Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-04-2013, 01:03   #151
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Jechali długo, Alex straciła poczucie czasu. Szybki pocieszał ja, plótł coś o reakcjach stresowych, ze każdemu czasem odwala i ze najważniejsze, ze nikt nie zginął, a szczególnie ona.
Kiwała machinalnie głową, czując jak narkotyk, zmęczenie i stres przetaczają się w jej ciele, jakby było jakimś frontem. Frontem walki. Frontem walki na froncie. Myśli rwały się, plątały, a mięśniom coraz trudniej było utrzymywać ciało w pionowej pozycji. Odpłynęła, nie wiedząc nawet kiedy.

Obudziła się w momencie, kiedy auto się zatrzymało. Byli w jakiejś hali, hangarze – trudno to było ocenić. Sen pomógł, wypłukał narkotyk z krwi, odgonił zmęczenie. Poza mięśniami zesztywniałymi lekko od snu w niewygodnej pozycji nic jej nie dolegało. Wyszła z samochodu, wykonała kilka ćwiczeń rozciągający, skłonów, wymachów. Wszyscy gotowali się do starcia, Morgan zebrał ich razem – widać awansował do robi dowódcy, kiedy spała - i przedstawił sytuację.

Z natłoku jego wyjaśnień , planów i pomysłów, wyłowiła dwa słowa, które, jako jedyne rezonowały jakoś w jej mózgu: pojazdy bezzałogowe. Uświadomiła sobie, ze sporo o nich wie, zaczęła się zastanawiać , skąd. I wspomnienia wróciły – jeszcze przed wojną, pracowali nad tym z grupą znajomych hakerów. Ściśle tajne, wojskowe dane, piekielnie trudne do zdobycia, kusiły, przyciągały jak magnes. „Nie dacie rady” rzucił ktoś, żartem ‘My? Co my nie damy rady! Pewnie, ze damy!” i dali. Nie pamiętała, dla kogo zdobywali te dane, czy była to robota ambicyjna, czy ktoś im to zlecił.. nie pamiętała. Ale w jakiś sposób wiązało to się z tym, co teraz robili.

Morgan wyhaczył ją jakiś czas potem, kiedy była akurat sama. Chciała mu powiedzieć o pojazdach, ale zaczął z innej strony:
- Jak się trzymasz?
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. Poprawiał jej humor.
- Coraz lepiej.. spanie dobrze mi robi. W każdym razie, nie miewam już odpałów. Na razie. Czy mówiłam już, że się cieszę, ze żyjesz?
Odpowiedział uśmiechem.
- Też się cieszę. I że Ty nie załapałaś kulki. Czyli z Ruskiem i doktorkiem już w porządku?
Odchrząknęła.
- Wygłupiłam się, co? Złe słowo. Musze podziękować Szkalowi..
- E tam... Gorsze rzeczy się robiło i widziało. Nikt nie ma dodatkowych dziur więc jest w porządku. Podziękuj mu. Mówiłaś coś o wszczepach, pamiętasz?
- Nie o wszczepach.. nie mam żadnych wszczepów.
- Na poprzednim postoju mówiłaś, że coś Ci wszczepili.
- Nieee.. - potrząsnęła głową. Już się zabiera, żeby znów zrobić z siebie przed nim idiotkę - Mówiłam tylko, że miałam taki sen.. przestraszyłam się, rozkleiłam i chciałam.. Tyle.
- Alex... To, że miałaś gorszą chwilę, rozkleiłaś się to normalne. Budzisz się w świecie gdzie prawo dżungli wróciło do łask, wszystko co... Gdzie jest jeden wielki rozpiździel. Ludzie giną, ktoś do Ciebie strzela. Nie gryź się tym. Macie amnezje czy coś w tym guście, Wasza podświadomość, może przekazywać Wam wydarzenia właśnie podczas snu. Zaufaj mi, to może być ważne.
Pokiwała głową, powoli. To nawet miało sens...
- Miałam sen, bardzo realistyczny.. sala chirurgiczna, unieruchomienie i ból brzucha. Jakieś osoby mówiły, że to nieetyczne, zostawiać coś w środku i że mam mieć wpis w karcie o zabiegu na migdałkach. - Westchnęła - Wiem, brzmi bez sensu.
- Niekoniecznie. Sprawdzałaś czy masz blizny? Jakieś ślady po ich usuwaniu?
- Pewnie. Nic nie ma. Ani żadnego wpisu o jakimkolwiek zabiegu, w moich papierach. To nie tylko to... Tam, w barze nie mogłam się ruszyć. Mieliśmy painkiller, inaczej bym tam została. Może to stres.. ale mnie nigdy nie boli brzuch. Nie bolał. Wcześniej. Poza tym razem w MARPie, po śnie.
Morgan ewidentnie o czymś myślał, sposępniał i myślał chwilę. Rozejrzał się ponownie upewniając się czy nikt nie słyszy.
- Nie mów o tym nikomu. Jak uznam za stosowne to kogoś poinformuje. Jak wyśle chłopaków by zdjęli czujki z Adamem zbadamy Ciebie. Byłem co prawda tylko sanitariuszem ale może coś znajdę. Chociaż ślad po tym. Wezmę też doktorka. Potrafisz zagłuszyć sygnał wysyłany przez pluskwę?
- Nic nie znajdziesz, bo nic nie ma. Potrafię, oczywiście.
- Zakłóć. Ta sprawa Alex sięga naszych czasów. Nie dziwi Ciebie taka zbieranina osób w jednym miejscu? Chodzi mi o komory. Cywile, spec od ochrony, najlepszy saper, rusznikarz... Ludzie powiązani ze służbami i światkiem przestępczym? Mam mało informacji ale wszystko się kurwa układa. Tylko za późno. Stanowczo za późno.
- Masz paranoję. - pokręciła głową Alex - Wiadomo, ze jak kogoś zamrażali, to musiał być albo bogaty, albo potencjalnie przydatny.. potem. Czyli mieć bogatego protektora. Wszystko rozbija się o pieniądze, Michael.
Przesunęła dłonią po brzuchu.
- Mam sobie zagłuszyć tą pluskwę, co wywnioskowałeś, że ją mam na podstawie mojego snu? Masz paranoję.
- Mam. Ale nie w tym względzie. Zaufaj mi. Czyli nic Ci nie wszczepili a te bóle są same z siebie? Objawy stresu? I to zawsze tuż przed tym jak wyprzedzają nas o krok. Pomyśl. Kasa? Owszem ale mogliście być dziani ale aż tak? Rusznikarz? Mechanik? Nawet najlepszy. Komór tak dużo nie było a jakoś żadnego polityka jeszcze nie spotkałem.
- Nie pamiętam, abym była jakoś specjalnie dziana.. Ok, założę, ze możesz mieć rację. Spróbuję namierzyć sobie, w sobie, to coś i zakłócić.
- Pogadamy później, widzę, ze Szakal wrócił.
Alex pokiwała głową, patrząc , jak odchodzi. Obmacała jeszcze raz brzuch, próbowała tez namierzyć sobie elektronicznie jakieś nietypowe sygnały z ciała. Nic. Miał paranoję. Jak wszyscy w tym świecie.

Namierzanie bezzałogowych pojazdów też się jej nie powiodło. Wiedziała dokładnie, ze gdyby były bliżej dałaby włamać się do ich systemu i wywołać autodestrukcje. Nigdy tego nie robiła, ale wiedziała, ze potrafi. Nie zdążyła zadziałać nic więcej, bo Morgan zwołał kolejną naradę. Tym razem w MARPie. Weszła i patrzyła, podejrzliwie, jak zamyka za nimi drzwi.

- Dobra panowie – rozpoczął, jak na jakimś seminarium - Mamy pacjentkę. Aleksandra Cobbin, lat 24, silne bóle brzucha, paraliżujące. Nie stwierdzono chorób przewlekłych ani trwałych urazów. Możliwe, że przeprowadzono na niej operacje. Nie chce Wam czegoś sugerować więc wstrzymam się ze swoją diagnozą. Sprawdźcie czy zostały jakieś ślady. Możliwe, że operacja nie została przeprowadzona na samej jamie brzusznej.
W miarę jak mówił, dziewczynie coraz bardziej rozszerzały się oczy.
- Popierdzieliło cię? - warknęła - Nie jestem żadną pacjentką. A już na pewno nie będę się przed wami rozbierać. Banda zboków. Trzymać łapy przy sobie - podeszła do drzwi i szarpnęła je.

Morgan zastąpił jej drogę. Wyglądał jak dwudrzwiowa szafa w tych wszystkich kamizelkach, obwieszony bronią jak choinka na Gwiazdkę.
- Myślisz, że nigdy nie widziałem nagiej kobiety. Masz tu do cholery trzech lekarzy. Ból brzucha tuż przed ich atakiem? Następny w MRAPie a oni nie dali się złapać w zasadzkę? Pomyśl kurwa. Od początku znają nasze ruchy.
- Bo mają tu kreta! od razu mówiłam... – rzuciła mu.
- Kogo? Uwierz mi, przeanalizowałem przeszłość każdego. Jedynie ja i Szakal dwa razy się z nimi spotkaliśmy. Strzelając do siebie. Jak kret przekazywałby na bieżąco informacje o naszym położeniu otoczony przez bandę paranoicznych, uzbrojonych morderców?
- Nie wiem, ale próbowałam.. nic tam nie ma!
- Może dlatego, że się na tym nie znasz? Widziałem już wielokrotnie wszczepy i organy w lodówkach kriogenicznych. Myślę, że jak masz coś w sobie to bez problemu to znajdę, ale... nie mam aparatury. Czyli... bym musiał to sprawdzić organoleptycznie. - doktorek na chwilę się zatrzymał. - Ale może lepiej nie. Mam żonę...
- Kurwa! - warknęła Alex, starając się ignorować denerwujący śmiech Morgana, który tamten uskutecznił po wyznaniu doktorka - Co za pieprzenie! I dylematy natury moralnej.. mój ginekolog przed wojną też miał żonę, co nie wpływało na jego profesjonalizm. Poza wszystkim - dyskusja jest bezprzedmiotowa, organoleptycznie już sprawdzałam. Elektronicznie też. Nic tam nie ma.
- Tak czy inaczej... Co ty możesz o tym wiedzieć? Przed wojną było inaczej. Zresztą w cywilu było. Wojskowi na długo przed wybuchem wojny potrafili tworzyć takie wszczepy, że byś ich nie rozróżniła od zwykłych organów. Jak czułe masz dłonie? Jesteś w stanie sprawdzić czy taki narząd jak grasica, ważąca jakieś 20-30 gram jest w porządku? Ma dość miękką korę, a torebka łącznotkankowa nie jest syntetycznym zamiennikiem? Nie sądzę... Co prawda bolał Ciebie brzuch więc to nie ona, ale są i mniejsze narządy. W brzuchu również jest ich parę... - doktorek przewrócił oczami.
- Dobrze - westchnęła Alex. Nie była do końca przekonana, ale nie bardzo widziała inne wyjście.
- Ty. –pokazał na Morgana. - Chodź, będziesz sprawdzał. Ja jadę na wspomagaczu. Z dwa dni nie spałem. Łapy mi cierpną. - Morgan bez problemu wyłapał blef doktorka.
Mike w końcu opanował śmiech, wydawało się, że zaraz będzie ocierał łzy śmiechu. Gdy doktorek odezwał się do niego najpierw zgromił go wzrokiem, potem podszedł i złapał go za przód ubrania, tuż przy szyi i pchnął na ścianę ciągle go trzymając.
- Co ty? Oszalałeś? - powiedział doktorek. - Nie mamy czasu. Zrób co mówię... - dodał już mniej pewny BM nieco błagalnie.
Żołnierz go nie puścił, świdrował spojrzeniem. Gdy się odezwał głos miał spokojny i zimny.
- My się chyba kurwa źle zrozumieliśmy. Wyciągam Twoją żonkę i załatwiam Wam nowe życie w Nowym Jorku jak nam pomagasz. Jak skrewisz zabijam ją na Twoich oczach a potem Ciebie. Taki był deal. Ty się na tym znasz i chuja mnie obchodzi, że będziesz miał wyrzuty sumienia jak ją zbadasz. Wiesz, że gdy człowiek kłamie to jego mimika inaczej się zachowuje? Dajmy na to jak mówiłeś, że jedziesz na wspomagaczu przez co nie możesz jej zbadać Twój wzrok uciekł w lewy górny róg. Zawsze tak się robi jak się kłamie. Palce. Pocierałeś nerwowo palce, gest palacza gdy się denerwuje i nie może zapalić. I parę innych szczegółów. Więc zbadaj ją. Potem opowiesz gdzie jest Twoja żona, jak wygląda i za parę dni będziemy się śmiać z tej sytuacji gdy będziesz miał ciepłą posadkę. Łapiesz?
- Ja? Ciepłą posadzkę w NY? Ja tylko chce odzyskać żonę i wracać do Vegas. Tam miałem ciepłą posadzkę. Poza tym wiem, że byś tego nie zrobił. Ty jesteś z tych dobrych. Mówisz, zachowujesz się inaczej niż ci mordercy z BM... Jednak obiecałem wam pomóc i się z tego zamierzam wywiązać.
- To wrócisz do Vegas. - Morgan dosłownie warknął. - I obudź się chłopczyku. Dobrzy ludzie wyparowali w 2020. Ja nie zabijam bez powodu. Ale jak mam...
- Ehe... - powiedział pod nosem doktorek. - Dobrzy ludzie nadal istnieją. - spojrzał na Alex. - Jak boli Ciebie brzuch to nie będziemy musieli za bardzo Cię rozbierać. Wystarczy sam brzuch. Jak tam boli zakładam, że na 80% tam jest pluskwa. Albo coś z jej funkcją. - doktorek zaczął zawijać rękawy. - Tylko nie uznaj mnie za jakiegoś zboka...

