jej było obserwować wchodzących i wychodzących z namiotu buntowników. Wielu wyglądało po prostu zwyczajnie i chyba przychodzili do przywódcy w lichych sprawach wobec braku jakiegokolwiek sądu czy administracji w obozowisku. Drugą grupę tworzyli posłańcy – ich łatwo można było poznać po dość nieświeżym zapachu, butów oblepianych błotem oraz ogólnym pośpiechem. Posłańcy zwykle albo przekazywali papiery albo krótkie, enigmatyczne spostrzeżenia swym zdyszanym głosem. „Złapano Agenta...”, „Jutro przerzut”, „J. Prosi o wsparcie” i wiele innych, podobnych słów.
Wreszcie trzecią grupę, zdecydowanie najciekawszą. Byli to jegomoście wyglądający jak gwardziści lub też generałowie. Co prawda tylko kilku widziała w lekkich zbrojach, to wszyscy mieli miecze u pasa na znak statusu orz zdobny, prawy naramiennik. Podobno tutaj miało nie być podziałów? Przybywali zwykle grupa, rozmowy wiedli długie i nudne z Izreaelem. I prawdę mówiąc tylko jeden miał aparycje starego generała, reszta wyglądało po prostu jak szerocy w barkach wojacy którzy dorwali się wyższego stanowiska.

***

Tłum szalał. Wielka, bezkształtna masa targana barwnymi emocjami reagował ruchem, dźwiękiem nie przypominającym za grosz mowy. Wiwatowali, popadali w ekstazę, wykrzykiwali hasła o wolności, padali na kolana. Kobiety płakały wpatrzone w niego, mężczyźni z zaciętą twarzą podziwu obreperowali, potem krzyczeli i obserwowali na przemian ciągle chłonąc jego słowa które były niczym woda na młyn trybów rewolucji. Na zabłoconym placu zebrali się chyba wszyscy. Brigid łatwiej było zauważyć zbiegowisko z powodu bliskości namiotu Izreaela. Kristberg oraz Lorraine przybyli tutaj za sprawką Onezyma któremu widocznie przeszła obraza, do tego nasłuchali się tysiąca zachwytów z jego ust na temat budowy domu jak i magii barw. Rewolucjonista promieniował zachwycam i podnieceniem przed mową przywódcy. Cała trójka znajdowała się trochę na uboczu, z dala od tego wiru. Wiru ludzkich ciał, głosów i myśli podporządkowanym jednemu. Kiedy dobywał dłoni w geście zwycięstwa tłum ogarniała ekstaza, orgiastyczna atmosfera kłębiła się w postaci ostrego zapachu ludzkiego potu. Gdy krzyczał, niekurzy chowali głów, głosem silnym, mocnym. Wydawał się na placu nie jako człowiek, lecz jako pomnik wyrzeźbiony w materii nieba na którego granatowym tle jawiła się jego postać na mównicy. Nie jako człowiek, jako bóstwo uwielbione gdzie tłum był gliną w jego rękach. Dla jednego słowa w ekstazie ludzie bliżsi mównicy niczym zwierzęta gotowi byli się rzucić sobie do gardeł , gdy mówił drugie kobiety gotowe zrzucić z siebie ubrania co też czyniły. Jeden wielki skrzek tłumu stanowiąc tło, niczym wielkiego solisty, dyrygenta orkiestry, każdy gest wydobywał innego tonu – tonu gniewnej czerwieni, przechodzącej w rozmarzony seledyn, miłosny róż, biel, czerń, tęcza mieniła się w tłumie i na twarzach ludzi wraz z wypitymi litrami alkoholu, a i pewnie innymi używkami. Hołota. Mówił wiele lez prosto, tak, że każdy go zrozumiał. Lecz wędrowcy mogli wyłowić o wile gładsza treść. Krzyczał o niechybnym zwycięstwie, o zrzuceniu z tronów wszystkich nieśmiertelnych. Uważał, że dobro płynie tylko ze stanu absolutnej wolności – że nieśmiertelni i wszystkie źródła światła, ciemności czy czegokolwiek innego to ułuda. Trzeba je zniszczyć – krzyknął porywając do wiwatu upitych drwali którzy jeszcze przed godzinami wyrąbywali kolejne płaty lasu. Malarce robiło się niedobrze. Kristberg bacznie nastawi uszu. Ich znajomy z buntowników zniknął w tłumie.
Mowa trwała dalej. Mówcy czyli – co oczywiste, Izreael – posiadał rysy nadczłowieka pomimo dość młodego wieku prezentował się mężnie i dostojnie. Ubrany w krwistoczerwone szaty jakiegoś pseudo-kapłana (wszak w jego mowie pojawiły się informacje o świątyni wolności), posiadał szerokie barki, lekki, nie ma dziewiczy zarost kontrastował z zaciętym wyrazem twarzy, jej władczych rysach i bystrym spojrzeniem ciemnych oczu. Był wysoki lecz podczas mowy wydawał się olbrzymem, długie włosy spięte w kok robiły miejsce żelaznej koronie która miast zębów, posiadała figurki różnych postaci.

-Podobno macie załatwić mu kontakt z Judaszem... Chyba was rozerwana strzępy jak dowiedzą się dla kogo pracujesz. Tak, rozerwą ci paniusie... Wiesz co, wiesz, że ja mogę teraz sam wejść? Może zostawimy po sobie kilka bachorów, co?

Cień zakpił do ucha drwala jadowicie. Przemówienie miało się ku końcowi. Tłum gasł, z entuzjazm zmieniał się w depresje, niczym masowy narkoman odstawiony od swej używki. Miejsce mości zajmowała gorycz, miejsce furii sprawiedliwość gniewu – prostacka agresja. Tłum się rozchodzi rozpędzał w żalu za swą osobą władcą-używką. Najgorsze gnidy wyszły na powierzchnie – gnidy ludzkich dusz.
Kristberg omal nie odwinął się z pieści (co się z nim dzieje?) gdy ktoś dotknął go w ramię. Dwóch wielkich wojowników z podobnych szatach co Izrael tylko barwy o wiele bardziej wyjętej z koloru – jak większość ludzi, szarej masy – tylko Izrael mógł być kawy na szarym tle – z głupawym uśmiechem odezwało się.

-Pan Kristberg i Pani Lorraine? Prosimy znaleźć waszą towarzyszkę. Izrael zaprasza na audiencję.

***

-Skąd pochodzicie?

Padło pytanie Izraela w jego namiocie. Prawdę mówiąc to ten namiot stanowił tylko coś w rodzaju biura. Przywódca buntowników stał z kielichem wina w dłoni, a oni przed nim niczym banda uczniaków. Pomiędzy nimi znajdował się stół zawalony mapami lasu oraz czujne spojrzenia dwóch strażników którzy ich tu przeprowadzili. Izrael był całkiem swobodny, lekko spocony po żywej gestykulacji i zmęczony lecz teraz jakby skarlał. Uprzednio dla malarki wręcz bił o niego moc aury która przelewał na tłum, teraz aurę a barwa ledwo się tliła niczym słaba świecie, a sam generał mówił spokojnie i bardzo monotonie.

-Słyszałem o ewakuacji z miasta. Co prawda nie uważam to za dobre posunięcie to jednak pojawienie się czarodziejek barw, a także... Złotego światła – to rzecz niebywała. Przybywacie w charakterze najemników czy też chcecie poświecić się sprawie?

Nie wiadomo czy to wino czy może nastrój lecz na jego twarzy pojawił się cierpki uśmiech.

-Przybyliśmy rozbujać czaszki.

Kristberg spojrzał czyj głoś był aż tak podobny do jego własnego i kto... Dopiero po chwili, wraz z chichotem cienia przyszła samoświadomości, że tu jemu-nie-jemu wyrwały się takie słowa które przywódca buntowników odebrał bardzo pozytywnie. Na pergaminie mniszki pojawiła się kolejna notatka.

”Równość? Są mi braćmi w rewokacji lecz nie sami braćmi w geniuszu.”

Pod spodem wyrósł znak zapytania na koniu który galopował coraz szybciej.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 10-09-2011, 14:17   #72
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Post powstał wspólnym wysiłkiem Abishaia, Kritzo, Johana W. i Asenat

Israel miał to, czego Brigid zawsze pragnęła. Charyzmę. Posłuch u tłumu... On błyszczał, gdy ona ginęła w cieniach. Wykorzystywał to, żeby ów tłum popędzić do walki. "Można i tak..." Brigid nie powstrzymała się przed pogardliwym wzruszeniem ramion. Figurki na koronie. Mniszka żałowała, że nie przyjrzała się uważniej, i obiecała sobie, że zrobi to przy najbliższej okazji. Sama też miała figurki. Tyle że z inną myślą stworzone. Zabawki odgrywające mądre i śmieszne historie. Na sznurku oplatającym ją w talii, pod habitem kołysały się jak wisielcy Trzy Małe Świnki, Wilk, Król, Błazen i niedokończona Królewna. W brzuchu Błazna Brigid zaszyła włosy Judasza i obecnie pogratulowała sobie tej spowodowanej impulsem decyzji.

Posłaniec ją niepokoił. Była niemal pewna, że Israel ma ludzi w mieście, może nawet w pałacu. Wystarczy kilka słów, a zadyndają we troje na gałęzi czarnego drzewa, całkiem jak jej marionetki na sznurze, który jej służył za pasek. Do tego, na dobrą sprawę i posłaniec z miasta nie był potrzebny... Czyż sama nie powiedziała buntownikom, że pracują dla Iskarioty? Może teraz jeszcze nie powiedzieli, może im się to wspomnienie przykryło dramatyczną walką, śmiercią towarzyszy, niezwykłością magii Lory... ale prześpią się, wypoczną i przypomną sobie. I zaczną mówić.

Wtedy będzie za późno, a Brigid nie zamierzała do tego dopuścić.

- Mój krwiożerczy towarzysz zawsze znajdzie sobie jakąś rozrywkę w swoim stylu - oznajmiła lekkim tonem, chowając dłonie w rękawach. - Jestem przekonana, że w obecnych okolicznościach... nie będzie przeszkadzał. Pochodzimy z różnych krain miejsca, które nazywamy Ziemią. Chcielibyśmy tam wrócić.Tymczasem zaś zbiegliśmy ze służby Judasza Iskarioty. - zrelacjonowała już poważnie i grobowo, po czym zawisła pożądliwym spojrzeniem na kielichu wina w jego dłoni. Generał czy nie, szuja czy nie, ale mógłby nie trzymać gości o suchym pysku.

Drwal w przeciwieństwie do Brigid inaczej zintepretował całe przemówienie. I wynikiem owej interpretacji, była zacięta mina. Która na szczęście pasowała do ponurego najemnika "nurzającego swe ręce we krwi swych ofiar". W zasadzie to zarówno demagog, jak i słuchające tłumy go, przerażały Islandczyka. Bandycka tłuszcza prowadzona zgrabnymi słówkami despoty. Bajki o wolności nie przekonały Kristberga do Izraela. Drwal wątpiłby, ów przywódca wierzył w to co mówił słuchającym go prostaczkom. Bo nie wolność oferował, a anarchię okupiona krwią.
Kristberg nie chciał mieć nic wspólnego z tą rewolucją, Izraelem, czy Judaszem. Widział tylko jeden sposób na przywrócenie tu ładu i porządku. Uwolnienie dawnego władcy.
Niemniej podjął grę Brigid i dodał po mniszce.- Z Judaszem nie chcemy mieć nic wspólnego. Nie ufam mu, ni jego obietnicom.

Również w oczach Lorraine Izrael dobrze odgrywał swoją rolę. Ktoś musiał temu przewodzić. Nie ma równych, kogoś trzeba się słuchać, ktoś musi podejmować trudne decyzje. Nie była pewna czy robi to chętnie, czy upatruje w tym jakichś korzyści, czy może to rodzaj zemsty? Osobą rządną sprawiedliwości raczej nie jest, w tak splugawionym kraju pewnie wszystkie ideały uległy wypaczeniu. Trzeba cofnąć to, co spotkało ten kraj.

Izrael uśmiechnął się zadowolony. Na jego twarzy wymalował się obraz fascynacji, pewnego podziwu oraz zaciekawienia.

