Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-08-2011, 09:30   #41
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Odgłos łamanej blachy wybudził Alison z letargu. Tak długo tkwiła na schodach, że chyba musiała przysnąć. Nie kontaktowała jeszcze do końca, oczy same się kleiły i nim zdążyła się zorientować w sytuacji wołanie Tytana przeszyło noc. Wstała i starając się odgonić sen ruszyła w stronę wyłamanych drzwi, a nie była sama. Człapiąc przez tłumek dotarła całkiem blisko epicentrum i przystanęła dopiero, gdy Tytan skończył grzebać nadzieje pod grubą warstwą błota. Znów czuła jedynie niesmak do Ironmana.
- Jakieś pytania? - odezwał się koleżka Tytana.
Przed nią wysoki i szczupły mężczyzna zadał cichutko pytanie. Tę postać rozpoznałaby bez pudła nawet w nocy, o północy przy słabym oświetleniu, czyli w warunkach w jakich akurat się znalazła.
- Głośniej, Quentin - szepnęła do ucha ex-kustosza, klepiąc go z drugiej strony po ramieniu.
Właściwie sama nie rozumiała tego impulsu. Po prostu się ucieszyła, że widzi znajomą twarz i... no tak. Nie znali się. Nie mniej, facet chyba się nie przejął zbytnio, gdyż powtórzył pytanie jeszcze raz, ale głośniej. Jak łatwo można było się spodziewać - Tytan odszczeknął coś niestosownego i nie pozostawiającego wielkich nadziei na przyszłość. Usta DiLi z każdym słowem zaciskały się w coraz węższą linię. Nie. Tak nie będzie, chłopczyku.
- Dlaczego nie popierasz wizji stworzenia grupy bojowej podzielonej na mniejsze podzespoły? Bo, problemy z ulokowaniem gdziekolwiek takiej liczby mutantów są oczywiste, co nie znaczy, że niemożliwe jest utrzymywanie kontaktu celem koordynowania poszczególnych grup i dostawania od nich informacji zwrotnych - spytała głośno, nie siląc się specjalnie na krzyk, raczej na odpowiednie naprężenie przepony. Równie dobrze mogłaby na koniec stuknąć obcasami lub zasalutować. Wszyscy wiedzieli, a przynajmniej podejrzewali kim jest. I dobrze, nie będą traktowali jej jak byle dziewczynę z ulicy, która nie ma pojęcia co mówi.

- Mówisz, jakbyś połknęła encyklopedię wojskową - zdziwił się Tytan.
- Zaiste bardzo pięknymi ustami - pochwalił z zalotnym uśmieszkiem kobietę Jones, nieudolnie próbując wywrzeć na niej dobre wrażenie.
- A odpowiedź na twoje pytanie brzmi tak: nie znam się, cholera, na dowodzeniu i byłby ze mnie na pewno marny przywódca, a ja wolę zabierać się za coś, o czym naprawdę dużo wiem - stwierdził, tym razem poważniejąc, Greg.

- Co sprawia, że uważasz, że jako wykładowca akademicki nadajesz się lepiej do masowych mordów niż do dowodzenia? - przekrzywiła delikatnie głowę, a w jednym z kącików ust pojawił się cień rozbawienia.
Quentin wydał z siebie siebie głośne chrząknięcie i szybko przemówił zanim zrobił to człowiek z żelaza
- Może inaczej. Kto zna się na dowodzeniu? - rozejrzał się po otoczeniu, a Alison dając upust swojej złości dźgnęła go łokciem dotkliwe między żebra. Po czym z determinacją zaczęła się przepychać do Tytana

- Widzisz Tytanie, chciałam przez to powiedzieć, że nie doceniasz swoich... osiągnięć. Uciekłeś przed wojskiem, skutecznie uprzykrzałeś życie policji, ukryłeś się bezpiecznie w mieście, chociaż twoja twarzyczka jest warta miliony, co więcej, sprytnie zorganizowałeś spotkanie mutantów.
Zatrzymała się tuż przed nim.
- Masz armię, czy tego chcesz czy nie - rozłożyła ręce w geście bezradności, używając łagodniejszego głosu.
Za sobą usłyszała znów głos Arrowheada. Mówił coś o staniu się sługusem, jakby go było najgorsze co może ich spotkać. Starając się nie myśleć o ex-kustoszu DiLa odważyła się podnieść wzrok na Rathbone’a.
Greg spojrzał na rozmówczynię wyraźnie zaciekawiony.
- Pracujesz w wojsku, prawda - bardziej stwierdził niż zapytał - Jaki stopień?
- Major - odpowiedziała automatycznie i odwróciła się w stronę publiki - Dobra, koniec szkopki. Czy ktoś ma jakieś inne pytania zanim ustalimy co robić?
Odczekała chwilę. Cisza.

- Nikt? Żadnych pytań? - DiLa była szczerze zaskoczona.
Taki tłum i nikt oprócz Quentina nie odważył się zadać jakiegokolwiek pytania. Mimo to czekała, oparłszy dłoń na biodrze postanowiła policzyć w myślach do 20, dając innym chociaż chwilę na refleksje.
Tym razem odezwał się Morgan, kolejny celebryta. Krótko podsumował postawę Tytana, a potem zapytał czy ona sama nie ma jakichś pytań. Hmm. No dobra, to teraz cięższa część.

- Nie, dla mnie wszystko jest jasne - Alison była poważna, nastroje były wystarczająco niekorzystne po idiotycznym wystąpieniu Tytana, wzięła więc głęboki wdech i rozpoczęła to co jej chodziło po głowie od jakiegoś czasu - Słuchajcie, nie wiem jak wy, ale ja sądzę, że bawienie się w kotka i myszkę z policją i wojskiem, nie jest dobrym pomysłem. Hm, właściwie to jest pomysłem okropnym. Nic nie zyskujemy, ani pewności bezpieczeństwa, ani przewagi. Co więcej, w rozsypce jesteśmy słabsi. Widzę dwie możliwości wyjścia z sytuacji, albo wydostaniemy się z miasta albo przejmiemy nad nim władzę. I zanim ktokolwiek odważy się powiedzieć, którą opcję woli uświadomię was, że ta decyzja powinna być zależna od tego czym dysponujemy. To jest - ilu mamy Tytanów, ilu teleporterów, ile osób czyta w myślach. Ponadto ile osób potrafi posługiwać się bronią, prowadzić i tak dalej. Bez tego nie ruszymy.

W zamian za swe słowa DiLa została obsypana pytaniami i wątpliwościami afromana. Za dużą ilością by udzielić na nie odpowiedzi.
- Do tego niektórzy z nas - tu wskazał na siebie i Quentina - są poszukiwani. Do tego, jeśli jesteś wojskowa, ciebie pewnie też szukają - dodał łagodniejszym tonem.
- Jestem - odpowiedziała wprost - I dlatego nie mam zamiaru się chować pod łóżkiem. Co do umiejętności... - odwróciła się z uśmiechem do Tytana - Powiedz, ile ci zajęło zdobycie tych umiejętności?
Na pytanie odpowiedział znowu Morgan. Gadułka się znalazł. Co gorsza, Tytan zareagował pozytywnie. To nie wróżyło nic dobrego. Nie czekała długo na potwierdzenie. Po chwili Morgan nie tylko chciał zabić policjanta z którego mogli wtyczkę, ale też w jego słowach pojawił się...
- Opór wewnętrzny? - Alison uśmiechnęła się z przekąsem - Powiedz, co jest lepszego w stawianiu oporu wewnątrz miasta, czekając na... - zawiesiła głos i rozłożyła ręce bezradnie - nie wiadomo co, od jednorazowego szturmu? To raz. A dwa - podniosła dłoń pokazując na Tytana - Czy ktoś ćwiczył swoje moce chociaż przez tydzień? Słucham - powiedziała to na tyle surowym głosem, że nie spodziewała się odpowiedzi, więc kontynuowała łagodniej odwracając wzrok do Ironmana - Greg, nie wiemy czy to dzięki torturom ci urosły tak moce, czy może po prostu dzięki ciągłemu korzystaniu z nich. Jeśli kogoś obchodzi moje zdanie, połączyłabym nas w 6 osobowe grupki. Taka ilość zapewni jako taką siłę jednocześnie da możliwość pozostania niezauważonym. I...
DiLa urwała uznając, że najwyższa pora na wprowadzenie jakiejś drobnej cenzury dla uszu pana policjanta. Wycelowała w niego palcami tak jakby trzymała pistolet. Nie, żeby musiała to robić, ale jakby zamarła od tak w połowie przemowy, to by wyszło jeszcze gorzej. Przez chwilę sobie wyobrażała to co miał ujrzeć oficer - kolorowe światełka, scena z gitarzystami, perkusją i wokalistą drącym się do mikrofonu. W skrócie - koncert. Nie zastanawiała się długo nad tym co usłyszy, a pierwszym co jej przyszło do głowy był Half-truism zespołu The Offspring.
Mężczyzna drgnął i rozejrzał się dookoła. Ledwo narzuciła iluzję, a już słyszała rzekę pytań z ust Morgana. Nic szczególnego, tak naprawdę. Pytania, na które mogła bez problemu odpowiedzieć, aż do pytania, które wywołało nieprzyjemny dreszcz u nasady karku.
- Czy jesteś w stanie walczyć przeciwko dawnym towarzyszom broni? Bo na pewno to oni zostaną wysłani jako pierwsi przeciwko tobie - zakończył myśl Morgan - A, bo bym zapomniał, kto z państwa jest w stanie zabić? - tu zrobił dramatyczną przerwę.
DiLa podeszła bardzo bliziutko do afromana. Chciała by poczuł się niekomfortowo. Chciała by wreszcie się zamknął.
- To nie twoja sprawa. I przestań osłabiać morale tych ludzi - wysyczała z czystą nienawiścią. Miała już go serdecznie dość. Do czego on, do licha ciężkiego, dążył?!
Odwróciła się i zajęła znowu miejsce obok Tytana. Skupiła się na podtrzymaniu iluzji zostawionej na policjancie.

- Nie widzę sensu w atakowaniu ratusza, to byłby tylko symbol, a tym się ani nie najemy, ani nie obronimy. Jako, że jest nas za mało proponowałabym jednak ucieczkę z miasta. Do tego potrzeba nam kierowców, pojazdów i - podniosła trochę głos - przewagi jaką dają moce. Mój plan na tę chwilę jest prosty, po połączeniu się w grupki, macie ćwiczyć dzień i noc, tak by za tydzień móc stwierdzić na czym stoimy. Damy radę! Nie bójcie się i myślcie o tym co możecie osiągnąć! Wolność na wyciągnięcie dłoni, trzeba tylko troszeczkę poćwiczyć! - zagalapowała się, miała nadzieję, że nie zabrzmiało to komicznie, kontynuowała trochę spokojniej - Za tydzień Tytan postara się o umieszczenie kolejnego artykułu w gazecie. Tym razem może coś subtelniejszego jak... - zakręciła palcem w powietrzu drobne kółeczko zastanawiając się przez chwilę - Pracownik Tesco przy ulicy jakiejś tam pobił rekord Guinessa. Rzuł jedną gumę przez 1,5 dnia. Czy coś. Czy tak czy siak, szukajcie słowa Guiness w ostatnim wydaniu LAPaper za tydzień. No dobra - zaklaskała głośno trzy razy - Zabieramy swoje cztery litery i znikamy. Życzę owocnych treningów!
Po tych słowach DiLa podeszła do Tytana. Chciała z nim porozmawiać. Palant palantem, ale ten facet był czymś pomiędzy ikoną, a sztandarem. Mogli go nie lubić, mogli też uważać, że się na niczym nie zna, ale nie mogli zaprzeczyć, że był on żywym dowodem na możliwość ucieczki. Ponadto, czy akceptował tę myśl, czy nie, miał posłuch. Już chociażby dla tych dwóch faktów należało się nim opiekować, chociażby z daleka. Miała zamiar mu to wszystko powiedzieć, jednak iluzja, była dość wyczerpująca. Dlatego stanęła przed nim i zaczęła grzebać w torbie za długopisem. Gdy go znalazła wzięła jego rękę i na przedramieniu napisała swój numer telefonu komórkowego i imię.
- Jakbyś mnie potrzebował to dzwoń - powiedziała cicho i z uśmiechem puściła do niego oczko - I nie złość się na mnie, Greg.
Nie miała siły stawiać się kolejnemu wywodowi Ironmana, toteż zanim zdążył wyjąkać choćby słówko odwróciła się na pięcie i ruszyła w poszukiwaniu jakiejś grupki, która przyjmie ją w swoje szeregi. DiLa rozglądała się dookoła. Większość osób zaczęła się poznawać i tworzyć nakazane grupki. Już miała ruszyć do obiecującej trójki mężczyzn, gdy wyczuła na sobie czyjś wzrok i odwróciła się w tamtą stronę. Quentin. Hm, no w sumie... Skręciła w jego stronę za późno zdając sobie sprawę, że jest on towarzyszem Morgana. Rozważyła możliwość szybkiego odwrotu. Nie, to raczej nie wchodziło w rachubę, trochę głupio by to teraz wyglądało. Z resztą, w końcu była dorosła, nie musiała wszystkich lubić. Wzięła głębszy wdech i zacisnęła dłonie w pięści dodając sobie w myślach odwagi. Na usta przywołała socjalny uśmiech i zatrzymała się przed Arrowheadem.
- Cześć. Widzę, że szukacie kogoś do ekipy... - rozpoczęła niezręcznie.
Za wszelką cenę próbowała zignorować obecność Alexa stojącego obok, co ułatwił okularnik wyłaniający się z tłumu. Kolejny, który z chęcią przedstawi jej jak wiele błędów jest w jej rozumowaniu. Nie zdołała utrzymać uśmiechu. Była okropnie zmęczona i już nie chodziło tylko o fizyczne wyczerpanie.
- Może motel? Wynająć 2 czy 3 pokoje i kropka. Wystarczy, że nie zobaczą waszych twarzyczek.
Gdyby paliła, to właśnie byłby odpowiedni moment, tym bardziej, że Alex znowu miał lepszy pomysł. Alison spojrzała na kustosza i się lekko uśmiechnęła.
- Nazywam się Alison DiLaurenti - po czym przeniosła wzrok na Morgana - Czy możemy zawrzeć pakt do rana? Pan nie zada mi już żadnego pytania, a ja postaram się nie wydrapać panu oczu.
- Motel nie. Motel odpada... Dzielnica biedy tu, jakaś opuszczona chata. Weźmy trochę rzeczy z magazynu. Na zapas - załagodził natychmiast jej słowa kustosz. Chyba, po prostu, leżało to w jego naturze...
***
DiLa lekko się zachwiała. Właściwie to od pewnego czasu ledwo słuchała. Gdy tylko afroman otworzył usta zupełnie się wyłączyła patrząc niewidzącym wzrokiem na jego twarz. Chyba używał jakiegoś wyrafinowanego słownictwa... niesnaski? pokutując? whatever. Odczekała aż skończy.
- To ja poszukam jedzenia - powiedziała cicho zwracając się do Arrowheada i ruszyła spokojnym krokiem, by porozglądać się po etykietach naklejonych na paki. Szukała konserw w puszkach, chleba lub jakiegoś substytutu, czegoś z dużą ilością kalorii tj czekolada, no i najważniejsze - picia. Uśmiechnęła się w duchu - to było trochę jak szykowanie się na piknik.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 09-08-2011 o 22:07. Powód: czytelność
Eyriashka jest offline  
Stary 14-08-2011, 16:20   #42
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Logan dotarł na miejsce opisane w gazecie. Tak jak myślał spotkał tam samego Tytana. Nie próbował zabierać głosu. Było na to za wcześnie. Right zawsze milczał w takich sytuacjach. Lepiej nic nie mówić niż palnąć głupotę. Dlatego też okularnik stanął w tłumie, przysłuchując się rozmowom.