- Za późno - Alex rozpięła pasy od kamizelki, zdjęła ją i położyła ją na podłodze wozu.
- Miałam sen o zabiegu chirurgicznym. W obrębie jamy brzusznej właśnie. Potem czułam kłucie, takie że nie mogłam wstać na nogi. - dodała.
- Hmm... Mogli Ci coś wszczepić co musiało się przystosować. Możliwe, że wcisnęli gdzieś pluskwę, ale ta raczej nie przeszłaby badań do zamrażalki. Zamarzłaby, a okoliczne organy nie wytrzymałyby zimna i zginęłabyś w parę minut. Może widziałaś w tym śnie, gdzie miałaś opatrunek założony? Mówili coś o tej operacji? Cokolwiek? - doktorek chyba znał się na rzeczy.
- Patrzyłam w górę, czułam tylko ból, zanikający. Nie widziałam opatrunku. Mówili, że wpiszą mi do karty zabieg na migdałkach.
- To nie możliwe. Migdałki podniebienne znajdują się we wgłębieniu gardzieli. Wycinają je tym, którzy z ich powodu są bardzo podatni na zakażenia. Mogli wykonać to okazyjnie albo wpisać jedynie migdałki, a wpakować Ci coś w brzuch. Normalna pluskwa odpada, bo jak już mówiłem nie wytrwałaby w komorze... Lista syntetycznych narządów, które mogli wyprodukować przed wojną jest dłuższa niż przedramię Pana wojskowego... Dobra. Kładź się na czymś tu. Najpierw sprawdzimy lewy bok, potem prawy, a na końcu brzuch centralnie. A może potrafisz wskazać dokładnie miejsce, gdzie bolało?
Przewróciła oczami.
- Wiem, gdzie są migdałki. Widziałam zakrwawione narzędzia, a bolał mnie brzuch, nie gardło. Nie potrafię pokazać dokładnie, gdzie. To było w śnie. W knajpie - pulsowało. Nigdy nie chorowałam na anginę nie miałam żadnych zabiegów chirurgicznych. Nogę raz złamałam.
- Krew na narzędziach była jasno-czerwona czy ciemna? Pulsowało miejscowo czy promieniowało na cały brzuch? Brałaś jakieś leki wczoraj lub dzisiaj? Wyspałaś się?
- Nie pamiętam.. to był sen. - potarła skroń. - Pulsowało. Dostałam dawkę painkillera.. dziś rano, chyba. Spałam w MARPie, jak tu jechaliśmy.
- Nie dobrze. Trochę poboli od razu ludzie się faszerują jak jakieś ćpuny. No, ale nic. Ja też na ból zbyt odporny nie jestem. Mam nadzieję, że nieco tej chemii zeszło. Kładź się, podciągnij bluzkę. Będę sprawdzał po kolei jak leci oba boki i brzuch. Mów jak będzie bolało.
- Nie trochę - warknęła - Nie mogłam wstać. Niczym się nie szprycowałam nigdy.
Położyła się na podłodze, odsłaniając brzuch.
- Dobra już. Nie złość się, mała. To co dla Ciebie i mnie jest bólem nie do zniesienia dla kogoś innego może być ledwie odczuwalne. Nie wiem czy wiesz, ale naukowo udowodniono... - Morgan chrząknął. - Przepraszam. Nie mamy czasu. Już się spieszę.
Doktorek położył delikatnie rękę na dolnej partii pleców Alex. Miał skórę jakby codziennie kremował dłonie i nigdy nie pracował fizycznie. Zaczął naciskać idąc powoli w górę.
- Coś czujesz?
- Nic. jest ok.
- Dobra. To mów tylko jak coś poczujesz.
Doktorek nie spieszył się. Najpierw sprawdził plecy, ale tam nic nie było. Każdy z boków sprawdzał dobre 3-4 minuty i tam też nic. Na brzuchu przyjrzał się dokładnie poszukując blizn - nic jednak nie znalazł. Podczas naciskania dłońmi wymieniał poszczególne narządy.
- Trzustka, nerki... - nagle Alex poczuła potężny ból przypominający ten paraliżujący ją w barze Maurycego. - Co jest? Trafiłem? - powiedział naciskając i powodując kolejne fale bólu.
Po tym jak Cobin napięła cały brzuch puścił jedynie trzymając dłoń dokładnie w miejscu, gdzie ją wcześniej trzymał.
- Tak - jęknęła przez zaciśnięte zęby.
- Dobra. Mam dla Ciebie dwie wiadomości. Obie złe niestety. Pierwsza jest taka, że naciskałem na bardzo małą powierzchnię nad nerkami. Obawiam się, że masz wstawione syntetyczne nadnercze. Ten parzysty, niewielki organ leży na górnym biegunie nerek i waży jakieś 15-20 gramów. Jest malutki. To była pierwsza zła wiadomość. Druga jest taka, że od niego odchodzą trzy bardzo ważne naczynia. Tętnice nadnercze górna, środkowa i dolna. Oznacza to, że jak byś chciała to operować to... musisz ufać chirurgowi jak własnej rodzinie albo mocniej. Jak ten gruczoł ma pluskwę to pewnie jest to bio-cybernetyczna warstwa siatkowa. Można to zrobić bez operacji. Poddać twój brzuch pewnemu promieniowaniu, które pozbawi tę warstwę złych właściwości, ale... laboratoria będące w stanie to zrobić można zliczyć na palcach jednej ręki. Jakieś pytania?
Usiadła.
- A jeśli się tego nie będzie ruszało, to?
- Słuchaj. Ktoś ma urządzenie albo parę, które są Ciebie w stanie namierzyć. Oznacza to nie tylko, że wie gdzie jesteś, ale i wyrządza Ci tym olbrzymi ból. Obawiam się, że jeszcze jakieś parę prób i pewnie dojdzie do uszkodzenia słabych naczynek. Czyli dojdzie do krwotoku wewnętrznego, którego żaden z tych patałachów Ci nie zatamuje. Ja mógłbym to zrobić, ale warunki nie są najlepsze. Nie daj się zranić, dożyj operacji i najlepiej namierz chociaż jedno takie urządzenie. Trzymaj się, mała, bo wesoło nie jest. Ktoś musiał Ciebie bardzo nie lubić przed wojną.
- Chujnia. Da radę to chociaż tymczasowo zagłuszyć? Chociaż na czas akcji? – dopytał Morgan.

Alex pozbierała się z podłogi i założyła na powrót kamizelkę, zaciągając rzepy.
- Czy ten ból czuje przy namierzaniu? Czy po prostu sie pojawia?
- Tylko przy namierzaniu. Znam jedną, dwie osoby mogące to zoperować. Jedna to specjalistka sprzed wojny z NY, druga to... moja żona. Obie żyły przed wojną i obie studiowały nawet na tej samej uczelni. Bardzo dobre. Ja bym się nie podjął, bo one są lepsze. Może nie w elektronice i znajomości wszczepów, ale w operowaniu napewno. Aha. Zagłuszyć? Nie ma możliwości. Chyba, że macie kamizelkę z płytami SAPI i ją na nią ubierzecie. Możliwe, że tak gruba stal by zatrzymała fale. No, może nawet tak grube tworzywo... Uratujcie moją żonę, a może ją poskładamy. W Vegas jest bardzo dobre laboratorium, w NY jedno, poza tym słyszałem o jednym w okolicach Detroit. Jeszcze coś? Grubo wpadłaś.

- Zdejmuj kevlar Alex.
Morgan wiele się nie zastanawiając zaczął zdejmować torbę, karabin, strzelbę a na koniec obie kamizelki. Tą z płytami podał Alex.
- Ta rozmowa zostaje w tym gronie. Nie chce znowu Ci grozić, powiedziałem jak to wygląda z mojej strony. Jak się nazywa ta hibernatuska z NY? Jaki jest zasięg tego urządzenia?
- Nie wiem jaki jest zasięg. Zwykle radio wojskowe ma moc 5W czyli jakieś 4-5 kilometrów. To jest taka technologia to sobie pomyśl... Specjalistka nazywa się Natalie. Wykłada na uniwersytecie w NY chemię i anatomię.
- Znam ją.
- Pewnie. A ja znam kapitana Amerykę i... Serio? No to macie rozwiązanie. Nie pozostaje nic innego jak dożyć tej operacji. Jak tam wleziesz to szanse będą nikłe... Mówię o bazie BM. Weźcie maski przeciwgazowe, noktowizory, koniecznie painkillery, medpaki, deadliny. Nie zapomnijcie o generatorach białego szumu jak je macie. Najlepiej jeden duży na całą bazę pilnowany przez kogoś. Moja żona ma na imię Kate i jest raczej niska. Coś jak Alex, dobrze pamiętam? Czarne włosy, zielone oczy. Z nią zabierzcie najlepiej jej torbę. Jak żyje nożownik strzelajcie w niego tak długo aż nie będzie się ruszał i magazynek więcej. Jest zbyt wytrzymały i mógłby nawet udać śmierć. Ja bym zabrał ciała dla wszczepów, ale wy... Zrobicie jak chcecie.
Alex wzięła kamizelkę Morgana i założyła ją bez słowa. Było sporo cięższa, generalnie za wielka. Zaczęła zaciągać rzepy.
Najśmieszniejsze w całej sytuacji było to, że doktorek właściwie tylko potwierdził to, czego sama sie już dawno domyśliła. Zabieranie jej dalej było szaleństwem - będąc na ich miejscu sama by siebie zostawiła, dla bezpieczeństwa grupy. Kurwa. Poza wszystkim - nie była niska, tylko średniego wzrostu.

Doktorek zatarł ręce.
- Czyli ona ma zająć się pojazdami? Dobra. Ja wezmę laptopa od kierowcy i radio i postaram się pomóc nowojorczykom. Znaczy o ile pożyczy mi tego laptopa...
- Jasne. Zdążysz przerobić moje radio na generator?
Morgan zaczął ponownie sie ubierać i uzbrajać zakładając kewlar pod ciuchy.
- No, ale trochę to zajmie. Z kwadrans. I straci na mocy delikatnie. Powiedzmy zasięg będzie wynosił 500 metrów. Wystarczy na całą bazę chyba.
- Jak zdążysz to bomba, jak nie może nam się przydać. Dzięki za pomoc. Dasz nam chwilę?
- Daj radio. I nie zapomnij o umowie. Kate ma żyć... - powiedział doktorek wyciągając rękę po komunikator.
- Spłacam swoje długi.
Podał mu radio.

Doktorek skinął głową i wyszedł zostawiając trójkę mrożonek w aucie. Adam od początku milczący teraz spojrzał na Morgana pytająco.
- A teraz posłuchajcie mnie, starego paranoika baaaardzo uważnie. Jesteście oboje bystrzy więc wiecie, że nie idziemy tam tylko dla zemsty. Będzie gorąco. Cholernie. Jak się zrobi... Bardziej niebezpiecznie niż zakładamy Alex zwiewasz stamtąd. Tak by NIKT Ciebie nie zobaczył. I oboje zwiewacie. MRAP jest chyba w najlepszym stanie, nie przejmujcie się, że zostawicie nas bez środka transportu. Jedźcie od razu do Duchów nie wjeżdżając do miasta. Zabierzcie Nan, powiedzcie jej, że Nowy Jork i siedziba Duchów nie są już bezpieczne.
Wyciągnął spod kamizelki książkę i podał ją Alex.
- W środku jest mapa. Zaznaczyłem tam Gallup, najbezpieczniejsze miejsce jakie znam. Weźmiecie Nancy i tam pojedziecie. Będzie tam kobieta, Valentina. Wysoka, po pięćdziesiątce z poparzeniami na twarzy. Dacie jej tą książkę i powiecie, że jesteście od Rannera, że poszedłem się znowu bawić w Wujka Sama. Opowiecie co się wydarzyło, szczególnie ze mną, Małym i Szybkim. Zajmie się Wami. Pytania?
Po przemowie Michaela – która brzmiała jak mowa pogrzebowa, wygłoszona przez przyszłego nieboszczyka na chwilę przed śmiercią – Alex zamurowało. Zanim zdążyła się odezwać, zareagować Kowalski wyskoczył z następną przemową na temat roli jej nadnerczy i gospodarki hormonalnej organizmu kobiet. Znalazł sobie porę na wykład…

To że Kowalski nie zabrał głosu wcześniej było podyktowane kilkoma względami. Po pierwsze był diablo zmęczony, a wezwanie Morgana na swojego rodzaju konsultację medyczno było ni mniej ni więcej zaskoczeniem. Po drugie odczuwał dość silnie działanie narkotyków i leków, a zatem miał świadomość tego, iż jego osąd a także ewentualne badanie mogą być błędne... nie wspominając już o tym iż będą nieprzyjemne. Gdy jednak cała sprawa została wyjaśniona... nie pozostało mu specjalnie nic innego jak podsumować to wszystko.
- Alex, niestety zgadzam się z Doktorem... Zaczął spokojnie. - Ale nie do końca. Ktoś kto Ci to zrobił zasługuje.. nie nie zasługuje na kulę w łeb. To było by zbyt delikatne i humanitarne. To co Ci zrobiono napewno humanitarne nie było. Daruj, ale na temat tego akurat narządu... czy może raczej zespołu narządów dość dużo wiem. Westchnął i spojrzał smutno. - Prawdą jest, że musisz dostać się do naprawdę bardzo dobrego chirurga, ale tenże musi jeszcze mieć nie lada szczęście, żeby cokolwiek z tym zrobić. Ja bym w ogóle nie brał tego pod uwagę i usunął całą nerkę. Będziesz do końca życia brać leki, jeśli oczywiście w ogóle są one dostępne, ale będziesz normalnie funcjonować... choć będziesz miała olbrzymie trudności, jeśli będziesz chciała zajść w ciążę. Spojrzał w oczy kobiecie i kontynuował monotonnym i zrezygnowany tonem. - Nadnercza, czy może raczej kora nadnerczy jest organem będącym w ścisłym powiązaniu z... Zaczął wyliczać na palcach ... trzustką, tarczycą i przysadką mózgową. To zespół organów odpowiedzialnych za wytwarzanie większosci hormonów w Twoim organiźmie. Kora jest odpoweidzialna za wspólną regulację, razem z tarczycą, hormonów TSH, FT3 i FT4. To hormony, ktore warunkują “energetykę” Twojego organizmu. Za dużo ich, zachowujesz się na podobieństwo osoby z ADHD, za mało... stajesz się apatyczna, wiecznie senna i nie zdolna do większego wysiłku. Jeśli padnie jeden tych narządów każdy inny zaczyna inaczej pracować. A w przypadku kobiety jest to proces jeszcze bardziej złoży. Załamał ręce zrezygnowany.
- Co chcesz wiedzieć więcej?

Morgan słuchając Adama tylko przewrócił oczami i spojrzał na niego z byka.
Alex, walcząca ciągle z pasami kamizelki, wydawała się nie słyszeć wywodu Adama. Lub nie słuchać.
- Wszystko jasne - odpowiedziała mechanicznie - mam coś w nadnerczu, będę miała ADHD, albo spowolnienie psychoruchowe. Oraz problemy z zajściem w ciążę. Jeśli wcześniej nie umrę. Wszystko jasne.
Zawahała się na moment.
- Tylko jedno - czy te pasy da się skrócić? I dlaczego Michael mówisz tak, jakbyś już miał nie wrócić? Nie potrzebuję twojej mapy. - nie chciała przyjąć od niego książki.
- Podnieś ręce do góry i się wyprostuj.
Podszedł i sprawnie dopasował kamizelkę.
- Będzie niewygodnie, ale to cena za ochronę. Wytrzymuje kule karabinowe. Idę zabijać. Siłą rzeczy oni będą próbowali zabić mnie. To normalna. Mapy potrzebujecie. Uwierz mi. Zgniłe Jabłko niedługo może być ostatnim miejscem w jakim będziecie chcieli się pokazać. Weźcie książkę i mapę. Najwyżej z niej nie skorzystacie. Zawsze trzeba mieć parę planów. Spróbuj zrobić parę ruchów, nie wiem czy nie za mocno je skróciłem.
Alex poruszała rękoma. Tamta kamizelka była po prostu nieco niewygodna - ta usztywniała ciało jak zbroja. Nie bardzo potrafiła sobie wyobrazić siebie wspinającą się w czymś takim. Bedzie unikać wspinaczki. Tyle.
- Dzięki - powiedziała zatrzymując spojrzenie na twarzy mężczyzny. - Dzięki. Boję się - dodała ciszej i zamilka na chwilę - O ciebie. Boję się, że nie wrócisz.
Morgan dłuższą chwilę milczał. W końcu pokręcił głową.
- Taki świat, takie życie. Bierzesz karabin do ręki i się z tym liczysz. Nie przeciągajmy tego. Nie ma sensu.
Dziewczyna pokiwała głową, kuląc się jednocześnie.
- Jasne. - wzięła mapę - powodzenia.
- Alex...
Zamilkł znowu.
- Uciekaj. Jak się zacznie gorąco, nie patrz na resztę. Uciekaj.
Podniósł karabin i torbę i wyszedł z MARPa.

Odszedł jak pieprzony kapitan Ameryka włączyć za ojczyznę i naród. Powinien jeszcze powiewać flagą. Przekonanie, ze widzi go po raz ostatni, było paraliżujące.
Powinna pobiec, coś powiedzieć, podzielić się tą wisky od Maurycego, prosić, żeby to wszystko zostawił.. ale zmroziło ją. Po prostu stała w tej jego cholernie niewygodnej kamizelce, z mapą w ręku i patrzyła, jak odchodzi.

A potem złapała Adam za rękaw i szarpnęła nim raz , i drugi.
- Zrób coś! Zrób coś do cholery! Nie pozwól mu zginać! Słyszysz!!
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 15-04-2013 o 11:46. Powód: dorzucenie kawałka Hollyoc
kanna jest offline  
Stary 09-04-2013, 07:48   #152
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
W czasie jazdy Wolf zajmował pozycję „Gunner'a”, dzięki temu miał parę chwil dla siebie. Mógł się skupić na tym co robił najlepiej i co dawało mu najwiekszy fun. Bez ustanku kręcił głową szukając potencjalnych celów. Kiedyś ktoś powiedział że jeżeli ty widzisz bombę więc i ona widzi ciebie. Co za tym idzie masz przejebane do eskortowania konwoju ta zasada pasowała idealnie. Teraz były frontowiec musiał się nakręcać ponieważ nie potrafił opanować swoich emocji, może nie chciał?

Na postoju sprawy się toczyły swoim torem, Wolf przywykły do rozkazów oczekiwał że dostanie w miarę sprecyzowane zadanie. Wówczas będzie mógł skupić się na nim i przestanie przypominać dzieciaka, który czeka na swój pierwszy raz. Tak więc z początku snuł się po tymczasowym obozowisku. Jego wzrok przykuł XM307.

Maszynka wyglądała ślicznie, w sam raz by poprawić Ci nastrój gdy jesteś jej operatorem na pozycji wsparcia i chujowo gdy jebane blaszaki dowiedziały się skąd się sypie opłatki. Ale oko cieszyło....
Spojrzał raz jeszcze krytycznie na WKM po czym splunuął i wyciągnął Raging Bull'a. Szybkim i sprawnym ruchem
otworzył bęben i zakręcił słoneczkiem.
-I tak jesteś lepszy.