-Z tej ziemi? Niesamowite... Nieczęsto się widuje stamtąd wędrowców, cóż chociaż waż świat jest jednym z najważniejszych to zarazem najtrudniej dostępny. Tam musi być pięknie. Wybitna jednostka jest w stanie podjąć każdy wysiłek, rąk jej nie wiążą prawa nieśmiertelnych, a tylu innych ludzi które można strzaskać. Nie ma przeznaczenia, kary, winy, nieśmiertelności, bogów z imionami i bez, są tylko ludzie i ich wola... W wolnej chwili poproszę abyście mi opowiedzieli o waszym świecie. Mawia się, że każdy człowiek wraz z miejscem urodzenia dostaje jedną rzecz. U was podobno jest to możliwość uczynienia wszystkiego – reszta narodów musi o to walczyć, jak i my.

Izrael uśmiechnął się lekko zadowolony lecz uśmiech zadowolenia natychmiast zszedł gdy przywódca dostrzegł na którzyś któregoś z nich... Odrazę. I chyba niewiarę – sądząc po jego reakcji. Teraz zaczął szorstko.

-Judasz jest zausznikiem Nyks. Chociaż z tego co wiem to jest słowa dotrzymuje, problem to wymusić przysięgę. Ale jest tak samo jak reszta nieśmiertelnych – zły dla ludzi. Ile chcecie za wasze usługi i czego?

Strażnicy mu przytaknęli Malarka widziała że Izrael nie wierzy w te słowa.


Poprawiając lekkim ruchem głowy rudą pelerynę Lorraine spojrzała się na Izraela. Cała pełna wyniosłości, powagi i ideowości młodzieńczego wieku z pewną gracją zabrała głos.
- Nie myśl proszę, że pochodzimy z jakiejś kolorowej baśni. Jedyne czego mamy w nadmiarze, to wiedza, która to w naszych czasach jest łatwo dostępna. Życie, w którym panują bogowie, ale sprawiedliwi bogowie jest stabilne. To ludzkie potrzeby ich tworzą, są bardziej niezniszczalni niż władca, a może raczej, skoro są prawdziwi... przywołują ich do siebie. - Przez myśl Lorraine przebiegła myśl, czy faktycznie może nie być jakiegoś związku. Judasz pojawił się wtedy bo trzeba było, teraz też trzeba. Skoro tak i wtedy trzeba było komuś pomóc. Zausznikiem Nyks? Skąd on czerpie informacje?
Nieco przeciągając kilka pierwszych słów kontynuowała.
- Jakiś czas temu do waszego świata wtargnęło zło, nie wiemy dlaczego, ani jak było wcześniej, ale przynajmniej nie musieliście się ukrywać. Na temat przebiegu rewolucji wiem dość. - Zaznaczyła to ostro. - Wystarczy nam, że będziecie sprawiedliwi i nie zmienicie władzy strachu do bogów, w strach przed ludźmi. Tam skąd pochodzimy wszyscy pragną spokoju, tak jest i w tym przypadku - dużo więcej nie chcemy. Gdy nie ma szacunku do siebie nawzajem, czym różnimy się od tych, z którymi teraz walczycie. Ba! Możemy wam pomóc, bo kiedy u was mijały lata, u nas mijały wieki. Czy jest więc coś co moglibyście nam dać, a do czego magia, upór i doświadczenie nam nie wystarczą? Tak wygląda wolność, wy nas nie kupujecie, my chcemy wam dać, bo wierzymy że warto.- Z tą wiarą nie było najlepiej, ale jeśli im się nie uda zostaną na lodzie. Warto było wierzyć.

Drwal milczał. Słowa Paryżanki, tchnęły naiwnością tak słodką, że aż przesłodzoną. Były fałszywe w uszach Kristberga, równie fałszywe jak ci rewolucjoniści i ich idee. Nie czuł się tu dobrze. To nie było miejsce dla nich. Ten obóz był skażony ciemnością, na równi z miastem. Zwycięstwo Izraela nie przyniesie zmian. Jedynie personalne. A Kristberg całym sercem nie chcieć w tym udziału.
-Jeden tyran zastąpi drugiego. Czyż to nie urocze? Przeznaczono mam rolę Robespierre'a, Kristbergu. Ciekawe, czy mają tu gilotyny, może parę zbudujemy? W końcu to taki humanitarny wynalazek. Oszczędza cierpień skazańcom.- szeptał cień, po czym oderwał się od drwala, by przybliżyć się do Brigid.-Czynią tu cuda. Ponoć na ziemi był człek co zmieniał wodę w wino. Ten tutaj chce zmienić wino w krew, morze krwi. A pijaków już ma dookoła sporo...oj, tak. Poproś o kielich krwi ludu pracującego, zasmakuj w niej. W końcu chcesz pasożytować na nich, jak pijawka. A czyż pijawki nie lubią krwi?

- Pijawki nie są pasożytami. Używa się ich w medycynie. Paskudztwo w służbie człowieka, spróbuj może takiej roli, co?
- odpaliła Brigid cicho. - Cienie głosu nie mają. Jak już musisz coś powiedzieć, niech to będzie mądre. Spieprzaj, Koziołku - poradziła z wdziękiem.

-Każdy tyran służy swemu ludowi, pijąc jego krew. Każdy z nich żyje tym złudzeniem.- zachichotał cień i oddalił się ku kolejnemu celowi.

Cień przepłynął do Paryżanki, by sączyć jej do ucha słowa.- Poprowadź ich, stań się ich natchnieniem. Ich krwawą Joanną d'Arc. Nurzaj się w krwi swych wyznawców, poprowadź na barykady, poprowadź do zguby... to takie łatwe. Bądź ich mroczną świętą. W końcu jaka religia, tacy jej idole. Czyż nie?

Nawet się nie poruszyła, chociaż była trochę poirytowana. Nie umiałaby tak dyskretnie spławić pokraki jak Brygid. Napięta niczym struna znosiła ciosy ostrego niczym floret języka. Czy do wszystkiego potrafi się przyczepić? Skąd on się wziął? Gdyby mogli sami by wszystko zrobili, ale nawet nie wiedzą o co tu chodzi. Grrr... głupio by było uszkodzić cień Kristberga. Jak żyć bez cienia? Spojrzała tylko dyskretnie na Drwala - niech go od niej zabierze.

Borzojowi brakło jednak zimnej krwi, był w końcu psem. Rzucił kilka niskich akordów, a jego futro zjeżyło się na grzbiecie, uwalniając jeden płomyk w powietrze. Sączyć jad to jedno, a ryzykować życiem to drugie, cień więc się usunął. Lorraine pogłaskała uspokajająco magiczne zwierze.

Z ust mniszki wymknęło się zrezygnowane westchnienie. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek była taka jak Lora i uznała że nie, nigdy... To nie młodość i brak doświadczenia dochodziły do głosu, ale charakter małej Paryżanki. Uroczy w swej naiwności, i w obecnych okolicznościach przyrody - piekielnie niebezpieczny, tykający jak bomba.
- Jak to pięknie ujęła nasza kolorowa czarodziejka, chcemy wam pomóc. Jednakże, pomiędzy równymi sobie - i nie mam tu na myśli ... - niewypowiedziane słowo "dyskusyjnej" zawisło w przerwie na oddech niemal tak namacalnie jak krążący po namiocie Kristebergowy cień - ... równości wszystkich rewolucjonistów - zawsze istnieje wzajemność zasług i czynów. Co generał rewolucji może nam dać za nasze usługi? Aby zaoszczędzić twego cennego czasu nadmienię: tak, pochodzimy ze świata, w którym większość ludzi jest wolna. Żadne z nas nie urodziło się sługą, żadne z nas sługą stać się nie chce. Nie po to uciekałam od Judasza, by znów wsadzić łeb w kierat. Moi towarzysze mają własny rozum i własną wolę, mogą mówić sami za siebie. Ale ja pragnę wolności. Wolności od Judasza i jego kłamstw. Pewności, że gdy stąd odejdę, nie znajdzie mnie kiedyś i nie przypomni o moich rzekomych wobec niego powinnościach. Jeśli możesz mi to dać - masz mnie. Jeśli nie - szkoda twego i mego czasu. Jeszcze jedno ci rzeknę, nim umilknę - powtarzam, nie jestem sługą. Choć ustawiłeś mnie tu na baczność i trzymasz o suchym pysku w towarzystwie strażników, dalej stoję tu z własnej woli, nie z musu. Licząc, że ta różnica wreszcie zacznie bić cię po oczach. O twoich i naszych możliwościach oraz o naszej roli w obaleniu władców możemy mówić potem. Na siedząco i bez niepotrzebnych uszu... och, wiem, że ufasz swoim ludziom - machnęła ręką, a miała pewność, że wcale tak nie jest. - Ja im nie ufam. Jestem pewna, że władcy mają wierne uszy w twoim obozie. Nieopaczne słowo wylatuje piórkiem, a wraca kowadłem.
 
Asenat jest offline  
Stary 10-09-2011, 15:42   #73
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
ciąg dalszy pogaduszek... narady ;)

Generał Izrael spoglądał nań bacznie. Obliczę miał niewzruszone, przypominało bardziej głaz niżeli zwykłą twarz - ostre, stanowcze rysy niczym wyryte dłutem, matowe, zimne, niewzruszone oczy których ciężkim spojrzeniem wgniatał ich w ziemię. Pobladł, wargi miał mocno zaciśnięte. Skinieniem dłoni kazał przeszukać całą trójkę, a wszelaka broń została odłożona na stoliku za plecami przywódcy. Dopiero wtedy kazał oddalić się strażnikom, sam opadł na krzesło uprzednio stawiając na stoliku dzban wina i trzy kielichy oraz zachęcił ich do siedzenia przy stole.

-Zagrajmy w otwarte karty. Mam zamiar zrealizować pewien własny projekt społeczny oparty poniekąd na waszym świecie. Brak pieniędzy, każdy bierze to czego potrzebuje... Niestety, większość motłochu nie patrzy w przód. Oni muszą mieć krótkie cele, bliskich wrogów. Jeśli myślicie, że ciągłym powtarzaniu jak to nie lubicie Judasza zyskacie jak wielu innych pochlebców.
-Spauzował, upił wina. -Owszem, ciemność i jej władcy to wróg z powodu tego, co robią inni. Lecz bądźmy szczerzy, wszelcy inni nieśmiertelni tylko przeszkadzają w realizacji większych planów. Polityka, będą pomagać sobie. Chcę więc zamknąć ten świat od ich wpływów, zabić tych co są, również poprzednich władców jeśli wcześniej szlag ich nie trafił. Ale... To nic osobistego. Prawdę mówiąc liczyłem, że Judasz za odpowiednią opłatą pomoże mi, jest z tego znany. Możecie być mi braćmi w rewolucji... I...

Spojrzał z gorzkim uśmiechem na nich zawieszając głos aby poznać ich oczekiwania.

"Chce stworzyć raj, dla tych którymi gardzi. To nie może się skończyć dobrze. Chce zająć miejsce starych bogów. Tak naprawdę, to zazdrości nieśmiertelnym."- pomyślał Kristberg. I uznał, że... wolałby w tym nie uczestniczyć. Izrael był dla niego obłąkanym szaleńcem, choć tkniętym iskierką geniuszu. Przypisywał sobie absolutną wiedzę co do tego, co jest najlepsze dla innych.
To musiało się źle skończyć.
-Nie... Już wspomniała Brigid. Nie jesteśmy niczyimi braćmi w rewolucji. Nie interesuje nas ona. My jesteśmy najemnikami.- stwierdził krótko drwal, wpasowując się w pomysł mniszki.

Lorraine rozejrzała się po sali nim usiadła szukając aur niesfornych uszu, poszukujących informacji.
- Wszystko pięknie, generale, jednak za przeproszeniem, nie masz w tej kwestii doświadczenia. Najlepsze co mamy to wiedza, więc posłuchaj chwilę. W naszym świecie, dwa wielkie państwa, Francja, z której ja pochodzę i Rosja, miały podobne plany jak wy. Wszystko to upadło, a pierwsi padali dowódcy, ci co mieli wpływy i władzę, jak Ty teraz. - Lorraine doszła do wniosku, że skoro jest czarodziejką barw, nie ma co się bawić w grzeczności, musi być twarda. Poza tym potrafiła subtelnie wpływać na myśli rozmówców. Teraz liczyło się zaufanie do ich stanowiska. - Rewolucja jest wołaniem o sprawiedliwość, ale brak jej rozumu. Ciężko zliczyć ilu zginęło. Potrzeba zdecydowanych działań, ale jako generał, w przeciwieństwie do podległych ci ludzi umiesz wyjrzeć w przyszłość i właśnie dlatego do ciebie przychodzimy. Nie przyzwyczajaj ludzi do tego, że łatwo każdego obalić, bo powstanie chaos. Powiedz nam, jak to było gdy upadał poprzedni władca. Znikąd ta ciemność przyszła? Tak źle było wam z poprzednimi nieśmiertelnymi? Grajmy w otwarte karty.
Bardzo ważne były motywy i doświadczenia Izraela. Nie był zresztą jedynym dowódcą. Kto wie, może jest tylko marionetką? Jeśli nie, może lepiej zrobić z niego marionetkę i wszystko ustawić pod republikę omijając fazę mordów... Zakręciło się malarce w głowie, takie spiski, takie złośliwości! Czy tak wygląda polityka?