- Jakieś pytania? - Tym razem odezwał się ten drugi.
“I już? To tyle? Nic więcej nie ma do zaoferowania? No to jestem skończony” pomyślał Anglik.
- Naprawdę nie masz żadnej pomocy do zaoferowania? Kryjówka w mieście, albo lepiej, wydostanie się z miasta? - Zapytał Quentin dosyć cicho i nieśmiało.
- Głośniej, Quentin - szepnęła do ucha ex-kustosza, klepiąc go z drugiej strony po ramieniu.
Arrowhead lekko się zdziwił, ale zaraz przypomniał sobie, że list gończy uczynił go sławnym, więc nie przejął się tym, że ktoś go zna. A raczej o nim słyszał. Odchrząknął i powtórzył pytanie jeszcze raz, głośniej.
Tytan zaśmiał się nerwowo.
- Kryjówka? Jasne! Zapraszam do mojego domu! Oferuję gorące bułeczki, a każdej nocy możemy sobie urządzać imprezki! Nie - Tutaj Greg zmienił ton głosu na bardziej oficjalny. - Kilkanaście osób włóczących się nocą po mieście niczym bohaterowie jakiejś kreskówki wzbudza większe podejrzenia niż kilkuosobowe grupki, których ostatnio pełno w LA. Poza tym granice są przecież zamknięte i wydostanie się z miasta zupełnie nie wchodzi w grę.

Logan z jeszcze większym zaciekawieniem słuchał rozmów. Zauważył, że Tytan miał rację, ale nie ważył się o tym napomknąć. Czekał na dalszy rozwój wydarzeń.


- Quentin, co ty na to, żeby dalej trzymać się razem? Poszukują nas, tak czy siak, a powątpiewam, żeby Tytan podjął się opieki nad nami. Możemy też przygarnąć nowo poznaną przyjaciółkę - tu spojrzał drwiąco na kobietę major - lub towarzysza z parku. Co ty na to? We dwóch zawsze raźniej - zakończył.
- Nikt? Żadnych pytań? - DiLa była szczerze zaskoczona. Taki tłum i nikt oprócz Quentina nie odważył się zadać jakiegokolwiek pytania. Mimo to czekała, oparłszy dłoń na biodrze postanowiła policzyć w myślach do 20, dając innym chociaż chwilę na refleksje.
- A o co mamy pytać? Gdzie mamy się ukryć, co mamy robić? Zapewne odpowie tak samo jak wcześniej. Nie interesuje mnie to, nie mam zamiaru podejmować się opieki nad wami. Czyli w prostych słowach - mam was w dupie, każdy dba o własną skórę - powiedział głośno Morgan patrząc wyczekująco na kobietę - Może ty zadaj jakieś pytanie jak tak bardzo chcesz.
- Nie, dla mnie wszystko jest jasne - Alison była poważna, nastroje były wystarczająco niekorzystne po idiotycznym wystąpieniu Tytana, wzięła więc głęboki wdech i rozpoczęła to co jej chodziło po głowie od jakiegoś czasu - Słuchajcie, nie wiem jak wy, ale ja sądzę, że bawienie się w kotka i myszkę z policją i wojskiem, nie jest dobrym pomysłem. Hm, właściwie to jest pomysłem okropnym. Nic nie zyskujemy, ani pewności bezpieczeństwa, ani przewagi. Co więcej, w rozsypce jesteśmy słabsi. Widzę dwie możliwości wyjścia z sytuacji, albo wydostaniemy się z miasta albo przejmiemy nad nim władzę. I zanim ktokolwiek odważy się powiedzieć, którą opcję woli uświadomię was, że ta decyzja powinna być zależna od tego czym dysponujemy. To jest - ilu mamy Tytanów, ilu teleporterów, ile osób czyta w myślach. Ponadto ile osób potrafi posługiwać się bronią, prowadzić i tak dalej. Bez tego nie ruszymy.

W tym momencie Logan niemal zabrał głos, ale opanował się. Postanowił poczekać na bardziej odpowiedni moment, mimo iż ze zdaniem kobiety zupełnie się nie zgadzał. A wręcz myślał zupełnie odwrotnie.

- Taaak, bije od ciebie podejście wojskowego. Czyli pokrótce, chcesz podjąć się zdobycia miasta, w 30 osób, przeciwko armii naszej kochanej Ameryki? - tu parsknął z cicha - Do tego, powątpiewam, aby każda znajdująca się tu osoba posiadała umiejętności bojowe. Do tego, żaden z nas nie posiada tak rozwiniętych zdolności jak nasz stalowy przyjaciel - tu Alex zrobił przerwę na oddech - Do tego niektórzy z nas - tu wskazał na siebie i Quentina - są poszukiwani. Do tego, jeśli jesteś wojskowa, ciebie pewnie też szukają - dodał łagodniejszym tonem.


Ktokolwiek to powiedział miał rację i nie sposób tego kwestionować. Right uważał, że taka walka to głupi pomysł. Rozmowa trwała w najlepsze. Temat znów zszedł na sprawę ataków. Właśnie w tym momencie Logan postanowił zabrać głos.
- Heh - zaśmiał się okularnik. Wyłonił się z tłumu z uśmiechem na twarzy, po czym dokończył.
- To bez sensu. Jaki wy właściwie macie cel? Przejąć kontrolę nad światem? Ja, tak jak większość z nas zresztą chcę po prostu przeżyć. Żadne szturmy nie uratują mi życia, a wręcz przeciwnie. Jest nas zbyt mało, by zrobić cokolwiek, więc po co ryzykować. Traktujesz nas jak swoich żołnierzy, ale nie zauważasz, że aktualna sytuacja przypomina bardziej polowanie na nas niż wojnę - wytłumaczył mężczyzna z aparatem fotograficznym na szyi. Następnie spojrzał się na kobietę.
- Faktem jest jednak, że w grupie będzie nam łatwiej przetrwać niż osobno.
- No to zapraszamy. Może powinniśmy już sobie stąd iść. A tego metala zostawić samemu sobie, da se rade chłop. - Powiedział Quentin zdziwiony nagłym przejęciem inicjatywy. - Ktoś ma zacny pomysł na kryjówkę? - Uśmiechnął się rozkładając ręce.
- Może motel? Wynająć 2 czy 3 pokoje i kropka. Wystarczy, że nie zobaczą waszych twarzyczek.
Gdyby paliła, to właśnie byłby odpowiedni moment...
- Motel... Szczerze powiedziawszy nie jestem pewien czy to dobry pomysł. Staliśmy się dość popularni, na pewno gość rozpozna nasze twarze i zadzwoni na policje żeby uzyskać nagrodę. Chyba, że to ktoś zaufany, to inna sprawa - powiedział Alex. Ciekaw był, czy kobieta znów się zacznie rzucać - Ja jestem za przesiedzeniem gdzieś tutaj w okolicy, możemy włamać się do jakiejś okolicznej rudery i przeczekać chwilę - dokończył wywód, ciekaw ich reakcji.
- Tak sobie myślę Quentin, chyba powinniśmy trochę przerobić nasz wygląd, bo ja wiem zafarbować włosy, lub je ściąć, żeby byle przechodzeń nas nie rozpoznał. Co ty na to? - dodał po chwili.
- Dobra, mogę ściąć włosy, zmienić ubiór, do tego okulary, da się zrobić. - Przejechał dłonią po ciemnych włosach.
- Hmm, właściwie sam też będę musiał przyciąć trochę włosy, przebiorę się. Droga Pani - tu zwrócił się do stojącej obok kobiety - czy ty również jesteś poszukiwana? Swoja drogą, nie przedstawiliśmy się sobie, jestem Alex Morgan, mój znajomy to Quentin Arrowhead. Ostatnimi czasy bardzo popularni. Miło mi - przedstawił się. Mogła go nie lubić, ale gburem być nie można.
Alison spojrzała na kustosza i się uśmiechnęła przyjaźnie.
- Nazywam się Alison DiLaurenti - po czym przeniosła wzrok na Morgana - Czy możemy zawrzeć pakt do rana? Pan nie zada mi już żadnego pytania, a ja postaram się nie wydrapać panu oczu.
- Motel nie. Motel odpada. Dzielnica biedy tu, jakaś opuszczona chata. Weźmy trochę rzeczy z magazynu. Na zapas.
- Uroczyście obiecuję postarać się więcej nie denerwować Szanownej Pani i przepraszam za dawne niesnaski, szczerze za nie pokutując - powiedział z uroczyście z pokerową twarzą Alex. Przybrał minę jaką stosował w pracy podczas wyjaśnień etc. Nic nie wyrażała. Choć z tą pokutą trochę kłamał. No, ale cóż.
- Hmm, Quentinie dobrze mówisz, rozejrzymy się po okolicznych magazynach, nie powinniśmy mieć problemu z włamaniem. Do tego, mam pomysł. Co wy na to, by podebrać trochę rzeczy z radiowozu tego tutaj? - tu wskazał na klęczącego policjanta.
DiLa lekko się zachwiała. Właściwie to od pewnego czasu ledwo słuchała. Gdy tylko afroman otworzył usta zupełnie się wyłączyła patrząc niewidzącym wzrokiem na jego twarz. Chyba używał jakiegoś wyrafinowanego słownictwa... niesnaski? pokutując? whatever. Odczekała aż skończy.
- To ja poszukam jedzenia - powiedziała cicho zwracając się do Arrowheada i ruszyła spokojnym krokiem, by porozglądać się po etykietach naklejonych na paki. Szukała konserw w puszkach, chleba lub jakiegoś substytutu, czegoś z dużą ilością kalorii tj czekolada, no i najważniejsze - picia. Uśmiechnęła się w duchu - to było trochę jak szykowanie się na piknik.
Do tej pory Matthew siedział cicho obserwujać jak rozwija się sytuacja. Wiedział że jego umiejętności jeszcze nie są tak dobrze rozwinięte. Przez chwilę zastanawiał się nad propozycją Tytana na tak zwanymi “kursami operacyjnymi”. Potęga Tytana go fascynowała, a błazny które wierzyły ze jest nowym mesjaszem i przyjdzie nam pomoc go rozbawiały.
-Cholernie dużo się dowiedziałem. -Przemówił w końcu, a jego słowa kierowane były do Tytana. -No oprócz tego jak zdobyłeś taką potęgę.
Spojrzał teraz na resztę gromadki. Znał dobre miejsce na kryjówkę. Dom Patricka. Gospodarz może mieć wątpliwości ale spacyfikowanie go zajmie chwile. Miał pieniądze. Cały plecak. Nie potrzebował pomocy.
-Widzę że macie wyśmienity plan na resztę życia w opuszczonej chacie.