Spojrzał raz jeszcze kkrytycznie wokół czy ktoś nie chciałby jednak zareagować jakąś zniewagą wobec jego broni. O dziwo i tak wszyscy mieli coś do roboty. Chociaż te uśmieszki...

Zlał ich wszystkich i korzystając z okazji że napatoczył się Morgan szybko go zaczepił. Ponieważ nie mógł palić, miętosił w gębie resztkę cygara. Efektem było częste spluwanie.
- powiedzcie gdzie mnie widzicie w tej akcji. Mam się skradać z Andrzejem?
- co ciekawe prócz miniacza miał w drugim reku dość sporych rozmiarów młot bojowy do zdejmowania zbroi. Poniszczony przez wybuch hoc nadal brzydko się zapowiadający.
Morgan chwilę milczał patrząc na Wolfa, miniacza, młot i tak w koło. Próbował chyba ten obrazek zestawić z słowem “skradać się”.
- Planuje wejść jakimś tylnym wejściem. Nowojorczycy zasymilują atak z frontu a my się wchrzanimy. Podział na trzy dwójki, plus specjalista z obstawą. Ty z Corrinem, ja z Szybkim, Rusek z Szakalem. Macie najpodobniejszy styl walki. Do tego spec od zabezpieczeń w asyście Jules.*
-Ależ kuźwa jestem w skradaniu się! -
mordę wykrzywił mu chory uśmiech
Czyścimy wszystkich, czy kogoś szukamy - ostatnie zdanie było wypowiedziane z szyderstwem. Odbiło się o poopalany kawal żelastwa które Wolfi dzierżył
-Trzy cele. Laura, ta ruda, którą na początku kazał nam przejąć Mały. Żonka doktorka, spytam go o jej wygląd. Jeszcze Cruz... Wielka pieprzona niewiadoma. Jak na moje gra po swojej stronie. Jeżeli będzie agresywny to go zabijemy, jeżeli nie to rozbroimy i w gronie Duchów postanowimy co dalej.*

Dla Wolfa było to coś czego mógł się uczepić. W końcu wiedział czego ma się spodziewać i był gitarra. Poszedł do wozu wytargać resztki swego wyposażenia. W sumie dużo tego nie było, ta przygoda z Dacią była irytująca..
Umiejscowił się ze swymi tobołami tak by móc słyszeć naradę Morgana z Szybkim po czym zabrał się za siebie.

Rozłożył broń i ekwipunek przed sobą. Kaem z amunicją, poobijany młot-nadziak, granaty, maska gazowa plecak z duperelami. Popatrzył jak inni robią mniej więcej to samo co on. Wyszczerzył się do zachmurzonego słoneczka po czym bezceremonialnie ściągnął buty potem skarpety i pozwolił odetchnąć nogom. Miał pewne podstawy do sądzenia że jeżeli przeżyje to przez pewien czas nie będzie miał czasu na podobne rzeczy.
Z dzikim bananem na ryju pomachał oswobodzonymi palcami do każdego kto się spojrzał w jego stronę.

Po skończonej higienie raźno się wziął do kupy i uzbroił się i doposażył w to co miał. Dopilnował że granaty ma na swoim miejscu. Był pewien że żadne cyberwszczepy nie pomogą gdy w małym pokoiku wybuchnie Ci granat pod nogami. Na pozostałe przypadku był Raging Bull i kaem.

Nadszedł czas zabijania..
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline  
Stary 15-04-2013, 19:46   #153
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Nazywali go Eryk. Po prostu Eryk. Żaden z pozostałych poza szefem nie wiedział jak ma na imię. Nie było to im potrzebne, bo dla większości z nich liczyło się co potrafi, a nie to jakim jest człowiekiem. Nie mogli powiedzieć, że jest taki czy siaki. Nie znali go. Nie wiedzieli czym się interesuje czy co dla niego znaczy to co robią na co dzień. Tacy byli Black Mirrors. Eryk siedział i właśnie czyścił swojego Socoma. Uwielbiał tę broń, a ona uwielbiała jego. Dbał o nią, a ona okazywała mu wdzięczność w boju. Była bezgłośna, lekka i niezawodna...


Na szczęście Eryk był jedynym outsiderem w tej grupie. Był bardzo silny psychicznie i fizycznie. Jego wyszkolenie wojskowe było porównywalne z wyszkoleniem przeciętnego Posterunkowca, a tego nie było mało... Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że głowy takich jak on przywódca ludzi właśnie wchodzących dachem uznał za miłe gratisy do odzyskanych danych. Niedoczekanie...


Spokój. Cisza. Bezruch. Fiodor był bez wątpienia jednym z lepszych w swoim fachu i naprawdę kochał to co robił. Do niedawna, mimo iż nie uznawał się za słabego, cały czas nie miał sił i chęci postawić się Aszkroftowi. Szef jak nazywali go BM nie chciał słyszeć o czymś takim jak przerwa czy odejście. Chociażby słowo na ten temat i kończyło się z kulką w łbie w zapomnianych przez Boga ruinach. Czemu więc snajper zastrzelił nożownika i dwóch innych uciekających autem przed Duchami ludzi? Swoich ludzi jak sam do niedawna mówił. To było skomplikowane. Chciał udowodnić, że mimo całego wcześniejszego życia mógł się postawić. Że mimo licznych morderstw nadal może wyjść na ludzi. Na tak porządnych o jakich opowiadał mu Valentine. A póki jego wszczepy działały, jego serce biło, a mózg działał sprawnie to było możliwe...


Aszkoft był dziwnym człowiekiem. Dla swoich ludzi opiekuńczy niczym ojciec. Jak komuś coś się stało zawsze starał się pomóc. Jednemu wstawił syntetyczne narządy po tym jak jego zostały zarażone, innemu wstawił wszczep nogi aby żył z wcześniejszą werwą, a jeszcze inni dostawali od niego wszczepy niższej generacji. O dziwo - mimo braku tak profesjonalnego laboratorium jak w Posterunku - te się przyjmowały. I mimo całej tej opiekuńczości ten człowiek nigdy za nikim nie zapłakał. Nienawidził rozmyślać nad przeszłością, dlatego rzadko gadał z Fiodorem. Snajper za często miał wyrzuty. Za dużo się dopytywał o swoje cele. Gdyby nie był tak dobry szef kazałby się go pozbyć. Sam by tego nie zrobił, ale miał od tego ludzi.

Jego cyberręka zacisnęła się na ołowianym żołnierzyku przenosząc go na środek makiety przedstawiającej... jego własną bazę. Znał ją jak żaden budynek w Zasranych Stanach. Przynajmniej raz na dwa dni jego ludzie mieli trening taktyczny, a co trzeci z takowych przebiegał na terenie bazy. Nikt nie znał jej tak dobrze jak Ci ludzie. Nikt nie miał prawa zaufać tym korytarzom, wnękom, szybowi po windzie i pomieszczeniom tak jak oni. Nikt. I ktoś już bardzo niedługo miał się o tym przekonać...


X był prawą ręką Aszkrofta i od czasu kiedy stracili ostatniego zwiadowcę pełnił również tę rolę. Doskonale się do tego nadawał. Jego wzrok był przystosowany do ciemności, a tryby noktowizji działały jak sprzęt generacji czwartej. Poza tym posiadał dalmierz, lornetkę, infrawizję i celownik zintegrowany z jego karabinem. Jako jeden z nielicznych poza szefem żył przed wojną. Był w Iraku, w Afganistanie, później wykonywał operacje we własnym kraju. Jako zwiadowcy ciężko było mu dowodzić ludźmi toteż czasem się wyręczał Erykiem. Gość był niezły, ale dla niego mógł umrzeć. Bynajmniej mógł na początku, bo teraz X wie, że Eryk jest twardy. Bardzo. Mężczyzna spojrzał na wyświetlacz małego, przenośnego urządzenia widząc napis: "Utracono sygnał". Nie dobrze. Ktoś zajął się jego zabaweczką. Z tego jednak co widział ostatnio istnieje szansa, że sama do niego przyjdzie już niedługo. Pozostało tylko czekać…




Polecenie było proste. Jasne. Pilnować bazy przed zagrożeniami z zewnątrz. Przy jakiejkolwiek próbie kontaktu ogniowego ze strony nieprzyjaciela wypuszczać uzbrojone pojazdy bezzałogowe i dawać znać grupom poukrywanym w ruinach. Pilnujących bazy ludzi było dziesięciu. Po dwóch ukrywało się przy każdym narożniku budynku co dawało ośmiu, a ostatnia dwójka... ciężko było ją namierzyć. Lotni obserwowali resztę, ale ze znacznego oddalenia. To chyba cud, że nie dostrzegli jeszcze sił nieprzyjaciela. To chyba cud, że te siły są coraz bliżej, aby zaraz zająć się ich ukrytą w wszędobylskim syfie bazą. A może to nie cud? Może wystarczył ich były zwiadowca po przeciwnej stronie?

Szakal z Ruskiem powoli zbliżyli się do pozycji lotnych widząc dokładnie jednego z nich. Drugi tkwił w ukryciu gdzieś w okolicy i minęły dobre trzy minuty zanim go dostrzegli. Musieli podejść blisko i upewnić się, że pierwszy atak będzie ostatnim. Gruz pod stopami Siergieja zazgrzytał znacznie, a obaj zwiadowcy spojrzeli od razu w jego kierunku. Jeden jedynie zanotował ruch najemnika od razu padając od wbijającej się w jego czaszkę karbonowej strzały. Drugi spojrzał w kierunku strzelca...

- Sza... - powiedział po czym padł momentalnie zalewając się krwią.

- Lotni zlikwidowani. - w tym momencie Tymon dał sygnał Morganowi, że wszystko idzie po ich myśli. - Zostało jeszcze ośmiu. - dodał cicho obserwator snajpera pokazując Polakowi na kolejną upatrzoną pozycję.

- Co on powiedział? - zapytał Szakala Rusek.

- Nie mam pojęcia. - kłamstwa człowieka pustyni nawet dla kogoś takiego jak Mike byłyby wiarygodne.

Rusek pokiwał głową i ruszył w kierunku jednego z ciał. Musieli je ukryć, a potem zająć się resztą...


Adam Kowalski

Rana nadal dotkliwie dawała o sobie znać. Niechętnie zmieniłeś pojazd na MRAPa z utęsknieniem patrząc na Knighta. Twoich rzeczy nie było wiele, a pozostałe co ważniejsze przenieśli ludzie Collinsa. Z tobą w aucie mieli zostać doktorek i Anthony, a reszta miała się zmywać. Zanim to jednak nastąpiło Morgan zmienił Ci opatrunek i poczułeś się trochę lepiej. Bardziej świeżo.

Nie wiedząc, w którym momencie zacząłeś się zastanawiać nad propozycją Morgana...

- Adam w razie co stań maską do drogi. - powiedział Gunter. - Łatwiej będzie Tobie wyjechać, a jak będziemy blisko wyślę kogoś na wieżyczkę. Póki co musimy narobić hałasu przy wejściu... - szef brygady Collinsa mówił szybko.

Patrząc na Guntera i resztę zastanawiałeś się czy czasem czegoś nie brali. Uwijali się jak w ukropie, a mieli na sobie dobre 10-15 kilogramów sprzętu. Doktorek popatrzał na Ciebie i twoją ranę z współczuciem w oczach. Nie potrzebowałeś go, ale zaskoczyło Cię to z uwagi na to kim byli BM...

- Współczuję stary. Nie martw się. - powiedział rozsiadając się przed twoim laptopem. - Pożycz mi to cacko, a zobaczysz jak załatwimy tych kutasów... Jak dobrze pójdzie nikt od was nie zginie.


Alexandra Cobin, Michael Morgan, Reggie Thomson, Corin Bradock

Wszyscy byli gotowi na chwilę przed tym jak z ruin wyłonił się Szakal, Rusek, AJ i Tymon. Ten ostatni kulał z grymasem bólu na twarzy. Nie było widać krwi, ale pewnie było to coś więcej jak złe stanięcie.

- Obejście czyste. - powiedział Szakal patrząc po twarzach zebranych zimnym spojrzeniem.

- Nie było problemów poza ostrym kawłem gruzu, na który wlazł Tymon. - rzucił AJ. - My jednak położymy się teraz z kilometr dalej, aby widzieć teren wokół bazy. Z uwagi na tłumienie zmieniamy pozycję co drugi strzał.

- Powodzenia w środku. - rzucił obserwator i wraz ze snajperem oddalili się.

- Mam doskonałe miejsce na przejście między dachami. Przy odrobinie szczęścia wejdziemy niezauważeni. Znaczy jak nowojorczycy dobrze zajmą się wejściem jestem tego niemal pewien... - Jerycho spojrzał na broń Szybkiego pytająco.

- Co jest? - zapytał komandos z Posterunku.

- Gdzie masz tłumienie? Nie idziemy tam na potupaje w czwartym okopie na wschód od fabryki suszarek.

- Nie potrzebuję obecnie. Na miejscu Rusek mi użyczy, ale i tak nie na długo. Założę się, że niedługo połapią się w czym rzecz i wtedy... Będę walił na głośno. Niech się posrają. - dodał Szybki.

Jerycho bez słowa spojrzał na wszystkich skupiając się na każdym z kolei. Morgan podejrzewał, że sprawdza czy mają maski i noktowizory. Każdy miał...

- Za mną. I starajcie się być cicho. Reggie... Proszę stary nie wal do niczego dopóki nie będziemy w środku.


Alexandra Cobin, Michael Morgan, Reggie Thomson, Corin Bradock

Wejście na dach nie było tak proste. Bez wątpienia najlepiej wspinali się Rusek i Alex. Dziewczyna musiała przed wojną naprawdę poświęcić na to mnóstwo czasu. Możliwe, że nawet tym zarabiała. Poza wymienioną dwójką dobrze szło Szakalowi, Szybkiemu, Wolfowi i Jules. Duże problemy miał Corin, a Morgan - co tu dużo mówić - niemal spadł będąc jakieś dwa metry pod dachem. Na górze Szakal pokazał na drugi dach. Ten był oddalony od tego, na którym byli o jakieś pięć metrów. "Tak blisko, a tak daleko" chciałoby się powiedzieć mając na sobie kamizelkę i resztę oprzyrządowania taktycznego.

- Przeskoczę. - powiedział Rusek patrząc na Alex. - Daj mi stawy skokowe. Wiem, że jesteś lżejsza, ale ja z tego korzystałem dłużej niż raz. - Siergiej podał Wolfowi karabin czekając aż Alex da mu stawy skokowe. - Kurwa nie mam czasu tego ubierać... - zastanowił się chwilę i zaczął biec w kierunku granicy dachu.

Cisza zapadła na chwilę przed wybiciem się Ruska od powierzchni. Dachy były na tej samej wysokości i nie mógł liczyć na jakiś zapas. Nie ściągnął kamizelki, ale mimo to był cholernie sprawny. Leciał do czasu aż zniknął reszcie między dachami. Wolf zaklął mieląc cygaro, Corin i Morgan od razu podeszli do brzegu dachu... Rusek trzymał się krat zabitego okna tuż pod granicą dachu bazy. Zręcznie wspiął się na dach rzucając reszcie linę. Wszystko zaczynało się układać...


Alexandra Cobin, Michael Morgan, Reggie Thomson, Corin Bradock

- Dorzućmy do pieca. - powiedział na znak Morgana Gunter, aby po chwili muzyka XM307 rozbrzmiała na dobre.

Seria z wyrzutni nie była krótka. Zdążyła porządnie rozbrzmieć do chwili aż Alex uporała się z zamkiem klapy na dachu. Rusek zeskoczył na dół pierwszy. Zaraz za nim poszedł Szakal. Indianiec pokazał, że na dole jest czysto, aby reszta mogła zacząć schodzić. Po kolei. Z miejsca, gdzie znajdowało się zejście odchodził korytarz w dwie strony. Stąd widać było, że oba prowadzą na wprost, a jeden z nich rozdziela się dalej na dwa. Były więc trzy drogi. Grupy też były trzy. Jedna złożona z Freda, Morgana, Jules i Alex. Druga z Ruska i Szakala, a trzecia - najbardziej wybuchowo-rozrywkowa - z Corina i Wolfa. Mimo iż wszyscy byli w środku nadal słyszeli strzały z granatnika.

- Wrota zniknęły. - usłyszeli na radiu głos Blasta.