-A kto ma doświadczenie? Czy mamy zawodowych rewolucjonistów? Nie, wszystko jest nowe, wiemy co musimy zrobić i nawet jeśli w jakimś świecie doszło do podobnych przewrotów, masz tutaj kogoś kto w nich uczestniczył? Masz ludzi wprawionych w zakładaniu nowego porządku? Wszystko jest nowe, a ja jestem sam.
-Westchnął, ochłonął.-Wątpię abyś kogokolwiek znalazła kto pamięta poprzednich władców, nie licząc wampirów oczywiście. Minęło zbyt dużo czasu. Czy było dobrze, czy źle... Typowy minimalizm. Było za mało, człowiek nie powinien się ograniczać w swych żądzach, nie powinien być ściśnięty przez obcą siłę. Konformizm. Jesteście najemnikami. Więc czego pragniecie, bo nie powiecie mi, że ogólnego dobra.

- Nie jesteśmy... bronią. Jak tak zaczniesz o nas myśleć to koniec. W wiedzy nie chodzi o to, że to przeżyliśmy, ale że Ty mówisz, że nie pamiętacie. U nas dzieci uczą czytać, uczą historii, byśmy nie popełniali tych samych błędów, a żaden generał bez doradców nie zaszedł dalej niż na długość swojego miecza, bo co po wojnie? Dlatego tu jesteśmy, by wam pomóc. Po nic więcej. Utknęliśmy w tym po uszy, chcemy zwycięstwa, a potem spokoju, by nigdy więcej tutaj nie wracać. Ale jeśli będziesz twierdził, że wiesz coś o równości i rządzeniu w świecie, gdzie tylko kładzie się po sobie uszy, lub za plecami wznieca rewolty, to sorry

Brigid właśnie obsztorcowywała na stronie Koziołka, by ten przestał snuć się po namiocie jak puszczone cichaczem pierdnięcie i pobiegał na zewnątrz, z permitem na kopnięcie raciczkami w ewentualnych podsłuchujących... Przerwała wywód okraszony gęsto słowami, których wykształcona gruntownie i kulturalna niewiasta znać nie powinna... Przerwała i zamarła. Oto bowiem nad głową Israela wzeszło jasno świecące słońce anarchii, uśmiechnęło się promieniście, dobyło kałacha i puściło serię po publice... Przysłuchiwała się wymianie zdań pomiędzy Lorą i Israelem, a jej oczy robiły się coraz bardziej okrągłe. Gdyby miała w zwyczaju się modlić, właśnie teraz by się modliła. By Lora nie podsunęła ojcu rewolucji pomysłu powszechnych wyborów... to by dopiero było pole do popisu dla skrzywionych charakterów, wyrosłych jak pieczarki w ciemności i na gównie.

Usilnie starała się znaleźć powód, dla którego dalsze losy rewolucji, rewolucjonistów i samego Israela powinny ją żywotnie obchodzić - i jakoś nie mogła. Lodowaty zdrowy rozsądek podpowiadał, że dla własnego dobra powinna mieć to w dupie, w odpowiedniej chwili spakować manatki i ewakuować się do siebie, do domu, w stanie względnie nienaruszonym i sumieniem nieobciążonym. Tyle że tego też nie potrafiła. Resztki poczucia przyzwoitości podskakiwały na wierzchu jej umysły jak farfocle z gotowanego mięsa na zupie. - Ekhm... Lora próbuje delikatnie przekazać, że twój plan ustroju - według wszelkich prawideł zachowania się ludzkiej masy - skończy się spektakularną klapą, i jako taki jest do dupy - przetłumaczyła wywód Lory, odzierając go z egzaltacji, żeby implikacje były widoczne w całej krasie. - Twoja wolność to wolność najsilniejszych. Nie ograniczając swoich żądzy staną się tacy jak dworskie wampiry... zmiany, które chcesz przynieść, będą tylko personalne. Jakościowo nie zmieni się nic. A gdy już zacznie się zabijać, bardzo trudno jest przestać. Któregoś dnia twoja głowa znajdzie się na murach miasta, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie dziś planujesz wbić na włócznie głowy nieśmiertelnych. To paskudna przyszłość, Israelu. Chcesz jej uniknąć, możemy pomóc, podzielić się wiedzą, jaką mamy... Ale nie będziemy się narzucać. To twój świat. To twoja przyszłość. Twoja głowa na murach. Naszych tam nie ma, bośmy odeszli lata przedtem - wzruszyła ramionami. - Jak uparcie powtarza mój brodaty towarzysz, jesteśmy najemnikami. Więc losy twego przyszłego panowania i twój koniec - wybacz, to naprawdę nic osobistego - są mi doskonale obojętne. Przyjacielowi powiedziałabym: wolność, do której dążysz, to wolność do mordu i zła, zatrzymaj się, póki jeszcze możesz. Tobie powiem: a idź gdzie chcesz drogą, którą sobie wybrałeś, i miej świadomość swego końca. Przyjacielowi powiedziałabym: unikaj Judasza Iskarioty, nie zabiegaj o jego dary, bo ani się obejrzysz, a obrócą się przeciw tobie. Ale wodzowi rewolucji powiem: dar Iskarioty to być może jedyny sposób, by zrobić to, co niemożliwe... zabić nieśmiertelnego. Jeśli taka będzie twoja wola - Brigid podrapał się po nosie i powiodła pytającym spojrzeniem po towarzyszach - być może uda nam się jeszcze doprowadzić do waszego spotkania. Niechętnie - zaznaczyła - ale to ty w końcu zapłacisz cenę. Twoja głowa na murach, nie moja.Ten plan też ma dziury jak rzeszoto... Judasz jest nieśmiertelnym. Tak przez ciekawość - zamierzasz go łaskawie wyłączyć z planów masowego mordu, czy oczekujesz, że dobije z tobą targu, a potem sam włoży łeb w pętlę i bez oporów da się powiesić po raz drugi? Podsumowując - nie będę ci bratem w rewolucji. Raz, że co najwyżej siostrą mogłabym być, dwa, że nie chcę. Bo w moich oczach twoja droga wiedzie z ciemności w ciemność. Ale mogę sprzedać swoje usługi - bo długofalowe skutki twych decyzji nie będą mnie już dotyczyć. Moją cenę już ci podałam. Wolność od Judasza. A co mi tam... wino dajesz niezgorsze, tanio się sprzedam.

Co prawda wypowiedź Lorraine, o wiele grzeczniejsza została zdeptana wulgarnym językiem Brygid, ale dziewczyna zrozumiała, że może faktycznie tak trzeba. Przecież nie gada z inteligentnym kolegą tylko jakimś brutalem, który dopchał się do władzy. - Chcesz umowy, mieć nad nami kontrolę. Nie potrzebujemy pieniędzy, władzy, chłopaka też nie szukam. Nic nam nie możesz dać. Nie położysz macek na naszych umiejętnościach. Oznacza to jednak tyle, że jesteśmy nieprzekupni i sami z siebie będziemy dawać z siebie wszystko. Nie zdobędziesz poklasku, robiąc sobie z nas podwładnych i wspólników. Skoro tyle już o naszych poglądach wiesz, sam coś zaproponuj, albo przejdźmy do rzeczy, bo marnujemy czas - "I tak nic nie da się wbić do tego zakutego łba." - pomyślała, a minę miała adekwatną, zdradzając zniecierpliwienie i irytację. Jeśli tak na prawdę ich nie chce i bardziej się boi niż ufa, to nic nie dostanie. Tego na pewno jest świadomy, inaczej nie doszedłby tak daleko.

Drwal nie wtrącał się w te wypowiedzi, nie czując się równie elokwentnym co parka dziewcząt. Poza tym martwił się innymi sprawami. Izrael jak każdy "wielki" przywódca, mógł być wrażliwy na własnym punkcie i źle znosić krytykę. A co za tym idzie, nie przyjąć zbyt dobrze owych udzielanych rad. I po prostu zarządzić ubicie trójki przybyszów z Ziemi. Dlatego przyglądał się przywódcy buntowników, by w razie jakichś oznak agresji Izraela wobec trójki z nich, zdołać zareagować wcześniej.
- Lora mówi za siebie... ja tam jestem przekupna jak najbardziej - zadeklarowała wesoło Brigid, która zdążyła się napić i z sobie tylko znanych powodów wpadła w szampański nastrój. - Oto i masz ziemską wolność. Każdy ciągnie do siebie. A granicą jest tylko to, co każdy uważa za podłość... co uważają za podłość twoi przyzwyczajeni do mordu podwładni? - upiła z pucharu łyczek, który zapewne uważała za dystyngowany, ale naprawdę zdradzał skłonności do uchlewania się na umór. - Cofam pytanie, chyba tak naprawdę to nie chcę wiedzieć. - dokończyła już poważnie.
- Kristberg też jest nieprzekupny, więc Ty też - pokazała jej język. W sumie nie była pewna czy Brygid mówi poważnie. Sama trochę była nadekspresyjna w swoich wypowiedziach, ale jej przecież wolno - ma 17 lat.
Zwróciła się znów do Izraela.
- Wszyscy chcemy to po prostu przeżyć. Jeśli chcecie możecie z nami załapać się na pociąg... powóz do normalnego życia. Nie chcecie nie musicie, my sobie jakoś poradzimy, ale jakoś byłoby lżej na sercu, gdybyśmy nie porzucili setek ludzi chcących dożyć sędziwej starości.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 18-09-2011, 14:06   #74
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
część trzecia ostatnia, naszych, coraz dłuższych postów:P

Lorraine zwróciła się znów do Izraela.
- Wszyscy chcemy to po prostu przeżyć. Jeśli chcecie możecie z nami załapać się na pociąg... powóz do normalnego życia. Nie chcecie nie musicie, my sobie jakoś poradzimy, ale jakoś byłoby lżej na sercu, gdybyśmy nie porzucili setek ludzi chcących dożyć sędziwej starości.

Izrael nie wybuchł. Być może ilość wypitego przez niego wina odznaczająca się mocnym rumieńcem na twarzy odrobinę przytemperowała przywódcę. Dlatego też rozłożył się na krześle, dolał sobie wina i zaśmiał się rechocząc przez kilka chwil. Nawet dość radośnie.

-Jesteście inteligentniejsi od motłochu wokół i rozmowę z wami muszę sobie cenić. Ale, niech któreś z was powie coś takiego inaczej niż w cztery oczu, lub – zawisł głos – za bardzo mnie zirytuje – gestem kciuka pokazał podrzynane gardło.

- Lecz jeśli uważacie, że moi ludzie są przyzwyczajeni do mordu, macie racje. To ich mordowano i krzywdzono. Działamy podstępem. Ale... Zawsze są ofiary. Rewolucja to starcie dwóch światów i myśli, nie ważne jakich, wiele jednostek zginie na płaszczyźnie zderzenia. Myślicie, że gdybym restaurował starą monarchię to obyłoby się bez ofiar? Pytanie tylko czy przy koszcie który i tak ponosimy nie zbudować nowej myśli społecznej, niechaj człowiek bierze w dłonie krwawą glinę, a nie nieśmiertelny... Będziemy im równi. Dobrze, ale wróćmy do interesów i zarzućmy spór ideowy. Zależy mi tylko na dwóch rodach monarchów. Reszta nieśmiertelnych może uciekać jeśli zdoła. Trafiliście w sendo. Potrzebuję pomocy przy zabiciu nieśmiertelnych oraz wejściu do miasta. W drugiej kwestii równi dobrze wy możecie pomóc. Co oferuje... Na pewno bogactwa. Chciałem zaproponować miejsce tutaj do życia jako zasłużeni, lecz nie... Wejście do dowolnego ze światów oraz... - zawahał się, zdradził go ton głosu – żelazny tron w pałacu. Jest niezwykły jeśli się umie nim posługiwać. Pozwala kontaktować się ze wszystkimi światami.

Lorraine chwilowo spasowała. Rozważanie kogo zabić, było ponad jej siły. Gdyby stała ugięłyby się pod nią kolana, tak duża odpowiedzialność spoczęła na jej barkach, w miarę możliwości subtelnym spojrzeniem starała się powiedzieć Brygid by zdjęła z niej tą odpowiedzialność, by to wszystko nie była jej wina.