Do końca tej rozmowy Logan nie odzywał się już. Przysłuchiwał się tylko i myślał. Choć nie wpadł na żaden konkretny pomysł, ciągle się zastanawiał. Zastanawiał się nad tym co powinien teraz zrobić. Jak się zachować
 

Ostatnio edytowane przez Morior : 14-08-2011 o 17:10.
Morior jest offline  
Stary 14-08-2011, 21:07   #43
 
Dreak's Avatar
 
Reputacja: 1 Dreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie coś
Jeden z nowych "towarzyszy" Matthewa stwierdził by dostać się do magazynu. Chłopak nie protestował. Chciał poznać nieSławnego Tytana. O ile to nie jakiś żart. Po jakimś czasie dotarli, ale nie byli sami. Na naszego "bohatera" czekała gromada dziwaków podobnych do nich. I w końcu naszedł, po jego słowach chyba większość była lekko rozczarowana. Nie tego się spodziewali. Mattowi było to obojętne.

- Jakieś pytania? - Tym razem odezwał się ten drugi.
“I już? To tyle? Nic więcej nie ma do zaoferowania? No to jestem skończony” pomyślał Anglik.
- Naprawdę nie masz żadnej pomocy do zaoferowania? Kryjówka w mieście, albo lepiej, wydostanie się z miasta? - Zapytał Quentin dosyć cicho i nieśmiało. Ogólnie bywał płochliwy, a ta sytuacja jeszcze bardziej napawała go strachem i niepewnością.
Alison ledwo usłyszała wątłe pytanie mężczyzny stojącego przed nią. Nie żeby interesowała ją odpowiedź - znowu czuła jedynie niesmak do człowieka nazwanego Tytanem, no ale jak już się zobowiązał do udzielania odpowiedzi, to to pytanie było całkiem niezłe jak na początek.
- Głośniej, Quentin - szepnęła do ucha ex-kustosza, klepiąc go z drugiej strony po ramieniu.
Arrowhead lekko się zdziwił, ale zaraz przypomniał sobie, że list gończy uczynił go sławnym, więc nie przejął się tym, że ktoś go zna. A raczej o nim słyszał. Odchrząknął i powtórzył pytanie jeszcze raz, głośniej.
Tytan zaśmiał się nerwowo.
- Kryjówka? Jasne! Zapraszam do mojego domu! Oferuję gorące bułeczki, a każdej nocy możemy sobie urządzać imprezki! Nie - Tutaj Greg zmienił ton głosu na bardziej oficjalny. - Kilkanaście osób włóczących się nocą po mieście niczym bohaterowie jakiejś kreskówki wzbudza większe podejrzenia niż kilkuosobowe grupki, których ostatnio pełno w LA. Poza tym granice są przecież zamknięte i wydostanie się z miasta zupełnie nie wchodzi w grę.


Tytan lekko rozbawił Matt`a.
-Nie wiem czego oni się spodziewali? Heh.. Zwykła przereklamowana cipa po testach. -Pomyślał tylko, nadal milcząc.

Alison ścisnęła w nerwach usta w linię. Ten dupek odwalał sobie tutaj jakąś pokazówkę “ja jestem silny, a wy nie”. Pf, zobaczymy, chłopczyku.
- Dlaczego nie popierasz wizji stworzenia grupy bojowej podzielonej na mniejsze podzespoły? Bo, problemy z ulokowaniem gdziekolwiek takiej liczby mutantów są oczywiste, co nie znaczy, że niemożliwe jest utrzymywanie kontaktu celem koordynowania poszczególnych grup i dostawania od nich informacji zwrotnych - spytała głośno, nie siląc się specjalnie na krzyk, raczej na odpowiednie naprężenie przepony.
- Mówisz, jakbyś połknęła encyklopedię wojskową - zdziwił się Tytan.
- Zaiste bardzo pięknymi ustami - pochwalił z zalotnym uśmieszkiem kobietę Jones, nieudolnie próbując wywrzeć na niej dobre wrażenie.
- A odpowiedź na twoje pytanie brzmi tak: nie znam się, cholera, na dowodzeniu i byłby ze mnie na pewno marny przywódca, a ja wolę zabierać się za coś, o czym naprawdę dużo wiem - stwierdził, tym razem poważniejąc, Greg.
- Co sprawia, że uważasz, że jako wykładowca akademicki nadajesz się lepiej do masowych mordów niż do dowodzenia? - przekrzywiła delikatnie głowę, a w jednym z kącików ust pojawił się cień rozbawienia.
Przestraszony tonem jakim kobieta zwracała się do Tytana Quentin nie omieszkał się wtrącić. Wydał z siebie głośne chrząknięcie i szybko przemówił zanim zrobił to człowiek z żelaza
- Może inaczej. Kto zna się na dowodzeniu? - rozejrzał się z obawą po otoczeniu.


Matt coraz bardziej ta "kłótnia" bawiła.
-Twarda laska. Lubie takie haha. -Znów zaśmiał się w myślach lecz nie odzywał się nic a nic.
Zastanawiał go ten, jak sam go nazwał, "cięć". Wydał mu się lekko tchórzliwy.

- Widzisz Tytanie, chciałam przez to powiedzieć, że nie doceniasz swoich... osiągnięć. Uciekłeś przed wojskiem, skutecznie uprzykrzałeś życie policji, ukryłeś się bezpiecznie w mieście, chociaż twoja twarzyczka jest warta miliony, co więcej, sprytnie zorganizowałeś spotkanie mutantów.
Zatrzymała się tuż przed nim.
- Masz armię, czy tego chcesz czy nie - rozłożyła ręce w geście bezradności, używając łagodniejszego głosu.
Zdziwiony Arrowhead nie mógł się powstrzymać
- Oponuję, ja nie wchodzę w bycie jego podopiecznym, giermkiem, sługą. Znaczy mam na myśli, nie mam nic przeciwko dowódcy, ale - zwrócił się bezpośrednio do Tytana - bez urazy, on się na takiego nie nadaję i mógłby z nas zrobić sługusów. Wiecie, pranie mózgu.
DiLa zacisnęła zęby, by nie odkrzyknąć czegoś ex-kustoszowi i zastygając w bezbronnej pozie czekała na reakcję Rathbone’a.
Greg spojrzał na rozmówczynię wyraźnie zaciekawiony.
- Pracujesz w wojsku, prawda - bardziej stwierdził niż zapytał - Jaki stopień?
- Major - odpowiedziała automatycznie i odwróciła się w stronę publiki - Dobra, koniec szkopki. Czy ktoś ma jakieś inne pytania zanim ustalimy co robić?
Alex przysłuchiwał się rozmowie, śmiejąc się w duchu z naiwności Quentina i nowo poznanej kobiety. Wciąż żyli nadzieją, że tytan w ogóle dba o innych ludzi. Alex niestety już się przekonał, że ma on w dupie, co stanie się z resztą i nie podejmie się dowódctwa.
- Quentin, co ty na to, żeby dalej trzymać się razem? Poszukują nas, tak czy siak, a powątpiewam, żeby Tytan podjął się opieki nad nami. Możemy też przygarnąć nowo poznaną przyjaciółkę - tu spojrzał drwiąco na kobietę major - lub towarzysza z parku. Co ty na to? We dwóch zawsze raźniej - zakończył.


Do rozmowy dołączył się Alex, przynajmniej tak mu się wydawało. Matt nigdy nie miał dobrej pamięci do imion. Towarzyszem z parku jak mniemał był on. Nadal siedział w milczeniu, jakby jego słowa były zbyt cenę by je marnować na tak bezsensowną rozmowę.

- Nikt? Żadnych pytań? - DiLa była szczerze zaskoczona. Taki tłum i nikt oprócz Quentina nie odważył się zadać jakiegokolwiek pytania. Mimo to czekała, oparłszy dłoń na biodrze postanowiła policzyć w myślach do 20, dając innym chociaż chwilę na refleksje.
- A o co mamy pytać? Gdzie mamy się ukryć, co mamy robić? Zapewne odpowie tak samo jak wcześniej. Nie interesuje mnie to, nie mam zamiaru podejmować się opieki nad wami. Czyli w prostych słowach - mam was w dupie, każdy dba o własną skórę - powiedział głośno Morgan patrząc wyczekująco na kobietę - Może ty zadaj jakieś pytanie jak tak bardzo chcesz.
- Nie, dla mnie wszystko jest jasne - Alison była poważna, nastroje były wystarczająco niekorzystne po idiotycznym wystąpieniu Tytana, wzięła więc głęboki wdech i rozpoczęła to co jej chodziło po głowie od jakiegoś czasu - Słuchajcie, nie wiem jak wy, ale ja sądzę, że bawienie się w kotka i myszkę z policją i wojskiem, nie jest dobrym pomysłem. Hm, właściwie to jest pomysłem okropnym. Nic nie zyskujemy, ani pewności bezpieczeństwa, ani przewagi. Co więcej, w rozsypce jesteśmy słabsi. Widzę dwie możliwości wyjścia z sytuacji, albo wydostaniemy się z miasta albo przejmiemy nad nim władzę. I zanim ktokolwiek odważy się powiedzieć, którą opcję woli uświadomię was, że ta decyzja powinna być zależna od tego czym dysponujemy. To jest - ilu mamy Tytanów, ilu teleporterów, ile osób czyta w myślach. Ponadto ile osób potrafi posługiwać się bronią, prowadzić i tak dalej. Bez tego nie ruszymy.
- Taaak, bije od ciebie podejście wojskowego. Czyli pokrótce, chcesz podjąć się zdobycia miasta, w 30 osób, przeciwko armii naszej kochanej Ameryki? - tu parsknął z cicha - Do tego, powątpiewam, aby każda znajdująca się tu osoba posiadała umiejętności bojowe. Do tego, żaden z nas nie posiada tak rozwiniętych zdolności jak nasz stalowy przyjaciel - tu Alex zrobił przerwę na oddech - Do tego niektórzy z nas - tu wskazał na siebie i Quentina - są poszukiwani. Do tego, jeśli jesteś wojskowa, ciebie pewnie też szukają - dodał łagodniejszym tonem.
- Jestem - odpowiedziała wprost - I dlatego nie mam zamiaru się chować pod łóżkiem. Co do umiejętności... - odwróciła się z uśmiechem do Tytana - Powiedz, ile ci zajęło zdobycie tych umiejętności?
- Hmm z miesiąc mu to pewnie zajęło, w końcu wtedy zaczęły się informacje o nim. Ale nie wiemy czy "badania" na nim prowadzone nie wzmogły jego rozwoju - dodał Morgan.
- Piwo dla pana - mrugnął do Alexa Tytan. - Ma rację dokładnie pod każdym względem. A właściwie ma rację, jeśli chodzi o te badania. To właśnie one wyostrzyły moje zdolności i sprawiły, że w tej chwili posługuję się nimi niemalże doskonale. Jestem zdania, że zwykłe treningi też by pomogły, ale pewnie nieporównywalnie wolniej... chyba, że również wy chcecie poddać się bezpłatnym kursom operacyjnym - dodał z przekąsem.


-Więc dlatego jesteś tak potężny gnoju, a my nadal bawimy się w poznawanie. -Pomyslał i uśmiechnął się w duchu, poznając tajemnice potęgi Tytana.