- Czekamy na tych co mieli wejść nam na plecy po ataku. Wy zajmijcie się środkiem. - dodał Gunter w tle wystrzałów.


Alexandra Cobin, Michael Morgan, Reggie Thomson, Corin Bradock

To co rzucało się każdemu w oczy nie ułatwiało im zadania. W bazie było cholernie ciemno. Z noktowizorami na oczach nie byli już tak sprawni jak wcześniej. O ile Morgan, Rusek i frontowcy pracowali już z tego typu sprzętem o tyle Alex i Jules musiały się przyzwyczaić do zmiany kolorystyki i ostrości widzenia. To co najgorsze nadeszło w chwili, gdy musieli założyć maski. Z dziwnych dyszy w okolicach wysokich sufitów wydobywał się dym. Był bezwonny, ale cholernie utrudniał widzenie w noktowizorach. Sprawiał, że widok w urządzeniu zamazywał się. A to nie było wszystko...


Adam Kowalski

Adam siedział za kółkiem słysząc całe kanonady z granatnika stojącego chyba nie tak daleko. Na chwilę przed rozpoczęciem całej szamotaniny do auta przybiegł Blast pokazując Adamowi w górę. Kostuch rozszerzył oczy patrząc na przelatującego nad nimi Predatora. Pojazd bezzałogowy może nie miał obsługi, ale był wyposażony w działka z amunicją, która chyba również nie potrzebowała specjalnie ludzkiej obsługi.


- Adam startuj! - zawołał żołnierz wsiadając na wieżyczkę. - Musimy to odciągnąć znad chłopaków!

Daleko w drodze przez ruiny Adam zobaczył wyjeżdżający w zasięg jego widzenia pojazd. Auto zamiast szyb miało matowe blachy pancerne. Kostuch miał nadzieję, że przyszedł czas się zabawić. Ciekawe czy sztuczny twór kierujący tym pojazdem będzie w stanie dorównać takiemu kierowcy jak on...


Michael Morgan, Alexandra Cobin

Szliście jedną z dróg, gdy daleko za wami usłyszeliście kanonadę. Po samym wydźwięku szło poznać, że Corin i Wolf właśnie zaczęli zabawę. Szliście blisko ścian po przeciwnych stronach korytarza. Robi się tak, gdy ten jest naprawdę szeroki. Szybki cały czas utrzymywał z resztą kontakt wzrokowy. Widać było wypracowany przez lata spokój i profesjonalizm. Morgan też panował nad sytuacją, a Jules robiła to na czym znała się najlepiej - chroniła Alex. Byłoby znośnie gdyby nie ten cholerny dym i ciemność. Doszliście do czegoś na kształt wnęki w tunelu. Po jednej stronie, z metr głęboka i na dwa szeroka. Dobra do schowania się w razie ostrzału. W niej stanęła Alex w chwili, gdy Szybki przykucnął. Pokazał Morganowi, że coś widzi, a ten wytężył wzrok. Przed wami zobaczył dziurę w ścianie, a w jej głębi zwisające jakieś liny. Pusty szyb windy?

Skupiając się na tym bardziej dwójka komandosów została zaskoczona, gdy od ich pleców padły pierwsze strzały. Strzelała Jules, strzelał ktoś z głębi korytarza. Morgan dostrzegł cel i karabin poszedł do ramienia. Alex schowana we wnęce nie miała czystego pola strzału - zasłaniała jej Pullman! Z drugiej strony korytarza poszła seria równie głośna jak wyrzucona ta z lufy M4. Przeciwnik padł, ale Jules dopiero po chwili powoli zaczęła osuwać się po ścianie...


Reggie Thomson, Corin Bradock

Nie było łatwo. Zaatakowali was chyba jako pierwszych. Szliście korytarzem na plecach mając Morgana i Szybkiego, a z tyłu po lewej Ruska i Szakala. Korytarz był szeroki na jakieś 5 metrów, a po jego obu stronach widoczne były od czasu do czasu wnęki. Szerokie na dwa metry, głębokie na metr. Nie byliście zaskoczeni, gdy z drugiej z wnęk wyskoczył przeciwnik. Kule z obu luf przeszyły powietrze, a dym utrudniał prowadzenie ognia. Coś jednak poszło nie tak, bo wróg mimo iż padł zostawił po sobie mały, okrągły prezencik. Corin znający się na materiałach wybuchowych jak nikt skoczył w jedną z wnęk koło której stali szybko zagarniając tam Reggiego. Wybuch był tak potężny, że zapiszczało w uszach... Frontowcy poczuli się jak w domu.


Oczy Indiańca lśniły w ciemności jak psu. Wraz z Ruskiem ruszyli naprzód. Szakal był zadowolony, że to Rusek dowodził poczynaniami taktycznymi. Na niego było łatwiej wpłynąć. Póki co jednak szło im dobrze. Pierwszy przeciwnik padł od wyciszonego tłumikiem strzału z XM29. Szakal przeszedł nad najemnikiem nie rozpoznając twarzy. Nowy? Nie mieli okazji się wcześniej poznać. Dobrze, że poszli tędy. Od razu odwiedzą jego starego znajomego – Aszkrofta…
 
Lechu jest offline  
Stary 23-04-2013, 14:26   #154
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Początkowo propozycję Morgana odnoszącą się do jego wypoczynku potraktował jako afront. Że niby co? Wypoczywać? On, Adam Kowalski? A cała reszta to niby co? Potem jednak, zaledwie kilka chwil po tym, jak zostało to wypowiedziane poczuł przemożną chęć położenia się. Był zmęczony. To była najszczersza prawda i najwyraźniej było to po nim widać. Dwa dni za kierownicą w ciężkim terenie, do tego praca przy MRAP’ie i Knight’cie, pościg strzelanina, wypadek… to wszystko do przysłowiowej kupy wyciągnęło z niego esencję życia. Musiał się połozyć i zdrzemnąć. Choćby tylko chwilę, choćby tylko godzinę, ale jednak musiał.
Jeszcze nie mógł. Zgodnie z ustaleniami, miał zmienić środek lokomocji. Jaka była pierwsza reakcja Kostucha?
- A TAKIEGO WAŁA! spędził przy tym pojeździe dobre kilka dni, modyfikował, zmieniał, ulepszał dobrze ponad połowę podzespołów, sprawdził w tej konstrukcji każdą śrubkę, wiedział w jakim jest stanie, ile jeszcze wytrzyma. Owszem musiał to przyznać, ich Rycerzyk oberwał i to mocno. Zderzenie ze ścianą wykluczyło wszystko to co zainstalował na masce, a uderzenie rakiety zdjęło w zasadzie cały dach. Chciał się spierać, chciał obronić swoją maszynkę… na pewnym etapie chciał po prostu wsiąść do niej i powiedzieć, że absolutnie niczym innym nie pojedzie… ale obiektywnie patrząc musiał stwierdzić, że jego rozmówcy… głównie Morgan mieli racje. Cóż… Adam zyskał kolejny powód aby znienawidzić tego człowieka. Od Nowojorczyków dostał zapewnienie, że auto zostanie dobrze ukryte i że zabiorą je jak/jeśli (niepotrzebne skreślić) będą wracać.
Kowalskiemu zdecydowanie nie podobało się to, że kontynuują tę akcję. Do tej pory na każdym kroku dostawali łomot od BM’ów. Każde spotkanie z nimi łączyło się z poważnymi stratami w ludziach i sprzęcie. Tamci zdawali się być tak samo dobrze wyszkoleni, jednak dużo lepiej wyposażeni… i zdecydowanie lepiej poinformowani. To, że informacja w każdym konflikcie była cenniejsza od dodatkowej amunicji wiedział każdy szanujący się człowiek. W tych realiach trzeba było to wiedzieć jeszcze lepiej. Mimo tego, cały czas pchali się w to szambo. Mimo, iż na pustyni w przypadkowym starciu stracili człowieka i pojazd, w samej bazie duchów Adam sam opatrywał człowiek Az gardłem poderżniętym od ucha do ucha. Mike, Luneta, Bryan, Greg… Adam zrozumiał, że nawet nie potrafi wymienić wszystkich poległych. I w imię czego?
Kręcąc głową i bijąc się z własnymi myślami patrzyła jak nowojorczycy przenoszą jego graty z jednego pojazdu do drugiego. Spojrzał krytycznie na swojego nowego potworka MRAP. A co to w ogóle znaczy? Do tej pory używał tego skrótu, ponieważ usłyszał go u innych… ale nie wiedział tak naprawdę co on oznacza. Usiadł na pace, ponieważ pierwszy, który będzie prowadził miał być Morgan. Spojrzał czy wszystko z Rycerzyka zostało przeniesione. Potem zadbał jeszcze o to aby Knight został ukryty i dopilnował aby kluczyki trafiły do niego. Wywołało to kilka złośliwych uśmieszków, ale po prawdzie Adam miał ich wszystkich w dupie. Miał swój świat, swoje kredki i zdecydował się tego trzymać.
Układając się na pace starał się wypracować pozycję, która zapewni odrobinę komfortu oczy zaczynały się same zamykać. Nie mógł z tym walczyć. Chciał, jednak nie bardzo potrafił. Zobaczył przed sobą Wolfa zajmującego swoje miejsce, ćmiącego jakiś ogryzek cygara i oglądającego krytycznie jeden ze swoich gnatów. To był definitywnie on.
Nim zasnął zdążył załatwić jeszcze jedno. Poprosił Morgana, aby ten zmienił mu opatrunek. Sanitariusz, kawał cwaniaka (z chwilowego braku dosadniejszych i niebanalnych epitetów), oprawca jego wozu… pewnie długo można by tak wymieniać. Facet zdecydowanie nie zajmował pierwszego miejsca na liście znajomych Adama. Trzeba mu było jednak oddać, że uparcie dążył do wypełnienia swojego celu. Starał się wypełnić powierzone mu zadanie. Nawet jeśli zadanie to miało polegać na osłonie ich, „mrożonek”. Okoliczności mu tego nie ułatwiały. Ale dobrych chęci mu nie brakowało… będzie miał czym piekło brukować.
Z tą nader radosną wizją, Adam powrócił do ładowni ze świeżym opatrunkiem. Usiadł na swoim miejscu naprzeciw ZABÓJCY, położył na kolanach laptopa i zaczął wyszukiwać potrzebnych mu informacji… nim zrozumiał co się dzieje spał jak dziecko…
***
Obudził go jakiś wertep. Jego głowa podskoczyła jak piłeczka do ping-ponga uderzając poleśnie o płytę pancerną. Otworzył oczy zdumiony, że „to już”. Spojrzał na zegarek. Spał 15 min. Przewrócił oczyma. Zamkną leżący na kolanach komputer po czym odwrócił się układając się „na boku” (z zastrzeżeniem układania się na boku w pozycji siedzącej). Zamknął oczy. Silnik przyjemnie mruczał, wyboje nie przeszkadzały gdy wtuliło się głowę dostatecznie mocno w coś miękkiego. Zasnął znowu.
***
Kolejne wertepu budziły go znowu. Co i rusz otwierał oczy by stwierdzić, że spał może z 20 min. W sumie jednak, jeśli zebrać by to do przysłowiowej kupy nie było najgorzej. Po kolejnej przymusowej pobudce i kolejnemu guzowi na głowie zdecydował się zakończyć „drzemkę”. Ponownie położył na kolanach komputer i zaczął klepać w klawiaturę. Szukał w swoich programach informacji na temat pojazdu, który miał się przemieszczać… w końcu zadowolony ze znaleziska zagłębił się w lekturze. Należało zacząć w ogóle od tego czym jest MRAP:
Cytat:
MRAP (ang. Mine Resistant Ambush Protected) – rodzina wojskowych pojazdów opancerzonych o zwiększonej odporności na miny i ataki z zasadzki. Odporność ta wynika m.in ze specyficznej konstrukcji kadłuba pojazdu, którego podwozie uformowane jest w kształcie litery "V" i silnie opancerzone. Siły zbrojne USA wdrażają program konstrukcji i produkcji takich pojazdów po doświadczeniach wojny w Iraku ze względu na znaczne straty spowodowane w wyniku tego typu ataków (63% ofiar śmiertelnych).
Oprócz wymienionych wyżej zalet, pojazdy tego typu posiadają również wady, do których można zaliczyć:
• znaczny ciężar pojazdu i wynikające z tego trudności przy jego transporcie (np. drogą lotniczą) oraz podczas eksploatacji: duże zużycie paliwa, trudności w pokonywaniu terenu (np. łatwe zagrzebywanie się w piaszczystym terenie, niemożliwość przejazdu przez mosty o niewielkiej nośności).
• duża wysokość pojazdu - co ułatwia jego zauważenie i ostrzał przez przeciwnika
• wysoko położony środek ciężkości zmniejszający stabilność pojazdu i zwiększający prawdopodobieństwo jego wywrócenia, zwłaszcza w terenie górzystym (takie ukształtowanie terenu dominuje np. w Afganistanie)
Program MRAP obejmuje obecnie trzy kategorie pojazdów, różniące się przeznaczeniem, masą i rozmiarami.
Kategorie
Kategoria I obejmuje najlżejsze (i co za tym idzie – najmniej odporne) pojazdy, określane mianem MRUV (Mine Resistant Utility Vehicle). Pojazdy tej kategorii są przewidywane głównie do wykorzystania w operacjach miejskich. Charakteryzują się napędem 4×4, załogą liczącą 6 osób i odpornością przeciwminową na poziomie 7 kg TNT pod kadłubem i 14 kg TNT pod kołem. Do tej grupy należą następujące pojazdy: Armor Holdings Caiman, BAE OMC RG 31, BAE RG 33, Force Protection Cougar H 4×4 (pojazdów tego typu używają polscy żołnierze w Afganistanie) oraz International MaxxPro.
Kategoria II obejmuje pojazdy o napędzie 6×6, załodze do 10 osób i odporności na poziomie 15 kg TNT pod kadłubem i 21 kg TNT pod kołem. Wozy kategorii II są określane mianem JERRV (Joint EOD Rapid Response Vehicle) i mogą być konfigurowane do pełnienia różnych zadań, w szczególności takich jak misje usuwania ładunków wybuchowych (ang. EOD – Explosive Ordnance Disposal), transport żołnierzy, osłona konwojów oraz ewakuacja medyczna i zabezpieczenie techniczne. Pojazdy tej kategorii to Force Protection Cougar HE 6×6, BAE RG 33L 6×6, GDLS RG 31E i International MaxxPro XL.
Force Protection Buffalo
Kategoria III obejmuje najcięższe pojazdy, tzw. MPCV (Mine Protected Clerance Vehicle), a jedynym reprezentantem tej kategorii w ramach programu MRAP jest Force Protection Buffalo o katalogowej odporności na podobnym poziomie, co wozy kategorii II, a rzeczywistej (co udowodniła wieloletnia praktyka służby w Iraku) znacznie większej. Pojazdy te wyposażone są w charakterystyczne ramię - manipulator umożliwiający badanie (unieszkodliwianie) podejrzanych ładunków przez operatora znajdującego się wewnątrz pojazdu.
Jak zdążył się rozeznać ich pojazd należał do klasy I.

Był w zasadzie niczym więcej, jak bardziej dopakowanym humveem…. a Morgan go namawiał do zmiany ich dobrze wyposażonego autka, na coś takiego… pokręcił głową z przerażeniem. Utwierdzał się w przekonaniu, że jeśli tylko dane mu będzie wyjść cało z tej sytuacji na pewno wróci do miejsca gdzie został ukryty ich Rycerzyk. Doprowadzi go do miejsca, w którym będzie miał okazję go naprawić… i zrobi to, tak aby to autko mogło mu jeszcze posłużyć.