- Żelazny tron, brzmi... ciekawie. Zapewne z niego skorzystamy, by się... dostać do domu.-stwierdził Kristberg po chwili namysłu. Większość obietnic Izraela była patykiem na wodzie pisana. Żelazny tron, był... chyba jedyny atut przywódcy powstania. Niewiele wszak mógł dać od siebie, poza wiedzą.

Na słowa Kristberga dziewczyna zagryzła delikatnie wargę - po co to mówił? Ma ich, ale jeszcze nie jest tego pewien. Jeśliby uratowali księżniczkę i Heliosa, przecież też by mogli użyć Tronu... Zresztą i tak Judasz ich znajdzie, i o ile dotrzymuje słowa, sam ich odeśle do domu.

Brigid od dłuższego czasu pogłębiała znajomość z butelką wina, i sądząc z zadowolonych westchnięć, jakie od czasu do czasu z siebie wydawała, bardzo jej ta przyjaźń przypadła do serca i zamierzała ją chyba wycisnąć do ostatniej kropelki. Co jakiś czas tylko łypała ciekawym spojrzeniem na generała znad brzegu kielicha. Usłyszawszy groźbę uśmiechnęła się tylko, zadowolona z kształtu świata jak wygrzany na słońcu kot. Usłyszawszy propozycję ceny wpierw odstawiła puchar, skontrolowała poziom wina w swej nowej przyjaciółce butelce, a potem wybuchnęła perlistym, serdecznym śmiechem.

- A to paradne! - oznajmiła, z trudem łapiąc oddech, przechyliła się przez stoliczek i stuknęła swoim kielichem w puchar Israela. - A ja waszeci dam... Niderlandy! - uchachana po pachy, z zarumienioną twarzą przez chwilę wydała się nawet ładna. - To takie ziemie w naszym świecie, będziesz tam mógł pojeździć odpocząć, jak znuży cię rządzenie... Nie należą do mnie co prawda, ale to nieważny szczegół. Teraz naprawdę zobaczyłam w tobie polityka, generale - oznajmiła z z niekłamanym uznaniem. - Umiejętność obiecywania z kamienną twarzą gruszek na wierzbie u progu władzy, by zdobyć poparcie, to cecha tak ważna, że niemal nieodzowna... Problem jest taki, że dzielisz skórę na niedźwiedziu, który biega jeszcze żywy i w drapieżnym nastroju. Gdybym miała choć cień pewności, że mówisz poważnie, nie wiem, co by mnie w tej chwili powstrzymało od wyjścia, udania się do pałacu i obadaniu rzeczonego żelaznego krzesełka... chyba tylko przyjemność rozmowy z inteligentnym człowiekiem, za jakiego cię uważam. Nie obrażajmy się więc już, proszę, podobnymi propozycjami - spoważniała nagle, i chociaż nadal filuternie kręciła winem w kielichu, w jej głosie zadźwięczała stal.

- Jak wygramy - jeśli wygramy - nadejdzie czas na dzielenie łupów. Może zdarzyć się tak, że ten tron mnie zadowoli i uznam go za miłe wyrównanie naszych wzajemnych usług. Tymczasem jednak go nie masz, obiecujesz mi fantazmat, podczas gdy ja oferuję realne, namacalne nasze usługi - czego oznaką są nasze tyłki, realnie grzejące twoje krzesła w twoim namiocie. Na razie interesuje mnie to, co realnie możesz mi dać. Status twojego doradcy będzie dobrym punktem wyjścia - zasugerowała uprzejmie. - Nie będąc ci siostrą w rewolucji, mogę być siostrą w geniuszu - dolała wina wszystkim oprócz Lory, w końcu nastolatka nie powinna się upijać. - I nie groź mi, generale. Obrażasz tym moją inteligencję. Nie po to prosiłam o odprawienie strażników, by za chwilę podzielić się z tłumem na zewnątrz naszą rozmową. Zdaję też sobie sprawę, że jesteś człowiekiem niebezpiecznym. To się nawet świetnie składa - bo widzisz, ja także.

-Żoną lepiej. Owszem jest kilka nieprzyjemnych chwil w łóżku...ale... potem... Sztylet w serce i “umarł król Izrael , niech żyje królowa Brigid.” Zdradzisz jego nim on, zdradzi ciebie. - szydził złośliwie Cień kryjąc się tuż za mniszką, kryjąc się w jej własnym cieniu. A Kristberga zamurowało. Nie. On nie chciał mieć nic wspólnego z tym knowaniem. Nie chciał posyłać ludzi na śmierć i doradzać despocie, w takich sprawach. Krwawa rewolucja w którą się wplątywali, przerażała go. A jeszcze bardziej to, że... zapewne grali, tak jak im Judasz zagrał. Czyż to nie on posłał ich do tego obozu? Nie musiał się nawet osobiście pojawić, by trójka przybyszów z Ziemi, zagrała swe role. Wybawców i sojuszników.

Izrael zaśmiał się.
- Tak. Zacnie chcieć zapłaty zanim się na nią nie zasłużyło. Tymczasem uważam rozmowę za zakończoną, do końca hulanek wróćcie do mnie i przedstawcie rozsądną propozycje. Żegnam – uciął krótko i stanowczo.

I po audiencji. Obie strony wymieniły się poglądami. Obie strony okopały się na swoich pozycjach.
Z obu stron padły warunki i żądania. I wszystko zakończyło się... wielkim nic. Z czego najbardziej uradowany był Islandczyk. Pozostało wrócić teraz do chatki i przemyśleć dalsze działania.

Brigid wstała, spomiędzy jej palców zeskoczyła laleczka Króla i poruszany sznurkami we wprawnej dłoni mniszki mały monarcha pokołonił się wodzowi rewolucji.

- Tymczasem też poczekam, Israelu, na twoją propozycję... ale ja nie będę czekac wiecznie - odparła uprzejmym głosem i skłoniła się lekko. Była już przy wyjściu z namiotu, gdy nagle zawróciła, by zgarnąć pozostawioną na stole butelkę.
- Aby czekanie zbyt mi się nie dłużyło - oznajmiła wesoło i wyszła, majtając Królem i flaszką.
 
Kritzo jest offline  
Stary 30-09-2011, 20:33   #75
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Post – wspólna praca

Ludzie tańcowali jak tańcowały delikatne promyki srebrzystych latarni oświetlających obóz. Cały świat tańcował – nie wiedzieli czy to wino czy słowa Izraela, może jedno i drugie lecz przez czas drogi do ich domu ujrzeli pewną część koncepcji przywódcy.
Ludzie, tańcowali jako grudki w tańcującej masie świata. Rzeczywistość rozpływała się w sen i marę, już nie ludzie, a wielka masa taka sama jak drzewa i ziemia – masa która można wziąć do rąk i uformować nowa rzeczywistość i nowego człowieka. Świat również przerażał- swą niestałością, chaosem i brakiem punktu zaczepienia, dzikim tańcem i mordem.
Wizja pękła jak bańka wraz ze skrzypieniem drzwi.

***

Nim zdążyli przejść do jakich jakichkolwiek innych obowiązków i ochłonąć po rozmowie, zmysły podrażniający szelest szat i... Dźwięk pęków kluczy. Zapach siarki. Skrzypienie podłogi. Po paru chwilach od wejścia do domku przywitał ich nie kto inny jak Judasz – cały w sadzy, z lekko nadpaloną brodą, zadrapaniami na twarzy i lekko rozklekotanym sandałem. Oraz takim samym chytrym, półdrwiącym uśmiechem, który wymalował się na jego twarzy kiedy tylko ich zobaczył.

-Wergiliuszem to ja nie jestem jeśli pytacie o mój stan... O, widzę, że dobrze się rozumiemy. Kalkulowałem, że porozmawiacie z Izraelem. Cała rozmowa jak chciałem, zacnie! Brigid nawet spodobało się szafowanie śmiercią...

Mniszka zamarła, a potem zza jej ust wymknęło się pogardliwe parsknięcie. Oderwała spojrzenie od różnorbarwnych oczu Iskarioty, z hukiem ustawiła na stole zabrana z namiotu Israela butelkę. Spod szaty wydobyła swoje marionetki i całą uwagę poświęciła na rozplątywanie sznurków. Judasz mógł wiedzieć wiele, ale zamysłów leżących u podstaw czynów nie znał i nie rozumiał. Może niewielkie odkrycie, ale cenne.
Judasz klasnął w dłonie, aż klucze u pasa zatrzęsły się, ten pęk niewiadomej liczy który mącił wzrok. Rozbawiony usiadł na krześle zakładając ręce za głowę. Przyjrzał się im dokładnie, a malarka doznała dziwnego uczucia, że ma przed sobą labirynt. Tak jak czasem wrażenia przytłaczały ją albo pozostaw nieodgadnione jak u generała, tak tutaj miała przed sobą wejście do labiryntu kłamstw i półprawd. Coś jej mówiły, aby się tam nie zgłębiać.

-Dobra, dobra, nikogo już nie drażnię, widzicie jak to się kończy. Jak wiecie, wszystkich chcemy oszukać. Prawda? – Rozejrzał się wkoło odbiegając od tematu. -Ładnie się tu urządziliście.

- Jak Ty wszystko wiesz! - podniosła nieco za mocno głos Lorraine. - Tylko czemu my musimy się męczyć. Kim jest Caerdwin? Jak nie opowiesz nam ciut więcej o obecnej sytuacji, to jestem gotowa pomyśleć, że do tych “wszystkich”, zaliczamy się też my. - Borzoj widząc swą panią wyprostowaną jak struna, ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma zaczął tworzyć dosyć grobową atmosferę. Niskie dźwięki, szybkie uderzenia, sugestia mającego zaraz się odbyć mordu.
Szczerze mówiąc drwal przewidywał, że tak się to skończy. Że dadzą się wmanewrować w pomoc buntownikom, zgodnie z planem Judasza. Bo pocóż innego miałby ich tu posyłać?
Kristberg wiedział, że podążając wedle drogi wyznaczonej im przez Judasza, skończą jako pionki. Jako aktorzy grające wyznaczone mu role.
-Nie wiem czego chcesz. Przypuszczam, jednak że na pewno nie tego co ja.- stwierdził na wstępie Islandczyk. Po czym dodał zniechęconym głosem. -To cóż zamierzać obiecać, krwawemu wodzowi nowej rewolucji?

Brigid od czasu do czasu unosiła oczy znad swojej pracy, igła śmigała w kościstych palcach i głowa Królewny coraz mocniej trzymała się korpusu. Twarz Brigid była kamienna i bez wyrazu niczym oblicze indiańskiego wojownika, ale coś w szybkich ruchach jej dłoni i świdrujących spojrzeniach kazało spodziewać się eksplozji i chronić przed nadciągającą katastrofą.

-Po co mam mu coś obiecywać? To on powinien złożyć obietnice wam. Jeśli dobrze kalkuluje najpierw chciał sypnąć złotem, jeśli to się nie udało chciał oddać tron? Każdemu go wpycha do rąk licząc, że go stąd zabierze. Wszak Izrael pragnie odizolować miasto od innych, a tron to jedna z dróg.Judasz zaśmiał się dziko rozbawiony, jak się uspokoił, drapiąc się po brodzie ze sprytnym, nieodgadnionym uśmieszkiem oraz wzrokiem (zaprawdę świdrującym) kontynuował nowy wątek.
-Oczywiście pomożemy Izraelowi obalić władców, niech nawet zapłaci. Rozmawiałem z Dajusem, gotów jest pomóc jeśli Izrael ścierpi jego obecność. Oczywiście do naszego kochanego wodza rewolucji się nie przywiązujcie. Obali monarchów, a potem Dajus przeprowadzi restauracyjkę starej władzy razem z nami. Problem to – przerwał – Gdzie jest skarbnik?
-Uciekł. Nie ma biedaczysko serca do rewolucji.- odparł ze złośliwą ironią Kristberg, który uważał za starca za wyjątkowo żałosną gnidę. Przy nim megaloman Izrael był nawet sympatyczny. Islandczyk nie mógł przeboleć tego co widział w domu starca. I służki wciagniętej w Ciemność.
Lorraine wzruszyła tylko ramionami. Najwyraźniej wszystko szło według planu, prócz skarbnika. Zlekceważenie jej żądań też nie wpłynęło pozytywnie na jej nastawienie.