Alex jedynie skinął głową. Było dokładnie tak jak się spodziewał.
- No dobra, w takim razie, zamiast prosić o pomoc lub pytać o rade, zapytam: czy planujesz organizować kolejne spotkania? Jeśli tak to w jaki sposób? Do tego, może brzmi to okrutnie, ale twój " pies" - tu wskazał na policjanta - nie powinien przeżyć tego spotkania, za dużo wie i każdego widział po twarzy. Jakieś wskazania lub pomysły co z nim robimy? - zapytał po chwili - Hmm miasto jest otoczone, czyli pozostaje nam stawić opór wewnątrz miasta.
- Opór wewnętrzny? - Alison uśmiechnęła się z przekąsem - Powiedz, co jest lepszego w stawianiu oporu wewnątrz miasta, czekając na... - zawiesiła głos i rozłożyła ręce bezradnie - nie wiadomo co, od jednorazowego szturmu? To raz. A dwa - podniosła dłoń pokazując na Tytana - Czy ktoś ćwiczył swoje moce chociaż przez tydzień? Słucham - powiedziała to na tyle surowym głosem, że nie spodziewała się odpowiedzi, więc kontynuowała - Greg, nie wiemy czy to dzięki torturom ci urosły tak moce, czy może po prostu dzięki ciągłemu korzystaniu z nich - powiedziała łagodniej, po czym zwróciła się znowu do tłumu - Jeśli kogoś obchodzi moje zdanie, połączyłabym nas w 6 osobowe grupki. Taka ilość zapewni jako taką siłę jednocześnie da możliwość pozostania niezauważonym. I... - urwała celując palcami w policjanta tak jakby trzymała pistolet. Spróbowała go umieścić w iluzji koncertu.
Alex parsknął.
- Co chcesz szturmować? Ratusz, a może bazę wojskowa? Zniszczymy jedno, drugie nadal będzie stało. Do tego nie damy rady zaatakować dwóch punktów naraz, jest nas za mało, nawet połowa z otaczających nas ludzi nie będzie chciała wziąć udziału w naszych ambitnych planach. Większość z nich żyła w spokojnym świecie i nie da rady zabić, co niestety zrobić będziemy musieli - przerwał na chwilę by wziąć oddech - Ja sam podpisuję się pod jakimikolwiek działaniami rękoma i nogami, lecz mam do ciebie pytanie - tu ściszył głos by tylko ona była wstanie go usłyszeć - Czy jesteś w stanie walczyć przeciwko dawnym towarzyszom broni? Bo na pewno to oni zostaną wysłani jako pierwsi przeciwko tobie - zakończył myśl Morgan - A, bo bym zapomniał, kto z państwa jest w stanie zabić? - tu zrobił dramatyczną przerwę.
DiLa podeszła bardzo bliziutko do afromana.
- To nie twoja sprawa. I przestań osłabiać morale tych ludzi - wysyczała z czystą nienawiścią. Miała już go serdecznie dość, do czego on, do licha ciężkiego, dążył?!
Odwróciła się i zajęła znowu miejsce obok Tytana. Skupiła się na podtrzymaniu iluzji zostawionej na policjancie.
- Nie widzę sensu w atakowaniu ratusza, to byłby tylko symbol, a tym się ani nie najemy, ani nie obronimy. Jako, że jest nas za mało proponowałabym jednak ucieczkę z miasta. Do tego potrzeba nam kierowców, pojazdów i - podniosła trochę głos - przewagi jaką dają moce. Mój plan na tę chwilę jest prosty, po połączeniu się w grupki, macie ćwiczyć dzień i noc, tak by za tydzień móc stwierdzić na czym stoimy. Damy radę! Nie bójcie się i myślcie o tym co możecie osiągnąć! Wolność na wyciągnięcie dłoni, trzeba tylko troszeczkę poćwiczyć! - zagalapowała się, miała nadzieję, że nie zabrzmiało to komicznie, kontynuowała trochę spokojniej - Za tydzień Tytan postara się o umieszczenie kolejnego artykułu w gazecie. Tym razem może coś subtelniejszego jak... - zakręciła palcem w powietrzu drobne kółeczko zastanawiając się przez chwilę - Pracownik Tesco przy ulicy jakiejś tam pobił rekord Guinessa. Rzuł jedną gumę przez 1,5 dnia. Czy coś. Czy tak czy siak, szukajcie słowa Guiness w ostatnim wydaniu LAPaper za tydzień. No dobra - zaklaskała głośno trzy razy - Zabieramy swoje cztery litery i znikamy. Życzę owocnych treningów!
Po tych słowach DiLa podeszła do Tytana, chcąc z nim porozmawiać, ale poczuła jak osłabiła ją kolejna iluzja toteż bez słowa wzięła jego rękę i dobywszy z torby długopis napisała mu na przedramieniu swój numer komórkowy i imię.
- Jakbyś mnie potrzebował to dzwoń - powiedziała cicho i z uśmiechem puściła do niego oczko - I nie złość się na mnie, Greg.
Po czym odwróciła się szukając wzrokiem jakiejś grupki, która przyjmie ją w swoje szeregi.
Alex jedynie parsknął śmiechem na słowa kobiety. Ona wciąż sądziła, że ma pod sobą rekrutów gotowych zrobić to czego ona zażąda. Do tego miała zwyczaj nie odpowiadania na wcześniej zadane pytania, widocznie były zbyt niewygodne. Do tego sprzeczoność w tym co mówiła, najpierw o walce, a następnie o ucieczce. Jednak jej gadanie miało jakiś cel, chciała podnieść na duchu pozostałych ludzi. Choć głupimi obiecywankami dużo nie zyska. Alex wzdychając ze zmęczenia trzymał się blisko Quentina - w dwóch zawsze będzie raźniej.
- Dobra, słuchaj Alex. Według mnie dwóch to jasne, lepiej. Jednak to wciąż mało. Z tym żulem - liczył, że Morgan wie o kogo mu chodzi. - Nie mam zamiaru trzymać. Te typki tutaj są niepewne, ta dziewczyna przynajmniej ma charyzmę i może wiedzieć co w takiej chwili zrobi wojsko. Może... wiesz... to się chyba nazywa współpraca w grupie. Ja się na tym nie znam, ale podobno jest to bardzo modne i przydatne - powiedział z uśmiechem szukając wzrokiem Alison.
DiLa rozejrzała się dookoła. Większość osób zaczęła się poznawać i tworzyć nakazane grupki. Już miała ruszyć do obiecującej trójki, gdy wyczuła na sobie czyjś wzrok i odwróciła się w tamtą stronę. Quentin. Hm, no w sumie... Ruszyła w tamtą stronę za późno zdając sobie sprawę, że jest on towarzyszem Morgana. Mimo to głupio by było teraz się zatrzymać. Nabrała więcej powietrza zaciskając dłonie w pięści. Na twarz przywołała najbardziej przyjazny uśmiech na jaki było ją stać w tej sytuacji. Zatrzymała się przed Arrowheadem.
- Cześć. Widzę, że szukacie kogoś do ekipy... - rozpoczęła niezręcznie.


Alex jedynie usmiechnął się na propozycje Quentina. Pomysł nie byl zły, wygladała na dobrego towarzysza gdyby nie to ze chce pożreć go żywcem lub zamordować wzrokiem, choć Morgan zdołał się do tego przyzwyczaić, w pracy mieli podobne spojrzenia. Wtedy poczuł lekkie załamanie, dotąd żył swoim rytmem a przez dziwny traf stracił cale lata ciężkiej nauki. Uśmiech który gościł na jego twarzy spełzł i zastąpiła go zasmucona mina. Shit happens.
- Heh - zaśmiał się okularnik. Wyłonił się z tłumu z uśmiechem na twarzy, po czym dokończył.
- To bez sensu. Jaki wy właściwie macie cel? Przejąć kontrolę nad światem? Ja, tak jak większość z nas zresztą chcę po prostu przeżyć. Żadne szturmy nie uratują mi życia, a wręcz przeciwnie. Jest nas zbyt mało, by zrobić cokolwiek, więc po co ryzykować. Traktujesz nas jak swoich żołnierzy, ale nie zauważasz, że aktualna sytuacja przypomina bardziej polowanie na nas niż wojnę - wytłumaczył mężczyzna z aparatem fotograficznym na szyi. Następnie spojrzał się na kobietę.
- Faktem jest jednak, że w grupie będzie nam łatwiej przetrwać niż osobno.
- No to zapraszamy. Może powinniśmy już sobie stąd iść. A tego metala zostawić samemu sobie, da se rade chłop. - Powiedział Quentin zdziwiony nagłym przejęciem inicjatywy. - Ktoś ma zacny pomysł na kryjówkę? - Uśmiechnął się rozkładając ręce.
- Może motel? Wynając 2 czy 3 pokoje i kropka. Wystarczy, że nie zobaczą waszych twarzyczek.
Gdyby paliła, to właśnie byłby odpowiedni moment...
- Motel... Szczerze powiedziawszy nie jestem pewien czy to dobry pomysł. Staliśmy się dość popularni, na pewno gość rozpozna nasze twarze i zadzwoni na policje żeby uzyskać nagrodę. Chyba, że to ktoś zaufany, to inna sprawa - powiedział Alex. Ciekaw był, czy kobieta znów się zacznie rzucać - Ja jestem za przesiedzeniem gdzieś tutaj w okolicy, możemy włamać się do jakiejś okolicznej rudery i przeczekać chwilę - dokończył wywód, ciekaw ich reakcji.
- Tak sobie myślę Quentin, chyba powinniśmy trochę przerobić nasz wygląd, bo ja wiem zafarbować włosy, lub je ściąć, żeby byle przechodzeń nas nie rozpoznał. Co ty na to? - dodał po chwili.
- Dobra, mogę ściąć włosy, zmienić ubiór, do tego okulary, da się zrobić. - Przejechał dłonią po ciemnych włosach.
- Hmm, właściwie sam też będę musiał przyciąć trochę włosy, przebiorę się. Droga Pani - tu zwrócił się do stojącej obok kobiety - czy ty również jesteś poszukiwana? Swoja drogą, nie przedstawiliśmy się sobie, jestem Alex Morgan, mój znajomy to Quentin Arrowhead. Ostatnimi czasy bardzo popularni. Miło mi - przedstawił się. Mogła go nie lubić, ale gburem być nie można.
Alison spojrzała na kustosza i się uśmiechnęła przyjaźnie.
- Nazywam się Alison DiLaurenti - po czym przeniosła wzrok na Morgana - Czy możemy zawrzeć pakt do rana? Pan nie zada mi już żadnego pytania, a ja postaram się nie wydrapać panu oczu.
- Motel nie. Motel odpada. Dzielnica biedy tu, jakaś opuszczona chata. Weźmy trochę rzeczy z magazynu. Na zapas.
- Uroczyście obiecuję postarać się więcej nie denerwować Szanownej Pani i przepraszam za dawne niesnaski, szczerze za nie pokutując - powiedział z uroczyście z pokerową twarzą Alex. Przybrał minę jaką stosował w pracy podczas wyjaśnień etc. Nic nie wyrażała. Choć z tą pokutą trochę kłamał. No, ale cóż.
- Hmm, Quentinie dobrze mówisz, rozejrzymy się po okolicznych magazynach, nie powinniśmy mieć problemu z włamaniem. Do tego, mam pomysł. Co wy na to, by podebrać trochę rzeczy z radiowozu tego tutaj? - tu wskazał na klęczącego policjanta.
DiLa lekko się zachwiała. Właściwie to od pewnego czasu ledwo słuchała. Gdy tylko afroman otworzył usta zupełnie się wyłączyła patrząc niewidzącym wzrokiem na jego twarz. Chyba używał jakiegoś wyrafinowanego słownictwa... niesnaski? pokutując? whatever. Odczekała aż skończy.
- To ja poszukam jedzenia - powiedziała cicho zwracając się do Arrowheada i ruszyła spokojnym krokiem, by porozglądać się po etykietach naklejonych na paki. Szukała konserw w puszkach, chleba lub jakiegoś substytutu, czegoś z dużą ilością kalorii tj czekolada, no i najważniejsze - picia. Uśmiechnęła się w duchu - to było trochę jak szykowanie się na piknik.


Do tej pory Matthew siedział cicho obserwujać jak rozwija się sytuacja. Wiedział że jego umiejętności jeszcze nie są tak dobrze rozwinięte. Przez chwilę zastanawiał się nad propozycją Tytana na tak zwanymi “kursami operacyjnymi”. Potęga Tytana go fascynowała, a błazny które wierzyły ze jest nowym mesjaszem i przyjdzie nam pomoc go rozbawiały.

-Cholernie dużo się dowiedziałem. -Przemówił w końcu, a jego słowa kierowane były do Tytana. -No oprócz tego jak zdobyłeś taką potęgę.

Spojrzał teraz na resztę gromadki. Znał dobre miejsce na kryjówkę. Dom Patricka. Gospodarz może mieć wątpliwości ale spacyfikowanie go zajmie chwile. Miał pieniądze. Cały plecak. Nie potrzebował pomocy.

-Widzę że macie wyśmienity plan na resztę życia w opuszczonej chacie.


Matt nie chciał się bawić w survival. Miał jasno wyznaczony cel. Opanuje swoją moc. Będzie potężny jak Tytan, a potem zobaczy się. Ale mimo wszystko przydała by mu się pomoc, a przede wszystkim czas.
 
__________________
"If you want to make God laugh, tell him about your plans."
Dreak jest offline  
Stary 03-09-2011, 08:38   #44
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Na szczęście opuszczony dom znalazł się dosyć szybko. Na szczęście w starym magazynie było jeszcze całkiem sporo prowiantu. Mimo wszystko najszczęśliwszą rzeczą, jaka ich spotkała było znalezienie napojów. Prawdziwie wysokooktanowych, wysokoorganicznych i w ogóle dosyć wysokich puszek piwa, które szybko okazały się jedynymi produktami pitnymi w całej okolicy. No cóż, dzielnica biedoty, ale jak widać nie ma to jak dobre piwko. Po wyjątkowo ciężkim dniu zapasy te szybko zmalały i choć żadna z czterech osób oficjalnie nie przyznała się do opróżnienia pojemników z alkoholami, było wiele podejrzeń.

Dalsza część dzisiejszej nocy upłynęła bez większych atrakcji, a ranek skupił się na wyjadaniu zawartości licznych konserw znalezionych w „skromnym” magazynie. Choć chwilowi mieszkańcy chatki jeszcze nie przeszli do zażartych dyskusji związanych z dalszymi planami na życie, pewne było jedno – w ten sposób długo nie pociągną. Noc była zimna, a ciepło szybko ulotniło się z ich ciał, gdy ochłonęli po spotkaniu oko w oko z Tytanem. Do tego ze skradzionego jedzenia nie da się korzystać w nieskończoność, ujadanie psów o 3 nad ranem może doprowadzić do palpitacji, a perspektywa spotkania z potencjalnymi mieszkańcami okolicznych rowów również nie napawa optymizmem. Musieli coś wymyślić.

- No dobrze – przerwał niezręczną ciszę Alex, rzucając resztki jedzenia w jeden z kątów mieszkania. – Co dalej?


******



Matt nie patyczkował się zbytnio z Patrickiem. Szybko znalazł dla siebie przyjazną kanapę, uprzednio oceniając stan łóżka tak marnego, że nawet pozwolił mu tam zostać. W końcu lepiej spać na czymś, co nie śmierdzi i nie wygląda jak stare skarpetki. Noc upłynęła stosunkowo szybko i najprawdopodobniej błogo, gdyby nie niezbyt miły poranek. Widocznie los ostatnio nie zamierzał być zbyt skorym do współpracy z Abate’em, bo ten nie pamiętał dnia, w którym coś nie obudziłoby go przed porą wstawania. Niemniej widok był dosyć otrzeźwiający, więc dresiarz nie miał czasu na rozciąganie kończyn.

Jakieś dwa metry przed nim stał jego „przyjaciel”, mierząc z pistoletu.

- Spierdalaj, Abate! – wrzasnął, najpewniej budząc połowę sąsiadów.