Naraz auto się zatrzymało. Szturmowcy wyszli na zewnątrz i w zorganizowanym pośpiechy zabezpieczyli okolicę. Adam patrzył na to wszystko niejako wyobcowany. Każdy naładowany adrenaliną przed zbliżającą się akcją starał się znaleźć sobie jakieś zajęcie. Biegał to w prawo to w lewo.. do niego podszedł Morgan. Zabrał go w wraz z jeńcem i Alex na powrót do ładowni MRAP’a. Tam wywiązała się pomiędzy nimi rozmowa. W jej trakcie do Adama doszło kilka faktów. Niektóre nadawały się na dobrą powieść fantasy, jednak jakoś nikt nie traktował tego z przymrużeniem oka. Adama na początku to bawiło i celowo decydował się nie brać udziału w dyskusji. Urządzenia szpiegujące wszczepiane w nadnercze? No proszę! Morgan mógł znaleźć sobie lepszy pretekst, coby sobie popatrzeć i pomacać parę cycków. W miarę jednak jak się dyskurs rozwijał, on zrozumiał że to wcale nie żart, że na poważnie ktoś zrobił coś takiego i przeklął po stokroć siebie i swoją głupotę. A potem przeklął, bowiem zaczęło dochodzić do niego to, co zrobiono Alex.
Gdy został zapytany o opinię wypluł z siebie cięgiem to wszystko co wiedział… to że nadnercza w połączeniu z tarczycą, przysadką mózgową i jeszcze kilkoma innymi gruczołami stanowią bardzo delikatny zespół gruczołów wytwarzających hormony w organizmie ludzkim. To, że uszkodzenie każdego z nich, powoduje zaburzenie pracy wszystkich, to że nawet jeżeli uda się usunąć pluskwę, dziewczyna do końca życia będzie musiała przyjmować leki i że będzie miała olbrzymie problemy z zajściem w ciąże… Dodatkowo, a może przede wszystkim nadnercza były odpowiedzialne za produkcję kortyzolu. Hormonu bez którego organizm tracił „energetykę”, brak którego wpływał niekorzystnie na poziom TSH, FT3, FT4… a te z kolei niczym domino destabilizowały w organizmie poziom cukru. Mogły powodować nagłe wyrzuty insuliny do organizmu. Mogły też powodować niedobory insuliny – klasyczną cukrzycę.
Co na to Alex?
Zdaniem Adama, kobieta powinna czem prędzej zgłosić się do lekarza. Dobrego lekarza, który będzie w stanie po pierwsze usunąć to ustrojstwo, po drugie w jakiś sposób syntetycznie dostosować jej organizm do aktualnej sytuacji… A ona to olała…
Nonszalancko, niemal na pokaz kazała sobie powiedzieć jak zapiąć kamizelkę kuloodporną. Dziewczyna dowiedziała się właśnie, że jej życie będzie zależało od regularnego przyjmowania hormonów, od lekarza który będzie jej w stanie pomóc (co przy obecnym upadku cywilizacyjnym mogło się okazać nie lada wyzwaniem). A ona w odpowiedzi przeładowała broń…
Kowalski żachnął się, jednak nie komentował. Nie miał czego. Cały ten świat oszalał!
Gdy wszyscy zbroili się i wykonując tysiące groźnych czynności z bronią, niczym Rambo lub Chuck Norris, on usiadł ponownie na skraju ładowni MRAPa i czytał dalej:

Cytat:
Cougar armored fighting vehicl
Cougar armored fighting vehicl to pojazd bojowy piechoty typu MRAP (Mine Resistant Ambush Protected), o zwiększonej odporności na wybuch min i improwizowanych ładunków wybuchowych. Mieści cztery osoby załogi i kierowcę. Waga: ok 11 ton (zależnie od wersji).
Uzbrojenie
Cougar armored fighting vehicl może być uzbrojony m.in. w karabin maszynowy M240, miotacz granatów Mk 19, ciężki karabin maszynowy kalibru .50 czy wyrzutnię rakiet przeciw czołgowych BGM-71 TOW.
Dane techniczne
Silnik: 7,2-litrowy turbodiesel o mocy 375 KM i 1254 Nm momentu obrotowego. Prędkość maksymalna: 105 km/h. Zasięg: 510 km. Napęd: 4x4.
Pancerz
Kompozytowy, wielowarstwowy pancerz Plasana, łączący elementy m.in. metalowe i ceramiczne.
Koszt
Od 470 tys. dolarów. Armia USA zamówiła 8108 sztuk pojazdu.
 

Ostatnio edytowane przez hollyorc : 23-04-2013 o 14:31.
hollyorc jest offline  
Stary 23-04-2013, 14:30   #155
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Ładnie. Pojazd wart tyle, ile jego mieszkanie sprzed snu. Całkiem niezłe mieszkanie nawiasem mówiąc. Ze sporej ilości niezrozumiałych skrótów wyłapał kilka dla niego istotnych. Autko, czy może należało to określić mianem niewielkiej ciężarówki miał silnik, jaki był pakowany w europie do ciągników siodłowych, a moment obrotowy niczym niewielki holownik. To było pocieszające.
Podniósł wzrok z nad matrycy lapka tylko po to by być świadkiem epickiego wystąpienia Morgana. Na pewno chciał przelecieć Alex…
Przygotowania do akcji ograniczył do zajęcia miejsca za kierownicą i przestawienia się w miejsce wskazane mu przez nowojorczyków. Miał czekać na sygnał kiedy to albo będzie miał gdzieś ruszyć, albo oddalić się na z góry upatrzone pozycje, w zorganizowanym pośpiechu. Krótko mówiąc wiać.
W przeciwieństwie do Alex, Adam nie miał specjalnych oporów związanych z pozostawieniem reszty na placu boju i oddalenia się w kierunku jaki pokazywała mapa od Morgana. Adam uważał, że nie jest nic winien Duchom, a „podziękowanie” za wybudzenie i pokazanie świata już odpracował. Z nawiązką. Jeśli zatem miało by się zrobić za gorąco, Kowalski miał mocne postanowienie zawrócenia MRAP’a i odjechania w siną dal.
Jak do tej pory było jednak spokojnie. Kowalski położył lapka na kolanach i nasłuchując tego, co działo się wokoło powrócił do lektury…

Cytat:
English: Polish Army Cougar armored fighting vehicles in Afghanistan
Polski: Pierwsza partia 30 pojazdów typu MRAP 4x4 Cougar rozpoczęła służbę w PKW Afganistan. Docelowo polscy żołnierze w Afganistanie mają dysponować flotą 40 MRAP-ów.
2008-12-08
Pierwsza dostawa MRAP-ów przybyła do FOB Ghazni 15 listopada, druga – 2 grudnia. Jak poinformowała sekcja logistyczna (S-4) Polskich Sił Zadaniowych, wszystkie pojazdy trafiły już do odbiorców docelowych – pododdziałów PSZ. W najbliższym czasie MRAP-y czeka przegląd gwarancyjny, obligatoryjny, gdy na liczniku pojazdu pojawi się przebieg 50 mil. Przeglądu dokona amerykański serwis w bazach Ghazni i Warrior. Wszystkie pojazdy zostały już wyposażone w niezbędne środki łączności oraz systemy lokalizacji Blue Force Tracking System.
Cougary wzmocniły możliwości Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie dzięki umowie ACSA - Acquisition and Cross-Servicing Agrement. Jak głosi umowa, nowe pojazdy MRAP 4x4 Cougar trafią do polskich żołnierzy na zasadzie bezterminowego wypożyczenia. Zgodnie z zapisem umowy, wypożyczenie ma charakter wymiany – PKW wymieni MRAP-y na wcześniej otrzymane od sił zbrojnych USA HMMWV. Umowa przewiduje wymianę w stosunku 1 do 1.
Pojazd, który otrzymali Polacy, to MRAP 4x4 Cougar, produkowany przez Force Protection Industries Inc. W porównaniu z humvee maszyna wygląda potężnie – mierzy ponad sześć metrów długości. MRAP ma 241 cm wysokości, a licząc z wieżą strzelca – 270. Szeroki na ponad dwa i pół metra Cougar waży prawie 16 ton. Pojazd mieści sześć osób – kierowcę, dowódcę oraz czterech żołnierzy z desantu.
Pojazdy typu MRAP (Mine Resistant Ambush Protected) są w wyposażeniu największych armii na świecie. Doświadczenia walki asymetrycznej z Iraku i Afganistanu skłoniły m.in. siły zbrojne USA do wdrożenia programu, wg którego Hummery są stopniowo zastępowane przez MRAP-y, produkowane w kilku wersjach, niezależnie przez różnych producentów. Dzięki unikalnej konstrukcji (podwozie w kształcie litery V, jednoczęściowa kabina, gruby pancerz, siedmiowarstwowe szyby) MRAP oferuje wzmocnioną ochronę przed minami i improwizowanymi ładunkami wybuchowymi (IED), przy pomocy których terroryści atakują w Afganistanie siły koalicji ISAF. Masa i wymiary pojazdu sprawiają, że MRAP najlepiej sprawuje się na utwardzonej nawierzchni. Doświadczenia innych armii pokazują, że w ciężkim ternie podwyższony punkt ciężkości MRAP-a może powodować przewrócenie się pojazdu. Cougary świetnie sprawdzą się na największej drodze Afganistanu, autostradzie A1 łączącej Kabul z Kandaharem. Ochrona tej trasy w prowincji Ghazni należy do priorytetowych zadań Polskich Sił Zadaniowych.
Adam oderwał się od lektury. Nie był zadowolony z tego co się dowiedział. Jego pojazd był zaledwie upgrade’owaną wersją Hummera, nadającą się do przemieszczania po utwardzonej nawierzchni, wywrotną i w dodatku najgorzej opancerzoną z całej rodziny MRAP’ów. Dziadostwo.
- Współczuję stary. Nie martw się. - powiedział rozsiadając się przed twoim laptopem. - Pożycz mi to cacko, a zobaczysz jak załatwimy tych kutasów... Jak dobrze pójdzie nikt od was nie zginie.
Adam został wyrwany z zamyślenia. Dopiero teraz załapał, że siedzący obok doktorek mówi do niego. Mimo całej niechęci do tego człowieka, podał mu lapka.
- Co planujesz? Kowalski zapytał niepewnie. Nie był szczęśliwy, że został z tym człowiekiem. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że pozostawienie go w aucie było pewnego rodzaju potwarzą dla niego. Z drugiej jednak strony doskonale rozumiał fakt, iż jako kierowca musiał znajdować się dokładnie w tym miejscu. Kostuch sprawdził prawą dłonią rękojeść pistoletu. Odpiął kaburę. Nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, jednak dał wyraźnie do zrozumienia doktorkowi co zrobi, jeśli będzie do tego zmuszony. No więc?
- Jestem może słabszy, ale nie głupi pięknisiu. - powiedział doktorek. - Nie wyglądasz mi na orła strzelectwa, ale wiedz, że jesteśmy po tej samej stronie. Chce zająć się zabezpieczeniami wewnątrz. Kamery, pułapki zdalnie sterowane... Zająłbym się pojazdami, ale Alex ma to zrobić.
- Żeby trafić kogoś siedzącego na sąsiednim fotelu nie trzeba być orłem... wystarczy zwykłym i niegroźnym gołębiem. Wyobraź sobie, że ja również częściej pracuje głową... bynajmniej nie tą ze spodni. Rób co możesz!
- Nie wyglądasz, ale wy Europejczycy jesteście dziwni. Pamiętam jak paru Rusków i Polaków rozniosło niemałe kasyno w Vegas. Narwańcy z was.
- doktorek kliknął parę razy. [i]- Dobra zabieram się za kamery. Pułapki wyłączę później o ile mi się uda.
- Mamy gorący temperament... Jak silny jest ten nadajnik? Nie wiedziałem że mam w tym maleństwie takie bajery.
- Bo nie masz. Użyję do połączenia radia na częstotliwości między 400 a 520Hz. Zaraz powinno się udać. Nie chwaląc się jestem w tym całkiem dobry...
Doktorek zajął się stukaniem w klawiaturę, Adam natomiast kilka kolejnych chwil spędził na podziwianiu okolicy i zadumie nad sensem istnienia. Naraz tylna klapa pojazdu się otworzyła, a do KM’u na wieżyczce dopadł Blast.
- Adam startuj! - zawołał żołnierz. - Musimy to odciągnąć znad chłopaków!
Kowalski automatycznie przekręcił kluczyk w stacyjce i uruchomił auto. Sekundę później juz ruszał.
- Co to do ciężkiej cholery jest? Krzyknął wskazując na bezzałogowca.
- A chuj go wie! - krzyknął Blast podnosząc do góry lufę. - Nie przeszkodzę wam jak trochę go ostrzelam?
- Czekaj!!
Adam myślał szybko. Doc. Czy przy użyciu tej maszynki możesz włamać się do bezzałogowca??
- Kurwa... Jestem na monitoringu. Bierz drugie radio i dzwoń do Alex. Raz, raz. Powiedz, że Predator jest w zasięgu.
- doktorek wyciągnął drugie radio i podał je Kowalskiemu.
- Kurwa, to zaraz zacznie nakurwiać. Uciekniemy a w tym czasie wy to wyłączycie, ok? - Blast czekał za karabinem maszynowym.
Adam depnął do dechy powodując, iż pojazd o znacznej masie poruszał się niewspółmiernie szybko do kilogramów jakie posiadał na swym pokładzie. - Blast, opancerzony samochód na drugiej. Zajmij się nim. Postaram się nie wystawiać na bezpośredni strzał predatorowi... będzie rzucało. Uważaj mój poprzedni strzelec stracił w ten sposób głowę
- Dobra. - Blast zaczął strzelać w kierunku opancerzonego auta. - Doktorek spójrz czy samolot do nas leci. - krzyknął.
- Nie. Krąży nad ruinami. Twoi czekają na kolejnych BM, mam rację? Predator poczeka, a potem zacznie ostrzał. Jak wyłączę monitoring to... O kurwa! Ktoś włączył generator białego szumu. Valentine taki ma... Piękniś dzwoń do nich. Niech tą wyłączą i niech Alex zajmie się tym latającym!
Adam złapał prawą ręką radio i zaczął wywoływać Alex, lewą natomiast usilnie manewrował starając sie podjechać możliwie blisko do wrogiego auta. - Blast... wykończ ich!
- Kurwa pancerna jest!
- krzyknął strzelec.[i] - Spierdalaj przed tym, a ja zaraz załaduję granatnik.
Trzeba było coś zrobić. Kowalski zaczął kręcić usilnie kierownicą i „bawić się” z przeciwnikiem w kotka i myszkę. Cel był prosty. Zabić i nie dać się zabić. Kostuch ze wszystkich sił starał się zejść z linii strzału i ustawić się za wrogim pojazdem. Na całe szczęście to mu się udało.
Plan Adama z wymanewrowaniem pojazdu był niezły. Wykonanie też poszło dobrze i czarny pojazd był przed nimi. Jego tylnia klapa przypominała nagrobek. Blast wychylił się z załadowanym granatnikiem. Strzał wywołał niemały huk i pisk w uszach obecnych. Doktorek zaklął, gdy kurzawa opadła, a Adam ledwo odjechał na bok, gdy z pojazdu odleciała jedna z pancernych klap. Jednak sam samochód jechał dalej. Bez osłony z tyłu, ale jednak.
- Adam wjedź z nim w wąską alejkę to go KMem rozpieprzę. - powiedział głośno Blast wracając do karabinu.
Kowalski szybko skorygował trasę, uważając jednak, aby nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów kierownicą. Mrap był pojazdem o zdecydowanie za dużej wysokości liczonej do jego szerokości. Przez to była to konstrukcja wywrotna. ustawił pojazd za tym przeciwnika, po czym docisnął gaz starając się zmniejszyć dystans i dając strzelcowi szansę na zakończenie sprawy.
- Dajesz!
Blast zaczął walić, a Adam podziwiał spore dziury w tyle samochodu. Mina mu zrzedła, gdy karabin pokładowy pojazdu obrócił się w kierunku, w którym nie powienien - celował w ich szybę!
Wtedy to Kowalski miał TGV. De Javu? Czy jak to się tam mówi (i pisze). Poczuł się dokładnie tak samo, jak w czasie wycieczki w Knighcie, gdy zginął Greg.
- BLAST!!! Kowalski wykrzyczał i jeszcze bardziej docisnął gaz. Starał się wręcz uderzyć w tylny zderzak pojazdu przed nimi. Dzięki temu zmniejszał kont i uniemożliwiał ostrzał szoferki, zarazem dając lepsze pole do ostrzału dla Blasta.
- Postrzelałbym... - wydusił Anthon wcześniej milczący. - Jednak z tą łapą nie mogę, kurwa! Daj granatnik do ładowania, a ty wal!
- W moim plecaku z tyłu znajdziesz granaty!
- Dobra. Porzucamy! - powiedział mężczyzna i rzucił się na plecaki.
Adam chcąc się zbliżyć do pojazdu nieco się przeliczył. Gdy byli bardzo blisko ten przyspieszył. Co dziwne bezobsługowe dziadostwo wjechało w ruiny przez dziurę w jakiejś ścianie. Albo miał zaprogramowaną trasę albo to co nim kieruje jest sprzytniejsze niż Kowalski przypuszczał. Z resztą Kostuch nie zdążył się nawet zastanowić, bo usłyszał przekleństwa z góry i zamykany właz wieżyczki. Dało się słyszeć głośne rykoszetowanie kul od pancerza ich wozu. Od tyłu, z powietrza!
- Kurwa jego mać! Prawie mnie rozczapirzyło. - rzucił Blastf. - Teraz się nie wychylaj. - powiedział do Anthona.
Gość pokiwał głową a ostrzał ustał...
Adam przeklinał. Klnął jak szewc obrażając kogoś, kto napisał progam tego pojazdu, kogoś kto prowadził go przy użyciu zdalnego sterowania, słowem kogoś kogo miał przeciw sobie. Przeklinał jego, jego matkę, jego babkę, oraz wszystkich na literę “M”. Mknął teraz za pojazdem, bez osłony ogniowej, w czasie ostrzału wrogiego... słowem miał przed oczyma powtórkę z rozrywki. Na całe szczęście Blast zdążył się schować. Ale coś trzeba było z tym fantem zrobić...
- Trzymajcie się. Krzyknął Adam. Po czym raz jeszcze maksymalnie przyspieszył. - Będzie żucało!
Adam zawziął się i docinął gazu. MRAP zaskowyczał przeciągle co mogło oznaczać, że zaraz wysiądzie. W końcu był naprawiany w trasie, bez całego osprzętu... Doganiał jednak maszynę, która znalazła dziurę w ścianie ruin, w której mknęli. Ostrzał ustał, bo przez chwilę jechali w budynku. Gdy wyjechali Adam uderzył przodem ich pancernika w tył wrogiego auta i tym zarzuciło. Mocne szarpnięcie na prawo przy tej prędkości tylko cudem można było naprostować. Maszynie się udało. Blast wychylił się z granatnikiem od strony pasażera i strzelił. Trafił ścianę nad pojazdem. Dostał gruzem, zwolnił, zostawił za sobą jakąś część, ale mimo to jechał dalej. Dużo wolniej niż wcześniej. Na działanie mężczyzn odpowiedział ogień znad ich głów. Najemnik ledwo zdążył się schować. W pewnym momencie Anthon zaklął. Jakaś kula przebiła pancerz i wpadła do środka. Grzybkując natrafiła na fotel jednak na nim się zatrzymała. Fotel kierowcy.
Kowalski zmienił taktykę.
- Ja pierdole... Podsumował swoje szczęście. - Blast. Nie dam rady. Silnik sie zaraz rozpieprzy. Zdejmij go teraz, albo musimy spadać!
Odpuścił nieco gaz. Przestał kręcić silnik tak wysoko starając się odrobinę oszczędzić maszynę. Zaczął zmieniać kierunek jazdy. Robił to starając się unikać stałego rytmu, który maszyna mogła by przewidzieć. Nie był to ich Rycerzyk i Adam zdecydowanie nie związał się z nim. Miał w dupie czy go zaraz zajeździ czy nie.... miał na uwadze jednak tego predatora nad ich głowami. Chociaż jedna z jego kól przed chwilą przebiła pancerz, to jednak wolał mieć nad sobą odrobinę tej blachy... nie chciał uciekać przed samolotem na piechotę.
- Nie dam rady teraz! - powiedział Blast. - Schowaj się w jakimś budynku aby nas to z góry nie dosięgło.
- Można rzucić, ale szanse na trafienie są żadne.
- powiedział Anthon. - Nie mamy granatów do granatnika więcej?
- Nie ma. Sporo już wystrzeliłem.
- powiedział Blast chwytając radio.
- Blast! Kurwa wracajcie. Tych gości z ruin było więcej niż czterech. Kolejna dwójka się pojawiła i zniknęli mi na radiu Jacob i Ronar. Jazda! - głos należał do Guntera, dowódcy nowojorczyków.
- Dasz radę jakoś wrócić? Nawet wolniej. - powiedział Blast przeładowując wrzuconego wcześniej na pakę BARa.
- Zaraz się okaże. Ta maszynka może jeszcze się do czegoś zda, ale potem będzie z niej co najwyżej ładna puszka na graty... Kowalski zdjął nogę z gazu i pozwolił obrotomierzowi spaść do około 1200 obr./min. To gwarantowało pracę silnika na wolnych obrotach. Jednostka napędowa o dużej pojemności miał to do siebie, że z wrzuconym odpowiednim biegiem mógł “pchać” auto w zasadzie nie używając do tego żadnej mocy... auto co prawda nie przekroczy teraz 50km./h., ale zawsze przemieszczali się do przodu. - Jeśli będę jechał szybciej w każdej chwili mogę zatrzeć silnik. Wtedy nie pojedziemy już nigdzie. Ale jeśli będzie trzeba... daj znać... coś wymyśle.
Adam skręcił w kierunku, z którego jak mniemał przyjechali. Był odrobinę skołowany. Wykonywali sporo manewrów i nie bardzo zdawał sobie sprawę gdzie ich wyniosło. W czasie potyczki starał się pilnować toru jazdy i tego, aby auto się nie przewróciło... mniej obchodziła go okolica, widoki i “piękno” krajobrazu.
- Doktorku nawiguj. Gdzie jechać? Blast co z tym predatorem?
Zaraz po zadaniu pytania pasażerownie opancerzonego auta usłyszeli wybuch. Tak głośny, że przez chwilę myśleli, że dostali rakietą, a odgłos doszedł do rozczłonkowanych części ich ciał. Tak jednak nie było. Adam wyrwał w alejkę w lewo zmieniając trasę na niekorzystną, ale... gdyby pojechali prostu spadłby na nich Predator - a raczej jego szczątki. Kowalski podejrzewał, że to Alex zajęła się sprzętem. Anthon otworzył usta w zdziwieniu. Blast zagwizdał, a doktorek nadal coś klikał.
- Ja pierdole. - rzucił Anthon przerywając milczenie. - Ale jebło.
- Jak możesz wracaj do naszych.
- powiedział Blast.
- Musisz zawrócić kochany. - powiedział doktorek. - W tę stronę tam nie dojedziemy. Dawaj. Pokieruję Ciebie.
Adam posłusznie zaczął stosować się wskazań pilota. Sterując maszyną to w prawo, to w lewo, z prędkością ślimaka na bananie wracał, aby siać zamęt, nieść pomoc i nadzieję towarzyszom. Czy jakoś tak.
Zastanawiał się tylko nad jednym. Czemu nie prysnął kiedy miał szansę?
 