- Uciekł... co za pech!Brigid cisnęła Królewnę na ziemię, biedactwo leżało tam u jej stóp, z rozkraczonymi nogami i zadartą sukienką. - Ale nie przejmuj się, miły nasz przewodniku i przywódco, bowiem mogło być gorzej. Szafowanie śmiercią tak mi weszło w krew, że - nieświadoma twych wielkich planów - chciałam rzucić Adonaia na żer ciemnościom. Był najmniej ze wszystkich użyteczny, to choć jako kłoda pod nogi by się przydał. Ale teraz już wiem, co za szczęście!, że jego osoba jest istotna. To już nie zrobię czegoś takiego! - słowa wyskakiwały z ust Brigid zmrożone jak kostki lodu. - Lora zadała pytanie, czy tylko mi się wydawało?

-Adonaj Eleazaros byłby przydatny. Ale czy ważny? Tak, malarka pytała, o to samo pytaliście Oczy Nieba. Tracimy cenny czas. Przypominam, to Adam i Łucja którzy pragnęli być nieśmiertelnymi i dostali to... Na pewien czas.... W każdym razie nie darzą mnie sympatią, a co za tym idzie, także was. - Judasz się niecierpliwił. - Coś jeszcze?
-Czy i nas czekają takie obietnice spełnione na pół gwizdka? – drwal zaczął tyradę. - Jesteśmy kolejnymi pionkami w odsłonie tej gry. Przedtem były warcaby z Adamem i Łucją. Teraz szachy z nami w roli figur i Izrealem jako królem? Co będzie w następnej rozgrywce? Może poker?- odparł zgryźliwie drwal.- Czy to w ogóle ma jakiś cel poza rozgrywką umysłu. Obaliłeś Słońce, teraz chcesz obalić Ciemność, potem obalisz Rewolucjonistę, by następnie kolejnym pionkami pogrzebać, Grabarzy Rewolucji?
Spojrzenie Kristberga utkwiło w Judaszu.- Co ty właściwie chcesz osiągnąć, zmieniając dekoracje tego miejsca? Jak na razie udało ci się załatwić ciągły rozlew krwi. Gratuluję, ale nie mam ochoty brać w tym udziału.

-O ile się orientuje to przywrócenie starej monarchii powiano być ci na ręce. Słoneczko, ptaszki, radość, raj i podobne idylliczne marzenia. Jakich innych metod chciałbyś użyć przyjacielu?
-Tym chcesz przywracać monarchię?!- drwal wskazał ręką na tłuszczę za oknem.- Bandą fanatyków i krwawym tyranem?! Przecież oni, są niewiele lepsi od tych bestii w mieście. I po co w pierwszej kolejności zepsułeś tą idyllę, skoro ją teraz trzeba naprawiać?! Po jakie licho się wtrącałeś w to miejscu Judaszu, kto ci dał prawo rozstawiać władców po kątach i decydować, kto ma rządzić, a kto nie?!
Palec drwala przesunął się na Judasza.- Jeśli zarazą uznać stan obecny miasta, to ty jesteś początkiem tej zarazy. Więc... nie mianuj siebie zbawcą. Jesteś niewiele gorszy od Ciemności, bo ją sam tu sprowadziłeś.
- Z pewnej dosyć starej książki wiemy w czym się specjalizujesz. Mącisz straszliwie, a my musimy potem w tym się babrać. Powiedz o co chodzi, co mamy zrobić by było dobrze! Tobie się coś tam uda, a my?Lorraine wypluwała swoje żale z narastającym zapałem. Włosy na głowie falowały opadając niby wodospad w kolorze sosu chili, a jej emocje płonęły. - Caerdwin dostał co chciał, dzięki bardzo. Łucji widać się nie poszczęściło. Dużo jeszcze takich jest? Po co to w ogóle robisz? Nuda cię dopadła, czy doskonalisz się zawodowo w niszczeniu ludziom życia? Mam 17 lat, wiesz jak na mnie wpływa to co tu się dzieje? Ja to niemal czuję jak wlewa mi się do głowy! Moce nie moce, ja chcę się stąd wynieść!
-Po to mamy takich prawych mężów aby hamować krwawe zapędy... - zwrócił się do drwala z głosem, który jeśli można byłoby zważyć, miał kilkaset ton ironii. - Cóż, to tylko polityka. Nyks złamała umowę to i ja złamię, tyle, że ona jeszcze o tym nie wie. Cóż więcej? Adam i Łucja dostali w stu procentach czego chcieli. Ostrzegałem ich i co potem? Musiałem zrobić co chcieli.
- Coś w tym jest. Jesteśmy chyba nienormalni, skoro chcemy poprostu wrócić do domu... też mamy wymagania. Wiemy że kawał z ciebie drania, sam to zaznaczasz co chwila, może nawet cię to bawi, ale skoro jesteśmy na siebie skazani powiedz nam kogo mamy uratować i co zrobić z nimi - pokazała ręką w stronę drzwi. - Izrael chce zabić nieśmiertelnych, nie wiem jak, ale jakby nie mógł, to by nie planował. Możemy ich nawet wrobić w konia i pomóc Heliosowi, ale jak? Wszystko co wiemy to jakieś legendy sprzed lat z ust rebeliantów i jednego wytwórcy lamp... Mówią, że wywiad to podstawa, a jeśli o to chodzi, to jesteś raczej marnym wsparciem. – Najchętniej malarka puściłaby Judasza z ogniem, ale po pierwsze nie rozwiąże to problemu jego osoby, po drugie jak wrócą do domu? No i po trzecie pewnie jest jakoś odporny. Pokusa była jednak dosyć przyjemna, co można było wyczytać z jej oczu.
-Izrael jest dwulicowy. On tylko pragnie wyrzucić stąd nieśmiertelnych, problem jedyny ma z monarchami bo ich nie da się wygnać, ich musi zabić. Oczywiście sam nie ma pojęcia jak i pewnie pragnie coś przehandlować ze mną. Wie, że już jedną nieśmiertelność zabrałem. Plan jest prosty, trzeba doprowadzić do sojuszu Izraela z Dajusem. Powinni dać sobie radę z ciemnością, a przynajmniej dostać się do pałacu. Wtedy my uwolnimy Helios, Dajus ma osobiste porachunki z Izraelem więc raczej naszego generała będą zeskrobywać z ziemi... Wykończy się niedobitki ciemności... Buntownicy nie zwrócą się przeciw nam, wszak będzie groźba ciemności. I oto umarł król, niech żyje król! Zacnie, prawda? - Zaśmiał się strzepując z siebie resztki sadzy.
-Zacznijmy może od tego... jak wyglądał twój poprzedni układ. I jak doprowadziłeś do obecnego stanu. I czemu. I w jaki sposób Nyks ciebie zdradziła.- Kristberg ze wszystkich istot najbardziej właśnie Judaszowi nie ufał. I granie postaci z jego sztuki, jakoś nie bardzo mu pasowało.
-Czemu? Polityka! Jak? Intrygi! Jak wyglądał? Opłacalnie! W jaki sposób? Czynem!Judasz za każdą odpowiedzią klasnął w dłonie, jego oczy nieodgadnionej barwy prawie się skrzyły, lepkie punkty wyrwane w rzeczywistości, bramy gdzieś... Dalej. Trochę się uspokoił, pokręcił głową na boki zrezygnowany. - Nie mamy czasu na wspaniałe historie o miłości, zdradzie i nagłych zwrotach akcji. Trzeba było pytać wyrocznię, nie mnie.
Nie było czasu by powiedzieć czemu to się zaczęło? Wszystko ukryta za słowami polityka i intrygi. Zamiast próbowac wzbudzić zaufania choć odrobiną szczerości, Judasz wił się niczym rasowy demagog, ukrywając swe intencje pod hasłami. Drwal milczał zaciskając pięści i spoglądając na Brigit. W końcu to ona wydawała się tu biegła w intrygach.
- Ale skąd mieliśmy wiedzieć że tu jest taki <bordel>. - Lorraine która już od kilku chwil chodziła wzdłuż ściany trzymając się za głowę, miała teraz wielkie szkliste oczy. Plan zakładał śmierć, dużo śmierci. Mają oszukać tych ludzi i dać im zginąć. Było jej niedobrze. Jajecznica szukała ujścia drogą, którą przyszła. Czy aż tak bardzo chciała wrócić do domu?
- A co jeśli nic nie zrobimy? Chcesz wynagrodzić nam nasze spaczenie nagrodą.- niemal płakała, jej głos się łamał, ledwo znajdując ujście w zaciskającej się krtani. - Ja taka nie jestem, ja chcę uratować ludzi, daj mi jakiś nieegoistyczny powód do walki.
-Przywrócisz słońce... Czy to mało? I nie tylko tutaj. Światło pobiegnie do innych miejsc, do nieskończoności. To za mało?
- Teraz go nie ma, ale chociaż żyją.
-Co to za życie?
Na Judaszu można było zawsze polegać. Oczywiste to, że zawiedzie zaufanie i nadzieję. Lorraine wybiegła z pokoju zanosząc się płaczem. Nie miała gdzie się podziać, znalazła się między namiotami rebeliantów, robiąc sensację. Zła, zrozpaczona i zagubiona pobiegła do lasu i schowała się za pierwszym drzewem, tak by nikt nie widział jej bólu.
Islandczyk bez słowa ruszył za dziewczyną. Paryżanka szukała samotności i Kristberg to rozumiał. Ale rozumiał też fakt, że to miejsce jest niebezpieczne i nie można sobie pozwolić na chwilę nieuwagi. Zatrzymał się więc na granicy lasu, by mieć dobry widok na dziewczynę... i nie przeszkadzać jej w chwili słabości. Drwal nie miał dzieci i nie bardzo wiedział jak się pociesza dziewczęta na progu dorosłości.

Drzwi za Lorraine trzasnęły leciutko, za to za drwal rąbnął nimi tak energicznie, aż z powały posypał się pył. Brigid siedziała nieruchomo jakby połknęła kij, jeszcze liczyła, że towarzysze być może wrócą. Straciwszy nadzieję, pochyliła się i podniosła lalkę z ziemi, obciągnęła jej przyzwoicie sukienkę i posadziła sobie na kolanach obok reszty szmacianej ferajny.
- Moje gratulacje... szczere, naprawdę - wywróciła oczami. - Wszystko idzie jak powinno... Już ich nie masz. Ale przecież nie potrzebujesz ich w ogóle, więc mała strata i żadne ryzyko. Dotrzeć tutaj i rozmawiać z Israelem mogłeś z powodzeniem bez naszego pośrednictwa. Oni już to wiedzą. A bliscy są już też decyzji, że nic od ciebie nie chcą. A ty - nic nie potrafisz im dać. Zadam ci zagadkę, Iskarioto. Zastanów się dobrze. - Król i Błazen zeskoczyli z kolan Brigid, Król ukłonił się Judaszowi, a Błazen kopnął małego monarchę w wypięty zadek. - Czy to jest ta chwila, w której ja wychodzę za nimi, a ty zostajesz sam ze swoimi planami? - Król odwrócił się i przyłożył Błaznowi z liścia. Na twarzy Brigid zagościł ciepły i zadowolony uśmiech. Marionetki poruszały się jak żywe. Król obalił Błazna na ziemię i skakał po nim, robiąc piękne “prysiudy” niczym ukraiński tancerz ludowy, korona zsunęła mu się zawadiacko na prawe oko.