- Pojebało cię, Patrick? Co ty wyprawiasz? – szczerze zdziwił się Matt, próbując udawać luzaka, choć wycelowana w jego stronę lufa broni nie sprawiała miłego wrażenia, nawet pomimo tego, że trzymający nie należał do największych pasjonatów lokalnej siłowni.

- Nie dosłyszałeś?! Spierdalaj! I to w podskokach!

Abate już chciał wstać, gdy uważniej przyglądając się kumplowi, stwierdził jedną rzecz – kolega nie zamierza puścić go żywego.


******



Robert Jeffey szybko szedł wzdłuż więziennego korytarza, nie zwracając uwagi na przyglądających mu się pogardliwie więźniów. Nie zamierzał zaprzątać sobie nimi głowy, nie po to tu przyszedł. Mimo wszystko nie dziwiły go ich miny – nieczęsto widuje się w tej okolicy elegancko ubranych polityków. Zapewne był pierwszym od bardzo długiego czasu.

Ponownie zerknął na trzymaną w ręku kartkę. Liczbę kazał zapisać sobie wyraźnie, aby nie zgubić się w gąszczu wielocyfrowych numerów zawieszonych nad celami lokalnych ciot. Poza tym doskonale wiedział po kogo przyszedł i nawet gdyby jakimś cudem papierek przepadł w tym brudnym i oślizgłym budynku, najprawdopodobniej dotarłby do celu swojej podróży. Podróż ułatwiał również fakt, że tamten spodziewał się wizyty.

- Ubieraj się, Reaper. Albo masz szczęście, albo twoja siostra puszcza się z sędzią – uśmiechnął się pogardliwie Jeffey.

Pułkownik wstał z pryczy, ostentacyjnie się wyprostowując.

- Na tych twardych pryczach nie da się spać. Całymi nocami marzyłem o tym, aby znowu znaleźć się w swoim wielkim i wygodnym łóżku.


- Było nie rozrabiać – mruknął Robert, rozsuwając kraty celi. – Niemniej mam nadzieję, że wypocząłeś wystarczająco dużo. Przed tobą, jak zapewne zdążyłeś się domyślić, ogrom roboty. Trzeba wyprostować kilka spraw.

- Dzień jak co dzień, panie ministrze. Jeśli wolno mi spytać, czy nasi ludzie znaleźli już tego, o kogo nam chodziło? – zapytał Reaper, drapiąc się po brodzie i zmierzając szybko w stronę wyjścia.

- Oczywiście, że tak – odpowiedział, przepuszczając wojskowego. – W tej chwili ofiara spokojnie czeka na swoją egzekucję i miejmy nadzieję, że będzie dla nas chociaż w połowie tak użyteczna, jak pisano w raportach. Bo inaczej może ją spotkać bardzo niemiła niespodzianka…
 
Shooty jest offline  
Stary 03-09-2011, 22:49   #45
 
Dreak's Avatar
 
Reputacja: 1 Dreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie coś
Matt doskonale wiedział jak przemknąć niezauważonym po jego dzielnicy. Robił to w końcu setki razy. 4 stuknięcia w drzwi i słowo "zielone", takie było hasło dla klientów Patricka. Chłopak nie spodziewał się Matt'a. Chciał szybko zamknąć drzwi ale Abate zdążył je przyblokować.

-Kurwa! Tylko nie ty! -Krzyknął Patrick, siłując się z drzwiami.

-Jesteś mi coś winien za tą akcje. Potrzebuję pomocy i noclegu. -Odpowiedział Matt

-SPIERDALAJ! Widzisz to? -Pokazał na nos. Był lekko krzywy po ich ostatnim spotkaniu. -Nic Ci nie jestem winien! Wypierdalaj stąd w podskokach bo dzwonie po gliny.

Ostatnie zdanie rozbawiło Matt'a.

-Po gliny? Twój dom jest pełen zioła i różnego gówna którym szprycujesz tych ćpunów z okolicy.

Chłopak wolną ręką chwycił Patricka za, nie do końca wyleczony, nos i wygiął go lekko pacyfikując go tym w ciągu sekundy.

-AAA! Puść! puść kurwa
! -Chłopak padł na kolana i błagalnym głosem wyraził zgodę na warunki nieproszonego gościa.

Matt nie patyczkował się zbytnio z Patrickiem. Szybko znalazł dla siebie przyjazną kanapę, uprzednio oceniając stan łóżka tak marnego, że nawet pozwolił mu tam zostać. W końcu lepiej spać na czymś, co nie śmierdzi i nie wygląda jak stare skarpetki. Noc upłynęła stosunkowo szybko i najprawdopodobniej błogo, gdyby nie niezbyt miły poranek. Widocznie los ostatnio nie zamierzał być zbyt skorym do współpracy z Abate’em, bo ten nie pamiętał dnia, w którym coś nie obudziłoby go przed porą wstawania. Niemniej widok był dosyć otrzeźwiający, więc dresiarz nie miał czasu na rozciąganie kończyn.

Jakieś dwa metry przed nim stał jego „przyjaciel”, mierząc z pistoletu.

- Spierdalaj, Abate!
– wrzasnął, najpewniej budząc połowę sąsiadów.

- Pojebało cię, Patrick? Co ty wyprawiasz? – szczerze zdziwił się Matt, próbując udawać luzaka, choć wycelowana w jego stronę lufa broni nie sprawiała miłego wrażenia, nawet pomimo tego, że trzymający nie należał do największych pasjonatów lokalnej siłowni.

- Nie dosłyszałeś?! Spierdalaj! I to w podskokach!


Abate już chciał wstać, gdy uważniej przyglądając się kumplowi, stwierdził jedną rzecz – kolega nie zamierza puścić go żywego.

-Uspokój się. I tak nie dasz rady mnie zastrzelić.. -Powiedział pewnym głosem. -To ja. Matt. Twój jedyny przyjaciel który ratował ci dupsko setki razy. Nie pamiętasz?

-Tak, przyjaciel? -Pokazał palcem na nos. -Mam Cię dość. Dość upokarzania przez Ciebie.

-Upokarzania? Kto Cię ratował jak wyjebałeś Justina na kasę? Kto wrócił po Ciebie i rozwalił kolano temu psu jak Cię już miał?

-Ty.. -Broń lekko się zniżyła. Matt zauważył że to działa. -Ale jak się dowiedzą ze Cie zabiłem. Kto odważy się mnie ruszyć "przyjacielu"?

-Nie bądź głupi.. Skończysz jako dziwka jakiegoś murzyna w celi albo same chłopaki Cię zajebią. Słyszałeś o Tytanie? Mam podobną moc do niego. Potrzebuje czasu. Czasu który mnie wzmocni. Kto wtedy nam przeszkodzi? Kto się odważy? Samo wojsko boi się Tytana, a jak stanę się potężny tak jak on. Myślisz że takie śmieci jak Justin czy John odważa się nam podskoczyć?

-Jaką mam pewność że mnie nie wykiwasz? Ty będziesz tym potężnym, a ja nadal tym słabym. Teraz mam okazje. Sekunda i na zawsze znikniesz z tego świata.

-Nie bądź głupi. Jesteśmy przyjaciółmi, a poza tym to ty mnie oszukałeś.

Patrick spuścił broń. Matt'owi lekko ulżyło. Nakarmił umysł dilera kłamstwami o potędze i sile. Ich przyjaźń już dawno umarła. Abate ćwiczył intensywnie każdego dnia. Powoli zaczynał panować nad modyfikacjami. Ale to go nie zaspokajało. Były to jakieś śmieszne zniekształcenia dłoni lub nieprzydatne narośla na ciele. Z dnia na dzień jego słabość coraz bardziej zaczynała go denerwować. Przypomniał sobie Quentina, Alison czy Alexa. Każdy z nich już co nieco potrafił. Każdy był lepszy od niego i lepiej panował nad mocą od niego. Teraz zaczął myśleć o Tytanie i o jego perfekcyjnym opanowaniu mocy. Do tego dążył. Myślami wrócił do dnia w którym go spotkał, a dokładniej do pewnej sytuacji.

"-Powiedz, ile ci zajęło zdobycie tych umiejętności?

- Hmm z miesiąc mu to pewnie zajęło, w końcu wtedy zaczęły się informacje o nim. Ale nie wiemy czy "badania" na nim prowadzone nie wzmogły jego rozwoju - dodał Morgan.

- Piwo dla pana
- mrugnął do Alexa Tytan. - Ma rację dokładnie pod każdym względem. A właściwie ma rację, jeśli chodzi o te badania. To właśnie one wyostrzyły moje zdolności i sprawiły, że w tej chwili posługuję się nimi niemalże doskonale. Jestem zdania, że zwykłe treningi też by pomogły, ale pewnie nieporównywalnie wolniej... chyba, że również wy chcecie poddać się bezpłatnym kursom operacyjnym - dodał z przekąsem."

-To jest rozwiązanie.-Powiedział, zwracając uwagę współlokatora.

-Wpadłeś na coś? -Spytał paląc "trawkę", zaciekawiony Patrick.

-Tak, ale nie powinno Cię interesować.


-Jesteśmy wspólnikami, interesuje mnie.

-Byliśmy. -Odpowiedział Abate.

Uśmiech znikł z ust Patricka.

-Nie oszukasz mnie znów. Po raz ostatni robisz mnie w chuja.

Odurzony środkami psychoaktywnymi Patrick wstał i szybkim krokiem ruszył do szafki. Abate wiedział co tam jest. Zachował się bardzo nieroztropnie nie chowając wcześniej broni. Jego kostki zmieniły się w małe "kolce". To "najpotężniejsza" modyfikacja jaką udało mu się opanować do tej pory. Ruszył za nim. Chłopak sięgał już po glocka. Matthew rzucił się na niego. Z całym impetem zadał mu cios w oczy i w tym momencie rozległ się huk strzału. Matt'a przeszedł niewyobrażalny ból. Broń wypadła z rąk Patricka. Zasłaniał oczy krzycząc przy tym pod niebiosa. Między palcami wypływała mu krew. Z drugiej strony leżał Matthew. Trzymając się za krwawiące udo. Nie było to nic poważnego, ale bolało jak cholera. Chłopak przyczołgał się do broni i uderzył nią oślepionego Patricka, mając pewność tym samym że tamten już nie wstanie. W tym momencie usłyszał pukanie drzwi.

-Policja. Proszę otworzyć. Dostaliśmy kilka telefonów że dochodzą stąd jakieś niepokojące dźwięki. Jeśli nie otworzy Pan w ciągu 30 sekund będziemy zmuszeni wyważyć drzwi.

Matt z trudem wstał, ciągnąc za sobą krwawiąca nogę, z grymasem bólu na twarzy. Otworzył drzwi i z cała siła, jaka mu pozostała, uderzył w twarz posterunkowego przebijając mu "kolcami" policzek. Drugi policjant rzucił się na chłopaka powalając go i przykładając mu broń do głowy.

-Ręce za głowę, ty śmieciu!
- Matt posłusznie wykonał polecenie.

Pierwszy z "psów" wstał i chwycił się za krwawiący policzek.

-To jeden z tych mutantów. - Kopnął i tak już rannego Matt'a w żebra. -Trzeba zawiadomić wojsko.

Podnieśli go i zaprowadzili do radiowozu. Cały czas celując w jego głowę. Matt nie stawiał oporu, uśmiechnięty i lekko rany doczłapał do radiowozu.

-Zabawa się zaczęła. -Pomyślał, siedząc w radiowozie i słuchając rozmowy policjanta z centrala.
 
__________________
"If you want to make God laugh, tell him about your plans."

Ostatnio edytowane przez Dreak : 03-09-2011 o 23:54.
Dreak jest offline  
Stary 08-09-2011, 11:55   #46
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
APSIK!
Głośne echo piskliwego kichnięcia wyrwało ze snu wszystkich “utalentowanych” śpiących w opuszczonym budynku. To nawet ucieszyło Alison. Nie spała od piątej. Początkowo planowała znowu wpaść w objęcia Morfeusza, ale ten musiał uznać, że sprawdzi co tam słychać w Connecticut i pognał na wschodni koniec kraju. Zostawiając ją poobijaną i zziębniętą. Faceci...

Dwójka jej kompanów nadal spała w miarę spokojnie, nie było sensu ich budzić toteż postanowiła trochę pobiegać po okolicy. Ktoś musiałby być naprawdę zdesperowany, by szukać ich w tej mroźnej mgle przed szóstą. Mimo to na wszelki wypadek zmieniała swój wygląd w umysłach mijanych dozorców i ludzi wracających z nocnej zmiany.
Gdy wróciła szybko zmieniła podkoszulek zajmując strategiczne miejsce w kącie i natychmiast nałożyła bluzę z kapturem. Naciągnęła go na głowę, ledwo usiadła, a kichnięcie zgotowało pobudkę pozostałym.
- Przepraszam... - jęknęła Alison rozglądając się po miejscu chuchając sobie w dłonie.


Słońce wspinało się mozolnie po nieboskłonie i ukazywało coraz więcej detali surowego pomieszczenia. Podzirawiony silnymi wiatrami dach. Powybijane okna straszące ostrymi krawędziami wpuszczały do wnętrza ziąb. Gołe ściany i niezalana niczym podłoga zdawały się wilgotne. Miejscówka jak mafijna melina z filmów. I to taka z rodzaju tych, gdzie goście raz zaproszeni nie opuszczają siedziby samodzielnie.
Potarła dłonie w marnej próbie rozgrzania ich.
- Kto wpadł na ten idiotyczny pomysł?
Quentin powoli podniósł się z ziemi odpowiadając.
- Ważne, że reszta się zgodziła. Widać wszyscy jesteśmy idiotami. Jakieś pomysły na to co teraz?
- Cokolwiek ciepłego.