hollyorc jest offline  
Stary 29-04-2013, 20:27   #156
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
W końcu akcja, czas zapłaty. Krew gęścieje od adrenaliny, świat zmienia barwy, powietrze tężeje od gazu. Ruchy stają się płynniejsze, szybsze. Krok, drugi, trzeci, wnęka i ruch w środku. 3 strzały Corrina i jednoczesna seria Reggiego jak zwykle oddane bez najmniejszego udziału myśli. Corrin bardziej wyczuł niż zauważył, że coś się toczy w ich kierunku. Rzucił się do najbliższej wnęki zgarniając po drodze Wielkoluda. Na szczęście nie walczył on od dziś i instynktownie pozwolił zaholować się do wnęki.
Wolf jak przystało na prawdziwego frontowca zaczął kląć nim przebrzmiało jeszcze echo wybuchu.
- kurwa, ja pierdole, kurwa! - Reggie nie mógł się opanować. Dlaczego te chuje nie mogą po prostu zdychać. Nienawidzę granatów, gazu, cybermrówek i telemarketerów!
Frontowcowi trzeba przyznać, że pomimo ogłuszenia potrafił rzucać mięchem.. Nie było to profesjonalne ale teraz i tak zapowiadało się na całkowitą rozwałkę.
- Corrin, Corrin gdzie jesteś.... weź mnie doprowadź do stanu używalności. - Wolf liczył się z tym ze dostanie z liścia i to porządnie, mogło to go szybko doprowadzić do stanu używalności.
-spokój - dobitnie powiedział Corrin i zgodnie z przewidywaniami kmisty wypłacił mu solidnego plaskacza.
Corrin, ni kuta w tej kaszy nic nie widać.- powiedział Wolf najwyraźniej doszedłszy już do siebie. Może najpierw po granacie a potem robimy kolejne skoki w dym ?
- ok- powiedział Corrin - przygotuj się idziesz pierwszy. - Sięgnął po granat, zerknął na partnera i cisnął ładunkiem w dym.
Huk po chwili był niemiłosierny. Nie było jednak słychać odzewu. Nie możliwe aby chodzili pojedynczo czyli gdzieś musiał być ktoś. Czy jeden nie wiedział ani Corin ani Wolf. Może dwóch, trzech albo pięciu. Póki co jednak nie strzelali...
- kurwa, zaklął Corrin i nie słysząc sam siebie dał znać gestem partnerowi by ten ruszał. Wolf potwierdził znakami, ze prowadzi.
Szedł pierwszy lustrując całą szerokość korytarza. Było to utrudnione ze względu na noktowizor i cholerny dym, który miejscami był gęsty jak mleko. Dysze - na szczęście - już ucichły, ale doświadczeni żołnierze nie sądzili aby gazu dało się pozbyć szybko. Na pewno nie prędzej niż reszty przeciwników.
Wolf rozglądając się powiódł wzrokiem pod sufit widząc małą czerwoną lampkę. Można nawet powiedzieć diodę. Czerwone światło - podobne barwą do tego używanego w noktowizorach - nie wywoływało u Wolfa zbyt pięknych emocji. Corin też po chwili zwrócił uwagę na to ustrojstwo. Po jakimś czasie przyglądania się dwójka najemników zobaczyła skrzynkę, w którą było to wmontowane. Coś jak kamera, które Reggie miał okazję widzieć w NY. Bradock też nie był w ciemię bity i nie węszył w tym ustrojstwie niczego dobrego. W najlepszym przypadku ktoś ich obserwuje. Przed sobą - na granicy widoczności - dwójka zbrojnych zauważyła skręt korytarza w lewo. Przed nim mieli jeszcze 3 wnęki więc koło 30-35 metrów. Czerwona dioda zamigała szybko jednak nic się nie stało.
Wolf zajął pozycję przy kolejnej wnęce, poczekał chwile na Corrina. Lewą ręką dotkną jego ramienia a potem wskazał odkrycie.
Nie czekając co powie dwójka Wolf skierował rozpylacz na wrogi obiekt.- albo ich oślepimy tu albo to zaraz wyleci w powietrze
Powiedziawszy to puścił sprzęt długą serię.
Sprzęt rozpadł się Poszło parę iskier i kule niebezpiecznie rykoszetowały, kamera jednak przeszła do historii.

Reggie był pewien ze niektórzy będą się czepiać tych rykoszetów. Ważniejsze, że chwilowo wróg nie widział co oni robią.

Uważam, że powinniśmy się spieszyć i wejść na pełnej szybkości do momentu gdy nie ugrzęźniemy. Mamy jeszcze trzy keypointy do czyszczenia o potem coś za zakosem korytarza. Uważam, że powinniśmy iść do zakrętu marszem ubezpieczonym.

Adrenalina zaczynała się podnosić ponad pewien próg, którego naturalnie ludzie z frontu nie odczuwali. Postanowili się spieszyć. Wolf przy środku, Corin bardziej przy ścianie tunelu. Spiesząc się jednak nie utracili czujności. Noktowizory mogły ich zdradzić, ale tylko wtedy, gdy napotkają wroga, który sam takiego urządzenia nie używa. Tym razem jednak było inaczej. Będąc przy narożniku zobaczyli, że ktoś tam musiał niedawno być. Na wysokości metra przyklejony do ściany był Claymore. Przodek w ich kierunku. Corin nie widział kabli więc ktoś musiał go przerobić na bezprzewodowy. Ten ktoś musiał widzieć róg, ale jeszcze niekoniecznie ich. Jedno od razu przyszło im do głowy - musiał ich słyszeć.

Hmmm grzebanie przy minach nie jest najlepszym pomysłem... A tę tu przynajmniej zamocowano według przepisu “Front toward enemy” czyli to musiał być jakiś specjalista...
A może siłowo - nie mamy jakiegoś granatu?

Te Corrin Jest szansa że mogli nas obserwować i odpalić gdyby wiedzieli że jesteśmy blisko ale bez kamery nic nie zrobią. Z drugiej strony, claymore jest na metrze więc nie ma co się przed nim czołgać, po prostu trzeba wyjść z jego pola rażenia - zastanawiał się Wolf
Corrin wskazał na najbliższą wnękę oddaloną o około 8 metrów od nich następnie na granat przypięty do oporządzenia i na półapkę. Poczekał na akceptujące skinienie Wolfa.
Gdy byli już ukryci, powiedział najciszej jak potrafił:
-robimy tak, przygotuj się bo za chwilę wpierdolę w to ustrojstwo granat. Następnie wpadamy za róg na pełnej kurwie i czyścimy wszystko ok?
Kciuk w górę i mina Reggiego mówiła sama za siebie. Let’s rock and roll.
Lets dance- powiedział Corrin widząc wyszczerz partnera. Cisnął granat mając nadzieję, że zachowają resztki słuchu po tej przygodzie.
Wybuch był głośniejszy niż się spodziewali. Reggie zaklął, ale sam siebie nie słyszał. Nie było czasu do stracenia toteż od razu po wybuchu dwójka frontowców wyskoczyła za róg. Wolf leciał pierwszy i dlatego też tylko on dostał. Gdy dostrzegł gościa stojącego dobre 10 metrów w głąb korytarza - za zakrętem - było za późno. Krótka seria szarpnęła nim tak mocno, że wpadł na ścianę. To, że jego wnętrzności nie wypadły było zasługą bardzo wytrzymałej kamizelki wzmocnionej płytami j. To, że dostał jednak nie oznaczało, że nie dostał strzału. Zarówno Wolf jak i Corin oddali po serii. Wolf nie trafił, ale Bradockowi poszło nieco lepiej. Widział, że trafił typa w klatę. Ten jednak rzucił się w bok znikając zapewne w kolejnej wnęce.
Normalny człowiek usłyszałby głośno rzucone przekleństwo, ale oni byli zbyt ogłuszeni wybuchem granatu i miny. Wnęka była zbyt głęboka aby w nią pakować z takiej odległości pociski.
Corrin nie myśląc wrzucił we wnękę drugą z niespodzianek przygotowanych przed akcją i nacisnął przycisk.
Bradock był blisko. Zbliżył się po tym jak nieudany wybuch wypełnił jego czaszkę nie wypełniając za to całego korytarza. Seria podziałała bardziej niż ostrzegawczo. Okazało się, że martwy właśnie gość próbował odblokować jakiś dziwny karabin. Nie zdążył. Dla pewności Corrin posłał mu jeszcze kulę między oczy po czym zerknął na Wolfa.
 

Ostatnio edytowane przez cb : 29-04-2013 o 20:29.
cb jest offline  
Stary 05-05-2013, 23:31   #157
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Jules! - krzyknęła Alex, łapiąc dziewczynę zanim ta walnęła głowa o podłogę. Spróbowała wciągnąć ją, choć trochę, do wnęki, w której stała.
- Co się dzieje? - spytała, przez ten cholerny noktowizor trudno się było rozeznać w rzeczywistości. Przesunęła dłońmi po ciele dziewczyny, noga była cała zalana krwią, cud, ze sie jeszcze trzymała.
- Spokojnie... spokojnie. Dostałaś w nogę. - powiedziała, wyciągnęła pasek i zaczęła zakładać opaskę uciskową nad raną.

Alex zobaczyła, że oczy Julianne zabłyszczały. Szkliste spojrzenie, które widywała ostatnio jedynie u przyszłych nieboszczyków sprawiło, że Cobin udało się wciągnąć do wnęki ciało cięższej i większej Jules. Krwi było tak dużo, że nałożony pasek zanim się zacisnął był już od niej śliski. Alex nie znała się na pierwszej pomocy tak dobrze jak na komputerach. Wszystko wskazywało na to, że sama nie da rady... Zaciskała z całych sił, ale krew nadal leciała!
- Morgan osłaniam. – usłyszała słowa Freda.. - Idź ją stabilizować, ale... drugą stronę musi obserwować Alex.
- Nie. Alex idziemy. Alex! Bez chirurga i tak zginie. Przedłużysz tylko jej agonie! Chodź.
– Morgan, jak zwykle, zaczął coś pieprzyć, zamiast brać się za ratowanie Jules. Był sanitariuszem, do cholery!
- Dobrze... - Alex spojrzała jeszcze na Jules, a potem wciągnęła Scooma i wychyliła się z wnęki, patrząc w drugą stronę niż Morgan - Pilnuję korytarza, Fred.
- Idź. Nie wychylaj się. Fred pierwszy, ja trzeci. - krzyknął Morgan, jakby nie rozumiejąc, co przed chwilą powiedziała. Może jej nie usłyszał?
Posłusznie schowała się na powrót i odwróciła głowę w stronę Michaela.
- Ja obstawiam korytarz w lewą stronę, a Fred w prawą - wyjaśniła powoli, jak dziecku - Ty możesz zająć się Jules.