***

Świat właśnie umarł. W tej jednej sekundzie, gdy Kristberg Leikrini spoglądał w cieniu drzew na malarkę. I świat za jego plecami – pełen srebrnego światła, pełen powabnych woni, dzikich krzyków, alkoholu lejącego się strumieniami, krzyku, gniewu, ale również pragnień zmian, miłości, zabawy, zemsty – wszystko to zagasło. Zagasł niepokojący szum drzew i chlapanie błotnistego gruntu. Zagasł i on. Świat umarł.
-Wszyscy stomii w mroku mój druhu. Nawet Jezus się wyparł. Nawet Jezus modlił się od odsunięcie cierpienia. Nawet ty stoisz w mroku i.. nie ma... żadnego... nigdy... nie było... ŚWIATŁA!
Cień z całą brutalnością wdarł się do psychiki Islandczyka, zabił w jego oczach świat i zabił światło. Lampa osunęła się w błoto, w pieszym momencie drwal poczuł dziwny, jakby przedsenny bezwład. Momentalnie mięśnie zesztywniały, twarz wykręciła się w złym grymasie. Umysł zalały negatywne wartości. Spojrzał na malarkę...
...Lorraine szlochała cichutko. Zza drzew widziała dogasające hulanki. Gdzieś na pograniczu jej daru słyszała frazę „świat umarł”. Coś się z tym kojarzeniowy jej nastrój, koniec zabaw, przygaszające światła, mniej ludzi i krzyki jakoby milknące pod płaszczem leśnej głuszy. Opierała się o drzewo, czuła słabość w nogach, serce jej kołatało. Świat umarł... Fraza sięnasiliła. Przez łzy spojrzała na obozowisko, ten martwy ochłap idei i człowieka... Martwy już teraz, bo ich zabiją, ona... Szloch uwięzła jej w gardle. Zapach wilgotnej ziemi przypomniał o lesie. Wydawał się groźny, niezglebiony. Jak tajemnica z dziecięcych lat.
Na ziemi piknęła gałązka. Czyjś ciężki, sapiący oddech. Zza drzew ujrzała twarz drwala w zawistnym wyrazie, uderzyła ją ciemna aura niczym skorupa zamykająca wnętrze, zmarszczki, głębokie bruzdy na twarzy i szalony wzrok. Twarz miał straszną. Dłonie którymi szarpnął nią do siebie – zimne jak u nieboszczyka.
-Będzie nam dobrze...
Głos ochrypły, niski, nie jego lecz zarazem tak podobny jakby należał do bliźniaka. Drwal chciał chronić dziewczynę i... Zabić dzieweczkę. Zgwałcić dziewczynę i pocieszyć dziewczynę. Zniszczyć dziewczynę ją zachować. W głowie grały mu dźwięki walczącej woli.

***

Cień po pewnym czasie pomknął za drwalem, a czuć to było przez mgielne smugi które przebiegły po ścianie. Judasz milczał. Długo i wymownie przyglądał się kobiecie lecz na jego obliczu nie było ani śladu zadumy czy strachu o ich przychylność. Powiernik cały czas twarz miał wykrzywioną i rolniczym wyrazie, oczy martwo podające w jakiś niezidentyfikowany punkt w przestrzeni (nie na Brigid, wydawało się jej, że może za nią albo na wskroś do przez nią). Kłopotliwa cisza zaległa w pomieszczeniu na kilka minut. Dopiero po tym czasie Judasz beznamiętnie chwycił on pęk kluczy. I się zaczęło.
Klucznik sprawił mniszcze cierpienie, wiele cierpienia. Nie jakiegoś wielkiego, lecz plątające oczy, mieniące się w wielości kluczy na pęku które jak magnes przyciągały jej oczy doprowadzalnik do bulu głowy, a ćwiki uderzających o siebie miliardów kluczy, chociaż przyciszone jakoby odbiegały gdzieś z daleka, a nie z tego wszech-mnogiego pęka kluczy, dźwięki te były gorsze niż wizyta u dentysty gdyż wierciły nie tylko w głowie lecz także w duszy. Trwało to kilka dobrych chwil podczas których kobieta myślała, że zapadnie się do środka.
Judasz pokazał jej trzy klucze rożnego kształtu i wielkości. Tylko mogła przynajmniej o nich powiedzieć, gdyż zmysły dalej dochodził iły po siebie po obserwacji pęka, a same klucze wydawały się w tej rzeczywistości jakoś abstrakcyjne, wiedziała że są, znała ich wymiary, kolor – lecz ich nie widziała.

-Jeden jest waszym powrotem do domu. Dwa to klucze do czasu i przeznaczenia. Kiedy masz możliwości, a śmierć nie stanowi przeszkody, wtedy myśli się w kategoriach ocalenia. Więc nie ocalić ojca to go zabić. Lecz mam klucz do czasu również dla ciebie. Przegrałaś swe życie, jesteś jednym z wielu pokonanych. Mogę dać ci zmienić swój los. Drugą szansę. Przekonaj swych towarzyszy do moich działań. Musimy tutaj przywrócić światło... Musimy! Jeśli zmienicie zdanie, wypisz na pergaminie moje miana.

Semita wykreślił dłonią ramę drzwi w powietrzu, a następnie skoczył w nią znikając jej z pola widzenia. Została sama i... Pies nerwowo kręcący się po pomieszczeniu.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 02-10-2011, 09:49   #76
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
ie powiedziała ani słowa, tylko patrzyła na klucze starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Jej rozciągnięte w sztucznym, fałszywym uśmiechu usta nawet nie drgnęły, choć gdzieś w tyle czaszki, wolno jak dryf kontynentalny, obudziła się ta część Brigid, która nie była zmęczona życiem bez sukcesów i nie przyjmowała cierpliwie wszystkich karesów losu. Przebudziła się, przeciagnęła i wrzasnęła w studni umysłu Brigid: "Kim mu się wydaje że jest?! Niech się odpieprzy od taty! Nie ma prawa sądzić ciebie ani nikogo!".

- Pudło, Iskarioto
- rzuciła do pleców odchodzącego Judasza. - Nie masz ich i nie masz mnie. Nie zawracaj mi dupy sofistyką, jestem w tym lepsza od ciebie.

Błazen zerwał się z ziemi i uciekł ścigającemu go Królowi, tylko po to, by wbiec w pętle zawieszoną na palcu Brigid jak na gałęzi drzewa. Mniszka poruszyła delikatnie dłonią, Błazen zachwiał się i zawisł.

Kiedy Judasz zniknął, Brigid siedziała jeszcze moment nieruchomo. A potem uśmiechnęła się szatańsko, zabrała marionetki i butelkę wina, gwizdnęła na drepczącego niespokojnie psa i wyszła.

***

Namiot Panny Pieguski nie był trudny do znalezienia. Taka masa dzieci w sposób naturalny wydawała z siebie trudne do zignorowania sygnały:
- Mamaaaaaa, jeść!
- Kupę!
- On mnie uderzył!
- Ona mnie ugryzła!
- Ałaaaa, ty świnio!
- Ja jestem wodzem rewolucji!
- Nie bo ja!
- Głupi jesteś!
- Sam jesteś to co powiedziałeś!


Panna Pieguska jedną ręką mieszała w garnku, próbowała jednocześnie przewinąć wrzeszczącego dwulatka, pocieszyć płaczącą dziewczynkę i rozsądzić spór pomiędzy trzema wodzami rewolucji. Ponad totalnym rozgardiaszem rzuciła Brigid spojrzenie na poły rozbawione, na poły cierpiętnicze. Brigid uśmiechnęła się serdecznie, a potem klasnęła w ręce.

- Przed namiotem stoi magiczny pies i pozwoli się pogłaskać wszystkim grzecznym dzieciom.
Trzech małych wodzów rewolucji spojrzało na Brigid z całkiem dorosłym niedowierzaniem.
- My nie jesteśmy już małymi dzidziusiami, psze pani, w bajki nie wierzymy - oznajmił najstarszy z wodzów.
- To wielka szkoda - odparła Brigid i uchyliła płachtę służącą w namiocie za drzwi. Chart właśnie zadarł łeb ku niebu i wyglądał naprawdę bardzo magicznie.
- Możecie głaskać. Nie gryzie - poinformowała.
Trzech wodzów rewolucji zderzyło się przy wyjściu, wreszcie wypadli na zewnątrz, skąd dobiegały ich zachwycone okrzyki. Brigid podała Pannie Piegusce butelkę wina.

- Dla ciebie i Onezyma. Na przeprosiny - trochę się z nim pokłóciłam. Jakbyś chciała na wieczór pozbyć się dzieci, to się chętnie nimi zajmę
- przymrużyła porozumiewawczo oko. - Jestem świetna, zwłaszcza jako koń i smok do pokonania.


Spędziła w namiocie kilka chwil, słuchając plotek i pogłosek... i w sumie nawet dobrze się bawiła. Najlepiej od czasu przybycia do Omeyocan.

***

Brigid zdążyła ustawić przed ich chatką stelaż teatrzyku i właśnie pracowała nad scenografią, kiedy zdała sobie sprawę, że Lory i Kristberga ciągle nie ma... pies kręcił się niespokojnie wokół Brigid. Przez chwilę nawet chciała ich poszukać, ale dała spokój. Po pierwsze, pewnie gdzieś się zaszyli i rozmawiają... Po drugie, zdążyła już zauważyć, że Islandczyk o wiele lepiej dogaduje się z małą malarką niż ona. Nie zamierzała im przeszkadzać. A na ewentualne kłopoty zawsze da radę szybko zareagować. Ich początek obwieści światu pożar i słup dymu. Więc chociaż potrzebowała Lory, by ta pomalowała jej teatrzyk i pacynki, odłożyła to sobie na później.

- Co to jest? - jakiś smark dotknął nabożnie palcem ściany teatrzyku. Został wydelegowany - za nim stała grupka nie tak odważnych ciekawskich.
- To - Brigid zawinęła rękami w magicznym geście - To jest świat.

Zagwizdała i zagrała, marionetki skoczyły na scenę. Ot, próba przed głównymi występami. Wyjatkowo za darmo.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_bl-MynjnCU[/MEDIA]

***

Złożyła teatrzyk. Można w sumie uznać, że pierwsze przedstawienie odniosło sukces... publika nawet klaskała. Brigid siedziała na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i głaskała łeb psa.
- Niepokoisz się o swoją panią? Dobrze, poszukamy jej. Mamy w końcu do pogadania...

Jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Że też nie wpadła wcześniej na to, że sama też może coś napisać na pergaminie!

"Mogłabym napisać - królik. I mielibyśmy być może bitki na kolację".

W brzuchu jej zaburczało. Takie bitki z królika to niezła rzecz. Brigid wyjęła swój przybornik, starannie zaostrzyła pióro i wydobyła buteleczkę inkaustu.

- Już, zaraz pójdziemy - obiecała skomlącemu psu. - Tylko coś sprawdzę.

Położyła skrawek pergaminu na kościstym kolanie i przycisnęła do niego pióro. Kropelka inkaustu spłynęła z końcówki. Naprawdę chciała tego królika, to był rozsądny wybór, jakby się udało, mogliby się najeść. Ale z pióra spłynęło inne słowo, napędzane pragnieniem piękna, grozy i marzeniami o lataniu. Brigid chuchnęła, by osuszyć pergamin, spojrzała ciekawie i z lekką trwogą w niebo, i znów na pergamin.

Smok
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 02-10-2011 o 09:52.
Asenat jest offline  
Stary 12-10-2011, 22:37   #77
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Cichy chichot. Szaleńczy Chichot. Wrażenie uwięzienia we własnym ciele.
Lampa leżała porzucona.

Nie lubimy światła, nie lubimy słońca. Mrok jest romantyczniejszy. Skrywa tak wiele słodkich tajemnic.
A Lorraine była tak blisko. Śliczniutka, delikatna niczym porcelanowa laleczka.
Przyznaj się. Od początku tego chciałeś.

Bez światła wszystko skrywa ciemność. Bez światła nawet znajome przedmioty i osoby wydają się inne... Mroczniejsze i wypaczone. Wyobraźnia i strach dopowiadając to czego nie może dostrzec wzrok.


A tym bardziej w takim miejscu, gdzie ciemność żyje i ma własne cele.
-Lorraine... chodź do mnie... będzie miło... pokażę ci dlaczego... kobiety lubią mężczyzn..- słowa wydobywające się z gardła islandczyka przypominały bardziej zwierzęcy charkot niż ludzką mowę. Cała sylwetka Kristberga była bardziej przygarbiona, bardziej dzika, bardziej nieludzka.-Będzie nam dobrze.

Wycierając nos i ocierając łzy nie miała czasu się rozglądać. Zdawać się mogło, że to jakiś ponury żart. Lampka ostrzegawcza zapaliła się nieco za późno. Drwal był tuż obok, dziwnie nie swój. W panującym półmroku jego cienie były głębsze, bardziej ostre. Nie mogłą dostrzec jego oczu, ukrytych w ciemności. Cień zdawał się dziwnie drgać, niby unosić się w koło.

- To nie jest śmieszne. Idź sobie. - Powiedziała z wyrzutem. Czując irytację, która przysłaniała instynkt.

-A kto tu się... śmieje... pocieszę cię... pokażę nowe... przyjemności.-drwal czaił się niczym dzikie zwierzę. Podchodził swą zwierzynę. Jeszcze tylko, trzy kroki, dwa... jeden. Jeszcze tylko kilka kroków i ją dopadnie.

Kristberg nigdy tak nie mówił. Nie jest jednak bohaterką beznadziejnej książki, ani filmu kategorii B. Przeturlała się nieco w bok chowając się za drzewem jednocześnie kucając i kątem oka, całego wilgotnego i spuchniętego, obserwując drwala. Nie wiedziała o co chodzi. W tym świecie raz za razem wszystko się na nią zwalało, jakby wielki młot próbował ją zgnieść, jak małą muchę.