Alex patrzył nieprzytomny w kierunku odgłosu, który obudził grupkę.
- Na zdrowie - mruknął, pocierając oczy - po czym wstał powoli, rozprostowując kości, jęcząc z cicha.
Następnie ruszył chwiejnym krokiem po konserwę, Alison podążyła za nim czujnym wzrokiem. Otworzył puszkę bez używania kluczyka i skierował się ponownie w miejsce gdzie spał, czyli stary karton, po czym usiadł. DiLa przewróciła oczami do swoich myśli. No tak, kto by liczył na to, że otworzy konserwy i dla pozostałych? Z ponurego potępienia wyrwał ją głos Quentina.

- I już? Ciepełko? To cały pomysł? To chodźmy to więzienia, tam jest ciepło, sucho i dają jeść. Ponadto ogrzeją nas koledzy z celi. Super! - syknął Arrowhead kręcąc głową - Może źle spytałem. Poza oczywistymi rzeczami, w stylu, odzienie, jedzenie, woda, to czego jeszcze mamy szukać? Chociaż... może coś lub ktoś nas znajdzie.
DiLa cicho jęknęła z dezaprobatą kładąc torbę przed sobą.
- Po co od razu tak dramatyzujesz? - wyjęła szczotkę i zaczęła czesać włosy, mogła nie pomijać chociaż tego punktu porannej toalety - Ja nadal uważam, że trzeba zdobyć broń i ćwiczyć. To mój plan na ten tydzień. Jeśli chcesz znać plany na dalsze dni to niezmiennie będzie to przejęcie jednostki - zaczęła wiązać sobie warkocz co anatomicznie wymaga wypięcia piersi.

Anglik zamilkł na chwilę
- To tak na serio wtedy było o tym przejmowaniu?
- Tak
- spojrzała na Quentina - A co?
- No nic. Będzie ciekawie. Ale serio nie mamy lepszego pomysłu niż takie rzeczy? Bo wbrew pozorom atak na wojsko jest niebezpieczny.
- Proponuj więc.
- Osobiście myślę, że spośród wszystkich osób takich jak my ktoś może wiedzieć co się właściwie dzieje. Jeśli nie to pewnie wie coś rząd który tak usilnie stara się nas... no zlikwidować. Można więc dotrzeć do pojedynczej, ale ważnej osoby. Generał, premier... prezydent? Sam nie wiem. Ktoś coś wie, nieprawdaż?
- I to ma być prostsze?
- podniosła jedną brew w zdziwieniu.
- Niom - mruknął Anglik, a cień uśmiechu przemknął po licu Dili - Raczej skupiają się na ściganiu, niż na tym, że mogą zostać odwiedzeni w domku. Taki pan generał, major idą do domu i nie myślą o tym, że ktoś na kogo wysłali setkę ludzi teleportuje się do nich do chatki. Z panem prezydentem rzeczywiście trudniej, ale zacznijmy nieco niżej. Tylko nie atakujmy uzbrojonej i pełnej żołnierzy placówki.
Alison zamarła patrząc się na kustosza, po czym z westchnieniem ulgi związała włosy gumką i uśmiechnęła się do kustosza.
- Czyli panie Arrowhead, chodzi nam dokładnie o to samo. Z tym, że ja sądzę, że lepiej wejść na teren znany i liczyć, że nie rozstrzelają swojego, w szczególności, że mam tam kilku przyjaciół.
- Ekhem
- zaczął, ściągając na siebie uwagę, a przyjemny nastrój prysł jak bańka mydlana - Alison, ty znasz mniej więcej hierarchię i osoby na wyższych stanowiskach co nie? Dzięki temu będzie nam chyba łatwiej wybrać odpowiedni cel, ktoś związany z badaniami wojskowymi na ten przykład - wypowiedział swoje zdanie, po czym zapytał: - Też mam pytanie, czy posiadasz jakieś kontakty z wojska? Mogliby nas informować gdyby pogoń dowiedziała się gdzie jesteśmy. Lub coś w tym stylu.

Alison zbladła.
- Ja pierdolę, zabiją mnie... - skoczyła na nogi i w pośpiechu zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu komórki.
- Zaraz, może być dosyć prawdopodobne, że ci wszelcy “przyjaciele” są teraz mniej... przyjacielscy. Przekupieni, albo co. Ponad to dzwonienie z komórki też może być nieco ryzykowne - ponownie wtrącił się Quentin.
- Oddałabym za nich życie i nie mam wątpliwości, że zrobiliby to samo dla mnie
- wzięła torbę na ramię - Wrócę tu za półtorej godziny maksymalnie. Jeśli nie, to uciekajcie stąd - ruszyła w stronę wyjścia.
- To dobry pomysł, aby iść w pojedynkę? - zapytał Alex, przyglądając się badawczo dziewczynie - Jeśli nie chcesz żeby ktoś słuchał rozmowy to druga osoba może trzymać się z daleka, byle miała cię na oku. Nawet ja mogę pójść jakby co - dodał. Brew Alison lekko drgnęła, Morgan na porannym spacerze rzutowałby negatywnie na cały dzień. Trzeba było się z tego jakoś wykręcić.
- Jesteście bardziej poszukiwani ode mnie.
- To może chociaż ja? Już trochę wytrenowałem teleportację.

Westchnęła teatralnie jak na niesfornego brata i kiwnęła głową dając znak, by się ruszył.

*****

Ulice zaczynały powolutku budzić się po nocy. Alison planowała odejść trochę od miejsca ich noclegu jednocześnie iluzorycznie maskując tożsamość własną i Arrowheada. Zadanie trochę trudniejsze, jednak bez przesady. Nawet się nie zmęczyła. W końcu znaleźli odpowiedni sklep, gdzie mogła kupić kartę pre-paidową, a przy okazji zamówiła dwie kawy na wynos. Dobrze było wlać coś ciepłego do żołądka po mroźnej nocy. Usiedli na ławeczce, gdzie Dila spokojnie mogła zmienić kartę. Wstukała z pamięci numer.
- Cześć, Mark. Jak sprawy się układają?
- Masakra, szalenstwo, obłęd... Nie mam pojęcia, jak to nazwać. Nikt nie może opanować sytuacji, wojskowi rozpełzli się po całym ośrodku i w co drugim zdaniu powtarzane jest twoje nazwisko.
- To też twoje nazwisko.
- I imię
- dodał z cichym westchnieniem.
- Impreza niespodzianka! Czyli jednak przywitają mnie z otwartymi ramionami. To miłe. A co jakbym wpadła w niedalekiej przyszłości, będą gotowi? - zapytała wesoło starając ukryć się chociaż przed Arrowheadem jeszcze nieskonkretyzowane niezadowolenie.
- Zapewne tak. Nie widzę dużych szans.
Westchnęła cicho. Dlaczego mieliby się od razu na nią tak rzucać? Przecież nie zrobiła niczego złego oprócz kradzieży helikoptera, którego, spójrzmy prawdzie w oczy, nie schowała. Każdy wojskowy bez problemu mógł go odebrać.
- Czyli nici z broni lub chociaż śmigłowca? - obniżyła ton głosu.
- To będzie ciężkie.
- No dobra, w sumie rozumiem
- przygryzła wargę zastanawiając się przez chwilę jak by tutaj spytać o adres Reapera, kto jak kto, ale on powinien być w to uwikłany po uszy - Mark, pamiętasz kiedy ostatnio piłam absynt...?
*****

- Nie będzie broni.
Alex popatrzył zaskoczony na Alison. Wpadła jak burza do ich chwilowego miejsca pobytu, z niezbyt zadowoloną miną.
- Właściwie nie jestem pewien czy to źle i tak byśmy się nie nauczyli strzelać celnie - tu podkreślił - Na tyle dobrze, by był z tego pożytek. Co tam u znajomych?


Oczy drgnęły zwężając się w nienawiści, szczęka zacisnęła mocno. Na tyle mocno, że przez chwilę sądziła, że nie będzie w stanie się odezwać. W końcu jednak się odezwała najchłodniejszym głosem na jaki było ją stać. Przynajmniej na tę chwilę. Coś czuła, że przy bliższym poznaniu Morgana bez problemu osiągnie tony oscylujące przy zerze absolutnym.
- Ty się zajmujesz wszystkim co metalowe, prawda? Widziałam jak otwierasz konserwy. Potrafisz lewitować przedmioty z metalu?
Morgan spojrzał zaskoczony na kobietę:
- Taak, taka jest moja moc - powiedział - Przynajmniej w założeniu - mruknął dodatkowo.
- W czym mogę pomóc, jestem gotów do wszelkich prac naprawczych - powiedział z sarkazmem.
Podeszła grzebiąc w torbie na biodrze i upuściła mu na kolana jedno z pudełek z nabojami. Nawet sobie nie zdawał sprawy jak wiele samokontroli wymagało nie rzucenie mu ciężkiego pudełka w kudłaty baniak.
- Ćwicz.
- Oh, czyżby? - sarknął, biorąc jednak naboje. W pudełku było 64 naboi, akurat żeby zapełnić dwa magazynki z karabinu - Wiem że to szczyt możliwości twej grzeczności, ale nie będę robił wszystkiego co mi każesz, nie jestem twoim rekrutem, nie szczekam na rozkaz.
- Masz rację. Nie szczekasz. Ty ujadasz, jak mała irytująca chiuaua- przekrzywiła głowę - Chcesz te naboje czy nie?
- Chcesz mogę szczekać dalej, co innego mam robić w tym zapyziałym miejscu?
Myśli Alison zagalopowały.
~Zapyziałe miejsce. Biedaczek. Na pewno jest ci ciężko... Chodź pójdziemy na happy meala, miła uśmiechnięta pani otrze ci łzy chusteczką ~ już miała mięczakowi to wszystko wygarnąć, gdy poczuła znajome łaskotanie w kieszeni spodni. To przywróciło jej samokontrolę.
- Za prezent dziękuję, na pewno się przyda, na pewno jest cichsze niżli wystrzał z karabinu.
- Cała po mojej - powiedziała sucho i wróciła do Quentina po drodze wyciągając komórkę - Mam adres.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 13-10-2011 o 10:10.
Eyriashka jest offline  
Stary 10-09-2011, 09:59   #47
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Było zimno jak cholera. Logana bolało wszystko. Dosłownie każda cześć ciała dostarczała mu jakiegoś bólu. Mniejszego, większego, ale każda. Tak się przynajmniej Rightowi wydawało. Logan zawinął zziębnięte ręce w pogniecioną koszulę i zadzwonił zębami. Zamknął oczy, próbując zasnąć choćby na parę minut. Dla niego to było parę minut bez tego cholernego chłodu. Oddałby całą swój majątek za chwilę snu. Podczas tych rozmyślań powieki stały się jeszcze cięższe. Right prawie spał.

Z tego błogiego stanu wyrwało go potworne:
- Apsik!
To z pewnością była ta kobieta. Nie żeby Logan rozpoznał ją po kichnięciu. Po prostu jej mina, którą zuważył Right rozglądając się, zdradziła ją.
- Przepraszam - jęknęła dziewczyna, potwierdzając przypuszczenia informatyka.
- Kto wpadł na ten idiotyczny pomysł? - stwierdziła pani major, podczas gdy Logan rozglądał się w celu odnalezienia sprawcy. W tym czasie z ziemi podniósł się pewien mężczyzna.
- Ważne, że reszta się zgodziła. Widać wszyscy jesteśmy idiotami. Jakieś pomysły na to co teraz? - powiedział. Było w tym trochę prawdy. Logan spojrzał na mężczyznę, przecierając zaspane oczy dłońmi.
- Cokolwiek ciepłego - odpowiedziała wcześniej wspomniana kobieta.
- Na zdrowie - mruknął któryś z obdarowanych mocami.
- Jakieś cieplejsze rzeczy by się przydały, albo chociaż koce lub śpiwory. Za niedługo będzie na tyle zimno, że bez tego zamarzniemy - co prawda ma w torbie jakiś polar, nawet kurtkę, ale to nie wystarczy - stwierdził. Logan szybko skierował głowę w stronę odgłosu. Człowiek który to powiedział właśnie coś jadł.
- I już? Ciepełko? To cały pomysł? To chodźmy to więzienia, tam jest ciepło, sucho i dają jeść. Ponadto ogrzeją nas koledzy z celi. Super! - Syknął Arrowhead kręcąc głową - Może źle spytałem. Poza oczywistymi rzeczami, w stylu, odzienie, jedzenie, woda, to czego jeszcze mamy szukać? Chociaż... może coś lub ktoś nas znajdzie - sprostował mężczyzna.
- Po co od razu tak dramatyzujesz? - Kobieta wyjęła szczotkę i zaczęła czesać włosy. - Ja nadal uważam, że trzeba zdobyć broń i ćwiczyć. To mój plan na ten tydzień. Jeśli chcesz znać plany na dalsze dni to niezmiennie będzie to przejęcie jednostki - stwierdziła kontynuując układanie fryzury.
Anglik zamilkł na chwilę

Logan tak jak to miał w zwyczaju nie odzywał się zbytnio. Przysłuchiwał się rozmowom, by w razie potrzeby zabrać głos. Trójka ludzi kontynuowała rozmowę, a Logan słuchał.