Poczuła uderzenie, Michael strzelił ją otwartą dłonią w twarz.
- Co ... - zapytała, totalnie zaskoczona, tężejąc na moment. Pierwszy raz w życiu wzięła po twarzy, a nawet nie rozumiała, dlaczego. Morgan cos wrzeszczał, ale nie rozróżniała słów.
Odruchowo cofnęła się głębiej do wnęki, nieomal wchodząc na leżącą tam Jules.
- Alex! - Kowalski nadawał, wyraźnie zdenerwowany. - Alex odezwij się! Nad Wami lata a predator. Przejmij nad nim kontrolę. Doktorek mówił że masz do tego sprzęt. Pośpiesz się dziewczyno!

Dużo rzeczy zadziało się naraz. Zadźwięczał komunikator, ktoś klął, ktoś wrzeszczał. Jules wykrwawiał się, ale nikogo to zdawało się nie obchodzić.
- Alex zobacz co tam na nimi lata. – powtórzył Szybki, krótko i konkretnie. Na szczęście użył jej imienia, dzięki czemu zorientowała się, ze mówi do niej.
Dziewczyna przez chwilę jeszcze starała się ogarnąć sytuację, ale w końcu zrezygnowała i zajęła się tym, co jej wychodziło najlepiej - kucnęła, oparta plecami o ścianę, wyciągnęła laptopa i umieściła go sobie na zgiętych kolanach.
- Namierzam - powiedziała.
Włączyła, zdążyła zdziwić się obrazem na monitorze, a potem ściągnęła noktowizor. Zaczęła ustalać częstotliwość pojazdów bezzałogowych, żeby dostać się do ich systemu.
Alex robiła swoje szukając częstotliwości co takie trudne nie było. Chwila z programem i Cobin znała częstotliwość latającej maszyny. Ona chyba stanowiła większe zagrożenie od samochodu więc... nią zajmie się jako pierwszą. Trudniejsze było to co miała zrobić po namierzeniu częstotliwości. Hasło na 8 znaków. Nie znała go.
Puściła program szukający, jeden, potem drugi - a na koniec trzeci, który sama napisała i sądziła, ze jest lepszy od tamtych dwóch. Ustawiła sygnał dźwiękowy. Odłożyła laptop na podłogę i założyła na powrót noktowizor.
Jules ciągle oddychała, pasek nie trzymał.. ona nic juz nie mogła tu zrobić.
- Morgan! - spróbowała jeszcze raz - Ja mogę już pilnować korytarza. Podejdź!
- Zajmij się kodem. Ona nie żyje. Zrozum to. Przedłużymy tylko jej agonie
– warknął.
- Zajmuję się kodem! Nie możesz raz posłuchać, co mówię?! Rusz tyłek i chodź tutaj, do cholery! Ona jeszcze nie umarła!
- Cisza. Chyba, że chcesz żeby za zakrętu wpakowali nam granat.


Alex chciała coś odpowiedzieć, ale w jego głosie było coś takiego, że tylko skuliła ramiona i zamilkła. Potrafiła rozpoznać, kiedy należy się wycofać, bo walka jest daremna. Zrozumiała, że nikt nie pomoże Jules. Ona na pewno nie - brakło jej kompetencji - a ci inni mieli wszystkich w dupie. Alex nie raz pracowała w zespole, ale wtedy - kiedy ona wspinała, czy włamywała się z innymi - wzajemne zaufanie i współdziałanie było najważniejsze. Wiedzieli, ze mogą na siebie liczyć, w każdej sytuacji. Teraz każdy mógł liczyć tylko na siebie.
Ściągnęła noktowizor i spojrzała w laptop. Ciągle pracował, wyrzucając kolejne szeregi cyfr. Przyklękła obok Jules.
- Tak mi przykro.. - pozwiedzała cicho, choć tamta chyba już nie mogła jej słyszeć. Alex poczuła, że ma mokrą twarz, może od łez, może od potu, a może od krwi Pulmann. - Miałyśmy cholernego pecha, Jules. Niepotrzebnie nas wybudzali. Do zobaczenia - pogładziła ją po twarzy. - Pewnie niedługo.

Scena pożegnania z Julianne mogłaby trwać dłużej, ale nagle ekran laptopa zaświecił na zielono, a alarm się włączył. Nie za głośno, bo taki komputer ma raczej słabe nagłośnienie. “Hasło znalezione” co zgodnie z wiedzą programisty Alex oznaczało, że właśnie wpadła na to czego szukała. Szybko. Za szybko. A może po prostu wracała do wprawy?
Na dźwięk sygnału Alex odwróciła sie do laptopa. Wyglądało na to, że weszła do systemu pojazdów.
Zaczęła szukać podsystemu odpowiedzialnego za autodestrukcję.
Włamanie do programu było dość łatwe, ale wśród tylu wierszy tekstu na ekranie Alex musiała skupić się na tej jednej opcji. Nie było czasu. Autodestrukcja była, co znalazła po około minucie.
Alex uruchomiła mechanizm autodestrukcji w pojazdach.
Wybuch był słyszalny, ale nie tak głośno jak można było się spodziewać. Pojazd musiał być daleko. Podniosła spojrzenie na innych
- Co teraz? - zapytał Szybki. - Idziemy dalej?
- Banan
– odpowiedział Morgan.

Alex pomyślała, że Morganowi zupełnie odbiło, a potem wsunęła laptop do plecaka. Morgan zaczął iść wzdłuż ściany, wcześniej wskazując samochodzik zabawkę.
- Bomba? – pomyślała mechanicznie, ale nic nie poczuła. Ani strachu, ani radości. Nic.
Samochodzik wjechał w ścianę, a jego kółka nadal się obracały - nawet jak leżał na boku. Nie wyglądał groźnie. Dziewczyna ciągle klęcząca obok wnęki, w której umierała - a może już umarła? - Jules. Alex nie planowała nigdzie iść. To miejsce było równie dobre na śmierć jak każde inne.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 12-05-2013, 08:04   #158
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Kaem momentalnie stał się leciutki jakby nie ważył nic jakby był przedłużeniem woli Operatora. Cały czas swym tępym nosem omiatał strefy ognia. Tuż za Wolf Corrin, jako dwójka ubezpieczał zewnętrzne sektory. Sprawnie, szybko mechanicznie odtwarzane odruchy pozwoliły przejść przez pierwsze wnęki. To, że ktoś w końcu tu czeka było oczywiste.

Jak przystało na frontowego pechowca, niespodziankę Wolf zobaczył ostatni, to Corrin uratował mi kawal skóry. Lekko zamroczony, ale nadal w jednym kawałku Reggie powoli wracał do siebie
- kurwa, ja pierdole, kurwa! Reggie nie mógł się opanować. Dlaczego te chuje nie mogę po prostu zdychać. Nienawidzę granatów, gazu, cybermrówek i telemarketerów!
Mimo ze ogłuszony kląć potrafił. Nie było to profesjonalne, ale teraz i tak się zapowiadało na całkowita rozwałkę.
- Corrin, Corrin gdzie jesteś.... Weź mnie doprowadź do stanu używalności. - Wolf liczył się z tym ze dostanie z liścia i to porządnie, ale to mogło go szybko doprowadzić do stanu używalności.

-spokój - dobitnie powiedział Corrin. Jako, że był człowiekiem czynu to wypłacił Reggiemu też porządnego liścia.

Reggie doszedł do siebie szybko. W końcu ten granat to nie to samo eksplozja stacji benzynowej z łowcą w środku. Wtedy były dopiero fajerwerki..
Skoro oni nas tak to teraz i my ich tez

-. Może kolejne skoki robimy w dym po granacie? My się chowamy we wnęce a potem czyszczenie?
- ok-
powiedział Corrin - przygotuj się idziesz pierwszy. - Sięgnął po granat, zerknął na partnera i cisnął ładunkiem w dym.
Huk po chwili był niemiłosierny. Nie było jednak słychać odzewu. Nie możliwe, aby chodzili pojedynczo, czyli gdzieś musiał być ktoś. Czy jeden nie wiedział ani Corin ani Wolf. Może dwóch, trzech albo pięciu. Póki co jednak nie strzelali...
- kurwa, zaklął Corrin i nie słysząc sam siebie dał znać gestem partnerowi by ten ruszał.
- Wolf pokazał gestem ze prowadzi
Reggie szedł pierwszy lustrując całą szerokość korytarza. Było to utrudnione ze względu na noktowizor i cholerny dym, który miejscami był gęsty jak mleko. Dysze - na szczęście - już ucichły, ale doświadczeni żołnierze nie sądzili, aby dało się gazu pozbyć szybko. Prędzej reszty przeciwników.
Wolf rozglądając się powiódł wzrokiem pod sufit widząc małą czerwoną lampkę. Można nawet powiedzieć diodę. Czerwone światło - podobne barwą do tego używanego w noktowizorach - nie wywoływało u Wolfa zbyt pięknych emocji. Corin też po chwili zwrócił uwagę na to ustrojstwo. Po jakimś czasie przyglądania się dwójka najemników zobaczyła skrzynkę, w którą było to wmontowane. Coś jak kamera, które Reggie miał okazję widzieć w NY. Bradock też nie był w ciemię bity i mógł podejrzewać, że coś się święci. W najlepszym przypadku ktoś ich obserwuje. Przed sobą - na granicy widoczności - dwójka zbrojnych zauważyła skręt korytarza w lewo. Przed nim mieli jeszcze 3 wnęki, więc koło 30-35 metrów. Czerwona dioda zamigała szybko jednak nic się nie stało.*

Wolf zajął pozycje przy kolejnej wnęce poczekał chwile na Corrina. Lewa ręka wyszukał go a potem wskazał odkrycie,

Nie czekając, co powie dwójka Wolf skierował rozpylacz na wrogi obiekt.
- albo ich oślepimy tu albo to zaraz wyleci w powietrze
Wolf przymierzył i wygarnął długą serią.

Sprzęt rozpadł się po dłuższej serii. Poszło parę iskier i kule niebezpiecznie rykoszetowały. Kamera jednak przeszła do historii.

Reggie był pewien ze niektórzy będą się czepiać tych rykoszetów. Ważniejsze ze chwilowo wróg nie widział, co oni robią.
Chwila zwłoki by nacieszyć się tym, że nie wybuchłeś.
Akurat by zamienić z Corrinem dwa słowa.
Uważam, że powinnyśmy się spieszyć i wejść na pełnej szybkości do momentu, gdy nie ugrzęźniemy. Mamy jeszcze trzy keypointy do czyszczenia o potem cos za zakosem korytarza. Uważam ze powinnyśmy iść do zakrętu marszem ubezpieczonym( jeden przy ścianie i ma sektory na zewnątrz drugi może być ja idzie dwa kroki do środka i obcina od 11 do 2.
Kowboj szybko plan zaakceptował, Wolf aż się wyszczerzył na myśl, co jeszcze może pójść nie ok.


Adrenalina zaczynała się podnosić ponad pewien próg, którego naturalnie ludzie z frontu nie odczuwali. Postanowili się spieszyć. Wolf przy środku, Corin bardziej przy ścianie tunelu. Spiesząc się jednak nie utracili czujności. Noktowizory mogły ich zdradzić, ale tylko wtedy, gdy napotkają wroga, który sam takiego urządzenia nie używa. Tym razem jednak było inaczej. Będąc przy narożniku zobaczyli, że ktoś tam musiał niedawno być. Na wysokości metra przyklejony do ściany był Claymore. Przodek w ich kierunku. Corin nie widział kabli, więc ktoś musiał go przerobić na bezprzewodowy. Ten ktoś musiał widzieć róg, ale jeszcze niekoniecznie ich. Jedno od razu przyszło im do głowy - musiał ich słyszeć.
Cofnęli się do najbliższej wnęki. Reggie odetchnął z ulgą, po czym popatrzył ze zdziwieniem na kolegę.
Hmmm grzebanie przy minach nie jest najlepszym pomysłem... A tę tu przynajmniej zamocowano według przepisu “Front toward enemy”, czyli to musiał być jakiś specjalista...
A może siłowo - nie mamy jakiegoś granatu?
Corrin popatrzył na Wolfa i przeszedł do rzeczy.
-robimy tak, przygotuj się, bo za chwilę wpierdolę w to ustrojstwo granat. Następnie wpadamy za róg na pełnej kurwie i czyścimy wszystko ok?
Kciuk w górę i mina Reggiego mówiła sama za siebie.
- Let’s rock and roll.
- Lets dance- powiedział Corrin widząc wyszczerz partnera. Cisnął granat mając nadzieję, że zachowają resztki słuchu po tej przygodzie.
Wybuch był głośniejszy niż się spodziewali. Reggie zaklął, ale sam siebie nie słyszał. Nie było czasu do stracenia toteż od razu po wybuchu dwójka frontowców wyskoczyła za róg. Wolf leciał pierwszy i dlatego też tylko on dostał. Gdy dostrzegł gościa stojącego dobre 10 metrów w głąb korytarza - za zakrętem - było za późno. Krótka seria szarpnęła nim tak mocno, że wpadł na ścianę. To, że jego wnętrzności nie wypadły było zasługą bardzo wytrzymałej kamizelki wzmocnionej płytami SAPI. To, że dostał jednak nie oznaczało, że nie oddał strzału. Zarówno Wolf jak i Corin oddali po serii. Wolf nie trafił, ale Bradockowi poszło nieco lepiej. Widział, że trafił typa w klatę. Ten jednak rzucił się w bok znikając zapewne w kolejnej wnęce.
Normalny człowiek usłyszałby głośno rzucone przekleństwo, ale oni byli zbyt ogłuszeni wybuchem granatu i miny. Wnęka była zbyt głęboka, aby w nią pakować z takiej odległości pociski.
Corrin nie myśląc wrzucił we wnękę drugą z niespodzianek przygotowanych przed akcją i nacisnął przycisk.

Reggie był twardy i trzymał się mimo tego, że brzuch bolał go niemiłosiernie. Nie widział krwi, ale wiedział, że będą krwiaki. Albo nawet złamania żeber. Albo krwotoki wewnętrzne. Tak czy inaczej nic, czego już by nie przeżył.
Na chwilę był wyłączony z akcji, natomiast świadomość, że Corrin zdjął typka z jednej strony ucieszyła byłego frontowca. Choć z drugiej strony wolałby sam mu podziękować..
Teraz musiał się doprowadzić do stanu używalności a następnie dalej czyścić z Corrinem. Nie miał czasu nad sobą się użalać, czas był najważniejszy.
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline  
Stary 12-05-2013, 16:03   #159
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Serce, jeden z głównych narządów w ciele człowieka sprawiał, że kobieta umierała. Pompowana krew wylewała się przez rozerwaną tętnice, nie musiałem podchodzić, żeby to wiedzieć. W zielonym świecie w którym teraz byliśmy wyraźnie widziałem ile jej jest. Pech, parę milimetrów i by żyła. Kobieta, którą miałem chronić. Niegdyś jedna z lepszych specjalistek od ochrony umierała. Osiągnęła w życiu wiele, więcej niż większość z obecnie żyjących. I była za wolna, za słabo znała zasady rządzące tym światem. Co było przyczyną jej śmierci? Mały, który za szybko rzucił ją na akcje? Ja, który nie nauczył jej dość, który zawlókł ją tutaj a teraz odmówił pomocy? Nie czas było na to.
Alex się darła. Musiałem ją uderzyć. Nie mogliśmy pomóc dla Julianny Pulman, urodzonej w Conneticut, która mimo wielodzietnej rodziny wybiła się. W tym stanie musielibyśmy zostać z nią. Chociaż jeden z nas. A drugi sam, albo nie daj Boże z Alex by zginął.