- Kristberg! Co Ci jest! Uspokój się! ...proszę. - Jego aura była mroczna, zupełnie jak nie jego. Z jego świadomości przebijały czasem myśli, ostre niczym szpile, wbijające się w jej skronia. Były zbyt gwałtowne, lub przerażające, by mogła się na nich skupić. Zdecydowała się uciekać, chowając za drzewami. Była w końcu od niego zwinniejsza.

-Jesteśmy spokojni... prawda?... bardzo spokojni... połóż się spokojnie, a zaznasz nieba... prawda, że chcesz do nieba?... wszystkie dziewczynki chcą do nieba... wszystkie grzeczne dziewczynki... jesteś grzeczną dziewczynką, Lorro? - drwal wyrzucał z siebie charkliwym głosem kolejne urywane zdania próbując ją dogonić. Mimo ciężkiej zbroi wydawał się być zwinny, choć daleko mu było do zwinności Paryżanki. Chichocząc bełkotliwie pytał.- Byłaś już w raju?... Nie... na pewno nie... wyglądasz na dziewicę... zabiorę cię do raju Lorro.

Zgarbiony i pokurczony, nie mogący się zdecydować na to czy chodzi na dwóch czy czterech łapach, drwal próbował dopaśc wymykającą mu się dziewczynę.

Lorraine odskakiwała za drzewa. Może i była szybsza, zwinniejsza, ale na pewno nie tak wytrzymała. Co chwilę z jej gardła wydobywał się wysoki krzyk, unikając wielkich rąk opętanego drwala. Bo cóż innego mogło mu się stać?

Czemu! Czemu! Zaraz mnie dopadnie” - myślała, jednak z jej oczu nie płynęły już łzy. We krwi buzowała adrenalina. Nie chciała jednak zabić drwala, nawet nie chciała zrobić mu krzywdy. Chciała go tylko powalić na ziemię i uciec.

Robiac kolejny unik, o mało nie przewracając się o wystający korzeń, wybrała niebieski pędzel. Kristberg sapał i mamrotał, jednak go nie słuchała. Zderzenia jego wielkich rąk z pniami drzew były wystarczająco przerażające. Od jego głosu dostawała gęsiej skórki.

Dziewczyna zaczęła kręcić przed sobą błękitny wir, myśląc o potędze morskich fal rozbijających się o skaliste brzegi i skarpy. Schowała się za drzewem i nie mając już siły uciekać odwróciła się, czekając na drwala, który miał właśnie wyskoczyć.

Uderzenie było silne i Lorraine usłyszała głośny bulgot. Woda niczym strumień z węża strażackiego rozbryzgiwała się o sylwetkę Kristberga. Wypluł wodę i zacharczał. Nie powstrzymywało go to i dziewczyna musiała się wycofać. Mimo tego zdobywała cenne metry.

- To nie było.... miłe...- słowa zmieniły się niemal zwierzęcy warkot, gdy Kristberg osłaniał twarz przed strumieniami wody, prąc uparcie naprzód. Zbroja sprawiała, że uderzenie cieczy nie było odczuwalne w postaci bólu. Strumień wody, był tylko siłą powstrzymującą go, przed zdobyczą.

"Nie miłe, acz nie dość" - pojawiło się w myślach dziewczyny. Lorraine cofała się, zdobywając dystans. Nie wiedziała jednak jak go obezwładnić. Musiałaby chyba wykopać w ziemi dół, a nie miała na to czasu. Jak obezwładnić, unieruchomić chociaż na chwilę opętanego mrokiem człowieka? Już przed opętaniem był dużo większy i silniejszy od niej.

Mając nadzieję, że się uda... nie, mając pewność i wiarę. Tutaj wszystko opierało się na sile charakteru. Z determinacją zmoczyła pędzel w wodnej kuli i przeciągnęła nim w stronę strumienia. Kilka delikatnych pociągnięć i woda zaczęła wyglądać lód. Namalowany lód zaczął stawać się rzeczywistością, zajmując magiczną wodę niczym oddech Królowej Śniegu.


Odpowiedzią był ryk mężczyzny. Ryk wściekłości. Ryk bezrozumny. Ale działania, juz takie bezrozumne nie były. Kristberg, chwycił oboma dłońmi za swój topór i zaczął uderzać ostrzem o zaporę. Starał się rozrąbać lód, tak jak wtedy... gdy rozrąbywał wrota miasta.

Lorraine krzyknęła przerażona. Widząc że i to na długo nie powstrzyma wojownika zaczęła uciekać. Lód spajał ciało drwala z ziemią, ostre szpony mrozu wżynały się jego ciało, ale było to na nic. Uciekała przed siebie szukając... właściwie to nie wiedziała czego szukać. Byli głęboko w lesie, opanowanym przez mrok. Czy wchodząc do lasu sama się nie skazała na zgubę, od samego początku? Przeklęty Judasz!
 
Kritzo jest offline  
Stary 18-10-2011, 21:59   #78
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Srebrne światło zostawili już daleko za sobą, jeszcze majaczyło pomierzy pniami drzew i zaroślami lecz było to ostatnie pożganie gdy oboje szli w ciemność. Drwal właśnie przerąbał się przez lód. Od malarki dzieliło go ponad sto metrów, jej drobna postura niknęła z drzewami, w gęstej, mokrej mgle. Już miał podbiec...
Był przypływ zła i sił, musi i nastąpić odpływ. Dzikie pragnienia opuściły umysł czyniąc go jałowym. Wycieńczony Kristberg poczuł dźwięczenie w uszach, potworne zmęczenie oraz nieokreślone uczucie niebytu jako okruch zawieszony w próżni. Jego osobowość dopiero dochodziła do siebie, chaos myśli i emocji musiał się ułożyć ponownie w całość kiedy cień go opuścił. Nogi miał jak z waty, zataczał się, kręciło mu się w głowie. Wyciągnął dłoń aby przetrzymać się drzewa lecz... Nie napotkał go, zachwiał się i runął jak kłoda w błoto wymieszane z gnijącymi liśćmi i mchem. Leżał tam kilka chwil nim ledwo się wygramolił lecz jeszcze klęczał w bocie. Miał w dłoni swoją latarnię, delikatny, słaby, srebrny blask był jedynym światłem w lesie. Lorraine widziała, ja brudna aura opuszcza drwala. Sama opierała się o brudne z jakiego szlamu drzewo, zmęczona, zdyszana. Było jej niedobrze. Miała wrażenie, że cały las kwitnie, przekwita i umiera niczym gnijący owoc. Las rozpierał się w życiu po to aby zgnić. Szum. Czyjaś obecność.

Ceridwen pojawił się w brzęczącym roju robactwa w mgnieniu oka z niezwykłą prędkością. Stał pomiędzy nimi, po prawej miał wygrzebującego się drwala z lampą, a jeszcze dalej – miast którego światła zniknęły w gęstwinie, po prawej – malarkę. Szaty opadały luźno, maska lśniła jakoby natarta jakimś tłuszczem. Wokół czuć było woń piżma i świeżo utoczonej krwi. Owady obsiadły korony drzew. Wiatr wył żałośnie przenosząc upiorny chichot cienia który gdzieś tutaj się krył. Wszyscy go słyszeli. Drwal już powstał na nogi, jeszcze tylko trochę kręciło się mu w głowie. Malarka zauważała, że opierając się o drzewo oszroniła korę. Ceridwen spojrzał na nich, a każde napotkanie jego wzroku powodowało mdłości, zawroty głowy i jakoby większe buzowanie krwi której bieg przyspieszał jak przed biegiem o przetrwanie.

***

Piegowata z prawdziwym, radosnym uśmiechem przyjęła wino, a także nie omieszkała kobiety raz jeszcze powitać wylewnym, mocnym uściskiem i przyjąć jej (z wyraźnym zaciekawieniem, spojrzenie świdrowało Brigid Monk na wskroś tysiącem niewypowiedzianych pytań – widocznie zanosi się na nową bajkę) czym chata bogata z wielką serdecznością i ogólnym rozlataniem którego nie usprawiedliwiała ni gromada dzieci, ni temperament.
Kobieta tak broniła się przed ciemnością. Każdy musiał znaleźć sposób. Pieguska okazała się nazywać Ogygia. Co ciekawe prócz płynących z jej ust pochwał Izraela, wielu pytań na temat pochodzenia mniszki (i wyjątkowe zorientowanie w miejscach, wymieniła nawet sanktuarium Oczu Nieba, a także kilka nieznanych nazw które Brigid umknęły w pamięci) oraz natłoku faktów związanych z historiom pieguski, posiadaczka pergaminu mogła wyłowić najwartościowsze fakty. Fakt, że pieguska miała zostać wampirzycą i żoną jednego z generałów wcale nie wzbudzał u niej tak negatywnych emocji, nie wyrażała tego. O wszystkim co czynią wampiry czyli ludzie którzy wkupili się w łaski ciemności – czyli spijaniu ze świata wszystkiego, nawet dusz, torturowaniu służby czy wielkiemu hedonizmowi oraz poszukiwaniu coraz to większych uciech (czyżby tutejsza odmiana dekadentyzmu?) Ogygia największy nacisk kładła na rolę kobiety. Mówiąc wprost, nie podobał się jej poddańczy model kobiety wampirów, brak zajmowania przez nie stanowisk czy fakt... Że nie mogą sypiać ze służbą. Co prawdę nie powiedziała tego wprost ale to właśnie zburzenie tego porządku rzeczy (raz wspomniała, że skoro miastem rządzi Nyks te czemu nic nie zrobiła?) najbardziej podobało się matce młodych rewolucjonistów.
Lecz prócz tego, w przerwach pomiędzy poczęstunkiem oraz plotkami raczej nie interesującymi pokroju kto, z kim i czemu, pojawiło się sporo wieści o wiele ciekawszych natury ocierających się o politykę. Więc mniszka usłyszała, że kiedyś zjawy, tutaj – w lesie, pojmały Izreala gdy jeszcze nie był przywódcą, a rewolucja składała się grupy uciekinierów nie Horacych o walce. Podobno wtedy przywódcę pomógł uwolnić Dajus. Jeszcze ciekawiej prezentował się fakt, iż rzekomo Izrael miał zaraz po tym rzucić się na księcia z rządzą mordu... I go pokonać. Plotki o armii którą władała ciemność. Podobno zjawy byli niegdyś ludźmi których wtrącono do ciemnicy. Wampiry byli zacnymi wojownikami lecz największa trwogę u buntowników budziła gwardia. Wielkie, niekiedy ponad dwumetrowe zbroje w pałacu mogą się na rozkaz ruszyć stanąć w obronie monarchii. Podobno duchy (świetliści jak mawiała pieguska acz nazwa była tak naiwna, iż zapewne nie była prawdziwa) które towarzyszyły poprzednim władzom – przepadły. Z nowszych plotek – Izrael podejmuje wojnę podjazdową starając się jak najbardziej osłabić ciemność. Co do samej osoby Izraela to był on uważany za kogoś w rodzaju nadczłowieka. Sam uważał, że człowiek może wszystko, a świadomość określa byt. Podobno niedawno przyszło mu nawet to udowodnić broniąc się przed zamachowca. Sama scena nie była widziana przez nikogo poza najbliższym otoczeniem lecz Ogygia widziała jak niedoszłego mordercę wynosili z namiotu przywódcy całkowicie obłąkanego mamroczącego coś o wieczności.
Ostatnią wieścią, już bardziej wstrząsającą (przynajmniej dla piegowatej) były plotki o przybyciu Judasza Iskaroty i jakiejś niesamowitej rzeczy którą ze sobą przyniósł.

***

Druid się nie odzywał. Miast tego, do gromady owadów, dosiadły się ptaki, na drzewach ale także na ziemi, wielkie, szaro-bure (zresztą o kolor było bardzo trudno bez złotego światła) ptaszyska podobne nieco do kruków, wron i... Jastrzębi. Utworzyły one zwarty krąg dookoła drwala i malarki. Szmery. Drzewa drgały, pulsowały niczym tętnice dziwnego, ożywionego obecnością druida organizmu. Po korze spływała cuchnąca żywica. Ciemność, jej rozmazane plamy – czaiła się dalej, sunęla w lesie leniwie jak podczas dziwnego patrolu. Za druida mówił szum liści, krakanie, uderzenia dziobów czy bzyczenie owadów, jego słowa znajdowały się w chmarze dźwięków co chwila zmieniając lokalizacje i medium.