- To tak na serio wtedy było o tym przejmowaniu?
- Tak - spojrzała na Quentina - A co?
- No nic. Będzie ciekawie. Ale serio nie mamy lepszego pomysłu niż takie rzeczy? Bo wbrew pozorom atak na wojsko jest niebezpieczny.
- Proponuj więc.
- Osobiście myślę, że spośród wszystkich osób takich jak my ktoś może wiedzieć co się właściwie dzieje. Jeśli nie to pewnie wie coś rząd który tak usilnie stara się nas... no zlikwidować. Można więc dotrzeć do pojedynczej, ale ważnej osoby. Generał, premier... prezydent? Sam nie wiem. Ktoś coś wie, nieprawdaż?
- I to ma być prostsze?
- Niom - Mruknął Anglik - Raczej skupiają się na ściganiu, niż na tym, że mogą zostać odwiedzeni w domku. Taki pan generał, major idą do domu i nie myślą o tym, że ktoś na kogo wysłali setkę ludzi teleportuje się do nich do chatki. Z panem prezydentem rzeczywiście trudniej, ale zacznijmy nieco niżej. Tylko nie atakujmy uzbrojonej i pełnej żołnierzy placówki.
- Czyli panie Arrowhead, chodzi nam dokładnie o to samo. Z tym, że ja sądzę, że lepiej wejść na teren znany i liczyć, że nie rozstrzelają swojego, w szczególności, że mam tam kilku przyjaciół.
- Ekhem - zaczął, ściągając na siebie uwagę - Alison, ty znasz mniej więcej hierarchię i osoby na wyższych stanowiskach co nie? Dzięki temu będzie nam chyba łatwiej wybrać odpowiedni cel, ktoś związany z badaniami wojskowymi na ten przykład - wypowiedział swoje zdanie, po czym zapytał: - Też mam pytanie, czy posiadasz jakieś kontakty z wojska? Mogliby nas informować gdyby pogoń dowiedziała się gdzie jesteśmy. Lub coś w tym stylu.
- Ja pierdolę, zabiją mnie... - stwierdziła blada Alison. Po chwili wyjęła komórkę z torby i wyszła.
- Zaraz, może być dosyć prawdopodobne, że ci wszelcy “przyjaciele” są teraz mniej... przyjacielscy. Przekupieni, albo co. Ponad to dzwonienie z komórki też może być nieco ryzykowne. - Ponownie wtrącił się Quentin.

Nagle Logan wpadł na świetny pomysł.
~ Skoro potrafiłem spowodować, by padał deszcz, świeciło słońce lub prószył śnieg powinienem też móc podnieść temperaturę - pomyślał Logan.
Right skupił się. Krople potu spływały po jego twarzy. Najważniejsze, że się udało. Logan nie wiedział jaki obszar ogrzał, ale wszędzie gdzie się przesunął było ciepło. Domyślił się jednak, że temperatura podniosła się tylko w jego pobliżu. Wywnioskował to po zmarzniętych ciałach reszty ludzi. Teraz Logan mógł już ze spokojem na twarzy słuchać reszty.

- Oddałabym za nich życie i nie mam wątpliwości, że zrobili by to samo dla mnie - wzięła torbę na ramię - Wrócę tu za półtorej godziny maksymalnie. Jeśli nie to uciekajcie stąd - ruszyła w stronę wyjścia.
- To aby dobry pomysł aby iść w pojedynkę? - zapytał Alex, przyglądając się badawczo dziewczynie - Jeśli nie chcesz żeby ktoś słuchał rozmowy to druga osoba może trzymać się z daleka, byle miała cię na oku. Nawet ja mogę pójść jakby co - dodał. Samodzielne wałęsanie się, będąc poszukiwanym nie jest najlepszym pomysłem.
- Jesteście bardziej poszukiwani ode mnie.
- To może chociaż ja? Już trochę wytrenowałem teleportację.
- No dobrze. To chodź.

Minęło dobre kilka/kilkanaście minut, gdy owa dwójka powróciła. Zaczęła się rozmowa.

- Nie będzie broni.
- Właściwie nie jestem pewien czy to źle i tak byśmy się nie nauczyli strzelać celnie - tu podkreślił - na tyle dobrze by z tego pożytek. Co tam u znajomych?
- Ty się zajmujesz wszystkim co metalowe, prawda? Widziałam jak otwierasz konserwy. Potrafisz lewitować przedmioty z metalu?
Morgan spojrzał zaskoczony na kobietę:
- Tak, taka jest moja moc - powiedział - Przynajmniej w założeniu - mruknął dodatkowo.
- W czym mogę pomóc, jestem gotów do wszelkich prac naprawczych - powiedział z sarkazmem.
Podeszła grzebiąc w torbie na biodrze i upuściła mu na kolana jedno z pudełek z nabojami.
- Ćwicz - powiedziała stosunkowo chłodno.
- Oh czyżby? - sarknął, biorąc jednak naboje. W pudełku było 64 naboi, akurat żeby zapełnić dwa magazynki z karabinu - Wiem że to szczyt możliwości twej grzeczności, ale nie będę robił wszystkiego co mi każesz, nie jestem twoim rekrutem, nie szczekam na rozkaz - stwierdził.
- Masz rację. Nie szczekasz. Ty ujadasz i to strasznie irytująco. Chcesz te naboje czy nie?
- Chcesz mogę szczekać dalej, co innego mam robić w tym zapyziałym miejscu? - odpowiedział, niezbyt się nią przejmując.
- Za prezent dziękuję, na pewno się przyda, na pewno jest cichsze niżli wystrzał z karabinu.
- Cała po mojej - warknęła do mięczaka i wróciła do Quentina - Mam adres.
Anglik oderwał się od ściany o która się opierał, klasnął w ręce.
- Najlepiej koło drugiej w nocy, którą teraz mamy?
- 8.30
 
Morior jest offline  
Stary 11-09-2011, 15:20   #48
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Donośne APSIK! Wyrwało Alexa z dość płytkiego snu. Cichy jęk Alison dał do zrozumienia kto wywołał małe trzęsienie ziemi w pomieszczeniu.
- Przepraszam - jęknęła Alison siadając i rozglądając się po miejscu pocierając jedną dłoń o drugą w marnej próbie rozgrzania ich - Kto wpadł na ten idiotyczny pomysł?
Quentin idąc w jej ślady, usiadł i odpowiedział:
- Ważne, że reszta się zgodziła. Widać wszyscy jesteśmy idiotami. Jakieś pomysły na to co teraz?
- Cokolwiek ciepłego – krótka odpowiedź kobiety wyrażała pragnienia wszystkich zebranych.
Alex patrzył nieprzytomny w kierunku odgłosu który obudził grupkę, klnąc na warunki panujące w pomieszczeniu.
- Na zdrowie - mruknął, pocierając oczy - Jakieś cieplejsze rzeczy by się przydały, albo chociaż koce lub śpiwory. Za niedługo będzie na tyle zimno, że bez tego zamarzniemy - co prawda ma w torbie jakiś polar, nawet kurtkę, ale to nie wystarczy. Morgan wstał powoli, rozprostowując kości, jęcząc z cicha. Następnie ruszył chwiejnym krokiem po konserwę. Żarcie śmierdziało, ale było pożywne, a to się liczyło. Bez dotykania wieczka, ładnie się otworzyło, niczym za pomocą otwieracza. Zaczynał korzystać z mocy w prostych sprawach niemalże odruchowo. Skierował się ponownie w miejsce gdzie spał, czyli stary karton, po czym usiadł. Nie wpadł nawet na to, żeby otworzyć reszcie, miał chwilowo w dupie wszelki świat zewnętrzny, czuł zimno i głód, popracuje nad tym problemem, potem może się udzielać społecznie.
Reakcja kustosza była dość gwałtowna:
- I już? Ciepełko? To cały pomysł? To chodźmy to więzienia, tam jest ciepło, sucho i dają jeść. Ponadto ogrzeją nas koledzy z celi. Super! - Syknął Arrowhead kręcąc głową - Może źle spytałem. Poza oczywistymi rzeczami, w stylu, odzienie, jedzenie, woda, to czego jeszcze mamy szukać? Chociaż... może coś lub ktoś nas znajdzie.
DiLa cicho jęknęła z dezaprobatą kładąc torbę przed sobą.
- Po co od razu tak dramatyzujesz? - wyjęła szczotkę i zaczęła czesać włosy, mogła nie pomijać chociaż tego punktu porannej toalety - Ja nadal uważam, że trzeba zdobyć broń i ćwiczyć. To mój plan na ten tydzień. Jeśli chcesz znać plany na dalsze dni to niezmiennie będzie to przejęcie jednostki - zaczęła wiązać sobie warkocz co anatomicznie wymaga wypięcia piersi.
Anglik zamilkł na chwilę
- To tak na serio wtedy było o tym przejmowaniu?
Alison spojrzała lekko zdziwiona na Arrowheada:
- Tak. A co?
- No nic. Będzie ciekawie. Ale serio nie mamy lepszego pomysłu niż takie rzeczy? Bo wbrew pozorom atak na wojsko jest niebezpieczny.
- Proponuj więc.
- Osobiście myślę, że spośród wszystkich osób takich jak my ktoś może wiedzieć co się właściwie dzieje. Jeśli nie to pewnie wie coś rząd który tak usilnie stara się nas... no zlikwidować. Można więc dotrzeć do pojedyńczej, ale ważnej osoby. Generał, premier... prezydent? Sam nie wiem. Ktoś coś wie, nieprawdaż?
- I to ma być prostsze? - podniosła jedną brew w zdziwieniu.
- Niom - Mruknął Anglik - Raczej skupiają się na ściganiu, niż na tym, że mogą zostać odwiedzeni w domku. Taki pan generał, major idą do domu i nie myślą o tym, że ktoś na kogo wysłali setkę ludzi teleportuje się do nich do chatki. Z panem prezydentem rzeczywiście trudniej, ale zacznijmy nieco niżej. Tylko nie atakujmy uzbrojonej i pełnej żołnierzy placówki.
Alison zamarła patrząc się na kustosza, po czym parsknęła i przez krótką chwilę opuściwszy głowę walczyła z salwą śmiechu..
- Czyli panie Arrowhead, chodzi nam dokładnie o to samo. Z tym, że ja sądzę, że lepiej wejść na teren znany i liczyć, że nie rozstrzelają swojego, w szczególności, że mam tam kilku przyjaciół.
Alex przysłuchiwał się rozmowie, grzebiąc w konserwie bez większego zaangażowania. Pomysł mieli dobry, przeżycie to był jego cel nadrzędny. Za to stwierdzenie Alison na temat ćwiczenia umiejętności, potraktował bardzo serio. Starał się wszystkie czynności związane z metalowymi obiektami wykonywać za pomocą mocy. Co prawda chodził przez to lekko zmulony i zmęczony, ale drobnymi krokami szedł na przód.
- Ekhem - zaczął, ściągając na siebie uwagę - Alison, ty znasz mniej więcej hierarchię i osoby na wyższych stanowiskach co nie? Dzięki temu będzie nam chyba łatwiej wybrać odpowiedni cel, ktoś związany z badaniami wojskowymi na ten przykład - wypowiedział swoje zdanie, po czym zapytał: - Też mam pytanie, czy posiadasz jakieś kontakty z wojska? Mogliby nas informować gdyby pogoń dowiedziała się gdzie jesteśmy. Lub coś w tym stylu.
Alison zbladła.
- Ja pierdolę, zabiją mnie... - skoczyła na nogi i w pośpiechu zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu komórki. Gdy tylko ją znalazła złożyła części do kupy i wychodząc wstukała pin. Wykręciła z pamięci numer.
- Zaraz, może być dosyć prawdopodobne, że ci wszelcy “przyjaciele” są teraz mniej... przyjacielscy. Przekupieni, albo co. Ponad to dzwonienie z komórki też może być nieco ryzykowne. - Ponownie wtrącił się Quentin.
- Oddałabym za nich życie i nie mam wątpliwości, że zrobili by to samo dla mnie - wzięła torbę na ramię - Wrócę tu za półtorej godziny maksymalnie. Jeśli nie to uciekajcie stąd - ruszyła w stronę wyjścia.
- To aby dobry pomysł aby iść w pojedynkę? - zapytał Alex, przyglądając się badawczo dziewczynie - Jeśli nie chcesz żeby ktoś słuchał rozmowy to druga osoba może trzymać się z daleka, byle miała cię na oku. Nawet ja mogę pójść jakby co - dodał. Samodzielne wałęsanie się, będąc poszukiwanym nie jest najlepszym pomysłem.
- Jesteście bardziej poszukiwani ode mnie.
- To może chociaż ja? Już trochę wytrenowałem teleportację – zapytał Quentin.
- No dobrze. To chodź.