Nie ruszyliśmy jednak dalej, Adam nadał komunikat o pojawieniu się bezzałogowców. Musieliśmy rozłożyć się. Nie podobało mi się to. Cholernie. Gdy ona klepała w klawiaturę gdzieś tam były Lusterka, gdzieś tam był Cruz, Laura i żona doktorka, nie znałem nawet jego imienia. Obserwowałem, skupiony, uważny, oddech miałem spokojny.
Gdy pojawił się samochodzik, zwykły samochodzik zabawka nie strzeliłem. Mógł wieźć bombę, kamerę albo chuj wie co. Spokojnie odpaliłem na nowo generator. Bez sygnału śmiercionośna zabawka pozbawiona rozkazów płynących od jakiegoś frajera wbiła się w ścianę i przewróciła. W ciszy słyszałem stukające o klawisze palce i zgrzyt ciągle obracających się kółek.

Na zewnątrz coś wybuchło. Dwa razy. Alex zrobiła co do niej należało. Czy ona będzie następna? Piękniś? Ja? Fred? Robiłem się miękki, za dawno nie byłem na akcji. Takie myśli oznaczały bilet w jedną stronę do piekła. Bo niebo jeżeli istniało to na pewno nie otworzy przede mną swoich bram. Szybki spytał się co dalej, rzuciłem krótkie "banan", slang Rusków oznaczający kontakt wzrokowy. Szybko pokazałem dwa sygnały. Mój kierunek, złapanie za karabin Posterunk... żołnierz US Army, mój kumpel powtórzył.

Ruszyliśmy mijając samochodzik. Jeżeli tam była bomba... To za sterami mógł być jeden z najemników. Lub Cruz. Przeszedłem obok ciała, bezimiennego frajera, nad którym nikt nie zapłacze. Psa Wojny. Nie jak ja czy Fred. Może nasze rodziny nie otrzymają flagi ale ciągle byliśmy żołnierzami.

Korytarz. Czysty. Szliśmy z Szybkim po dwóch stronach korytarza, który biegł prosto ale parę metrów od nas była wnęka. Kolejna. Budynek był dobrze przygotowany do obrony. Dłonie w rękawicach taktycznych pociły mi się ale kevlar zapewniał dobry chwyt. Zbliżaliśmy się spokojnie, metodycznie. Wiedziałem jednak, że muszę wypatrywać nie tylko przeciwnika. Jeżeli był tu Cruz to prędzej natkniemy się na pułapkę. Chciałem zakląć ale się powstrzymałem. Najciszej jak mogłem jednak tak by Szybki mnie usłyszał rzuciłem:
- Cruz. Pułapki.
Krok za krokiem zbliżaliśmy się do wnęki.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 19-05-2013, 19:28   #160
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ciężko było pilnować wejścia. Szczególnie kiedy większość jego ludzi przeszła do historii - z resztą tak samo jak potraktowane z granatnika pancerne wrota. Gunter zacisnął pięści patrząc na pobojowisko, które dzisiaj namalował przed nim Bóg Wojny. Nie wiedział dlaczego, ale jak nigdy miał chęć pierdolić wszystko i odejść. Zejść z posterunku i pomóc tym w środku. Sith, Ronar, Jacob... wszyscy byli jego przyjaciółmi. Tymi, którzy w imię kolejnej misji oddali życie. Mimo iż z wielkimi stratami Nowojorczycy wygrali. Kolejne trupy Black Mirrors stygły w ruinach. To jednak mu nie wystarczyło... Zabrał więc pełne magazynki, przeładował karabin, wziął trochę syntetycznej strychniny i wpadł do środka. Przez dziurę po wejściu do bazy...

- Morgan, Wolf, Siergiej... Wchodzę do środka od dołu. - powiedział przez radio dowódca drużyny NY.


Michael Morgan, Alexandra Cobin

Szybki szedł bardzo szybko, ale nadal zbyt ludzko jak na niego. Morgan bez problemu mógł go dogonić. Alex schowała się we wnęce nie ruszając się choćby o cal. Chciała zostać przy Jules aż do ostatniej chwili nie mając pojęcia, że Pullman już dawno nie było z nimi. Była w lepszym, piękniejszym świecie. W miejscu, gdzie nie było wybuchów, strzałów, a ludzie nie ginęli za każdym rogiem i w każdej ciemnej alejce. Mająca 32 lata kobieta wychowana w dobrej rodzinie będzie mogła teraz do niej dołączyć. Do ostatniej chwili nie miała pojęcia jak bardzo była powiązana z całą sprawą BM... Nie spotkała tego kto stał za jej wciągnięciem w tę całą sprawę.

Alex w pewnym momencie zobaczyła po lewej - skąd wcześniej z Morganem i Szybkim przyszli - jakiś ruch. Na chwilę odcięta od świata moment sobie przypominała, że to jeden z osłaniających ją mężczyzn. Morgan w tym świetle i z taką ilością sprzętu wyglądał zupełnie inaczej niż wcześniej. Groźniej. W pewnym momencie Cobin usłyszała po prawej strzały i jeden pojedynczy wybuch. Nie miała pojęcia co robić. PM w jej rękach lśnił w świetle noktowizora.

Morgan natomiast utrzymywał z Szybkim kontakt wzrokowy. Współpracowali lepiej niż kiedykolwiek pomimo tego, że Mike znał osoby bardziej do niego pasujące stylem prowadzenia działań. Operatorów mniej sprawnych, ale też mniej agresywnych od Freda... Morgan nie spodziewał się pierwszych strzałów, które nie padły z jego strony. Za nimi było czysto, ale od strony Szybkiego ktoś zdrowo pruł w jego kierunku. Fred odpowiedział ogniem, ale coś musiało pójść nie tak, bo wyrzucił karabin i wyciągnął... granatnik ręczny. Zrobił to tak szybko, że sanitariusz sam był zaskoczony. Pocisk poszybował w ciemną dal, a po ułamku sekundy dało się słyszeć głośny wybuch. Fred bardzo szybko ruszył dalej pamiętając nauki frontowe - nie zamulaj.

Mike w pewnym momencie zobaczył jak daleko przed nim ktoś wychodzi z dymu. Nisko, zgrupowany, z wytłumioną klamką w dłoniach. Sanitariusz podniósł karabin, ale w tym samym momencie poczuł trafienie w kamizelkę. Sam strzelił, ale gość się nie poruszył. Kolejny strzał poczuł już na lewej łapie. Strzelił znów, ale gość zniknął w kłębach dymu. Albo dostał i padł albo też... Zwyczajnie zniknął.

Alex w pewnym momencie straciła oparcie pod nogami. Nie wiedziała jak, ale to co było przed chwilą podłogą teraz otworzyło się niczym zapadnia z przedwojennych filmów akcji. Ciało Jules wylądowało - podobnie jak ona sama - na jakimś materacu gdzieś parę metrów niżej. Sprężyste ciało hakerki z małym problemem, ale wylądowało na nogach. Cobin była całkowicie zaskoczona. Poczuła jak coś łapie ją za PM i z siłą tytana wyrywa jej broń... Morgan widząc, że brak Alex, jej sprzętu i ciała Jules był bardzo, ale to bardzo zdziwiony. Miał jednak na głowie inny problem.


Alexandra Cobin


W pomieszczeniu było ciemno i sucho. Materac, na którym wylądowała Cobin śmierdział grzybem. Hakerka parokrotnie kaszlnęła zaraz pod wylądowaniu. Nad nią górował mężczyzna niewiele mniejszy od niedawno poznanego Little Mike'a. Jej Kriss powędrował ku rogu sporego pomieszczenia. Nie było tam nic poza nim i nią. Zero krzeseł, stołów, czegokolwiek poza wyjściem, za którym korytarz skręcał w lewo. Nie było drzwi...

- Witam, Panno Cobin. Przykro mi z powodu Panny Pullman. - powiedział gość w chwili, gdy Alex zdała sobie sprawę, że na oczach na coś na kształt niskoprofilowych gogli. - Nie sięga Pani po broń, bo zrobię coś czego nie chciałbym robić. Coś bardzo niedobrego. - mężczyzna uśmiechnął się szyderczo. - Widzę, że nosi Pani kamizelkę z wkładami balistycznymi. To one musiały zagłuszyć sygnał mojej zabawki. - gość wyciągnął z ładownicy na udzie coś na kształt tabletu jakie Alex znała przed wojną. - Pani koledzy to groźni ludzie, którzy niemal bez powodu wtargnęli do bazy bardzo wpływowych najemników. Nie wiem co sobie myślą, ale żaden z nich nie wyjdzie z tego budynku żywy. Moi koledzy trenują w tej okolicy od lat. Nie ma możliwości abyśmy przegrali z tak niezorganizowaną drużyną. - gość na chwilę zatrzymał. - Zaraz zostawię Panią tutaj pod ochroną mojego kolegi, a sam zajmę się zamieszaniem na górze. Po zabezpieczeniu okolicy zabierzemy Panią gdzie Pani zechce. Oczywiście w granicach przyzwoitości...

Alex usłyszała kroki na korytarzu, ale gość nie reagował...

- Dobrze, że już jesteś... - powiedział.

- Też się cieszę, X. - usłyszała Cobin znajomy głos ich przewodnika. - Dawnośmy się nie widzieli...

Wielki mężczyzna obrócił się błyskawicznie w kierunku wyjścia, ale nie zdążył zaatakować będąc zmuszony do obrony. Szakal rzucił się na niego z takim impetem, że obaj wylądowali na ziemi. Alex spojrzała w kierunku Krissa parę metrów od materaca, na którym stała.


Reggie Thomson, Corin Bradock

Corin po ściągnięciu przeciwnika i upewnieniu się, że nie sprawia zagrożenia sprawdził jak ma się Wolf. Frontowiec był twardy i mimo, że klata go bolała to parł naprzód sprawnie jak wcześniej. Reggie wiedział, że nie mają czasu na przestój - tym bardziej bez nikogo do osłony...

Gdy obaj ruszyli naprzód już za zakrętem korytarza nie widzieli nikogo do kogo mogliby strzelać. Każda wnęka była sprawdzana szybko i sprawnie i ani przeciwnik ani pułapka na drodze im - póki co - nie stawały. Pierwszy człowiek jakiego zauważyli - cud, że nie dostał od razu kulki - był umówionym z nimi przed radio nowojorczykiem. Gunter czekał zaraz przy następnym zakręcie. W ścianie na środku korytarza była wielka dziura, a schody na dół były jedynie połowy swej wcześniejszej szerokości.

- Kurwa mać. Z zewnątrz jedynie ja się ostałem. Blast jest z doktorkiem i Adamem w aucie. - powiedział szybko. - Na dole sprawdziłem jeden korytarz i był czysty.

Wtedy cała grupa usłyszała kanonadę strzałów gdzieś przed nimi. Nikt nie strzelał do nich, ale... pewnie stał teraz plecami do nich. Wolf ruszył szybko, a zaraz za nim Corin i Gunter. Ten ostatni zajmował się ubezpieczaniem pleców. Trójka wojowników wyszła za róg w chwili, gdy jakiś gość ładował granat do granatnika podlufowego. Wolf nie zauważył drugiego przeciwnika, który ukryty we wnęce oddał serię w kierunku jego i Corina. Bradock poczuł rozrywający ból w łapie, a Wolf znowu poczuł ucisk na kamizelkę. Obaj posłali strzały w kierunku przeciwników, ale jedynie ten we wnęce dostał. Drugi został ściągnięty, gdy unosił lufę przez kogoś innego z końca korytarza, do którego weszli.

- To ja. - zawołał Szybki, którego Wolf poznał po głosie. - Morgan, u mnie czysto. - dodał za siebie.


Adam Kowalski


Nie dał dyla kiedy była na to okazja. Słysząc wybuch maszyny nad nim mechanik z Detroit przejechał przez ruiny wjeżdżając do środka jednego z budynków. Doktorek mówił, że jest wyjazd i z drugiej co się po chwili sprawdziło. Musieli wracać. Blast przeładowywał swój karabin podczepiając nową skrzynkę z amunicją. Anthon stwierdził, że jebie wszystko i nie wyłazi z pojazdu. Doktorek nadal coś klikał.

- Kamery nad drzwiami przestały istnieć. Nowojorczycy wysadzili wejście. - powiedział podekscytowany. - Ciekawe jak idzie ludziom w środku...

- Ci wewnątrz mogą potrzebować naszej pomocy, Adam. Ja się nie znam na pierwszej pomocy tak dobrze jak ty i doktorek. Jedźmy do wejścia, co? - zapytał Blast wypełniając kamizelkę pełnymi magazynkami do klamki.

- Czyś ty nie widział co się tutaj dzieje? - zapytał Anthon.

- Zamknij ryj. Moi kumple tam giną. Adam, to dobrzy ludzie. Chodź im pomóc, a zrobię wszystko co mogę aby nic wam się nie stało. - Blast chyba był naćpany tym samym gównem, które Adam sam brał od medyka nowojorczyków.

- Blast, tu Tymon. Wraz z Andrzejem przenosimy się bliżej bazy. Za jakieś 2 minuty obstawimy wejście. - powiedział głos w radiu.

- Widziałem jak Gunter właził do budynku. - powiedział AJ na radiu. - Uważajcie na tyły, bo okolice wejście są nasze.

Do Kowalskiego należała ostateczna decyzja chociaż doktorek cały czas prowadził ich z powrotem tam gdzie byli wcześniej. Adam widział okolice, gdzie zamaskowali Knighta. Z ruin zobaczyli wejście do bazy, a raczej jego brak. Wielka, ziejąca z budynku dziura...

- Widzimy was. - powiedział na radiu AJ. - Wszyscy BM wokół bazy już chyba padli. Został środek. - dodał pełen optymizmu snajper.

- Adam. Podjedź pod wejście i wbijamy do środka. Ja będę was osłaniał, a ty i doktorek będziecie leczyć naszych... - Gunter oparł o bark KM kładąc rękę na ramieniu Polaka.




Jonathan Cruz był saperem. Kimś dla kogo bomby, ich konstrukcja i odpowiednie wykorzystanie nie stanowiły problemu od wielu lat. John był mądry i wytrwały. Studia ukończył z wieloma wyróżnieniami. Mimo iż początkowo nie należał do najsprawniejszych fizycznie to ciężka praca i wpływy ojca sprawiły, że stał się członkiem, a wkrótce potem dowódcą jednego z najbardziej elitarnych oddziałów saperskich w Stanach. O wyczynach tego człowieka pisało się w prasie, oglądało w telewizji, słyszano w radiu... Mówiono o nim jak o bohaterze tak długo i namiętnie, że sam zaczął w to wierzyć. Potem zaczął jechać po bandzie. Nie zabierał już na akcje pancerza przeciw odłamkom, a elegancki mundur. Twierdził, że jak ma zdychać to porządnie ubrany i z fajką w zębach. Ameryka potrzebowała takich ludzi jak on, a jego legenda rosła wprost proporcjonalnie do powodzeń kolejnych akcji... I Michael Morgan nie miał racji. Cruz od samego początku nie siedział w tym co właśnie się działo. Mieli w stosunku do niego pewne plany, ale on... Wybrał inaczej niż Fiodor. Wszystkie pułapki jakie zastawił na nich na pustyni, w ruinach, nawet w lokalu Maurycego nie miały prawa wypalić. Specjalnie spowalniał wszystkich BM, aby tylko dać Duchom zyskać na czasie. Niestety Aszkfort nie należał do ludzi głupich i w końcu się w sprawie połapał... Nie zabił go, bo śmierć byłaby zbyt przyjemna za coś takiego. Odebrał mu coś dla niego niezwykle ważnego. Jego ręce...


Fiodor miał ich jak na widelcu. Widział ich jak ściągali czujki, jak przemieszczali się między kolejnymi celnymi strzałami. Ten snajper Duchów był dobry. Chybił tylko raz, ale na szczęście wykonał poprawną korektę. Gdyby nie to Fiodor musiałby im pomóc i ujawnić, gdzie się znajduje. Barrett M82A1 ochrzczony imieniem Lara leżał grzecznie w objęciach snajpera. Początkowo BM miał zabić specjalistkę od fizyki aby Aszkroft nie dał rady z niej skorzystać, ale... Teraz miał inne plany. Lepiej będzie zająć się szefem i każdym kto będzie próbował spierdolić niż zabijać niewinną osobę. Dziwnie się czuł. Nie wiedział czy to duma czy co, ale naprawdę śmieszne wydawało mu się, że chce kogoś ocalić. Że ktoś tak przeżarty tą całą jatką powojennego świata może jeszcze coś takiego z siebie wykrzesać. Nie wiedział co zrobi po tym wszystkim. Do NY nie pojedzie, do Vegas też nie. Może Detroit albo Posterunek? To brzmiało nieźle…
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172