-Wybaczcie, że przerwaliśmy ale to jedyna okazja. Pewnie jeszcze nie pomyśleliście nad naszą propozycją, cóż – byliśmy niepocieszeni. Jednak żal się mi zrobiło kolejnych dusz zwodzonych przez Judasza. Pozwólcie, że coś wam powiemy, a potem postanowicie co z tym uczynić i czy nie przyjąć naszej pomocy.

Dyszeli ciężko. Malarka widziała jak od Ceridwena wylewają się zgniłe, szaro-bure barwy krwi, żywicy, roślin i wody leniwie niczym powolna, zamulona rzeka omiatały środowisko przejmując nad nim władzę. Druid pozwolił im przyjąć dogodną pozycje (w otoczeniu ptaków skrobiących się o groźnie wyglądające dzioby) nim kontynuował.

-Jak wiecie Judasz sprowadził do miasta ciemność. Był to finał naszej drogi z nim, byliśmy w wielu miejscach, a na końcu przyszło nam uczestniczyć w tej intrydze. Myślicie, że on potrafi spełniać życzenia? Tak... Ku zagładzie. Nie chcieliśmy wracać do domu lecz sytuacja tam to nasza rzecz. Zechcieliśmy być zawsze razem i stać się nieśmiertelnymi. Miłość... Słyszeliście o niej. Czasem chce się być po wieczność z ukochaną osobą. Judasz... Ten pies... – Dźwięki nasilały się, zdawało się, że ziemia lekko faluje pod smagnięciami wijących się pod nią korzeni -Zrobił to w wypaczonej formie. Teraz przybył i zabrał nam życie wieczne. Uczynił nas potworem, potworem który umrze. Patrzcie co z nami zrobił!

Druid krzyna, malarka miała szczęście, że stała doń tyłem. Tego nie można było powiedzieć o Islandczyku. Ich gość tylko na moment uchylił rąbka maski. Drwal wyrzucił natychmiast z pamięci to, co zobaczył. Tylko skupił się w błocie i zapłakał jak dziecko nad nieokreślonym żalem nad – chyba sobą, za to, co ujrzał. Coś okropnego i strasznego, paskudnego i zniszczonego. Obrzydliwość tego świata.

-Z wami stanie się podobnie. Lecz jesteśmy tu już długo, znam część dróg. Możemy zaprowadzić was do domu. Tylko wydajcie Judasza.

***

Brigid Monk podskoczyła. W pierwszej chwili litery tylko zafalowały, a jej nozdrza uderzyła wielokrotnej jaskini. Wnet pergamin jakby się rozwiał czy też rozwiał bariery rzeczywistości. Mniszka miała w dłoni mała, roboczą dziurę pomiędzy światami przez która dostrzegała srebrzysto-złote ruiny dawnej twierdzy oraz fragment cielska wielkiego gada (smoka!) o smolistej łusce. Ruszył się zwalając metalowe kolumny, barwy rozgrzanego metalu źrenica spojrzała na kobietę. Jego ochrypły, sykl iwy głos nie wydał jej pośrodku obozu, a tylko zabrzmiawszy w jej głowie.

-Ciii... Nie panikuj... Pozwól mi zgadywać. Jesteś śmiertelniczką, pochodzisz... Świat Netwona, Junga czy Buddy? Prawda? Udało się ze mną skontaktować więc dysponujesz pewnymi możliwościami. Więc pewnie jesteś kapłanką... Jeśli dobrze widzę, przedmiot którego użyłaś powiązany jest z moją panią, Thea... Więc Thea ma już kapłanów? Uwolniła się? Nie... Czekaj... Ten zapach, ten talizman... Włos. Kapłana Judasza, tego psubrata! Jak to! Więc jesteś kapłanką wiedzy i stoisz pomierzy prawdą, a tajemnicą, porządkiem, a chaosem, wiedzą, a kalkulacją, biernością i ruchem... Zgadłem? Winszuje, winszuje... Po cóż zaglądasz do mnie, starego smoka, Brigid?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 29-10-2011, 00:52   #79
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość


Czarna otchłań... Kristberg wpatrywał się w czarną otchłań swych myśli, porażony jej głębią.

Ciało paraliżowało przerażenie, tym co zaszło przed chwilą. Koszmar wydarzeń minionej chwili załamał mężczyznę. Nie potrafił nic powiedzieć, ni ruszyć. Równie dobrze mógł być martwy. Powinien być martwy.
Pojawienie się druida, wywołało szok, który pozwolił się drwalowi otrząsnąć z drętwoty.

“Tylko wydajcie Judasza.”- słowa te wywoływały spazmatyczny śmiech u drwala. Przymknął oczy i rzekł.- [I]Wydać ? A bierz go sobie. Jest w obozie buntowników. Dlaczego uważasz, że go mamy. Że możemy nim handlować, jak bydłem.[/i]

Nie zmieniał pozycji, niemalże zamrożony w tym trwaniu.-Bierz Judasza. Wypełnij swą zemstę.

-Gdyby wszystko była takie proste...

Lorraine pożegnała się z odpoczynkiem. Okrutnie zła, bez chwili wytchnienia, sfrustrowana ze zmęczenia, balansując między rozpaczą, strachem, a złością. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie i szlag trafi wszystko wokół. Jej ciało ociekało potem, drobne krople spływały torując sobie ścieżkę ku ziemi. Czuła coś podobnego do gęsiej skórki, lecz pochodziło to ze środka i nie przechodziło. Może to o tym się mówi, że świerzbi ręka.

- Co nam po Twoich obietnicach?! Na razie sami z sobą nie dajemy sobie rady. Myślisz, że teraz skorzystasz, bo złapałeś nas na chwili słabości? Niedoczekanie! - W jej dłoni pojawił się pędzel, który niczym rękojeść niewidzialnego miecza kapnął czerwoną cieczą. Uderzając o ziemię krople ciemne niczym krew zmieniały się w małe ogniste eksplozje.

- Dajcie mi wszyscy święty spokój! - Stała zwrócona w stronę drwala z opuszczoną głową. Była spięta niczym struna, gotowa do ataku jak kotka broniąca swoich młodych.

-Gdybyś... raczył. - Cień pojawił się obok drwala.-Wyjaśnić co masz na myśli? Och, to niewątpliwie dramatycznie brzmi “Pomóżcie, a wam pomogę”, albo “Gdyby to było takie proste... ale możesz uraczyć wesołą gromadkę szczegółami? Co właściwie proponujesz? Czego od nich żądasz?- Gdyby miał widoczne usta, Cień zapewne by się teraz uśmiechał mówiąc.-Wiesz. Oni jak dotąd nie byli posłusznymi pupilkami Judasza. Nie ma powodu by im ufać. Zakładam, że przyszedłeś tu z konkretnym planem, a nie tylko... z pobożnymi życzeniami?

-Tak. Zemsta jest rozkoszą bogów... – Druid zarechotał. Dosłownie, jak żaba. - Możemy was odesłać powrotni do domu. Spędziliśmy tutaj już pewien czas i posiedliśmy pewne wpływy oraz znajomości. Jesteśmy w stanie ruszyć me koneksje i zaprowadzić was do domu czy też gdziekolwiek chcecie. Z waszej strony pragnę tylko dwóch, marnych rzeczy. Pierwsza, przenieść skrawek ciemności który zaraz wam damy. Dzięki niemu Nyks usłyszy jak Judasz spiskuje przeciw niej. Drugie... Kiedy on przystąpi do realizacji swoich planów, powiedzieć nam gdzie się uda. Wtedy obława będzie nań czekać.

- Wy chyba jesteście niespełna rozumu. Judasz ciągnie tak od stuleci... ale jak chcecie się z nim bawić w te gierki to wasza sprawa. Dawaj te skrawki i spadaj. I tak nie masz co liczyć na nasze obietnice. Wasze słowo nie jest dla nas nic warte, bo nie jesteście wcale lepsi od Judasza. - może nawet gorsi, jakby się nad tym zastanowić, choć motywy Judasza są nieznane. - "Pożyjemy, zobaczymy. A teraz się wynoś".

-O ile ciemność nie jest problemem, da się ją łatwo podrzucić - rzekł ironicznie Cień. - O tyle Judasz nigdy nikomu nie mówi gdzie się udaje. A ta trójeczka, nie jest pupilkami. Za często okazuje mu pogardę i brak entuzjazmu dla jego światłego przywództwa.

Drwal spojrzał bez słowa na dwójkę i chwyciwszy za lampę ruszył w kierunku głębi lasu, w przeciwnym do obozu. Kristberg był zagrożeniem. Po tym co się stało, zdał sobie sprawę, że jego obecność przy dziewczynach, jest dla nich zagrożeniem. Lepiej się oddalić, zanim nastąpi kolejny atak “choroby.”

-Słuchaj drogi druidku. Jak widzisz przybyłeś w nieodpowiedni czas. Mój pan właśnie użala się nad sobą, a dziewuszka kipi z niewyżycia. Może wpadniesz później, gdy wszyscy odzyskają rozum? - zapytał Cień, podążając za drwalem.

-Byliśmy tacy jak wy. Też byliśmy ludźmi i też cierpieliśmy.

Ptaki i owady wzbiły się powietrze, obsiadły druida by w wnet ucie cieć w niebo, a on gdzieś zniknął w tej chmarze.

- Ty też się wynoś. - Dziewczyna machnęła nienawistnie w stronę Cienia magicznym pędzlem, z którego trysnęła fontanna czerwonej farby, zmieniając się w powietrzu w płomień. Spadając niczym napalm, na miejsce gdzie przed chwilą stał Cień, ogień szybko zajął pobliskie drzewa.

O ile Lorraine potrafiłaby przeklinać, w głuchym lesie odbijałoby się właśnie echo niezbyt wyrafinowanego słownictwa. Nie mając takiego nawyku stała w miejscu, nie potrafiąc poradzić sobie ze złością. Zaciskała jedynie kurczowo dłonie na magicznym narzędziu.

Chciała biec za Kristbergiem. Była też zła, na Kristberga-Cień, ale to nadal był on. Upadła na kolana i zaniosła się płaczem.
 
Kritzo jest offline  
Stary 29-10-2011, 20:50   #80
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozmowa z druidem toczyła się prawie poza świadomością drwala. Zatopiony we własnym koszmarze, zszokowany własnymi czynami i słabością, ledwo zauważał obecność Ceridwena. Myśli Kristberga bowiem krążyły wokół ostatnich wydarzeń, niczym uderzenia bicza zostawiały krwawe rany na jego umyśle i sercu.
Jak mógł do tego dopuścić? Jak to się mogło stać? Czemu zawiódł?
Miał być obrońcą, a stał się niemalże... oprawcą.
Dłonie zaciskały się mimowolnie w pięści. Oczy łzawiły.
Winny! Winny! Winny!
Słyszał we własnej głowie, głos oskarżyciela. Głos sumienia.
Winny napaści na Lorraine.
Winny swym ukrytym żądzom i chuciom.
Winny słabości.
Winny grzechu.
Winny! Winny! Winny!
Nie mógł prosić o przebaczenie. Nie potrafił. Nie chciał. Nie powinien.
Nawet jeśli to tylko chwilowa słabość, spowodowana mrokiem dookoła. Nawet jeśli Lorraine mu wybaczy. Nawet wtedy wina nie zostanie odpuszczona. Nie będzie bowiem poprawy.
Kto mu zagwarantuje, że nie uczyni tego ponownie. Kto mu da gwarancję, że nie zaatakuje ponownie Lorry, albo Brigid, albo jakiekolwiek innej kobiety?
Bez względu na smutek jaki odczuwał i niechęć do swych niedoszłych czynów, drwal nie był pewien czy nie postąpi ponownie w ten sposób.
Wiedział, że za ten czyn musi odpokutować. I uznał, że największym zagrożeniem dla dziewcząt, jest on sam.
Nie zwracał uwagi na Cień, ni na oddalającego się druida, ni Lorraine.
Wziął latarnię w dłoń i ruszył do przodu, przed siebie... prosto w gęsty las. Ruszył zabić Ciemność. Bo czyż to nie było rozwiązaniem problemu? Czyż właśnie nie Ciemność leżała u podstaw tej całej sytuacji?


Latarnia rozświetlała mu drogę, gdy parł do przodu nie zważając na nic. Nie wiedział, czy jest sens atakować Ciemność w jej leżu. Nie wiedział, czy w ogóle jest jakieś leże. Wiedział jednak, że im dalej jest od dziewcząt, tym one są bezpieczniejsze.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172