******

- Nie będzie broni.
Alex popatrzył zaskoczony na Alison. Wpadła jak burza do ich chwilowego miejsca pobytu, z niezbyt zadowoloną miną. Tak właściwie nie przypominała już tej dumnej pani major która wrzeszczała na niego podczas zebrania.
- Właściwie nie jestem pewien czy to źle i tak byśmy się nie nauczyli strzelać celnie - tu podkreślił - na tyle dobrze by z tego pożytek. Co tam u znajomych?
Alison przybrała minę, która położyłaby trupem, gdyby tylko chciała. Reakcja dość dziwna, na normalne pytanie, widocznie grząski grunt. Później Morgan klnął na siebie że kontynuował spór.
Zignorowała pytanie marszcząc brwi.
- Ty się zajmujesz wszystkim co metalowe, prawda? Widziałam jak otwierasz konserwy. Potrafisz lewitować przedmioty z metalu?
Morgan spojrzał zaskoczony na kobietę:
- Taak, taka jest moja moc - powiedział - Przynajmniej w założeniu - mruknął dodatkowo.
- W czym mogę pomóc, jestem gotów do wszelkich prac naprawczych - powiedział z sarkazmem.
Podeszła grzebiąc w torbie na biodrze i upuściła mu na kolana jedno z pudełek z nabojami.
- Ćwicz - powiedziała stosunkowo chłodno.
- Oh czyżby? - sarknął, biorąc jednak naboje. W pudełku było 64 naboi, akurat żeby zapełnić dwa magazynki z karabinu - Wiem że to szczyt możliwości twej grzeczności, ale nie będę robił wszystkiego co mi każesz, nie jestem twoim rekrutem, nie szczekam na rozkaz - stwierdził. Czuł się paskudnie, wszystko go bolało po minionych dniach, po beznadziejnym jedzeniu oraz po pizgawicy jaka była w miejscu ich wypoczynku.
Do tego kobieta tyran.
- Masz rację. Nie szczekasz. Ty ujadasz i to strasznie irytująco. Chcesz te naboje czy nie?
- Chcesz mogę szczekać dalej, co innego mam robić w tym zapyziałym miejscu? - odpowiedział, niezbyt się nią przejmując. Jednego był pewien, na tyle panował nad mocą, że jeśli się na niego rzuci, zarobi kulkę - Za prezent dziękuję, na pewno się przyda, na pewno jest cichsze niżli wystrzał z karabinu.
- Cała po mojej - warknęła do mięczaka i wróciła do Quentina - Mam adres.
Anglik oderwał się od ściany o która się opierał, klasnął w ręce.
- Najlepiej koło drugiej w nocy, którą teraz mamy?

Wrażenie Alexa było jedno: jeśli nie polepszy relacji z panią major, obudzi się z nożem w sercu. Jeszcze nie miał pojęcia jak to zrobić, ale będzie musiał przystąpić do dzieła.
 
necron1501 jest offline  
Stary 24-09-2011, 19:55   #49
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Dom, położony na przedmieściach LA, prezentował się niezwykle okazale, nawet jak na dosyć wygórowane standardy tej okolicy. Otoczony był przez wysoki i zadbany żywopłot, przez co sprawiał wrażenie pałacu-twierdzy rodem z filmów akcji, co potęgował fakt, że w każdym z trzech kojców czuwał inny, ogromny pies gotowy zapewne srogo ukarać nieproszonych gości. Na szczęście ochroniarzy nie było, ot jeden plus w skrzynce pełnej minusów.

Tylnego wejścia nie było, droga prowadziła przez wielką bramę na front od drzwi domu, której górna część zakończona była tępymi kolcami, stworzonymi bardziej dla wyglądu niźli bezpieczeństwa. Na podwórzu willi znajdowało się mnóstwo roślinności, niewątpliwie mających sprawiać wrażenie małego lasu, wykupionego i regularnie pielęgnowanego przez bogatych właścicieli. Krzewy i drzewka były wystarczająco wysokie, aby ukryć postacie spacerujące wzdłuż nich, ale budowa terenu nieco utrudniała ciche dojście do wielkich okien umieszczonych na dole budynku.

Wszystko to zostało zaobserwowane przez kilkoro ludzi, stojących właśnie w znajdującym się nieopodal gaju. Oni wszyscy musieli zastanowić się nad planem, który miał umożliwić im swobodne przeszukanie domu. Już nie było miejsca na błędy. Każdy z nich mógł skończyć się tragicznie.


******



Rzucony na stół operacyjny i przypięty do niego wszystkimi klamrami Abate nie stawiał zbytniego oporu. Wręcz przeciwnie – uśmiechał się drwiąco, z przyjemnością oglądając pracę wojskowych naukowców. Ci uwijali się w pocie czoła, nie chcąc dopuścić do jego ewentualnej ucieczki. Nie zawsze ma się w laboratorium nadnaturalnie uzdolnionego mieszkańca.

- Wiecie, że gdybym chciał, mógłbym się od tego uwolnić w każdym momencie, prawda? – zapytał retorycznie stojącego najbliżej.

- Nie sądzę – mruknął „lekarz”, po czym wyjął jedną z wielu strzykawek i bezceremonialnie wbił w ramię Matt’a. Wprawdzie ten wrzasnął z bólu, ale nie był w stanie nic zrobić, zwłaszcza że płyn szybko rozszedł się po jego ciele, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Był w stanie tylko przekręcać gałki oczne.

Mutant spojrzał na agresora z wściekłością w oczach.

- Niech się pan nie denerwuje, to tylko przejściowe – stwierdził naukowiec. – Substancję uzyskaliśmy od naszego ostatniego gościa. Myślę, że go znasz. Silny, twardy, codziennie występuje w wiadomościach – tutaj profesor ściągnął maskę z twarzy, okazując się wyjątkowo młodym i przystojnym facetem w wieku około 20 lat. Jego włosy rozczochrane, ale Abate nie miał żadnych wątpliwości, że młodzieniec każdego dnia poświęcał kilkanaście minut ich układaniu. Dodatkowo kilkudniowy zarost na twarzy potęgował wrażenie, że oto stał przed nim klubowy amant. – Nazywam się Greenwald i oto masz przyjemność być pod moją opieką. Przez kilka następnych dni będziesz przeze mnie regularnie kontrolowany, poddawany szeregom okrutnych i absolutnie niemoralnych operacji, a jak zbytnio ci się w tej głowie poprzewraca, to po prostu cię zabijemy. Zgadzasz się? No to zaczynamy. – Zakończył krótką przemowę doktor, przyciągając do siebie wieszak z licznymi instrumentami medycznymi. Ku przerażeniu pacjenta wyglądały one bardziej jak narzędzia tortur.

Po chwili do Greenwald’a zwrócił się jeden z pozostałych lekarzy, uprzednio podłączywszy Abate’a do kilku maszyn:

- Brać go do kabiny na przeczyszczenie czy wyczyścić naskórek?

Sadysta spojrzał na chuligana, uśmiechając się drwiąco.

- Nie, to za łatwe. Na początku potrzebny nam spory kawałek jego DNA - tutaj oczy profesora podejrzanie rozbłysły. – Obetnijcie mu środkowe palce u dłoni.

Wrzaski Matt’a niewątpliwie obudziłyby kilkadziesiąt spokojnie śpiących osób, gdyby nie to, że znajdował się w tej chwili pod ziemią. Tam nikt nie usłyszy jego krzyku…
 
Shooty jest offline  
Stary 19-10-2011, 18:36   #50
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Trochę niepewny Logan stał w miejscu spoglądając na twarze reszty. Sam nie wiedział od czego zacząć rozmowę. Logika podpowiadała mu, że należy wymyślić teraz jakiś plan.
- Dobrze, jesteśmy u celu. Jakieś pomysły? - zapytał Alex.
- Jak to co? Mamy teleportera, prawda? Teleportujemy się na dach, a następnie zejdziemy po gzymsie. Ja rzucę na niego jakąś iluzję, by mu uniemożliwić ucieczkę. Ty zabezpieczysz wszelkie możliwości, że wystrzeli... zablokujesz metalową kulę wewnątrz lufy. Trzeba go przede wszystkim unieruchomić. Cicho, szybko i skutecznie - spojrzała na wiecznie milczącego kolegę - A ty właściwie co umiesz? - Alison w niezwykle szybkim tempie obmyśliła plan.
- Emm, Quentin jesteś w stanie przeteleportować aż 4 osoby na taką odległość? Jeśli jest za daleko, możemy podejść, zrobię “tylne” wejście przez płot - zapytał Alex z ciekawości. Odległość mała nie była.
- Wątpię, by moje umiejętności kontrolowania pogody na coś tu się przydały... Może byłbym w stanie stworzyć jakąś mgłę. Sam nie wiem do końca, do czego jestem zdolny - stwierdził Logan, nie mijając się z prawdą.
Alison pokręciła jedynie głową.
- Mgła na psy nic nie da. Już lepiej błyskawica, ale to mało subtelne - dodała.
Logan wsłuchiwał się w słowa koleżanki. Podzielał jej zdanie w stu procentach. Right nigdy jeszcze nie próbował wywołać błyskawicy.
- 4 osób na raz nie uda mi się przeteleportować - pokręcił głową Quentin. - Sam byłbym w stanie trafić w ten sposób na jakieś drzewo i może przy okazji skontrolować teren. Co o tym myślicie?
- Dobra, skacz. Może znajdziesz tam coś ciekawego... i zorientuj się o co chodzi z tymi psami. Z nimi zawsze jest problem - doradziła Alison.
- Hmm, nie powiem że sprawi mi to przyjemność, ale jeśli będą sprawiać zagrożenie, pozbędę się ich - stwierdził Alex po chwili - Jeśli szefowa rozkaże.
Alison spojrzała na Alexa marszcząc brwi.
- Nie podlizuj się. To mnie rozprasza... - mruknęła i wróciła spojrzeniem na Quentina - No, znikaj... sprawdź co tam słychać.
Quentin zamknął oczy i pojawił się we wcześniej wspomnianym miejscu.
Powrót minął mu jeszcze szybciej. Nie zważając na zdziwione teleportacją miny towarzyszy, opowiedział im o swoich odkryciach. Logan dowiedział się, że znajduje się tam dużo roślinności. To była dobra informacja.

- No dobra, co robimy? - zapytał Alex.
- Skoro i tak na niewiele się zdam to może zostanę tu i będę was informować o ewentualnych komplikacjach. Powiedzmy, że jak usłyszycie grad uderzający o szybę, to będzie to oznaczać, że coś jest nie tak. Co wy na to? - zaproponował Logan. Taki sposób pomocy wydawał mu się najbardziej efektywny.
- To dobry pomysł - powiedziała Alison, przenosząc spojrzenie na Quentina - Myślę, że najlepiej będzie zabić zwierzaki. Ja potrafię strzelać, Alex też jakoś sobie poradzi. Jest jeszcze trzeci pies, do którego postaram się szybko dotrzeć po pierwszym strzale. Jeśli podniesie alarm to przede wszystkim trzeba będzie zadbać o to by ewentualni ochroniarze nie wezwali posiłków. No, i by Reaper nie uciekł. Jeśli będzie jakieś zamieszanie na podjeździe Ty - wskazała na Logana - zamrażasz wszystko. Zrób to jak chcesz... zwilż podjazd, zamróź go, znowu roztop czy może zrób im tu lodowe piekło. I mgłę.
Right pokiwał głową, informując, że zrozumiał polecenie. Alison dokończyła: Jeśli zostanie wszczęty alarm ja zajmę się strażnikami. Zabijanie to ostateczność. Załóżmy, że uda się uciszyć psy bez problemu. Czy wszyscy są w stanie przedostać się przez ogrodzenie i dotrzeć do krzaków? - Logan domyślił się, że owa wypowiedź skierowana była do Morgana.

- No więc... na co czekamy? - Zapytał Logan po czym poprawił kołnierz koszuli i spojrzał w stronę podjazdu.
- Pośpiech nie jest wskazany - Alison spokojnie wyjęła pistolet, odbezpieczyła go i wróciła spojrzeniem na Quentina - Przede wszystkim musimy wiedzieć gdzie jest Reaper. Docieramy do krzaków. Przy odrobinie szczęścia zobaczymy go na parterze. Wtedy ja rzucam na niego iluzję, Quentin przenosi się do środka i otwiera okno od wewnątrz, Alex trzyma go na muszce - tu przeniosła twarde spojrzenie na Morgana - To oczywiste, jednak powiem. Nie celuj mu w głowę, najlepiej nie celuj w korpus. Jakby co strzelaj po nogach. Kolana to dobry cel. Jeśli nie będzie na parterze, nikt się nie odzywa, chyba, żeby ostrzec resztę przed niebezpieczeństwem. Idziemy na górę, ja przodem, Quentin drugi, Alex zamyka. Jeśli zrobi się gorąco, głównym celem będzie pochwycenie Reapera i zabranie go ze sobą. Drugiej okazji do porozmawiania z nim nie dostaniemy - wygłosiła plan Alison. Logan był pod wrażeniem. Wtedy odezwał się Morgan.
- No dobra, załatwienie jednego psa, pilnowanie tyłów, neutralizacja uciekającego. Przyjąłem - podsumował Alex, nie wdawając się w dysputy. Alison znała się nie na tym - To może najpierw załatwię sobie przejście przez ten płot - dodał po czym podszedł do ogrodzenia, skupiając się na nim. Dotknął go ręką, chcąc objąć pięć żeber, aby umożliwić sobie przejście.
Nadal patrząc z uwagą na swój pierwszy cel, rzucił za siebie:
- Czy jeśli pojawią się strażnicy z bronią, mam odpowiedzieć ogniem? Nie wiem jak mi to wyjdzie, ale sam fakt bycia pod ostrzałem powinien ich na chwilę utemperować - zapytał.
- Tylko jeśli będzie to zupełnie konieczne. Jeśli udałoby ci się zrobić tak by uwierzyli, że jest nas więcej niż ich to jeszcze mogłoby coś dać - doradziła Alison.
- Dobrze, w takim razie zaczynaj - zgodził się Alex, dalej odginając szczeble.
- No to ruszamy - Stwierdziła Alison i poszła w stronę pierwszego psa.
 
Morior jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172